WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Na jej słowa westchnął ciężko, po czym spojrzał na nią i skinął głową, pozostawiając to bez odpowiedzi. Podejmowanie decyzji w pracy było dla niego znacznie łatwiejsze. Wtedy dokładnie wiedział, do czego decyzje go prowadziły, miał znacznie większą pewność odnośnie skutków. A w tym przypadku? Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. - Wspólne mieszkanie to wielki krok. Przez ponad pięć lat mieszkałem sam, zmiana przyzwyczajeń nie jest taka prosta - stwierdził, choć już mniej pewnie. Mimowolnie zaczął myśleć nad tym, jak miłym było, kiedy wracał do mieszkania wiedząc, że czekała na niego Lava. Jak cieszyły go weekendy w swoim towarzystwie. - Ale nie jest niemożliwa do wykonania - przyznał w końcu ciszej, w zamyśleniu. Nie przepadał za pouczaniem go, ale zawsze mógł liczyć na najbliższych i wiedział, że chcieli dla niego dobrze. Intencje Kath były szczere. Może więc miała rację?
-O, nieee, swojej skrzyneczki nikomu nie użyczam - zaoponował żartobliwie. W razie czego w antykwariacie były jakieś kamery? Miałby świadectwo ewentualnego ataku. - Ja sugeruję tylko, że to my jako mężczyźni wybieramy sobie kobiety, pokazując, jak zajebistą jesteśmy dla was partią i punktując swoimi niezawodnymi genami - wyszczerzył się szeroko, dumny z siebie, że właśnie wyraził najprawdziwszą prawdę. Zaraz jednak jego uśmiech opadł, kiedy Kath wspomniała o Lavender.
- O, i jak? Wypoczęłyście na babskim weekendzie? - zapytał, przyjmując naturalny ton. Czuł w kościach, że znowu trochę mu się dostanie. Widząc ten wzrok, w moment pojął, o co też przyjaciółce mogło się rozchodzić. - Ostatnio dużo się u was działo… - zaczął, zastanawiając się, jak się wytłumaczyć. Każdy miał jakieś problemy, a on po powrocie z Malediw starał się ogarniać sytuacje jak najlepiej, będąc opoką zarówno dla Lav, jak i Kath. Swoją drogą, ciekaw był, co prawniczka powiedziała na temat wizyty u lekarza.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
Pewnie, łatwo podejmować decyzje, które nie mają większego wpływu na życie osobiste. To w tym aspekcie człowiek najbardziej się stresował. Pracę można zmienić, przebranżowić się i tak dalej, ale życie osobiste ma wpływ na wszystko, na chęć do pracy, zdrowie i psychikę.
-Każdy kolejny ruch, jest stresujący. Myślisz, że nie denerwowałam się, gdy powiedziała Jamesowi, że chciałabym drugie dziecko?-a czy miała powód? W końcu byli małżeństwem i mieli jedno dziecko. A jednak było trudno to powiedzieć na głos. Jednak Nate niech się nie przejmuje, to było jedyne nawiązanie do dziecka, które Kath w tym momencie planowała. -Pamiętasz, gdy pierwszy raz chciałeś poprosić dziewczynę o chodzenie? To właściwie to samo-zaśmiała się. Porównanie było kiepskie, z wielu powodów. Nate jednak znał swoją przyjaciółkę, więc wiedział, że poetyckość to nie koniecznie jej najmocniejsza strona.
-A ja sugeruję, że to kobiety wybierają, z kim chcą spędzić wieczność. -upierała się. No, a faceci powinni stroszyć piórka, w końcu był to konkurs popularności. No i oczywiście, choć oboje żartowali, to jednak w słowach każdego z nich była jakaś nutka prawdy. Tylko one się uzupełniały wzajemnie.
