WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

20.

Życie Chestera Callaghana w niczym nie przypominało tego, jakie wiódł przed powrotem do Seattle, gdy niemal każdą minutę zarówno jego dni, jak i nocy, wypełniała praca - i ostatnim, o czym w tamtym czasie myślał, było zakładanie rodziny. Chciałoby się powiedzieć, że nie pracował wówczas tylko wtedy, gdy spał, ale prawda była taka, że wiele z tych spraw prześladowało go nawet we śnie, zaprzątając głowę i często nie pozwalając wręcz zmrużyć oka. To zmieniło się tylko nieznacznie; bowiem nawet po tym, jak porzucił dawną pracę, nie do końca potrafił z dnia na dzień wyrzucić przeszłość ze swojej głowy i skupić się na teraźniejszości, jaka w tamtym momencie jego życia jawiła się jako pusta i pozbawiona większego sensu - sensu, który do tej pory dawała mu tylko praca. I chociaż początkowo właśnie z tego względu Chet nie pozwalał sobie zasypiać u boku drugiej osoby, to obecnie - zaledwie półtora roku po powrocie w rodzinne strony - nie wyobrażał już sobie spania w pustym łóżku. Nie wyobrażał sobie spania - ani życia - bez kobiety, przy której usypiał spokojny i budził się szczęśliwy; która nieoczekiwanie wkroczyła do jego codzienności i wywróciła wszystko do góry nogami, sprawiając, że przeszłość, choć nie przestała istnieć, to przestała mieć dla niego znaczenie. Liczyła się tylko chwila obecna, oraz przyszłość, jaką przed sobą mieli - oraz to nowe, wspólne życie, jakie właśnie się rozpoczynało. W ich nowym domu - gdzie po dłużących się tygodniach mogli się wreszcie wprowadzić. Ostatnie dni upłynęły zatem pod znakiem uprzątania go po remoncie, wstawiania i składania mebli, oraz pakowania pudeł z rzeczami, które dziś przewieźli w końcu do swojego domu w Columbia City, finalizując żmudny proces zwany przeprowadzką; mając całe dwa, weekendowe dni, na zadomowienie się. Ale to nie była jedyna zmiana dla Chestera, który mając teraz na utrzymaniu już nie tylko siebie, ale również to nienarodzone jeszcze dziecko, jakiemu oboje z Jordaną pragnęli zapewnić jak najlepsze dzieciństwo, postanowił też wreszcie postarać się o lepszą pracę. Jako programista w dużej firmie mógł bowiem nie tylko więcej zarobić, co było szczególnie istotne w momencie, gdy kupno nowego domu nadszarpnęło nieco jego finanse, ale także częściej pracować zdalnie - choć zdecydowanie wolał siedzenie w biurze, gdzie miał przynajmniej kontakt z innymi ludźmi - dzięki czemu w późniejszym czasie mógłby chociażby łatwiej pomagać Jordie w opiece nad dzieckiem, gdy to za kilka miesięcy przyjdzie już na świat. Do tego czasu natomiast - pragnął nacieszyć się samą Jordaną, i chociaż dzielenie życia z drugą osobą zawsze jawiło się w jego oczach jako coś przerażającego, to obecnie nie miał już żadnych obaw ani wątpliwości co do tego, że zamieszkanie z panną Halsworth było właśnie tym, czego chciał i na co czekał. Nie krył więc swej ekscytacji, gdy po wyjściu ekipy przeprowadzkowej, po raz pierwszy tak naprawdę pozostali w swym, pachnącym jeszcze farbą i nowymi meblami, domu sami - razem z Aldo, oczywiście, oraz z dziesiątkami czekających na rozpakowanie pudeł, rozlokowanych we wszystkich pomieszczeniach. - Oficjalnie się wprowadziliśmy - oznajmił z uśmiechem, rozkładając ręce i omiatając wzrokiem wciąż surowe nieco wnętrze domu, jakiego nie zdążyli jeszcze - a właściwie: Jordie nie zdążyła - ozdobić dodatkami, by uczynić je przytulniejszym; do którego będą się dopiero musieli przyzwyczaić - i nauczyć na pamięć ułożenia poszczególnych rzeczy chociażby w kuchni, oczywiście po tym, jak już umieszczą wszystkie naczynia w konkretnych szafkach. - Jak wrażenia? - chwyciwszy brunetkę za dłonie, przyciągnął ją lekko do siebie, by dosięgnąć jej ust swoimi i złączyć je w krótkim pocałunku. - Cieszę się, że wreszcie będę wracać do naszego domu - i do ciebie - przyznał szczerze. - Ale rozpakowanie tego wszystkiego zajmie nam z tydzień, więc co ty na to, żebyśmy zaczęli od czegoś przyjemniejszego, póki wszystkie blaty są jeszcze puste i nie musimy z nich niczego zrzucać? - skinął głową w kierunku połączonej z przestronnym salonem kuchni, nie zdejmując jednak spojrzenia z oczu Jordany, gdy wypuścił jej dłonie z własnych i prześliznął nimi po jej ciele, zatrzymując się na pośladkach; nawiązując tym samym do snutych przez nich niedawno wizji seksu na każdym wolnym skrawku powierzchni, jakich obecnie z pewnością tu nie brakowało. I chociaż mieli do dyspozycji również duże, komfortowe łóżko - oraz mieli całe mnóstwo czasu na zrealizowanie swoich małych planów - to Callaghanowi brakowało nieco cierpliwości. Za co z jednej strony trudno go winić, a z drugiej - bardzo łatwo go winić, skoro sam sprowadził na siebie gniew owładniętej ciążowymi hormonami kobiety, która ukarała go przymusowym celibatem, powodując, że po kilku dniach brunet znajdował się już na skraju obłędu, a to nierozładowane napięcie wręcz rozsadzało go od środka. Ale przecież nowy dom (na tyle nowy, że Halsworth nie zdążyła jeszcze na szczęście wcielić w życie planu przechadzania się po kuchni w kusej bieliźnie, bo wówczas Chet do reszty by oszalał zanim zdążyliby w ogóle się rozpakować) to także nowy start, zatem stare grzeszki powinny zostać tu wymazane oraz zapomniane... Callaghan nie był ekspertem od pokutowania, ale tak to chyba działało.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

14. Nigdy nie przypuszczała, że w ciągu zaledwie jednego roku życie człowieka może się zmienić aż tak bardzo – ale obecnie była najlepszym przykładem takiej właśnie zmiany. Począwszy bowiem od bycia beztroską dwudziestodwulatką, którą ochoczo wdała się w romans ze starszym facetem, została teraz dwudziestotrzyletnią przyszła matką, która właśnie wprowadzała się do nowego domu z ukochanym facetem. Można powiedzieć, że jest to czystym szaleństwem, że może dzieje się to zbyt szybko, ale bynajmniej Jordana nie mogła narzekać na taki obrót spraw, nawet jeżeli potencjalne zakładanie rodziny nie było wcale jej celem czy priorytetem. Raczej brała życie garściami, nie osiadała nigdzie na dłużej i bawiła się, korzystając z młodości – nagle jednak zamieniła swoją beztroską codzienność na zobowiązania, a sama ciąża mimo, że traktowała ją już teraz dość łaskawie, to i tak sprawiała, że w jej życiu pojawiła się więcej ograniczeń i myślenie w kategorii – nie myślę już tylko o sobie. Nagle jednak jej życie przestało być już puste – powroty do pustego mieszkania zamieniły się w cudowne wieczory spędzone razem z Chesterem, a praca i zabawa nie były priorytetem, tak jak dotychczas. Nie tylko to jednak było tak znaczące, nie tak jak możliwości zasypiania w jego ramionach i wspólne witanie nowego dnia – a przecież to właśnie miało im zagwarantować wspólne mieszkanie pod jednym dachem, dlatego remont, który dobiegł końca był tak ekscytujący, bo dzisiaj wreszcie mogli wprowadzić się do swojego domu. Chociaż uprzątnięcie wszystkiego po remoncie w ciągu ostatnich dni kosztowało ich trochę pracy, to warto było zakasać rękawy, bowiem teraz firma przewozowa wnosiła już kartony pełne ich rzeczy do domu, a przed nim jawił się pierwszy weekend na swoim, z uwagi na co Jordie nie mogła wręcz powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Tym większy się stał, gdy Chet wreszcie zamknął drzwi za mężczyznami z firmy, a oni pierwszy raz zostali w swoim domu zupełnie sami (i z Aldo). W imię tego nie przerażały jej nawet te wszystkie kartony, które czekały na rozpakowanie ani to jak wiele to jeszcze będzie kosztowało ich pracy – liczyło się bowiem tylko to, że wreszcie są tutaj razem. – Nie mogę w to uwierzyć, naprawdę się wprowadziliśmy. Chyba będziesz musiał mnie uszczypnąć… - posłała mu żartobliwie, acz kuszące spojrzenie, wplatając w swoje słowa nutkę dwuznaczności, po czym zaśmiała się radośnie, gdy brunet ujął jej ręce i przyciągnął delikatnie do siebie – Tak żebym miała pewności, że to nie jest tylko sen – dodała nim brunet wpił się wprost w jej usta, w krótkim aczkolwiek czułym pocałunku, który był absolutnym zwieńczeniem tego co zostawili za sobą i jednocześnie obietnicą tego co nowego przed nimi. Oderwawszy