WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Ich spotkanie na parkingu i stłuczka, chcąc nie chcąc, wywarły na niego pewien wpływ. Przecież przyszedł jej z pomocą i pilnował, by sprawa przebiegła jak najbardziej sprawnie i z jak największą korzyścią dla niej. Nie potrafił tak po prostu po tym jednym dniu pełnym wrażeń załatwić wszystko przez kumpla i zapomnieć, że coś takiego miało miejsce. W dużej mierze kierowała nim przyzwoitość, ale i ciekawość, które zaprowadziły go właśnie do tej kawiarni. Zupełnie nie był świadomy tego, co miało nadejść, zauważając jedynie niuanse, podświadomie wywołujące w nim wspomnienia.
- Niee, jestem na to zbyt przyzwoity. Opieram się głównie na swoich umiejętnościach. No i odrobinie naturalnego uroku - wzruszył nonszalancko ramieniem, podejmując jej spojrzenie. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, jakim było zwycięstwo w rozprawie nad konkurencyjną firmą, on był zupełnym przeciwieństwem do osób, z którymi przyszło mu walczyć. Na szczęście, ostatecznie udało mu się pomścić ojca, a także zyskać sowite zadośćuczynienie na rzecz firmy oraz rodzin zmarłych pracowników. Gdyby nie wspaniały sztab prawników, jego przyzwoitość pewnie doprowadziłaby go do więzienia.
- Ważne, by wiedzieć, czego się chce i czerpać z tego wzajemne korzyści - podsumował, nawet nie zdając sobie wtedy jeszcze sprawy, jak bardzo odnosiło się to do ich relacji, a właściwie jej zalążku zbudowanym na podstawie tamtej nocy. Gdy jednak o niej sobie wreszcie przypomniał, stało się jasne, skąd oboje odczuwali taką swobodę w rozmowie i kojarzyli własne twarze.
Następne jej słowa zaczęły się niewinnie, ale z każdym następnym wdechem niepostrzeżenie zaczynały wywoływać w nim niepokój. Im dłużej przysłuchiwał się jej wypowiedzi, tym mniej rozumiał, do czego zmierzała. Aż usłyszał te trzy słowa: Możesz być ojcem. Momentalnie po jego plecach przeszedł dreszcz. Znieruchomiał, wpatrując się w Maddie z malującym się na twarzy szokiem pomieszanym z niedowierzaniem. Kto by się spodziewał, że zwyczajnie spotkanie przy kawie skończy się tak nieoczekiwanie?
W natłoku myśli ściągnął brwi, starając się połączyć ze sobą poszczególne kropki tej historii. Przez moment przyszło mu na myśl, czy przypadkiem się z niego nie naigrywała albo czy, co gorsza, nie oszukiwała, ale sądząc po tonie jej głosu i tym, w jaki sposób o tym mówiła, wydawało mu się to prawdziwe. I brzmiało logicznie. I choć sprawiała wrażenie, jakby rzeczywiście bez ogródek wyznała mu całą prawdę, to fakt, iż praktycznie w ogóle się nie znali, rzucał cień wątpliwości na zaistniałą sytuację. Z drugiej strony… już wtedy na parkingu dała sygnał, że go kojarzyła, a on dopiero teraz dotarł wspomnieniami do wspólnie dzielonych chwil.
- Mogę być… ojcem - wydukał w zastanowieniu, bardziej do siebie, niż do Maddie, ciągle przetwarzając tę możliwość. Każdy przytyk lub aluzje związane z ustatkowaniem się i posiadaniem dzieci, do tej pory zbywał słowami, iż wcale mu się nie spieszyło do tak radykalnych zmian. Tym bardziej, gdy rozmowy na ten temat stawały się nieuniknione, odkąd zaczął oficjalnie spotykać się z Lavą. Tymczasem okazało się, że być może już dawno wszystko zostało zapisane gdzieś w jego kartach, które teraz pora było odkryć. Aczkolwiek nadal pozostawało to takie… niewiarygodne. - Przepraszam, ja… nie spodziewałem się takiego obrotu spraw - wymamrotał nadal w szoku i oparł się o krzesło tak, jakby siła zderzenia z przekazaną mu informacją mimowolnie go odepchnęła od stolika. To całkowicie zmieniało jego postrzeganie świata. Odetchnął ciężko i pokręcił głową, próbując się nieco otrząsnąć. - Jak ma na imię? - Udało mu się wydobyć z siebie pytanie, a nawet spojrzeć na Maddie. Kiedy spoglądał na nią z pewnym dystansem, w jego oczach bez wątpienia ciągle kryło się zdumienie, ale jednocześnie zaczęło czaić się w nich coś jeszcze - ciekawość. Czemu? Sam do końca jeszcze tego nie wiedział. - Czy Twój były… o tym wie? - dodał zaraz po chwili. Starał się podejść do tego racjonalnie, choć w natłoku myśli niekoniecznie mu to wychodziło.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sama nie sądziła, że tak się to wszystko potoczy. Że… ponownie go spotka, rozpozna i… tak bardzo jej teraz pomógł, pokazując, że mógłby być dobrym ojcem dla jej dziecka. Ich dziecka – być może. Tego jednak nie mogła być stuprocentowo pewna, a jednak to podobieństwo do niego, im bardziej się mu teraz przyglądała ukradkiem mogło mieć jakiś cień nadziei na to, że jej były nie jest ojcem, a on. Chociaż obcy, to jednak dalej lepszy, jak ten drugi. Nie widziała go więcej w swoim życiu, nie chciała się znowu pakować w coś tak niepewnego i zachwianego. Pełnego emocji i obaw. Braku zaufania.
Oni wtedy tamtej nocy, wiedzieli czego chcą, bo od pomyłki nie wylądowali ze sobą w łóżku. Poczuła do niego pociąg, on do niej też i stało się. Nikt nie spodziewał się, że zakończy się to jednak czymś tak wielkim. Dziecko to cud. Jednak szkoda, że nie dla obydwojga rodziców, a tylko przez ten ponad rok ostatnio dla niej. Pełen wyrzeczeń i nieprzespanych nocy, ale i tak jednak cud. Teraz musiała zmierzyć się z prawdą. Wyznaniem, do którego nie miała nawet kiedy się przygotować jakoś bardziej, bo… co to jest miesiąc. Myślała, ze będzie z małą Nadią już do końca sama. Gdzieś tam po drodze pojawi się jakoś nowy tatuś, gdzie będą tworzyć kochającą siebie rodzinkę, nawet jeśli to nie byłaby biologiczna córka jej nowego partnera. Wszystko jednak lubi być przewrotne. Życie lubi zaskakiwać. Przypadek przy stłuczce zmienił wiele, a może to nie był przypadek? Ciężko jej było wierzyć w los, ale może skoro cuda się zdarzają…
Zamiast swobodnie powinni czuć się niekomfortowo, a jednak było inaczej. Czuli się przy sobie dobrze, tylko to wyznanie było już stresujące, a nie jego sama osoba.
Nie chciała tego owijać w bawełnę. Tak naprawdę chciała mieć to już za sobą. Zakończenie tego wszystkiego i tak powinno wyjść jej na dobre, bo… - albo zyska ojca dla jej córki, jeśli to faktycznie córka Nathaniela, bądź zaakceptuje to, że nie chce małej i przynajmniej przekona się, że chociaż próbowała i będzie mogła dalej żyć sama z małą, mając ten swój plan przyszłości odnośnie nowego ojca dla jej dziecka.
A były?
Lepiej by go nie spotkała i nie dowiedział się o tym, że mógłby być ojcem. Chociaż przynajmniej ulżyłoby jej, że to dziecko nie należałoby do niego, a Covington, nawet jeśli by się małą nie zajął.
