WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

- Coś się wymyśli, nie jesteś w tym już sama - zapewnił ją, spoglądając na nią z wyrazem twarzy mówiącym, by się nie przejmowała. Oczywiście, że Hunter nie pozwolił jej na pracę gdziekolwiek indziej. Biorąc pod uwagę nowe fakty, to było całkowicie do przewidzenia. Za to nieposłuszeństwo pewnie też jej się dostało. Zacisnął nerwowo szczęki, próbując powstrzymać kolejną falę złości na byłego męża kobiety. - Teraz pewnie większość firm, które znają Huntera, nie będzie chciała cię przyjąć - przyznał z niesmakiem. Na pewno wykorzystał swoje układy przeciwko Dess, byle tylko uprzykrzyć jej życie. Nagle przyszło mu coś do głowy. - Na szczęście jest jedno miejsce, do którego nie dotarł - stwierdził z wolna odkrywczym tonem, po czym powędrował wzrokiem na jej twarz. - Do Covington Constructions pasujesz idealnie. Ja potrzebuję asystentki, a Ty będziesz mogła zacząć z czystą kartą. Co Ty na to? - zaproponował z budującym się w głosie entuzjazmem, po czym uśmiechnął się naprawdę zadowolony ze swojego pomysłu. Prawdę mówiąc, spadła mu jak z nieba, a rozwiązanie było korzystne dla ich obojga.
- Może to dobrze. Nie wiem, czy chciałabyś mnie wtedy zobaczyć - stwierdził, powracając spojrzeniem na taflę złotawej cieczy, która po chwili zniknęła w jego gardle. Zwykle odznaczał się dużą siłą psychiczną, a raczej na takiego właśnie pozował, starając się nie okazywać słabości. Wiele rzeczy skrywał w sobie, nie pozwalając im wyjść na światło dzienne. Z rozstaniem radził sobie tak, jak potrafił najlepiej - odciął się od dręczących go myśli i wszystkiego, co mogłoby sprawić, że znów poczułby to coś do kogoś innego. Niestety, powracały do niego w najmniej oczekiwanych momentach, niczym widma przeszłości. Z jednej strony więc dobrze, że Dess został oszczędzony widok głupot, jakie wtedy wyczyniał. Jej słowa znów niepostrzeżenie zadały mu cios. Sam przymknął na moment powieki, by opanować głęboki oddech. Widząc jej załamanie na moment pogładził dłonią jej plecy, by po chwili jego ręka wróciła z powrotem na własne udo.
- To nie jest Twoja wina. To wina Huntera, który ma chory umysł - przewrócił oczami, czego nie mogła dostrzec. Jeszcze chwilę temu kobieta zapewniała go o niewinności w ten sam sposób. Najwyraźniej nie była to wina żadnego z nich, a jedynie tego kłamliwego sukinsyna, który jeszcze dostanie za swoje. Nate się o to postara. - Gdybyś mu się sprzeciwiła, znów mogłabyś oberwać, a wtedy to ja miałbym Ciebie na sumieniu. - Właściwie i tak częściowo obarczał siebie winą za swoją bierność. Oboje starali się siebie nawzajem chronić - byli siebie warci. - Ma na to jeszcze trochę za duże tyły. Ale kiedyś dostanie za swoje - stwierdził pewnym siebie głosem, po czym wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny, by podała mu butelkę i też się napił.
Na jej spostrzeżenia odnośnie Zary ściągnął brwi, a w kącikach jego ust zaczaiło się rozbawienie. Alkohol chyba zaczynał brać nad Dess górę. W każdym razie jako dżentelmen wolał nie mówić o swoich byłych nic, niż mówić źle. A pani inżynier miał do przekazania coś jeszcze.
- Rok temu przed świętami spotkaliśmy się ponownie. Dostałem od niej prezent w formie meczu na Knicksów w Nowym Jorku, więc niewiele myśląc, zaproponowałem jej sylwestrowy wyjazd. Tam przede wszystkim wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy i zrozumiałem, że nadszedł czas, by ten rozdział w końcu zamknąć - przyznał, na koniec wzdychając. Nadal popełniał głupoty, bo wydawało mu się, że dzięki temu rozpalą w sobie to, co łączyło ich to parę lat temu, a zamiast tego tylko utwierdził się w przekonaniu, że to już nie było to samo. Takie oczyszczenie się z przeszłości pomogło mu zacząć coś nowego, ale i tak doświadczenia nadal mimowolnie wywoływały w nim pewne obawy. - Pierścionek mojej mamy nadal leży w sejfie w rezydencji i raczej nie zanosi się na to, bym miał go w najbliższym czasie wyciągnąć. Na dzieciach tym bardziej mi nie zależy. - Mówiąc to, wtedy jeszcze nie wiedział, że jedno już udało mu się spłodzić. Wychodził z założenia, że miał przed sobą jeszcze cały świat i mnóstwo czasu, by się przekonać, czy małżeństwo i rodzina były jego powołaniem. - Ale poznałem kogoś - dodał, a jego usta instynktownie poszerzyły się w uśmiechu. - Jej obecność bardzo mi pomogła w ciągu ostatniego roku. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś będę się przy kimś czuł tak dobrze - stwierdził, wyraźnie sam zaskoczony przebiegiem spraw. To ciekawe, jak łatwo było mu otworzyć się przed Dessielle. Tak, jakby te kilka lat poszło całkiem w niepamięć.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, to była prawda. Dessielle już nie kroczyła przez życie w pojedynkę. Teraz odzyskała kilkoro świetnych przyjaciół, na czele z Nathanielem, który jak widać na załączonym właśnie obrazku, był nawet bardziej niż chętny, aby wyciągnąć do niej swoją pomocną dłoń. Przy nim Dess czuła, że wszystko musi się udać, że tym razem będzie inaczej - lepiej.