-Bardzo fajnie. Lav porozmawiała też ze mną od serca...-rzuciła niepewnie. Niech się Covington nie martwi, bo Katherine stała po jego stronie. Też uważała, że prawniczka nie powinna była ryzykować swoim życiem. -U niej też. Mogłeś mnie chociaż ostrzec przed tym, co sobie wymyśliła-dała mu lekkiego kuksańca w ramię. Wtedy Kath na pewno lepiej by się przygotowała na tą rozmowę. Miała nadzieję, że choć trochę przemówiła przyjaciółce do rozumu, choć czuł się zobowiązana do tego, by wymyślić jakiś sposób, by mieć ciastko i zjeść ciastko. Czyli, żeby Lavender żyła i była szczęśliwą matką. Albo coś podobnego, bo na pewno musiało istnieć jakieś rozwiązanie, no musiało!
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Jesteście małżeństwem, to trochę zmienia perspektywę i znacznie zmniejsza prawdopodobieństwo ucieczki przed niewygodnymi sytuacjami - powiedział z nutą żartobliwości, choć tym razem zupełnie niczego nie sugerował, a stwierdzał fakt. Małżeństwo spawało ze sobą dwoje ludzi, którzy dokonali świadomego wyboru, ślubując sobie wierność i miłość oraz trwanie w doli i niedoli. Był to zupełnie inny poziom związku. - Nie każdy pierwszy traz się pamięta - zaśmiał się w odpowiedzi. W końcu miał pewne doświadczenie w związkach, jeszcze zanim dał się usidlić Zarze. - Ale pamiętam, jak zdecydowałem się na zdefiniowanie relacji z Lavą - przyznał po chwili już spokojniejszym głosem, wracając myślami do wspomnień. Tego dnia, mimo słabego stanu zdrowia spowodowanego wypadkiem, poszedł z nią na bankiet organizowany przez radio. Doszło między nimi do niezbyt przyjemnej wymiany zdań, po której Lava wybiegła, a on? Uświadomił sobie, że ich niezobowiązująca relacja mimowolnie zaczęła się przeradzać w coś więcej, więc pojechał do niej i postawił wszystko na jedną kartę.
- Pozwolę ci tak myśleć - rzucił ze śmiechem, tym samym ucinając te zacne przekomarzanki. Fakt był taki, że i jedno i drugie zawarło w swoich argumentach pewne racje.
Pokiwał głową i zacisnął nerwowo szczękę i kończąc rozkręcanie regału, przystanął na moment. - Wiem, przepraszam - zdobył się na uśmiech, gdy Kath lekko trąciła go łokciem, co jednak nie pozbawiło go troski malującej się na twarzy. Co dopiero on mógł powiedzieć, gdy tak go zaskoczyła przy lekarzu? - Nadal upiera się przy swoim? - dopytał, instynktownie ściągając brwi. - Ta wizyta u lekarza była bardzo… emocjonująca. Jednocześnie masa szczęścia, że terapia przynosiła oczekiwane postępy, a z drugiej to nagłe pytanie, które niemal ścięło mnie z nóg - przyznał, wspominając tamtą wizytę. - Jedno z nas musiało zachować rozsądek, co nie spodobało się Lavender, więc tuż po zamknięciu drzwi gabinetu zrobiła scenę. Ja… chcę dla niej jak najlepiej, ale sama rozumiesz, że na razie ryzyko jest zbyt duże na tak poważną decyzję - powiedział, nie potrafiąc powstrzymać skrzywienia na samą myśl o tym, że przez swój upór mogła stracić życie.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Oczywiście, że inna sprawa, ale jak kogoś kochasz, czy chcesz z nim spędzać czas, to nie ma się co martwić. A wy z Lavą naprawdę słodko razem wyglądaliście. Zupełnie, jakbyście chcieli ze sobą być, a nie tylko dobrze się bawić.-zapewniła go. Rok był naprawdę długim okresem czasu. To nie były lata szczenięce, gdzie ktoś się oświadczał po 4,5 a czasem 8 latach, bo początek związku był na początku liceum, kiedy tygodniami trwało, żeby wsadzić sobie język w usta. A teraz? Zegar biologiczny tykał, szło się do łóżka jeszcze przed pierwszą randką... Rok związku u 30 latków to naprawdę, naprawdę wiele. -I nie żałujesz tego, prawda?-zapytała jeszcze. Nie zamierzała na niego nalegać, ciągnąć za język i tak dalej. Powiedziała co sądzi, dała mu na pewno tym do myślenia, więc jej zadanie było wykonane. Reszta należała do Covingtona.
