WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Jak wiele zależało od jednej, niepozornej kartki? Biały papier zapisany czarnym tuszem z delikatnym logiem wyglądał na jeden z wielu leżących na blacie stolika kawowego. A jednak posiadał znacznie większe znaczenie od pozostałych. Litery i cyfry, przyjęte przez papier w zupełnej oziębłości, składały się na słowa i dane, które, złożone w całość, uformowały się w rzeczową informację o tak długo wyczekiwanym wyniku badań.
Wzrok Nate’a już przez dłuższy czas wbijał się w balustradę za szybą. Oparty plecami o ościeże, z wyciągniętymi nogami siedział na pojedynczym schodku, bezwiednie obracając w dłoni małą kostką, zostawioną przez Lydię jakiś czas temu. Myślami błądził zupełnie gdzieś indziej.
Ostatnie dwa tygodnie przyniosły mu sporą huśtawkę emocjonalną, której próbował sprostać. Przywyknięcie do całkiem nowych emocji i obaw nie było proste do osiągnięcia, ale praca i fundacja pozwalały mu na uzyskanie namiastki codzienności. Posiadając pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent szans, oswajał się z obiema możliwościami i, w zależności od wyników, powoli przygotowywał się psychicznie na podjęcie odpowiednich kroków. Wiedział, co należało zrobić, a jednak świadomość, że jego decyzja wpłynie na wiele innych aspektów, dawała mu poczucie ciężkości na sercu, które tego poranka przygniotło go do podłogi.
Choć już poznał odpowiedź, która pozwalała mu na wdrożenie jednego z planów, to wcale nie ułatwiało mu podniesienia się z miejsca. Tego dnia nie poszedł do pracy. Leżący na stoliku telefon, obok korespondencji z laboratorium, wibrował co jakiś czas, informując o przychodzących powiadomieniach i połączeniach. W nich na pewno znajdowała się odpowiedź Lavy na temat wieczornej kolacji, którą miał przygotować. Kolacji, po której również mogło się wiele zmienić.
Nate, weź się w garść. Głos rozsądku odezwał się w jego głowie, nakazując mu pozbierać się i przygotować do ważnego wieczoru. Niespiesznie pojechał na zakupy, po których wziął trochę dłuższy niż zwykle, chłodny prysznic, by resztę popołudnia spędzić w kuchni, skupiając myśli na wegańskim jedzeniu. Gdy piekarnik poinformował o zakończeniu pieczenia, przekręcił kurek, wtedy też usłyszał otwarcie drzwi wejściowych.
- Cześć, kochanie - postarał się o łagodny uśmiech na twarzy, kiedy jego oczom ukazała się jego ukochana. Jej obecność zawsze wpływała na niego kojąco, a jednak czuł, jak jego serce przyspieszyło swe obroty. Podszedł do niej i objął ją ramionami wokół bioder, by złożyć na jej ustach czuły pocałunek. - Jak ci minął dzień? - zapytał z troską, spoglądając w jej oczy. Gdyby nie to, że każdy ich szczegół znał niemal na pamięć, może nie byłby w stanie dostrzec czającego się w nich przygnębienia. Zdawał sobie sprawę, że nie tylko dla niego ostatnio był to trudny czas. Tym cięższe mogło być jego wyznanie.
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
Była ostatnio zmęczona. Miała za sobą kilka nieprzespanych nocy. Problemy z męczącymi ją koszmarami powróciły po kilku latach spokoju. Obrazy, które zdążyły rozmyć się w jej wspomnieniach, znów nabierały wyraźnych kształtów. Plama krwi i leżące w niej ciało. Czy nie było to podobne do tego, co widywała w dzieciństwie? Wśród nich pojawiło się też coś nowego. Martwiło to ją. Nie pomagały ćwiczenia oddechowe, długie spacery z Echo, szklanka whisky przed snem, do tej pory działający rozluźniająco blant. Z pomocą musiały przyjść leki, na które receptę odnawiała co jakiś czas u specjalisty. Jak zawsze udawała, że wszystko jest w porządku. Przecież musiała. W pracy oczekiwano od niej radosnego tonu i energicznie prowadzonej audycji. Echo czekał na nią przy drzwiach, gotowy do kolejnego biegu, do którego już zdążył się przyzwyczaić. Sama narzucała sobie konieczność przybierania maski silnej i zaangażowanej, jakby żadne wyzwanie nie było problemem. A było inaczej. Każdego spojrzenie na słabnącego w jej oczach Rhysa bolało tak, że czuła ucisk w klatce piersiowej, każda rozmowa z Charlotte łamała jej serce. Każdy sztuczny uśmiech posłany osobom na treningu, w kawiarni, na klatce schodowej, po prostu ją męczył. Przecież nie mogła inaczej. Wszystko jest w porządku.
