WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

31. Ciężko na ten moment określić w jakim właściwie konkretnie znajdowali się teraz punkcie – bo chociaż z jednej strony ciągnęło ich do siebie i niezaprzeczalnym dowodem tego było to, co wydarzyło się w mieszkaniu Brewstera, to jednocześnie Jordana nadal w ostatnim momencie się wycofywała i obecnie jedynie krążyli wokół siebie, nie potrafiąc znaleźć wspólnej drogi. A przynajmniej to ona nie potrafiła znaleźć tej prowadzącej na nowo do bruneta, chociaż istotnie bardzo za nim tęskniła, a tamto zbliżenie jedynie uzmysłowiło jej, jak bardzo go potrzebowała i jak wiele dla niej znaczył. Więc nie, z całą pewnością to nie był wówczas tylko seks – to było doświadczenie natury emocjonalnej i niezwykle intymnej, nie tylko dlatego, że doświadczyli tego po naprawdę dość długiej przerwie, ale właśnie dlatego, że niemal celebrowali ten moment, ciesząc się swoją bliskością. I być może pierwszy raz przenosząc do tego intymnego stosunku także uczucia, którymi się darzyli. Dlatego to kłamstwo, które padło z jej ust było tak oczywiste, najpewniej dlatego Chester w to nie uwierzył i dlatego nie mogło go to zrazić – po części Jordie bowiem liczyła na to, że i teraz również się nie wycofa. I nie zrobił tego, chociaż ewidentnie go najpewniej wówczas zraniła swoim stwierdzeniem – i co więcej, znowu wymknęła mu się przez palce. Ale fakt, że nadal tutaj był – że nadal regularnie widywał się z Reggie’m, że szukał z nią kontaktu i że nadal się starał, najlepiej świadczyło o tym, że i jemu równie mocno zależy. I chyba ostatecznie również panna Halsworth dotarła wreszcie do momentu, w którym zrozumiała, że on naprawdę żałował tego co zrobił – że odpokutował już swoje winy na tyle na ile było to możliwe i że chyba wzajemne karanie się i nieustanna tęsknota za sobą, nie miało już po prostu sensu. Chciała mieć go przy sobie – tutaj, w ich wspólnym domu, chciała aby mogło być jak dawniej i nawet jeżeli nie mogłoby tak być od razu na dzień dobry, to jednak chciała spróbować i chciała dać mu tą kolejną szansę – wbrew nawet swojemu rozumowi i najpewniej wbrew także radom swoich bliskich, którzy nie chcieli by znowu cierpiała. Ale cóż mogła poradzić na to, że serce nie sługa? Że jej serce już wybrało i zmiana nie wchodziła w grę? Bo to właśnie Chet jest miłością jej życia i niezależnie od tego jakby jej nie zranił, jej uczucia pozostawały niezmienne – chociaż potrafiła doskonale je skrywać, kiedy właśnie pozostawała zraniona. Tym razem jednak, naprawdę z własnej woli, przyjęła jego zaproszenie na randkę – co poniekąd niemal miało ich cofnąć w czasie do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło. Przestała się wzbraniać i udawać, że tego nie chciała, chociaż ta niepewność pewnie nadal gdzieś tam w niej pozostawała i – chociaż ewidentnie nie dała brunetowi wprost do zrozumienia, że to był już ten moment, w którym tą szansę mu da. Niczego mu nie obiecując, jedynie zgodziła się z nim wyjść – a ostatnie dni i tak nie należały dla niej do najprostszych, bo samodzielna opieka nad Reggie’m bywała trudna, zwłaszcza, gdy ich synek bywał marudny i całość obowiązków spadała na jej barki, ale również od momentu, w którym ku własnemu przerażeniu, zaczęła zastanawiać się nad tym, czy aby tego pamiętnego wieczora, w którym wreszcie dali się ponieść chwili, nie popełnili również błędu, który mógł się mocno odbić na ich życiu. Przez kilka ostatnich dni bowiem Jordana obserwowała u siebie przeróżne oznaki, które dobrze już znała z początków ciąży, a co więcej od kilku dni spóźniał się jej okres i… gdy uzmysłowiła sobie, że wówczas przecież się nie zabezpieczyli, niemal straciła grunt pod nogami: z wielu powodów bowiem byłoby to naprawdę niewłaściwie w obecnym momencie – pomijając już nawet to, że obecnie nie byli razem, to sprowadzenie kolejnego dziecka na świat doprawdy byłoby nierozważne, ale również dlatego, że dla niej byłoby to po prostu o wiele za szybko, w końcu miała wrażenie, że dopiero co urodziła i ledwo zaczęła teraz dochodzić do siebie. Stąd chyba to przerażenie, z którym trudno było jej sobie poradzić, ale jednocześnie – obawiała się to sprawdzić i chyba w tym aspekcie równie mocno potrzebowała Chestera i jego wsparcia. Jednakże ich plany zostały nieco zmodyfikowane właśnie za sprawą ich synka, który również i dzisiaj miał trochę ciężki dzień i problemy ze snem, a gdy nie spał za wiele, bywał marudny i płaczliwy, więc niemal cały dzień spędził w ramionach Jordany. Gdy więc zdecydowali się ostatecznie zjeść kolację w domu, ciemnowłosa w końcu całkowicie straciła poczucie czasu, bo od dobrej godziny usypiała Reggie’ego. Słysząc więc podjeżdżający samochód, z przerażeniem zerknęła na zegarek i uzmysłowiła sobie, że to już ten moment, w którym miała być gotowa, a tymczasem… tuliła śpiącego synka, będąc wyłącznie w wygodnych dresach. Nim brunet jednak zdążył zadzwonić dzwonkiem, otworzyła mu drzwi i uśmiechnęła się przepraszająco, wpuszczając go do środka. – Cześć – szepnęła, wskazując ruchem głowy na śpiącego malca, bo nie chciała przypadkiem go zbudzić – Przepraszam, mieliśmy trochę ciężki dzień. Reggie dopiero zasnął, a ja… jestem kompletnie nieprzygotowana – wyjaśniła ze skruchą – Położę go do łóżeczka i trochę się ogarnę, a Ty możesz się rozgościć w kuchni… zresztą, przecież jesteś u siebie – dodała, bo przecież nie musiała mu nawet wskazywać drogi ani instruować w tym gdzie co się znajdowało. Znał ten dom bowiem tak samo dobrze jak ona, więc stwierdzenie, iż mógł się czuć jak u siebie nabierało tutaj kompletnie innego znaczenia. Gdy więc powędrował do kuchni, pozostawiła w jego rękach przygotowanie im czegoś dobrego – a może przyniósł coś gotowego, w to już nie wnikała, sama zaś przeszła z dzieckiem do jego pokoju i tuliła go tam jeszcze kilka minut, by upewnić się, że na pewno twardo zasnął – na tyle, by mogła go przełożyć do łóżeczka, bez obawy o to, że zaraz się zbudzi. Ustawiła elektroniczną nianię i powędrowała najpierw do pokoju, gdzie codzienne dresy zamieniła na wygodną, aczkolwiek bardziej adekwatną do sytuacji białą sukienkę, a następnie w łazience doprowadziła do porządku włosy, które rozpuściła, zrobiła też lekki makijaż i całość dopełniła biżuterią oraz swoimi ulubionymi perfumami. Najwyraźniej zajęło jej to nieco więcej czasu niż chciała, bo gdy schodziła już na dół, do jej nozdrzy dolatywały przyjemne zapachy, aż poczuła to jak bardzo była już głodna. – Pięknie pachnie – skwitowała, wchodząc do kuchni i jednocześnie skupiając na sobie uwagę bruneta, tym samym jednak uprzednio obserwując jego poczynania przy kuchennym blacie, co poniekąd wzbudziło w niej pewnego rodzaju sentyment – dawno bowiem go w takim wydaniu nie widziała. I za tym chyba również tęskniła, za taką codziennością, którą razem dzielili. Weszła więc dalej i przystanęła obok niego, spoglądając poprzez jego ramię na to co dobrego tam przygotowywał. – Jestem już strasznie głodna – przyznała, chociaż nie wspomniałam o tym, iż nie jadła w ostatnim czasie zbyt wiele, także z uwagi na to, że najwyraźniej coś jej zaszkodziło i nie czuła się najlepiej – bo oczywiście odrzucała od siebie myśl o tym, że mógłby być ku temu inny powód. Tak czy inaczej chciała o tym powiedzieć Chesterowi, aby w razie czego zrobić to lepiej niż ostatnim razem. Nie chciała już tego przed nim ukrywać, poza tym, równie mocno potrzebowała teraz jego wsparcia. Niemniej nie byłaby chyba w stanie skupić się na tej przyjemnej kolacji, gdyby nie powiedziała mu o tym od razu, pragnąc wreszcie zrzucić ten ciężar ze swoich barków. – Ale muszę Ci najpierw o czymś powiedzieć – zaczęła niepewnie, odsuwając się nieco i zaczynając nerwowo krążyć po kuchni, dopiero po chwili odwracając się znowu przodem do niego i napotykając tym razem jego pytające spojrzenie – Jestem przerażona, Chet. Ostatnio… w mieszkaniu Connora, gdy my… - urwała na moment i westchnęła cicho – …nie zabezpieczyliśmy się – powiedziała wprost, niemal od razu dostrzegając zmianę w wyrazie jego twarzy, co świadczyło doskonale o tym, że zrozumiał. Wpatrywała się ufnie, chociaż z równie dużą niepewnością w jego oczy, nie mając pojęcia co ze sobą począć. – Przecież ja dopiero co urodziłam… ale od kilku dni nie czuję się najlepiej, spóźnia mi się okres… nie wiem co robić… nie wiem jak znowu mogliśmy być tacy nierozważni, a co jeżeli… - pokręciła z niedowierzaniem głową, biorąc głębszy oddech tuż po tym, jak wyrzuciła z siebie te wszystkie słowa niemal jednym tchem. Nie chciała w żaden sposób zepsuć im tego wieczoru, ale jednocześnie to przerażenie tak bardzo brało w niej górę, że nie była w stanie dłużej tego w sobie dusić. Musiała mu powiedzieć już teraz, bo sama nie zdołałaby sobie z tym poradzić. Westchnęła więc cicho i ukryła twarz w dłoniach, czując kompletną bezradność – bo jeżeli to się stało, to nie było już odwrotu, a ona była wręcz przerażona wizją kolejnej ciąży w taki krótkim czasie. Pozostawało więc jedynie mieć nadzieję, że był to naprawdę fałszywy alarm, ale aby się w tym upewnić, należało to najpierw sprawdzić. Może więc ten moment był odpowiednim ku temu, by właśnie to zrobić.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

40.

Od początku swej znajomości, przez każdy jej etap kroczyli wspólnie - obok siebie, ramię w ramię, jako partnerzy: czy to wtedy, gdy oboje byli jeszcze trochę niepewni, z czym to się właściwie je, bo dla obojga był to pierwszy tak poważny związek w ich życiu; czy kiedy z przerażeniem odkryli, że zostaną rodzicami; czy też kiedy dojrzeli wreszcie do tego, aby ze sobą zamieszkać i stworzyć wspólnie rodzinę. Ale nigdy brunet nie czuł, jakoby któreś z nich wybiegało przed szereg albo pozostawało w tyle, natomiast obecnie, gdy nieustannie musiał czekać na Jordie - nie sposób było oprzeć się wrażeniu, iż oboje znajdowali się w zupełnie innych miejscach. A za to Chet Callaghan mógł winić wyłącznie siebie - bo to on nadszarpnął zaufanie panny Halsworth na tyle, że musiała zrobić krok w tył; i niezależnie od tego, jak bardzo frustrował go taki stan rzeczy (a frustrował tym bardziej, od kiedy ciemnowłosa po ich ostatnim spotkaniu stwierdziła nagle, że seks niczego nie zmienia, mimo że jemu samemu nie potrafiła wybaczyć czegoś, co seksem nawet nie było, i mimo że pozwoliła, aby tamta sytuacja z nieznajomą dziewczyną w klubie - zmieniła wszystko), to zdawał sobie jednocześnie sprawę z tego, że po prostu ją zawiódł, i że nie było z tego impasu innej drogi, jak tylko: odbudować to zaufanie. Udowodnić, że żałował tamtego błędu; że nadal mu na niej zależało i że nadal była dla niego najważniejsza. Nawet jeśli momentami nachodziła go ta myśl, że może to po prostu nie było wystarczające: że miłość nie była wystarczająca; że istotnie Jordana potrzebowała czegoś więcej, czego on po prostu nie posiadał lub nie umiał jej dać. Mimo iż tak bardzo chciał dać jej wszystko. I szczerze? Czasem żałował, że nie mógł po prostu zapytać jej: "co mam jeszcze zrobić?", bo sam - czuł się kurewsko bezradny, kiedy wszystkie jego dotychczasowe starania spełzały na niczym, a kiedy spędzając codziennie czas z synkiem, siłą rzeczy musiał widywać się również z Jordie i za każdym razem jej widok sprawiał, iż Chet coraz bardziej czuł, że uciekała mu przez palce, a on nie był w stanie w żaden sposób temu zapobiec. A skoro wciąż nie potrafili spotkać się w połowie drogi i wciąż było im do siebie zbyt daleko - to może dobrym pomysłem byłoby cofnąć się do początku i odbudować tę relację na nowo, zaczynając od najprostszego: od randki. I choć takich randek mieli już za sobą wiele - ba, w międzyczasie byli już przecież narzeczonymi oraz zostali rodzicami - to Chet wcale nie był pewien, czy Jordana przystanie na tę dosyć spontaniczną propozycję, ale zgoda była jawnym sygnałem, że i ona chciała o ten związek zawalczyć. A w każdym razie tak mogłoby się wydawać. Nie zniechęciła go więc nawet mała zmiana planów, gdy zamiast wyjścia do restauracji, ostatecznie musieli zadowolić się kolacją w domowym zaciszu, którą na dodatek mężczyzna musiał samodzielnie przygotować: oczywiście mógł po prostu zamówić coś na wynos, ale finalnie doszedł do wniosku, że skoro wspólne gotowanie zawsze sprawiało im niemała przyjemność, to może i tym razem stanie się ono doskonałym pretekstem ku spędzeniu razem czasu. Z pozytywnym nastawieniem, całkiem podekscytowany tym wspólnym wieczorem, brunet zajechał więc pod ich, do niedawna wspólny, dom, wraz z torbą pełną produktów potrzebnych do przygotowania kolacji dla dwojga. I choć spodziewał się zastać Jordie w nieco innym wydaniu niż to, jak faktycznie go powitała, stając w progu w wygodnych dresach i ze śpiącym dzieckiem na ręku, to i tak nie zdołał nie uśmiechnąć się lekko na ów widok - choć z pewną dozą ostrożności, bo nie mógł być pewien, czy Halsworth za moment nie obrzuci go pretensjami, że przychodził tu, jakby Reggie nie był również jego dzieckiem, podczas gdy ona od godziny męczyła się z tym, żeby go uśpić, i nie miała nawet czasu się przebrać. Nic takiego nie miało jednak ostatecznie miejsca, choć jej przeprosiny brunet zbył szybko, kręcąc głową. - Daj spokój, nie masz za co przepraszać. Nie spiesz się, zajmę się jedzeniem - przytrzymując jedną ręką torbę z zakupami, drugą pogładził drzemiącego Reggie'ego po główce i nachylił się, by ucałować ostrożnie jego czółko, zanim tą samą dłonią przebiegł po ramieniu ciemnowłosej i musnął zaledwie w przelocie wargami jej policzek, by zaraz potem skierować już swoje kroki do kuchni, kiedy stało się jasnym, że jego plan wspólnego przyrządzenia posiłku nie doczeka się realizacji, a on będzie musiał zająć się wszystkim sam. Co i tak nie stanowiło najmniejszego problemu, bo daniem, na jakie się dzisiaj zdecydował, były proste i szybkie w przygotowaniu krewetki po tajsku z makaronem, które, w chwili jak Halsworth ponownie dołączyła do niego w kuchni, były już prawie gotowe, zaś zastawa na stole czekała już tylko na to, aż oboje zasiądą do kolacji. Prześlizgując ukradkowo wzrokiem wzdłuż kobiecej sylwetki, Chet uśmiechnął się pod nosem, mieszając drewnianą łyżką sos w patelni. - Ślicznie wyglądasz - oznajmił, mając mimo wszystko nadzieję, że Jordie nie odbierze owego komplementu w jakiś opaczny sposób i nie będzie miała mu za złe, że nie usłyszała tego samego wówczas, gdy otworzyła mu drzwi w dresie, dlatego zaraz pospieszył ze sprostowaniem: - Zresztą jak zawsze. W dresie też byłaś urocza. I dobrze się składa, że jesteś już głodna, za chwilę będzie gotowe - zmieniając sprytnie temat, posłał jej ciepły uśmiech, nieświadomy tego, że coś było nie tak, bo - zapewne uznał po prostu, iż Halsworth nie do końca wiedziała, jak zachować się w obliczu tego wszystkiego, co w ostatnim czasie między nimi zaszło. On sam wolał zatem póki co trzymać się bardziej neutralnych kwestii, przynajmniej dopóki Jordie sama nie uzna, że chce porozmawiać o tamtym wieczorze u Brewstera. A chciała - szybciej niż mógłby przypuszczać. Uniósł więc pytająco brew, gdy oznajmiła, iż ma mu coś do powiedzenia, po czym przykrył patelnię pokrywą, jednocześnie zmniejszając moc tak, aby nic się tam nie przypaliło, a następnie zwrócił się ku Jordie zaintrygowany, ale i odrobinę zaniepokojony, bo jej zapowiedź brzmiała, jakby wcale nie miała ona dla niego dobrych wieści. I trzeba przyznać, że sposób, w jaki rozpoczęła swoją wypowiedź, skutecznie sprawił, że i Chesterowi udzieliło się to samo przerażenie - choć z nieznanego mu jeszcze powodu, który jednak szybko stał się jasny, gdy Halsworth wspomniała o braku zabezpieczenia, i tym razem brunet nie miał już najmniejszych wątpliwości, co to mogło znaczyć. I choć wizja posiadania kolejnego dziecka nie jawiła się już tak przerażająco, jak miało to miejsce, kiedy znaleźli się w podobnej sytuacji za pierwszym razem, to i tak Chet miał wrażenie, że w jednej chwili oblał go zimny pot, a z emocji zaszumiało mu w uszach, przez co część z jej kolejnych słów chyba nawet do niego nie dotarła i dopiero to niedokończone pytanie: "co jeśli?" uzmysłowiło mu, że wyrok jednak jeszcze nie zapadł. Przetworzenie tych rewelacji zajęło mu jednak sekundę, gdy potarł dłonią swój zarost na policzku, by w końcu jednak odetchnąć głęboko, podchodząc do ciemnowłosej. - Hej, spokojnie, Jordie - sięgnął dłońmi do jej ramion, które potarł pokrzepiająco, a następnie zacisnął lekko palce, na tyle tylko, by w tych nerwach i emocjach Halsworth w ogóle zdołała zarejestrować jego obecność; oraz by skłonić ją do skupienia się na jego osobie. - Nie robiłaś jeszcze testu, tak? - ni to stwierdził, ni zapytał, bez krzty wyrzutu w głosie; usiłując raczej ustalić suche fakty, aniżeli szukać tu jakichkolwiek winnych. - Masz jakiś, czy...? Pójdę do apteki - zarządził, nie czekając nawet na jej odpowiedź, bo i sam po prostu chciał mieć pewność i chciał wiedzieć, na czym stoją. Mimo to nie cofnął się jednak ani o milimetr - a zamiast tego zbliżył się o pół kroku i sięgnął do jej twarzy, odgarniając jej długie włosy za uszy i prześlizgując dłońmi aż do jej szyi, by kciukami trącić jej żuchwę i zmusić tym samym pannę Halsworth do uniesienia nieco buźki i spojrzenia mu w oczy. - Wiem, że się boisz, ale jesteśmy w tym razem, słyszysz? Owszem, byliśmy nierozważni, ale - nie żałuję tego, co się stało. I mam nadzieję, że ty też nie... Będzie dobrze, damy sobie radę - zapewnił, samemu jednak chyba do końca w to nie wierząc, skoro ich sytuacja była, jaka była - i to był doprawdy najgorszy możliwy moment na sprowadzenie na świat kolejnego dziecka, któremu również nie będą potrafili zapewnić tak szczęśliwego dzieciństwa, na jakie by zasługiwało. Zawiedli w przypadku Reggie'ego - i to bolało jak skurwysyn, ale popełniać ten sam błąd po raz kolejny? Oni naprawdę niczego się nie nauczyli...