-Lavender wymyśliła, że ja z Jamesem mamy zaopiekować się dzieckiem, które ona osieroci.-powiedziała, nieco wyzywająco patrząc na Nate'a, na to jak zareaguje, bo to był kolejny powód, który może świadczyć o tym, że ich przyjaciółka jest dość zdesperowana, by jednak spełnić swoje marzenia.-Wiem, domyślam się. Jednak trzeba jej to wybić z głowy, zdecydowanie.-powiedziała, wzdychając głośno. To była bardzo niezręczna sytuacja, dla wszystkich.-Też jestem zdecydowanie za tym, żeby szukała innego rozwiązania, ale nie mam pomysłu, jakie mogłoby być. Powinni wszyscy przeprowadzić burzę mózgów i zorientować się, jakie są w ogóle opcje.-Ja ją tylko doprowadziłam do płaczu na basenie. Wygrałam?-zaśmiała się, choć nie był to ani zabawny, ani śmieszny żart.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Widzisz w nas szansę na typową parę? - Mimo obaw, jego kącik ust nieznacznie uniósł się ku górze, kiedy jego wyobraźnię zaczęły wypełniać obrazy ich razem podczas typowych codziennych czynności. Odpowiadało mu, gdy Lava spędzała weekendy u niego, nie tylko pod względem zbliżeń, których swoją drogą nigdy nie mieli dość. Wszystkie te drobne rzeczy, jak choćby wspólne gotowanie i oglądanie tv, były takie… naturalne. Zważywszy na ich początki, nie byli typową parą, więc może dlatego właśnie ich związek miałby szansę się udać? Na kolejne pytanie Kath z wolna pokręcił przecząco głową. - Nie mam powodów, by żałować - przyznał, nadal utrzymując na twarzy delikatny uśmiech. Jak na razie, była to najlepsza decyzja, jaką w tamtym roku prywatnie podjął, ale tego na głos już nie zamierzał wyjawić. Zerknął ukradkiem na przyjaciółkę. Potrafiła więcej zdziałać, niż podejrzewała.
- O matko, naprawdę? - Tym razem wyraz jego twarzy przerodził się w szok. - Czemu aż tak się uparła? - Pytanie czysto retoryczne, na które nie sposób było racjonalnie odpowiedzieć, a dla niego kompletnie niepojęte. - Tak, tylko jak? - ściągnął brwi, w stu procentach zgadzając się z Katherine pod względem wybicia Lav z głowy tak szalonego pomysłu. Poważnie zaczął się zastanawiać, czy ich przyjaciółka na pewno nie postradała zmysłów. - Uruchomię swoje kontakty i zobaczę, co da się zrobić - zaproponował, z resztą tak, jak poprzednim razem, kiedy tylko dowiedział się o chorobie Lavender. W tej kwestii miał pewne pole do popisu, w końcu znajomości nigdy dość. - Aż tak wyprowadziłaś ją z równowagi? Niewiele osób to potrafi, moje uznanie - zawtórował jej śmiechem, bo sytuacja była tak tragiczna, że rozładowanie napięcia było tu wręcz wskazane.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Bo jak babie czegoś zabronisz, to ta na złość będzie chciała?-powiedziała może dość złośliwie, ale cóż, trochę tak było. Jak Ci ktoś czegoś zabroni, to nagle chcesz tego jeszcze bardziej. Poza tym, pewnie Lavender miała trochę okazji do myślenia przez ostatnie miesiące, choćby przez Katherine, która tyle mówiła o dzieciach i pragnieniu zostania matką w ostatnich miesiącach.
-Na pewno są jakieś sposoby, są osoby, które z innych medycznych powodów nie mogą zostać rodzicami...-stwierdziła. Jakieś adopcje, choćby ze wskazaniem, surogatki i tak dalej. W końcu geje sprowadzali skądś dzieci, to i dla takiej Lavender musi być opcja.