Miała nadzieję, że spotkanie z Nathanielem przyniesie upragnioną ulgę. Tak naprawdę nie miał pojęcia, co przez co ostatnio przechodzi, bo poza suchymi informacjami dotyczącymi stanu zdrowia współlokatora, zdawkowymi odpowiedziami na pytania, jak trzyma się Charlotte, czy próbą opowiadania, co słychać w pracy, nie zwierzała mu się. Miał przecież swoje sprawy. Nie widywali się tak często, jakby tego chciała, a więc nie potrafiła zajmować cennych minut na rozmowy o tym, jak bardzo jest jej źle. Chciała po prostu przez chwilę poczuć ogarniający ją spokój.
– Cześć. – uśmiechnęła się blado na widok mężczyzny. Pojawiła się w jego mieszkaniu punktualnie, w ręku trzymając butelkę białego wytrawnego wina. Ubrana cała na czarno, bo nie miała siły na to, by wybierać ubrania na to spotkanie, choć wyglądała tak, jakby wszystko dobrała, był to awaryjny strój. Obcisłe jeansy z wysokim stanem, luźna czarna koszula, a na to luźny sweter, jedynymi dodatkami był złoty łańcuszek i zegarek. Odwzajemniła czuły pocałunek i pozwoliła sobie na przedłużenie tej chwili w jego objęciach. Tego ciepła potrzebowała w tej chwili. Westchnęła cicho, gdy zadał jej pytanie. – Spokojnie. A twój? – odparła zgodnie z prawdą, od razu chcąc jednak zrzucić z siebie konieczność udzielania szczegółowych odpowiedzi. Pogładziła swój policzek, widząc, jak się jej przygląda. Zmęczenie przykryła podkładem, licząc na to, że kogokolwiek oszuka, chociaż jej spojrzenie mówiło wiele. – Otworzysz? – uniosła butelkę, podając mu wino.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
On również nie potrafił się od niej oderwać. Jej bliskość dawała mu to, czego ostatnio tak mu brakowało. Starał się więc jeszcze chwilę tym nasycić, chwilę przestać myśleć o czymkolwiek. Nie dało się. Wstrzymał na moment powietrze w zastanowieniu nad jej słowami, zanim padło z jego ust: - Zbyt szybko. - Z wolna wypuścił powietrze z płuc. Przyzwyczajona była do tego, że ciągle zajmował się ważnymi sprawami w firmie, a teraz również starał się wprowadzić fundację w życie, ciągle gdzieś pędził, łapiąc chwilę na oddech dopiero przy niej. Mimo tego, że w ostatnim czasie sytuacja poniekąd zmusiła go do zwolnienia obrotów, o niczym nie wiedziała. A dzisiejszy dzień, choć całkiem luźny od zobowiązań, upłynął stanowczo za szybko, nieuchronnie zbliżając się do odkrycia przed Lavą zatajonych informacji. - Jasne - przytaknął, opuszczając ramiona, by złapać za butelkę i wyciągnąć korkociąg z szuflady. - Masz pozdrowienia od Lav. - Zajął się otwieraniem butelki, z której po chwili wydobył się charakterystyczny dźwięk wyciągnięcia korka z szyjki. - Pamiętasz, jak podczas walentynek zobaczyłem ją w tłumie z jakimś facetem? Nadal z nim pisze. I strasznie się szczerzy do telefonu, jak nie ona - przyznał, zapełniając szkło i podając jedną lampkę Lavie. - Mam nadzieję, że wybił jej z głowy… pomysł - w ostatniej chwili zmienił zdanie, starając się nie używać określenia dziecko. Wyciągnął z piekarnika smakowicie wyglądającą zapiekankę z warzywami i przełożył na talerze. Praktycznie cały dzień nie wziął do ust ani kęsa, ale jakoś szczególnie nie miał apetytu. Ten widok niczego nie zmienił. Mimo to planował zmusić się do jedzenia. - Zapraszam - wskazał na przygotowane dla kobiety miejsce przy stole, na którym położył talerz.
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
– Skąd ja to znam. – zaśmiała się. Dla niej też doba bywała za krótka. Miała tyle rzeczy do zrobienia, a jednocześnie miała ochotę nakryć się kocem i ukryć we własnym pokoju i pozwolić, by dni przepływały jej przez palce. Większość rzeczy całe życie robiła dla siebie, nigdy nie chciała pracować dla kogoś, by odpowiadać przed szefem i wykonywać polecenia, nie widziała siebie jednak w roli szefa, bo odpowiedzialność za własną firmę była ogromna. Za każdym razem była pod wrażeniem, że Covington panował nad całą firmą, wszystkimi pracownikami, a do tego cały czas próbował robić coś nowego.
