WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
— Problem z siostrą... — powtórzył głupio i stłumił uśmiech, który chciał wypełznąć na jego usta, gdy poczuł jak ogarnia go rozbawienie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał i nie takich słów, które padły chwilę później, nie obrazując w pełni skali problemu.
— Ile twoja siostra ma lat? I o jakich wartościach mówimy? — zapytał, marszcząc lekko czoło. Nie sądził, że prośby Johanny mogą dotyczyć jej rodziny. On nie czuł się właściwą osobą do tego, by utemperować jakąś gówniarę, która miała swój świat i swoje kredki, a na wartości w życiu wypinała tyłek. Cholera, on sam to robił. Lał na wartości i żył tak, jak jemu było dobrze.
— Wiesz co... Myślałem, że chodzi o coś poważnego. Że masz z kimś problem i trzeba się go pozbyć, ale do diabła... Naprawdę prosisz o to, żebym sprowadził do pionu twoją siostrę? To chyba wasze prywatne, rodzinne sprawy, do których nie potrzeba złej niańki? — skrzywił się. Nie był dobry w takie klocki. Nie wiedział o co dokładnie chodziło, ale problemy w rodzinie to było ostatnie czego chciał się chwytać. Już lepiej zapatrywałby się na znalezienie kobiecie kogoś, kto porzuciłby w ciemnym zaułku czyjeś ciało, albo dopuścił się uprowadzenia i tygodni spędzonych w zamknięciu w pakiecie z torturami. To nie wydawało się być jednak tym, czego brunetka potrzebowała.
-
Jej wcale do śmiechu nie było… ostrożny dobór słów i element tajemniczości był w pełni świadomy i tak jak nie zagłębiała się w źródła nielegalnych pieniędzy Joela, tak samo oczekiwała, że i on nie będzie zadawał zbyt wielu pytań.
Przeliczyła się.
Bądź co bądź był mężczyzną, jednostką prostą, której łatwiej zrozumieć rzeczy wyłożone w sposób oczywisty i możliwie banalny.
Thompson westchnęła.
– Posłuchaj – zaczęła jeszcze raz godząc się z losem, który zakładał uzewnętrznienie własnego problemu. Od kilkunastu minut wiązała ich tajemnica więc nie musiała się martwić o to czy Gallagher ma długi język. Nawet jeśli lubił nim władać to były o wiele bardziej przyjemne sposoby męczenia tego mięśnia niż paplanie na lewo i prawo. – 27 – odpowiedziała zdawkowo chcąc przejść do konkretów. – To co Ciebie najwyraźniej bawi, dla mnie w najlepszym przypadku skończy się końcem kariery. W najgorszym kratkami – dłuższa chwila przerwy aby mógł przyswoić rzuconą garść informacji. – Również nie jestem święta i to nas łączy. Podobnie jak Ty również cenie sobie lojalność lub chociaż nie wsadzanie nosa w nieswoje sprawy. Młoda grozi mi policją i wiem, że rozmowa to daremne strzępienie języka. Potrzebuję lepszego środka przymusu. Wystarczy ją dobrze przestraszyć i najpewniej odpuści – albo i nie.
– Więc jak widzisz mój problem jest poważny bo na równi z karierą cenię dopływ gotówki i niekoniecznie chce się rozstawać z jednym lub drugim – założyła pasmo długich, ciemnych włosów za ucho.
– I tak… potrzebuje złej niańki – przechyliła głowę na prawą stronę mając nadzieję, że teraz J. zrozumie czemu tak bardzo zależy jej na utemperowaniu siostry.
programista
narzeczony jordany
columbia city
Nie będzie żadnym zaskoczeniem stwierdzenie, iż Chet Callaghan nie zwykł obchodzić Walentynek - może dlatego, że zwyczajnie nie sądził, jakoby ów dzień zakochanych w jakikolwiek sposób go dotyczył, skoro nigdy przedtem - przed Jordaną - nie był tak naprawdę zakochany. Ale nawet po tym, jak dołączył do grona osób uprawnionych do świętowania tego dnia, nie uważał go za szczególnie istotny. I - jakże naiwnie - łudził się, ze on i Jordie nigdy nie staną się jedną z tych par, jakie znajdują dla siebie czas tylko raz w roku. Musiał jednak przyznać, że w ostatnich tygodniach nieco im tego czasu brakowało - bo mimo iż wciąż wiele rzeczy robili razem: wciąż budzili się w jednym łóżku i w tym samym łóżku zasypiali obok siebie, to jednak praca, małe dziecko oraz jednoczesne planowanie ślubu, sprawiały, że nie mieli zbyt wielu okazji do spędzenia wieczoru tylko we dwoje. A już szczególnie: do spędzenia go poza domem; choć ów brak skutecznie