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Zrobienie kroku w tył dla Jordie okazało się być chyba jedyną opcją, która pozwoliła jej przetrwać to wszystko co się wydarzyło – istniało prawdopodobieństwo, że nie zareagowała tak gwałtownie, na to co zrobił Chet, gdyby wówczas aż tak wiele nie spadło na jej barki. Bo gdy wówczas z trudem znosiła ten poporodowy okres, gdy z trudem radziła sobie ze sobą: ze swoją kobiecością i pewnością siebie, on pozwolił sobie na chwilę zapomnienia z inną kobietą. Więc nie chodziło już nawet o sam fakt, czy doszło do zbliżenia czy nie – chodziło głównie o to, że chciał wtedy innej kobiety, kiedy jego własna potrzebowała go najbardziej. I to nie po to, by doświadczać cielesnych uniesień, ale po to, aby okazał jej wsparcie i po prostu przy niej był. I oczywiście był – czuła jego wsparcie na każdym kroku i nawet wtedy, gdy go odpychała, nie radząc sobie z bliskością, on nadal przy niej trwał, ale… żałowała, że ten jeden raz po prostu go nie było. I to najpewniej przesądziło o całokształcie, wbrew nawet jej uczuciom względem niego, chociaż te były naprawdę silne i nigdy nie uległy zmianie. Dlatego tak, dzisiaj to ona była krok za nim, bo odbudowanie tego zaufania okazało się być trudniejsze niż najpewniej i ona sama sądziła, chociaż bardzo chciała już zrównać z nim ten krok i chyba obecnie pragnęła równie mocno po prostu mieć go już przy sobie. Bo strasznie za nim tęskniła i to, że nijak nie potrafiła się przełamać – nawet wtedy, gdy najbardziej zbliżyli się w mieszkaniu Brewstera – również i ją mocno frustrowało. Ta nieustająca walka pomiędzy rozumem, a sercem doprowadzała ją powoli do szału, więc chyba najlepszym rozwiązaniem było po prostu dać sobie szansę – dlatego tym razem bez cienia wątpliwości przystała na jego propozycję i zgodziła się na spontaniczną randkę, na której swoją drogą dawno już nie byli. Przytłoczyła ich bowiem odrobinę codzienność, a potem… ich drogi się rozeszły. Ale może faktycznie dobrym rozwiązaniem było odrobinę cofnąć się do początku i nadać rzeczom naturalny bieg, jakby chcieli właśnie odbudować wszystko od podstaw, tam gdzie to wszystko najwyraźniej się rozpadło. A przynajmniej tego być może potrzebowała Jordana. I chociaż z samego wyjścia nic nie wyszło – a ostatecznie pozostało im spotkanie w domowym zaciszu, to z drugiej strony ciemnowłosa nawet cieszyła się bardziej, z uwagi na to, że mogli spędzić ten czas tylko we dwoje. A skoro już zadeklarowała tą zgodą, że istotnie również była już gotowa na to, by coś zmienić, to być może po prostu potrzebowali pobyć po prostu ze sobą, bez towarzystwa osób postronnych. Niemniej bycie rodzicem zmieniało wszystko – podporządkowanie się dziecku wymagało kompromisów i czasem nagłych zmian planów, ale w końcu byli rodziną i Reggie był najważniejszą jej częścią, więc nie mogliby mieć mu tego za złe. I gdyby nie późna pora oraz jego niekoniecznie dobry nastrój w ostatnim czasie, być może spędziliby ten czas we troje, ale póki co dobrze było, by malec jednak w końcu odespał ostatni czas. Gdy więc w końcu dołączyła do bruneta w kuchni, tyle o ile wizualnie gotowa do tego, by spędzić z nim ten czas, uśmiechnęła się lekko, słysząc komplement z jego ust. – Dziękuję, co prawda miałam założyć coś innego, ale skoro jednak zostajemy w domu… - urwała, prześlizgując dłońmi po materiale sukienki - …to chyba tamto założę przy innej okazji – dodała, zerkając na niego w przelocie, przy czym zaśmiała się cicho, słysząc jego kolejne słowa – Nie martw się, nie mam Ci za złe, że wtedy nie powiedziałeś mi tego samego. Zmęczona, bez makijażu, w dresie i z nieładem na głowie - na pewno nie było zbyt dobrze. I wybacz, że dopiero dotarłam, zajęło mi to nieco więcej czasu, a chciałam Ci w czymś jednak pomóc, a tak to przygotowanie wszystkiego spadło na Ciebie – skwitowała, tuż przed tym jak w jej nozdrza wypełnił wreszcie przyjemny zapach potrawy, którą przygotowywał. Z ciekawością więc zerknęła mu nad ramieniem, by dowiedzieć się co takiego dzisiaj serwował szef kuchni. Właściwie bardzo chciała pozostać przy tych luźnych i bardziej neutralnych tematach, uparcie pragnąc odsunąć od siebie te wszystkie obawy, ale… nie potrafiła dłużej tego dusić w sobie. Musiała mu powiedzieć, bo od kilku dni niemal odchodziła od zmysłów i musiała w końcu komuś powiedzieć – jemu powiedzieć, bo w końcu to była ich wspólna sprawa. I tym razem należało to załatwić właściwie. W normalnej sytuacji najpewniej wolałaby temat wieczoru u Brewstera pozostawić na potem, może świadomie odsuwając go w czasie, bo istotnie czuła lekkie zakłopotanie – z jednej strony bowiem nadal trzymali dystans, z drugiej uprawiali namiętny seks, dając się ponieść chwili – i chyba ten mętlik w głowie zamiast maleć, jedynie się powiększał. Tym większy był jednak ten chaos, gdy od kilku dni podejrzewała, że to co się tam wydarzyło, mogło przysporzyć im kolejnych problemów – o ile można to tak nazwać, ale o tyle większych samej Jordanie, bowiem potencjalnie to ona miała kolejny raz być w ciąży. I to być może to przerażało ją bardziej, niż ewentualne posiadanie kolejnego dziecka, bo wiedziała już przecież co musiałaby kolejny raz przechodzić – sam poród, który wiele ją kosztował, bo nie potoczył się tak jakby tego chciała, plus sam okres poporodowy, który niestety doprowadził do rozpadu ich rodziny. I ten fakt naprawdę nie napawał optymizmem. Widziała więc najpierw to zdziwienie na jego twarzy, a właściwie zaciekawienie tym co właściwie miała mu do powiedzenia, a potem już zaskoczenie, gdy zrozumiał w czym tkwił problem. Gdy więc na moment ciemnowłosa straciła kontakt z rzeczywistością, dając się ponieść tej chwilowej panice i przerażeniu, które ogarnęły ją niemal ze zdwojoną siłą, gdy pierwszy raz powiedziała o swoich obawach głośno, że… niemal nie zarejestrowała momentu, w którym Chet do niej podszedł i pogładził jej ramiona. Gdy jednak zacisnął na nich lekko palce, nagle otrzeźwiała na tyle, iż skupiła na nim swoje pełne niepokoju spojrzenie, po czym pokręciła prędko głową w odpowiedzi na jego pytanie. – Nie, nie robiłam, za bardzo się bałam… - powiedziała cicho, przyznając się do tego, iż czekała z tym wszystkim na ten dzień i na niego – Poza tym chyba… nie chciałam przechodzić teraz przez to sama – dodała, spuszczając wzrok gdzieś w okolice jego torsu. Jednocześnie dając mu do zrozumienia, że nikt poza nim o tym nie wiedział, bo Jordie nie powiedziała nawet swoim siostrom, by nie wyjść na tak kompletnie nierozważną w ich oczach. Najpewniej wypomniałyby jej już sam faktu seksu z Callaghanem w zaistniałych okolicznościach, a jeszcze kolejna ciąża? To wszystko było więc sprawą tylko między nimi i musieli sobie z tym wspólnie poradzić, chciała, by Chet był przy niej właśnie teraz, gdy to wszystko znowu spadało jej na głowę. Odetchnęła więc, gdy zaproponował, że sam pójdzie do apteki, na co skinęła lekko głową, właściwie nic już nie mówiąc – nie miała pojęcia co sobie myślał, chociaż wiele by za to oddała. Gdy jednak wyczuła jego dłonie przy swojej twarzy, ogarnęło ją znowu to znajome ciepło i wszechogarniający spokój, którego tak jej brakowało – a który czuła zawsze, gdy był obok niej. Gdy więc trącił jej żuchwę, odruchowo uniosła głowę i spojrzała w jego oczy. I chociaż jego słowa brzmiały pokrzepiająco i była mu za niego bardzo wdzięczna, to mimo wszystko podświadomie wiedziała, że oboje nie do końca w nie wierzą. – Nie żałuję, oczywiście, że nie żałuje – pokręciła głową, nie spuszczając wzroku z jego oczu – Niezależnie od wszystkiego, to co się tam stało, było… wyjątkowe. Ale nic nie poradzę na to, że teraz jestem przerażona, Chet. Nie jestem na to gotowa kolejny raz… i nie mogę sobie wybaczyć tylko tego, że kompletnie o tym wtedy zapomniałam. W ogóle się nie spodziewałam, że do tego wtedy dojdzie, więc… to chyba dlatego kompletnie straciłam głowę – odparła, w niemy sposób komunikując, iż to dla niego znowu straciła głowę. I w tym akurat nie było nic złego, uwielbiała ją dla niego tracić i równie mocno uwielbiała się w nim zatracać bez końca, ale… jeżeli owocem tego miało być kolejne dziecko, chyba zmieniało to nieco postać rzeczy. – I bardzo chcę wierzyć w to, że jesteśmy w tym razem, wiem… że przy nim będziesz, ale… w obecnej sytuacji kolejne dziecko… - westchnęła, sięgając dłońmi do tych jego, którymi nadal trzymał jej twarz - …niemal zawiedliśmy już Reggie’ego, chociaż kompletnie jeszcze tego nie rozumie. To naprawdę najmniej odpowiedni moment na to, by sprowadzić na świat kolejne dziecko – dodała cicho, kolejny raz na moment uciekając wzrokiem. Ale tylko na moment, bo ponownie wróciła spojrzeniem do jego ciemnych oczu, przez chwilę jeszcze się wahając. – Potrzebuję Cię, Chet. Boję się nie dlatego, że nie chciałabym kolejnego dziecka, ale dlatego, że ciąża i ten czas po porodzie… nie były dla mnie łatwe. Nie jestem gotowa na powtórkę – pokręciła niepewnie głową, po czym jednak zamilkła i zamiast uciekać czy się wzbraniać, zbliżyła się do niego jeszcze odrobinę i przylgnęła do jego ciała, wtulając się w jego ramiona. Odetchnęła cicho, czując ten znajomy, przyjemny zapach jego perfum i czując ciepło jego ciała – to za tym tak okropnie tęskniła, że niemal poczuła boleśnie tę tęsknotę. Delektowała się tym przez chwilę w milczeniu, po czym w końcu lekko odchyliła głowę i spojrzała na niego. – Chcę zrobić ten test, muszę wiedzieć, bo… dłużej już nie wytrzymam – posłała mu niemal błagalne spojrzenie, przesuwając niespiesznie dłońmi po jego torsie, po czym w końcu wyswobodziła się z jego objęcia, pozwalając, by poszedł do apteki. Z jednej strony chciała go zatrzymać, z drugiej chciała, by jak najszybciej z tym testem wrócił. Tym razem więc bez zbędnych słów, odprowadziła go wzrokiem do wyjścia, a sama jeszcze przez moment wpatrywała się tępo w jeden punkt, po czym jednak – by chociaż na chwilę zająć czymś myśli, przypilnowała jedzenia. W końcu przez to wszystko jeszcze straciliby kolację i wówczas ten wieczór pewnie byłby kompletnym niepowodzeniem – chociaż i tak potencjalna ciąża im tego nie ułatwiała. Po chwili przystanęła więc przy oknie i patrząc w ciszy w jeden punkt, a właściwie to w panującą tam ciemność, odrobinę straciła poczucie czasu, bo z tego letargu wyrwał ją dopiero odgłos zamykanych drzwi, a potem kroki, które usłyszała już tuż za sobą. Wówczas odwróciła się ostrożnie i najpierw spojrzała na Chestera, a potem na reklamóweczkę, w której znajdowała się przepustka do ich spokoju – bądź wyrok. Westchnęła cicho i odebrała od niego reklamówkę, najwyraźniej nadal jeszcze stresując się tym, co miało mieć za chwilę miejsce, bo nie drgnęła nawet o milimetr, zamiast powędrować prosto do łazienki. Wiedziała, że powinna, a jednak nadal coś ją blokowało, najpewniej poczucie, iż za moment wszystko stanie się już jasne – i że nie będzie już odwrotu. Czasem bowiem niewiedza pozostawała lepszym rozwiązaniem, ale niestety nie mogła być długotrwałym – więc trzeba było zmierzyć się z rzeczywistością. - Wiem, jestem strasznym tchórzem...

