WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Gdybym sam zrobił przejście chodziłbym pewniej po świecie. A poruszam się z miną, że miny czają się wszędzie.
Awatar użytkownika
27
190

inwestor/szef kuchni

Barlowe Group

broadmoor

Post

#2

Od kilku dni Hugo chodził nerwowy: zaciskał znienacka zęby, pocierał palce i często mył ręce, niestosownie odzywał się do pracowników, gwałtownie obchodził się z przedmiotami oraz ludźmi. Źle sypiał, bo w obawie przed kolejną, niefortunną wiadomością notorycznie sprawdzał telefon. Potem zrywał się wczesnym rankiem, a objawem jego zmęczenia były podkrążone oczy.

Frapował się. Po sześciu latach jego spokojna, wręcz monotonna rutyna została zaburzona przez telefon od matki. Stephanie Cunnigham (w domu sprawdzę czy dobrze napisałam nazwisko) była z siebie niezwykle dumna i nie przyjmowała do wiadomości, że przeszkodziła Hugo. Zagroziła, że jezeli nie pojawi się na tegorocznym spotkaniu wigilijnym, to zdradzi ojcu jego lokalizacje. Ponadto wiedziała o małżeństwie, więc nie zgodziła się, aby przybył sam.

Dla Hugo było to niewygodne. Niewygodne i niebywałe stresujące. Przez minione lata dokładał wszelkich starań, aby rodzina go nie odnalazła. Unikał mediów społecznościowych, wywiadów - które zapewne wspomogłyby jego biznes - nie używał prawdziwego imienia i starego nazwiska. Ostrożnie podchodził do nowych kontrahentów, uprzednio sprawdzając czy nie mieli powiazań z działalnością ojca oraz nie zatrudniał pracowników australijskiego pochodzenia. Poza tym żył dobrze: rozwijał się w obranych sobie kierunkach i spotykał się z ludźmi, których przywykł nazywać znajomymi. Przestał czuć presję i pomimo mentalnej świadomości zbiega, nie doszukiwał się na każdym kroku zagrożenia.

Do zeszłego poniedziałku, gdy pod nieznanym numerem usłyszał głos matki. Wystarczyło słowo, jego imię Vincente, wypowiedziane w ten sam formalno-czepliwy sposób, co przed sześcioma laty. Natychmiast zrozumiał z kim miał do czynienia.

Potrzebował kilku dni, aby ukoić emocje. Gdy nastał wątpliwy spokój, przysiadł za biurkiem i wpatrywał się w telefon. Na ekranie widniało puste pole bez zdjęcia i inicjały jego żony.

W końcu wybrał numer. Wydawało mu się, że czas oczekiwania na połączenie mocno się wydłużył, choć w rzeczywistości Maya odebrała po czwartym sygnałem - tuż przed pocztą.

- Masz plany na święta? - zapytał znienacka, nie tracąc czasu na mozolne powitanie. - Jesteś mi potrzebna. Właściwie bardzo potrzebna. Moja matka się odezwała i chce - wymaga - abyśmy przyjechali na wigilię - natychmiast wyjaśnił po co zadzwonił. - Oczywiście zapłacę - dodał, chcąc dodatkowo zachęcić Maye.

Ich ostatnia rozmowa miała miejsce kilka tygodni temu. Wtedy też zadzwonił jako pierwszy, bo potrzebował jej numeru dowodu. Nie kontaktował się z Mayą w innych przypadkach.



Maya Barlowe

autor

P o l a

I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

———Nie od razu rozpoznała głos w słuchawce.
———Kiedy odbierała połączenie, wciąż trzymała jedną dłoń w misce po brzegi wypełnionej mąką, w której raz na jakiś czas obracała kawałek ciasta. Choć wszystkie wypieki oferowane przez jej maleńką cukiernię przygotowywane były na miejscu, zawsze świeże i pachnące, to mało kto zdawał sobie sprawę, że produkcja składników — spodów do tart, biszkoptów, lukru czy kremu maślanego, który uwielbiała całym sercem (choć jej boczki co jakiś czas przypominały, że może pora zdusić tę miłość w zarodku) — wykradała jej z życia mnóstwo czasu. Czasu, który (gdyby miała ochotę) mogłaby przeznaczyć na coś bardziej… przyziemnego. Na kino, weźmy na to. Albo na teatr, gdyby postawiła na obcowanie z kulturą. Sama nie pamiętała już, kiedy ostatnio udało jej się oderwać myśli od cukierni.
———Z całą pewnością nie poświęcała zbędnej uwagi zastanawianiu się nad swoim stanem cywilnym. Owszem, złota obrączka (Hugo, przecież to nie jest prawdziwy ślub… to znaczy jest, jasne, ale nie musisz dawać mi takiego drogiego pierścionka!) wciąż zdobiła jej palec (do czego nigdy, N I G D Y, ani razu nie przyznała się w rozmowach z mężem), ale na co dzień zdarzało jej się o niej zapomnieć.
———Nic więc dziwnego, że kiedy naprędce klikała zieloną słuchawkę, która wyskoczyła na zabrudzonym mąką ekranie, nie od razu dotarło do niej, z kim rozmawia. Tym bardziej że facet po drugiej stronie wszedł jej w słowo („Maya Barlowe, w czym mogę po—”), kompletnie wytrącając dziewczynę z równowagi.
———Wcisnęła urządzenie między ramię a policzek i pospiesznie wytarła obie dłonie w jaskrawożółty fartuszek (miała takich aż siedem, w innym kolorze na każdy dzień tygodnia), nim zerknęła na ekran jeszcze raz.
———— Ciebie też miło jest słyszeć — odpowiedziała, przecierając twarz wierzchem ręki. Zostawiła przy tym białą smugę na czole i policzku, ale chwilowo i tak cała była w mące. — U mnie wszystko świetnie, dziękuję, że pytasz. Przed świętami trochę większy ruch niż zwykle, dostałam masę zamówień na serniki — z rodzynkami, wyobrażasz sobie? Kto to będzie jadł? — ale to dobrze, przynajmniej mam w co włożyć ręce. — Ich małżeństwo z całą pewnością nie było… typowe. W każdym cywilizowanym kraju tak długa separacja uznana zostałaby za powód do szybkiego rozwodu, ale oni przecież wcale nie zamierzali się rozstać, prawda?
———Trzeba jednak przyznać, że taka myśl przetoczyła się Mayi przez głowę, kiedy stanęła przed wiszącym na ścianie kalendarzem i dotarło do niej, że do świąt, których kwestię poruszył Hugo, zostały niecałe cztery dni.
———— Twoja matka? — powtórzyła głosem na wskroś przesiąkniętym niepewnością i dziwnym przerażeniem. Bo chociaż wiedziała, że ma jakąś teściową, to nigdy nawet nie powiedziała jej „dzień dobry”. Jasne, spędziła kilka wieczorów na googlowaniu rodziny męża, więc zdawała sobie sprawę, że pani Cunnigham uchodzi za wyjątkowo piękną kobietę, ale jej uroda była wręcz o n i e ś m i e l a j ą c a.
———— Hugo, to jest… — Zacisnęła usta w wąską kreskę. — To jest bardzo zły pomysł.
———Bardzo, B A R D Z O zły pomysł.
———— Przecież dobrze wiesz, że twoja mama oczekuje czegoś… innego. Nie mnie. — Maya ciężko pracowała nad pozbyciem się wrażenia, że nigdzie nie pasuje, więc przez lata dziękowała losowi, że mąż nie zwracał się do niej z podobnymi prośbami. Łaskawość bogów bywa jednak przewrotna. — Poza tym święta to czas, który powinno się spędzać z bliskimi. — A oni nie byli sobie bliscy. W zasadzie byli kompletnie obcymi ludźmi, których połączyła wyjątkowo intratna umowa. — Nie wspominając już o tym, że wigilia jest za kilka dni, a ja mam masę pracy.