Ah, te dylematy. Niepewności. Koleje losu. Przypadku?
Może być ojcem. Tylko czy będzie?
- Wiem, ja… - aż jej teraz słów odebrało. Zaschło jej jakoś w buzi, a nic już do picia nie miała. No nic, jakoś jeszcze trochę wytrzyma z tą Saharą w ustach. – Nie planowałam tego. Ale chcę, żebyś wiedział, skoro znowu pojawiłeś się w moim życiu – zaznaczyła. Ot, taka była prawda.
Był w szoku – to uzasadnione. Przynajmniej jej jeszcze nie zbył. Zapytał o imię?
- Ma na imię Nadia – odpowiedziała jedynie. Kolejne pytanie nieco ją ścieło z nóg. Dobrze, że siedziała.
- Nie i nie chce, żeby wiedział. Gdyby było inaczej już wiedziałabym dawno, czyja Nadia jest – wyznała. Uniknęliby wtedy takiego spotkania, gdzie mówi mu o tym, że może być ojcem. - Nasze rozstanie było ciężkie. Nie wiem czy dałabym radę mieć go znowu blisko w swoim życiu – dodała ciszej i odetchnęła.
- Tylko jedno może powiedzieć prawdę i to czyja jest Nadia, o ile sam chciałbyś to wiedzieć. Nie jestem tutaj by Cię o cokolwiek prosić – na moment miała opuszczone spojrzenie, ale właśnie teraz powróciła wzrokiem na niego. – Chciałam tylko, żebyś wiedział, bo zasługujesz na to by znać prawdę. Już dawno postanowiłam, że dam sobie sama radę. Kurde, ta rozmowa jest naprawdę ciężka. Nie sądziłam, że do niej kiedykolwiek dojdzie. Nie sądziłam, że znowu będę miała możliwość Cię spotkać – odparła. – Przemyśl to wszystko. Cokolwiek postanowisz zaakceptuję to – bo naprawdę da sobie radę. Da?

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Nigdy poważnie nie zastanawiał się nad tym, czy i kiedy chciałby mieć dzieci. Zwłaszcza, że dopiero od roku był w oficjalnym związku. Przyglądał się doświadczeniom swoich znajomych, spełniał się w roli ojca chrzestnego, ale to było nic w porównaniu z prawdziwym ojcostwem. To mogło zmienić wszystko.
Skinął głową w zamyśleniu. Planowanie dziecka z nieznajomym byłoby szczytem szaleństwa, nawet, jeśli powody mogłyby wydawać się logiczne. Jego przyjaciółka, Lavender, również nie planowała ciąży, kiedy przespała się z jakimś typem na koncercie. Na początku nie chciała dziecka, a kiedy zginęło w wypadku zanim je urodziła, z czasem przekonała się, jakie było to dla niej ważne i jak bardzo chciałaby zostać mamą. A im poważniejsze problemy zdrowotne wyniknęły w międzyczasie, tym ta chęć stawała się silniejsza i prowadziła do mało racjonalnych rozwiązań.
Znowu pojawiłeś się w moim życiu... te słowa kołatały mu w myślach. A co, jeśli nigdy nie byłoby im dane się spotkać? Albo nie mieliby świadomości, że mijali się czasem gdzieś w drodze na zakupach czy ulicy. Gdyby nie postanowił wtedy podjechać do sklepu albo stanąłby na innym miejscu parkingowym? Nigdy nie dowiedziałby się, że po świecie mogło chodzić jego pierworodne. Słysząc imię dziecka, coś go tknęło.
- Nadia. Ładne imię. - Dziewczynka. Jakakolwiek płeć by nie była, w jej żyłach mogła płynąć jego krew. Ale z małymi dziewczynkami miał już pewną styczność. Czy zachowaniem przypominała małą Lydię?
- Ile ma lat? - zapytał cicho. Szok wywołany taką informacją przyćmiewał jego logiczne myślenie. Tym samym zdał sobie sprawę, że jeśli to wszystko było prawdą, bardzo wiele go ominęło. Do tej pory został pozbawiony tak wielu praw, łącznie z wybraniem imienia, które swoją drogą naprawdę mu się podobało.
- Rozumiem - przytaknął. Cokolwiek się między nimi wydarzyło, to wyglądało na to, że Maddie podjęła świadomą decyzję. Kierowała się dobrem swoim i córki. Trudne relacje potrafiły wywrzeć ogromny wpływ na małe istoty.
- Test. - Rozwiązanie wybrzmiało z jego ust, choć było to oczywiste. To jedyna rzecz, która mogła rozwiać wszelkie wątpliwości. Westchnął ciężko. - Dziękuję za… szczerość - powiedział, na koniec zaciskając mocniej szczękę i bez zastanowienia zaczął stukać delikatnie palcami o blat. Czy rzeczywiście wszystko było zupełnie szczere, to mogło się dopiero okazać. Nagle do jego głowy przyszło coś jeszcze. - Masz może jakieś jej aktualne zdjęcie? - Zaraz jednak poczuł ucisk w gardle. Nie był pewien, co mogło mu to dać. Czy między nią a Nadią istniało jakiekolwiek podobieństwo? Co poczuje, widząc fotografię? Tyle pytań, na razie bez żadnej odpowiedzi.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogło zmienić i zmieni. U niej zmieniło. Początkowo wszystko przewróciło się do góry nogami, by potem poczuć to nieznane początkowo ciepło, kiedy miało się przy sobie tą małą fasolkę, a potem kruszynę, która już w dniu narodzin ścisnęła swoją małą piąstką, jej dużego palec u dłoni. To był dla niej przełom, gdzie wszystkie trudności zniknęły na moment i dla niej postanowiła zrobić wszystko. Nawet jeśli okupione to będzie nie jedną męką, to dla niej była silniejsza, jak jeszcze przed porodem. Odczuwała więź z nią, jeszcze czując ją jak była w brzuchu, ale patrząc się na nią dopiero wtedy nabrało to wszystko większej mocy.
Wychowywanie dziecka i to z nieznajomym zapewne wymaga dużej odwagi i cierpliwości. Nie dość, że poznaje się ojca dopiero „po fakcie”, to jeszcze trzeba jakoś się zgrać, by razem tego bobasa wychowywać. I jeszcze się przy tym dogadywać. Tymczasowo nie zastanawiała się jakoś szczególnie nad tym, jak to faktycznie będzie. Czy to wszystko będzie warte tego, że postanowiła by Nadia miała prawdziwego ojca i zaprzestała swojego planu początkowego, wychowywania jej samej. Bo co jeśli się zawiedzie? Nie wyjdzie to dobrze i wszystko się pokomplikuje? Cóż, pewne było, że wiele więcej niepewności nawiedzałoby ją jednak przy jej byłym.
Nie wiedzieć czemu chciała by Nathaniel był ojcem Nadii. Nawet jeśli nie zna jego prywatnego życia, nie wie czy z kimś jest, czy ma żonę, a może kobietę… tego nie wiedziała. Wielu rzeczy nie wiedziała, a jednak coś w środku niej kazało jej zaufać mu i wyznać mu prawdę.
- Ponad rok – przypomniała mu, bo jednak powinien się domyślić, jak tylko umiał liczyć, że czas od kiedy poszli do łóżka plus dziewięc miesięcy to właśnie wiek w takiej granicy. Pomyśleć, że to już prawie dwa lata od kiedy się ze sobą przespali.
Rok u dziecka to jak kilkanaście lat u dorosłego. W ciągu tego roku widać największe zmiany u dziecka, bo te dzieją się tak szybko.