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Zdawał sobie sprawę ze swojej winy - z tego, jak okrutnie skrzywdził Jordie w momencie, kiedy była ona najbardziej na tę krzywdę podatna - i zapewne dlatego jeszcze się starał; jeszcze walczył, nawet kiedy okazało się, że odzyskanie zaufania panny Halsworth nie będzie wcale łatwym zadaniem. Właściwie nie miał żadnej pewności co do tego, czy to w ogóle było możliwe i wykonalne - ale chciał wierzyć, że tak; że wymagało to jedynie czasu i cierpliwości. I naprawdę starał się ten czas jej dać - tyle, ile go potrzebowała, aby wspólnie mogli przepracować swoje problemy oraz ruszyć dalej - razem, z czystą kartą i bez niewyjaśnionych kwestii, jakie nadal by się za nimi ciągnęły: bo nierozwiązane problemy mają to do siebie, że bynajmniej nie znikają, lecz nawarstwiają się bez końca, a w tym wszystkim nie o to przecież chodziło, aby temat nadszarpniętego zaufania wracał niczym bumerang, nie dając o sobie zapomnieć. Natomiast Chet czuł, że gdyby naciskał teraz na Jordie i gdyby ją ponaglał - to jedynym, co by osiągnął, byłoby odwleczenie - lub raczej: rozwleczenie - swojej kary w czasie. Z drugiej jednak strony, cóż mógł poradzić na to, że nie przywykł do poczucia bezsilności, jakie obecnie tak go frustrowało, gdy bez Jordany i ich synka, nic innego nie miało sensu i gdy z każdym, kolejnym dniem, jakie spędzali osobno, coraz boleśniej trawiła go tęsknota: za jej bliskością, owszem, ale obecnie również i za tą najzwyklejszą codziennością, którą ze sobą dzielili: za wspólnymi posiłkami, za tym, jak Jordie zaglądała mu przez ramię, nie mogąc się doczekać, aby spróbować wreszcie to, czym tym razem brunet zamierzał ją uraczyć. Tęsknił za każdą, najmniejszą rzeczą i jedynym, co obecnie trzymało go przy zdrowych zmysłach, była ta desperacka nieco myśl, że to nie będzie przecież trwać wiecznie i że wkrótce wszystko wróci do normy - bo żadnej innej opcji nawet nie zamierzał do siebie dopuszczać. Dlatego też nie miał absolutnie nikomu za złe faktu, iż to wspólne wyjście nie doszło do skutku, a im pozostało tylko zjedzenie kolacji w domu - bo bardziej niż na wyjściu do restauracji, zależało mu na samym towarzystwie panny Halsworth, i chociaż nie był w stanie przewidzieć, jak ów wieczór się potoczy, to nie wyobrażał sobie również, aby miało go nie być przy Jordie, kiedy rozwikła się owa zagadka (kolejnej) nieplanowanej ciąży, jaka dla niego samego okazała się kompletnym zaskoczeniem i sam już nie wiedział, czy znał Jordanę tak słabo, czy też tak wielu rzeczy nie zauważał - czy też to ona tak dobrze się z tym wszystkim kryła - skoro nie zorientował się w jej podejrzeniach. Podobnie zresztą, jak za pierwszym razem - więc może w ostatecznym rozrachunku, wcale tak wiele się od tamtej pory nie zmieniło... I to chyba nie świadczyło zbyt dobrze o żadnym z nich. A na pewno nie o Chesterze, który na przestrzeni tego czasu obiecywał jej przecież wiele - a widocznie tak niewielu z tych obietnic faktycznie zdołał dotrzymać i teraz... czuł, że wszystkie jego deklaracje były już jedynie pustymi słowami bez pokrycia - co i tak nie powstrzymało go przed ich powtórzeniem, bo w obecnej sytuacji i wobec groźby kolejnej ciąży, nie pozostawało mu chyba nic innego. - Oboje straciliśmy głowę, ale teraz już niczego nie zmienimy. I wiem... Wiem, że to najgorszy możliwy moment; ja też wolałbym, żeby było inaczej - żeby nasze dziecko czy dzieci mogły wychowywać się w pełnej rodzinie, i żałuję, że zniszczyłem na to szanse - przyznał, biorąc na siebie ten ciężar poczucia winy, bo Jordie - miała teraz inne zmartwienia na głowie, i przerzucanie się winą nie miałoby już najmniejszego sensu. - Nie zawiedliśmy, Jordie, to ja zawiodłem. Reggie'ego - i ciebie. Nie było mnie przy was i... wiem, że nie masz żadnego powodu, aby wierzyć, że tym razem będzie inaczej. Mogę tylko zapewnić, że nie zostawię cię z tym samej - dodał, tym razem brzmiąc chyba nieco pewniej, mimo iż z każdym kolejnym słowem sam wierzył i ufał sobie coraz mniej: bo jak miałby z pełnym przekonaniem zapewnić ją o tym, że nie będzie z tą ciążą sama, skoro... już była sama? Była sama z Reggie'm, i to, że Chet odwiedzał ich niemal codziennie; że nie uciekał od odpowiedzialności i że chciał być jak najlepszym tatą dla ich syna, wciąż nie zmieniało faktu, że przez większość czasu Halsworth była z tym wszystkim sama. Nawet jeśli mogła liczyć na pomoc swoich sióstr, to na koniec dnia i tak - była samotną matką, i żadne próby zaklinania rzeczywistości, nie były w stanie tego zmienić. Dlatego Chet nie mówił już nic więcej; zamiast tego po prostu pozwalając, by Jordie choć na krótką chwilę schroniła się w jego ramionach, a zamykając ją szczelnie w swych objęciach, pogładził dłonią jej włosy, przynajmniej w ten sposób dając jej to złudzenie, że: będzie dobrze. Że byli w tym razem. Bo chyba ją rozumiał; on również, w tym konkretnym momencie, wolał, aby był to jedynie fałszywy alarm. W innych okolicznościach może nawet by się ucieszył; ale jeśli mieli się z Jordaną pogodzić, to dlatego, że oboje tego chcieli i że byli na to gotowi, a nie dlatego, że zmusiłaby ich do tego nieplanowana ciąża. I w tym kontekście: wolał, żeby tego dziecka nie było. Nie teraz. Wypuszczając więc po chwili Jordanę ze swoich objęć, skinął ze zrozumieniem głową i ucałował ją jeszcze przelotnie w czoło, zanim, z krótkim: - Zaraz wrócę - zostawił ją w kuchni, samemu zaś wychodząc do apteki. Od najbliższej dzieliło go kilka minut drogi, choć dla czekającej na niego w domu Jordie z pewnością ten czas wydawał się znacznie dłuższy, mimo iż oczywiście trzymanie jej - oraz siebie - w niepewności, nie było intencją Chestera, który po tych parunastu minutach wrócił wreszcie z kilkoma różnymi testami w niewielkiej reklamówce, tak, aby mieć pewność co do wyniku (tak jakby większa liczba testów miała wynagrodzić brak wcześniejszego zabezpieczenia i dać jeszcze bardziej negatywny wynik), chociaż poprzednim razem do potwierdzenia tego przerażającego scenariusza wystarczył tylko jeden. Uśmiechnął się więc blado w niemym pokrzepieniu, wręczając zakupy pannie Halsworth, która najwidoczniej starała się odwlec ów wyrok tak bardzo, jak tylko było to możliwe - za co trudno ją winić, mimo że Chet... chyba po prostu wolał już to wiedzieć. Ale w przypadku pozytywnego rezultatu, to przecież nie jego życie wywróci się znowu do góry nogami, zaledwie chwilę po tym, jak dopiero wróciło do względnego pionu. - Nie jesteś - pokręcił w zaprzeczeniu głową. - To, że nie czujesz się gotowa na kolejne dziecko, nie czyni cię tchórzem. Jesteś dzielna, i silna, i jeśli okaże się, że jednak... jesteś w ciąży, to wiem, że z tym też sobie poradzisz - oznajmił z przekonaniem, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy, nim nachylił się ku Jordie, by bez większego namysłu, pozwolić sobie musnąć jej usta w krótkim pocałunku. - Idź, będę tuż obok.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Im dłużej trwała ta trudna rozłąka, do której właściwie doprowadził tym razem Chet, tak ostatecznie i paradoksalnie dała ona również samej Jordanie czas na przemyślenia, których być może jednak potrzebowała. Bo chociaż tym razem wina nie leżała całkowicie po jej stronie – mimo, że to ona wzbraniała się przed bliskością i trochę go od siebie odtrąciła – to jednak zdawała sobie również sprawę z tego, że sama w tym związku nie była ideałem. I być może trudno w ogóle oczekiwać od kogokolwiek bycia tym ideałem, to jednak miała poczucie, że nie dawała z siebie stu procent – że mimo oczywistej miłości, którą darzyła bruneta, to jednak on przez większość czasu się starał, dbał o nią i angażował się na tyle, że faktycznie to z jego strony było widoczne. Do tego feralnego dnia, w którym wybrał inną – niemniej jednak zawsze na piedestale stawiał pannę Halsworth i ona naprawdę odczuwała to na każdym kroku. Dochodziła jednak ostatnio do wniosku, że mimo wszelkiego bólu, który czuła – zawodu i złości również, to jednakże musiała przemyśleć również własne zachowanie, by móc wyciągnąć z tego cenną lekcję – by na kolejnym etapie ich relacji móc wreszcie oddać się temu w całości i chociaż spróbować być dobrą partnerką – a kiedyś żoną. Bo być może jeszcze dotychczas nie była na to gotowa? Może to spadło na nią zbyt szybko, chociaż wydawało jej się, że sobie z tym poradzi? Może właśnie dlatego nie potrafiła dać Chesterowi tego wszystkiego czego również potrzebował i oczekiwał – bo musiała to najpierw wypracować i zrozumieć. I może to był właśnie ten moment, w którym Jordie na wiele sprawy spojrzała z kompletnie innej perspektywy, wyciągając te wnioski, które dostrzegła, analizując ich związek od samego początku, aż do miejsca, w którym znaleźli się obecnie. Bo to, że za nim tęskniła i że istotnie chciała dać mu kolejną szansę, chyba już wiedziała – dzisiejszy wieczór był więc pierwszym krokiem ku temu i pierwszym z tych, w których naprawdę nie chciała się już wzbraniać i uciekać. Mimo więc może jeszcze odrobiny ostrożności, tym razem jednak czuła się znacznie swobodnie i chyba co najważniejsze – spokojniej. Bo znowu czuła się dobrze w jego towarzystwie, jej myśli nie nawiedzały nieustannie obrazy bruneta w objęciach innej kobiety i nie czuła chyba tej wszechogarniającej obawy o to, że to znowu mogłoby się wydarzyć. Bo chociaż do tego doszło, ona i tak chciała wierzyć w jego zapewnienia i w to, że to już nigdy się nie powtórzy. Poza tym podobnie jak ona, on również dostał już teraz nauczkę od losu i wiedział doskonale czym skończy się powtórka z rozrywki – jeżeli bowiem kiedykolwiek jeszcze dopuściłby się zdrady, bądź nawet potencjalnej zdrady, to najpewniej to byłoby już definitywny koniec ich relacji – bo to odbudowywane teraz zaufanie rozpadłoby się bezlitośnie. I zapewne nie byłby w stanie już go odzyskać. Ale teraz, mając na uwadze to jak Chet wiele dla niej zrobił, jaki dla niej był, jak ją kochał, jak o nią dbał – chciała wymazać ten jeden błąd, który popełnił, oczywiście biorąc również pod uwagę to, że między nim, a tamtą dziewczyną ostatecznie i tak do niczego nie doszło, co chyba także działało na jego korzyść. I może potrzebowała jeszcze odrobiny więcej czasu na to, by to zaufanie odbudować w stu procentach, ale nie chciała tego robić z dala od niego. Dlatego cieszyła się, że ten wieczór mogli spędzić - nie tyle co w domu, ale wspólnie – ciesząc się sobą i znowu spędzając wspólnie czas na tak prostych czynnościach, jak zjedzenie kolacji. I najpewniej byłoby o wiele milej, gdyby w tle tym razem nie pozostawała kolejna, potencjalna i nieplanowana ciąża, o której musiała mu powiedzieć, by dalsza część wieczoru miała jakąkolwiek szansę bytu. Inaczej Jordie po prostu nie mogłaby się z tego cieszyć w stu procentach – musiała wiedzieć, oni musieli wiedzieć, by móc ruszyć dalej. I cieszyła się, że Chet przy niej był, chyba równie mocno jak z tego, że wykazał się takim opanowaniem, znowu dając jej to wsparcie, którego potrzebowała. Nawet tak prostym gestem jakim było przytulenie jej, bo tego właśnie teraz potrzebowała – schronienia w jego silnych ramionach, za którymi tak cholernie tęskniła. I właśnie to dawało jej to poczucie bezpieczeństwa i nawet jeżeli złudne – poczucie, że wszystko będzie dobrze. Kącik jej ust drgnął więc lekko ku górze, gdy pogładził dłonią jej włosy, a ona delektowała się tą chwilą na tyle na ile mogła, chociaż pragnęłaby, aby trwała o wiele dłużej. Niechętnie więc oderwała się od jego ciała, pozornie gotowa na to, by poznać werdykt. Gdy więc przyszło jej oczekiwać na powrót bruneta, czas rzeczywiście dłużył jej się niemiłosiernie, mimo, iż upłynęło zaledwie kilkanaście minut. Wracając więc z tego zamyślenia na ziemię, gdy odbierała od bruneta reklamóweczkę z testami, zawahała się odrobinę, umyślnie odwlekając to wszystko w czasie. – Dziękuje, że mi to wszystko mówisz. Naprawdę – skupiła na nim spojrzenie, wysilając się na lekki, aczkolwiek szczery uśmiech skierowany w jego stronę – Nawet jeżeli sama wcale się tak nie czuje i nawet jeśli cholernie się boję, to… naprawdę pomagają mi Twoja obecność i wsparcie. Cieszę się, że tu jesteś – przyznała, nie spuszczając wzroku z jego oczu – I fakt, że jesteś taki opanowany… chyba też działa na mnie kojąco – dodała jeszcze w momencie, w którym sięgnął do jej włosów i odgarnął niesforny kosmyk, który opadł jej na twarz, by po chwili tak po prostu pochylić się lekko ku niej, co poskutkowało tym, iż poczuła jego miękkie wargi na swoich. Całkiem naturalnie więc oddała krótką pieszczotę, pocałunek – chociaż zaledwie muśnięcie ust, sięgając dłonią do jego policzka, po którym lekko przesunęła, ostatecznie zsuwając dłoń aż na jego tors, na którym ją zatrzymała. – Prawda jest taka, że z niczym bym sobie nie poradziła, gdyby nie była Cię przy mnie. No więc… idę. Odwlekanie tego i tak nic nie da, jeżeli mam być w ciąży, to i tak będę… niezależnie od tego czy zrobię ten test czy nie – westchnęła cicho, spoglądając ostatni raz w jego oczy, po czym wyminęła go i powędrowała – troszkę opornie, do łazienki. Na miejscu nie musiała się już nawet zaznajamiać z testami, bo przecież doskonale znała już ich specyfikę z poprzedniego razu – wówczas była chyba bardziej przerażona niż tym razem, ale jednak i teraz lekko trzęsły się jej ręce. Kilkanaście minut zajęło jej więc załatwienie sprawy, wykonała od razu dwa testy, skoro brunet kupił ich więcej i po tym jak wszystko ogarnęła, wzięła je do ręki i wróciła do bruneta. Zerknęła na niego, przekraczając próg kuchni, po czym odłożyła trzymane testy na blat, o który sama po chwili wsparła się plecami. – Trzeba poczekać kilka minut – oznajmiła, czując na sobie jego pytający wzrok, bo to niestety nadal nie był koniec ich oczekiwania - które nie tylko się dłużyło, ale było w tym wszystkim chyba najgorsze. Co zabawne, chyba z każdej perspektywy – zarówno dla tych, którzy nie chcieli dziecka, jak i dla tych, którzy pragnęli zobaczyć tam dwie kreski. Gdy więc po chwili dostrzegła przed sobą bruneta, uniosła głowę i spojrzała na niego, doceniając to, iż kolejny raz okazywał jej to wsparcie, nawet jeżeli wprost o nie teraz nie prosiła – ale on doskonale wiedział, że go potrzebowała. – Mimo tego, że boje się wyniku, bo naprawdę nie czuje się teraz gotowa na to, żeby kolejny raz przez to przechodzić tak szybko, to... jednak te obawy i tak są mniejsze niż za pierwszym razem. Wtedy z własnego wyboru robiłam to sama, a my nawet nie byliśmy razem – zauważyła, wpatrując się w jego oczy – I strasznie się bałam tego jak zareagujesz. A dzisiaj, nawet jeżeli tyle już przeszliśmy i nawet jeżeli… - zamilkła na moment, spuszczając wzrok gdzieś w okolice jego torsu - …nie jesteśmy teraz razem, to i tak czuje Twoje wsparcie i to wiele dla mnie znaczy. Sama chyba nie odważyłabym się nawet kupić tego testu – pokręciła z rezygnacją głową, ponownie wznosząc wzrok na wysokość jego przystojnej twarzy. I z wyraźnym uczuciem wymalowanym na twarzy chłonęła ten widok, mogąc znowu wpatrywać się w niego z bliska, tyle ile chciała i jak chciała – znowu czując jego bliskość i ciepło. Co uzmysławiało jej, że chciała się tak czuć już zawsze, mając go przy sobie. Nie kogokolwiek, ale właśnie jego. Dlatego sięgnęła dłońmi do jego torsu i pogładziła go lekko. – Przepraszam, że trochę zepsułam wstęp do naszej kolacji, ale… nie mogłam tego dłużej w sobie dusić. Chciałam żebyś wiedział. I chyba… będziemy mogli zaraz sprawdzić – zerknęła na leżące obok testy, po czym sięgnęła po nie. Jeden wręczyła brunetowi, a sama dzierżyła w dłoni drugi, póki co tylko zawzięcie go ściskając, jakby nadal uparcie bojąc się na niego spojrzeć. – Jeszcze chwile… - rzekła cicho, ni stwierdziła, ni poprosiła, ale na moment przymknęła oczy, motywując się w duchu. W końcu odetchnęła i spojrzała najpierw na Chestera, napotykając jego spojrzenie, które znowu dodało jej nieco więcej odwagi, a potem już bez zbędnego przeciągania, skupiła wzrok na teście, który… wskazywał jedną kreskę. Aż poczuła jak ten kamień spadł jej z serca, naprawdę. – Jedna kreska… jedna… - powtarzała, jakby jej podświadomość potrzebowała zapewnienie, że wzrok jej nie mylił, po czym szybko spojrzała na bruneta i na jego test, który również wskazywał na jedną kreską – Negatywny – odparła z ogromną ulgą w głosie i aż się uśmiechnęła w końcu, bez większego namysłu dosłownie wpadając kolejny raz dzisiaj w jego ramiona. Objęła go mocno za szyję i wtuliła się w niego, ciesząc się, że wreszcie mieli to już za sobą – i że tym razem los naprawdę był po ich stronie. – Musimy w końcu zacząć być bardziej rozważniejsi, wiesz? – rzuciła z przekorą w głosie, co ni mniej ni więcej mogło również sugerować, że ich historia wcale się nie kończyła na tamtym jednym razie, który znowu doprowadził ich do tej chwili. Że ta chwila zapomnienia w mieszkaniu Brewstera nie była jednorazowym wyskokiem, ale że w istocie ciemnowłosa brała pod uwagę powtórkę – bądź powtórki, co można było odebrać za dobry znak. – Ile razy jeszcze będę tracić dla Ciebie głowę? – szturchnęła go leciutko, odklejając się wreszcie od jego ciała i spoglądając ponownie w jego oczy. Tym razem mówienie o tym wydawało się prostsze i co więcej, czuła wreszcie ulgę, więc i jej postawa była znacznie swobodniejsza. Przynajmniej na tyle, by mogła pozwolić sobie na drobne żarty, które tak uwielbiała z nim wymieniać. Tym razem jednak miała przeczucie, że ten wieczór naprawdę mógł się dobrze skończyć, skoro już udało im się pokonać jedną z przeszkód. Mogło być już tylko lepiej, prawda?