WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Katherine Wheterby & Nate Covington

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

#32

Termin rozwiązania Kath zbliżał się wielkimi krokami. Tak wielkimi, jak jej wielki brzuch. Kobieta była już zmęczona, obolała i generalnie nie w sosie. Dodatkowo, nie bardzo mogła, czy też nie pozwalano jej robić cokolwiek, bo przecież, co się stanie, jeśli zacznie rodzić? Będzie jej bezpieczniej w jej własnym mieszkaniu, zawsze w towarzystwie kogoś dorosłego, kto posiadał prawo jazdy, gdyby trzeba było ją zabrać do szpitala. Niby było to normalne i wręcz rozsądne zachowanie, tak trochę to blondynkę irytowała, w końcu zawsze była samodzielna i lubiła w gruncie rzeczy spędzać czas w domu sama, bo to nie zdarzało się zbyt często.
Teraz więc siedziała w salonie, przed telewizorem z kubkiem herbaty w ręku. Można by uznać, że skoro James pojechał z córką na lodowisko na jej trening, to te dwie godzinki będzie miała swobody, ale nie. I tak by siedziała przy jakimś serialu, czy filmie, a nie latałaby z odkurzaczem, żelazkiem i czymkolwiek innym, co trzeba by zrobić z długiej listy. Nie, nie miała już siły, czekała już tylko na dzidziusia i sądziła, że choć będzie miała o wiele więcej zadań, tak będzie mogła zrobić więcej niż w tym momencie.
Chwilę po tym, jak mąż z córką zniknęli z jej pola widzenia, usłyszała, jak jej przyjaciel woła z wejścia, że przyszedł jej dotrzymać towarzystwo. -A to co, już wszyscy macie klucze, żebyście mogli mnie nachodzić w dowolnej chwili?-zaśmiała się, właściwie to będąc zadowolona, że nie musi zwlekać się z kanapy, bo właściwie nie czuła się najlepiej. Choć nie sądziła, by być na tyle szczęściarą, aby to był poród, więc nic nikomu nie mówiła. -Chcesz pooglądać ze mną wojny magazynowe?-zapytała, bo lubiła ten program oglądać, nawet jakiś czas temu poszła na jedną taką aukcje w Seattle, ale przekonała się, że choć byłby to dobry sposób na dotowarowanie jej sklepu, tak same aukcje były zdecydowanie nie dla niej. Oglądanie tego w telewizji musiało jej starczyć.

Nathaniel Covington

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#62

Z powodu zbliżającego się terminu porodu wszyscy wokół Kath byli w pogotowiu. W razie, jeśli ona lub James potrzebowaliby pomocy, zawsze mogli na Nate’a liczyć, o czym mężczyzna nie raz już im przypominał. I mimo ogromu pracy w firmie i związanym z przetargami stresem, przyjechał do domu Wheterby’ch wraz z Nadią późnym popołudniem jako zmiennik Jamesa.
Przebywanie w towarzystwie przyjaciółki i córeczki było dobrą odskocznią od całego sajgonu, który zostawił za drzwiami Pioneer Square. Częściowo nawet trochę zazdrościł Kath, że mogła pozwolić sobie na całodniowe odpoczywanie i nadrabianie seriali. Styczeń był dla niego gorącym okresem w pracy, toteż teraz sam marzył jedynie o tym, żeby spędzić parę dni na kanapie w mieszkaniu z włączonym non stop Netflixem. No dobra, znając jego pewnie gdzieś by wyjechał, bo brakowało mu też aktywności, ale teraz miał poważne zobowiązania i nie mógł sobie pozwolić na wiele. Dlatego rozsiądnięcie się wygodnie w fotelu i oglądanie wojen magazynowych w zupełności mu wystarczyło.
- A co, masz już nas dość? - zapytał w rozbawieniu, wchodząc do salonu, tuż za niespełna dwuletnią blondwłosą istotką, która wbiegła z typową dla siebie radością do pomieszczenia i krzyknęła: - Ciocia Ka! Ceść! - Stanęła przy niej i przytuliła się do jej brzucha. - Dzidzia, ceść! - Uśmiechnęła się szeroko. - A Lydia dzie jes? - Wpatrywała się w zaciekawieniu i lekkiej niepewności w ciocię. Kiedy jednak Katherine zaproponowała Nathanielowi oglądanie tv, bez wahania przytaknął.
- Jasne. Która to wersja? - dopytał, siadając wygodnie na fotelu. Zaraz do niego dołączyła córeczka, która przysiadła mu na kolanach. - Co jest, żabo? - Nacisnął delikatnie na jej nosek, na co mała się zaśmiała. - Tatoo - odparła ze śmiechem. - Cooo? - zaczął się przekomarzać i mrugnął do niej zawadiacko. - Pokaż lepiej cioci, co ze sobą przywiozłaś, hm? Gdzie masz swój plecaczek? - zaproponował, przypominając Nadii o zabawkach, które ze sobą spakowała. - Jak się czujesz? - zapytał przyjaciółkę z troską w głosie, kiedy mała ochoczo pobiegła do korytarza.