-Powiedziałam tylko prawdę. Że jest szalona i że chce skrzywdzić nie tylko siebie, ale to dziecko i nas-Cóż, to tak naprawdę była interpretacja słów prawniczki, lecz jak usłyszała je od kogoś innego, to bardziej do niej dotarły.-No ale cóż. Chyba te słowa do niej dotarły. W każdym razie, potrzebuje pomocy z naszej strony, to pewne....-westchnęła, wychodząc na moment na zaplecze i przynosząc dwa kubki z wodą.-Zamówić Ci coś do jedzenia?-zapytała. Cóż, chodziło o zamówieniu da ich obojga, oczywiście, tylko siebie nie musiała pytać, czy chce, bo wiedziała, że jest głodna.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Ale danie kobiecie drogi wolnej, przynajmniej w przypadku Lav, też nie jest najlepszym pomysłem - mruknął, niezbyt przekonany odpowiedzią. Przecież gdyby nie zaoponował, już wtedy w gabinecie zaplanowałaby sobie cały przebieg ciąży. A przynajmniej początek i możliwe sposoby poczęcia, by dokonać tego jak najszybciej.
- To jej zaproponowałem, ale, jak słusznie zauważyła, czasem ciężko przebrnąć przez papierologię, kiedy chce się zostać samotną matką. Nawet później każdy jej facet musiałby pewnie zostać prześwietlony. A też nie każdemu odpowiada wychowywanie obcego dziecka - westchnął, jak zwykle patrząc na pewne sprawy na chłodno. Zdawał sobie sprawę, jak ciężko byłoby Lavender w niemal każdej z tych sytuacji. Może jej organizm nie był wystarczająco silny, by poradzić sobie z takim obciążeniem, ale wierzył, że jako kobieta była niezwykle silna, żeby poradzić sobie z przeciwnościami losu. A trzeba przyznać, że jej determinacji nie brakowało. Może to właśnie sprawdziłoby się jako forma przekonania?
- Nie pomyliłaś się - jego twarz mimowolnie wykrzywił grymas. Nie wyobrażał sobie, żeby nagle mogło jej zabraknąć. Albo kogokolwiek z najbliższych mu osób. Wheterby również do nich się zaliczali. - Jasne - przytaknął. - A najlepszym wyjściem byłoby, gdyby zainteresowała się jakimś facetem. To pewnie trochę odwróciłoby jej uwagę od swoich planów. - Zakochanie się to dobry pretekst, by przestać gonić za poczęciem, a po prostu cieszyć się tym, co posiadała i zobaczyć świat w kolorowych barwach. Problem polegał na tym, że ani on, ani Kath mimo prób, nie znaleźli wśród swoich znajomych kogoś, kto sprostałby oczekiwaniom przyjaciółki.
Zaniósł na zaplecze części regału, po czym wziął od Kath kubek z wodą, by upić łyk. - Czyżbyś zgłodniała? - zapytał, a na jego twarz powrócił łobuzerski uśmiech. Teraz pewnie będzie mogła jeść za dwoje. - Szkoda, że nie wziąłem ze sobą alkoholu, ale przecież Ty nie możesz, więc pozostaje woda - rzucił, przyglądając się jej sugestywnie z niegasnącym uśmiechem, pokazując w ten sposób, że dokładnie wiedział, o czym mówił.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-No nie, niby mówi się, że jak kocha, to wróci.... Ale lepiej pokazać drugiej osobie, że zależy. -powiedziała. Nie można pokazywać, że droga wolna, rób co chcesz. Za to można powiedzieć: zależy mi na tobie, ale decyzja należy do Ciebie- sens taki sam, a przynajmniej podobny, ale efekt zupełnie inny.
