WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Faktycznie wydawać by się mogło, że niezależnie od tego jaki scenariusz napisaliby tamtego feralnego dnia, to istotnie i tak znaleźliby się w tym samym punkcie – i tak nie uniknęliby tego co się wydarzyło, bo wieść o nieplanowanej – i niechcianej – ciąży spadła na nich tak nagle, że pod wpływem tego szoku i przerażenia zapewne i tak nie zdołaliby dojść do porozumienia. Tym bardziej w momencie, w którym Chet zasugerowałby pozbycie się problemu… czego w zasadzie Jordana nawet przez krótką chwilę nie rozważała – co dla jednych mogłoby nawet być nieco dziwne. Jako zaledwie dwudziestodwuletnia dziewczyna, mająca przed sobą całe życie i mnóstwo planów, na pewno nie chciała teraz zostawać matką i rezygnować z tego na co miała nadal szansę, z drugiej zaś strony zarówno dużo młodsze od niej dziewczyny posiadają dzieci i to w gruncie rzeczy wcale nie rujnuje im życia, jak i również na przykład wiele modelek również zakłada rodziny i nadal pracuje w branży: jeżeli na przykład panna Halsworth myślałaby o tym, aby jeszcze kiedyś spróbować wrócić do świata mody. Tak naprawdę więc ciąża – owszem – wywracała do góry nogami całe jej życie, ale jednocześnie wcale nie zamykała jej drzwi do wszystkiego, co chciała w życiu zrobić czy osiągnąć; nawet jeżeli jeszcze nie widziała tego wszystkiego w kolorowych barwach, bo nadal kłębiły się w niej liczne obawy i niepewności. W tym także te związane z samotnym macierzyństwem, które niemalże sama na siebie ściągnęła, ale – teraz chyba mogła puścić to wszystko w niepamięć, bowiem w istocie są na dobrej drodze do tego, by zażegnać ten poważny kryzys i ruszyć dalej razem w nieznane. Absolutnie nieznane, bo ta nowa przygoda zwana życiem – w której muszą spróbować stworzyć razem rodzinę, doprawdy wydawała się być istnym szaleństwem, ale w tym momencie oboje chyba już byli pewni, że tego chcą. I że chcą tego dokonać razem, nie tylko ze względu na dziecko, ale również ze względu na siebie wzajemnie – bo po prostu chcą ze sobą być. Tym bardziej obawiała się więc potencjalnych konsekwencji, które ciągnęły za sobą jego wczorajszego czyny, więc jego słowa również tak do końca jej nie uspokoiły. – Oby tylko właściciel tamtego lokalu nie zechciał szybko obarczyć Was odpowiedzialność, to znaczy nie samymi kosztami, ale właśnie na przykład jakimiś poważniejszym konsekwencjami prawnymi… przestanę się tym martwić chyba dopiero, gdy ta sprawa zostanie zamknięta – westchnęła cicho, wpatrując się w niego. Doceniała oczywiście, iż próbowała ją uspokoić tymi słowami, ale Jordie też nie jest nawina, przynajmniej nie tak całkowicie, więc poniekąd wiedziała, że nie jest to żadną błahostką. To mogło nieść za sobą nieprzyjemne konsekwencje, których zapewne nie chcieliby dokładać sobie w momencie, w którym doszło do pojednania. Może jeszcze dość kruchego i niepewnego, ale jednak – w końcu są tu teraz razem, rozmawiają i tkwią w swoich ramionach jakby jutro miało nie być: bo istotnie liczy się tylko to co tu i teraz. – Miewasz takie napady agresji? Musisz… się wyżyć? – spytała nieco zaskoczona, jednocześnie nie do końca rozumiejąc o co w tym wszystkim chodzi – To działo się przez cały czas, gdy byłeś ze mną? Przez cały ostatni rok? Jak to możliwe, że niczego nie zauważyłam? – pokręciła głową z niedowierzaniem i lekką dezaprobatą dla siebie samej, że tak naprawdę nie znała – trudnej – ale ważnej części jego osoby. Że kompletnie nie zwróciła na to uwagi, ale również Chet mógł się po prostu doskonale z tym kryć. Mimo wszystko poczuła