WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#42

Od jakiś pięciu minut stała pod drzwiami do mieszkania, które przez ostatni rok stało się prawie jej drugim domem. Doskonale znała jego układ, czuła się w nim swobodnie i bezpiecznie. Teraz jednak samo wejście na klatkę schodową napawało ją niepokojem. Nie planowała tego, bo gdyby planowała, z pewnością uprzedziłaby Nathaniela wcześniej i być może nawet zaproponowała spotkanie na neutralnym gruncie. Coś ją jednak tknęło, gdy przechodziła kilka skrzyżowań obok ulicy, przy której mieszkał Covington i nagły impuls, ta jednak myśl, sprawiły, że znalazła się w tym miejscu.
Od kilku tygodni planowała się do niego odezwać. Rozmyślała nad różnymi scenariuszami i wymówkami, które będę brzmieć wiarygodnie. Kilka razy zaczynała pisać wiadomość, w której chciała zaproponować spotkanie, jednak ani razu żadnej nie wysłała. To było cholernie trudne, zwłaszcza że ich rozstanie nie należało do najłatwiejszych. Chociaż to mało powiedziane. Ciężko było nazwać to rozstaniem - jedna kłótnia, te kilka słów wypowiedzianych w nerwach, a potem rozczarowanie, ból i wstyd, a także niechęć do wyjaśnienia sprawy. Nie raz myślała o tym, jak fatalnie to wszystko się zakończyło, ile winy leżało po jej a ile po jego stronie, mając wrażenie, że przegapili ostrzegawcze sygnały.
W tej chwili obarczanie kogoś winą za to, co się między nimi wydarzyło nie było jej planem. Zresztą w ogóle nie miała zamiaru tego robić. W tym momencie stała pod drzwiami do mieszkania Covingtona, wiedziona potrzebą zabrania od niego swoich rzeczy. Nie, nie były jej potrzebne, jednak czuła, że ten krok pozwoli zamknąć jej pewien rozdział i ruszyć dalej. Miała nadzieję, że Nathaniel był w domu, że emocje opadły i będą w stanie porozmawiać. Może właśnie dlatego planowanie i umawianie się wcześniej nie było dobrym pomysłem? Co, gdyby oboje przez kilka dni przygotowywali się do tego, układali zdania w swoich głowach, tworzyli listy rzeczy, którą muszą sobie wypomnieć? Nie chciała tego.
W końcu wzięła głęboki oddech i nacisnęła dzwonek do drzwi, od razu słysząc znany jej dźwięk. To był ostatni moment na ewentualną ucieczkę. Zrobiła nawet krok w tył, chwiejąc się na własnych nogach i czując, jak drżą jej ręce. Po chwili była gotowa wykonać kolejny krok, mając wrażenie, że nie zastała mężczyzny w mieszkaniu i stanie pod jego drzwiami przez kolejne kilka chwil nie ma już sensu. Odwracała się, by ruszyć w przeciwną stronę, gdy usłyszała charakterystyczny klik oznaczający przekręcający się zamek, a potem dostrzegła otwierające się drzwi. Wstrzymała oddech i przeniosła spojrzenie na twarz mężczyzny, wyraźnie zaskoczonego jej wizytą.
– Cześć. – przełknęła nerwowo ślinę przez zaciśnięte gardło. – Przepraszam, że nachodzę cię tak bez zapowiedzi… – zaczęła, marszcząc przy tym czoło. – Masz może chwilę? – dopytała od razu, nie chcąc mu się narzucać, gdyby był zajęty.

