WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

23. Mówi się – a przynajmniej takie komentarze zawsze słyszała od swojej siostry czy też innych kobiet spodziewających się dzieci – że okres ciąży naprawdę bardzo się dłuży, a szczególnie trudno jest znieść ten ostatni etap, który okazuje się być dla kobiety najbardziej wymagającym. Sam okres ciąży Jordanie jednak minął niemal w mgnieniu oka – wydarzyło się chyba wówczas tak wiele rzeczy, że naprawdę od momentu, w którym z przerażeniem spoglądała na test ciążowy do tego, w którym przygotowywała się i z niecierpliwością wyczekiwała narodzin syna, minęła chyba zaledwie jedna chwila: niemal jedno mrugnięcie oczami. A może wynikało to jedynie z faktu, że ostatecznie ciąże znosiła naprawdę całkiem nieźle, mogła w zasadzie przez większość czasu normalnie funkcjonować i co najważniejsze, cieszyła się tym stanem, mając u swojego boku Chestera – który okazał się być dla niej największym wsparciem. Jeszcze chwilami chyba żałowała tego, że kiedyś tak źle go oceniła w stosunku do tego, że mógłby zostać ojcem i z tego obowiązku się wywiązać: bo jak się okazało, wywiązywał się doskonale, spełniając się również w roli narzeczonego, który dbał o swoją kobietę na każdym kroku. A ona chyba nigdy nie mogłaby się znudzić tym jaki był troskliwy i opiekuńczy, bo naprawdę miała poczucie, że niczego jej nie brakuje – mimo, że to momentami mogło ograniczać jej samowystarczalność, o którą tak zawzięcie zawsze walczyła. Ale chyba ten etap – i trochę własną dumę, schowała już do kieszeni, ustępując miejsca rozsądkowi i pozwalając się rozpieszczać, bo wreszcie zrozumiała, że to nie oznaczało nic złego – że było to normalnym etap w życiu i że istotnie czasami tej pomocy potrzebowała. Ale oni mają tendencję do tego, że przy sobie uczą się wspólnie nowych rzeczy – że wzajemnie idealnie się uzupełniają, sprawiając, że ta druga strona na pewne aspekty po prostu z biegiem czasu w końcu spogląda inaczej. Pokazują sobie wzajemnie, że – można inaczej i chyba dzięki temu wypracowali sobie już tak mocną relację, która mogła przetrwać cały ten czas, który wspólnie spędzili. Jak i liczne przeszkody, które pojawiały się na ich drodze – bo skoro pokonali już tak wiele, to zdawać by się mogło, że nic nie mogło im już zaszkodzić. A ten wszechogarniający spokój pozwolił im spędzić ostatnich kilka tygodni w naprawdę przyjemnej atmosferze – gdzie ten wspólnie spędzony czas był na wagę złotą, a oni cieszyli się wspólnymi momentami bez końca. Po tym jak niemal sama wypuściła bruneta ze swoich rąk, tym razem zdecydowanie rozważniej podchodziła do swojego zachowania – ale też z drugiej strony, nie czuła wcale, że mogłaby mu cokolwiek zarzucić. Poza tym to wzajemnie zaufanie zdecydowanie się umocniło, a Jordie skupiała się już w dużej mierze do tego, by przywitać na świecie ich synka. Ten zbliżający się nieubłaganie moment jednocześnie napawał ją ekscytacją i strachem, co okazywało się być całkowicie normalnym zjawiskiem w przypadku pierwszego porodu. Zbawiennym okazało się rozpoczęcia uczęszczania do szkoły rodzenia, która ostatecznie w praktyczny sposób przygotowywała ich na ten dzień, jak i również zaznajamiała z samą opieką nad niemowlakiem – mimo, iż to uzmysławiało im chyba coraz bardziej, że to dzieje się naprawdę, to jednocześnie pozwalało im zapoznać się ze wszystkim i pozwalało na zachowanie spokoju – w chwili, gdy docierało do nich, że za jakiś czas sami takie maleństwo – żywe – będą mieć pod swoją opieką. Niezmiennym jednak okazywał się również fakt, że w dużej mierze to właśnie Chet wzbudzał tam największe zainteresowanie i to bynajmniej nie tylko u kobiet w ciąży, które w pewnych przypadkach musiały pojawiać się w takiej szkole rodzenia same, ale głównie również u kobiet, które takie zajęcia prowadziły – i nie, one nie były w ciąży, ku rozpaczy Jordany prezentowały się nienagannie i zdecydowanie lepiej niż ona: duża, ociężała i nie-tak-seksowna. Oczywiście etap zazdrości brutalnie już przerobili w ostatnim czasie, nie zmieniało to jednak faktu, że to ukłucie nadal gdzieś w niej pozostawało, gdy mimowolnie dostrzegała spojrzenie bruneta, wodząc gdzieś za jedną czy drugą kobietą – albo to po prostu jej paranoja, bo przecież mógł równie dobrze jedynie obserwować to co dana kobieta im prezentowała w temacie ciążowych. Nie ulegało jednak wątpliwością, że ona sama wkraczała już w ten najtrudniejszy czas – bo brzuszek naprawdę znacząco się powiększył i nieco już utrudniał jej funkcjonowanie, przez co ograniczyła nawet bywanie na uczelni i jedynie na tyle na ile mogła, uczestniczyła w swoim studenckim życiu: ucząc się i robiąc projekty, czasami łącząc się także zdalnie. Przez to wszystko znowu zdarzało się, iż bywała nieco złośliwa i niezadowolona, bo chyba cholernie tęskniła już za swoją nienaganną sylwetką, dobrą formą fizyczną, a nawet za tym, że mogła swobodnie ubrać buty, które nie okazywały się ostatecznie zbyt małe, gdy na przykład napuchły jej nogi. Czasami ta frustracja narastała w niej ze zdwojoną siłą i wówczas tak – rykoszetem obrywało się brunetowi, niemniej jednak nie na tyle, by ich drogi znowu miały się rozejść, a nawet jeżeli czasem istotnie miał dość swojej kapryśnej narzeczonej, to bynajmniej nie dawał jej tego odczuć. Tak jak i dzisiaj, gdy ewidentnie Jordana od rana miała kiepski nastrój, bo również i sen przychodził jej z trudem, gdy ułożenie się na łóżku w dogodnej pozycji graniczyło z cudem, ale na samych zajęciach w szkole rodzenia, z których właśnie wrócili – jakby nieco się ożywiła. Zawsze ekscytowało ją to wszystko na tyle, że do domu wracała z nową energią i ta ekscytacja przejawiała się w coś pozytywnego, przynajmniej do momentu, gdy uroki trzeciego trymestru nie dawały o sobie znowu znać. Ostatecznie więc musiała się na chwile położyć, najpewniej na krótką chwilę się także zdrzemnęła, bo gdy to się już udawało – w jakimkolwiek momencie! – naprawdę nie należało jej budzić. Gdy jednak w końcu musiała iść za potrzebą, a chadzała niestety coraz częściej, o śnie nie było już mowy, w końcu jednak usłyszała odgłosy dobiegające z pokoju obok, więc zajrzała do środka i uśmiechnęła się nieznacznie, widząc jak Chet zmagał się ze złożeniem łóżeczka dla ich synka. – I jak Ci idzie? – zagadnęła, zwracając tym samym jego uwagę, gdy przechodząc pogłaskała także Aldo, który pełen radości ochoczo brunetowi tutaj towarzyszył – Chętnie bym Ci pomogła, chciałabym mieć jakiś wkład w jego urządzanie poza wybieraniem wszystkiego – stwierdziła, próbując sięgnąć po jeden z elementów, ale cóż, pochylenie się również nie było do końca takie proste, więc ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu, zamiast tego stanęła znowu prosto i pogładziła dłońmi swoje plecy, krzywiąc się przy tym lekko – Nasz synek zdecydowanie będzie dużym facetem. Już właściwie mogę z tym brzuszkiem tylko chodzić, a nawet to czasami nie jest takie proste… i bolą mnie plecy – westchnęła, bo chociaż starała się nie narzekać nazbyt wiele, to czasami przychodziły takie dni jak ten, gdy to wszystko doskwierało jej jakby ze zdwojoną siłą. I niestety Chet musiał wykazać się cierpliwością i zrozumieniem, bo chyba to już ostatnia prosta, więc może jakoś oboje to przetrwają – A nie wierzyłam siostrze, gdy mówiła, że ten ostatni okres jest najtrudniejszy. Czuję się ogromna… i nie, nie zaprzeczaj – wycelowała w niego palec wskazujący, spodziewając się właśnie takiego komentarza z jego strony, bo właściwie powtarzał jej to za każdym razem, nie szczędząc komplementów, w co oczywiście wierzyła, jak i w to, że mówił szczerze, ale jednak miała też świadomość tego, że jest znacznie większa – Naprawdę jestem ogromna, więc wcale nie powinnam się dziwić, że chociaż w tej szkole rodzenia możesz sobie popatrzeć na panie prowadzące – zerknęła na niego sugestywnie – Dzisiaj jedna z nich jakoś szczególnie sobie Ciebie upatrzyła – zawyrokowała, dzieląc się z nim swoim spostrzeżeniem, jakby jednocześnie odrobinkę ten fakt mu wytykając. Znowu wychodziła z niej lekka zazdrość – ale może nawet nie tylko o zachowanie Chestera, co o fakt, iż tamte kobiety były zgrabne i przynajmniej mogły się normalnie poruszać. Odetchnęła cicho, usilnie prostując swoje ciało i kręgosłup, który bolał ją od ciężaru, który nosiła, po czym ostrożnie podeszła do konstrukcji łóżeczka, która dumnie stała już po środku pokoiku i pogładziła dłonią jeden z elementów, uśmiechając się mimo wszystko lekko z uznaniem. Chet i tak znowu jej imponował tym, że wszystko robił sam i że tak świetnie sobie z tym radził, nawet wysłuchując nieustannie nad uchem jej narzekań, które pewnie szybko nie miną. Anielska cierpliwość?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

31.

O Chesterze można by powiedzieć wiele - z całą pewnością jednak nie to, że był cierpliwy, bowiem to właśnie wrodzona impulsywność była tym, co cechowało go przez całe życie, oraz czego popis dał już niejednokrotnie samej Jordie, ilekroć pojawiały się między nimi jakieś sprzeczki. Nie potrzeba było wiele, aby wyprowadzić go z równowagi, a wówczas nawet niepozorne scysje potrafiły przerodzić się w konflikt niemal niemożliwy do załagodzenia, gdy pod wpływem nerwów mężczyzna jedynie dolewał oliwy do ognia, zamiast przeanalizować pewne rzeczy na chłodno. I tego musiał się dopiero nauczyć - wszak dzielenie życia z drugą osobą było nieustanną sztuką chodzenia na kompromisy i ustępowania w sytuacjach, w jakich nigdy przedtem nie zwykł odpuszczać. To oczywiście nie odbywało się bez trudności i komplikacji - cały trik polegał jednak na tym, aby z tych nie zawsze łatwych doświadczeń wyciągnąć odpowiednie wnioski na przyszłość i obecnie można już śmiało powiedzieć, że Chet Callaghan to właśnie zrobił. Nawet jeśli dopiero po fakcie, to zrozumiał, że w owej nieprzyjemnej sytuacji, jaka miała miejsce pomiędzy nim i Jordie tych parę tygodni temu, było więcej jego winy, niż mu się początkowo wydawało. Że zamiast obrażać się o to, iż ciemnowłosa oskarżała go o rzekomą zdradę - czy też o cokolwiek właściwie go wtedy oskarżała, bo prawda była taka, że w tamtym momencie oboje chyba się w tym odrobinę pogubili i po pewnym czasie sami już do końca nie wiedzieli, co mają sobie do zarzucenia - powinien był spróbować zrozumieć jej położenie, przynajmniej na tyle, na ile mężczyzna mógł zrozumieć kobietę w ciąży. Bo przecież, jakkolwiek by nie było i cokolwiek by wtedy nie mówiła, niepodważalnym faktem pozostawało to, że Jordana nosiła pod sercem jego syna, a to przecież było najważniejsze; to przekreślało całą resztę i sprawiało, że powinien jej wybaczyć absolutnie wszystko. Tymczasem Chet zachowywał się wobec niej okropnie, i istotnie potrzebował czasu, aby to do niego dotarło. O ile zatem nigdy nie grzeszył cierpliwością, i najpierw reagował, a później ewentualnie zastanawiał się nad konsekwencjami, tak tamte wydarzenia ewidentnie nauczyły go pokory oraz większej rozwagi w tym, co mówił i co robił. Możliwe, ze tyczyło się to wyłącznie osoby jego ciężarnej narzeczonej, ale nawet jeśli - to i tak można to uznać za niemały postęp, gdy nie tylko cierpliwie znosił jej narzekania, złośliwości czy zupełnie pozbawione sensu pretensje chociażby o to, że "jak on śmie tak sobie smacznie spać w nocy, kiedy ona z tym wielkim brzuchem nie może się nawet wygodnie ułożyć, a jak już jej się to uda, to za chwilę musi wstawać do toalety" - ale i starał się robić wszystko, by zapewnić pannie Halsworth swoje wsparcie i pomoc, nawet gdyby te miały sprowadzać się jedynie do spełniania w środku nocy jej kulinarnych zachcianek; bo na inne zachcianki przeważnie nie miała siły. Prawda była jednak taka, że - jak to już bywało w naturze - o ile na początkowych etapach przyrost wydawał się znikomy i doprawdy przez długi czas wydawało się, że ciążowy brzuszek Jordie prawie się nie powiększał, tak w pewnym momencie, im był większy, tym też chyba jeszcze szybciej rósł, przez co na przestrzeni zaledwie paru tygodni ciemnowłosa znacznie przybrała, a ta świadomość, że wkrótce urodzi ona dziecko - małego człowieka z dwiema nóżkami i dwiema rączkami - stała się tak rzeczywista, że Chet sam już nie wiedział, czy bardziej był tym podekscytowany, czy przerażony. Bez wątpienia jednak nie mógł się już doczekać, chociaż z pewnością nie tak bardzo jak Jordie - aczkolwiek to ją czekał bolesny poród, zanim oboje będą mogli cieszyć się wreszcie obecnością swojego synka na tym świecie oraz możliwością nazywania się jego dumnymi rodzicami. Zanim to jednak nastąpi, pozostawało kilka kwestii, jakie wymagały dopięcia, aby, kiedy już ich maluch postanowi wyjść na ten świat, nie okazali się nieprzygotowani. Właściwie okazywało się, ze całkiem sporo spraw zostawili sobie niejako na ostatnią chwilę, przez co obecnie Chet sam składał łóżeczko, nie mogąc liczyć na zbyt czynną pomoc ze strony swojej narzeczonej, ale z drugiej strony - Jordana i tak sama twierdziła, że lepiej będzie, jeśli to on się tym zajmie, więc