się dziwnie z tym, że można kogoś jednocześnie tak dobrze znać, ale jakby nie znać wcale. – Też nie chciałam się przekonać o tym na własnej skórze, ale… mam nadzieję, że to naprawdę Cię otrzeźwiło, Chet. Że następnym razem, gdy będziesz się tak czuł, pomyślisz o tym co zrobiłeś wczoraj… i o tym, że to mogło się skończyć dużo gorzej, nie tylko dla Noah, chłopaka mojej przyjaciółki, ale… i dla mnie – oznajmiła, poniekąd pragnąć naprawdę mocno zakorzenić tę myśl w jego głowie, tak na przyszłość. By przy ewentualnej innej okazji naprawdę odtwarzał te wydarzenia w swojej głowie, to przerażenie w oczach Jordie, gdy widziała go wtedy i strach przed tym co mogło się wydarzyć. By pamiętał o tym, że mógł skrzywdzić ją, jak również ich dziecko – czy coś mogło go więc otrzeźwić bardziej? Pozostawało mieć nadzieję, że to zadziała, ale na pewno teraz będzie już nieco inaczej, gdy Jordana ma przynajmniej świadomość tego wszystkiego. – Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś? – spytała jeszcze, tak dla jasność chcąc usłyszeć to z jego ust, bo nagle poczuła jakby naprawdę w ogóle go nie znała i chociaż rozmawiali o tym co było kiedyś – to tak naprawdę Chester nadal nie ujawnił jej zbyt wielu szczegółów ze swojego życia przed powrotem tutaj. Być może więc trochę wzbudził teraz jej ciekawość, gdy uzmysłowił jej, że nie wie o nim jeszcze tak wielu rzeczy i że Chet istotnie nadal stanowi dla niej pewnego rodzaju zagadkę do rozwiązania. Jedyną pewną w tym wszystkim było jedno to, że pragnęła być w jego ramionach do końca świata i o jeden dzień dłużej, właśnie tu i teraz, gdy obejmował ją i tulił do siebie – czuła się najlepiej, a wszystko to co było przestawało mieć znaczenie. Przez krótką chwilę więc wszystko znowu było tak jak trzeba, było prostsze. Gdy więc odchyliła głowę i spojrzała w jego oczy, dostrzegła tam nagle ten upragniony spokój, którego na próżno było szukać aż do tej pory. – Położę się z Tobą – kiwnęła głową, odpowiadając niemal od razu, bo to z całą pewnością nie stanowiło dla niej żadnego problemu, wręcz przeciwnie, cholernie tęskniła za tym, że mogła spać wtulona w jego ciało i łóżko bez niego zdecydowanie wydawało się zbyt dużo i zbyt puste – Ja też chętnie odeśpię tę ostatnią noc, bo zmęczenie już daje o sobie znać – dodała jeszcze i po chwili pozwoliła, by również kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze, gdy dostrzegła delikatny uśmiech na jego twarzy. A tak bardzo brakowało jej już tego uśmiechu, że nie sposób było powstrzymać własny. Poza tym ulga również była nie do opisania. – Będzie lepiej, bo będziemy razem – przyznała szczerze, gładząc delikatnie dłonią jego plecy. W końcu jednak sięgnęła za siebie i zgarnęła z blatu torebkę. – Chodźmy się położyć, obojgu nam przyda się trochę odpoczynku – puściła go i ruszyła jako pierwsza w stronę sypialni, bo zdecydowanie nie miała ochoty zasypiać na kanapie, nawet jeżeli ta była wygodna. Łóżko było znacznie przyjemniejsze, a przecież spali ze sobą nie raz, więc tym bardziej teraz powinno stanowić o problemu, tym bardziej, że mogli się po prostu położyć w ubraniach i zasnąć. Gdy więc dotarła do pokoju, pogłaskała Aldo, który przywędrował tutaj wraz z nimi, odłożyła torebkę na szafkę obok łóżka i usiadła w końcu na nim, by po chwili opaść na plecy. Spojrzała na Chet, gdy dotarł tuż za nią, a gdy się położył obok, obróciła się w jego stronę, przysunęła się nieco bardziej i wtuliła się znowu w jego ciało: właściwie to wtuliła się w jego bok, obejmując go ręką. – Brakowało mi tego – mruknęła cicho, układając się wygodnie, z głową wspartą na jego ramieniu. Pogładziła dłonią jego klatkę piersiową, nagle znowu przypominając sobie to, o co chciała zapytać wielokrotnie – a nigdy się na to nie zdecydowała, nawet jeżeli nie był to najlepszy moment, a powieki nagle stawały się znacznie cięższe niż przed chwilą. – Powiesz mi skąd masz te wszystkie blizny? I dlaczego zrezygnowałeś z pracy w FBI?