autor

Pateczka

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#52

To nie powinno się tak skończyć. Nie w taki sposób. A jednak stało się najbardziej nieprzewidzianym scenariuszem, jaki sobie wtedy wyobrażał. W pracy zawsze dopinał sprawy do samego końca, przewidując wszelkie ewentualności po drodze, tymczasem relacje były znacznie bardziej skomplikowane. Niewiele mógł zrobić, by rozwiązać sytuację, jeśli druga osoba nie chciała współpracować.
Po kłótni trawił przez jakiś czas to, co się tamtego wieczoru wydarzyło, na początku próbując się usprawiedliwić, a potem dostrzegając również własne błędy. Nie mógł pozostać bezczynnym w tej kwestii i podejmował próby kontaktu z Lavą. Brak odzewu telefonicznego był całkowicie zrozumiały i słusznie wpędzał go w poczucie winy. Jednak dopiero po przybyciu pod drzwi jej mieszkania dowiedział się o wyjeździe dziewczyny, co potwierdziła jej siostra. Utrata szansy na naprawienie lub chociaż złagodzenie tego, co zostało między nimi, zmusiła go więc do pozostawienia sprawy. Jej nieobecność w Seattle była jawnym sygnałem, że nie chciała już dłużej utrzymywać z nim kontaktu, a ich drogi się rozeszły.
Dlatego też zajął swoje myśli tym, co było jedyną pewną spośród wielu niewiadomych. Nadia bardzo szybko stała się najważniejszą osobą w jego życiu i poświęcał jej tyle czasu, ile tylko mógł. Te kilka miesięcy wiele go nauczyło i dało powody do refleksji, które przebudowały pewne jego przekonania, którymi nie mógł podzielić się z Lavą. Do tej pory.
Korzystając z wolnego popołudnia od małej, postanowił wybrać się na siłownię. Akurat pakował swoje rzeczy do sportowej torby, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. W zaskoczeniu spowodowanym niespodziewanym gościem, ściągnął brwi, po czym pospiesznie dokończył pakowanie i zszedł z torbą na dół, rzucając ją przy schodach. Do drzwi dopadł w kilka sekund, nawet nie spoglądając w wizjer. Kamienica, w której mieszkał, była dobrze zabezpieczona, więc w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach mógł to być albo sąsiad albo ktoś ze znajomych, którzy znali kod dostępu na klatkę. Takiego widoku jednak zupełnie się nie spodziewał.
Po drugiej stronie drzwi stała ona. We własnej osobie. Ciemnowłosa kobieta o charakterystycznych rysach twarzy i spojrzeniu, które do niedawna bezustannie go hipnotyzowało. Mimo upływu kilku miesięcy nie mógł pomylić jej z nikim innym. Nawet, jeśli wydawało mu się, że nieco wyszczuplała, o ile było to w ogóle możliwe.
- Lava - powiedział w zdumieniu unosząc brwi zanim dziewczyna się odezwała, nadal nie będąc pewnym, czy naprawdę właśnie pojawiła się w jego drzwiach. - Hej - zreflektował się, jak nakazywało dobre wychowanie. - Nie, spokojnie. Wejdź, proszę - przytaknął, ustępując jej miejsca, by weszła do środka. Siłownia mogła poczekać.
Gdy minęła go w drzwiach, niepostrzeżenie powiódł za nią wzrokiem, przypominając sobie, że jeszcze nie tak dawno ich powitania wyglądały zupełnie inaczej. Przynajmniej zapach jej perfum nie uległ zmianie.
- Napijesz się czegoś? - zapytał, zamykając drzwi i podążając za nią do salonu, w kącie którego znajdowało się miejsce z zabawkami małej.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Tak relacja zaczęła się sama i skończyła się sama. Ale czy na pewno? Początki wydawały się szalenie łatwe – bez zbędnego zaangażowania emocjonalnego, oparte jedynie na własnej przyjemności, wygodzie i przekonaniach. Jakimś cudem ta dwójka trafiła na siebie w zatłoczonym klubie, a jedna spędzona razem noc sprawiała, że chcieli więcej. Problem polegał jednak na tym, że chcieli więcej na własnych zasadach. Przyzwyczajeni do określonego stylu i trybu życia, do braku zobowiązań, przebieraniu w partnerach, oddawaniu się pracy i pasjom, niezbyt skorzy do ustępstw i kompromisów.
Ta relacja od początku wyglądała tak, jakby rozumieli się bez słów – swoje potrzebny i pragnienia, smutki i radości, a także sytuację drugiej osoby, jej niezależność, ambicje i plany. Było w niej wiele szacunku i empatii. Nie było miejsca na sceny zazdrości, zakłócanie prywatnej przestrzeni, zabieranie cennego czasu. A mimo wszystko to, co na pozór idealne, miało wiele braków. Rozumienie się bez słów bywało problemem, bo nie potrafili rozmawiać o tym, co leżało im na sercu. Nie poruszali więc tematów, które mogły zasmucić drugą osobę, dla siebie zatrzymywali problemy i słabości, z którymi we dwójkę, być może, poradziliby sobie lepiej.
Byli cholernymi egoistami. I choć czasami nie było tego widać – Lava była oddana rodzinie, wspierała Charlotte, poświęciła wiele uwagi Rhysowi i Echo, a Nathaniel trwał przy swoich wieloletnich przyjaciołach, a teraz wziął odpowiedzialność za swoje czyny i opiekował się córką – były rzeczy i sytuacje, które wymagały od nich stawiania siebie na pierwszym miejscu. I tak było, gdy Nathaniel z zazdrością wypytywał o chorego współlokatora Lavy, pragnąc, mieć ją tylko dla siebie, a także, gdy Hale dowiedziała się o dziecku Covingtona. Byli jak małe dzieci, które nie chciały się dzielić zabawkami, rodzicami, miłością. Oboje reagowali zbyt emocjonalnie, ale to chyba świadczyło o tym, że im zależy. Zależało?
Na jej twarzy pojawił się blady uśmiech, gdy wypowiedział jej imię. Jego głos nie brzmiał tak jak zawsze. Och, oczywiście, przecież nie mógł brzmieć. Skinęła głową, nie wdając się w zbędną grzecznościową dyskusję, że wróci innym razem albo zajmie mu tylko kilka minut. Nie była w stanie przewidzieć, jak przebiegnie ich spotkanie, tak jak nie wiedziała tego, gdy wyszła z jego mieszkania ostatnim razem. Przekroczyła próg drzwi i omiotła wnętrze uważnym spojrzeniem, wypatrując zmian. Nie miała pojęcia, co działo się u niego w ostatnich miesiącach. Nie wiedziała więc, czy z kim się spotyka, czy bywa u niego córka, czy nie postanowił zrobić przemeblowania. Serce zakuło ją, gdy zobaczyła kącik z zabawkami.
– Wody. Em… woda będzie okej. – odpowiedziała, nie chcąc go kłopotać o coś bardziej czasochłonnego, a czując, że zasycha jej w gardle. Stanęła na środku salonu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć. Kącik jej ust uniósł się nieznacznie, gdy mężczyzna wrócił do niej z wodą. – Powinnam była zadzwonić albo chociaż napisać… ale przechodziłam akurat niedaleko i przypomniało się, że… – zaczęła, dość niepewnym jak na siebie głosem. Każdy, kto ją znał, doskonale wiedział, że była świetnym mówcą, mało co ją stresowało, a ona radziła sobie świetnie z emocjami. Niestety nie w tej sytuacji. – Zostawiłam chyba u ciebie kilka rzeczy. Pewnie już się ich pozbyłeś… jednak miałam nadzieję, że może mój naszyjnik nie trafił do kosza. – zmarszczyła czoło, będąc niemal pewna, że Natahniel w złości mógł wyrzucić wszystko, co do niej należało, w końcu miał ku temu powód. – Złoty z zielonym kamieniem. – dodała, próbując jakoś opisać ważną dla siebie biżuterię.