nie miał jej za złe tego, że wszystkie śrubki były teraz na jego głowie. Składanie elementów zawsze przychodziło mu z łatwością, zwłaszcza że w tym przypadku posiadał również stosowną instrukcję - oraz pracował pod czujnym okiem psa, który tylko przez większość czasu drzemał na podłodze obok sterty pojedynczych części składających się powoli na urocze, dziecięce łóżeczko. Dopiero słysząc za sobą kobiecy głos, Chet zerknął przez ramię na przybyłą do pokoju Jordanę, gdy Aldo poderwał się energicznie z podłogi, by podreptać ku niej w oczekiwaniu na pieszczoty. - Właśnie kończę - odrzekł, posyłając jej ciepły uśmiech i pokręcił głową, gdy wspomniała o tym, że chciałaby móc zrobić teraz coś więcej. - To wystarczający wkład i sprawiedliwy podział ról, ty wybierałaś, a ja montuję. Poza tym trzeba jeszcze ułożyć te wszystkie ubrania w szufladach, mały jeszcze się nie urodził, a już wszyscy chcą go rozpieszczać - zauważył, skinąwszy głową na komodę, która wciąż pozostawała pusta, a wszystkie śpioszki i inne ciuszki, jakie zdążyli kupić lub dostać w prezencie od koleżanek czy sióstr Jordie albo matki Chestera, nadal czekały na to, by znaleźć się na swoim miejscu. - Swoją drogą powinnaś korzystać z tego, że nie musisz nic robić, jeszcze za tym zatęsknisz - dodał z nutką rozbawienia, jakie zdusił jednak, widząc, jak Halsworth spróbowała schylić się i dosięgnąć czegoś na podłodze, co w jej obecnym stanie okazało się jednak niewykonalne. Nawet jeśli z perspektywy Chestera wydawało się to komiczne, to nauczył się już - the hard way - że obracanie tego w żart nie było najlepszym pomysłem. Posłał jej więc współczujące spojrzenie, dokręcając kolejne śrubki. - Na szczęście już niedługo wyjdzie. Mogę coś dla ciebie zrobić? Co powiesz na masaż? - zaproponował, chcąc jakoś poprawić jej nastrój, bo chociaż doskonale wiedział o tym, iż Jordie lubiła być samodzielna i zdecydowanie nie zamierzał jej tego odbierać, to w jej obecnym stanie po prostu pragnął być dla niej oparciem. Nawet jeśli ani przez chwilę nie wątpił w to, że sama również dałaby sobie radę - ale przecież nie musiała. Nachylony nad nabierającą stabilności konstrukcją, pokręcił jednak zrezygnowany głową, gdy ciemnowłosa wytrąciła mu niejako argument z rąk, uprzedzając ewentualne zaprzeczenie, jakie z pewnością padłoby teraz z jego ust, ale dopiero słysząc jej uwagę odnośnie innych kobiet, wyprostował się, by na nią spojrzeć. Zabawne, że gdyby jeszcze jakiś czas temu miał obstawiać, które z nich okaże się chorobliwie zazdrosne, to bez chwili zawahania wskazałby siebie. Tymczasem to Jordie wciąż snuła jakieś uwagi w tym temacie, ale właściwie trudno ją winić, kiedy ciąża odebrała jej niemal wszystkie dotychczasowe atuty - czyli to idealne ciało, które Chet tak w niej uwielbiał. Ale od dawna już była dla niego kimś znacznie więcej niż tylko śliczną i seksowną panną. - Nie chodzę tam z tobą po to, żeby popatrzeć na inne kobiety - wyjaśnił cierpliwie, bynajmniej nie zamierzając dać się tak łatwo sprowokować. Nie tym razem. Uniósł więc tylko nieznacznie brew, śledząc Jordanę wzrokiem, gdy podeszła do łóżeczka. - I nie zauważyłem, żeby któraś sobie mnie upatrzyła - bo nie widzę świata poza tobą. I nie dlatego, że jesteś aż taka duża - pstryknął ją leciutko w nos, pozwalając sobie mimo wszystko na niewinny - czy aby na pewno? - żart. Na wszelki wypadek postanowił jednak zmienić zaraz temat na bezpieczniejszy, wskazując podbródkiem prawie-gotowy mebel. - Jak ci się podoba?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

W wielu kwestiach zdecydowanie brakowało im cierpliwości i nie, zdecydowanie nie określiłaby Chestera właśnie w en sposób w pierwszej kolejności, bo znała go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że podobnie jak i ona słynął raczej z wybuchowego charakteru. To zazwyczaj nie przynosiło im nic dobrego, bo w przypadku jakiejkolwiek sprzeczki niemal od razu należało mówić o wielkiej awanturze, bo gdy już oboje dochodzili do głosu – zazwyczaj puszczały im wszelkie hamulce. Wówczas on również nie wykazywał się cierpliwością, bo w równym stopniu łatwo było go wyprowadzić z równowagi, ale… w jednej kwestii zdecydowanie zmieniło się wiele. Od jakiegoś bowiem czasu Jordie naprawdę zaobserwowała w nim nowe pokłady cierpliwości, które jej okazywał i nawet jeżeli daleko było mu do tej anielskiej cierpliwości, to i tak dla niej obecnie stawał się cholernie wyrozumiały. I w dużej mierze była mu za to wdzięczna, a jednocześnie chyba czasami nawet jej było go szkoda – mimo, że głównie to ona to życie odrobinę mu utrudniała. Mógł więc obecnie śmiało utożsamić się ze wszystkimi cierpiącymi mężczyznami, którzy mieli u boku ciężarną kobietę, targaną hormonami, humorami i zachciankami, którym niestety nie było końca, a wręcz z każdym kolejny miesiącem przybierały jedynie na sile. A jeżeli dodać do tego jeszcze coraz większy brzuszek, utraconą figure (bo dodatkowe kilogramy), opuchnięte nogi, bolące plecy, częste wizyty w toalecie i coraz większe problemy z poruszaniem… to na próżno było chyba szukać jakichkolwiek uroków stanu błogosławionego. I o ile ostatnie miesiące nie były łatwe dla Jordany, to jednocześnie kumulacja tych wszystkich rzeczy w jednej osobie naprawdę mogła doprowadzić do mieszanki wybuchowej, z której skutkami niestety w pojedynkę mierzyć musiał się Chet. I właśnie to znosił tak dzielnie, bo nawet jeżeli nie wszystko mu odpowiadało, jeżeli czasami miał jej dość bądź faktycznie miał ochotę powiedzieć coś więcej – to skrupulatnie nad sobą panował i wykazywał się cholernie dużą cierpliwością, co z jednej strony Jordie chyba nawet czasem irytowało – jakby podświadomie liczyła na to, że on jednak jej odpowie, jakby celowo próbowała go sprowokować, a z drugiej była mu po prostu wdzięczna za to, że obecnie chociaż on wykazywał się rozsądkiem. Więc tak, w jakiś sposób jednak był cierpliwy – był cierpliwy przede wszystkim dla niej. A w związku z ostatnimi wydarzeniami chyba oboje nauczyli się już większej pokory i spokoju w działaniach, szczególnie tych dotyczących ich relacji i chodzenia na kompromisy, które w związku były konieczne. Niestety na światło dzienne wychodziły też wszelkie inne pretensje względem jego osoby i ostatnio jakby pojawiały się coraz częściej, gdy powiększający się brzuszek naprawdę utrudniał jej życie – i chyba coraz trudniej było jej przyjąć fakt, że życie Chestera pozostało właściwie nienaruszone, a to jej wywróciło się do góry nogami: gdy mógł robić wszystko to co dotychczas – chociażby biegać i ćwiczyć, gdy ona musiała jedynie leżeć, z trudem już chodząc z powodu większego ciężaru, który nosiła czy spokojnie zasypiać i leżeć bez problemu, gdy ona nie mogła tak naprawdę zmrużyć oczu, bo każda przyjmowana pozycja była niewygodna. Uroki początkowego okresu ciąży szybko więc odeszły w zapomnienie i być może kiedyś Jordie będzie je wspominać z uśmiechem na twarzy, ale obecnie była chyba już po prostu zmęczona i mimo wszelkiego przerażenia z powodu zbliżającego się porodu, naprawdę czekała już na niego z utęsknieniem. Ale oczywiście nie tylko dlatego, że chciała już wrócić do normalnego życia – jeżeli chodzi o jej ciało i organizm, ale również pragnęła wreszcie zobaczyć ich synka i powitać go już na tym świecie. Im mniej jednak zostawało czasu, tym bardziej miała wrażenie, że ten czas po prostu stanął w miejscu. Wizja porodu nie napawała ją co prawda radością, a właściwie martwiła z każdą kolejną wizytą w szkole rodzenia jeszcze bardziej – bo dopiero tam tak naprawdę uświadomiono ją co, jak i dlaczego – ale jednak niezmiernie cennym okazywało się wsparcie bruneta. Bo nawet jeżeli tylko do tego ograniczała się jego rola, jak również do czysto przyziemnych spraw, jak chociażby składanie mebelków i urządzanie pokoju, to jednak czuła, że bez jego wsparcia chyba nie dałaby sobie rady. A mimo to pojawiały się te momenty, w których znowu to wszystko ją irytowało – kiedy znowu stawała się chorobliwie zazdrosna, chociaż istotnie gdyby ktoś kiedyś miał określić, które z nich będzie bardziej zazdrosne, to oczywistym byłoby wskazanie na niego. Niemniej jednak ciąża faktycznie odebrała jej nieco pewności siebie – i tej nowej siebie uczyła się od podstaw, więc faktycznie obserwowanie bruneta w obecności tych wszystkich pięknych, szczupłych kobiet nie było wcale takie proste i przyjemne. Może więc poruszanie tego tematu nie było najlepszym pomysłem, ale jednakże też nie potrafiła dusić tego w sobie. Niemniej jednak na ten moment jeszcze jej uwagę przykuwało to prześliczne, białe łóżeczko, które wspólnie wybrali, a które właśnie – niemal gotowe, stało już po środku pokoiku. Zerknęła jednak w końcu w stronę równie białych szafeczek i pokiwała głową z rozbawieniem. – Tak, czeka tam mnóstwo rzeczy. Oprócz tych wszystkich ubranek, które jeszcze muszę wyprać, a potem tam ułożyć zgodnie z rozmiarami, są również inne rzeczy do pielęgnacji od których ilości czasami kręci mi się w głowie. Nasz synek jeszcze się nie urodził, a wszyscy już go rozpieszczają… co to będzie potem – stwierdziła z rozbawieniem, kręcąc głową – Moje koleżanki, moje siostry, Twoja mama, a nawet mój tata kupił już dla małego zabawkę, bo przechodząc obok sklepu nie mógł się powstrzymać – dodała z szerokim uśmiechem, zerkając na Chestera. Jednakże wizja tego, że wszyscy tak oczekiwali narodzin ich synka i że tak bardzo cieszyli się z tego faktu razem z nimi, w jakiś sposób naprawdę ją rozczulała. – Niedługo tego wszystkiego nie pomieścimy, a moja siostra już zapowiedziała, że przygotowała jeszcze dwa pełne pudełka rzeczy po swoim najmłodszym dziecku, więc… chyba niczego nam nie braknie – wydęła lekko usta, śmiejąc się po chwili cicho. Tak jak początkowo jedynie oglądali to wszystko na sklepowych pułkach, tak teraz faktycznie wnętrze pokoju tonęła niemal w niemowlęcych rzeczach, a ubranek mieli chyba niemal tyle samo co w całym sklepie, który chętnie odwiedzali. Cudem będzie więc jeżeli ich synek chociaż raz wszystkie z nich ubierze – niemniej chętnie przyjmowała to wszystko co im oferowali, bo było to wyrazem miłości z ich strony, a przecież Jordana tego właśnie pragnęła – dużej, kochającej się rodziny dla ich dziecka. Pokiwała więc po chwili głową, gładząc lekko dłonią brzuszek przeszła w stronę wygodnego fotela, na którym powoli usiadła, zdecydowanie doceniając ten zakup do tego pokoju, bo od jakiegoś czasu był jej ulubionym miejscem do odpoczynku. – Pewnie masz rację, ale chyba nie potrafię nic nie robić. Z drugiej strony faktycznie powinnam korzystać bo to ostatni moment na to, aby odpocząć, ale jednak… odpoczynek z tym brzuszkiem nie jest wcale taki łatwy. A potem… to będzie już chyba jazda bez trzymanki – zawyrokowała, mimo wszystko z rozbawieniem, ale jednak również chyba z cieniem obawy w głosie. Westchnęła cicho i dostrzegając przed fotelem małe krzesełko, ułożyła na nim nogi i spojrzała na Chestera, gdy zaproponował masaż. – Czytasz mi w myślach – mruknęła niemal błagalnie, ale istotnie brunet chyba sam domyślił się o co jej chodziło, bo często już ratował ją małym masażem stóp, które coraz bardziej ją bolały – Dobrze, że warto to wszystko znosić dla tego małego człowieka, bo chyba bym już całkiem oszalała – stwierdziła z przekorą w głosie, ubolewając też nad faktem, iż nie do końca była teraz samodzielna. I nie była sobą – a to uwierało ją najbardziej. I chyba tylko myśl o tym, że robiła to dla ich synka, tak naprawdę dodawała jej sił i pozwalała to przetrwać. Wzruszyła lekko ramionami, marszcząc przy tym lekko nosek, gdy mimo wszystko odbijał jej pełne zazdrości zarzuty. – Nie po to tam ze mną chodzisz, ale skoro już tam jesteś, to zapewne nie omieszkasz sobie popatrzeć. I nie mów, że nie… mam oczy, Chet. Zapewne nie tylko tam, w końcu nasza sąsiadka ciągle się do Ciebie dobija, a w pracy pewnie też masz jakieś ładne koleżanki – mruknęła pod nosem, sięgając po jedno z ubranek, ale nawet na dobrą sprawę go nie obejrzała, bo po chwili rzuciła nim w Chestera, marszcząc lekko brwi – Nie aż taka duża… ale wystarczająco duża – stwierdziła z przekąsem, trochę łapiąc go za słowa – Na pewno większa niż Rebecca, która tak ochoczo pokazywała Ci dzisiaj jak przewijać niemowlaka. Mało brakowało, aby tylko wcisnęła się pomiędzy Ciebie a przewijak, by zademonstrować Ci to jeszcze… lepiej – przekręciła oczami, nie mogąc się powstrzymać przed przytoczeniem jednej z dzisiejszych sytuacji – które raczej były przez nią wyolbrzymione, ale no – kobieta w ciąży widzi wszystko inaczej. – Przecież niemal cały czas kręciła koło Ciebie tym wyćwiczonym tyłkiem w obcisłych dżinsach i jakoś niekoniecznie zajmowała się innymi rodzicami – dodała, mrożąc go lekko swoim spojrzeniem. Mimo, iż Chester zdawał się być tym faktem niewzruszony, to i tak ona lekko się poirytowała. Także tym, iż zachowywał ten stoicki spokój, gdy ją to naprawdę wkurzało. Ugh. Poza tym chyba odczuwała również fakt, że od jakiegoś już czasu nie mogli być ze sobą na tyle blisko, na ile zapewne oboje by chcieli. Tym bardziej martwiła ją obecność innych kobiet, bo przecież wielokrotnie Chet wspominał o tym, że jej potrzebował, gdy już zdarzała się im taka dłuższa przerwa. Ostatnio wręcz wprost się o to posprzeczali, a on zainsynuował, iż weźmie sobie to od innej kobiety… i chociaż ten kryzys zażegnali, chociaż absolutnie nie podejrzewała go o zdradę i mimo, że powiedział to tylko w nerwach – to i tak coś irracjonalnego w głowie podpowiadało jej, że należy mieć to na uwadze. Że spogląda zapewne na inne kobiety, bo jak każdy facet ma swoje potrzeby, których ona nie może zaspokoić. Westchnęła i zerknęła na łóżeczko, kiwając głową. – Łóżeczko jest cudowne, świetnie Ci poszło składanie go. I to w pojedynkę, od początku do końca. Cieszę się, że jednak wzięliśmy ten model, jest dokładnie takie jakie chciałam. Wiem, że było droższe… ale jak ciągle będziesz mi tak ustępował w tych kwestiach to chyba ja i nasz syn w końcu puścimy Cię z torbami, wiesz?