– Och, dziękuję. Również ją ode mnie pozdrów, gdy się spotkacie. – odpowiedziała z uśmiechem. Z tego, co wiedziała, to widywali się całkiem często, więc na pewno okazja do przekazania pozdrowień nadejdzie niebawem. – Mhm – mruknęła i pokiwała głową, przypominając sobie, że faktycznie Nate wspominał, że Lavender gdzieś mu w kinie mignęła, ale dość szybko zniknęła na sali, więc nie było im dane się przywitać. – To świetnie. Wiesz, co to za facet, czy na razie niewiele wam mówi? – dopytała, ciągnąc temat przyjaciółki Nathaniela. Zastanawiała się, czy to już był ten etap, kiedy była gotowa go przedstawić, czy na razie wykonywała ostrożne kroki. – Jaki pomysł? – uniosła spojrzenie, znad lampki wina, w którą wpatrywała się przed chwilą i którą obracała w palcach, ale jeszcze nie przyłożyła jej do ust. Wstała po chwili, by nalać do szklanki wodę i postawić ją po swojej stronie stołu.
– Dziękuję, wygląda wspaniale! – uśmiechnęła się, na widok jedzenia. – Naprawdę doceniam, że ostatnio eksperymentujesz z wegańską kuchnią. – dodała, cmokając go w policzek i zajmując wskazane przez niego miejsce. – Nie chcecie, żeby Lavender zakładała kancelarię? – dopytała, wracając do tematu jego przyjaciółki. Aktualnie orientowała się tylko w tym, że taki miała plan i była nieco zaskoczona, że ktoś miał jej go wybijać z głowy.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Ciągła praca kiedyś stanowiła dla niego ucieczkę przed osobistymi problemami, z czasem stało się to stylem życia. O wiele łatwiej było gonić za karierą i spełniać się w zawodzie, kiedy nie pozostawało nic innego. Kiedy nie marzyło się o posiadaniu właściwej kobiety u boku czy założeniu rodziny. Nate dopiero od niedawna zaczął zdawać sobie sprawę z tego, co przytrafiło mu się całkiem przypadkiem. Że dla niej byłby w stanie poświęcić więcej czasu. Niestety, jedna kartka papieru potrafiła wiele zmienić.
- Oczywiście. Dobrze jest mieć teraz pomoc prawniczą pod ręką - odparł, przytakując głową. Praca przy fundacji wymagała konsultacji w kwestii prawnej, a skoro Lavender zaoferowała się pomóc to nie mógł nie skorzystać. - Chyba na razie woli nie zapeszać. Albo stara się go ukryć przed całą resztą - przyznał, na koniec spoglądając na Lavę znacząco, a w kącikach jego ust czaił się uśmiech. Przypomniał sobie, ile czasu jemu się zeszło, by zapoznać Lavę ze swoimi przyjaciółmi i użył tych słów, żeby poniekąd się wytłumaczyć. Nie lubił się przechwalać, kiedy spotykało go szczęście, a to było największe, jakie dotychczas uzyskał. - Najgłupszy z możliwych - mimowolnie przewrócił oczami, ciągle nie potrafiąc się pogodzić z upartością przyjaciółki w tak delikatnej kwestii.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł, odwzajemniając uśmiech. Nie dla każdego byłby w stanie zdobyć się na taki gest, ale ona przecież nie należała do “każdych”. Gotowanie i kulinarne eksperymenty dotyczyły tylko tych, o których się troszczył. Usiadł naprzeciw niej. - Nie, własna kancelaria byłaby spełnieniem jej marzeń. Ale ma jeszcze jedno, które… na razie ma marny procent szans na spełnienie - nieco ściągnął brwi, nie będąc pewnym, jak to ująć. - Jeszcze do niedawna chciała zajść w ciążę. A to, mimo jej pozytywnych wyników leczenia… nie jest zbyt wskazane - stwierdził poważnie, po czym spojrzał na Lavę. Każdy przyjaciel obawiałby się o zdrowie przyjaciółki, to pewne. Mimo że poniekąd rozumiał jej potrzebę posiadania dziecka, a właściwie podejrzewał, z czego ona się brała, to i tak nie pozwoliłby na to, by sama sobie zrobiła krzywdę. - A jak tam twój współlokator? - zapytał z zainteresowaniem, którym próbował stłumić dziwne poczucie... niepokoju? Kath miała rację - czuł się coraz dziwniej z myślą, że zajmowała się innym mężczyzną, poświęcając mu zbyt wiele uwagi.
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
– Rozumiem. – uśmiechnęła się w odpowiedzi. Rozumiała, że na wstępnym etapie znajomości nie chciała się chwalić, by nie zapeszać. Z drugiej jednak strony poznanie osoby, którą się lubiło, ze znajomymi mogło przedstawić ją w zupełnie innym świetle. Czasem dobrze było poznać opinie znajomych, zobaczyć, jak dogadują się z nową osobą, a także dany wybranek albo wybranka w takiej sytuacji. Znajomi byli jednak znajomymi, więc przedstawianie ich nie było podobne do zapoznania z rodzicami, więc można im było przedstawić naprawdę wiele osób. Bo czemu nie?
Przyglądała się Nathanielowi, gdy ten opowiadał o marzeniach Lavender. Powoli kiwała głową, mając nadzieję, że rozumie to, o czym do niej mówi.