Katherine Wheterby

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Katherine doskonale wiedziała, że ten cały poród nie wygląda tak jak na filmach, że nagle ją złapią skurcze, a wcześniej wyleje się wiadro wody na jej kostki, a zanim zdąży karetka przyjechać, to poród będzie musiał sąsiad odbierać. Pamiętała, że z Lydią to trwało naprawdę długo, a kolejne etapy następowały po paru godzinach. Dlatego też powtarzała, że jeśli miała zostać sama na godzinkę, to nie ma szans, żeby coś złego się stało. Z resztą nawet wtedy to istniał telefon i mogła zadzwonić po bliskich czy rodzinę, by zabrali ją do szpitala.
No ale wiadomo, faceci to uparte bestie, do których uszy trzeba było dokupić ekstra, nie pojawiały się w pakiecie, gdy brało się ich za męża. Więc już nie miała siły się kłócić, pozwalała, aby zawsze ktoś u niej był i obserwował ją bacznie, jakby miała zrobić coś głupiego bez wcześniejszej zapowiedzi.
-Najlepsze, czyli Kalifornia-stwierdziła, bo tylko tą serię uznawała, totalnie nie czując programu z Nowego Jorku, albo z Teksasu. Nie wszystkie postaci lubiła, zwłaszcza Dave'a, czy Rene, ale Jarroda i Brandi, a także Mary zdecydowanie lubiła. Choć też wolała dawnych prowadzących aukcje, no ale nie można mieć wszystkiego.
-Hej słoneczko, co tam?-zapytała, przytulając małą Nadię do siebie, zanim ta wróciła do ojca. -Lydia poszła na łyżwy, niedługo wróci z wujkiem Jamesem. -odpowiedziała, lekko się krzywiąc, bo było jej nad wyraz niewygodnie w tym momencie. -W porządku-powiedziała. Nie było jej zbyt dobrze ostatnio i tak naprawdę miała wielką ochotę już urodzić to dziecko, bo bycie w ciąży zaczynało się jej uprzykrzać, ale nawet w tym momencie jeszcze nie czuła, że to jest ten moment. A szkoda... Może Nate nie był przy porodzie Nadii, więc miał coś do nadrobienia.

Nathaniel Covington

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Nate z kolei nie miał zielonego pojęcia, jak w rzeczywistości wyglądał poród. Nie potrafił i w sumie nawet nie chciał sobie tego wyobrażać, swoją wiedzę przez długi czas ograniczając jedynie do filmów. Później trochę więcej poznał w teorii z opowiadań znajomych, ale nawet tego nie był w stanie wysłuchać bez krzywienia się i wypaczania umysłem pewnych obrazów. Młody mężczyzna nie potrzebował znać dokładnie szczegółów zwłaszcza, że w ogóle nie planował wykorzystywać tej wiedzy w praktyce. Teraz, kiedy sam posiadał dziecko to część niego strasznie żałowała, że nie mógł być przy narodzinach Nadii. Było to w końcu częścią doświadczeń rodzica.
Biorąc pod uwagę fakt, że Kath z Jamesem długo starali się o następne dziecko, należało szczególnie uważać na tą małą istotkę w brzuszku. Zwiększona troska Wheterby’ego o żonę wypływała zapewne od lekarza, który zalecał odpoczynek i brak jakiegokolwiek nadwyrężania się. Blondynka mogła być więc wdzięczna za tak świetnych przyjaciół, którzy o nią dbali. A jeśli ona uważała, że skazanie na ich towarzystwo było jej własną decyzją to była daleka od prawdy. Ale po co denerwować kobietę w ciąży i wyprowadzać ją z błędu?
- Okej, no i jak tam teraz stoją z łupami? Było już coś ciekawego? - dopytał, poprawiając się na fotelu i spoglądając w ekran. Najwyraźniej jeszcze przymierzali się do licytacji kontenerów. Nie był co prawda takim fanem, jak Katherine, ale coś nie coś zdarzało mu się oglądać.
- Nadal uczy ją ta sama instruktorka? - Uniósł wyżej brew, bo raz zdarzyło mu się ją poznać i musiał przyznać, że wyglądała naprawdę niczego sobie. Skrzywienie w wykonaniu Katherine pozostało niezauważone, gdyż Nate z góry założył, że dotyczyło to właśnie wyjścia córki z tatą. - No ta, w końcu co ma powiedzieć ciężarna w dziewiątym miesiącu, hm? - mruknął i uniósł przy tym nieznacznie jeden z kącików ust. Zdążył już zauważyć, że ten stan wiązał się z wieloma niedogodnościami, które należało przetrwać. Co ciekawe, wcześniej nie zwracał uwagi na szczegóły, ale odkąd w jego życiu pojawiła się Nadia, instynktownie wykazywał większe zainteresowanie wszystkim, co dotyczyło ciąży. W tym czasie podbiegła do nich dziewczynka z plecaczkiem, z którego zaczęła wyciągać po kolei książeczkę ze zwierzątkami, pluszaka króliczka i ulubioną lalkę, a następnie pokazała je cioci, kładąc jej na kolanach i pokazując paluszkiem z wyraźnym podekscytowaniem.
- Kochanie, ciocia niestety nie może się z tobą pobawić, ale wiesz co? Może wyciągniemy ci klocki Lydii, chyba się nie obrazi? - skierował pytające spojrzenie na Katherine. Mała miałaby doskonałe zajęcie.