wynagradzała im świadomość, że za kilka miesięcy wszystkie te przygotowania pozwolą im przeżyć ten idealny, najpiękniejszy dzień w ich życiu, kiedy zostaną nareszcie mężem i żoną, a całe to szaleństwo - w końcu się uspokoi. A na to zapewne z większą niecierpliwością oczekiwał już Chet - na ów spokój, bo samego ślubu Jordie bez wątpienia również nie mogła się doczekać, i to chyba właśnie widok jej ekscytacji i radości, sprawiał, że brunet jeszcze nie zwariował. Przeciwnie - towarzyszył jej w tym wszystkim, bynajmniej nie zamierzając zrzucać całych przygotowań na jej głowę, nawet jeśli momentami czuł się w tym temacie zupełnie zagubiony i chyba po raz pierwszy tak dużą ulgę przynosił mu fakt, że Halsworth mogła w owym przedślubnym zamieszaniu liczyć na wsparcie oraz dobre rady swoich sióstr, które wydawały się tym tak zaaferowane, że chyba zapomniały już, jak bardzo jeszcze niedawno się na niego gniewały. A gniewały się nawet dłużej niż sama Jordie, która bez wątpienia miała ku temu więcej powodów - a mimo to nadal trwała przy brunecie, który kompletnie na to, i na nią, nie zasługiwał. Nadal w niego wierzyła; nadal widziała w nim lepszego człowieka, niż on sam w sobie widział i niż zapewne był w rzeczywistości. Dlatego przynajmniej przy okazji tego lutowego dnia pragnął dać jej coś w zamian: nie tylko bukiet kwiatów oraz delikatny naszyjnik, jaki przyozdobił wieczorem jej smukłą szyję. I choć ostatecznie wybór padł na dość banalną kolację we dwoje, to tegoroczne Walentynki pozostawały o tyle wyjątkowe, że właściwie obchodzili je razem po raz pierwszy; po tym, jak poprzednie zakończyły się dla nich głośną kłótnią. I to również Chet chciał jej wynagrodzić. Z wyprzedzeniem zarezerwował zatem stolik w restauracji słynącej głównie z zapierającego dech widoku na szmaragdowe miasto, które z zajmowanego obecnie miejsca przy oknie, mogli podziwiać bez najmniejszych przeszkód, co umożliwiało nienachalne, tworzące romantyczną atmosferę, ciepłe oświetlenie, w jakim skąpane było wnętrze lokalu. - Mam nadzieję, że nie zakręci ci się w głowie - zagaił, lustrując spojrzeniem jej profil, kiedy sama Halsworth zawiesiła wzrok na oświetlonej panoramie miasta, która, jakkolwiek efektowna, istotnie mogłaby przyprawić o lekki zawrót głowy kogoś cierpiącego na lęk wysokości. I choć Chet się do owego grona nie zaliczał, to i tak wydawał się być teraz bardziej zainteresowany osobą swojej narzeczonej, aniżeli czymkolwiek innym wokół nich. - Cieszę się, że chociaż w walentynki mogę mieć cię tylko dla siebie i nie dzielić się nawet z naszym synem - stwierdził z uśmiechem, gdy ich spojrzenia ponownie się spotkały, a palce ich dłoni splotły się ze sobą na blacie, zaledwie na krótki moment, zanim przy ich stoliku pojawiła się kelnerka, aby wręczyć im karty dań. Wyrecytowała przy tym powitalną formułkę oraz przedstawiła się jako Libby, co w pierwszej chwili nie wzbudziło nawet najmniejszych podejrzeń u Chestera, który dopiero po chwili wzniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, a wtedy - jego dłoń, którą sięgał po menu, zawisła na moment w powietrzu, zaś wzrok na kilka dziwnie długich sekund zatrzymał się na niepokojąco znajomej, młodej twarzy. - Dziękuję - odparł zaraz i odebrał od niej kartę, zerkając ukradkiem na Jordie. Nie był pewien, czy zauważyła, że dla tych dwojga nie było to bynajmniej pierwsze spotkanie, ale z ulgą przyjął fakt, iż młoda kelnerka również nie zdecydowała się teraz tego skomentować. Uśmiechnęła się tylko, unosząc lekko brew, a w jej oczach błysnęło coś na kształt niemego triumfu, jaki - dla Chestera - nie zwiastował chyba niczego dobrego, kiedy dziewczyna zostawiła ich ostatecznie samych, dając chwilę na wybranie czegoś z menu. I na tym właśnie Callaghan zamierzał się teraz skupić, posyłając jeszcze swojej narzeczonej łagodny uśmiech, lecz unikając dłuższego spojrzenia w jej oczy, gdy zamiast tego zaczytał się w liście dań z nieco chyba nadmiernym zainteresowaniem. Czyżby i tym razem ich walentynkowej tradycji miało stać się zadość?
