WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3" style="background: rgb(255,123,123);
background: linear-gradient(90deg, rgba(255,123,123,1) 0%, rgba(255,184,121,1) 16%, rgba(244,255,132,1) 37%, rgba(135,255,151,1) 59%, rgba(122,179,255,1) 80%, rgba(205,130,255,1) 100%);); font-family: 'Shefiratte'; font-size: 65px; letter-spacing: 2px;">Pride Month
<div class="ds-tem4">Rodzinny Targ Śniadaniowy</div></div><div class="tem-in">
<br> Obrazek<br>
<br>Rodzinny Targ Śniadaniowy <br><br>26 czerwca, 08:00 - 14:00 <br><br>
Mimo wczesnej pory, słońce już znajduje się niemal w zenicie - od razu wiadomo, że to będzie upalny dzień. Od samego wejścia wita Was słodki zapach gofrów i kuszący aromat świeżo parzonej kawy - na pewno skusi zwłaszcza tych, którzy nie zdążyli się jeszcze porządnie obudzić. <br><br>
Po prawej stronie od wejścia znajdziecie plac zabaw dla najmłodszych oraz stoły piknikowe, z których możecie korzystać całymi grupami. Dalej odnajdziecie kilkadziesiąt stoisk z jedzeniem w całkiem przystępnych cenach - możecie wybierać ze słodkich i słonych śniadaniowych specjałów jak amerykańskie pancakes z syropem i tęczową posypką, jajecznica z bekonem (również w wersji wegańskiej), czy zdrowa owsianka z owocami. Gdy już się najecie, pamiętajcie aby zapoznać się z ofertą rękodzieła i pamiątek - na stoiskach po lewej czeka na Was mnóstwo ciekawych propozycji jak ręcznie robiona ceramika, ekologiczne kosmetyki, oryginalne świece z pszczelego wosku i lniane ubrania - w tym dla najmłodszych!<br><br>
Spróbujcie też swojego szczęścia w loterii z nagrodami albo w wyścigach dla rodzin z dziećmi.

<br>

</div></div></div></div></table>

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Gdyby pół roku temu ktoś powiedział Nate’owi, że niedługo będzie pojawiał się na imprezach prorodzinnych organizowanych przez miasto, i to z własnym dzieckiem, mężczyzna pewnie popukałby się w głowę, uznając go za szaleńca. A tu tymczasem proszę, dzielnie kroczył z małą Nadią na rękach wśród tłumu uczestników imprezy, uważając przy tym na potrącenie przez szalejące wokół dzieci.
Mimo przebywania na świeżym powietrzu, zewsząd słychać było śmiechy, piski i wrzaski maluchów, które bardzo aktywnie, jak na niedzielny poranek, spędzały tu czas. Sądząc po liczbie osób, wydawało mu się, że na tegoroczny targ przybyła połowa Seattle. Do tej pory nie sądził, że na tego typu imprezy jest aż taki popyt, a właściwie… po prostu ich unikał.
Teraz jednak nie mógł odmówić Cecylii, kiedy podsunęła mu pomysł spędzenia czasu razem i przekonania się, czy stanowili zgrany duet rodzicielski. Poza tym mała musiała czerpać skądś wzorce, a najlepszym na to sposobem to pokazanie przed nią, że byli super mamą i super tatą.
- Zobacz, jakie kolorowe balony - zwrócił uwagę Nadii, kiedy pojawiły się przed nimi. Dziewczynka czuła się trochę niepewnie, dlatego mężczyzna wolał na wszelki wypadek nadal trzymać ją na rękach. Mimo to zatłoczone miejsce i tyle rzeczy, które się wokół działy, bardzo ją absorbowały. - Może najpierw rozłożymy koc gdzieś w cieniu, a potem pójdę nam coś zamówić? - zaproponował blondwłosej kobiecie, która równie dzielnie kroczyła tuż przy nim. Co prawda, były tu ogólnodostępne stoliki, ale z powodu słońca pod nimi mogło być trochę duszno, więc pomyślał o zabraniu koca piknikowego. Na nim Nadia będzie miała większą swobodę. Gdy znaleźli odpowiednie miejsce trochę na uboczu od alejki ze straganami i jedzeniem, Nate postawił małą na nóżkach, po czym rozłożył matę. - To na co masz ochotę? - zapytał Cecylii, podpierając się pod boki.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[1] + outfit
  Z rodzinnego domu wyprowadził się niedługo po studiach. Ale mieszkać przestał w nim dużo wcześniej. Rozsądnie byłoby uznać, że w wieku czternastu lat, kiedy własne łóżko wymienił na to piętrowe, internackie. Wtedy nazywali je pryczami (on, Arson i Willem). Pewnie łatwo domyślić się, że skoro tylko tak je nazywali, to wcale nimi nie były, a jedyne podobieństwo leżało w wygodzie (czy też - nie ma co się oszukiwać - raczej tej wygody braku). Nie, żeby którykolwiek z nich wiedział, tak dla porównania, jak leży się na pryczach. Mieli przecież czternaście lat i uczyli się w prywatnej szkole, i pochodzili z dobrych domów. Statystycznie rzecz ujmując - jeśli istniały jakiekolwiek szanse, żeby w nawet najdalszej przyszłości mieli zasypiać w miejscu gorszym od trzygwiazdkowego hotelu, to wynikałoby to z ich kaprysu, a nie konieczności.
  A jeśli już o kaprysach mowa - to jeden z nich miał związek z powodem, dla którego Jamie zdecydował się wziąć udział w lokalnej imprezie. Tylko że ten kaprys dotyczył najpierw jego rodziców. Z rodziców natomiast, za bardzo zawziętą rekomendacją, przeszedł na niego. Chodziło o dwa obrazy, które Charlie Everett - bo to właśnie z nią miał się spotkać na targu śniadaniowym, łącząc przyjemne z pożytecznym - jakiś czas temu malowała na zlecenie państwa Montgomerych. Leticia i Joseph od dłuższego czasu planowali zrobić wreszcie użytek z dawnej sypialni Jamesa. On z kolei obiecywał zawsze, że przy najbliższej okazji się tym zajmie - i żeby absolutnie niczego nie ruszali pod jego nieobecność lub, co gorsza, bez jego zgody. Najczęściej były to jednak obietnice bez pokrycia. James nie wiedział dlaczego tak się dzieje, ale wizja przekroczenia progu tej kapsuły czasu bardzo go przytłaczała. Do tego stopnia, że nawet kiedy przychodził do rodziców z wizytą, swój pokój omijał szerokim łukiem. Nostalgię chyba łatwiej jest trzymać w sercu, niż przed oczami - bo i prędko okazuje się, że zamiast urzekać, w zderzeniu z rzeczywistością najczęściej zawodzi.
  Co do obrazów - tak, państwo Montgomery byli mile zaskoczeni warsztatem kobiety. Należało liczyć się z tym, że gdyby nie spełniła ich oczekiwań, daliby jej to do zrozumienia w kulturalny, ale bardzo dosadny i niebudzący wątpliwości sposób. Niestety, byli też zmuszeni, po kolejnym proteście ze strony Jamiego (a potem jego obietnicy, że tym razem naprawdę przyjedzie zabrać swoje rzeczy), powiesić je w salonie. Nic dziwnego, że kiedy napomknął o zamiarze wprowadzenia subtelnych zmian w aranżacji swojego apartamentu, to jej nazwisko wymienione zostało jako pierwsze. I właśnie dlatego umówił się z nią na spotkanie, żeby uściślić wszystkie mogące interesować ich szczegóły.

  Kiedy dotarł na miejsce, była już godzina dziesiąta. Leniwe niedzielne przedpołudnie, które w przypadku Jamesa przestanie być leniwe za jakieś cztery do pięciu godzin. Miał do załatwienia jeszcze parę spraw, ale póki co rozkoszował się dopisującą pogodą i wzbierającymi tłumami, na które nie potrafił reagować inaczej jak łagodnym uśmiechem.
  Siedział teraz przy jednym ze stołów piknikowych, w SMSie do kobiety wysyłając nie tylko słowny opis swojej lokalizacji ("po prawej stronie od wejścia, za placem zabaw"), ale także zdjęcie. No, nie swoje - miejsca, w którym miała się z nim spotkać. A przeoczyć byłoby go trudno. Z trzymanym w dłoni patykiem wetkniętym w wielki, puchaty, różowy obłok waty cukrowej wyglądał nieco niepoważnie. Ale jej zadaniem (tej waty) było na dobre zaprzeczyć wszystkiemu, co kojarzyło się ze spotkaniami mającymi charakter zawodowo-służbowo-pochodny, a zastąpić zupełnie luźną atmosferą. Czyli tak, jak James w całym swoim uroku lubił najbardziej. Po ludzku.
