WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Katherine co prawda już nie była takim kłębkiem nieszczęścia, jakim była, gdy odwiedziła ją Lavender. Wtedy było apogeum, jeszcze leciała w stronę dna. Co prawda nie odbiła się jakoś spektakularnie, lecz cóż... nieco wyhamowała. Dalej była jakaś przybita, bez sił, chęci i tak dalej. Dalej nie chodziła do pracy, a większość dni spędzała w łóżku i tak dalej. Na swoje usprawiedliwienie, z którego korzystała a i inni to rozumieli, była jednak miała na koncie tą stłuczkę. Co prawda była ona niegroźna, nic jej się nie stało, ale nerwy i tak dalej pozwalały się nieco użalać nad sobą.
Lavender zrobiła swoje, próbując pomóc, mąż Katherine starał się bardzo, musząc przejąć większość rodzicielskich obowiązków a także zająć się ukochaną. Nate jako dobry przyjaciel, też zgłosił się do pomocy i to niekoniecznie jako osoba do głaskania po głowie i tak dalej. Jednak jeśli chciał pomóc, pokazać wsparcie, choć tak naprawdę nie wiedział, co się z jego przyjaciółką działo, to znalazło się coś dla niego.
Został poproszony o to, aby odebrać Lydię z zajęć, bo Kath nie dość, że nie chciała, to nie miała czym odebrać córki, no chyba, że uberem. Nie było to najlepsze rozwiązanie, bo takie pojazdy nie były wyposażone w foteliki.
Koordynatorem tego całego zamieszania był pan Wheterby, jego żona była nieobecna... duchem. On wiedział o wszystkim, o powodach smutków, depresji i tak dalej. Nie przyjął tego zbyt dobrze, ale co miał robić, chłop się starał jak tylko mógł. Lavender też wiedziała wiele, bo to przy niej brunetce się ulało. Co wiedział Nate? Trudno stwierdzić, Katherine na pewno nie wiedziała.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Podróż z Malediwów wydobyła z Nate’a całkiem nowe pokłady energii, które wykorzystywał zarówno w pracy, jak i prywatnie podczas zajęć, których ilość do tej pory musiał redukować. Powrót do pełnej formy i inne wydarzenia dodawały mu nieco skrzydeł, choć czar wczasów bladł, kiedy ponownie stykał się z rzeczywistością i problemami, które podczas jego tygodniowej nieobecności uległy pewnej zmianie. Dobrą wiadomość, jakiej był świadkiem podczas wizyty u lekarza Lavender, przyćmiewały inne okoliczności. Tym razem dotyczyły one Katherine, która również potrzebowała swojego przyjaciela.
Bez wahania zgodził się, żeby odebrać Lydię z zajęć, a wiedząc, że męża Kath do późna nie będzie w domu, zaproponował również spędzenie z dziewczynami trochę czasu i ugotowanie obiadu. Po drodze razem z dziewczynką zrobili potrzebne zakupy, w trakcie których nie obyło się bez tęsknych spojrzeń młodej na regały ze słodyczami. Nate oparł się o wózek i zerknął na nią na kilka sekund w teatralnym zastanowieniu, po czym jego usta poszerzyły się w rozbawionym uśmiechu. Ależ ona potrafiła mieć na niego wpływ!
- No, dobra, wybierz sobie jedną rzecz. Ale dostaniesz ją dopiero po grzecznym zjedzeniu obiadu. Razem ze smaczną suróweczką, którą razem zrobimy. Dobrze? - zapytał podstępnie, unosząc przekonująco brew. Kath nie byłaby zbyt zadowolona z dawania słodkości małej, ale dzięki takiemu układowi może by przeżyła?
- Tak, tak, dobrze, wujku - pisnęła z radością dziewczynka i sięgnęła po upatrzony deser.
W samochodzie grali w skojarzenia, co było zabawne, kiedy Lydia wymyślała słowa, które niekoniecznie pasowały do poprzedniego, co oboje kwitowali śmiechem.
Z torbą zakupów i tajemniczym koszykiem wkroczył za wbiegającą do domu małą pociechą, która z przypisaną sobie radością poleciała do swojej mamy, krzycząc od progu:
- Mamo, mamo, zobacz, co mi kupił wujek na wyspie!