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Sęk w tym, że - o ile Jordie wciąż czuła, że nie dawała tej relacji stu procent i że miała jeszcze co z siebie dać, aby być lepszą partnerką i potencjalnie żoną; tak Chet momentami obawiał się, że on - nie miał już nic więcej; że dał jej już wszystko, co mógł dać; że pozbawił się wszystkich argumentów i jeżeli to nadal nie było wystarczające, to nie pozostawało mu nic innego, jak tylko pogodzić się z tym, że najwidoczniej po prostu nie umiał jej uszczęśliwić. Ale na samą myśl, że Jordana miałaby odnaleźć to szczęście, jakiego on być może jej nie dawał, u boku innego mężczyzny - skręcało go w trzewiach, i nie potrafił dać jej odejść, niezależnie od tego, jak wiele znaków wskazywało na to, że to właśnie powinien zrobić. Zrezygnować: tak jak ona z nich zrezygnowała w chwili, jak rzuciła w niego pierścionkiem, ku czemu oczywiście miała wszelkie logiczne powody, ale - czyż nie był ironią fakt, iż zrezygnowała tak łatwo, mając jednocześnie tę świadomość, że nie zrobiła wszystkiego, co mogła zrobić, aby brunet nie musiał zwracać się ku innej kobiecie? Z drugiej jednak strony, chyba nie na tym polegał zdrowy związek, a trudności - czasem po prostu pojawiały się na drodze i jeżeli Jordie nie była wówczas w stanie dać mu stu procent, to musiało wystarczyć tych, powiedzmy, siedemdziesiąt procent, jakie dać mu mogła - i nic nie usprawiedliwiało poszukiwania tej pozostałej części u ślicznej nieznajomej. Nic: ani brak bliskości, jakiej wówczas między nimi zabrakło; ani nawet poczucie, że oboje trochę się w tych uczuciach pogubili; że być może Chet przytłoczył ją swoją miłością; że najwidoczniej zależało mu bardziej, niż jej; że potrzebował jej bardziej i że kochał ją bardziej. I to przerażało go na wskroś: bo takie zaangażowanie oznaczało również zwiększoną podatność na zranienie, a Callaghan niczego obecnie nie bał się bardziej niż tego, że ją straci; że zostanie sam i będzie mógł za to winić wyłącznie siebie. I chyba dopiero po fakcie dotarło do niego, że swoim występkiem i tą niedoszłą zdradą - ten sam strach zasiał w Jordie, i zrobił to w najohydniejszy, możliwy sposób, mimo że nigdy nie chciał sprawić, aby Halsworth musiała się przy nim czegokolwiek obawiać - i być może te obawy właśnie starał jej się teraz wynagrodzić; i dlatego tak ważnym było dla niego, aby znów poczuła z jego strony to wsparcie, jakiego w pewnym momencie chyba jej w nim zabrakło. Ostatecznie jednak to Jordana sama musiała wykonać test ciążowy, gdy Chesterowi nie pozostawało nic innego, jak tylko zaczekać cierpliwie w pomieszczeniu obok. Przechadzając się więc po kuchni, zerkał co jakiś czas w kierunku przedpokoju, czekając, aż ciemnowłosa wróci z łazienki, i chociaż przedłużający się jej pobyt tam zaczynał odrobinę mężczyznę niepokoić, to nie chciał jej poganiać ani sterczeć za drzwiami, wprawiając ją tym tylko w większe zakłopotanie. Kiedy więc Jordana wkroczyła wreszcie do kuchni, Chet aż wstrzymał na moment powietrze, oczekując chyba że ta podzieli się z nim wynikami testu, a gdy to nie nastąpiło - wypuścił z głuchym świstem powietrze z ust i skinął ze zrozumieniem głową. - Więc zaczekamy - uznał, podchodząc bliżej i wysłuchał jej, odrobinę jednak zaskoczony stwierdzeniem, że nie byli razem, kiedy Jordie zaszła w pierwszą ciążę, co chyba uzmysłowiło mu, że nawet w tak fundamentalnej kwestii nie mieli wówczas zgodności ani pewności, skoro nie umieli w jednoznaczny sposób orzec, czy byli parą, czy też nie. Niemniej w chwili obecnej nie miało to już najmniejszego znaczenia, toteż brunet nie zdecydował się na dalsze drążenie owej kwestii, zamiast tego wzdychając cicho pod nosem. - Trudno sobie wyobrazić, żebyśmy mogli to zepsuć bardziej niż za pierwszym razem, wtedy chyba oboje wyczerpaliśmy limit błędów. Ale teraz jesteśmy zupełnie innymi ludźmi i... już raz daliśmy sobie radę, więc tym razem też damy, tak? - uśmiechnął się pokrzepiająco, bo w tamtym czasie niemal wszystko zrobili źle - a mimo to ich synek okazał się być najlepszym, co mogłoby się im przydarzyć, a oni oboje tak bardzo od tamtej pory dojrzeli, że obecnie chyba nie mieli już czego żałować. Poza, oczywiście, tym, że nie byli już razem. Tymczasem brunet powiódł mimowolnie wzrokiem za kobiecą dłonią, która spoczęła na jego torsie, po czym sięgnął do niej i unosząc ją w swojej, musnął przelotnie wargami wierzch jej dłoni. - Niczego nie zepsułaś. Dobrze, że mi powiedziałaś i... cieszę się, że zaczekałaś na mnie ze zrobieniem tego testu. Że pozwoliłaś mi w tym uczestniczyć - przyznał szczerze. W obecnej sytuacji bowiem powielanie dawnych błędów byłoby najgorszym rozwiązaniem - i największym krokiem w tył, a oboje chyba doskonale pamiętali, jak wiele nieporozumień wynikło wówczas z tego, że Jordie zataiła przed brunetem swoją ciążę. Z dwojga złego, pocieszającym był więc fakt, iż czegoś się jednak na tych błędach nauczyli i że obecnie podejmowali już bardziej przemyślane decyzje. Chet wziął więc test od panny Halsworth i w przeciwieństwie do niej, od razu nań zerknął, zanim ponownie odnalazł spojrzeniem oczy swej towarzyszki, jakby w ten sposób mieli nawzajem dodać sobie otuchy potrzebnej im teraz do stawienia czoła rzeczywistości, jaką okazał się być wynik... - Negatywny - powtórzył po Jordie i wypuścił powietrze z płuc, z ulgą wynikającą raczej z samej wiedzy co do rezultatu, aniżeli z faktu, że jednak nie zostaną po raz drugi rodzicami. W końcu jednak uśmiechnął się szeroko, i pozwalając, by ciemnowłosa wpadła mu w ramiona, objął ją rękami. - Musimy - zgodził się. - To znaczy... nie zrozum mnie źle, byłbym szczęśliwy, gdyby okazało się, że nasz syn będzie miał małego braciszka albo siostrzyczkę, ale... teraz to zdecydowanie nie był na to dobry moment - wyjaśnił swój punkt widzenia, aby Halsworth nie pomyślała, że w ogóle nie chciał mieć więcej dzieci - bo wizja takiej licznej gromadki bynajmniej nie jawiła się w jego oczach tak przerażająco, jak miało to miejsce kiedyś; ale jeśli zamiast szczęśliwych brzdąców, miałaby to być gromadka smutnych dzieci z rozbitej rodziny, to może lepiej, aby nigdy się one nie urodziły. Jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało. Z całą pewnością jednak oboje mogli się wreszcie rozluźnić i odetchnąć z ulgą, wiedząc, że za dziewięć miesięcy nie pojawi się na świecie kolejny nieplanowany Callaghan. Napotykając więc ponownie spojrzenie panny Halsworth, brunet posłał jej kolejny uśmiech. - Powiedziałbym, że możesz bez końca tracić głowę, i... uwielbiam, kiedy to robisz, ale - masz rację. Oboje powinniśmy przestać, i wyciągnąć wreszcie z tych wydarzeń jakąś lekcję - przyznał z rozbawieniem. Żyli wszak w dwudziestym pierwszym wieku; oboje byli inteligentnymi, wykształconymi ludźmi. Powinni lepiej planować rodzinę i nie pozwalać sobie na takie wpadki - jedna w zupełności wyczerpywała przewidziany limit. Zaraz jednak brunet ściągnął z powagą brwi, i przyjrzał jej się uważnie. - Ale może powinnaś pójść do lekarza, jeśli nie czułaś się dobrze i wiesz już, że to nie ciąża. Zostanę z Reggie'm, kiedy tylko będzie trzeba - dodał z troską, zerkając następnie w kierunku kuchenki. - A teraz... jesteś jeszcze głodna, czy straciłaś apetyt na odgrzewaną kolację? Jeśli wolisz, możemy zamówić coś innego.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Najgorszym dla Indiany mogło już chyba być tylko to, że Chet naprawdę tkwił w przeświadczeniu, że to co robił i to ile z siebie dał, było dla niej niewystarczające – i to właśnie chyba było jej największą porażką. Bo o ile ona sama najpewniej nadal nie dała z siebie stu procent, nie potrafiąc być może wyjść mu w tym naprzeciw, tak on faktycznie dał z siebie maksimum, a może nieświadomie i o wiele więcej, co ona naprawdę bardzo doceniała. I czasami miała wręcz wrażenie, że nie zasługiwała ani na niego, ani na to jaki dla niej był i co dla niej robił – był bowiem nawet więcej niż tym czego mogłaby oczekiwać od życia. Był wszystkim. A mimo jednak tej ogromnej miłości, którą ją darzyła, chyba po prostu nie potrafiła tak do końca mu jej okazać… może czasem reagując nazbyt gwałtownie, pokazywała błędnie, iż wcale nie zależało jej tak mocno, jak zależało jej naprawdę. A ten nieustający niestety brak konwersacji i szczerej rozmowy sprowadzał ich do tego, iż nadal wielu rzeczy musieli się po prostu domyślać, z czego chyba nadal nie wyciągnęli cennej lekcji. Może więc te wszystkie rzucane im pod nogi przeszkody, może nawet ta zdrada Chestera – musiały im uświadomić, że jeszcze nie wszystko robili wystarczająco dobrze, a może przede wszystkim to właśnie miało otworzyć oczy Jordanie. I wcale nie na to, iż być może była nieidealną partnerką i nie dawała z siebie wystarczająco dużo, ale że niewystarczająco mu to okazywała, czasami dając się ponieść chwili, ale niestety w tym niewłaściwym kierunku. To jednak mogło wynikać również z jej młodego bądź co bądź nadal wieku, to wszystko było dla niej nowe i odnalezienie się w tym paśmie poświęceń oraz obowiązków, które spadły jej nagle na głowę, wcale nie było takie proste; chociaż istotnie chciała dać z siebie wszystko co najlepsze i być nie tylko dobrą mamą, ale i dobrą partnerką – a kiedyś żoną. Mimo swojego beztroskiego podejścia do życia i wrodzonej spontaniczności, miała także zakorzenionych w sobie wiele cech, które wyniosła z domu – a to świadczyło tylko o tym, iż naprawdę marzyła o dużej i szczęśliwej rodzinie, którą chciała stworzyć właśnie z Chesterem. Musiał jednak najwyraźniej wykazać się cierpliwością – paradoksalnie on, a nie ona – i pokazać Jordie, że można inaczej, a pewne nawyki ciemnowłosa musi po prostu w sobie wypracować i zrozumieć oraz poczuć na własnej skórze, że nie wszystko robiła jak należy. Bo chociaż to Chet ją zdradził, to jednak ona zrozumiała, że gdzieś po drodze popełniła nawet nie jeden, a kilka błędów – a teraz naprawdę chciała się zreflektować i nie tylko na nowo mu zaufać, ale również wyciągnąć wnioski i te błędu naprawić. By chociaż osiągnąć to, że Chet wreszcie nie będzie czuł, że nie jest dla niej wystarczający. Bo ta miłość przeszywała ją na wskroś i potencjalna utrata bruneta na dobre doprawdy odbierała jej dech w piersiach – mimo, że to ona rzuciła w niego pierścionkiem i to ona zdecydowała, że to koniec, co jednakże było pochodną jego czynów. Ale niezależnie od tego jak się wzbraniała, walcząc między sercem, a rozumem, to nadal żywiła do niego tak wiele uczuć, że nie była w stanie po prostu bronić się w nieskończoność. W końcu to uczucia zwyciężyły w tej batalii. Podobnie jak obecnie zwyciężyła w niej głównie radość i wszechogarniający spokój, gdy wreszcie poczuła jak ten ciężar spada z jej ramion. Strach przed kolejną nieplanowaną ciążą dosłownie ją paraliżował i teraz wreszcie mogła odetchnąć, co też zrobiła, tkwiąc w ramionach bruneta. – Byłbyś? – uśmiechnęła się nieznacznie, błogo tuląc się nadal do męskiego ciała, jakby pragnęła w ten sposób nadrobić ten czas, kiedy nie mogła tego robić – Ja też zawsze marzyłam o dużej rodzinie, chciałabym, aby Reggie miał rodzeństwo, bo wiem jakie to jest cudowne i ważne, ale… tak, to nie jest po prostu odpowiedni moment. Właściwie, nigdy o tym tak wprost nie rozmawialiśmy, o tym czy chcielibyśmy więcej dzieci, ale… - odchyliła się lekko, napotykając jego spojrzenie - …to chyba i tak nie jest na to odpowiedni moment. A jeżeli test jest negatywny, to chyba możemy być spokojni. Dobrze, aby kolejne dziecko było jednak planowane – skwitowała z lekkim rozbawieniem, wbijając palec w męski tors. W ten sposób chciała wbić to sobie, jak i jemu – do głowy i do serca, bo nie mogli nieustannie tej głowy dla siebie tracić na tyle, iż potem spadały im na barki takie konsekwencje. Chociaż obecnie najpewniej oboje nie wyobrażali już sobie życia bez Reggie’ego, którego bez tej wpadki dzisiaj by nie było. Nie ma tego złego… ale powielanie starych wpadek wcale nie byłoby dobre. A skoro mieli tworzyć dojrzałą rodzinę i wreszcie na tych błędach się uczyć, to kolejna wpadka nie byłaby dobrym znakiem. A Jordie na ten moment czuła się już tak dobrze i spokojnie, że chyba istotnie przełamała wszelkie bariery i tym razem wcale się przed brunetem nie wzbraniała – ani przed jego bliskością ani przed zwiększoną ilością kontaktu, czego chyba wręcz bardziej łaknęła. Kąciki jej ust znowu uniosły się więc w uśmiechu. – Chociaż jak nas znam, nie wiem czy zdołamy się w tej kwestii opamiętać – wzruszyła ramionami z rozbawieniem, tym razem jednak pozwalając sobie już na te drobne żarty, gdy mieli pewność, że za kilka miesięcy nie będą musieli przechodzić kolejnego porodu – bardziej Jordie w tym wypadku, ani że przywitają na świecie kolejne maleństwo, bo to byłoby o wiele za wcześnie. Dlatego teraz mogli i powinni skupić się już tylko i wyłącznie na sobie. Pogładziła więc dłońmi męski tors i pokiwała lekko głową. – To raczej nic takiego, spanikowałam tylko dlatego, że to między nami się wydarzyło… i niemal od razu wystraszyłam się, że to może być ciąża. Nadal jeszcze w jakimś stopniu dochodzę do siebie, ja i moje ciało, więc czasami to się zdarza, a obecnie chyba jestem też po prostu zmęczona, bo Reggie miał ostatnio trochę gorszy czas – przyznała, o czym brunet oczywiście wiedział, ale jednak na koniec dnia, jak i w ciągu dnia czasami też – to właśnie ona pozostawała sama na placu boju. I chociaż kochała synka całym sercem, była tylko człowiekiem i czasami po prostu zapominała w tym wszystkim o sobie na tyle, iż mogła czuć się gorzej – głównie przez zmęczenie i niewyspanie. – Aczkolwiek nie miałabym nic przeciwko, jeżeli faktycznie mógłbyś przejąć Reggie’ego, chętnie bym sobie chociażby poleniuchowała we wannie. Całe wieki tego nie robiłam, nie miałam czasu – pokręciła głową, a przecież oboje doskonale wiedzieli, jak panna Halsworth takie kąpiele uwielbiała. I chociaż najbardziej uwielbiała te, w których Chet jej towarzyszył, to jednak obecnie jej zmęczone równie mocno ciało, chyba również pragnęła trochę kojącego relaksu. A ten sposób był najlepszy – no może jeszcze poza masażem, którym także by pewnie nie pogardziła. Zaśmiała się więc i zabrała rączki, zerkając w stronę kuchenki. – Ale to może poczekać, a teraz naprawdę jestem głodna. I zdecydowanie nie straciłam apetytu, nie mogę się już doczekać tego co tam przygotowałeś, więc spokojnie to odgrzejmy – uśmiechnęła się i pozwoliła mu podejść do kuchenki, a sama zgarnęła kilka rzeczy, w tym naczynia i sztućce, po czym powędrowała do salonu, gdzie przy stole przygotowała dwa nakrycia, wszystko ładnie ułożyła i zaświeciła świeczkę, która miała dodać nastroju całej chwili. Poza tym Jordie uwielbiała przeróżne świeczki, więc lubiła wykorzystywać każdą okazję, by je zaświecić – a czasem robiła to nawet bez okazji. Uśmiechnęła się więc sama do siebie, gdy wszystko było gotowe i nawet cicho włączyła muzykę, która miała umilić im czas. Do tego wszystkiego ustawiła kieliszki i chociaż należało dzisiaj spędzać czas bez alkoholu, to mogli delektować się wodą albo sokiem. Spojrzała więc na bruneta akurat, gdy wszedł z przygotowanym jedzeniem, więc usiadła przy stole. – Wygląda cudownie, a pachnie jeszcze lepiej – skwitowała z uśmiechem, a gdy i on zajął swoje miejsce, nałożyła sobie nieco więcej niż zazwyczaj jadała, po czym życząc smacznego, zabrała się za jedzenie. I aż przymknęła oczy z zadowoleniem, gdy tylko poczuła ten cudowny smak. – Chyba dawno nie jadłam takiego posiłku – zauważyła, skupiając na nim wzrok – Oczywiście ciągle ktoś mi coś przywoził, albo tata wręcz rozkazywał przyjechać na obiad, ale to jednak nie to samo. Uwielbiam jak Ty gotujesz – zaśmiała się cicho i upiła kilka łyków wody – I naprawdę cieszę się, że wreszcie możemy na spokojnie spędzić razem czas… jak kiedyś – dodała, wpatrując się w niego przez chwile, po czym utkwiła jednak wzrok w talerzu, skupiając się ponownie na jedzeniu. I na własnych myślach – mimo, iż bowiem była szczęśliwa, wewnętrznie nadal toczyła jakąś walkę i odczuwała pewnego rodzaju wyrzuty sumienia. Tęskniła za nim bowiem strasznie i naprawdę żałowała, że musiało do tego wszystkiego dojść. A bardzo chciała, by było jak dawniej. Ale dzisiejsza kolacja – chociaż właściwie to randka, musiała być dobrym znakiem i wskazywać na to, że Jordana chciała to wszystko jeszcze posklejać – że jej zależało. A gdy z tego lekkiego zamyślenia wyrwała ją dłoń bruneta, którą poczuła niespodziewanie na tej swojej, spojrzała na niego ponownie i uśmiechnęła się lekko. – Myślisz, że może nam się jeszcze udać to naprawić? Bo strasznie za Tobą tęsknie...