autor

Pateczka

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Oboje postawili na wygodę. Wygodnie żyło im się razem, bo wybierali sobie poszczególne aspekty bycia w związku tak, jak im to odpowiadało, nie dostrzegając nic złego w braku pewnych, jak się okazało, istotnych wartości, jakie powinna nosić za sobą poważna relacja. Mimo wytyczenia sobie pewnych granic, takich jak posiadanie siebie na wyłączność, nie potrafili wyjść ze swoich stref komfortu w obawie przed… właśnie. Przed czym? Przed brakiem akceptacji ze strony drugiej osoby? Możliwe. Przed naruszeniem własnych przestrzeni? Będąc w związku, powinni je dzielić razem, umieć ze sobą funkcjonować. Tak się jednak nie stało.
Żyli w bańce, która w końcu pękła, w bardzo brutalny sposób. A co stało się, kiedy starli się z rzeczywistością? To, co wydało się najłatwiejsze - ucieczka. W przypadku Nate’a było to przystosowanie się do nowych realiów i życia jako tata. Łatwiej znosiło się ciche dni, a potem całkowitą utratę kontaktu, kiedy miało się głowę zajętą pracą, poznawaniem małej Nadii i przyjaciółmi.
I choć z każdej chwili potrafił wyłapać dla siebie to, co pozytywne, to ozdabianie swojej twarzy uśmiechem było niekiedy próbą zatarcia emocji związanych z rozstaniem. Po doświadczeniach z Zarą potrafił doskonale udawać, że wszystko było w jak najlepszym porządku. W swoim starym zwyczaju zajmował myśli wieloma sprawami, jednak czasem zdarzały się wieczory, kiedy mimowolnie zaczynał błądzić w kierunku zdarzeń sprzed kilku miesięcy. Ale tym razem wyglądało to inaczej. Zamiast koić nerwy i wewnętrzny ból w morzu whisky czy imprezach, jak robił to jeszcze jakieś dwa lata temu, to pozwalał sobie na melancholię i analizę. Czuł się źle z faktem, jak zakończyła się relacja z Lavą, ale jednocześnie wiedział, że zrobił wszystko, by to wyjaśnić. Niestety, żeby dojść do porozumienia, potrzeba było dwóch stron, a ona nie wykazywała do tego chęci. Czy teraz mieli na to szansę?
To, że stanęła u jego drzwi, wydawało mu się takie niewiarygodne, że pomimo wpuszczenia jej do środka nadal nie do końca temu dowierzał. Nie będąc przygotowanym na rozmowę, ogarnęło go pewne zdenerwowanie, ale nie zamierzał go okazywać. Niemniej czuł, że dobrze było ją znów zobaczyć.
- Jasne - odparł, kierując swoje kroki do kuchni, by po chwili przynieść jej szklankę z wodą. - Proszę - odwzajemnił delikatny uśmiech i podał jej szkło. Kiedy opuszkami palców przypadkowo dotknął jej skóry, mimowolnie przeszedł go dreszcz. - Nie ma sprawy. Dobrze, że byłem na miejscu - wtrącił spokojnie. Inaczej znów nie byłoby mu dane się z nią spotkać, jakkolwiek to spotkanie miałoby dziwacznie wyglądać. A sądząc po tonie głosu, w jakim się wypowiadała, przyjście tu nie było dla niej łatwe. Wykazała się sporą odwagą, by zobaczyć się z nim twarzą w twarz, ale sama jej obecność spowodowała w nim niezrozumiałe zadowolenie. Na jej stwierdzenie pokręcił głową, układając usta w linijkę. - Zatrzymałem wszystko. Na wypadek, gdybyś jednak chciała je odzyskać. Razem z naszyjnikiem - przyznał, unosząc nieco kącik ust do góry. Spakował wszystko do pudełka, gdy tylko dowiedział się, że wyjechała z nadzieją, że może kiedyś po nie wróci. Na moment zastanowiło go jednak, czemu z góry założyła, że je wyrzucił? - Już przynoszę. Usiądź - wskazał na sofę. Czuj się jak u siebie, przemknęło mu przez myśl, choć nie był pewien, czy to było dla niej jeszcze możliwe.
Wejście na górę i zajrzenie do szafy, z której wyciągnął karton, zajęło mu dosłownie chwilę. - Proszę, sprawdź na spokojnie. - Wręczył jej pudełko, po czym przysiadł na fotelu obok. - Co u ciebie? Jak wyjazd? - zapytał, przyglądając się jej z uwagą. Starał się brzmieć swobodnie, ale w rzeczywistości bardzo ciekawiła go jej odpowiedź.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Zawsze uciekała, doskonale zdając sobie sprawę z tego mechanizmu obronnego. Uciekała, gdy tylko robiło poważniej, a ona nie była w stanie zadeklarować ze swojej strony niczego więcej. Uciekała, gdy coś przerastało i nie chciała się z tym mierzyć. Uciekała, gdy pojawiały się obawy, że nie sprosta oczekiwaniom swoim i innych. Tym razem uciekła przygnieciona bólem straty, przerażeniem zmianami, obawami o przyszłość. Co zabawne, nie raz opowiadała Nathanielowi o tym, że zdarza się jej znikać, traktując to jako anegdotkę, jakby była przekonana, że przy nim się to nie wydarzy. Czuła się przy nim bezpiecznie, nie chciała niczego planować, czy deklarować, a mimo wszystko miała wrażenie, że myślą podobnie i zależy im na tym samym. Nie mogła jednak przewidzieć tego, że tak wiele rzeczy potoczy się nie po jej myśli.
Teraz musiała żyć z konsekwencjami podejmowanych w ostatnich miesiącach decyzji. Mierzyć się z żałobą po Rhysie, z którym zamieszała spontanicznie, a o którego Nathaniel był wiecznie zazdrosny, jednocześnie żałując, że sama ani razu nie podjęła tematu mieszkania i nie zaproponowała, by zamieszkani z Covingtonem razem. To niczym lawina zwaliło się jej na głowę, przysypując poczuciem winy i żalu.
– Dzięki. – odparła krótko, gdy podał jej szklankę z wodą, próbując bladym uśmiechem zatuszować nerwowe drgnięcie, gdy dotknął jej palców. – Och, świetnie. – odetchnęła z ulgą, gdy oznajmił, że zostawił jej rzeczy. Miała świadomość, że za ich rozstanie można było właśnie ją obarczyć winą. To ona przecież wyszła i nie wróciła. Mimo prób kontaktu nie potrafiła na żadną odpowiedzieć. Zapewne dlatego, że niedługo po tym wydarzeniu stała się kolejna tragedia, ale też przez własny trudny charakter i brak zrozumienia.
Usiadła na kanapie, tak jak polecił Covington i odłożyła szklankę na blat stolika kawowego. Doskonale znała to miejsce, spędziła w jego mieszkaniu wiele nocy, jednak teraz czuła się nieswojo. Odebrała od niego pudełko, gdy po chwili wrócił ze swojej sypialni i odłożyła obok siebie na kanapie, po czym otworzyła, od razy wyciągając leżący na wierzchu naszyjnik. Przesunęła palcem po kamieniu i zacisnęła błyskotkę w pięści. – Tak naprawdę… przede wszystkim zależało mi na tym. Dziękuję. – uniosła dłoń, chcąc tym samym pokazać, że to naszyjnik był jej celem. Chociaż prawda była taka, że był jedynie wymówką. Całkiem niezłą, jak się okazało. Gdyby nie ten jeden element biżuterii, do którego miała wiele sentymentu, zapewne nie potrafiłaby znaleźć innego wytłumaczenia na swoją wizytę u Nathaniela. Owszem, chciała go zobaczyć, porozmawiać z nim, sprawdzić co u niego słychać, ale… wydawało się jej to błahe i nie na miejscu. Miał prawo nie chcieć jej widzieć, a ona musiała to uszanować. Spieprzyłaś, Lava. Zawsze to robiła. – Wróciłam… – wzruszyła lekko ramionami, bo było to oczywiste, skoro siedziała w jego salonie. – Wyjazd… zależy który. Pierwszy, pewnie już wiesz, nie poszedł zgodnie z planem. Drugi… nie był planowany wcale. – odpowiedziała, czując, że należy mu się odpowiedź, której nie jest w stanie udzielić. O czym miała mówić? O tym, że na stole operacyjnym zmarł facet, o którego jeszcze kilka tygodni temu był zazdrosny? O tym, że dobiło ją to tak bardzo, że nie wróciła ani do niego, ani do pracy, a szukała pocieszenia w kieliszku w Nowym Orleanie? Pieprzenie. – Nie wiem, co mogę ci powiedzieć. – zaczęła, przygryzając dolną wargę. – Spieprzyłam, Nate. – pokręciła lekko głową. – Wszystko spieprzyłam. – spuściła spojrzenie na swoje dłonie. – Naszą relację. Pomoc Rhysowi. Sytuację w pracy. – pociągnęła cicho nosem. – Także nie musisz silić się na swobodny ton, jak gdyby nic się nie stało, bo stało i to dużo. I możesz mnie za to winić, ja już to robię… – dodała, w końcu unosząc spojrzenie i wbijając je w twarz Nathaniela.

