WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

#5 [listopad] Ostatnie dwa tygodnie były okropnym czasem próby cierpliwości. Czterokrotnie odwiedziła Elene Clarke w szpitalu – w tym raz nad nią czuwała, bo zarówno Markowi, jak i Gabrielowi skomplikowała się sytuacja w pracy. Potem przyszedł Joseph, i mały Louis, i Quinn, i jakaś znajoma, i…
więc Josephine wróciła do domu. Pojawiła się znowu rano przed zajęciami na uczelni, aby poczęstować Panią Clarke croissantami. Gabriela widywała rzadko, a jeżeli przyszło im się spotkać, to zazwyczaj był w towarzystwie swojej dziewczyny, a wtedy Josie nie czuła się upoważniona do rozmów. Mimo nowego początku, dalej podchodziła do blondynki z ogromnym dystansem.
Święto Dziękczynienia było jednym z tych dni, które Clarkowie i Hirischowie obchodzili wspólnie. Kilka dni wcześniej Elena opuściła szpital, co było kolejnym powodem do świętowania.
Joseph punkt dwudziesta spakował zapiekankę z batatów, kukurydzę, butelkę wina i zgrzewkę napoi, po czym razem z dziećmi poszedł do domu sąsiadów. Drzwi otworzył im Mark, który pomimo podkrążonych, zmęczonych oczu wyglądał wyjątkowo dobrze z kieliszkiem coca-coli w jednej dłoni i z pilotem do telewizora w drugiej. Podobno coś ustawiał, jednak Joseph prędko wykorzystał okazję, aby się z nim podroczyć. Potem dołączyli do Eleny, którą Josephine i Loius powitali uściskiem. Chwilę porozmawiali, ale w pewnym momencie temat zszedł na pracę i politykę, więc Josie oddaliła się do wyspy kuchennej, gdzie Gabriel zajmował się gotowaniem.
Zapytałabym czy ci pomóc, ale nie chcę tego robić – zaczęła żartem i nachyliwszy się nad kuchenką, włożyła łyżkę do garnka. Zamieszała, a następnie wyciągnęła ją i natychmiast wpakowała do buzi. Słodki sos rozlał jej się po policzkach oraz języku, wprawiając wszystkie kubeczki smakowe w niesamowitą rozkosz. Josephine uwielbiała dania Gabriela. Wiedziała, że posiadał ogromny talent, jednak na przestrzeni lat niemal zapomniała, że niegdyś było jej dane codziennie próbować jego potraw. – Gorące – prędko wyciągnęła łyżkę i odłożyła ją na blat – Ale pyszne! – pochwaliła.
Zaaprobowana wszystkimi zapachami przemknęła obok ramienia chłopaka i stanęła przed wyspą kuchenną, gdzie leżały dwie blachy z ciastem. Natychmiast wpakowała palec w misę z białym, puszystym kremem.
Widzę, że twoja mama dobrze się czuje, a ty? – zagadnęła, wykorzystując fakt, że stanęła tyłem do Clarke’a. Jeszcze nie potrafiła – a raczej wciąż się przyzwyczajała – do rozmów, do jego obecności i podejrzanego gorąca, które uderzało w nią, ilekroć stała zbyt blisko. Stresowała się? Gabrielem?
Włożyła palec do buzi. Krem również smakował wyśmienicie! Ponowiła czynność, choć tym razem odwróciła się w stronę chłopaka. Wytknęła dłoń, pokazując mu odrobinę pianki na palcu.
Próbowałeś? – zapytała nieco żartobliwie. Nie chciała, aby trudne tematy zepsuły ten dzień, a przede wszystkim, aby negatywnie wpłynęły na nastrój uczestników – przede wszystkim Gabriela i Eleny.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

#4 + look

Ciężko było mu się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości. Wizyty w szpitalu przeplatane zajęciami, nową pracą i późnymi powrotami do domu sprawiały, że mimo chęci, nie był w stanie nad wszystkim zapanować. Trzeba również zauważyć, że w domu pozostali dwaj mężczyźni, którzy musieli sobie jakoś radzić, i o ile zawsze znalazło się coś do jedzenia, tak trochę trudniej było z dbaniem o porządek. Spóźnienia do szkoły, brak oddanej pracy na czas, trudności ze skupieniem w pracy, nieporządek w domu, z każdym dniem powodowały coraz większe zaległości.