Hugo Barlowe

autor

Ania

Gdybym sam zrobił przejście chodziłbym pewniej po świecie. A poruszam się z miną, że miny czają się wszędzie.
Awatar użytkownika
27
190

inwestor/szef kuchni

Barlowe Group

broadmoor

Post

Obraz, który reprezentowała Maya po drugiej stronie słuchawki był tym, jaki doskonale utarł się w pamięci Hugo. Młoda kobieta miała w zwyczaju rozprowadzać zewsząd nieład i nie ważne, czy krył się on pod postacią mąki na blacie oraz policzkach, czy znajdował odzwierciedlenie w kolorowych skarpetach, bożonarodzeniowym zegarku na przełomie wiosny i skradzionych butelkach wina. Zawsze, choć bez wątpienia nieświadomie, znalazła sposób, aby w krzywym zwierciadle postawić szarą rzeczywistość - jej wypieki również były tego przykładem. Ostatecznie jednak Hugo nie wiedział o wielu sprawach, bo dzieląca ich odległość i rzadkie rozmowy, do których starał się podchodzić z dystansem, nie pozwalały mu zadawać zbyt wielu pytań.

Mimo tego od sześciu lat zdejmował obrączkę wyłącznie do snu. Momentami miał wrażenie, że przyrosła do jego serdecznego palca, co niejednokrotnie przeszkadzało Sophie (robocze imię kochanki).

Zadarł kąciki ust, gdy przedstawiła się nazwiskiem, którego sam na co dzień używał. Była to kolejna rzecz związana z Mayą, do której mocno się przyzwyczaił. Jednak prędko przygryzł wargę i przybrał naturalny dla siebie, stosunkowo surowy wyraz twarzy, jakby w obawie, że kobieta mogłaby go przyłapać na tej ulotnej wesołości. Potem wygodniej rozsiadł się w fotelu i cierpliwie wysłuchał wszystkiego, co miała do powiedzenia, uprzednio potakując głową.

Rozumiem — odparł, choć oboje zdawali sobie sprawę, że wcale nie pytał o sprawy związane z cukiernią. Uznał, że Maya celowo wtrąciła ten temat, aby upomnieć go, że nadal powinni zachować bardziej przyzwoitą i swobodną formę rozmowy.

Moja matka — powtórzył, jednocześnie nerwowo zaciskając palce na telefonie, gdy wyłapał drżenie głosu Mayi. Nigdy nie postrzegał Stephanie Cunningham jako niebywale onieśmielające, chociaż musiał przyznać, że na ostatniej okładce jednego z magazynów, wyglądała młodziej, niż sześć lat temu.

Maya — zaczął z ciężkim, zbolałym westchnieniem. W pełni rozumiał jej nastawienie i gdyby miał jakikolwiek wybór, to nie dzwoniłby w tej sprawie. Wyboru jednak nie miał, dlatego drążył temat, próbując udowodnić, że wszystko miał pod kontrolą. — To nieistotne czego oczekuje moja matka. Zostaliśmy małżeństwem i na razie to się nie zmieni — zapewnił, chociaż nie był pewien czy Maya właśnie tego potrzebowała. Mimo tego uważał, że powinna zdawać sobie sprawę, że opinia rodziny - zwłaszcza rodziców - nie miała dla niego znaczenia. Postępował według własnych odczuć, a te w pełni zgadzały się na trwanie tego kontraktowego związku; na sponsorowanie potrzeb Mayi i zaakceptowaniu jej dziwactw.

Intuicyjnie dotknął obrączki.

