WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
– Dla mnie zawsze będziesz piękna – powiedział z rozczuleniem – Po prostu zauważyłem żelkę ostatnio i myślałem, że może masz flow na słodycze – stwierdził spokojnie, spoglądając w ciemne oczy szatynki i uśmiechając się nieśmiało, trochę jak biedny chłopiec, który przyszedł przeprosić sąsiada, za to, że jego piłka wybiła mu okno.
– Rozumiem, po prostu Connie nie chciała mi dać twojego adresu i… Musiałem się z tobą spotkać – powiedziała spokojnie, mając ochotę ją do siebie przygarnąć, przytulić i po prostu z nią pobyć. Uśmiechnął się delikatnie, lustrując zdjęcie USG, na którym widział pewnie głównie rozmazaną plamę, bo to facet i w sumie chuja tam o takich rzeczach wiedział.
– Szesnasty tydzień? – nawet on nie był tak głupi, żeby nie wiedzieć, że w tym czasie Rosie zaliczyła sporo imprez, z Vegas na czele, ale wiedział też, że w takim razie na jakieś 200% to musiało być jego dziecko. – Będziemy mieć córeczkę? – uśmiechnął się z rozczuleniem i niewiele myśląc objął ją mocno w pasie, uniósł i obkręcił się wokół własnej osi. – Będziemy mieć córeczkę – powiedział, stawiając ją na podłodze i odetchnął głęboko. – Wróć do domu, Rosie – powiedział cicho, delikatnie ujmując jej dłoń, bo to zdjęcie… Kurwa, to było jego dziecko, no czuł to w kościach!
-
– Aha – pokiwała głową, pokazując na pudełko czekoladek które dzielnie dzierżyła pod pachą. W kieszeni scrubsow miała też batonika, ale jakiegoś zbożowego – Wiem. Prosiłam ją o to. – wepchnęła ostatnią czekoladkę do ust i otarła dłonie o ciemny materiał spodni, żeby nie pobrudzić nimi zdjęcia. Generalnie, to Rosie była zakochana w tym dziecku od zobaczenia dwóch kresek ale jak zobaczyła na usg serduszko i jeszcze, że to będzie dziewczynka… Boże, zawsze chciała mieć córeczkę. Taką jak Hales i Vittoria, żeby robić jej warkoczyki, ubierać w cute sukienki i skórzane kurtki jednocześnie. Ahh.
– Nie wiem jak to możliwe, że się nie połapałam. Myślałam, że to po odstawieniu tabletek się coś popsuło w moim organizmie. Trochę wstyd, że jestem lekarzem i się nie skapnelam – faktycznie, była podczas badania odrobine zażenowana, teraz gdy o tym mówiła zresztą tez. Po za tym dziecko przecież się ruszało, ale to ignorowała – Tak i… – chciała coś jeszcze powiedzieć ale ją podniósł, więc jedynie pisnęła, obejmując go ramionami za szyje. O! Taka reakcja o wiele bardziej jej pasowała! Dlatego gdy postawił ją na ziemie, pociągnęła go tak żeby się pochylil, sama stanęła na palcach i uniosła głowę żeby patrzeć mu w oczy. Och.
– Porozmawiamy o tym później, dobrze? – typowa Rosie, każdy niewygodny temat odkłada na później – Możemy się spotkać po mojej pracy, wtedy Ci wszystko wyjaśnię, bo nie chcę tu rozmawiać – jeśli znów miał być armagedon to wolała go przezywać gdzie indziej.
-
– Aha – pokiwała głową, pokazując na pudełko czekoladek które dzielnie dzierżyła pod pachą. W kieszeni scrubsow miała też batonika, ale jakiegoś zbożowego – Wiem. Prosiłam ją o to. – wepchnęła ostatnią czekoladkę do ust i otarła dłonie o ciemny materiał spodni, żeby nie pobrudzić nimi zdjęcia. Generalnie, to Rosie była zakochana w tym dziecku od zobaczenia dwóch kresek ale jak zobaczyła na usg serduszko i jeszcze, że to będzie dziewczynka… Boże, zawsze chciała mieć córeczkę. Taką jak Hales i Vittoria, żeby robić jej warkoczyki, ubierać w cute sukienki i skórzane kurtki jednocześnie. Ahh.