się od jego ust, uśmiechnęła się szeroko i pogładziła dłońmi jego tors, po czym przeczesała jedną z nich jego włosy, zbliżając znowu twarz do tej jego. – Nie mogłam się doczekać momentu, w którym będziemy tak naprawdę do siebie wracać, do naszego domu. Jestem taka podekscytowana! – dodała z rozbawieniem, trącając jego nos swoim, by następnie raz jeszcze zaledwie musnąć jego usta swoimi. Słysząc jednak jego słowa, spojrzała wprost w jego oczy z wyraźnym rozbawieniem wymalowanym na twarzy, wyczuwając już jak jego niecierpliwe rączki prześlizgiwały się po jej ciele aż w kierunku pośladków, na których się zatrzymały. Bynajmniej jednak – pomimo wszelkiej radości i ekscytacji tym co się działo teraz w ich życiu, Jordie nie zamierzała tak szybko zapomnieć o tym jak Chet potraktował ją w przymierzalni. Nawet jeżeli igrali ze sobą nie pierwszy raz, to i tak wówczas poczuła się urażona i musiał za to ponieść karę – co oczywiście zrzucić można na ramiona szalejących hormonów. I powinien docenić, że nie obraziła się na niego tak całkowicie, a jedyną karą okazał się być niespodziewany dla niego celibat, chociaż istotnie poniekąd było to karą również dla niej samej. Ale w tej kwestii kobiety są znacznie bardziej zawzięte i wytrzymałe, więc… pokutował, a ją ogarnęło lekkie rozbawienie, gdy najwyraźniej liczył na to, że w nowym domu dadzą się teraz ponieść emocjom. I należy nadmienić, że Jordana sama miała na niego ochotę większą niż kiedykolwiek – zwłaszcza teraz, gdy mogli to zrobić pierwszy raz w ich nowym domu, ale – coś za coś. – Myślę, że zdecydowanie powinniśmy najpierw zająć się rozpakowywaniem, bo jeżeli będziemy to odkładać, to zajmie nam to potem nie tydzień, a dwa – zażartowała sobie, nie odrywając jednak wzroku od jego oczu, gdy jego palce zacisnęły się lekko na jej krągłych pośladkach, jakby instynktownie dociskając jej krocze do tego męskiego, które ewidentnie świadczyło o tym, jak duże było pragnienie bruneta. – Możemy też najpierw coś zjeść w naszej nowej kuchni, skoro wszystkie blaty są puste i mamy na nich tyle miejsca – uniosła sugestywnie brew ku górze, uśmiechając się jednak cwanie w momencie, w którym wyślizgnęła się z jego objęcia i ruszyła niespiesznie przodem w stronę kuchni, jednak ciągnąc go za rękę tuż za sobą. W pewnej chwili jednak zatrzymała się i teraz to ona przyciągnęła go do siebie, ujmując jego twarz w dłonie. – Chociaż… o ile dobrze pamiętam, jesteś mi chyba coś winien, prawda? – mruknęła wprost w jego usta, istotnie kusząc go i dając nadzieję na coś więcej, ale dokładnie o to jej przecież chodziło. W końcu był jej winien przynajmniej jeden orgazm, o czym nie omieszkała mu właśnie przypomnieć i jednocześnie dać znać, iż wcale o tym nie zapomniała. Przygryzła lekko dolną wargę, dostrzegając to jego intensywne spojrzenie i pocałowała go namiętnie, pozwalając by pod naporem jego ciała, to jej zaczęło cofać się w kierunku kuchni. Let's start a little, sweet revenge.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Nawet jeśli wciąż czekało ich mnóstwo pracy i rozpakowywania pudeł, to była to przyjemna - oraz wspólna - praca; oraz rzeczy, które wypełnią przestrzeń ich domu, czyniąc go przytulnym, osobistym i ich własnym. Choć nie ulegało wątpliwości, że to ludzie, a nie przedmioty, decydują o tym, iż cztery ściany budynku można nazywać domem - a dla nich najistotniejszym było to, ze wreszcie zamieszkali razem, i że wkrótce do stukotu psich pazurków na podłodze dołączy także tupot dziecięcych stópek, a pomieszczenia wypełni typowy, domowy gwar i zapach domowych obiadków, zaś to miejsce stanie się ich małym, prywatnym azylem, do którego będą wracać każdego dnia. Dla Chestera, który nie przywiązywał się zwykle do rzeczy ani miejsc, było to w istocie czymś nowym - niemal zapomnianym od czasu, jak sam opuścił rodzinny dom - ale jednocześnie czymś, czego pragnął nawet nie tyle dla siebie, co dla Jordie oraz przede wszystkim dla ich dziecka; by mogło wychowywać się w poczuciu bezpieczeństwa i stabilności, oraz by miało prawdziwą, szczęśliwą rodzinę. A gwarancją tego byli właśnie rodzice - a obecnie jeszcze: przyszli rodzice - którym wciąż było siebie mało, i którzy wprost nie byli w stanie oderwać od siebie rąk, choćby mieli przy tym zachowywać się jak para wiecznie napalonych i zakochanych do szaleństwa nastolatków. I prawda była taka, że Chet niejednokrotnie tak się właśnie czuł; zwłaszcza gdy w jego głowie zamajaczyła perspektywa oddania się pewnym konkretnym przyjemnościom jeszcze zanim przyjdzie im zakasać rękawy i zabrać się za rozpakowywanie pudeł, które to z pewnością zajmie ich na znacznie dłużej. - Nie musimy się z tym spieszyć - zawyrokował, bynajmniej nie zamierzając tak łatwo odpuszczać, gdy zamiast wypuścić Jordanę ze swoich objęć, zacisnął mocniej palce na tak uwielbianym przez niego, krągłym tyłeczku, choć ukrytym obecnie za materiałem jej ubrania, i przyciągając ją tym samym mocniej do siebie, tak że ich ciała praktycznie się ze sobą zetknęły. Oczywiście ta rozsądniejsza jego część przyznałaby pannie Halsworth rację - życie na kartonach nie było ani trochę wygodne, a przekopywanie wszystkich tych pudeł za każdym razem, gdy chcieliby odnaleźć chociażby kubek na kawę czy cokolwiek do ubrania, byłoby bezsensownie czasochłonne. Znacznie lepszym rozwiązaniem było poświęcić temu najbliższe dwa dni - bo wątpliwym było, aby uwinęli się z tym szybciej, zwłaszcza gdy Chester już teraz starał się to odwlec w czasie - by później móc z łatwością zlokalizować każdą z rzeczy na przynależnym jej miejscu. Co nie zmieniało jednak faktu, że odrobina przyjemności zwiększała późniejszą efektywność i była dobrą motywacją do pracy, więc takie rozwiązanie po prostu nie miało wad. - Jeść, w kuchni? - Groundbreaking. - Myślałem, że jesteś bardziej kreatywna. Zresztą, później też będą puste - chociaż może już nie tak czyste, żeby można było z nich jeść... - odparł z rozbawieniem, pozwalając jednak ciemnowłosej wyswobodzić się z jego objęć i poprowadzić go za rękę właśnie w stronę kuchni, z niemym zaintrygowaniem i delikatnym uśmieszkiem wciąż błądzącym na jego ustach. Nie zamierzał na nią przesadnie naciskać, ale domyślał się, że ona także odczuwała już skutki tej małej pokuty, jakiej go poddała - może nie tak dotkliwie jak on sam, ale zwykle tego typu przerwy wzmagały w nich apetyt, bynajmniej jednak nie na jedzenie. Uniósł więc zaciekawiony brew, zezując na kuszące usta Jordie, gdy ujęła dłońmi jego twarz. - Tak? Co jestem ci winien? - znał odpowiedź - ale chciał ją usłyszeć od niej. Lubił w niej tę psotną, niegrzeczną dziewczynkę, w której słodkich usteczkach nawet najbrzydsze słówka brzmiały doprawdy rozkosznie - podobnie jak słodko smakowały pocałunki tych ust, w które brunet wpił się niecierpliwie, lekko napierając przy tym na pannę Halsworth i ruszając wraz z nią trochę po omacku w kierunku kuchennej wyspy, gdy jego dłonie błądziły już zachłannie po kobiecym ciele, wślizgując się pod materiał górnej części jej pasującego kompletu ubrań, i sunąc wraz z owym materiałem w górę jej żeber.