– To dobrze, że ją zbadali… – zmarszczyła czoło, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć. – I że to nie jest coś poważniejszego. – dodała, mając wrażenie, że to powinno być dobre podsumowanie. Jej rozumowanie było proste – skoro było coś, co mogło zagrażać jej zdrowiu i miała na to wpływ, to jasne było, że się na to nie zdecyduje, by być zdrowa. Uśmiechnęła się więc miękko, ciesząc się z tego, że Lavender nie usłyszała diagnozy o poważnej nieuleczalnej chorobie.
– Rhys. – przypomniała mu, tak na wszelki wypadek, gdyby zapomniał imienia jej współlokatora. – Całkiem nieźle, tak mi się wydaje. – przyznała z bladym uśmiechem. Wiedziała, że Rhys nie lubił opowiadać o swojej chorobie, więc i ona zachowywała dla siebie te szczegóły. – Zna już termin swojej operacji. Pod koniec marca polecę z nim na kilka dni do Minnesoty. – dodała, przypominając sobie, że chociaż tyle już wie i powinna te ostatnie dni miesiąca jakoś zaplanować, a jeśli Nate chciałby ją w czymś uwzględnić, to musiał wiedzieć, że nie będzie jej w Seattle.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Odkąd Nate stracił rodziców, najbliższą jego rodziną stali się przyjaciele, bez których nie wyobrażał sobie funkcjonowania. Może nie spotykali się zbyt często i z pewnym opóźnieniem nadrabiali niektóre wydarzenia w ich życiach, ale tak czy inaczej dzielili się ze sobą ważnymi informacjami i przeżywali je wspólnie - zarówno te dobre, jak i te gorsze. Miał wrażenie, że przez ostatnie lata ich paczka tylko bardziej się umacniała, dlatego każde z nich poniekąd czuło się członkiem większej rodziny, nie związanej ze sobą krwią. Kiedy kogoś świadomie lub podświadomie, zaczynało się traktować poważniej, stawało się to nie lada wydarzeniem, którym chciało się podzielić z tymi, którym się ufało.
- Tak, to świetna wiadomość. Z tym, że ona nie do końca to rozumie i ciężko ją przekonać do zmiany zdania - westchnął mimowolnie, zmęczony sytuacją, która ostatnio coraz bardziej była ponad jego siły. Jako przyjaciel chciał dla niej jak najlepiej, nie mógł więc pogodzić się z ryzykiem, jakiego chciała się podjąć. Miał jednak nadzieję, że poznanie mężczyzny dobrze na nią wpłynie i dzięki niemu odłoży te plany na bok, zwyczajnie ciesząc się z tego, co jej los podarował.
Skinął głową, bo dokładnie wiedział, jak miał na imię jej współlokator. To imię co jakiś czas padało w trakcie rozmów, kiedy Lava wspominała jakieś wydarzenie, ubarwiające codzienność w mieszkaniu z obcym mu mężczyzną. Albo gdy powiedziała o tamtym wypadku, którego stała się świadkiem. Do tej pory słyszał w głowie jej głos pełen przejęcia i zmartwienia. - A co z jego bliskimi? - ściągnął brwi. Starał się brzmieć naturalnie, choć ta informacja poniekąd zaczęła go uwierać. W jego głowie zaczęły rodzić się natarczywe pytania. Naprawdę nie posiadał bliższych mu osób i musiała z nim jechać jego współlokatorka? Lava nie potrafiła odmówić pomocy, to pewne. Ale czy jej obecność przy nim rzeczywiście była tak konieczna?
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
Chwyciła widelec i nabrała na niego pierwszą porcję, dając jedzeniu chwilę, by przestygło. Pachniało wspaniale i miała ochotę już spróbować, jednak odłożyła widelec, gdy Nate zadał pytanie. – Nie ma z nimi kontaktu. – odparła krótko, lekko wzruszając ramionami. Mina Covingtona mówiła jednak, że nie była to wystarczająca odpowiedź. Współlokator opowiadał jej nieco o swoich relacjach z rodziną i jego słów wynikało, że nikt nie będzie szczególnie zainteresowany jego stanem zdrowia albo wycieczką do Minnesoty, by towarzyszyć mu w szpitalu. A przecież ktoś musiał tam z nim być. – To chyba trudna relacja rodzinna i nie jestem pewna, czy wiedzą do końca, że Rhys jest chory. Wspominał o nich, ale nie jest to raczej przyjemny temat, więc nie dopytywałam. W każdym razie… nie będą mu towarzyszyć w czasie operacji. Ani po niej. Dlatego lecę tam ja. I chyba Charlotte. – wyjaśniła, spoglądając na mężczyznę, a potem na krótką chwilę zawieszając wzrok na kieliszek z winem, w końcu decydując się na to, by wziąć do ręki wodę. Rhys miał bliskich sobie ludzi, z którymi niekoniecznie łączyły go więzy krwi i ona to rozumiała.
