WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

21. Niełatwy jest moment, w którym nagle Twój świat znowu zostaje wywrócony do góry nogami, gdy coś co stawało się Twoją codzienną rutyną, znowu zostaje Ci odebrane. Może właśnie w tym tkwił ten mały problem po stronie Jordany – może po prostu trudno było jej się pogodzić z tym, że jej dotychczasowe życie w pewnej chwili zniknęło: i nie było jej z tym źle dlatego, że żałowała, iż jest w ciąży i że to wymaga wyrzeczeń – po prostu nigdy nie poznała takiego stanu rzeczy. Zawsze w biegu, zawsze chętna do pracy i do działania, nagle po prostu musiała wcisnąć pauzę – i mimo, że w bardzo ważnym celu, to i tak w jakiś sposób to na nią wpłynęło. A wówczas, gdy doszło do tej nieplanowanej kłótni i gdy zrozumiała, że faktycznie poniekąd zamknęła się w domu, to zapragnęła udowodnić także samej sobie, że może więcej – bo przecież wszem i wobec mówi się, że ciąża to nie choroba. I owszem, nie jest nią, ale wtedy, gdy się o siebie dba i nie bierze się na swoje barki zbyt wielu zadań ponad własne siły. Dodatkowo stres także dołożył swoje trzy grosze, więc w ostateczności zbieg niekorzystnych zjawisk spowodował, że wylądowała w szpitalu, z ogromnym poczuciem winy w sercu, iż przez własną głupotę naprawdę mogła zaszkodzić dziecku. A tego by sobie najpewniej nie wybaczyła nigdy. Więc chyba potrzebowała tego wiadra zimnej wody, który wylano na jej głowę, najwyraźniej również po to, by zrozumieć, że traciła bezpowrotnie coś tak dobrego jak obecność Chestera w swoim życiu – a był póki co jedyną osobą, na której tak bardzo jej zależało. Z jakiegoś jednak niezrozumiałego powodu naprawdę nie potrafiła mu tego okazać w ciągu ostatnich kilku tygodni, odbijając się także poprzez jego nieprzychylne reakcje, nie potrafiła schować własnej dumy do kieszeni i z tego powodu zaszczepiła w nim samym niepewność: niepewność co do niej, co do ich relacji i łączącego ich uczucia. Sama myśl o tym, że mógł stracić teraz do niej zaufanie, niemal łamała jej serce – ale nie chciała się też poddawać na starcie, bo naprawdę chciała mu pokazać, że jej zależy. I chciała naprawić to co zepsuła swoim bezmyślnym zachowaniem. Chociaż i w niej samej czaiły się jeszcze drobne niepewności, to i tak uczucie do niego przezwyciężało wszystko – poza tym brunet pokazał jej już, że się nie boi, że nie zamierza uciekać i co więcej, że nie zamierza zostawić ani jej ani dziecka – więc to chyba właśnie ona musiała przestać się wycofywać i pozwolić mu na to, by przy nich był. Tak w stu procentach. Można więc powiedzieć, że wreszcie to zrozumiała – a chyba lepiej późno niż wcale. I niestety nie chciała spędzać tej nocy w szpitalu, ale wiedziała, że musi to zrobić dla swojego dobra – i dla dobra ich synka, więc pozwoliła się lekarzom jeszcze przebadać i poobserwować, tak dla pewności, iż na pewno wszystko z jej głową było dobrze. Niewiele jednak spała, ale w ciągu dnia odwiedziła ją siostra, którą poinformowała o tym stanie rzeczy, bo pewnie też by jej nigdy nie wybaczyła, że się do tego nie przyznała. Ponieważ Chet jednak musiał pojawić się w pracy, to ona przyniosła jej czyste ubranie i coś dobrego do zjedzenia, co zdecydowanie dodało jej nieco sił, a po samej kroplówce i tak czuła się znacznie lepiej. Zgodziła się poczekać w szpitalu na bruneta, który pracę kończył dopiero wieczorem i obiecał, że ją potem odbierze, więc gdy zbliżała się pora wypisu, w końcu wstała i przygotowała się do wyjścia. Przebrała się w swoje rzeczy i spakowała wszystkie drobiazgi, które tutaj miała, jeszcze odbywając krótką rozmowę z lekarzem, który przypomniał jej, że musi o siebie dbać, bo to bardzo teraz wpływa na maleństwo. Największą ulgę jednak poczuła, gdy wreszcie wraz z brunetem ruszyła w drogę powrotną do domu – do ich domu, który zdecydowanie za taki uważała, wbrew temu co pewnie myślał Chet. Nie była tylko jego dziewczyną, która wprowadziła się do jego domu: ale była jego narzeczoną i nosiła pod sercem jego dziecko, a poza tym wprowadzili się do tego domu wspólnie – więc tak, czuła wreszcie, że to naprawdę jest ich wspólne miejsce. Być może ten niekorzystny epizod naprawdę był potrzebny, po to, by Jordie zrozumiała wiele kwestii i na kilka z nich spojrzała ze znacznie szerszej perspektywy. Gdy zaparkował na podjeździe, wysiadła i chciała zabrać swoje rzeczy, ale Chester ją w tym ubiegł, więc uniosła jedynie lekko kąciki ust ku górze i nie zamierzała się o to spierać, więc przodem ruszyła do drzwi. Wchodząc do środka, niemal od razu napotkała szczęśliwą mordkę Aldo, który merdając wesoło ogonem, witał ją już od progu. – Oh, ja też się za Tobą stęskniłam – powiedziała tym słodkim głosem, który zarezerwowany był tylko dla niego i pochyliła się lekko, by go pogłaskać, co spotkało się z jeszcze większym zadowoleniem czworonoga – Wiem, że obiecałam Ci spacer, ale jeszcze to nadrobimy – pogłaskała go po głowie i wyprostowała się po chwili, po czym odłożyła torebkę i zdjęła dżinsową kurtkę. Spojrzała na bruneta i uśmiechnęła się lekko, biorąc głęboki oddech. – Cieszę się, że wreszcie jestem w domu, nienawidzę szpitali. I marzy nam się chyba teraz prysznic – pogłaskała dłonią brzuszek, zastanawiając się jednak nad tym – Albo lepiej przygotuje sobie kąpiel i poleżę chwilę w wannie, skoro lekarz zalecił odpoczynek – stwierdziła, zsuwając także z nóg buty, by po chwili wejść dalej. Zdecydowanie jednak wracała do tego miejsca spokojniejsza i szczęśliwsza, bo mimo, iż może nie było jeszcze między nimi tak idealnie jak wcześniej, to i tak było lepiej – rozmawiali ze sobą, nie unikali się i nie kłócili, więc to na pewno napawało ją nadzieją. I sprawiało, że ten powrót po prostu jest przyjemniejszy. – Chociaż najchętniej od razu powędrowałabym do wygodnego łóżka.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

28.

Chet musiał chyba przede wszystkim zrozumieć to, że Jordanie znacznie trudniej było oswoić się z obecną sytuacją - z ciążą, ze zmianami, zarówno tymi, jakie już zaszły w niej samej i w całym jej życiu, jak i tymi, które miały dopiero nadejść. Bo nawet jeśli starał się być przy niej - to wciąż był tylko obok, i wciąż to jej te wszystkie zmiany dotykały bezpośrednio i to ona odczuwała je dużo bardziej niż ktokolwiek inny. To jej życie wywróciło się nagle do góry nogami i zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni, w dodatku zupełnie nieplanowanie, bo przecież oczywistym było to, że gdyby panna Halsworth miała wybór, to nie zdecydowałaby się na dziecko w tak młodym wieku i na takim etapie, na jakim był wówczas ich związek. Nie miała jednak innego wyjścia, jak tylko wziąć na siebie tę odpowiedzialność i poradzić sobie ze wszystkim, co się z tym wiązało - a w większości były to niestety wcale nie łatwe do zaakceptowania kwestie, których żaden mężczyzna nie był nawet w stanie pojąć i Chester nie stanowił tu żadnego wyjątku. On również nie pojmował - ale, chociaż początkowo mogło na to nie wyglądać, to wczorajsza rozmowa w szpitalu zdecydowanie dała mu do myślenia. I dzięki temu zrozumiał, że myśleniem nie dało się objąć tego, co przechodziła aktualnie jego narzeczona. Że szukając w tym wszystkim logiki, i tak by jej nie znalazł - a co najwyżej pogrążył się we własnej frustracji - bo kierowały nią emocje i hormony, a te wymykały się wszelkiej logice. A on, nawet jeśli ich nie pojmował, to nade wszystko powinien ją wspierać. I zrozumiał, że niezależnie od tego, jak był wtedy zdenerwowany i jak absurdalne wydawało się to, o co Jordana usiłowała go oskarżyć - wypominanie jej, że ciąża ją zmieniła, było zwyczajnie ciosem poniżej pasa. I co gorsze, wiedział o tym już wtedy. Podświadomie zdawał sobie z tego sprawę i właśnie dlatego to wszystko powiedział - żeby uderzyć celnie i dokładnie tam, gdzie wiedział, że zaboli. I to, dlaczego to zrobił, równie trudno było wyjaśnić, jak zachowanie samej panny Halsworth. Oboje stracili głowę - ale tylko ona miała ku temu prawo. Jego nic nie usprawiedliwiało i teraz również to wiedział. Trochę zbyt późno, to fakt, ale oboje przecież obiecali, że postarają się naprawić to, co zepsuli, więc wciąż była jeszcze szansa. I pozostało tylko wierzyć, że oboje dobrze ją wykorzystają. Chet - taki miał właśnie zamiar. Nie tylko Jordana bowiem czuła się winna tego, że - w konsekwencji tych wszystkich gorzkich słów, jakie pomiędzy nimi padły i w konsekwencji tej, nieodpowiedzialnej nieco, chęci udowodnienia, że wciąż była sobą i że nie musiała rezygnować z dotychczasowego życia - finalnie wylądowała w szpitalu. On również zdał sobie sprawę z tego, że nie był bez winy i z pewnością to siebie właśnie winiłby, gdyby przez coś, co palnął w złości bez większego namysłu, ucierpiał ich synek albo sama Jordie. Bo to on czuł się w obowiązku, by zadbać o to, aby byli bezpieczni - a jak na razie nieustannie zawodził. Nie wyobrażał sobie jednak nie odebrać ciemnowłosej ze szpitala, i chociaż początkowo zadeklarował, że weźmie wolne w pracy i przyjedzie z samego rana, aby przywieźć jej rzeczy, to ostatecznie Jordie i tak miała zostać wypisana dopiero po południu - a do tego czasu wcale nie byłaby sama, skoro miała ją odwiedzić siostra, więc w tych okolicznościach obecność Chestera okazała się tam zbędna, tak samo jak rezygnowanie z dotychczasowych planów. Prosto z pracy pojechał jednak do szpitala, by stamtąd zabrać wreszcie Jordie do domu - poza którym spędziła zaledwie jedną noc, ale trzeba przyznać, że i brunet tej nocy nie najlepiej spał, wiedząc, że była sama w tym okropnym, bezdusznym szpitalu, częściowo z jego winy. Chociaż, jeśli spojrzeć na tę sprawę przez pryzmat ciąży i tego, że nosiła pod sercem ich synka, to można chyba uznać, że Jordie wcale nie była sama, i że już nigdy nie będzie, bo nawet jeśli teraz momentami bywało ciężko - zwłaszcza jej - to żadne z nich nie miało chyba najmniejszych wątpliwości co do tego, że za kilka miesięcy wszystkie te trudności zostaną im wynagrodzone bezwarunkową miłością, jaką obdarzy ich to dziecko. Póki co jednak namiastkę takiego bezwarunkowego przywiązania dawał im Aldo, który przywitał ich od progu, merdając radośnie ogonem - a właściwie przywitał Jordanę, za którą ewidentnie zdążył się stęsknić. Podobnie jak i sam Chet, bo chociaż czuć było między nimi poprawę i chociaż znowu ze sobą rozmawiali, to jednak wciąż zachowywali pewien dystans i nie wszystko między nimi było jeszcze tak jak dawniej. Ale byli już chyba na dobrej ku temu drodze. - Ze mną się nawet nie przywitasz? - odezwał się z udawanym wyrzutem do psiaka, który podbiegł do niego zaledwie na moment, pozwalając się pogłaskać, zanim na powrót skupił się na Jordie. - Wczoraj Aldo przez cały wieczór nie mógł znaleźć sobie miejsca, tylko zaglądał co chwilę do przedpokoju, chyba na ciebie czekał - zagaił, posyłając brunetce łagodny uśmiech, i odłożył torbę z jej rzeczami. Niektórzy mówili: co taki pies może wiedzieć? ale ten wcale nie był głupi i inaczej reagował na osobę, która pojawiała się tu jako gość, a inaczej na taką, z którą mieszkał - zaś pannę Halsworth zdecydowanie zaakceptował już jako swoją i z pewnością odczuł jej nieobecność, przez co obecnie chyba nie zamierzał odstępować jej na krok. Inaczej niż Chet, który z jednej strony chciał być przy niej, a z drugiej - dać jej potrzebną przestrzeń, aby znów nie poczuła się zbyt przytłoczona. - Nie masz jeszcze dosyć łóżka? - podjął, bo właściwie ostatnią dobę Jordana spędziła w szpitalnym łóżku i mężczyzna raczej spodziewał się, że zaleganie pod kołderką będzie ostatnim, na co miałaby ochotę. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie jednak, że znowu mogła opacznie odebrać jego słowa - a wcale nie chciał przecież sugerować, jakoby w tym, że potrzebowała odpocząć, było coś nie tak, dlatego wchodząc za nią w głąb pomieszczenia, zaraz się zreflektował: - Myślę, że kąpiel to świetny pomysł, odpręż się w wannie, a ja w tym czasie pójdę z Aldo na spacer i przygotuję jakąś kolację. Masz na coś konkretnego ochotę?