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Możliwe, że Chet nie rozumiał do końca tego, że Jordie potrzebowała nieco więcej czasu na oswojenie się z sytuacją, w jakiej przyszło jej się znaleźć, gdy z beztroskiej oraz korzystającej z życia studentki została nagle matką, na dodatek w tak młodym wieku - nie rozumiał, bo sam był o całą dekadę starszy, a co za tym idzie: miał też więcej czasu na przeżycie swojego dotychczasowego życia tak, jak chciał, i na dojrzenie do założenia rodziny oraz ustatkowania się u boku jednej kobiety. Nawet jeśli on sam jeszcze rok temu również nie czuł się na taki obrót zdarzeń przygotowany; a jednak ani przez moment nie miał wątpliwości co do tego, że to właśnie tego życia u boku Jordie pragnął teraz najbardziej, i że tylko z nią mógł być szczęśliwy. Naturalnym więc wydawało się to, że starał się okazywać jej to na każdym kroku, i chyba z tego właśnie powodu nie potrafił pojąć, dlaczego Jordie nie umiała mu okazać tego samego. Przecież... to powinno być proste. Sęk jednak w tym, że i on miał z tym problem; lecz jego problem polegał na tym, iż starał się dać jej wszystko prócz tego, co najprostsze i najbardziej oczywiste: prócz siebie. Swojej obecności. Tak naprawdę jednak Chet nigdy nie oczekiwał od Jordie więcej i nigdy nie uważał, jakoby dawała ona z siebie zbyt mało. Gdyby tak było, i gdyby czuł, że nie otrzymywał od niej tyle, ile powinien - nie walczyłby o nią tak, jak robił to teraz, nawet jeśli niejednokrotnie miał wrażenie, że jedyne, co osiągał, to ciągłe odbijanie się od ściany. Tym trudniej było wyjaśnić to, że, pomimo wszystkiego, co robił dobrze - to wciąż właśnie on wydawał się popełniać w tym związku więcej błędów. Chociaż w rzeczywistości chyba wcale tak nie było: nie popełniał ich więcej, lecz te, które popełniał, były znacznie cięższego kalibru, przez co pannie Halsworth tak trudno było mu je wybaczyć i puścić w niepamięć. A przede wszystkim: uwierzyć w to, że więcej się one nie powtórzą. Nawet jeśli historia czasem lubiła się powtarzać, i ów fałszywy, ciążowy alarm, był najlepszym tego przykładem - niemniej dywagowanie na temat tego, jak oboje czuliby się, gdyby wynik testu okazał się inny, nie miało obecnie najmniejszego sensu, podobnie jak i dyskusje o ewentualnych, przyszłych dzieciach, których na dobrą sprawę nigdy mogą się nawet nie doczekać - nie ze sobą, skoro nie byli już razem, i nawet jeśli Chet nie był w stanie wyobrazić sobie jakiejkolwiek innej kobiety w roli matki jego dzieci, to - do tego również potrzeba było dwojga chętnych. Oraz rozsądku; chociaż z drugiej strony, myśl, że ich syn był owocem bezmyślnej miłości, a nie rozsądku, nie była chyba wcale taka najgorsza. Prawdziwą tragedią w tym wszystkim było bowiem to, że dopiero w momencie, kiedy stracił Jordie - Chet tak naprawdę docenił posiadanie dziecka: posiadanie kogoś, kto bezwarunkowo kochał go i potrzebował; kogoś, kto zawsze po prostu będzie, nawet jeśli on sam nie dawał mu w zamian tyle, ile powinien dawać od siebie jako ojciec. Nie był przy nim tak często, jak by chciał, co odbijało się również na samej Jordie, która niejednokrotnie zostawała z opieką nad dzieckiem zupełnie sama, zapewne zapominając czasem w tym wszystkim zadbać również o siebie, i stąd chyba wynikała troska bruneta: nie chciał bowiem, aby Halsworth ignorowała jakieś symptomy tylko dlatego, że miała inne, ważniejsze sprawy na głowie. I dlatego, że nie mogła liczyć na jego pomoc. - Rozumiem, cóż... znasz najlepiej swoje ciało i jeśli twierdzisz, że to nic takiego, to ci wierzę. I naprawdę... jestem z ciebie dumny, że dajesz sobie z nim radę... sama. Żałuję, że nie mogę być przy was częściej - ale jak już kiedyś ustalili - nie mógł przy nich być z własnej winy i tylko do samego siebie mógł mieć o to pretensje. Mimo to chciał, aby Jordie wiedziała - że naprawdę żałował, i że chciałby czynniej uczestniczyć w życiu własnego syna; że obecna sytuacja, w której tylko pomagał Jordie z małym, zamiast być rodzicem na pełny etat, wcale mu nie odpowiadała. I że po prostu - brakowało mu zarówno jej, jak i ich synka. - Oczywiście, że bym mógł, należy ci się odpoczynek i nie musisz mnie nawet pytać o to, czy mogę się nim zająć. To tak samo mój obowiązek, jak twój. A ja... naprawdę chcę spędzać z Reggie'm więcej czasu - wyjaśnił, aby nie zasiewać w jej głowie mylnego wniosku, jakoby traktował opiekę nad dzieckiem jak przykry obowiązek - bo doceniał każdą chwilę, jaką mógł spędzać z synem i wbrew pewnym obawom, jakie miał, gdy okazało się, że będą rodzicami - wcale go to nie nudziło. Co nie zmieniało faktu, że obecnie wiele by oddał również za te chwile bez dziecka; za te wspólne kąpiele, na jakie kiedyś mogli sobie pozwalać wraz z Jordie na co dzień i trochę - tylko trochę - było mu szkoda, że utracili ten luksus po tym, jak urodził się ich syn. A właściwie to jeszcze wcześniej, bo Jordie już będąc w ciąży posiadała pewne opory, jakie udało jej się pokonać dopiero w ostatnim czasie. A mimo to Chet miał wrażenie, że nic się między nimi nie zmieniło. Uśmiechnął się jednak, słysząc z jej ust potwierdzenie, że nadal była głodna i że mogli wreszcie zjeść kolację, w związku z czym nie każąc pannie Halsworth czekać, podszedł do kuchenki, by odgrzać kolację, której zapach szybko powinien pobudzić ich apetyt nawet po tym, jak wcześniejsze emocje skutecznie sprawiły, że oboje zapomnieli o głodzie. Po paru minutach mężczyzna dołączył więc do ciemnowłosej w salonie, by w akompaniamencie spokojnej muzyki, do melodii której wydawał się tańczyć ciepły płomień świeczki, tworzącej w pomieszczeniu iście romantyczną atmosferę domowej randki - zasiąść wspólnie przy stole. - Mam nadzieję, że smakuje równie dobrze - przyznał, przenosząc następnie pełne uznania spojrzenie na przygotowany stół. - Tutaj też wszystko wygląda idealnie - skwitował z uśmiechem. Nawet jeśli koniec końców nie mieli okazji do wspólnego gotowania, to i tak brunet był całkiem zadowolony z obecnego podziału ról, dzięki któremu on przygotował smaczny posiłek, a Jordie - całą resztę. Zgodnie ze swoim kobiecym gustem, w efekcie czego mieli okazję zjeść prawdziwą, romantyczną kolację przy świecach. Zabierając się więc za jedzenie, Chet przeniósł po chwili wzrok na swoją towarzyszkę. - Właściwie ja też nie. Zdecydowanie wolę mieć dla kogo gotować - więc tym bardziej cieszę się, że zgodziłaś się na tę kolację. I mam nadzieję, że nie zrobiłaś tego tylko dlatego, że myślałaś, że możesz być w ciąży... - zerknął na nią, mimo wszystko mając z tyłu głowy tę maleńką obawę, że jedynym powodem, dla którego Halsworth zgodziła się z nim spotkać, była właśnie konieczność podzielenia się prawdopodobną dobrą nowiną z ojcem jej ewentualnego dziecka. Choć zdecydowanie wolał wierzyć w to, że Jordie po prostu chciała spędzić z nim trochę czasu - tak jak on z nią; bo cholernie tęsknił za każdą okazją ku temu. I nie chciał, aby ten wieczór okazał się być tylko wspólnie spożytym posiłkiem, którym na moment zamknęli sobie usta, skupiając się bardziej na jedzeniu, aniżeli na sobie nawzajem, co ostatecznie brunet postanowił naprawić, sięgając do dłoni Jordany własną, jakby w poszukiwaniu pretekstu do nawiązania z nią choćby tego niewielkiego kontaktu. Odwzajemnił więc sprowokowany w ten sposób uśmiech, lecz pytania, jakie padło następnie z jej ust chyba zupełnie się nie spodziewał: bo to nie ona powinna je zadać, tylko on. A skoro mimo wszystko musiała pytać, to... czyżby sama nie wierzyła w to, że dało się to jeszcze naprawić? Przez moment brunet spoglądał więc na nią w milczeniu, zanim odchrząknął i upił łyk wody. - Myślę, że... to nie zależy tylko ode mnie - uznał dyplomatycznie. - Chciałbym to naprawić - chcę wierzyć, że to jest możliwe, bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, i chyba tylko ta nadzieja trzyma mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Ona i... to, że mamy jeszcze Reggie'ego, ale szczerze... nie wiem już, co robić, Jordie - przyznał, uciekając na sekundę spojrzeniem w kierunku swojego talerza, jakby pośród wstęg makaronu szukał odpowiednich słów, lecz miał wrażenie, że powiedział jej już wszystko. - Ja też strasznie za tobą tęsknię, i niczego nie pragnę bardziej niż tego, żeby sprawy między nami mogły wrócić do tego, jak wyglądały przedtem. Żebyśmy znowu... byli rodziną. Żałuję tego wszystkiego, co zrobiłem i jak cię skrzywdziłem, i wiem, że proszę o wiele, ale... mam nadzieję, że będziesz jeszcze kiedyś w stanie mi zaufać - wzniósł ponownie przepełnione skruchą spojrzenie swych ciemnych oczu na jej twarz, i pogładził bezwiednie kciukiem wierzch jej dłoni. - Ty... nie sądzisz, że to się może udać?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Naprawdę chciała pokazać, że potrafi – że może to zrobić i że poradzi sobie z tym wszystkim co spadło na nią tak nagle i niespodziewanie: zarówno ten nowy związek z brunetem, znacznie głębsza relacja niż się początkowo wydawało, potem nieplanowana ciąża i w końcu pojawienie się dziecka. A nawet myśl o tym, że nagle została narzeczoną, by za jakiś czas móc już nazywać się jego żoną. Wbrew pozorom – chociaż to były absolutnie cudowne doświadczenia, to jednocześnie było ich niezmiernie dużo w dość krótkim czasie, a co za tym idzie jej młodzieńcze bądź co bądź życie w jednej chwili po prostu się skończyło i naprawdę niełatwo było przestawić się z niego na ten tryb dojrzałości i odpowiedzialności. Tym bardziej odpowiedzialności za drugiego, małego człowieka. Więc każdego dnia naprawdę starała się dawać sobie radę – chciała być uznawana za wystarczająco dobrą do tego wszystkiego, bo jednocześnie cieszyła się, że los to wszystko jej dał, ale tym samym czasami bywała tym przerażona – natłokiem nowych obowiązków i doświadczeń. I chociaż kochała Chestera całym sercem, to gdzieś po drodze odrobinę jednak zagubiła samą siebie – bo pomijając to, że musiała na chwilę porzucić studia i plany zawodowe na bok, to tym samym musiała gdzieś rzucić w kąt także swoje beztroskie podejście do życia – o chociaż oczywiście rodzicielstwo i małżeństwo wcale nie wiązało się z tym, że musiała całkowicie zmienić i przewartościować swoje życie, to jednak Jordie po prostu musiała nauczyć się najpierw znaleźć w tym jakiś kompromis – złoty środek, jak to wszystko pogodzić ze sobą. A to właśnie trochę ją jednak przerosło, ale – punktem zwrotnym może być to, iż właśnie zdała sobie z tego sprawę – ze swoich słabości i niepowodzeń, z tego co robiła niewłaściwie, z tego, że dusiła to w sobie i z tego, że nie dawała z siebie stu procent w tej relacji, nawet jeżeli już dawała naprawdę dużo. Może więc świadomość tego miała jej pomóc w odbudowaniu tego co niestety się zepsuło, a ponieważ Chet już wykazywał ku temu chęci, a ona doskonale to widziała, to pozostawało już tylko jej wykonać ten ostatni krok i dać mu szansę. A tego naprawdę chciała. Dlatego zależało jej na tej dzisiejszej kolacji, na rozmowie i na samej atmosferze, która miała ich w tym wspomóc. Dlatego przygotowanie wszystkiego do posiłku sprawiło jej niemałą radość, tym bardziej, że dawno nie miała okazji tego robić – sama zazwyczaj jadała tylko w pośpiechu albo poza domem. – Na pewno smakuje świetnie, jak zawsze – odparła, nie mając co do tego absolutnie żadnych wątpliwości, bo w tej kwestii brunet bił ją na głowę i naprawdę bardzo dobrze gotował, a przynajmniej na tyle świetnie, że Jordie uwielbiała jego potrawy. Kąciki jej ust drgnęły więc lekko ku górze kolejny raz, gdy pochwalił skromne, ale całkiem ładne nakrycie stołu. – Mam nadzieję, że nie przesadziłam… ale strasznie dawno nie jedliśmy kolacji przy świecach, albo nie jedliśmy nigdy? – zmarszczyła lekko brwi, jakby nagle zastanawiając się nad tym faktem – Niemniej chciałam żeby było miło i też chciałam dołożyć do tego coś od siebie. W końcu pierwszy raz od dawna mamy odrobinę czasu tylko dla siebie i… nawet jeżeli to tylko czas spędzony w domu, to chyba też wypadało całkiem dobrze – uśmiechnęła się lekko, zabierając się za jedzenie. Posiłek faktycznie był przepyszny, a zważywszy na to, że była już naprawdę głodna, tym chętniej go smakowała, pierwszy raz od dawna tak chętnie – bo w jego towarzystwie. Zjadła kolejny kęs i spojrzała na niego w momencie, w którym zasugerował, że zgodziła się na to wszystko tylko z uwagi na potencjalną ciąże. Pokręciła więc szybko głową w zaprzeczeniu, by nie pomyślał, że tak właśnie było – bo to nieprawda. – Nie, zdecydowanie nie. Owszem, chciałam Ci o tym powiedzieć i bardzo chciałam już to sprawdzić, ale to nie dlatego się zgodziłam. Naprawdę chciałam spędzić z Tobą czas i chyba… dać nam szansę na spokojną rozmowę tylko we dwoje. Bo ostatnio znowu się trochę mijaliśmy albo w większości zajmowaliśmy się Reggie’em, zapominając w tym o sobie i chociaż miało pomóc wyrwanie się z domu, to ostatecznie nie ma tego złego… - wzruszyła lekko ramionami, znowu posyłając mu ciepły uśmiech, uznając po prostu, iż pozostanie w domu wcale nie wyszło im na złe. A wręcz przeciwnie. W domowym zaciszu tylko we dwoje mogli tym bardziej spokojnie i prywatnie porozmawiać i pobyć ze sobą, a przecież dokładnie o to chodziło. Więc tak, chciała po prostu spędzić z nim czas – chciała zobaczyć co z tego wyniknie i gdzie ich to zaprowadzi, bo tęsknota za nim nie dawała jej już spokoju. Chciała mieć go przy sobie i chciała dać mu tą szansę, nawet wbrew rozsądkowi i nawet wbrew temu co mówili jej bliscy, najpewniej zrażeni już – kolejnymi szansami, które mu dawała. Ale mimo tego wszystkiego co się działo, Jordana wcale nie była tym zrażona: owszem, skrzywdził ją i to bardzo, a ten czas który przeszła po tym jak poznała prawdę, był naprawdę dla niej trudny. Ale z biegiem czasu i z każdym kolejnym dniem, w którym obserwowała to jak Chet się starał i jak żałował, serce wyrywało się do niego coraz bardziej. Bo chciała wierzyć w to, że wyciągnął lekcje z tego co zrobił, a co za tym idzie, że wiedział, że kolejny raz nie przyniesie mu już rozgrzeszenia – że to był jedyny raz, w którym mógł jeszcze to naprawić i że to właśnie powstrzyma go przed powtórzeniem tego. Wcale więc nie chciała, by ten wspólnym moment przerodził się w samoistne zjedzenie kolacji, w którym znowu każde z nich pochłonięte będzie sobą, mimo, iż chwilowo faktycznie dała się pochłonąć własnym myślą. Ale tych w jej głowie nadal było tak wiele, że nie mógł jej za to winić, bo chociaż wciąż toczyły w jej głowie istną batalie, to Jordie chyba podjęła już decyzję. Niemniej musiała zapytać – chociaż faktycznie to pytanie powinno paść raczej z jego ust, to ciemnowłosa chyba szukała potwierdzenia dla swoich własnych przemyśleń i to właśnie od niego, bo w końcu to ich dwojga ta sytuacja dotyczyła. – Ja chwilami też nie wiem już co robić – przyznała cicho, wzdychając przy tym, po czym na moment także uciekła wzrokiem, ale ucieczka zdecydowanie nie była wyjściem z sytuacji. Dlatego spojrzała na niego ponownie i przez krótką chwilę jeszcze milczała. – Rozum podpowiada mi, że nie powinnam, niektóre osoby także nie chciałabym żebym znowu cierpiała, ale… serce bije to wszystko na głowę. Bo ja i tak chcę wierzyć w to, że naprawdę żałujesz i że więcej tego nie zrobisz. Właściwie, to nie chce, tylko wierzę. Widzę to jak się starasz i jak Ci zależy – a mnie też zależy, Chet – zauważyła, odkładając widelec po tym jak zjadła w zasadzie połowę tego co miała na talerzu – Chciałabym żebyśmy znowu byli rodziną, żeby było jak przedtem. Chciałabym znowu Ci ufać tak jak wtedy… bo równie mocno zabolało mnie to, że kłamałeś. I chociaż jestem w stanie zrozumieć dlaczego to robiłeś, to i tak kłamstwo prosto w oczy było cholernie bolesne. Właśnie wtedy, gdy ja naprawdę ufałam Ci całym sercem i kiedy byłam tak pewna, że Ty nigdy byś… - urwała na moment i westchnęła cicho, nie decydując się dokończyć tego zdania na głos. Nie chciała wprost mówić o tej zdradzie, potencjalnej czy nie, częściowej czy całkowitej – to nie miało znaczenia. Był z inną kobietą i tylko to się liczyło, opatrzone jeszcze w dodatku kłamstwami i znikaniem z domu, po prostu nie stanowiło czegoś o czym łatwo można było zapomnieć. Zamilkła znowu na moment, wpatrując się w jego oczy i zastanawiała się jak odpowiedzieć na jego pytanie, ale właściwie odpowiedź nasuwała się sama. – Ja wiem, że to się może udać – przyznała, zgodnie z własnym przekonaniem – Jeżeli oboje tego chcemy i jeżeli oboje się postaramy. Jeżeli ja się postaram… wiem, że ciężko mi to przychodzi i że nadal się dystansuje, ale nie zawsze potrafię sobie z tym poradzić. Mimo to naprawdę chce spróbować, bo wiem, że gdy już pozwolę sobie odpuścić, to wszystko znowu się ułoży, a niczego bardziej nie pragnę – dodała, nie spuszczając spojrzenia z jego ciemnych oczu. Uniosła odrobinę dłoń i splotła palce ich dłoni, które trzymali na stole, będąc ze sobą w stałym, delikatnym kontakcie fizycznym. I ten drobny gest także wiele dla niej znaczył, dlatego zerknęła na ich dłonie i uśmiechnęła się lekko. – Czasami zadziwia mnie to, jak niepewni przy sobie jesteśmy w ostatnim czasie. Jak ważymy każde słowo i każdy gest… to takie do nas niepodobne, prawda?