Nate pokręcił głową w rozbawieniu. Podarowany komplet naszyjnika z bransoletką sprawił na dziewczynce ogromne wrażenie. Ręcznie wykonane, niewielkie zawieszki z motywami oceanu na rzemyku posiadały swój urok, wyglądając przy tym bardzo estetycznie i nienachalnie. Widać było, że wybrany prezent nie był byle czym, a mała modnisia mogła się teraz stroić, gdziekolwiek tylko by chciała.
Położył wszystkie rzeczy na blacie kuchennym i odwrócił się w stronę idącej do niego Kath. Nie wyglądała zbyt dobrze, ale wcale go to nie zraziło.
- Trzeba przyznać, że Lava ma znacznie lepszy gust w sprawie biżuterii, niż ja - przyznał od razu, chcąc złagodzić ewentualne uwagi co do podarunku, po czym podszedł do niej i uścisnął ją krótko. - Hej, Kath - przywitał się, dając jej buziaka w policzek. - Tęskniłaś? - zapytał całkiem swobodnym tonem, kiedy się odsunął, po czym pochylił się w stronę stojącej przy mamie Lydii. - Bo ja za wami bardzo - przyznał z uśmiechem, delikatnie naciskając nosek sześciolatki, jak na guziczek.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Katherine dalej leżała u siebie w łóżku, nie mając sił, ani ochoty na nic innego. Choć w porównaniu do dnia, kiedy odwiedziła ją Lavender, widać było poprawę. -Cześć skarbie-powiedziała pozwalając córce wskoczyć do łóżka i się przytulić. Lydia pewnie nie ogarniała co do końca działo się z jej matką, ale nie rozpaczała, tylko korzystała z tego, że może siedzieć w łóżku rodziców i oglądać z nią bajki, na co zazwyczaj nie można było liczyć, a już na pewno nie tak często.
-To chyba nie jest wielkie wyzwanie, co?-uśmiechnęła się delikatnie. O paczcie państwo, Kath zdecydowała się nie dość że na drobny żart, to jeszcze uszczypliwość w stronę przyjaciela. Jednak tak jak powiedziała, nie było niczym dziwnym, że jakaś kobieta ma lepszy gust do biżuterii, niż budowlaniec! -Oczywiście, że tak, Nate-powiedziała, choć właściwie, to nawet nie wiedziała, kiedy czas minął, kiedy Covington wygrzewał stare kości poza Seattle. Oczywiście, że wiedziała, że wyjechał, powiedział jej, jak i Lavender. -Dziękuje, że przywiozłeś ją-stwierdziła w końcu. Nie była w formie, ale doceniała, że ma tak dobrych przyjaciół, którzy chcieli dla niej jak najlepiej. Zwłaszcza, że jej własna siostra.... Cóż, doprowadziła ją do takiego stanu. Nie, to nie ona wjechała jej w zderzak, ale powiedziała, że nawet nie starając się, zaszła w ciążę. A Kath? Już ponad półtora roku się starała na marne.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Czasem nie wystarczy wydać kupy forsy, żeby podarunek spodobał się małej dziewczynce. A tym bardziej jej mamie - spojrzał na nią przekornie, dobrze wiedząc, jak trudno było zadowolić obie Wheterby jednocześnie. Spodobał mu się ten uśmiech. To było już coś, więc nie zamierzał marnować okazji. - Nie ma sprawy. I to nie wszystko, co dziś zrobię, prawda, Lydio? - mrugnął do małej porozumiewawczo okiem, na co entuzjastycznie pokiwała głową.
- Wujek zrobi nam dziś obiad - zapowiedziała podekscytowanym tonem.