Katherine Wheterby

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Poród to nie było nic przyjemnego, wręcz przeciwnie. Może naprawdę lepiej, że w telewizji nie pokazują jak to dokładnie wygląda? Choć na pewno czasem próbują, jak w trakcie porodu jednej z Kardashianek, kiedy ta wręcz sama wyciągnęła z siebie dziecko. Brrr, to nie tak powinno wyglądać. Katherine nie wspominała mile tego etapu ciąży z Lydią, ale nie skrzywiło to jej na tyle, by nie chcieć mieć żadnego dziecka więcej. Jakby mogła, to osobiście doradziłaby Nate'owi aby nie pchał się na porodówkę, chyba że do cesarskiego cięcia. Nigdy nie powiedziała Jamesowi, że wymaga, by był przy niej, bo sama nie była pewna, czy jej mąż to wytrzyma, czy nie zemdleje. Kiedyś facetów po prostu nie wpuszczano na porodówkę i był spokój. Czekali, aż nowy członek rodziny pojawi się na świecie i wtedy przychodzili. To nie był wcale taki zły pomysł...
Wheterby doceniała swoich przyjaciół, od zawsze. Wiedziała, że może na nich liczyć, ale trochę przytłaczało ją to czekanie i kazanie sobie usługiwać - w pierwszej ciąży była aktywna do dnia porodu i nikt jej nie musiał w niczym pomagać. Była teraz starsza i życie nie było już tak łaskawe, no ale trudno. Te wszystkie poświecenia i to nie tylko jej były warte. W końcu drugie dziecko to było marzenie ich, ale także po części Nate'a i Lavender, którzy wiedzieli, że to na pewno uszczęśliwi ich przyjaciół.
-Na razie jeszcze żadne z nich nie otworzyło skrytek, wiec musimy czekać-powiedziała. Choć oczywiście, to nie był pierwszy odcinek, który leciał. Więc mogła mu opowiedzieć co się zdarzyło niemal od rana. To był jeden z tych seriali, gdzie nie trzeba było znać wcześniejszej fabuły, aby rozumieć co się dzieje na ekranie.
-Tak, ta sama, a co?-Katherine ją całkiem lubiła, czuła że ma podejście do jej córki i dobrze się dogadywały, a na dodatek nie były to zmarnowane pieniądze, bo Lydia coraz lepiej sobie radziła na lodzie. Wiedziała też, że kobieta jest ładna, ale totalnie nie rozumiała tych dziwnych spojrzeń między Nate'm i Jamesem, gdy o tym rozmawiali.
-Dokładnie. Jakbym się zbyt dobrze czuła, to coś byłoby nie tak. -zaśmiała, łapiąc się za brzuch. Miała nadzieję, że szybko się go pozbędzie, serio. I to nie tylko dlatego, że było jej niewygodnie, ale chciała już poznać tego swojego współlokatora. -Nadia słoneczko, chcesz się przytulić i pooglądać bajki?-zapytała. Faktycznie, wstawanie i siadanie na dywanie, aby się czymś pobawić zdecydowanie nie wchodziło w grę. -Albo pobiegnij do pokoju Lydii i weź klocki-zapewniła. Czy Lydia tak naprawdę nie będzie miała nic przeciwko to trudno było stwierdzić, lecz będzie musiała się z tym pogodzić. -Dobra, kłamałam. Zaraz tu zakwitnę na tej kanapie-jęknęła. Miała co jakiś czas skurcze, ale wiedziała, że to jeszcze zdecydowanie za mało, aby myśleć, że zaraz urodzi.

Nathaniel Covington

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Kardashianek Nate na szczęście nie miał okazji oglądać. Właściwie nie szczególnie interesowało go życie innych, jeśli nie byli oni częścią jego rodziny czy przyjaciółmi. Wolał znacznie ciekawsze kino, jakim były filmy akcji, kryminały, dokumenty, czy komedie. Chociaż i w nich pojawiał się czasem motyw rodzenia dziecka. I choć stronił od komedii romantycznych, to jego uwadze, dzięki jego wspaniałym przyjaciółkom, nie mógł ujść Plan B z J.Lo, w którym ukazane zostały wszystkie etapy bycia w ciąży oraz samego porodu i odejściu wód na weselu swoich rodziców, czy coś takiego. Wtedy zastanawiało go, czy wszystkie kobiety w trakcie porodu były tak postrzelone? Wiedział, że hormony potrafiły uderzać im do główek, ale nie podejrzewał, że aż tak.
Podobno kobiety miały tak, że każda ich ciąża wyglądała inaczej. Kath pewnie nie mogła się przemęczać i musiała na siebie uważać między innym dlatego, jak trudno było Wheterby’m w tę ciążę zajść. Niestety, wiek też w niczym nie pomagał, organizm też już nie był taki sam, jak to parę lat temu.
- Ale nic ciekawego nie rzuciło ci się w oczy? Myślałem, że jesteś już wytrawnym kolekcjonerem, który potrafi dobrze wykalkulować, co jest za tymi płachtami. - Kiedy już otwierali boks i podawali tajemnicze hasło, które miało zachęcić kupujących do licytacji. Jego akurat na wojny magazynowe nie zabrała, ale bywał z nią na pchlich targach albo garażówkach, więc wiedział, że potrafiła wynajdować perełki.
- Nie wiesz może, czy jest jeszcze wolna? - zażartował. Katherine była kobietą, dlatego nie rozumiała skrytego podziwu mężczyzn względem utalentowanej łyżwiarki. Niemniej Nathaniel nie szukał nowych przygód, a właściwie nowych towarzyszek. Ostatnio miał już wystarczająco dużo tych starszych, chociaż w pewien sposób przynosiły mu nowe przygody. Mąciły mu w głowie na tyle, że sam już nie wiedział, co z tym fantem zrobić.
- Potrzebujesz czegoś ode mnie? - zapytał, gotów spełnić każde jej życzenie. No, może oprócz masażu stóp, bo od tego był James. W międzyczasie Nadia przyniosła klocki i zaczęła rozkładać je na dywanie. - Wiesz, częściowo ci zazdroszczę. Też wolałbym odpoczywać w domu zamiast siedzieć w biurze po nocach. Po przetargach dorwę Richarda i pokażę mu, gdzie jego miejsce - stwierdził, starając się zachować opanowanie, ale na samą myśl, że jego współpracownik od lat robił w jego firmie przekręty, krew w żyłach Nate’a zaczynała buzować. Na razie tylko jego asystentka i ich paczka wiedziała, co obecnie działo się w Covington Constructions, ze względów bezpieczeństwa cała reszta musiała pozostać tajemnicą. Pokręcił głową, żeby wyrzucić z siebie złą energię.
Katherine Wheterby