  Nie wiedział jak wygląda artystka polecona mu przez rodziców, dlatego kiedy Charlie do niego podeszła, natychmiast poderwał się z zajmowanego miejsca i - usilnie odtrącając wrażenie, że skądś ją kojarzy, uśmiechnął się, choć dość niepewnie.
Cześć! Cholera, przepraszam, ale chyba nie podam ci ręki, bo możliwe, że trochę się... kleję. Ale tylko od cukru! Chociaż ta pogoda... — Zaśmiał się. Jeśli Everett miała okazję rozmawiać z państwem Montgomery osobiście, pewnie nie tego spodziewała się po ich synu. — I wiesz co, może zaliczam właśnie gafę roku... Albo życia, zależy od twojej odpowiedzi... Ale czy my... mogliśmy już gdzieś na siebie trafić? Mam beznadziejną głowę do twarzy. No chyba, że to powoli ten wiek... — Uniósł nieznacznie brwi. Miał cichą nadzieję, że szatynka nie spodziewała się zastać tutaj jakiegoś buca pod krawatem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#52

Odkąd malowała po raz ostatni, minęło wiele, wiele miesięcy. W czasie ciąży zabijała czas mieszaniem farb i udawaniem przed sobą, że czuje tempertynę roznoszącą się po całym mieszkaniu. Oczywiście to absurd, bowiem nie miała węchu od urodzenia; ot, niestandardowe wychylenie organizmu i ciekawy przypadek, jakich niewiele na świecie. Nie mogła tworzyć ceramiki przez dziecko, które rosło pod jej sercem przez dziewięć miesięcy. Dzięki temu znów odnalazła w sobie pasję do mieszania farb i zapełniała płótna coraz to piękniejszymi kolorami oraz kształtami. Mając galerię, posiadała ten luksus, że mogła spróbować wystawić swoje obrazy i jakimś cudem powiodło się. Fakt, że państwo Montgomery zdecydowali się na jej twórczość, sprawił wielką radość Charlotte. Czy nadzieja na powrót do pasji nie stał się właśnie zalążkiem rzeczywistości.
Jamiego nostalgia dosięgała w rodzinnym domu, kiedy to musiał omijać swój dawny pokój. Charlie zaś pozwalała sobie zatopić się we wspomnieniach, trzymając pędzel i wtapiając się w przeszłość. Jej życie to zlepek wspomnień, trzymania się ich kurczowo i absolutny zakaz tworzenia przyszłości. Owszem, chciała ruszyć, lecz trudność stała się niemal ekstremalna, gdy postanowiła urodzić wymarzone dziecko. Och, nie ma to jak wieczna, szczenięca miłość, prawda? A mimo to, dzięki niej, dzięki córce powróciła do malowania i tego dnia miała okazję spotkać się z synem jej niedawnych pracodawców w celu ustalenia ścisłych szczegółów co do przyszłych dzieł.
Po drodze zgarnęła kawę mrożoną, choć wahała się jeszcze pomiędzy tęczową watą cukrową. Była już jednak spóźniona, bo jej mama stała w jakimś korku chyba godzinami. Później z kolei Mary-Jane nie chciała wypuścić jej z domu, jakkolwiek sześciomiesięczne dziecko byłoby do tego zdolne.

I całkiem zabawne, ale już z daleka (zaraz po wypełnieniu każdego kroku pełnego wskazówek dotyczących jego miejsca przebywania) odniosła wrażenie, że gdzieś już go widziała. Był u niej w galerii? Ale to musiało być szmat czasu temu! Od miesięcy więcej tkwi w domu niż w pracy. Nie, niemożliwe. Odgarnęła te myśli hen daleko i upiła kilka łyków orzeźwiającej kawy, dość nieśmiało podchodząc do mężczyzny. Wszystko przez te przekonanie, że już go widziała. Zauważyła, że i on również zwraca się do niej z dozą niepewności.
Druga myśl, jaką ją ogarnęła to wata. Tak, chciała zjeść watę, ale – cholera jasna – nie mogła jej wcześniej znaleźć. Chryste, jak bardzo zazdrościła mu! Oczy Charlie zaświeciły się z radości, jaka miała ogarnąć ją wraz z kęsem słodkości, ale oczywiście musiała powstrzymać się jak najlepiej, by nie wyjść na wygłodniałą wariatkę. Niemal nie roześmiała się na tą myśl, a następnie na mężczyznę, który stworzył zdecydowanie luźną atmosferę.
- Przynajmniej jesteś słodki, więc, och, Chryste, wiesz, o co mi chodzi – mruknęła, machając ręką jakby miało to jak zakryć jej rumieńce wstydu i zażenowania. Przyznać jednak musiała przed sobą, że był przystojny. I cóż tu więcej mówić, spragniona kontaktów z przystojnymi mężczyznami, nawet jeśli mieli okazać się draniami na sam koniec. Jamie takim się okaże, jeśli zaraz nie zdradzi gdzie kupił watę albo jej nie poczęstuje. – Jeśli chcesz przebić moją gafę roku, to nie udało ci się. I nie, nie sądzę, żebyśmy się gdzieś spotkali. No, ewentualnie na Tinderze – zażartowała i roześmiała się szczerze rozbawiona, nie mając pojęcia znaczenia własnych słów. Dopiero za chwilę miało ją olśnić, że znają się z Tindera, ale to moment.
Przysiadła się do niego i wyjęła swój notes.
- Dobrze więc, skoro… Wiem! Pewnie kumplujesz się z moim bratem, co? Albo byłym. Och, nie, to nie jest randka w ciemno? Mamy rozmawiać o obrazach, prawda?
Oby, bo miała na sobie strój bardziej biznesowy niż uwodząco-uroczy na randez vous.
Ostatnio zmieniony 2022-07-29, 20:27 przez charlie everett, łącznie zmieniany 1 raz.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  Szkoda, że nie mógł zajrzeć do jej myśli. Gdyby wiedział, może byłby w stanie pomóc dziewczynie spojrzeć na sprawę z nieco innej perspektywy - tak aby i ona mogła na własne życie rzucić okiem z nieznanej dotąd strony. Bez potrzeby dzielenia tych perspektyw na lepsze i gorsze - ale za to, przede wszystkim, nowe.
  I, nie zrozummy się źle, nie chodzi o to, że Jamie na co dzień rwał się do prawienia nudnych kazań czy wykładów rodem z jakiegoś TED-Talku. Wierzył za to, że z artystami można rozmawiać na trochę innych płaszczyznach. Że można otworzyć się tak, jak nie da się otworzyć przed kimś, kto świat woli tłumaczyć na przykład za pomocą cyferek, z pominięciem tego wszystkiego, co dzieje się w środku. Często poza logiką czy rozsądkiem.
  Więc pewnie najpierw by się zająknął. Wydusił z siebie jakąś sylabę - jakieś nigdy niedokończone słowo-zapychacz (wiesz... bo tak myślę... generalnie...). Potem by się uśmiechnął. Trochę do niej, a trochę na to werbalne potknięcie przytrzymane w ustach. Podrapałby się po karku i pozwolił własnemu spojrzeniu zawieruszyć się gdzieś na uboczu. I zastanawiałby się czy w ogóle mu wolno. Wreszcie, po chwili zastanowienia (i nagłego, nieprzytłaczającego spoważnienia) przyznałby pewnie, że może Charlie jednak źle się za to wszystko zabiera. Za swoją przeszłość. Myśląc, że to właśnie ta przeszłość ją ogranicza. Że jest w jakiś sposób nietykalna. A przecież nie jest. Dziewczyna ze swojej przeszłości i doświadczeń, i wszystkiego, co doprowadziło ją do miejsca, w którym znalazła się dzisiaj (cokolwiek lub ktokolwiek by to nie był/o), nadal mogła zrobić pożytek. Jeśli tylko nauczyłaby się, aby odrzucić konieczność nazywania uczuć, a skupiła się na ich przelewaniu - na płótno, na przykład. Montgomery cały czas tak robił, tylko na deskach teatru. I tak oto duchy przeszłości, niezdolne do sprzeciwu, dostawały angaż w sztuce (niektóre z nich, jak się okazuje, bardziej rzeczywiste od innych).
  Teraz też się zaśmiał, tym razem jednak niezdolny do zachowania powagi.
Śmiało — zachęcił, widząc to jej rozbłyszczone spojrzenie. — Z tej strony jest nietknięte, częstuj się. — Sam też oderwał kolejną porcję słodkiej przekąski. Nawinął ją na palec, a potem pozwolił, aby roztopiła się w ustach.