Nate uśmiechnął się szeroko. - Tak, a ta mała kucharka mi w tym pomoże - przyznał, choć doskonale wiedział, że to on będzie musiał odwalić większość roboty. Najważniejsze, że był w stanie zająć małą, by choć trochę odciążyć Kath. - Dołączysz do nas? - zapytał zachęcająco przyjaciółkę, po czym zdjął swój płaszcz i ruszył w kierunku rzeczy, które ze sobą przyniósł, sięgając po wiklinowy koszyk. - Nie myśl, że o Tobie zapomniałem. Proszę, to drobny upominek dla Ciebie. Coś dla ciała i ducha. - Wręczył jej prezent, który zawierał kilka rodzajów herbat, przypraw i kosmetyki z naturalnych składników, wyjątkowych i ręcznie wykonanych na Sri Lance, którą zahaczył razem ze swoją ukochaną. Herbaty miały na celu uspokojenie nerwów i relaks, podobnie jak olejki eteryczne do kąpieli. Podobno zrobienie sobie domowego spa dla kobiet mogło zdziałać cuda. - Słyszałem, że maska do twarzy z tamaryndowca świetnie odnawia skórę. I koniecznie musisz spróbować tego olejku... - tu wskazał palcem na konkretny produkt, po czym na moment się zawahał w zastanowieniu - … wiesz, co, Kath? Spróbuj właśnie teraz. Przyda Ci się taka chwila dla Ciebie, a my zajmiemy się przygotowywaniem obiadu, hm? Jak chcesz, mogę Ci nawet przygotować wannę z wodą - zaproponował całkiem poważnie, obdarzając ją pełnym troski spojrzeniem. Jednocześnie był bardzo zdeterminowany, by właśnie tym zajęła się przyjaciółka. - Będę miał oko na Lydię. Zawołamy Cię, kiedy skończymy, okej? - dodał przekonującym tonem. Taka kąpiel mogłaby nieco poprawić jej humor i naprawdę nie musiała się przejmować, że on zająłby się na ten czas jej córką, albo że zastanie pożar w kuchni. Co mogłoby powstrzymać ją od wizji spokojnego zanurzenia się w wannie w towarzystwie przyjemnych zapachów? Nawet Nate wiedział, że taka chwila przydaje się każdej kobiecie.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Wiesz, że mi nie musiałeś nic kupować. A zadowolić Lydię zdecydowanie nie było łatwo-stwierdziła. Była wdzięczna za podarek, sama z resztą też mu coś przywoziła, nawet jeśli chodziło tylko o coś symbolicznego, jak miejscowe piwo, czy inny alkohol, mimo że wiedziała że nie musi. -Nate, tego naprawdę nie musisz... -zapewniła przyjaciela, wodząc dłonią po włoskach córki. Kath nie miała specjalnie apetytu, a dla Lydii na pewno znajdą coś w zamrażarce, albo mogli zamówić. Nie chciała być większym ciężarem dla przyjaciół. Doceniała co już dla niej robią.
-Ty i maska do twarzy?-cóż, nie sądziła, że Nate to taki nowoczesny mężczyzna, który zna się na spa, kosmetykach i tak dalej. Nie wyobrażała go sobie u kosmetyczki... Choć, oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że sam na tych Malediwach nie był. -Dzięki Nate, ale może wieczorem.-powiedziała, gorąca kąpiel w środku dnia nie była najlepszym pomysłem, bo nie będzie już miała siły na nic. Na pewno wykorzysta te kosmetyki, a już na pewno jak się poczuje lepiej. Była fanką długich, pachnących kąpieli w wannie.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- To nic wielkiego - machnął lekceważąco ręką. Dla niego naprawdę była to drobnostka. Dla Jamesa też coś miał, ale skoro było to wyłącznie dla niego, to zamierzał mu wręczyć prezent do rąk własnych. Niektóre męskie sprawy musiały pozostać w gronie męskim. - Nie przejmuj się, dla mnie to czysta przyjemność - zagwarantował z uśmiechem i zaraz dodał: - I korzystaj, bo takie chwile nie zdarzają się często - zaśmiał się. Lubił gotować, ale naprawdę niewiele osób o tym wiedziało, a jeszcze mniej próbowało tego, co udało mu się przygotować. W innym wcieleniu może zostałby kucharzem?