Ostatnio zmieniony 2022-03-24, 17:16 przez Chet Callaghan, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Trudno powiedzieć, że dobrze się stało, ale bez wątpienia oboje bardzo potrzebowali takiego wstrząsu, który wywołał w nich ten pobyt w szpitalu – a mianowicie pobyt Jordie, która nienajlepiej zniosła ostatnią noc, ale przynajmniej oboje mieli czas i możliwość, aby to wszystko sobie przemyśleć. Nie można więc tego ostatecznie nazwać czymś dobry, bo przecież istotnie zaniedbała swoje zdrowie i naraziła nie tylko siebie, ale również zdrowie ich dziecka, niemniej jednak ostatecznie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – zdołali bowiem w porę zrozumieć, że są dla siebie najważniejsi. Nawet jeżeli nie wszystko jeszcze było między nimi idealnie, to wykonali ten pierwszy, być może najważniejszy krok do pojednania – a z resztą przecież sobie już poradzą. A przynajmniej można było mieć taką nadzieję, bowiem te największe zmiany nadal jeszcze przed nimi – te najistotniejsze także nadal przed Jordaną, bo chociaż teraz to wszystko tak gwałtownie się zmieniało: wpływało zarówno na jej ciało, jak i na psychikę, to przecież dalej nie będzie wcale łatwiej. Będzie trudniej. Pytaniem pozostawało więc, czy będą w stanie przeciwstawić się tym trudnością, które napotkają – czy zdołają w końcu zrobić to razem, nie zaś walcząc przeciwko sobie. Bo z całą pewnością Jordie wówczas będzie potrzebowała jego wsparcia i bliskości bardziej niż kiedykolwiek – z każdym kolejnym dniem, gdy będą zbliżać się do terminu porodu, a gdy zaawansowany stan ciąży będzie dawał jej się mocno we znaki. Co prawda bardzo cieszyła się tym okresem oczekiwania, jeszcze szczęśliwsza z myślą i świadomością, że tam w środku rozwija się nie tylko nowe życie – ale konkretnie: ich syn, niemniej chyba za bardzo zbagatelizowała to wszystko z czym się to wiązało. I chociaż nie miała prawa narzekać, a każdy z boku powiedziałaby, że wręcz jej życie oscylowało wokół idealnego obrazka: bo przecież jest młoda, ma przystojnego i troskliwego mężczyznę u boku, piękny dom i możliwości… a jednak, mimo posiadania tego wszystkiego, coś w niej pękło. Mogło to być niezrozumiałe, mogło wydawać się dziwne – ale istotnie nikt nie mógł zrozumieć tego co działo się w ciele i głowie kobiety, gdy była w ciąży – gdy działo się w niej i zmieniało tak wiele. Niemniej doceniała wszelkie prób zrozumienia ze strony bruneta, który naprawdę cierpliwie znosił ten stan rzeczy, przynajmniej do momentu, w którym Jordana wznieciła ten niepożądany ogień, który strawił ich od środka. Ostatecznie jednak oboje stracili głowę, panowanie nad sobą i słowami, którymi ranili się wzajemnie coraz bardziej – tym trudniej zniosła wówczas jego zarzut, jakoby faktycznie się zmieniła. Poczuła, że miała rację, że jej obawy były słuszne… więc teraz chyba chociaż odrobinę mógł spróbować ją w tej kwestii zrozumieć, gdy sam wbił nóż w mrowisko i spowodował istny wybuch paniki. Bo nawet jeżeli nie potrafiła do końca uzasadnić swojego zachowania, to jednak ten jeden element był oczywisty: w pewnym momencie to wszystko trochę ją przerosło. Ale gdy już szczerze powiedziała mu o tym, a bynajmniej zasygnalizowała ten drobny problem, który pojawił się po jej stronie – chyba wreszcie mogli wypracować pole do wzajemnego zrozumienia. Nawet więc jeżeli nie było między nimi jeszcze idealnie, to zdecydowanie byli na dobre drodze do tego, by spróbować odbudować to co się zepsuło i by ten beztroski czas oczekiwania na narodziny syna znowu powrócił. Jordie zaś rzeczywiście coraz bardziej przywiązywała się do tej myśli, że nie jest sama i że już nigdy nie będzie, bo chociaż w oczywisty sposób pragnęła obecności Chet’a i to jego w dużej mierze potrzebowała i pragnęła, to również ta myśl, że to dziecko zawsze będzie przy niej i że obdarzy ją bezwarunkową miłością, także napawało ją radością. Z każdym dniem coraz większą, zwłaszcza, gdy tak chętnie wyczekiwała każdego jego najmniejszego nawet ruchu. Póki co jednak z nieukrywaną radością odbierała miłość serwowaną im przez Aldo i to dosłownie już od progu, gdy witał ich tak ochoczo, jakby nie widzieli co najmniej tydzień. Zaśmiała się cicho pod nosem, gdy powędrował do bruneta z wyraźnym zainteresowaniem, pozwalając mu zaledwie się pogłaskać, by zaraz jednak z czujnością spojrzeć znowu na nią, jakby pragnąc się upewnić, że nigdzie nie wychodzi. Zaraz więc do niej wrócił, przez co znowu pochyliła się i go pogłaskała, zerkając na Chestera. – Naprawdę? – spytała, po czym spojrzała na czworonoga z wyraźnym rozczuleniem – O, mój kochany, myślałeś, że nie wrócę, co? – pogłaskała go po głowie i wyściskała raz jeszcze, pozwalając niezauważenie polizać się po policzku, co znowu skwitowała cichym śmiechem – Nadrobimy wszystko, nie martw się. Już się nigdzie nie wybieram – uśmiechnęła się lekko i wyprostowała, spoglądając na bruneta – Ciągle zaskakuje mnie to jaki jest mądry. Spędzaliśmy ostatnio razem mnóstwo czasu w domu i chyba naprawdę się do mnie przyzwyczaił – skwitowała z wyraźnym zadowoleniem, uśmiechając się do czworonoga. Ich dom bez wątpienia bez niego byłby pusty, wypełniał ich przestrzeń i czas, dawał ogrom miłości i pozwalał zatroszczyć się o siebie, co zdecydowanie umacniało również i ich wzajemną więź. Co więcej, cieszyła się, że ją bez problemu zaakceptował, bo przecież jest prawowitym członkiem rodziny i nie chciałaby stawać pomiędzy nim i Chesterem, gdyby jednak psiak nie zechciał się i z nią zaprzyjaźnić. W końcu jednak oderwała od niego wzrok i przeniosła go na bruneta, po czym pokręciła głową. – Trochę mam – przyznała, nie mając mu jednak za złe tej drobnej sugestii, a raczej po prostu pytania – Szpitalne łóżko jest jednak bardzo niewygodne, no i nie spałam za dobrze w nocy, z racji tego, że nie lubię szpitali i nie jestem w stanie się tam odprężyć. Więc to była ciężka noc… dlatego potrzebuję nieco odpocząć w wygodnym łóżku, a… nasze takie właśnie jest – pozwoliła, by kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze, gdy mimo lekkiego zawahania, ponownie nazwała je ich wspólnym łóżkiem: chociaż ono właściwie zawsze takim było. Jedynie przez chwilę nie spali z nim wspólnie, ale nadal pozostawało im wspólnym – chociaż to niestety Chet musiał zrezygnować na ten czas z jego wygód. – Ale to jeszcze nie teraz. Najpierw kąpiel – zakomunikowała, cicho w duchu myśląc sobie o tym, że przecież mogliby tą kąpiel wziąć razem i o tym ciemnowłosa marzyła chyba najmocniej od dłuższego czasu: o jego bliskości i możliwości spędzenia z nim czasu. Uznała jednak, że ten moment nie jest jeszcze odpowiednim do tego, by to zaproponować, więc póki co odłożyła swoje chęci na bok. Pokiwała więc głową i uśmiechnęła się do Aldo. – Dzisiaj spacer z panem, jutro ze mną, okej? – powiedziała z pełnym entuzjazmem, obserwując z lekkim rozbawieniem, jak pies zyskując dodatkowe pokłady energii, okręcił się wokół własnej osi, po czym prędko podszedł do szafki, na której znajdowała się jego smycz. Pokręciła zaś z niedowierzaniem głową. – Cwaniaku, Ty wszystko wiesz, co? – cmoknęła do niego ustami, gdy merdał wesoło ogonem, chyba niecierpliwiąc się tym, iż Chet jeszcze tej smyczy nie brał. Spojrzała więc na bruneta i pokiwała głową. – W takim razie idę do łazienki. A co do kolacji… - zastanowiła się, gładząc dłonią brzuszek - …mam ochotę na frytki – powiedziała niemal rozmarzonym tonem głosu, przygryzając w zamyśleniu policzek od środka – I tosty z dżemem… ale najlepiej truskawkowym – dodała zaraz, zerkając w kierunku kuchni, by jednak na powrót przenieść wzrok na Chestera, który przyglądał się jej zapewne z nieco zdziwionym wyrazem twarzy – I mam straszną ochotę na ogórki. Jakiekolwiek ogórki… ale chyba nie mamy żadnych w domu – westchnęła w końcu z lekką rezygnacją w głosie. Powrót do domu chyba spowodował, iż naprawdę zgłodniała – a może w końcu coś się w niej odblokowało na tyle, iż poczuła wzmożony głód, w końcu w ostatnim czasie jadła niewiele i nieco nieregularnie. Może więc wpływała jednak na to cała ta sytuacja pomiędzy nimi. – Ale… cokolwiek przygotujesz, będzie dobre – uśmiechnęła się do niego lekko i po chwili powędrowała na górę, zostawiając mu pełne pole do popisu. Była głodna na tyle, że i tak zjadłaby cokolwiek, a skoro w kuchni pewnie nie mieli zbyt wiele, bo chyba żadne z nich nie zrobiło zakupów, to i tak nie było nazbyt wielu możliwości. Zadowoli się więc czymkolwiek, ale dopiero po chwili relaksu. Tak więc udała się do łazienki, gdzie jeszcze przyniosła sobie tylko z garderoby coś do przebrania, po czym napełniła wannę wodą i dolała ulubiony płyn do kąpieli. Po chwili ułożyła się wygodnie, czując absolutnie błogie odprężenie: niemal fizycznie czuła jak schodzi z niej to napięcie, a jej ciało po prostu się rozluźnia. Niemal tak samo wpłynęło to na jej głowę, która oczyściła się i pozwoliła jej odetchnąć. Przymknęła w końcu oczy i … zatraciła się w tym tak bardzo, że otworzyła je dopiero, gdy usłyszała uchylane drzwi do łazienki. Spojrzała w tamtą stronę i dostrzegając bruneta, zorientowała się, że nadal jest we wannie. Uśmiechnęła się lekko, zdmuchując pianę, którą miała koło twarzy. – Chyba straciłam poczucie czasu. Zaraz wychodzę… nie wiedziałam, że już wróciliście - powiedziała, zerkając z rozbawieniem na Aldo, który przecisnął się pomiędzy drzwiami, a ciałem swojego właściciela i wszedł do łazienki, zaraz meldując się koło wanny. Jordie natomiast usiadła powoli, nadal pozostając we wodzie i pod pianą, po czym zerknęła na Chestera, gdy wszedł dalej do środka. - Chyba, że... mógłbyś mi jeszcze pomóc z włosami? - zagadnęła, nie będąc pewną czy aby na pewno miał na to ochotę i czy mogła liczyć na taką pomoc, ale jednocześnie nie chciało się jej już wchodzić pod prysznic, a jednak i włosy miałaby ochotę odświeżyć. Poza tym to także byłaby całkiem miła forma relaksu, którą by nie pogardziła. Nie widząc więc sprzeciwu z jego stronu, sięgnęła do włosów spiętych w niedbałego koka, które rozwiązała i pozwoliła im opaść swobodnie na plecy. - Szampon jest w kabinie.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet nie lubił niejasnych i niezrozumiałych dla niego sytuacji - i dotyczyło to każdego aspektu jego życia, zarówno w sferze zawodowej, jak i prywatnej. Trudno powiedzieć, czy wynikało to z wrodzonej dociekliwości, czy było raczej właśnie nawykiem wyniesionym z dawnej pracy, kiedy to nie potrafił odpuścić dopóki nie rozwiązał sprawy - co koniec końców przypłacił własną karierą, a nawet niemal przypłacił własnym życiem, i w tamtym czasie stwierdzenie, które z tych dwóch było dla niego cenniejsze, było doprawdy niełatwe do odgadnięcia. Niemniej faktem pozostawało to, że Chet Callaghan po prostu nie potrafił akceptować niewiadomych. Nie dopuszczał do siebie myśli, ze coś może istnieć poza jego pojęciem i zrozumieniem. I nie chodziło tu wcale o tematy takie jak całki czy fizyka kwantowa; paradoksalnie bowiem to, co większość osób uznałaby za trudne i skomplikowane, jemu nie sprawiało zwykle większych problemów. Przeciwnie - od zawsze najlepiej odnajdywał się właśnie w naukach ścisłych, gdzie obowiązywały jasno określone reguły i gdzie wszystko miało swoje miejsce i swój cel. Oraz wynik, choćby jego zapis zajmował całą stronę. A Chet - chyba po prostu lubił rozwiązywać, odkrywać, upraszczać. Ale po trzydziestu czterech latach życia, jedno wciąż pozostawało dla niego zagadką: kobieta. Nie każda, lecz jedna, konkretna kobieta - bo tylko z nią był na tyle długo, by zdążyć w tym czasie zorientować się, jak wielką stanowiła dla niego niewiadomą, co przyprawiało go o niemałą frustrację. Dlatego tak usilnie, a może wręcz desperacko, starał się ją zrozumieć; uporządkować dane we własnej głowie i wyciągnąć z nich jakieś logiczne wnioski. Jakiś schemat. Wzór. Ale, choć z pewnością niejeden mężczyzna przed nim próbował podobnej sztuki, to nikt jeszcze nie stworzył wzoru na kobiecą logikę. A już tym bardziej wzoru na kobietę w ciąży. Bo jak wyjaśnić to, że miała jednocześnie ochotę na frytki i dżem? Chesterowi co prawda obiło się kiedyś o uszy naukowe wyjaśnienie dla apetytu na ogórki, ale tak czy siak nie zdołał ukryć zaskoczenia, a przy tym rozbawienia, jakie przemknęło po jego twarzy, gdy Jordana wymieniła, co chciałaby zjeść na kolację. - Zobaczę, co da się zrobić - uznał w odpowiedzi, jednocześnie podchodząc do szafki w przedpokoju, przy której czekał już ze zniecierpliwieniem Aldo, który na samo brzmienie słowa "spacer" tak się ekscytował, że gdy tylko Chet pogłaskał go po głowie i otworzył szafkę, pies sam chwycił zębami swoją smycz i wywlókł ją na podłogę - a gdyby tylko umiał, to zapewne sam założyłby też sobie szelki, a później sam wyprowadził się na spacer. Po tym więc, jak Jordie skierowała swoje kroki na piętro, Chet zabrał psiaka i udał się z nim na małą przechadzkę, po drodze wstępując również do najbliższego supermarketu. Przywiązał Aldo przed sklepem, a sam udał się na szybkie zakupy, trochę bez planu i bez listy (a zakupy były prawdopodobnie jedyną rzeczą, jaką mężczyzna jeszcze w ogóle planował) zgarniając te produkty, których mogło brakować w lodówce. Oraz, oczywiście, ogórki. Sprawnie przebrnął przez kasę i niedługo później z torbą pełną zakupów maszerował już wraz z Aldo do domu, by na miejscu móc przygotować wszystko to, czego zażyczyła sobie panna Halsworth. A trzeba przyznać, ze ta wcale nie była zbyt wymagająca. Do przygotowania tostów