WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#01 Baby, what we got? Is secure, I've been a part of toxic love. It tore us apart. I hate the way, the way I always miss you...

Podobno swój swego zawsze pozna, czyż nie? Tak też było w przypadku Dessielle i Nathaniela, gdy ich drogi po raz pierwszy się ze sobą skrzyżowały jeszcze na początku studiów, na które poprowadziło tę dwójkę wspólne zamiłowanie do budowlanki. Ona? Ciekawa życia, nieprzenikniona buntowniczka. On? Stanowił jej zupełne przeciwieństwo. Skryty, nieufny, uparty jak cholera. Swym sarkazmem i arogancją niejednokrotnie, doprowadzał ją do szaleństwa, ale potrafił być także opiekuńczy i lojalny wobec tych, na których mu zależało. Przy nich powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają, nabierało zupełnie innego znaczenia. Nic więc dziwnego w tym, że połączyła ich wyjątkowa więź. Prawdziwa przyjaźń, ale czy aby na pewno? Czy nigdy nie było między nimi czegoś więcej? Żadne z nich nie przekroczyło tej niewidzialnej granicy? To były pytania, na które odpowiedzi znali tylko i wyłącznie sami zainteresowani.
Jednak skoro wszystko układało się tak idealnie, co poszło nie tak? Ktoś zakłócił tę sielankę, bezpowrotnie niszcząc coś, na co ta wyżej wspomniana dwójka, pracowała od samego początku. Hunter Beveridge był tym, który wywrócił cały świat Dess do góry nogami. Młoda, łaknąca miłości dziewczyna, szybko uległa manipulacjom podstępnego chłopaka, w jakim to zadurzyła się bez pamięci. Nie do końca bezpodstawna, choć chorobliwa wręcz zazdrość z jego strony, postawiła brunetkę pod ścianą.
"Albo ja, albo on. Wybieraj..."
Decyzja, jaką wówczas podjęła, okazała się być najtrudniejszą w jej dotychczasowym życiu. W tamtym momencie rezygnacja z przyjaźni Nathaniela, wydawała się być jedynym rozsądnym, chociaż niesprawiedliwym rozwiązaniem. O tym, jak wielki był to błąd, Dessielle przekonała się zaledwie kilka miesięcy po ślubie z Hunterem. Kiedy Beverigde ukazał swoją prawdziwą, skrzątnie skrywaną twarz. Ciągłe awantury, brak zrozumienia, zdrady, przemoc psychiczna, a nawet i fizyczna, z czasem przeistoczyły się w stały punkt codzienności tej stłamszonej kobiety. To wszystko w połączeniu ze sobą, tworzyło pewnego rodzaju niewidzialną pętlę, zaciskającą się na jej smukłej szyi. Mijały lata, a ona wciąż trwała w koszmarze, który sama sobie zgotowała.
"Dość! Już dłużej nie dam rady..."
Pewnego dnia wypowiedziała te słowa, patrząc w lustrze na swoją przyozdobioną purpurą i sińcami twarz. To był moment, w którym zrozumiała, że w końcu nadszedł czas na zmiany. Z tą myślą, korzytając z nieobecności despotycznego męża, spakowała do niewielkiej torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy i opuściła tę złotą klatkę, w jakiej tkwiła zdecydowanie zbyt długo. Rozwód ciągnął się w nieskończoność i był dla niej niezwykle ciężkim przeżyciem, ale pomimo starań Huntera i jego nieczystych zagrywek, Dessielle odzyskała utraconą wcześniej wolność.
Za swoją część ze sprzedaży imponującej posiadłości, brunetka kupiła niewielkie mieszkanie w dzienicy, w której Beveridge'owi nigdy nie przyjdzie do głowy jej szukać. Siedząc pośród całej góry nierozpakowanych jeszcze kartonów, Dess odważyła się zrobić coś, na co jeszcze kilka miesięcy wcześniej zapewne by się nie zdecydowała. Wpadając na ten szatański w swej istocie plan, nie myśląc nad ewentualnymi konsekwencjami swojego czynu, kobieta zebrała się i pojechała w ostatnie miejsce, w którym powinna była się znaleźć.
Dochodziła 22, gdy Pani inżynier stanęła przed drzwiami domu należącego do Nathaniela Covingtona. Nieznacznie zawahała się, przed naciśnieciem dzwonka, ale gdy to zrobiła, poczuła niewyobrażalną wręcz ulgę. Teraz nie było już odwrotu.
To ja. Znów tutaj jestem. Co z tym zrobisz?

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#47 | + outfit
Nathaniel od zawsze wiedział, czym chciał się zajmować, kiedy dorośnie. Tata zakorzenił w nim pasję do budownictwa, pozwolił ją rozwijać na studiach i w rodzinnej firmie z rosnącym przekonaniem, że syn przejmie kiedyś po nim biznes. Wybierając się na studia, skupiony był na zdobyciu potrzebnej wiedzy, by jak najlepiej reprezentować Covington Constructions. Pierwszy dzień pamiętał do dziś. Na wykładzie pojawiła się, kiedy większość miejsc została już zajęta. Poprawiła swój ciemnobrązowy kosmyk włosów za ucho, po czym podeszła do niego z typową dla siebie śmiałością i z malującym się na twarzy pogodnym uśmiechem zapytała go, czy miejsce obok niego jest wolne. Ten uśmiech i pełna otwartość, z jaką chwilę później zaczęli rozmowę sprawiła, że każde następne zajęcia spędzali już we własnym towarzystwie. Wspólna pasja i zaangażowanie, z jakim przykładali się do projektów, stanowiąc zgrany team, w krótkim czasie przerodziła się w relację, która wydawała się nierozerwalna. A jednak…
Hunter od początku wydawał mu się podejrzany. Mimo najszczerszych chęci, nie potrafił mu zaufać, co z czasem stało się obustronnie wyczuwalne, powodując pewne napięcia. Kompletnie nie rozumiał, co Dess w nim widziała, ale zauroczona, wydawała się nie zważać na sygnały przyjaciela. Patrzył więc z boku na jej szczęście, w duchu upominając się, że nie mógł wywierać na nią wpływu. Musiał odpuścić także ze względu na własny związek. Zara trwała przy nim od czasów liceum. Bardzo się kochali, o czym świadczył pierścionek, który prezentował się na jej palcu. Nie dało się ukryć, że przyszła pani prawnik również była uprzedzona co do relacji z Dessielle. Rozsądek podpowiadał Nate’owi, że nie miał prawa mówić przyjaciółce, z kim miała się spotykać.
Koniec studiów oznaczał nie tylko zdobycie upragnionego dyplomu, ale jednocześnie utratę czegoś wyjątkowego. Nie potrafił pogodzić się ze słowami Dess, które wydawały mu się ewidentnym kłamstwem, ale zabolały. Po kilku dniach od ich ostatniego spotkania, szargany niepewnością i tym, czy dobrze robił, wbrew swojej narzeczonej, postanowił stanąć u progu drzwi przyjaciółki. Próba naprawienia wszystkiego spełzła na niczym, bo jedyne, kogo zobaczył w drzwiach to Huntera, który z wyższością poinformował go o zaręczynach i stwierdził, że Nate stanowił dla niej tylko przeszkodę w uzyskaniu wszystkiego, o czym marzyła. A skoro pragnął jej szczęścia, musiał pozwolić jej odejść. Tak też zrobił, ostatecznie usuwając się z jej drogi.
Od tamtego czasu minęło już kilka dobrych lat. W jego życiu zaszło wiele zmian. Zarówno Zara, jak i Dess były mglistymi wspomnieniami. Panią inżynier zdawał się czasem widywać na bankietach branżowych, gdzieś w oddali, dumnie zajmującą swoje miejsce u boku męża. Rzadko bywał na takich imprezach, a kiedy już zaszczycił je swoją obecnością, szybko z nich znikał, unikając zarówno większego rozgłosu, jak i styczności z kimkolwiek z państwa Beveridge.
Z tym, że Huntera nie dało się tak po prostu zignorować. Jego konkurencyjna firma zbyt często przewijała się w zamówieniach publicznych, nie raz zażarcie walcząc o wygraną. A ostatnie wydarzenia dowiodły, że za katastrofą budowlaną w Vantage stał nie kto inny, jak on. Na szczęście, dostał za swoje i Nate w końcu mógł odetchnąć.
Kolejny wygrany przetarg zapowiadał względny spokój w życiu Covingtona. Który właśnie został zmącony przez dzwonek do drzwi. Spojrzał na zegarek i ściągnął brwi, zdając sobie sprawę, że to już dość późna pora, jak na niezapowiedziane odwiedziny. Będąc już w ciemnych spodniach dresowych, założył na siebie złapany w biegu podkoszulek i zszedł po schodach, by po chwili dotrzeć do drzwi, które otworzył bez sprawdzania wizjera i nagle stanął w bezruchu. Jego oczom ukazała się wyjątkowo dobrze znana mu postać, która była ostatnią osobą, jakiej mógłby się spodziewać.
