Nigdy nie obawiała się tego, że Chet zrobiłby jej celowo krzywdę – bo chociaż niestety zdarzały się sytuacje, w których ta krzywda jej się działa z jego powodu, pośrednio lub bezpośrednio, to jednak wiedziała, że nigdy nie robił tego z premedytacją. Działanie w nerwach było czymś kompletnie innym i może oczywiście nie powinna była tego w żaden sposób usprawiedliwiać, ale jednak znała Callaghana na tyle, że po prostu mogła mu wybaczyć. I co więcej, chciała mu wybaczyć, bo to co miało miejsce kiedyś, nigdy więcej się już nie powtarzało – wiedziała więc, że brunet wyciągał wnioski ze swoich niechlubnych działań i co najważniejsze, naprawdę o nią teraz dbał i niemal miała poczucie, iż nie pozwalał, by spadł jej choć jeden włos z głowy. Nawet jeżeli sam dopiero co okrutnie ją skrzywdził, ale podłoże całej tej historii także było odrobinę bardziej skomplikowane i sama panna Halsworth również miała w tym swój udział. Oboje więc musieli jeszcze wiele rzeczy wspólnie wypracować – życie istotnie rzuciło ich w nieco bardziej skomplikowaną role, którą było nie tylko rodzicielstwo, ale konieczność zmierzenia się z życiem we dwoje – jako para. I chociaż oczywiście wcześniej również tworzyli już zgrany duet, to na pewno nie zdecydowaliby się tak szybko na wspólne zamieszkanie, na ślub i na posiadanie dziecka. Los więc poniekąd wymusił na nich tą konieczność do przystosowania się do nowej rzeczywistości, więc po prostu mieli prawo nieco się w niej pogubić i być może nie do końca znać realia tej gry. Ale należy przyznać, że jednak radzili sobie z tym wszystkim coraz lepiej, ale przede wszystkim – wreszcie razem, dostrzegając swoje własne błędy i wybaczając drugiej stronie te jej, więc wypracowany wówczas kompromis gwarantował sukces i szczęście. Dlatego leżąc teraz w jego ramionach, kiedy była tak zmęczona, lekko spocona, kompletnie rozgrzana, z fryzurą w nieładzie i z zarumienionymi policzkami – czuła się tak naprawdę najbardziej szczęśliwa na całym świecie. Znowu miała poczucie, że wszystko wróciło na swoje miejsce, dokładnie tak jak tego zawsze pragnęła. I bynajmniej nie chciała, by Chet sądził, że nie była na to wszystko gotowa, że tego nie chciała, że nie radziła sobie z tymi zmianami – bo może to co nowe nieco ją przytłoczyło, ale to nie zmieniało faktu, że naprawdę chciała z nim być. I nie wyobrażała sobie tego życia bez niego. Z wszelkim więc uwielbieniem przesunęła opuszkami palców po jego policzki i uśmiechnęła się błogo, śledząc wzrokiem każdy milimetr jego przystojnej twarzy, ostatecznie jednak zatrzymując spojrzenie na jego ciemnych oczach. –
Mogłabym zapytać o to samo – rzuciła z rozbawieniem, w nawiązaniu do jego najpewniej nieco retorycznego pytania, ale jednakże ciemnowłosa chciała podjąć ów temat –
Ale uwielbiam kiedy tracisz kontrolę, za tym też tęskniłam – przyznała z tym charakterystycznym błyskiem oku, tuż przed tym jak ich usta znowu spotkały się w czułym, pełny żaru pocałunku, który wyrażał zdecydowanie więcej niż słowa. I jakże cudownie smakował po tym niemal zwierzęcym stosunku, którego tak dawno ze sobą nie doświadczali. Najpewniej dlatego Jordie czuła się teraz odrobinę tak, jakby cofnęła się w czasie – znowu bowiem była tą jego Jordie, przez którą i dla której tracił kontrolę, mogąc pozwolić sobie na puszczenie hamulców. A przecież wiadomym było nie od dziś, że oboje uwielbiali wspólnie przekraczać te wszystkie granice i najpewniej obojgu im tego teraz brakowało. Uśmiechnęła się więc szerzej, gdy ujął jej dłoń w swoją i musnął ustami jej wewnętrzną część, znowu jakże skutecznie roztapiając tym drobnym gestem