wystarczyło bowiem włożyć tylko chleb do tostera, zatem w pierwszej kolejności brunet zajął się ziemniakami, które pokroił, doprawił i wstawił do piekarnika, by przyrządzić nieco zdrowszą wersję frytek niż te pływające w śmierdzącym tłuszczu, tak jak miało to niejednokrotnie miejsce w restauracjach - chociaż gdyby Jordie zażyczyła sobie właśnie takie, to pojechałby i na drugi koniec miasta, by je zdobyć. Tymczasem do frytek zrobił też smaczny dip, w międzyczasie nasłuchując, czy ciemnowłosa wyszła już z łazienki. Ale nie słychać było zupełnie nic, wobec czego mężczyzna postanowił udać się na górę i sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Nie zamierzał rzecz jasna jej pilnować, wszak była dużą dziewczynką i umiała o siebie dbać, ale zważywszy na to, że dopiero co wyszła ze szpitala po tym, jak wczoraj zemdlała - wolał po prostu mieć pewność. - Jordie? - zatrzymał się pod drzwiami łazienki, ale nie doczekał się żadnej reakcji. Nawet żadnego pluśnięcia wody w wannie. Ostrożnie nacisnął więc na klamkę i uchylił drzwi, nie chcąc jednak naruszać jej prywatnej przestrzeni, mimo że jeszcze jakiś czas temu po prostu wzięliby kąpiel wspólnie, spędzając przy tym razem miło czas i ciesząc się wzajemną bliskością, zwłaszcza że z tą właśnie myślą wstawili do swojej łazienki dużą i wygodną wannę. A obecnie mężczyzna wahał się, by w ogóle zajrzeć do środka; chociaż i tak otworzył nieco szerzej drzwi i wszedł o krok dalej w momencie, gdy towarzyszący mu pies postanowił wepchnąć się ordynarnie do pomieszczenia, bynajmniej nie pytając nikogo o pozwolenie. Cóż, obaj troszczyli się o Jordanę, która, jak się okazało, była chyba bardziej zmęczona, niż mogło się wydawać. Albo trochę za mocno się zrelaksowała. Mimowolnie na usta Callaghana wpełzł lekki uśmiech, gdy ich spojrzenia się spotkały. - Zdrzemnęłaś się? Chyba jednak trzeba było iść prosto do łóżka - zauważył, na końcu języka mając już kiepski żarcik, a właściwie pytanie, czy aby Jordie nie potrzebowała pomocy z umyciem plecków, ale ostatecznie nie zdecydował się na wypowiedzenie tego na głos. Ich sytuacja wciąż pozostawała niejasna i właściwie... sam nie wiedział, co powinien, a czego nie powinien mówić. Nawet jeśli nie byłoby w tym nic złego, to ich dotychczasowe doświadczenia wskazywały, że czasem lepiej było ugryźć się w język niż mówić bez namysłu tylko po to, żeby później tego żałować. A po niedawnych kłótniach oboje bez wątpienia mieli już czego żałować. Uniósł jednak po chwili brew, gdy Jordie poprosiła o pomoc z umyciem jej włosów - choć trudno powiedzieć, czy był bardziej zaskoczony ową sugestią, czy raczej tym, jak zgodne były ich myśli w pewnych tematach, zupełnie jakby siedzieli sobie nawzajem w głowach, mimo że w innych kwestiach rodziło się między nimi tak wiele nieporozumień. - Jasne, chętnie ci... pomogę - skinął głową, pewniejszym krokiem wchodząc więc dalej do łazienki i zamykając za sobą drzwi, żeby nie wychładzać niepotrzebnie pomieszczenia, które aktualnie przypominało raczej saunę. Zgarnął butelkę szamponu, z którym podszedł do wanny, mimowolnie prześlizgując spojrzeniem po odsłoniętych ramionach panny Halsworth. Ale chyba trudno go winić, gdy była taka mokra, pachnąca i rozgrzana... Przysiadł na brzegu wanny i odkręcił ciepłą wodę, by zmoczyć opadające swobodnie na jej plecy włosy, będące zaledwie jednym z wielu elementów, jakie Chet w niej tak uwielbiał - i z całą pewnością nie byłby zachwycony, gdyby kiedykolwiek uznała, że wygodniej byłoby je skrócić. Nie żeby był aż tak małostkowy i płytki - chociaż może i był, i wolałby już zawsze bawić się w jej fryzjera. - Może... wziąłbym kilka dni wolnego. Spędzilibyśmy razem trochę czasu - zagaił, wyciskając odrobinę szamponu na dłoń, by następnie wmasować delikatnie pachnący specyfik w skórę jej głowy, uważając jednocześnie, aby piana nie dostała się do jej oczu. Liczył na to, że Jordie nadal chciałaby ten czas z nim spędzać - tak na co dzień, bo w ciągu ostatnich tygodni tylko się mijali i brunet szczerze już za nią tęsknił. I chociaż miał ją teraz obok siebie, to wciąż miał wrażenie, że oboje nie czuli się do końca pewnie i trochę go to uwierało. A jednocześnie nadal majaczyła w nim ta obawa, że może jednak zbyt mocno na Jordanę naciskał: że może to właśnie jego troska i chęć bycia blisko tak naprawdę ją przytłaczała. Dając jej więc szansę na przemilczenie tematu, gdyby tego właśnie chciała, ponownie odkręcił po chwili wodę, by spłukać gęstą pianę z jej włosów. - Woda jest w porządku?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

W pewnych kwestiach bez wątpienia mocno się różnili i nie wynikało to tylko i wyłącznie z powodu niemałej różnicy wieku, ale przede wszystkim płci – do wiele kwestii bowiem podchodzili inaczej. Jordana zawsze miała w sobie dużo beztroski, która objawiała się spontanicznym i nie do końca przemyślanymi działaniami – a te często ściągały jej na głowę problemy. Przy tym nigdy nadmiernie nie analizowała, raczej pozwalała, by los dawał jej to na co ma ochotę, a sama w ciemno brało to wszystko i pokonywała trudności na bieżąco. Nie gdybała, nie próbowała zrozumieć, nie planowała: być może więc spontaniczność po prostu miała we krwi. Nie mogła w ostateczności narzekać, bo przecież to spontaniczne działanie zaprowadziło ją do miejsca, w którym jest dzisiaj: a to zaś objawia się nie tylko ukochanym mężczyzną u boku, ale i pięknym domem, wyczekiwaniem na syna, no i oczywiście poczuciem bezpieczeństwa oraz bezgranicznym szczęściem. Jeżeli więc spontaniczność miała przynosić tak dobre owoce, to chyba nie chciałaby z niej rezygnować. Nawet jeżeli Chester nie był do końca prostym facetem – nawet jeżeli przeszli długą drogę do tego, by wpuścił ją do swojego życia, by się na nią otworzył, by nauczył się mówić o uczuciach i je okazywać: by w ogóle zechciał z nią być i stworzyć rodzinę. By uwierzył w to, że mimo wieku była dojrzała na tyle, że mogła być matką jego dziecka, a w przyszłości jego żoną. Bardzo chciała oczywiście go zrozumieć, ale nie robiła tego na siłę; najbardziej zależało jej na tym, by przełamał swoje ograniczenia i to wszystko co go blokowało zostawił za sobą. Może wzajemne zrozumienie wiele by im ułatwiło, ale jak widać pojawiały się jeszcze drobne przeszkody, które utrudniały im komunikację, a bez niej przecież zdrowy związek nie mógł istnieć. Niemniej jeżeli ma się już chęci, to w jakimś stopniu i one wystarczą do tego, by móc zawalczyć o relację, którą tak długo się budowało. Poza tym była świadoma tego, że Chet być może nie zawsze rozumiał ją i jej działania – tym bardziej teraz, gdy kierowały nią te szaleńcze ciążowe hormony, których bynajmniej i ona nie rozumiała, ale z drugiej strony doceniała to jak bardzo się starał. Jak bardzo chciał ją rozumieć, być przy niej i uczestniczyć w tej nieokiełznanej przygodzie zwanej życiem. Zarówno w tych dobrych, jak i trudniejszych momentach – bo istotnie chyba pojęli, że na tym właśnie polega bycie rodziną: on zrozumiał, że musi przy niej być, a ona, że musi mówić mu otwarcie o tym co ją trapi. Na pewno więc wyciągnęli cenną lekcję, która miała za zadanie wzmocnić fundamenty ich relacji, by mogli na przyszłość wypracować jeszcze lepszy schemat działania. Póki co nie powinien jednak próbować dogłębnie analizować chociażby jej zachcianek, bo te nie miały absolutnie żadnego sensu i składu – a i tak na razie nie były zbyt wygórowane i wyszukane, ale na pewno nieco zaskakujące. Poza tym nie chciała zrzucać mu na głowę organizowania czegoś skomplikowanego, więc mógł jedynie pozwolić jej zaspokoić chęć na te smaki, które już wymieniła. Z drugiej zaś strony wcale nie spodziewała się, że brunet faktycznie to wszystko dla niej przygotuje, jedyną opcją, którą brała pod uwagę były raczej tosty z dżemem, bo było to najprostsze i najszybsze do zaserwowania. Zważywszy zaś na to, że nie mieli chyba zbyt wiele w kuchni, przyjęłaby więc cokolwiek, byle tylko pozbyć się burczenia w brzuchu. To na moment jednak przygasło, gdy zaległa wygodnie we wannie, błogo relaksując się w ciepłej wodzie, gdy jej zmysły nęcił przyjemny zapach olejku do kąpania, który dolała do wody. Wreszcie czuła wewnętrzny spokój i bez wątpienia było to cudowną odmianą po tej nieprzyjemnej nocy spędzonej w szpitalnej sali. Dlatego straciła poczucie czasu i dlatego na moment się zapomniała – ale nie zdrzemnęła, wbrew sugestii bruneta, który właśnie pojawił się w łazience. – Nie, nie spałam – zaśmiała się cicho, kręcąc głową – Zrelaksowałam się pierwszy raz od dawna, chyba tego było mi potrzeba. Woda ma na mnie zbawienny wpływ. Wstawiliśmy tutaj tą fantastyczną wannę, a jakoś ostatnio nie miałam okazji z niej skorzystać, raczej wybierając prysznic – stwierdziła, odrobinę żałując tego, że kompletnie o niej zapomniała. A może po prostu miało to miejsce dlatego, że między nimi nie było zbyt dobrze, a przecież uwielbiali wspólne kąpiele, które często praktykowali. Głównie dlatego znalazła się tutaj ta wanna, a ostatnio jakby jednak zaniechali tej miłej tradycji. Tak jak i dzisiaj, chociaż sama Jordie miała na to niemałą ochotę: na to, by skryć się w jego ramionach i odprężyć właśnie w ten sposób. Ale nie chciała póki co przekraczać jakiejś niepisanej normy, bo skoro małymi krokami szli do przodu, to należało ten bieg pozostawić właśnie takim naturalnym. Uśmiechnęła się więc delikatnie, gdy zadeklarował chęć pomocy i pozwoliła mu zająć się swoimi włosami. Tego też bardzo dawno już nie robił, a chyba obojgu im sprawiało to podobną satysfakcję – jak zresztą w wielu innych aspektach. Czuła niemal przyjemny dreszcz, który przeszył jej nagie ciało, gdy brunet przysiadł na brzegu wanny tuż za nią. Zagryzła więc lekko dolną wargę, z niemałą ekscytacją wyczekując momentu, w którym zamoczył wreszcie jej ciemne, długie włosy. Odchyliła lekko głowę, by woda nie dostała się jej do oczu i pozwoliła, by wmasował pachnący szampon w skórę jej głowy, powodując jego spienienie. Aż mruknęła cicho z przyjemnością, bo było to bardziej niż przyjemne. – Zapomniałam już jakie to cudowne uczucie, gdy robi to ktoś inny – mruknęła z rozbawieniem, rozkoszując się tą chwilą. W końcu jednak na moment zamilkła, nieco zaskoczona propozycją bruneta – ale co ważniejsze, zaskoczona pozytywnie. Nie spodziewała się bowiem, że faktycznie będzie chciał spędzić z nią więcej czasu, bo przecież ta praca nadal była dla niego nowa i absolutnie nie chciała w tej kwestii na niego naciskać. Chociaż istotnie także chciała nieco nadrobić stracony czas, bo strasznie się już za nim stęskniła. A jeżeli nadal kontynuowaliby codzienne obowiązki, pewnie nadal tego czasu nie mieliby dla siebie zbyt wiele. Kąciki jej ust drgnęły więc w końcu znowu ku górze i zerknęła na niego z boku, gdy przestał rozprowadzać szampon. – Mógłbyś? – spytała, pragnąc jedynie się upewnić – Wiem, że nie mogłeś póki co brać wolnego, ale… jeżeli to możliwe, to bardzo chciałbym spędzić z Tobą więcej czasu. Może byśmy gdzieś pojechali tylko we dwoje? – zagadnęła, jedynie sugerując takie rozwiązanie, które wpadło jej akurat do głowy, bo jednakowo mogli jedynie spędzić ten czas w domu i takie rozwiązanie także byłoby cudowne. Nie nalegała więc na taką opcję, aczkolwiek sama kwestia spędzenia kilku dni tylko we dwoje brzmiała doprawdy zachęcająco. – Ale możemy też po prostu zostać w domu i pobyć razem. Inaczej pewnie znowu nie mielibyśmy dla siebie zbyt wiele czasu, ostatnio więcej pracujesz, prawda? Czy jedynie tak mi się wydawało? – spytała jeszcze, poniekąd chcąc zorientować się w jego sytuacji zawodowej, bo takich kwestii także ostatnio nie poruszali i właściwie nie wiedziała jak mu w tej nowej pracy jest. Czy przyjął się, czy wszystko mu odpowiada i czy przede wszystkim sprawia mu satysfakcję. Odchyliła w końcu jednak nieco bardziej głowę, gdy chciał spłukać gęstą pianę i kiwnęła nią lekko. – Tak, woda jest idealna – przyznała i przymknęła na moment oczy, uśmiechając się mimowolnie, gdy przeczesywał palcami jej włosy, chcąc upewnić się, że nie pozostało w nich już nic piany. Gdy skończył, przetarła dłońmi mokre włosy od czoła w tył, by pozbyć się nadmiaru wody i znowu usiadła prosta, unosząc teraz ręce za siebie, by odcisnąć ten nadmiar wody z końcówek. – Dziękuje, w pełni mnie właśnie rozpieściłeś – stwierdziła z rozbawieniem, pozwalając mokrym pasmom opaść znowu na jej nagie plecy, na te same, na których właśnie wyczuła męskie dłonie. Nie spięła się, aczkolwiek znowu poczuła ten znajomy dreszcz przyjemności, gdy pozwolił sobie dodatkowo przemyć je wodą z płynem do kąpieli, przy okazji serwując jej delikatny masaż, co w tej pozycji pewnie nie było dla niego zbyt wygodne. Mimo to mruknęła znowu z zadowoleniem, gdy lekko rozmasował jej ramiona, które wyraźnie były mocno spięte. Już zamierzała się odezwać, ale wówczas zapragnęła po prostu na niego spojrzeć, nadal wyczuwając za sobą jego obecność. Odgarnęła dłońmi nadmiar piany, po czym… nieco nazbyt gwałtownie obróciła się w jego stronę, nie mając pojęcia, że Chester znajdował się tak blisko i to tuż za nią, przez co nieopacznie zderzyła się z jego ciałem. Przez to najwyraźniej stracił równowagę, chyba również nie spodziewając się jej reakcji, w związku z czym… nie mając szans na ratunek, po prostu wpadł do wanny tuż za jej plecami. Pisnęła cicho, bo nieco wody wylało się z wanny i zaśmiała się, zakrywając mokrą dłonią usta, po czym spojrzała na niego przez ramię. – Przepraszam!