- Dess? - udało mu się wydusić z siebie w pełnej konsternacji. Dawno jej nie widział, a jednak nie był w stanie zapomnieć tej twarzy. Upływ lat dokonał naprawdę niewielkich na niej zmian. Ale najważniejsze było pytanie: - Co Ty... tutaj robisz? - zawahał się i ściągnął brwi, a na jego twarzy malowało się zdezorientowanie wraz z pojawiającym się w jego głowie szeregiem pytań. Czyżby się pomyliła? Albo coś się stało? Czy powinien obawiać się czyhającego gdzieś za rogiem Huntera? Z rosnącym niedowierzaniem wpatrywał się w nią, nie potrafiąc znaleźć żadnego logicznego wytłumaczenia.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To, że aktualnie Dessielle znalazła się w drzwiach domu należącego do Nathaniela, było dziełem najzwyklejszego w świecie przypadku. Silnego impulsu, który wymógł na niej porzucenie dotychczasowych czynności i zrobienia czegoś, na co chyba nie do końca była gotowa. Jeśli kobieta miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że spotkanie z Covingtonem przynajmniej w jej mniemaniu, stanowiło tylko kwestię czasu. Chciała tego, pragnęła zobaczyć ponownie męzczyznę, który odgrywał tak znaczącą rolę w jej ówczesnym życiu, lecz świadome skrzyżowanie ich dróg ze sobą, wiązało się również nieodzownie z przykrym i jakże bolesnym powrotem do przeszłości, a o tym Pani inżynier nie pomyślała, decydując się na owy krok.
Teraz stała przed nim jak ta ostatnia idiotka, w ten zimny lutowy wieczór, mając na sobie tylko ten pożal się boże sweterek, bo przecież wychodząc w pośpiechu z własnego mieszkania, zgarnęła tylko z pobliskiej komody kluczyki do auta, które następnie spoczęły w niewielkiej torebce, na której obecnie kurczowo zaciskała swoje palce. Z nadmiaru szargających nią obecnie silnych emocji, ręce niesamowicie jej się trzęsły. Nic dziwnego, że brunetka zrobiłaby wszystko, aby ukryć ich drżenie przed bacznym, choć wyraźnie zdezorientowanym wzrokiem swojego dawnego przyjaciela. Kobieta przez kilka długich, niczym wieczność sekund stała w milczeniu, wpatrując się w Nathaniela tymi swoimi dużymi, czekoladowymi oczyma. W tym samym czasie, toczyła wewnętrzną walkę z samą sobą, wahając się pomiedzy tym, co winna była w takiej sytuacji począć, a tym czego w rzeczywistości łaknęła.
- Ja...ja...wiem, że jest starsznie późno, ale...- Urwała wpół zdania, przygryzając zębami dolną wargę. Zawsze tak robiła w momencie, gdy zżerały ją nerwy. -....zresztą nieważne. Niepotrzebnie zawracam Ci głowę, pewnie jesteś zajęty. Przepraszam, że w ogóle tutaj przyszłam...- Wydukała ledwo słyszalnym szeptem, po czym cofnęła się z progu z zamiarem powrotu do zaparkowanego nieopodal samochodu. Pewnie by się to udało, gdyby nie fakt, że w chwili, gdy odwróciła się plecami do swojego rozmówcy, poczuła jak palce Nate'a delikatnie, acz stanowczo zaciskają się na jej nadgarstku. Zatrzymała się więc, wydając przy tym z siebie ciężkie westchnienie. Dlaczego on zawsze musi wszystko aż tak mi utrudniać? - Pomyślała, jednak zanim zdążyła się dobrze nad tym zastanowić, wiedziona jakimś niewytłumaczalnym dla niej samej instynktem, oraz nieodpartą wręcz tęsknotą, ponownie stając z nim twarzą w twarz, po prostu mocno się w niego wtuliła. To właśnie w jego ramionach czuła się najbezpieczniej. Nawet Beveridge nie dał jej nigdy takiego poczucia bezpieczeństwa, jak Covington. Dessielle dopiero teraz tak naprawdę zdała sobie sprawę z tego, jak cholernie za tym wszytkim tęskniła...

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Po wszystkim, co się wydarzyło, nie sądził, że jeszcze ją spotka. Że kiedykolwiek pojawi się w jego drzwiach. Że będzie dane zamienić z nią choćby słowo. Musiał pozwolić jej na szczęście, którego tak pragnęła, a które miała znaleźć w objęciach Huntera. I wierzył, że je odnalazła, skoro przez tyle czasu nadal wiernie dotrzymywała kroku swojemu mężowi. Parszywej żmiji, która nie zasługiwała na to, co posiadała, a jednak nie omieszkała tego pokazywać na salonach. Pysznił się swoją żoną tak samo, jak kolejnym trofeum w swojej gablocie. Wydawać by się mogło, że tego właśnie chciała…
Tymczasem stała tuż na wyciągnięcie ręki. Swoją obecnością wywołała mnóstwo wspomnień, które teraz mimowolnie przeplatały się ze sobą, krążąc bez ładu po jego umyśle i sprawiając, że serce przyspieszyło swoje tętno. Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, jakby obawiał się, że wyobraźnia płatała mu figle. Dopiero po chwili spostrzegł brak jakiegokolwiek okrycia, co było nierozsądne, jak na tę porę roku. Nietrudno było się domyślić, że kierował nią pośpiech. Stała niepewnie, z drżącymi dłońmi, starając się z trudem nad sobą panować, co wzbudziło w nim niepokój.
Zdenerwowanie słyszalne było także w tonie jej głosu, kiedy dukała bez najmniejszego ładu, aż w końcu urwała i zrezygnowana odwróciła się, by wrócić, skąd przyszła. To wyrwało go z pierwszego szoku, ustępując miejsca oburzeniu. Nie mogła tak po prostu pojawiać się i znikać praktycznie bez słowa. Skoro już stanęła w progu jego drzwi, to chyba należały mu się jakieś wyjaśnienia, prawda? W jego żyłach automatycznie wystrzeliła adrenalina. Nie mógł pozwolić jej znowu odejść.
- Dess, zaczekaj… - zdążył tylko powiedzieć, instynktownie chwytając ją za nadgarstek. Nie zdążył jeszcze pomyśleć o tym, że wróciła do niego, a już miał wrażenie, że ponownie wyślizgiwała mu się z rąk. Zafundowana przez nią huśtawka emocjonalna wzbudzała w nim chęć zarzucenia jej, że nie mogła go tak traktować, ale zanim jakiekolwiek słowo opuściło jego usta, ta mocno się w niego wtuliła. W zaskoczeniu, ale tym razem bez żadnego wahania objął ją ramionami, pozwalając, by jej głowa spoczęła na jego klatce piersiowej. Cała złość nagle ulotniła się, wyzwalając w nim pokłady łagodności i tęsknoty, jaką trzymał w sobie przez ostatnie parę lat. Teraz znów trzymał ją w ramionach i czuł na sobie jej ciepły oddech, smagający jego skórę. Jej silna potrzeba bliskości nakazywała mu przypuszczać, że wcale nie było jej tak kolorowo, jak dotychczas myślał. - Już dobrze, Dess, jestem przy Tobie - szepnął w jej włosy i delikatnie przesunął dłonią po jej plecach. Nagle wszystko, co powiedział mu Hunter, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Teraz już wiedział, że Beveridge nie był w stanie sprostać wymaganiom Dessielle. Ale o tym, jak bardzo się mylił w kwestii szczęścia przyjaciółki z dawnych lat, miał się dopiero dowiedzieć. - Zaparzę Ci herbaty, hm? Mam też wino albo whisky - mruknął spokojnie i odsunął się nieco, chcąc spojrzeć jej w oczy, a przy ostatnich słowach pozwolił, by kącik jego ust nieznacznie drgnął. To była jej decyzja. Pogładził jej ramię w celu dodania jej otuchy, po czym gestem zaprosił ją do środka ze spojrzeniem mówiącym, że odmowy nie przyjmował.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, to prawda - Panią inżynier może i owszem kierowały obecnie dość skrajne, a zarazem silne emocje, ale jednocześnie to wcale nie znaczyło, że zupełnie nie panowała nad tym co mówiła, czy też czyniła. Gdzieś podświadomie od kilku już lat pragnęła tego spotkania, nawet jeśli ówcześnie na jej palcu ciążyła lśniła złota obrączka, będąca przysięgą wiecznej, choć niestety nieodwzajemnionej miłości. Nawet jeżeli cena za złamanie danej Hunterowi obietnicy, byłaby nie do zniesienia. Zawsze tego chciała, ponieważ brakowało jej obecności Nathaniela w swoim życiu. Na całe szczęście danego wieczoru nie czuła już strachu, ani tym bardziej przyprawiającego ją o gęsią skórkę, ciężkiego oddechu Beveridge'a na plecach. Byli tylko ONI. ONA i ON wraz z całą masą wciąż niewyjaśnionych spraw. Gdyby teraz ten wyraźnie zdezorientowany mężczyzna pozwolił jej odejść, ta z całą pewnością nigdy więcej nie pokusiłaby się o tego typu zagranie. Wszystko albo nic, jak to powiadają...