- Poprawka Nate, żadna firma współpracująca z Hunterem, czy taka, która go zna nie chce mnie zatrudnić na żadnym stanowisku. - Mruknęła smętnie, nie dostrzegając dla samej siebie żadnych szans na podjęcie zatrudnienia w zawodzie. A było tak do chwili, w której Covington zaproponował brunetce coś tak nieprawdopodobnego, że w pierwszym momencie nie wierzyła w to, co słyszy. Praca w należącej do niego firmie, otwierała przed Dess ogrom ukrytych wcześniej możliwości. Nic więc dziwnego w tym, że Beveridge niemalże od razu się rozrzeźwiła, a jej pobladła twarz nabrała koloru. - To byłaby praca marzeń. Wiesz przecież, że od samego początku chciałam z Tobą pracować. Pamiętasz jeszcze nasze młodzieńcze plany? - Zapytała cicho, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Swoją głowę, kobieta oparła swobodnie na ramieniu przyjaciela, wzdychając przy tym błogo. Po chwili jednak, ujęła jego rękę i owinęła wokół siebie tak, aby móc swobodnie się w niego wtulić, co też chętnie uczyniła. Gdyby tak tylko czas mógł się teraz zatrzymać...
- Było aż tak źle? - Zapytała z wyraźną troską w głosie i spojrzała w górę, chcąc uchwycić spojrzeniem twarz mężczyzny. - Nathanielu Covingtonie, jakie brzydkie rzeczy w tamtym czasie robiłeś? - Zapytała pół żartem, pół serio, udając przy tym oburzenie, które tak naprawdę nie istniało. Jej rozbawienie nieco straciło na swej intensywności, gdy przyjaciel powrócił z wątkiem Zary, opowiadając o meczu, jak i późniejszym sylwestrowym wyjeździe. - Och Nate...- Wywróciła wymownie swoimi ciemnymi oczyma, mieląc w ustach jakieś bliżej niezrozumiałe, siarczyste przekleństwo. - Mam chociaż nadzieję, że z nią nie spałeś. Po tym co zrobiła, nie zasłużyła nawet na to, żebyś obdarzył ją choćby spojrzeniem. - Być może Dess była aż nazbyt krytyczna względem ex narzeczonej Covingtona, lecz brało się to z czystej niechęci, jaką wobec niej żywiła. Po prostu nigdy nie lubiła tej małpy i tak już chyba pozostanie. Z kolei bezpośredniość brunetki, była wynikiem krążącego w jej krwi alkoholu.
Pierścionek zaręczynowy mamy Nathaniela był przynajmniej w mniemaniu Dessielle najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek dane jej było zobaczyć. Gdy mężczyzna o nim wspomniał, brunetka mimowolnie powróciła pamięcią do chwili, kiedy ujrzała go po raz pierwszy. Doskonale pamiętała, jak ogromne wrażenie na niej wywarł. - To nie jest jakaś pierwsza lepsza błyskotka. Powinien spocząć na palcu kogoś równie wyjątkowego. - Skwitowała z przekonaniem, z coraz to większym trudem przyswajając również wszystkie informacje, jakie Nate jej przekazywał.
- A ta Twoja nowa dziewczyna nie jest kimś takim? W sensie, no wiesz...emmm...sama już nie wiem co chciałam powiedzieć...- Fuknęła, śmiejąc się z samej siebie. - Wyobraziłam sobie właśnie dwójkę, albo nawet trójkę takich małych Covingtonków, krzątających się pod nogami, ale to byłby armagedon! - Roześmiała się szczerze, po czym niechętnie wyplątała z objęć mężczyzny, po to, aby sięgnąć po zapomnianą już butelkę.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Jakimś niespotykanym sposobem Nate’owi zawsze udawało się wychodzić z najgorszego bagna. Głównymi czynnikami, które prawdopodobnie na to pozwalały, były upór i siła wewnętrzna, pielęgnowane w sobie od najmłodszych lat. Zwykle emanował tą właśnie siłą, którą otoczenie dostrzegało i która mimowolnie wpływała na innych. I ją podświadomie starał się przekazać tego wieczoru Dess.