– Nie wiem jak to możliwe, że się nie połapałam. Myślałam, że to po odstawieniu tabletek się coś popsuło w moim organizmie. Trochę wstyd, że jestem lekarzem i się nie skapnelam – faktycznie, była podczas badania odrobine zażenowana, teraz gdy o tym mówiła zresztą tez. Po za tym dziecko przecież się ruszało, ale to ignorowała – Tak i… – chciała coś jeszcze powiedzieć ale ją podniósł, więc jedynie pisnęła, obejmując go ramionami za szyje. O! Taka reakcja o wiele bardziej jej pasowała! Dlatego gdy postawił ją na ziemie, pociągnęła go tak żeby się pochylil, sama stanęła na palcach i uniosła głowę żeby patrzeć mu w oczy. Och.
– Porozmawiamy o tym później, dobrze? – typowa Rosie, każdy niewygodny temat odkłada na później – Możemy się spotkać po mojej pracy, wtedy Ci wszystko wyjaśnię, bo nie chcę tu rozmawiać – jeśli znów miał być armagedon to wolała go przezywać gdzie indziej.
-
– A ja jej i Nickowi męczyłem dupę, ale się nie złamała, twarda z niej zawodniczka – zaśmiał się pod nosem. – Ale rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. Nie chciałaś, żebym cię nachodził i potrzebowałaś czasu – takie oto usprawiedliwienie dla niej napisał, bo jednak domyślal się, że o to mogło chodzić. Zupełnie nie wiedział, nie docierało do niego i nawet nie brał pod uwagę takiej opcji, że mogłaby mieszkać u Davida, no kurwa!
– Nie no, też… Dużo się działo – okej, dziwne, że nie zauważyła, ale no już wolał tego nie komentował, tak? W każdym razie, potem on ją podniósł, ona stanęłą na palcach i faktycznie się nad nią pochylił, patrząc z czułością jej oczy. Przechylił delikatnie głowę i westchnął.
– W porządku, ale… Wszystko okej? Jeśli ktoś ci będzie robił problem z wyprowadzką, to go pozwiemy, Rose – wzruszył ramionami i w tym momencie podszedł do nich David z uroczym uśmiechem wręczając Rosemarie jakiś niebieski sweter.
– Rosie, zapomniałaś swojego ulubionego swetra z domu, a wiem, że teraz częściej jest ci chłodno i pomyślałem, że ci go przywiozę… Och, znowu Ty… – wywrócił oczyma, patrząc na Chrisa i wciskając w ręce Rose sweter.
– Mieszkacie… Razem? – spytał, zaczynając sobie masować skronie, bo kurwa to wszystko się kupy dupy nie trzymało w jego głowie. – Mieszkasz z nim? – zapytał już typowo Rosie, nie dowierzając zupełnie.
-
– Kończę o 13 – oznajmiła mu. David jej tak ustawiał pewnie zmiany żeby nie pracowała więcej niż 8 godzin ku wkurwieniu reszty pracowników Zresztą, w ogóle był irytującym człowiekiem o czym zaraz się przekonali. Zacisnęła usta, ze złością odbierając od niego swój sweter.
– Dlatego chciałam porozmawiać później – powiedziała cicho, do Chrisa, tym samym twierdząco odpowiadając na jego pytanie.
– Nie powinna się teraz denerwować, więc mógłbyś stąd iść? Wystarczająco chujowo się chyba zachowałeś. – Jak na dłoni było widać ze David i Enzo to kumple Rosie od razu stanęła tak, żeby być między nimi, plecami stając do Chrisa i złapała go asekuracyjnie za dłoń. Tak gdyby się znowu zbyt wkurwil.
– Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie po za tym… miałeś się nie wtrącać. – chciała coś agresywniejszego dodać, ale David wyciągnął z kieszeni paczkę cukierków i jej wcisnął do kieszeni. Oczywiście jednego zaraz wpakowała do ust. A potem jeszcze kilka, bo jej córce ewidentnie cukier spadał
– Wątpię, biorąc pod uwagę, że znowu z tym frajerem rozmawiasz – nie wycofał się, tylko stanął jakby najeżony jeszcze bardziej.
– DAVID![/i] – uniosła głos, klasycznie nie wyraźnie. Wyciągnęła rękę przed siebie, polozyla na jego klatce piersiowej i wytworzyła dystans. Matko boska jakie to jej dziecko zdeterminowane było ze ani nerwy, ani alkohol ani nic go nie ruszało!
-
– Podjadę po ciebie, będę czekał na parkingu – wzruszył ramionami, bo pewnie mieli trochę czasu jeszcze, więc postanowił pokręcić się po mieście, może kupić jakąś uroczą, różową sukieneczkę… Nawet zaczął pewnie wewnętrznie rozkminiać, który pokój w willi będzie najlepszy na pokoik dziecięcy.
– Czy ja rozmawiam z tobą, Grey? – spytał retorycznie, bo nie. Nie rozmawiał z nim, rozmawiał z Rosie. – Póki co, to ty ją denerwujesz – zauważył całkiem słusznie, zaciskając dłonie w pięsci i bardzo chcąc wewnętrznie się uspokoić, żeby nie zajebać temu chujowi, ale dotyk Rosie nie pomógł, bo… Mieszkała z tym sukinsynem. A co, jeśli uprawiali seks? Co jeśli jego penis dotykał jego dziecka? Kolejne słowa sprawiły, że już niemal podniósł rękę, ale się opanował. Nie, nie zamierzał się bić przy dziecku.
– Chuj z tobą, z wami wszystkimi – mruknął pod nosem, trzęsąc się aż z wkurwienia, ale w tym momencie na korytarzu zrobiło się zamieszanie i wjechało łóżko, więc pewnie odskoczyli szybko, żeby nie stać na drodze i Chris mógłby przysiąc…
– Czy to była Connie? – spojrzał na Rosie z lekkim przerażeniem, ale zaraz za nimi pewnie na korytarz wpadł poturbowany Nick.
-
– Chris… – szepnęła tylko, patrząc na niego z oczami typowymi dla jelonka bambi, ale w tym samym momencie w którym zaczęło się zamieszanie, zawibrował jej pager. Spojrzała na pager, na ratowników medycznych, na łóżko i biegnącego za wszystkimi Nicka.
– Russell, na sale! – krzyknął do niej jakiś starszy lekarz, a Rosie stała wmurowana w ziemie i poczuła jak okropnie robi się jej nie dobrze gdy zobaczyła kto leży na łóżku.
– Nick! – krzyknęła za nim i faktycznie ruszyła z miejsca ale David od razu ją złapał dość mocno za ramie.
– Zostajesz – wręcz na nią warknął, zrzucając z ramion kurtkę i wcisnął jej w ręce. – Ja pójdę. Odbierz Christiana – i faktycznie pobiegł na sale operacyjną. Nick został za drzwiami, pewnie w nie uderzając.
– Jedzcie po Hales, wyślę wam adres. To nie był wypadek – spojrzał na Chrisa wymownie, a David go pewnie objął ramieniem i zabrał ze sobą do środka widząc w jakim jest stanie. Pewnie nawet go odział odpowiednio i pozwolił siedzieć w jakimś specjalnym pomieszczeniu do oglądania operacji a któraś z pielęgniarek go opatrywala.