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Oczywiście, że ciąża nie musiała oznaczać dla Jordany końca świata - wszystko zależało od jej determinacji i nic nie było jeszcze przesądzone, łącznie z jej ewentualnym powrotem do modelingu, bo właściwie wiele marek odzieżowych wychodziło kobietom naprzeciw i tworzyło również kolekcje dla ciężarnych, więc może brzuszek, jaki pojawi się za kilka miesięcy, wcale nie musiał zakończyć jej kariery. Na uczelni również mogła zrobić sobie przerwę, a po urodzeniu dziecka - nie będzie z tym przecież sama, bo chociaż ich sytuacja wciąż daleka była od stabilnej, to Chet nie zamierzał uchylać się od pomocy; a w dwudziestym pierwszy wieku tatusiowie też mogą zajmować się dziećmi. Co prawda on sam siebie w takiej roli nie widział, ale życie pisze różne scenariusze, o czym oboje mieli okazję się już przekonać. Ale w tamtym momencie, gdy ogarnął ich ten początkowy szok, perspektywa posiadania dziecka jawiła się bardziej jako tragedia, aniżeli coś pozytywnego. I na dobrą sprawę nie rozmawiali jeszcze o tym, jak to wszystko miałoby wyglądać - bo i na ten moment, gdy ledwie doszli do porozumienia i wspólnego wniosku, że jednak chcą być w tym razem, było chyba za wcześnie na ustalanie konkretów. Na to mieli na szczęście jeszcze kilka miesięcy, i choć było to coś kompletnie nowego i nieznanego, i bez wątpienia niełatwego, to ostatecznie chyba nie mieli innego wyjścia, jak tylko wziąć to na siebie i sobie z tym poradzić. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że Chet się nie obawiał - zarówno tego, co miało nadejść wraz z przyjściem ich dziecka na świat; ale po zaskoczeniu Jordany obawiał się również tego, że docierało do niej właśnie, iż tkwiła u boku kogoś, kogo kompletnie nie znała - i że im więcej się o nim dowie, tych nie zawsze miłych rzeczy, tym mniej będzie chciała go znać; że okaże się on nie być człowiekiem, za jakiego go uważała i z jakim pragnęła być; że nie będzie umiała zaakceptować jego wad. - Widocznie nie znasz mnie tak dobrze, jak ci się wydawało - zauważył, nie mając jej jednak za złe tego, że nie zauważyła wcześniej w jego zachowaniu niczego niepokojącego; wszak sam świadomie o wielu rzeczach jej nie mówił. Bo to się działo przez cały czas; choć Chet do końca nie wiedział, czy wcześniej też taki był, czy coś się w nim poprzestawiało. - Na pewno - pokiwał z przekonaniem głową, nie mając wątpliwości co do tego, że jeszcze długo będzie miał przed oczami ów wyraz, gdy Jordie spojrzała wtedy na niego, przerażona tym, co mógł jej zrobić. Wzruszył ramionami, po raz kolejny nie odnajdując sensownej odpowiedzi. - Bo nie sądziłem, że jest o czym mówić. Myślałem, że... będę umiał nad sobą panować - odrzekł, poniekąd obawiając się, że pomimo wszystkich jego zapewnień, Jordie już zawsze będzie odczuwała ten strach przed kolejnym wybuchem, ilekroć tylko powie coś nie tak, ilekroć się pokłócą, ilekroć coś nie będzie układało się po jego myśli. Mógł ją na to skazywać? Na życie z człowiekiem, którego musiałaby się bać? Czyż nie był przez to skończonym egoistą? Dlatego na nią nie zasługiwał. Nie potrafił jednak z niej zrezygnować, nie chciał, żeby odeszła. Z