Jestem twoim mężem — wtrącił dosyć zuchwale, kiedy kobieta napomknęła o bliskich — teoretycznie nie masz nikogo bliższego — zaśmiał się ironicznie, ale nie był to gest, który miał na celu urazić Mayi. Nawet jeżeli kontaktowali się ze sobą wyłącznie w ostateczności, to pod względem prawa ich imiona figurowały na szczycie listy najbliższych. W przypadku wypadku służby miały kontaktować się właśnie z nią.

Potrójnie zapłacę za każde zamówienie — zastanowił się przez chwilę — plus premia — zaproponował, przy czym uniósł się z fotela i spojrzał przez obszerne okno biura. Nad Seattle rozciągała się ciemna chmura. — Pięć tysięcy? — zagadnął, jednocześnie zastanawiając się czy ta kwota nie była zbyt mała. Jego matka była trudna. Lubiła wtykać nos w cudze sprawy i w dodatku miała plan na życie Hugona, którego postanowił nie zrealizować. Na pewno odbije się to na Mayi. Wiedział to. — Dziesięć. Dziesięć tysięcy, Maya — rzucił kolejną propozycję.

Maya Barlowe

autor

P o l a

I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

———Maya.
———Choć nigdy nie przyznała tego na głos, całkiem podobał jej się sposób, w jaki Hugo wypowiadał jej imię. Z trochę dziwacznym akcentem, przeciągając nie te głoski, które powinien, po prostu inaczej — ale zupełnie jej na inność nie irytowała.
———Westchnęła ciężko, chwyciła palcami za nasadę nosa, przymknęła na chwilę oczy. Nie była przygotowana na tak poważne rozmowy, bo jedyne, jakie ostatnio przeprowadzała, dotyczyły wypieków: pani Barrow zażyczyła sobie tartę cytrynową na pierwszy dzień świąt (ale koniecznie bez skórki pomarańczy, kwiatuszku), sąsiad z naprzeciwka zamówił aż dwadzieścia (dwadzieścia!!!) babeczek red velvet z podwójną czekoladą, chociaż żona od lat ostrzegała go, że niebawem zejdzie na cukrzycę.
———W kalendarzu, który prowadziła z upartością maniaka, znajdowało się kilkadziesiąt nazwisk najbardziej lojalnych klientów, którzy zawsze — z naciskiem na: Z A W S Z E — mogli na Mayę liczyć.
———— Nie chodzi o pieniądze — powiedziała z dziwnym oburzeniem, zupełnie do niej niepodobnym. Dotychczas nie miała większych oporów przed korzystaniem ze szczodrości małżonka. Raz w miesiącu na jej konto bankowe wpływała kwota odpowiednio wysoka, by dziewczyna mogła z czystym sumieniem wynajmować całkiem ładne, dwupokojowe mieszkanie na trzecim piętrze eleganckiej kamienicy, której okna co prawda skierowane były na ulicę, zamiast na słoneczne wybrzeże, ale balkon z widokiem nie był wart kolejnych trzystu dolarów. — Chodzi o zaufanie, Hugo — wyjaśniła, nieświadomie sunąc palcem po wzorach nadrukowanych na żółty fartuszek. Wyznaczała ścieżkę wokół kwiatów i pszczół, rozmazywała mąkę na materiale, ale bałagan, w którym jej mąż nie potrafił się odnaleźć, dla Mayi był nierozerwalną częścią codzienności. Nie lubiła porządku. Nigdy nie należała do specjalnie pedantycznych osób. Gdyby miała do wyboru zamieszkanie w eleganckim domu, który każdego dnia sprzątałaby odpowiednio opłacana pani, a rozrzucanie skarpetek w kolorowej kawalerce pachnącej kadzidłami i lukrem, bez wahania wybrałaby drugą opcję.
———— Ja… dostałam bardzo dużo zamówień, a święta są już za trzy dni. Nie mogę zawieść swoich klientów, bo… — Bo nie mam ich zbyt wielu. W porę ugryzła się w język. Już dawno przestała przesyłać mężowi aktualizacje dotyczące rozwoju jej maleńkiego biznesu, słusznie zakładając, że skoro wiodą odrębne życia, to pewne rzeczy po prostu go nie interesują. Początkowo, kiedy cukiernia była tylko zakurzonym lokalem na rogu najbardziej zatłoczonych ulic Atlantic City, codziennie wysyłała Hugonowi zdjęcia i krótkie filmiki. Chciała się z nim dzielić swoim największym marzeniem. Później uderzyła ją bolesna rzeczywistość.
———— Po prostu nie mogę. Twoje pieniądze niczego nie zmienią. — Drugie zdanie wypowiedziała trochę kąśliwie, nieświadomie przy tym wywracając oczami. Pięć tysięcy nie wystarczyło, by pokryć stratę świątecznych zamówień, ale dziesięć… dziesięć brzmiało rozsądnie. Dziesięć tysięcy dolarów mogło chwilowo uratować jej dupę, ale wizja utraty lojalnych klientów była zbyt przerażająca, by Maya mogła tę ofertę przyjąć.
———Jestem twoim mężem.
———Te trzy słowa odbiły się echem w jej głowie i sprawiły, że usta dziewczyny wygięły się w bardzo brzydkim grymasie. Dobrze, że nie mógł jej teraz zobaczyć, bo nie wyglądała zachwycająco. Z drugiej strony — żadne z ich poprzednich spotkań nie stawiało jej w takim świetle. Hugo, jak nikt inny, był przy niej, kiedy uderzyła o dno i jako jedyny miał warunki, by pomóc jej się podnieść.
———Była mu za to dozgonnie wdzięczna.
———— Ja… muszę się zastanowić, dobrze? — powiedziała ciszej. — Musiałabym zatrudnić na te kilka dni pomoc — kogoś, kto zająłby się zamówieniami za mnie, ale to jest cholernie ryzykowne. — Zagryzła wargę. Nie mówiła „nie”, bo zawsze dobrze wychodziła na i n t e r e s a c h z mężem, ale nie była też do końca przekonana.
———— O jakim czasie w ogóle mówimy? Tylko o wigilii, czy o całych świętach? — Jak długo będą musieli się znosić?