– Poprowadzisz? – zapytała Rosie Chrisa, a potem faktycznie pojechali.
| ztx2
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
- Mam nadzieję. I ja również go nie popełnię. Teraz już będziesz na bieżąco z moim stanem zdrowia. - odparła, dodając że się zmieni i również dopilnuje tego, by Covington był informowany na bieżąco, jeśli nie przez nią samą to przez jej lekarza prowadzącego. Sama zrozumiała tym samym, że wsparcie przyjaciół jest jej niezwykle potrzebne przy tym leczeniu.
- Wiesz że w tym momencie przypominasz mnie samą sprzed paru miesięcy z ręką w gipsie? - aż się zaśmiała w tym momencie, bo to on wtedy nabijał się z jej ogromnej samodzielności i jednocześnie niesamodzielności, bo miała złamaną akurat tą rękę, którą najczęściej używała. I w tym momencie świetnie sprawdza się znane przysłowie "nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku...", bo to właśnie mężczyzna się z niej nabijał gdy miała złamaną rękę, a sam był do niedawna w identycznej sytuacji.
- Cieszę się, potrzebuję twojego wsparcia. Myślisz że możesz skonsultować z jakimś lekarzem te papiery dotyczące eksperymentalnego leczenia? Chcę wiedzieć czy naprawdę warto jest się go podjąć. - mówiąc to pochyliła się do swojej torebki i wyjęła teczkę, którą następnie przekazała przyjacielowi. Wiedziała, że jemu może zaufać i że Nate naprawdę dla niej poruszy niebo i ziemię, by dowiedzieć się, czy to leczenie może jej pomóc, czy tylko niepotrzebnie zniszczy organizm.
- Tak, wszystko będzie dobrze... - te słowa już wyszeptała, a łzy spłynęły bezwiednie z jej oczu, które wytarła dłońmi, odrywając swoją dłoń od dłoni mężczyzny. Tak, musiała w to wierzyć, że wszystko będzie dobrze, bo nie była z tych, co się załamują. Była silną kobietą. A potem napiła się wody i nieco uspokoiła, patrząc na mężczyznę znad tego croissanta.
- Zaintrygowałeś mnie. Mów lepiej, a ja będę w tym czasie jadła. - niekoniecznie miała na to ochotę, obawiając się że po tej chęci płaczu jej żołądek zrobi fikołka, więc zaczęła odrywać małe kawałki croissanta i je powoli jeść, na wypadek gdyby miało to wrócić. Na szczęście jej organizm przyjmował jedzenie bez problemowo. Ciekawa była jakie dobre nowiny ma jej przyjaciel.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Taaa... Życie bywa przewrotne, nie? - Nawet jemu udało się na chwilę przyozdobić buźkę figlarnym uśmieszkiem, zupełnie nie biorąc do siebie sugestii. Byli do siebie podobni w wielu kwestiach, dzielili się podobnymi doświadczeniami i nawet czasem popełniali bliźniacze błędy. Nic dziwnego, że tak dobrze funkcjonowała ich relacja.
- Oczywiście, zrobię wszystko, co w mojej mocy - zapewnił, odbierając od niej teczkę. Czuł, że przekazywała mu dużą odpowiedzialność, a mimo to nawet przez głowę mu nie przeszło, by się nad tym zastanowić. Jako przyjaciel wiedział, że właśnie tak należało postąpić. Zrobić wszystko, by jej pomóc.
Ścisnął jej dłoń mocniej, kiedy zobaczył zaszklone oczy dziewczyny. - Nie ma innej opcji - dodał z pocieszającym uśmiechem, chcąc jeszcze bardziej utwierdzić ją w przekonaniu, że był pozytywnie nastawiony do sytuacji. Podobno optymista mógł się rozczarować tylko raz, kiedy pesymista był w stanie zawieść się nawet dwukrotnie. Sytuacja wręcz wymagała trzymania się dobrej myśli.