- Nie wiedzą, co tracą - westchnął cicho. Los dziewczyny nigdy nie był mu obojętny, a już zwłaszcza teraz, kiedy dowiedział się, jak bardzo skrzywdziło ją życie. Jej sytuacja zawodowa należała do ciężkich, gdyż oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, w jakim położeniu postawiło ją małżeństwo, a później rozwód z Hunterem. Dlatego propozycja Nathaniela wydała mu się oczywista. Na jej słowa pokiwał głową z aprobatą, na usta przywdziewając szeroki uśmiech. - W sumie mogłoby się to jeszcze spełnić - przyznał lekko rozmarzonym tonem i umożliwił kobiecie objęcie jej ramieniem, by mogła się do niego przytulić. Sam zaczął błądzić myślami po ich starych, wspólnych planach na przyszłość, które choć trochę przesunęły się w czasie, to jeszcze miały szansę na zrealizowanie. Może sytuacja w Covington Constructions wyglądała teraz poważniej i posiadał o wiele większy zakres obowiązków, ale łatwiej było dokonywać wielkich rzeczy wspólnymi siłami.
- Powiedzmy, że nie każde moje postępowanie napawa mnie dumą - zmarszczył nos, nie będąc do końca przekonanym, czy chciał jej w tej kwestii cokolwiek więcej powiedzieć. Oprócz szaleństw i niekiedy dość ryzykownych decyzji na liście rzeczy, co do których miał wątpliwości w związku z rozsądkiem, widniało także to, co Dess sama po chwili wydedukowała. Krytyka w jej głosie spotkała się z wyrazem na jego twarzy, który dziewczyna sugerował jednoznacznie: A jednak to zrobiłem. - Częściowo sam sobie byłem winien. - Nie łatwo przeszło mu przez gardło przyznanie się do winy, która tak naprawdę leżała po obu stronach, a ostatecznie to Zara miała wystarczające jaja, żeby powiedzieć temu dość. I choć żadna z przyjaciółek, które poznały jego byłą narzeczoną, nie przepadała za nią i stała murem za Natem to wiedział, że poniekąd też się do tego wszystkiego przyczynił.
Wspomnienie biżuterii jego mamy przywołało w nim wspomnienia opowieści, którymi raczyli go rodzice. Ten pierścionek nie był zwyczajny nie tylko pod względem wyglądu, ale także historii miłości, która kryła się za nim. Dlatego też w pełni zgadzał się ze słowami Dess, które skwitował wymowną ciszą, podczas której jego policzek spoczął na czole ciemnowłosej, opartej na jego ramieniu.
Jej pytanie nieoczekiwanie zbiło go z tropu, na co przygryzł na moment wargę. Czy Lava była kimś takim? Chciał w to wierzyć, bo naprawdę była wyjątkową kobietą. Pytanie tylko, czy na pewno stworzoną dla niego? Na szczęście nie musiał nic odpowiadać, bo po pomieszczeniu poniósł się dźwięczny śmiech. Dessielle wlała w siebie sporą ilość alkoholu, który zaczynał się uaktywniać. Podążając jej myślami, również wyobraził sobie gromadkę dzieci i poczuł się dziwnie. Kiedyś o tym marzył, a teraz? Niczego nie był pewien. - Kto by wytrzymał z moimi miniaturkami? I to w ilości trzech sztuk? - mimo wszystko postarał się o żartobliwy ton i wypuścił Dess z objęć. Kiedy pociągnęła z butelki, pokręcił z rozbawieniem głową.
- Kto by się spodziewał, że whisky zacznie Ci tak smakować? - zauważył ze śmiechem i wziął od niej butelkę, by jej zawartość ponownie rozpaliła mu przełyk. Nie żałował Beveridge tak szlachetnego trunku, po wieczorze pełnym wrażeń miała pełne prawo na chwilę zapomnienia, która z każdą chwilą zdawała się coraz bardziej zbliżać. Sam po sobie zaczynał odczuwać skutki łączenia alkoholu ze zmęczeniem, ale był jeszcze w stanie funkcjonować.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A Ty? Skąd Ty wiesz Nate, że nie stracisz zatrudniając mnie w swojej firmie? - Zapytała szczerze, wykazując się przy tym odrobiną racjonalności, co wcale nie było takie proste, biorąc pod uwagę jej obecny stan, wywołany upojeniem alkoholowym. Optymizm Nathaniela był na tyle zaraźliwy, że bez problemu przeniósł się także na Dessielle, która mimowolnie, jakby wbrew własnej woli, poczęła myśleć o swoich porzuconych niegdyś marzeniach, jak o czymś realnym i co najważniejsze, możliwym do zrealizowania.