Właśnie to chciałem usłyszeć. Cena jaką mi przyjdzie za to zapłacić to... w najlepszym wypadku ściągnę do siebie wszystkie pszczoły i osy Seattle. Ale dzięki, było warto. I nawzajem. Z tym... — Zastukał palcem w swoje policzki, czym zamierzał nawiązać do nagłego rumieńca, jakim zlała się dziewczyna. — ... bardzo ci do twarzy.
  No i w chwili, w której zasugerowała tą całą "ewentualność", Jamie zaczął łapać myśli. Po nitce do kłębka. Czy jakoś tak. Tinder, Tinder... Tinder?
Czekaj, czekaj. Może masz rację... — Zastanowił się, mrużąc oczy. Bardzo szybko okazało się też, że mrużenie oczu wcale nie jest pomocne, kiedy próbujesz się komuś porządnie przyjrzeć. Cóż, przynajmniej wyglądał tak, jakby mocno rozważał prawdopodobieństwo jej sugestii. — Ej, a to nie ty jesteś tą dziewczyną od- od... no wiesz, filmów? No nie wierzę. — Wbrew pozorom naprawdę starał się, aby nie zabrzmiało to tak, jakby jej osobę spłycał tylko do poziomu tamtych produkcji. Po prostu fakt, że brała w nich udział, stanowił pierwsze i najbardziej charakterystyczne skojarzenie. — Hej, ale to na pewno nie jest żaden problem? Bo wiesz, jeśli masz na przykład jakąś zasadę, która nie pozwala ci podejmować się zleceń od osób, które znasz... bardziej prywatnie? To nie ma sprawy. To chyba dosyć popularna polityka. Szczególnie pośród artystów.
Skubnął waty cukrowej.
A jeśli nie... To znaczy, jeśli nie masz takiej zasady, to możemy rozmawiać o czym chcesz. — Wzruszył beztrosko ramionami. — Tylko nie wiem na ile wtedy ruszymy z pracą. I może zamiast jednego spotkania będą nam potrzebne trzy. Nie żeby mi to przeszkadzało. No ale tak, co do obrazów... Powiedz mi... Jest coś, w czym czujesz się lepiej albo gorzej? Dałbym się pociąć za niebo jak u Ajwazowskiego albo Waugha. Ale wiesz, jeśli bliżej ci do abstrakcji, to też nie mam nic przeciwko. Szczerze mówiąc... chodzi mi po prostu o to, żeby nie wyglądało kiczowato. I żeby pasowało pod styl mieszkania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przeszłość zakorzeniła się w niej już na dobre. Chciałaby wyjść z niej, lecz w jaki sposób? Wychowuje wytwór okropnego połączenia przeszłości z przyszłością, który nie ma absolutnej racji bytu. Tak stało się, gdy nie wygoniła człowieka ze swojego serca i teraz będzie go miała już na zawsze; będzie się kręcił wokół niej, by mieć kontakt z córką. Właściwie spotyka się z nią dla swojego dziecka, więc wszystko już potraciło zupełnie sens. Problem polegał na tym, że Charlie nie potrafiła się pogodzić ze swoim życiem, które wyglądało jak jedna, wielka przegrana. Odkąd przyszła na świat.
Może więc takie słowa wyjaśniające jak żyć, które miał wypowiedzieć Jamie, miały sens? Podniosłyby ją na duchu i udowodniły, że da się żyć normalnie i bez powrotów do przeszłości. Problem jednak polegał na tym, że nawet w tym momencie zetknęła się z nią w chwili, gdy Jamie przypomniał sobie skąd się znają. Bowiem owe filmy należały do momentu jej życiorysu, który pragnęła pogrzebać na zawsze. Teoretycznie nie było się czego wstydzić. Całkiem niezła z niej aktorka wtedy była, a i miała cudowne ciało. Z aktorami, którzy towarzyszyli na u jej boku, nie mieli z nią żadnego romansu, jeśli ktoś by o to zapytał. Tkwiła w żałobie po nienarodzonym dziecku i mężu; tak, tym, co zostawił jej mnóstwo długów i musiała znaleźć sposób, by pospłacać je wszystkie. Faktem było, że sam proces kręcenia nie był nader komfortowy. Tkwiła w nagości godzinami, z obcym człowiekiem i milionami innych oczu zwróconych ku niej. Przyniosły – filmy, nie oczy – jej pieniądze i mogła odżyć, lecz teraz jej profil był splamiony, bo miała czelność rozebrać się na ekranie i udawać orgazm. Ten aktor, Javier, proponował jej numerek, by poznać się lepiej i dotrzeć, ale odmówiła, choć pewnie błędnie. Popełniła błąd? Trudno stwierdzić. Przypływ gotówki nadszedł tak czy siak.
Co za bezsens, że musiał rozpoznać ją akurat przez pryzmat filmów i Tindera! Lecz najpierw…

- T-tak? Ojej, dziękuję – jęknęła nieporadnie, ale jakże wdzięczna mu za tę propozycję, więc sięgnęła kawałek słodkości i zapchała sobie usta rozpływającym niebem. Chryste, dawno nie jadła tego, przez co nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tęskniła za watą cukrową. Musiała obłędnie pachnieć. Cukier ma jakiś zapach? Roześmiała się na słowa mężczyzny, upewniając się zaraz czy aby na pewno żadna osa czy pszczoła nie kręcą się wokół nich. – Może nie? O ile nic im nie zostawisz. – Wciąż lekko zarumieniona, wskazała na jego policzek, bo miał resztkę waty przyklejoną. W jakimś absurdalnym przypływie skurczu kończyn, sięgnęła i starła słodycz ze skóry Jamiego i odetchnęła, siląc się na uspokojenie.
W rumieńcu nigdy nie było jej do twarzy.
- Słucham? – podstawą było zgrywanie głupiej niewiedzy, to wtedy może zmieni zdanie. Tak jednak nie stało się, a przed oczami (jakby właśnie umierała) stanęły jej rozmowy, jakie prowadziła w swoi czasie z Jamiem. Och, teraz wszystko układało się w jedność dlaczego go kojarzyła. W końcu dała za wygraną, bo tak jednak nie potrafiła grać i uśmiechnęła się lekko, wciąż jednak zakłopotana. – Taak, to ja i nie mam takiej zasady. Właściwe… niewiele osób mnie kojarzy z nich, z filmów i mało z kim tinderowałam – zaśmiała się, wskazując wolną ławkę, by mogli przysiąść na moment. Brakowało jej normalnych rozmów i kontaktów z ludźmi. Zamknęła się w swoim świecie na czas ciąży, którą słabo znosiła, a teraz zwyczajnie nie miała czasu. Nie chciała więc kończyć tego spotkania za szybko.

- Pewnie nie zdziwisz się, jeśli powiem, że odnajduję się w erotyzmie? Maluję bardzo realistycznie, ale czasem na oderwanie się używam nurtu impresjonizmu. Obrazy Ajwarowskiego i Waugha są absolutnie cudowne, więc myślę, że się dogadamy. Poza tym, jeśli nie będzie ci coś pasować, wcale nie będziesz musiał tego kupować. Ja nie chciałabym obrazu, który by mi się nie podobał. Zawsze będę mogła coś takiego wystawić w galerii, także… Skromnie mówiąc, wybrałeś idealną kandydatkę na ozdobienie twoich ścian domowych – odparła z westchnieniem, posyłając mu najbardziej uroczy uśmiech jaki miała w swoim wachlarzu i roześmiała się. Mówiła jednak szczerze: jeśli coś mu się nie spodoba, nie zrobi mu awantury i albo stworzy mu coś nowego, albo poleci kogoś innego. – Masz jakieś zdjęcia wystroju mieszkania, żebym miała jakieś inspiracje i by dopasować obraz do ciebie?
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 I właśnie o to chodzi, wiesz? - Tak by ją zagadał. Że to dobrze - pozwolić przeszłości zakorzenić się w sobie, a nie sobie - w przeszłości. Że wcale nie ma potrzeby od niej uciekać, ale trzeba wziąć ją wreszcie na klatę. Zaakceptować to, co się miało, co się straciło i co się zachowało. Kim się było - niezależnie od tego czy chodzi o udział w jakichś tam filmach, czy nieudane (jeśli w ogóle można tak je nazwać?) małżeństwo. Czy - w jego przypadku - stratę przyjaciela.
 Swoją drogą, trochę mu się to wszystko wydawało śmieszne. Pomimo tego, że z Arsonem wychowywał się w zasadzie od dziecka, nigdy nie potrafił powiedzieć o nim, że był dla niego jak brat.
 A potem wkradała się rzeczywistość.