jej serce. Uwielbiała w nim taką sprzeczność: pożądanie i dzikość w trakcie seksu, które tak idealnie kontrastowało z jego spokojem i czułością w życiu. Oddała więc chętnie kolejny krótki pocałunek i objęła go, wtulając się odrobinę bardziej w jego ciało, niemniej jednak nadal nie odrywając wzroku od jego twarzy. – Wiem, naprawdę w to wierzę, kochanie. To dla nas całkowicie nowy początek i chcę żebyśmy to wszystko zostawili już za sobą. Teraz musi być już tylko lepiej. I wiem, że będzie, bo teraz już oboje jesteśmy na to gotowi – uśmiechnęła się ciepło i trąciła nosem jego brodę, po czym jeszcze na moment wtuliła się w niego, a właściwie to wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi i delektowała się jego bliskością oraz ciepłem jego ciała. To było dokładnie to miejsce na świecie, w którym czuła się najlepiej – jego ramiona. Więc jej usta rozciągnęły się w jeszcze większym uśmiechu, gdy brunet mocniej ją objął i dosłownie ukrył w swoim niedźwiedzim uścisku. –
Jutro zdecydowanie będę obolała – rzuciła żartobliwie, czując już te lekkie otarcia i nieco piekące miejsca na pośladku, ale cóż – zdecydowanie to wszystko było tego warte. I jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, naprawdę za tym tęskniła – za tym poczuciem, że należała tylko do niego i że znowu ta bliskość fizyczna była tym czego oboje pragnęli. Nie było już barier, które oddalałyby ich od siebie i pozostawało im jedynie cieszyć się tym wszystkim bez końca, wierząc, że nic nie będzie już w stanie tego zniszczyć. Po pewnej chwili, którą spędzili więc w ciszy w swoich ramionach, odchyliła w końcu lekko głowę i spojrzała na niego znowu. –
Pójdę wziąć prysznic i powinniśmy się położyć, nie wiadomo, kiedy Reggie zafunduje nam pobudkę – powiedziała, być może odrobinkę powodując tym mały powrót do rzeczywistości, z tej cudownej bańki, w której znowu się wspólnie znaleźli, ale nie mogli niestety całkowicie zapomnieć o codzienność, a na pewno nie o tym małym człowieku, który spał na górze. Bowiem w każdej chwili mógł się obudzić, a nawet jeżeli nie już teraz, to najpewniej za jakiś czas, więc także nie pozwoli im zbyt długo pospać. Musnęła więc raz jeszcze jego usta i zaśmiała się cicho, czując jak męska dłoń niesfornie znowu zawędrowała na jej jędrny pośladek. –
Ale prysznic bierzemy oddzielnie – zaśmiała się, niemal bez problemu odczytując jego drobne sugestie, bo chociaż istotnie chętnie powędrowałaby do tej łazienki razem z nim i o ile nie prosto pod prysznic, to na nawet po to, by poleżeć z nim we wannie, co kiedyś wręcz uwielbiali razem robić, to niestety póki co nie mogli sobie na to pozwolić. Nadal więc z tym pełnym zadowolenia uśmiechem wymalowanym na buźce, podniosła się powoli i wstała, narzucając na siebie koszulę bruneta, którą wcześniej lekko ją okrył. Zapięła zaledwie jeden guzik, a potem podeszła tylko do stołu, by zgasić znajdujące się na nim świece, które zapaliła im do kolacji, a potem zebrała pozostałe części swojej garderoby i wraz z brunetem udała się na górę. Gdy on zajrzał do dziecięcego pokoju, ona poszła do łazienki i wzięła szybki, odświeżający prysznic, po którym ubrała wygodną, aczkolwiek całkiem kusą koszulkę do spania i powędrowała do Reggie’ego, by upewnić się, że śpi. Ponieważ nie chciała przenosić go do łóżeczka w ich sypialni, okryła go tylko nieco lepiej i upewniła się również, że elektroniczna niania jest odpowiednio ustawiona. Słysząc, iż brunet poszedł już do łazienki, przygotowała sobie jeszcze wszystko co najpotrzebniejszej do nocnej pobudki, by mogła malca przebrać i nakarmić, a potem przeszła już do