- A widzisz, jeszcze potrafię Cię zaskoczyć - mrugnął do niej zawadiacko okiem i zabrał się za wyjmowanie zakupów z toreb. - Pani w nabrzeżnym sklepiku z chęcią dzieliła się swoją rozległą wiedzą w temacie tych dobroci, utwierdzając nas w przekonaniu, że warto korzystać z tego, co daje natura - przyznał w końcu, wykładając na blat potrzebne składniki. Może nie znał się dokładnie na wszystkich kosmetykach, jakie używały kobiety, bo halo, było ich znacznie więcej, niż męskich, ale udało mu się podłapać kilka znaczących ciekawostek. Przynajmniej widać było, że coś z tego wyjazdu wyniósł. - Jasne - wzruszył ramieniem. Nie zamierzał jej na siłę przekonywać. - To może cejlońskiej herbaty? - zapytał, bo to akurat mogło się przydać podczas oczekiwania na posiłek.
Całkiem dobrze ogarniał kuchnię Wheterby’ch, więc bez problemu znalazł odpowiednie filiżanki i wstawił napełniony czajnik na palnik, po czym ubrał się w fartuch Kath i odwrócił do dziewczyn z szerokim uśmiechem. - Prawda, że mi pasuje? - zapytał nadzwyczaj dumnym z siebie głosem. - Chodź, moja pomocnico. Znajdź mi, proszę, plastikową miskę na ziemniaki - zakomenderował, a kiedy Lydia w zastanowieniu stanęła przed szafkami, podpowiedział jej palcem, gdzie szukać, by po chwili stanęła przed nim kolorowa miska, do której zaczął wrzucać obierane w międzyczasie ziemniaczki. - Jak się czujesz? - zwrócił się do Kath z troską.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Zostanie to zapamiętane, na pewno-może brunetka nie była sobą, wydawała się być taka nieobecna, ale zapamiętywała, kto był przy niej. Może za jakiś czas nie będzie potrafiła przywołać tego, co Covington ugotował (chyba że będzie to tak spektakularnie obrzydliwe), ale na pewno nigdy nie zapomni mu tego, że był przy niej. -Naprawdę doceniam-stwierdziła. Niezależnie czy był to chwyt marketingowy, aby zedrzeć pieniądze z turystów, czy faktycznie były to wspaniałe kosmetyki, warte wszystkich pieniędzy. Niezależnie od faktu, liczył się także gest, który Kath na pewno doceniała. -Herbaty nie odmówię-stwierdziła w końcu. Herbata była dobra na wszystko, nie dało się tego ukryć.
Gdy Lydia i Nate wyszli z sypialni, Kath zdecydowała się wstać, więc sięgnęła po szlafrok i zeszła do kuchni.
Kath zajęła miejsce na jednym z blatów, sadzając Lydię obok siebie.-Bywało lepiej, nie oszukujmy się-westchnęła. Cóż, gorzej też bywało, na przykład jeszcze kilka dni temu. Choć oczywiście, nawet jak człowiek czuje się, że jest u dna, to zawsze może się okazać, że dno się urwało i jeszcze jest długa droga w dół.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Skinął głową w zrozumieniu, bo jej słowa zupełnie mu wystarczyły i nie potrzebowały żadnego komentarza. I to, co właściwie Nathaniel mógł ugotować, nie było w tym momencie najważniejsze, czy warte zapamiętania, choć trzeba stwierdzić, że gdyby marnym cieniem szansy coś poszło mu nie tak w kuchni, to stałoby się to ujmą na jego honorze. Właściwie kompletnie nie zależało mu na komplementach, bo to nie on stanowił meritum całej sprawy. Chciał tylko dobrze dla swojej przyjaciółki.
- I jeszcze będzie lepiej. Przetrwamy to. Wszyscy - powiedział pełnym wsparcia i pewności siebie głosem. Nie oczekiwał od niej bardziej pozytywnej odpowiedzi, bo widać to było po niej samej, że gdzieś uleciała z niej cała radość, z jaką zwykle ją widywał. Niemniej jednak fakt, że udało się wydobyć ją z łóżka, o czymś już świadczył. Gdzieś tam tliła się iskierka nadziei na lepsze jutro. - Żałuję, że nie mogłem Ci pomóc w całej tej kraksie. Jak do niej w ogóle doszło? - zapytał, odrobinę zmieniając temat, bo wiedział, co tak naprawdę wisiało w powietrzu. Gdyby wtedy zadzwoniła po niego, zająłby się wszystkim i to tak, by jak najlepiej na tym wyszła. W międzyczasie zagotowała się woda, którą zalał przywiezioną z wakacji herbatę, aż aromatyczny zapach uniósł się po całym pomieszczeniu. Wręczył filiżankę Kath.