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Chyba nikt nie oglądał z zainteresowaniem tych tysięcy odcinków reality tv, które kardashianki produkowały, ale niestety nie dało się ukryć, że każdy zna różne fakty o nich. To było niczym choroba, niezależnie od tego jak człowiek się starał i opierał, nie dało się totalnie odciąć od wieści z tego świata. Choć nie dało się ukryć, że Katherine na co dzień nie interesowała się ploteczkami i takimi sprawami, to teraz, jak w ostatnich tygodniach głównie zajmowała się nic nie robieniem, mogła upaść aż do tak niskiego poziomu, aby coś takiego włączyć i pooglądać. Oczywiście blondynka się do tego pod żadnym pozorem nie przyzna. Z wiadomych powodów.
Na pewno było wiele zmiennych, które decydowały, jak ciąża będzie przebiegać i wyglądać. I choć lekarz kazał kobiecie po prostu się oszczędzać, tak James i znajomi wszystko wiedzieli lepiej i niemal jednogłośnie kazali się jej położyć i nie wstawać. Ona do niedawna jeszcze nie czuła aż tak wielkiej potrzeby, choć teraz to wiadomo, teraz już nie miała sił ani ochoty na nic.
-Musiałabym zobaczyć każdą rzecz, nie potrafię ocenić co jest pochowane-zaśmiała się. Pewnie, miała oko, wiedziała ile rzeczy są warte i co się sprzedaje, a co nie - dlatego naprawdę lubiła chodzić po pchlich targach, tam znajdując rzeczy do swojego antykwariatu. Wojny magazynowe jej nie przekonały, bo nie wiedziała nigdy na co tak naprawdę się pisze, a dodatkowo wyczyszczenie kupionego magazynu mogło kosztować wiele pracy. Zdecydowała się w inny sposób zabezpieczyć swój biznes na czas urlopu macierzyńskiego. To był jej biznes, więc mogła sobie na wiele pozwolić, mimo że w Ameryce jako takiego to urlopu macierzyńskiego nie było.
Blondynka tylko spojrzała na Nate'a, bo on i James non stop coś mówili o tej instruktorce. Jakby ona wiedziała, to zdecydowanie wybrałaby kogoś innego.-Nate, a co Cię to tak interesuje? Jeśli się z nią prześpisz i to wpłynie na treningi Lydii, to....-zawahała się przez moment-Zginiesz marnie-zaśmiała się, bo tutaj to chyba młoda Wheterby'ówna najprędzej chciałaby się zemścić. W końcu swoje treningi brała naprawdę na serio.
-Okej, więc myślisz, że ja sobie tutaj leżę i pachnę, zupełnie jakbym była w jakimś pięciogwiazdkowym hotelu?-popatrzyła na niego spod byka. Może leżała, ale na pewno nie był to jakiś wielki odpoczynek, bycie w ciąży nie jest wcale aż tak przyjemne. Chciała już się pozbyć brzucha, móc spokojnie wejść po schodach, nie być kopana po żebrach, a to tylko początek listy wszystkiego, co było inne od normalności. -Na pewno możesz siedzieć tu ze mną?-zapytała. Wiedziała o problemach w firmie, które właściwie nie opuszczały Covingtona, bo jak nie urok, to sraczka. Jeden problem w postaci oskarżenia o katastrofę budowlaną został wyjaśniony i zapomniany, a teraz te przekręty. Ten to nie miał łatwego życia, ani służbowo, ani prywatnie, w końcu to całe zamieszanie z Nadią... -Hej skarbie, masz ochotę na jogurt? Albo owoce?-zapytała dziewczynki, chcąc się pozbyć Nate'a na chwile z zasięgu wzroku, bo choć chyba panikowała, albo wręcz przeciwnie, wyolbrzymiała sprawy, ale chciała się poradzić swojej lekarki, czy przypadkiem nie powinna pojechać już do szpitala, aby tam doczekać na narodziny dziecka. Nie chciała jednak stresować Nate'a, bo wiedziała, że to nie jest to, na co był przygotowany. Co innego, jakby przy niej był James. Jemu by od razu wszystko powiedziała.

Nathaniel Covington

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Nie był przekonany co do tego, że prosty, heteroseksualny facet, interesował się Kardashiankami, a właściwie reality show, bo może jedynie mogły zająć myśli w kwestii fantazjowania o którejś z nich, żeby ją przelecieć. Jego zdaniem do niczego więcej się nie nadawały. Były takie… na raz. Ale o tym to mógł pogadać sobie na przykład z Jamesem, a nie ciężarną Kath.
Troskliwych miała przyjaciół, to trzeba było przyznać. Momentami nawet prześcigali się w pomysłach, jakby wiedzieli lepiej, czego obecnie potrzebowała Katherine. Mimo wszystko Nate zdawał sobie sprawę, że w tym momencie chyba najbardziej potrzebowała spokoju i zero stresu.
- Tam chyba trzeba czasem pobudzić fantazję, żeby ocenić, co może się przydać, a co jest do śmieci - ściągnął brwi w zastanowieniu. Tak przynajmniej rozumiał całą tę ideę licytacji kontenerów czy magazynów z przedmiotami przykrytymi wszelkiego rodzaju płachtami, żeby się nie kurzyły, a tak naprawdę pobudzały wyobraźnię i robiły nadzieję na fajny nabytek. To było w sumie trochę jak hazard, tylko ujęty w zupełnie nowy sposób, więc w sumie cieszył się, że blondynki to nie kręciło. Mógł sobie wyobrazić, jak James narzekałby na żonę za jej rozrzutność, a wtedy Nate pewnie musiałby interweniować.
Na pytanie przyjaciółki rozłożył się wygodniej na fotelu, a groźba wywołała w nim salwę śmiechu. - Hah, nieee, nie mogę narzekać na jakieś braki… - w tej kwestii. Nie dokończył, bo wraz z wypowiedzeniem tych słów zdał sobie sprawę, jak mogło to zabrzmieć i zrobiło mu się gorąco. On, dotychczas skupiający się na relacjach z Nadią, byciu tatą i sprawami dotyczącymi firmy, miał możliwość przespania się z kimś? Gdyby tylko Kath wiedziała, że nie chodziło nawet o jedną kobietę… Oby nie zwróciła na to uwagi!
- Noo, trochę wam brakuje do pięciogwiazdkowych warunków, ale… - tu spojrzał na Kath, której mina wyrażała wszystko - zawsze to lepsze od zapierdzielu w robocie - skwitował ze wzruszeniem ramion. Rzadko kiedy narzekał na swoją pracę, ale ta ostatnia sprawa, ostatni i najważniejszy przetarg, dawał mu w kość. Chyba się starzał. - Jestem właścicielem. W teorii mogę wszystko - stwierdził z beztroską w głosie, w którym wyczuwalne było jednak zmęczenie. - Zostawiłem kilka tematów asystentce. Ma głowę na karku, poradzi sobie z tym - wyjaśnił zaraz. Vivian na pewno nie przyznałby tego wprost, ale rzeczywiście doceniał jej zaangażowanie, zwłaszcza w obecnej sytuacji kryzysowej. Na szczęście emocje dotyczące wydarzeń w firmie nieco się w nim unormowały i nie przyprowadzał ich do domu.
Kiedy Nadia usłyszała propozycję, na moment się zamyśliła, po czym uśmiechnęła się uroczo. - Owoca? - zapytała w odpowiedzi, na co Nate poruszył się na fotelu. - To może ja pójdę? - zaproponował, gotowy do zajrzenia do kuchni.