pokoju obok, akurat w momencie, w którym znalazł się tam już Chet. Uśmiechnęła się i podeszła do niego żwawym krokiem, by następnie wskoczyć na niego – objęła go nóżkami w pasie i rękami za szyje, po czym znowu wpiła się w jego cudownie miękkie usta, łącząc je ze swoimi w namiętnym, soczystym pocałunku. Zaśmiała się cicho, gdy obrócił się tak, iż wraz z nią opadł na miękki materac, nie odrywając się jednak od jej ust nawet na sekundę. Serce biło jej niemiłosiernie szybko, przepełnione miłością i szczęściem, które odczuwała pod wpływem samej obecności bruneta, nie tylko w domu, ale i w ich łóżku, które znowu było tym cudownym miejscem, nie zaś tak okropnie pustym. Oderwawszy się więc od jego warg, uśmiechnęła się znowu szeroko i ujęła jego twarz w swoje dłonie. –
Kocham Cię – mruknęła cicho i raz jeszcze musnęła jego usta: raz, drugi i trzeci, wieńcząc to kolejnym, krótkim pocałunkiem –
Bardzo, bardzo, bardzo – dodała z lekkim rozbawieniem, czując się znowu tak beztrosko i spokojnie, jak już dawno chyba się nie czuła. Po chwili puściła więc bruneta i pozwoliła mu przejść na drugą stronę łóżka, gdy sama wślizgnęła się pod ciepłą kołdrę. –
Nie lubię spać bez Ciebie – oznajmiła jeszcze, wtulając się równie szybko w męskie ciało, gdy tylko przysunęła się do niego na tyle blisko pod kołdrą –
Dobranoc – musnęła wargami jego szyję, będąc już całkowicie w niego wtuloną i przymknęła spokojnie oczy, pozwalając sobie na sen. Ten przyszedł zaś niezwykle szybko, nawet pomimo nadmiaru wrażeń, których dzisiaj doświadczyła. Była jednak zmęczona nie tylko przez wrażenia i jakże intensywny seks, ale również przez pobudki serwowane jej poprzedniej nocy przez Reggie’ego. Pierwszy raz od dawna jednak tej nocy spało się jej tak dobrze i być może nawet sam maluch wyczuł ten wszechogarniający spokój i obecność taty, bo także zaserwował im tylko jedną pobudkę tej nocy, a druga miała miejsca tuż przed szóstą rano. Ponieważ Chet się nie obudził, wyłączyła elektroniczną nianie i nie budząc go, przeszła do pokoju chłopca. Utuliła go na tyle, iż na moment jeszcze się zdrzemnął, ale ponieważ wiedziała, że to nie potrwa długo, to jedynie skorzystała szybko z łazienki i ubrała
czarne body, jednak nie decydując się jeszcze na ubranie pozostałych części garderoby. W końcu obiecywała kiedyś Chesterowi, że będzie po ich nowym domu chodzić w seksownej bieliźnie i chociaż może to jeszcze nie były te kuse kompleciki, które tak uwielbiał, to chyba był to całkiem dobry początek. Kilka minut później więc płacz Reggie’ego był już bardziej nerwowy, więc tym razem utuliła go w swoich ramionach i nakarmiła. Z napełnionym już brzuszkiem malec był znacznie bardziej zadowolony i tym razem skory do zabawy, więc zeszła z nim na rękach na dół do kuchni, gdzie zrobiła sobie bezkofeinową kawę, która była ratunkiem w trudnych chwilach i chociaż dawała jej umysłowi poczucie i posmak kawy, które odrobinę stawiały ją na nogi. Odłożyła w końcu Reggie’ego do wózka, który przetransportowała sobie tutaj do kuchni, by mieć go pod ręką i wsparła się o kuchenny blat, trzymając kubek w dłoni i uśmiechając się do malca, mówiła do niego tym typowo dziecięcym głosem, wywołując u niego radosne uśmiechy. Nie spostrzegła się więc nawet kiedy właściwie wstał Chet, bo nawet nie słyszała go na górze, natomiast dopiero, gdy uniosła wzrok, dostrzegła go w drzwiach wejściowych do kuchni, co mimowolnie spowodowało, iż szeroko się uśmiechnęła. Może nieco zaspana, nieuczesana, nieumalowana i prawie półnaga, ale jakże szczęśliwa na jego widok. Za takimi porankami tęskniła równie mocno. –
Dzień dobry.