- No, dobrze. Wiesz dokładnie, że od zawsze w kobietach pociągało mnie piękno i ich niepowtarzalna siła - zaczął powoli, przyglądając się jedzącej rogalika kobiecie. - Przez te lata stałem się trochę bardziej wymagający, przez co rzadko trafiałem na kogoś szczególnie wartościowego - w tonie jego głosu można było wychwycić odrobinę teatralności, na co uśmiechnął się pod nosem. - I traf chciał, że jedna z przelotnych znajomości niedawno okazała się czymś więcej, niż do tej pory przypuszczałem - przyznał w końcu. Fakt był taki, że mógł pominąć ten opisowy wstęp, ale nie chciał, by przez taką bombę Lavender przypadkiem zakrztusiła się posiłkiem. Niby byli w szpitalu, gdzie fachowa pomoc była na miejscu, ale po co było odrywać przechodzących specjalistów od innych ważnych zajęć?
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
- Taa, chyba po raz kolejny powinnam zastanowić się czy aby na pewno nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni. - zaśmiała się, bo powielanie takich samych błędów przez tę dwójkę było wręcz niepokojące, bo musiało oznaczać, że w niektórych sytuacjach myśleli wręcz podobnie, jak nie identycznie. Zaśmiała się nawet, bo to już chyba kolejny raz gdy pytała się go "ale czy ty przypadkiem nie jesteś moim bratem Nate?".
- Dziękuję. Cieszę się że jesteś, wiesz? - dodała, przekazując mu wręcz swoje życie, bo to ono wraz z jej chorobą było zawarte w tej teczce. Kto wie, może Covington znajdzie rozwiązanie jej problemu i nie będzie ono aż tak ryzykowne jak to, którego się podjęła obecnie?
- W końcu muszę w pełni sił zatańczyć na twoim weselu, nie uważasz? - nawet nie wiedziała jak jej słowa były trafne, bo jak usłyszy kolejne słowa z ust przyjaciela to jakby te jej się spełniały, albo były co najmniej bliższe prawdy, nieprawdaż? I tak słuchała jego wstępu, skubiąc rogala i spoglądając na niego wyczekująco, a ten jak na złość stopniowo dozował emocje, czy on zapomniał że prawniczka ma chore serce i może ono nie wytrzymać takiego napięcia, jakie on budował? Ale z następną chwilą Nate przeszedł do sedna sprawy, a szatynka aż zamrugała, zapewne nie dowierzając.
- Gratuluję, koniecznie muszę ją poznać w takim wypadku. Może weźmiesz ją ze sobą na kolację u mnie? - zaproponowała zatem spotkanie zapoznawcze, na które zaprosi też Kath z mężem i będą sprawdzały nową miłość inżyniera. Bo wiadomo przecież że Covington zasługiwał na kobietę idealną, taką jak Lavender Specter we własnej osobie.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Może wypadałoby to w końcu sprawdzić? Albo po prostu ktoś na górze postanowił sobie z nas porządnie pożartować - zawtórował jej śmiechem, bo zdecydowanie coś w tym było. Nie zdziwiłby się, gdyby ktoś tam knuł przeciw nim i uprzykrzał im życie, ot, tak sobie. Najrozsądniej było im w tym przypadku walczyć z tą niesprawiedliwością i wychodzić ze wszystkiego obronną ręką. I trzeba powiedzieć, że chyba całkiem dobrze sobie z tym radzili, prawda?
- Ja też - uśmiechnął się ciepło. Kryło się za tym wiele emocji, które Lav była w stanie odczuć. Naprawdę doceniał tę możliwość. I był wdzięczny losowi, że udało im się otwarcie porozmawiać i wyjawić swoje sekrety, a takie oczyszczenie tylko umocniło ich relację
- Myślę, że do tego czasu na pewno zdążysz wydobrzeć - przytaknął, a w jego głosie zabrzmiało zaskoczenie zmieszane z ekscytacją, bo poniekąd trafiła z tematem jak strike w kręglach. Nie mogła się spodziewać, że tak niewinny żarcik mógł poniekąd zbliżać się do prawdy. Właściwie nie myślał o tej relacji aż tak bardzo przyszłościowo, na razie żył tu i teraz i to w zupełności mu wystarczało. Nie miał też na razie pojęcia, czy coś w tej kwestii mogłoby ulec zmianie. Zdążył już się przekonać, że życie bywało nieprzewidywalne.