 Rzecz jasna sprawa sprawie nierówna, ale Jamie - na jakimś poziomie empatii - chyba byłby w stanie zrozumieć Everett. Zawsze tak było. Wszyscy dużo gadali: co zrobić, ale nigdy "jak" wcielić te wszystkie pseudomądrości w życie. Szczególnie jeśli własnym rozterkom towarzyszyła świadomość, że z pewnych relacji powinno się zrezygnować na dobre. Tylko wtedy odzywał się ten cichy głosik - niby u tyłu głowy, a jednak jakby w sercu. I ten cichy, niezwykle nachalny głosik dokładał wszelkich starań, aby o tych osobach przypadkiem nie zapomnieć. Żeby koniecznie zostawić im uchylone drzwi, gdyby jednak zmieniły zdanie i zechciały wrócić. W końcu to, że pozwoliło się komuś odejść, wcale nie znaczyło, że przestało się go wyczekiwać.

 Montgomery się uśmiechnął. I zaraz też by zaprzeczył. Oczywiście, że z rumieńcem było jej do twarzy. Może nikt jej tego nigdy nie powiedział, ale widział przecież jak oliwkowa zieleń tęczówek ładnie kontrastuje z różem policzków. Zupełnie innym niż ten, który Charlie ściągnęła teraz z punktu powyżej jego podbródka, na co z ust blondyna wydarło się tylko krótkie "oj".
Dzięki. Znając życie pewnie zorientowałbym się dopiero w domu — zapewnił, niejako pomagając jej odzyskać spokój. To przecież nic takiego, no nie? Zwyczajny, ludzki odruch. Nieprzewidziany, ale bardzo miły.
 Pokiwał ze zrozumieniem głową kiedy napomknęła mu o wąskim gronie swoich tinderowych kontaktów. Sam nie korzystał z tej aplikacji nagminnie, a jeśli już, to w krótkich, intensywnych zrywach. Oczywiście rozumiał zamysł nawiązywania relacji w taki sposób. Jednocześnie jednak był to główny powód, dla którego nie potrafił zupełnie poważnie traktować tego, na kogo kreowali się ludzie w sieci. Można więc śmiało uznać, że Jamie czuł się tak, jakby poznawał Charlie od początku. Z czystą kartą.
To chyba oznacza, że znajduję się w jakimś elitarnym, zaszczytnym gronie? — zasugerował niezbyt poważnym tonem. — Zaczynasz mi schlebiać, Charlie Everett. Jeszcze moment i się zapeszę. - Zażartował jeszcze, a chwilę później zatrzymał się już u boku wskazanej przez malarkę ławki. Wolną dłonią przetarł po jednej z desek, upewniając się, że nie ma na niej kurzu - i że, droga wolna, mogą siadać.
Ajwazowski. Przez "zet", nie "er". — Poprawił ją dość instynktownie, więc i bez zastanowienia. W pewnym momencie (a na ten "pewien moment" wyczekać musiał cztery bardzo długie sekundy) zdał sobie sprawę, że zabrzmiał zupełnie jak Arson. To jedna z takich auto-uwag, która potrafiła zabić ćwieka. Rozproszyć, wybić z rytmu rozmowy czy dotychczas rześko posyłanych spojrzeń - teraz powodując, że mężczyzna pozwolił sobie na wykolejenie myśli z ich przewidzianego toru.
 James zawsze śmiał się, że Arson był trochę jak taka Hermiona, w tej pamiętnej scence przy nauce "Wingardium Leviosa". Czuł się przy nim identycznie, łamiąc własny język na, najczęściej, łacińskich sentencjach.
 Charlie mogła zauważyć moment, w którym blondyn zreflektował się, że zareagował zbyt szybko. I niezupełnie w taki sposób, w jaki zamierzał. Z drugiej strony - ton jego głosu pozostawał tak samo łagodny, jak wcześniej. Tak naprawdę często zdarzało się, że osoby, z którymi nie miał jeszcze okazji dostatecznie dobrze się poznać, w jego obecności popełniały drobne lapsusy. Przejęzyczenia wyrzucone spod wodospadu rozgorączkowanego rumieńca. Parę zapętlonych, nerwowych sylab. I różne, inne takie. Nic wielkiego - na co jednak zerkał z dużą sympatią.
No, nieważne! Myślę że tak od mniej więcej stulecia jest mu to zupełnie obojętne, czy przez "zet", czy "er". Też się znalazł obrońca. — Wywrócił na samego siebie oczami. — Mam takie samo przeczucie. Że to będzie dobra współpraca. Tylko że... wiesz co… nie pomyślałem o zdjęciach. To znaczy spodziewałem się, że takie sprawy natury technicznej załatwimy… mailowo, chociażby. Więc byłoby super, gdybym wszystkie fotki mógł dosłać po spotkaniu. Pewnie jakoś wieczorem albo jutro z rana.
 Kiedy już dojedli słodką przekąskę, pozostałość po niej - w postaci szpiczastego patyka, James oparł o swoje usta. Zębami podskubywał ostrożnie pojedynczy zadzior przy samym jego czubku. Zastanawiał się nad czymś, tę samą chwilę pożytkując na to, aby przyjrzeć się szatynce. Sprawiała wrażenie zupełnie kruchej - w naturalny, bardzo kobiecy sposób. Pomyślał zaraz, że to właśnie taki rodzaj kruchości, który może się podobać. I że jemu ta kruchość też się podoba.
Zamrugał.
No chyba że… nie wiem, chciałabyś zobaczyć co i jak - na żywo. Przy okazji mogę cię zaprosić na kawę albo… kolację? Jeśli oczywiście byś mogła. I chciała.
Ostatnio zmieniony 2022-07-03, 18:55 przez Jamie Montgomery, łącznie zmieniany 1 raz.
  • <div class="podpisJM">what was it like to love? oh, it was like b u r n i n g //<br>
    where did it burn? everywhere. it burned everywhere.</div>
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"> <link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin> <link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.podpisJM {font-size: 9px; line-height: 0.6; font-weight: 600; font-family: 'Bitter', serif;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzeczywiście, czasami lepiej nam robi zostawienie uchylonych drzwi dla duchów przeszłości. Charlie doskonale o tym wiedziała, bowiem przynajmniej miała kilka chwil, których później mogła czepiać się na dobre. Starała się o nim zapomnieć, o Harper-Jacku, ale czy to coś dało? Może teraz jakoś się uda, gdy on definitywnie oddał swoje serce tamtemu chłopaczkowi. I tak wracał do swojej córki. Pewna zazdrość jednak będzie zjadać ją prawdopodobnie do końca życia. Bo ona zaznała takiej miłości tylko przy Dwellerze i teraz ten duch gnębił ją, nie pozwalając ruszyć na nowo.
Ale tak, sprawa sprawie nierówna. Można uznawać kogoś najlepszym przyjacielem, niemalże bratem, a ta osoba i tak zniknie kolejnego dnia. Takich relacji nie można zapomnieć ot tak, bo zajęły zbyt dużą przestrzeń nie tyle co w sercu, ale i w głowie. Jamie z pewnością rozumie to znakomicie.

- Byłbyś na pierwszych stronach wszystkich gazet, a raczej stron plotkarskich – odparła z rozbawieniem i sama odgarnęła zagubione kosmyki z twarzy, by założyć je za uszy. Ot, forma zagłuszenia dziwnych myśli, że źle zrobiła. Może rzeczywiście ostatnio za mało czasu spędza z innymi ludźmi, a w pieleszach (i pieluszkach)?
Rzeczywiście, Tinder nie zapowiadał raczej poważnych relacji i ona nigdy również tak nie traktowała tego wszystkiego poważnie. Może dlatego nie udało jej się nawet spotkać na żywo z tinderowcem i pokorzystać z kilku chwil. I dobrze, bo teraz inaczej nie rozmawialiby, a Charlie chowała się pod budką z watą cukrową.
Pokiwała głową na jego słowa, uśmiechając się przy tym lekko, zdecydowanie rozbawiona. Dawała im również czystą kartę, nie roztrząsając ich zaprzeszłej znajomości. Czas na nowe.
- Zdecydowanie, powinieneś to docenić – odparła ze śmiechem, by zaraz przyłożyć dłoń ciała na wysokości serca, jakby chciała mu tak pokazać, że wzruszyła się jego słowami. Zadziwiające, jak swobodnie czuła się przy nim i do jakiego stopni mogła z nim żartować. Już dawno nie miała wrażenia jakby miała nowego przyjaciela, ale znała go całe życie.
Przysiedli na ławce, Charlie zakładając nogę na nogę i wbiła spojrzenie w dmuchany zamek rozstawiony na trawniku, by dzieci mogły się sobą zająć. Już niedługo, a i Janey będzie tak skakała, a Charlie korzystała z chwili wytchnienia, by nie pilnować się ze słowami jakie wypowiada. Pytanie tylko: z kim będzie mogła tak rozmawiać? Teraz każdy jest wiecznie zajęty, co zauważyła dopiero będąc w domu, w ciąży. Jej własny brat nie miał wiecznie czasu, a przyjaciele powyjeżdżali ze Seattle. Dlatego też naprawdę cieszyła się na spotkanie z Jamiem, bo otwierało jej drzwi na zupełnie nowe samopoczucie i spokój.