Hugo Barlowe

autor

Ania

Gdybym sam zrobił przejście chodziłbym pewniej po świecie. A poruszam się z miną, że miny czają się wszędzie.
Awatar użytkownika
27
190

inwestor/szef kuchni

Barlowe Group

broadmoor

Post

Zaśmiał się.

Maya — ponownie wypowiedział jej imię w ten inny, dziwny sposób, który zdradzał, że nie był rodowitym Amerykaninem. — Zawsze chodzi o pieniądze — wtrącił, jednocześnie kręcąc głową.

Hugo Barlowe nie ufał ludziom. Być może wynikało to ze strachu, jaki na początku jego sukcesu zmienił się w obsesje i z którym musiał stoczyć ciężką batalię, aby ponownie stanąć na nogi; albo z kwestii wychowania, bo odkąd pamiętał wmawiano mu, że cudze opinie były nic nie warte; lub przez wzgląd na wspólników, uśmiechających się serdecznie tylko dlatego, że trzymał w garści ważny kontrakt. Poza tym wiara w Mayę również opierała się na pieniężnych fundamentach. Podobnie jak wiara w pana kuriera, który rozpoznał w Hugo nadstępce koncernu farmaceutycznego i obiecał za konkretną sumę nie wydać go ojcu.

Po raz drugi pokręcił głową, co było równoznaczne z tym, że nie zgadzał się z kobietą. Hugo przywykł do rozwiązywania problemów pieniędzy. Takie postępowanie nieświadomie zbliżało go do naturalnego usposobienia Cunninghamów i chociaż momentami przyłapywał się na popełnianiu błędów, to nadal nie potrafił wyzbyć się pewnych nawyków. Być może arogancję miał we krwi.

Maya — zabrzmiał ponownie, choć tym razem już bardziej stanowczo — Piętnaście. Piętnaście tysięcy cholernych dolarów — oparł się plecami o ścianę i wczesał palce pomiędzy pasma włosów. Przekupstwo, to zdecydowanie było przekupstwo, które na próbę wystawiło moralność Mayki. Hugo niekoniecznie robił to celowo (po prostu nie miał innych argumentów), jednak wizja spotkania wigilijnego z matką niechybnie wisiała nad nim, niczym najstraszniejsza zmora. Jeżeli dziesięć tysięcy nie mogło zmienić zdania kobiety, to miał szczerą nadzieję, że urzeknie ją kolejna liczba.

Im dłużej toczyli rozmowę, tym bardziej czuł się swobodnie. Opadła subtelna maska dystansu, którą przywdziewał podczas każdego telefonu i każdej wiadomości, jaką przyszło mu wysłać do Mayi. W tym momencie desperacko potrzebował jej towarzystwa. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Stephenie Cunningham nie odpuści poznania domniemanej synowej. A także okazji by sprawdzić motywy i idee wszystkich decyzji Hugona. Z drugiej strony rozumiał wahanie żony – miała wiele powodów – jednak ostatecznie ponad cukiernię ustawił własny problem. Miał do stracenia nie tylko działalność, ale również psychiczną i fizyczną niezależność.

Bał się.

Maya — westchnął w ten sam ciężki sposób, co wcześniej. Po tonie głosu mogła już wnioskować, że był przytłoczony. Odchylił głowę i z telefonem przyciśniętym do ucha spojrzał ku sufitowi. Ostatnim razem czuł się w podobny sposób, kiedy ojciec upodlił go podczas rodzinnej kolacji z kuzynostwem. Spór toczył się o kierunek studiów. — Zastanów się nad tym. Jakby na to nie spojrzeć tkwimy w tym razem, dlatego wydaję mi się, że bardziej ryzykowne jest odmawianie mojej matce — przyznał ze słyszalna w głosie grozą. Nie uginał się pod naporem innych ludzi, ale ponowne pojawienie się Stephenie w jego życiu budziło wiele niewiadomych – związanych nie tylko z jego przyszłością, ale również przyszłością samej Mayi. Za matką stał ojciec, który jeszcze niczego nieświadom, trwał w gotowości. Jedna informacja mogła przewrócić ich teraźniejszość do góry nogami.

Gdy odezwała się po raz kolejny, wzniosła w nim nadzieję. Natychmiast się wyprostował i ponownie skierował wzrok na panoramę Seattle.

Chciałbym wyjechać 26 grudnia, ale nie wiem czy matka nie pokrzyżuje tych planów. Ona żąda, abyśmy zostali do nowego roku — wyjaśnił, po czym nerwowo podszedł do biurka i wyciągnął z szuflady dwa bilety w pierwszej klasie — Wylot jest 23 grudnia o 18:30 — dodał.

Maya Barlowe

autor

P o l a

I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

———Maya.
———Ma-ya.
———M a y a.