Gabriel rzadko kiedy mógł pozwolić sobie na chwilę oddechu. Miał tak dużo na głowie, że w tym wszystkim praktycznie w ogóle nie pamiętał o sobie. Po wieczorach spędzanych do późna w szpitalu czy w restauracji jedyne, o czym marzył to wtulić się w poduszkę we własnym łóżku. Kiedy jednak poznał termin wypisu mamy ze szpitala, zmobilizował się do względnego ogarnięcia w domu, w czym pomogła mu Quinn. Nie mógł przecież pokazać, że sobie z tatą nie radzili, prawda? Uśmiech mamy po przekroczeniu progu ich mieszkania przy Phinney Ridge wyrażał więcej, niż tysiąc słów.
W tym czasie nie miał również zbytnio czasu dla Josie. Mimo pojednania, jakie nastąpiło tamtej nocy, widywali się jedynie w przelocie. Święto Dziękczynienia było powodem do chwilowego odetchnięcia od trosk i zatrzymania się w tym pędzie. To był również czas tradycyjnego spotkania z Hirschami.
Mężczyzna od rana spędzał czas w kuchni, pilnując indyka i przyrządzając poszczególne potrawy i przekąski, w żadnym razie nie pozwalając mamie wtrącać się w gary z przekonaniem, że powinna odpoczywać i mu zaufać, iż wszystkim się zajmie. Już nie raz przyrządzał dania na święta, choć zwykle to razem z mamą urzędowali w kuchni, która nie bez przyczyny była nazywana sercem tego domu. Tym razem natomiast Elena przysiadła na krześle wyspy kuchennej, by przyglądać się swojemu synowi i po prostu rozmawiali.
Gdy nadeszła umówiona godzina, Gabe nadal był pochłonięty przygotowaniami, choć pozostało już tylko kilka detali. Jedynie na moment podniósł głowę, by lekkim skinięciem i machnięciem dłonią powitać gości, po czym odwrócił się do garnka, z którego przerzucił bataty do blendera, sprawnym ruchem wrzucił do nich przyprawy jedna po drugiej i włączył na szybkie obroty. W krzątaninie kątem oka zauważył zbliżającą się Josie.
- Masz rację, lepiej nie korcić losu - mruknął w rozbawieniu, otwierając pokrywę kielicha i wyciągając masę do ozdobnej miski. Przez to nie zdążył uprzedzić dziewczyny przed oparzeniem, więc widząc ją z łyżką w buzi na moment zamarł, jednocześnie z pewnym niepokojem i wzburzeniem, że miała czelność zaglądać mu do garnków, kiedy jeszcze nie wszystko było gotowe! - Pokarało cię za to wścibstwo - przyznał, wskazując na nią palcem. - Odliczę ci to z twojej porcji - uśmiechnął się pod nosem i wrócił do kolejnych zajęć, w myślach powracając do listy do zrobienia.
Gdy do jego uszu dotarło pytanie Josephine, na chwilę zawiesił w powietrzu nóż nad marchewką, którą zamierzał pokroić. - Jest… - zawahał się na dwie bardzo długie sekundy - …w porządku - przyznał w końcu, powracając do normalnego tonu i krojenia warzywa, choć mimowolnie ściągnął brwi. Czuł się dziwnie, poruszając z Hirsch kwestię jego samopoczucia, ale powiedział to, co mówił Quinn. Poniekąd nie mijał się z prawdą. Mimo zmęczenia i przepracowania wyglądało na to, że kryzys został mniej więcej opanowany. Mama podjęła się leczenia, jeździła na rehabilitację, a co najważniejsze - wróciła do domu, więc chłopak stał się trochę spokojniejszy.
Jej kolejne pytanie nakazało mu podnieść na nią spojrzenie i aż ręce mu opadły.