– Ktoś musi przy nim być. Sama też chciałabym, żeby ktoś bliski i ktoś, komu ufam, był przy mnie, gdybym była w podobnej sytuacji. – przyznała szczerze. Miała to szczęście, że miała rodzinę, z którą miała kontakt, miała przyjaciół, na których mogła liczyć oraz Nathaniela, który byłby przy niej, gdyby stało się coś złego. Była przekonana, że Nate też byłby gotowy polecieć do innego stanu, by być przy swoich przyjaciołach. Znów łapiąc widelec, tym razem w końcu próbując jedzenia.
– Pyszne. Dziękuję, że przygotowałeś to specjalnie dla mnie. – uśmiechnęła się, przesuwając rękę, by pogładzić palcami wierzch dłoni Nathaniela. Naprawdę doceniała, że się tak starał i próbował nowych rzeczy. Jedzenie było świetne, a ona poczuła, że była naprawdę głodna.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Sięgnął po widelec i trochę rozdłubał zapiekankę. Włożył w nią dziś zdecydowanie dużo pracy i serca, między innymi po to, by skupić na czymś swoje myśli, ale starał się również przy tym sprostać preferencjom smakowym Lavy.
Na jej odpowiedź pierwsze, co przyszło mu na myśl to stwierdzenie: wygodne. Dla niego rodzina stanowiła wyjątkową wartość. Nie wyobrażał sobie trzymać się od niej z daleka ze względu na zwady, które przecież nie mogły aż tak zaważać na relacjach, by nikomu nie przyznać, w jak ciężkim było się stanie. Owszem, sam po potrąceniu nie przyznał się od razu przyjaciołom i Lavie, ale to była kwestia czasu, nim wydobrzał. Przypadek Rhysa wyglądał znacznie poważniej. - To jak rozwiązałby sprawę, gdybyś u niego nie zamieszkała? - zapytał, choć w istocie ta kwestia nie wzbudzała jego szczególnego zainteresowania. Na świecie było mnóstwo takich przypadków, mężczyzna nie stanowił wyjątku i jakoś musiałby sobie poradzić, gdyby nie miał u boku prezenterki radiowej. Ale ją miał. Znacznie częściej, niż Nate.
Zawiesił widelec nad jedzeniem i podniósł spojrzenie na dziewczynę.
- Ty nigdy nie będziesz sama. Masz wielu wspaniałych ludzi wokół siebie, którym zależy na tobie - odparł zgodnie z prawdą, przywołując na twarz ciepły uśmiech. On również się do nich zaliczał i bez wahania podjąłby się lotu z nią, żeby dopilnować, by wszystko poszło zgodnie z planem. Ponownie skupił swoją uwagę na widelcu, próbując potrawy. Ostatnio zbyt często zapominał o jedzeniu, ale sam smak zapiekanki nie sprzyjał zwiększeniu się jego apetytu.
- Przynajmniej tyle mogę zrobić - przyznał, odwzajemniając jej gest. Przynajmniej jednej osobie apetyt dopisywał. Mimo że wiedział o jej niezbyt dobrym samopoczuciu w ostatnim czasie i proponował jej pomoc w czymkolwiek, to nie chciała od niego niczego więcej. W żaden sposób nie czuł się jej zbawicielem, bo to była tylko zapiekanka. Ale nie dał tego po sobie poznać. - Rozmawiałem wczoraj z Raine o fundacji. Zgodziła się ją reprezentować - oświadczył ze spokojem, po czym sięgnął po wino i upił łyk. Dotarcie do tak ważnego kroku świadczyło o tym, że kiedy tylko fundacja ruszy, nie będzie musiał mieć jej na głowie. Kto by pomyślał, że zyskany czas będzie musiał przeznaczyć na kogoś zupełnie innego, niż to obiecywał?
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
– Wtedy pojechałaby z nim sama Charlotte. – odparła, wzruszając lekko ramionami. Niestety nie miała okazji poznać innych bliskich mu osób, bo mieszkała z nim od niedawna, a w dodatku był chory, co raczej ograniczało możliwości kontaktu z ludźmi. – Zresztą sytuacja wygląda tak, że z nim mieszkam, więc go wspieram. Minęły już ponad dwa miesiące, odkąd spędzam z nim codziennie czas, więc nie wiem… wydaje mi się, że będzie mu raźniej, gdy pojadę z nim. – dodała, spoglądając na Nathaniela. – W dodatku sprawy przybrały bardzo przykry obrót, Charlotte w obecnej sytuacji też nie jest w stanie przy nim być. – westchnęła cicho, przypominając Nathanielowi o tym, że jej przyjaciółka niedawno straciła dziecko i jej żałoba utrudniała jej… no cóż, po prostu życie.
– Mam nadzieję. – odparła, również się uśmiechając. W końcu miała całą wielką rodzinę, prawda? A każdy z jej członków właśnie przez to, że został uratowany, był gotów pomóc tym, którzy pomogli mu. Dlatego też Lava była gotowa pomagać, bo chciała, by każdy mógł otrzymać swoją szansę.