To naprawdę nie było łatwe, wyznać to wszystko i oczekiwać, ze wszystko będzie dobrze. Przytaknęła mu na to rozwiązanie tego, na podziękowanie za szczerość.
- To było mi także potrzebne. Nie chciałabym trzymać czegoś w sobie i zastanawiać się, co jeśli jesteś ojcem, a ja mając możliwość ponownego spotkanie Ciebie, nic bym nie powiedziała. Za bardzo by mnie to męczyło, choć zaplanowałam sobie to inaczej. Jednak spotkanie ponowne z Tobą wszystko zmieniło – wyznała i nawet postarała się o ciepły uśmiech.
Tak, zdecydowanie było jej lżej po powiedzeniu mu prawdy.
- Chcesz zobaczyć jej zdjęcie? Tak mam, tylko nie wiem czy to dobrze, żebyś widział ja teraz. Zróbmy test, przekonajmy się o tym, czy jesteś jej ojcem. Myślę, że tak będzie lepiej, chociaż zawsze mogę się mylić – postawiła mu opcje, chociaż czy to dobre dla niego by ją teraz zobaczył, kiedy sami jeszcze do końca nie wiedzieli czy to on? - Chcesz na pewno zobaczyć teraz jej zdjęcie? - dopytała. To jego decyzja była.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Samotne wychowywanie dziecka wiązało się z ogromnym poświęceniem, poniekąd zupełnie innym, niż sprowadzenie firmy na właściwe tory. Zarówno Nate, jak i Maddie doświadczyli tego w dwóch różnych wymiarach, to oba wydarzenia łączyło jedno: robili wszystko dla dobra rodziny. Nic nie liczyło się dla mężczyzny tak, jak rodzina. I mimo, że stracił najbliższą, pracował na utrzymanie pamięci o niej. Po wypadku, gdy stracił tatę, to jego przyjaciele stali się namiastką rodziny, dla których był w stanie dokonać niemożliwego, byle tylko jakoś pomóc. Mimo intensywnej pracy na rzecz swojego dziedzictwa, jakim stało się Covington Constructions, starał się nie zaniedbywać ważnych dla niego relacji. Po niedawnym zwycięstwie nad mozolnie trwającą rozprawą chciał wygospodarować sobie więcej czasu dla najbliższych. Teraz możliwym było, że powinien jeszcze nieco przearanżować swoje plany.
Co powie Lava, gdy dowie się o nowej sytuacji? Jak zareagują przyjaciółki, dla których posiadanie dzieci stało się w dużej mierze sensem ich życia? Co teraz sam zrobi, jeśli to wszystko okaże się prawdą?
Na jej odpowiedź przytaknął głową. - No tak… tak… - odparł nieobecnym głosem, myślami znowu uciekając gdzieś dalej. Nic dziwnego, że kotłujące się w jego głowie pytania, obawy i inne nieznane dotąd uczucia trochę przyćmiewały jego umysł. W tamtym okresie żył chwilą, nie zastanawiając się nad tym, z kim się widywał i kiedy to się działo. A trzeba przyznać, że zawsze u niego dużo się działo. Związek z Lavą trwał już niemal rok, a i ich wcześniejsze granice relacji w tamtym czasie w pewnym sensie zaczęły się zacierać. Odkąd ją poznał, tym bardziej nie rozpamiętywał starych czasów, choć… biorąc pod uwagę okoliczności, nie były takie znowu stare. Mógł więc mieć w tym momencie mętlik i problem z odliczeniem poszczególnych miesięcy.
- Oczywiście. - Czuł, jakby znajdował się gdzieś na końcu świata, a nie w zatłoczonej kawiarni z mnóstwem swobodnie rozmawiających ludzi. Zasnuwające głowę myśli i głośna lokalizacja dawały mu wrażenie, że czuł się coraz bardziej nie na miejscu. Z trudem docierały do niego poszczególne słowa Maddie, jakby tkwił we mgle. Mimowolnie ukradkiem ponownie spojrzał na bawiące się nieopodal dziecko i poczuł uciśnięcie w żołądku. Z powrotem powrócił wzrokiem na Maddie i zacisnął szczęki, próbując skupić na niej całą swoją uwagę.
- Chyba masz rację - przyznał z trudem. Chyba rzeczywiście wystarczyło mu wrażeń jak na jeden dzień. Nie miał pojęcia, czy poradziłby sobie z emocjami, jakie mogła mu dać fotografia. Sam fakt, że mógł być tatą, w dodatku całkowicie nieplanowanego dziecka, był dla niego ogromną bombą. - Przepraszam, ale… chyba już pójdę. Muszę to przemyśleć, zanim cokolwiek postanowię, sama zdajesz sobie z tego sprawę, że to niecodzienna sprawa - powiedział, siląc się na naturalny ton, choć nie mógł ukryć czającego się w głosie przytłoczenia. Miał nadzieję, że to zrozumie.
Resztkami świadomości wyciągnął jeszcze z kieszeni portfel i na stół położył pieniądze za mniej więcej swoją część, jakoś szczególnie się nie rozdrabniając. - Tak, jak obiecałem - wysił się na uśmiech w stronę dziewczyny, po czym wstał z miejsca. - Dziękuję za kawę i… wszystko. Odezwę się - obiecał, posyłając Maddie jeszcze jedno spojrzenie, po czym opuścił kawiarnię.
//zt x2

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dominic Colton zagościł w głowie Ashley już na stałe. Wspominała wciąż cudownie bawili się na balu, ale i również wspólnie spędzoną noc, która była wbrew pozorom bardzo spokojna. Zbudziła się wtedy bez większego skrępowania, tylko z pewnym żalem, że tak szybko jej organizm poddał się. Chciała spędzić więcej czasu z mężczyzną, przekonać go do Jasona Stathama i być może mieć większą nadzieję. Spodobało jej się ich barwna relacja, ponieważ już dawno nie czuła się tak dobrze w czyimś towarzystwie. Był również przystojny, czego nie mogła oddzielić i myśleć całkowicie racjonalnie. Zaczynała sądzić, że zauroczyła się, ale tak szybko? Nigdy jej się nie zdarzyło. Pragnęła mieć kogoś, z kim bawiłaby się tak świetnie jak przy nim. Z drugiej strony bardzo się bała relacji, która angażowałaby w to jej uśpione uczucia. Posiada w ogóle jakieś? I najważniejsze: co sądził o tym wszystkim sam zainteresowany, czyli Dominic?
Czuła, że to wszystko to nie jest jedynie kwestia gry. Coś ich połączyło, coś więcej niż chęć zaimponowania Andrei. Tamtej nocy niespecjalnie kryła swoje spragnienie bliskością; ciepło bijące z męskiego ciała, śpiącego tuż obok niej, była niezwykle kojąca. Bardzo nie chciała stamtąd uciekać, a jednak – zrobiła to. Bladym świtem wymknęła się z posiadłości, pożyczając jedynie bluzę Dominica, by nie zmarznąć podczas drogi do domu. Płaszcz na niewiele się zdawał. Była spełniona, ponieważ kolejne spotkanie czekało ich, jeśli rzeczywiście chciał uśpić zmartwienie matki. Musiała przyjść na kolację. Kwestią drugorzędną był fakt, że naprawdę, ale tak bardzo-bardzo tego chciała.