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Być może z ich relacją było jednak coś nie tak, skoro zamiast czuć się nią uskrzydlona, Jordana czuła się co najwyżej przytłoczona. Nie było wszak tajemnicą, że żadne z nich nie miało w planach takiego obrotu spraw, jakim była nieplanowana ciąża, zaręczyny oraz założenie rodziny; i chociaż oboje finalnie postanowili stawić czoła tej nowej rzeczywistości, to może po prostu... nie była ona tym, czego Jordie pragnęła? Chet wielokrotnie się nad tym zastanawiał - i w pewnym sensie rozumiał to, że Halsworth mogła nie czuć się w pełni szczęśliwa, będąc tylko matką; ale chciał wierzyć w to, że w momencie, kiedy ciemnowłosa będzie mogła wrócić do normalnego życia - kiedy zacznie spełniać się zawodowo i spędzać więcej czasu z ludźmi, a nie tylko z dzieckiem, niemal zamknięta w czterech ścianach - znów odetchnie pełną piersią i poczuje się sobą. Pytaniem pozostawało tylko, czy Chet będzie wtedy przy niej; czy dotrwają wspólnie do tego momentu, czy jednak to nie jemu, lecz innemu mężczyźnie, będzie dane ją wtedy uszczęśliwić tak, jak on najwidoczniej nie potrafił tego uczynić, skoro jedynym, co robił, było ograniczanie jej potencjału, ściąganie jej w dół i trzymanie jej w tej złotej klatce, w jakiej nigdy nie planował jej zamknąć - przeciwnie: pragnął wspierać jej rozwój, tak, by Jordie mogła stać się najlepszą wersją siebie, bo miał wrażenie, że tak właśnie działało to w drugą stronę - ale koniec końców stało się tak, a nie inaczej, i kolejna ciąża w tym momencie, kiedy Halsworth dopiero zaczynała wychodzić na prostą po pierwszym dziecku, byłaby niczym podcięcie jej skrzydeł, by uniemożliwić wyfrunięcie z tej klatki. A ponieważ w oczywisty sposób nie mogłaby za taki stan rzeczy winić ewentualnego dziecka - to musiałaby zacząć winić Chestera. A może już go winiła? I tylko on tak kurczowo ją przy sobie trzymał, bo wiedział, że nawet jeśli sam nie był dla Jordie najlepszy, to jego nic lepszego niż ona i Reggie już w życiu nie spotka. Dlatego, pomimo tych wątpliwości, jakie nieustannie go nachodziły, postanowił teraz po prostu przyjąć jej odpowiedź oraz uwierzyć w to, że Jordana zgodziła się na to spotkanie ze względu na niego, a nie tę potencjalną ciążę. - To dobrze - skinął więc głową, posyłając jej lekki uśmiech. - I dokładnie, nawet jeśli fajnie byłoby razem wyjść i chyba obojgu by nam się to przydało, to koniec końców nie ma znaczenia, czy zjemy kolację w domu czy na mieście, dopóki możemy ten czas spędzić razem. Naprawdę... mi ciebie brakuje - wyznał, choć to nie powinno być żadnym zaskoczeniem, skoro panna Halsworth stała się na tyle istotną częścią jego życia, że obecnie, kiedy nie mógł spędzać z nią tego czasu na co dzień, doskwierała mu jakaś taka wewnętrzna pustka - jakby nieustannie czegoś mu brakowało. I na samą myśl, że miałby się tak czuć już zawsze, paraliżował go lodowaty dreszcz. I nawet pyszny, wspólny posiłek, wciąż smakował niedosytem, gdy jedli go razem, lecz myślami błądząc gdzieś zupełnie indziej, w czym bruneta utwierdziły słowa panny Halsworth, jakich wysłuchał w milczeniu, w międzyczasie również odkładając sztućce, by - mimo iż byli w trakcie spożywania kolacji - nie rozpraszać się posiłkiem, lecz móc w pełni skupić się na osobie swej towarzyszki. Równie szybko jednak Chet przekonał się, że ten wyczuwalny pomiędzy nimi dystans, po obu stronach wynikał z zupełnie innych powodów, a to z pewnością nie ułatwiało im spotkania się w połowie tej drogi. - Nie wiesz... czy powinnaś mi wybaczyć? - dopytał, niejako podsumowując jej wypowiedź. - Tylko że ja nie o tym mówię, Jordie. Nie mówię o wątpliwościach, bo ja ich nie mam. Wiem, czego chcę. Niczego w swoim życiu nie byłem tak pewien jak tego, że chcę być z tobą, i - przepraszam, ale... nie obchodzi mnie, jakie zdanie na ten temat mają inni. Nawet jeśli to twoja rodzina. Rozumiem, że chcą dla ciebie jak najlepiej i cieszę się, że masz w nich oparcie, ale to ty musisz zadecydować, co zrobisz. I czego chcesz. A najpierw musisz uznać, że jesteś gotowa cokolwiek z tym zrobić, bo teraz... mówisz, że chciałabyś; że jeśli; że to może się udać, i z jednej strony wiem, że swoimi kłamstwami sam doprowadziłem do tego, że masz teraz te wszystkie wątpliwości, ale... mam wrażenie, że ciągle stoimy w miejscu i nie wiem już nawet, co to za miejsce. Co jest teraz między nami? Kim dla siebie jesteśmy? - wzruszył bezradnie ramionami, nie licząc chyba nawet na otrzymanie odpowiedzi na te pytania. - Bo zaczynam mieć wrażenie, że to ostatnio faktycznie nic nie znaczyło i niczego nie zmieniło. I nie wiem już, jak mam cię przekonać, że zrobię wszystko, żeby więcej cię nie zawieść. Ta bezradność mnie wykańcza, a jednocześnie... nie mam prawa na ciebie naciskać; nie po tym, co zrobiłem i na co cię naraziłem. Ale nic nie poradzę na to, że tak cholernie za tobą tęsknię i nie chcę spędzać ani minuty dłużej z dala od ciebie i Reggie'ego. Chcę wrócić do naszego domu - oznajmił wprost, bo żadne inne "może" czy "kiedyś" go nie satysfakcjonowało; mimo iż zdawał sobie sprawę, że pewnych spraw nie da się rozwiązać jak za pstryknięciem palcami, czego najlepszym dowodem była ta chwila słabości, jakiej oboje ulegli na imprezie u ich wspólnego znajomego, a która koniec końców ani nie zażegnała tego kryzysu, ani nawet nie zmniejszyła tego, zarówno emocjonalnego, jak i fizycznego dystansu między nimi. Nie zrobiła tego - bo Jordie sama na to nie pozwoliła; bo po wszystkim znów się wycofała i uciekła, zaś Callaghanowi nie pozostawało nic innego, jak tylko to uszanować. Powrócił więc po chwili spojrzeniem z ich złączonych dłoni do oczu byłej narzeczonej. - Nie tego chciałaś? Żebym dał ci przestrzeń? Po prostu... nie chcę robić niczego wbrew tobie, ale jeśli zmieniłaś zdanie, to wystarczy słowo, Jordie. Bo szczerze, jestem już zmęczony tym ciągłym... zastanawianiem się: czy mogę się zbliżyć, dotknąć cię... pocałować - przyznał, zezując mimowolnie na jej usta, i odetchnął głęboko. - Twierdzisz, że powinienem po prostu zrobić to, na co mam ochotę, i nie czekać na pozwolenie? - podjął, co już samo w sobie było swoistym pytaniem o pozwolenie, ale niezależnie od sytuacji między nimi, Chet nigdy nie robił niczego wbrew woli panny Halsworth, a ponieważ obecnie sam już nie wiedział, czego chciała - to musiał się upewnić.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Jordie bardziej czuła się jednak przytłoczona nową rzeczywistością, a nie samą relacją, którą tworzyła z Chesterem – bo ta właściwie od samego początku wyłącznie ją uskrzydlała, przywoływała na jej twarz uśmiech, a w sercu wzbudzała radość. Zawsze był dla niej niezmiernie ważny, nawet wtedy, gdy na samym początku podeszli do tego wszystkiego całkowicie na luzie i bez zobowiązań. Najpewniej dlatego przetrwali wspólnie cały ten czas i to wszystko doprowadziło ich aż do teraz. Owszem, po drodze oboje popełnili wiele błędów, ale chyba najlepsze i najważniejsze w tym wszystkim było to, że popełniali je wspólnie, a potem mogli wyciągać z nich wnioski – przy tym jeszcze lepiej ucząc się siebie wzajemnie. Niektóre błędy niestety były gorsze od innych, ale chyba nawet obecna sytuacja najlepiej pokazywała to, że niezależnie od skali tego błędu, to uczucie między nimi tak naprawdę nigdy nie było w stanie zgasnąć – zawsze tliła się ta iskierka nadziei, która pozwalała im odnaleźć drogę powrotną do siebie. Na pewno więc nie trwała u jego boku z poczucia jakiegokolwiek obowiązku, nie wbrew samej sobie i swoim uczuciom, bo te zawsze były szczere i równie silne. Nawet jeżeli nie zawsze być może potrafiła to okazać, chociaż miała nadzieję, że robiła to wystarczająco dobrze. Czasami jednak miała wrażenie, że faktycznie nie dawała z siebie wszystkiego, że to właśnie on o nią dbał i na każdym kroku okazywał swoją miłość, a ona pozostawała… jakby nadal niepewna. Co było doprawdy irracjonalnym zachowaniem, bo przecież pragnęła z nim być – nie dlatego, że mieli razem dziecko, nawet nie dlatego, że bałaby się samotności, bo przecież na pewno znalazłby się ktoś chętny na jego miejsce… ale dlatego, że i ona nie wyobrażała sobie tego życia bez niego. Uwielbiała ich wspólną codzienność, zarówno tą przed ciążą i dzieckiem, jak i tą obecną, chociaż być może nieco trudniejszą. Fakt był wyłącznie taki, że odrobinę się w tym wszystkim pogubiła – nie w swoim uczuciach względem niego, ale w tym natłoku nowych obowiązków i licznych zmian, które zaszły w jej życiu, w jej ciele i organizmie. Nigdy jednak za nic bruneta nie winiła: to były tak samo jej decyzje, jak i jego – a o samą ciąże mogła przecież „winić” wyłącznie siebie, bo to ona nie dopilnowała tabletek, więc… nie mogłaby mu czegokolwiek zarzucić. A teraz przecież nie wyobrażała już sobie nawet życia bez Reggie’ego – tak samo jak nie wyobrażała go sobie bez Chestera. I tym mocniej chciała mu teraz to pokazać. – Mnie też Ciebie brakuje – przyznała cicho, wpatrując się w niego – A co do samego wyjścia, to… mam nadzieję, że jeszcze będzie ku temu okazja, że uda nam się kiedyś wyrwać z domu tylko we dwoje. Nawet jeżeli dzisiaj jestem nawet zadowolona z tego, że możemy pobyć sami w domu, gdzie przynajmniej mamy odrobinę prywatności – uśmiechnęła się lekko, a kolejny już dzisiaj uśmiech skierowany w jego stronę był chyba najlepszą oznaką tego, że – jest lepiej. A sama Jordie naprawdę zaczynała czuć się swobodniej w całej tej sytuacji, dokładnie tak jak wcześniej, gdy przebywała w jego towarzystwie – bo zaledwie ostatnio te obawy w niej narastały, gdy nie była pewna tego co zrobić, gdy zagubiła się po tym jak Chet ją potraktował, ale obecnie znowu tliły się w niej wyłącznie te ciepłe uczucia, którymi go darzyła. Od bardzo dawna brunet był bowiem jedną z najważniejszych części jej życia i nie chciała by to wszystko tak się zakończyło, chciała dać im kolejną szansę i zawalczyć o ich rodzinę. – Prawda jest taka, że… - urwała na moment i westchnęła cicho, na krótką chwilę uciekając wzrokiem w kierunku ich dłoni, by potem ponownie wrócić nim do jego twarzy - …ja też nigdy w swoim życiu niczego nie byłam tak pewna, jak tego, że chcę z Tobą być. Bo naprawdę chcę i zawsze chciałam. A wątpliwości pojawiają się tylko dlatego, że nadszarpnąłeś moje zaufanie, którym Cię obdarzyłam… i musisz zrozumieć to, że czasami mogę się czuć niepewnie, skoro zrobiłeś co zrobiłeś, a przy tym mnie okłamywałeś – odparła spokojnie, jedynie pragnąc mu zobrazować swój stosunek do tego wszystkiego i swój punkt widzenia – I na pewno nie zamierzam się kierować opiniami innych, przecież mnie znasz, wiesz, że zawsze robię to co sama uważam za słuszne. A gdybym nie była gotowa żeby coś z tym zrobić, to by nas tutaj dzisiaj nie było. Sama już nie mam pojęcia gdzie właściwie się obecnie znajdujemy i kim dla siebie jesteśmy, a strasznie nie lubię tej niepewności i mam już dość czekania, Chet. Tego zawieszenia, które jest w tym najgorsze – pokręciła lekko głową, w pełni skupiając swoją uwagę już tylko i wyłącznie na nim – Więc to nie tak, że nie wiem czy Ci wybaczyć… bo ja już Ci wybaczyłam – dodała, wpatrując się w jego oczy z lekkim uśmiechem, który błądził w kąciku jej ust. Chciała, by o tym wiedziała, chciała powiedzieć to wprost, by te wątpliwości wreszcie zostały rozwiane. Bo może wybaczenie to niezmiernie trudna rzecz, może nawet odzyskanie zaufania wymagało czasu – ale Jordie naprawdę była gotowa ruszyć z tego miejsca i wybaczyła mu na tyle, by móc to zrobić – by mogli znowu być rodziną i być Chet mógł ten błąd naprawić, ale będąc z nimi, a nie osobno. Pokręciła jednak zaraz szybko głową, z wyraźną skruchą wymalowaną na twarzy. – Przepraszam, że w ogóle to wtedy powiedziałam… że to co się wydarzyło nic nie znaczyło – mam nadzieję, że wiesz, że wcale tak nie myślę. Ja chyba po prostu… nadal się bałam tego wszystkiego, być może jeszcze wtedy nadal nie byłam pewna, ale dzisiaj jestem. Nie wyobrażam sobie już ani jednego dnia więcej bez Ciebie – powiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko, gdy oznajmił, że chciałby wrócić do domu, że chciałby znowu z nimi być. Oboje bowiem pragnęli przecież dokładnie tego samego, więc dlaczego mieliby się nadal przed tym wzbraniać? Dlaczego Jordana miałaby im to utrudniać i nadal skazywać ich oboje na tę męczarnię, skoro mogli naprawiać razem to co się zepsuło i zawalczyć wspólnie o swoją rodzinę. Począwszy od teraz. – Wiem, że żałujesz, Chet. I wierzę, że więcej już tego nie zrobisz. A ja chciałabym tylko, żebyś z nami był, miał czas dla mnie, dla Reggie’ego, żebyś nie znikał nocami… żebyśmy się już więcej nie mijali, nie uciekali przed sobą – żeby było jak dawniej – dodała, niemal błagalnym tonem głosu, nie odrywając wzroku od jego oczu nawet na sekundę. Wiedziała, że to ona uciekała – że to ona tworzyła ten dystans, którego owszem, początkowo bardzo potrzebowała, ale teraz… i jej bardzo on ciążył. Chciała, by wreszcie zniknął wraz z tą niepewnością, która powstrzymywała ich przed swobodą, którą zawsze odczuwali w swoim towarzystwie. – Tak, chciałam żebyś dał mi przestrzeń. Wtedy bardzo jej potrzebowałam i naprawdę doceniam, że mi ją zapewniłeś. Że nie naciskałeś. I między innymi to tak w Tobie uwielbiam, że nigdy nie robisz niczego na co nie miałabym ochoty i że szanujesz moje ewentualne prośby, chociażby o dawanie mi przestrzeni. Ale teraz ta przestrzeń… już mnie naprawdę męczy, nie chce jej dłużej – przyznała, kręcąc lekko głową – I nie chcę żebyś musiał się ciągle zastanawiać czy możesz coś zrobić – chciałabym żebyśmy znowu czuli się przy sobie pewnie i swobodnie, jak kiedyś – odparła, po czym zamilkła na moment, wpatrując się nadal niezmiennie w jego oczy. Gdy więc zapytał, uśmiechnęła się nieco szerzej, wręcz porozumiewawczo i najpierw tylko pokiwała lekko głową w geście potwierdzenia. W ten sposób chciała mu bowiem dać znać, że tego właśnie chciała – że było to tym czego chciała zawsze i nic w tej kwestii się nie zmieniło. – Twierdzę więc, że to właśnie powinieneś zrobić. Bo uwielbiam, gdy robisz to na co masz ochotę… - dodała półszeptem, nie pozwalając na to, by ten uśmiech znikł z jej twarzy choćby na chwilę, a sama przeniosła na krótką chwilę znowu wzrok na ich splecione dłonie, gdy pogładziła kciukiem wierzch tej jego, mimowolnie przygryzając lekko dolną wargę. Miała wrażenie, że przełamała ten ostatni most - że pokonała ostatnią barierę i że wreszcie mogła poczuć się przy nim jak ta Jordie, która kiedyś straciła dla niego głowę. Że znowu byli w tym lepszym miejscu swojej relacji, a to było najlepszą drogą do pojednania, bo naprawdę nie wyobrażała sobie już ani chwili bez niego i chciała wreszcie to wszystko poskładać w jedną całość - chciała odzyskać swoją rodzinę.