———Sapnęła głośno, kompletnie zirytowana: tym, w jaki sposób do niej mówił, tym, o co prosił i tym, że w ogóle tę prośbę rozpatrywała, zamiast postawić między nimi niemożliwą do przekroczenia granicę. Przecież była silna. Nie była może samowystarczalna, bo bez pieniędzy męża nigdy nie udałoby jej się otworzyć cukierni, ale miała w sobie wystarczająco samozaparcia, by mu odmówić. Krótkie „nie” naraziłoby tę relację na szwank i zagroziło upadkiem jej małej działalności, ale skoro miała przed sobą wizję spędzenia pieprzonego t y g o d n i a w towarzystwie ludzi, których nigdy nawet nie spotkała, to czy naprawdę można jej się dziwić? To wahanie, które Hugo słyszał w jej głosie, było do cna przesiąknięte szczerym przerażeniem. Maya się bała. Bała się tego, co pani Cunningham o niej pomyśli. Bała się tego, co pomyśli on, bo nie widzieli się od prawie czterech lat. Bała się wszystkiego, co wiązało się z powrotem do Seattle, bo opuściła to przeklęte miasto z nadzieją, że nigdy nie będzie musiała do niego wracać.
———— Do Nowego Roku? — powtórzyła niczym robot, który po najnowszej aktualizacji systemu przechodzi potworne zwarcie. Jeden dzień — to mogłaby znieść. Dwa dni, w porywach może t r z y, ale TYDZIEŃ? — Hugo, prosisz mnie o zbyt wiele. — On nigdy nie wypowiedział podobnych słów. Ani kiedy prawie błagała go o pomoc finansową na początku przygody z cukiernią, bo okazało się, że rachunki po tej stronie Stanów lubią gwałtownie wzrastać, ani kiedy nalegała, by tuż po ślubie zaprosił ją na kebaba zamiast do eleganckiej restauracji, bo jedyne, na co miała ochotę, to ogromna buła wypełniona po brzegi frytkami, sałatą i kurczakiem, który nawet nie leżał obok prawdziwego mięsa. N i g d y nie powiedział jej, że czegoś nie da się zrobić. Kiedy więc tylko wypowiedziała te słowa, od razu dopadły ją okropne wyrzuty sumienia.
———Znowu ciężko westchnęła, choć teraz jej irytacja nie była już związana z życzeniem męża. Im dłużej z nim rozmawiała i im więcej się dowiadywała, tym bardziej była zła na samą siebie. Nigdy co prawda nie żałowała, że dała się wplątać w ten związek, ale też Hugo nigdy nie chciał, by brała w jego życiu czynny udział.
———— Hugo… jak ty to sobie wyobrażasz? — zapytała, używając tonu, który sugerował kompletne zrezygnowanie. Brzmiała tak, jakby właśnie kończyła dwunastogodzinną zmianę, co nie było wcale dalekie od prawdy, bo obudziła się tuż przed czwartą nad ranem, by ze wszystkim zdążyć i była na nogach zdecydowanie zbyt długo. — Chcesz, żebym pojawiła się w domu twoich rodziców z naręczem kiepskich prezentów i powitała ich słowami: „Wesołych Świąt, mamo i tato”? — Z gardła Mayi wyrwał się suchy śmiech.
———— Oni mnie nie polubią, dobrze o tym wiesz. — Nieważne, jak bardzo będzie się starała, żeby udawać kogoś innego niż dziewczynę z rozbitej rodziny, jej natura prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw. — Czego ode mnie oczekujesz? Że na cały tydzień stanę się dla nich wymarzoną synową, a dla ciebie idealną żoną? Nie wiem nawet, jaki jest twój ulubiony serial, co robisz wieczorami i jaki kolor ma twoja szczoteczka do zębów. Przygotowanie do tej szopki zabrałoby więcej czasu niż sama Wigilia i pewnie kompletnie bym przez to osiwiała.
———Zaczęła nerwowo skubać skórę na dłoni — ten okropny nawyk (tik nerwowy, jak nazwaliby to specjaliści) został jej jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy stresujące sytuacje wywoływały w niej potrzebę ucieczki: a ucieczka w ból była zawsze najprostsza.
———Piętnaście tysięcy, rozbrzmiewało jej w głowie. Byłaby głupia, gdyby nie przystała na tę propozycję. Byłaby równie głupia, gdyby pozwoliła sobie zepsuć święta.

Hugo Barlowe

autor

Ania

Gdybym sam zrobił przejście chodziłbym pewniej po świecie. A poruszam się z miną, że miny czają się wszędzie.
Awatar użytkownika
27
190

inwestor/szef kuchni

Barlowe Group

broadmoor

Post

Maya mogła mu odmówić. Miała do tego prawo, ale wówczas Hugo sam nie był w stanie przewidzieć, jakby zareagował.

Czuł się zduszony; czuł miażdżące widmo obowiązków związanych z powrotem do ojczyzny, potępiający wzrok matki i równie dotkliwe spojrzenie ojca, które po raz kolejny wskazywało na to, że nie był usatysfakcjonowany postawą syna.

Pomimo upływu sześciu lat, zaraz po telefonie Stephanie na moment stał się tamtym marnym, spłoszonym chłopaczkiem, który przybył do Ameryki z głową pełną marzeń. Potem przypomniał sobie o Mayi, która urzeczywistniła jego wizję.

Zdaję sobie z tego sprawę — odparł natychmiast, a na jego ramiona opadła znaczna niezręczność. Był wdzięczny Mayi za nazwisko - dotychczas sądził, że nie będzie musiał prosić jej o nic więcej - a wzamian złożył obietnice, którą napotykano w niskobudżetowych filmach romantycznych. Niemniej w jego gestii brakło flirtu; zabrakło również wzmożonych wymagań, więc nawet jeżeli sam n i g d y niczego Mayi nie odmówił, to nie odebrał jej prawa veta.

W tym związku była wolna, tak jak on był wolny w Ameryce.

Bez prezentów i jedziemy tylko do mojej matki — poprawił. Ton głosu kobiety wskazywał na to, że chociaż wciąż towarzyszyło jej przerażenie pomieszane z irytacją, to coraz dobitniej zmieniało się ono w zrezygnowanie. Wyczuł to, dlatego natchnięty przez gwałtowne uderzenie energii, kontynuował że słyszalną pasją.