Ściągnęła brwi na jego słowa, analizując co źle powiedziała. Dotarło do niej dopiero po chwili i szczerze roześmiała się, zakrywając nieco przy tym usta. To wszystko przez to, że chodził jej po głowie sos ajvar. Głupio jej się zrobiło jeszcze bardziej, bo przecież była malarką! Siedziała w tym wszystkim od lat, a pomyliła nazwisko. Podobno po ciąży kobiety mają galaretkę zamiast mózgu? To chyba prawda.
I nie przeszkadzało jej to, że Jamie ją poprawił. Może doceniła to nawet, choć tak, nerwowy słowotok i gafy były następstwem przytłoczenia przeszłości oraz jego samego. Prawdopodobnie wpływ miał również fakt, że… cóż, była samotna już jakiś czas. Hamowała się jednak, odpychając podobne myśli tak szybko jak się pojawiały. Wolała nie zagłębiać się w swoje pragnienia, bo i później będzie jeszcze gorzej wrócić do normalności. Z drugiej strony może to dobra okazja, by powrócić na Tindera i znów móc się bawić? Jej córka ma już pół roku, a ona pragnie kontaktów z innymi ludźmi. Chciała tańczyć całą noc, pić wino z kartonu w ilościach niezliczonych i znów wrócić do pracoholizmu. A tak? Mogła jedynie wrócić do kawałka wina.
- Och? T-tak, mogłabym, pewnie. Sama bym zobaczyła dokładnie kolory mieszkania, światło, duszę i-i… kolacja, mówisz? – Trochę nieśmiało zaznaczyła, że byłoby to miłe, lecz z drugiej strony nie chciała sugerować coś więcej. Źle to wyglądało w świetle jej filmów i Tindera. Nie zamierzała wyglądać na łatwą! – Kawa będzie w porządku, nie zajęłabym ci dużo czasu.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Daj mi moment — przeprosił ją, a potem poderwał się - na wspomniany momencik - żeby wyrzucić śmieci po słodyczach, a potem wytrzeć ręce w jakąś serwetkę lub chusteczkę (prawda jest taka, że Montgomery przez większość czasu sam nie był pewien co chowa po kieszeniach).
 Kiedy wrócił, usiadł w lekkim przeproście, bardzo subtelnie zwracając się w stronę swojej rozmówczyni. Łamane na: partnerki w interesach, łamane na: byłej-nowej znajomej. Nie żeby miało to dla niego większe znaczenie. Na pewno nie w tej chwili. Co innego, gdyby odpowiednio wcześniej narzucili sobie super-formalną nagonkę. Ale przecież byli pośrodku pikniku, waty cukrowej, zapachu taniej kawy przystępnej na każdą kieszeń i nawet tego dmuchanego zamku, któremu przed momentem przyglądała się Charlie (trudno, żeby nie zwrócił na nie - to znaczy na jej spojrzenie - uwagi!). Poza tym: pogoda sprzyjała dobremu, luźniejszemu samopoczuciu - więc po co mieliby niepotrzebnie - tak po biznesowemu - zadzierać nosa. Przynajmniej nie wyróżniali się na tle zebranych tu tłumów. Przyjść tutaj w garniturach i garsonkach byłoby posunięciem równie trafnym, co odwiedzić operę w dresie albo piżamie.
Okej, w takim razie bardzo doceniam — zapewnił, zakładając dłoń na własnej klatce piersiowej. Jak w lustrzanym odbiciu, gest dziewczyny naśladując względnie odruchowo. Gdyby między nimi istniał teraz jakiś ekwiwalent czwartej ściany - zostałby zburzony w taki sam sposób, w jaki dzieje się to na scenie.
 Potem, szukając sobie miejsca dla tej samej ręki, oparł ramię o tył ławki (wcześniej tylko poprawiając sobie koszulkę, bo ten nieszczęsny, przodujący Lennon trochę się pomarszczył, w wyniku czego - zgięty w pół - przykrył się własnymi nogami) - w ten sposób policzek swobodnie podtrzymując na dłoni. Zerkał na nią spod lekko opuszczonych powiek, więc i zza stosunkowo jasnej (bo i do tego rozświetlonej słońcem) przysłonki rzęs. Dziecięce pokrzykiwania odeszły na moment na dalszy plan, wygłuszone słowami Everett. Otaksował ją, bardzo powoli (uważnie i ostrożnie), tak, jakby próbował się w niej rozczytać. Jak w dobrej, ładnie napisanej książce, ale z trochę zbyt zawoalowaną fabułą. I mnóstwem, naprawdę mnóstwem wątków pobocznych, które nijak nie były ze sobą gatunkowo spójne.
Zawahałaś się! — Wycelował w nią palcem. Zarzut stawiając słownie i przez spojrzenie, spod uniesionej brwi. — Wyglądam na takiego, który nie potrafi gotować czy na takiego, który mógłby cię otruć... i to... z premedytacją?! — Najpierw udawał oburzonego. A potem się roześmiał. — W takim razie, niech będzie kawa. Ale gdybyś zmieniła zdanie, wiesz, masz przecież mój numer. Zawsze możesz napisać. Albo zadzwonić. — Pokiwał głową. — Tylko musisz mi powiedzieć kiedy by ci pasowało. Może poniedziałek? — zaproponował. A potem cmoknął pod nosem. Cichym klapnięciem języka o podniebienie. I całkiem niespodziewanie uderzyła go świadomość czego właściwie doszukiwał się w Charlie, kiedy jej się przyglądał.
 Bo przecież widział. Tak zwyczajnie, przez ułamek sekundy, pewien był że dostrzegł coś w źrenicach Everett. Wtedy, kiedy patrzyła na dmuchany zamek. A takie rzeczy wyłapywał, przede wszystkim, jako aktor. Jedni wierzyli, inni nie - na przykład brat jego ojca, wspierał co prawda karierę Jamesa i dwa razy dał się nawet przekonać do przyjścia na spektakl, ale podchodził do tego raczej sceptycznie.
Masz dzieci czy młodsze rodzeństwo? — zapytał, w pamięci próbując odtworzyć, czy kiedykolwiek wspominała coś na ten temat. Jednak jego przypuszczenia w zasadzie graniczyły z pewnością, że nie. — Znaczy, wiesz, nie musisz odpowiadać. To nie moja sprawa. — Podrapał się po karku. A to drapanie aktywowało jakiś krótki, nerwowy śmiech. — Ale ktoś, kto nie ma dzieciaków na głowie nie patrzy w ten sposób.
 Obserwowanie innych ludzi zawsze sprawiało Jamiemu największą frajdę. Uważał to zresztą za część procesu. Szczególnie, jeśli jego celem było wejść w postać, a nie tylko "odegrać rolę". To drugie potrafił zrobić praktycznie każdy. Dlatego lubił się przyglądać. Potem analizować i dokonywać adaptacji - tak samo, jak obyczajową nowelę przenieść można na deski teatru. Tylko że uczucia innych ludzi przenosił na siebie.
  • <div class="podpisJM">what was it like to love? oh, it was like b u r n i n g //<br>
    where did it burn? everywhere. it burned everywhere.</div>
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"> <link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin> <link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.podpisJM {font-size: 9px; line-height: 0.6; font-weight: 600; font-family: 'Bitter', serif;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy to możliwe, że coraz bardziej odczuwała chęć wspólnej kolacji? Czy było to na pewno do zrobienia? Do odegrania? Jak później wyglądałyby ich relacje na poziomie biznesowym? Tyle pytań, a tak niewiele odpowiedzi. Niewiadome były ostatnio w modzie, jeśli pod ostrzał szło życie Charlotte Everett. Ciężko stwierdzić czy naprawdę nie chce znać odpowiedzi, bo tak żyło się wygodniej czy boi się ich i specjalnie unika finałowego odcinka.
Prawdą, a raczej faktem było to, że odczuwała silne pragnienie nie tylko do ponownego malowania, ale i mężczyzny obok niej, który to tak zajadał się watą cukrową. Dopiero teraz zaczęła zdawać sobie sprawę, że poniekąd uległa stereotypowemu macierzyństwie: rzadko wychodziła z domu, nawet jeśli czasem udawało się wyrwać do pracy; była zmęczona nie tylko nieprzespanymi nocami, ale i swoim dzieckiem-przylepą; brakowało jej kontaktów towarzyskich, a przede wszystkim seksu (tego przygodnego, na jedną noc, ale również i stałego, kiedy tylko by zechciała z osobą, która żywi do niej jakieś uczucia). Czując więc rękę Jamiego za sobą, odetchnęła, niemal natychmiast zapominając o swoim dziecku. Była przecież bezpieczna w objęciach jej własnej matki. Nie musi więc przejmować się nią non stop, a trochę odetchnąć i pomyśleć o swoim zarobku.