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Nadzieję w tym wszystkim dawał fakt, że poza oczywistymi błędami tej drugiej osoby, oboje potrafili również dostrzec swoje własne; że wina nigdy nie leżała wyłącznie po jednej stronie i niezależnie od tego, jak mogliby się czuć zranieni - czy cierpiało serce, czy też duma - wciąż byli skłonni podjąć rękawicę i zawalczyć wspólnie o ten związek. Bo gdyby tylko jedno z nich się starało, to nie mogłoby się udać - nie na tym etapie, na jakim byli obecnie, gdy ich relacja nie była już tak łatwa i bezproblemowa, jak miało to miejsce na początku. Ale to tylko oznaczało, że była teraz znacznie bardziej wartościowa, i że warto było o nią walczyć. Co do tego Chet nie miał najmniejszych wątpliwości - podobnie jak do tego, że gdyby pozwolił teraz Jordanie odejść, do końca życia plułby sobie w brodę, mając świadomość, że wypuścił z rąk kobietę, która była wszystkim, czego potrzebował; przy której był naprawdę szczęśliwy, i z którą chciał zbudować rodzinę. Chciał się z nią ożenić, mieć całą gromadkę ślicznych dzieci i irytować wszystkich dookoła swoim idiotycznym, bezgranicznym szczęściem. Ale by móc to zrealizować, musiał najpierw zapracować na jej zaufanie, co nie było z pewnością prostym zadaniem, ale - nic, co naprawdę ważne, nie przychodziło łatwo. Z tym, że słów pomiędzy nimi padło już wiele, a pozostając wciąż gdzieś obok, zamiast przy niej i Reggie'm, brunet niewiele mógł zdziałać; tylko czynami bowiem mógł udowodnić, że zasługiwał na kolejną szansę i że Jordie, dając mu ten kredyt zaufania, nie popełniała błędu. Pokiwał więc ze zrozumieniem głową, na moment spuszczając pokornie wzrok, bo doprawdy czuł się podle z tym, jak ją skrzywdził i jak okłamywał ją w żywe oczy, podczas gdy teraz nie umiał nawet w nie patrzeć, ilekroć Jordie wspominała o tamtej zdradzie. - Wiem. Rozumiem to i przysięgam, że nigdy więcej tego nie zrobię. Już nigdy cię nie okłamię, nawet po to, żeby cię chronić - zadeklarował, choć Jordie mogła odnieść wrażenie, że już to kiedyś słyszała; że w przeszłości Chet obiecywał jej to samo. I, jak widać, nie dotrzymał słowa; mimo że zarówno wtedy, jak i teraz - mówił szczerze. I naprawdę chciał móc jej to zagwarantować. Pokręcił jednak głową, gdy tym razem to Jordie wycofała się ze swoich wcześniejszych słów odnośnie incydentu na domówce u Brewstera. - Nie chodzi o to, czy tak myślisz - ale o to, że chyba oboje czujemy, że nie jest między nami tak, jak być powinno. Ja też mam tego dosyć; mam dosyć każdego dnia, jaki spędzam bez ciebie, ale nie mogę robić niczego wbrew tobie, jeśli przede mną uciekasz i nie pozwalasz mi tego naprawić - zauważył, wznosząc na powrót spojrzenie na jej twarz, z ponownie tlącą się w jego oczach iskierką nadziei, gdy Halsworth zasugerowała, że mu wybaczyła i że była wreszcie gotowa ruszyć z miejsca. - Jesteś pewna? - zapytał, nie czekając jednak nawet na potwierdzenie, by nie dawać jej przypadkiem pretekstu do ewentualnej zmiany zdania. Zamiast tego uśmiechnął się z wyraźną ulgą, zaś trzymając go wciąż za rękę, Jordie mogła wyczuć, jak jej słowa sprawiły, że w końcu się rozluźnił, gdy nachylił się nieco nad stołem, jakby chciał znaleźć się bliżej pomimo tej fizycznej przeszkody, jaką stanowił obecnie mebel. - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to usłyszeć, Jordie. Tak będzie: będziemy rodziną. Tamto, to... był błąd, ale może musiałem go popełnić, żeby w pełni docenić to, co razem mieliśmy. Żeby dotarło do mnie, że jestem szczęśliwy tylko wtedy, kiedy jestem przy was; że niczego innego nie potrzebuję. Nie mogę was stracić, obiecuję, że tego nie powtórzę i zrobię wszystko, żebyś nie pożałowała tego, że dałaś mi tę szansę. Mi też zależy na tym, żebyś mogła czuć się przy mnie bezpiecznie, i żebyś nigdy więcej nie musiała wątpić w to, że jesteś dla mnie najważniejsza - bo zawsze byłaś. I zawsze będziesz - zapewnił, zaglądając jej w oczy i rozciągając po chwili usta w szczerym uśmiechu, kiedy Jordie dała mu to przyzwolenie do działania. Trzymając więc nadal jej dłoń w swojej, pociągnął ją lekko za rękę. - Chodź tu do mnie - skinieniem głowy zachęcił ją do wstania, po czym sam również odsunął się wraz z krzesłem od stołu - lecz zamiast wstać, przyciągnął tylko Jordie do siebie, pozwalając, aby usiadła bokiem na jego kolanach. Wówczas już bez najmniejszego zawahania objął ją jedną ręką, zatrzymując dłoń na jej biodrze, podczas gdy drugą sięgnął do jej karku, by zanurzając palce w długich włosach panny Halsworth, złączyć wreszcie ich usta w namiętnym pocałunku. I teraz - czuł, że w końcu byli w domu; w każdym tego słowa znaczeniu. I miał tylko nadzieję, że to wrażenie nie okaże się równie zgubne jak wtedy, gdy całował ją po raz ostatni, a gdy po tym, jak się do siebie zbliżyli, Jordie uznała, że jednak nie była jeszcze gotowa, aby do niego wrócić. Lub raczej: aby to jemu pozwolić wrócić. Ale dzisiaj nie działali pod wpływem pożądania i tęsknoty - dzisiaj byli świadomi swoich czynów oraz słów i wszystko wskazywało na to, że oboje tego właśnie chcieli. Odrywając się więc po dłuższej chwili od jej miękkich warg, brunet odetchnął, wspierając na moment czoło o to jej, jakby pragnął zatrzymać ją przy sobie jeszcze choćby na chwilę. A najlepiej na zawsze. Mimo iż nawet nie wspomniał o tym, by ponownie założyć na jej palec pierścionek zaręczynowy i właściwie nie był pewien, czy powinien to robić, czy też lepszym rozwiązaniem byłoby odbudowanie tej relacji krok po kroku, bez zbędnego wyskakiwania naprzód. Tylko czy po tym wszystkim co wspólnie przeszli, i mając razem dziecko - rzeczywiście mieli na co czekać? - Wiesz, że największą ochotę mam teraz zabrać cię do łóżka i nie wypuszczać stamtąd aż do rana? - zagaił wprost w jej usta, muskając ponownie jej wargi i uśmiechając się przez te krótkie pocałunki, gdy swoją dłoń przeniósł niepostrzeżenie na udo panny Halsworth, badając opuszkami jej ciepłą skórę, dopóki nie zaczepił palcami o krawędź króciutkiej sukienki. - Ale chyba powinniśmy najpierw dokończyć kolację, zanim znowu całkiem nam wystygnie - dodał, nie pozwalając jej jednak odsunąć się ani o milimetr. Dawał jej jednak wybór - zwłaszcza że ta pierwsza opcja i tak nie była zbyt prawdopodobna, skoro wciąż obok spał ich synek, jaki z pewnością nie pozwoliłby im cieszyć się sobą aż do rana. Dlatego mogli pozostać przy wspólnym posiłku i rozmowie - o ile tego Jordie właśnie chciała.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ostatnio Jordie szczerze zastanawiała się nad tym czy aby to wszystko nie wydarzyło się po to, by oboje mogli zrozumieć jak wiele znaczyli dla siebie wzajemnie i jak ważna dla nich była ta ich mała rodzina, którą tworzyli. I którą tworzyć chcieli nadal. Chociaż oczywiście wcale nie chciałaby być okłamywaną ani zdradzaną, nie chciała równie mocno widzieć bruneta w objęciach innej kobiety, ale ostatecznie – po tym jak dała sobie czas na przetrwanie tego pierwszego okresu, który objawiał się szokiem i niedowierzaniem – zrozumiała, że Chet naprawdę żałował tego co zrobił. I chociaż faktycznie słów między nimi padło wiele, to nawet nie będąc przy niej każdego dnia i tak udowodniał, że mu zależy i że chce naprawić to co prawie zniszczył. A ponieważ nieustannie darzyła go tym samym, równie mocnym uczuciem co wcześniej, a może i mocniejszym po tym jak prawie go straciła, to naprawdę chciała dać mu kolejną szansę i kolejny raz zawalczyć o ich związek. Znajdowali się już bowiem na takim etapie, że doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że warto walczyć o to co razem mają – i mogła jedynie odrobinę żałować, że w tamtej jednej chwili to nie było dla niego na tyle ważne, by mógł się powstrzymać przed potencjalną zdradą, ale… wierzyła, że było to jednorazowym błędem. Wierzyła, bo znała Chestera nie od dzisiaj i chociaż zdarzało mu się popełniać błędy, być może częściej nawet niż jej, to jednakże okazywał jej swoją miłość niemal na każdym kroku i chyba właśnie to, iż w końcu naprawdę dał jej siebie w stu procentach sprawiło, że teraz mogła pokonać głosy rozsądku i pokierować się wyłącznie sercem. A to wybaczenie przyszło nadzwyczaj łatwo, nawet mimo tego, iż nadal pozostawała gdzieś tam zraniona, a jej zaufanie być może nadal było odrobinę nadszarpnięte, ale i tak chciała mu znowu wierzyć. I chciała, aby do niej wrócił, bo również nie wyobrażała sobie życia bez niego. I nie mogła ukarać ich obojga za ten jeden błąd, skoro oboje tak bardzo pragnęli być razem – musiała chociaż spróbować to naprawić i dać z siebie jeszcze więcej niż wcześniej, by to mogło się udać. – Wierzę, że tak będzie. I naprawdę wolę znać nawet najgorszą prawdę, niż być okłamywaną prosto w twarz – przyznała, patrząc ufnie w jego oczy. Naprawdę bowiem chciała wierzyć w szczerość jego słów, bo nawet jeżeli już kiedyś obiecywali sobie, że będą ze sobą szczerzy – a jak widać nie byli, to jednocześnie rozumiała pobudki, którymi kierował się wówczas Chet. I nawet jeżeli bardzo ją to zraniło, to jednocześnie doceniała jego motywy – a więc to, że tak bardzo żałował i że tak bardzo nie chciał stracić jej i Reggie’ego, bo najpewniej przyznanie się do tego wszystkiego również by się tym skończyło. Ostatecznie jednak i tak do tego doszło – ale przynajmniej kolejny raz znaleźli do siebie powrotną drogę. – I rzeczywiście nie jest między nami tak jak być powinno, ale wtedy, tamtego wieczora… było – uśmiechnęła się lekko, na wspomnienie tych cudownych chwil, które wówczas spędzili w tamtym pokoju. A były wyjątkowe z wielu powodów. – Ale wiem, że to ja uciekałam i że to ja nie pozwalałam Ci tego naprawić, chociaż doceniam to jak się starałeś i jak nadal to robisz. Naprawdę. Ale teraz chcę dać Ci szansę, a właściwie to oboje musimy popracować nad tym, aby było lepiej, prawda? – ścisnęła lekko jego dłoń, którą nadal kurczowo trzymała, po czym pozwoliła sobie znowu unieść lekko kąciki ust ku górze, gdy zdziwiony, ale przepełniony nadzieją dopytał, czy była pewna. Skinęła więc szybko głową, w geście potwierdzenia, bo istotnie nie miała co do tego teraz żadnych wątpliwości. Wybaczyła mu, była gotowa ruszyć dalej i chciała zawalczyć o ich rodzinę. – Jestem pewna – powiedziała jeszcze, by to bezgłośne potwierdzenie nie okazało się niewystarczającym gestem. By oboje mieli pewność tego, że tym razem mówiła z całkowitym przekonaniem, bez cienia zawahania. I sama właściwie uśmiechnęła się z wyraźną ulgą, gdy dostrzegła ją również w wyrazie twarzy bruneta, ale i w samej postawie jego ciała. Najpewniej teraz i jemu spadł wielki kamień z serca, podobnie jak i jej samej. – Mnie ta… przerwa, też uświadomiła, że ta codzienność bez Ciebie jest okropna. Że szczęśliwa mogę być tylko z Tobą. I mam nadzieję, że będziesz o tym pamiętał zawsze, gdyby kiedykolwiek przydarzyła się okazja… - urwała na moment, zerkając na niego niepewnie - …no wiesz – dodała, nie chcąc nazywać tego wprost, ale chyba oboje mieli świadomość tego o czym mówili – Że naprawdę już nigdy tego nie powtórzysz, bo nie chce Cię stracić. I myślę, że teraz kiedy jesteśmy mądrzejsi o te doświadczenia, znacznie bardziej docenimy to co mamy. I proszę, zrób wszystko żebym nie żałowała tej decyzji – popatrzyła na niego niemal błagalnie, zawierzając mu w tej chwili nie tylko kolejny raz całe swoje serce, ale w jakimś stopniu również to swoje zaufanie, które nadszarpnął. Ale mimo to nadal mu ufała, bo gdyby tak nie było, na pewno by tej szansy dziś nie dostał. Musiał więc to docenić i pokazać jej, że to była najlepsza decyzją jaką mogła podjąć. – Wiem to, naprawdę to wiem. Okazywałeś mi to na każdym kroku. Zawsze chciałeś tylko mnie, zawsze pokazywałeś, że jestem dla Ciebie najważniejsza, a ja… wiem, że nie radziłam sobie z nową sytuacją i że to wiele między nami zmieniło, ale teraz ja też postaram się bardziej, obiecuję. Bo Ty też jesteś dla mnie najważniejszy i to nigdy się nie zmieni – pokręciła lekko głową i uśmiechnęła się szerzej, gdy skinął głową, wypowiadając wraz z tym gestem słowa zachęty, by do niego podeszła. Nie zastanawiała się więc ani sekundy dłużej, zagryzła lekko dolną wargę i niemal od razu podniosła się z krzesła, po czym nie puszczając jego dłoni nawet na moment, podeszła do niego i gdy się odsunął od stołu, usiadła bokiem na jego kolanach. Zajrzała w jego oczy ze szczerym uśmiechem wymalowanym na twarzy, gdy objął ją w pasie i właściwie sama zbliżyła już twarz do tej jego, gdy wsunął palce w jej ciemne włosy, po czym pozwoliła, by wreszcie złączył ich usta w namiętnym, pełnym tęsknoty pocałunku. Aż mruknęła cicho z zadowoleniem, gdy znowu mogła śmiało i bez wahania smakować jego ust, za którymi tak bardzo tęskniła – tym razem jednak było inaczej niż ostatnio, nie kierowali się bowiem wyłącznie pożądaniem i tęsknotą, ale działali ze świadomością swoich czynów. I co więcej, ze świadomością, że teraz wszystko wreszcie się ułożyło – że znowu byli w domu. Razem. Teraz Jordie była całkowicie pewna swojej decyzji i gotowa na to, by do niego wrócić; i by on mógł wrócić do niej. A całość tej ulgi chyba wlali w ten niekończący się pocałunek, bo dosłownie nie mogli się od siebie oderwać, gdy pocałunek stawał się bardziej soczysty i zachłanny. W końcu jednak, gdy oderwał się od jej ust, odetchnęła głęboko, by zaczerpnąć tchu i znowu rozciągnęła usta w uśmiechu, przymykając na moment oczy, gdy wsparł czoło o to jej. Zagryzła lekko dolną wargą, gdy tym razem jej buźkę rozjaśnił ten znajomy, niesforny uśmieszek i spojrzała w jego oczy, ale nim zdołała w ogóle cokolwiek powiedzieć, znowu poczuła jego usta na swoich. Sięgnęła więc dłońmi do jego twarzy i ujęła ją w nie, oddając kolejne muśnięcia, które wszystkie podszyte były uśmiechami. – Wiesz, że możesz teraz robić wszystko na co masz ochotę – mruknęła wprost w jego rozchylone wargi, które nadal tak kusząco zachęcały ją do kolejnych pocałunków – jednocześnie dając mu znać, iż nie miałaby absolutnie nic przeciwko temu, by zabrał ją teraz do łóżka, czego najlepszym dowodem był chyba ten lekki, niekontrolowany dreszcz, który przeszył jej ciało, gdy czuła jak opuszki jego palców przesuwają się po jej nagiej skórze – Chociaż z tym aż do rana mógłby być maleńki problem, z uwagi na tego maleńkiego człowieka, który śpi na górze – zaśmiała się cichutko i nadal trzymając jedną z dłoni na jego policzku, trąciła nosem ten jego, owiewając ciepłym oddechem jego skórę – Co nie zmienia faktu, że wcale nie musimy korzystać z łóżka… teraz – zauważyła z lekka przekornie, muskając raz jeszcze jego wargi swoimi – A potem mógłbyś mnie nie wypuszczać z łóżka aż do rana, bo mam nadzieję, że dzisiaj tutaj ze mną zostaniesz. I… że wrócisz do domu już na dobre – spojrzała z nadzieją w jego oczy, chociaż akurat ten aspekt chyba po prostu wydawał się oczywisty. Ale ponieważ tym razem powinni bardziej uzewnętrzniać wszystkie swoje myśli i pragnienia, to wolała jednak dać mu znać, iż tego również teraz chciała – by wrócił do niej i do ich domu. Na zawsze. – Ale faktycznie teraz lepiej dokończmy kolację, bo szkoda żeby te pyszności, które przygotowałeś się zmarnowały – oznajmiła, zgadzając się z nim, ale ponieważ nie pozwolił jej ruszyć się choćby o milimetr, zbliżyła znowu usta do tych jego, jednak tym razem nie pozwoliła się pocałować, kwitując to jedynie lekkim uśmiechem – Na deser przyjdzie jeszcze pora – mruknęła znowu cicho, po czym jednak – chociaż równie niechętnie – podniosła się z jego kolan, przeczesując palcami jego ciemne włosy, a następnie wróciła na swoje miejsce i z wyraźnym zadowoleniem zabrała się za kontynuowanie kolacji. Ale chyba nic nie mogli poradzić na to, że pragnęli tego wzajemnego kontaktu i bliskości, bo niemal automatycznie ich dłonie znowu się odnalazły, ale to przynajmniej pozwoliło im delektować się do końca jedzeniem. – A tak właściwie to, gdzie teraz mieszkałeś? – zagadnęła z zainteresowaniem, bo zdała sobie sprawę z tego, że nigdy o to nie zapytała, a jednocześnie martwiła się tym, czy miał się gdzie zatrzymać. I w zasadzie do tej pory nie miała pojęcia, gdzie przebywał. W międzyczasie jednak skończyła jeść i odłożyła sztućce, kiwając z uznaniem głową. – Było naprawdę pyszne – skwitowała zgodnie z prawdą, w końcu czując nie tylko ulgę, ale i siły, które chyba wracały jej ze zdwojoną siłą. Jednak ten spadający z serca kamień naprawdę przyniósł orzeźwienie. Mimowolnie zerknęła w kierunku odtwarzacza, z którego właśnie płynęła jedna z kolejnych melodii tego wieczora, a na jej usta znowu wkradł się ukradkowy uśmiech, po czym przeniosła zaciekawione spojrzenie na bruneta. – Wiesz, że ta piosenka leciała wtedy w barze? Wtedy, gdy podeszłam zapytać o Twój numer… - zaśmiała się cicho, unosząc porozumiewawczo brew ku górze; zwiastowała bowiem ich zapoznania i moment, który zaprowadził ich aż do tej chwili – Zatańczymy?