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Z całą pewnością pierwsze chwile w nowym domu miały wyglądać zupełnie inaczej i tak jak już zresztą wielokrotnie o tym rozmawiali – chcieli wypróbować wszystkie miejsce, które tylko sprzyjały rozkosznym igraszkom, jakie chcieli tutaj uskuteczniać. I właśnie ten moment wydawał się ku temu idealny: na dobry początek można by powiedzieć, tymczasem Jordie jednak nie pozwoliła mu na kontynuowanie tego czego tak bardzo pragnął, więc… poniekąd pokrzyżowała jego – i ich plany. Oczywiście pragnęła, by wziął ją na tym blacie i dał kolejne maksimum przyjemności, ale nadal nie mogła sobie tak po prostu odpuścić tej małej zemsty w odwecie za to jak potraktował ją wówczas w sklepie. Bynajmniej jednak nie można było uznać tego za jakiś zły omen, za zły znak na początek ich wspólnego życia w tym miejscu, bo przecież ciemnowłosa jedynie odmówiła mu seksu, nie rozbiła zaś na przykład lustra, które przyniosłoby im siedem lat nieszczęścia. W tym wszystkim ona zresztą również nie jest przesądna, a tak jak już wcześniej wspomniała – wieczór jeszcze był długi, więc pomimo tych drobnych igraszek z jej strony, nie było powiedziane, że ten dzień nie skończy się jeszcze po ich myśli, bo wcale tego nie wykluczała. Poza tym naprawdę chciała by ten dzień był wyjątkowy – bo tak sobie go planowała, w końcu zaczynało się nie tylko ich wspólne życie tutaj, ale i kompletnie inny, nowy rozdział – nowe doświadczenia i całkiem nieznana przygoda, którą należało przypieczętować jak należy. Jordie bowiem nigdy nie odmawiała swojemu mężczyźnie przyjemności i wręcz chłonęła ją wraz z nim – niemal uzależniając się od tego wszystkiego co z nią robił, ale taką właśnie ją sobie stworzył: chyba można pokusić się o stwierdzenie, że stworzył słodkiego potwora, który wykorzystywał teraz pewne aspekty na swoją korzyść. Tak jak teraz Jordie wykorzystywał swój urok, swoje ciało i jego bliskość do tego, by zawrócić mu w głowie i doprowadzić go na skraj, a następnie po prostu się wycofać. Nęciła go, kusiła i dawkowała samą siebie w jedynie dopuszczalnej ilości, ale nie przekraczając granicy, by przypadkiem brunet nie pomyślał, że się złamie. Bo kolejną cenną lekcją zapewne było to, że Jordana jest już na tyle pewną i silną kobietą, że jest w stanie wodzić go za nos i postawić na swoim, nawet jeżeli pragnienie również i u niej bierze górę. A ufając mu w stu procentach, po prostu wiedziała, że nie zrobiłby niczego wbrew jej woli i chyba świadomość tego również była niezmiernie istotna – zaufanie bowiem to podstawa. Pisnęła więc z rozbawieniem, gdy jego dłoń mocno odbiła się od jej jędrnego pośladka i zaśmiała się cicho, czując piekące miejsce na swojej skórze. – Uwielbiam dla Ciebie krzyczeć – mruknęła przekornie, chociaż on akurat doskonale o tym wiedział i bynajmniej potrafił jak nikt inny doprowadzić ją do tego krzyku pełnego rozkoszy. I cholernie żałowała, że nie zrobi tego teraz, ale nadal miała z tył głowy myśl, że być może jednak zrobi to dzisiaj – bo wszystko jeszcze przed nimi, ale nie dawała mu póki co złudnej nadziei, przynajmniej nie dawała mu jej więcej, bo najwyraźniej mocno się już niecierpliwił. – Mmm… złą kobietą? – zaśmiała się, unosząc pytająco brew w geście lekkiego zdziwienia co do nowego określenia, którym nagle ją uraczył – Już nie Twoją niegrzeczną dziewczynką? – przekomarzając się z nim trochę, musiała przyznać, że nawet trochę spodobała się jej ta nowa rola, w której to teraz ona rozdawała karty i kusiła go, nie dając tego czego pragnął. Ale bynajmniej nie zamierzała praktykować tego w przyszłości, bo przecież już teraz z trudem wycofała się z tego co zaczęli i nie chciała tego doświadczać kolejny raz. I chyba nawet odrobinę było jej go szkoda, ale… przecież sam do tego doprowadził. A z pewnych lekcji należy wyciągać właściwie wnioski, poza tym znają się nie od dziś i była pewna, że wcale nie będzie jej miał tego za złe, zwłaszcza wtedy, gdy już będą mogli nadrobić ten stracony czas – a przecież oczekiwanie jedynie wzmaga apetyt. Przystając już przy kartonach spojrzała na niego i zaśmiała się znowu, zerkając na to miejsce, które najlepiej świadczyło o tym jak na niego działała. – Jestem bardzo zadowolona z faktu, że tak na Ciebie działam, skarbie – uśmiechnęła się do niego tak słodko jak tylko potrafiła, domyślając się jednak, że teraz brunet nie bardzo mógł się skupić, więc nie liczyła zbytnio na to, że pomoże jej od razu w rozpakowywaniu. Uznała jednak, że pewnie najlepszą opcją na start będzie sypialnia – i garderoba, ale Chet najwyraźniej odczytał doskonale jej myśli, bo gdy już odwzajemniła jego uśmiech, pozwoliła by ujął jej dłoń i poprowadził za sobą w stronę łazienki, z której zaledwie kilka kroków miała do sypialni. – Tak myślałam, że jednak wszystkie kroki prowadzą do sypialni – zażartowała, puszczając jego dłoń, gdy skierował się do łazienki, a ona zaś powoli wycofała się w stronę sypialni, ale nie puszczając z niego nadal wzroku – Tylko nie siedź tam zbyt długo – puściła mu oczko sugerujące pewną dwuznaczność, po czym czmychnęła do pokoju, nie chcąc się jednak dłużej narażać brunetowi, bo chyba już dzisiaj wykorzystała maksimum jego cierpliwości i silnej woli. Dlatego gdy znalazła się już w pokoju, rozejrzała się po jego wnętrzu i z uśmiechem na ustach prześwidrowała też wzrokiem wszystkie kartony i torby, w końcu sięgając po jeden ze swoimi rzeczami. Co prawda nie był wcale lekki, ale udało jej się przenieść go do garderoby, gdzie mogła swobodnie wypakować część ubrań, ale jedynie część, bo wróciła jednak do pokoju po pozostałe kartony, w których rzeczy były popakowane w nieco chaotyczny sposób, więc jednak potrzebowała ich tam wszystkich. Spojrzała jednak na bruneta, gdy w końcu pojawił się w sypialni i uśmiechnęła się, lustrując go nieco podejrzliwym wzrokiem. – Wszystko okej? – zagadnęła, powstrzymując cisnący się na usta uśmieszek, po czym wskazała ruchem głowy kartony – Pomożesz mi przenieść je de garderoby? Są cięższe niż myślałam – pokręciła głową z rezygnacją, jednocześnie wcale nie kryjąc ekscytacji na samą myśl o urządzeniu ich wspólnej garderoby, która przecież była jej wielkim marzeniem. Nim brunet sięgnął po pierwszy karton, podeszła do niego, splotła ręce na jego szyi i pocałowała go krótko, ale czule. Oderwawszy się po chwili od jego ust, trąciła jego nos swoim i uśmiechnęła się. – Naprawdę mamy garderobę – oznajmiła niczym mała dziewczynka, która jeszcze niedowierzała w to, że marzenia mogą się spełniać, co chyba było dość zabawne, bo to istotnie tylko garderoba, a ciemnowłosej sprawiała taką masę radości. Zaśmiała się cicho i puściła go w końcu, by mógł jej pomóc, gdy więc zanosił te rzeczy do garderoby, Jordie zabrała się za te leżące na szafce, a które należały akurat do bruneta i zawierały w środku jego skarby. – To też dajemy do garderoby, prawda? – spytała, ale jednak już po fakcie, bowiem biorąc jeden z kartonów, niepostrzeżenie zrzuciła z szafki drugi, którego zawartość rozsypała się na podłodze – O, chyba dołożyłam nam trochę pracy – skrzywiła się lekko z dezaprobatą dla swojej nieuwagi, a gdy już odłożyła tamten karton, przykucnęła, by pozbierać to co wypadło – Dobrze, że to tylko ubrania, zaraz je poskładam – oznajmiła, słysząc, że brunet wrócił już z garderoby do pokoju, gdy ona składała te wszystkie rzeczy, w końcu natrafiając pod palcami na coś twardego. Nieco zdziwiona odsunęła część ubrań, a jej oczom ukazało się niewielkie, czerwone pudełeczko, po które sięgnęła. – Coś tutaj jest – oznajmiła ni to jemu ni to sobie i podniosła się, wyraźnie zaciekawiona znaleziskiem, chociaż z całą pewnością nie przyszło jej nawet na myśl co może kryć się w środku. W sensie bardziej znaczącym, bowiem kształt opakowania jasno wskazywał na to, że zawierało pierścionek i chyba poczuła się nieco głupio z myślą, że znalazła coś czego być może nie miała znaleźć. Spojrzała więc na bruneta, nie decydując się jednak na otwarcie pudełeczka, a jedynie oczekując jakiejś odpowiedzi, o ile zamierzał jej takowej udzielić - bo póki co nic nie mogła wyczytać z wyrazu jego twarzy.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