– Och, to miło. – pokiwała powoli głową. – Czyli… masz już całą ekipę? – uniosła pytająco brew. – Myślę, że w większym wszystko pójdzie szybciej i może bez większych potknięć. – przyznała z uśmiechem. Była nieco zaskoczona, że Nate ostatecznie zdecydował się oddelegować niektóre z zadań, bo do pewnego momentu była przekonana, że we wszystkim będzie chciał uczestniczyć. Może to i dobrze? W końcu szefowie nie mogli mieć wszystkiego na głowie, bo istniało ryzyko, że w którymś momencie nie będą w stanie wszystkiego kontrolować.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Poczekaj, a co z Grammys? - zapytał, przypominając sobie o ważnym zawodowym wydarzeniu, o którym wspominała mu niedawno i spojrzał na nią badawczo. Miał nadzieję, że ten wyjazd nie wpłynie na jej aktywność zawodową, o której mówiła dotychczas z takim zapałem. Zawsze zależało mu i będzie zależeć na jej dobrze, bardziej, niż na kimś, z kim do tej pory nie miał większej styczności. Nie oszukujmy się, Nate’owi trudno było zaufać komuś, kogo nie znał.
- Mniej więcej - przyznał, unosząc w górę delikatnie kącik ust, choć czuł, jak w ton jego głosu wkradała się melancholia. Odłożył widelec. - Ostatnio zrozumiałem, że nie mogę całego życia poświęcić tylko pracy. Część obowiązków dotyczących fundacji spadła na Raine, z częścią związaną z firmą doskonale radzi sobie Dess. - Obu kobietom był wdzięczny za to, że zgodziły się uczestniczyć w obu przedsięwzięciach. Z Dessielle, jako jego prawą ręką, świetnie się współpracowało. Intuicyjnie wiedziała, czego potrzeba firmie i jak załagodzić kryzys. Mógł na nią liczyć zawsze, kiedy będzie potrzebował chwili wolnego albo po prostu luźniejszego dnia. Okazała ogromną wyrozumiałość w ciągu ostatnich dwóch tygodni, i to dzięki niej mógł trochę sobie odpuścić prezesurę, czego ostatnio bardzo potrzebował. Przymknął oczy, kiedy powróciła do niego sytuacja, z którą mierzył się w ostatnim czasie, bijąc się z myślami. - Lavo… muszę ci coś wyznać - zaczął niespodziewanie i spojrzał na nią. - W ciągu tych ostatnich dwóch tygodni tak wiele się wydarzyło… - zawahał się nad następnymi słowami, tracąc nagle pewność, co powinien powiedzieć i uciekł spojrzeniem na stół - …wyjechałem z Siriusem na weekend nie dlatego, że on tego potrzebował, ale dlatego, że musiałem wyjechać na chwilę z miasta. Poukładać sobie pewne rzeczy w głowie… - Nie brzmiało to do końca składnie, dlatego pokręcił głową. - Okazało się, że mam dziecko. Jestem ojcem ponad rocznej dziewczynki - wyznał w końcu to, co mu ciążyło na sercu i ostrożnie podniósł wzrok na siedzącą naprzeciw kobietę w oczekiwaniu na reakcję. Już wcześniej wyznał to kilku osobom, ale to zdanie Lavy napawało go lękiem. Za bardzo mu na niej zależało, by nie bać się konsekwencji.
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
– Cindy zadbała o to, by zgarnąć to zlecenie. – wzruszyła lekko ramionami, na samo wspomnienie ostatniego spotkania w pracy, gdy dowiedziała się, że koleżanka prowadząca weekendową, bardziej rozrywkową audycję, została wybrana, by pojechać na Grammys. – Podobno spotyka się z dyrektorem. – dodała, w kwestii rozjaśnienia sytuacji. Lava chciała lecieć do Vegas, jednak co mogła zrobić, gdy konkurencją był ktoś, kto sypiał z szefem? Musiała więc cieszyć z samej propozycji oraz tego, że oznaczało to, że w jakiś sposób ją doceniają. Jej bezpośredni przełożony nie był zachwycony ostatecznym wyborem, jednak tez nie miał nic do powiedzenia.
– Cieszę się. – odparła z uśmiechem. – Może będziesz miał więcej czasu na wycieczki. – zauważyła nieco radośniej. Wiele ich spotkań nie dochodziło do skutku, bo Nathaniel musiał zostać dłużej w pracy albo wyskakiwało mu ważne spotkanie. Gdy będzie miał wsparcie, będzie miał czas, by zająć się sobą, nieco odpocząć, a przy okazji może znajdzie chwilę dla niej? Miała wrażenie, że ostatnio widują się coraz rzadziej.