Maya, nie polecimy tam, aby sie integrować. Nie chcę — przerwał i zakłopotany samym wyobrażeniem, że mogłaby mówić do Cunninghamów per mamo i tato, potarł kark. — Nie zależy mi, aby cię polubili — wyznał. — Oczywiście, chciałbym, abyś zachowywała się odpowiednio w towarzystwie mojej rodziny, ale jednocześnie nie wymagam, żebyś udawała wielką damę dworu. Bądźmy po prostu dobrym małżeństwem. I tak wydaję, że moja matka będzie usiłowała namówić mnie do powrotu — Tym razem to on wyraził emocje przez suchy śmiech. Trafiła w samo sedno, ale jednak... — Nie oglądam seriali. Wieczorami lubię czytać książki. Czasami pójdę do stajni albo do restauracji, ale czasami też muszę pracować. Szczoteczkę mam białą, elektryczną — odpowiedział na każde pytanie.[/b]

Ta rozmowa z pewnością była i na, niż wszystkie poprzednie. Po raz pierwszy to Hugo wymagał czegoś od Mayi i towarzyszyło temu wiele emocji: głównie zdenerwowanie, trema i bojaźń.

Gdy zasiadł w fotelu, zaczął nerwowo pocierać obrączkę. Nie wiedział, że w tym samym czasie Maya poprzez autodestrukcyjne zachowanie próbowała poradzić sobie z jego prośbą.

A ty? Co lubisz oglądać? Co robisz wieczorami i jaki masz kolor szczoteczki? — Przełknął ślinę.

Maya Barlowe

autor

P o l a

I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

———Mogła wymienić co najmniej milion powodów, które udowodniłyby Hugonowi, że ten pomysł jest głupi. Wymieniłaby milion i jeden, gdyby miało ją to uratować przed tragedią spotkaniem z jego mamą.
———— Jakoś wizja tego, że to tylko twoja matka, wcale nie poprawia mi humoru. — Zaśmiała się nerwowo. Naiwnie sądziła, że ojca byłoby prościej ułaskawić. Starsi faceci raczej Mayę lubią: ilekroć wpadają do cukierni, zawsze zostawiają jej spory napiwek i komplementują zabrudzone mąką włosy lub kolorowy fartuszek, zazwyczaj (na szczęście!) w mało nachalny sposób. Dla klientów po pięćdziesiątce wypracowała sobie nawet zupełnie inny ton: zachęcający, ciepły, taki, który wzbudzał przyjemne wspomnienia o własnych dzieciach, które przed laty opuściły rodzinne gniazdko.
———Matki natomiast… cóż, z nimi Maya nie miała zbyt wiele wspólnego. Jej własna mama zmarła, gdy dziewczyna miała zaledwie kilka lat i później przez całe życie brakowało jej kobiecego wzorca. Nie wiedziała, jak powinna się zachowywać w obecności pani domu. Nie wiedziała, co wypadało, a czego absolutnie nie powinna robić. Nie wiedziała nawet, jak się do niej zwracać: „proszę pani”? „Stephanie”? „Mamo”?
———— Święta bez prezentów to nie święta — oburzyła się, marszcząc czoło. Dla męża już miała podarunek. Niewielki i raczej mało zachwycający, w przeciwieństwie do rzeczy, które on prezentował jej przez te wszystkie lata, ale wybrany specjalnie z myślą o nim. Podobała jej się ta tradycja: to, że mogli całymi miesiącami milczeć, ale kiedy zbliżały się ważne terminy — rocznica ślubu, urodziny, święta — zawsze o sobie pamiętali. Tegoroczny prezent również zamierzała nadać pocztą (zdążyła go nawet spakować), ale może podarowanie go mężowi osobiście nie byłoby aż tak dziwne.
———— To… na tej kolacji bylibyśmy tylko my i twoja mama? — zagadnęła, wędrując między regałami w pracowni. Front cukierni nie był zbyt duży, mieściły się tam zaledwie trzy stoły dla gości, ale Mayi bardzo zależało na porządnym zapleczu. Było to też jedyne miejsce, w którym z a w s z e panował (względny) porządek i każdy słoiczek miał swoje miejsce. Teraz na przykład podeszła do pojemnika podpisanego jako „OREO”, którego używała zwykle do ozdabiania ciast, i wygrzebała z niego dwa ciasteczka. Głośne chrupnięcie trafiło prosto do słuchawki.
———— Oczywiście, że masz elektryczną szczoteczkę — wymamrotała z pełną buzią, nie potrafiąc ukryć cichego śmiechu. Ta rozmowa była inna. Bardziej stresująca niż wszystkie poprzednie, ale sprawiała Mayi dziwną przyjemność. Nie czuła się zakłopotana, choć miała ku temu wszelkie prawo. Czuła się… dobrze. D o b r z e było wreszcie dowiedzieć się czegoś o mężczyźnie, u którego boku obiecało się trwać. Całe szczęście, że ślub cywilny oszczędził im wszystkich „na zawsze i na wieczność”.
———— Oglądam wszystko, co poleci mi Netflix — przyznała, wzruszając ramionami — ale moim ulubionym serialem są „Przyjaciele”. Niektóre odcinki znam na pamięć. — Niektóre SEZONY znała na pamięć, ale to nie była informacja niezbędna Hugonowi do życia. Maya co prawda miała małą obsesję na punkcie ukochanego sitcomu, ale dotychczas nikomu się do niej nie przyznawała. Tylko jej własna sypialnia miała już trochę dość ozdabiania jej pierdołami z podobizną Chandlera, wciskania do szafy koszulek z logo serialu i kupowania gier planszowych stylizowanych na „Przyjaciół”, które tylko kurzyły się na półce, bo otwarcie ich zakładało, że Maya miała wystarczająco dużo czasu i znajomych, żeby wreszcie w nie zagrać.
———— Ale też zdarza mi się czytać, choć podejrzewam, że zupełnie inne książki, niż te, które ty wybierasz. — Nie wstydziła się swojej kolekcji książek z rodzaju „elfy z ogonami zwalczają wielką zarazę, a później rżną się jak wściekłe w co drugim rozdziale”, ale nie była to literatura, którą mogłaby mężowi z czystym sumieniem polecić. — Chociaż ostatnio nadrabiam klasyki. Wiesz, takie książki, które ludzie w naszym wieku już dawno mają na liście przeczytanych, ale ja nigdy nie umiałam się do nich zmusić. — Bo zawsze brakowało jej c z a s u. — W zeszłym tygodniu skończyłam czytać Zabić drozda i muszę przyznać, że to nie był zbyt dobry wybór na wieczorny relaks.
———Maya zawsze sporo mówiła. Kiedy już wciągnęło się ją w rozmowę, trudno było zmusić dziewczynę do milczenia. Niektórzy uważali jej gadulstwo za całkiem urocze, innym ono zwyczajnie przeszkadzało.
———— I nie mam elektrycznej szczoteczki, tylko taką ekologiczną, z bambusa, z tęczowym włosiem. — Kolorystyka też nie powinna nikogo zadziwić.
———— Hugo… — zaczęła trochę ciszej, obracając w palcach drugie Oreo. Nerwowo przełknęła ślinę. — Jesteś pewien, że to jedyna opcja? Wiesz… skoro twoi rodzice nigdy mnie nie widzieli, to równie dobrze mógłbyś zaprosić kogoś… innego. — Koleżankę, która mogłaby udawać panią Barlowe. Przyjaciółkę z wyższych sfer, która rozegrałaby to spotkanie jak partię szachów. Kochankę, o której wiedział więcej, niż o własnej żonie.
———K o g o k o l w i e k, kto nie był Mayą.