- A umyłaś chociaż ręce? - zapytał pretensjonalnym tonem i uniósł wysoko brew, wpatrując się w nią w oczekiwaniu, aczkolwiek za chwilę w jego oczach błysnęły iskierki rozbawienia, kiedy tylko zrozumiał, jak bardzo dorośle to zabrzmiało i jak Josie mogła się przez to poczuć. Chyba się starzał.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Josephine spodziewała się, że obowiązek przygotowania posiłków spadnie właśnie na Gabriela. Ze swoim włoskim temperamentem idealnie odnajdywał się pośród zapachów, unoszących się znad rozgrzanych naczyń. Przed kilkoma miesiącami lubiła zasiadać po drugiej stronie kuchennej wyspy i wsparta głową o rękę doglądania jego wszystkich kuchennych rewolucji. Wtedy miała wrażenie, że Gabriel poruszał się pomiędzy półkami niczym zaklęty.
Intuicyjnie uderzyła chłopaka w ramię, kiedy napomknął o korceniu losu. Niestety wiedziała, że nie mogła temu zaprzeczyć. Nawet ojciec nie dopuszczał jej samej do garów – mogła co najwyżej ugotować makaron, albo odgrzać jedzenie, dlatego przeważnie odgrywała rolę obserwatora i kibica.
Ale było warto – zaznaczyła z niemal wyciągniętym na wierzch językiem, który kilkukrotnie powachlowała dłonią. – Nie zrobisz tego – wytknęła żartobliwie paluch, uprzednio mrużąc powieki – zawsze byłam twoją największą fanką. Testowałeś na mnie potrawy, więc tylko spróbuj mi zmniejszyć porcję! Pożałujesz! – zagroziła, ale było w tym więcej żartu i przekory, aniżeli rzeczywistej nerwowości.
Krzątała się pomiędzy jedną potrawą a drugą, aż w końcu zainteresowała się puszystym kremem. Pomimo że z wyrażanym apetytem spoglądała na składnik, to w jej głowie krzątały się myśli dotyczące przede wszystkim samopoczucia rodziny Clarke. Ukradkiem spojrzała na Elene, która najwyraźniej zapomniała o stanie swojego zdrowia i w pełni poddała się trwającej, beztroskiej chwili. Z zaangażowaniem rozmawiała z mężem i Josephem, śmiała się oraz przytakiwała na pytania małego Louisa.
Gdy odgłos gotującego się sosu stał się jedynym dźwiękiem okalającym kuchnie, Josephine odwróciła się do Gabriela. Jej opuszek był wysmarowany kremem. Jego odpowiedź nie była satysfakcjonująca, jednak rozumiała dlaczego odezwał się w taki połowiczny sposób. Potrzebował czasu nie tylko, aby przyzwyczaić się do nowej, rodzinnej sytuacji, ale również do obecności Josephine. Ona również próbowała to zrobić. Z dnia na dzień czuła, że chciałaby w końcu przeskoczyć kanion, który odseparował ich od siebie na te kilka, długich miesięcy. Tęskniła, choć wrodzony upór jeszcze nie pozwolił jej powiedzieć tego głośno. Tęskniła z Gabrielem.
Nie – wysunęła dłoń naprzód, po czym wysmarowała kremem nos i policzek chłopaka – pominęłam tutaj – ponownie nabrała składniku na palec i tym razem dotknęła wargi oraz brody Gabriela. Potem głośno się zaśmiała, co na moment zwróciło uwagę ich rodziców. Joseph pokręcił głową, ale nawet nie próbował tłumaczyć sąsiadom zachowania córki.
Josephine nie przejęła się surowym pytaniem Gabriela, chociaż – prawda – przez kilka sekund obawiała się jego reakcji. Odniosła wrażenie, że wydoroślał, jednak ostatecznie nie chciała dopuścić do siebie tej płatającej się myśli. Oboje potrzebowali odrobiny normalności i beztroski; odrobiny wykrzywionych w uśmiechu warg i rozświetlonych radosną łuną spojrzeń… odrobiny siebie sprzed przerwy.
Josephine – głos ojca przeczył powietrze. – Chodź, siadamy już do stołu – zawołał, jednocześnie kierując się razem z Eleną i Markiem w kierunku krzeseł. Josie natychmiast potaknęła.
Co mogę zabrać i już postawić? – zapytała.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Kiedy Josie pacnęła go w ramię, po kuchni poniósł się jego śmiech. W kwestii gotowania doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna przed narodzinami czekała w zupełnie innej kolejce z umiejętnościami, niż on, choć czasem się dziwił, że w tej wybuchowej mieszance, stworzonej przez tego na górze, nie znalazła się ani odrobina chęci lub predyspozycji do gotowania.