Katherine Wheterby

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Cóż, mieszkając w Ameryce chyba nie da się nie znać ich i debilizmów, które popełniały niemal każdego dnia. Jeśli chodzi o ich wybryki, to naprawdę nie trzeba było śledzić ich programów telewizyjnych, aby coś się obiło o uszy. Był to marketingowy majstersztyk dla nich samych, będący przekleństwem dla całego świata. I jak jeszcze kilkanaście lat temu był to temat ciekawy, taki ewenement, tak w tamtym czasie powinno to się zakończyć i ludzie powinni o nich zapomnieć, tak jak zrobili poniekąd o Paris Hilton czy Nicole Richie. Tylko, różnica była jedna - te dwie ostatnie chciały zniknąć z piedestału, a w przypadku Kardashianów to było ostatnie o co można ich oskarżyć.
-Tak, zaryzykować. Ja zdecydowanie wolę zobaczyć co kupuję, choć zdarzało mi się, zwłaszcza ostatnio, kupować całe pakiety, widząc jedynie jedno zdjęcie, wierząc na słowo, że nie ma pod spodem żadnego chłamu.-wyjaśniła swoje działania, w końcu ciąża czy nie ciąża, to biznes musiał się kręcić. Jednak widząc tylko kartony i napis na nich, chyba bałaby się zaryzykować, zwłaszcza, że nie zawsze kwoty były małe. Dlatego też postanowiła nie bawić się w takie rzeczy, a jedynie oglądać programy dla zaspokojenia chęci rozrywki.
-No opowiadaj, opowiadaj-rzuciła zaciekawiona. Ona w ostatnim czasie wiele nie słyszała o tym, co dokładnie działo się w życiu Nate'a, choć Lavender po trochu też. Tylko ta druga, jak jej coś leżało na wątrobie, to nie patrząc na nic, mówiła o tym Kath, w przeciwieństwie do Nathaniela, który ewidentnie gryzł się w język i wszystko trzeba było z niego wyciągać, tak jak w tym momencie. -Poznałeś kogoś? Czy wróciłeś do swoich...-tu zamachała palcem, wspominając czasy, kiedy Lydia była mała, a Nate zmieniał panny jak rękawiczki. I to te lateksowe, które często jednego razu nie wytrzymywały-kawalerskich czasów?-oboje musieli pamiętać, że koło nich bawiło się dziecko, które uszy miało jak radary. Przynajmniej jej przyszywana kuzynka takie miała nie tylko w jej wieku, ale do dnia dzisiejszego.
-Jezu, jeszcze będzie narzekać-przewróciła oczami, czego nie dało się nie zauważyć. Choć wiadomo było, że to była raczej kwestia rozbawienia, niż jakieś szczególnej irytacji. Wiadomo, niańczenie kobiety w ciąży to nie było to, o czym każdy marzył, ale nie trzeba było długo się zastanawiać, aby wymienić całą listę gorszych rzeczy, które mogły człowieka spotkać. -tak, tatuś ci zaraz przyniesie, zobaczymy co wybierze-kuchnia Wheterby'ch była dobrze zaopatrzona, w półprodukty, rzeczy które lubiły dzieci i tym podobne. Nie zapominajmy, że rodzice Kath i jej brat siedzieli w branży restauracyjnej i dbali o swoją córkę i siostrę, by ktoś mógł nakarmić ją i Lydię. Sama korzystając z tego, że Nate wyszedł z pokoju, szybko napisała smsa do Jamesa z pytaniem, kiedy będzie - choć nie czuła jeszcze jakiś skurczów, to chyba panikowała i chętnie by pojechała do szpitala, nawet po to, aby usłyszeć, że ma wracać do domu i się nie stresować. A z Nate'm nie mogła, bo była Nadia, a James miał wrócić z ich córką, więc pomoc będzie im zdecydowanie potrzebna.

Nathaniel Covington James Wheterby

autor

B.