autor

Pateczka

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Na czym im tak właściwie zależało, kiedy byli razem? Oboje czuli się bezpiecznie, mieli do kogo się zwrócić, kiedy dopadł ich zły dzień i na czyj widok czekać po powrocie z pracy. Zależało im na posiadaniu kogoś obok siebie, przy kim było raźniej mierzyć się z codziennością i na stabilizacji, ale takiej na własnych warunkach, z dozą wolności i braku ograniczeń, do których oboje się przyzwyczaili. Mogli planować kolejne randki i niespodzianki, ale tak naprawdę nigdy nie planowali za bardzo do przodu. A przynajmniej nie snuli wspólnych planów, nie uwzględniali siebie we własnych marzeniach i przekonaniach. Nie prowadzili poważnych rozmów, bo tak było dla nich bezpieczniej. Byli razem, ale oboje chronili swoje własne sfery, których instynktownie nie przekraczali.
Ich ostatnie spotkanie ukazało przed nimi wady relacji, w jakiej tkwili, a następujące po nich wydarzenia otworzyły Nate’owi oczy, że niewiele między nimi funkcjonowało tak, jak powinno. I żałował, że właśnie tak to wszystko się potoczyło.
- Na jak długo? - Nie udało mu się powstrzymać się przed zadaniem pytania, które go uderzyło, kiedy tylko zobaczył ją w drzwiach. Powinien ugryźć się w język i w ogóle się nie wtrącać, ale znów jego ciekawość wzięła górę. - Słyszałem, co się stało. Przykro mi - powiedział cicho, a w tonie jego głosu można było usłyszeć szczerość. Niestety nie mógł jej pomóc, choćby swoją obecnością. Ale nic nie mógł na to poradzić, w końcu to był jej wybór. Tak, jak kolejny wyjazd.
Jej następne wyznanie spowodowało, że mimowolnie zacisnął szczęki, ukazując przy tym wyraźniejsze rysy twarzy. W jego głowie pobrzmiewało pytanie: czy ją obwiniał? Tamtego wieczoru rządziło nim wiele emocji. Narastająca wściekłość, irytacja, zaborczość, żal, rozczarowanie, ból. Z czasem jednak kotłujące się w nim myśli łagodniały, ustępując miejsca smutkowi i wyrzutom sumienia. Zaczynał dostrzegać własne błędy, których wtedy nie dopuszczał do siebie i wiedział, że nie fair było zrzucenie winy na nieobecną Lavę. I choć powinien być na nią zły, że wyjechała bez pożegnania to nie potrafił. W innych okolicznościach pewnie postąpiłby podobnie, ale tym razem musiał wykazać się odpowiedzialnością. Pochwycił więc spojrzenie kobiety i przez kilka sekund wpatrywał się w nią, by przekonać się, że jego zdanie na jej temat nie uległo znacznej zmianie, ale nie doszukał się niczego, co wzbudziłoby w nim gniew, mimo iż tego od niego oczekiwała. Zamiast tego czuł przedziwne opanowanie.
- Nie, Lavo - westchnął cicho i pokręcił głową, po czym zmniejszył między nimi dystans i przysiadł na stoliku kawowym, tuż naprzeciw niej. - To ja przepraszam. Za wszystko. Za to, że zachowywałem się wtedy jak dupek. Powiedziałem tyle słów, które nie powinny paść. Że nie byłem wtedy z tobą do końca szczery. Że pozwoliłem ci odejść - przyznał, ściągając przy tym nieco brwi i zacisnął szczęki. Mówienie o tym nie było łatwe, tym bardziej, że nie uchylił przed nią spojrzenia, patrząc prosto w jej brązowe oczy. Ale wiedział, że powinna znać prawdę. - Chciałbym, żebyś wiedziała, że nie winię cię za nic. Po prostu... oboje jesteśmy popaprani - wzruszył ramieniem, a kącik jego ust uniósł się nieznacznie na kształt krzywego uśmiechu. To stwierdzenie świetnie pokazywało, że trafił swój na swego. Nie miał pojęcia, czy za przybyciem po naszyjnik kryło się coś jeszcze, niemniej życzył jej jak najlepiej.
- Mam nadzieję, że znalazłaś to, czego szukałaś - dodał po chwili, wracając myślami do jej wyjazdu. Nie wiedział, gdzie była, co robiła i z kim, ale miał nadzieję, że to dało jej wszystko, czego oczekiwała po podróży. Może nawet to, czego on nie mógł jej dać.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Do pewnego momentu czuła się bezpiecznie z tym że oboje trzymali się tego, co było tu i teraz. Nie czuła presji, nie czuła się osaczona. Problem pojawił się, gdy sama zdała sobie sprawę, że chciałaby czegoś innego – wbrew temu, co mówiła i jak się zachowywała, a także tego, co było poniekąd ich niepisaną i chyba nigdy niewymówioną umową. Chciała więcej, ale znając Nathaniela oraz wiedząc, że tak naprawdę ta potrzeba wolności ich połączyła, nie mogła wymagać od niego, że on to więcej będzie w stanie jej dać.
– Nie wiem. – przełknęła nerwowo ślinę i po chwili odpowiedziała na jego pytanie. Nie zdziwiło jej to pytanie, przecież znał ją i mógł się tego spodziewać. Zdziwił ją natomiast brak złośliwego tonu, którym to pytanie powinno być zadane. Nie wiedziała czemu, ale o wiele łatwiej by jej było, gdyby Nathaniel okazywał otwarcie rozżalenie, złość albo rozczarowanie. Był jednak nad wyraz spokojny. – Nie mam żadnych konkretnych planów… – dodała jeszcze, jakby chciała się wytłumaczyć. Niczego nie planowała, jednak podobnie było z jej ostatnim zniknięciem. Teraz była w nieco innej sytuacji. Nie miała do czego wracać, a mimo to wróciła. Znów zajmowała swój dawny pokój w domu rodziców w Queen Anne, rozglądając się za czymś do wynajęcia, rozważając kawalerkę albo dzielone z kimś mieszkanie. Znów prowadziła poranną audycję, chociaż szefowie kręcili nosem i grozili palcem. Miała to cholerne szczęście, że rozpoznawalne już nazwisko, a także wysokie wyniki słuchalności pomagały jej utrzymać stanowisko. Nie zmieniało to jednak faktu, że ta praca powoli przestawała sprawiać jej przyjemność. – Cóż… skłamałabym, gdybym powiedziała, że się tego spodziewałam. Naprawdę wierzyłam, że z tego wyjdzie. – przyznała szczerze, sięgając po szklankę z wodą. Nadal nie mogła pogodzić się ze stratą przyjaciela. Odkąd zamieszkała z Rhysem, robiła wszystko, by mu pomóc i sprawić, że pojedzie na operację silny. Oczywiście była świadoma, że może nie przeżyć operacji, jednak wcześniej liczyła na to, że będzie miała wsparcie Nathaniela. Śmierć współlokatora była ciosem, który zmusił Lave do przemyślenia swojego położenia, a także relacji. Strata bliskich ją przerażała, jednak uczucia, którymi darzyła rodzinę, były nieco inne, niż te, którymi darzyła Covingtona. Nie wyobrażała sobie kolejnej straty, tylu przepłakanych nocy, tego poczucia pustki, którego nie dało się zapełnić. I choć to absurdalne, ostatnie tygodnie spędziła w strachu, że zostawi ją ktoś jeszcze, a ona sobie z tym nie poradzi. Z drugiej strony tak bardzo nie chciała zmarnować ani chwili więcej, jeśli wiedziała, że nie zawsze będzie miała drugą osobę przy sobie. To jednak nie była jedynie jej decyzja.
Pokręciła głową, słuchając odpowiedzi Nathaniela, jakby nie mogła tego słuchać. To było cholernie trudne, bo oboje mieli trochę racji i w końcu szczerze dzielili się swoimi przemyśleniami, jednak wszystko to brzmiało tak, jakby tłumaczyli to sobie ostatni raz. Jakby musieli oczyścić atmosferę, wyrzucić z siebie wszystko, co leży im na sercach, by pójść dalej. Wyciągnęła rękę w jego stronę i złapała jego dłoń, zaciskając na niej smukłe palce i uśmiechając się przy tym delikatnie. – Nate… ja też zachowałam się okropnie i bardzo tego żałuję. To nie powinno mieć wtedy miejsca. – przyznała, bo wina leżała po każdej stronie i nie chciała, by czuł, że go obwinia. – Jesteśmy popaprani. – powtórzyła z nutą rozbawienia w głosie, zgadzając się z nim w stu procentach.
– Nie wiem, czy czegoś tam szukałam. – przyznała szczerze, zabierając dłoń, nie chcąc, by Nathaniel poczuł się z jej gestem niezręcznie. – Chyba bałam się wrócić i nie wiedziałam, czy mam do czego. – dodała, chociaż nie była pewna, czy była to do końca prawda. Wstydziła się i bała się wrócić. Rzeczywistość ją przygniotła, a ona przed nią uciekała.