W przypadku tych dwojga wiele rzeczy wyglądało nie tak, jak powinno lub odbywało się w niewłaściwej kolejności i w zdecydowanie zbyt szybkim tempie; ale w ostatecznym rozrachunku to właśnie to wszystko sprawiło, że obecnie mogli znaleźć się w tym konkretnym punkcie, we własnym domu, w jakim rozpoczynali zupełnie nowy dla nich obojga rozdział - bo chociaż Chet był starszy od Jordie o całych dziesięć lat, i w pewnych kwestiach posiadał większe doświadczenie, to dopiero teraz po raz pierwszy wprowadzał się z kobietą do ich wspólnego domu. I sam chyba był zdumiony tym, że udało im się bezboleśnie i bez większych wybojów dotrzeć do tego momentu - bo chociaż wiedział dobrze, czego chciał, to podświadomie czekał tylko na to, aż obleci go strach; aż zacznie się w tym dusić, zwyczajnie panikując przed tak wielkimi zmianami, jakie zachodziły aktualnie w jego życiu. Ale tak się nie stało. Zamiast oczekiwanego przerażenia Chester odczuwał bowiem ekscytację i radość, jakich nie był w stanie zmącić nawet fakt, iż ten dzień nie był do końca idealny oraz taki, jak to sobie wyobrażali. Bo przed sobą mieli jeszcze całe mnóstwo dni, które będą mogli przeżyć dokładnie tak, jak zechcą. Razem. A może i ten dzień miał się właśnie okazać tym bardziej udany, że był inny, niż się spodziewali? Zgodnie z oczekiwaniami natomiast Chet po kilku minutach - jakie za drzwiami łazienki zajęło mu ponowne dojście do siebie, umycie zębów i przemycie twarzy zimną wodą, która trochę go otrzeźwiła i pozwoliła ochłonąć - dołączył do Jordie w sypialni, gdzie ciemnowłosa nie zwlekając ani chwili, najwidoczniej zabrała się już za przenoszenie kartonów do garderoby, by tam wypakować ich ubrania. Lekkie kiwnięcie głowy, połączone z równoczesnym, nonszalanckim wzruszeniem ramion, zdawały się sugerować, że nie ma o czym mówić. Zaraz potem jednak mężczyzna przeniósł swoje spojrzenie na wspomniane kartony, robiąc krok w tamtą stronę. - No jasne. Ty masz niczego nie dźwigać, albo znowu dostaniesz klapsa - upomniał ją, wymachując wskazującym palcem, i chociaż wiedział, jak Halsworth lubiła zasługiwać sobie na klapsy, to w tym przypadku jednak liczył, że wykaże się ona rozsądkiem i nie będzie próbowała na własną rękę siłować się z pełnymi pudłami, kiedy miała do swojej dyspozycji niewolnika pomocnika. Co prawda z jednej strony cieszył się, że Jordie nie popadała w paranoje i nie czuła się - jeszcze? - ograniczana przez ciążę, ale to nie zmieniało faktu, że w pewnych kwestiach powinna nieco bardziej na siebie uważać. Przemawiała zatem przez niego wyłącznie troska, jaką wyrażał czający się w kąciku jego warg uśmiech oraz wyraz twarzy, który dodatkowo złagodniał w chwili, gdy Jordie objęła go za szyję. Ułożywszy dłonie na wysokości jej talii, brunet odwzajemnił czuły pocałunek, nie kryjąc rozbawienia jej ekscytacją z tytułu posiadania garderoby. - Mamy. O ile znajdzie się tam też trochę miejsca na moje rzeczy - zauważył, nieco stereotypowo sugerując, że większość półek czy wieszaków zajmą jednak jej sukienki czy inne bluzeczki - zwłaszcza że ta kolekcja w najbliższym czasie jeszcze dodatkowo powiększy się o ubrania ciążowe, co jednak ani trochę mu nie przeszkadzało. Bez szemrania chwycił więc za kartony, które przenosił dalej, gdy nagle dał się usłyszeć łoskot upadającego na podłogę kartonu. Chet zerknął w tamtym kierunku, by ujrzeć swoje porozrzucane na podłodze ubrania, i odstawiwszy karton w garderobie, wrócił po chwili do Jordie. - Mam to rozumieć za jakiś sygnał, że jednak miejsce moich rzeczy jest na podłodze? - skrzyżował ręce na piersi, spoglądając na nią z udawaną dezaprobatą, zanim pokręcił ostatecznie głową z pobłażliwym uśmiechem i ukucnął, by pomóc jej zbierać rozrzucone ubrania. - Nie miej później pretensji, jeśli faktycznie zaczną się tu walać moje skarpetki - ostrzegł, raczej jednak sobie żartując, bo sam nie był aż takim bałaganiarzem i brudasem, jak można by się tego spodziewać po trzydziestotrzyletnim kawalerze. Po prostu uważał, że pomiędzy ubraniami czystymi a brudnymi istniały też ubrania pośrednie - za czyste, żeby je wrzucać do pralki, a już nie tak czyste, by można je było włożyć do szafy; przez co lądowały w miejscach - a raczej: na meblach, takich jak fotel - których domyślne zastosowanie nie przewidywało składowania ciuchów. Ale - tak było, gdy mieszkał sam. Teraz wszystko miało się zmienić, tak? Zbierając ciuchy z podłogi, brunet nie zauważył nawet znaleziska panny Halsworth; dopiero gdy wspomniała o owym czymś, przeniósł na nią swoje spojrzenie, odnajdując w jej dłoniach niewielkie pudełeczko od jubilera, które Chet upchnął pomiędzy swoimi rzeczami, czekając na odpowiednią chwilę - jakkolwiek miałaby ona wyglądać - by jej je wręczyć. A konkretniej: by wręczyć to, co znajdowało się w środku. I to zdecydowanie nie była najodpowiedniejsza chwila. Ale może to była ta chwila. Przez moment przyglądał się jednak Jordanie w milczeniu, nie mniej zaskoczony, niż ona sama, choć z zupełnie innych powodów; gdy wciąż kucając, potarł dłonią swój okraszony zarostem policzek jakby w zamyśleniu i nie inaczej niż ona próbując rozszyfrować teraz jej myśli. - Możesz otworzyć - odezwał się w końcu, uznając, że nie było już sensu się wycofywać i udawać, że Jordie niczego nie widziała; chociaż właściwie jeszcze nie widziała. Kiedy jednak zdecydowała się otworzyć pudełeczko, ujrzała w nim klasyczny, złoty pierścionek z brylantem. - To i tak dla ciebie... o ile będziesz chciała go przyjąć. Chociaż zamierzałem ci go dać w jakichś mniej przypadkowych okolicznościach - przyznał, wzruszając nieznacznie ramieniem. Nie chciał jednak okazywać, że nie był takim obrotem spraw zachwycony; gdyby okoliczności okazały się inne, może lepiej wiedziałby, jak się zachować i co powiedzieć; lepiej by się do tego przygotował, bo chociaż dla niego samego taka ceremonialność nie miała najmniejszego znaczenia, to zależało mu na tym, aby ta romantyczna natura Jordie również czuła się zaspokojona. Kupiłby więc jej kwiaty, zaprosił w jakieś ładne miejsce - ładniejsze niż niezupełnie urządzona jeszcze sypialnia, w której otaczały ich nierozpakowane pudła i rozrzucone po podłodze ubrania, które z tego pudła wypadły, a które Chet zgarnął teraz niedbale i rzucił na łóżko, zanim zadarł głowę, by spojrzeć na Jordie i, bynajmniej nie przypadkiem, wylądował jednym kolanem na podłodze, bo chyba tak to się robiło... - Wiem, że uzgodniliśmy, że nie potrzebujemy tego wszystkiego, żeby być razem - a w każdym razie: tak próbowali wmówić między innymi ojcu Jordany; a przy okazji chyba i samym sobie - ale chcę, żebyś mogła czuć się bezpiecznie i pewnie, i chcę, żebyś wiedziała, że ja... nie mam wątpliwości. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, Jordie. Kocham cię i chcę być przy tobie, nie tylko teraz czy za pół roku, kiedy przyjdzie na świat nasze dziecko, ale - zawsze, jeśli mi pozwolisz. Więc... wyjdziesz za mnie? - wydusił w końcu to, do czego zmierzał, pierwszy raz w ogóle nazywając swoje uczucia po imieniu i nie pozostawiając miejsca na niedopowiedzenia czy wątpliwości odnośnie tego, iż ów pierścionek nie był jakimś tam zwykłym prezentem - lecz pierścionkiem zaręczynowym.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Paradoks całej ich relacji polegał chyba na tym, że im bardziej pokręcone działy się rzeczy i im bardziej nie w tej kolejności „co należy”, tym lepiej na tym ostatecznie wychodzili. Wszystko bowiem to co dotychczas przeżyli wspólnie – czy osobno sprawiło, że dotarli dzisiaj do tego miejsca, w którym zaczynają wspólnie nowy, życiowy rozdział. I co najważniejsze – razem, jako rodzina. Chociaż jeszcze jakiś czas temu słowo rodzina – własna rodzina – brzmiało dla obojga raczej całkiem absurdalnie, bo w ogóle przecież nie brali tego pod uwagę: nie planowali związku, dzieci ani ślubu, w tym także nie przypuszczali pewnie, że za jakiś czas z kimś zamieszkają i to we własnym, stworzonym prawie od podstaw domu. I w całej tej układance byli już oni, był dom, był nawet pies, a brakowało już właśnie tylko tego maleństwa, które niespiesznie rozwijało się pod sercem Jordany – można by pokusić się już o stwierdzenie, że mieli wszystko i chyba naprawdę wreszcie poczuli spokój i poczucie bezpieczeństwa. Nagłe, niespodziewane zmiany i wydarzenia sprawiły, że spojrzeli na świat zupełnie inaczej, w tym także całkiem inaczej podchodzili już do związku i budowania takowej relacji, bo chyba naprawdę zrozumieli, że nie wyobrażają sobie życia bez siebie i to bez wątpienia była dla nich najcenniejsza lekcja. Jordie mająca jeszcze jakiś czas temu wątpliwości, teraz w stu procentach odbudowała już zaufanie do Chestera i była go pewna bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, poza tym nie towarzyszyło jej już przerażenie czy niepewności, a czysta radość i ekscytacja tym co nowe i dotąd nieznane. Przed nimi bowiem cała masa nowych doświadczeń i jeszcze wiele pięknych dni, które będą mogli wspólnie spędzić, więc… chyba nie ma tego złego, odnośnie tego co dziś się nie wydarzyło, a przynajmniej co nie wydarzyło się jeszcze, kiedy to brunetka trochę utarła nosa swojemu facetowi. Najwyraźniej