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Szczerość była fundamentem zdrowego, udanego związku - to nie ulegało najmniejszej wątpliwości, a jednak w ich przypadku chyba na dobre wychodziło to, że Jordana nie dzieliła się z Chesterem wszystkimi swoimi obawami i wątpliwościami, głównie tymi dotyczącymi jego osoby; bo gdyby wiedział, jak często w niego powątpiewała, znów musiałby dojść do tego samego wniosku, co wcześniej: że Halsworth zwyczajnie mu nie ufała i że widziała tylko to, co chciała widzieć. Że, podczas gdy on z całych sił starał się być pilnym uczniem w szkole rodzenia, aby jak najlepiej móc ją wspierać i pomagać jej na każdym kroku tej nie zawsze łatwej drogi, na końcu której ciemnowłosa miała sprowadzić na świat ich syna; i kiedy inne kobiety mogły jej jedynie zazdrościć tego, iż miała u swojego boku troskliwego i zaangażowanego narzeczonego - ona sama dostrzegała tylko to, że gdzieś pomiędzy tym wszystkim zdarzyło mu się spojrzeć czy rozmawiać z kobietą, która nie była nią. Co było nieuniknione, skoro Chet miał oczy i był mężczyzną - ale nawet gdyby miał ochotę popatrzeć sobie na zgrabne kobiece tyłki, to nie robiłby tego w obecności swojej narzeczonej. Faktem jednak pozostawało, że na początku trwania ich znajomości, to właśnie pociąg fizyczny był tym, co ich oboje napędzało i co trzymało ich przy sobie - więc w jakimś stopniu pewnie nawet te obawy po stronie Jordie były uzasadnione i miała prawo martwić się tym, że skoro nie posiadała już tego, co tak naprawdę Chestera w niej zainteresowało - nie miała doskonałej figury i nie była wiecznie na niego napalona - to mężczyzna to zainteresowanie straci. Albo raczej zostanie ono skradzione przez inną, równie śliczną kobietę, jaka zaoferuje mu to, czego nie dostawał aktualnie od niej. Ale w chwili obecnej to wcale nie tego potrzebował. Owszem, tęsknił momentami za tym, jak to wszystko między nimi wyglądało na początku, gdy tak spragnieni siebie nawzajem nieomal nie wychodzili z łóżka, ale - nie potrzebował już zmian, nowości i ciągłego skakania z kwiatka na kwiatek; znalazł się bowiem na takim etapie, gdzie dojrzał wreszcie do stałego związku oraz życia u boku jednej kobiety, a jednocześnie ten stan był dla niego na tyle nowy, że nie zdążył jeszcze zapragnąć się wyrwać. Zbyt mocno zależało mu na tym, co miał z Jordie - na ich małej rodzinie - aby ryzykować to wszystko dla chwili przyjemności u boku innej panny. Zwłaszcza że wiedział, iż ta obecna sytuacja była tylko przejściowa: że wkrótce Halsworth urodzi, wróci do swojej dawnej formy i do bycia sobą - co prawda wtedy już nieco będzie ich ograniczać obecność ich synka, ale mimo wszystko mężczyzna szczerze liczył na to, że zdołają w tym wszystkim również znaleźć czas dla siebie - oraz że w tym wspólnym czasie nadal będą odnajdywać przyjemność. Póki co jednak Chet starał się wykazywać wyrozumiałością, kiedy widział, że Jordana nie zawsze miała na te przyjemności ochotę - ale z drugiej strony, swoje na tej ciąży i tak skorzystał, w czasie jak jeszcze brunetka, zapewne też pod wpływem szalejących hormonów, sama się na niego rzucała i zrywała z niego ubrania, więc nie mógł narzekać. I nie narzekał - w każdym razie nie na głos. Oboje wszak ponosili swoją cenę, ale ten trud z pewnością zostanie im wynagrodzony - zaś przyjemność mogła przybierać różne formy i dla przyszłego rodzica takową okazywało się chociażby właśnie samodzielne złożenie łóżeczka, co dawało Callaghanowi pewną satysfakcję oraz poczucie, że on też coś dla tego dziecka robił i że istotnie był potrzebny - zarówno jemu, jak i samej Jordie, bo chociaż wiedział, jak lubiła być samowystarczalna, to odrobinę uwierała go myśl, że równie dobrze ciemnowłosa poradziłaby sobie bez niego - z pewnością znacznie lepiej niż on bez niej. Zwłaszcza że pomocnych i wspierających osób w jej otoczeniu nie brakowało, o czym świadczyły wszystkie te dziecięce drobiazgi i prezenty, które ich synek już dostał, jeszcze zanim zdążył wyściubić swój malutki nosek z brzucha mamy. - Szaleństwo, kto by pomyślał, że taki maluch będzie potrzebował tyle miejsca i tylu rzeczy - pokręcił z niedowierzaniem głową, śmiejąc się pod nosem, i chociaż pragnął jak najlepiej zadbać o swoją rodzinę oraz o to, aby ich synek miał wszystko co najlepsze i nie musiał korzystać z rzeczy z drugiej ręki - których, jak sam sądził, nie potrzebowali - to nie zdecydował się podjąć tego tematu. Domyślał się, że Halsworth i tak nie odmówiłaby siostrze ich przyjęcia, żeby jej nie urazić. Uśmiechnął się więc tylko w jej kierunku, gdy zasiadła w fotelu, i kiwnął głową. - Skończę z tym łóżeczkiem i zaraz się tobą zajmę, okej? - odrzekł odnośnie obiecanego masażu, od którego bynajmniej nie zamierzał się wymigać - zwłaszcza że sam go zaproponował - chyba że Jordie zdąży się wcześniej o coś pogniewać i sama już nie będzie sobie tego masażu życzyła. Póki co więc mężczyzna zajął się dokręcaniem tych ostatnich śrubek, zerkając w międzyczasie na narzeczoną. - Po prostu... nie musisz przede mną udawać, że dobrze się czujesz; jeśli masz ochotę się położyć czy odpocząć, albo jeśli czegoś potrzebujesz, to wystarczy, że powiesz, tak? - dopytał, chcąc upewnić się, że istotnie o tym wiedziała. - Na pewno warto, jestem pewien, że jak tylko weźmiesz go na ręce, to od razu zapomnisz o wszystkim, co musiałaś znosić - posłał jej pokrzepiający uśmiech, mimo że sam niewiele o tym wiedział, bo ani nigdy przedtem nie został rodzicem, ani tym bardziej nie był w stanie zrozumieć, co przeżywała kobieta w ciąży i jak momentami to wszystko było dla niej trudne - i jak, być może, czuła się z tym osamotniona, kiedy media i reklamy w telewizji pokazywały obrazki szczęśliwych i rozpromienionych, przyszłych mam, a ona była cała obolała, opuchnięta i czuła się okropnie? Westchnął ciężko i pokręcił zrezygnowany głową, słysząc jej komentarz o sąsiadce i koleżance z pracy, co brzmiało już niepokojąco znajomo. - Jordie... nie zaczynaj, nie będziemy się znowu o to kłócić, myślałem, że mamy to już za sobą - odparł, odkładając narzędzia na szafkę obok, w porę, by złapać dziecięce śpioszki, jakimi Jordana postanowiła w niego rzucić. - I nie wykorzystuj rzeczy naszego syna przeciwko mnie - dodał z nutką rozbawienia i wycelował w nią wskazujący palec, chcąc jednak rozładować atmosferę, zanim zaczęliby się obrzucać dużo gorszymi rzeczami. - Co mam ci powiedzieć? Widocznie radzę sobie z nauką przewijania gorzej niż inni, i potrzebuję szczególnej uwagi - wzruszył bezradnie ramionami, podchodząc do niej powoli, by finalnie ukucnąć koło fotela, na którym siedziała. - Mówiłem ci już, nie masz żadnych powodów do obaw, co mam jeszcze zrobić, żebyś w końcu uwierzyła, że nie chcę żadnych innych kobiet? - zadzierając głowę, by spojrzeć na Jordie, ułożył dłoń na jej okrągłym brzuszku, który ucałował krótko. - Liczysz się dla mnie tylko ty i nasze dziecko - zapewnił, z tak silnym przekonaniem w głosie, że dotarło to chyba nawet do dzidziusia, którego ruchy brunet wyczuł po chwili pod swoją dłonią, uśmiechając się szeroko, gdy obok niego jeszcze Aldo wepchnął zaraz swój ciekawski nos, by nie zostać pominiętym w tej rodzince jak z obrazka. - Widzisz? Reggie jest chyba po mojej stronie - uznał z uśmiechem, oswajając się chyba powoli z nazywaniem ich syna po imieniu, co jeszcze dosadniej uzmysławiało im, że tam w środku to był prawdziwy mały człowiek - choć ta świadomość napierała już na nich na każdym kroku, gdy trzymali w dłoniach te maleńkie ubranka i gdy patrzyli na łóżeczko, w jakim już niedługo będzie spał ich synek; którego już teraz gotowi byli rozpieszczać, choćby faktycznie mieli przez to pójść z torbami. - Dobrze, że jesteś zadowolona i nie zdążyłaś zmienić zdania. A pieniędzmi się nie martw, trzymam rękę na pulsie. Chociaż... skoro już o tym mowa, to pomyślałem, że przydałby nam się nowy samochód, mój nie nadaje się do przewożenia dziecka, ma tylko dwoje drzwi no i... sama wiesz - niechętnie, ale musiał przyznać, że to była najwyższa pora na, odrobinę wręcz symboliczne, rozstanie się z ukochanym samochodem, który był pięknym klasykiem amerykańskiej motoryzacji, o cudownym brzmieniu silnika, najlepiej nadającym się jednak na dłuższe trasy - pragnącym czuć wolność tak samo jak Chet w momencie, gdy go nabył przed laty - i zamienienie go na nudne, rodzinne auto; i mimo iż po cichu mężczyzna liczył na to, że ich sytuacja finansowa jednak pozwoli mu zatrzymać oba, to - był gotów, aby zamknąć ten swój ostatni rozdział, by kolejne tworzyć już razem z Jordie.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Szczerość była podstawą udanej relacji, na pewno w wielu aspektach wypracowali już sobie umiejętność dzielenia się ze sobą wieloma rzeczami, niemniej jednak pewne zdecydowanie powinny były pozostać tylko w ich głowach. Niemniej oczywiście Jordana absolutnie w Chestera nie wątpiła, na pewno nie na tyle poważnie, by jej nierozsądne bądź co bądź przemyślenia miały doprowadzić do jakiejś katastrofy, tym lepiej jednak, iż nie dzieliła się nimi z nim tak w stu procentach, bo nie były one na tyle realne, by miały jakiekolwiek znaczenie. Można by więc zapytać czemu w ogóle je miała, ale istotnie doceniała fakt, że brunet był tak zaangażowany, oddany, opiekuńczy – i że tak wiele dla niej robił. I że chciał robić to, a nawet i więcej, wspierając ją i dając poczucie bezpieczeństwa; w tym aspekcie była po prostu cholerną szczęściarą i faktycznie zapewne wszystkie kobiety w szkole rodzenia po prostu zazdrościły jej tak troskliwego narzeczonego. I nie była aż taką hipokrytką, by tego nie dostrzegać czy nie doceniać, niemniej jednak poza tymi wszystkimi walorami, które posiadał i tym jak bardzo się zmienił i jak równie mocno o nią dbał, nie mogła tak po prostu odpuścić w momencie, w którym jawnie widziała jak inne kobiety miały na niego ochotę. Może więc faktycznie popadała już w jakąś lekką paranoje na tym punkcie, co zapewne związane było z tymi szalejącymi hormonami, ale w większości z tym jak bardzo zmieniło się jej ciało i jednocześnie psychika, że po prostu pojawiały się nietypowe kompleksy na tym punkcie. Oceniała siebie przez pryzmat innych kobiet, które teraz wyglądały tak jak ona kilka miesięcy temu i które teraz mogły brunetowi dokładnie to samo zaoferować – a ona obecnie nie miała takiej możliwości, nawet gdyby chciała. Z drugiej zaś strony, mimo tych wszystkich nieuniknionych zmian, to właśnie ona miała urodzić jego syna, a przecież nie było właściwie nic ważniejszego od tego – i wiedziała, że Chet nie zrobiłby takiej głupoty, by zaprzepaścić to co razem stworzyli, jednocześnie krzywdząc ich synka w tak egoistyczny sposób – dla własnej, chwilowej uciechy. Jordie miała też świadomość tego, że ten stan nie będzie trwał wiecznie, bo po ciąży chciała szybko wrócić do formy – ale to nadal było dla niej nowym doświadczeniem i nie mogła przewidzieć jak ona i jej ciało zachowają się w tak nowej, nietypowej sytuacji. Pocieszającym był jednak fakt, że w ciąży nie będzie wiecznie, bo choć stan to był wyjątkowy, to mimo wszystko w ostatnim etapie naprawdę trudny do zniesienia. I szczególnie cierpiał na tym chyba jej umysł, przez co rykoszetem obrywało się Chesterowi, który starał się – dwoi i troił, by pokazać jej, jak bardzo mu zależy i że faktycznie liczy się tylko ona, kiedy to z kolei ona po prostu nie mogła się powstrzymać przed wypomnieniem mu kilku spojrzeń na kobiece kształty. Z drugiej zaś strony nie mógł jej też tak całkiem winić – w obecnym stanie naprawdę nie była sobą i pewne wątpliwości miały prawo zaprzątać jej główkę, niemniej należy nadmienić, że na pewno nie wątpiła w Chet’a, a na pewno nie robiła tego celowo – były to raczej jej niewinne dywagacje, a pozostawały niewinnymi przynajmniej do momentu, w którym nie wszczynała z tego powodu awantury, która istotnie mogła skończyć się nienajlepiej. A naprawdę nie chciała go stracić, bo życie u jego boku było wszystkim czego tak naprawdę