- Bez waszego błogosławieństwa się nie obejdzie - wtrącił, kręcąc głową w rozbawieniu. - Jesteś pewna? Może jednak to ja coś ugotuję? Mogę Cię wyręczyć w tej powinności - na jego twarz wkradł się nieco psotny uśmieszek. Nie chwalił się swoimi zdolnościami kulinarnymi przed byle kim, ale ci najbliżsi wiedzieli, że kiedy miał czas i wenę to lubił spędzać go w kuchni.
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
- Skoro i tak jesteśmy w szpitalu to mamy blisko do laboratorium i zrobienia badań genetycznych na pokrewieństwo. - w sumie idealnie się składało, skoro i tak byli w danym miejscu o tym czasie. Jednak nie sądziła, że jej ojciec mógł zaliczyć skok w bok i zdradzić jej matkę. Owszem pan Specter miał niejedną panią w swoim życiu, ale wydawałoby się że dziecko miał tylko z jedną, rudowłosą miłością jego życia. Ale córka już w ogóle nie odziedziczyła rudości po matce, wykapany tatuś chciałoby się powiedzieć i pod tym względem miałoby się całkowitą rację. A może zwyczajnie byli jedynie pokrewnymi duszami?
- Ja również na to liczę. I na numer od świadka również. - nawet puściła mu oczko, bo co jak co, ale Nate miał przystojnych kolegów architektów, może czas by zapoznał przyjaciółkę z jednym z nich? Jemu również powinno zależeć na szczęściu Lavender. Co, zostanie jedna sama z ich trójki przyjaciół?
- Dobrze, skoro nalegasz to ty gotujesz. Ale przyjęcie robimy u mnie, bo Kath urządzi mi mieszkanie na nowo i muszę koniecznie pokazać nowy obraz, który zamówiłam. - szatynka jeszcze nie wiedziała że pewnie ten obraz jak i pokój do ćwiczeń, w tym medytacji i jogi spodobałby się wybrance Covingtona, bo sama Lava lubowała się w uprawianiu jogi. Zatem jest szansa że kobiety złapią wspólny język, a błogosławieństwo ze strony Specter będzie tylko formalnością.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Będziesz miała spory wybór - stwierdził z zawadiackim uśmiechem, machając przy tym ręką w geście “be my guest”. Oczywiście, że zależało mu na szczęściu Lavender, nawet w kwestii partnerstwa. Przecież już dawno zaanonsował jej, że będzie musiał wybadać każdego potencjalnego kandydata na męża. Musiał odpowiednio ożenić swoją niepisaną w papierach siostrę.
- Czyli ściany już nie musimy tłuc? - zapytał w rozbawieniu, przypominając o kwestii generalnego remontu, o którym rozmawiali jakiś czas temu. Ach, była to wielka szkoda, bo nie mógł się doczekać tej zabawy z młotem i dłutem. Zrobiliby zarąbistą rozpierduchę, wyrzucając z siebie wszystkie kotłujące się gdzieś w środku emocje. Ale - co się odwlecze, to nie uciecze.
Po skończonej herbacie jeszcze raz przypomnieli sobie o umowie, którą dziś zawarli między sobą o informowaniu siebie na bieżąco w każdej kwestii, przy czym Lavender pewnie pogroziła Nathanielowi palcem na znak, że powinien się jej strzec. A on? Nie potrafił powiedzieć jej: nie. W drodze do samochodu, mężczyzna dzierżył w ręku cenną teczkę i odliczał czas, kiedy będzie mógł wrócić do domu i wykonać kilka ważnych telefonów. W końcu chodziło tu o Lavender. Dotrzymanie danego słowa było dla niego priorytetem.