autor

Pateczka

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Przyzwyczajeni do braku oczekiwań nie zauważyli, że z czasem te oczekiwania mimowolnie zaczęły się pojawiać. Nate traktował Lavę jak kolorowego ptaka, którego nie mógł zamknąć w klatce. Wydawało mu się, że nie byłaby w stanie żyć u jego boku, kiedy wołał ją świat. Nigdy nie okazywała stałości i przynależności do Seattle, które dla niego znaczyło wiele, nie mógł więc zabronić jej żyć według własnych zasad nawet, jeśli chciał mieć ją tylko dla siebie. Dał jej tyle przestrzeni, zbyt wiele, która bez ustalenia granic zaczęła ich z czasem pochłaniać.
Na jej odpowiedź pokiwał jedynie głową i znów zacisnął szczęki. On do niedawna żył z dnia na dzień i nie zastanawiał się nad przyszłością. Odkąd jednak w jego życiu pojawiła się Nadia, w jego głowie mimowolnie zaczął snuć związane z małą plany. I mimo że nie wiedział, jaka przyszłość go jeszcze czekała to zyskał pewien sens i cel, do którego mógł dążyć. Sens, który Lava również musiała w sobie odnaleźć. I nie wiedział, czy była w stanie znaleźć go przy nim. Bo raczej nie wróciła z jego powodu. I z jego powodu nie musiała pozostawać w Seattle. - Jeśli jest coś, w czym mógłbym pomóc… to możesz na mnie liczyć - wyznał cicho. Mimo niechęci do mężczyzny, z jakim ciemnowłosa spędzała wtedy swój czas i o którego chcąc nie chcąc czuł się zazdrosny, nie życzył mu źle, a kobiecie szczerze współczuł. Wycierpiała ostatnio zbyt wiele i nie pomagał mu fakt, że też się do tego wszystkiego przyczynił. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym była strata, w końcu przeżył to niejednokrotnie. Zawsze się jej obawiał, ale zwykle albo za późno podejmował decyzje albo zupełnie nie miał na to wpływu, by ostatecznie i tak tego doświadczyć. A nie chciał tego stale doznawać. Nie wiedział, na czym właściwie stali ze swoją relacją, ale przeczucie podpowiadało mu, że jeśli tylko Lava wyraziłaby jakąkolwiek chęć odbudowania kontaktu, choćby jedynie bazującego na przyjaźni to nie wahałby się przed tym. Dlatego uznał, że powinna o tym wiedzieć.
Dotyk jej palców zaciskających się na jego dłoni był jedną z rzeczy, których właśnie potrzebował. Niewielki gest, który znaczył więcej, niż słowa. Język, którym zwykle się porozumiewali. Jasny znak, że nie zamknęła się na niego całkowicie. Momentalnie pochwycił jej dłoń i zamknął w swojej. Jej ciepło przenikało przez jego skórę i miał wrażenie, że coś wreszcie wróciło na swoje należyte miejsce. Uniósł wyżej kącik swych ust, kiedy zrozumiał, że oboje byli głupcami. Poniosły ich emocje, ale czy to nie oznaczało, że po prostu im na sobie zależało?
Kiedy opuściła dłoń i przyznała o swoich obawach, pokręcił głową. Obawiał się, że ponowne naruszenie jej przestrzeni skrępuje ją, ale mimo głosu rozsądku podpowiadającego mu, by przystopować, ponownie zmniejszył między nimi odległość i przysiadł obok niej na kanapie. Ujął jej dłoń. - Seattle zawsze będzie twoim domem. Tu nie jesteś sama. Masz tu rodzinę, przyjaciół, mnie, kimkolwiek dla ciebie jestem… - przyznał cicho, kciukiem delikatnie gładząc wierzch jej dłoni. - Ci najważniejsi nadal cię kochają i chcą dla ciebie jak najlepiej bez względu na powody, dla których wyjechałaś. Ja… - zawahał się. Ciężko było mu mówić o sobie, bo czy miał w ogóle jakiekolwiek do tego prawo? - … też chcę dla ciebie dobrze. Cokolwiek postanowisz - stwierdził ostatecznie, czując łomoczące mu w piersi serce.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Życie było dla Lavy celem samym w sobie. Nigdy nie pragnęła niczego więcej, niż przeżyć swoje życie jak najlepiej. Nie miała ambicji, by kupić dom albo apartament w którejś z lepszych dzielnic Seattle, albo by piąć się po szczeblach kariery w jakiejś korporacji. Jej kariera wyszła trochę przypadkiem, bo nigdy też nie myślała o tym, że jej głos może stać się jednym z najbardziej rozpoznawalnym w całym stanie. Lava chciała być wolna – jeździć na koncerty i poznawać nowe miejsca, spotykać się z ludźmi i nie zamykać na nowe doświadczenia, przeżywać wszystkie znane ludziom emocje i stany, czerpiąc z tego garściami. Przez trzydzieści lat swojego życia twardo trzymała się tych postanowień, czy też po prostu przyjętego w którym momencie stylu życia, który był dla niej wygodny. Nie mogła jednak przewidzieć, że w jej życiu pojawi się ktoś, kogo obecność tak bardzo zakwestionuje każdą podejmowaną przez nią decyzję. A przecież nie był jedyną osobą, z którą się w życiu spotykała, nie był też pierwszą osobą, do której poczuła coś więcej, nie był też pierwszym, z którym się rozstała. I wszystkie poprzednie doświadczenia uczyły jej czegoś cennego, ale nie bolały chyba tak bardzo, jak to, tu i teraz.
– Dziękuję. Może gdybyś słyszał, że… ktoś wynajmuje mieszkanie? – rzuciła z bladym uśmiechem, przypominając sobie ich rozmowę sprzed ponad pół roku, kiedy była w podobnej sytuacji i szukała nowego lokum. Wtedy przecież proponował pomoc w znalezieniu czegoś, co sprosta jej oczekiwaniom, a ona nie potrafiła powiedzieć szczerze, że po głowie chodzi jej pomysł, by zamieszkali razem. Może gdyby wtedy wszystko potoczyło się inaczej, teraz byliby w zupełnie innym miejscu. Te kilka miesięcy temu nie była jednak pewna, czy dla Nathaniela to nie będzie za duże zobowiązanie i deklaracja uczuć, których jeszcze przecież nie zadeklarował. Sama też nie była pewna, czy charakter ich relacji, niby wspólnie ustalonej i rozwijającej się, był odpowiedni do wspólnego mieszkania.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy Nathaniel ujął jej dłoń i zamknął w uścisku. Potrzebowała, by odwzajemnił jej gest. Niby prosty i miejmy nadzieję niezbyt nachalny, a jednak dający sygnał, że nie potrafi ot tak się od niego odsunąć. Uniosła spojrzenie na jego twarz, gdy usiadł obok niej na kanapie i znów ujął jej dłoń. Zacisnęła wargi w cienką linię, słuchając o tym, że ma tu bliskich sobie ludzi. Było w tym dużo racji, jednak miała wrażenie, że rodzina była przyzwyczajona do stylu jej życia i nikt już nie wyczekiwał z niecierpliwością, jak znów pojawi się w progu ich domu. Przyjaciele przychodzili i odchodzili, przytłoczeni własnym życiem i problemami, też szukali w swoim życiu tej jednej osobny, na którą naprawdę mogli liczyć. A Lava jak dobrą przyjaciółką by nie była, to niestety kilka razy znikała, zostawiając wszystkich samych, choć przeważnie nie będąc świadoma problemów innych. Sama przecież też ukrywała dużo przez swoimi bliskimi.