Pozostawiła po sobie jedynie karteczkę z podziękowaniem i życzyła mu mnóstwo miłości, co akurat pisała tylko i wyłącznie z grzeczności. Nie chciała, by znalazł miłości teraz. Od tamtej pory minęło trochę czasu, a ona nie miała kiedy odezwać się (chociaż trzeba przyznać, że liczyła na jakieś magiczne odnalezienie jej!), pracując na pełnych obrotach. Zapewnił jej mnóstwo zamówień, dzięki którym wybiła się ponad przeciętną, zarabiając niewyobrażalne pieniądze. Już miała zapisane imprezy na rok do przodu. To było wspaniałe, nawet jeśli nigdy o nic takiego nie prosiła Dominica.
Trochę w sukcesie przeszkodziła jej impreza z Siriusem, po której skręciła kostkę. Nie zwalniała tempa, starała się mimo wszystko, chociaż (alleluja!) dostała zwolnienie od normalnej pracy w kelnerstwie. Obładowana, jak zawsze, pakunkami i zakupami, kuśtykała w wielkiej ortezie, przypominającej buta, ku domu, lecz to trwało wieki. Całkiem przypadkiem zauważyła Dominica, siedzącego w kawiarni. Poprawiła szybko włosy, poszminkowała bezbarwną pomadką usta i weszła dziarsko, kompletnie zapominając, że jest blada jak ściana z różowymi policzkami smaganymi wiatrem, ponieważ była niepomalowana. Całkowicie all’acqua e sapone.
- Cześć, Dom! – przywitała się radośnie, podchodząc do niego i siadając naprzeciwko. Nie miała już siły stać. – Mogę? Wolne? Co… co słychać? Jak po balu?
Chryste, nie potrafiła ukryć swojej radości związanej z tym kolejnym przypadkowym spotkaniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#policzę

Sam zainteresowany czuł się, podobnie jak Ashley, mocno zaskoczony tym, co działo się wokół nich. Gra pod publikę w udane partnerstwo stała się zadziwiająco przyjemna i prosta do wykonania. A to wszystko za sprawą towarzyszki, która nie miała sobie równych. Swoboda, jaką odkryli między sobą nie tylko wśród widowni, ale również gdy nikt nie zwracał na nich uwagi w kuchni czy kiedy zostali zupełnie sami w jego pokoju, nie była przewidzianym skutkiem ubocznym, ale okazała się niezwykłą zaletą ich relacji. Poza tym byłby głupcem albo ślepcem (albo i jednym i drugim), gdyby nie przyznał, że w Ash od początku było coś, co zwróciło jego uwagę. Tamtego wieczoru przekonał się też, że jej ponętne ciało dorównywało humorowi i inteligencji, tworząc doskonałą mieszankę. Kształty, które podkreślała czerwona sukienka, działały na jego wyobraźnię i mimowolnie go kusiły, ale fakt, że poprosił ją o odegranie roli u jego boku, nie pozwolił mu na wykorzystanie sytuacji.
A gdy zniknęła nad ranem, niczym kochanka, zostawiając mu karteczkę na stoliku nocnym, po treści doszedł do wniosku, że poprzedni wieczór mógł należeć do czaru, który prysł wraz z nastaniem świtu. Zbyt grzeczne podziękowanie, napisane zgrabnym charakterem pisma, nie dawało nadziei na więcej. Nie wiedząc, co o tym myśleć, Dominic postanowił przesunąć to na boczny tor i powrócił do rzeczywistości, która oznaczała ciężki trening przed zbliżającym się sezonem.
Nie dane mu było jednak zapomnieć o Ashley. Kiedy przebywał w domu, mama w trakcie rozmowy wtrącała niewinne zapytania o blondwłosą piękność z balu, która zrobiła na niej wrażenie. Przy okazji wyrażała ubolewanie nad faktem, że rozmawiała z nią stanowczo za krótko i przypominała o złożonej jej obietnicy. Jedyne, co mógł Dom wtedy zrobić to wymówić się potrzebą skupienia na przygotowaniach do sezonu, z każdym jej słowem rozumiejąc, że wykręcenie się od tego nie będzie takie łatwe, jak przypuszczał. W trakcie treningów, zwłaszcza po wypadzie do baru z Mel, łapał się jednak na tym, że myślał o Ashley. Mimo to uważał, że nie powinien nachodzić jej w domu. Wykonali zadanie, a on niemal od razu odwdzięczył się jej poprzez wskazanie jej jako specjalistki do spraw kwiatów, po czym oboje wrócili do swoich światów. Wydarzenia z tamtego wieczoru, emocje, jakie nim wtedy władały, blakły pod wpływem czasu, w trakcie którego nie dane było im ponownie się spotkać. Aż do teraz.
Skupiony na gazecie sportowej, którą kupił po drodze, obejmując dłonią kubek z kawą, siedział w kawiarni w oczekiwaniu na Sarayę, która ewidentnie się spóźniała. Przejęty sondażami konkurencyjnych drużyn, nie zwrócił uwagi na zbliżającą się do jego stolika postać. Dopiero, kiedy usłyszał znajomy głos, którego w obecnej chwili zupełnie się nie spodziewał, podniósł wzrok i opuścił gazetę na blat w pewnej konsternacji. Widząc blondynkę, która zajęła miejsce naprzeciwko niego, na jego twarzy momentalnie pojawił się, nadal trochę zaskoczony, ale uśmiech.
- Hej, Ash - z jego ust wydobyło się powitanie, zanim do końca uświadomił sobie, co się dzieje. Zajęte przez pakunki miejsce na stole i dosyć nienaturalna poza, jak na kobietę sprawiły, że odrobinę ściągnął brwi. Kiedy zarzuciła go pytaniami, zerknął w bok na ortezę. - Em… właściwie to… mogło być lepiej - zaczął powoli, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. A kiedy zrozumiał, jak dziwnie mogło to zabrzmieć, momentalnie dodał: - Moja mama nie daje mi takiego spokoju, jak oczekiwaliśmy. Ciągle o ciebie wypytuje. - Znów nie zabrzmiało to zbyt dobrze. Cholera, przemknęło mu w myślach. Nie był przecież desperatem. Ale przynajmniej był szczery. - A co u ciebie? Właściwie co ci się stało? - zmienił więc szybko temat z nadzieją, że dziewczyna może nie będzie zbytnio drążyć tematu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaczarowany bal minął, a po nim powinna stracić jakiekolwiek zainteresowanie Dominiciem. Tak sądziła i tak chciała. Uciekła, czując, że coś się zmieniło. Nie było jej dane dowiedzieć się co to jest prawdziwa miłość. Przy Coltonie serce biło jej szybciej, a jego bliskość wpływała na nią kojąco, ale i ekscytująco. Chciała mieć go obok siebie, widzieć ten uśmiech i czuć zapach perfum. Mogło to trwać wiecznie? Raczej nie. Nie ona, nie z takim mężczyzną. Musiała odpuścić, zanim poszłoby to dalej. Mogła zjeść z nim śniadanie, poudawać przez Andreą, że zaiskrzyło między nimi w nocy (co akurat było prawdą) i powstydzić się, że nie wzięła nawet ubrań na zmianę! Postanowiła wyjść, zanim się obudzi i żałowała do dnia dzisiejszego.
Bardzo by chciała powrócić do tamtej nocy i nie spać ani minuty, by rozmawiać do bladego świtu. Pozostawały jej marzenia, nadzieje na kolejne spotkanie albo kompletne zapomnienie. Starała się walczyć ze sobą, by nie myśleć już więcej o Dominicu i chemii, jaka zaistniała między nimi. Ciężko jednak było, skoro to dzięki niemu zdobyła tylu klientów. Pracy było wiele, pieniądze odkładała wciąż na własną kwiaciarnię, co akurat nie stanowiło już tak prostej przeszkody. Musiała mieć zdolność finansową i własny wkład, a to wciąż miesiące ciężkiej pracy.