Absurd. Czuła się jak skończona idiotka, która nie była zadowolona ze swojego życia – wiecznie, cholera jasna. A widząc jak jej się przygląda niemal cały czas, miała aż dreszcze, bo bała się, że to rozgryzie.

- Dobrze, niech będzie, że wierzę, że potrafisz gotować. Na pewno robisz lepiej to ja. Przekonajmy się. Bardzo chętnie zjem z tobą kolację – odwróciła się nieco bardziej ku niemu, uśmiechając się promiennie, bowiem cieszyła się niesamowicie na ich wspólny wieczór. Oczywiście, by oglądać jego mieszkanie i szukać inspiracji. – Poniedziałek będzie w porządku.
Przed nią jedynie czeka rozmowa z matką, by zajęła się jej córką. Nastąpi grad pytań i grad kłamliwych odpowiedzi, gdyby zdenerwowała się. Z drugiej strony wystarczy powiedzieć prawdę – praca ją wzywa. Tak teoretycznie powinna traktować tę relację, choć nie do końca tego chciała. Zadziwiające, jakie emocje nią targały po niedługiej znajomości i ponownym spotkaniu. Ile się nie widzieli? Z półtorej roku? Rok? Dwa? Długo, a mimo to wciąż coś w niej się paliło żywym ogniem.
Tylko teraz pojawił się problem. Jamie rozgryzł ją. Przełknęła ciężko ślinę, zerkając na niego zaskoczona. Nie spodziewała się takiego pytania. Odgarnęła nieco nerwowo włosy i zmusiła się do uśmiechu, wymazując z krajobrazu dmuchany zamek i wszystkie inne dzieci, stąpające po tym piekielnym pikniku.
- M-mam. Mam córkę. Po prostu… myślałam o tym, że cieszę się, że jeszcze nie chodzi, bo całe piekło związane z placami zabaw i innymi zabawami dopiero przede mną i… - Odwoła teraz kolację? I kawę? A obrazy? – Ma pół roku i była dość sporą niespodzianką, biorą pod uwagę, że nie jestem z jej ojcem. Więc… liczyłam, że nie widać tego po mnie. Wiesz, bycia matką – mruknęła zmieszana, zagryzając wargę dość niepewnie. Chciała wciąż być atrakcyjna, a jednocześnie mając dziecko, o którym marzyła bardzo długo. Teraz legło to w gruzach, a jej samopoczucie mogło ulec zniszczeniu raz na zawsze. Już i tak jej były chłopak wolał innego mężczyznę. Więc? Pozostawało jej być tylko i wyłącznie matką. – Czy to… to ci jakoś, nie wiem, przeszkadza?
Przecież nie myślała tylko o dziecku, odkąd się spotkali.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1
Cóż, nie tylko życie Nate'a dosyć mocno zmieniło się dzięki pojawieniu się małej Nadii. Kilka lat temu była nawet przeciwniczką posiadania dzieci, gdyż jako typowa karierowiczka kierowała się tym, by jak najszybciej osiągnąć wiele w swoim zawodzie. Zwłaszcza, że po rozwodzie i rozpoczęciu nowego życia była dosyć zdeterminowana, by osiągnąć jakiś sukces - taka kancelaria prawna w Seattle byłaby już czymś. Wtedy mogłaby pokazać eksmężowi, że popełnił błąd. Czy nie przepracowała jeszcze rozwodu? Teraz zdecydowanie miała inne rzeczy na głowie niż rozpamiętywanie swego nieudanego małżeństwa. Można nawet rzec, że pojawienie się dziewczynki bardzo pozytywnie wpłynęło na psychikę Cecylii. A pojawienie się w jej życiu ojca małej Nadii pomogło ją odciążyć. Początkowo była przekonana, że sama wychowa, że przecież da radę, I dawała, ale kiedy nadarzyła się okazja, by dziecku stworzyć w miarę normalną rodzinę, Cece postanowiła z tego skorzystać - wiedziała jak ważny jest wpływ obojga rodziców na wychowanie dziecka.
Dlatego też, kiedy tylko nadarzyła się okazja to wyciągała Nate'a na wszelakie pikniki, warsztaty czy inne kinderbale , by dać poczucie obecności obojga rodziców - dziewczynka rozumiała coraz więcej, zaczynała coraz bardziej komunikować się ze światem, dlatego było to takie ważne.
-Może lepiej nie namawiaj jej na balony, bo potem będziesz musiał wydać na nie fortunę - zażartowała Cece, odwracając się w stronę mężczyzny i poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Kto jak kto, ale ona doskonale wiedziała, że ich córka miewa takie zachcianki, które albo spełnisz w tej chwili, albo będzie awantura. To chyba odziedziczyła po mamie, ale pani Janda raczej się do tego nigdy nie przyzna.
-Jasne, myślę że będzie nawet wygodniej z zabawkami Nadii - przytaknęła blondynka i podała mężczyźnie matę, którą wyciągnęła z pokaźnej torby, w której jakby ktoś chciał to by i Atlantydę znalazł. Serio, gdzieś na dnie tej torby na bank walały się chrupki sprzed pół roku i gryzaki, z których Nadia już dawno nie korzysta.
Kiedy Nate rozłożył matę, Cecylia usiadła na niej i wyciągnęła kubek w którym miała przygotowane picie dla Nadii, rozłożyła też kilka jej zabawek. -[b[Chodź córuś na piciu[/b] - zawołała dziewczynkę, a kiedy ta przydreptała do niej, to usadziła ją obok siebie, i podała jej kubek. Nadia ochoczo przyssała się do kubeczka z jej ulubionym soczkiem jabłkowym i sięgnęła jedną rączką po różowego kucyka pony.
Cecylia słysząc pytanie mężczyzny, zamyśliła się i spojrzała w stronę straganów i budek z jedzeniem. -Wiesz co... Może gofra? Ale takiego full wypas. I weź takiego z samym pudrem dla Nadusi - poprosiła, robiąc przy tym minę, jakby sama była dzieckiem i próbowała wyżebrać na rodzicach dodatkowego słodycza. -Z racji tego, że powierzam Ci dziecko, mogę też powierzyć Ci pieniądze - zaśmiała się i sięgnęła po portfel, by móc zapłacić za siebie. No halo, to przecież żadna randka żeby facet wywalał na nią kasę, w końcu jest samodzielną matką -polką (hehe) i umie zadbać o siebie i o dziecko.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Oboje mieli bardzo podobne podejście do życia. Nastawienie na karierę, odkładanie na później zakładania rodziny, w przypadku Nate’a głównie przyjemności. Po pracy uwielbiał spędzać czas aktywnie i doświadczać wszelkiego rodzaju sportów ekstremalnych. Nie planował zbyt w przód, cieszył się chwilą. I w ten sposób wystarczyła chwila nieuwagi, by na świecie pojawiła się Nadia.
- Jej nie trzeba do niczego namawiać, Ona doskonale wie, co w danej chwili chce - zerknął na nią spod przymrużonych powiek, ale w kącikach jego ust czaiło się rozbawienie. Nie raz i jemu już pokazała, na co ją stać. - Poza tym wystarczy, że rzuci tylko tym swoim spojrzeniem i już nie mam nic do gadania. Ciekawe, po kim to ma, hm? - Tym razem swój wzrok przerzucił na Cecylię, unosząc sugestywnie brew, a w jego oczach igrały zawadiackie iskierki. Od kogoś mała musiała się tego nauczyć, prawda? I nie ulegało wątpliwości, że Nate’owi serce miękło za każdym razem, kiedy córeczka próbowała coś na nim wymóc. Właściwie płci pięknej w każdym wieku nie potrafił odmówić.
- Właśnie o tym mówiłem - zaśmiał się na słodką minkę Cecylii, niemal dokładnie taką samą, jaką czasem robiła do niego Nadia, odnotowując jednocześnie w myślach zamówienie. Jednak widząc, że sięgała po portfel, ściągnął brwi w niezadowoleniu. - Cieszy mnie, że masz do mnie takie zaufanie, ale rozmawialiśmy już o tym, Cece. W tej kwestii nie ma równouprawnienia - przypomniał jej głosem stanowczym, acz nie noszącym znamiona urazy, po czym spojrzał na nią z rozbawieniem. Nie było mowy, żeby płaciła za siebie w jego towarzystwie, choćby nie wiadomo jaką była feministką. Został wychowany na dżentelmena, poza tym nie należał do biednych osób, dlatego kobieta nie musiała przejmować się pieniędzmi.