potrzebowała i pragnęła, więc myśl o tym, iż poradziłaby sobie świetnie bez niego, wcale nie była właściwa. Może na tym etapie maleństwo w dużej mierze potrzebowało jej i to ona więcej dla niego robiła – ale takich rzeczy jak przygotowanie pokoiku i złożenie łóżeczka na pewno nie zrealizowałaby sama. A potem – Chet będzie niezbędny w życiu ich synka, który powinien wychowywać się u boku ojca: ale przede wszystkim mając oboje rodziców. – Szczególnie tylu rzeczy. On jeden będzie ich miał więcej niż my naszych wspólnie, więc… to rzeczywiście szaleństwo. W zasadzie nie będzie nam potrzebnych aż tyle rzeczy, ale skoro moja siostra już chce je dać, to nie wypada mi odmówić, a w większości są to rzeczy nowe i nieużywane, bo sama także nie zdołała synka we wszystkie ubrać. Najwyżej potem i ja przekaże je gdzieś dalej – uśmiechnęła się lekko, poniekąd podzielając więc jego zdanie w tej kwestii, aczkolwiek chętnie częścią z tych rzeczy by się podzieliła, bo przecież na pewno nie ubierze dziecka w nie wszystkie, bo było to chyba niewykonalne. Tym bardziej, że taki noworodek szybko rośnie i szybko przybiera na wadze, więc najmniejsze rozmiary raczej szybko wypadną z obiegu, a takowych póki co mieli chyba najwięcej. Posłała więc brunetowi ciepły uśmiech i pokiwała głową. – Tak, wiem kochanie. Już tyle dla mnie robisz… dochodzę do wniosku, że być może jednak powinnam czasem poudawać, że dobrze się czuje, bo mam wrażenie, że ostatnio tylko narzekam. I dziwie się, że jeszcze nie masz mnie dość – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, zerkając na niego – Albo masz, tylko tak doskonale to przede mną ukrywasz – posłała mu figlarny uśmieszek, mrużąc podejrzliwie oczy – Ale naprawdę czasami mam dość i w takich chwilach jak ta, gdy ciężko mi się ruszać i znowu puchną mi nogi… zdecydowanie nie znajduję uroków ciąży. Chociaż oczywiście wiem jaki to wszystko ma cel i tylko myśl o naszym synku sprawia, że chyba nie zwariowałam do końca. A gdy tylko będę mogła go wreszcie przytulić, to to moje obecne marudzenie nie będzie już miało żadnego znaczenia – odwzajemniła jego uśmiech, mimo iż sama też nie wiedziała dokładnie jak to będzie. Nie przeżyła tego, nie doświadczyła – więc ostatecznie mogła jedynie gdybać, ale jedno było pewne – moment, w którym wezmą synka w objęcia będzie najcudowniejszą chwilą w ich życiu. I właśnie dla tej chwili warto było znosić ten cały trud ciąży. Choć odmiennego zdania mógł być Chet, gdy znowu próbowała nawiązać do tematu innych kobiet, bo wyraźnie ciążyło jej to, że w szkole rodzenia kobiety znowu miały na niego chrapkę. – Nie będziemy się kłócić, ale też nigdy o tym nie rozmawialiśmy. I nigdy tego nie wyjaśniliśmy. A one nadal kręcą się obok Ciebie, co Tobie wcale nie przeszkadza – mruknęła z przekąsem, w nawiązaniu oczywiście do sąsiadki i koleżanek z pracy, które widywał czasem częściej niż ją samą, gdy spędzał w pracy kilka długich godzin, kiedy to ona leżała w domu, zmęczona i opuchnięta. Och, naprawdę nie mógł jej winić za takie rozmyślenia, bo w jej obecnym stanie wszystko wydawało się o wiele gorsze. Przekręciła oczami na wzmiankę o przewijaniu i pokręciła głową. – Z całą pewnością nie w tym tkwi problem. Bo z przewijaniem radzisz sobie akurat świetnie, stwierdziłabym, że najlepiej ze wszystkim obecnych tam mężczyzn. A Rebecca po prostu szuka pretekstu, by się do Ciebie zbliżyć, chociaż obok jest Twoja narzeczona w ciąży… naprawdę jest to ostatnią rzeczą jaką chciałabym oglądać. A Ty też nie miałeś problemu z tym, że praktycznie się o Ciebie ocierała – dodała z wyrzutem w głosie, posyłając mu lekko niezadowolone spojrzenie. Może istotnie trochę przesadzała, ale jednakże owa kobieta czasami działała jej na nerwy i bynajmniej nie zamierzała spuszczać jej z oczu – i może dlatego czasem widziała nawet to co być może nie miało wcale miejsca. Westchnęła więc i spojrzała na niego, gdy przykucnął tuż obok fotela. – Wierzę, że nie chcesz. Ale to nie zmienia tego, że one chcą Ciebie i to im nie ufam. Poza tym kotku, nie oszukujmy się, lubisz sobie popatrzeć na inne kobiety, jesteś tylko facetem – wytknęła mu, marszcząc przy tym lekko nos. Zaraz jednak jej niezadowoloną minkę przyozdobił mimowolny uśmiech, co w tym połączeniu musiało wyglądać trochę zabawnie, a zasługą tego był oczywiście objaw czułości ze strony bruneta, gdy pogładził i ucałował jej brzuszek, czym zawsze strasznie ją rozczulał. Poza tym to kolejne wyznanie z jego strony również trafiło w samo sedno, przez co przeczesała palcami jego włosy i uniosła kąciki ust nieco wyżej, zaraz z rozbawieniem reagując na fakt, iż maleństwo się poruszyło. – Męska solidarność – mruknęła, śmiejąc się cicho – Jeszcze się nie urodził, a już trzyma stronę ojca. Reggie chyba po prostu wyczuł Twoją obecność, zawsze tak reaguje, gdy jesteś blisko – przyznała, uśmiechając się i nakryła męską dłoń swoją, po czym jednak spojrzała z rozbawieniem na Aldo i teraz to jego pogłaskała, gdy z zaciekawieniem wciskał nos w okolice jej brzuszka, wyraźnie zainteresowany. Zapewne szukając czegoś ciekawego, ale chyba niczego nie znalazł. – Sami faceci, jak ja z Wami wytrzymam – zawyrokowała, licząc oczywiście ich w liczbie trzy, bo absolutnie nie można było pominąć Aldo w tej cudownej rodzince – Co do łóżeczka, to na pewno nie zmienię zdania, to jest idealne. Trudniej jest mi się jednak zdecydować na wózek, a chyba także musimy w końcu jakiś kupić. Wiem, że chciałeś abym nie zaprzątała sobie głowy pieniędzmi, ale wiesz, że to nie jest dla mnie łatwe? – zerknęła na niego – Nie przywykłam do tego, że ktoś mnie utrzymuje, oczywiście odkąd wyprowadziłam się z domu. I czasem jest mi zwyczajnie głupio, że ta dużo wydajesz, chociaż… w dużej mierze na nasze dziecko, więc w zasadzie może nie powinnam czuć się z tym źle – stwierdziła, a gdy brunet zabrał krzesełko spod jej nóg, uniósł je lekko, a gdy usiadł, ułożył na swoich kolanach, na co znowu lekko się uśmiechnęła, by zaraz jednak spojrzeć na niego z lekkim zaskoczeniem – Chcesz sprzedać swój samochód? – spytała nagle, wyraźnie zdumiona tym faktem – Przecież go uwielbiasz. I ja… też mam do niego duży sentyment. Ale… faktycznie nie jest zbyt rodzinnym pojazdem – westchnęła po chwili, gładząc dłonią brzuszek, gdy to na nim właśnie na moment utkwiła swój wzrok – Naprawdę jesteś gotów go sprzedać i zamienić na taki bardziej rodzinny? – spojrzała na niego pytająco – Myślę jednak, że masz rację, przydałby się nam inny samochód już w momencie, gdy będziemy przywozić naszego synka do domu. W tym samochodzie to będzie chyba niemożliwe. Ale… możemy sobie pozwolić na taki zakup już teraz?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

- Nigdy nie mam cię dość - jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, było też całkowicie szczere - a Chet coraz częściej przyłapywał się na tym, że będąc z Jordie, odnajdywał zupełnie nowy sens w wyznaniach, jakie dotąd uważał za ckliwe i sztampowe. Najwidoczniej jednak podobne banały były domeną ludzi zakochanych i idiotycznie szczęśliwych - a on tak się właśnie czuł i bynajmniej nie zamierzał przepraszać za to, że kogoś słuchającego go z boku mógłby przyprawiać o odruch wymiotny. Przeciwnie - znajomość z panną Halsworth nauczyła go, że w kwestii uczuć warto było mówić na głos nawet o tym, co jemu samemu mogło wydawać się zbędne lub oczywiste, jeżeli chciał, aby Jordie również wiedziała o tym, jak wiele dla niego znaczyła. Co nie zmieniało faktu, że Chet preferował te uczucia okazywać poprzez czyny, a nie słowa - bo te ostatnie momentami i tak wydawały się puste i bez pokrycia w rzeczywistości, gdy odbijały się od Jordie jak od ściany, a on w żaden sposób nie potrafił wyrazić tego, co faktycznie myślał i czuł, tak, aby wreszcie do niej dotrzeć. - Czego nie wyjaśniliśmy? Nie przeszkadza mi to, bo wiem, że nic mnie z nimi nie łączy, chyba nie oczekujesz, że zerwę kontakty i przestanę rozmawiać ze wszystkimi kobietami, które nie są tobą, to jakiś absurd. Musisz mi zaufać - odrzekł, starając się brzmieć na tyle spokojnie, na ile tylko umiał - co wcale nie było łatwe, gdy odczuwał nieustanną frustrację w obliczu własnej bezradności co do rozprawienia się z tą paranoją, w jaką wciąż popadała jego zazdrosna narzeczona. Starał się ograniczyć te kontakty - co najwyżej wymieniał czasem wiadomości z koleżanką, ale w obecnych czasach ludzie niemal cały czas siedzą z nosem w telefonie, więc równie dobrze brunet mógł wtedy przeglądać internet i Halsworth niczego nie była w stanie mu udowodnić. Niemniej gdy był z nią, to właśnie na niej starał się skupiać swoją uwagę i nie sądził, by dawał jej powody do tego, by mogła czuć się ignorowana. A wypominając mu każde spojrzenie na inną kobietę, czy każdy gest, który zapewne odbierała na opak, tylko zwiększała szanse na to, że w końcu sama popchnie go w ramiona innej - bo jak długo mógł słuchać jej bezpodstawnych wyrzutów? Zwłaszcza gdy te brzmiały coraz mniej jak "boję się, że cię stracę", a bardziej jak "jesteś jak wszyscy faceci i nie odpuścisz żadnej chętnej pannie" - jakby to jego winiła za to, że zrobił coś niewłaściwego. A on - starał się być cierpliwy oraz wyrozumiały, ale nawet jego cierpliwość miała swoje granice. Westchnął ciężko, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. - Nie wiem... niczego takiego nie zauważyłem, ale skoro uważasz, że zrobiłem coś niewłaściwego czy zachowałem się nie w porządku, to przepraszam. Szkoła rodzenia miała być dla ciebie pozytywnym doświadczeniem i nie chciałem, żebyś przeze mnie czuła się tam źle - przyznał, woląc wziąć tę rzekomą winę na siebie - bo za siebie mógł przynajmniej przeprosić, a za Rebeccę? Nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku nie miał nic na sumieniu, to obiło mu się o uszy, że w pewnych sytuacjach z kobietą po prostu nie warto dyskutować - lecz przyznać jej rację, przeprosić, a to, co faktycznie o tym wszystkim sądził, pozostawić dla siebie. Niezależnie od tego, jak bardzo gryzło się to z jego naturą. Wydął jednak lekko usta i pokiwał głową. - Nie da się ukryć, jestem tylko facetem - dlatego gdybym chciał popatrzeć na inne kobiety, to jak każdy normalny facet po prostu poszedłbym do klubu ze striptizem, zamiast oglądać się za nimi w szkole rodzenia - zawyrokował, rozciągając usta w uśmiechu, by Halsworth nie musiała mieć wątpliwości co do tego, że żartował. I nie tylko dlatego, że gapienie się na tyłek jakiejś panny na ulicy czy w szkole rodzenia było bardziej akceptowalne niż wizyta w klubie, gdzie półnagie tancerki pchałyby mu swoje dmuchane cycki pod nos - i że tego z pewnością żadna narzeczona by tak łatwo nie wybaczyła. Ale w pewnym sensie Chet chciał jej dać do zrozumienia, że istniały dużo gorsze występki i że ona sama mogła trafić na dużo gorszego narzeczonego. I że może powinna w końcu zacząć doceniać to, co miała - ku czemu postanowił wykorzystać ich nienarodzonego jeszcze synka, aby przekonać ją do swoich racji. - Teraz jeszcze trzyma moją stronę, ale później pewnie będzie synkiem swojej mamy - zaśmiał się, chociaż można by uznać, że dzidziuś trzymał po prostu stronę obojga swoich rodziców i nie chciał, aby się kłócili - oczywiście gdyby był świadomy, a w chwili obecnej ta jego świadomość sprowadzała się co najwyżej do reagowania i podzielania zmian nastroju samej Jordie. Niemniej myśl, że maluszek uaktywniał się, wyczuwając obecność i słysząc głos taty, była równie miła, toteż na chwilę Chet po prostu zatrzymał dłoń na zaokrąglonym brzuszku ciemnowłosej, której te drobne kopniaki pewnie nie cieszyły już tak bardzo jak pierwsze - zwłaszcza kiedy mały Reggie trafiał prosto w pęcherz. - Zdecydowanie musimy kupić wózek. I nosidełko. I mnóstwo innych rzeczy - przyznał z kiwnięciem głowy, bo pewnie w tej nieszczęsnej szkole rodzenia dostali jakąś listę rzeczy, o których każdy przyszły rodzic powinien pamiętać. Urocze ubranka były bowiem zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, choć i tych mieli już więcej niż potrzebowali, co w opinii Chestera, który preferował pewnego rodzaju minimalizm, uchodziło już za zbędne zagracanie dziecięcego pokoiku, ale z drugiej strony - zdawał sobie sprawę z tego, że lepiej mieć tych kilka rzeczy, które się nie przydadzą, niż żałować, jeśli czegoś by zabrakło. Oboje z Jordaną byli wszak nowi w tym temacie, a przez to woleli czasem dmuchać na zimne. Z pewnością przy kolejnym dziecku zachowają większy rozsądek... Brunet pogładził więc z czułością jej brzuszek, zanim podniósł się, tylko po to, żeby zamiast tego przysiąść na niewielkim krzesełku czy też podnóżku, wcześniej zdejmując zeń nogi panny Halsworth, które następnie ułożył na swoich kolanach, gdy pokręcił głową niejako w zaprzeczeniu dla jej słów. - Dokładnie, nie powinnaś czuć się z tym źle ani tym bardziej myśleć o tym, jak o utrzymywaniu. Wiem, że wolisz być niezależna i nie próbuję ci tego odbierać, ale chodzi o nasze dziecko i... po prostu chcę, żeby ani tobie, ani jemu niczego nie