-No a jak zostanie samotną matką, niemal straci życie to nagle więcej facetów będzie nią zainteresowanych?-bycie samotną matką to zupełnie inna sprawa. Problem, który pewnie będzie obecny niezależnie od tego, jaką decyzje podejmie, w jaki sposób otrzyma to dziecko.-Nate, jeśli geje mogą adoptować dziecko, to czemu samotna matka nie mogłaby? Są środowiska, dla których to jest końcem świata.-zauważyła. Przecież wiele osób protestowało przeciwko parom homoseksualnym i deprawowaniem dzieci przez takie zboczenia, a przecież te osoby już przeciwko samotnym matkom nie mają już nic.
-Ale czy aby nie tylko na moment? Bo skoro już ma faceta, to chcieliby jak każda para mieć dziecko?-spojrzała na niego pytająco. Tak też może być, a rezygnacja wtedy może być jeszcze trudniejsza niż w tym momencie. No ale to przyszłość, problem, który ich ugryzie w tyłek w innej chwili.
-No zjadłabym coś, a Ty nie?-zapytała. Może jadł przed przyjściem do niej, mogło tak. No nieważne, nie będzie nic chciał, to nie dostanie.-Ty też jesteś samochodem, przypominam-zrobiła niewinną minkę i choć nie było tego jeszcze po niej widać, to dla pewności wciągnęła brzuch, udając niewiniątko. Nathaniel miał o niczym nie wiedzieć, nikt miał nie wiedzieć! Tylko ona i James. I to nie ona się wygadała, oczywiście. A podobno baby to plotkary...
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- … wróci jej rozsądek? Raczej nie sądzę - dokończył trochę sceptycznie. Lavender zwykle wykazywała się ogromnym rozsądkiem, co pokazywała na sali sądowej. W tej jednej kwestii jednak robiła zupełnie na odwrót. I na nic zdało się jego okazanie, że zależało mu na niej. Na jej życiu i zdrowiu.
- I tak źle, i tak niedobrze - westchnął, bo miała rację. W tę czy we wtę były plusy i minusy pod względem znalezienia kandydata na głowę rodziny. - Zależy mi na jej szczęściu, ale kompletnie nie wiem, jak ugryźć ten temat. - Był facetem, a faceci aż tak nie interesowali się tak poważnymi kwestiami. Zwłaszcza, jeśli nie planowali w najbliższym czasie dziecka i przez to sami nie stawali przed dylematami dotyczącymi metod zapłodnienia w szczególnych przypadkach. - Wiem, i też twierdzę, że adopcja to lepsze wyjście niż zagrożenie własnemu życiu. Skoro tak bardzo pragnie dziecka to pewnie byłaby w stanie przemęczyć się z biurokracją - przewrócił oczami. Z tego, co było mu wiadomo, dziecka nie otrzymywało się ot tak, w ciągu jednego dnia, jak psa ze schroniska. Należało spełnić szereg warunków i dać dowody na to, że jako samotna matka również jest idealną kandydatką. Ale to było możliwe. Tylko trzeba było chcieć pójść na kompromis.
- Nie każdy facet po kilku miesiącach znajomości chce mieć dziecko - uniósł nieznacznie kącik ust do góry, bo doskonale wiedział, o czym mówił. - Co postanowiła na ten moment? - dopytał, bo niby udało się Kath trochę przemówić jej do rozsądku, ale pewnie miała jakieś plany w najbliższej przyszłości, nie tylko wobec dziecka. Od zawsze przecież chciała otworzyć własną kancelarię.
- Jasne - zaśmiał się, widząc tę udawaną niewinność. W sumie też mógłby coś oszamać. - Dobra, dobra, już nie mydl mi tu oczu. Czemu nie pochwaliłaś się, że udało wam się zajść w ciążę? - zmrużył oczy podejrzliwie, po czym podszedł do niej. - Gratuluję, kochana! Naprawdę się cieszę waszym szczęściem - przytulił ją na moment. - I nie bądź zła na Jamesa, tak dziwnie się zachowywał, że musiałem to z niego wyciągnąć - skłamał z niegasnącym uśmiechem. Już lepiej, żeby było na niego, niż na przyjaciela. W końcu przyniosło to Wheterby’emu oczekiwaną ulgę. - To co? Kebab w ramach świętowania? - zapytał ze śmiechem.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-To jest Lavender, jak się uprze, to nie ma szans na zdrowy rozsądek-słowa mogły wydawać się gorzkie, czy wręcz złośliwe, lecz po tylu latach oni byli niemal jak rodzina. A w rodzinie to wiadomo jak to jest, można obrażać siebie nawzajem, ale jak ktoś spoza, czy obcy to zrobi to zyska sobie co najmniej wrogość. A z drugiej strony, Katherine w związku z ostatnimi miesiącami, potrafiła utożsamić się z rozterkami przyjaciółki. Była bliska tego, aby zrobić cokolwiek, by zostać matką. Choć sytuacja była inna, bo ryzykować życiem nie musiała.