Hugo Barlowe

autor

Ania

Gdybym sam zrobił przejście chodziłbym pewniej po świecie. A poruszam się z miną, że miny czają się wszędzie.
Awatar użytkownika
27
190

inwestor/szef kuchni

Barlowe Group

broadmoor

Post

To nie była tylko matka Hugo, to była aż matka Hugo. Zdawał sobie sprawę z jej problematycznego usposobienia: czepialstwa, zuchwałości i nadgorliwości. Nie chciał jednak dodatkowo denerwować Mayki, dlatego pozostawił to wszystko dla siebie.

Nie przesadzaj — pokręcił głową. Nie zamierzał przynosić żadnych prezentów, ponieważ w innych okolicznościach nie praktykował tego typu zwyczajów. Wyjątek rzeczywiście stanowiła jego żona, chociaż nawet w tym przypadku nie przykładał dużej uwagi do wyboru upominków. Zawsze stawiał na klasyczną biżuterię, zegarki, obuwie lub ubrania. Raz, chyba na urodziny, wysłał Mayce ekspres do kawy.

Prawdopodobnie jeszcze siostra i kuzynostwo, które jest skłócone z moim ojcem — poinformował i miał nadzieję, że na nich lista wigilijnych gości dobiegała końca. Nie zamierzał nikomu tłumaczyć się z wyprowadzki do Ameryki, a z drugiej strony nawet nie wiedział, jak jego dotychczasową nieobecność wyjaśniał rodzina. Szczerze wątpił, aby przyznali się do tego, że syn uciekł spod ich pieczy.

Sam się uśmiechnął, kiedy po pokonaniu pierwszych, niezręcznych formalności przeszli do bardziej neutralnych tematów. Nadal czuł ferment w sercu; nadal nie wiedział czy uda im się dogadać, lecz w pewien cudaczny sposób ta rozmowa odrobinę zaczęła ich do siebie zbliżać. Odrobinę, ponieważ nadal istniała pomiędzy nimi przepaść. Różnili się pod każdym względem.

To nie jest dość tandetny serial? — zapytał całkowicie poważnie. Nie znał dokładnej fabuły, jednak o uszy obiła mu się opinia na temat sitcomu. Ludzie mawiali, że albo się go lubiało, albo nie. Nie istniało nic pomiędzy, chociaż dla takiego ignoranta jak Hugo, który telewizor włączył niezwykle rzadko, wszystko było możliwe. Nie miał pojęcia, że jego żona była tak wielką fanką ,,Przyjaciół” , ale nie miał również pojęcia, że czytała książki i posiadała ekologiczną szczotkę do zębów. Pomimo że było to dość nieważne informację, to starał się to zapamiętać. — Też tak myślę. Wątpię, żeby interesowała nas taka sama literatura — zaśmiał się. Hugo przeważnie zagłębiał się w kryminałach, książkach z motywem psychologicznym lub podręcznikach do ekonomii. Czasem złapał coś historycznego, albo klasycznego jak… ,,Zabić drozda”. Gdy usłyszał tytuł z ust kobiety, zdumienie wpełzło na jego twarz.

Zaskoczyłaś mnie — przyznał, a aprobata rozbrzmiała się w jego głosie, niczym echo wielkiego dzwonu. — I masz rację. Nie jest to lektura przy której można się zrelaksować — dodał, mimowolnie sięgając pamięcią do fabularnej sprawy sądowej oraz wizerunku więzionego przez ojca Arthura. Prędko jednak przegnał myśli i skupił się na dalszej treści rozmowy. — Powinienem kupić ci elektryczną? — zapytał półżartem-półserio — mogę poszukać takiej z identycznie tęczowym włosiem — zaproponował. Hugo raczej stronił od kolorów. Otaczał się w czarno-białych barwach albo odcieniach nude.

Na moment nastała między nimi cisza, którą wykorzystał, aby schować bilety lotnicze do szuflady. Potem usłyszał w słuchawce swoje imię, brzmiące tak, jakby zapowiadało kataklizm. Mimowolnie spiął szczękę i nieco zsunął się plecami fotela.