brakowało. A ty niedługo skończysz studia, znajdziesz lepszą pracę i zobaczysz, że jeszcze będziesz zarabiać więcej ode mnie - uśmiechnął się pocieszająco w jej kierunku, sygnalizując tym samym, że wcale nie usiłował zamykać jej w domu, a kiedy tylko Jordie będzie gotowa, zamierzał wspierać jej wybór, jeżeli uzna, że bycie mamą nie jest dla niej wystarczające i że potrzebuje spełniać się zawodowo, w branży bliższej jej wykształceniu, bo chyba nie chciała do końca życia być kelnerką. Prawda była jednak taka, że Chet nie miał chyba innego wyjścia, jak tylko kibicować jej ewentualnej karierze, szczególnie po tym, jak tę w modelingu skutecznie jej zrujnował, zasiewając w jej brzuchu swoje nasionko, i chociaż początkowo, nie znając zbyt dobrze owej branży, mężczyzna łudził się jeszcze, że panna Halsworth nie będzie musiała całkowicie rezygnować ze swoich marzeń, jeśli pozostaną jej przynajmniej sesje i kolekcje ciążowe, to okazuje się, że w większości zamiast prawdziwych, ciężarnych kobiet, do tych sesji zatrudniano zwykłe, chude modelki, które pod sukienkami nosiły sztuczny brzuch, co brzmiało jak kompletna hipokryzja i sprawiało, że brunet miał coraz mniejsze wyrzuty sumienia w związku z tym, że częściowo przez niego Jordana straciła być może swoją szansę na karierę w tej karuzeli absurdu - chociaż momentami odnosił wrażenie, że równie absurdalnie zaczynało się robić w ich domu, i chyba tylko dlatego wolał wychodzić do pracy, niż wykonywać ją z domu, nawet jeśli miał taką możliwość: żeby oboje z Jordaną nie oszaleli do cna, przebywając ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. I chociaż nie mówił o tym na głos, to czasem chyba po prostu potrzebował wyrwać się z tych czterech ścian. Oczywiście nie porównywał własnych doświadczeń z tym, przez co musiała przechodzić Jordie, ale mieszkanie z kapryśną, ciężarną kobietą, kiedy poza obowiązkami zawodowymi Callaghan musiał także przejąć na siebie większość zajęć domowych (chociaż w kwestii sprzątania wolał pójść na łatwiznę i po prostu kogoś do tej roboty wynająć, skoro, nawet gdyby Jordie chciała dbać o dom, to zwyczajnie nie było to w jej stanie wykonalne, i samo podniesienie się z kanapy z tym brzuchem kosztowało ją niemało wysiłku, o schylaniu się nawet nie wspominając); znosząc równocześnie jej ciągłe wahania nastrojów, cierpliwie odbijając wszelkie zarzuty, jakie ciemnowłosa kierowała pod jego adresem, oraz dbając o nią samą - nie było wcale łatwe. Ale się starał, i momentami miał wrażenie, że z tych wszystkich rzeczy, Jordana najbardziej doceniała masaż stóp - za co ani trochę jej nie winił, a wręcz chętnie pomagał jej się odprężyć przynajmniej w taki sposób. Ujął więc dłońmi jedną z jej bosych stópek, by pocierając i uciskając kciukami, delikatnie ją rozmasować, gdy sam wzruszył ramionami na pytanie o samochód. - Nie wiem, czy chcę go sprzedać, wolałbym go na razie zostawić, ale... zobaczymy. To tylko samochód. A teraz bardziej nam się przyda taki, w którym będziemy mogli bezpiecznie wozić dziecko, więc ten zakup jest raczej niezbędny - stwierdził. Chet nie był sentymentalny i nie zwykł przywiązywać się do rzeczy - jego obecny samochód wydawał się być jedynym wyjątkiem, ale nie ma się chyba czemu dziwić: wszak każdy mężczyzna traktował swoje auto i dbał o nie, jak o własne dziecko. Ale teraz, kiedy doczekał się prawdziwego dziecka - musiał podjąć taką, a nie inną decyzję. - Będziesz mogła wybrać kolor, co ty na to? - posłał jej rozbawiony uśmiech, troszkę stereotypowo odnosząc się do kwestii tego, iż kobiety dobierały kolor auta do ulubionej torebki, i że czerwone były najszybsze, ale nie sądził, aby interesowały ją dane techniczne pojazdu. Właściwie to nigdy nawet nie widział jej za kółkiem i możliwe, że jeszcze pożałuje swojej decyzji, kiedy Jordie wybierze jakiś zielony lub inny kolor, którym żaden facet nie chciałby się pokazywać na mieście.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Jakkolwiek ckliwie by to nie brzmiało, a wszelkie inne wyznania, które padały z ich ust mogły zostać określone jako sztampowe i kompletnie banalne, dla nich to zdecydowanie znaczyło więcej – i z pewnością nie zamierzali się oglądać na innych pod względem ich oceny w tej kwestii. Jordie tym mocniej doceniała wszystkie takie słowa z ust bruneta, bo znała go na tyle dobrze, że wiedziała, iż ten nie rzuca nimi na lewo i prawo, co oznaczało nie mniej nie więcej – że są po prostu wyjątkowe. I znaczą dwa razy więcej niż wypowiedziane z ust innego mężczyzny. Tym bardziej rozumiała, że są szczere, a ponieważ Chester nigdy nie mówił tego co powinien czy co na nim wymuszano, to wszystko to co wypowiadał do niej było po prostu szczere – tak w danej chwili myślał i czuł, nie miała więc powodów ku temu by w cokolwiek wątpić. Mimo, że ten nieznośny chochlik w jej głowie znowu podpowiadał, że pewnie chce jedynie być miły, bo z drugiej strony ciężko było jej jedynie uwierzyć w to, że nie miał jej jeszcze dość chociaż ostatnimi czasy naprawdę mocniej dawała mu w kość – jako typowa kobieta w ciąży: swoimi humorami i wyrzutami, często tak bardzo nieuzasadnionymi. Jednocześnie jednak jego czułe gesty, pełne uczucia spojrzenie i ten wszechobecny spokój chyba w jakimś stopniu również przechodziły na nią samą – kiedy Chet nie podejmował z nią dyskusji i nie denerwował się, to Jordie również nie popadała w większą paranoję i chyba wówczas oboje zachowywali ten potrzebny spokój. I granice, które chroniły ich przed kolejną awanturą. Mimo, iż odrobinę dziwił ją ten jego stoicki spokój, który nagle tak bardzo w sobie wypracował, mimo tego, iż ewidentnie teraz kręciła nosem i znowu wytykała mu coś, czego przecież nie zrobił. Wydęła więc lekko te swoje usteczka, przyglądając mu się z lekkim rozbawieniem. – Nigdy? Nawet wtedy, gdy się z Tobą kłócę? Gdy oskarżałam Cię o te wszystkie rzeczy, nie pozwalając Ci się wytłumaczyć? Gdy Cię uderzyłam? Gdy nie słuchałam? Nie miałeś mnie dość? – dopytała mimo wszystko, wzdychając lekko na koniec, bo nagle zdała sobie sprawę, że faktycznie była dla niego cholernie okropna i wypowiedzenie tego na głos jakby uzmysłowiło jej jedynie, jak bardzo – Bo to co teraz powiedziałam, brzmi jak naprawdę okropna narzeczona. I wcale bym się nie zdziwiła, gdybyś jednak wolał spędzać czas z inną kobietą, która nie truła Ci ciągle nad głową i rozmową z którą nie groziła kolejnym wybuchem awantury. Mam nadzieję, że jednak bardzo nie narzekałeś na mnie do któregoś ze swoich znajomych, bo potem będą o mnie źle myśleć – pozwoliła sobie jednak na koniec na drobny żarcik, chociaż z drugiej strony – chyba również była ciekawa czy było to zgodne z prawdą. Oczywiście wcale by go za to nie winiła, miał sporo na głowie i chyba wcześniej Jordie nie zdawała sobie z tego zbytnio sprawy. Bo oprócz nowej pracy, mnóstwa rzeczy do ogarnięcia w nowym domu, jeszcze nieustannie użerał się z jej humorami, musząc pilnować się na każdym kroku – przez to czasami naprawdę miała wrażenie, że zwyczajnie na niego nie zasługiwała. Że to on zmienił się na lepsze i przyjął na siebie cały ten obowiązek z ogromną odpowiedzialnością, a ona jedynie ciągle coś mu wytykała i kręciła nosem. Jak więc istotnie mógł nie mieć jej dość? – Ufam Ci – stwierdziła niemal od razu, gdy tylko zakomunikował, że powinna to wreszcie zrobić: bo to wskazywało na to, że nie ufała. Ale jednak nadal pozostawało to jedynie w sferze słów – a bez pokrycia w czynach, nie miało przecież chyba żadnego znaczenia. A fakt, iż powtarzałaby to nieustannie, także nie sprawi, że nagle pokaże mu, iż to zaufanie od niej naprawdę ma, tym bardziej nie wtedy, gdy ciągle będzie zarzucać mu to wszystko czego nie zrobił. – Ale im nie ufam. Dlaczego ciągle się wokół Ciebie kręcą? Dlaczego sąsiadka ciągle chce żebyś jej w czymś pomagał – i wiem, że ograniczasz z nią kontakty, ale ona nadal naciska. Wiem o tym. Nie oczekuje, że zerwiesz kontakty ze wszystkim kobietami, nie rób ze mnie wariatki – mruknęła w końcu, przypominając sobie znowu to jak w czasie ich kłótni właśnie takim określeniem się posługiwali, gdy nic do niej nie docierało – Nie chcę jedynie, byś nieustannie spotykał się z tymi, które ewidentnie chcą czegoś więcej. No błagam Cię, nie powiesz mi chyba, że nie widzisz atencji ze strony tej kobiety? Jak myślisz co ona do Ciebie ma, przecież to widać, że patrzy na Ciebie jak ja… - dodała z wyraźnym niezadowoleniem wymalowanym na buźce, na samo wspomnienie owej kobiety. I nawet jeżeli się starała, to jednak było silniejsze od niej, a jednocześnie ta nieświadomość bruneta również odrobinę ją irytowała – bo może i był niewinny i nic nie zrobił, ale też całkowicie lekceważył jej podchody i to mogło się w końcu skończyć źle. – No chyba, że tak bardzo odpowiada Ci to jak o Ciebie zabiega i dlatego lekceważysz jej zachowanie – mruknęła znowu, chyba niepotrzebnie się nakręcając, ale jednocześnie ciągle coś siedziało jej na wątrobie i chyba po prostu testowała cierpliwość bruneta. A wiedziała, że ta ma swoje granice, więc może jednak powinna pewne kwestie zostawić już dla siebie. Nie wspominała już nawet o koleżankach z pracy, bo tych akurat nie znała w ogóle i nie widziała ich z Chesterem, mogła jedynie domyślać się co nieco po tym, jak często utrzymywał z nimi kontakt po pracy. Ale tu też nie miała stuprocentowej pewności, bo przecież nie inwigilowała jego telefonu. – A szkoła rodzenia jest dla mnie pozytywnym i ważnym doświadczeniem. Nie czuje się tam źle, po prostu chciałam Ci powiedzieć co mi się nie spodobało. I nie chciałabym kolejny raz na to patrzeć przy następnej wizycie. I nie przepraszaj, jeżeli sam nie uważasz, że zrobiłeś coś niewłaściwego – dodała, celując w niego palcem wskazującym – I nie wciskaj mi tutaj klubu ze striptizem, bo jak każdy facet możesz patrzeć na wszystkie kobiety – a jak wiemy te lubią eksponować swoje wdzięki i bynajmniej nie robią tego tylko w takich klubach, ale nawet na ulicy. Czy w szkole rodzenia. Więc może po prostu nie rób tego kiedy jestem obok, co? – fuknęła trochę poirytowana, jak zwykle bezsensownie nakręcając się na coś, co nie miało sensu i znaczenia. Ale mimo to zagłębianie się w ten temat znowu podnosiło jej ciśnienie i chyba dlatego mały człowiek w jej brzuszku znowu reagował na zmiany nastroju swojej mamy. Jednak miło było myśleć, iż ten reaguje także na ich obecność czy być może rozpoznawalny już głos. Z drugiej strony, naprawdę mówi się o tym, że takie maleństwo wyczuwa obecność i dźwięki, więc kto wie. Przynajmniej te drobne gesty ciemnowłosa doceniała, bo wychodzi na to, że bruneta jednak nadal nie – a może doceniała, a jedynie nie umiała tego okazać. Za to on starał się za dwoje i chyba naprawdę miał prawo mieć jej w końcu dość po tym wszystkim czego musiał od niej doświadczyć i wysłuchiwać. Zapewne więc prawdą było to, że w końcu mogła sama popchnąć go w ramiona innej, gdy w istocie w końcu jej samej będzie miał dość, wbrew temu co oświadczył wcześniej. Mimo wszystko nadal z rozczuleniem obserwowała jak gładził jej brzuszek, próbując chyba nieustannie zachowywać ten spokój, który ona próbowała jakoś stanowczo zburzyć. – Reggie zdecydowanie będzie syneczkiem mamusi, a mamusia nie odda go żadnej innej kobiecie – zaśmiała się, wzruszając lekko ramionami i sama pogładziła brzuszek, przerzucając się nagle z tego naburmuszenia w nieco bardziej rozbawiony nastrój: bo kobieta zmienną jest. Gdy jednak Chester usiadł już na krzesełku, aby móc zaserwować jej obiecany masaż, sama pogładziła dłonią brzuszek, przyglądając mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Wcale nie chodzi o to, że chciałabym zarabiać więcej od Ciebie, ale… po prostu faktycznie lubię tę odrobinę swojej niezależności. Zawsze do tego dążyłam, więc trudno mi przyjąć to, że wszystko robisz za mnie. Ale wiem z czego to wynika i że w tym wszystkim chodzi o nasze dziecko. Nie wiem tylko czy uda mi się pogodzić to z opieką nad dzieckiem. Wiem, że inne kobiety mają kilkoro dzieci, pracują, robią kariery… ale co jeżeli ja nie dam sobie rady? – spojrzała na niego nieco niepewnie – Oczywiście chce jak najwięcej siebie oddać dziecku, chcę aby miało cudowne dzieciństwo, ale też nie chciałabym stracić tego na co sama pracowałam. A Ty już tak wiele dla mnie… dla nas zrobiłeś, ten dom, te wszystkie rzeczy… nie chciałabym, aby to wszystko zawsze było tylko na Twojej głowie – dodała, mimo wszystko uśmiechając się lekko – Chociaż lubię to, że tak we mnie wierzysz. To chyba sprawia, że ja sama też wierzę o wiele bardziej w to, że mogę to wszystko zrobić – zauważyła całkiem szczerze i zamilkła na moment, delektując się tym cudownym masażem, który jej serwował. Wreszcie czuła to odprężenie bolących i nieco opuchniętych stóp, co strasznie jej ostatnio doskwierało. I nawet to dla niej robił, a on jedynie na każdym kroku coś mu wypominała, zamiast docenić fakt, że ma tak kochającego i oddanego mężczyznę u swojego boku. Zaśmiała się w końcu i uniosła z rozbawieniem brew ku górze, gdy wspomniał o wyborze koloru samochodu. – Hej, uważasz mnie za stereotypową kobietę, która może wybrać samochód tylko po kolorze? – sięgnęła po niewielką maskotkę, leżącą na szafce i kolejny raz dzisiejszego dnia rzuciła w bruneta rzeczą ich synka, mimo wszystko jeszcze z wyraźnym rozbawieniem – To może zapytaj koleżanki z pracy jaki wybrać, pewnie zna się na tym bardziej ode mnie. Albo nasza sąsiadka chętnie by Ci doradziła, przecież sama jeździ tym obrzydliwie drogim samochodem, który tak Ci się podobał. I uważaj, bo jak wybiorę kolor to potem będziesz się wstydził pokazać tym samochodem na mieście – skrzyżowała ręce pod biustem, ponownie przeistaczając pozornie niewinną rozmowę o samochodzie i kolorach, w porcję nowych wyrzutów pod jego adresem. I to niestety było silniejsze od niej. A może jedynie każda okazja była dobra, a ona po prostu nie zastanowiła się nad tym, że coś nadal robi nie tak – i że Chet istotnie może w końcu mieć dosyć. A ona wcale nie była zła o to, że mogłaby wybrać kolor, ba – właśnie to najchętniej by zrobiła, bo istotnie nie znała się na innych parametrach. Nie wiedzieć więc czemu z początkowego rozbawienia, znowu zagłębiła się w tym swoim niezadowoleniu, które jedynie prowadziło nieuchronnie do katastrofy.