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Tak samo jak w jednych kwestiach się różnili, tak w innych byli bardzo podobni - a w jeszcze innych idealnie się uzupełniali i przejmowali pewne nawyki od siebie nawzajem. I w tym przypadku nawet te dziesięć lat, jakie ich dzieliło, zamiast przepaścią, było raczej mostem, a oni - choć nie bez pewnych trudności, gdyż oboje bez wątpienia byli indywidualnymi jednostkami, które niezbyt lubiły się dostosowywać - na przestrzeni tych wspólnie spędzonych miesięcy wypracowali najlepszy dla nich sposób na to, by móc spotkać się w połowie drogi i odnaleźć złoty środek pomiędzy jej młodzieńczą beztroską i spontanicznością, oraz jego pragmatyzmem. Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, to dopiero przy Jordie, Chet tak naprawdę nauczył się cieszyć się życiem oraz drobnymi przyjemnościami; i przy niej też zrozumiał, że mógł żyć tak, jak tego chciał, a nie tak, jak oczekiwali tego od niego inni. Oraz że najlepsze rzeczy czasem wynikały z tego, co nieoczekiwane - tak jak cały ten związek z młodszą o dekadę Jordie, i tak jak przede wszystkim ta nieplanowana ciążą, która - mimo iż tak bardzo ich zaskoczyła i mimo iż żadne z nich nie czuło się na nią przygotowane - to oboje ich nauczyła pewnej pokory i finalnie okazała się czymś cudownym. Choć i to było pojęcie względne, bo pannie Halsworth ten okres oczekiwania na ich dziecko dawał już solidnie w kość, ale wciąż nie zmieniało to faktu, że żadne z nich nie chciałoby już, aby było inaczej. Jedyne, co Chet mógł ze swojej strony w tej sytuacji uczynić, to dołożyć wszelkich starań, aby jej ten czas ułatwić i umilić: zadbać o nią, jak na narzeczonego przystało, zaspokajając jej ciążowe zachcianki i rozpieszczając małymi przyjemnościami, takimi jak chociażby właśnie umycie jej włosów - i po prostu bycie przy niej, czyniąc to nie tylko przyjemnym i relaksującym, ale przede wszystkim intymnym doświadczeniem. - Fakt, sporo ostatnio pracowałem, więc tym bardziej należy mi się wolne, tak? Myślę, że tych kilka dni nie powinno być problemem. Poza tym... bycie z tobą jest dla mnie ważniejsze - a wyjazd to świetny pomysł. Zwłaszcza że to może być jedyna okazja, zanim urodzisz, a później... z małym dzieckiem też raczej nieprędko będziemy mogli gdzieś pojechać - przyznał, bo chociaż ich obecna sytuacja wydawała się jeszcze odrobinę niepewna, to chciał wierzyć w to, że mieli przed sobą przyszłość. Nad samą propozycją nie zastanawiał się jednak zbyt długo i sama myśl, aby wziąć mały urlop i spędzić razem czas, pojawiła się w jego głowie niemal w tej samej chwili, jak wypowiedział ją na głos, ale prawda była taka, że również pomyślał wtedy o tym, aby wyrwać się z domu - zwłaszcza że snuli już kiedyś plany co do wspólnego wyjazdu, lecz nie zdołały one dojść do skutku właśnie przez to, że niedługo potem Chet zmienił pracę i to na tym musiał się skupić. Chociaż skłamałby, gdyby powiedział, że w ostatnim czasie praca, poza okazją do całkiem niezłego zarobku, nie była dla niego po prostu kolejną formą ucieczki - by nie musieć wracać do domu, do tego, co nie układało się między nim i Jordaną. Ale to nie siedzenie za biurkiem było jego priorytetem, takim jak niegdyś było uganianie się za przestępcami - wyzbył się już tego narcystycznego przeświadczenia, że był w swojej pracy niezbędny i że świat by się zawalił, gdyby wziął tydzień urlopu - a obecnie pragnął przede wszystkim dać szansę sobie i Jordie, by naprawić to, co zaszwankowało. Tę bliskość, jakiej w ostatniej czasie zdecydowanie między nimi brakowało. - Lubię cię rozpieszczać - odrzekł zgodnie z prawdą, gdy spłukał szampon z jej długich włosów, po czym przebiegł jeszcze dłońmi od jej karku po nagich plecach i, nie umiejąc się oprzeć, rozmasował jej ramiona, uciskając i rozcierając delikatnie palcami napięte mięśnie. Niemal zapomniał już, jak cudownie miękką i gładką miała skórę, co tylko uzmysłowiło mu, jak cholernie tęsknił za dotykiem i ciepłem jej ciała, które miał obecnie tak blisko, że gdy Jordie spróbowała się odwrócić, zderzyła się z mężczyzną plecami, sprawiając, że ten zachwiał się na brzegu wanny i instynktownie spróbował wyasekurować się, przenosząc swój ciężar na wspartą o krawędź wanny dłoń - lecz ta ześlizgnęła się na pozostałości olejku czy płynu do kąpieli, a Chet, tracąc zupełnie równowagę, wpadł z łomotem do wody. Z głośnym pluskiem piana zachlapała łazienkową posadzkę, a on sam dosłownie zgiął się w pół, uderzając tyłkiem o twarde dno i obijając te swoje stare, trzydziestoczteroletnie gnaty. - Ał... - stęknął żałośnie, nim - chyba dopiero po sekundzie orientując się, co właśnie zaszło i że na szczęście nie przygniótł Jordie własnym ciężarem - zaniósł się śmiechem. - Czemu tu jest tak ślisko? - retorycznie zadane pytanie było chyba najlepszym wyrazem jego bezradności, gdy spróbował wygrzebać się z wanny, ponosząc jednak bolesną klęskę i w duchu dziękując, że Halsworth nie musiała tego oglądać, siedząc do niego plecami. - Nie mogę wyjść - pożalił się przez śmiech i zaniechał dalszych prób, by zamiast tego wykorzystać okazję, iż udało mu się finalnie przełożyć najpierw jedną nogę - przy czym starał się nie wbić kolana w plecy Jordie - a za nią odwieść drugą, i obrócić się bokiem, w taki sposób, że usadowił się tuż za Jordaną, z nogami zanurzonymi w wodzie po obu jej stronach; czyli poniekąd w ich ulubionej konfiguracji w przypadku wspólnych kąpieli, pozwalającej brunetce oprzeć się o jego ciało. Jedyny szkopuł w tym, że tylko Jordie była kompletnie naga; Chet tym razem miał na sobie ubranie, które przemoczone, nieprzyjemnie przylepiło się do jego skóry. - Ładnie mnie urządziłaś. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wpadłem do wanny... trzeźwy - przyznał z rozbawieniem, nachylając się ponad jej ramieniem. Najłatwiej zapewne byłoby wydostać się z wanny, gdyby Jordie zrobiła to jako pierwsza, ale z drugiej strony, skoro już oboje się w niej znaleźli, to nie musieli się chyba tak spieszyć. Chociaż istotnie kąpiel w ubraniu nie była zbyt komfortowa - ale ostatecznie tę decyzję Chet pozostawił brunetce, celowo zwlekając z podjęciem dalszego kroku. Wcale nie dlatego, że gdyby Halsworth zdecydowała się wstać jako pierwsza, musiałaby pokazać mu się w stroju Ewy - lub raczej wyłaniającej się z piany Afrodyty.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Dzieląca ich – prawie, że przepaść wiekowa – okazywała się ostatecznie być jednak czymś pozytywnym, bo istotnie nauczyli się jak sobie z nią radzić, w wielu kwestiach zaś pozwalała im się idealnie uzupełniać i tworzyć świetny duet w życiu. Poza jego pragmatyzmem, stanowczością i być może czasami też nieokreślonym pesymizmem, po drugiej stronie pojawiało się jej beztroskie podejście do życia, młodość i radość z nawet najdrobniejszych rzeczy. W pewnych momentach Chester skutecznie sprowadzał ją na ziemie, w innych zaś to ona pozwalała mu się na moment zatracić i korzystać z chwili. Właśnie dlatego byli dla siebie wzajemnie taką niewiadomą zagadką, dlatego tak się fascynowali i sprawiali, że każde z nich chciało więcej od tego drugiego. Mieli szansę naprawdę stworzyć coś fantastycznego, poza… tym, że oprócz tych pięknych rzeczy, które pozwalały im się docierać, były również te, które niestety nie pozwalały im się spotkać. I tym czymś na pewno była ta cholera duma, której nie potrafili czasami schować do kieszeni, jak i również indywidualizm, którym oboje się cechowali – momentami aż za bardzo. Jednak jako te indywidualne jednostki także radzili sobie całkiem nieźle: w wielu aspektach pozostawali przecież samowystarczalni i bynajmniej nie ograniczali się we wzajemnym funkcjonowaniu. Niemniej jeżeli zamierzali iść razem przez życie, musieli w końcu na stałe wypracować złoty środek – ten upragniony kompromis, który pozwoli im wychodzić ze wszelakich konfliktów łatwiej i szybciej. Bo, że te będą się jeszcze zdarzać, jest raczej oczywiste, ale jeżeli za każdym razem po jednym kroku do przodu, będą robić kolejnych pięć w tył… zapewne daleko nie zajdą. Dlatego tak ważne było porozumienia i komunikacja, której momentami nadal im przecież brakowało – w tym wszystkim jednak najistotniejszy element stanowiły chyba mimo wszystko ich chęci: bo jeżeli nadal chcieli razem być i chcieli to naprawić, to przecież nie było takiej siły, która by ich z tej drogi odwiodła. I to te chęci właśnie sprawiły, że teraz znowu mogli ze sobą normalnie rozmawiać, krocząc powoli – i może nieśmiało – drogą ku pojednaniu, które w końcu musiało nadejść. To chyba również musiało stanowić dla nich jasny sygnał, że to łączące ich uczucie jest silniejsze niż wszelkie nieporozumienia, że nawet te trudniejsze kłótnie nie są w stanie całkowicie ich rozdzielić, więc – to musiało być dla nich znakiem; jasną informacją, że razem mogą pokonać wszelkie przeszkody. By następnie tak jak w tej chwili, cieszyć się z tych wspomnianych małych rzeczy, takich jak chwila relaksu we wannie pełnej wody i piany, czy też rozpieszczanie jej poprzez pomoc w umyciu włosów bądź mały masaż, który pozwolił jej się odprężyć jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się więc, gdy przyznał wprost, że spędzanie z nią czasu jest dla niego ważniejsze – że to nie praca: nowa i pewnie nadal wymagająca, była dla niego priorytetem, ale że był w stanie mimo wszystko postarać się o kilka dni wolnego, aby mogli być razem. – Myślę, że zdecydowanie należy Ci się wolne. Mam tylko nadzieję, że Twój szef będzie tego samego zdania, nie chciałabym żebyś miał z tego powodu jakieś problemy. Ale równie mocno chciałabym żebyś spędzili trochę czasu razem i właśnie żebyśmy gdzieś pojechali tylko we dwoje. To faktycznie może być ostatnia okazja… - pokiwała głowa, przyznając mu racę. Niemniej wizja wspólnych wyjazdów, na przykład już za jakiś czas wraz z ich synkiem – wcale nie jawiła się jako tragiczna. Ale na pewno już inna i trudniejsza, na pewno wówczas nie będę już tylko we dwoje i pobycie sam na sam będzie trudniejsze do zrealizowania, dlatego jednak powinno się teraz sobą nacieszyć. Zaśmiała się po chwili i zerknęła na niego. – Żebyś jednak za bardzo mnie nie rozpieścił, bo potem ze mną nie wytrzymasz – wytknęła mu z lekkim rozbawieniem, niemniej na pewno nie wzbraniając się przed tym i nie próbując ugasić jego zapału. Uwielbiała przecież, gdy tak bardzo o nią dbał, gdy się nią interesował i gdy istotnie ją rozpieszczał, przez co czuła się niemal jak księżniczka. I nie mogła mu niczego zarzucić: a myśl o tym, że to nie było dla niej wystarczające – była błędna. Chet był dla niej absolutnie wszystkim i nie pragnęła niczego poza tym. Poza nim. Dlatego z rozkoszą przyjmowała te drobne gesty i jego dotyk na swojej nagiej skórze, uzmysławiając sobie jak bardzo za tym tęskniła. Czuła niemal ten delikatny, przyjemny dreszcz, który przeszył jej ciało, gdy jego palce stykały się z jej skórą, serwując jej tym samym delikatny masaż. Zagryzła mimowolnie dolną wargę, czując wzbierające w niej podniecenie, którego nagromadziło się w niej w ostatnim czasie aż nazbyt dużo, ale… ten moment skutecznie przerwał drobny wypadek, który spowodowała. Nie była w stanie powstrzymać śmiechu, gdy niespodziewanie wpadł do wanny pełnej wody tuż za jej plecami. Gdy zawtórował jej również śmiech bruneta – za którym tęskniła chyba jeszcze bardziej, zerknęła na niego przez ramie z wyraźnym rozbawieniem. – Na pewno nic Ci nie jest? Nie poobijałeś się? – zapytała z oczywistym przejęciem w głosie, nadal jednak śmiejąc się z zaistniałej sytuacji. Oczywiście nie za wiele widziała, bo siedziała do niego tyłem, ale domyślała się, że w ten sposób Chet po prostu nie zdoła stąd wyjść. Dlatego pochyliła się nieco bardziej do przodu, umożliwiając mu przełożenie nogi na drugą stronę, tak by się umiejętnie obrócił i usiadła w rozkroku tuż za nią. – Zdecydowanie nie zdołasz wyjść w ten sposób, bo jest tutaj wszędzie mokro i ślisko – zauważyła, usadawiając się pomiędzy jego nogami, czyli istotnie w ich ulubionej konfiguracji – Oh, przyznaj po prostu, że bardzo chciałeś się ze mną wykąpać – dodała z rozbawieniem, opierając się plecami o jego tors. Nie było to na tyle komfortowe, bo inaczej jest, gdy oboje są kompletnie nadzy, ale jej jego ubrania aż tak nie przeszkadzały. Chociaż na pewno wolałaby czuć ciepło jego nagiej skóry, nie zaś materiał przemoczonego podkoszulka. Mimo też tego, że byli teraz tak blisko – Chet nie dotykał jej tak śmiało jak zazwyczaj, gdy brali wspólne kąpiele. Ale nie spiesząc się zbytnio, spędzili i tak kilka minut w swoich ramionach, najwyraźniej bardzo za tym tęskniąc. Woda jednak robiła się coraz chłodniejsza, więc w końcu Jordie niechętnie – ale usiadła i zerknęła na niego przez ramie. Uśmiechnęła się, gdy również usiadł prosto i wówczas musnął ustami jej nagie ramie, przez co znowu poczuła ten przyjemny dreszcz. – Mam nadzieję, że nie miałeś w kieszeni telefonu? – zorientowała się nagle i spojrzała na niego z przejęciem, gdy uzmysłowiła sobie ten drobny fakt, zapominając o nim chwile wcześniej – I chyba pora już wyjść, bo woda robi się chłodna – zakomunikowała, zdając sobie sprawę z tego, że prościej będzie jeżeli to ona wyjdzie jako pierwsza, ale… nie była jeszcze co do tego całkowicie przekonana. Mimo to sięgnęła po