Awatar użytkownika
32
185

szef agencji nieruchomości

Horizon Real Estate

columbia city

Post

#7

Katherine Wheterby Nathaniel Covington

James był z Lydią na jej treningu łyżwiarstwa. Jak on uwielbiał oglądać swoją księżniczkę na lodzie to zrozumiałby tylko inny ojciec, nikt inny. No dobra, mężczyzna wodził też wzrokiem za instruktorką dziewczynki, ale to tylko i wyłącznie dlatego, bo piękno trzeba doceniać, a Wheterby jako mężczyzna i mąż kobiety obeznanej ze sztuką doceniał piękno, więc doceniał piękny strój instruktorki, a także piękno z jakim poruszała się po lodzie. Mógłby dodać też o jej pięknych kształtach, ale to tylko w męskich rozmowach z Natem i to też nie miałoby dużego znaczenia, bo dla niego idealne kształty miała właśnie jego małżonka Kath i nie zamieniłby jej nawet na cały stos takich instruktorek jazdy na łyżwach. Ale jak tylko telefon zawibrował mu w kieszeni i zobaczył wiadomość od żony to poczuł pewne zaniepokojenie. Ostatecznie przecież zbliżał się im termin porodu, a wiadomo nie od dziś, że nie da się przewidzieć dokładnego dnia ani godziny porodu, a dzieci miały to do siebie, że były niecierpliwe i spieszyły się na świat. Odpisał żonie że wróci jak najszybciej i poprosił instruktorkę by wezwała Lydię pilnie, bo mają sprawę niecierpiącą zwłoki. A w samochodzie prowadząc wóz odbył jakże trudną rozmowę z córką, jakoby taką że prawdopodobnie, bo on nie jest do końca pewien, ale mama chce by szybciej przyjechali do domu bo prawdopodobnie jej brat, albo siostra chce usilnie opuścić brzuszek mamy i pojawić się już na świecie. I opowiedział to bardzo komiksowo, coby nie przerazić córki, więc jakiś bocian w kapuście się w międzyczasie przewinął, zresztą nie wazne. Jak Lydia opowie o tej rozmowie mamie to Kath na pewno się załamie, ale powinna docenić również starania męża, który chciał uświadomić córkę, jednocześnie jej nie przerażając, ot co. Standardowo utknęli po drodze w korku, ale tym razem denerwowało to mężczyznę, bo co jeśli akcja porodowa już się zaczęła? Przecież nie ma nikogo, kto by zawiózł jego żonę do szpitala, a etap rodzenia w domu to już przeszłość. Przycisnął zatem później pedał gazu i liczył na to, że nie złapie go żadna policja, jakby co to będzie się tłumaczył że jedzie do rodzącej żony, tak już miał wszystko przemyślane. A gdy dojechali na miejsce to nie było słychać jakby poród odbywał się w pełni, ale gdy weszli z córką do środka to od razu znaleźli blondynkę.
- Kath, co się dzieje? Zaczyna się? - spanikował, bo zapomniał gdzie oni mieli w tej chwili te wszystkie rzeczy, które są potrzebne ciężarnej do szpitala. A powinni powiesić instrukcję na lodówce! Dopiero po chwili zauważył Nate'a.
- Czemu nie zawiozłeś jej do szpitala? - zapytał z wyrzutem. Fajne powitanie, czyż nie?

autor

-

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Jasne, kojarzył dziewczyny z ich walorów, ale naprawdę nie zwracał na nie szczególnej uwagi, woląc zająć się poważniejszymi sprawami jak firma czy przyjaciele. A jeśli już oglądał coś w tv dla rozrywki to były to programy Clarksona albo jakieś mecze NBL. Może Kath stwierdziłaby, że zupełnie się nie znał albo że zachowywał się jak dziadek, który dawno wypadł z obiegu, ale właściwie wcale się z tym nie krył. Po prostu wybryki Kardashianek zwyczajnie go nie interesowały i jakiekolwiek wiadomości o nich uznawał za tak zbędne, że niemal od razu ulatywały z jego umysłu.
- Uuu, Kath i ryzyko. Podoba mi się to połączenie - poruszył zabawnie brwiami. Zwłaszcza, że było to niezwykle rzadkie, gdyż to ona w ich paczce wyróżniała się odpowiedzialnością. - I co, udawało się w ten sposób złapać coś sensownego? - dopytał o ewentualne łupy. Miał kumpla, który lubił inwestować pieniądze, niekiedy niezbyt trafnie, więc totalnym ryzykiem byłoby zabranie go na takie wojny magazynowe. Aczkolwiek, kiedy ktoś nie miał problemu z wydawaniem pieniędzy, to może byłoby to fajną formą rozrywki? Jednorazową, oczywiście, coby nie popaść w nałóg.
Na podchwycenie przez Kath jego słów nieco się zmieszał i bezwiednie podrapał się po karku. - Nie ma właściwie… - …o czym, chciał powiedzieć, ale urwał w połowie zdania, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę było. Tylko nie był pewien, czy Katherine chciała to usłyszeć. Na kolejne pytania pokręcił głową i z wahaniem przygryzł wargę. - Nie mam czasu na chodzenie po barach i szukaniu… - tu zerknął na Nadię - …przygód - dokończył, odpowiednio dobierając słowa. - Można powiedzieć, że one same mnie znajdują, i to w najmniej oczekiwanych momentach - ściągnął brwi, sam zaskoczony swoimi wnioskami. I to wcale nie tak, że uważał się za tak świetnego gościa, iż kobiety do tej pory nieustannie padały mu do stóp i błagały o uwagę, a on nie mógł im odmówić. Ostatnio nie zdarzało mu się spędzać ulotnych chwil z przypadkowymi kobietami. Czy jednak jego postępowanie było przez to przynajmniej trochę mądrzejsze? Nie miał bladego pojęcia.
W końcu Nate podjął się zajrzenia do kuchni i obrania dla Nadii jabłuszka. Kiedy więc wrócił do salonu, nie zauważył niczego alarmującego. Dopiero nagłe wtargnięcie Jamesa do domu i jego spanikowane spojrzenie sprawiło, że Covington poczuł się, jakby coś mu umknęło.
- Kath? - Uniósł wyżej brew ostrzegawczo. Jeśli źle się czuła to czemu nic mu nie powiedziała? Próbował jednak zachować spokój - ktoś musiał zachować zimną krew, nawet, jeśli chodziło o poród przyjaciółki. Na pytanie Jamesa, ten spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Bo nie powiedziała mi, że coś się dzieje. - Zgromił ją spojrzeniem. - Mam wrażenie, że w ogóle we mnie nie wierzycie - mruknął zdegustowany, ale jeśli Kath naprawdę rodziła, to nie było czasu na marudzenie. - Co mam naszykować? - zapytał, przechodząc do rzeczy. Nawet, jeśli miał rozwalić jej wszystkie rzeczy w szafkach to podjął się wyzwania znalezienia niezbędnych przedmiotów, żeby spakować Kath. A do sprzątania wynajmie potem Lavender - ona lubiła porządek i na pewno poradziłaby sobie z każdym bałaganem.