Gdyby wiedziała, że mimo wszystko ma kogoś na oku albo gdzieś na boku (nie w negatywnym znaczeniu tego słowa), nie pakowałaby się w coś, co spowoduje rozmrożenie jej uczuć sercowych. Zawsze bała się zranienia, dlatego też unikała jakichkolwiek głębszych relacji. Winston był odskocznią, a w miłości tak bardzo niedostępny, że nigdy nie przeszło jej przez myśl, by tak po prostu zakochać się w nim. Winston Palmer kochał najbardziej samego siebie. Za to Ashley bardzo pasowała te relacja, nawet jeśli powodowała wieczne skamienienie jej własnych uczuć.
Nie spodziewała się takiej reakcji po sobie, gdy zauważając go w kawiarni, jej serce zabiło mocniej. Odetchnęła głęboko, uśmiechając się do siebie. Cieszyła się, że akurat dziś nałożyła odżywkę na swoje loki i zrobiła sobie zabieg na twarz. Czuła się z tym o wiele lepiej i uznała to jako znak, dobry znak. Słysząc jego słowa, roześmiała się, ponieważ wciąż chciała ciągnąć tę grę w udawaniu pary. Kolacja z Andreą miała być jednym z powodów, by znów nacieszyć się swoim towarzystwem. Może jednak tego nie potrzebowali?
- Czyli nasz spisek sprawił, że jest gorzej? – uśmiechnęła się z rozbawieniem, opierając o stolik, by nachylić się nieco w stronę Dominica. – Myślałam, że moja obecność tam pomoże ci w pokazaniu się i jakaś piękna panienka zdobędzie jednak twoje serce. Przykro mi to słyszeć! – zażartowała jeszcze i podparła nieco brodę na dłoniach. Na jego pytania wzruszyła ramionami, poniekąd wyrażając w ten sposób prawdę. Niewiele pamiętała z popijawy z Siriusem. – No, właśnie… źle stanęłam i trochę nadwyrężyłam kostkę. Przynajmniej nie muszę podawać kawy przez jakiś czas, to jest zdecydowanie plus, zwłaszcza, że, właśnie! Dziękuję ci jeszcze raz, ponieważ teraz mój własny biznes kwitnie jak na drożdżach. To… to wspaniałe uczucie mogąc utrzymywać się na tym, co się kocha, o czym pewnie doskonale wiesz. - I będzie mu dozgonnie wdzięczna, bo właśnie dzięki Dominicowi może pójdzie na kilka kursów, by zdobyć więcej doświadczenia (i papierów). - Przepraszam, czekasz na kogoś?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy rzeczywiście miał kogoś na oku? Od czasu śmierci Heather z nikim nie związał się na poważnie, utrzymując jedynie pozory układającego sobie życie mężczyzny. Związek z kimś był doskonałą przykrywką, dzięki której nie czepiano się go za samotność i skakanie z kwiatka na kwiatek, ale z drugiej strony kobiety u swego boku zmieniał średnio dwa razy do roku. Posiadanie kogoś przy sobie stanowiło pewną odskocznię od życia w rutynie, spędzanie z kimś wolnego czasu skutecznie zwalczało odczuwaną samotność, aczkolwiek od tych pięciu lat nie pozwolił żadnej na bliższe poznanie. Dlaczego? Ponieważ żadnej z nich nie brał na poważnie, o czym od samego początku doskonale wiedziały. A nawet kiedy chcąc nie chcąc, zaczynał odczuwać coraz większą zależność od partnerki, usuwał się w cień, dusząc w zarodku cokolwiek to było.
Uważał, że łatwiej było łamać serca, niż chodzić z wiecznie złamanym. To samolubne, ale przynajmniej zdawał sobie sprawę, że mimo pewnych ustaleń i zgody drugiej strony, w kwestii relacji romantycznych nie był zbyt porządnym facetem. Dlatego najlepiej wychodził mu seks bez zobowiązań. Z Sarayą przychodziło to naturalnie. Zresztą, do niedawna widywali się tylko podczas jego meczów wyjazdowych do Chicago, więc wiedzieli, na co się pisali i nie robili sobie żadnych nadziei. Teraz co prawda sytuacja się trochę zmieniła, ale gdyby musiał odpowiedzieć, czy jej przeprowadzka jakoś szczególnie na niego wpłynęła, to nie był w stanie się wypowiedzieć.
Widok Ashley w kawiarni, zwłaszcza kiedy oczekiwał swojej znajomej, był zupełnie niespodziewany. Aż przyszedł mu na myśl rzucony do niej ostatnio żart, że chyba będzie musiał się przyzwyczaić do napotykania się na nią. Nawet nie podejrzewał siebie o to, że gdzieś tam w głębi siebie przez ostatni miesiąc wyczekiwał za tymi przypadkowymi spotkaniami, mimowolnie w tłumie ludzi oglądając się za bujnym blond włosem, by potem ganić się za to w myślach. Dziś okazało się, że Seattle jednak nie było tak dużym miastem, jak przypuszczał. Dobrze było usłyszeć jej śmiech.
- Najwyraźniej zrobiłaś na Andrei zbyt duże wrażenie - wzruszył niedbale ramieniem z czającym się w kącikach ust łobuzerskim uśmiechem. Nie tylko na niej, przeszło mu przez myśl, ale tego już nie powiedział na głos. - Uważasz, że bycie z kimś w związku daje +100 do atrakcyjności? Myślałem, że tylko kobiety zgrywają trudno dostępne, posuwając się do tego z potrzeby bycia zdobywanymi - przyznał w rozbawieniu, przyglądając się jej. Bez makijażu wyglądała równie dobrze, co na balu. Pozwalała sobie na naturalność w miejscu publicznym, zupełnie inaczej niż większość dziewczyn, z którymi się spotykał. Z uwagą słuchał jej słów, na koniec kręcąc głową. - Nie musisz mi dziękować, praktycznie sama sobie na to zapracowałaś. Cieszę się, że w jakiś sposób mogłem się odwdzięczyć za tamten wieczór. Ale chyba skręcona kostka chyba nie ułatwia pracy? - Niemal zapomniał, że umówił się tu na spotkanie z kimś innym, aż przypomniała mu o tym wibracja w telefonie zwiastująca nadchodzącą wiadomość, na którą zerknął na moment. - Właściwie… już nie - odparł, odczytując treść wiadomości od Sarayi z przeprosinami i obietnicą wynagrodzenia zmiany planów w innym czasie. Mimo wszystko nie czuł się tym jakoś szczególnie poszkodowany. - Czegoś się napijesz, albo jesteś głodna? - zaproponował, gotów przywołać kelnerkę. W tym miejscu serwowali nie tylko wspaniałą kawę, ale też świetne jedzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mieli coś wspólnego, wybierając związki bez większych zobowiązań. I choć Ashley właśnie zakończyła jeden (a raczej on zakończył, przyjmując posadę w innym mieście), miała wrażenie, że brakuje jej wciąż czegoś. Brakowało jej Winstona i jego auto-miłości, ale i brakowało Dominica i tego, jak świetnie czuła się w jego towarzystwie. Trudno to wytłumaczyć, skoro tylko udawali swój związek, gdy tak naprawdę niezbyt znali się.
Pozostawały wspomnienia, jakie stworzyli za czasów liceum, lecz w nich ich postacie nie znosiły się. Przynajmniej ze strony Ashley. Dopiero z czasem przekonała się, że ludzie zmieniają się, noszą tylko maski. Dominic przywdział taką już dawno temu, o czym zdążyła przekonać się podczas tego krótkiego czasu spędzonego wspólnie.