Wszędzie były spore kolejki, więc chwilę mu zajęło, zanim wrócił z goframi. Musiał przy tym bardzo uważać, żeby nie zostać potrąconym przez przechodniów i przypadkiem nie upuścić takich smakowitości. Po drodze udało mu się przy okazji zgarnąć bańki mydlane, które zamierzał pokazać małej, kiedy skończą jeść. Najpierw zwrócił się do jej mamy.
- Proszę, gofr bąbelkowy z lodami, polewą i kawałkami oreo, zgodnie z życzeniem - uśmiechnął się szeroko. Miało być full wypas, więc nie mógł zawieść. Następnie odwrócił się do małej. - Proszę, kochanie, zobacz, jakiego pysznego gofra mam dla ciebie. - Dobrze wypieczony, prostokątny kawałek z cukrem pudrem był idealny do trzymania w rączce i choć tą miała zajętą ulubionym pluszakiem, na widok jedzenia porzuciła zabawkę i zajęła się słodkim ciastem, Nate mógł więc spróbować swojego wynalazku. On wybrał opcję z owocami. - To się dopiero nazywa śniadanie - westchnął żartobliwie, spoglądając na pokaźne bryły bubble waffle. - Ale czasem można zaszaleć. A propo, jak tam twój wczorajszy babski wieczór? - zagadnął z zainteresowaniem. Przez cały Pride Month w mieście organizowane były różnego rodzaju wydarzenia, a Nate zajmował się Nadią, by Cecylia miała chwilę dla siebie. Należała jej się, nie miał co do tego żadnych wątpliwości.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakiś mądry cytat (pewnie Paulo Coelho) głosił, że najlepszych rzeczy w życiu nie zaplanujesz - i chyba właśnie ich córka jest tego przykładem. Cecylia początkowo przerażona wizją macierzyństwa, teraz nie wyobrażała sobie, jak puste jej życie było bez Nadii. Nawet nie przypuszczała, że to ona dostanie odpieluszkowe zapalenie mózgu, no ale stało się. Ba! Tak spodobało się jej bycie mamą, że chciałaby kiedyś sprawić Nadusi rodzeństwo, tylko że chwilowo nie ma ku temu warunków. Jakoś model rodziny patchworkowej niekoniecznie do niej przemawiał.
Na słowa Nate'a Cecylia tylko rozglądnęła się teatralnie dookoła, niby poszukując domniemanej osoby, która miałaby takie spojrzenie, co jej córka. Nie znajdując nikogo takie wzruszyła ramionami, po czym się roześmiała. - Ja tam nic na ten temat nie wiem. Musisz być po prostu bardziej asertywny względem naszej córki - oznajmiła wesoło. Cóż, jakby jeszcze ona jeszcze tego się trzymała sztywno - starała się nie wychowywać Nadii na rozpieszczonego dzieciaka, ale czasem się nie dało i dla świętego spokoju wolała spełniać jej zachcianki. No cóż, najwyżej potem będzie wydawać kasę na psychologa, ale to za jakieś... 14 lat pewnie.
Cecylia słysząc jego słowa po raz kolejny zrobiła minę "ale przecież nie wiem o co chodzi". -Eh, już chyba wiem, po kim Nadia jest taka uparta. Jednak nadal będę próbować, w końcu ja też czasem mogę nam coś zafundować - odparła chowając portfel z powrotem do torby. Lubiła to cało równouprawnienie, poza tym w kancelarii nie zarabiała mało i po prostu czasem chciała zrobić też przyjemność Nate'owi. Ot tak, bo był dobrym tatą. I fajnym facetem, to akurat musiała przyznać z czystym sercem. W końcu musiał się jej też spodobać, skoro wylądowali razem w łóżku.
Przez czas, który mężczyzny nie było, Cecylia ułożyła się wygodnie na macie, wspierając głowę na dłoni i przyglądając się córce, która bawiła się chwilkę maskotka. Kiedy Nate wrócił podniosła się i chwyciła w obie dłonie gofra, którego jej sprezentował. Trafił idealnie, gdyż az oczy się jej zaświeciły - cukrzyca murowana i potem pewnie będzie mieć karne orbitreki na siłowni, no ale odmówić sobie takiego przysmaku to aż grzech. -Dzięki! To nawet jest więcej niż full wypas - odparła, delikatnie oblizując wargi. Cecylia zanim jeszcze wgryzła się w swoje jedzonko, upewniła się, że Nadia sobie poradzi ze wszystkim - raczej nie była matką, która wyręcza we wszystkim swoje dziecko, ale kontrola podstawą zaufania nie? Widząc, że dziewczynka z radością ciamka swojego gofra, postanowiła zając się swoim, odgryzając kawałek i przy okazji brudząc sobie nos lodem. -Ciekawa jestem, czy w ogóle jadasz jakiekolwiek śniadania - odparła, patrząc na niego znad gofra - cóż doskonale wiedziała jak to jest, jej czasem przecież też zdarzyło się przeżyć cały dzień tylko o kawie, ale też była świadoma jak obciążające jest to dla organizmu. A przecież Nadia potrzebuje zdrowych rodziców, a nie! -Właśnie, jeszcze nie zdążyłam Ci podziękować, że zostałeś z małą. Więc: dziękuję! - odparła, delikatnie kłaniając się w stronę mężczyzny - Wiesz, bardzo grzecznie. Jakby nie patrzeć, wszystkie jesteśmy po 30 i wszystkie mamy dzieci, więc grzecznie o 3 w nocy, każda już spała - odparła z rozbawieniem. -Ale fajnie było w końcu wyjść do klubu i potańczyć. Czasem człowiek nie wie, że czegoś tak głupiego mu brakuje. Wiesz, że w sumie nie byłam w klubie, od naszego pamiętnego spotkania? - zapytała, wskazując przy tym głową na Nadię, wiadomo o jakie spotkanie chodziło i co było powodem jej grzecznego życia. -A Wy jak się wczoraj bawiliście? - zapytała, znów zajmując się swoim gofrem, tym razem używając już do tego przyniesionej przez Nate'a łyżeczki.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Mimo przewrócenia do góry nogami jego dość ułożonego życia, wcale nie żałował, że tak się właśnie stało. Patrząc na to z perspektywy tych kilku ostatnich miesięcy i tego, jak bardzo angażował się w życie córeczki oraz dostosowywał się do niej i Cecylii, widać było zmiany, jakie się w nim dokonywały. Dzięki małej uczył się cierpliwości, opanowania, okazywania wdzięczności, miłości oraz wsparcia. Zrozumiał, jak ważne było zachowanie relacji i stały kontakt z bliskimi. I że było coś znacznie ważniejszego od pracy i wiecznej zabawy. Rodzina. I choć może nie była do końca typową, tradycyjną, to potrafiła zespolić i wskazać priorytety. Takich właśnie zmian Nathaniel potrzebował w życiu. I właściwie jedyne, nad czym ubolewał, to fakt, że ominął go cały proces ciąży i pierwszy rok dziecka i wszystkie małe wielkie etapy po drodze. Jeśli kiedyś w jego życiu miałby pojawić się drugi potomek, to następnym razem już nie chciał tego przegapić.
- Niestety, pięknym paniom nie sposób czegokolwiek odmówić - odparł z uśmiechem przyczajonym w kącikach ust. Nie było to co prawda godne pochwały, bo naprawdę większą asertywność okazywał względem mężczyzn. A kobiety miały w sobie coś takiego, co nie pozwalało mu powiedzieć nie. A Nadia uczyła się już od małego, jak obracać sobie mężczyzn wokół palca. Już zastanawiał się, jaka cwaniara z niej wyrośnie.
- Nie jestem uparty. Jestem… wytrwały w swoich postanowieniach - stwierdził, beztrosko wzruszając przy tym ramieniem. - A próbować zawsze możesz - dodał i zrobił przy tym przebiegłą minę, jakby chciał zaraz dopowiedzieć, że skutki tych prób raczej nie spełnią jej oczekiwań. Tata wychował go na dżentelmena i tak miało pozostać, bez względu na to, czy Cecylia miała pieniądze czy nie. On nigdy sobie nie żałował i nie zamierzał tego robić jego rodzinie, którą od niedawna stanowili.