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet miał szczerą nadzieję, że te wszystkie humorki panny Halsworth rzeczywiście były spowodowane ciążą - i że gdy ciemnowłosa urodzi wreszcie dziecko, wszystko wróci do normy. Przynajmniej teoretycznie, bo jasnym było, iż po narodzinach ich synka już nic nie będzie takie samo - i chociaż swego czasu mężczyzna obawiał się tego, że takie rodzinne życie okaże się dla niego nużące, to obecnie wierzył - a w każdym razie: chciał wierzyć - w to, że obecność tego brzdąca tylko dodatkowo ubarwi ich dotychczasową egzystencję. Nie oznaczało to też, że całkowicie wyzbył się wszelkich obaw, ale z drugiej strony - to, jak faktycznie będzie, zależało wyłącznie od nich samych i sądząc po tym, jak wiele atrakcji Jordana zapewniała mu już teraz - nawet jeśli niekoniecznie tych pozytywnych - coraz mniej martwił się tym, że życie u jej boku okaże się nudne. Właściwie... częściej chyba martwił się tym, że to ona nie będzie do końca szczęśliwa i to ją znuży ta prostota ich wspólnego życia. Skoro wciąż odczuwała ten niepohamowany przymus tworzenia problemów na siłę, jakby ten spokój w pewnym momencie zaczął jej zwyczajnie doskwierać. I nawet jeżeli istotnie tak było, to Chet nie mógł jej za to winić - była wszak młoda i pragnęła z tej młodości czerpać pełnymi garściami, a nie męczyć się z ciążowym brzuchem, przez który podniesienie się z fotela stanowiło niemal nadludzki wysiłek. Dla dwudziestotrzylatki, zwłaszcza takiej, która dotąd lubiła być aktywna, to musiało być nie do zniesienia. I odrobinę frustrowało go to, że pomimo najszczerszych chęci, nie był w stanie zrobić nic, aby jej to ułatwić - nic, poza wykazaniem się wyrozumiałością, jakiej przedtem mu zabrakło. Zachowanie tego spokoju nie było bowiem łatwym zadaniem - ale udawało mu się tak długo, jak długo tłumaczył sobie wszystkie te jej huśtawki nastrojów ciążą oraz tym, że dla niej samej to wszystko było przecież znacznie trudniejsze, niż dla niego. A mimo to i w jego głowie w pewnym momencie zaczęły majaczyć wątpliwości - bo jeśli to nie była wyłącznie zasługa ciążowych hormonów? Jeśli Jordie po prostu była nieznośna, a on wcześniej tego nie zauważył? Jeśli za parę tygodni urodzi dziecko i nic się nie zmieni? Sam nie wiedział, jak długo byłby w stanie z nią wtedy wytrzymać, i to przerażało go na wskroś - bo jedynym, co motywowało go obecnie do tego, by z cierpliwością znosić jej docinki i bezpodstawne zarzuty, była właśnie myśl, że niedługo to się skończy. Ale co, jeżeli się mylił..? Spochmurniał nagle, słysząc jej pytania, i pokręcił zrezygnowany głową. Nie odpowiedział: chciał o tych bezsensownych kłótniach zapomnieć i kompletnie nie rozumiał, po co Jordie znowu to wywlekała, kiedy tak wiele wysiłku kosztowało ich już ruszenie po tym wszystkim naprzód. - Wolałbym, żeby rozmowa z tobą nie groziła kolejną awanturą - odparł wymijająco. - Po co to robisz? Po co obracasz każde moje słowo przeciwko mnie? - odpowiedź na to pytanie nasuwała się sama: żeby w końcu zaczął mieć jej dość. Tylko - po co? Kiedyś pomyślałby, że chciała sprowokować go do kolejnej kłótni i do tego, aby zakończył tę farsę - żeby cała wina spadła na niego, mimo że przecież niezależnie od tego, kto by tu bardziej zawinił, to i tak Chet wyszedłby na tego złego, gdyby zdecydował się odejść, uznając, że nie ma ochoty tego dłużej znosić: bo jaki facet zostawia kobietę w ciąży? Nawet tak nieznośną, jak Jordana. Możliwe jednak, że w ogóle niepotrzebnie starał się cokolwiek z tego zrozumieć - bo powinien już wiedzieć, że w jej działaniach nie było krzty logiki i że najpewniej sama nie umiała wyjaśnić, po co to wszystko robiła i mówiła. - Bez obaw, nikt nie będzie źle o tobie myślał - dodał jeszcze ze wzruszeniem ramion, bo opinia znajomych była aktualnie ostatnią rzeczą, jaką brunet byłby skłonny się przejmować. Gdyby tak było, starałby się zrobić wszystko, aby koledzy nie nazywali go pantoflarzem, ale - czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Liczyło się tylko to, że miał u swego boku ukochaną kobietę i że był z nią szczęśliwy - co w ostatnim czasie nie było takie proste i oczywiste. Ale najwidoczniej i w tej kwestii mieli z Jordaną odmienne priorytety i wolała ona martwić się cudzą opinią niż dostrzec w końcu to, co miała pod nosem. Bo niezależnie od tego, jak wiele razy powtarzała, że mu ufa - jej nieustanne zarzuty tylko temu przeczyły. - Nie, Jordie, gdybyś mi ufała, nie musielibyśmy ciągle wałkować tego tematu. Mówię ci, do cholery, że żadna z nich niczego ode mnie nie chce i że dobrze wiedzą, że nie mają na co liczyć, a ty... sama tworzysz problemy tam, gdzie ich nie ma, i widzisz tylko to, co chcesz widzieć. Ale nie będziemy się znowu o to kłócić, powiedziałam ci już wszystko, co miałem do powiedzenia - uciął zirytowany, nie chcąc przyznać, że do pewnego stopnia Jordana miała jednak rację: że odpowiadało mu zainteresowanie innej kobiety i że być może z tego właśnie powodu ciągnął tę znajomość. Ale czy było w tym coś złego, skoro nie dawał sąsiadce żadnych przesłanek, jakoby sam również był nią zainteresowany w taki sposób? W jego opinii - nie. Faktem jednak pozostawało, że momentami trudno było mu się powstrzymać przed zerknięciem na zgrabny tyłek czy długie nogi czy to wspomnianej sąsiadki, czy Rebecci ze szkoły rodzenia - ale w obecności Jordie szczególnie się pilnował, bo musiałby być skończonym dupkiem, żeby oglądać się przy niej za innymi. I frustrowało go to, że starał się na próżno. - Więc może po prostu nie powinienem tam z tobą chodzić - skwitował cierpko kwestię szkoły rodzenia, nie mając ochoty drążyć tego tematu dalej, bo i tak nie sądził, aby mieli dojść do jakiegokolwiek porozumienia. I chociaż ten wciąż nieopuszczający go spokój mógł sugerować, że faktycznie nie chciał więcej pojawiać się z Jordaną w szkole rodzenia, to przecież sam chętnie na to przystał i naprawdę się w to wszystko zaangażował. Ale jego cierpliwość istotnie była już na wyczerpaniu - i nie tylko cierpliwość, bo podobnie było z wytrzymałością na nieustanną krytykę, jaką otrzymywał ze strony Jordie, a której zaakceptowanie było o tyle trudniejsze, że nigdy jeszcze dla nikogo nie starał się tak jak dla niej. A jednocześnie nigdy też nie czuł się przez nikogo równie niedoceniany. Chyba że przez swoją rodzinę, ale oni mieli ku temu powody. Mimo to miał jeszcze w sobie na tyle wytrwałości, aby odsunąć na bok własną dumę i po prostu, bezinteresownie zrobić coś dla Jordie, zwłaszcza że wzmianka o ich synu wydawała się na moment przegnać te chmury, jakie nad nimi wisiały. Serwując jej więc przyjemny masaż stóp i dając popis swoich sprawnych paluszków, uśmiechnął się pocieszająco w odpowiedzi na jej wątpliwości, gdy ich spojrzenia ponownie się spotkały. - Na pewno uda ci się to wszystko pogodzić i świetnie dasz sobie radę. Będziesz wspaniałą mamą, ale nasz syn po to ma oboje rodziców, żebyśmy wspólnie się nim zajmowali, a ty żebyś nie musiała z niczego rezygnować i mogła spokojnie realizować własne plany - nie wiedział, czy rzeczywiście poradzą sobie tak dobrze, jak to przedstawiał - ale chciał wierzyć, że tak będzie, bo przecież byli w tym razem. Sęk jednak w tym, że ciemnowłosa chyba nie była równie dobrej myśli i to go trochę martwiło... - Jordie... Zrozum, że nie próbuję zamknąć cię w klatce, rozmawialiśmy już o tym i zgodziłaś się na ten dom - przypomniał, bo istotnie poruszyli ten temat jeszcze przed nabyciem wspólnego domu, aby mieć pewność, że Jordanie nie będzie przeszkadzało to, że był on bardziej zakupem Chestera, niż jej - bo w tamtym czasie nie posiadała środków, jakie pozwoliłyby się do owego zakupu dołożyć. I było mu chyba zwyczajnie przykro, że wciąż tak na to wszystko patrzyła, kiedy on sam jedynie pragnął, aby była szczęśliwa. I po raz kolejny przekonywał się, że najwidoczniej nie była: że ani dom, ani samochód, nie były w stanie tego zmienić. Mimo to słysząc jej śmiech, i sam uśmiechnął się z rozbawieniem, uchylając głowę przed ciśniętą w jego kierunku maskotką, ale wystarczyło, że Jordie po raz kolejny otworzyła usta, aby ów uśmiech szybko został starty z jego oblicza i zastąpiony najszczerszym zdziwieniem. A dopiero później - irytacją, narastającą w nim wraz z każdym kolejnym słowem panny Halsworth, które skutecznie podniosły mu ciśnienie, bo trzeba przyznać, że kompletnie zbaraniał, nie spodziewając się, że obrócenie tej rozmowy w tak niekorzystny sposób było w ogóle możliwe. Najwidoczniej nie myślał jak kobieta w ciąży - na szczęście... Zaprzestał masowania jej stóp, bo i sam bynajmniej nie czuł się rozluźniony, a wręcz spiął się niekontrolowanie, posyłając ciemnowłosej chłodne spojrzenie. - To nie będzie konieczne, sam wybiorę samochód i kolor, skoro nie jesteś tym zainteresowana - odparł szorstko i wzruszył ramionami, ostatkiem sił powstrzymując wybuch, który wydawał się nieunikniony. Dlatego nie chcąc się kłócić, zamiast kontynuować tę bezcelową dyskusję, Chet odchrząknął tylko i zdjął jej nóżki ze swoich kolan, po czym schylił się jeszcze po maskotkę, która wylądowała na podłodze - bo Halsworth musiałaby się nieźle nagimnastykować, by ją podnieść - a gdy wstał i odłożył zabawkę na szafkę, zebrał również pozostałe rzeczy, czyli karton po łóżeczku oraz swoje narzędzia. - Odpocznij sobie, a ja zrobię jakąś kolację - rzucił na odchodne, jednak bez typowej dla niego troski, bo prawda była taka, że w tym momencie to chyba on bardziej potrzebował odpocząć - od Jordie i jej nieustannych pretensji. Nie zapytał więc, na co miała ochotę, tak jak robił to niemal zawsze (nie pytał też, czy była głodna, po od pewnego czasu odpowiedź na to pytanie zawsze brzmiała: tak); nie spojrzał już na nią również, gdy opuścił dziecięcy pokoik, a następnie skierował swoje kroki na dół. Nie był obrażony - był wkurwiony, i chociaż wiedział, że tłumienie tego w sobie nie było wcale zdrowe i że jeśli tak dalej pójdzie, to z tych nerwów i stresu wynikającego z dzielenia domu z chodzącą, tykającą bombą zegarową, jeszcze zanim ich syn przyjdzie na świat, sam nabawi się jakichś cholernych wrzodów; to nie mógł dopuścić do kolejnej awantury. Jordana ewidentnie postradała rozum, więc jeśli ktokolwiek w tym domu miał zachować zdrowy rozsądek, to musiał to być on. Mimo że do przesadnie rozsądnych nigdy nie należał. Licząc więc na to, że uda mu się ochłonąć, kiedy nie będzie musiał słuchać jej ciągłego gderania nad uchem - i że ona również ochłonie, a poruszone przed chwilą kwestie po prostu rozejdą się po kościach - odniósł najpierw rzeczy pozostałe po montowaniu łóżeczka do garażu, gdzie parę razy rzucił siarczystą kurwą, jakby dzięki temu miało mu ulżyć; a następnie udał się do kuchni, umył ręce i zabrał niespiesznie za przygotowywanie kolacji. Wcale nie mając ochoty na ponowną, rychłą konfrontację z Jordie.