- Myślisz, że to co ja robiłam, napawa mnie dumą? - Prychnęła, kręcąc przy tym przecząco głową. - Nienawidzę samej siebie za te wszystkie błędy, które popełniłam. Za czas i ludzi, których straciłam...- Tak, Dess w tej chwili nawiązywała przede wszystkim do swojego towarzysza, który wówczas odgrywał kluczową rolę w życiu kobiety, a z którego świadomie zrezygnowała w imię zakłamanego uczucia, jakie doprowadziło ją prosto na dno. Kobieta z wyraźnym trudem dźwignęła się na nogi, chwiejąc przy tym na wszystkie strony. Być może zabrzmi to niedorzecznie, ale swoim stanem i wyglądem brunetka przypominała smarganą silnym wiatrem chorągiewkę.
- Pffff....pierdolisz...- Machnęła tylko ręką, tym wymownym gestem nawiązując do wciąż przewijającej się gdzieś tam w rozmowie Zary. Beveridge chichotała cicho pod swym nosem, starając się utrzymać na nogach. Niestety była już tak pijana, że w pewnym momencie, potknęła się o nie i wylądowała na ścianie, z hukiem uderzając w nią swoją głową. - Auć...ale boli! Jezu Nate, mógłbyś uważać, gdzie stawiasz te ściany! - Fuknęła wystawiając przed siebie jedną z rąk, gdy tylko zauważyła, jak Covington zrywa się z podłogi. W tym samym czasie, wierzchem drugiej dłoni, pocierała bolące miejsce uderzenia. Z tego wszystkiego kobieta nie zauważyła, że wylała na siebie resztę zawartości okupowanej butelki alkoholu, którą nadal trzymała w ręce.
- O nie!!!! Tyle dobroci poszło na marnacje! Tylko spójrz, wyglądam jak jakaś kupa...- Patrząc na przyjaciela z miną zbitego psa, Dessielle oparła się tylkiem o winowajczynię jej nieszczęścia (czytaj: ścianę, która tak bezczelnie ją zaatakowała), po czym zsunęła się po niej, znów lądując plackiem na podłodze. Tym razem zrezygnowana kobieta, zamiast wstać, obróciła się tylko na plecy. - Ni chuj, nie wstaję. - Po tych słowach, wydała z siebie ciężkie westchnienie i kontynuowała, wpatrując się w sufit. - Dlaczego wszystko w Twoim mieszkaniu mnie atakuje? Twój dom chyba mnie nie lubi...- Przemawiając do Nathaniela tonem zawiedzionego dziecka, brunetka skapitulowała, ani myśląc o ruszaniu się ze swojego miejsca.
- Wiesz, takie Covingtonki to fajna sprawa by była. Zajebiście by się je robiło. Gorzej z rodzeniem. Gdyby tak mężczyźni mogli rodzić, to szybciutko odechciałoby im się seksić - Mówiąc to, Dess nagle wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, chowając twarz w dłoniach. Co, jak co ale to będzie długa noc.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

- Dess, taki talent nie znika ot, tak. A wiem, jak genialnie sobie radzisz zarówno w biurze, jak i na budowie - odparł pewnym siebie tonem, spoglądając w jej oczy. Gdyby nie wierzył w nią to pewnie tak by się przy tym nie upierał, a tymczasem w tonie jego głosu wybrzmiewała szczerość. Jako niemal jedyna potrafiła dostrzec, kiedy kłamał lub kiedy coś ukrywał, nie był więc w stanie wykonywać dziwnych uników czy po prostu wmawiać jej czegoś, co godziło w jego sumienie, bo i tak prędzej czy później potrafiła wszystko z niego wydobyć.