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Szczerze? Chet wiedział, że Jordana znacznie bardziej niż on wierzyła w zjawisko, jakim było przeznaczenie i celowość pewnych życiowych wydarzeń, i chyba dlatego użył argumentu, jaki miał skuteczniej do niej przemówić oraz przekonać, że nawet jeśli to, co zrobił, ją zabolało, to - być może czasem musiało boleć, aby mogło z tego wyniknąć coś dobrego. I czasem trzeba było popełnić kilka błędów, by móc wyciągnąć z nich odpowiednią lekcję na przyszłość. I nawet jeśli on sam nie doszukiwał się zwykle jakiegoś głębszego znaczenia w tym, co go spotykało lub do czego sam doprowadzał, to nie oznaczało jednak, że kłamał czy manipulował prawdą - bo chciał wierzyć w to, co mówił. Chciał, żeby to było prawdą: żeby mieli przed sobą wspólną przyszłość i żeby wszystko wreszcie było, jak należy. A o to, by tak właśnie było, musieli zadbać i postarać się oboje; i brunet czuł, że właśnie po tym, jak omal nie stracili tej swojej rodziny, byli szczególnie zmotywowani do tego, aby w przyszłości nie popełnić tych samych błędów - bo wiedzieli już, jak to szczęście było ulotne i jak ogromna pustka ich ogarniała, kiedy nie mogli być razem. Dlatego na myśl o tym, że po tylu dniach rozłąki, będzie wreszcie mógł spędzić tę najbliższą noc razem z Jordie, w ich wspólnym łóżku - doprawdy miał wrażenie, jakby ten nieludzki ciężar spadł z jego barków. - Oczywiście, że zostanę, nie tylko na dzisiaj. To nasz dom i tylko tutaj chcę spędzać noce. Ani myślę spać gdzie indziej - zapewnił bez cienia zwątpienia, jak najbardziej doceniając jednak fakt, iż Jordie zdecydowała się wyjaśnić również tę kwestię, dzięki czemu brunet nie musiał się już martwić tym, czy po ich małej randce będzie musiał wrócić... tam, gdzie nocował w ostatnim czasie, bo nie nazwałby tego powrotem do siebie, skoro u siebie był tylko i wyłącznie tutaj: w ich domu. - Trzymam cię za słowo - skwitował temat deseru, jak i pozostałych obietnic, które padły z ust ciemnowłosej odnośnie późniejszego pójścia do łóżka i spędzenia razem tej nocy. Pozwolił więc pannie Halsworth wstać i wrócić na swoje poprzednie miejsce, by mogli kontynuować kolację, nadal trzymając się na blacie za rączki, i to zdecydowanie był najgrzeczniejszy wyraz tego, jak nie umieli oderwać od siebie rąk. Oboje na tym etapie byli już jednak na tyle dojrzali, by umieć się powstrzymać i nie spieszyć się ze wszystkim tak, jak zwykli to robić dawniej. Bo wówczas - pewnie zrywaliby już z siebie ubrania, a nie siedzieli przy stole, racząc się smacznym posiłkiem. Zapytany o miejsce swojego tymczasowego pobytu, wzruszył nieznacznie ramieniem, zerkając na Jordie. - U mojej matki. Nie mogłem zatrzymać się u najlepszego kumpla, bo przypadkiem mieszka już u niego twoja siostra - odparł z rozbawieniem, bo prawda była taka, że wolałby móc zatrzymać się u kogoś spoza rodziny, by nie musieć tłumaczyć się z tego, co zaszło między nim i Jordie. Dlatego początkowo wybrał hotel - ale okazało się, że nie mógł tam zamieszkać z psem, którego zabrał ze sobą, żeby przynajmniej trochę odciążyć Jordie po tym, jak i tak została sama z dzieckiem. Oraz żeby mieć towarzystwo. Ostatecznie więc przyszło mu poprosić o pomoc matkę - bo niezależnie od tego, jakiego gówna by się dopuścił, pani Callaghan zawsze przyjęłaby pierworodnego syna pod swój dach, choćby każdego kolejnego dnia miałaby suszyć mu głowę i przypominać o tym, że zachował się jak dupek i ona nie tak go wychowała. Zabawne, że po tym, jak wyjechał na wiele lat, niemal całkowicie zrywając kontakty z najbliższymi; jak popsuł swoje relacje z młodszym rodzeństwem, i jak stracił pracę w FBI, dopiero teraz - kiedy zrujnował związek z Jordie, potencjalnie odbierając ich synowi szansę na normalne dzieciństwo - po raz pierwszy usłyszał od swojej matki, że była nim rozczarowana. Na szczęście jednak kobieta dała się przekonać do tego, aby nie wtrącać się w sprawy Chestera i Jordany, lecz pozwolić brunetowi samemu wszystko naprawić. Zaś obecnie, taka decyzja - o zatrzymaniu się u matki zamiast w hotelu - wydawała się być o tyle bardziej słuszna, że i panna Halsworth zapewne mogła czuć się z tą wiedzą spokojnie, mając świadka w osobie pani Callaghan, oraz pewność, że brunet nie spędzał wszystkich tych nocy w towarzystwie przypadkowych, hotelowych kochanek. Kończąc zatem jedzenie, posłał ciemnowłosej ukradkowy uśmiech. - Cieszę się. I mam nadzieję, że nie przyzwyczaiłaś się za bardzo do kuchni twojego taty, bo zamierzam gotować ci tak codziennie - przestrzegł, wymachując palcem, po czym zebrał talerze i odniósł je do kuchni, gdzie od razu wstawił je, choć odrobinę niedbale, do zmywarki, by nie zalegały na blacie. Na wzmiankę o pamiętnym wieczorze w barze uniósł jednak zaskoczony brew - bo choć był to wieczór, jaki okazał się mieć fundamentalne znaczenie dla ich dalszego życia, to wówczas wcale się takim nie wydawał. I Chet bynajmniej nie podejrzewał, że ta sama dziewczyna, która podchmielona zapytała go o numer telefonu, urodzi kiedyś jego dziecko i zostanie być może jego żoną. I to chyba właśnie było w tym wszystkim najcudowniejsze - to, jak ogromną niespodzianką była od samego początku ta znajomość. - Jestem zdziwiony, że pamiętasz cokolwiek z tego wieczoru, bo byłaś chyba kompletnie pijana - pokręcił ze śmiechem głową, podchodząc do ciemnowłosej, i choć jej prośba okazała się równie zaskakująca, to bez najmniejszego zawahania skinął twierdząco głową i wyciągnął w jej kierunku rękę, a gdy zdecydowała się ona ją przyjąć, ujął jej dłoń w swoją i musnął jej wierzch ustami, wycofując się wraz z Jordie o parę niewielkich kroków w głąb pomieszczenia, gdzie mieli teraz nieco więcej miejsca i swobody. Do tej pory tańczyć zdarzało im się wprawdzie tylko na imprezach, gdzie ów taniec w znacznej mierze sprowadzał się do ocierania się o swoje ciała, prowokując z kolei do zgoła odmiennych czynności, ale skoro rozumieli się bez słów, to i w tej kwestii powinni się jakoś dopasować. Mężczyzna objął ją więc w pasie i przyciągnął do siebie, całkiem blisko, by wspólnie zacząć kołysać się lekko w rytm muzyki. - Co jeszcze pamiętasz? - zagaił z zainteresowaniem, zaglądając jej w oczy. I nawet jeśli jego wyczucie rytmu pozostawiało niejednokrotnie sporo do życzenia, to przynajmniej, dzięki tym kilku ślubom swoich znajomych, w jakich miał okazję uczestniczyć, nie deptał jej teraz po palcach. - Myślisz, że zatańczymy jeszcze kiedyś na naszym ślubie? - spytał po chwili, w ten pokraczny sposób usiłując się chyba dowiedzieć, czy Jordie nadal chciała za niego wyjść, czy też wolała póki co zrobić krok w tył i zaczekać z ową decyzją, skoro poprzednim razem ten pośpiech nie wyszedł im na dobre. I było to doprawdy kurewsko żałosne, pytać, czy chciała, żeby - znowu - się oświadczył, zamiast po prostu to zrobić. Ale skoro istotnie miał takie wątpliwości, to może było to dostatecznym sygnałem, aby się wstrzymać. A mimo to Chet, bardziej niż kiedykolwiek przedtem, pragnął uczynić Jordanę Halsworth swoją żoną - i wcale nie miał ochoty czekać.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

W dużej mierze Jordie faktycznie wierzyła w coś takiego jak przeznaczenie – w to, iż coś działo się po coś, a wypadkowa pewnych zdarzeń po prostu musiała przynieść czasem bolesne doświadczenia, ale takie, z których potem można było wyciągnąć cenne wnioski. Nie zmieniało to jednak faktu, że pewnych zdarzeń nie mogłaby mu wybaczyć, o ile posunąłby się znacznie dalej niż tym razem – dlatego ten argument poniekąd wcale nie był skuteczny, nie dlatego bowiem Jordana zdecydowała się mu wybaczyć i dać kolejną szansę. Zrobiła to przede wszystkim z uwagi na to, że szczerze go kocha, więc najpewniej to uczucia odegrały tutaj ogromną rolę, ale również to, iż chyba – naiwnie, bądź nie – chciała wierzyć, że Chet naprawdę wyciągnął z tego lekcję i że jeżeli następnym razem nadarzy się jakaś podobna okazja, przemyśli swoje działania przynajmniej trzykrotnie. Wiedząc już doskonale z czym to się wiązało i jakie mogły być tego konsekwencje, o czym boleśnie przekonali się przecież już teraz. A ponieważ oboje nie chcieli żyć z dala od siebie i pragnęli stworzyć razem rodzinę, wbrew wszelkim przeciwnościom losu, to pozostawało wierzyć, że to było dla nich właśnie srogą nauczką – a właściwie to, że jest nią dla bruneta. I chyba o tym ciemnowłosa chciała się właśnie przekonać, ufnie brnąc nadal w ten związek i ich relację, bo sama oczywiście nie wyobrażała sobie życia bez niego. Wbrew rozsądkowi więc, podjęła to ryzyko i uwierzyła w zapewnienia Chestera, bo tak – chciała w nie wierzyć i chciała wreszcie być po prostu szczęśliwa. Poza tym, ona również z tego wszystkiego wyciągnęła wiele wniosków, dlatego można było pokusić się o stwierdzenie, że oboje czegoś doświadczyli i oboje byli teraz mądrzejsi o wiele kwestii, a to chyba napawało nadzieją na szczęśliwe zakończenie. – Każda noc bez Ciebie była okropna, to łóżko zdecydowanie jest za duże na jedną osobę. A ja chyba nie umiem już spać bez Ciebie – zaśmiała się cicho, wzruszając bezradnie ramionami na wspomnienie tych wszystkich dni rozłąki, które dłużyły się jej okropnie za dnia, a nocami nie przynosiły ukojenia – bo nawet jeżeli spała, to niezwykle czujnie i niespokojnie, także z uwagi na śpiącego tuż obok synka. Dlatego tak tęskniła za obecnością bruneta, za możliwością przytulenia się do jego ciepłego ciała i za zaśnięciem w jego ramionach – niemal czuła to pełne ekscytacji ciepło na sercu na myśl o tym, iż dzisiejszą noc znowu spędzą wspólnie – dzisiejszą i każdą kolejną. – Myślałam, że zatrzymałeś się u innego znajomego albo w hotelu. U Connora najpewniej znalazłabyś miejsce, bo przecież ma duże mieszkanie, ale fakt… Indy mogłaby to utrudnić – zauważyła z lekkim rozbawieniem na myśl o siostrze, która mogłaby się pokusić o zrobienie Chesterowi krzywdy we śnie za to wszystko co zrobił jej siostrze bliźniaczce – Widziałam się z Twoją mamą dwukrotnie, ale nigdy nie wspomniała, że się u niej zatrzymałeś… chociaż i tak bardzo starała się stanąć w Twojej obronie i przekonać mnie do zmiany zdania, nie jakoś nachalnie, ale było jej równie przykro. Ale to dobrze, że mogłeś u niej zostać – kiwnęła nieznacznie głową z lekkim uśmiechem na ustach. Właściwie nawet nie pomyślała o tym, że mogłaby podpytać przyszłą teściową o zachowanie bruneta, bo wynikałoby z tego, iż mu nie ufała – a skoro rozpoczynali wspólnie ten nowy etap, to chciała okazać to nowe zaufanie, którym go obdarzyła. Wierzyła więc, że faktycznie te wszystkie noce spędzał w rodzinnym domu, nie zaś z innymi kobietami – bo przecież nie było innych kobiet, prawda? Dlatego tej myśli się trzymała, jednakże spokojna o to, że tak czy inaczej Chet miał dobre warunki i towarzystwo. Gdy więc skończyła pyszną kolację, odłożyła sztućce i spojrzała na brunet nawet lekko zaskoczona jego słowami, co ostatecznie skwitowała śmiechem. – Codziennie? – uniosła zaintrygowana brew ku górze, wpatrując się w niego uważnie – Wiesz, że to bardzo śmiała deklaracja? Kuchnia taty jest doprawdy świetna, ale myślę, że chętnie się przekonam o tym czy dotrzymasz słowa – wycelowała w niego palec wskazujący, gdy i sam brunet pomachał swoim w jej kierunku – A tak poważnie to uwielbiam jak gotujesz, to całkiem… podniecające – skwitowała zaczepnie, właściwie wcale sobie w tej kwestii nie żartując, w jakiś sposób mężczyzna rządzący w kuchni doprawdy się jej podobał – i chociaż sama też umiała coś tam przygotować i nawet lubiła to robić, to jednak obserwowanie jak Chet sam coś tworzył, było o wiele przyjemniejsze. Dla oka i dla podniebienia również. W końcu jednak jej myśli nakierunkowały się na wspomniany wieczór, który zapoczątkował ich intrygującą i nieoczywistą znajomość, która doprowadziła ich aż do tej chwili. I to było doprawdy zabawne, ale i sentymentalne wspomnienie, gdy popatrzeć na nie po upływie tak długiego czasu. – Hej, wcale, że nie – oburzyła się z rozbawieniem, kręcąc przy tym głową – Byłam trochę wstawiona, bo inaczej pewnie w ogóle bym do Ciebie nie podeszła, ale nie pijana na tyle, aby tego nie pamiętać. Pamiętam wszystko, to dla mnie bardzo ważny moment – uśmiechnęła się uroczo, skupiając na nim swój wzrok – Chociaż wtedy kompletnie nie zdawałam sobie z tego sprawy – dodała i z wyraźnym zadowoleniem chwyciła męską dłoń, gdy brunet zgodził się z nią zatańczyć. Właściwie przypuszczała, że nie będzie do tego skory, ale miło ją zaskoczył – tak jak i tym, że musnął ustami jej dłoń, co było doprawdy uroczym gestem i jak zwykle zmiękczało jej serce. Drobne, proste gesty, ale wiele dla niej znaczyły – i uwielbiała, gdy Chet taki właśnie był. Chętnie więc przylgnęła do jego ciała i gdy objął ją w pasie, uniosła dłonie i oplotła nimi jego szyję – czując się poniekąd jak podczas typowo romantycznego tańca na szkolnej potańcówce, ale to także miało w tym swój urok, tym bardziej, iż nigdy tak przecież nie tańczyli. Typowo klubowe zabawy sprowadzały się tylko do jednego i nijak miały się do tego wolnego kołysania, które pozwalało im się sobą nacieszyć. Przy tym mogła bez końca wpatrywać się w jego oczy, za których widokiem również tęskniła. – Pamiętam, że to była ta piosenka, bo jedna z moich koleżanek śpiewała ją wówczas od tygodni, szalejąc na punkcie tego wokalisty – zaśmiała się cicho – Pamiętam, że siedziałeś sam przy barze i już wcześniej zwróciłeś moją uwagę, ale pewnie nigdy bym do Ciebie nie podeszła, gdyby nie moje pijane koleżanki, które uznały, że to będzie całkiem zabawne wyzwanie. Duma nie pozwoliła mi odmówić – stwierdziła z rozbawieniem – Nie sądziłam, że faktycznie dasz mi ten numer. A już na pewno nie przypuszczałam, że ten jeden szalony pomysł sprawi, że poznam miłość mojego życia w tak… nietypowy sposób – uśmiechnęła się ciepło, nie odrywając od niego wzroku – A co Ty sobie wtedy pomyślałeś? W ogóle zwróciłeś na mnie uwagę wcześnie? Czy dałeś mi ten numer tylko po to, żebym się odczepiła? – zażartowała, wyraźnie jednak ciekawa jak to wspomnienie kreowało się w jego głowie, bo w zasadzie nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali. Nawet ogólnie wspominając tamten dzień, nie rozmawiali o tym jakie były ich przemyślenia i co się z tym wiązało. A to jednak na dzień dzisiejszy był najważniejszy dzień ich życia – gdyby nie ten splot wydarzeń, nie byliby dzisiaj razem – i doprawdy niesamowitym jest to jakie życie lubi być przewrotne. W końcu jednak zamilkła na moment i nadal unosząc lekko kąciki ust ku górze, wpatrywała się w niego w zamyśleniu, gdy zapytał o to czy zatańczą jeszcze na własnym ślubie. Być może celowo trzymała go odrobinę w niepewności, ale w końcu jej uśmiech znacznie się rozpromienił. – A myślisz, że dlaczego już teraz zaczęliśmy ćwiczyć? – pozwoliła sobie na drobny żarcik, w momencie, w którym ujęła jego dłoń i odrywając się od jego ciała, pozwoliła, by ich taniec nieco się ożywił podczas nieco dynamiczniejszego fragmentu piosenki, co skutkowało tym, iż dwukrotnie odwróciła się ponad jego ręką, ostatecznie wpadając znowu z rozbawieniem w jego ramionach, ale tym razem zderzając się z jego torsem plecami. Uśmiechnęła się szeroko, gdy ją objął i sama oplotła jego ręce swoimi, odchylając lekko głowę, by móc go zobaczyć. – Bardzo chciałabym zatańczyć na naszym ślubie – przyznała szczerze – Chyba, że Ty masz wątpliwości? Powinniśmy tym razem zaczekać? – zagadnęła ostrożnie, nieco zaskoczona tym, iż faktycznie ją o to zapytał, co mogło nasuwać wniosek, iż sam się wahał. Bo gdyby był przekonany co do słuszności tego działania, to najpewniej z przekonaniem by się jej oświadczył kolejny raz, tak? A jeżeli jednak to pytanie padło, to wolała się upewnić, że ich zdanie w tej kwestii się pokrywało – bo ona akurat była tego absolutnie pewna, nawet pomimo tego co działo się w ostatnim czasie. Chciała zostać jego żoną, być może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – bo naprawdę była gotowa na ten nowy, wspólny początek. – Obawiasz się, że tym razem powiem nie?

autor

Jordie

ODPOWIEDZ

Wróć do „17”