Jordana Halsworth
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
Neutralne podejście Jordany do Walentynek objawiało się głównie tym, że najczęściej spędzała je w gronie tych wolnych przyjaciółek, które akurat miały albo złamane serca albo pozostawały zagorzałymi singielkami, częściej jednak sama Jordie wybierała wtedy pracę, by inni mogli świętować ze swoją drugą połówką. Ponieważ dotychczas ona takowej nie miała, nie czuła potrzeby świętowania, chociaż sam fakt przebywania w lokalach, w których pracowała, pośród licznych zapatrzonych w siebie i zakochanych par, wcale nie należał do najprzyjemniejszych. Nie sądziła więc, że za zaledwie rok czy dwa, sama będzie zakochana bez pamięci, a ten jeden szczególny dzień w roku nie będzie już przytłaczającym doświadczeniem, dniem spędzonym w pracy albo manifestem singielki, którą zawsze była. Dzisiaj mogła – co zabawne zresztą – pierwszy raz spędzić ten dzień z ukochanym mężczyzną i jednocześnie ze swoim przyszłym mężem, a myśl o tym za każdym razem zresztą wprawiała ją we wręcz dziecięcą ekscytację. Uwielbiała już w myślach – ale i głośno – właśnie tak go nazywać i nie mogła się szczerze doczekać dnia, w którym faktycznie jej mężem zostanie. A ponieważ, by to mogło dojść do skutku, musieli wiele rzeczy zorganizować, zaplanować i przygotować, to istotnie w połączeniu tego wraz z pracą bruneta oraz opieką nad małym dzieckiem, w całokształcie znowu tego czasu dla siebie nie mieli aż tak dużo. Zdecydowanie jednak plusem w tym wszystkim pozostawało to, że wszelkie nieporozumienia zostały zażegnane, a oni spokojnie mogli zasypiać w swoich ramionach i razem witać nowy dzień, ciesząc się swoją obecnością. Co prawda i ona nie chciała, by stali się jedną z tych par, które czas dla siebie znajdują tylko w ten jeden dzień w roku – i chociaż oczywiście mieli siebie wzajemnie na co dzień – to i tak przyjemnie było na moment z tego domu się wyrwać i spędzić czas tylko we dwoje. A tego akurat nie mogli już zbyt często praktykować, mimo szczerych chęci. Dlatego pozostawiając póki co w tylu zobowiązania zawodowe, bieganinę dnia codziennego, zmęczenie, niewyspanie, a nawet te jakże przyjemne – przynajmniej dla Jordie – i ekscytujące przygotowania do ślubu, dzisiaj mogli po prostu na moment się zatrzymać i skupić znowu na sobie. Dlatego bynajmniej nie oponowała, gdy mama Chestera zaproponowała ochoczo, że przejmie wnuka pod opiekę, by mogli spędzić trochę czasu tylko we dwoje, jakże chętnie przyjmując zaproszenie do eleganckiej restauracja. A w takowej nie byli już na tyle dawno, że zdecydowanie należało ten stan rzeczy zmienić – tym bardziej, że to o tyle wyjątkowy moment, że to tak na dobrą sprawę ich pierwsze wspólne Walentynki, bo te poprzednie akurat wypadły w momencie niemałej awantury. Dlatego cieszyła się, że oprócz przepięknych kwiatów i jakże urokliwego naszyjnika, Chet postanowił również sprawić jej tym większą przyjemność, zabierając właśnie do restauracji na kolację. Banał czy też nie, dla Jordie było to czymś absolutnie wyjątkowym, szczególnie po tym co już się wydarzyło – w bardziej czy mniej odległej przeszłości – w związku z czym chciała mu uświadomić, że był dla niej najważniejszy, że kochał go pomimo wszystkiego co mówił czy robił i nic nie mogło tego zmienić. Pragnęła, by wreszcie wypracowali ten złoty środek i odkąd istotnie zaczęli ze sobą rozmawiać, lepiej się rozumieć i chyba po prostu doceniać – ta atmosfera z nieznośnie zgęstniałej, stawała się wreszcie przyjemna i lekka. Szerokim uśmiechem pełnym zadowolenia skwitowała więc wystrój wnętrza lokalu, w którym nigdy wcześniej nie miała okazji gościć i niemal rozbłysły jej oczy, gdy okazało się, że zajmą miejsce tuż przy ogromnej, szklanej ścianie, za którą rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok. Czy mogło więc być bardziej romantycznie? – Ten widok rzeczywiście może przyprawić o zawrót głowy – zaśmiała się cicho, z zapartym tchem wpatrując się w oświetloną przestrzeń przed swoimi oczami – Na szczęście nie mam lęku wysokości, bo inaczej mogłoby się to źle skończyć. Piękny widok, prawda? – zagadnęła, niemal nie będąc w stanie ukryć tego zadowolenia i ekscytacji, które aż biły z wyrazu jej twarzy, który rozświetlał dodatkowo nadal szeroki, szczery uśmiech. Dlatego też najpewniej nie zorientowała się nawet, że brunet wcale owego widoku nie podziwiał, a zdała sobie z tego sprawę dopiero wówczas, gdy przekręciła głowę i usiadła prosto, skupiając już tylko na nim swój wzrok. Uśmiechnęła się więc nieco szerzej, dostrzegając, że to jej ciągle się przyglądał, co zdecydowanie jej się spodobało – och uwielbiała, gdy tak na nią patrzył, przez co aż przyjemny dreszcz przeszył jej ciało. – Wiem, że nie przepadasz… czy może nie przepadałeś za Walentynkami, ale i tak cieszę się, że możemy ten dzień spędzić tylko we dwoje. A właściwie wieczór. Reggie był moją Walentynką w ciągu dnia – zauważyła z lekkim rozbawieniem – Ale teraz jesteś nią już tylko Ty. Nie pamiętam kiedy ostatnio wychodziliśmy razem zjeść coś na mieście, więc cieszy mnie to tym bardziej. Tak samo jak to, że zabrałeś mnie akurat tutaj, chyba nie łatwo było tutaj dostać stolik akurat na ten dzień? – zagadnęła z uśmiechem, zaciskając