-Miałam pogrzebać w internecie na ten temat, ale nie miałam na to chwili-przyznała się. To była dość niecodzienna sytuacja, więc nie ma co się dziwić, że nikt z nich nie miał pojęcia, jakie są możliwości, jakie są rozwiązania. Na pewno każde z nich, włącznie z Jamesem, Leonardem byli gotowi zrobić burzę mózgów, pogrzebać, rozpytać znajomych i nieznajomych i tak dalej. Dla przyjaciół każde z nich było w stanie stanąć na głowie i było to wiadomo nie od dziś.
-Nate, skąd wiesz?!-jęknęła. Cóż, tylko dwie osoby o tym wiedziały. Jeśli to nie ona powiedziała przyjacielowi, to musiał to zrobić James, więc pytanie było nie do końca na miejscu. No ale cóż, naprawdę nie wiedziała o tym, że ktokolwiek wie. Dlatego właśnie też nikomu nic nie mówiła i udawała że nic się nie dzieje. -Mieliśmy to na wszelki wypadek trzymać w tajemnicy przez najbliższe tygodnie. -dodała, jednak przytulajac Covingtona i się uśmiechając. Pewnie, że była przeszczęśliwa! Spełniło się jej marzenie, w końcu zostanie matką po raz drugi. Tylko te pierwsze kilka, czy nawet kilkanaście tygodni było krytyczne i wiele mogło się zdarzyć. Dlatego też nie chciała mówić nikomu, żeby nie zapeszyć, ani nic w tym stylu. -Może być. Albo jakaś tłusta chińszczyzna? Wybieraj!-powiedziała. Normanie Katherine nigdy czegoś takiego nie jadła, ale teraz miała na to ochotę i nie miała zamiaru się powstrzymywać. Mimo że to na pewno nie jest to, co dziecko potrzebowało.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Na jej pytanie tylko przekręcił głowę na bok. James był świetnym kumplem, który nie potrafił utrzymać tyle szczęścia w sobie. Wcale mu się nie dziwił, bo naprawdę miał powody do dumy. - E tam, to jakieś zabobony. Najbliższym można chyba zdradzić taką tajemnicę? - Pytanie czysto retoryczne, bo tak właśnie uważał. A nawet uważał się za jednego z tych najbliższych, którym po prostu mówiło się o takich rzeczach. Teoretycznie wiedział też, że powinien uszanować tę decyzję, ale… naprawdę cieszyło go szczęście Wheterby’ch. Choć on sam jakoś szczególnie nie czuł się zainspirowany do podjęcia kroków im podobnych. - Chińszczyzna też może być. W takim razie dzwonię - zdecydował i wyciągnął z kieszeni telefon, żeby złożyć zamówienie na dowóz, w międzyczasie jeszcze dopytując Kath o szczegóły związane z jej wyborem. Ciężarną należało w końcu należycie rozpieszczać. Kiedy już skończył, zabrał się za montowanie nowego mebla.