Marzyła, by i ona zerwała swoją maskę, a serce roztopiła w końcu przed kimś wartościowym. Bała się zranienia, z drugiej strony mając w głowie, że równie dobrze może skończyć samotna. Coraz ciężej jej było pogodzić się z tym. Czas mija, a ona nie robi się młodsza. Wiadome jest, że mężczyźni nie chcą już kobiet w pewnym wieku. Problemem jednak było, że ona nie chciała żadnego mężczyzny, oprócz Dominica.
I jak miała udowodnić sobie, że jeszcze istnieje nadzieja?

Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, które były jak miód na jej serce. Wzbudzając w Andrei sympatię, czuła, że dobrze odegrała swoją rolę; nawet jeśli sama zdążyła ją polubić.
- W takim razie bardzo mi przykro, Dom – odparła z rozbawieniem, rozkładając ręce jakby nic nie mogła na to poradzić. O to im chodziło, prawda? A Ashely dodatkowo chciała mieć jakiś powód, by znów spotkać się z Coltonem, chociaż na głos tego przyznać nie zamierzała. Nie sądziła, że ich tradycją stanie się wpadanie na siebie przypadkowo w mieście wcale nie tak małym. – Podobno kobiety wolą zajętych mężczyzn, więc myślę, że to chyba jednak dodaje trochę punktów do atrakcyjności. – Odchyliła się, obdarowując go uważnym spojrzeniem. Pod wpływem jego bacznej obserwacji, na jej policzku pojawił się delikatny rumieniec. Nie miała pojęcia od kiedy reaguje tak na płeć przeciwną. Przyłapując się na tym myśleniu, poczuła lekki ścisk w żołądku, ponieważ to było poniekąd przyznanie się przed sobą, że Dominic naprawdę jej się spodobał.
Zerknęła uważnie na mężczyznę, gdy ten uciekł wzrokiem na telefon. To był jednoznaczny gest – czekał na kogoś. Nie, wcale nie poczuła zazdrości. Wcale. Odetchnęła płytko, czekając na werdykt, a ten ucieszył ją niezmiernie.
- Nie utrudnia jakoś bardzo, tylko z transportem kwiatów mam niewielki problem, ale to nic, przynajmniej mam zamówienia, a to najważniejsze. – Dominic sprawił, że jeszcze trochę, a Ashley będzie mogła utrzymywać się z samej pasji. Musiała tylko być wiarygodna dla banku, by wziąć kredyt na swój własny lokal. Pragnęła tego najmocniej na świecie; mocniej niż miłości. – Wiesz, umieram z głodu! Nie wiem, co polecasz? – zaczęła przeglądać kartę, przygryzając przy tym wargę, ponieważ nie mogła się skupić. Zerkała co chwilę w stronę swojego towarzysza, zaintrygowana jego brakiem złego samopoczucia z powodu odwołanego spotkania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dwadzieścia parę lat to jeszcze nie koniec świata. Dla Dominica były to najlepsze lata pod względem zawodowym. Natomiast jeśli chodziło o większe zobowiązania i zakładanie rodziny to skutecznie się przed tym wzbraniał z przekonaniem, że zdecydowanie nie była to odpowiednia pora na obrączkowanie się. Nadal czuł w sobie tę młodość i buzującą w jego żyłach adrenalinę i euforię na każdą niespodziewaną przygodę lub atrakcję, które urozmaicały życie i budowały wspomnienia. Chciał zaznać wszystkiego, co dawało mu poczucie szczęścia, sądząc, że dzięki temu zdobędzie, czego potrzebował. Tak naprawdę zdążył już zapomnieć, co rzeczywiście dawało mu pełnię szczęścia, a o czym przypomniała mu niedawno Melusine. W tym momencie wydawało mu się to mało realne, choć pewnie po prostu odrzucał tę możliwość w obawie przed zawodem. Lepiej nie było robić nadziei sobie i komukolwiek. Poza tym, jak pogodzić jedno, czyli wolność i możliwość szalonych przygód i drugie, czyli posiadanie kogoś i poważny związek? Przecież nie można mieć wszystkiego, czyż nie?
A jednak siedział przy stoliku i wpatrywał się w Ashley, która nieustannie go intrygowała. Wraz z jej słowami uniósł wyżej brew.
- Jak bardzo? Bo przyznam, że niczego mi nie uprościłaś i wpakowałaś mnie w jeszcze większe kłopoty. Myślę, że odpowiednią rekompensatą byłoby spełnienie swojej obietnicy - przyznał z rysującym się na jego twarzy zawadiackim uśmiechem. Ciekaw był, czy to wprawienie ją w wyrzuty sumienia zadziała. Niedzielny posiłek w towarzystwie jego i jego mamy był idealną opcją, by uspokoić Andreę, a przy okazji spędzić z dziewczyną więcej czasu. - Zajętych, to znaczy statecznych i uporządkowanych? Przykro mi, ale żadne z tych synonimów mnie nie definiuje - stwierdził z typową dla siebie swobodą. Podejrzewał, że byłoby kwestią czasu, by Ashley poznała go lepiej i zaczęła odkrywać w nim wszystkie cechy, które przekonałyby ją, że żaden z niego materiał na męża.
- Pewnie dlatego, że męczysz się ze wszystkimi pakunkami sama? - Tu zerknął na zakupy, które położyła obok na stoliku. I tak był pod wrażeniem, że jakoś radziła sobie z tą ortezą. Dla niego kontuzja byłaby nie do przyjęcia, nie teraz, kiedy zaczynał się sezon. - Pewnie całe mieszkanie to teraz jedna wielka kwiaciarnia? - dopytał z zainteresowaniem, bo podejrzewał, że w najbliższym czasie nie tylko transport był uciążliwy, ale też niedługo może pojawić się problem z lokalizacją. Praca w mieszkaniu na dłuższą metę nie była zbyt dobrym pomysłem. - Cała oferta brunchowa jest tu mega dobra. Ale jeśli nie jesteś wegetarianką to na porządny głód możesz zainteresować się migas, za to na słodko polecam na przykład tosty francuskie z bananem - odparł, również spoglądając mimochodem na menu, które dobrze znał. Królowały tu tosty, omlety, bowle i naleśniki.
Zaczepił w przelocie jedną z przechodzących kelnerek, która na widok Dominica przywdziała szeroki uśmiech i ochoczo wyciągnęła notes z długopisem gotowa do zapisania zamówienia. Najpierw pozwolił wypowiedzieć się Ashley, po czym sam zamówił miskę Buddy ze świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy. Musiał trzymać formę, odpowiednia porcja białka, witamin i węglowodanów przed popołudniowym treningiem była wręcz wskazana. I trzeba zauważyć, że nawet nie zwrócił szczególnej uwagi na kelnerkę, która mimowolnie co chwila na niego spoglądała, zanim ruszyła do kuchni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzeczywiście – żaden koniec świata, jeśli ma się jakąkolwiek świadomość, że jest się zdolnym do kochania. Ashley? Nie była. Tak sądziła dotychczas. Mając jedynie przelotne romanse, nic nie znaczące i niezobowiązujące, nie istniała żadna możliwość dowiedzenia się o sobie nieco więcej. Czy potrafi darzyć kogoś głębszym uczuciem? Dominic miał to już za sobą i choć wyszedł z tej miłości zraniony, wiedział już co to w ogóle znaczy. Zdążył zapomnieć jak smakuje to szczęście, lecz mimo to, wciąż owe doświadczenie miał za sobą. Teraz Farrow nie chciała mu się oddawać, szczęściu, rzecz jasna. Gorzej, że nieświadomie popadała w jakieś nieznane uczucie.