delikatnie palce na jego dłoni, gdy te ich splotły się razem na stoliku, w czułym geście. Wpatrywała się więc z niego wzrokiem przepełnionym miłością – i co ważniejsze spokojem, którego zdecydowanie im brakowało. Już miała nawet coś dodać, gdy niespodziewanie do ich stolika podeszła młoda, śliczna kelnerka. W ostateczności może to i lepiej, że nie był to młody kelner, który mógłby się potencjalnie zainteresować Jordaną i tym samym narazić na złość Chestera, a że już wiemy, iż bywał mocno zazdrosny – to przecież lepiej było dmuchać na zimne. Jordie jednak nie zdawała sobie chyba sprawy z tego, że owa sytuacja wcale nie zanosiła się na lepszą, a istotnie stanowiła ciszę przed burzę. Nieświadomie jednak wzniosła wzrok na dziewczynę, która ubrana w strój z logo restauracji, wyrecytowała płynnie powitalną formułkę, skupiając jednak zdecydowanie większą uwagę na brunecie, niż na samej Jordanie, co zdecydowanie nie umknęło jej uwadze. Musiała się już chyba przyzwyczaić do tego, że kobiety zawsze zwracały na niego uwagę i bynajmniej nie mogła ich za to winić. Nie wyłapała jednak lekko zaniepokojonej miny bruneta ani tego, jak jego dłoń nagle zawahała się przy karcie menu, którą Jordie znacznie sprawniej odebrała od niejakiej Libby, nawet przyjacielsko się uśmiechając w podziękowaniu. Gdy więc odeszła póki co, pozwalając im zdecydować się na jakieś zamówienie, podobny uśmiech posłała kolejny raz tego wieczoru brunetowi i skupiła na chwilę wzrok na wypisanych potrawach, zawzięcie zastanawiając się na co ma ochotę. – Widzę, że w tej kwestii chyba nigdy nic się nie zmieni – rzuciła lekko żartobliwie – Wszystkie kobiety nieustannie tracą dla Ciebie głowę. Jak to dobrze, że jesteś tylko mój – skwitowała, unosząc kąciki ust jeszcze wyżej, gdy wznosząc wzrok znad menu, napotkała jego spojrzenie – Nie mogę ich za to winić, sama mogłabym patrzeć na Ciebie godzinami – posłała mu to sugestywne spojrzenie, mówiąc ni mniej ni więcej, że i jej podobało się to co widziała, ale przecież o tym brunet chyba doskonale już wiedział. Tym bardziej, gdy dziś wyglądał tak oszałamiająco przystojnie w tym eleganckim wydaniu, niemal cały na czarno. Skłamałaby więc mówiąc, że ten widok jej nie podniecał, bo w tym wydaniu uwielbiała go chyba najbardziej. Sięgnęła więc swobodnie do jego leżącej znowu na stoliku dłoni i kolejny raz splotła razem ich palce, zerkając ponownie do menu, póki co zdecydowanie pozostając bardziej swobodną niż on sam, bo niczego nie była jeszcze świadoma. – Sama nie wiem na co mam ochotę. Myślę jednak, że powinniśmy zamówić jakieś wino albo szampana. A Ty zdecydowałeś się już na coś dla siebie?
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Mogę przyjąć państwa zamówienie? - Libby ponownie zjawiła się przy stoliku i spojrzała po nich kolejno, zatrzymując na dłużej wzrok na brunecie, który - ponieważ Jordie wciąż się wahała - złożył zamówienie jako pierwszy, pamiętając również o dobrym szampanie, idealnie pasującym do przystawek. Cały czas przyglądał się przy tym uważnie młodej dziewczynie, która zachowywała się jednak całkiem profesjonalnie - zupełnie jakby w ogóle go nie kojarzyła, choć sam Chester bardziej był skłonny uwierzyć w to, że usiłowała po prostu uśpić jego czujność. Nie wiedział o niej wiele, ale pamiętał, że uwielbiała kłopoty - i może nawet bardziej niż sama się w nie pakować, lubiła pakować w nie innych. Na przykład niedoszłych kochanków. Póki co jednak grzecznie doradziła i poleciła Jordie jakieś smaczne danie, a gdy skompletowała całe zamówienie, już miała odwrócić się na pięcie, gdy jednak zatrzymała się w tym półobrocie i powróciła spojrzeniem do Callaghana, najwidoczniej nie będąc w stanie odmówić sobie komentarza, pewnie domyślając się, że jego obecna towarzyszka była jednocześnie powodem, dla którego brunet podczas ich poprzedniego spotkania pozostawił ją samą i niezaspokojoną w tej cholernej, klubowej toalecie. - Cieszę się, że nie jest między nami niezręcznie - a twojej dziewczynie nie przeszkadza to, co ze sobą robiliśmy parę miesięcy temu. Przez chwilę obawiałam się, że będziecie woleli poprosić o inną kelnerkę, ale - wszyscy jesteśmy dorośli, prawda? Zaraz przyniosę szampana - rzuciła lekko, z oczywistą ironią, bowiem nawet ślepy zauważyłby, że nawet jeśli do tej pory nie było jeszcze zbyt niezręcznie, to - właśnie się tak zrobiło. I tak też Libby postanowiła ich zostawić - w zdumieniu, jakie na moment chyba obojgu odebrało mowę - zaś sama odwróciła się i zgrabnym krokiem odmaszerowała w kierunku kuchni. Chet przełknął nerwowo ślinę i spojrzał na narzeczoną, tak naprawdę nie wiedząc, czy i jak powinien się z tego wytłumaczyć. I od czego zacząć - od tego, że wcale nie zamierzał przyznawać się do tego, że Libby nie była mu zupełnie obca i najpewniej przez cały wieczór był gotów udawać, że jej nie zna? Czy od tego, jak Jordie musiała się teraz czuć, stając twarzą w twarz z dziewczyną, dla której - wbrew temu, co mówił chwilę wcześniej - brunet ewidentnie stracił tamtej nocy głowę, omal nie rujnując całkowicie tej małej rodziny, jaką wspólnie tworzyli. - Jordie... - zaczął niepewnie, jakby pytająco, spodziewając się jednak, że jej reakcja udzieli mu odpowiedzi na wszystkie te wątpliwości.