W ramionach Nate'a, Dess czuła się tak jakby wszystko co złe, nagle przestało istnieć. Koszmar, który przeżyła trwając u boku potwora w ludzkiej skórze, jakim był Hunter, stracił na swej intensywności, pozostawiając po sobie tylko zgliszcza w postaci nawiedzających ją co noc koszmarów, z których za każdym razem, wybudzała się z krzykiem rozdzierającym jej gardło, lecz w tym momencie nie miało to żadnego znaczenia.
Opierając swoją głowę na klatce piersiowej przyjaciela, spomiędzy warg brunetki wydobyło się kolejne, tym razem znacznie cichsze westchnienie. Naprawdę potrzebowała danego objęcia, niezależnie od tego, jak cholernie nieodpowiednie to w rzeczywistości było. Ta niespodziewana bliskość Covingtona, koiła zszargane nerwy świeżo upieczonej rozwódki. Słowa, jakimi ją w następnej kolejności uraczył, zwieńczyły wszystko co nie zostało jeszcze wypowiedziane. Herbata? Na pewno nieco by ją rozgrzała, minimalizując w jakimś niewielkim stopniu rozmiar głupoty, którą wykazała się kobieta. Wino? Lubiła je, lecz raczyła się nim, tylko gdy nadarzała się okazja do tego, aby coś uczcić. Jakby na to nie spojrzeć, ostatnio Dessielle nie miała czego w swoim życiu opijać. Whisky? Cierpkie w smaku, ale mocne - nada się idealnie, aby zatopić smutki, czy dodać jej odwagi, żeby wyrzucić z siebie cały ten ciężar, jaki nadal spoczywał na tych kobiecych barkach.
Odwzajemniając pokrzepiające spojrzenie Nathaniela, Beverigde próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej z tego jakiś krzywy nieco zabawny grymas. Nie opierając się już dłużej, ostrożnie choć z pewną dozą niepewności, przekroczyła próg należącego do niego mieszkania. - Whisky będzie w sam raz...- Odparła spokojnie, ostetecznie swoim wyborem zaskakując samą siebie. Oboje zapewne doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ona przecież takich alkoholi nie pija. Nie mówiąc nic więcej, odprowadziła wzrokiem swojego towarzysza, po czym z uwagą i wyraźnym zainteresowaniem, poczęła rozglądać się po gustownie urządzonym apartamencie. Odpychając się delikatnie od ściany, którą przez chwilę podpierała, swoje kroki skierowała do przestronnego salonu. - Podoba mi się tutaj. - Skwitowała z uznaniem, odkładając torebkę na sofę. - Jesteś pewien, że na pewno mogę tu być? Nie chciałabym sprawiać Ci jakichkolwiek problemów, Nate. - Dodała pośpiesznie, widząc jak mężczyzna szybko uporał się ze złożonym przez nią zamówieniem na coś, co niewątpliwie postawi ją szybciutko na nogi.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

W ciągu życia spotykało się wielu ludzi. Niektórzy przecinali twoją drogę, nie wnosząc nic wartościowego i stając się jedynie kolejną nieznaczącą osobą spośród tysięcy innych. Niektórzy zatrzymywali się i obierali ten sam kierunek. Czasem tylko po to, by przez chwilę stworzyć z tobą wspomnienia i wpłynąć na doznania i doświadczenia, po których prędzej czy później nadchodził czas rozejścia. Choć rozstanie potrafiło niekiedy pozostawić wiele bólu i wprowadzało nieodwracalne zmiany, ważnym było wyciągnięcie z niego odpowiednich wniosków. Natomiast każda osoba, która podczas wspólnej drogi wywarła na tobie jakikolwiek wpływ, świadomy bądź nie, na zawsze zakorzeniła się w twej pamięci. Dlatego pozostanie obojętnym to jak oszukiwanie samego siebie. Mimo że czas zacierał wspomnienia, to niektórych twarzy, chwil, czy odczuć nie dało się zapomnieć.
Jeśli więc nieoczekiwanym zbiegiem zdarzeń te osoby ponownie przekraczały twój próg, wszystko nagle powracało. W pierwszej chwili w Nathanielu wywołało to mętlik w głowie. Dessielle najwyraźniej podzielała to doświadczenie, bo czymś innym było myślenie o tej chwili, a zupełnie inaczej wyglądało stawienie temu czoła. Teraz, gdy patrzyli sobie w oczy, stali tak blisko siebie, ich myśli i nadzieje znów się urealniły. Tęsknota za tym, co było, wreszcie miała szansę ponownie wcielić się w życie. I choć minęło sporo czasu to wystarczyło poczuć bijące od niej ciepło, żeby przekonać się, że niewiele się między nimi zmieniło. Ale czy na pewno?
Kawa? Wino? Whisky? Niby niepozornie wymienione nazwy trunków nadających się dla gościa, a miały istotne znaczenie, skłaniające do dość konkretnych wniosków. Na podstawie propozycji picia stopniował powagę sytuacji. O ile nic się nie zmieniło w stosunku do alkoholu, przeczuwał, że i tak padnie na ostatnią ewentualność. Według niego, tak niezapowiedziana wizyta równała się tylko ze znaczącymi zmianami. Obawiał się jedynie, czego mogły one dotyczyć.
Mimo dopadającego go zmęczenia całym dniem czy tygodniem, z nadmiaru wrażeń sam z chęcią napiłby się drinka jego ulubionego brunatnego płynu, z myślą, że w jakiś tajemniczy sposób ostre smagnięcie gardła ukoiłoby nerwy, a może nawet okazałoby się pomocne w przeprawie przez niewyjaśnione dotychczas sprawy. Jego przypuszczenia się potwierdziły, dlatego z trudem powstrzymał się przed ciężkim westchnięciem i zamknął za nimi drzwi, po czym skierował się do barku, żeby wyciągnąć dobrze znaną mu butelkę i jej zawartością napełnić szklaneczki. - To Ty mnie przekonałaś do tego zakupu. Jak widać, całkiem słusznie - przyznał, wracając wspomnieniami do chwili, kiedy razem oglądali tę pustą wtedy przestrzeń. Miała ona stać się domem dla rodziny, jaką stworzyłby z Zarą, ale zamiast tego pozostała mieszkaniem wyłącznie dla niego, w typowo męskiej aranżacji. Wziął do ręki szklaneczki i podszedł do niej. - Nigdy nie byłaś dla mnie problemem - zaprzeczył pewnym siebie głosem, podając jej whisky. I wyglądało na to, że nic nie było w stanie tego zmienić. Wskazał jej miejsce na sofie, gdzie również skierował swoje kroki.
- Powiedz mi… czy coś się stało? - zapytał łagodnie, gdy spoczął na miękkim siedzeniu, zwracając się w jej stronę z uwagą. Zarówno w jego głosie, jak i w oczach widoczne było zatroskanie. Nadal nie rozumiał okoliczności, jakie sprawiły, że zawitała do jego drzwi, a jej widok po tylu latach wprawiał w pewnego rodzaju zakłopotanie, ale zawsze byłby skłonny jej pomóc.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dessielle doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że swoim nagłym pojawieniem się z całą pewnością, wywoła spory chaos i wywróci nie jedną egzystencję do góry nogami. W tym przypadku Nathaniela, który przecież po takim czasie, mógł mieć ustabilizowane życie prywatne. Żonę oraz dzieci, wszystko czego pragnął, ale chyba nie do końca tak było, skoro w mieszkaniu, jakie lata temu wybierali wspólnie mieszkał tylko on. Brunetka doszła do takich, a nie innych wniosków poprzez ocenę ogólnego wystroju. Jej sokoli wzrok nie wyłapał żadnych kobiecych, ani tym bardziej dziecięcych bibelotów, walających się po podłodze, czy też będących dopełnieniem aranżacji owego miejsca.
Prawdą było również to, że Dess przynajmniej w tej początkowej fazie, zaraz po zerwaniu kontaktu z Covingtonem, jeszcze w jakimś niewielkim stopniu, orientowała się w niektórych sprawach, które go dotyczyły. Wiedziała, że jego związek z Zarą się rozpadł, lecz od tego czasu minęły lata i to wcale nie znaczyło, że wciąż mógł być singlem. Teraz jednak tego typu detale, nie miały większego znaczenia. W końcu, jakby na to nie patrzeć, Pani inżynier zapukała do drzwi dawnego przyjaciela, aby wyjawić mu prawdziwe powody zarwania przez nią tej silnej, łączącej ich niegdyś relacji, a nie po to by rozpocząć coś, czego być może oboje pragnęli, będąc młodziakami, prawda?