- To kiedy zamierzacie powiedzieć o tym Lydii? I jak jej to wyjaśnicie? Wspomnicie coś o bocianie czy postawicie na realizm? - dopytał z żywym zainteresowaniem, ciekaw ich podejścia do swojej pierworodnej. Zupełnie nie orientował się, jak mogłoby to wyglądać, ale pewnie mogło to przysporzyć im wiele kłopotów i wypadałoby to dobrze zaplanować.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-To nie chodzi o zabobony. W pierwszym trymestrze można najłatwiej stracić ciążę, również z naturalnych powodów, a wygodniej jest kilka tygodni ukrywać tą wiadomość, niż potem każdemu z osobna tłumaczyć, że się poroniło...-cóż, ona by chyba tego nie zniosła. Wiedziała, że im bardziej ciąża zaawansowana, tym większe prawdopodobieństwo szczęśliwego rozwiązania. I jak wśród przyjaciół czy rodziny nie ma się tajemnic, tak jednak nie jest to zbyt wygodny temat do rozmów. -Trochę się boję, jak Lav teraz zareaguje-dodała też, choć to nie był główny powód, dlaczego Lavender jeszcze nic nie wiedziała... Chyba, że Nate jej powiedział. Albo James...[/b]-przewróciła oczami. Cóż, u nich najwyraźniej nie ma czegoś takiego jak tajemnica, chyba są sobie zbyt bliscy wszyscy.
-Właściwie... To nawet o tym nie myślałam. Chyba trzeba będzie coś wymyślić...-zmieszała się. Lydia chyba była już trochę za duża na ściemnianie o bocianach i takich tam, ale z drugiej strony za mała, aby powiedzieć jej jak dokładnie działa biologia. Będzie musiała obgadać to jeszcze z Jamesem. Jak jeszcze milion innych rzeczy, bo w sumie do tej ciąży nie przygotowali się wcale lepiej niż do tej pierwszej. Tylko trenowali znacznie więcej.
Czekając na dostawcę z jedzonkiem (sztućcami i zastawą nie ma się co martwić, w tym sklepie było tego milion sztuk, do wyboru do koloru), starała się pomóc Nate'owi. Wiadomo, czasem trzeba coś podać czy przytrzymać, więc na pewno krzywdy ani sobie, ani szafce by nie zrobiła. -Widziałeś się ostatnio z Leo?-dopytała, bo to kolejna osoba, którą należało wziąć na języki, skoro obgadali już Lavender i Katherine, a także Nate'a
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Nie bądź złej myśli, Kath. Najważniejsze jednak, żebyś o siebie dbała… choćby miała to być w tej chwili chińszczyzna - posłał jej na koniec uśmiech. Patrząc na doświadczenia ich przyjaciółki, tak naprawdę jakiekolwiek stadium ciąży może zakończyć się nieszczęśliwie. Wystarczyła chwila nieuwagi albo po prostu niefortunne zdarzenie losowe, czego nie dało się przewidzieć. - Może ją akurat wypadałoby chwilę w tej niewiedzy potrzymać, zanim sytuacja się nie ustabilizuje? - podrapał się po głowie, sam nie będąc pewnym, czy to dobry pomysł. Ciężko było przewidzieć zachowanie prawniczki, ale też wiedział, że nie jemu było decydować o tym, czy przekazać jej taką informację.
- Współczuję. Lydia jest bardzo rezolutna i ma naprawdę rozwiniętą wyobraźnię, chyba trzeba tu być delikatnym - zmarszczył nos. Przed Wheterby’mi stawało wiele wyzwań, łącznie z tym, jak przekazać córce tak ważną wiadomość. - Ale chciała mieć rodzeństwo, więc chyba powinna się ucieszyć? - Patrzenie na dzieci w przedszkolu posiadające młodsze rodzeństwo musiało jakoś wpłynąć na dziewczynkę i ustosunkować się gdzieś we własnych wyobrażeniach o drugiej pociesze w domu.