- A jak tam James? Nadal tak zapracowany? - zagadnął, wracając do obierania ziemniaków. Gdzieś pomiędzy obrał też marchewkę, którą nakazał zetrzeć Lydii na tarce.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Bardzo na to liczę-stwierdziła, dość cicho, choć chyba takie zapewnienie, które tak naprawdę nie miało żadnego pokrycia, było czymś, co potrzebowała sobie powtarzać, dopóki nie uwierzy, lub faktycznie będzie lepiej. Trudno stwierdzić, co będzie pierwsze. No, chwilowo Kath nie była w nastroju na łóżkowe igraszki, więc jest szansa, że najpierw poprawi się jej nastrój, a później zajdzie w upragnioną ciążę.
-Jechałam po Lydię ze sklepu, jakiś turysta wjechał mi w tył zaraz za skrzyżowaniem. Więcej nerwów mnie to kosztowało, niż to było warte...-stwierdziła, bo przecież nie ta stłuczka była powodem, że teraz wyglądała jakby uszło z niej życie, to było powodem jej początkowego spadku formy. Za resztę odpowiadała jej siostra, która nie była zbyt... taktowna w obnoszeniu się ze swoim szczęściem.
-Jak zawsze. On nie może tak łatwo wziąć sobie wolnego, jak ja-stwierdziła, nieco niepewnie spoglądając na agresywną tarkę i swoją młodocianą córkę. Zwłaszcza, że nie miała żadnego zapasowego dziecka. A jej praca była bardziej zabawą bogatej pani domu, która się nudziła, gdy dziecko było w przedszkolu. To biznes Wheterby'ego przynosił prawdziwe pieniądze.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Posłał jej pełen wsparcia uśmiech. Po każdej burzy prędzej czy później wychodziło słońce. On sam po roku od założenia sprawy zaczynał dostrzegać coraz bardziej pozytywne postępy i nie mógł oprzeć się kiełkującej w nim nadziei, że w końcu wszystko się wyjaśni. To samo musiało stać się z Kath. Prędzej czy później każdy problem musiał zostać zażegnany, bo nic nie może przecież wiecznie trwać.
- Mogę sobie to wyobrazić. Ubezpieczenie pokryło wszystkie koszty naprawy? - dopytał. Nie raz był świadkiem stłuczki lub musiał interweniować w pracy. Wiedział więc doskonale, z czym to się wiązało i że kobiety reagowały o wiele bardziej emocjonalnie na takie sytuacje. W gruncie rzeczy auto to rzecz nabyta i ze wszystkiego dało się wyjść obronną ręką. Wiedział też, że niektóre problemy były tylko wierzchołkiem góry lodowej, a najgorszym, co mogło być to ich piętrowanie się.
- Coś na ten temat wiem. Czasem ciężko jest się wyrwać, skoro ma się nad sobą tyle zobowiązań - przytaknął. Bycie na najwyższym stanowisku w swojej pracy i prowadzenie poważnej działalności, od której wiele zależało, to nie taka prosta sprawa, dlatego potrafił utożsamić się z Jamesem. Pogodzenie pracy z życiem osobistym wcale nie należało do łatwych, zwłaszcza, kiedy w firmie jest bardzo intensywny okres.
Po skończeniu obierania ziemniaków, zabrał się za krojenie ich w łódeczki i przyprawianie ich, doglądając przy okazji Lydii i ewentualnie pomagając jej w niektórych czynnościach. - Świetnie sobie radzisz - pochwalił ją, widząc wiórki marchewki w miseczce. Zajmowało jej to o wiele więcej czasu, niż dorosłemu, ale dla niej było to osiągnięcie, które należało docenić. W międzyczasie mała opowiedziała, co wydarzyło się dziś w szkole, czego uważnie wujek słuchał. Gdy skończyła, zaproponował jej, by zrobiła mamie laurkę, więc ochoczo podążyła do swojego pokoju w poszukiwaniu kredek.