pewną ulgą przyjął zatem zgodę Jordie na to, by położyć się razem, odpocząć po wczorajszym dniu albo po prostu wspólnie pomilczeć. Lub porozmawiać, choć rozmawiać akurat Chet wolałby o niej i o nieco bardziej bieżących sprawach. Z drugiej jednak strony, nie mógł winić Jordany za to, że chciała poznać więcej odpowiedzi, jakie sam wcześniej zbywał stwierdzeniami typu "to skomplikowane". Po tym więc, jak wypuścił brunetkę ze swoich objęć, przemaszerował za nią do sypialni, gdzie niemal legł zmęczony na łóżko i zagarnął drobne ciało Jordie ramieniem, pozwalając, by się do niego przytuliła. - Mi też - przyznał krótko, ale najzupełniej zgodnie z prawdą. Znacznie przyjemniej było położyć się w łóżku obok niej, niż w pustym. Odnalazł swoją dłonią tę kobiecą, spoczywającą na jego klatce piersiowej i spróbował spleść ich palce, ale widząc znów te zaczerwienione ślady na swych knykciach, kontrastujące nieprzyjemnie z jej delikatną skórą, cofnął zaraz swoją rękę i odchrząknął, zwlekając sekundę z odpowiedzią. - Właśnie stąd. A w każdym razie część z nich. Ta - wskazał dłonią, tuż przy głowie Jordie, na swój lewy obojczyk, a właściwie nieco pod nim, pomijając jednak wzmiankę o tym, że wystarczyłoby parę centymetrów, by okazało się to strzałem w serce - była pierwsza. Po postrzale. Ta - pokazał na bok swojego brzucha i bliznę będącą zaledwie jedną z wielu, acz największą, pamiątką po odłamkach, jakie, pomimo kamizelki i całego sprzętu ochronnego, zdołały utkwić w jego ciele - ostatnia. Świetnie zorganizowana akcja, kiedy weszliśmy w pułapkę, która wyleciała w powietrze. Parę dni później obudziłem się w szpitalu, ale podobno miałem dużo szczęścia. Podejrzanie dużo, bo moi przełożeni uznali, że musiałem mieć z tym coś wspólnego... Ostatecznie wszystko się wyjaśniło, ale nie wróciłem już do pracy. Nie widziałem tam już dla siebie miejsca - wzruszył nieznacznie ramieniem, nie wdając się w te nieprzyjemne szczegóły, bo po całym zajściu zbyt wiele już razy był przesłuchiwany, i zbyt wiele razy musiał tłumaczyć się z tego, co tam zaszło i jak to się stało, że on sam znalazł się akurat w miejscu, gdzie siła wybuchu go nie zabiła. I momentami istotnie czuł się tak, jakby tłumaczył się właśnie z tego, dlaczego nie zginął. Ale od tamtej pory mówił o tym po raz pierwszy. I chyba skłamałby, gdyby powiedział, że zupełnie już nie żałował tego, jak potoczyła się jego kariera. Ale też i nie żałował tego, że teraz miał już nieco inne priorytety. - A ta jest po upadku na rowerze w dzieciństwie - dodał po chwili, usiłując mimo wszystko rozluźnić nieco atmosferę, gdy zgiął nogę w kolanie, by wskazać na - również ukryty pod materiałem - ślad tuż ponad nim. Tych śladów, również z późniejszego okresu, acz niekoniecznie po sytuacjach bezpośrednio zagrażających jego życiu, miał zresztą wiele, z pewnością nie inaczej niż Jordana czy każda inna osoba. Chet nie uważał jednak owych pamiątek za szpecące. Pod tym względem mógłby zacytować "Fight Club", mówiąc, że nie chce umrzeć bez blizn - nawet jeśli niekiedy czyniło go to absolutnym straceńcem.