- Czyli się zgadzasz. Cieszę się, że przynajmniej jesteś ze sobą szczera - dodał, zerkając na nią z zawadiackim uśmiechem znad miski, który był widoczną oznaką triumfu. Jej zachowanie tylko potwierdzało jego przekonanie, że gdy brakowało argumentów, o wiele łatwiej przechodziło się w czyny. A on zawsze lubił się z nią droczyć.
- A chcesz się przekonać? - uniósł wyżej brew, rzucając jej badawcze spojrzenie będące jednocześnie wyzwaniem, choć jego głosowi towarzyszył żartobliwy ton. Na wspomnienie o ich degustacjach najpierw pokiwał głową, pozwalając sobie na krótki powrót do wspomnień, po czym ściągnął brwi. - Aż dziwne, że to przetrwałaś. Twardzielka z ciebie. Bo skąd wiesz, co się czasem kryło w tych daniach? Przecież wtedy wszystkiego się uczyłem - zauważył w zamyśleniu, na chwilę poważniejąc. Jego następne łobuzerskie spojrzenie i czający się w kącikach ust uśmiech, które pojawiło się tuż po chwili świadczyło jednak o igraniu sobie z niej.
Wśród krzątaniny w kuchni starał się mieć podzielność uwagi na potrawy do dokończenia, a Josie. Do niedawna dziewczyna była równie częstym jego towarzyszem podczas gotowania, co mama. A potem nagle przestała się pojawiać na wieczornych kulinarnych eksperymentach, pozostawiając swoje ulubione miejsce puste, podobnie jak całą kuchenną przestrzeń. Ponowny widok ciemnowłosej w jego kuchni, jej wyczuwalna obecność i otaczająca ją aura były takie niezwykłe, a jednocześnie tak bardzo na miejscu. Jej śmiech, a nawet ciekawskie zaglądanie do garnków, w jakiś osobliwy sposób dopełniały ten wieczór. Aż nie potrafił oprzeć się przed ulotną myślą, że też za tym tęsknił. Tęsknił za Josephine.
Nabrał głęboko powietrza w płuc, zaskoczony jej gestami, czując na swojej skórze chłód kremu. W innych okolicznościach pewnie zaczęłaby narastać w nim złość, ale tym razem o dziwo tak się nie stało. Nie zdążył sprecyzować, ani tym bardziej wyartykułować tego, co miał w głowie, kiedy dziewczyna ponownie dotknęła opuszkami palców jego warg i policzka, po czym się perliście zaśmiała, co go kompletnie rozbroiło. Obdarzył ją więc tylko krytycznym spojrzeniem i oblizał wargę, by pozbyć się z niej kremu.
- Doigrasz się dziś - ostrzegł i ściągnął palcem krem z policzka i nosa, po czym wpakował go do swojej buzi z uznaniem, że rzeczywiście mu się udał. Zaraz podniósł wzrok na ich rodziców, kierujących się do naszykowanego stołu i odwrócił się w stronę piekarnika. - A poradzisz sobie z takim zadaniem? - zapytał zaczepnie, a w jego oczach pojawiły się zawadiackie iskierki, ale kilka sekund później się zreflektował. - Ta misa i tamte rzeczy na wyspie są do wzięcia - wskazał na wypełnione jedzeniem naczynia. Sam zabrał się za nakładanie zupy i jej dekorację na talerzu, po czym razem z Josie zanieśli posiłek na stół. W drodze na swoje miejsce Gabe przywitał jeszcze tatę Josephine, a małemu Louisowi poczochrał przyjacielsko czuprynę i rzucił mu szeroki uśmiech.
Część oficjalna, dziękczynna, w tym roku miała szczególne znaczenie i to dało się wyczuć podczas wypowiedzi Marka. Gabriel również miał być za co wdzięczny. Ostatnie okoliczności, jak wyjście ze szpitala mamy i jej obecność w domu zajęły mu na chwilę umysł, pozwalając ulec zamyśleniu, dlatego na moment zawiesił wzrok na płonącej na stole świecy. Kiedy na głos została wspomniana również przyjaźń, chłopak instynktownie powędrował wzrokiem na siedzącą naprzeciw Josie. Pod wpływem płomienia padajacego na jej twarz przypomniał sobie, jak dostrzegł ją wtedy przy ognisku na plaży i uderzyło go to samo dziwne wrażenie, którego wtedy doświadczył. Niby była tą samą dziewczyną, którą znał od tylu lat, a jednocześnie wydawała się całkiem inna. I to go mimowolnie intrygowało.