Katherine Wheterby James Wheterby

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Nie żeby Katherine jakoś specjalnie skupiała się na tym, co tam się działo w tamtej rodzinie. Po prostu czasem coś słyszała, ploteczki, czy po prostu rzuciło się w oczy. To było trudne do ominięcia, niestety. No ale też była dość stara, nie wpasowywała się w żadną targetowaną grupę przez ich biznesy. Kolekcje ich ubrań, czy dodatków nie były czymś, co Kath by interesowało, jedynie może kosmetyki - gdyby częściej ich używała. Była kobietą, która nie potrzebowała miliona kosmetyków i nie wybierała je na podstawie ładnych zdjęć czy nazwisk celebrytek.
-Ooo, powiedz więcej. Pragnę wszelkich ploteczek-rzuciła do Nathaniela, bo naprawdę była ciekawa, co tam u niego w życiu, a chwilami czuła się beznadziejną przyjaciółką przez to, że skupiała się w tych czasach głównie na swojej rodzinie. Nie było to kłamstwem, bo Lydia i jej treningi, przygotowanie domu, biznesu i całego życia do zmiany, która ją czeka... Nie chciała ignorować przyjaciół, to nie było w jej stylu, ale nie miała aż tyle czasu, aby im poświęcać. Wiedziała, że oni to rozumieją i nie mają wiele pretensji do niej, ale i tak było jej wciąż źle z tego powodu.
-James, spokojnie-aż się zdziwiła widząc tornado, które wpada do domu, a także Lydię z niezbyt zadowoloną miną drepczącą za ojcem. -Nie mówiłam, że masz przyjeżdżać na sygnale, ani nic...-spoglądała to na Jamesa, to na Nathaniela. Owszem, nic mu nie powiedziała, nie widziała powodu, by go stresować. -Nie wiem czy to już to, ale chyba wolałabym zobaczyć się z lekarzem.... Tylko co z Lydią?-zapytała, bo właściwie tej jednej sprawy nie przemyśleli. Oczywiście, że nie będą jej zabierali do szpitala, aby siedziała godzinami i czekała, aż siostra lub brat pojawi się na świecie. Jako, że nie wiedzieli czy to będzie tylko krótka wizyta u lekarza, który wygodni ich do domu, mówiąc żeby się nie stresowali, czy może Katherine zostanie tam aż urodzi.

James Wheterby Nathaniel Covington

autor

B.

Awatar użytkownika
32
185

szef agencji nieruchomości

Horizon Real Estate

columbia city

Post

Katherine Wheterby Nathaniel Covington

James naprawdę to przeżywał, już jadąc do domu obawiał się że się spóźni i że Kath będzie całkiem sama, albo że nie będzie mógł przeciąć pępowiny, bo utknie w korku i zrobi to jedynie jakiś lekarz. Całe szczęście jego żona jeszcze nie urodziła i przede wszystkim nie była sama, ale ogółem ta myśl, że Nate kręci się po ich domu ze swoją córką, a nie zabrał jego rodzącej żony do szpitala była tak oczywista, że musiał się wyżyć na mężczyźnie za jego kompletny brak odpowiedzialności. Naprawdę z tej paczki przyjaciół to tylko Kath i jej mąż byli tymi odpowiedzialnymi, więc nie dziwota że będąc z Covingtonem i tak żona napisała do niego.
- Wybacz Nate ale masz zerowe doświadczenie w porodach. - to nie miało być chamskie z jego strony, ale mężczyzna był jednak w dużych emocjach, więc mogło zabrzmieć to dosyć nieprzyjaźnie wobec mężczyzny. Dlatego uwagę Covingtona puścił mimo uszu, bo co miał przyznać mu, że tak ma rację?
- Lydia, przyniesiesz tą taką dużą torbę mamy? Wiesz w której jest szafie. - Nate na pewno i tak by nie znalazł tego, czego potrzebują, więc dobrze że Kath przygotowała już taką torbę znacznie wcześniej i na pewno powiedziała gdzie ona jest zarówno mężowi jak i córce. A że James teraz nie mógł spuścić ani na chwilę oka z żony, więc poprosił córkę, by ta przyniosła tę wcale niezbyt ciężką torbę, co jak się po chwili okazało było złą decyzją.
- Z Lydią... Nate, zostaniesz wraz z Nadią z Lydią? - nagle sobie przypomniał o przyjacielu, gdy Kath zapytała z kim zostanie ich córka. Nie będą przecież ściągać Lavender! No i wszystko już wydawało się ustalone, ale nagle było słychać przeraźliwy krzyk jego księżniczki.
- Zobaczę co z nią, Nate, miej Kath na oku. - i jako dzielny rycerz tej rodziny poszedł do odpowiedniego pokoju i zauważył płaczącą córkę ze skręconą, bądź co gorsza złamaną nogą w kostce. I co on teraz miał zrobić? Przecież chirurgia i porodówka są w zupełnie innych częściach szpitala!