//zt x2
-
Nie miał pojęcia, jakie to uczucie - odzyskać pamięć. Czasami w jego snach bądź na jawie, czasami na jakimś tripie narkotykowym pojawiały się w jego głowie strzępy wspomnień, których nie był w stanie nijak uporządkować wewnętrznie, ale... Nie pamiętał zupełnie skąd, były jakby wyrwane z kontekstu, jak odcinek z środka sezonu skomplikowanego serialu. Tak czy siak, kiedy Constance nie było, poszedł sobie kulturalnie na pokera i... Przegrał dom. Kurwa. Chciał go uczciwie odkupić, ale typ się nie zgodził, więc wiedział że zjebał i w momencie, w którym wszedł po tej chujowej grze do willi, wszystko zaczęło do niego wracać. Pierwsza randka z Sarah, pamiętny wieczór w Vegas, kiedy się pobrali, oświadczyny, zakopywanie trupów, imprezy z Alexem, wszystkie wyjazdy.... Wszystko. I w tym momencie sobie uświadomił, jak bardzo spierdolił. Jako, że i tak Cons trafiła do szpitala i wszyscy zmierzali właśnie tutaj, to pewnie zawędrował do poczekalni i najzwyczajniej w świecie siedział, czekając aż pojawią się tutaj Sarah z Alexem, aż ktoś go powiadomi o stanie zdrowia Connie i gdy zobaczył Sarah, uśmiechnął się delikatnie, doskonale wiedząc, że go zajebie.
- Hej, S - odezwał się do niej łagodnie, jak zwykle, kiedy chciał ją chociaż trochę ugłaskać. Alex bankowo poleciał do Constance, a on uśmiechnął się szeroko. - Mam dwie wiadomości, dobrą i chujową - odezwał się powoli, uważnie lustrując ją wzrokiem i czule musnął palcami jej brzuszek. - Od której mam zacząć? - spytał z delikatnym, ale nadal cholernie zestresowanym uśmiechem, czającym się na twarzy.
-
Cóż, Sarah znała to uczucie. Do tej pory pamiętała moment, w którym się całkowicie ocknęła i w którym zrozumiała wszystko co chujowego zrobiła wobec Jacksona, z relacją z Michaelem na czele. Niestety, nie dane się będzie jej cieszyć tym, że Jackson wrócił całkowicie do siebie, bo po drodze musiał znowu coś odjebać. Póki co, biegła po korytarzu szpitalnym razem z Alexem, trzymając dłonią brzuch który nagle w ciągu tygodnia zdawał się okropnie urosnąć (prawdopodobnie za sprawą tego, że jadła tylko i wyłącznie to co przygotowywała Megan, bo całym sercem uwielbiała jej kuchnie i bankowo się nie oszczędzały w tłustych potrawach ) i martwiła się cholernie o Constance, bo jednak wiedziała, że ciążą Turner było mniej kolorowo niż z jej. Gdy Alex zniknął w Sali Connie, Sarah wpadła w ramiona Jacksona, przytulając się do niego.
– Hej, wszystko z nią dobrze? – zapytała, kładąc jedną dłoń na jego klatce piersiowej i zerkając nerwowo w kierunku drzwi od Sali szatynki. – To coś związanego z Connie? Zacznij od dobrej – zarządziła, patrząc przez jego ramię nadal w kierunku Sali, ale coś w jego tonie głosu lekko ją zaniepokoiło i powoli przeniosła wzrok na Jacksona. – Albo od złej. Nie wiem, wybierz sobie – położyła dłoń na dłoni, którą miał przy jej brzuchu i patrzyła na niego odrobinę zmartwionym wzrokiem.