jednak sprawnie sobie z tym problemem poradził, korzystając z łazienki, a gdy pojawił się już w sypialni, zaśmiała się cicho, słysząc jego słowa, ale i uśmiechnęła się ciepło – jak zwykle zresztą, gdy tak wprost się o nią troszczył. – Mmm wiesz, że lubię klapsy – stwierdziła przekornie, posyłając mu równie sugestywnie spojrzenie, które jasno wyrażało to, o czym sam Chet doskonale zresztą wiedział – Ale nie będę dźwigać, trochę przerosły mnie te kartony – stwierdziła, zgadzając się z nim po chwili, bo przecież oczywistym było, że nie chciałaby zaszkodzić w ten sposób maleństwu, chociaż obecnie ciąża w niczym jej nie przeszkadzała i czuła się świetnie. – Jesteś uroczy kiedy się martwisz – dodała jeszcze, uśmiechając się do niego słodko, doceniając jednocześnie to, że tak o nią dbał na każdym kroku i że o wszystkim myślał. I że troszczył się również o ich dziecko, bo przecież to było z tym istotnie powiązane. Więc ta radość związana z zachowaniem bruneta, jak również ekscytacja nowym domem – i posiadaniem garderoby, przepełniały ją szczęściem, które chyba samo malowało się teraz na jej buźce. – No przestań… - szturchnęła go lekko, śmiejąc się, po czym odsunęła się już i puściła go, by mógł zabrać się za przenoszenie kartonów – Oczywiście, że znajdzie się tam miejsce na Twoje rzeczy. Wiem, że moich jest… dużo, ale wszystko tam pomieścimy – odparła z wyraźnym rozbawianiem, wskazując mu, które kartony przenieść najpierw. Aczkolwiek faktycznie sama nie chciała zbytnio czekać i być taką bezużyteczną, wobec czego zabrała się za te nieco mniejsze i lżejsze kartony, nieuważnie strącając jeden z nich – akurat właśnie z rzeczami bruneta. Przykucnęła więc i zbierając je, zerknęła na Cheta, śmiejąc się znowu cicho. – Nie, raczej powinieneś to uznać za znak, że Twoja dziewczyna jest trochę nieuważna. Albo kompletnie nie ma siły i nawet podniesienie tego mniejszego kartonu ją przerosło… nie wiem, może powinnam jednak zacząć trochę ćwiczyć, bo wypadłam z formy – pokręciła głową, mimo wszystko oczywiście sobie nadal żartując i spojrzała na niego, gdy wspomniał o skarpetkach – Jakoś sobie poradzimy z walającymi się skarpetkami, bo moje rzeczy też lubią… leżeć w różnych miejscach. Chyba będziemy musieli wypracować jakiś kompromis – zauważyła, unosząc z rozbawieniem brew, bo przecież to była całkiem normalna i ludzka rzecz, że zostawiało się ubrania w przeróżnych miejscach, kiedy można było jeszcze z nich skorzystać. I Jordana istotnie postępowała tak samo, gdy mieszkała sama, więc – pewnie będą powielali swoje nawyki, aż do momentu, w którym wypracują nowe – wspólne. Zbierając jednak jego rzeczy, zdecydowanie nie spodziewała się znaleźć tam czegoś, co do ubrania z pewnością nie pasowało – czyli właśnie czerwonego pudełeczka od jubilera, która z całą pewnością skrywało w sobie biżuterię, bo to akurat było oczywiste. Nie wiedziała jednak do końca co znajdowało się w środku i może powinna udać, że tego nie znalazła, ale ciekawość wzięła górę. Mimo wszystko zachowała względną ostrożność, chcąc wybadać reakcję Chet’a i poniekąd już miała mu to znalezisko oddać, gdy jednak po chwili zastanowienia i po tym jak wpatrywali się w siebie bez słowa, pozwolił jej je otworzyć. Na pewno nie była gotowa na to co miało nadejść, więc zerknęła znowu na pudełeczko, potem raz jeszcze badawczo na Chestera, a potem znowu na pudełeczko i w końcu zdecydowała się je otworzyć. Zastygła na moment w bezruchu, wpatrując się w najpiękniejszy pierścionek jaki chyba w życiu widziała, delikatny, tak doskonale do niej pasujący – świadczący doskonale o tym, że kupujący znał ją bez wątpienia bardzo dobrze. – Jest piękny… - szepnęła cicho, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że brunet do niej mówi, więc przeniosła na niego wzrok, analizując wcześniej wypowiedziane przez niego słowa. Oczywiście domyślała się, że pierścionek jest dla niej, ale nie wiedziała z jakiej właściwie okazji chciał jej go dać w innych okolicznościach. – Z jakiej to okazji? – zagadnęła w końcu, wpatrując się w niego wyczekująco – jednocześnie analizując w głowie mape wydarzeń, które mogłyby świadczyć o tym, że miał sposobność, aby kupić jej prezent. Aczkolwiek znowu wprawił ją w zaskoczenie, gdy odrzucając zebrane ubrania na łóżko, nagle już nie kucał, a uklęknął przed nią na jednym kolanie, na co niemal wstrzymał na moment – nieświadomie oddech. Słuchając jego słów, z każdą chwilą była zaskoczona jeszcze bardziej i chociaż docierało do niej powoli co się dzieje, to jakby nadal jej mózg nie mógł przyjąć tego do wiadomości – bo przecież naprawdę ustalili, że ślub nie jest im do niczego potrzebny, chociaż podświadomie i po chichu Jordie także i tego pragnęła. Kiedyś, ale na pewno nie liczyła na to, że Chet zdecyduje się na to już teraz, bo wydawał się być jednak temu przeciwny. I bynajmniej okoliczności nie były dla niej żadnym problemem – mimo, że nie było kwiatów, pięknej scenerii i eleganckich strojów – a za to oni w nowym domu, w swojej nowej sypialni pośród pudeł z rzeczami i w dresach, to i tak to wydawało jej się bardziej romantyczne i idealne niż jakikolwiek inny scenariusz. Bo to było takie ich, takie prywatne i właśnie to czyniło ten moment romantycznym – bo w ten sposób naprawdę przypieczętowali właśnie wspólny początek. Gdy zapytał czy za niego wyjdzie, tych kilka słów odbiło się echem w jej głowie i chyba nawet nie zorientowała się kiedy załzawiły się jej oczy – ale proszę jej nie winić, nadal szaleją jej hormony i szybko się wzrusza. – Chet… czy Ty właśnie… - wydusiła z siebie cicho z niedowierzaniem w głosie, ale nadal nie odrywając wzroku od jego oczu i otarła wierzchem dłoni kącik oka, z której chciała właśnie spłynąć kolejna łezka - …powiedziałeś, że mnie kochasz? – mruknęła cicho, doprawdy wzruszona faktem, że pierwszy raz nazwał ich uczucia wprost i po imieniu, że powiedział co do niej czuje i że usłyszała od niego te dwa, tak istotne słowa. Przełknęła ślinę, bo nagle jakby całkiem zaschło jej w gardle i spojrzała kolejny raz na pierścionek, jeszcze nieświadomie trzymając bruneta w niepewności bo przecież nie odpowiedziała na najważniejsze pytanie, ale w końcu jej usta wygięły się w szerokim, pełnym szczęścia uśmiechu i chyba aż rozbłysły jej oczy, gdy ponownie skierowała na niego wzrok. – Tak, Boże tak, oczywiście że za Ciebie wyjdę! – pisnęła niemal z ekscytacją w głosie i podeszła do niego szybko, pozwalając by kilka kolejnych łez spłynęło po jej policzkach, gdy wyciągnęła do niego rękę. Gdy już wstał, nie pozwoliła mu nawet na wypowiedzenie jednego słowa, bo wpiła się zaraz w jego usta i pocałowała go krótko, aczkolwiek czule, dopiero po chwili kończąc pocałunek, chociaż niechętnie. Zaśmiała się jednak, bo chyba wprawiła go w lekką konsternację łzami. – To ze szczęścia – wyjaśniła szybko i podała mu pudełeczko z pierścionkiem, by to on założył jej go na palec, wpatrywała się z uśmiechem w ten moment, w którym wyjął go z pudełka i wsunął następnie na jej palec, na którym go obejrzała raz jeszcze, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Jest idealny – powiedziała i spojrzała znowu na niego, obejmując po chwili dłońmi jego twarz – Bardzo Cię kocham, wiesz? I też nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie – pokręciła głową, uśmiechając się ciepło do niego, po czym znowu złączyła ich usta w pocałunku, ale tym razem znacznie dłuższym niż poprzedni. Przylgnęła do niego całym ciałem, kompletnie skołowana i nadal zaskoczona, ale bezgranicznie szczęśliwa, smakowała jego ust z czystą pasją, pogłębiając pocałunek z każdą chwilą aż do momentu, w którym brakło im tchu. Było idealnie – właśnie tutaj, właśnie w tej chwili, kiedy to naprawdę rozpoczęli nowe życie jako rodzina – tak oficjalnie. I nie mogłaby sobie lepiej tego wymarzyć.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