– A kim… – zaczęła, choć w pierwszej chwili nie była pewna, czy naprawdę chce i czy powinna zadać pytanie, które nagle pojawiło się w jej głowie. – Kim ja dla ciebie jestem Nate? I kim ty… chciałbyś być dla mnie? Bo zdecydowanie nie jesteś kimkolwiek. – dokończyła, powoli wypuszczając powietrze z płuc i wlepiając w niego ciemne tęczówki. Chciała wiedzieć. Musiała wiedzieć. Może to nie miało sensu, może było za wcześnie albo, co gorsza, za późno. Potrzebowała jednak jasnej odpowiedzi i sygnału, który pomoże jej zdecydować, co dalej. – I czy… nadal mnie kochasz? Nie… czy kiedykolwiek mnie kochałeś? Czułeś to, Nate? – nie dała mu odpowiedzieć na pierwsze pytanie, szybko dodając kolejne. Zresztą wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem, więc miała czas, by zadać następne, zanim przemyśli odpowiedzieć na pierwsze.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Znów w słuchawce głucha cisza. Nate odbierz ten cholerny telefon... - mruknęła cicho, nerwowo stukając stopą. Niby był dzień wolny, ale prawnikom też zdarza się pracować w soboty, zwłaszcza kiedy sa umówieni na biznesowy lunch albo jakąś wystawną kolację. Jedno z takich spotkań miała dziś Cecylia właśnie przed sobą, jednakże zanim miało ono nastąpić, to postanowiła, że skoczy jeszcze do kancelarii i zabierze kilka kluczowych dokumentów. Nie chciała brać ze sobą małej, gdyż dobrze wiedziała, że więcej ugoni się za nią, niż załatwi swoich spraw. Dlatego też, próbowała się bezskutecznie dodzwonić do ojca dziewczynki, by zapytać go, czy może mu podrzucić Nadię trochę wcześniej niż zamierzała. Trochę zrezygnowana spojrzała na córkę, która właśnie wesoło ciamkała sobie banana i stwierdziła, że zaryzykuje, najwyżej pocałują klamkę. Kazała dziewczynce wybrać sobie kilka zabawek, które miała zabrać do taty, a sama wrzuciła do torby coś na przebranie, pieluszki, oraz coś dobrego do jedzonka, chociaż podejrzewała, że Nathaniel miał już całą lodówkę wypełnioną przysmakami ich córki. Był naprawdę bardzo dobrym mężczyzną i wspaniałym ojcem. Cecylia uwielbiała na nich patrzeć i czasem nawet żałowała, że nie próbowała odnaleźć go wcześniej, bo tyle wspaniałych spraw go ominęło. I chociaż początkowo była przerażona wpadką. tak z perspektywy czasu wie, że lepiej trafić nie mogła.
Cecylia niewiele wiedziała o byłych związkach Nate'a. Owszem wspominał, ze ktoś był, wspominał, że nawet był zaręczony. Ona natomiast wspominała o swoim rozwodzie, jednakże ich spotkania zazwyczaj były zdominowane przed Nadię, która słusznie domagała się atencji czasem obu rodziców na raz. Nie zwierzali się sobie z problemów sercowych, ale to może dlatego, że dopiero się nawzajem poznawali, by również dzięki temu dobrze poznać swoją własną córkę.
Kobieta zarzuciła torbę na ramię i zniosła Nadię do samochodu. Zapięła w foteliku i za niecałe 15 minut były już w windzie zmierzającej na V piętro. Kiedy drzwi windy się rozsunęły, niczym mały szatan wybiegła z nich Nadia i pobiegła w stronę apartamentu swego ojca. Cecylia nie śpieszyła się, gdyż liczyła, że córka jak zawsze zawiśnie na klamce, a ona spokojnie sobie dojdzie i wspólnie nacisną dzwonek. Jakie było jej zdziwnie, kiedy zauważyła, że Nadia naciska klamkę a drzwi się otwierają. -Nadia, stój! - krzyknęła, ale dziewczynka tylko zaśmiała się wesoło i krzycząc donośne "tatuś, tatuś!" wbiegła do środka, wpadając prost na Nathaniela.
Cecylia wbiegła zaraz za nią, co na szpilkach proste nie było. -Ja przepraszam.... - stanęła na środku z zakłopotaną miną. Cofnęła się by zamknąć drzwi po tym małym wejściu smoka. - Nate przepraszam, ja dzwoniłam ale nie odbierałeś... - próbowała się tłumaczyć, bo czuła że ewidentnie w czymś przeszkodziły. Było jej głupio, dlatego posłała przepraszające spotkanie zarówno Nathanielowi jak i jego pięknej towarzyszce.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Na jej prośbę pokiwał głową i na moment spuścił wzrok, by niepostrzeżenie przełknąć ślinę. To przypomniało mu jesienny wyjazd na Malediwy i tamtą rozmowę w małej restauracji na Sri Lance nad brzegiem morza. Dokładnie o to samo prosiła już wtedy, kiedy kończyła się jej umowa najmu. Uprzejmie wskazał jej Jamesa, zajmującego się nieruchomościami, nie przypuszczając, że podświadomie wykazywała chęć zamieszkania razem. Z pozoru niewinna rozmowa, z czasem stała się jednym z powodów, przez które pół roku temu Lava opuściła jego mieszkanie, wydawać by się mogło, że na zawsze.
Słowa, które wypowiedział, by pocieszyć ciemnowłosą, płynęły przez niego z głębi siebie. Wierzył w to, że bliscy kobiety stali po jej stronie i zawsze przyjmowali ją z otwartymi ramionami bez względu na to, w jaki sposób pozostawiła ich po raz ostatni. Ci, którzy się kochali, odnajdywali drogę do wybaczenia sobie przewinień. Pewnie gdyby nie miłość i szacunek do siebie, paczka Nate’a nie utrzymałaby się przez tyle lat. Lava nie była sama, a raczej nie musiała być sama, bo wydawało mu się, że może czasem do tego właśnie dążyła. I wcale jej się nie dziwił, bo przecież on również znał to z doświadczenia. Gdy został porzucony przez jego narzeczoną, zdecydował się na życie w pojedynkę, a więc z każdym problemem, jaki pojawiał się w międzyczasie, usilnie mierzył się sam, pozostając zamknięty na bliskich. W ostatnim czasie jednak, po wszystkim, co przeszedł, zaczynał rozumieć, co było w życiu ważne. A na jedną ważną dla niego postać właśnie spoglądał.
Dudniące serce tylko upewniało go w przekonaniu, że wybrzmiałe, dość rozważnie dobrane słowa, skrywały w sobie znacznie więcej, niż to pokazał. Nie chciał na nią jakkolwiek naciskać, ale chciał, by wiedziała, że był otwarty na utrzymanie jakiegokolwiek kontaktu.
Jej nieoczekiwane pytanie sprawiło, że na moment rozchylił wargi i zatrzymał oddech. Zawsze uważał ją za wyjątkową kobietę i teraz już wiedział, dlaczego. Kiedy więc zadała kolejne pytania, w których padło to słowo, znał odpowiedź. Tylko jedno zaczerpnięcie powietrza wystarczyło, by poznała prawdę. Wykonał nosem mocny wdech, gdy nagle drzwi wejściowe ustąpiły i usłyszał głośny tupot, któremu towarzyszył dziecięcy śmiech. Momentalnie odwrócił zdziwione spojrzenie w tamtym kierunku i zobaczył biegnącą ku niemu małą, półtoraroczną dziewczynkę. Przełknął ślinę, próbując tym otrząsnąć się z emocji, jakie jeszcze chwilę temu nim władały i zaraz na jego twarz wstąpił pogodny uśmiech.
- A dzień dobry, księżniczko. - Wysunął dłoń z uścisku Lavy, by zaraz złapać Nadię, która energicznie dopadła do niego z zamiarem wspięcia się na kolana. Uniósł ją, żeby ją przytulić. Ta objęła go mocno i zaraz ponownie się odchyliła, żeby obdarzyć tatę wesołym spojrzeniem. - Co ty tutaj robisz, hm? - zapytał, muskając palcem jej nosek, na co się zaśmiała. Równie dobrze mógłby dodać ... tak wcześnie, bo raczej umawiali się na trochę później. Trzymając małą w objęciach, spojrzał na goniącą za nią Cecylię. - Hej. Wszystko w porządku? - ściągnął nieco brwi, a w jego głosie pobrzmiewała troska. Przy Nadii wystarczyła odrobina nieuwagi, by stracić kontrolę nad sytuacją. W międzyczasie mała wsunęła paluszek wskazujący do ust i zaczęła się z ciekawością przyglądać nieznanej towarzyszce taty.