Jordana Halsworth
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
Chet Callaghan
programista
narzeczony jordany
columbia city
Jordana Halsworth
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
- Wcale nie zamierzałam zmieniać stolika, ja się bawię świetnie, chyba w przeciwieństwie do Was. O ile się nie mylę, to kiedyś już Twój facet wolał mnie... - powiedziała cicho, nachylając się nad stolikiem, w momencie, w którym napełniała drugi kieliszek, na tyle cicho, by jednak pozostali goście tego nie usłyszeli. Celowo jednak dolewała oliwy do ognia, a Chet jedynie mógł poczuć jak palce Jordany znowu nieco mocniej zacisnęły się na jego dłoni. Czy dziewczyna faktycznie chciała doprowadzić do awantury?
Chet Callaghan
programista
narzeczony jordany
columbia city
Jordana Halsworth
Chirurg Plastyczny
Williams Plastic&Aesthetis Clinic
broadmoor
1.
wygląd
Zbliżały się kolejne uroczystości, a niedługo odbyć się miało również najważniejsze spotkanie ze wszystkich - z jego rodzicielką. Od śmierci ojca widzieli się raptem dwukrotnie. Kiedy był ostatni raz? Hm, Theodore nie był tego do końca taki pewien. Może sześć, może siedem miesięcy temu? Tak, czy inaczej był znowu w dupie. Escortka (bo tak je nazywał), z która współpracował od trzech miesięcy i której płacił już za udawanie jego dziewczyny zrezygnowała nagle z pracy i choć Williams proponował jej wyższą stawkę, nie chciała zostać. Musiała nagle wylecieć do europy i nawet jego pachnące dolary jej nie zatrzymały. Był sfrustrowany, ponieważ dziewczyna była idealną kandydatką na dłuższą współpracę. Widział ją przy sobie przez najbliższy rok, co najmniej. Chciał opłacić jej biznes, który pragnęła rozkręcić, wspomóc z samochodem i pierwszymi miesiącami opłat za nowe mieszkanie. Amanda, bo tak miała właśnie na imię, a raczej takim się przestawiała, czuła klimat jego osoby. Dobrze się dogadywali, była bardzo wyniosła i zadzierała wysoko nosa. Pyskata do wszystkich w okół i grzeczna dla niego. Podobał mu się jej temperament i małomówność. Nie zadawała zbędnych pytań, wykonując swoją pracę i była prawdziwą Profesjonalistką.
Jednak jej już nie było, a Theodore został nominowany do kolejnej nagrody. Wielka gala, a on miał pojawić się sam? Westchnął ciężko patrząc na zmęczoną w lustrze twarz, gdy zawiązywał krawat. Oby spełniła moje oczekiwania... Poprzeczka jest wysoka. Pomyślał i wypił dwa shoty witaminowe. Nałożył krem z filtrem przed wyjściem, co robił każdego dnia nim naraził skórę na promienie słoneczne i wsiadł na tylną kanapę swojego Rolls-Royce Ghost, który był jedynym nowoczesnym nabytkiem w jego stajni, a którego nigdy w życiu nie prowadził jeszcze sam.
Przyglądał się mijanym budynkom w widocznym zastanowieniu. Kierowca dostrzegł jego skupienie, lecz nie odezwał się słowem. Theodore cenił sobie ciszę, ale o czym tak myślał? Zastanawiał się nad nową kandydatką, jaka jest, czy mu podpasuje i czy nie marnuje teraz cennego czasu, w którym mógł wykonać kolejną operację. Jeszcze JEJ nie widział, jednak agencja, przez które zatrudniał Escortki jeszcze gdy go nie zawiodła.
- Rezerwacja na nazwisko Williams. Miał być stolik dla dwojga z najlepszym widokiem. - Jego ton nie znał sprzeciwu, a oczy wbite miał w telefon. Odpisywał na prywatne maile, skoro miał chwilę czasu, bo na to nigdy go nie było. Wieloma rzeczami zajmował się sztab ludzi, który miał pod sobą, jednak sprawy prywatne... cóż. Wiecznie coś zawalał.
Wyprostowany jak struna siedział przy stoliku, wpatrzony w ekran swojego telefonu, nawet nie sprawdził, czy widok był zadowalający. Sprawdzi to później, jak przyjdzie kobieta, z którą umówione miał spotkanie i najwyżej wtedy postawi lokal do góry nogami.
- Póki co wodę. Karafkę. Czekam na kogoś. - Rzucił do kelnera niedbale, wciąż dłubiąc w telefonie, kompletnie zapominając gdzie jest i po co się tu znalazł. Zatracenie.
escort girl
tam gdzie sobie życzysz
chinatown
outfit
Ostatnie tygodnie były dla Aurory trudne. To był intensywny czas na uczelni, choć tak naprawdę całe studia do tej pory były bardzo wymagające. Do tego dochodziły problemy finansowe, które jak się jeszcze niedawno wydawało, miała pod kontrolą. Czynsz poszedł do góry, a właściciel mieszkania kolejny raz podniósł kwotę wynajmu. Do tego ucięli jej dodatkowe zmiany w barze ze względu na szkolenie nowych pracowników, którzy mogli poświęcić na pracę tam więcej czasu, niż ona. Natomiast kolejne spotkanie z jednym ze swoich ostatnich klientów, miała umówione dopiero za dwa tygodnie. Ucieszyła się więc, gdy dostała telefon z agencji, że została wybrana przez jednego ze stałych klientów. Stały klient mógł oznaczać stałe zlecenia, a tego właśnie potrzebowała. Praca jako escort girl nie należała do najstabilniejszych, jednak w gorącym okresie, kiedy spotkań wpadało dużo, a Aurora potrafiła w ciągu tygodnia umówić się na trzy zlecenia, suma na koncie jakoś się wyrównywała. I wtedy Wilburn mogła spać względnie spokojnie.