- A może jednak powinnaś coś zjeść, skoro nie masz siły? Zdaje się, że byłaś głodna... - zauważył, po raz kolejny dając dojść do głosu swej trosce o to, aby panna Halsworth dobrze się czuła i nie przymierała z głodu, zwłaszcza gdy z jednej strony pokarm, jaki spożywała musiał zasilać nie tylko jej organizm, ale również dziecka, które nosiła - a z drugiej strony gdy Chet przeszkodził jej w przygotowaniu czegoś do przegryzienia, odnajdując lepsze zastosowanie dla kuchennego blatu, co w efekcie tylko zaogniło ich apetyt - bynajmniej jednak nie ten na jedzenie - zamiast go zaspokoić. - Ale poza tym zdecydowanie przydałoby ci się poćwiczyć i trochę powyginać ciałko, i mówię to jako twój trener personalny - uniósł wskazujący palec, oczywiście nie krytykując jednak jej zaokrąglającej się powoli sylwetki, a mając na myśli bardzo konkretny rodzaj treningów, jakie zwykli razem uskuteczniać, a czego brak w ostatnich dniach musiał odpowiadać za ów spadek formy. Spojrzał na nią jednak odrobinę zaskoczony stwierdzeniem, że w gruncie rzeczy nie przeszkadzały jej walające się po kątach ubrania - bo większość kobiet raczej jednak starała się ów nawyk u swojego faceta wyplenić, zamiast go akceptować. - A mówili, że kobieta idealna nie istnieje - pokręcił z uśmiechem głową. - Ale uważaj, bo jeśli okaże się, że to - skinął na jej brzuch - chłopiec, to ktoś będzie tu musiał trzymać dyscyplinę, żebyśmy nie utonęli w tych walających się skarpetkach - uznał z rozbawieniem, bo zwykle to dziewczynki miały większą łatwość z utrzymywaniem porządku - chociaż sądząc po tym, że i samej Jordie daleko było do miana pedantki, można było przypuszczać, że z ich dzieckiem, niezależnie od płci, będzie podobnie. Acz to akurat było raczej kwestią wychowania i zaszczepienia w owym małym człowieku odpowiednich nawyków. Kto wie, może to zatem Chester okaże się tym, który będzie pilnował w tym domostwie porządku? Nie było bowiem tajemnicą, że jeśli tolerował bałagan, to tylko ten, który sam zrobił. Wszystkich innych lubił upominać, co zapewne poświadczyłoby zarówno jego rodzeństwo, jak i pracownicy Crocodile. Z tym, że do Jordie miał szczególną słabość i wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały na to, że z ich dzieckiem będzie podobnie. Najwidoczniej bowiem była to słabość tak wielka, że dla niej brunet postanowił odsunąć na bok własne przemyślenia na temat instytucji małżeństwa, której to, najdelikatniej mówiąc, nie był nigdy szczególnym zwolennikiem. Nie aspirował do roli męża, i nigdy nie był nawet bliski tego, by jakąkolwiek kobietę chcieć nazywać swoją żoną. Właściwie - teraz chyba też nie do końca o to chodziło; bo do myśli, iż właśnie proponował Jordanie Halsworth, aby została jego żoną - panią Callaghan - Chet musiał chyba jeszcze dojrzeć i przywyknąć, zwłaszcza że to wciąż pozostawało kwestią, być może nawet odległej, przyszłości. Póki co - chciał, aby Jordie została jego narzeczoną. Aby miała wszystko, czego potrzebowała do szczęścia, i aby wiedziała - aby mogła mieć pewność - że mieli przed sobą tę przyszłość. Że - być może dopiero teraz tak naprawdę - oboje byli na tym samym etapie i pragnęli tego samego. A przy tym również, całkowicie egoistycznie, chciał, żeby cały świat mógł widzieć, że Jordana należała do niego. Nie pokusił się jednak o dalsze wyjaśnienia co do okazji dla owego podarunku - bo te były zbędne i zaraz samo miało do ciemnowłosej dotrzeć, o jakich okolicznościach mówił. Dał jej więc chwilę na przetworzenie tego, co miało właśnie miejsce; mimo wszystko odrobinę się niecierpliwiąc i w napięciu oczekując odpowiedzi, której z jednej strony się spodziewał, ale z drugiej: nie mógł być w stu procentach pewien, dopóki jej nie usłyszy - zwłaszcza gdy zobaczył w jej oczach łzy - co z kolei Jordie odwlekała chyba nawet nieświadomie, zaskoczona wyznaniem, jakie padło z jego ust. Po raz pierwszy bowiem ową słabość, jaką ją darzył, Chet ośmielił się nazwać po imieniu: bo chociaż mówił jej już wiele, a to, że ją kochał, wydawało się być bardziej niż oczywiste, to nie był on nigdy człowiekiem, jaki rzucałby takimi wyznaniami na prawo i lewo. Może po prostu dlatego, że nigdy wcześniej tego nie czuł. Uśmiechnął się i skinął nieznacznie głową w potwierdzeniu, że nie było to coś, co przypadkiem mu się wymsknęło. - Kocham cię jak wariat - potwierdził z przekonaniem i nawet zaśmiał się krótko, a odrobinę nerwowo, mimo wszystko w oczekiwaniu przygryzając jednak lekko wargę od środka, zanim śliczną buźkę Jordie rozpromienił wreszcie uśmiech, a z jej ust padła dokładnie taka odpowiedź, jaką Chet miał nadzieję usłyszeć; powiedziała: tak. Odetchnął z ewidentną ulgą i ucieszył się wyraźnie, od razu wstając pospiesznie, żeby wziąć swoją świeżo upieczoną narzeczoną w ramiona - a nawet na sekundę poderwał ją z ziemi - łącząc jednocześnie ich usta w czułym pocałunku, nim po chwili zawtórował jej bezgłośnym śmiechem. - To dobrze, bo przez chwilę myślałem, że to było najgorsze, co mogłaś usłyszeć - zażartował, wypuściwszy ją ze swoich objęć, by, pomimo emocji jednak pewną dłonią, wyjąć w końcu złoty pierścionek z pudełeczka, a następnie wsunąć go na palec Jordany. - Pasuje - stwierdził ni to do niej, ni do siebie; zarówno w kwestii rozmiaru, jak i tego, że po prostu: pasował do jej dłoni. Wprawdzie Chet nie zgadywał, jaki rozmiar wybrać, chociaż nie chcąc zepsuć niespodzianki, a nie mając też sposobności, żeby ukraść Jordanie inny pierścionek, jaki mógłby mu posłużyć za wzór, brunet musiał zwrócić się po pomoc do jej siostry, z którą przecież były identyczne. Trudniejszy okazał się zatem wybór samego wzoru pierścionka - z jednym, bardziej okazałym brylantem, czy z kilkoma mniejszymi? - lecz i w tym przypadku mężczyzna wolał postawić na to pierwsze, czyli bezpieczną, ponadczasową klasykę i prostotę. Chodziło wszak o element biżuterii, jaki, z założenia, będzie towarzyszył Jordanie przez resztę życia - lub przynajmniej przez jakiś czas. Odwzajemnił uśmiech, pozwalając wreszcie, by ich usta spotkały się w namiętnym, żarliwym pocałunku, gdy objął ją szczelnie, nieomal przyciskając do siebie i napierając na jej miękkie wargi, od których oderwał się dopiero po kilkunastu długich sekundach, nie cofając się jednak ani o centymetr, a zamiast tego opierając czoło na tym jej. - Wiesz, że jesteś teraz moją narzeczoną? - uśmiechnął się pod nosem, bo z całą pewnością zamierzał od teraz z dumą ją tak przedstawiać; a w jego głosie dało się jeszcze usłyszeć tę nutkę rozbawienia zmieszanego wciąż z lekkim niedowierzaniem tym, że faktycznie to zrobili: zaręczyli się. - Nie wiem, czy tak to sobie wyobrażałaś... Jutro cię gdzieś zabiorę i to uczcimy, hm? - odchylił lekko głowę, balansując spojrzeniem pomiędzy oczami Jordie, a jej wciąż kusząco lśniącymi wargami; dłonią dosięgając do jej policzka, po którym przesunął czule kciukiem wzdłuż linii żuchwy. - Ale... nie chcę wywierać na tobie presji ani się z niczym spieszyć, to nie musi zmieniać naszych dotychczasowych planów. Chcę, żeby... wszystko było, jak należy, a to, czy weźmiemy ślub za tydzień, czy za rok, zależy tylko od nas, tak? Nie od tego, czego oczekują od nas inni - zaznaczył jednak ostrożnie, nie chcąc psuć tego momentu, ale uznając, że warto wyjaśnić sobie od razu tę kwestię tak, aby Jordie źle go nie zrozumiała. Wciąż uważał bowiem, że w pierwszej kolejności powinni skupić się na tym, aby odpowiednio przygotować się na przyjście na świat ich dziecka, a nie organizować ślub na wariackich papierach tylko po to, żeby zdążyć podpisać papierek zanim brunetka wyląduje na porodówce. Przeciwnie - wolał z tym zaczekać, i za jakiś czas na spokojnie wszystko zaplanować, aby ich ślub mógł wyglądać dokładnie tak, jak Jordie to sobie wymarzyła, łącznie z piękną, białą suknią, pod którą nie odznaczałby się ciążowy brzuszek. Ale liczył się też z jej zdaniem i chociaż wydawało mu się, że byli w tej kwestii zgodni, to wolał mieć co do tego pełną jasność.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

