WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Veronica & Jason

ODPOWIEDZ
If you don't want a sarcastic answer, don't ask a stupid question
Awatar użytkownika
34
176

aktorka

teatr

the highlands

Post

{ 001 }
unspoken words are often the loudest
.

Szum deszczu wypełniał pogrążoną w półmroku sypialnię. Krople kapiące na parapet z okna sąsiadów powyżej wygrywały równy rytm, do którego dostosowywało się bicie jej serca; spokojny, melancholijny, wręcz usypiający odgłos, jaki większość ludzi nazwałaby pewnie relaksującym. Tylko co jakiś czas pokój przecinało zimne, niebieskie światło błyskawicy wdzierające się przez okno, na którym nikt nie zaciągnął kotary, a gdzieś w oddali po ołowianych chmurach zawieszonych nisko nad horyzontem przetaczał się grzmot; ale poza tym nic nie przerywało posępnego bezruchu i stęchłej ciszy.

Veronica leżała w ubraniach na wznak na idealnie pościelonym, zimnym łóżku w pustym, ciemnym mieszkaniu. Leżała, wpatrzona w sufit i słuchała tej melodii rozgrywanej przez naturę, która nie przynosiła żadnego ukojenia.

Sama czuła się pusta, zmęczona i nieprzyjemnie . o d l e g ł a .

Nieproszone, wciąż wracały do niej słowa jej managera. Rozpychały się w tej pustce tylko po to, żeby siać jeszcze większe zniszczenia w świadomości kobiety: „To szansa, o której marzy tysiące takich jak ty. Jedna na milion. Paramount, do jasnej cholery! Weź tą rolę i nie spierdol tego.”

Wiedziała, że by tego nie spierdoliła. Nie chodziło jednak o pewność siebie, bo tej Veronice Sullivan nigdy nie brakowało — chodziło o rozgłos. Dlatego prychnęła wtedy pod nosem i powiedziała, że się . z a s t a n o w i . . Zastanowi! Nad życiową szansą! Nie musiała nawet się szczególnie starać, żeby otoczenie brało ją za nadętą megalomankę. Mimo to, z drugiej strony pozostawało wręcz bolesne przekonanie, że potrzebowała tych pieniędzy; zwłaszcza w obecnych okolicznościach jej małżeństwa i przy wydatkach, jakie miała na głowie. Przy potrzebach, których trzymała się kurczowo. Drogich potrzebach.

W dni takie jak ten — w chwilach, w których wracała — głód dawał o sobie znać. Był niczym swędzenie, którego nie dało się zignorować ani zaspokoić; co nie znaczyło, że nie należało próbować. Veronica zaklęła pod nosem i podniosła się z łóżka, ignorując zesztywniałe mięśnie i późną godzinę wskazywaną przez zegar ścienny, niczym wyrzut wprost w twarz. Po drodze w kierunku okna sypialni złapała torebkę i zatrzymując się tuż przed parapetem, wygrzebała z jej wnętrza paczkę papierosów oraz zapalniczkę.

Otworzone na oścież okno było zaproszeniem dla wpychającego się do pomieszczenia chłodu. Odpaliła papierosa, rozsiadając się na moknącym szybko parapecie. Tytoń pomógł odgonić obawy. Odzyskać równowagę.

Był też najwyraźniej magnesem na Jasona. Szczęk klucza w zamku przekręcanym od zewnątrz nie spowodował jednak żadnego ruchu u Veroniki poza tym jednym, że uniosła dłoń do ust i zaciągnęła się głęboko. Kiedy mężczyzna wchodził, pozwoliła dymowi unosić się strużką z uchylonych ust, nie wydmuchując go siłą.

Czekała.

Późno wracasz. — Wyrzut w jej głosie był namacalny. Zwłaszcza że pewnie wciąż nie dostrzegł jej sylwetki wtulonej w ramę okna.

W gruncie rzeczy coraz późniejsze powroty jej męża do domu nie tylko jej nie przeszkadzały, ale wręcz przestały ją obchodzić. Obecność Jasona w mieszkaniu była męcząca, tak samo jak zapadająca między nimi cisza za każdym razem, kiedy należało sięgnąć głębiej; po słowa spoczywające gdzieś głęboko w świadomości. Należało rozdrapać źle zrośnięte rany, żeby pozwolić im się zagoić poprawnie.

Ale wygodniej było po prostu zaatakować. I zrobić to szybko; zanim to on zaatakuje ją jako pierwszy. Walka była wpisana w jej ciało, wyryta dłutem na świadomości, zakorzeniona głęboko w trzewiach. Zawsze walczyła. Musiała walczyć.

.
Jason Sullivan

autor

Val

ODPOWIEDZ

Wróć do „247”