autor

-

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

- Nie wiem, czy naprawdę chcesz wiedzieć - stwierdził, ściągając przy tym brwi z wahaniem. To prawda, że ostatnio poświęcała swoim sprawom całą swoją uwagę, ale z oczywistych powodów nie miał jej za złe braku zainteresowania życiem przyjaciela, niemniej kiedy wpatrywała się w niego z taką dociekliwością, zaczynał odczuwać wyrzuty sumienia, że coś przed nią ukrywał. Zerknął na bawiącą się w najlepsze Nadię i upewnił się, że ich nie słucha. - No, dobra - wypuścił głośno powietrze i pochylił się w stronę Kath. - W święto dziękczynienia odprowadziłem Lav do mieszkania i zostałem tam do rana. Ale to był tylko jeden raz. A że do tej pory umknęło to twojej uwadze to oznacza chyba, że nadal potrafimy dobrze się dogadywać, prawda? - zdobył się na konspiracyjny szept, po czym uniósł wyżej brew, jakby w obawie, że Katherine zaraz zacznie prawić mu dobrze znane morały, że seks z przyjacielem nie wróży niczego dobrego. U niego i Lav to się sprawdziło, a przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy. - Poza tym, tuż po przyjeździe z Polski, na imprezie sylwestrowej u Siriusa spotkałem się z Lavą i… daliśmy ponieść się chwili - dodał, zaraz przygryzając wargę. Wspomnienia, uczucia, pomieszane z alkoholem, doprowadziły do tajnego zwiedzenia magazynu. Niby pojedynczy numerek, ale upewnił go w pragnieniach, których nie był w stanie wymówić na głos.
James miał doprawdy świetne poczucie czasu, że po chwili wparował do domu, wyraźnie zestresowany i wzburzony bezczynnością Nate’a. Na docinkę Wheterby’ego zacisnął nerwowo szczęki. Zabolało, bo w przeciwieństwie do kumpla, on nie miał możliwości być przy porodzie Nadii, czego do tej pory żałował, ale nie zamierzał tego teraz okazywać.
- Jasne - wycedził jedynie przez zęby, z trudem powstrzymując się przed odwarknięciem, że jeden poród nie czynił z niego specjalisty, ale zdawał sobie sprawę, że wszelkie sprzeczki były teraz nie na miejscu, a James po prostu mówił wszystko w nerwach. Nate musiał też zagryźć zęby, gdy jego oferta została zignorowana, bo wyglądało na to, że najwyraźniej nie nadawał się do niczego. Jego ego cierpiało do chwili, kiedy zaproponowano mu pozostanie z obiema dziewczynkami w domu.
- Tak, nie martwcie się, poradzimy sobie - zapewnił. Pech chciał, że w tej chwili do jego uszu dotarł krzyk Lydii, który momentalnie wzbudził w nim niepokój. Słysząc to, Nadia również podniosła się z klęczek i podbiegła do niego, żeby przytulić się do jego nogi. Pogłaskał ją po głowie, jednocześnie skupiając się na komendzie Jamesa, na którą skinął głową. - Leć do niej. - Wziął na ręce trochę wystraszoną Nadię i przytulił ją do siebie, szepcząc jej coś do ucha na uspokojenie. Kiedy tylko sylwetka Jamesa pojawiła się w korytarzu, po jego minie widać było przerażenie. - Co się stało? - zapytał zaniepokojony, ale gdy tylko usłyszał odpowiedź, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. - Obie muszą jechać do szpitala, James. Nie poradzisz sobie sam, pojadę z wami. Dzwonię po Lavender - wydawało się logiczne, że sami w tej sytuacji nie dadzą sobie rady. Potrzebowali pomocy.

Katherine Wheterby James Wheterby

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Czy James należał do najbardziej odpowiedzialnych osób? Gnając na złamanie karku, gdy nie było potrzeby, wrzask i robienie zamętu w sytuacji, gdy sam sobie dośpiewał co i jak, nawet nie próbując zobaczyć, czy faktycznie potrzebnie się denerwował. Katherine była pewna, że Nate by jej pomógł jak tylko byłaby potrzeba, ale celowo mu o niczym nie mówiła, nie koniecznie widząc taką potrzebę, z resztą nie chciała go stresować tym, że ma Nadię przy sobie i jej nie powinien zabierać do szpitala. Z Resztą, nad czym będzie się upierać, wcale nie napisała mężowi że rodzi, tylko spytała, kiedy wróci! Na boga, była to jednak spora różnica.
-Zdecydowanie chcę-odpowiedziała, zanim jeszcze nastąpił zamęt z Jamesem. Chciała wiedzieć wszystko, co dzieje się u jej przyjaciół i choć w taki sposób ich wspierać i być zaangażowana w ich życie. Zależało jej na tym, nie bójmy się tego powiedzieć! -W końcu się ze sobą przespaliście?-zapytała, aby dobrze to rozumieć. Czy to po nich widziała? No szczerze mówiąc, nie. Jednak jakoś nie była strasznie zaskoczona, że po tylu latach dogadywania sobie, czy żartów, w końcu do tego doszło. Nie raz rzucali do siebie takimi komentarzami, które mogły wskazywać na to, że coś czują do siebie miętę. -I z Lavą też było raz i koniec?-dopytała. Zapamiętała, że musiała teraz dopytać Lavender, co ona na ten temat sądzi i jak się z tym wszystkim czuje, ale to będzie musiało poczekać.
-James! Przestań się zachowywać, jakbyś pracował na porodówce!-no bo on tam był raz, trzymając swoją żonę za rękę, wyglądając jak duch tak, że aż pielęgniarka pytała, czy na pewno dobrze się czuje. Wiadomo, Kath chciała mieć przy sobie kogoś bliskiego, męża, ale przeżyłaby gdyby sama musiała rodzić.
-Spokojnie mała-powiedziała do Nadii, ale nie dało się ukryć, że trochę zdenerwowała się wrzaskiem córki. To nie ona powinna była targać jej torbę, tylko powinien po nią iść właśnie Wheterby, ewentualnie Nate.
-Spokojnie, niech James jedzie z Nad... Lydią, a ja pojadę sama. To pewnie nic takiego-powiedziała. Spodziewała się, że zobaczy się z lekarzem, położną i każą jej wrócić do domu. To zdecydowanie mogła zrobić sama. -Spokojnie kochanie, wszystko będzie dobrze-powiedziała, podnosząc się w końcu z kanapy i głaszcząc córkę po główce. -Na prawdę pojechałbyś z nami?-zapytała, bo to było pewnego rodzaju poświęcenie i to nie małe. Swojego czasu, swojej dobrej woli. -Jeśli Lav nie będzie mogła, mogę poprosić moją mamę, albo siostrę-rzuciła. Wiedziała, że jedna z jej sióstr niedawno urodziła, więc nie wchodziłaby w grę, ale miała przecież sporo rodzeństwa, więc to nie byłby problem znaleźć kogokolwiek, czy to do opieki nad Nadią, czy żeby ktoś towarzyszył Katherine w szpitalu. Bo wiadomo, że z Lydią to musi być ktoś z rodziny i pewnie będzie chciała być blisko swojego tatusia, skoro mama była nieosiągalna.

James Wheterby Nathaniel Covington

autor

B.

ODPOWIEDZ

Wróć do „39”