- Ty jako mój trener personalny praktykujesz tylko jedną formę aktywności, więc nie jesteś obiektywny i to się nie liczy – pokręciła głową, śmiejąc się przy tym, bo oczywiście bez problemu odczytała dwuznaczną sugestię, bynajmniej nawiązującą do tego czego Jordie mu dziś poskąpiła. A czego brunet najwyraźniej nadal nie mógł odżałować, istotnie jej to wypominając nawet w trakcie rozmowy na kompletnie inny temat – co ostatecznie i tak ją rozbawiło. Przy okazji też nie mogła zaprzeczyć, że przecież uwielbia te ich wspólne aktywności i sama cholernie tęskniła za wyginaniem ciałka i zachowywaniem dobrej formy w tym aspekcie, bo przecież nigdy nie mieli z tym problemu. I chyba będzie musiała w końcu odpuścić mu tamten mały wybryk, bo sama zaczynała się już nieco niecierpliwić. – Powyginam ciałko praktykując jogę – oznajmiła jednak, zapewne kompletnie zbijając go z tropu i wytrącając mu z garści ten jakże dobry argument, chociaż i tak jedynie sobie żartowała. Oczywiście joga była dla niej niczym chleb powszedni, bo oprócz regularnych ćwiczeń, potrzebowała także wyciszenia – a właśnie dzięki zgłębianiu jogi była również tak wygimnastykowana i rozciągnięta, co zapewne Chet szybko dostrzegł i zapewne mocno doceniał, gdy przyszło co do czego. Z pewnością żadna pozycja nie była dla niej problemem, o czym również zdążył się już przekonać. Uniosła w końcu z rozbawieniem brew i szturchnęła go lekko. – Dopiero się zorientowałeś, że trafiłeś na kobietę idealną? – zażartowała, wzdychając przy tym teatralnie, jakoby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie – I nie przyzwyczajaj się aż tak, skarbie – pogroziła mu palcem – Jak już będzie tu nasze dziecko, to z całą pewnością zadbamy o porządek i o to, by nie zostawiało swoich ubrań w każdym pomieszczeniu. Ale obawiam się też, że będę miała do niego zbyt dużą słabość i pewnie mimo wszystko wybaczę nawet te walające się skarpetki, tak jak i Tobie – zaśmiała się, wzruszając bezradnie ramionami. Kwestia słabości była więc zdecydowanie łączącym ich elementem, bo tak jak on miał słabość do niej, tak ona ewidentnie miała ją do niego – i to powodowało, że nadal patrzyli na świat i na siebie wzajemnie przez różowe okulary. I właśnie także to sprawiało, że nagle postrzeganie instytucji małżeństwa – dotychczas do niczego im niepotrzebnej, uległo zmianie, a oni teraz postanowili zrobić kolejny krok do przodu w tej relacji, decydując się na zaręczyny. A właściwie zdecydował się na nie Chet, kompletnie zaskakując tym Jordie, która bynajmniej niczego nie podejrzewała, bo przecież ustalili wspólnie, że dobrze jest tak jak jest – chociaż istotnie ciemnowłosa marzyła o tym, by kiedyś zostać panią Callaghan. I chociaż oczywistym było, że to nie stanie się już, to jednak sama myśl o tym, że brunet tego chciał, że brał to pod uwagę i że naprawdę był pewien tego, że chce spędzić z nią życie – napawało ją radością i spokojem. No bo czy mogłaby teraz być szczęśliwsza? Po tym co właśnie od niego usłyszała? Zdecydowanie było to absolutnym dopełnieniem wszystkiego i chociaż się tego nie spodziewała, to chyba również nie była świadoma tego jak bardzo pragnęła wreszcie to usłyszeć. Uśmiechnęła się więc szeroko poprzez te łezki, które spływały po jej policzkach i zaśmiała się nawet cicho na myśl o tym jak musi teraz wyglądać. – Okazywałeś mi to na każdym kroku i ja… to czułam, ale naprawdę bardzo chciałam żebyś to wreszcie powiedział. I chyba dlatego, że nie rzucałeś tymi słowami ot tak po prostu, to mają one dla mnie teraz tak ogromne znaczenie – przyznała odnośnie właśnie jego powściągliwości co do okazywania uczuć, mówienia o nich i nazywania ich, właśnie dlatego to nie było coś zwyczajnego, ale coś absolutnie niezwykłego. Niezwykłego dla Jordie, która usłyszała o tym, że ją kocha po raz pierwszy – i to była wielka rzecz. Tak samo wielka jak fakt, że Chet właśnie się jej oświadczył i z wrażenia niemal zakręciło się jej w głowie. Nieświadomie trzymała go jeszcze w tej niepewności, jakby analizując w głowie ten nagły bieg wydarzeń, na który zdecydowanie nie była przygotowana, by następnie zreflektować się i potwierdzić to, co już dawno odbijało się echem w jej głowie. Czyli głośne i wyraźne – tak: tak dla ich wspólnej przyszłości, tak dla zostania jego narzeczoną i wreszcie tak dla zostania kiedyś panią Callaghan. Chciała tego bardzo i Chet jedynie mógł się domyślać tego, jak szczęśliwą uczynił właśnie swoją kobietę. Tym chętniej oddała więc pocałunek i zaśmiała się cicho poprzez niego, gdy objęła go nieco mocniej, w momencie, w którym brunet na moment poderwał jej ciało od ziemi. – Nawet tak nie żartuj. To zdecydowanie najlepsze co mogłabym kiedykolwiek usłyszeć, chociaż wiem, że te łzy mogłyby wskazywać na coś innego – zaśmiała się znowu i otarła lekko dłonią policzek, by następnie pozwolić mu na tę drugą – właściwą, wsunąć złoty pierścionek. Konkretnie to na palec, który owy pierścionek miał zdobić najpewniej już do końca życia i ta myśl sprawiała, że robiło jej się ciepło na sercu. W dodatku jasno i wyraźnie wskazywał na to, że jest już zajęta, co zapewne także mocno odpowiadało brunetowi, bo wystarczyło jedynie zerknąć na jej dłoń, by jednak zastanowić się czy to aby nie jest przypadkiem pierścionek zaręczynowy. A istotnie nim jest, o czym Jordie zamierzała mówić głośno i wyraźnie. Tak jak teraz pozwoliła na to, by ich usta ponownie spotkały się w żarliwym i pełnym namiętności tańcu, gdy naparła na męskie ciało, wyczuwając jak szczelniej objęły ją teraz jego ręce. Smakowała jego ust z utęsknieniem, pragnąc jedynie więcej i więcej, tym niechętnie oderwała się od nich i odetchnęła głęboko, opierając czoło o to jego, a słodki uśmiech nie opuszczał jej buźki nawet na sekundę. – Jeszcze nie mogę w to uwierzyć, chyba będziesz musiał mnie uszczypnąć – mruknęła przekornie, odrobinę go tym prowokując, gdy jej niecierpliwe paluszki przeczesywały jego ciemne włosy – Naprawdę jesteś teraz moim narzeczonym, aż trochę żałuje, że tylko ja w tym układzie noszę pierścionek, bo chciałabym aby każda kobieta o tym wiedziała – zaśmiała się w końcu i pocałowała go raz jeszcze, krótko, aczkolwiek soczyście – Nie mogłabym sobie tego wyobrazić lepiej, kochanie. Przez sam fakt, że naprawdę tego chciałeś, że o tym myślałeś, że kupiłeś pierścionek… i że stało się to tutaj, w naszej sypialni, właśnie dzisiaj, kiedy zaczynamy tutaj razem nowy rozdział. Jest idealnie – uśmiechnęła się ciepło, pragnąc zapewnić go, że ta chwila jest magiczna sama w sobie i zdecydowanie nie potrzebowała do tego innych wielkich czy romantycznych gestów, bo to jest właśnie ten ich typowy, spontaniczny romantyzm i nie zamieniłaby go na nic innego. Zagryzła lekko dolną wargę, gdy przesunął czule kciukiem wzdłuż linii jej żuchwy, wzmagając tym gestem lekkie drżenie jej ciała. – Ale musimy to uczcić, więc ten pomysł brzmi świetnie – pokiwała ochoczo głową, jak najbardziej chętna do tego, by gdzieś ją zabrał i by w ten sposób tylko we dwoje mogli świętować dzisiejsze wydarzenia. I w żaden sposób też nie zgasił jej entuzjazmu swoimi kolejnymi słowami ani też nie zepsuł tej chwili, bo całkowicie się z nim zgadzała. Pokiwała więc głową i ujęła w dłonie jego twarz. – Nie będziemy się spieszyć. I nigdy nie będziemy robić tego czego oczekują od nas inni. To zależy tylko od nas i też nie chce robić tego w pośpiechu, tylko właśnie tak jak należy – aby to był najpiękniejszy dzień naszego życia. I również nie chciałabym na swoim ślubie być w ciąży, więc… po prostu na naszym ślubie będziemy we troje i to równie cudowne, że nasze dziecko będzie tam już raz z nami – uśmiechnęła się szeroko na samą myśl, zgadzając się z nim w stu procentach. Mimo, że u nich wszystko było do góry nogami, więc i pewnie ślub przed porodem nikogo by nie zdziwił, to chyba jednak to jedno chcieli zrobić jak należy – bez zbędnego szumu i stresu, tylko właśnie wtedy gdy oboje będą na to całkowicie gotowi. Tymczasem zaś mogli się już jedynie cieszyć okresem narzeczeństwa i planowaniem wspólnej przyszłości, jednakże dzisiaj przypieczętowując to już pełną namiętności nocą, którą spędzili w swoich ramionach. Jordie z całą pewnością nie zamierzała mu już niczego odmawiać, więc zdecydowanie dali się ponieść chwili, kompletnie zapominając o tym, że nie rozpakowali już ani jednej rzeczy, a w całym domu zalegały jedynie kartony i torby. Oni zaś zaskarbili sobie łóżko, które tej nocy wypróbowali i to niejednokrotnie, delektując się sobą i nadrabiając ten czas, który jedynie spotęgował ich apetyt.