- No cóż, niemal wszystko da się odzyskać - wzruszył niedbale ramieniem. Dołowanie siebie nie miało w tym momencie najmniejszego sensu, dlatego w jego głowie pojawiły się nad wyraz optymistyczne myśli. - Wolność już masz, na zmarszczki jest botoks, a relacje można odbudować. Tylko, cholera, datę urodzenia ciężko będzie zmienić - wyliczał, by na koniec zmarszczyć brwi i teatralnie podrapać się po brodzie. - Niestety nie mam aż takich znajomości - przyznał ostatecznie, niepocieszony tym faktem, po czym rzucił Dess czający się w kącikach ust zawadiacki uśmiech. Jego skromnym zdaniem nie mogła od siebie wymagać. Wiadomo, ten makabryczny okres w jej życiu zabrał jej kilka lat z życia i nigdy nie zniknie na kartach przeszłości, ale można sprawić, by nieco wyblakł poprzez otwarcie nowego, pełnego wspaniałych doświadczeń rozdziału. Ale obecnie liczyło się tu i teraz. A teraz dziewczyna chwiejnie podniosła się z miejsca pod wpływem tylko sobie znanego impulsu. Co prawda, pozbyła się ze stóp obcasów, ale i tak kołysała się niebezpiecznie na wszystkie strony. Dlatego Nate wyprostował plecy w pełnej gotowości do pomocy i bacznie się jej przyglądał. Na jej niefortunne potknięcie nie zareagował dostatecznie szybko, a poczuł zderzenie głowy z twardą powierzchnią ściany, z jego ust wyrwało się:
- Ja pierdolę, Dess, nic Ci nie jest? - Kompletnie zignorował jej zarzut, z dudniącym w klatce sercem podrywając się do kobiety. Zanim jednak do niej dotarł, ta już w geście poddańczym położyła się na podłodze, niewiele sobie robiąc z wypadku. No tak, a on niemal zawału dostał. - Bardzo Cię boli? - zapytał, pochylając się nad nią z wyraźną troską, starając się wypatrzeć na jej głowie rany. - Przyniosę Ci coś - stwierdził i podniósł się z kolan, by pospiesznie ruszyć w stronę zamrażarki, z której wyciągnął zamrożone opakowanie groszku. Słysząc jej skargę, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Wariatka, przeszło mu przez głowę. Po drodze zgarnął z krzesła w kuchni bluzę, którą nosił wcześniej tego wieczoru. - Nie, nie, ściany są proste, sam sprawdzałem. To Ty je atakujesz, więc Ci oddają - wytłumaczył, nadal nie dowierzając, co właśnie się jej stało i wręczył jej bluzę do zmiany z zalanej bluzki i prowizoryczny zimny okład. - Przyłóż sobie, bo jeszcze wyrośnie Ci róg i wszyscy odkryją Twoje prawdziwe oblicze - dodał, tym razem już bardziej rozbawionym głosem i klapnął na podłodze przy niej. Pamiętał czasy, kiedy wychodził z niej mały diabełek. Potrafiła stwarzać pozory pokornej dziewczynki, ale on nie dawał się nabrać.
- Taaak, seks to chyba jedyna zaleta posiadania dzieci, a cała reszta to skutki uboczne. Ale gdybyście tak wy, kobiety, nie kusiły, to może nie byłoby żadnych problemów z rodzeniem - stwierdził zaczepnie, z rozbawieniem w głosie. To było jakieś wyjście, pytanie, czy najrozsądniejsze?

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Alkohol będący w krwiobiegu Pani inżynier, zdążył już pokazać swoje pełne oblicze i możliwości, biorąc Dessielle w mocne objęcia. Kobieta, która na co dzień nie piła, a już na pewno nie w takich ilościach, nie potrzebowała zbyt wiele, aby upić się do stanu, w jakim znajdowała się obecnie. Bliskie spotkanie ze ścianą, wcale nie otrzeźwiło umysłu brunetki. Co więcej, ból jaki temu towarzyszył, wywołał u niej jakieś dziwne stany jeszcze większego rozbawienia. Czy właśnie tak powinno to wszystko wyglądać?
- Auć, auć, auć, boli jak cholera...- Syknęła cichutko z bólu, gdy opuszkami palców, dotknęła miejsca uderzenia, ale zaraz po tym znów się roześmiała, chichocząc przy tym jak dziecko. - Kijowy z Ciebie dżentelmen, wiesz? Powinieneś obronić taką ofermę, jak ja przed ścianami w TWOIM mieszkaniu, a nie pozwalać im mnie bić. Powinnam to gdzieś zgłosić? To się w ogóle nadaje już pod jakiś paragraf? - Zapytała, spoglądając na stojącego nad nią Covingtona. - Serio, Nate? Fuuuujjjjj przecież wiesz, że nie lubię groszku. Groszki są ohydne w smaku! - Skrzywiła się przeokropnie, biorąc od mężczyzny opakowanie największego zła na tym świecie, które delikatnie i z wyraźnym obrzydzeniem, ujęła w zaledwie dwa palce po to, aby następnie przyłożyć je do pulsującego czoła.
Bluza, jaką zaoferował brunetce Nathaniel, była na nią o wiele za duża, ale Dessielle wcale nie zamierzała wybrzydzać (przynajmniej w tej kwestii) i pokornie ją przyjęła. - Większych rogów, niż te, które przyprawiał mi latami Hunter, chyba mieć nie będę, ale kto wie? - Prychnęła prześmiewczo, po czy z trudem dźwignęła się do siadu. - Dobra, Covington. Teraz grzecznie obrócisz głowę w bok, bo darmowego striptizu nie będzie, o nie! - Mruknęła, patrząc wyczekująco na Nate'a. Gdy ten w końcu wykonał jej polecenie, Dess poczęła nieco pokracznie zdejmować z siebie mokre od zmarnowanej whisky ubrania.