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Czas – nie tylko w ich całej relacji, ale także w związku, jak również i w obecnej sytuacji, odgrywał tutaj niezmiernie ważną rolę. Wydawać by się mogło, że oni naprawdę na wszystko potrzebowali czasu, a gdy już coś nagle ich zaskakiwało, zwłaszcza, gdy nie byli na to gotowi – gubili się. Nagle te reakcje były zbyt gwałtowne, przerażenie brało górę i trwając w tym natłoku negatywnych myśli, ranili się wzajemnie. Dopiero po jakimś czasie byli w stanie zrozumieć, że nie potrafią już bez siebie żyć, że potrzebują się wzajemnie i że istotnie żałują tego co się wydarzyło – schemat powtarzał się niemal za każdym razem, a oni i tak nie byli jeszcze gotowi uczyć się na tych błędach, które powielali. A może takie już po prostu mają charaktery, może potrzebują tego czasu, by ostatecznie znowu znaleźć drogę do siebie i spróbować kolejny raz. Najważniejsze więc w tym wszystkim było to, że prędzej bądź później potrafili wyciągnąć te właściwie wnioski. Gdy opadają emocje, są w stanie przejrzeć na oczy i wybaczyć sobie to co było złe – to była chyba ta siła ich relacji, która pozwalała im przetrwać po dzisiejszy dzień. Ciąża sama w sobie było szokiem, niekontrolowanie wywróciła ich życie do góry nogami już teraz, a przecież te największe zmiany nadal przed nimi – wiele kwestii do uregulowania, wiele decyzji do podjęcia – i to trudnych decyzji. Nie tylko tych dotyczących ich związku i wspólnego życia, ale również tych dotyczących jej studiów i kariery, którą pragnęła rozwijać, bo to głównie ją czekały największe ograniczenia. Podobno jednak wszystko da się pogodzić, Jordie przecież zna wiele kobiet, które godzą macierzyństwo z pracą zawodową, które są spełnione i szczęśliwe, a nawet jeżeli sama nie chciała jeszcze teraz przekonywać się o tym na własnej skórze, to zdecydowanie była już w takim momencie, w którym chyba zaczęła się z tą myśl godzić. Bo istotnie nic innego jej już nie pozostało, poza tym dziś, gdy wreszcie ona i Chet doszli do względnego porozumienia, poczuła błogą ulgę i jakby dostrzegała te przyszłość w znacznie pozytywniejszych i cieplejszych kolorach. Oby jedynie znowu się na tych wizjach nie zawiodła. Podobnie jak nie chciała znowu zawieść się na Callaghanie, który nagle pokazał się jej z kompletnie innej strony – ukazał tę, która była zdecydowanie mniej przyjemna, ale – to nadal był on. Niezależnie od tego czy te cechy można było określić jako wady, to one kreowały właśnie całokształt tego faceta, z którym Jordana naprawdę chciała być. Gdyby było inaczej, gdyby nie akceptowała tego co niekoniecznie było w nim dobre – na pewno jej tutaj teraz nie było. Owszem, zaskoczyło ją to wszystko, poczuła nawet lekkie ukłucie rozczarowania tym, iż nie wszystko o nim wiedziała, ale na pewno jej to nie odstraszyło. – Chyba nie znam… - przyznała cicho – Ale nadal bardzo chce poznać. Chciałabym wiedzieć o tych rzeczach, które są dobre, ale i o tych które są trudniejsze… chciałabym, żebyś już niczego przede mną nie ukrywał, Chet. Nawet jeżeli mówienie o tym nie jest łatwe, bo wiem, że może takie być, ale jak inaczej mam Cię poznać? – spytała w końcu, wpatrując się w niego – Jest wiele rzeczy o których mógłbyś – i powinieneś – mi powiedzieć, nawet wtedy gdy sama o to nie pytam – dodała jeszcze, dając mu do zrozumienia, że powinien nauczyć się mówić o sobie, że jeżeli chce, aby to wszystko między nimi się udało, to musi w końcu zebrać się na odwagę i na bycie szczerym – tak w stu procentach. Oczywiście ta duża zmiana już w nim nastąpiła, ale najwyraźniej to nadal było zbyt mało, nadal zbyt wiele pozostawało między nimi nieporozumień i niepewności, wynikających właśnie z tej małej wiedzy, a mogli to zmienić jedynie poprzez rozmowę. – To nie jest coś o czym nie warto mówić. I nie jest to coś co powinieneś zachować dla siebie… ale nie chce też abyś teraz myślał, że na każdym kroku będę się Ciebie bała – pokręciła głową, spoglądając znowu w jego oczy – Gdybym się bała, już teraz bym stąd wyszła, a ja nie chce