_____________________________________________________________
Poranek za to okazało się być dla nich całkiem łaskawy – ponieważ oboje dzisiejszy dzień mieli wolny, to mogli odespać nieprzespaną noc i nie zrywać się bladym świtem. Nauczyli się już chyba, że wspólnie wylegiwanie się w łóżku ma swoje plusy, dlatego też ani ona ani on – chociaż do tej pory byli rannym ptaszkami, nie budzili się już tak wcześnie, bo przecież nigdzie się im nie spieszyło. Mogli się jedynie cieszyć sobą. Gdy więc Jordie otworzyła wreszcie oczy, przeciągnęła się niczym kotka pod mięciutką kołdrą i zgarnęła z twarzy kilka pasm włosów, rozglądając się po wnętrzu pokoju. Od razu szeroki uśmiech zagościł na jej buźce, gdy zdała sobie sprawę, że budzi się pierwszy raz w ich nowym domu i w ich wspólnej sypialni, zaraz również spoglądając na swoją dłoń, którą zdobił złoty pierścionek. Nie, to zdecydowanie nie był sen – ale musiała się upewnić! Uśmiechnęła się szeroko, przygryzając dolną wargę, co tłumiło w drobnym stopniu jej przypływ radości, ale wtem przesunęła ręką w bok i zastała… puste miejsce. Nieco zdziwiona zorientowała się, że bruneta nie ma już z nią w łóżku i poczuła lekkie ukłucie zawodu, bo bardzo chciała się dziś obudzić obok niego, ale może to spanie do tej godziny to dla niego było jednak zbyt wiele. Jednak zaledwie usiadła, pozwalając by ciemne włosy rozsypały się kusząco na jej ramionach, gdy spojrzała w kierunku drzwi, w których nagle pojawił się Chet z tacą pełną jedzenia. Ponieważ spała nago, podciągnęła lekko kołdrę i usiadła wygodnie, uśmiechając się do niego promiennie. – Myślałam, że już mi gdzieś uciekłeś. A ja tak chciałam się obudzić obok Ciebie – mruknęła cicho, gdy podszedł już do łóżka i nim odłożył tacę, pochylił się i chętnie obdarowała go krótkim całusem na dzień dobry, robiąc mu po chwili nieco więcej miejsca, by mógł odstawić tacę na łóżko – Śniadanie do łóżka? Uważaj kochanie, bo jeszcze się przyzwyczaję. Ale po takiej intensywnej nocy jestem strasznie głodna.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Budzenie się u boku ukochanej kobiety miało ewidentnie swoje zalety - ale miało chyba również wady, choć te wadami były tylko z pewnego punktu widzenia: niekoniecznie z tego, z którego na sprawy patrzył obecnie Chet. Faktem jednak pozostawało, iż brunet był przyzwyczajony do wczesnego wstawania, często też biegał o świcie, co niezaprzeczalnie dodawało mu energii na cały, długi dzień, ale także pozwalało utrzymać świetną kondycję. A jednak w dni takie jak ten - gdy obudził się obok Jordany po pierwszej nocy w ich wspólnym domu - nie miał najmniejszej ochoty w ogóle wychodzić z łóżka. Takie poranki sprzyjały lenistwu; a to z kolei nie było niczym zdrowym. Przyjemnym - i owszem, przez co mężczyzna skłonny byłby zmodyfikować nieco swoje dotychczasowe nawyki, i zamiast o bladym świcie - udawać się na przebieżkę wieczorem, zyskując tym samym cenne, dodatkowe minuty, jakie mógł spędzić z panną Halsworth w wygodnym, ciepłym łóżku, najlepiej na wspólnych aktywnościach, bo przecież poranny seks pobudzał równie skutecznie, co jogging. Z jednego natomiast nie mógł zrezygnować - wciąż bowiem musiał wyprowadzić rano psa, aby ten mógł załatwić własne potrzeby. Tym razem jednak, po tym, jak ostrożnie wydostał się spod kołdry, uważając, by nie obudzić panny Halsworth, która wciąż drzemała w najlepsze, Chester nie pokwapił się nawet, by ubrać na siebie cokolwiek więcej niż bokserki - ograniczył się zatem do wypuszczenia Aldo na zewnątrz, a sam zajął się w tym czasie przygotowaniem szybkiego śniadania. Zwykle lubił karmić Jordie słodkościami - i nie tylko słodkimi słówkami - ale tego mieli już chyba wystarczająco dużo sami z siebie. Bynajmniej jednak taki stan rzeczy Chesterowi nie przeszkadzał - ba, gdyby miał wybór, to już zawsze mogłoby być pomiędzy nimi równie słodko i miło; a czy tak będzie, to już zależało tylko i wyłącznie od nich, zaś brunet zamierzał dołożyć wszelkich starań, aby to się szybko nie zmieniło. Zacząć natomiast postanowił od posiłku zaserwowanego prosto do łóżka - bo choć był to gest w gruncie rzeczy prosty i nie wymagający od niego wiele pracy, to kobiety lubiły być tak rozpieszczane, a przecież: Jordie zasługiwała na to, by być rozpieszczaną. Nawet jeśli zamiast słodkich naleśniczków na talerzu miało znaleźć się coś prostszego: na podsmażone tosty Chet nałożył bowiem rozgniecione awokado, a następnie na każdym z nich ułożył jajko w koszulce, doprawił, i przełożył na talerze, na które dorzucił też parę przekrojonych pomidorków, żeby całość nie okazała się zbyt mdła; a następnie ustawił wszystko na tacy wraz ze szklankami z sokiem pomarańczowym. Wpuścił Aldo z powrotem do domu, po czym z tacą w rękach oraz z psiakiem nie odstępującym go już niemal na krok, udał się z powrotem do sypialni, gdzie zamierzał zaskoczyć swoją od-wczoraj-narzeczoną śniadankiem do łóżka. Uśmiechnął się szeroko, widząc, że Jordie już nie spała; a taka świeżo rozbudzona i z włosami w lekkim nieładzie - była po prostu śliczna. - Cześć, Kocie - podszedł do łóżka i nachylił się ostrożnie, tak aby nic z tego, co znajdowało się na tacy, nie wylądowało na pościeli, gdy przywitał brunetkę soczystym buziakiem. Zaraz potem podbiegł do niej również Aldo, domagający się pogłaskania, ale nie próbując nawet wskoczyć na łóżko. - Nigdzie nie uciekłem. Ale mnie możesz mieć przez cały tydzień - a śniadanie do łóżka tylko w weekendy - zauważył, kładąc tacę na pościeli i siadając obok; a skoro mówił o weekendach, a nie tylko tym jednym, konkretnym - to chyba nie miałby nic przeciwko temu, aby przyzwyczaić Jordanę do częstszego budzenia jej śniadankiem do łóżka. - Uznałem, że przyda nam się coś pożywnego, po intensywnej nocy mamy jeszcze przed sobą pracowity dzień. Wczoraj niewiele rozpakowaliśmy, a trzeba w końcu ogarnąć te pudła, i dzisiaj już bez żadnych wymówek ani oświadczyn - mrugnął do niej, biorąc w dłoń widelec, którym dźgnął jajko na toście, pozwalając, by płynne jeszcze żółtko rozlało się na awokado i częściowo na talerzu. - Ewentualnie możesz jeszcze zaproponować jakiś deser po śniadaniu, ale później już zdecydowanie bierzemy się do roboty - postanowił z rozbawieniem, zanim wgryzł się w tosta. Nie było jednak niczym dziwnym to, że nie potrafili być zbyt produktywni, kiedy będąc razem, doświadczali tak wielu pokus, a na myśl przychodziło im tak wiele pomysłów na znacznie przyjemniejsze spędzenie wspólnego czasu. Nie inaczej było zresztą w przypadku pracy Jordany w barze, gdzie Callaghan musiał przestać pojawiać się na jej zmianie, bo oboje tracili głowę. Z drugiej jednak strony, to tutaj, to był przecież wyłącznie ich dom, gdzie nikt nie zabroniłby im najpierw oddawać się przyjemnościom, a dopiero później obowiązkom: mogli więc rozpakowywać się tak długo, jak zechcą - robiąc sobie tyle przerw ile zechcą.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „17”