Na wyjaśnienie blondynki pokiwał głową. - Taak, telefon mam schowany w torbie - przyznał zakłopotany, rzucając wzrokiem na leżącą u stóp schodów torbę sportową. Z tej odległości nie mógł usłyszeć wibracji, stłumionych dodatkowo ręcznikiem i ubraniami na zmianę. - Coś się stało? - zaraz dodał, bo ich raptowne przybycie wzbudziło jego niepokój i podniósł się z miejsca. Wtedy też uświadomił sobie, że powinien zająć się jedną istotną rzeczą.
- Skoro już tu jesteście, to chciałbym wam przedstawić kogoś ważnego. - Przeszedł kilka kroków tak, by stanąć z córeczką między obiema kobietami. Czuł się dziwnie w tej sytuacji, które stanowiło dla niego chyba większe wyzwanie niż stawianie wieżowca. Wziął głęboki oddech, żeby odgonić od siebie czające się w jego głowie nerwy i spojrzał na ciemnowłosą z delikatnym uśmiechem. - Nadio, Cecylio, to jest Lava… moja bliska przyjaciółka - spojrzał na Lavę z ciepłym uśmiechem. Nie miał pojęcia, jak powinien ją określić, żeby odpowiednio nazwać ich pogmatwaną relację, ale ona też zdecydowanie nie była dla niego kimkolwiek. Chwilowo to musiało im wystarczyć. - Lavo, to jest mama Nadii, Cecylia. A to mój mały skarb, Nadia. - Wskazał wzrokiem na stojącą prawniczkę i zerknął na dziewczynkę, która nadal spoglądała badawczo na nieznajomą i żeby dodać małej otuchy, posłał jej pogodny uśmiech.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Nagły zwrot akcji w sytuacji, która wydawała się trwać w nieskończoność, gdy Lava zadała pytanie, a Nathaniel już szykował się, by na nie odpowiedzieć, był niemal jak piekące uderzenie w policzek. To los właśnie wykonał ten niespodziewany cios, jakby chciał ukarać Hale za wszystko, co do tej pory zrobiła. Karma to suka, wiadomo. A może wszechświat jednak przejmował się jej istnieniem i tym właśnie wtargnięciem małej dziewczynki do mieszkania Covingtona, chciał ją uchronić przed słowami, które mężczyzna chciał wypowiedzieć? Nie miała pojęcia, a w tej chwili nie miała nawet czasu i przestrzeni, by analizować sytuację i rozważać różne scenariusze.
Wszystko nagle zaczęło dziać się tak szybko. Cofnięcie ręki Nathaniela, dziecko biegnące przez środek salon i radośnie krzyczące słowo, którego Lava nigdy nie spodziewała się usłyszeć w kierunku mężczyzny, a potem głos blondynki, która pojawiła się w progu mieszkania. Nagle cała uwaga przeniosła się na dziecko, które wylądowało w objęciach Nate’a. Lava od razu dostrzegła, jak mięśnie mężczyzny się rozluźniły, a na jego twarzy dostrzegła zadowolenie. Hale nerwowo poruszyła się na swoim miejscu, po kilku sekundach postanawiając wstać. Pojawiła się w mieszkaniu swojego byłe niezapowiedziana i nie mogła wiedzieć, że ma zaplanowany wieczór i że niebawem pojawi się u niego jego córka. Z krótkiej rozmowy między nim i blondynką wywnioskowała, że i on był nieco zaskoczony wcześniejszą wizytą. Nie chciała jednak wcinać się w ich rozmowę, a także swoim wyjściem wprowadzać zamieszania. Pozwoliła sobie więc na chwilę dyskretnej obserwacji, by przyjrzeć się matce Nadii, a także samej dziewczynce, od razu mimowolnie doszukując się jakiegoś podobieństwa do ojca.
Na twarz Hale pojawił się zakłopotany uśmiech, gdy Nathaniel ruszył z miejsca, zwracając na nią uwagę. O ile to ją faktycznie miał na myśli, nazywając ją ważną dla siebie osobą, a w tym momencie trudno było jej połapać w całej sytuacji, bo jej umysł przytłoczony był emocjami. Zrobiła mniej więcej dwa kroki w stronę Cecylii i uśmiechnęła się, starając się wykrzesać z tego uśmiechu jak najwięcej, jednocześnie starając się ukryć ten ból, który ukłuł ją prosto w serce, gdy Nathaniel nazwał ją swoją przyjaciółką. Nadal nie znała odpowiedzi na pytania, które padły z jej ust chwilę temu, musiała więc zadowolić się świadomością, że nie skreślił jej/ich relacji, skoro nie nazwał jej swoją ex.
– Cześć, miło cię poznać, Cecylio. – wyciągnęła rękę do blondynki, nie wiedząc, co jeszcze może powiedzieć. Nie znała jej i tak naprawdę nic o niej nie wiedziała, bo mniej więcej w tym czasie, gdy Cecylia pojawiła się w życiu Nathaniela, Lava z niego zniknęła. – I ciebie też, cześć. – przeniosła spojrzenie i uśmiech w stronę dziewczynki, naprawdę starając się zachowywać naturalnie i nie dać po sobie poznać, że trochę boi się dzieci, a raczej ich nagłych i wybuchowych reakcji.
– Emm… – mruknęła, przenosząc ciężar ciała z palców na pięty i unikając kontaktu wzrokowego z Natahanielem. – Pójdę już. Wpadłam niezapowiedziana, nie będę zajmować ci więcej czasu. Zwłaszcza że teraz masz towarzystwo. – zaczęła, marszcząc delikatnie czoło i powoli wycofując się w stronę kanapy, na której zostawiła swoją torebkę. Przeważnie świetni radziła sobie z nowo poznanymi osobami, szybko nawiązywała kontakty i potrafiła być duszą towarzystwa, jednak okoliczności tego spotkania były naprawdę wyjątkowe i dość niezręczne.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cecylia czuła po kościach i nie tylko, że przeszkodziły w czymś ważnym. Było jej niezwykle głupio, nawet wyrzucała sobie w myślach, że mogła po prostu poczekać. Jakoś błędnie założyła, że Nate podobnie jak ona, większość czasu poświęca wychowaniu Nadii i nie ma czasu na zdrowe relacje społeczne.
Natomiast mały blond szatan o imieniu Nadia wcale nie zdawał się przejmować tym, jakie zamieszanie właśnie zrobił. Z ochota wtuliła się w tatę, a na pytanie, co tutaj robiła, odparła całkiem rezolutnie i zgodnie z prawdą -Psysłam - jakby miała jeszcze jakąś inną możliwość. Dziewczynka usadowiła się na kolanach swego ojca i po chwili zaczęła z wyraźnym zainteresowaniem obserwować kobietę, która siedziała obok.
-Nie, nic się nie stało, wszystko w porządku - odparła Cecylia, delikatnie zaciskając wargi. -Myślałam, że masz trochę wolnego czasu teraz, bo chciałam jeszcze skoczyć do biura przed tym lunchem - wyjaśniła, poprawiając sobie torbę z rzeczami dziewczynki na ramieniu - cóż, chyba jednak trzeba będzie zabrać małą do biura i wrócić później, zdecydowanie blondynka nie chciała przeszkadzać.
-Mnie również miło Cię poznać - odparła całkiem szczerze, obdarzając kobietę przyjaznym uśmiechem i delikatnie ściskając jej dłoń. -A Ty się przywitasz - delikatnie szturchnęła Nadię palcem, przy okazji wyjmując jej rączkę z buzi. -Ceść - rzuciła szybko dziewczynka, po czym wtuliła się w tatę, będąc widocznie speszona tą sytuacją. Cecylia tylko wywróciła oczami. -Normalnie nie jest taka wstydliwa, musisz dać jej czas na oswojenie się - odparła w stronę Lavy.
-Nie, nie! To ja wezmę Nadię na spacer jeszcze, wpadłyśmy tak nagle. Przepraszam Was bardzo za to, przyjdziemy później, Nadia chodź - odparła Cecylia, chcąc zatrzymać Lavę i próbując ściągnąć Nadię, która postanowiła zakleszczyć się na szyi Nathaniela. Cecylia znów miała ochotę szybko zniknąć - z jednej strony czuła, że w czymś ważnym przeszkodziły, z drugiej jednak trochę zżerała ją ciekawość jak bardzo ważna jest ta kobieta dla Nathaniela.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