wiszący, przygotowany nieopodal duży ręcznik, który rozłożyła umiejętnie za swoimi plecami – poniekąd okrutnie zasłaniając nim brunetowi wszelkie widoki i wówczas powoli wstała, wyłaniając się z piany. Być może dostrzegł fragmenty jej nagich pośladków, ale tuż po tym jak wstała, owinęła ciało ręcznikiem i obróciła się do niego przodem. – Wychodzimy – zaśmiała się, napotykając ten wzrok, który tak dobrze znała, utkwiony na jej osobie. Gdy jednak ostatecznie i brunet powoli się podniósł, z rozbawieniem obserwowała jego przemoczone ubranie, a potem z jego pomocą także wyszła z wanny. Gdy on się wysuszył i przebrał, ona uczyniła dokładnie to samo, wracając do łazienki już w koszulce do spania, po czym wysuszyła jeszcze swoje długie włosy i splotła je w koka, dla własnej wygody. Ponieważ Chet zszedł już na dół, dołączyła tam po chwili do niego i uśmiechnęła się, gdy tylko przekroczyła próg kuchni. – Naprawdę przygotowałeś wszystko co chciałam? – zaśmiała się z niedowierzaniem kręcąc głową i posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie – Jesteś niesamowity – skwitowała krótko, siadając zaraz przy stole, by zgarnąć kilka frytek i zjeść je ze smakiem. Naprawdę poczuła teraz jak bardzo jest głodna, przez co nie żałowała sobie tych pyszności: co tam, że połączyła frytki z dżemem truskawkowym, tostami i… ogórkami. Wszystko było przepyszne i najadła się, jak sądziła za wszystkie czasy, po czym wypiła jeszcze trochę wody i odetchnęła głęboko. – Nie zdawałam sobie chyba sprawy jaka byłam głodna. Albo to nasz syn miał dzisiaj taki apetyt – zaśmiała się i pogładziła dłonią brzuszek. Podniosła się w końcu i mimo, że Chet trochę się opierał, to i tak pomogła mu nieco posprzątać, bo jednak przygotowanie tego wymagało małego bałaganu, a potem powędrowała w końcu na górę i prosto do sypialni. Rozpuściła swoje długie włosy i przeczesała je palcami, sprawdzając jeszcze telefon, który ostatecznie odłożyła na szafkę przy łóżku. Już miała się położyć, gdy jednak otworzyły się drzwi sypialni i napotkała spojrzenie bruneta, gdy wszedł do środka. Tak, ta jedna kwestia jeszcze pozostawała niejasna, chociaż… chyba powinna być oczywista. – Już myślałam, że jednak wybrałeś znowu ten drugi pokój.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Wiele zależało od punktu widzenia oraz, przede wszystkim, sposobu, w jaki się na pewne sprawy patrzyło - gdy bowiem Jordana każdą kłótnię oraz nieporozumienie, jakie udawało im się rozwiązać, postrzegała jako dowód, że wspólnymi siłami zdołają poradzić sobie ze wszystkim; Chet zapatrywał się na to zgoła inaczej. Oczywiście chciał wierzyć, iż było to prawdą, ale w rzeczywistości nie mógł oprzeć się wrażeniu, że z każdym kolejnym konfliktem, jaki rodził się między nimi i narastał do rangi małej katastrofy, oboje wydawali się mieć coraz mniej sił do walki - i że, jeśli ten schemat miałby się utrzymać, to prędzej czy później któraś z tych sprzeczek okaże się ostatnią, a oni nie odnajdą już w sobie niezbędnej motywacji, aby spróbować zawalczyć raz jeszcze. A może to tylko on był tym już zmęczony. I chociaż nigdy nie przypuszczał, że nadejdzie taki moment, to chyba zwyczajnie... pragnął spokoju. Pragnął nudnego, przewidywalnego życia - nawet jeśli nie mógł być pewien, jak długo zdoła w tym wytrwać, bo i nigdy takowego nie posiadał - ale przede wszystkim pragnął po prostu móc być spokojnym o to, że za moment to, co wspólnie z Jordie budowali, nie legnie w gruzach, a on nie straci wszystkiego, co się dla niego liczyło. Bo kiedy się o to bał - nie był sobą. A przecież tylko przy Jordie, od samego początku mógł być sobą - istotnie więc momentami robili więcej kroków w tył, aniżeli naprzód, a w ten sposób zdecydowanie trudno dokądś dojść. Ale nawet jeśli te kroczki były teraz niewielkie, to mieli już przecież za sobą wiele milowych kroków i pozostawało mieć nadzieję, że od tej pory, jedynymi nieporadnymi kroczkami, jakie przyjdzie im oglądać, będą te stawiane przez ich synka. A jedynymi upadkami - te do wanny pełnej wody, prowokujące wyłącznie szczery śmiech. Na szczęście brunet nie miał tym razem w kieszeni telefonu, więc obyło się bez większej straty, która byłaby już kolejną w przeciągu zaledwie paru tygodni, bo poprzedni jego telefon roztrzaskał się o ścianę podczas ich kłótni w klubowej toalecie. Gdy Jordie sięgnęła po ręcznik, Chet nawet pomógł jej go przytrzymać, by łatwiej jej było wstać - niczego innego zresztą się nie spodziewał, nie zamierzał wprawiać jej w zakłopotanie, i gdyby nie to, że wpadł do wanny, z której nie umiał się wydostać, to po prostu opuściłby łazienkę, żeby Halsworth mogła bez żadnych obaw wyjść z wody, nie musząc się zasłaniać przed jego spojrzeniem. Co nie zmieniało faktu, że czuł się odrobinę nieswojo z myślą, że Jordana wstydziła się pokazać mu nago; bo nigdy przedtem się go nie wstydziła, nawet na początku ich znajomości, sprowadzającej się wówczas do niezobowiązującego seksu. Ale w pewnym sensie to rozumiał. Starał się rozumieć. Po tym więc, jak Jordie opuściła łazienkę, Chet zrzucił z siebie przemoczone ciuchy i przy okazji wziął od razu szybki prysznic, jaki nie zajął mu więcej niż kilka minut, po których udał się do kuchni, by podać pannie Halsworth obiecaną kolację - chociaż zastanawiał się, czy w międzyczasie nie zdążyła jeszcze zmienić zdania odnośnie tego, co chciała zjeść. Kiedy zatem do niego dołączyła, na stole czekały już na nią tosty z dżemem, pieczone frytki i ogórki - on sam zaś zadowolił się banalnymi tostami z jajkiem. Podczas posiłku wymienili już tylko parę niezobowiązujących uwag, skupiając się raczej na jedzeniu. I chociaż Chester nie przywykł do zbyt wczesnego chodzenia spać, zwłaszcza ostatnio, gdy nie dzielił łóżka z Jordaną i nie sypiał zbyt dobrze, to dzisiaj nie miał najmniejszej ochoty spędzać już ani chwili z tego wieczoru, wgapiając się w telewizor czy ekran laptopa - a niedługo po tym, jak Halsworth udała się do sypialni, mężczyzna dołączył tam do niej; wcale jednak niezbyt pewnie uchylając drzwi, aby wejść do środka. Mimo iż wciąż, teoretycznie, był to ich wspólny pokój, to Chet od pewnego czasu nie wchodził tam już jak do siebie. I nawet jeśli ta kwestia zapewne powinna być oczywista, to z jakiegoś powodu wcale taka nie była. Zatrzymał się tuż za progiem, gdy ich spojrzenia się spotkały; chyba nie do końca wiedząc, jak miał rozumieć jej słowa o drugim pokoju. - A powinienem? Bo jeśli wolisz... - nie dokończył; nic więcej nie przeszłoby mu przez gardło, więc ostatecznie wzruszył tylko ramionami, nie ruszając się z miejsca. Może jednak ta przypadkowa, wspólna kąpiel, gdy swym upadkiem do wody Chet mimowolnie naruszył jej przestrzeń - mimo że w tamtym momencie wydawało się to zabawne - uświadomiła Jordie, że nie była jeszcze gotowa, aby dzielić z nim łóżko? Dlatego brunet nie wierzył słowom - a w szpitalu padło ich między nimi wiele - bo powiedzieć można wszystko, ale rzeczywistość i tak weryfikowała te deklaracje. A on znowu czuł się, jakby stąpał po cienkim lodzie; mimo iż wydawało się, że powinien mieć już pod stopami stały grunt.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Prawdopodobnie oboje byli już tym zmęczeni – tą niepewnością o jutro i o przyszłe lata, w których nie widzieli już tylko i wyłącznie siebie – dwóch jednostek, które walczyły o to by być razem, ale musieli patrzeć szerzej – na siebie jako na rodzinę i przede wszystkim na dobro ich dziecka. A przecież to właśnie przy nim chcieli być razem, bo teraz w tym układzie nie byli już sami i co więcej: nigdy sami już nie będą. Ale niezależnie od tego jak bardzo liczyło się dobro ich synka, przecież w tym wszystkim musieli nadal pozostać po prostu Jordaną i Chet’em, którzy tak tracili dla siebie głowę, którzy nie widzieli poza sobą świata i którzy chcieli być ze sobą na dobre i na złe. Mimo to jednak wizja ewentualnych konfliktów, które od drobnej, nieznaczącej sprzeczki przeradzały się nagle w walkę bez zahamować, na pewno nie napawała ich optymizmem. W rzeczy samej kolejne takie spięcie mogło być już ostatnim, mogło zabraknąć im sił do dalszej walki o to wspólne życie i mogło napawać ich zrezygnowaniem: wbić do głowy myśl, że tak będzie już cały czas, że będą się cofać i tracić to co tak mizernie razem budowali. Można pokusić się o stwierdzenie, że właśnie teraz odrobinę z tego już stracili i dlatego teraz musieli tworzyć to na nowo, odbudowując to co się zepsuło, a przy tym zyskując więcej – doświadczenia i wiary w siebie. Jordie jednak nigdy nie była znudzona życiem u jego boku, bo ta codzienność z nim napawała ją ekscytacją i szczęściem, pragnęła więcej – chciała odkrywać nową rzeczywistość u jego boku i uczyć się tego wszystkiego co przynosił związek z nim. Możliwe, że te uczucia w niej zrodziły się nawet wcześniej niż te jego względem niej, że wcześniej pragnęła z nim być i wcześniej pragnęła tworzyć z nim taką zażyłą relację – nie mógł więc myśleć, że to właśnie to ją przytłoczyło, bo nie było to prawdą. I mimo, że ostatecznie ciąża jest stanem cudownym, to i tak na tym konkretnym etapie nieco ją chyba przerosła – nie zamierzała więc winić za to ich synka, który rozwijał się i zdrowo rósł pod jej sercem, ale mimo wszystko w jakimś stopniu odbiło się to na niej samej, ale głównie właśnie na brunecie. I na ich związku. Dlatego musieli w końcu to zrozumieć i znaleźć ten złoty środek, który pozwoliłby im radzić sobie w takich sytuacjach, bo to było niezmiernie ważnym element na przyszłość. Tak samo ważnym jak to wzajemne zaufanie i przede wszystkim – swoboda, gdy byli w swoim towarzystwie. A niestety z przykrością przyjmowała fakt, że nadal nie potrafili tak do końca wyzbyć się tego co działo się w ciągu ostatnich kilku tygodni. Rzeczywiście więc słowa to zdecydowanie za mało, bo mimo, iż w szpitalnej sali padło ich bardzo wiele, to jednak codzienność mocno je weryfikowała. Może tym objawiało się to, iż Jordana nie pokazywała mu się tak śmiało jak zawsze, chociaż właściwie sama nie wiedziała do końca dlaczego miało to miejsce, a on nadal zachowywał się niepewnie, gdy wkraczał do ich wspólnej sypialni, jakby nadal nie miał prawa się w niej znajdować. Wiele aspektów więc musieli sobie jeszcze wyjaśnić i wspólnie przezwyciężyć, by takie sytuacja jak ta obecna nie miały już miejsca – by to znowu była ich wspólna przestrzeń, a ich relacja nie opierała się na niepewności i ciągłych pytaniach, które rodziły się w ich głowach: czy mogę to powiedzieć, czy mogę to zrobić… z obawy o reakcję drugiej strony. – Nie – powiedziała szybko, gdy tylko próbował zasugerować, że być może powinien jednak wybrać drugi pokój, bo ciemnowłosa nie chciała, by razem spali. Nie pozwoliła mu dokończyć tej wypowiedzi, chociaż właściwie nie miała pojęcia, że i tak nie był w stanie tego zrobić. Czuła, że muszą to wyjaśnić, że musi zareagować – by Chet uwierzył w jej słowa i w to, że były one wówczas szczere. – Nie, zupełnie nie o tym mi chodziło. Po prostu długo nie przychodziłeś i pomyślałam, że być może jednak poszedłeś tam… - wskazała nieznacznie ruchem głowy w kierunku, w którym potencjalnie znajdował się pokój gościnny – …a wtedy musiałbym tam po Ciebie iść, bo nie zamierzam już spać bez Ciebie – przyznała, zgodnie z prawdą. Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, chyba dostrzegając odrobinę ulgi w wyrazie jego twarzy, po czym przysiadła na łóżku i wbiła wzrok w swoje dłonie, nie czując się za dobrze z tym jak to wszystko wyglądało. – Nie chce żeby tak między nami było: żebyś obawiał się przyjścia do naszej sypialni bądź powiedzenia czegoś, co… mogłabym źle odebrać. Wiem, że tak jest, widzę jak się powstrzymujesz i zastanawiasz czy powinieneś to zrobić bądź jednak wyjaśnić to co powiedziałeś… - uniosła głowę i napotkała jego spojrzenie, gdy podszedł do łóżka, chociaż nie zorientowała się nawet kiedy to zrobił – Rozumiem to, a przynajmniej staram się zrozumieć, bo wiem, że tak się zachowywałam i wiem jak reagowałam, ale… już tak nie jest. Naprawdę już tak nie jest, nie odbieram Twoich słów opacznie i nie chce żeby między nami było… tak inaczej – westchnęła lekko, nie umiejąc tego do końca nazwać. Ale chyba oboje czuli, że jest inaczej i niestety w niezbyt dobrym tego słowa znaczeniu. Owszem, sama sytuacja w łazience spowodowała nagłą chwilę bliskości, która oboje ich rozbawiła, ale to chyba nadal nie było to. Nadal nie oferowało im to oczekiwanej swobody, którą zawsze przy sobie mieli. – Tak jak teraz nie było nawet wtedy, gdy ledwie się jeszcze znaliśmy. Zawsze czuliśmy się przy sobie tak swobodnie, a teraz… - urwała znowu, napotykając raz jeszcze jego spojrzenie, po czym ostatecznie podciągnęła się nieco na łóżku i opadła swobodnie na plecy, tym razem zerkając na niego wyczekująco. Gdy ostatecznie więc położył się – jednocześnie sprawiając, że tak cieszyło ją to, że wrócił do niej – i do ich łóżka, kąciki jej ust drgnęły lekko ku górze. Tak cholernie brakowało jej go w tym pokoju – i w tym wielkim łóżku, że chyba nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo. Źle się tu bowiem czuła bez niego. Przekręciła się powoli na bok i wtuliła twarz w poduszkę, skupiając znowu wzrok na brunecie. – I przepraszam, że musiałeś przeze mnie spać na tej niewygodnej kanapie…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Być