odchodzić. Niezależnie od wszystkiego – przyznała, poniekąd pragnąc w ten sposób nie tylko uzewnętrznić swoje własne przemyślenia, ale również utwierdzić go w przekonaniu, że nie odstraszało jej to. Że może nie było to coś pozytywnego, ale Jordana nadal chciała tutaj zostać. Z nim. Gdy więc wtuliła się już w jego ciało, kiedy położyli się razem w sypialni, poczuła wewnętrzny spokój – chyba taki prawdziwy i to pierwszy raz od dłuższego czasu. Wspomnienie o tym, że jej tego brakowało było zdecydowanie najszczerszym wyznaniem, bo naprawdę możliwość przebywania z nim była najlepszym co mogło ją dziś spotkać. Cholernie za nim tęskniła, dlatego zamierzała cieszyć się tą chwilą bez końca. Zerknęła na ich dłonie, kiedy chciał spleść ich palce, jednak naglę tę dłoń cofnął. Jordie widząc to, chciała go zatrzymać, ale postanowiła puścić jego rękę swobodnie, bo po chwili zaczął wskazywać nią te miejsce, które zdobiły jego blizny – te, które znała już niemal na pamięć, ale za to nie znała kryjących się za nimi historii. Z wyraźnym zaciekawieniem przysłuchiwała się wiec jego słowom, a słysząc te pierwsze o postrzale, niemal wstrzymała na moment oddech. Przesunęła dłoń po jego torsie aż do tego miejsca. – Tak blisko serca… - mruknęła cicho, niemal odczytując jego własne myśli, ale to właśnie te pierwsze wpadły jej do głowy, gdy wskazał to miejsce. Tak blisko serca, którego bicie teraz słyszała i wyczuwała, które mogło wtedy przestać bić i ta myśl niemal ją paraliżowała. Odchyliła jednak nagle głowę, gdy wspomniał jeszcze o wybuchu, który przeżył, ale nagle delikatnie zmarszczyła brwi. – Podejrzewali, że miałeś z tym coś wspólnego? Winili Cię za to, że przeżyłeś? To niedorzeczne… - westchnęła, wpatrując się w jego twarz. Sięgnęła dłonią do jego policzka i przesunęła po nim delikatnie palcami, sprawiając, iż skierował na nią swój wzrok. – Tak wiele razy mogłeś zginąć… nawet nie chce myśleć o tym, że mogłoby Cię tutaj teraz ze mną nie być – odparła, mimo wszystko naprawdę wdzięczna za to, że wreszcie się przed nią otworzył. Że powiedział o tym co związane z pracą w FBI, że jej nie zbywał, że przełamał swoje bariery. Doceniała to naprawdę mocno. – Nie żałujesz swojej decyzji? Nie chciałeś potem wrócić? – zagadnęła jeszcze, chcąc dowiedzieć się czy to pragnienie pracy w FBI jeszcze gdzieś tam było, czy był szczęśliwy tutaj z nią, czy cieszyło go to co robił obecnie czy – może jednak myślami nadal jeszcze wracał do tego co miał kiedyś. Gdy w końcu jednak wskazał jeszcze na swoje kolano, na które zerknęła, zaśmiała się cicho i kiwnęła głową, gdy jedna z tych ran okazała się znacznie mniej bolesnym wspomnieniem. To zdecydowanie pierwszy raz kiedy się tak rozluźniła, więc zdecydowanie udało mu się również rozluźnić atmosferę. – Ja z kolei kompletnie nie umiałam jeździć na rowerze, więc jak raz się wywróciłam, to prawie złamałam sobie rękę i od tamtej pory już na niego nie wsiadałam – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, bo akurat rower stanowił trochę jej słaby punkt. Akurat jako osoba aktywna mogłaby z niego korzystać, ale mimo wszystko do dziś go omijała, decydując się na inne aktywności fizyczne. Znowu więc odchyliła głowę, by spojrzeć na męską twarz, której widok ciągu byłej jej teraz mało. – A każda z tych blizn jest wyjątkowa. Nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie jak wiele przeszedłeś i chyba do tej pory nie zdawałam sobie z tego sprawy. Czuje się trochę tak jakbym poznawała Cię na nowo – stwierdziła, sięgając nagle dłonią do tej jego, którą przedtem od niej uciekł. Przesunęła teraz ich obie dłonie znowu na jego tors i splotła palce ich dłoni, nie pozwalając mu tym razem się wycofać, a sama schowała nieco twarz w zagłębieniu jego szyi i przymknęła oczy. - Jesteś tutaj szczęśliwy?