Swoją nieco drżącą od naporu emocji, smukłą dłonią, Dess ujęła oferowaną przez Nate'a szklaneczkę, wypełnioną brunatnym trunkem, po czym ruszyła za nim, zajmując miejsce na sofie. Pytanie, które zadał jej w następnej kolejności, sprawiło że atmosfera w pomieszczeniu znacznie zgęstniała, a przynajmniej takie wrażenie odnosiła brunetka, która nie odważyła się na niego spojrzeć. Kobiecy wzrok spoczął na ujmowanej teraz już w obu dłoniach szklance. Zanim odpowiedziała, kilkukrotnie otworzyła usta, lecz nie wydobyło się z nich żadne słowo, więc aby dodać sobie odrobiny otuchy, wzięła pierwszy łyk, uwielbianej przez niego whisky. Specyficzny smak owego alkoholu, sprawił że ta wyraźnie się skrzywiła, co było widoczne chociażby po wyrazie jej twarzy.
- Przez te wszystkie minione lata, wydarzyło się zbyt wiele, bym mogła wciąż w tym trwać...- Zaczęła dosyć enigmatycznie, bawiąc się tym szkłem. - Na początku chciałabym, żebyś wiedział, że zawsze byłeś, jesteś i będziesz jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Żaden czas, ani manipulacje Huntera nigdy nie były w stanie tego zmienić. - Dodała wzdychając ciężko. Dopiero wtedy Dessielle przeniosła swoje spojrzenie z powrotem na Nathaniela. - W tamtej chwili, zrywając naszą przyjaźń, choć bardzo cierpiałam, myślałam że postępuje słusznie. To był błąd. Cholernie się pomyliłam...- Wyznała, decydując się na kolejny łyk zachęcającego ją trunku. - W czasie trwającego w najlepsze wesela, przyłapałam go obściskującego się w kiblu z jakąś laską, zaproszoną na nasz ślub. Oczywiście tłumaczył się, że on wcale nie chciał, że się pomylił. Winą za całe zajście obarczył morze alkoholu, które tamtego dnia w siebie wlał, twierdząc że ten go zwyczajnie ogłupił. Niestety tak naprawdę jedyną GŁUPIĄ w tamtym momencie byłam ja, dając mu kredyt zaufania, które i tak wielokrotnie zawiódł...- Dess z trudem zwierzała się swojej bratniej duszy. Bolesne wspomnienia wciąż rozdzierały ją od wewnątrz, paląc żywym ogniem. Pech chciał, że był to zaledwie wierzchołek góry lodowej, w porównaniu do tego, co kobieta zamierzała tej nocy wyjawić...

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Patrząc z perspektywy doświadczeń Nathaniela z przeciągu jego trzydziestoletniego życia, coś co chwila burzyło jego spokój. Zupełnie tak, jakby los uparł się na niego i widząc, że znów wszystko jakimś dziwnym sposobem zaczynało układać się mężczyźnie, po raz kolejny stawiało mu wyzwanie i powodowało chaos, który musiał uporządkować. Jakoś nie potrafił się do tego przyzwyczaić. A może wszystko działo się dlatego, że ciągle popełniał gdzieś błędy? Co prawda, na chorobę mamy nie miał wpływu, ale kiedy Zara postanowiła go opuścić, nawet nie dostrzegał żadnych oznak, które mogły na to wskazywać. Dessielle również nie potrafił obronić przed tym, czego doświadczyła, choć jeszcze nie poznał jej historii.
Od zawsze uważał Huntera za szumowinę, co Beveridge z resztą okazywał na polu zawodowym, gdy rywalizował o praktycznie każdą sprawę. A kiedy odkryto, że miał związek z katastrofą budowlaną, w której zginęło tyle ludzkich istnień, Nate w głębi siebie czuł się poniekąd winny za zaistniałą sytuację. Dlatego tak zażarcie walczył o sprawiedliwość, która miała pomóc mu złagodzić wyrzuty sumienia. Proces sądowy ostatecznie całkowicie rozwiązał sprawę, dając konkurencyjnej firmie popalić, a ława przysięgłych wydała przekonujące oświadczenie, że sprawiedliwości stało się zadość. Dzięki temu Covington uwierzył w swoją niewinność.
Mimo to starał się nigdy nie odwracać od najważniejszych dla niego osób. To one trzymały go w ryzach. Od wielu lat na Lav, Kath czy Leo mógł zawsze liczyć, cokolwiek się nie działo. I odwdzięczał się im tym samym. Dess również była kiedyś jego przyjaciółką i przez wzgląd na przeszłość nie mógł się od niej odwrócić. A to, co przyszło jej wyjawić, miało przywołać w Nathanielu kolejną huśtawkę emocjonalną.
Spoglądał na dziewczynę w oczekiwaniu, a z każdą kolejną sekundą ciszy rósł w nim niepokój, przez co mimowolnie coraz bardziej odczuwał napięcie mięśni. Nie chciał na nią naciskać, w przeczuciu, że to, co chciała mu powiedzieć, było delikatnym zagadnieniem, ale jej niepewność i bierność wzbudzała w nim coraz większe obawy. Nie był nawet w stanie unieść szklanki do ust i upić drinka.
Gdy zaczęła, słuchał jej uważnie, nie potrafiąc nie podawać w analizę każdego jej słowa. Oświadczenie, że był najważniejszą osobą w jej życiu spowodowało niewielkie ściągnięcie brwi, które w połączeniu ze słowami czas i manipulacje tylko wzmocniło ruch. Starał się oddychać miarowo, by ukryć emocje, które niepozornie zaczęły wkradać się w jego umysł. Kiedy rozmawiali po raz ostatni, była zakochana w swoim przyszłym mężu i nie widziała poza nim świata. Na początku Nate twierdził, że to przyćmiewało jej zdrowy pogląd na sytuację, ale z czasem w końcu uznał, że rzeczywiście on tylko stawał na drodze do jej szczęścia. Nieoczekiwanym więc było słyszeć to wyznanie. Wraz z tym, że zrozumiała, co naprawdę reprezentował sobą Hunter. Zerknął na jej dłoń. Po obrączce nie było śladu.
Wyglądało na to, że było jeszcze gorzej. Usłyszawszy jej historię wesela poczuł nagle wzrastającą złość, co okazał zaciśnięciem pięści, a rysy jego twarzy znacznie się wyostrzyły. - Sukinsyn - syknął pod nosem z odrazą pomieszaną z niedowierzaniem. Dzień ślubu, o którym kobiety marzą od zawsze to najważniejszy dzień w życiu, a Dess została potraktowana, jakby nie była niczego warta? Nie miał pojęcia, jak tak było można się tłumaczyć, bo alkohol nie stanowił żadnej logicznej wymówki. Wiedział, że z Beveridge’m było coś nie tak, ale powołał się na szczęście przyjaciółki i wycofał się. Teraz pluł sobie w brodę, że mógł coś zrobić. Pokręcił głową, próbując zachować spokój. - Nie byłaś głupia, tylko zakochana - przyznał ponuro i upił łyk whisky. W ustach czuł gorycz, która nie wiązała się z alkoholem, trzymanym w jednej ręce. Rzucił spojrzeniem na Dess. - Ale nie nosisz już pierścionka - zauważył cicho. Podejrzewał, że to dopiero początek dłuższej opowieści.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jedyną stałą w życiu Dessielle od zawsze byli rodzice. Tak, w ich żyłach nie płynęła ta sama krew, ale nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ ta dwójka, zrobiła dla niej więcej, niż Ci, którzy bezmyślnie sprowadzili ją na ten świat, tylko po to, aby zaraz po narodzinach, porzucić własne dziecko, niczym zbędny balast. Właśnie dlatego, brunetka pomimo wiedzy, jaką od dawna posiadała, nigdy nie czuła potrzeby poznania biologicznych rodzicieli. Ci zastępczy sprawdzali się w swojej roli lepiej, niż ktokolwiek inny.
Nathan - emerytowany policjant, dusza towarzystwa. Beth? Pielęgniarka i złota kobieta. Choć w czasach młodości, oboje byli zazwyczaj niewiarygodnie zajęci, rzucali wszystko, gdy córka tego potrzebowała. Tak też stało się, kiedy przed kilkoma miesiącami, Dess stanęła w drzwiach rodzinnego domu, mając przy sobie tylko niewielką podróżną torbę. Bez słowa, niemalże od razu przyjęli ją z powrotem pod swój dach. O nic nie pytali, nie naciskali. Pozwolili, aby ich "mała dziewczynka" doszła do siebie po traumatycznych przeżyciach, dając jej swoje bezwarunkowe wsparcie także podczas burzliwego rozwodu.