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Bez wątpienia oboje mieli co do tego ogromną nadzieję – że gdy na świecie pojawi się już ich synek, to wszystko wróci do normy: co prawda innej, nowej, pełnej zmian i szalonych przygód, ale jednak do normy. Przede wszystkim o tej normie marzyła właśnie Jordana, która była kompletnie rozchwiana przez te wszystkie hormony, zmiany, które zachodziły w jej organizmie, ale i przede wszystkim ciele. To wszystko spadło na nią nagle i to w tak dużej ilości, że istotnie nie była chyba przygotowana na radzenie sobie z tym, bo gdy brzuszek był jeszcze mały, to początki ciąży jawiły się jako naprawdę całkiem przyjemne. Obecnie jednak było po prostu ciężko – teraz najlepiej rozumiała już swoją siostrę, która wspominała o tych ostatnich tygodniach, które także znosiła nie najlepiej, mimo, iż wcześniej słuchając o tym, Jordie nie miała pojęcia w czym był problem. Najtrudniej jednak było wyzbyć się tych wszelkich wątpliwości, których ona sama wcale nie miała, na pewno nie względem Chestera, bo naprawdę mu ufała – ale w jakiś irracjonalny sposób nie potrafiła zapanować nad swoimi obawami i tym wszystkim co wypadało z jej ust pod jego adresem. Tak, była zazdrosna – ale nie dlatego, że obawiała się, iż brunet faktycznie zaliczyłby skok w bok i wybrał piękną, chętną dziewczynę, która przynajmniej mogła swobodnie wstać z fotela, ale dlatego, że to ona nie była już tą dziewczyną – przynajmniej na razie. I to też było dla niej nowym doświadczeniem, bo odkąd się znali to właśnie ta cielesność i przyjemność czerpana z każdego zbliżenia sprawiała, że rozumieli się tak doskonale: że to ich do siebie przyciągało tak mocno, iż pozwoliło im stworzyć razem coś więcej niż tylko płomienny romans. A nagle ich świat został postawiony na głowie – nagle tej tak dobrze znanej im bliskości zabrakło i Jordie obawiała się chyba tylko tego, że wówczas zabraknie tego istotnego elementu, który był dla nich obojga tak ważny, a co za tym idzie, że to doprowadzi do nowych problemów, które nie pozwolą im tego przetrwać. Ale fakt był taki, że stwarzała ten problem wyłącznie w swojej głowie – bo Chet wbrew jej wszystkim przypuszczeniom, radził sobie z nową sytuacją o wiele lepiej niż ona. I był dla niej naprawdę ogromnym wsparcie i nawet jeżeli czasem przyłapała go na tym, iż spojrzał na jakąś ładną kobietę bez brzuszka – to czemu miałaby być zła? Przecież był tylko mężczyzną i nawet jest odczuwała wówczas lekkie ukłucie zazdrości, to nie było to powodem do tego, by się na nim odgrywać –a to robiła nieustannie niesiona emocjami z którymi nijak sobie nie radziła. W końcu chyba jednak zdała sobie sprawę z tego, że jeżeli będzie postępować tak dalej, to w końcu zrazi go do siebie jeszcze bardziej – a na pewno nie chciała, by myślał o niej w ten sposób – by rozważał to czy Jordana faktycznie jest taka nieznośna naprawdę czy tylko podczas ciąży. Bo normalnie taka nie była, przecież ją poznał, więc to z pewnością też by ją w jakimś stopniu zabolało – ale z drugiej strony, ostatnio naprawdę zachowywała się wobec niego nie fair. Skrzywiła się więc w końcu, słysząc jego słowa i pokręciła lekko głową. – Przecież nie zamierzam wszczynać awantury, nie możemy po prostu porozmawiać? Temat zamieciony pod dywan nie znika, tylko ciągle tam się znajduje i czeka na odpowiedni moment, aby ponownie ujrzeć światło dzienne – stwierdziła krótko, uznając w końcu, że on chyba po prostu jej nie rozumiał. Oskarżał ją o to, że próbuje zrzucić na niego winę, a to nigdy nie było jej celem, nawet jeżeli on tak to odczuwał. Chciała jedynie pokazać mu swój punkt widzenia i zakomunikować, że być może i on nie wszystko zawsze robił dobrze – chociażby wtedy, gdy sam w trakcie jakiejś kłótni na nią naskakiwał i kierował pod jej adresem wiele okrutnych słów. – Nie obracam ich przeciwko Tobie – pokręciła z rezygnacją głową – A może to właśnie Ty nie widzisz problemów tam gdzie są? – mruknęła z niezadowoleniem, posyłając mu cierpkie spojrzenie, gdy lekko zaczynała się już irytować. Och, była bardziej niż pewna, że Chester lubił towarzystwo tych kobiet i że właśnie odpowiadało mu to, iż miały na niego ochotę – że zabiegały, że się uśmiechały, że pragnęły więcej. I nawet jeżeli nie dawał im nadziei, to chłonął to co chciały mu dać – lubił to. I może istotnie nie było to żadną zdradą, ale jednak powodowało, że Jordie nie czuła się pewnie, zwłaszcza w sytuacji, w której ona siedziała w domu z tym dużym brzuszkiem. Czy tego też nie mógł zrozumieć? Nie mógł postawić się na jej miejscu? Bo nawet jeżeli twierdził, że ją rozumiał, to miała wrażenie, ze nie zawsze tak było. – I znowu twierdzisz, że będziemy się kłócić, bo nie możemy normalnie porozmawiać, tak? Dlaczego ten temat tak Cię irytuje? Masz coś faktycznie do ukrycia, że nie chcesz o tym mówić? W dodatku ciągle zarzucasz mi, że Ci nie ufam… to czemu jesteś z kimś kto jak twierdzisz Ci nie ufa? – spytała w końcu i odetchnęła głęboko, mierząc się z nim mocnym spojrzeniem, które jawnie wskazywało na walkę bez słów. Cóż, oboje zbyt mocno się już chyba zirytowali, właściwie kompletnie bez powodu. I jednocześnie ten miły moment, który jakże przyjemnie się zaczął, nagle znowu stał się powodem do nowej zadry. Westchnęła w końcu, w momencie, w którym zsunął jej nóżki ze swoich kolan i przerwał ten jakże upragniony przez nią masaż. Znała go na tyle, by wiedzieć, iż w tym momencie z trudem już panował nad wybuchem – że był mocno poirytowany i właściwie była nawet zaskoczona tym, że istotnie go powstrzymał. Ale rozumiała też dlaczego wolał wyjść, właśnie dlatego, by dać im możliwość na odetchnięcie i poukładanie tego wszystkiego w głowie – by nie doszło do kolejnej awantury. Wówczas naprawdę zdała sobie sprawę z tego, że przesadziła – widząc to jego rozgoryczone spojrzenie i napięte mięśnie, ale przede wszystkim odczuwając brak tej ówczesnej troski, którą zawsze wobec niej przejawiał. Nawet chciała go zatrzymać, ale… uznała, że to nie był dobry moment. Przetarła dłońmi twarz i odetchnęła głośno, gdy została już sama, po czym rozejrzała się po pokoiku i uśmiechnęła się nieco smutno, karcąc się w myślach za swoją głupotę. Chet tak wiele dla niej robił, a ona nadal zachowywała się tak, jakby tego nie doceniała – jakby jego nie doceniała, gasząc w ten sposób wszystkie jego chęci. Wpatrywała się przez chwile w dziecięce łóżeczko, będąc naprawdę dumną z tego, że Chet sam tak pięknie je złożył – że chciał i potrafił to zrobić, a ona nadal jedynie robiła mu wyrzuty o coś, co było tak naprawdę nieistotne. W końcu podjęła więc próbę wstania z fotela, niestety bruneta już tutaj nie było i chyba kompletnie tego nie przemyślała, bo ów fotel był dość głęboki – co zapewniało wygodę, ale w jej przypadku jedynie utrudniło wstanie z niego. Więc podniesienie się zajęło jej nieco więcej czasu, ale gdy w końcu jej się udało, ruszyła niespiesznie w kierunku schodów, by następnie zejść na dół w stronę kuchni, skąd dobiegały ją co raz jakieś odgłosy. Trochę obawiała się, że Chet był na tyle zły, że być może jednak powinna zostawić go samego, ale z drugiej strony, było jej przykro z powodu tego jak się zachowała. Przystanęła więc w progu, spoglądając na niego, gdy zajmował się przy blacie przygotowywaniem kolacji i dopiero po chwili, gdy brunet uniósł wzrok, napotkała jego spojrzenie. – Przepraszam – westchnęła cicho, nie spuszczając wzroku z jego ciemnych oczu – Wiem, że jestem okropna. I szczerze mówiąc naprawdę dziwie się, że jeszcze ze mną wytrzymujesz… - mruknęła, wchodząc dalej, gdy jednak Chet oderwał od niej wzrok i wrócił do dalszego przygotowywania kolacji. Przygryzła lekko dolną wargę, domyślając się, że musiał być naprawdę wkurwiony – ale miał do tego pełne prawo. – Tak wiele dla mnie robisz, dla mnie i naszego synka, a ja tylko ciągle truje Ci coś nad głową, narzekam i oskarżam o coś czego nie zrobiłeś. Ale to nie tak, że ja tego nie doceniam… i przecież wiesz, że ufam Ci jak nikomu innemu. Wiesz, prawda? – spojrzała na niego niemal błagalnie, przystając tuż obok, po czym ułożyła ostrożnie dłoń na jego ramieniu, chyba odrobinę bojąc się odrzucenia, bo właściwie nie wiedziała czego mogłaby się spodziewać. Gdy jednak Chet odłożył nóż i powoli obrócił się w jej stronę, nie pozwoliła mu nawet powiedzieć słowa, bo po prostu się do niego przytuliła. A przynajmniej – spróbowała to zrobić, mogąc jedynie wesprzeć się o jego silne ciało bokiem, co znowu spowodowało niepohamowaną chęć płaczu. Właśnie dlatego lekko się rozkleiła, gdy mimo wszystko objął ją rękami i schowała twarz a jego szyi na tyle na ile mogła. – Nawet nie mogę się do Ciebie przytulić – mruknęła lekko żałośnie, wzdychając ciężko i przez chwile trwała tak w jego objęciach, nie ruszając się nawet, bo i tak brzuszek utrudniał jej zmianę pozycji. Tylko na tyle mogła sobie pozwolić. Ale to właśnie tu i teraz, w jego ramionach czuła spokój i poczucie bezpieczeństwa. I myśl o tym, że mogłaby to stracić, niemal rozdzierała jej serce. W końcu odchyliła lekko głowę i spojrzała na niego załzawionymi oczami. – Naprawdę przepraszam. Chcę żebyś nadal ze mną chodził do szkoły rodzenia, to miejsce dla nas obojga i nie chce nam tego zepsuć. Obiecuje, że już nie będę szukała problemów tam gdzie ich nie ma, nawet jeżeli zachowanie którejkolwiek z kobiet mnie zirytuje. I chętnie wybiorę kolor naszego nowego auta – powiedziała niemal jednym tchem, unosząc jedną z dłońmi, by pogładzić nią jego policzek i okazać skruchę. Ale przede wszystkim chciała mu pokazać, że żałuje. Chociaż czuła po kościach, że cokolwiek by teraz nie zrobiła, to i tak to nieprzyjemne wspomnienie pozostanie. I zapewne obawa o to, że w końcu znowu Jordana zacznie mu coś wypominać… Ale mogła chociaż spróbować zatrzeć to złe wrażenie, jednocześnie próbując go przeprosić. – Przepraszam, że jestem taka złośliwa. I nieznośna. Nie wiem skąd mi się to bierze i naprawdę nie chce żebyś źle o mnie myślał. Chyba po prostu boję się, że mogłabym Cię stracić… ale moje zachowanie pewnie właśnie jedynie Cię zniechęca.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Unikanie konfrontacji, w nadziei na to, że gdy oboje już ochłoną, a nerwy opadną, problem sam zniknie, a Jordie zapomni o swoich wątpliwościach, również nie było dobrym pomysłem - i w żaden sposób nie rozwiązywało sytuacji. Ale cóż innego im pozostało, kiedy nadrzędny problem polegał właśnie na tym, że nie potrafili normalnie rozmawiać - że oboje nazbyt łatwo dawali się ponieść emocjom, a każdą, nawet niepozorną sprzeczkę, musieli zamieniać w wielką awanturę. Z dwojga złego jednak Chet wolał zamieść temat pod dywan i przeczekać do czasu, aż Jordana znów zacznie patrzeć na wszystko racjonalnie - w każdym razie w jego opinii. Póki co bowiem nie umiał oprzeć się wrażeniu, że każda ich kłótnia wyglądała tak samo - że wciąż wysuwali te same argumenty, nie będąc w stanie dojść do porozumienia ani odpuścić, by przyznać tej drugiej stronie rację. A on nie chciał, i nie mógł, się z nią kłócić, kiedy była w ciąży - nie tylko dlatego, że w tym stanie zwyczajnie nie dało się z nią dogadać, ale również dlatego, że to nie było zdrowe dla dziecka. I niestety wciąż chyba obojgu im zdarzało się o tym zapominać: że w tym wszystkim nie mogli już myśleć wyłącznie o sobie, ale właśnie o tym malcu, który za parę tygodni przyjdzie na świat. I że to dla niego powinni postarać się stworzyć zgodną rodzinę, aby ich syn nie musiał od pierwszych dni wysłuchiwać, jak jego rodzice kłócą się za ścianą, sądząc, że nikt ich nie słyszy - bo nawet jeśli nie byłby do końca świadomy tego, co się dzieje, to by słyszał, a z pewnością nie taki początek, i nie takie dzieciństwo, oboje pragnęli swemu dziecku zapewnić. Z drugiej jednak strony, nie chcieli też wracać do ciągłego mijania się w milczeniu, nie mając sobie nic do powiedzenia. Ani żeby już zawsze ich związek działał tak, jak w ostatnim czasie, gdy po wielu dniach posuchy rzucali się na siebie stęsknieni tylko po to, by zaraz potem znów zacząć się od siebie oddalać. Najbezpieczniejszą opcją wydawało się zatem przeczekanie tego dziwnego stanu - a w międzyczasie podejmowanie tylko neutralnych tematów; ale szybko okazało się, że i te Jordana zdołała obrócić w taki sposób, aby stanowiły kolejny pretekst do bezsensownej scysji, jaka nie miała znaleźć rozwiązania. I mężczyzna był wręcz przekonany, że gdyby w porę po prostu nie wyszedł, to skończyłoby się to czymś dużo gorszym niż rozczarowanie - bo poza tym, że był rozgniewany, to głównie to właśnie odczuwał. Mimo że przecież wiedział, jak to jest stracić głowę i dać się ogłupić uczuciom do tego stopnia, by przestać trzeźwo myśleć - jak chociażby wtedy, gdy wszczął nieuzasadnioną bójkę z kolegą Jordany; znał ten strach, jaki paraliżował człowieka na myśl, że mógłby stracić osobę, którą kochał - i dlatego tak długo był sam: aby nie musieć się tego obawiać. A jednak nie potrafił zrozumieć Jordie, bo skoro nie chciała słuchać jego zapewnień, to doprawdy nie wiedział, jak inaczej miałby do niej dotrzeć, aby w końcu mu zaufała. Słysząc więc jej kroki na schodach, mentalnie przygotowywał się już chyba na kolejną serię zarzutów - lub raczej: kontynuację tych, jakoby zamiatał problemy pod dywan, bo w gruncie rzeczy to właśnie robił. I zupełnie jakby bał się w ogóle na nią spojrzeć, by nie sprowokować kolejnej nieprzyjemnej wymiany - uparcie kroił dalej paprykę, pomimo tego, iż wyczuwał, jak Halsworth się w niego wpatrywała, ewidentnie czekając, aż brunet zwróci na nią w końcu uwagę. Przerzucił część posiekanych warzyw do naczynia i uniósł finalnie wzrok na twarz dwudziestotrzylatki, odrobinę zaskoczony, że zamiast kolejnych wyrzutów, tym razem z jej ust padły przeprosiny, na które pokręcił tylko głową. - Jak to było: nie przepraszaj, jeśli nie uważasz, że zrobiłaś coś nie tak? - odparł, przytaczając