Czując na sobie jego spojrzenie, świat się zatrzymywał. Nie potrafiła powstrzymać rumieńca, ani gęsiej skórki na ramionach. Coś sprawiało, że pojawiało się pragnienie intymności, jaką mieli na balu. Tyle czasu minęło, a ona wciąż tkwiła w tym przedziwnym zauroczeniu. Z przyjemnością zauważyła, że inni ludzie wokół nich po prostu przestali istnieć i z zatłoczonej kawiarenki mieli własne miejsce.
Roześmiała się, widząc jego reakcję i chcąc zrekompensować się już choć trochę, ułożyła dłoń na jego. Walczyła ze sobą, by wyszła z tego zabawna reakcja, ale milisekunda wpatrywania się w niego za długo i prawie była spalona.
- Powiedz tylko kiedy, a zadowolę twoją mamę odpowiednio – powiedziała cicho, cofając dłoń powoli i niechętnie. Na samą myśl o tym odetchnęła głęboko, niezadowolona. Niestety, przyłapywała się coraz częściej na nieco większej sympatii do Dominica, niżby chciała. Czuła, że wyjdzie z tego zraniona. – Jedno nie wyklucza drugiego, nie sądzisz? Stateczni i uporządkowani są jednak… nudni, ale jak kto woli. Ty chyba nie należysz do nudnych, nie? Chyba nie, skoro zgodziłeś się na taką intrygę – zaśmiała się z rozbawieniem, podpierając brodę na dłoniach. Kiedyś czytała jakieś plotki o Dominicu, gdy przypadkiem włączył jej się jakiś artykuł. Dopiero teraz przestała go osądzać, uznając, że każdy w życiu musi się wyszaleć. W tym momencie jednak stawała się delikatnie zazdrosna, że tak rzadko bawi się w jej towarzystwie.
Przytaknęła na jego pytanie, rozkładając ręce w geście bezradności. Nauczyła się żyć sama, robić wszystko sama i nie prosić nikogo o pomoc. Niezależność była przyjemna, lecz i ciężka. Często brakowało jej kogoś obok, ale nigdy nie przyznawała tego na głos.
- Rzeczywiście trochę tak to wygląda. Wiesz, mógłbyś mi pomóc dotrzeć dziś do mieszkania? Wyjątkowo, akurat dziś bałam się czy na pewno dam radę wrócić czy nie – i wyjątkowo była w stanie prosić o pomoc, jeśli to oznaczało dodatkowy czas z Dominiciem. Uśmiechnęła się przy tym lekko, trochę błagalnie. Szybko zdecydowała się na co ma ochotę, ponieważ jak tylko wspomniał o tostach, ślinka jej pociekła. Doczytała, że są z czekoladą i już była kupiona. – Biorę tosty, chociaż wegetarianką nie jestem. Tak na zaś. – Zerknęła na Dominica z błyskiem w oku i odłożyła kartę. Nawet, gdy przyszła do nich kelnerka, nie uniosła na nią spojrzenia, wpatrując się wciąż w baseballistę jak zaczarowana. Miała nadzieję, że skusi się na rolę superbohatera i odprowadzi ją do domu. Mógłby zostać tam na dłużej, gdyby tylko chciał. Nie zamierzała się już nawet szczypać, by wybudzić z tego uczucia.
- Więc kiedy ta kolacja? Z twoją mamą, oczywiście.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To prawda, że mieli zupełnie inne doświadczenia w kwestii miłości. W związku z tym, że Ashley nigdy jej nie zaznała głębszych uczuć względem jakiegokolwiek mężczyzny, to wszystko było jeszcze przed nią. A czy nie znaczyło coś więcej, jeśli mężczyzna skupiał uwagę wyłącznie na niej? Jeśli śmiał się z jej żartów, dawał jej bezpieczeństwo i poczucie swobody? Dotykał w sposób, który przyprawiał o drżenie?
Zakochanie to emocje, które wypełniały od środka nadzieją na szczęście, marzeniem o posiadaniu czegoś, co do tej pory wydawało się błahe i nieistotne. To całkiem zabawne, że nie odczuwało się pewnych pragnień dopóki się ich nie odkryło. To wszystko sprawiało, że patrzyło się na drugą osobę w samych ciepłych barwach, nie dostrzegając wad. A idealizowanie swojego obiektu westchnień wiązało się z pierwszą goryczą, nieuchronnym etapem w praktycznie każdej relacji.
Czy więc Dominic był odpowiednim kandydatem, by to na nim skupić uwagę dziewczyny? Mógł jej imponować i czarować swoim uśmiechem oraz pewnością siebie, ale uważał, że na tym zwykle wszystko się kończyło. Przede wszystkim nie uważał siebie za kogoś wartego czyjegokolwiek poważniejszego zainteresowania i to zwykle swoim zachowaniem starał się pokazać. Tymczasem nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że kiedy zaprosił siedzącą przed nim blondwłosą na walentynkowy bal, nieświadomie obrał inną ścieżkę niż dotychczas. Instynktownie wierzył, że spotka go ten sam los, co zawsze, a mimo to towarzystwo dziewczyny wywoływało w nim nie tylko fascynację, ale i pogodę ducha, której dawno nie zaznawał już w takich ilościach.
- Dobrze dbasz o własne sumienie - przyznał z uśmiechem, przyjmując ten jakże błahy powód za prawdziwy cel jej zgody bez żadnych protestów, w żadnym razie nie analizując sposobu, w jaki na moment złapała go za rękę. Nie miał zamiaru doszukiwać się znaków, które mogłyby świadczyć o czymś innym, niż widział. A w tym momencie wydawało mu się, że Ash rzeczywiście odpowiadała ta intryga, w której nie kryło się nic więcej. Czyżby? - Gdybym był nudny to pewnie już dawno uległbym namowom mamy i nosił na palcu obrączkę. I choć nie lubię jej okłamywać, to dla mnie jednak o wiele zabawniej jest kombinować - stwierdził z rozbawieniem, mrużąc przy tym lekko oczy. Andrea miała w sobie coś takiego, przez co nie sposób było jej odmówić, dlatego raz omal nie trafił na ślubny kobierzec. Po tym incydencie jednak bardzo starał się zapobiec powtórce z wątpliwej rozrywki.
- Jasne. Inaczej to ja miałbym Cię na sumieniu i zastanawiałbym się, czy na przykład nie przygniotły Cię te sprawunki gdzieś w mniej uczęszczanej uliczce. - Pozwolił sobie z żartobliwością na pewne puszczenie wodzy fantazji. Widząc jej spojrzenie i tak nie mógłby powiedzieć nie. - Czyli nie idziesz za modą i nie katujesz się dietami, jak większość kobiet? - Uniósł brew. W jego głosie z pewnością nie mogła usłyszeć krytyki, a przynajmniej nie kierowanej w jej stronę. Zawsze się zastanawiał, po co płeć piękna stosowała diety wbrew sobie i własnemu smakowi, zwłaszcza, gdy nie wymagała tego choroba czy nietolerancja pokarmowa. Dopił swoją kawę, a kiedy Ash zapytała o termin kolacji, podniósł na nią uważne spojrzenie.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? Mimo wszystko nie chcę, żebyś robiła coś wbrew sobie. - Może chwilę wcześniej narzucił żartobliwie temat, ale tak naprawdę wcale nie oczekiwał od niej brania udziału w maskaradzie, a już na pewno nie z powodu wyrzutów sumienia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każda intryga niosła ze sobą wielkie ryzyko. W zależności od jej charakteru, zazwyczaj w większości przypadkach osoba knująca wpadała: w ramiona śmierci, ogromny żal, pułapkę zastawioną znienacka czy właśnie zakochanie. Ashley nie była świadoma faktu, że podoba jej się te kłamstewko tylko ze względu na towarzystwo Dominica. Nie znosiła go przecież tak bardzo! Teraz jednak popadała w coraz to większe nadzieje, że dojdzie do jakiegoś dotyku, interakcji ciał, skrzyżowania spojrzeń czy zetknięcia ust. Nie miała pojęcia, że to nie jest zwykłe pożądanie, a coś zupełnie innego i nieznanego jej. Czuła wyrzuty sumienia, ponieważ swoimi emocjami łamała ich umowę udawania tylko, lecz z drugiej strony nie mogła doczekać się każdego spotkania, myślała o Coltonie w najmniej odpowiednich momentach i oddawała się swoim marzeniom. To nie było fair wobec niego, ale co mogła z tym zrobić? Dostrzegała jego wady, miała świadomość, że poniekąd jest osobą publiczną i ma swoje lepsze życie, a ona? Ona jest tylko plebsem, który podaje kawę i nie może otworzyć własnego biznesu przez słabe oszczędności. Nie marnowałby dla niej swojego cennego czasu, skoro może mieć najpiękniejszą modelkę.