Bez cienia dezaprobaty pozwolił Kath na drobną pomoc, bo przecież kobieta w ciąży nadal była w pełni sprawną kobietą i pewnie męczącym było dla niej obskakiwanie przy niej i bezczynność, z jaką niektórzy mogli albo mogli zacząć ją traktować. - Rozmawiałem z nim przez telefon. Lokuje się w Seattle, jak tylko znajdzie chwilę to ma dać znać - wyznał beztrosko. Powrót przyjaciela do miasta wróżył wiele dobrego.
właścicielka antykwariatu
art books press boo
columbia city
-Spokojnie, Nate. Nie ma się czego bać-zapewniła przyjaciela, że nie martwi się o nic, nie przewiduje niczego złego i tak dalej. Nie patrzyła z przerażeniem, czy nie przewidywała dla siebie najczarniejszych scenariuszy, zupełnie nie w tym. Po prostu chciała być ostrożna, nie wychylać się za bardzo. Z Lydią również trochę się wstrzymywali przed mówieniem innym, że spodziewają się dziecka, ale wtedy trochę się bali reakcji, bo jednak nie byli małżeństwem, ani nie byli zaręczeni... Cóż, to była zupełnie inna sytuacja.
-Myślę, że tak będzie najlepiej. Choć trochę się obawiałam, że już jej wypaplałeś...-Powiedziała, choć tak naprawdę powinna była popatrzeć w tym momencie na swojego mężulka, a nie przyjaciela, bo to James paplał na lewo i prawo, że będą rodzicami. Będzie musiała zapytać go, czy Lavender już wie, czy jednak uda się im utrzymać to w tajemnicy trochę dłużej.
-W sumie nie pytałam czy chce rodzeństwo, ale lubi inne dzieci, również te mniejsze od niej...-powiedziała. Cóż, na pewno nie brali pod uwagę tego, co ich córka powie, czy mogą starać się o drugie dziecko, czy nie. Bo wiadomo, kilkulatkowie często zmieniają zdanie, poza tym, to była zbyt ważna sprawa, aby polegać na czymkolwiek poza własnymi odczuciami, pragnieniami i ewentualnie możliwościami finansowymi.-James się tym zajmie. On powie skąd się biorą dzieci, ja zajmę się okresem i tak dalej-stwierdziła. Szkoda tylko, że James na razie o tym nie wiedział.
-Zdecydowanie musimy się wtedy spotkać. Dajcie znać, jak będziecie mieć czas, to się coś zorganizuje-zapewniła. Na pewno mogłaby użyczyć swój dom, choć jeszcze nie był to moment na odpalania grilla w ogrodzie, a sama blondynka nie będzie nic gotować. Zamówią coś, na przykład z restauracji jej rodziców, albo jej brata i nikt się nie zatruje.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- To dobrze. Co przewidujesz w związku z płcią? - zapytał z zaintrygowaniem. To pytanie z serii, gdyby miała jakikolwiek wybór, bo to 50/50 szans. Nie miał pojęcia, czy to dziewczynki czy chłopcy byli łatwiejsi w wychowywaniu, ale w jego oczach, z Lydią całkiem fajnie spędzało się czas, od małego potrafił znaleźć z nią porozumienie. Z resztą, w rodzeństwie też pojawiały się różnice w charakterach i druga córka wcale nie musiała oznaczać, że było możliwe również i jej poskromienie.
- To nie byłby najlepszy pomysł - skrzywił się mimowolnie na samą myśl, jak Lavender mogłaby zareagować na taką wiadomość. Nate potrafił dotrzymać słowa. Poza tym wolał się nie narażać, ani Kath, ani Lav. W końcu nie wiadomo, czy i jemu nie oberwałoby się za istnienie. Niby nie miał czym się przejmować, bo kobiety potrafiły wiele rzeczy mówić w emocjach, ale po co wywoływać dodatkowe, niepotrzebne nerwy?
- Dogadają się - stwierdził z przekonaniem. Ponoć pierwsze dziecko zawsze posiadało zdolności opiekuńcze względem swojego młodszego rodzeństwa, więc całkiem możliwe, że Lydia tak właśnie się zachowa. - No tak, podział obowiązków w rodzicielstwie musi być - zaśmiał się z pełną ulgą, że to ON nie musiał podejmować się takich zadań. No cóż, jeszcze wtedy nie był świadom niczego.
- Jasne. Zorganizuje się coś na luzie - przyznał beztrosko. Znali siebie na tyle dobrze, że nie musieli organizować wystawnych i poważnych kolacji. Nie o to przecież chodziło, żeby bez sensu harować, a żeby spędzić trochę czasu razem.