– Hm? – nieco zaniepokojona jego miną, a także poważnym rozpoczęciem nowego tematu, zmarszczyła czoło i odłożyła widelec, by na niego spojrzeć i wysłuchać. Pokiwała powoli głową, zgadzając się z tym, że ostatnie tygodnie były nieco szalone, choć wydawało się, że trwało to od dłuższego czasu. Przechyliła lekko głowę, wyczekując tego wyznania i przyglądając się mężczyźnie. W jej głowie pojawiły się niespokojne myśli, od razu zaczęła się zastanawiać, co mogło takiego się stać, żeby było tak trudne do powiedzenia. – Rozumiem. – mruknęła, miał przecież prawo wyjechać, by odświeżyć głowę i uporać się z przytłaczającymi go sprawami, nie widziała w tym nic złego. Sama czasami miała ochotę na chwilę się schować przed światem. Gdy jednak po chwili okazało się, że to nie praca była problemem, wciągnęła głęboko powietrze, zaskoczona tym, co powiedział.
– Dziecko? – powtórzyła, próbując to jakoś przetworzyć. – Z kim? – to pytanie jako pierwsze przyszło jej na myśl, chociaż wypowiedziała je całkiem spokojnie. – Skąd wiesz? – rzuciła niemal od razu, bo przecież skoro się okazało, to chyba nie ukrywał tego przed nią przez rok, prawda? Ktoś musiał do niego przyjść i mu o tym dziecku powiedzieć. – Tego się nie spodziewałam. Ty chyba też... co planujesz? – jej mina zdradzała jej dezorientację, jednak nie miała pojęcia, jak powinna w tej sytuacji zareagować i co powiedzieć.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Najbliżsi i pasje są najważniejsze w życiu. - Jego życiu. I w tej właśnie kolejności. Gdyby nie świadomość bycia ojcem, zyskany czas poświęciłby na to, co kochał. Byliby to nie tylko przyjaciele i podróże, ale także Lava. Która nie była świadoma, że należy do tego grona. A on nie miał pewności, że rzeczywiście chciała do niego należeć.
Z każdą chwilą coraz większe miał wrażenie, że ten wieczór był tylko grą pozorów. Wiedział, co czul do Lavy i starał się jej to okazywać na każdym kroku, ale ciążące mu wydarzenia sprawiły, że nie mógł już dłużej udawać, że wszystko było w porządku. Jej rzucone niemal na raz pytania i oszołomienie wymalowane na twarzy były tym, czego mógł się spodziewać, ale bynajmniej nie poczuł się z tego powodu lepiej. Tego typu rozmowę przeprowadzał już z Siriusem, Leonardem i Dess, a na rozmowę z Lavą przygotowywał się w myślach przez ostatnie kilka dni. Doświadczając jednak jej reakcji, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, który niepostrzeżenie skierował jego myśli do odwrotu, jakby mógł jeszcze skłamać i wszystko naprostować. Z tym, że dokonał już decyzji i nie widział możliwości odwrotu.
- Pamiętasz, jak niedawno stałem się świadkiem stłuczki i pomogłem jednej kobiecie z autem? Dałem jej wizytówkę i… odezwała się. Uświadomiła mi, że kiedyś już się spotkaliśmy. Na noc przed wypadkiem taty - zaczął spokojnie, kontrolując opanowanie tonu i oddech. Ostatnia noc, kiedy tak popłynął. Jednocześnie pamiętna i niepamiętna. - Jedyne, co chce Maddie, to poznać prawdę. Nie ma względem mnie żadnych wymagań. I przez wzgląd na niepewność jeszcze nie poznałem małej - przyznał, starając się możliwie w jak najlepszych barwach przedstawić kobietę, bo sądząc po przebiegu ostatnich rozmów, często pierwszą myślą było przeświadczenie, że mogła go chcieć naciągnąć. Dzisiaj nie miał już żadnych podstaw, by temu zawierzyć. - Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził najpierw, czy to prawda. Zrobiłem badania na ojcostwo i dziś przyszedł wynik. Pozytywny. - Ostatnie słowo brzmiało jak wyrok, z którym nadal mimo wszystko się oswajał. Był ojcem małej Swanson, to było więcej, niż pewne. - Nie będę tchórzem, nie wyrzeknę się swoich czynów, poniosę ich konsekwencje. I zapewnię Nadii wszystko, czego będzie tylko potrzebowała - wyznał ostatecznie z powagą w głosie. Brzmiał zdecydowanie, jakby dokładnie przemyślał sprawę. Właściwie nie mógł przestać o tym myśleć, ale nie mógł przewidzieć, co go czekało.
prezenterka radiowa
KIRO Radio
columbia city
– Mhm. – pokiwała głową w odpowiedzi, pamiętając, że opowiadał o stłuczce. Nie miała jednak pojęcia, że podczas spotkania z tamtą kobietą, Nathaniel dowie się o rzeczach, które znacząco zmienią jego życie. Miał to szczęście, że był dorosłym facetem w dość stabilnym okresie swojego życia, miał firmę, pieniądze, mieszkanie, a więc tak naprawdę w jakiś sposób mógł bez obaw zaangażować się w ojcostwo, nie martwiąc się o to, czy będzie go stać na alimenty. Zresztą Nathaniel nigdy nie uciekał od odpowiedzialności, co na przykład w jakiś sposób potwierdzała fundacja, którą założył.