Najpierw w ruch poszła bluzka. Dobrze chociaż, że ta cholera nie miała żadnych guzików, bo rozpinanie ich, gdy komuś troi się w oczach, mogłoby być trudne. Następnie przyszła pora na spodnie. Te to dopiero przykleiły jej się do tyłka. Zdjęcie ich z nóg, odebrało pijanej kobiecie resztkę sił, ale jakoś udało się ich skutecznie pozbyć. Zakładając bluzę Nate'a, Beveridge wyglądała w niej, jak w niedobranej sukience, ale to nie miało przecież teraz żadnego znaczenia. - Okej, już możesz patrzeć. - Obwieściła z dumą, zaraz po tym, jak ponownie położyła się na podłodze. W pozycji leżącej, Dessielle czuła się chyba najbezpieczniej.
- Seks jest dobry na wszystko, ale nie zawsze prowadzi do posiadania dzieci. Jeśli ktoś ich nie chce mieć, to zrobi wszystko, żeby temu zapobiec. - Stwierdziła i swoim pijackim umysłem mimowolnie dalej brnęła w podjęty temat. - Ja na przykład bardzo bym chciała, ale chętnego do pomocy brak, więc muszę odwiesić te plany na kiedyś, zaś. - Ułożyła usta w przysłowiową podkówkę i przez chwilę wyglądała co najmniej tak, jakby intensywnie nad czymś myślała. - Mogę Cię o coś zapytać? - Zwracając się wprost do siedzącego tuż obok niej mężczyzny, Dess ponownie przyłożyła do czoła znienawidzony przez nią groszek.
- Zawsze byliśmy dość blisko. Nie zastanawiałeś się nigdy, jakby to było, gdybyśmy my...no wiesz...wylądowali w łóżku? - Zapytała aż nazbyt bezpośrednio, za co winę w pełni ponosił, przemawiający za nią alkohol. Będąc trzeźwą Dessielle, nigdy nie zadałaby przyjacielowi takiego pytania. - Wiem, że Lavender zawsze po cichu nam kibicowała, olewając zupełnie fakt, że przecież wtedy była już Zara i Hunter. - Przypominając sobie tamte zamierzchłe czasy, kobieta uśmiechnęła się zawadiacko, podziwiając przy okazji znajdujące się na suficie pęknięcia.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Przez moment obdarzył ją krytycznym spojrzeniem, poważnie się zastanawiając, czy na pewno nie uderzyła się zbyt mocno. Kiedy jednak usłyszał jej szalony chichot, po raz kolejny pokręcił głową w niedowierzaniu. Poważnie zmartwił się jej wypadkiem i mógł być trochę zły na nią, że w tak krótkim czasie doprowadziła się do takiego stanu, a także na siebie, że jej na to pozwolił, ale ten śmiech momentalnie ostudził jego nerwy, przywołując na twarz rozbawienie.
- Obronić Cię przed ścianami? Przecież sama zaczęłaś, mnie do tego nie mieszaj - uniósł rękę w obronnym geście, po czym dodał: - Ja się tylko cieszę, że mi szyby nie wybiłaś - i tym razem nie powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem. Pytanie tylko, czy taka ilość alkoholu mogła przyjąć jego tłumaczenie? - E tam, groszek jest zdrowy, nie znasz się. Ale albo on, albo cierpienie - uniósł brew. Miała dwie opcje do wyboru, na szczęście dysponowała jeszcze odrobiną rozsądku i ostatecznie posłusznie złapała za lodowaty woreczek. Nie ulegało wątpliwości, że Nate to wszystko robił z troski o kobietę nawet, jeśli wiedział, iż nie przepadała za zielonymi kuleczkami.
- Tym razem nikt ich nie przeoczy - przyznał z uśmiechem, choć wzmianka o Hunterze mimowolnie przypomniała mu całą historię Dess. Zarówno w kwestii notorycznych zdrad, tak i w przypadku guzów i siniaków jej były mąż mógłby odnotować to w swoim sumieniu. Gdyby tylko takowe posiadał. - Darmowego? Oblałaś się moim whisky. Myślałem, że zrobiłaś to specjalnie - udał oburzenie, ale kąciki jego ust wyrażały coś zupełnie odwrotnego. Ostatecznie jednak rzucił jej jeszcze rozbawione spojrzenie, zanim posłusznie przekręcił się nieco, żeby mogła spokojnie się przebrać. Słysząc jej szamotanie się, polecił z udawaną powagą: - Tylko nie zaatakuj znów ściany! - Rozbawiony uśmiech nie schodził mu z ust.
Gdy pozwoliła mu w końcu się odwrócić, ukradkiem się jej przyjrzał. Bluza rzeczywiście była na nią trochę przyduża, o czym świadczyły nieco za długie rękawy i obszerny materiał otulający drobne ciało Dess, pod którym niemal zniknęła, a który kończył się w połowie ud. Ten widok jedynie na moment go rozproszył, zanim jej głos nakazał mu powrócić wzrokiem na twarz Dess.