- Wychowałaś wspaniałą córkę, Kath - stwierdził, podążając za dziewczynką wzrokiem, dopóki nie zniknęła za rogiem. - Słyszałem, co się stało. Przykro mi… - zaczął delikatnie. Nie był to łatwy temat, ale ostatnio miał wrażenie, że właśnie samych takich się podejmował. - Nie miałem pojęcia, że staracie się o drugie dziecko. Bycie rodzicem musi być wyjątkowym uczuciem, skoro podjęliście taką decyzję - przyznał ostrożnie, z powagą. Będąc ojcem chrzestnym nie do końca miał pojęcie, jak to być tatą na pełen etat. Tym bardziej nie potrafił wesprzeć Wheterby’ch żadną radą, bo kompletnie się na tym nie znał. Nie wiedział też, jak rozmowa z nim na ten temat wpłynie na przyjaciółkę.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-O to musisz zapytać Jamesa, ja nie miałam głowy się tym zajmować-była w idealnym położeniu, mogąc liczyć na ukochanego, który nie dość, że na pewno był bardziej lotny w sprawach motoryzacyjnych a także ubezpieczeniowych i prawnych. Pewnie, wiedząc że może liczyć na innych, tu swojego męża, wykręciła się z zajmowania tą sprawą. Co prawda na rzecz użalania się nad sobą, więc to nie było idealne rozwiązanie.
Kath przyglądała się kucharzeniu Nate'a i Lydii, wiedząc że kiedyś to ona była tą małą pomocnicą w kuchni, gotowała z rodzicami, którzy byli dobrzy w te klocki i dzielili różne drobne obowiązki pomiędzy gromadkę swoich dzieci.
Słysząc słowa o córce, Kath przełknęła ślinę, a potem odwróciła wzrok w bok. Może już znajdowała w sobie siłę, aby wstać z łóżka, ale nie, aby o tym rozmawiać. Bolały ją słowa Nate'a, mimo że ten mówił, że przykro mu i że podziwia ich mimo wszystko. Najlepsze było w tym, że Katherine nie miała zielonego pojęcia, co chciałaby usłyszeć, co poprawiłoby jej humor, czy pozwalało patrzeć w przyszłość z nadzieją. Nie oczekiwała wielkich słów ze strony Nate'a, wiedział, że ten chce dobrze, ale bolało ją to poruszanie tematu.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- No tak, jasne - przytaknął, całkowicie to rozumiejąc. Były to typowe sprawy, którymi zajmowali się mężczyźni. Nic więc dziwnego, że Kath nie była w stanie powiedzieć za wiele na ten temat, choć przez chwilę myślał, że może tym się zainteresowała. Całkowicie się odcięła od wszystkiego, co nie wyglądało optymistycznie, ale wierzył, że po każdej burzy przychodziło słońce.
Spędzanie czasu z Lydią nie stanowiło dla niego męki, jak można byłoby przypuszczać po mężczyźnie, który przez jakiś czas mocno wystrzegał się stałych związków i poważnego zaangażowania. Wbrew pozorom było to przyjemną odskocznią od spraw związanych z firmą i przypominało czasy, kiedy on sam jako dzieciak spędzał z mamą czas w kuchni.
Nigdy realnie nie planował dziecka, choć kiedyś pojawiały mu się w głowie obrazy szczęśliwej rodziny z gromadką pociech. Właściwie, nie był pewien, czy takową mógłby kiedykolwiek mieć, ale była to w pewien sposób kojąca wizja. Nie miał pojęcia więc, jak to było starać się o nie i jaka frustracja temu towarzyszyła. Widząc, że Kath nie miała ochoty rozmawiać z nim na ten temat, postanowił to uszanować.