- Do usług - W jego oczach rozbłysło rozbawienie na reakcję prawniczki na przyniesione słodkości. Doskonale wiedział, jak niewiele czasem wystarczyło kobiecie, żeby ją zadowolić, a przecież powinien punktować u mamy ich córki, prawda? Niby nie bez powodu znaleźli się razem w jednym łóżku prawie te dwa lata temu, ale nadal należało utrzymywać dobrą reputację. Zanim odpowiedział na jej pytanie, uniósł wzrok znad własnego gofra i jego twarz znów rozjaśnił wesoły uśmiech. - Masz coś na nosie. To chyba też Nadia po kimś odziedziczyła - zmrużył oczy, nie potrafiąc się powstrzymać przed zaczepnym spostrzeżeniem. - Rzadko mi się zdarza jeść śniadania. Ale jak już mam nastrój lub motywację na odpalenie kuchennego palnika to są to zwykle pancake'i albo tosty francuskie. Na szczęście Nadia jest doskonałą motywatorką - przyznał pogodnie, zerkając, jak sobie radziła z jedzeniem. Nie każdy znał jego umiejętności kulinarne, które znacznie wychodziły poza sporządzenie jajecznicy. Z rana wybierał się na jogging, później kawa w przelocie i praca. A bywały i takie czasy, kiedy przez cały dzień potrafił obyć się bez jakiegokolwiek posiłku. Na jej podziękowanie machnął ręka z łyżeczką w powietrzu. - Nie ma za co. Każdemu w życiu należy się odrobina szaleństwa. Nawet rodzicom. A już zwłaszcza mamom. - Widział to po swoich znajomych-rodzicach. Każdy potrzebował tej chwili wytchnienia i pomyślenia o sobie. - Ale nie widać po tobie zmęczenia, jak po takiej imprezie świetnie wyglądasz - przyznał szczerze, choć może to typowa męska spostrzegawczość i nie zwracał uwagi na szczególiki. Jeśli takie istniały to najwyraźniej nie były dla niego istotne. - I czuję się za to odpowiedzialny - odpowiedział, na moment nieco ściągając brwi, po czym zaraz dodał: - To czego ci jeszcze brakuje, odkąd dowiedziałaś się o Nadii? - Wiele musiało ominąć Cecylię, a na pewno miała jeszcze jakieś marzenia, które chciałaby spełnić albo wrócić do pewnych nawyków, które kiedyś lubiła. - A świetnie. I też bardzo grzecznie. Najpierw bawiliśmy się w księżniczkę i rycerza, który ratował ją z wieży. Potem uciekaliśmy przed smokiem po całym mieszkaniu. I tak się zmęczyliśmy, że po krótkiej bajce już o 21 usnęliśmy, prawda? - zagadnął do Nadii, posyłając jej uśmiech. Miał dobre przeczucie, kładąc się spać wcześniej, bo z rana czekała go wczesna pobudka.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na szczęście dla Nataniela, Cecylia jak typowa mama z odpieluszkowym zapalaniem mózgu nagrywała większość "pierwszych razów" Nadii i ciągle trzymała je w swoim telefonie. Pewnie już kilkoma filmikami zdążyła go uraczyć. Tak samo jak licznymi zdjęciami, których dorosła Nadia pewnie będzie się wstydzić - cóż, chwilowo jest bardzo uroczym bąbelkiem więc Cece może sobie zapełniać galerię w swoim nowy iphonie.
-Dobra dobra, już nie musisz nam tak słodzić - odparła z lekkim przekąsem, ciągle się uśmiechając. No co poradzić, że lubiła tego ojca swojej córki. Na razie jakoś z mężczyznami nie było jej jednak po drodze, chyba za bardzo poświęciła się opiece nad Nadią - poza tym, nie chciała jej chwilowo mieszać w głowie, ważne było teraz, by budowała relacje z ojcem. Poza tym, jak na razie jedna nieudana relacja z mężczyzną jej wystarczy.
Na jego kolejne słowa tylko pokręciła głową, uśmiechając się szeroko - zrozumiała, że w tej kwestii jest raczej przegrana, ale nie zamierzała się poddawać. Poza tym, zawsze można go jeszcze wziąć podstępem i kupić coś dobrego w ramach niespodzianki nie?
Kiedy zwrócił jej uwagę na nos, Cecylia speszyła się lekko i szybko sięgnęła po telefon, by na przedniej kamerce sprawdzić co też takiego na tym nosie ma. Widząc plamę po lodzie, tylko wywróciła oczami w duchu myśląc Celka, Ty to zawsze coś musisz... po czym sięgnęła do swojej wielkiej torby i wyciągnęła z niej paczkę mokrych chusteczek. Wyciągnęła jedną i delikatnie wytarła sobie nos, nie wyrzucała jej tylko położyła obok, bo tak coś czuła, że jeszcze się jej przyda. -Dzięki - rzuciła w stronę Nathaniela, próbując ukryć lekkie zmieszanie znów wgryzła się w swojego wafla i ukryć lekkie rumieńce, które pojawiły się na jej policzkach. Zawsze peszyły ją tego typu sytuacje, bo niby jako perfekcjonistka starała się mieć wszystko po kontrolą i dobrze wygladać, a z drugiej strony miała szczęście by się ufajdać czymś. - A to błąd, bo śniadanie jest najważniejszym posiłkiem. Czyli muszę podrzucać Ci Nadię częściej na noc, żebyś był zmuszony zadbać o swój brzuch z rana - odparła, niezwykle dumna ze swojego pomysłu. Cecylia zwłaszcza po ciąży zaczęła przywiązywać wagę do zdrowego odżywiania. Nie była jakąś fit wariatką, ale przywiązywała wagę do tego co jadła (zwłaszcza jak jeszcze karmiła piersią) oraz tego co serwowała swojemu dziecku. A o ważności śniadania trąbią wszystkie fit portale i te o zdrowym żywieniu też.
-Tatom też - przyznała, po czym znów wgryzła się głębiej w swojego gofra. Słysząc komplement o wyglądzie szybko przeżuła to co miała w buzi i otarła kąciki ust -Dziękuję. Widocznie licznie zarwane noce z małą sprawiły, że potrafię z rana wyglądać nie najgorzej - zaśmiała się i przy okazji, lekko pogłaskała dziewczynkę po główce. Nadia ciągle była zajęta ciamkaniem swojego gofra. Zdecydowanie była fanką jedzenia, a zwłaszcza lubiła poznawać nowe smaki - to też chyba odziedziczyła po mamie. Na jego pytanie wzruszyła lekko ramionami, chcąc odpowiedzieć "niczego", ale zastanowiła się głębiej nad tym pytaniem. - Cóż... Przespanej nocy, wylegiwania się w łóżku do 10 rano. Ciepłej kawy. Wyjścia do kina.... Trochę tego jest, ale raczej prozaiczne rzeczy. Jak przyjechalam do Stanów do ciotki i brata, to po skończeniu kursu bardzo chciałam zobaczyć Nowy Jork i Nowy Orlean. Kto wie, może jak Nadia podrośnie to się tam wybiorę - odparła. Miała wiele marzeń i planów, które zostały zrewidowane przez pojawienie się ich córki. Chciała rozwijać się prawniczo i żyć bez zobowiązań, bo żyła w przekonaniu, że skoro rozpadło się jej małżeństwo to raczej rodziny nie stworzy, a tu proszę. Cecylia uśmiechnęła się lekko patrząc na Nadię i siegnęła po kolejną mokrą chusteczkę, by wytrzeć jej troszkę rączki. Nie żałowała niczego, ale czasem tęskniła za swoim dawnym życiem. Chociaż z drugiej strony miała już 34 lata, może ta wpadka to akurat jej jedyna szansa na dziecko ? Wolała się nad tym nie zastanawiać, tylko żyć tu i teraz - i raczej się to jej udawało, tylko teraz Nate tym swoim pytaniem wprowadził taki lekko nostalgiczny nastrój. -W sumie nigdy nie pytałam, jak zmieniło się Twoje życie po pojawieniu się Nadii. Dużo namieszałyśmy? - zapytała, bo wiedziała że to nie tylko Nadia wkroczyła w jego życie w swoich słodkich różowych bucikach, ale ona również. A jakoś nigdy nie było czasu na tego typu rozmowy, zazwyczaj ich dialogi ograniczały się do rozmów o Nadii, a może czas to zmienić.
-Cóż, ominęło mnie tyle frajdy. Też kiedyś chciałam być księżniczka uratowaną z wieży. Ale rozumiem, że to Ty byłeś rycerzem? Bo podczas ostatniej zabawy, ja musiałam grać konia, a ona chciała być królową-dinozaurem, więc wolę dopytać - wyjasniła - ich córka zaczynała mieć coraz dziwniejsze pomysły, a częste przebywanie na placu zabaw wśród innych dzieciaków, tylko to potęgowało. Pech chciał, że Nadia zakumplowała się z jednym fanem dinozaurów, więc od pewnego momentu przybyło kilka t-rexów w mieszkaniu Cecylki, na których to Nadia sadzala swoje lalki. Ot dziecięca fantazja.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”