- Nie zawsze jest to możliwe - mruknął w odpowiedzi, bo nie do końca było tak, jak mówiła. Na świecie zdarzały się różne przypadki, a co do tego wkrótce sam miał się przekonać. - Chętni na próbowanie by się znaleźli, pozostaje tylko kwestia, czy są odpowiedni i odpowiedzialni - stwierdził, nie mając co do tego najmniejszych wątpliwości. Jego zdaniem, jeśli miałaby kiedyś spełnić swoje plany to powinien to być ktoś, kto nie ucieknie przed odpowiedzialnością. Na jej pytanie wzruszył beztrosko ramieniem. - Jasne. - Nie przewidział jednak pytania, które niemal wbiło go w podłogę i kazało mu zastanowić się nad rozsądną odpowiedzią.
- Kiedy się poznaliśmy, byłem z Zarą, nie mógłbym jej tego zrobić - wybrnął dyplomatycznie z sytuacji, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie powinien w tym momencie palnąć żadnej głupoty i w duchu cieszył się, że spożyty przez niego alkohol nie zdążył zmącić mu umysłu tak, jak uczynił to z Beveridge. Jakkolwiek Nate był facetem, a w Dess widział nie tylko przyjaciółkę, ale również kobietę wraz z jej wszystkimi atutami, nie tylko wizualnymi, ale również intelektualnymi. Z tym, że był realistą, wolał się nie zastanawiać, co by było gdyby. - Naprawdę? Najwyraźniej tym razem instynkt ją zawiódł - zdziwił się, bo Lav zwykle chełpiła się tym, że kierowała się instynktem, na którym polegała jako prawnik. Niemniej jednak interesujący był fakt, że tak ciepło o nich myślała.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Do wyraźniej pijanej już Dessielle wszystko docierało ze sporym opóźnieniem i jeszcze większym trudem. Jeśli kobieta miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że nie pamiętała, kiedy po raz ostatni, doprowadziła się do tak beznadziejnego stanu? W prawdzie, zdarzało jej się spożywać wcześniej alkohol, ale na pewno nie w takich okolicznościach i tak ogromnych, siejących spustoszenie w jej głowie i organizmie ilościach. Piła zazwyczaj wtedy, gdy była w stu procentach przekonana, że Huntera nie ma i w najbliższym czasie, nie będzie w domu. Natomiast nigdy nie robiła tego, gdy mężczyzna znajdował się w pobliżu, ponieważ to automatycznie, czyniło z niej łatwiejszy cel i przy okazji, dawało Beveridge'owi kolejną szansę na konfrontację, z której zazwyczaj to właśnie brunetka, wychodziła przegrana i najbardziej poszkodowana.
- Słuchaj Covington. Nigdy świadomie nie zmarnowałabym tak wyśmienicie smakującej whisky. Moja wrodzona niezdarność doszła do głosu i zrobiła całe zamieszanie. Nie sądzisz chyba, że zrobiłabym to specjalnie, tylko po to, aby się dla Ciebie rozebrać, prawda? - Choć były to dosyć niezręczne i jednoznaczne tematy, Dess wypowiadała się tak, jakby mówiła co najmniej o pogodzie, w międzyczasie co chwilę chichocząc, czy parskając niekontrolowanym śmiechem. Obecnie to właśnie w głównej mierze pijacka głupawka przemawiała przez tę urodziwą kobietę. - Zdradzić Ci sekret, Nate? - Mruknęła, obracając głowę tak, aby z pozycji leżącej, móc swobodnie patrzeć na siedzącego tuż obok niej mężczyznę. - Moja mama zawsze uważała, że idealnym materiałem na męża dla mnie byłeś Ty. Troskliwy, odpowiedzialny, pracowity, niemalże idealny. I choć dostrzegałam te wszystkie cechy, nie wolno mi było myśleć o Tobie w ten sposób, chociażby przez wzgląd na Zarę i Wasz związek. Oczywiście mój ojciec, pomimo tego, że Cię lubił, nie chciał nawet o tym słyszeć, bo Hunter wydawał mu się najlepszą partią dla jego córki. Głupie to wszystko, co nie? - Mruknęła ziewając, gdy zmęczenie w końcu powoli dawało o sobie znać.