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Pomimo kiwnięcia głową, jakie zdawało się wyrażać przyjęcie jej słów do wiadomości oraz zgodę z nimi, Chet nie czuł się do końca przekonany. Domyślał się, że obecnie Jordie już się nie bała, skoro była w jego domu - i to było dość oczywiste. Przeprosił, wyraził skruchę, zapewnił, że więcej nie podda się temu destrukcyjnemu impulsowi, a już tym bardziej nie podniesie ręki na nią; i przez jakiś czas z pewnością będzie się mocno pilnował, aby nic podobnego nie miało miejsca. Ale gdy minie miesiąc, dwa czy trzy; gdy zapomną, przynajmniej na tyle, na ile dało się o tym zapomnieć, a wtedy dojdzie między nimi do kłótni, czy ten strach nie obudzi się w Jordie na nowo? Nie zacznie obawiać się tego, co mówi, by przypadkiem nie sprowokować w brunecie tej samej agresji, jakiej była świadkiem ubiegłego wieczora? Tego nie mogła wiedzieć. Podobną rezerwę mężczyzna wykazał wobec stwierdzenia, że powinien był jej powiedzieć - bo jak miał to zrobić? "Cześć, jestem Chet i lubię czasem w nerwach pierdolnąć w coś pięścią"? To nie było coś, co ludzie zwykli o sobie mówić, ale z drugiej strony - zdawał sobie sprawę z tego, że Jordana miała prawo wiedzieć, z kim miała żyć, tworzyć relację, mieć dziecko. Niezależnie od tego, jak bardzo Chet obawiał się tego, że to wszystko nie zostanie przez nią dobrze odebrane - ale ona najwidoczniej wciąż była zaślepiona. Jednak, mimo iż przed paroma chwilami uzgodnili, że będą sobie mówić o wszystkim - Chet zataił pominął kwestię tego, jakie owe opisane przez niego wydarzenia miały skutki dla jego zdrowia; że kiedy fala wybuchu rzuciła nim o ziemię, nabawił się poważnego urazu głowy, i od tamtej pory stwierdzenie, że żył tak, jakby mógł umrzeć w każdej chwili, nabrało niepokojąco dosłownego znaczenia. - Ktoś od początku sabotował działania FBI i przerzucił te podejrzenia na mnie, wtedy nie było to takie niedorzeczne. W każdym razie: nie dla nich - wytłumaczył, ponownie kwitując swoje słowa nieznacznym wzruszeniem ramion, sugerującym, że skoro wszystko się wyjaśniło, a on mógł teraz być tu z Jordie, to - o ironio - nie ma o czym mówić. Popatrzył Jordanie w oczy, mimowolnie tylko na ułamek sekundy zezując na jej usta, gdy przebiegła opuszkami palców po jego policzku. - Ale tu jestem. I nie chciałbym być nigdzie indziej - zapewnił. W dużej mierze jednak z tego właśnie powodu unikał do tej pory poważniejszych związków - by kobieta, którą ewentualnie wpuściłby do swojego życia, nie musiała wciąż martwić się o niego i jego bezpieczeństwo czy zdrowie, a gdyby faktycznie coś mu się stało - by nie musiała przez to cierpieć. Ale obecnie wiódł już spokojne życie - i tylko czasem zdarzyło mu się rzucić pod rozpędzony samochód albo sprowokować kogoś do rozbicia mu szklanki na głowie... - Nie. To znaczy, żałowałem, że tak się to potoczyło i... siedzenie za biurkiem czy w barze to nie to samo, ale nie wróciłbym już do tego - dodał zaraz, potwierdzając raz jeszcze, że był teraz dokładnie tu, gdzie pragnął być i z dokładnie tą osobą, u boku której chciał być - by Jordana nie musiała obawiać się, że któregoś dnia Chet po prostu dojdzie do wniosku, że takie życie mu się znudziło. Chociaż tego zagwarantować nie mógł - nie wiedział, czy posiadanie rodziny i tkwienie u boku jednej kobiety w końcu go nie znuży, ale to nie