- No właśnie widzę - mimowolnie uśmiechnął się do niej pod nosem. Bo jak można było gniewać się nad tak piękną i rozbrajająco szczerą istotkę, jak Nadia? Zwłaszcza, jeśli patrzyła na niego takimi oczętami.
- Ach, tak - mruknął pod nosem na wytłumaczenie Cecylii i delikatnie skinął przy tym głową. Gdyby nie nagłe pojawienie się Lavy, co najwyżej uniknąłby pójścia na siłownię. A teraz był rozdarty. Z jednej strony wyrwano go ze środka ważnej rozmowy, z drugiej czuł się zobowiązany względem małej. Nie do końca wiedział, co powinien teraz zrobić.
Nie tak miało wyglądać pierwsze spotkanie Lavy z jego nową rodziną. Z resztą, wydawało mu się, że jeśli chodziło o niego i pannę Hale, wszystko za każdym razem wyglądało nie tak. Dziwne zbiegi okoliczności nie działały na ich korzyść. Dlatego też z pewną dozą ostrożności przyglądał się reakcji kobiety na zaistniałą sytuację. Znał ciemnowłosą wystarczająco długo, by poznać, że nowe okoliczności wprowadziły ją w niepewność, a atmosfera stała się dość niezręczna. Sam Nate został wytrącony z równowagi i z trudem odnajdywał się w nowej rzeczywistości. Nawet więc nie zauważył, że podświadomie stanął pomiędzy Lavą, reprezentującą życie przed diametralnymi zmianami, a Cecylią i Nadią, które wprowadziły w jego życiu całkowitą rewolucję.
Sytuacja stała się jeszcze bardziej kuriozalna, kiedy zarówno Lava, jak i Cece postanowiły się wycofać. Wbrew pozorom najwięcej do powiedzenia miała tu Nadia, do której zwrócił się mężczyzna, kiedy córeczka uparcie trzymała się jego szyi.
- Kochanie, nie chcesz pójść z mamą do cukierni na swoje ulubione donuty? - zapytał cicho, głaszcząc małą po pleckach. Często zaglądał do miejsca za rogiem kamienicy po słodkości, odkąd Nadia zaczęła u niego zostawać. Na magiczne słowo donuty dziewczynka wyprostowała się i spojrzała na tatę z iskierkami w oczach, ale po chwili namysłu pokręciła głową. - Y-y. Tata, tyyy oć. - Nieco pociągnęła go za szyję, okazując w ten sposób zniecierpliwienie. W tym samym momencie Nate zrozumiał, że miał już przechlapane. - Nie puścisz mnie, co? - ściągnął odrobinę brwi. Widząc kątem oka Lavę zbierającą się do wyjścia, chciał chociaż ją odprowadzić. Nadia jednak myślała już w zupełnie innych kategoriach i pokręciła stanowczo głową. - Tataaa - wyraźnie domagała się uwagi, na co mężczyzna westchnął. - Dobra, zaraz pójdziemy. Lavo, przepraszam cię, możemy porozmawiać wieczorem? - zwrócił się tym razem do ciemnowłosej, jednocześnie zmieniając rękę podtrzymującą Nadię, a ta znów spojrzała z zaciekawieniem na nową dla niej postać, na co dziewczyna przytaknęła, po czym pożegnała się i pospiesznie opuściła mieszkanie. Nate westchnął ciężko, a by ukryć czające się za tym emocje, zaczepił Nadię w bok, na co po salonie poniósł się jej śmiech.
- A mogę się chociaż przebrać? - zapytał małej, a kiedy po krótkim namyśle w końcu przytaknęła, puścił ją na podłogę i pomknął do garderoby. Gdy wrócił, uśmiechnął się do Cecylii, jakby nic się nie stało. - Ale mama też weźmie donuta do pracy, prawda? Najwyżej, jeśli lunch nie będzie smakował, będziesz mogła posilić się najlepszym pączkiem w mieście. - Mrugnął do niej okiem i podał Nadii rękę, by po chwili we trójkę wyjść na obiecane słodkości.

//ztx3

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „213”