Drogą mailową dostała wytyczne na temat preferencji nowego klienta. Kilka podstawowych informacji o tym, jakie ubrania powinna nosić, na jakie spotkania prawdopodobnie będzie ją zabierać, jakimi umiejętnościami powinna się chwalić i czym oczarować jego towarzystwo. Wymagania niektórych klientów były bardzo specyficzne, inne natomiast dokładne. Majętni panowie lubili mieć kontrolę nad każdym szczegółem, a więc czasami wiedziała jak ma upiąć włosy, jaki kolor sukienki wybrać (albo dostawała odpowiednie ubrania kurierem), jaką profesję sobie przypisać albo o kim przeczytać artykuł, by być na bieżąco.
Zawsze stresowała się przed poznaniem nowego klienta. Mimo zaufania do agencji nigdy nie mogła mieć pewności, kto usiądzie naprzeciwko niej i jak przebiegnie rozmowa. Choć zawsze dostawała wysokie oceny, opinie i rekomendacje, a klienci bardzo często chwalili ją bezpośrednio, gdzieś w głębi duszy obawiała się, że kiedyś trafi na kogoś na kogo zdecydowanie trafić by nie chciała. Wśród koleżanek z branży krążyły przeróżne plotki.
Do restauracji weszła punktualnie, ciągnąc za sobą małą srebrną walizkę wypełnioną kilkoma ubraniami na zmianę, w tej chwili mając na sobie mniej oficjalny strój. Dość biznesowo i z klasą, bo przecież biznesy właśnie przyszła omawiać. Ruszyła w stronę stolika, który wskazał jej kelner, przybierając na usta jeden z tych profesjonalnych, ale miłych uśmiechów.
– Dzień dobry. Nie chcę przeszkadzać, ale jesteśmy chyba umówieni. – powiedziała cicho, bo w restauracji jeszcze nie było tłumu, a więc jej głos nie musiał się przez nic przebijać. Nie chciała też go wystarczyć albo oderwać tak nagle od czynności, którą wykonywał.
– Przysłała mnie agencja. Nazywam się Skye. – dodała, gdy mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na nią, od razu chcąc wyjaśnić, że nie jest kimś, kto chce mu przeszkadzać, a to z nią był tu umówiony. Zawsze używała słowa „agencja”, bo nie miało to negatywnych konotacji i brzmiało profesjonalnie. Jeśli ktoś słuchałby ich rozmowy, nie miałby pojęcia, czy rozmawiają o agencji modelek, pracy, reklamowe, marketingowej, czy co jeszcze mogłyby sobie wymyślić. Była dyskretna, tak jak oczekiwali od niej tego klienci.
Theodore Williams
Chirurg Plastyczny
Williams Plastic&Aesthetis Clinic
broadmoor
O tym jego właśnie przybyła towarzyszka miała niedługo usłyszeć. Williams usłyszał dźwięczny ton jej głosu, był jak śpiew ptaków... Uśmiechnął się kącikowo pod nosem, powoli zablokował telefon, wsunął go do kieszeni, wstał i spojrzał z góry na Skye. Przyjrzał się jej w ciszy, zerknął na walizę, którą ze sobą przytachała,a na usta wpełzł dokładnie ten sam uśmiech.
- Witaj Skye. - Jego odpowiedź była wypowiedziana cicho i miękko, a oczy rozmówców się ze sobą spotkały. Ocenił ją od dołu, do góry, a teraz oceniał jej twarz. Doszukując się niedoskonałości, sięgnął dłonią do jej dłoni,k tórą zapewne wysunęła i uścisnął pewnie.
- Theodore. - To powitanie było bardzo chłodne i przybrało oficjalny ton. Mężczyzna puścił dłoń Escortki i odsunął krzesło, by na nim usiadła. Gdy to zrobiła, zajął miejsce na przeciwko. Jego sylwetka była nienaganna, choć wydawał się lekko spięty. Nie lubił poznawać nowych ludzi, a ten moment był dla niego zawsze krępujący - wychodziło to poza jego strefę komfortu.
- Nie lubię mówić, wolę słuhać. - Rzucił krótko. Nie był niemiły, ale nie był też jakoś specjalnie przyjazdy. - Wybierz coś z karty, a później opowiedz o sobie. - Wolał najpierw poznać je, a później wypunktowywać swoje wymagania.
Dziewczyna była urodziwa, ładnej postury, niemal idealnie piękna... ubrania, które nosiła wyglądały jak z kolekcji Chanel i mówiły o jej odwadze i indywidualizmie. Kobiety najczęściej wybierały czerń na pierwsze spotkanie, a ona - zrobiła coś odważnego. Lubił, jak były mu posłuszne, czy ona zdoła? Wyglądała uroczo i przyjaźnie, uśmiech wydawał się bardzo naturalny, a w spojrzeniu dostrzegał ciekawą iskrę. Miała ładne oczy, ale nie powinien się na tym skupiać. Wziął głębszy wdech i wyprostował jeszcze bardziej.