- Chciałem tylko przez to powiedzieć, że cokolwiek by się nie zdarzyło, jestem dla was - kiwnął głową i przez chwilę posłał jej pełne ciepła spojrzenie, zanim powrócił do wcześniej wykonywanych czynności. Aby nieco rozluźnić tę niezręczną sytuację, odchrząknął nieco i jakby nigdy nic, zaczął: - Powinnaś kiedyś wybrać się na Sri Lankę. Wśród wszystkich straganów na pewno znalazłabyś jakiś fajny nabytek do swojego antykwariatu. Chociaż muszę cię ostrzec, bo tubylcy, widząc białych turystów, mają dziwne przekonanie, że dysponujemy górą pieniędzy i uwielbiają naciągać - wyznał rozbawionym tonem na wspomnienia kilku sprzedawców, którzy chcieli o wiele więcej za rzeczy, niż były one tego warte. Trzeba było się mocno wystrzegać krętaczy albo targować.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Nawet nie chodziło o to, że nie chciała zajmować się samochodem dlatego, że było to dobijające. Po prostu nie miała do tego głowy, nie planowała używać samochodu.... Gdyby nie James, to auto by stało rozbite i czekało na lepszy los. Na szczęście Wheterby zajął się sprawą. Może należał do ludzi, którzy woleli znajdować sobie robotę, aby nie dopuszczać jakiś złych myśli do siebie.
-Dzięki, Nate. Doceniam-zapewniła, bo sama obecność przyjaciela u niej w domu był dla niej ważny. Nie chodziło o to, że gotował, czy zajmował się dzieckiem. Chodziło o to, że nie zostawiał ich samych, aby kokosili się ze swoimi problemami sami. Bo przecież, jakby potrzebowaliby pomocy, to by on im jej udzielił. A takie nastawienie miało sporo osób, które było błędne i nie miało zbyt wiele wspólnego z prawdziwą przyjaźnią.
-Zapamiętam, choć nie sądzę, aby była okazja-stwierdziła. Z dzieckiem jeździli raczej gdzieś na Florydę czy do Kalifornii, aby odpocząć i poleżeć nad basenem. Tak długi lot z dzieckiem to musiała być katorga. Lydia może rosła, ale w końcu starali się o następnego dzidziusia, więc znowu taka podróż musiałaby być odwleczona w czasie o dobrych parę lat. Katherine to nie przeszkadzało, nie miała jakiejś szczególnej duszy podróżnika. Potrzebowała jedynie trochę słońca, aby się dobrze czuć.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
A jeśli chodziło o przyjmowanie na siebie wielu obowiązków, by zagłuszyć pewne myśli to Covington znał się na tym, jak nikt inny, więc w tym aspekcie znajdował porozumienie z Wheterby’m.
Na jej słowa w odpowiedzi pokiwał jedynie głową, przywołując na usta uśmiech. Często kiedy przychodziły problemy, zostawało oddzielane ziarno od plew. Wiele bliskich osób nagle oddalało się, widząc na froncie czyjeś kłopoty. Tylko prawdziwi przyjaciele potrafili trwać na dobre i na złe. Nie narzucali się ze swoją pomocą, szanując swoje bariery, ale wystarczyło tylko słowo, by podjęli jakiekolwiek działania.
- Kiedy ostatnio gdzieś wyjechaliście? - zapytał, podłapując nowy temat do rozmowy. - A właściwie, kiedy miałaś najlepszy fun z wyjazdu? - Może wyjazd byłby odpowiednim pomysłem na walkę z zastojem u Kath? A może po prostu wspomnienia dobrych chwil sprawiłyby, że na twarzy Kath choć na moment pojawiłby się uśmiech.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Jak Kath trochę wydobrzeje to pewnie też rzuci w się w wir obowiązków, poniekąd także z tego powodu, że teraz olewała wszystkie swoje obowiązki. Domowe, rodzicielskie, służbowe... Miała swój biznes, którym musiała się zająć, a obecnie w ogóle się nim nie interesowała, zostawiając wszystko swoim dwóm pracownikom. Będzie musiała odpalić im jakąś premię, czy wolne w ramach podziękowania.
-W lecie byliśmy na Florydzie-powiedziała. Praktycznie co roku tam jeździli, z córką, w trójkę, aby wygrzać swoje kości. Ot, zwyczajne, rodzinne wakacje. Bez ekstrawagancji, akurat aby było ciepło, była plaża i atrakcje dla dzieci. -Hm.... sama nie wiem. Nigdy nie byłam wielką fanką podróży-stwierdziła. Podróżowanie, kochanie samolotów i tak dalej w dzisiejszych czasach było takie popularne, a Kath jakoś to nie ruszało. Ani teraz, będąc matką, ani wcześniej, jak jeszcze była z Jamesem sama.