Nic więc dziwnego w tym, że Nathaniel ze swoją niesamowitą osobowością, szybciutko dołączył do grona tych najważniejszych wraz ze wspaniałą paczką znajomych, za którymi na przestrzeni mijających nieubłaganie lat, kobieta tęskniła równie mocno.
- Naiwność jest jedną z największych cech ludzkiej głupoty, Nate. Dziś już to wiem...- Wyszeptała, kręcąc głową z wyraźnym zniesmaczeniem. Następnie opróżniła do końca napoczętego drinka, pustą szklankę odkładając na znajdujący się nieopodal stolik. Tej nocy Dessielle potrzebowała alkoholu i zapomnienia tak bardzo, jak przemierzający pustynię wędrowiec.
- Dostanę jeszcze? - Zwróciła się do Nate'a z miną zbitego psa, licząc na szczodrość przyjaciela. Kobieta wiedziała, że tylko w taki sposób będzie w stanie kontunuować swoją opowieść. - Wiesz, jak to jest, kiedy nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że nie znasz człowieka, z którym dzielisz własne życie? - Mruknęła z goryczą, wywracając przy tym wymownie swoimi czarnymi oczyma. Odruchowo spojrzała na palec, na którym jeszcze do niedawna spoczywała lśniąca, ślubna obrączka, pozostawiając owy wątek jeszcze bez wyraźniej odpowiedzi. - Później chyba już było tylko gorzej. Hunter żądał ode mnie rzeczy, których...których...- Dess wyraźnie się zawahała, odwracając wzrok. -...ja zwyczajnie nie byłam w stanie mu dać. Dlatego znalazł je gdzie indziej. - Wzruszyła ramionami, zupełnie tak, jakby to ona była wszystkiemu winna, a nie ten parszywy gnojek bez krzty honoru.
- Pamiętam, jak pierwszy raz dowiedziałam się o jego zdradzie...- Urwała wpół zdania, wstając ze sofy. Dziewczyna była tak zestresowana, że nie mogła wysiedzieć w miejscu. Przechadzała się w tę i z powrotem, kontynuując. - To co się tamtej nocy wydarzyło, sprawiło że z każdą kolejną zdradą udawałam, że po prostu ich nie dostrzegam. Wszystko było lepsze od ogromnego gniewu Huntera, pretensji, krzyków, niszczonych mebli i siniaków, których żaden makijaż nie był w stanie pokryć. - Po tych słowach Beveridge poczuła, jak większa część spoczywającego na jej barkach balastu w końcu zniknęła. Brunetka, oparła się plecami o zimną ścianę w salonie, wciskając obie dłonie do kieszeni spodni.
- Błagam Cię Nate, nie patrz tak na mnie...- Wyszeptała, czując łzy w oczach. - Co niby miałam zrobić? Nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Zresztą i tak pewnie nikt by mi nie uwierzył. Przecież na zewnątrz wyglądaliśmy na idealnie dobraną parę. Wzorowe małżeństwo na pokaz, kreowany od samego początku do końca przez niego. Nikt do tej pory nie wiedział co się działo za zamkniętymi drzwiami naszego domu. - Mówiąc to Dessielle zastanawiała się, czy aby na pewno postępuje w porzadku, obarczając tego wyjątkowego mężczyznę własnymi problemami?

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Dessielle miała to szczęście, że zawsze mogła się jeszcze zwrócić do rodziców. Wspierali ją bezgranicznie, bez względu na podjęte przez nią decyzje i stanowili dla niej oparcie w najtrudniejszych sytuacjach. Nie każdy posiadał takie relacje z rodzicielami, często utrudniał je brak zrozumienia lub skrywany w sobie żal. Niektórzy też nigdy nie mieli okazji poznać tych, którzy ich stworzyli, niekiedy przez to, że zabrała ich już z tego świata śmierć.
Mimo że Nate był jedynakiem i został sam, to mógł poszczycić się rodziną. Przyjaciele zawsze dużo dla niego znaczyli, a kiedy na świecie zabrakło jego taty, więzi paczki umocniły się jeszcze bardziej. Choć nie dzielili tej samej krwi i każde z nich posiadało szczególne różnice w charakterach to razem tworzyli zwarty łańcuch pełen wsparcia i szczerej sympatii. I choć ta odmienność czyniła ich długoletnią przyjaźń czymś wyjątkowym to mężczyzna nie mógł pozostać obojętnym na kogoś, z kim dzielił wspólną pasję i potrafił się dogadać jak z nikim innym.
Dess wkradła się do jego serca niepostrzeżenie. Zawsze była cholernie inteligentna i oddana sprawie, a przy tym uparta i szczera do bólu. A przy tym świetnie odnajdywała się w budownictwie, pokazując niejednemu mężczyźnie, jak bardzo do tej pracy się nadawała i robiąc dobre wrażenie. Trzeba przyznać, że kobiety nie zawsze znajdowały szacunek na budowie i musiały być niezwykle twarde, ale dla przyszłej wtedy pani inżynier nie stanowiło to żadnego problemu. Nic dziwnego, że szybko znaleźli wspólny język, co wpływało na ich efektywną współpracę podczas różnego rodzaju ćwiczeń. Od tamtego czasu z nikim tak dobrze nie układało mu się na polu zawodowym.
- Naiwność nie wyklucza miłości - szepnął zasępiony. Kochała Huntera. Albo chciała go kochać. A miłość dawała wiarę, czasem ślepą, we własne szczęście, którego najwyraźniej usilnie się wtedy domagała. Poniekąd wiedział coś na ten temat. Był naiwny myśląc, że pierścionek uszczęśliwi kobietę, którą kochał.
- Jasne - odparł cicho, kiwając potakująco głową. Wstał z miejsca i wziął w dłoń jej pustą szklankę, by po raz kolejny podejść do barku i ją napełnić. Na kolejne pytanie nie odpowiedział, zdając sobie sprawę o jego retorycznym tonie. Chyba nigdy tego nie doświadczył. Może między innymi dlatego jeszcze nie zaproponował Lavie wspólnego mieszkania? W obawie, że to wiele zmieniłoby w ich związku, niekoniecznie na dobre. Do stolika wrócił z napełnionym szkłem, które podał kobiecie, a butelkę postawił na szklanym blacie, po czym ponownie zajął miejsce na sofie i skupił spojrzenie na ciemnowłosej. Z każdym kolejnym jej słowem na jego twarzy malowała się coraz większa troska, przełamywana nieustającym niepokojem. Nie mówił nic, dając jej możliwość wyrzucenia z siebie wszystkiego, co jej ciążyło. Z resztą, sam nie potrafił wydać z siebie żadnego komentarza, tak bardzo źle czuł się, słysząc jej smutną opowieść, jedynie obserwując każdy jej ruch i krok. Aż usłyszał o gniewie Huntera, które zmroziło jego krew i spowodowało nieprzyjemny dreszcz na plecach. Ja pierdole pojawiło się w jego myślach, kiedy spojrzał na nią z niedowierzaniem i bólem tak, jakby właśnie sam dostał kijem bejsbolowym w brzuch. - Dess - przeciągłe westchnienie wyrwało się z jego ust, kiedy próbował zrozumieć, co musiała przechodzić przez wszystkie te lata. Prowizoryczne małżeństwo wiązało się więc nie tylko ze zdradami, ale również z przemocą. Było to dla niego nie do przyjęcia, że też tak długo udawało jej się to wszystko znieść. A Beveridge tak długo uchodził ze wszystkim na sucho. Po chwili kompletnego oszołomienia, tym razem krew zaczęła mu buzować w żyłach, paląc z narastającej wściekłości. Nie mogąc usiedzieć w miejscu, wstał z sofy i przeszedł się po salonie, słuchając jej tłumaczenia i próbując się w jakiś sposób uspokoić. Nie chciał swoim ewentualnym wybuchem pogorszyć stanu emocjonalnego Dessielle. Ostatecznie stanął przed nią i pokręcił głową.
- Wystarczyło się do mnie odezwać. Na pewno bym coś zrobił. Ochroniłbym Cię przed tym skurwielem - stwierdził, siląc się na łagodny ton, choć przy ostatnich słowach w jego głosie pobrzmiewało obrzydzenie skierowane w stronę Huntera. Znał wielu dobrych prawników, którzy wyciągnęliby ją z problemów. Z resztą, nie trzeba było daleko szukać, bo przecież miał pod ręką Lavender, która wiedząc o wszystkim, nie zostawiłaby na nim suchej nitki. Zostałby dokumentnie skończony. Oberwałoby mu się jeszcze bardziej, niż podczas rozprawy.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trudno nie zgodzić się ze słowami, wypowiedzianymi przez Nathaniela. Ludzka naiwność faktycznie nie wykluczała miłości, o ile ona w ogóle istniała między dwojgiem żyjących ze sobą osób. W przypadku Dessielle i Huntera, tego uczucia chyba nigdy nie było. Kobieta może i owszem, z początku czuła coś do swojego ówczesnego chłopaka, a później także i męża, lecz czas szybko zweryfikował tę intensywną w swej istocie relację, po której dziś nie pozostało nic, prócz bolesnych wspomnień i jeszcze trudniejszych doświadczeń.