jej własne słowa, nim w końcu odłożył nóż na blat i opuścił z rezygnacją ręce wzdłuż ciała, zwracając się ku ciemnowłosej. - To nie może tak wyglądać, Jordie, muszę wiedzieć, że naprawdę rozumiesz, że twoje obawy i oskarżenia są bezpodstawne, i że kiedy usiłuję ci to uzmysłowić, to nie robię tego po to, żeby zrobić z ciebie wariatkę - wyjaśnił, nie zdejmując spojrzenia z jej oczu, gdy podeszła bliżej, po raz kolejny, nie tylko tego dnia, zarzekając się, że mu ufała, co i tak, w jego odczuciu, nie znajdowało pokrycia w czynach, toteż mężczyzna skinął tylko bez przekonania głową, pozwalając, aby się do niego przytuliła - gdyż niezależnie od tego, jak był na nią zły, nie zamierzał jej z tego powodu od siebie odtrącać. Wystarczy, że ona to robiła. Objął ją więc, opierając policzek o jej głowę, gdy bliska płaczu pożaliła się na to, iż przez duży brzuszek nie mogła się swobodnie do niego przytulić. Może to brutalne, ale chyba wolał, kiedy Jordana rozklejała się z zupełnie błahych powodów, niż kiedy wściekła fukała na niego i czepiała się wszystkiego, co robił lub czego nie robił. - Ale ja mogę się przytulić do ciebie - pogładził ją dłonią po pleckach w pocieszającym geście, bo nawet jeśli jej ciążowy brzuszek trochę przeszkadzał, to zawsze pozostawało im przytulanie się chociażby w łóżku, na łyżeczkę - choć i to nie rozwiązywało problemu braku bliskości, której bez wątpienia oboje potrzebowali, i to bynajmniej nie w formie przytulania. Ale również w tej kwestii Chet starał się być wyrozumiały i cierpliwy. I może to było jego błędem? Może sądząc, że Jordie nie miała ochoty na żadne zbliżenia, dawał jej przestrzeń, której wcale nie potrzebowała, czym dopuścił do tego, że znów musiała wątpić w to, czy była jeszcze dla niego pociągająca. Spojrzał na nią, gdy odchyliła głowę, i sięgnął dłonią do jej włosów, by odgarnąć ciemny kosmyk za jej ucho. - Nie twierdzę, że masz milczeć, kiedy coś ci nie odpowiada, ale... masz pretensje o rzeczy, na które nie mam wpływu. Przykro mi, że tak odbierasz to, co widzisz, ale zrozum, że nigdy świadomie nie postawiłbym cię w sytuacji, w której musiałabyś patrzeć, jak oglądam się czy flirtuję z inną kobietą; za kogo mnie masz? - tym razem to w jego głosie wybrzmiała nutka wyrzutu. - Potrzebuję tylko ciebie, żadnej innej, rozumiesz? I nie myślę o tobie źle, wiem, że czasem jest ci z tym wszystkim ciężko i staram się być wyrozumiały, ale ty... znowu mnie odpychasz, kiedy chcę być przy tobie i nie wiem już, co robić - przyznał niechętnie i pokręcił głową, czując się zwyczajnie bezradnym - a to było dla niego chyba zbyt trudne do przyswojenia: zawsze rozwiązywał problemy oraz pokonywał trudności, i nie przywykł do świadomości, że istniały rzeczy, z jakimi zwyczajnie nie był w stanie sobie poradzić. Wypuścił Jordanę ze swoich objęć, tylko po to, by dłonie ułożyć na jej policzkach, ujmując w ten sposób jej twarz i zaglądając jej głęboko w oczy. - Nie stracisz mnie, kochanie, jesteś dla mnie wszystkim i nie umiałbym bez ciebie żyć - zapewnił i nachylił się nieco, by dosięgnąć ust Jordany swoimi i złączyć je w czułym pocałunku. - Nawet jeśli ostatnio jesteś okropną złośnicą i powinnaś za karę dostać klapsa - dodał po chwili żartobliwym tonem, pozwalając, aby w kąciku jego warg zamajaczył łagodny uśmiech.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Unikanie rozmowy zdecydowanie nie było dobrym rozwiązaniem, jednak unikanie jej po to, aby zapobiec awanturze – zaczynało stanowić już naprawdę duży problem; którego albo nie chcieli zauważyć albo i jego woleli zamieść pod dywan. I oczywiście w całym tym zamieszeniu to Chet starał się za nich oboje, a Jordie jedynie dolewała oliwy do ognia, szukając dziury w całym i problemów tam, gdzie chyba istotnie ich nie było. Co gorsze – nie wiedziała dlaczego: z czego to wynikało, co nią kierowało i co sprawiało, że stawała się nagle tak zaślepiona. Dotychczas uważała, że ona i Chester są dla siebie po prostu stworzeni, to ona walczyła za nich oboje, to ona wykazywała się cierpliwością, która graniczyła niemal z cudem, gdy to brunet raz za razem nadszarpywał jej zaufanie… a teraz? A teraz sama biła głową w mur, nie potrafiąc zapanować nad tym co się z nią działo. I nigdy pewnie nie pomyślałaby, że role tak brutalnie się odwrócą – że to Chet będzie oczekiwał spokoju i zaufania, a ona będzie stanowiła zagrożenie dla ich relacji. A teraz to właściwie dla ich małej rodziny. I zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna się denerwować, tym bardziej od pamiętnego pobytu w szpitalu i w dodatku będąc na ostatnim etapie ciąży, bo to nie służyło ani jej ani dziecku, niemniej jednak czasami po prostu nie mogła nad tym zapanować. A potem zalewało ją bolesne poczucie winy i strachu o to, że jeżeli znowu doprowadzi do kłótni bądź powie o dwa słowa za dużo… to go straci. A utrata go jawiła się dla niej jako absolutnie najgorszy scenariusz – a mimo to wmawiała mu coś tak okropnego jak potencjalna zdrada, której się przecież nie dopuścił. I co więcej, wierzyła w jego zapewnienia, a jednak i tak podświadomość płatała jej figle. Najgorszym jednak było to, że faktycznie od jakiegoś czasu po prostu nie funkcjonowali właściwie – bo ciągłe kłótnie, potem mijanie się tylko po to, by na końcu dać się ponieść pragnieniu nie stanowiły wzoru zdrowej relacji, tym bardziej nie w przypadku, w którym ten schemat boleśnie się powtarzał. Raz za razem. Nie wiedzieć czemu, dziś chyba zdała sobie sprawę z tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a może spowodowała to reakcja bruneta, który tym razem nie wybuchł i nie odpowiedział ciosem za cios, a jedynie okazał… obojętność. I wyszedł, unikając z nią kontaktu – i to chyba zabolało ją najbardziej, to, że w jednej sekundzie nie był „jej Chet’em”, ale kimś kto patrzył na nią z niedowierzaniem, złością i co gorsza, rozczarowaniem. Był nią rozczarowany i widziała to w jego oczach, a nigdy nie chciała doprowadzić do czegoś takiego. Dlatego to właśnie teraz najbardziej wskazana była rozmowa, bo chciała naprawić to co znowu zaczęła psuć, a ostatnim czego by sobie życzyła, był kolejny dystans, który by się między nimi wytworzył. A wyczuła go już w momencie, w którym Chester zignorował jej pojawienie się w kuchni, jakby dosłownie obawiając się na nią spojrzeć. Słysząc jednak po chwili jego nieco ironiczną odpowiedź, w której zacytował jej własne słowa, zacisnęła usta w wąską linię i westchnęła w duchu. – Tyle, że ja wiem, że zrobiłam coś nie tak. A nawet bardziej… dlatego przepraszam szczerze, bo chyba właśnie uzmysłowiłam sobie to, że zachowuje się jak skończona idiotka – mruknęła w końcu, wcale nie licząc się ze słowami pod względem oceny samej siebie. Brunet miał ogromne pokłady cierpliwości i patrzenie na niego teraz – gdy wyraźnie nie miał już sił na jej zachowanie, sprawiła, że wylał jej naprawdę spory kubeł zimnej wody na głowę. – I tak, wiem, że to nie może tak wyglądać. Od jakiegoś czasu jestem niczym bomba z opóźnionym zapłonem. Wiem, że najmniejszy drobiazg wyprowadzał mnie z równowagi i ściągał kolejną lawinę wyrzutów w Twoją stronę… a Ty w tym wszystkim i tak starałeś się tak wiele dla mnie robić… - odparła cicho, ponownie spoglądając w jego ciemne oczy – Straszna ze mnie hipokrytka. I dodatku nie potrafiłam docenić tego co mam – westchnęła, serwując sobie małe katharsis na jego oczach. I chyba dlatego po prostu zapragnęła skryć się w jego silnych ramionach i znowu poczuć jego bliskość za którą tak bardzo tęskniła. Tęskniła za nim całym i zdecydowanie pragnęła o wiele więcej, ale fakt był taki… że było inaczej. I to nie dlatego, że się spierali, ale dlatego, że ciąża zbyt wiele w niej zmieniła – a to wiązało się z tym, że te przyjemności po prostu musiały zejść na dalszy plan. A może to jedynie jej umysł tak kiepsko funkcjonował, niemniej doceniała fakt, że Chet nie naciskał, ale z drugiej strony… być może faktycznie brak zainteresowania z jego strony mógł spowodować w jej głowie myśli, jakoby już go nie pociągała. Teraz jednak pociągnęła nosem, praktycznie rozklejając się w jego objęciach z tak błahego powodu, po czym jednak zaśmiała się cicho. - Lubię, gdy się do mnie przytulasz – mruknęła z rozbawieniem, mimo wszystko z przyjaznym nastawieniem przyjmując jego słowa. Chociaż nadal było jej smutno z powodu tego, że nie mogła normalnie funkcjonować z powodu sporych rozmiarów brzuszka. Nie była jednak żadną egoistką, wiedziała, że tam znajduje się ich synek i kochała go najmocniej na świecie, ale cóż… była tylko człowiekiem i w dodatku młodą osobą, która nagle utraciła to wszystko co było dla niej codziennością – więc odczuwała pewnego rodzaju frustrację. – Chociaż to trochę nie to samo – dodała jeszcze spokojnie, mając na myśli fakt, iż drobne przytulenie nie odzwierciedlało tego jak zazwyczaj zachowywali się, tkwiąc w swoich objęciach. A teraz istotnie pozostawało im takie delikatnie przytulenie się, z nadal niewielkim dystansem, który wytwarzał mały człowiek znajdujący się w jej brzuchu, a ostatecznie pozostawało im przytulanie się w łóżku – i trzeba przyznać, że polubiła to skrywanie się w męskich ramionach, gdy przylegał do tył do jej ciała i obejmował ją mocno. Bo chociaż wtedy odczuwała go o wiele bardziej. W końcu jednak odchyliła głowę i spojrzała na niego, gdy sięgnął dłonią do jej włosów, by kilka z kosmyków wsunąć za jej ucho. – Wiem, Chet. Naprawdę to wiem. Chyba zdaje sobie sprawę z tego, że to jedynie wytwór mojej wyobraźni i… nawet nie wiem czemu się tak dzieje. Może po prostu wydaje mi się, że one są teraz ładniejsze, dostępniejsze, ciekawsze… niż ja. Wiem, że to irracjonalne, ale takie myśli mnie nachodzą. Nigdy nie chciałam jednak żebyś pomyślał, że Ci nie ufam, wiem, że byś nam tego nie zrobił, że nie zaryzykowałbyś tego co mamy dla chwili z inną kobietą… nie zrobiłeś tego nawet wtedy, gdy tak się tutaj kiedyś pokłóciliśmy… - stwierdziła cicho, przytaczając ten nieprzyjemny moment, w którym sam zasugerował, że poszuka rozrywki w ramionach innej – Nie wiem skąd masz do mnie tyle cierpliwości, ale kocham Cię za nią, wiesz? Chcę żebyś przy mnie był, bo nie wyobrażam sobie tego wszystkiego bez Ciebie. Nie dałabym sobie rady – mruknęła cicho, tylko na moment spuszczając wzrok, bo wówczas poczuła jak wypuścił ją z objęć, przez co poczuła nieprzyjemny chłód, ale gdy ujął w dłonie jej twarz, ponownie skierowała na niego swoje spojrzenie. Bo sam uniósł jej twarz i nie pozwolił uciec wzrokiem, więc wpatrywała się w niego niczym zahipnotyzowana. – Naprawdę tak to odczuwasz? Że Cię od siebie odpycham? – wydusiła stłumionym głosem, nie odrywając od niego wzroku. W końcu jednak kąciki jej ust wygięły się w lekkim, aczkolwiek pełnym ulgi uśmiechu, gdy nagle przybliżył swoją twarz, przez co chętnie odwzajemniła krótki, ale czuły pocałunek, którym ją obdarował. I naprawdę bardzo tęskniła za smakiem jego ust. Ułożyła więc swoje dłonie na jego torsie i odetchnęła cicho, ponownie napotykając jego spojrzenie, gdy jej własne oczy znowu trochę zaszły łzami. – Zawsze, gdy tak do mnie mówisz, mam ochotę się rozpłakać… ze szczęścia. Nigdy mi tego nie mówiłeś, a teraz… uwielbiam tego słuchać z Twoich ust – przyznała z rozczuleniem w głosie, nawiązując do jego pełnego uczuć wyznania. Chet nie był wylewny w słowach, więc każde takie wyznanie znaczyło dla niej o wiele więcej – każdy taki gest, każde „kocham Cię” – wszystko co przejawiało jego uczucia względem niej, gdy ubierał to w słowa. W końcu jednak prychnęła ze śmiechem i szturchnęła go dłonią w brzuch w geście lekkiego oburzenia. – Tylko jednego? No to nie krępuj się – mruknęła przekornie z tym tak charakterystycznym dla niej błyskiem w oku, którego chyba dawno nie było w tych oczach widać. Odrobinę figlarnie spojrzała na niego, mimo wszystko nadal z rozbawieniem przywołując wspomnianego klapsa – a w myślach to wszystko co te klapsy zwiastowały, a co zazwyczaj ze swoją wyprawiali. I niemal przeszył ją pełen przyjemności dreszcz, który wycisnął na jej buźce szeroki uśmiech. Po chwili jednak skrzywiła się lekko i pogładziła dłonią brzuszek. – Reggie chyba zbyt gwałtownie zareagował na moją zmianę nastroju – zaśmiała się cicho, wyczuwając nieco mocniejsze ruchy synka – Albo po prostu to moje szalejące hormony, z uwagi na to, że mam na Ciebie zbyt dużą ochotę – westchnęła z rezygnacją, mimo wszystko nadal z błąkającym się na jej twarzy rozbawieniem. Z rezygnacją, bo na ten moment mogła faktycznie jedynie mieć ochotę, a w ciąży – jak mogłaby potwierdzić, naprawdę odczuwała ją dwa razy bardziej. Sama teraz ujęła w dłonie jego twarz i pochyliła się lekko. – Ale muszę zadowolić się tym – zakomunikowała i sama zainicjowała kolejny pocałunek, tym razem nieco dłuższy i bardziej soczysty. Ale nagle odczuła wewnętrzny spokój i nadzieję na to, że mogło być lepiej. Tylko sama musiała skupić się na tym co i jak robiła, by ich relacja znowu wróciła na właściwe tory.

autor

Jordie

ODPOWIEDZ

Wróć do „17”