- Nie czytam opisów. - Wyjaśnił, dając jej do zrozumienia, że kompletnie nic o niej nie wie. Ślepy strzał agencji, a czy słuszny?
escort girl
tam gdzie sobie życzysz
chinatown
Wymagania Theodora w zasadzie nie różniły się wiele od wymagań innych facetów. Owszem, były konkretne i specyficzne, ale przynajmniej nie były obraźliwe i uwłaczające. W tej branży panowie mieli różne fetysze, a niektóre były dla Rory niesmaczne i omijała je szerokim łukiem. Nawet gdy stawka godzinowa była wysoka, a ona potrzebowała pieniędzy. Teraz na szczęście tak nie było i wybrzydzanie odnośnie długości sukienki mogła znieść bez ani jednego komentarza.
Uniosła spojrzenie, gdy mężczyzna wstał. Dzieliło ich dobre dwadzieścia centymetrów wzrostu, na szczęście w walizce miała wysokie szpilki. Uścisnęła jego dłoń i kiwnęła głową, gdy się przedstawił. W myślach powtórzyła jego imię, by go nie zapomnieć i posłała mu kolejny, delikatny uśmiech, gdy odsunął dla niej krzesło.
Zmarszczyła czoło, słysząc jego słowa. Nie do końca wiedziała, co miała o sobie mówić, skoro wszystko było umieszczone w jej portfolio i była niemal przekonana, że skoro ją wybrał, to się z nim zapoznał. Bez słowa sięgnęła po kartę dań i przesunęła po niej wzrokiem, po czym odłożyła ją na bok. Pierwsze spotkania z klientami były dla niej zawsze dość stresujące i ściśnięty żołądek wcale nie domagał się jedzenia. Wiedziała jednak, że oni zawsze nalegali i źle odbierali odmowę, nawet w tak błahych sprawach.
– Ah, rozumiem. – mruknęła cicho i przygryzła dolną wargę. Widać było, że nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
– Myślę, że wszystko zależy od tego, do jakiego zadania będę Panu potrzebna. – zaczęła, zakładając nogę na nogę i szukając odpowiedniego ułożenia na krześle, by wyglądać profesjonalnie i niezbyt nonszalancko.
– Znam biegle dwa języki obce, umiem grać w golfa, znam się na winach i whisky, na bieżąco śledzę sytuację polityczną w kraju, mam też doświadczenie w środowisku prawniczym i medycznym. – zaczęła wyliczać, jak to zwykle robiła, gdy ktoś prosił o zakres jej umiejętności, by zaplanować jakieś wyjście albo zabłysnąć przed znajomymi. Te wszystkie rzeczy sprawiały, że mogła odnaleźć się w wielu sytuacjach, a klienci mogli być spokojni, że ich nie ośmieszy.
– Czy chodzi jedynie o to, by się dobrze zaprezentować? – dopytała, bo skoro nie czytał opisów, to znaczyło, że wybrał ją jedynie na podstawie kilku zdjęć i być może rekomendacji konsultantki.
Theodore Williams
Chirurg Plastyczny
Williams Plastic&Aesthetis Clinic
broadmoor
Dostrzegł jej zmieszanie, dlatego właśnie wyjaśnił skąd bierze się jego niewiedza. Nie chodziło o sam wygląd, lubił inteligentne partnerki, o czym właśnie jej agencja wiedziała. Zbyt długo był ich klientem, by choć trochę nie trafić z dziewczyną dla niego, a on też wizualnie nie wybrzydzał, bo 90% kobiet w ich ofercie było pięknych w 75-90%, co według kryteriów Williamsa było wysokim wskaźnikiem.
A co ze Skye w takim układzie? Gdzie zatrzymał się ten wskaźnik? Patrzył jak przygryza pełną, ale naturalną wargę. Uśmiech nie zniekształcał twarzy, a ta działała poprawnie, choć nie tworzyła widocznych zmarszczek, typowych dla mimiki, a nie miała w sobie toksyny botulinowej. Przynajmniej jego sprawne oko tego nie dostrzegało. Szukał jakichkolwiek oznak ingerencji, nici, kwasy, wycinane poduszki Bichata, korekcja powiek, nosa... ale niczego nie dostrzegał. Stwierdził, że albo on ją niegdyś operował, albo się taka urodziła, niczego innego nie brał pod uwagę. Jeśli opcja numer dwa była ta prawidłową, a tak właśnie przypuszczał, to miał do czynienia z prawdziwym pięknem, którego zawsze szukał i podziwiał. Znów się spiął.
- Operowałem cię kiedyś? Wypalił nagle,jakby kompletnie jej nie słuchał, a słuchał uważnie każdego słowa. Z wielkim zafascynowaniem, choć je ukrywał. Nalał wody do szklanek przed nimi i pokręcił przecząco głowa, gdy pytała o prezentacje przy jego boku.
Przyszedł kelner, więc znów nie zdążył nic powiedzieć. Założył, że skoro znała się na winach, to doceniała ich smak, więc zamówił czerwone półwytrawne, jedne z tych swoich ulubionych z wyższej półki. Dla siebie wziął steka i poczekał aż kelner odejdzie i po chwili wpatrywania się w twarz Skye w końcu zabrał głos. Z tyłu głowy wciąż myślał o tym,co powiedziała, a konkretnie o jednym słowie - medycyna.
- Mów mi po imieniu, zatrudniam cię do roli mojej dziewczyny. To nie będzie jednorazowe zlecenie, masz ją udawać przez dłuższy czas. - Był pewny siebie, a ton jego głosu nie znał sprzeciwu. Jakby wszystko było już z góry ustalone.