Zauroczenie przeminęło, odkrywając przed brunetką rzeczywistość, na jaką najzwyczajniej w świecie, nie była przygotowana. Zresztą każdy kto znalazłby się na jej miejscu raczej by nie był. To, co Hunter zaserwował swojej własnej żonie, okazało się koszmarem, a nie sielanką o jakiej marzyła, wychodząc za niego wbrew wszystkiemu i wszystkim. Tylko nieliczni popierali związek pary, lecz Dess szła w zaparte, stając murem za mężczyzną, który nie był tego wart. Cena, jaką przyszło jej zapłacić za owy błąd, okazała się niezwykle wygórowana.
Dzisiejszej nocy, alkohol miał choć w jakimś niewielkim stopniu zmniejszyć ciążące Pani inżynier poczucie zawodu, wymieszane ze wstydem, żalem i przede wszystkim tęsknotą za czymś, z czego tak łatwo zrezygnowała przed laty. Tym "czymś" była przyjaźń i niesamowita więź, łącząca ją z Covingtonem. Jeśli Dessielle miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że gdzieś w głębi duszy, łudziła się, że Nathaniel da im kolejną szansę. Szansę na to, aby odzyskać to, co zostało utracone. Bardzo tego pragnęła, nawet jeżeli do tej pory nie powiedziała o tym otwarcie.
- Nie Nate, mylisz się. Choć wiele razy chciałam, nie było mi dane do Ciebie przyjść. Za bardzo się bałam, poza tym nie mogłam pozwolić, by gniew Huntera ponownie skupił się na Tobie...- Odparła ze smutkiem, wpatrując się w stojącego przed nią mężczyznę. - Wasza odwieczna, biznesowa rywalizacja i jego obrzydliwe zagrywki i tak zdążyły odcisnąć spore piętno na Twojej firmie i tym, na co tak ciężko pracowałeś. - Dodała wyraźnie bijąc się z własnymi myślami. Kobieta skrywała przed swym rozmówcą jeszcze jeden sekret. Coś, czego nikomu jak dotąd nie wyjawiła.
- Jest coś jeszcze...- Szepnęła, po czym odepchnęła się od ściany, podchodząc do stolika, z którego ponownie zgarnęła wypełnioną alkoholem szklankę. Upiła z niej spory łyk, ciesząc się, że ma Nate'a za swoimi plecami. W ten sposób łatwiej przejdzie jej przez gardło to, czego jeszcze mu nie zdradziła. - Nikt o tym nie wie i chciałabym, aby to, co zaraz usłyszysz, zostało tylko między nami...- Zaczęła, po raz kolejny racząc się specyficznym smakiem whisky. (Jeśli tak dalej pójdzie, to Dess upije się szybciej, niż by sobie tego życzyła). - Kilka miesięcy po ślubie okazało się, że jestem w ciąży. Hunter nigdy nie nadawał się do roli ojca. Nie lubił dzieci i nie zamierzał ich mieć. Wiedziałam o tym i zaakceptowałam to. Niestety w naszym przypadku antykoncepcja zawiodła. - Skwitowała, niechętnie powracając wspomnieniami do tych traumatycznych wydarzeń.
- Chciał, żebym poddała się aborcji. Nie zrobiłam tego. Gdy się o tym dowiedział, wpadł w szał. Zaczęliśmy się kłócić, wrzeszczeć na siebie i wtedy on zepchnął mnie ze schodów. Trafiłam do szpitala, ale dziecka nie udało się uratować...- Ta strata wciąż bolała, ponieważ Dess tak naprawdę, pomimo upływu lat, nigdy się z nią nie pogodziła. Kolejny łyk, a po nim następny, sprawiły że należąca do niej szklanka, opustoszała w ułamku sekundy. Widząc to, brunetka sięgnęła po znajdującą się w zasięgu jej ręki butelkę i napełniła szkło. Cóż, najwyżej odkupi przyjacielowi uwielbiany przez niego trunek. - Wszyscy dookoła wmawiali mi, że to był nieszczęśliwy wypadek, ale ja wiedziałam, że tak nie było. Popadłam w depresję i połknęłam garść tabletek nasennych. Pech chciał, że krótko po tym siostra Huntera znalazła mnie nieprzytomną w naszej sypialni. - Mówiąc to Dessielle, podkręciła tylko głową, przez co kilka niesfornych kosmyków, wymknęło się niepostrzeżenie ze spiętego luźno koka, tworząc całkiem rozkoszny nieład wokół jej drobnej, nieco pobladłej twarzy.
- Przepraszam, jeśli teraz zawiodłam Cię swoimi poczynaniami, ale w tamtym czasie, nie widziałam dla siebie innego rozwiązania. - Skwitowała, zwyczajnie czując wstyd. Przysiadła tyłkiem na stoliku, ale w tym czasie ani myślała spoglądać na Nathaniela, po prostu nie była w stanie tego zrobić.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Rzeczywistość bywała brutalna. Nate również się o tym niejednokrotnie przekonał, dlatego od dawna nie wierzył w przeznaczenie i bajki, które karmiły nadzieją o szczęściu. A jednak mimo wszystko spotkanie na swej drodze jednej osoby wystarczyło, by zacząć znów wierzyć w to, że dobro gdzieś tam na ciebie czekało. W końcu nie było niczym złym oczekiwać od życia czegoś więcej. Problem zaczynał się wtedy, kiedy pragnienie zaślepiało spojrzenie na obecną sprawę. Wtedy nie dostrzegało się pewnych sygnałów, które mogłyby cię uchronić przed pułapką, w którą wpadła Dessielle.
Nate natomiast zaczynał odczuwać wyrzuty sumienia, że nie zrobił nic więcej, by jakoś temu zapobiec. Odpuścił, zawierzając zarówno Dess, jaki i Hunterowi, że właśnie przy nim będzie jej najlepiej. Tym bardziej miał wrażenie, że jako przyjaciel ją zawiódł. Przyjaciół nie zostawiało się w potrzebie. Nie mógł jednak wtedy wiedzieć, na co brunetka się decydowała, ani tym bardziej co przeżywała przez ostatnie lata. Kiedy przysłuchiwał się jej niewiarygodnej historii, mimowolnie czuł coraz większe rozdarcie między tym, co wtedy wydawało mu się słuszne, a tym, co naprawdę powinien uczynić, gdyby tylko wiedział…
- Gdybyś przyszła, gdybyś powiedziała tylko słowo, to nie pozwoliłbym Ci już do niego wrócić - odparł zdecydowanym tonem, podchwytując jej spojrzenie. Gdyby pojawiła się w jego drzwiach wcześniej, jego reakcja byłaby nieunikniona. Bez względu na konsekwencje. Takiemu sukinsynowi nie mogło się to upiec! - Myślę, że zwrócenie się do mnie nie rzutowałoby na wszystko to, co się stało względem firmy. To i tak by się wydarzyło, prędzej czy później - starał się brzmieć opanowanie, ale jego głos na koniec ledwo słyszalnie się załamał. Niesamowicie ciężko było mu to wyznać na głos, to tak czy inaczej Hunter skupiał swoją chorą obsesję na nim i Covington Constructions. Dowodem na słuszność jego słów była katastrofa budowlana, do której Beveridge się przyczynił. Miał to, co zdobył, pozbywając się Nate’a z życia swojej żony, a jednak nie potrafił na tym poprzestać. Musiał mącić dalej, aż przesadził.
Kiedy kobieta przyznała, że jest coś jeszcze, podniósł na nią spojrzenie. Jeszcze? przemknęło mu przez myśl w zaskoczeniu, po czym ponownie napiął mięśnie, przygotowując się na kolejny cios. Nie był w stanie przestąpić nawet kroku, dlatego stał w miejscu, wpatrując się w jej plecy. - Oczywiście - wyszeptał, potwierdzając jej prośbę i zacisnął nerwowo szczęki. Wiedziała, że dotrzymywał danego słowa. W skupieniu słuchał jej słów, a jego twarz tężała z każdą sekundą, aż wstrzymał powietrze i momentalnie pobladł. To wszystko wydawało się takie niewiarygodne, jakby właśnie słuchał fabuły jakiegoś dramatu, a nie przeżyć Dessielle. Nie zarejestrował tego, że znów siegnęła po butelkę, pogrążony w szoku i zasnuwających jego głowę myślach. Czemu tak dobrej istocie jak ona przydarzały się takie niesprawiedliwe rzeczy? Jakby tego było mało, dotarła do niego również informacja o jej próbie samobójczej. Przez chwilę nie potrafił wydusić z siebie słowa, czując, jak w środku skręciło go w żołądku, w gardle pojawiła się gula, a oczy nagle zaszły mgłą. To było dla niego stanowczo za wiele, jak na jeden wieczór, ale z drugiej strony… ona żyła z tym wszystkim do tej pory.