Przyglądała się Covingtonowi, gdy ten odpowiadał na jej pytania, dzieląc się z nią tymi dość ważnymi informacjami. Nie miała pojęcia, co powinna teraz powiedzieć oraz jakiej reakcji od niej oczekiwał. Była zaskoczona. – Czyli Sirius już wie od jakiegoś czasu? Od jak dawna? Od kiedy ty wiesz? – zastanawiała się, od jak dawna Nathaniel o tym wiedział, skoro zdążył wyjechać na weekend z Siriusem, spotkać się z kobietą i zrobić test na ojcostwo. Dlaczego ona o niczym nie wiedziała? Nie denerwowała się jednak, nie unosiła głosu, a na jej twarzy faktycznie malowało się bardziej zaskoczenie, a nie pewnego rodzaju frustracja. Leki uspokajające, które od kilku dni brała, by lepiej spać, robiły swoje.
– Niesamowite, jak jedna noc zapomnienia potrafi wywrócić życie do góry nogami. – wymamrotała i z niedowierzaniem pokręciła głową. Sięgnęła w końcu po kieliszek z winem, którego do tej pory nie tknęła i wzięła większy łyk, czując jak zimny płyn, w ten przedziwny sposób, rozgrzewa jej przełyk. – Czyli… ona, Maddie, tak? Chce, żebyś był w życiu tego dziecka? – dopytała, bo nie była pewna, czy była to decyzja Nathaniela o ponoszeniu konsekwencji jako dawcy nasienia, czy zdążył już ustalić z matką dziecka, że ma wejść w rolę ojca. – Kiedy je poznasz? W sensie dziecko... – uniosła pytająco brew. Była ciekawa.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- O możliwości bycia ojcem dowiedziałem się dwa tygodnie temu. Siriusowi powiedziałem podczas wyjazdu. Pierwsze, co zrobiłem po powrocie to badania - powiedział cierpliwie, starając się udzielić Lavie rzeczowych wyjaśnień. Miała prawo zadawać pytania, na które odpowiedzi zaczęły podświadomie wywoływać w nim wyrzuty sumienia. Do tej pory jego zachowanie wydawało mu się logicznym, w końcu to na jego barki spadł ciężar, a wiedząc, że ona także przeżywała trudniejsze chwile, nie chciał obciążać również jej. Starał się z tym wszystkim sobie poradzić, głównie sam, choć kiedy podzielił się tym z Dess, w zamian otrzymał od niej bezwarunkowe wsparcie. Poza tym, nie wiedział, jakiej reakcji powinien od Lavy oczekiwać, ale spokój, jaki okazywała, wyglądał podejrzanie.
- Taak - westchnął ciężko i oparł się plecami o oparcie krzesła. Nie chciał tego, ale stało się i teraz musiał ponieść za to odpowiedzialność. Świadomość posiadania dziecka wiele zmieniała w jego myśleniu, a sumienie nakazywało mu poważnie podejść do kwestii ojcostwa. Czekało go wiele zmian. Przytaknął na imię, które w natłoku informacji udało się dziewczynie wyłapać. - Tak, jak mówiłem, chciała przede wszystkim poznać prawdę, ale decyzja należała do mnie. A ja postanowiłem wykonać badanie i ewentualnie wziąć na siebie odpowiedzialność. To jedyne słuszne wyjście. - W tonie jego głosu brzmiała pewność, a wybrzmiałe na głos słowa tylko utwierdzały go w swoim przekonaniu. Nie wybaczyłby sobie, gdyby nie podszedł do tego przyzwoicie. Tak właśnie został wychowany. I choć całe wydarzenie nie napawało go dumą, a pewnie tym bardziej jego rodziców, gdyby żyli, to wiedział, co powiedziałby mu Andrew. Musiał postąpić, jak mężczyzna. - Nadię - przypomniał jej. To imię już zdążyło mu się wyryć w pamięci. - To kwestia kilku najbliższych dni. Mimo że patrzyłem, jak Lydia rośnie, to chyba nie to samo - pokręcił głową. Kompletnie nie miał pojęcia, jak się zachować. Przypuszczał, że zupełnie inaczej traktowało się dzieci znajomych, a inaczej własne. Własne… nadal się z tym oswajał i tak będzie, dopóki spotkania z córeczką nie staną się codziennością. - Lav i Kath jeszcze o niczym nie wiedzą. Katherine co prawda jest w ciąży, a Lavender ma głowę zajętą facetem, ale dla Lav tak czy inaczej może to być cios - wyznał swoje obawy, delikatnie przy tym muskając palcami powierzchnię stołu, po czym prychnął. - W dodatku przypadkiem dowiedziałem się, że ten facet to brat Maddie. - Jakby tego wszystkiego było mało. Wiedział, że prędzej, czy później się to wyda, ale nie podejrzewał, że Seattle było tak małe, by prawniczka trafiła akurat na podróżnika, który był wujkiem Nadii.