- Wszystkie wymienione cechy ci się przydadzą, szczególnie na polu medycznym. Nadasz się. Wszystkie bankiety, imprezy, zjazdy rodzinne, jesteś ze mną wszędzie. Od czasu do czasu cię gdzieś zabiorę, aby uwiarygodnić historię. Pojawisz się też w moim domu. Kupuję twoją wyłączność, więc jeżeli masz chłopaka, chcę byś go ukrywała, szczególnie w mediach społecznościowych. Od dziś jesteś ze mną. Zapłacę dodatkowo jeszcze poza tym co agencji. Dużo. Bardzo dużo. - Mówił powoli, cicho, jak najbardziej rzeczowo, choć męczyło go już to mówienie. Dla Theodore wypowiedzenie takiej ilości słów było większym wysiłkiem niż ten, który serwował sobie na siłowni. Był konkretny, bo wiedział, czego chciał, nie lubił marnować czasu, ani owijać w bawełnę. Lubił też mówić o rzeczach już wyuczonych i w pewien sposób powtarzanych. W schematach sprawdzał się dobrze, gorzej jak coś poza ten schemat wyszło. Lekko się zestresował, przyglądając jej twarzy. Źle, że uznał ją za piękną, nie potrafił radzić sobie z kobietami, które go w pewien sposób fascynowały. Umiał płacić i wymagać, na razie gra toczyła się poprawnie, więc był bezpieczny To dlaczego czul niepokój?
- Przed pierwszym zleceniem widzę cię u mnie. Będziemy mogli swobodniej porozmawiać, powiem ci co masz o mnie wiedzieć i poznam lepiej ciebie. Musisz być wiarygodna. Nie chodzi jedynie o bycie pięknym. - To nie była zabawa, musiała wiedzieć, że traktował tą sprawę bardzo poważnie.
- Skąd masz pojęcie o medycynie? - Zjadła go ciekawość. Podejrzewał, że właśnie dlatego wysłali ją. Wydawała się... kandydatką idealną.
Znów ten cholerny stres.
Aurora S. Wilburn
escort girl
tam gdzie sobie życzysz
chinatown
– Słucham? – zapytała zaskoczona jego bezpośredniością, jak i samym pytaniem. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Jedyna operacja, jaką kiedykolwiek miała, odbyła się w Chicago tuż po wypadku samochodowym, a ostatnie rachunki za spłacenie jej absurdalnej kwoty czekały jeszcze gdzieś na komodzie w jej pokoju.
Przesunęła spojrzeniem po szklankach, które mężczyzna napełnił wodą i dziękowała w duchu kelnerowi, który pojawił się obok nich i odebrał zamówienie na steka dla mężczyzny i sałatkę dla niej.
– Dobrze, jeśli takie jest twoje życzenie. – kiwnęła głową. Nie było to dla niej nic dziwnego, a w zasadzie takie rozwiązanie wydawało się najlogiczniejsze. Informacja o tym, że zatrudni ją w roli swojej dziewczyny była dla niej kluczowa i od razu przyswoiła ją do wiadomości.
– Pełnym imieniem, czy lubisz jakieś… inne warianty? – dopytała, bo to również było ważne. Związki bywały różne, w jednym partnerzy słodzili sobie i spijali z ust słodkie słówka, w innych zwracali się do siebie pełnymi imionami i trzymali dystans. Wszystko zależało też od tego, jak długo w tym scenariuszu mieli być razem. Zdążyła też zauważyć, że nie udało mu się jeszcze na chwilę rozluźnić, wątpiła więc, że od razu poprosi, by mówiła do niej zdrobnieniem albo nazywała swoim tygryskiem.
– W takim razie będę chciała prosić o wstępny grafik i terminy najważniejszych punktów programu. Muszę się do tego przygotować i poinformować agencję. – odpowiedziała, znów będąc w trybie biznesowym, w którym profesjonalnie omawiała szczegóły zlecenia oraz jego etapy. Poza tym wiedziała, jak bardzo była ważna jej dostępność. Mężczyzna nie musiał tego wiedzieć, ale potrzebowała jakoś pogodzić nowe zlecenie ze swoimi studiami.
Powoli kiwała głową, gdy Theodore wymieniał zakres jej pracy. W tym momencie wiedziała, że musi się liczyć z tym, że poświęci mu bardzo dużo swojego czasu. Jeśli chciał ją na wyłączność, w jej obowiązku leżało również powiadomienie agencji, by wyłączyli możliwość rezerwacji jej osoby dla innych osób. Takie praktyki były powszechne. Jedni potrzebowali towarzystwa na jeden wieczór, inni na serie różnych wydarzeń, a Aurora nigdy nie wnikała w szczegóły. Słów o chłopaku nie skomentowała, nie musiał wiedzieć o jej życiu nic, poza tym, co umiała, by mógł się nią pochwalić.
– Dziękuję za propozycję, ale myślę, że dla dobra naszej, miejmy nadzieję, długoterminowej współpracy, lepiej będzie rozliczać się przez agencję. – odparła, w tym momencie poczuła potrzebę zabrania słowa. Nie chciała, by coś w ich kontrakcie było niejasne i by ktoś wykorzystał sytuację. Nie znała go i nie wiedziała, czego oczekiwał za dodatkowe pieniądze.
– Czyli dziś spotykamy się jedynie czysto organizacyjnie? – upewniła się, bo dostała informację, by przygotować się na bankiet, stąd też walizka wypełniona ewentualnymi kreacjami.
– Studiuję pokrewny kierunek. – odpowiedziała, nie siląc się na dokładność. Lubiła oddzielać życie prywatnego od zawodowego.
Theodore Williams