Zamrugał kilkukrotnie w próbie wyjścia z amoku i zacisnął mocno pięści, by jakoś się opanować. Jej przeprosiny go ostatecznie złamały. Podszedł do niej i uklęknął przy niej, by zrównać się z nią spojrzeniem i delikatnie ujął jej dłonie. - Hej, nie masz za co przepraszać, bo… to ja Cię zawiodłem. Że nie było mnie przy Tobie przez te wszystkie lata, kiedy… działa Ci się krzywda. Gdybym mógł cofnąć czas… - urwał wyraźnie przybity tym wszystkim, co spadło na nią. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że mógł coś zrobić, mógł bardziej się postarać, zainteresować. I nie zostawiać jej samej. - Cieszę się, że jesteś. I że przyszłaś do mnie - przyznał cicho, starając się nie łamać głosu, w którym brzmiało rozemocjonowanie, nadal trzymając jej chłodne dłonie i ogrzewając je swoimi, a kciukami delikatnie muskał jej delikatną skórę. Teraz był pewien, że na powrót do niego nigdy nie było za późno. Choć przez ostatnie lata nie mieli ze sobą kontaktu, to nie wyobrażał sobie, by, gdziekolwiek na świecie istniała, nagle mogło jej zabraknąć. A teraz nie mógł pozwolić na to, żeby znów się to powtórzyło. - Tutaj jesteś bezpieczna - zapewnił łagodnym tonem, spoglądając w jej oczy. Było w nich to samo ciepło, które niegdyś jej okazywał.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby ktoś tych kilka lat temu powiedział Dessielle, że u boku Huntera przeżyje tak ogromny koszmar, a straci jeszcze więcej, z całą pewnością nigdy by w to nie uwierzyła. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie była nawet bardziej, niż prosta. Otóż, będąc z nim w związku, nie napotkała jakichkolwiek przesłanek, które choć w minimalnym stopniu, wzbudziłyby w zauroczonej dziewczynie podejrzenia co do niewłaściwych intencji chłopaka. Wręcz przeciwnie - Beveridge robił co tylko mógł, by zdobyć jej względy. A kiedy w końcu mu się to udało, nie ustawał w swych staraniach, aby odseparować swoją partnerkę, a w późniejszym czasie także żonę, od osób które w jego mniemaniu były nieodpowiednie, bądź stanowiły zagrożenie dla niego samego. Niestety Dess mając przysłowiowe klapki na oczach, dojrzała prawdę zbyt późno, czego konsekwencją okazało się nieudane małżeństwo i życie w ciągłym strachu.
- To co mówisz brzmi pięknie, ale pewnie i tak by się nie udało. Znasz go Nate, gdy to się działo, wciąż byłam jego żoną i wiem, że żadna siła na tym świecie, nie byłaby w stanie powstrzymać Huntera przed tym, aby mnie stąd zabrać. A to, co zapewne wydarzyłoby się później...- Urywając wpół zdania, brunetka podkręciła tylko przecząco głową. Nie była w stanie dokończyć, przyprawiającej ją o gęsią skórkę myśli. - Ten gnojek nienawidzi Cię praktycznie od zawsze i pewnie nigdy się to nie zmieni, ale w tamtym czasie, Twoja interwencja posłużyłaby mu jako wymówka do jego parszywych zagrywek, a na to nie mogłam pozwolić. Widocznie tak musiało być...- Wyszeptała, kiedy jedna pojedyncza łza, spłynęła swobodnie wzdłuż jej pobladłego policzka.
Gdy Nathaniel podszedł do niej i uklęknął, nagle znajdując się na wprost jej twarzy, brunetka nie mogła wciąż unikać wyraźnie zatroskanego spojrzenia mężczyzny. W takiej sytuacji jak ta, kobieta winna była czuć ulgę i może faktycznie poczuła coś bardzo podobnego, lecz nie było to uczucie, którego się spodziewała i jakiego przecież od tak dawna pragnęła. Nie była to pełnia szczęścia, ponieważ pozbywając się własnego ciężaru, gdzieś podświadomie obarczała nim Covingtona, budząc u niego bezradność i poczucie winy za to, co spotkało panią inżynier. Dlatego Dessielle czuła się z tym wszystkim tak beznadziejnie.
- Nie możesz czuć się winny za coś, czego nie zrobiłeś. Jedynym winnym tutaj jest Hunter, ale prędzej czy później zapłaci za to, co zrobił. Karma zawsze wraca, prawda? - Odparła cicho, patrząc prosto w oczy Nathaniela. Ten subtelny dotyk, jakim ją obdarzył, działał kojąco na buzujące wewnątrz niej emocje. Niewiele myśląc, Dess przysunęła się nieznacznie i złożyła delikatny pocałunek na jego czole. - Ja też się cieszę, że znowu jestem tutaj z Tobą...- Odparła zgodnie z prawdą, zaraz po tym, jak nieznacznie się od niego odsunęła, ponownie zrównując się z nim spojrzeniem.
- Nie chcę dłużej rozpamiętywać tego wszystkiego. Po prostu nie mogę. Wzięliśmy rozwód, który zakończył się dwa miesiące temu. Na całe szczęście już nigdy nie będzie częścią mojego życia. W przeciwieństwie do Ciebie...- Skwitowała i widząc, że mężczyzna zamierza coś jeszcze w danym temacie dodać, przystawiła palec do jego ust, owym gestem skutecznie go uciszając (przynajmniej na chwilę). - Teraz porozmawiajmy o Tobie. Chciałabym dowiedzieć się, jak wiele rzeczy ominęło mnie przez tych kilka lat. - To był wyraźny znak, że temat jej małżeństwa z Hunterem został tej nocy definitywnie zakończony.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Niektórych rzeczy nie dało się przewidzieć. Jeśli ktoś nie dawał powodów do podejrzeń to nikt nie mógł przypuszczać, że to tylko gra pozorów, a rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Nate miewał czasem wrażenie, że Hunter nie zawsze zachowywał się naturalnie, ale uznał, że może tylko podpowiadała mu to wyobraźnia. Zazdrość Beveridge’a ujawniała się, kiedy tylko Nate pojawiał się w zasięgu jego wzroku. Dla dobra Dess, inżynier starał się ukrywać niechęć do jej chłopaka i obserwował ich z boku. A kiedy kobieta zakończyła ich relację, ostatecznie pozwolił jej odejść. Miał być szczęśliwa i kochana. Miała…
Przez ostatnie lata myślał, że wszystko, co robił Hunter, by zakłócić jego spokój, było po to, żeby dowieść swojej wielkości i przypomnieć, że to on zawsze powinien być górą, a każda porażka nakręcała go jeszcze bardziej. Miał wszystko, w końcu odebrał Covingtonowi jedną z najważniejszych w jego życiu osób, ale ciągle było mu mało. Biorąc pod uwagę nowe fakty, może tak naprawdę nigdy nie udało mu się posiąść Dess w pełni? Będąc tego świadomym, miał zupełnie inny powód, żeby krzywdzić wszystkich dookoła. Ale nie to było teraz ważne.
- Zawsze istnieje jakieś wyjście - odparł cicho zmęczonym tonem, widząc, że brunetka i tak była już mocno poruszona. W tym momencie najlepszym, co mógł zrobić, to spuścić z tonu. Wiedział też, że takie gdybanie i tak by w niczym nie pomogło. Chociaż wiele razy zdarzało mu się marzyć o wehikule czasu, to nie potrafił zmienić przeszłości. Poza tym, z trudem to przyznawał w myślach, ale pewnie miała rację. Taki człowiek nie cofnąłby się przed niczym, gdyby Nate znów stanął mu na drodze. Naraziłby nie tylko siebie i swoją rodzinę, ale również i Dessielle.
Zmniejszenie dystansu między nimi i pojawienie się na wysokości jej wzroku zmusiło ją do podniesienia na niego wzroku, w którym dostrzegł wszystko, czego nie dało się opisać słowami. To tylko utwierdziło go w przekonaniu o swojej winie. Kiedy zobaczył tę pojedynczą łzę spływającą po jej policzku, nie mógł oprzeć się przed wyciągnięciem dłoni i delikatnie wytarł ją opuszkiem kciuka. W ciągu tych wszystkich lat te oczy musiały znacznie więcej wycisnąć łez. Na swoje wyznanie opuścił dłoń, by w kolejnym delikatnym geście okazać jej otuchę. Tym razem tylko częściowo miała rację. Hunter powinien zapłacić i za to, ale jej słowa nie zmazywały jego poczucia winy. A karma? Na razie ciężko było mu uwierzyć w jej istnienie.