- Tak, to prawda. Ty nigdy nie zrobiłbyś takiego świństwa swojej kobiecie, nie jesteś Hunterem...- Dodała na wpół śpiąco, układając się na podłodze tak, aby znaleźć sobie najwygodniejszą pozycję do tego, by zapaść w błogi sen. Gdzieś w odmętach zmęczonego umysłu, kobieta wyczuła jakiś ruch, jednak była zbyt zamroczona, żeby zareagować. Przebudziła się dopiero, gdy już znajdowała się w wygodnym łóżku. Wtedy w ostatniej chwili udało jej się złapać dłoń, oddającego się powoli Nathaniela. - Nie chce być sama. Zostań ze mną, proszę...- Wyszeptała w nadziei, że mężczyzna ostatecznie przystanie na tę niespodziewaną propozycję. W żadnym razie, nie była ona podszyta jakąkolwiek seksualnością, o której wcześniej oboje przecież rozmawiali.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Alkohol miał głównie za zadanie zrelaksować swoją ofiarę, a wraz ze zwiększeniem upijanych ilości powodował również utratę kontroli nad własnym ciałem. Czasem to najlepszy sposób, żeby zatracić się w chwili, nie myśleć o problemach i po prostu żyć chwilą. Nate doskonale pamiętał, że Dessielle po większej ilości alkoholu, a już zwłaszcza whisky, w towarzystwie upijała się jako jedna z pierwszych. Mimo to tego wieczoru jej nie zabronił, a jedynie postanowił w pewien sposób kontrolować to, co się z nią działo. Przy nim mogła czuć się bezpiecznie i tak pewnie było, skoro doprowadziła się do takiego stanu. Choć nie mógł zapobiec zderzeniu ze ścianą to mógł przy niej czuwać. Po wszystkim, co przeszła, a także spotkaniu po latach i ciężkiej rozmowie, jaką dziś przeprowadzili, należało jej się takie rozluźnienie.
- Wiesz, czasem bywasz nieobliczalna - zaśmiał się pod nosem, bo w gruncie rzeczy kobiety potrafiły naprawdę często go zaskakiwać, a niektóre, jak Dess, szczególnie. I wbrew pozorom na nic zdawało się doświadczenie. Przeżyli razem kilka wyjątkowych przygód, ciekaw więc był, czy nuta szaleństwa, którą zdążył wtedy poznać, nadal tkwiła gdzieś w dziewczynie. Po jej zachowaniu i częstym chichocie sądził, że nic nie było w stanie tego w niej zagłuszyć. Kiedy zagadnęła go w sprawie tajemnicy do przekazania, mruknął z aprobatą i przechylił się nieco w jej stronę w oczekiwaniu z błąkającym się na ustach uśmiechem. Choć przygotował się na wysłuchanie jej sekretu, który zapowiadał się na niewinny i błahy, Dess po raz kolejny tego wieczoru go zaskoczyła. Wraz z każdym jej słowem na moment uniósł brwi, by po chwili je ściągnąć, aż pokręcił nieco głową. On siebie zdecydowanie nie uważał za idealnego męża, ale schlebiała mu opinia jej mamy. - Twoja mama to dobra i ciepła kobieta. Oboje zawsze chcieli dla Ciebie dobrze - odparł, nieznacznie przy tym wzdychając. Kiedy wpadał do państwa Milano, zawsze odczuwalna była tam rodzinna atmosfera, której gdzieś tam w głębi mu brakowało po śmierci mamy, a którą szczególnie mama Dess poniekąd wypełniała. Jej tata zaś mimo wszelkich uprzejmości, nie żywił do Nate’a tak przyjaznych uczuć, jak pani Milano. Kiedy tylko Hunter pojawił się w życiu przyszłej pani inżynier, od razu nastawił się na to, że właśnie spotkał przyszłego zięcia. Covington nie mógł z nim konkurować, pod wieloma względami.
- Nie, nie jestem - przytaknął cicho i podniósł wzrok na kobietę, która z każdą chwilą traciła swoją dotychczasową witalność i z coraz większym trudem łopotała swoimi rzęsami, aż w końcu ułożyła się do snu. To wszystko stało się tak szybko, że zanim się odezwał, usłyszał jej głęboki oddech. Podłoga nie była odpowiednim miejscem na sen, dlatego też bez zastanowienia przysunął się do niej i najdelikatniej jak potrafił, podniósł ją z podłogi, by na rękach zanieść ją do antresoli do sypialni. Bijące od niej ciepło i niezwykle łagodny wyraz twarzy pogrążonej we śnie utwierdzały go w przekonaniu, że ta niewinna istota nie zasługiwała na los, który ją spotkał i jednocześnie nie wychodził z podziwu, jak wiele było w niej siły, że udało jej się przez to wszystko przejść. Gdy ułożył dziewczynę na szerokim, wygodnym łożu, okrył ją kocem i odsunął się od niej z zamiarem położenia się na kanapie na dole, poczuł, jak łapie go za dłoń. Przełknął ślinę i pokiwał głową, a z jego ust wydobył się szept: - Dobrze. - Nie puściła jego dłoni, więc położył się obok niej i ostatni raz spojrzał na wtulającą się w poduszkę twarz kobiety, zanim po chwili oboje, trzymając się za rękę, oddali się w objęcia Morfeusza.

//ztx2

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”