- Nie chcę umrzeć z wyrzutów sumienia, sam rozumiesz - roześmiała się może ciut za głośno, bo aż dostała zaskoczone spojrzenie kelnerki w swoją stronę. Odchrząknęła, doprowadzając się do porządku, choć uśmiech wciąż zdobił jej oblicze. Spisek stał się głównym tematem jej ostatnich rozmyślań i szczerze mówiąc, chciała spotkać się znów z Andreą. Była ona zupełnym przeciwieństwem od jej własnej matki, więc tym bardziej cieszyła się nawet na kolację pełną kłamstewek. Robią to jednak dla jej dobra, prawda? - Naprawdę? To było swatanie z jej strony czy niezbyt dobry bieg wydarzeń i źle podjętych decyzji? - Żonaty Dominic? Cóż to byłby za żal! Wtedy nie poznałaby go na nowo, nie cieszyłaby się życiem w tak wielkim stopniu jak w tej chwili. Teoretycznie zawsze była beztroska i korzystała ze wszelkich znaków od losu, nie roztrząsała nieszczęść i nie żywiła się przeszłością. Dominic jednak dał jej coś więcej, czego jeszcze nigdy nie czuła.
Ulżyło jej, słysząc słowa swojego towarzysza. Och, czy to rumieniec na jej policzkach? A i owszem! W oczach pojawiły się iskierki radości, już nie tylko ze względu na pomoc przy pakunkach, ale i urozrnaicenia tego dnia. Miała bowiem nadzieję, że trochę z nią zostanie; chociażby wypije kolejną kawę albo skusi się na szybki kurs plecenia wianków ze stokrotek.
- Absolutnie nie! Poza tym, kocham czekoladę. Kto jej nie kocha? Może mięsa nie jem codziennie, ale czasem lubię coś... mięsnego - mruknęła z rozbawieniem, zamyślając się na moment i odlatując do krainy słodkości. Od zawsze uwielbiała słodycze, ale i przez to musiała ćwiczyć choć trochę, by zgadzało się jej BMI. Potrafiła się hamować. Zazwyczaj. Pokiwała energicznie głową i machnęła ręką jakby było to dodatkowe zapewnienie, że to nic takiego. Patrzyła na niego równie poważnie, świadoma wszelkich niewygodnych pytań i dotyku na pokaz. Nie mogło pójść jednak aż tak źle, tego była pewna.
- Jestem pewna, Dom. Zobaczysz, będzie dobrze, a to dla mnie urozmaicenie mojego nudnego życia - zaśmiała się i oparła o stolik delikatnie. - Naprawdę. Polubiłam Andreę, a poza tym, da ci trochę spokoju, prawda? O ile nie zaciągnie nas przed ołtarz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Intrygi zwykle kojarzyły się z komediami romantycznymi, w których dążyło się do uzyskania pewnych celów, w międzyczasie odkrywając coś, czego do tej pory się nie dostrzegało, a okazywało się mieć fundamentalne znaczenie. Coś, co znacznie zmieniało spojrzenie na świat i zachowanie. Zwykle sceny były mocno przekoloryzowane, ukazywały w bohaterach dużą naiwność i bezmyślność, która prowadziła do przesadnych sytuacji. Czy to groziło Dominicowi i Ashley?
Po ostatnim razie mężczyzna śmiał przypuszczać, że ich gra aktorska wypadła wręcz znakomicie. Udało im się przekonać do siebie nie tylko jego mamę i całe towarzystwo będące na balu, ale także Melusine, która wyciągnęła pewne wnioski z samego reportażu. A on? Świetnie się bawił i wyglądało na to, że nie chciał tego tak szybko kończyć.
- Ależ oczywiście. Byłaby to naprawdę przykra śmierć. Choć jakże nietypowa, w sam raz do programu 1000 ways to die - przyznał ze śmiechem, w ogóle nie zwracając uwagi na otoczenie. W rzeczywistości rzadko spotykał tak osobliwe kobiety, jak jego towarzyszka, więc w jego słowach ukryte było szczere spostrzeżenie. Dlatego też cieszył się, że od tak niespotykanej śmierci mógł ją uchronić. - Trochę gorzej, bo zarówno ze strony mamy, jak i rodziców idealnej kandydatki na żonę. Nacisk z obu stron niemal dopiął swego. Niestety dla nich, domniemana kandydatka nie była idealna dla mnie. Chyba jednak bardziej odpowiadają mi mniej ułożone nie-ideały. - Tak bardzo uwierzył w to, że nie zasługiwał już na więcej od życia, iż przez chwilę był nawet skłonny się poświęcić. Zwłaszcza, że Lavender spodziewała się dziecka z wpadki, więc chociaż w ten sposób mógł się na coś przydać. Życie zweryfikowało jednak plany, Lav poroniła, a on zrozumiał, że małżeństwo z nią nie miałoby sensu. Nie nadawał się do tego.
Jeśli Ashley uważała, że była w stanie namówić Dominica na kurs plecenia wianków to posiadała naprawdę bujne fantazje. Aczkolwiek już po krótkiej rozmowie z nią można było wyciągnąć taki wniosek, który wcale nie należało traktować jako negatywną cechę. W każdym razie jej zachowanie zawsze wydawało się mężczyźnie intrygujące.
- No i prawidłowo! Według mnie typowa figura modelki jest stanowczo przereklamowana i wprawia w kompleksy 95% kobiet. Przecież odmawianie sobie przyjemności jest bez sensu, poza tym bycie innym od reszty czyni z tego ogromną zaletę. - Bycie kimś wyjątkowym, odbiegającym od standardów wyznaczonych przez świat. Kimś takim, jak blondwłosa piękność, na którą właśnie spoglądał.
- W takim razie nadajmy mu trochę kolorów - przytaknął z pełnym rozbawienia uśmiechem, a w jego oczach niepostrzeżenie zatańczyły wesołe iskierki. - Kto wie? Przed nami poważne wyzwanie. - I chcąc, nie chcąc, coraz bardziej podobało mu się, że się tego podjęła.
Kiedy na stoliku pojawiły się zamówione potrawy i zaczęli jeść, ich rozmowa zeszła na bardziej błahe tematy. Po posiłku, tak jak obiecał, wziął ze sobą większość toreb i paczek, które Ash udało się donieść do kafejki i podwiózł ją samochodem do domu.

//zt

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”