Jej pocałunek w czoło sprawił, że odetchnął głęboko, jakby wraz z nim choć część tego ciężaru mogła opaść. Nie mógł uwierzyć, że mogli już nigdy się nie spotkać, gdyby… udało się jej zrealizować plan i wśród kłębiących się w nim uczuć czuł z tego powodu niesamowitą ulgę. - Jesteś bardzo silna, Dess. I dojdziesz jeszcze do wielu wspaniałych rzeczy - wyznał to, co właśnie krążyło mu w myślach. Musiała mieć niesamowitą siłę w sobie, że po tym wszystkim pozbierała się i podjęła ostateczną decyzję o odejściu od męża. Ciekawiło go, jak właściwie do tego doszło, ale nie dane mu było już o to zapytać, bo zanim cokolwiek wydobyło się z jego ust, na nich spoczął jej drobny palec. Znów westchnął w geście poddańczym, wskazując na uszanowanie jej stanowiska w sprawie.
- Nie ma za bardzo o czym mówić, o części z nich było dość głośno - przyznał i sięgnął po stojącą na stoliku szklankę ze swoim nietkniętym alkoholem, po czym oparł się plecami o kanapę i rozprostował nogi, pozostając na podłodze. Uniósł szklankę do ust, by zyskać chwilę na zastanowienie się nad tym, co zasługiwało na wzmiankę. - Niedługo po zakończeniu studiów rozstałem się z Zarą, a właściwie to pewnego razu spakowała się i oddała mi pierścionek. Stwierdziła, że nie jest na to gotowa - przyznał w końcu bezemocjonalnie i upił kolejny łyk złotawego trunku, który niczym smagnięcie ogniem rozlał się po jego gardle. Wydarzenie roku, jakim miał być jego ślub z szanowanej rodziny prawniczką przysporzył trochę zamieszania wśród śmietanki towarzyskiej, kiedy został odwołany. - Od tamtego czasu jakoś nie ciągnęło mnie do związków. Rzuciłem się w wir pracy, w końcu zyskując należny szacunek w firmie i branży. Dużo podróżowałem i czerpałem z życia - nieco uśmiechnął się pod nosem na wspomnienia wyjazdów i odkrywania nowych rzeczy, czy to sam, czy z Leonardem. - Po wypadku w Vantage cała firma spadła na mnie. Spędziłem wiele godzin, żeby wyciągnąć ją na prostą. - Jego pracoholizm uaktywnił się jeszcze bardziej. Wtedy też przekonał się, że było to możliwe. - W międzyczasie asystentka zaszła w ciążę i poszła na zwolnienie, a ja do tej pory nie mogę znaleźć za nią odpowiedniego zastępstwa - pokręcił głowa w niedowierzaniu. Ciężko było zaufać komuś z ulicy, choćby nie wiadomo jakie CV trzymał w dłoni. W końcu był perfekcjonistą i nie potrafił powierzyć ważnych zadań byle komu, wolał samemu dopiąć wszystko na ostatni guzik. - Byłem oskarżany o spowodowanie tego wypadku, dużo słów padło też w temacie taty, ale na szczęście udało nam się z tego wybronić. Gdyby nie Lavender, proces mógłby toczyć się w nieskończoność - westchnął. Czy potknięcie Huntera spowodowane było przejęciem się rozwodem? O wiele łatwiej było o błędy, kiedy działało się w pośpiechu i emocjonalnie podchodziło do sprawy.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby można było w jakikolwiek sposób przewidzieć przyszłość, Dessielle z całą pewnością nigdy nie spojrzałaby nawet na Huntera, ani tym bardziej nie związałaby się z nim przysięgą małżeńską, którą on sam złamał niezliczoną ilość razy. Niestety teraz było już zbyt późno, by pluć sobie w brodę. W końcu, jakby na to nie patrzeć, błędnych decyzji nie da się cofnąć, a minione lata nie powrócą. Właśnie dlatego Dess, zdecydowała raz na zawsze odciąć się od bolesnej przeszłości, aby móc ruszyć zupełnie inną drogą. Pech chciał, że Beveridge pomimo rozwodu nie dawał o sobie zapomnieć. Nachodził byłą żonę w domu należącym do jej rodziców. Wydzwaniał po nocach, odgrażając się. Doszło nawet do tego, że śledził ją, gdy tylko ta opuszczała swoje bezpieczne schronienie. Nic więc dziwnego w tym, że kobieta w końcu nie wytrzymała i zgłosiła sprawę na policję. Wyprowadzając się po raz kolejny z rodzinnego domu, zadbała także o to, aby jej rodzice dla świętego spokoju, przenieśli się na jakiś czas do mieszkających w Chicago krewnych. Nie zamierzała również przynajmniej na razie, mówić o tym Nathanielowi. Mając na względzie rewelacje, jakimi już zdążyła go obdarować, czuła że nie jest to odpowiedni moment na kolejne tego typu atrakcje. Na całe szczęście, Hunter nie stanowił już dla niej zagrożenia...
- Sama nie wiem, Nate. Jestem trzydziestoletnią rozwódką, bez pracy i perspektyw. - Choć brzmiało to mało zachęcająco, taka była prawda. Świadomość tej życiowej porażki, niezwykle jej doskwierała. - Owszem, jakiś czas pracowałam w zawodzie, pomagając Hunterowi, ale kiedy zorientowałam się, co on wyrabia, odeszłam. Oczywiście nie pozwolił mi pójść do żadnej innej pracy...- Odparła z wyraźnym zniesmaczeniem w tonie swojego głosu. Widząc jak mężczyzna rozsiada się na podłodze, Dess ruszyła jego śladem. Najpierw opróżniła jednak szklankę z alkoholu, po to, aby sięgnąć po butelkę, którą ze sobą zabrała. Gdy zajęła miejsce obok niego, zdjęła z nóg buty na obcasie, w których nie wiedzieć czemu, nagle trudniej było jej się poruszać.
- Wiedziałam o Twoim rozstaniu z Zarą. Chciałam nawet zadzwonić, ale Hunter mi nie pozwolił. - Pamiętała to, jak cholernie wściekła się na chłopaka, gdy ten w przypływie gniewu, rozbił o ścianę należącą do niej komórkę. Słuchając kolejnych słów wypowiadanych przez Covingtona, Beveridge uśmiechnęła się kącikiem ust, wyobrażając sobie korzystającego z życia przyjaciela i to, jak wspaniale czułaby się, gdyby mogła być tego częścią. Niestety w tamtym czasie, los przygotował dla dziewczyny swój własny, nie do końca optymistyczny scenariusz, lecz to co usłyszała chwilę później, zmroziło krew w jej żyłach. Nagle wszystko stało się jasne, a poczucie winy spadło na nią, jak grom z jasnego nieba.
- Nie zasługuję na Ciebie. To z mojej winy spotkało Cię tyle złego. Przeze mnie Hunter darzył Cię tą chorą nienawiścią. Boże, Nate przepraszam. Tak bardzo mi przykro...- Butelkę, którą Dessielle trzymała w ręku, postawiła na podłodze, następnie chowając twarz w dłoniach. Brunetka czuła się okropnie, co zresztą było po niej widać. - Gdybym tylko wiedziała, że on szykuje coś tak okropnego, na pewno bym mu na to nie pozwoliła. - Dodała z całkowitą szczerością, licząc jednocześnie na to, że Nathaniel jej uwierzy. - Kara jaką za to dostał i tak była zbyt mała. Gdyby to ode mnie zależało, usadzilabym go tak, że już nigdy nie postawiłby stopy na żadnym placu budowy...- Prychnęła ze złością, pociągając spory łyk whisky prosto z buletki. - Lav jest świetna w tym co robi. Ani przez chwilę nie wątpiłam w to, że wygracie. - Skwitowała, posyłając mężczyźnie pokrzepiający uśmiech. Dess nie chciała drążyć tego ciężkiego dla nich obojga tematu, więc przekierowała rozmowę na porzucony wcześniej tor.
- Wracając do Zary, zawsze była głupią pindą. Nigdy jej nie lubiłam, nie pasowała do Ciebie. - Oho...zaczęło się. Alkohol krążący w żyłach kobiety, już dawał powoli o sobie znać. - Wyszalałeś się wystarczająco? Udało Ci się znaleźć lepszy materiał na żonę? A dzieci? Masz dzieci, Nate? - Brunetka wyraźnie się ożywiła, wyrzucając z siebie kilka pytań na raz. Z zaciekawieniem przyglądała się przyjacielowi, wyczekując odpowiedzi. Ciekawiło ją to, jaki obrót przyjęło jego własne życie?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”