może oboje wymagali nieco więcej czasu, żeby wszystko mogło wrócić do normy: ona, żeby na nowo oswoić się z bliskością Chestera, który i tak był w tej kwestii bardzo zachowawczy i trzymał odpowiedni dystans, pozostawiając ciemnowłosej niezbędną przestrzeń, której, jak sądził, w tej chwili jeszcze potrzebowała. Dlatego czekał - na jakiś sygnał z jej strony; żeby przekonać się, że próbując się do niej zbliżyć, nie zostanie ponownie odtrącony. Wolał więc nie robić nic, niż zrobić coś wbrew niej. Oboje musieli znów poczuć się ze sobą pewnie - tego jednego nadal im brakowało, i o ile kiedyś ta swoboda była dla nich czymś całkowicie naturalnym, tak teraz musieli ją dopiero na nowo wypracować, co dla obojga z nich bez wątpienia nie było łatwe. I Chesterowi nie było wcale łatwo z myślą, że Jordana nie czuła się z jego obecnością komfortowo - i kiedy on sam, wchodząc do ich wspólnej sypialni, musiał czuć się jak intruz. Jakby jej się z czymś narzucał czy zmuszał ją do spania u jego boku: coś, czego dawniej to on unikał, obawiając się zbytniego przywiązania. I może słusznie się go obawiał, skoro obecnie, zdając się na to, nad czym nie miał kontroli, nie był już w stanie się bronić przed ewentualnym odrzuceniem. A przecież nie chcieli chyba, aby tak od tej pory wyglądał ich związek: jako jałowy, pozbawiony bliskości i czułości; i aby to stało się ich nową normą, tak odmienną od tej, jaka istniała między nimi przedtem, gdy mogli czuć się ze sobą swobodnie, mówić to, co chcieli, i nie martwić się tym, że coś zostanie źle odebrane. Bo koniec końców zupełnie przestaliby ze sobą mówić - a tego przedsmak otrzymali w ostatnich tygodniach i wiedzieli już, że to było najgorsze, do czego mogli dopuścić. Problem polegał jednak na tym, że nie dało się tak po prostu cofnąć czasu i wrócić do tego, jak sprawy wyglądały kiedyś. Bo chociaż ich uczucia względem siebie nawzajem nie uległy od tamtej pory żadnej zmianie, to zmieniły się ich wspólne doświadczenia - i nieważne, jak bardzo by tego chcieli, tych ostatnich nie dało się zupełnie wymazać z pamięci. Ale można było wyciągnąć z nich lekcję; a uczenie się - w tym także uczenie się zaufania - zawsze było żmudnym procesem. Zaprzeczenie z ust ciemnowłosej, Chet skwitował więc już tylko skinieniem głowy, mimo wszystko odczuwając jednak ewidentną ulgę - bo szczerze, sam nie wiedział, czy byłby jeszcze w stanie uwierzyć, że była dla nich jakaś nadzieja, gdyby po tym wszystkim, co padło między nimi wtedy w szpitalu, Jordie nadal nie umiała położyć się obok niego w jednym łóżku i kazała mu spać w drugim pokoju. Czuł, że jeśli miał wrócić do ich wspólnej sypialni, to tylko dzisiaj. Albo nigdy. Ruszył więc powoli w głąb pomieszczenia, i zatrzymał się przy łóżku. - Wiem... - przyznał, doskonale rozumiejąc, co miała na myśli - i posiadając identyczne odczucia odnośnie ich obecnej sytuacji. - Ja też nie chcę, żeby tak było; chcę, żeby było normalnie. Ale masz rację, tak nie jest normalnie. Po prostu... chyba nie powinniśmy pozostawiać sobie miejsca na niedopowiedzenia, oboje ostatnio zrobiliśmy i powiedzieliśmy zbyt wiele pod wpływem impulsu, i zbyt wiele musieliśmy się domyślać, a ja... nie chcę już niczego zepsuć. Zrozumiem, jeśli nie jesteś gotowa na to wszystko, i nie będę na ciebie naciskał - usiadłszy na brzegu łóżka, oparł jedną dłoń gdzieś na środku materaca, tuż przy dłoni Jordie, muskając ją zaledwie palcami i dając tym samym do zrozumienia, że, mimo iż do tej pory raczej nie powstrzymywał się przed sięgnięciem po to, czego chciał, to teraz inicjatywa leżała po jej stronie, a on - nie zamierzał robić nic bez jej przyzwolenia lub sygnału, że była gotowa na coś więcej. Wycofał więc zaraz rękę, gdy Jordie ułożyła się na łóżku, i sam opadł w końcu na plecy obok niej. Chciał objąć ją ramieniem, przytulić, poczuć znów to znajome ciepło jej ciała - ale ostatecznie na to również się nie zdobył. Zamiast tego obrócił jedynie głowę, by spojrzeć na Jordie, gdy wyczuł na sobie jej wzrok, a słysząc jej przeprosiny, pokręcił zaraz głową, jakby na znak, że nie chciał już do tego wracać. - Nieważne. Cieszę się, że wróciłem w końcu do naszego łóżka, nie lubię spać bez ciebie. I mam nadzieję, że nie przyzwyczaiłaś się za bardzo do tego, że miałaś tyle miejsca tylko dla siebie - posłał jej ukradkowy uśmiech i obrócił się na moment na bok, a przodem do Jordie, by dosięgnąć czubka jej zadartego noska, który musnął krótko ustami. Tylko tyle, mimo że to jej warg nie całował od tak dawna i to za ich smakiem tak potwornie tęsknił. - Śpij - dodał, zaglądając na sekundę w jej oczy, nim powrócił do poprzedniej pozycji na wznak, wciąż w bezpiecznej odległości od brunetki. - Dobranoc.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Nie przypuszczała chyba, że odbudowanie tego wszystkiego będzie takie trudne – że nie stanie się to tak po prostu po jednej rozmowie, gdy wróci do domu, wierząc w to, że będzie jak kiedyś. Bo owszem, jest lepiej – ale na pewno nie tak jak było wówczas, gdy wszystkie sprawy między nimi układały się tak idealnie. Najbardziej w tym wszystkim jednak bolało ją chyba to, że nadal byli tak daleko od siebie – że nie było tej samej swobody, pewności i bliskości, której chyba oczekiwała. Co prawda starała się rozumieć punkt widzenia Chestera: wiedziała, że sama nawaliła, że go odtrąciła w najgorszy możliwy sposób i że… w związku z tym mógł mieć wątpliwości. Z drugiej zaś w końcu doceniała także to, że zapewne robił to również z myślą o niej, by zapewnić jej komfort, jeżeli takowego by właśnie oczekiwała. Fakt był jednak taki, że ona wcale nie oczekiwała, że on będzie na tyle powściągliwy – chyba zdecydowanie bardziej podobało jej się, gdy istotnie brał co chciał, doskonale wiedząc, że Jordie nie miała absolutnie nic przeciwko temu. Teraz również nie miała, niemniej jednak musiało to chyba zostać jasno określone, by miał tego pewność – dlatego nie zamierzała się o to złości ani robić mu wyrzutów, naprawdę szczerze starała się rozumieć jego punkt widzenia i potencjalne obawy o odrzucenie – ale ona naprawdę chciała mieć go znowu przy sobie. Dlatego obawiała się, że mógł znowu wybrać tamten pokój, dlatego zamierzała go tutaj ściągnąć za wszelką cenę, a teraz po prostu zapewnić o tym, że chciała spać razem z nim. Bo tęskniła. Kiedyś to było oczywiste, dzisiaj musiała o tym powiedzieć głośno i wprost, bez cienia wątpliwości w głosie, by Chet źle ich nie odebrał – a to zwracało ich do punktu wyjścia: do miejsca, w którym znowu musieli wszystko analizować i dokładnie wypowiadać, tak by wszystko było jasne. Ale na dłuższą metę to mogło być przecież uciążliwe, dlatego właśnie musieli jak najprędzej wypracować nowy porządek, jak najbardziej podobny jednak do starego – bo tego przecież oboje pragnęli. Pragnęli na nowo sobie zaufać – tak w stu procentach, bo nie dało się ukryć, iż to zaufanie nadal pozostawało nadszarpnięte, a jego odbudowanie to niestety żmudny proces. Wiele więc zależało teraz od Jordany – nie mogła się już chować i udawać, że nic się nie dzieje, musiała i chciała przejąć inicjatywę, by uzmysłowić mu, że nie ma się czego obawiać. Że ta pełna emocji i nieco chaotyczna rozmowa, która już miała miejsce w szpitalu to nie były puste słowa rzucane na wiatr, ale właśnie absolutnie szczere wyznanie. Dlatego teraz obserwowała go chyba z cieniem smutku, który skrywała gdzieś głęboko w sercu, ale i ze szczerą właśnie nadzieją, że istnieje szansa, by to naprawić. Zachowywali się bowiem tak, jakby nigdy wcześniej ze sobą nie spali… a przecież nie tak powinno to wyglądać. – Tak, zdecydowanie nie powinniśmy zostawiać sobie miejsca na niedopowiedzenia. Właśnie dlatego chcę żebyś wiedział, że nie naciskasz na mnie – dajesz mi dużo przestrzeni, nawet aż za dużo – spojrzała na niego łagodnie, chociaż lekko sygnalizując, iż bardziej niż jego obecność przeszkadzał jej właśnie brak tej obecności i ten dystans, którego brunet uparcie się trzymał – A ja jej nie potrzebuję, po prostu chcę aby było jak dawniej. I to nie tak, że nie jestem na to gotowa, po prostu… chyba wzajemnie dajemy sobie przestrzeń, ale właściwie… w jakim celu? Przecież oboje chcemy to naprawić, a jakby niepewnie kroczymy wokół siebie, bojąc się o każdy ruch… Ja również nie chce tego zepsuć, ale to nie może tak wyglądać – westchnęła cicho, po czym ułożyła się wygodnie – tym razem już właśnie na boku, by lepiej go widzieć. Czuła jednak, że inicjatywa w pełni leży teraz po jej stronie – a skoro zostawiał ją w jej rękach, to nie zamierzała z niej rezygnować. Pragnęła poczuć wreszcie ciepło jego ciała i znowu skryć się w jego silnych ramionach, bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Kąciki jej ust drgnęły jednak zaraz ku górze, gdy napotkała znowu spojrzenie jego ciemnych oczu. – Ja też nie lubię bez Ciebie spać i zdecydowanie nie przywykłam do tego, że miałam tutaj tyle miejsca… to łóżko jest za duże dla jednej osoby. Poza tym nie potrafię już spać bez Ciebie.. – stwierdziła, uśmiechając się mimowolnie, gdy przysunął się lekko, muskając ustami jej nos. Lekkie ukłucie rozczarowania oczywiście się pojawiło, bo szczerze liczyła wówczas, że wreszcie znowu poczuje jego miękkie wargi na swoich, ale… kolejny raz się na to nie zdecydował. Zdusiła jednak w sobie jęk zawodu, przyglądając mu się uparcie, gdy opadł znowu swobodnie na plecy, najpewniej gotowy do snu. – Będziemy spać tak jakbyśmy się nie znali? – mruknęła cicho, nie chcąc, by tak spędzili tę noc, więc ostatecznie nie czekając dłużej, po prostu przysunęła się do niego i przylgnęła do jego ciała. Wtuliła się swobodnie w jego bok, obejmując go ręką w pasie, twarz wtuliła zaś w jego szyję, chowając w niej lekki uśmiech. Wdychała przyjemny zapach jego żelu prysznic, delektując się ponowną bliskością jego ciała, za którą tak bardzo tęskniła – za tym, jak również za jego silnym ramionami, którymi wreszcie ją otoczył. Tak, zdecydowanie tego teraz potrzebowali i to właśnie musiała zrobić ten krok, który jasno miał wskazywać na to, że Chet nie musiał się obawiać odrzucenia. Nie zamierzała go dorzucać – chciała mieć go znowu blisko. – Dobranoc – powiedziała dopiero, zamykając z pełnym spokojem oczy. Wreszcie czuła, że znajduje się we właściwym miejscu – w jego ramionach. Nie miała chyba też pojęcia, że była tak strasznie zmęczona – po ostatnich samotnych nocach, jak również po tej ostatniej spędzonej w szpitalnej sali. Zasnęła więc niemal od razu, tuląc się do niego przez sen jakby nawet nieco bardziej, instynktownie pragnąc go więcej i więcej. Rzadko zaś budziła się w nocy z powodu głodu, ale tej nocy rzeczywiście burczało jej nieprzyjemnie w brzuchu albo to mały człowiek potrzebował więcej smakołyków, aby zdrowo rosnąć. Tak czy inaczej przebudziła się niechętnie i gdy dostrzegła na zegarku, że dochodzi już prawie trzecia w nocy, ze zrezygnowaniem zerknęła na śpiącego Chestera. Uśmiechnęła się jednak, zdając sobie sprawę z tego, że to nie był tylko piękny sen, a potem pogładziła delikatnie dłonią jego szorstki policzek, po czym ostrożnie wyślizgnęła się z jego objęć. Wstała powoli, wiedząc doskonale, że nie zaśnie jeżeli czegoś nie zje, dlatego też ostrożnie zeszła na dół, z człapiącym za nią, również zaspanym Aldo, który najwyraźniej zamierzał jej pilnować. Sama nie wiedziała co dokładnie chciałaby zjeść, ale na początek zabrała się za słoiczek z nutellą, bo słodkości brakowało jej najbardziej, dlatego zjadła kilka porcji z łyżeczki, czując błogą ulgę, a potem przeszukiwała szafki w celu znalezienia patelni do naleśników. Miała na nie bowiem nagle ogromną ochotę, nie zważając na to, iż jest środek nocy. Niechcący przy tym pewnie zatłukła się kilka razy naczyniami, mając jednak nadzieję, że nie obudzi bruneta. Gdy znalazła wreszcie patelnię, odłożyła ją na blat i zjadła kolejny kęs nutelli z łyżeczki, odwracając się i… nagle dostrzegła kogoś. W pierwszej chwili tak się wystarczyła, ze niechcący uderzyła w patelnię i ta spadła wprost do zlewu, robiąc niemały hałas, na co aż się skrzywiła. – Przestraszyłeś mnie… - odetchnęła głęboko, odejmując łyżeczkę od ust, które oblizała z pozostałości ciemnego smakołyku, jednocześnie napotykając spojrzenie Chestera utkwione na jej osobie, zapewne wyrażające zdziwienie – Ja… trochę zgłodniałam. Przepraszam, nie chciałam Cię obudzić. Naszła mnie ochota na coś słodkiego. A właściwie to na naleśniki. Z nutellą. Koniecznie z nutellą – pokiwała głową, zerkając na słoiczek stojący na blacie, a potem znowu na bruneta, co skwitowała cichym śmiechem – Oszalałam, prawda?