Udam, że tego nie słyszałem — odezwał się w sposób surowy i poważny. Tym razem go zdenerwowała. Zacisnął dłoń na podłokietniku i natychmiast usiadł normalnie. — Maya, wyprowadziłem się z Australii, używam innego imienia, wziąłem z tobą ślub, aby zdobyć nowe nazwisko i na każdym kroku upewniam się, że nie zrobiłem nic, aby ktoś mnie rozpoznał. Ukrywam się od c h o l e r n y c h sześciu lat, a ty tak po prostu mi sugerujesz, że powinienem wziąć ze sobą kogoś innego? — zaśmiał się nerwowo, wyrażając tym gestem frustracje — To niesprawiedliwe, Maya. Tylko ty wiesz kim jestem — w głosie Hugona rozbrzmiało się coś, co mogło przypominać zawód. W tamtym momencie miał ochotę się rozłączyć; miał ochotę powiedzieć Mayi, że wcale nie potrzebował jej wsparcia, ale wówczas pokusiłby się o kłamstwo, dlatego po prostu zamilkł, a jego ciężki oddech odbił w słuchawce.

W końcu nachylił się, oparł łokieć o blat, a połowę twarzy schował w dłoni.

Dobra — na chwilę zacisnął wargi — nie chcesz, nie leć.


Maya Barlowe

autor

P o l a

I think it sucks that you're perfect, 'cause you're not perfect for me
Awatar użytkownika
25
160

właścicielka

cukierni

broadmoor

Post

———Tylko ty wiesz, kim jestem.
———Mogła się domyślić. Właściwie to nawet to podejrzewała, ale nigdy nie wyartykułowała owych podejrzeń głośno. Sądziła, że… że Hugo, mimo życia praktycznie incognito, powiedział komuś o swojej przeszłości. O tym, z jakiej rodziny pochodzi i o tym, że przygotowano dla niego zupełnie inne przeznaczenie. O tym, że wszystko, co robił przez ostatnie sześć lat, nijak miało się do obowiązków, które ciążyły na jego ramionach.
———Każdy przecież potrzebował w życiu przyjaciela. Kogoś, z kim będzie całkowicie szczery, kogoś, komu będzie mógł zaufać. A jednak kiedy tych pięć krótkich słów opuściło usta Hugona, Maya poczuła się… zakłopotana.
———— Przepraszam — wyrwało jej się, nim zdążyła tę odpowiedź dobrze przemyśleć. Teoretycznie nie była mu nic winna. Teoretycznie nie powinno być jej przykro. Teoretycznie miała prawo po prostu się rozłączyć i poprosić, żeby nie kontaktował się z nią więcej w sprawach podobnej natury, bo to było j e g o życie, a ona nie chciała być jego częścią.
———Tylko że to nie do końca prawda.
———Hugo był bowiem jedyną osobą, która znała prawdziwą Mayę. Jedynym człowiekiem, który wiedział o jej problemach, o cholernie kiepskim dzieciństwie i umowie, która pozwoliła jej się wyrwać z koszmaru.
———Tylko ty wiesz, kim jestem.
———I właśnie dlatego nie mogła mu odmówić.
———— Polecę. — W jej głosie próżno było szukać zadowolenia albo pewności, z którą przemawiała na co dzień. Ton Mayi brzmiał słabo, jakby przemawiała zza szklanej szyby, skutecznie odgradzającej ją od wszystkiego, o co Hugo prosił.
———Westchnęła głośno i ciężko przełknęła ślinę, odkładając Oreo na blat. Chwilowo całkowicie straciła na nie ochotę.
———— Polecę — powtórzyła trochę głośniej, kompletnie ignorując paraliżujący strach, który przemknął wzdłuż jej pleców. W cukierni było zawsze gorąco, głównie przez całodobowo pracujące piece, ale teraz odczuwała przeraźliwy chłód.
———— Za piętnaście tysięcy — podkreśliła, nim małżonek zdążył się przedwcześnie ucieszyć. Miała świadomość, że mogła poprosić o więcej, ale oferta, którą złożył, i tak była wystarczająco szczodra. A Maya, choć doskonale wiedziała, że konta Hugona są suto zapchane amerykańskimi i australijskimi dolarami, nigdy tego nie wykorzystywała. Brała tyle, ile był skłonny jej dać, ale nie traktowała go jak zapasowego portfela. Po prostu… ceniła swoje usługi.
———Nie skomentowała już kwestii tych cholernych szczoteczek do zębów, nie zająknęła się nawet na temat „Przyjaciół”, choć jej druga połówka była w ogromnym błędzie i w najbliższej przyszłości, przy pierwszej nadarzającej się okazji, Maya z całą pewnością wyjaśni mu, dlaczego ten konkretny sitcom jest najlepszą produkcją telewizyjną na świecie.
———Była jednak jeszcze jedna sprawa, która nie dawała jej spokoju, a której do tej pory nie potrafiła poruszyć w rozmowie. To raczej kwestia czystej c i e k a w o ś c i, ale…
———— Spotykasz się z kimś?
———Nie powinna pytać. Kiedy tylko zakończyła zdanie zaprawionym niepewnością tonem, od razu zaczęła żałować. Cholera, przecież to jej kompletnie nie dotyczyło, a jednak mimowolnie uniosła lewą dłoń, przytrzymała ją na kilka centymetrów przed swoją twarzą i przyjrzała się złotej obrączce.
———Nigdy jej nie ściągała. Ani na noc, ani do kąpieli, ani podczas imprez w towarzystwie znajomych studentów.
———I chociaż pierścionek traktowała jako symbol umowy biznesowej, ta rozmowa przypomniała jej, że był przecież czymś więcej.

Hugo Barlowe

autor

Ania

Zablokowany

Wróć do „Telefony”