Posłał jej łagodny uśmiech. Był wdzięczny za to, że miał ją znów obok. Minęło kilka, kilkanaście sekund, zanim głowy rodzin zakończyły swoje przemowy, wyrywając Gabriela z powrotem do rzeczywistości.
- Smacznego - rzucił wszystkim i zabrał się za kremową zupę dyniową. Wieczór upłynął w radosnych nastrojach, przepełniony wszelkimi pysznościami, które serwował Gabriel. A po deserze, kiedy atmosfera całkiem się rozluźniła, a pan Hirsch i państwo Clarke przesiedli się z powrotem na kanapę i zajęli wspominkami osób, o których Gabe nie miał zielonego pojęcia, podniósł się z zajmowanego fotela i postanowił posprzątać zbędną część ze stołu. Widząc zbliżającą się do niego dziewczynę, zaśmiał się pod nosem:
- To co, zainteresowana dokładką ciasta?

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Josephine również lubiła się droczyć z Gabrielem, chociaż przez ich miniony konflikt zapomniała, ile czerpała radości z tych dziecinnych złośliwości. I pomimo tego że czasami obawiała się, że jego słowa mogłaby okazać się prawdą, to z uporem brnęła w kontynuację każdego występku. Podobny stosunek prezentowała do kuchennych rewolucji Clarke. Nawet jeżeli początkowe dania chłopaka wyglądały nieapetyczne, to z ogromnym zaangażowaniem brała łyżeczkę i zagłębiała się w smak potraw. Potem, niczym prawdziwy krytyk, słała ku Gabrielowi masę komentarzy, chociaż z uwagi na brak wiedzy kulinarnej, nie mogła mu nic doradzić.
Nie bądź niedorzeczny – prychnęła, po czym spojrzała na jedzenie, które miała zabrać do stołu. Następnie ponownie omiotła wzrokiem Gabriela i już bez zbędnego przedłużania wzięła misę, a potem również resztę rzeczy z wyspy.
Uroczysta kolacja rozpoczęła się od przemowy Marka, którego Josephine z uwagą słuchała. W międzyczasie intuicyjnie, ale wciąż zgodnie z poszczególnymi frazami tekstu, doglądała najpierw ojca i brata, a następnie rodzinę Clarke’ów. Po części formalnej wszyscy zajęli się jedzeniem, czemu towarzyszyły pochwały w kierunku Gabriela. Zupa dyniowa smakowała wyśmienicie, chociaż ostatecznie to deser podbił serce dziewczyny i sprawił, że przez moment wyglądała na rozanieloną. Louis podzielał zdanie siostry, bo właśnie kończył trzeci kawałek ciasta. W międzyczasie rodzice ponownie przesiedli się na kanapę, a Josie która dostrzegła poczynania Gabriela, instynktownie zabrała pustą paterę i półmisek, po czym ruszyła w jego stronę.
Jestem pełna – poinformowała, uprzednio kładąc naczynia do zlewu. – Ale skoro dorośli zajęli się sobą, to zróbmy to samo i chodźmy do góry – zaproponowała znienacka, ale już po chwili zrozumiała jak kiepsko to zabrzmiało. Natychmiast przysłoniła usta i przez kilka sekund spoglądała na Gabriela, niczym spłoszone zwierzę. Nie miała na myśli niczego nieodpowiedniego, dlatego w pewnym momencie po prostu zaczęła machać ręką – chodziło mi o to, że w święta przeważnie spędzaliśmy resztę wieczoru w twoim albo w moim pokoju – wyjaśniła prędko – Dlaczego czuję się niekomfortowo? – dodała, jednocześnie nerwowo się uśmiechając.
Policzki Josephine nabrały koloru purpury. Miała wrażenie, że powinna na nowo nauczyć się Gabriela i wyzbyć się gestów, których dopuszczała się kilka miesięcy temu. Chociaż nie mówili tego głośno, to między nimi nadal istniała przepaść, jaką winni byli zmniejszyć – ale stopniowo.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „83”