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Sęk w tym, że jeśli zepsuje się coś, co działało idealnie, nie można mieć żadnej gwarancji, iż da się to później przywrócić do poprzedniego stanu - bo zawsze pozostaje jakaś rysa i najwidoczniej w tym przypadku ta rysa była głębsza, niż mogło się początkowo wydawać. Dlatego Chet już podczas ich poprzedniej rozmowy starał się uzmysłowić Jordanie, że powinni po prostu dać sobie czas na przepracowanie tego wszystkiego - aby uniknąć rozczarowania, jakie widział w niej już wtedy w szpitalu, gdy okazało się, że przeprosiny - ani pojedyncze, ani nawet takie powtórzone wiele razy - nie naprawią wszystkiego jak za dotknięciem różdżki. Ale nawet jeśli poruszali się niepewnie i stawiali drobne kroczki - to jednak wciąż posuwali się do przodu, razem. Pozostanie w drugiej sypialni byłoby zaś kolejnym krokiem w tył i Chet nie miał najmniejszego zamiaru go robić. Choćby i w tym łóżku mieli spać nie tyle ze sobą, co raczej: obok siebie. Nie dalej niż parę dni temu znaleźli się bowiem w podobnej sytuacji, ale wtedy Jordie nie dała brunetowi w żaden sposób odczuć, jakoby pragnęła być bliżej i czuć przy sobie jego ciało - więc i tym razem nie mógł być w żaden sposób przekonany, iż tak było. Wobec tego nie byłoby chyba nadużyciem stwierdzenie, że Jordana sama do tego wszystkiego doprowadziła - sama go popsuła. I sama musiała naprawić - a w każdym razie zasygnalizować takową chęć, na tyle czytelnie, by nie pozostawiać już Chesterowi żadnych zbędnych wątpliwości. Kiedy zatem przysunęła się i wtuliła w jego ciało, objął ją w końcu ramieniem i musnął krótko ustami czubek jej głowy, po raz pierwszy od wielu dni odczuwając ulgę i spokój, jaki dawała mu tylko jej obecność. I po raz pierwszy od wielu dni tak błogo i bezproblemowo usnął, czując, że w końcu wszystko wracało na odpowiednie tory, gdy trzymał znowu Jordie w swoich ramionach, wsłuchany w jej jednostajny oddech i całkowicie ukojony bliskością oraz znajomym ciepłem jej ciała. Kiedy jednak przebudził się w nocy, wyczuł obok siebie jedynie puste miejsce, a rozchyliwszy niechętnie powieki - zorientował się, że był w łóżku sam. Zerknął na swój telefon, sprawdzając nieprzytomnie godzinę, której i tak nie zarejestrował w swojej głowie, i obrócił się na drugi bok, uznając, że Jordie zapewne poszła do łazienki, bo będąc w ciąży zapewne korzystała z niej znacznie częściej niż dotychczas. Przysnął jeszcze może na kilka minut, wciąż jakby nasłuchując instynktownie, ale gdy po tym czasie ciemnowłosa nie wróciła do sypialni, a jego uszu doszedł jakiś hałas, na jego myśli mimowolnie zaczęły nasuwać się znowu te dziwne wątpliwości. Nie wytrzymała razem z nim w łóżku nawet jednej nocy? Czy może coś się stało? Zaspany, Chet zwlókł się z łóżka i uchylił drzwi, by widząc na dole zapalone światło, to tam skierować swoje kroki. W ciemnej koszulce i bokserkach, brunet zszedł po schodach, a następnie udał się do kuchni. Zastając tam Jordie, zawiesił wzrok na jej sylwetce i dopiero na brzęk uderzającej o zlew patelni, wzdrygnął się lekko. - Wybacz. Coś się stało? - spytał, trochę jeszcze zaspany, na dowód czego ziewnął przeciągle, pozwalając zaraz jednak, by na jego usta wpełzł wyrozumiały uśmiech, gdy Jordana wyjaśniła mu powód swej nocnej ucieczki z łóżka. - I rozumiem, że ta ochota nie mogła czekać do śniadania? - podjął z rozbawieniem, podchodząc powoli bliżej. - Nie oszalałaś, naleśniki z nutellą są dobre o każdej porze - dnia i nocy - uznał z wciąż obecnym w kąciku jego warg uśmiechem. Domyślał się, że to, co Jordie odczuwała o takiej porze, to nie tyle głód, co po prostu ciążowe zachcianki, ale z dwojga złego, zdecydowanie wolał, aby ów obłęd objawiał się w taki sposób, niż jak to miało miejsce wcześniej. Co nie zmieniało faktu, że dla dobra wszystkich tu obecnych rozsądniej było nie zostawiać patelni w jej zasięgu - chociaż z nich dwojga to chyba akurat Chet miał w nerwach tendencję do ciskania wszystkim, co wpadało mu w ręce. Ale teraz nie byli zdenerwowani. Mimo to brunet podszedł do niej całkiem blisko, by sięgnąć dłonią na blat za jej plecami, po ową hałaśliwą patelnię. - Podzielisz się ze mną, jeśli ci pomogę? - uniósł nieznacznie brew, zezując na trzymaną przez nią łyżeczkę i słoik. Skoro droga do serca wiodła przez żołądek, to może i powrót do normy tamtędy prowadził - a oni przecież uwielbiali wspólnie jeść i się nawzajem karmić. A może po prostu Chet nie chciał, aby musiała czuć się, jakby oszalała, jeśli byliby w tym szaleństwie razem. To jednak nie tak, że zamierzał ją wyręczać we wszystkim; zdawał sobie sprawę z tego, że ciąża to nie choroba, a Halsworth wciąż posiadała dwie sprawne rączki i z powodzeniem mogła sama usmażyć sobie naleśniki - ale skoro już i tak nie spał, to chciał to dla niej zrobić. Odstawił więc po chwili patelnię na kuchenkę, by w pierwszej kolejności zająć się jednak przygotowaniem niezbędnych składników. W tym celu wyjął z jednej z szafek miskę, by to w niej wymieszać ciasto. - Po takiej ilości cukru nasz synek będzie musiał być najsłodszym bobasem - zauważył z uśmiechem; ale co do tego chyba nikt nie miał wątpliwości, wszak obojgu im niczego w tej kwestii nie brakowało, więc i ich dziecko z pewnością będzie równie śliczne i urocze.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Takiej rysy Jordie obawiała się chyba najbardziej, bowiem przecież sama sprawiła, że to co funkcjonowało tak nad wyraz dobrze, nagle się posypało… więc pozostałoby jej tylko mieć cholernie duże wyrzuty sumienia, gdyby nie udało się tego naprawić. Gdyby nie wróciło to do takiej formy, w jakiej się skończyło z dnia na dzień – a tęskniła za tym coraz bardziej. Rozumiała jednak jego punkt widzenia i co więcej wiedziała też, że gdy już się wycofa i zamknie znowu w sobie, to niezmiernie trudno będzie go z tej skorupy ponownie wyciągnąć. Wbrew pozorom znała go bardzo dobrze: nie tylko jego upodobania, ale właśnie szczególnie charakter, z którym mierzła się bowiem za każdym razem, odkąd się tylko poznali. I to jego usposobienie również wielokrotnie stawało im na drodze, więc chociaż teraz to ona coś zepsuła, to mogło się okazać, że to Chet nie będzie w stanie tego z nią naprawić. Ale to już faktycznie leżało w jej gestii, by udowodnić mu – i uzmysłowić, że przecież nadal jej zależy: że nie odtrąca jego bliskości, a wręcz jej pragnie, że to co mieli jest dla niej bardzo ważne i że chce to odzyskać – bo wypowiedziane w szpitalu słowa nie były kłamstwem. I chociaż nawinie liczyła, że wystarczy samo słowo przepraszam, to zrozumiała już, że po tym co zaszło, to zdecydowanie za mało, dlatego też musiała mu pokazać jak wiele dla niej znaczy. I chociaż kilka dni temu, gdy gościli w domu jego przyjaciół, leżąc w jednym łóżku byli jakby sobie kompletnie obcy, tak teraz nie zamierzała tego powielać – wtedy nadal nie było dobrze, a obecnie przecież wyrazili szczere chęci, by to naprawić: nie mogli więc robić kolejnego kroku w tył. Spanie osobno nie byłoby rozwiązaniem, poza tym Jordana wcale nie potrzebowała przestrzeni – potrzebowała Chestera u swojego boku. A teraz, w środku nocy, potrzebowała po prostu coś słodkiego, dlatego wymknęła się z łóżka, chociaż bardzo niechętnie wyślizgując się z męskiego objęcia, bo to tam czuła się najlepiej. Sen był na tylko spokojny i błogi, że zapewne przespałaby całą noc bez najmniejszego problemu, ale… jednak ta potrzeba okazała się być silniejsza. Co prawda nie miała zbytniej ochoty kręcić się samotnie po domu o tej godzinie, ale też nie chciała budzić Chet’a, by specjalnie jej towarzyszył. Nie przypuszczała więc, że ten jednak się obudzi – albo że zostanie przez nią obudzony, chociaż starała się działać ostrożnie. Jednak, gdy już w tej kuchni się pojawił, chyba poczuła wewnętrzną ulgę – czuła się swobodniej, gdy tutaj był, dlatego też pewnie mimowolnie odwzajemniła jego uśmiech, kręcąc przy tym głową. – Nie, zdecydowanie nie mogła czekać. Przecież do śniadania jeszcze strasznie daleko – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, wzruszając bezradnie – i przepraszająco, ramionami. Nie miała dobrego wytłumaczenia, po prostu była głodna i musiała zjeść teraz, bo inaczej to pewnie mały człowiek nie dałby jej spać. Nie wiedziała do końca czy faktycznie było to jego zasługą, czy może raczej to znowu te szalejące hormony, ale tak czy inaczej potrzebę musiała zaspokoić. – Nie wiem czemu akurat naleśniki z nutellą, ale zawsze miałam do nich straszną słabość. I faktycznie są dobre o każdej porze dnia i nocy… sama nutella też – zaśmiała się, celując w bruneta łyżeczką, którą trzymała w dłoni. Bo pomijając to, że zamierzała zjeść z nią te naleśniki, to już raczyła się nią samą i bynajmniej nie miała dość, chociaż było jej już dość słodko. Niebywałe te zachcianki. Lepsze jednak istotnie to niż propagowanie kłótni, które prowadziły tylko do katastrofy i co więcej, które nie miały większego sensu. Lepiej byłoby więc być niewyspanym niż jeżeli mieliby znowu skoczyć sobie do gardeł, by stracić to co zaczęli znowu razem budować. Przyglądała się więc uważnie brunetowi, gdy się do niej zbliżał i kąciki jej ust drgnęły znowu ku górze, gdy sięgnął za jej plecy po patelnię. Jej twarz miała zaś tuż przed sobą i wpatrywała się w nią zawzięcie, uśmiechając się szerzej, gdy wspomniał o dzieleniu się. – Z Tobą podzielę się wszystkim – stwierdziła niemal od razu, kiwając głową – Ale naprawdę chcesz ze mną o trzeciej nad ranem jeść naleśniki z nutellą? Będę miała jutro wyrzuty sumienia, bo nie wyśpisz się, a rano wstajesz do pracy – spojrzała na niego znowu uważnie, gdy podszedł do kuchenki, a następnie wyjął potrzebne produkty. Skoro jednak chciał jej pomóc, absolutnie nie zamierzała się z tym spierać – wręcz przeciwnie. Zjadła kolejną porcję nutelli z łyżeczki, po czym wskoczyła ostrożnie na blat nieopodal, nie spuszczając wzroku z męskiej sylwetki. Obserwowanie go w trakcie gotowania również było jakąś jej słabością, a ponieważ brakowało jej tego widoku – i w ogóle widoku Chet’a, to chyba nie zamierzała tego wzroku z niego dzisiaj spuszczać. Tęsknota objawiała się w różnoraki sposób. Gdy zaś przygotowywał już ciasto, zaśmiała się znowu, zlizując słodkości z łyżeczki i pokiwała głową. – A miałam się zdrowo odżywiać – westchnęła z wyrzutem dla swoich planów, które miała wprowadzić w życie, ale… jak widać nic z tego nie wyszło – I tak, nasz synek zdecydowanie będzie najsłodszym bobasem na świecie – uśmiechnęła się szeroko – A potem będzie tak samo przystojny jak tata, nie wiem jak ja to przeżyje, przecież on zawsze będzie dla mnie tym słodkim bobasem – stwierdziła z rozbawieniem, spoglądając ponownie na bruneta, po tym jak oderwała wzrok od słoiczka z nutellą, z którego nabrała na łyżeczkę kolejną porcję słodkości. – Zaczynam się zastanawiać czy aby też nie będzie miłośnikiem nutelli – zawyrokowała z rozbawieniem, napotykając spojrzenie ciemnych oczu, gdy Chet podszedł do niej i przystanął tuż przed nią. Znowu wpatrywała się w niego tak samo intensywnie jak chwile wcześniej, również wtedy, gdy sięgnął do szafki ponad jej głową po ostatni potrzebny składnik. Kąciki jej ust znowu drgnęły do góry, ale tym razem nie zjadła tego co było na łyżeczce, tylko podsunęła ją pod jego usta. – Masz ochotę?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Nie bez powodu ilekroć coś zaczynało szwankować, Chet z góry zakładał, że to on był problemem - bo nawet jeśli nie był bezpośrednim powodem, przez który w ich związku coś się psuło, to stawał się powodem tego, że tak trudno było im to naprawić. Ale chyba dokładnie tego można się było spodziewać: Jordie wszak znała go najlepiej i z pewnością zdawała sobie sprawę, że życie z Chesterem Callaghanem nie zawsze będzie łatwe, co sam niejednokrotnie starał się jej uzmysłowić, powtarzając, że lepiej by jej było bez niego - a z facetem, który zapewniłby jej wszystko to, czego u jego boku jej brakowało. I nie raz dawał jej szansę, by się z tego wypisać, by odejść i pozostawić go samemu sobie, bo właśnie na to w swojej opinii, w tamtym czasie zasługiwał. Ale ona była uparta; i jako jedyna zdołała rozłupać tę skorupę, w której się zamykał, wydobyć z niego to, o posiadanie czego sam się chyba nawet nie podejrzewał, i skłonić ku temu, aby zapomniał o dawnym życiu, jakie wiódł w pojedynkę, a zamiast tego zapragnął stworzyć razem z nią prawdziwą rodzinę. Nawet jeśli miało to oznaczać pobudki w środku nocy, by zaspokoić jej nagły głód - oraz wiele kolejnych, nieprzespanych nocy, jakie dopiero miały nadejść wraz z narodzinami ich dziecka. W tym momencie jednak na drugi plan schodziło to, czy faktycznie Chet miał ochotę jeść o trzeciej w nocy naleśniki razem z Jordaną - bo odpowiedź brzmiałaby: raczej nie, i chociaż nigdy nie trzymał zbyt restrykcyjnej diety, to nocne podjadanie i wstawanie z łóżka po przekąskę, było jedną z tych rzeczy, jakich nie zwykł praktykować. Chyba że, co zdarzało się, gdy prowadził nieregularny tryb życia i pracował o różnych porach - dopiero o takiej godzinie mógł coś zjeść. - Ty się wyśpisz za mnie. Za nas oboje. A właściwie troje - stwierdził więc w odpowiedzi, bo już i bez tego Jordana wszystko teraz robiła za dwoje: siebie i ich synka. - A później zjesz jakieś dobre, pożywne śniadanko, poodpoczywasz, i jeszcze się zdrzemniesz, zanim wrócę z pracy - dodał z nutką rozbawienia, planując jej już cały dzień - a w każdym razie tę jego część, którą przyjdzie jej spędzić samotnie, gdy on będzie musiał iść do pracy, również po to, żeby uzgodnić kwestię urlopu, o jakim wcześniej mówili - a raczej: oznajmić, że zamierza takowy wziąć, gdyż wychodził z założenia, iż urlop nie jest przecież przywilejem ani czymś, o co powinno się prosić, a co po prostu należy się każdemu pracownikowi. - To znaczy, nie chcę ci mówić, co masz albo czego nie masz robić, ale... myślę, że nie powinnaś wracać już do pracy w barze - zasugerował ostrożnie, otwierając lodówkę, z której wyjął mleko, masło i jajka, następnie ustawiając wszystko na blacie. - Lekarz był chyba zresztą podobnego zdania - dodał, zerkając na Jordie. Przede wszystkim jednak chciał uzmysłowić ciemnowłosej, że nie przeszkadzało mu to, iż będąc w ciąży więcej odpoczywała - zwłaszcza że wiedzieli już, do czego mogło w jej przypadku doprowadzić branie na siebie zbyt wielu obowiązków, i Chet szczerze liczył na to, że Halsworth wyciągnie z tego jednodniowego pobytu w szpitalu stosowną naukę i będzie bardziej na siebie uważać. Studia były już chyba wystarczającym obciążeniem, a jeśli brakowało jej aktywności, to pewnie istniała joga czy inne, lekkie ćwiczenia dla ciężarnych. No i zawsze był jeszcze Aldo, którego nie trzeba było namawiać na spacery. Zrezygnowanie z pracy wcale nie musiało oznaczać siedzenia w domu i przyrastania tyłkiem do kanapy czy łóżka. Tymczasem brunet wsypał i wlał kolejno odmierzone składniki do miski i wymieszał starannie, słowa Jordie kwitując cichym śmiechem. Właściwie nigdy nie uważał małych dzieci za coś uroczego czy słodkiego - przeciwnie, był raczej skłonny twierdzić, iż tuż po narodzinach były one raczej brzydkie i pomarszczone, ale z własnym dzieckiem powinno być chyba inaczej. I brunet istotnie miał szczerą nadzieję, że kiedy będzie mu wreszcie dane po raz pierwszy wziąć ich syna na ręce, to nie będzie musiał tłumić grymasu i kłamać, że to ładne dziecko. Coraz mniej martwił się jednak takimi rzeczami: początkowo bowiem, kiedy tylko dowiedział się o tej całej ciąży, obawiał się w ogóle o to, czy będzie umiał to dziecko pokochać, acz obecnie, mimo że nadal posiadał małe obawy w związku z tym, jak razem z Jordie poradzą sobie jako rodzice, to można już chyba śmiało powiedzieć, że - chociaż on sam nie użyłby może słowa "kochać" w odniesieniu do czegoś, co żyło zaledwie w brzuchu Jordie, ale - oswoił się i przywiązał zarówno do myśli o zostaniu ojcem, jak i w pewnym sensie do samego dziecka. Ich syna. - Spokojnie, aż tak szybko nie dorośnie, będzie jeszcze czas, żeby się tym martwić. Chociaż... trochę chyba chciałbym, żeby był już z nami - przyznał, odstawiając na moment miskę na bok i podchodząc do szafki, na której rozsiadła się panna Halsworth, by stając naprzeciw niej, dźgnąć ją leciutko palcem w brzuch. - A trochę cieszę się, że jeszcze jednak przez jakiś czas tam posiedzi. Ty pewnie wolałabyś mieć to już za sobą, co? - spytał z majaczącym w kąciku warg uśmiechem, nachylając się lekko w jej stronę, tylko po to jednak, by sięgnąć ponad jej głową po talerz, na który przełoży później usmażone naleśniki. Wyjąwszy go, nie wycofał się jednak od razu, zamiast tego bezwiednie układając wolną dłoń na jej nodze, nieco powyżej kolana i przesuwając po ciepłej, napiętej skórze; w tym samym czasie balansując spojrzeniem pomiędzy oczami Jordie, a łyżeczką, którą podsunęła mu do ust. Zmrużył niby to w zamyśleniu oczy, nim finalnie poczęstował się nutellą z jej łyżeczki i pokiwał z aprobatą głową, mimo że sam nie był aż tak wielkim fanem owego smakołyku, żeby jeść go łyżkami, bo po kilku chyba zwyczajnie zaczęłoby go mdlić. I mimo że to nie na jedzenie tak naprawdę miał ochotę o tej porze. - O trzeciej w nocy faktycznie smakuje lepiej. Nie chcesz zagryźć ogórkiem? - posłał jej rozbawione spojrzenie, ale jeśli łudziła się, że zdoła uniknąć żarcików odnośnie zachcianek i słabości ciężarnych kobiet do konkretnych przysmaków, to niestety się myliła. - Bo zaczynam mieć wrażenie, że zanim usmażę te naleśniki, ty zdążysz się zasłodzić samą nutellą i uznasz, że już wcale nie masz na nie ochoty - pokręcił głową, odsuwając się w końcu, by podejść do kuchenki, którą uruchomił, po chwili wlewając porcję ciasta na rozgrzaną patelnię. - I sam będę musiał je zjeść, a później zamiast wracać do łóżka, będę musiał iść pobiegać, żeby to wszystko spalić. Tak będzie, co? - zerknął podejrzliwie na Jordie, trochę ją podpuszczając i chyba licząc na to, że ta nie dopuści do tego, by ów scenariusz się ziścił, tylko po to, żeby utrzeć mu nosa i udowodnić, że wcale nie miał racji. Bo tak szczerze, to Chet nie miał najmniejszej ochoty o trzeciej w nocy napychać się naleśnikami - ale czego się nie robi z miłości?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Była uparta – w wielu kwestiach lubiła postawić na swoim, ale najbardziej uparta była wówczas, gdy wiedziała doskonale, że jest o co walczyć – i że ta walka ma sens. W tym wypadku nigdy się nie poddawała, jeżeli chodziło o jej relację z Chesterem, nawet jeżeli było cholernie trudno i jeżeli on sam nie dawał jej nadziei na to, że to może się udać – głównie wtedy, gdy byli na początku tej drogi, a on tak skrupulatnie trzymał się tego muru, który wokół siebie stworzył. Krok po kroku jednak rozbierała ten mur, cierpliwie: chociaż nie zawsze spokojnie, powoli dochodząc do upragnionego celu. Co prawda i jej zdarzały się drobne chwile zwątpienia, ale mimo to pragnienie bycia z nim było tak duże, że nie chciała się poddawać. Teraz wiedziała już, że warto było stawiać wspólnie każdy kolejny krok, że warto było uzmysłowić mu, że życie w pojedynkę wcale nie jest takie dobre, a wizja posiadania rodziny – chociaż czasami przerażająca, stanowiła najpiękniejszy aspekt życia. Oboje też byli przecież w różnych momentach życia i w różnych momentach zaskoczyło ich to posiadanie dziecka, ale właśnie fakt, że są w tym razem wynagradzał im chyba wszystko. Poza tym to też nie tak, że jedynie ona uzmysłowiła jemu, że podświadomie pragnie stabilizacji, bo on również wykazał się sporym zrozumieniem względem niej: bo uwierzył, że beztroska dwudziestotrzylatka może być dobrą matką dla jego dziecka, a przy tym kiedyś również jego żoną, o czym najlepiej świadczył prześliczny pierścionek na jej palcu. I to, że są tu dzisiaj, zawdzięczają tylko i wyłącznie sobie i swojej ciężkiej pracy, bo nie było takiej przeszkody, której by nie pokonali razem – dlatego to dawało nadzieję, że i tym razem uda im się to poskładać w jedną całość. A wydawać by się mogło, że byli już ku temu na dobrej drodze, w końcu istotnie: przez żołądek do serca. I mimo potencjalnie nieprzespanej nocy, wizja wspólnie spędzonego czasu jawiła się jako kusząca – a może po prostu powinni już powoli przyzwyczajać się do tego, że ten mały człowiek niedługo także nie da im spokojnie zmrużyć oczu. I nawet jeżeli oboje raczej lubili o siebie dbać, tym samym nie podjadając i nie sięgając po tyle słodkości, to w tym konkretnym wypadku musiało zostać im wybaczone. Zaśmiała się więc w odpowiedzi na jego słowa, a właściwie swego rodzaju plan na spędzenie tego dnia w pojedynkę, gdy brunet będzie w pracy. – Tak, ja na pewno się wyśpię, będę miała na to caaały dzień. Ale Ty będziesz zmęczony w pracy i przez to będę miała wyrzuty sumienia. A potem jak wrócisz taki zmęczony, nie będziesz miał już siły na to, by dotrzymać mi wieczorem towarzystwa – posłała mu zaczepny uśmiech, oczywiście odrobinę sobie żartując, ale też jednocześnie martwiąc się o niego i o jego samopoczucie tego dnia, który spędzi niewyspany z jej powodu – No chyba, że jednak uda Ci się wziąć urlop, o którym rozmawialiśmy, wtedy odeśpimy za wszystkie czasy – zaśmiała się znowu, bynajmniej nie mając mu za złe tego, że planował jej cały ten odpoczynek i wręcz doceniała fakt, że przyszedł teraz tutaj do niej i że mimo tego, że za kilka godzin musiał iść do pracy, pozostał z nią w kuchni i jeszcze robił jej własnoręcznie naleśniki. Bo miała na nie ochotę. W takich chwilach najbardziej rozumiała to, jakie cholernie miała szczęście i jak prawie wypuściła je ze swoich rąk. Chyba dlatego przyglądała mu się tak nieustannie, z majaczącym w kącikach ust uśmiechem – obserwując swojego idealnego mężczyznę, który tak bardzo zmieniał się na jej oczach. Z całkowicie indywidualnej jednostki, w kogoś, kto najpewniej zrobiłby dla niej wszystko – i jak mogłaby go nie kochać? – Nie, nie martw się, nie wybierałam się do baru. Na pewno nie w ciągu najbliższych dni i nie zaraz po wyjściu ze szpitala, ale… właściwie masz rację. Chyba już sobie po prostu odpuszczę, to najwyższy moment – chcę też jeszcze skupić się na studiach, póki mogę, więc będę miała co robić. I właściwie to wydaje mi się, że powinnam pomyśleć o jakiejś szkole rodzenia – zerknęła na niego niepewnie, bo niedawno sobie uzmysłowiła ten fakt – Chciałabym dowiedzieć się wszystkiego przed porodem, przygotować do tego i do samej opieki nad dzieckiem też. To chyba dobry pomysł, prawda? – zagadnęła jeszcze, obserwując uważnie jego reakcję – Poszedłbyś tam ze mną? – dodała jeszcze, nie będąc pewną czy Chet wyrazi chęci co do tego i właściwie miała o to zapytać w najbliższych dniach, ale skoro nadarzyła się już okazja, to postanowiła od razu to wyjaśnić. W końcu szósty miesiąc to już prawie ostatnia prosta i właściwie pewnie powinni o tym pomyśleć wcześniej, ale lepiej późno niż wcale. Mieli jeszcze czas. Dlatego uśmiechem skwitowała jego myśli co do tego, żeby ich synek był już tutaj z nimi i pokiwała ochoczo głową. – Tak, w jakimś stopniu ja też bardzo chciałabym już, aby tutaj był. Chciałabym go zobaczyć, dotknąć – nie mogę się tego doczekać – przyznała, skupiając na nim wzrok, gdy przystanął przed nią i musnął palcem jej brzuszek – Ale jednocześnie też strasznie mnie to przeraża. I chyba właśnie potrzebuję tego czasu, by się do tego przygotować, więc dobrze, że jeszcze trochę tam posiedzi – pokiwała głową z rozbawieniem i sama pogładziła brzuszek – I też cieszę się, że mamy jeszcze tę odrobinę czasu tylko dla siebie, chciałabym go wykorzystać jak najlepiej. Chociaż faktycznie, chciałabym to już mieć za sobą. Im bliżej to jest, tym bardziej się boję, ale to chyba normalne. Poza tym… robię się coraz większa, będę jeszcze większa i… to funkcjonowanie będzie coraz trudniejsze – westchnęła z rozbawieniem, robiąc smutną minkę, mimo to zwieńczoną uśmiechem. Bo to poświęcenie oczywiście było absolutnie tego warte, ale wiedziała, że będzie tylko trudniej i musiała być na to gotowa. Póki co jednak świdrowała wzrokiem jego twarz, gdy sięgał po talerz do szafki za jej plecami, a potem napotkała jego spojrzenie, gdy jego dłoń zatrzymała się na jej nóżce. Uśmiechnęła się znowu, gdy powoli sunął opuszkami palców wyżej, przyjemnie drażniąc jej delikatną skórę – a jej ciało istotnie reagowało, tak bardzo spragnione jego dotyku. Sama zaś podsunęła mu do ust łyżeczkę z nutellą, przez chwilę myśląc, że jednak się nie skusi, ale gdy zjadł trochę tej słodkości, zaśmiała się cicho. – Tak, wiem, nie jesteś fanem słodkiego. Ale o trzeciej w nocy naprawdę smakuje lepiej – pokiwała w jego stronę łyżeczką, a potem szturchnęła go, gdy naigrywał się z jej ciążowych zachcianek – Nie śmiej się z moich zachcianek. To jest strasznie dziwne i poczekaj, bo jeszcze mi potem tak zostanie… będę już zawsze przegryzać słodkie ogórkami i jeść frytki z dżemem truskawkowym, przez co będziesz miał mnie już dość – stwierdziła z rozbawieniem, wzruszając bezradnie ramionami. Ostatecznie jednak odłożyła słoiczek nutelli i łyżeczkę na blat, spoglądając na bruneta. – No dobra, ale teraz faktycznie mam ochotę na ogórka. Mamy jeszcze jakieś? – posłała mu lekko błagalne spojrzenie, które bezbłędnie odczytał, bo po chwili przyniósł jej słoik z jeszcze kilkoma ogórkami, które zostały. Uśmiechnęła się szeroko, biorąc go od niego, otworzyła, wyjęła jednego i ugryzła, ze smakiem zjadając. – Dziękuje, jesteś kochany – powiedziała, połykając dopiero co zjadany przysmak. Gdy więc brunet zajął się przygotowywaniem naleśników, ona smakiem pochłonęła dwa ogórki, wycierając potem dłonie w ręczniczek. Zerknęła na niego znowu i zaśmiała się, gdy zasugerował, że za moment naje się, nim on w ogóle zdąży przygotować to główne danie, na które miała ochotę. – Nie, jestem głodna jak wilk. Więc nie powinieneś się martwić, że będziesz musiał zjeść je sam, ale raczej o to, że nic dla Ciebie nie zostanie… chociaż o to pewnie wcale byś się nie martwił – uśmiechnęła się do niego słodko, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że pewnie wcale nie miał ochoty ich jeść o tej porze, a robił to tylko i wyłącznie z uwagi na nią. I to też było cholernie słodkie, za to właśnie go tak kocha. – Ale przecież ustaliliśmy już kiedyś, że po ciąży będziemy odchudzać się razem, tak? Więc to nie fair, że tylko ja się powiększam, a Ty ciągle jesteś tak samo seksowny i wysportowany. Musisz dotrzymać mi kroku – zsunęła się powoli z blatu i przystanęła za nim. Objęła go rączkami od tył i przytuliła się do jego pleców, spoglądając na pierwszego naleśnika, którego przerzucił już na talerz. Pogładziła dłonią jego brzuch i uśmiechnęła się, wyczuwając pod palcami te znajome mięśnie, których od dłuższego czasu nie mogła już podziwiać. Po chwili prześlizgnęła się pod jego ramieniem, które lekko uniósł i obejmując go już tylko jedną ręką, stanęła tuż obok niego i sięgnęła po ciepłego naleśnika, oderwawszy ciepły kawałek, po chwili takiego pustego ze smakiem zjadła. – Pycha. Tak więc najemy się i wracamy do łóżka, żadnego spalania kalorii – zakomunikowała, zjadając kolejny pusty kawałek, nim brunet zdołał przygotować drugiego. Ale najpewniej i tak zrobi ich na tyle, że zdołają jeszcze zjeść je razem z nutellą, bo póki co Jordie podjadała je same, nie mogąc się doczekać.

autor

Jordie

ODPOWIEDZ

Wróć do „17”