była pora na takie refleksje. - A ty co zamierzasz? Ze studiami, i w ogóle? - zapytał, przerzucając zainteresowanie na jej stronę - może też po to, by nie przyznać, że trochę mu brakowało dawnej pracy, zwłaszcza teraz, gdy o tym wspomniał, na co nie pozwalał sobie od dawna, woląc raczej skupić się na teraźniejszości i na tym, co miał tu, w Seattle. I to głównie dzięki Jordie, i jej beztrosce, przestał myśleć o przeszłości, a zaczął podchodzić do spraw w zupełnie inny sposób. Zaś obecnie oboje musieli skupić się już na czymś zupełnie innym - nawet nie na teraźniejszości, lecz przyszłości: nie tej we dwoje, a we troje... Ściągnął jednak w zamyśleniu brwi, gdy brunetka przyznała, że miała wrażenie, jakby poznawała go od nowa. - A jeśli nie polubisz tego, kogo poznasz? - miał świadomość tego, że nie zyskiwał przy bliższym poznaniu, a nie chciał, by Jordie za jakiś czas stwierdziła, że zmarnowała tyle czasu u boku kogoś, kogo wolałaby nigdy nie poznać. Ale jeśli istotnie miała dojść do takowego wniosku, to chyba lepiej, by stało się to wcześniej niż później. Tylko on nadal nie umiał zdecydować, czy powinien powiedzieć jej o sobie wszystko, czy też nie mówić nic. Mimowolnie uśmiechnął się po chwili pod nosem, gdy Jordie rozluźniła się na tyle, by cichutko się zaśmiać, i zerknął na nią, unosząc w zdumieniu brwi. - Chcesz powiedzieć, że nigdy nie nauczyłaś się jeździć na rowerze? - zapytał, nie kryjąc swego zaskoczenia owym faktem, bo trudno było mu wyobrazić sobie przemieszczanie się bez tego konkretnego środka transportu - oczywiście w dzieciństwie, gdy jako najstarszy brat, sam uczył swoje młodsze rodzeństwo jazdy na rowerze. Potarł delikatnie kciukiem jej dłoń, gdy splotła ich palce, i oparł policzek o głowę Jordie. - Jestem szczęśliwy tylko z tobą.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Tak naprawdę niczego nie mogli w stu procentach pewni – ani tego czy uda im się w ogóle przetrwać te na przykład trzy miesiące razem, ani również tego czy po tym czasie potencjalnie nie nadejdzie kolejna awantura, która spowoduje, że ten lęk do niej powróci. A może i nadejść wcześniej, na tyle wcześniej, że nie zdołają nawet zapomnieć o tym co wydarzyło się wczoraj, o ile w ogóle da się o tym zapomnieć, a już los może postawić na ich drodze kolejny problem. To i tak nie znaczy, że Jordana teraz miała obawiać się go na każdym kroku, że musiałaby ważyć słowa i pilnować się, by przypadkiem nie zdenerwować go i nie spowodować kolejnego wybuchu agresji. Oczywiście będzie to pewnie miała gdzieś z tym głowy, ale nadal ufała mu bezgranicznie i to bynajmniej nie były z jej strony jakieś tylko puste słowa – po to, aby zagłuszyć jego ewentualne wyrzuty sumienia. Miała jakiś żal o to jak się zachował, bo ewidentnie przesadził, ale też pozostawało mieć nadzieję, że jeżeli im się uda i kiedy naprawdę już będą razem – szczęśliwi – to, że wtedy Chet po prostu odrzuci od siebie to co złe, by nie pozwolić na to, aby ta złość znowu przejęła nad nim kontrolę. Wszystko nadal pozostawało dla nich niewiadomą, ale Jordie i tak ciągle w niego wierzyła, możliwe, że bardziej niż on wierzył w siebie, więc zdecydowanie nie powinien w nią wątpić. Istotnie mogło to być głupotą z jej strony, ale przecież Chestet nigdy dotąd nie posunął się do czegoś takiego, może bywał okrutny i ranił ją – ale jedynie słowami bądź drobnymi gestami, nie miała więc podstaw obawiać się tego, że takie ataki jak ten wczoraj się powtórzą. A ona z całą pewnością chciała poznać go lepiej, chciała wiedzieć wszystko co składało się na postać człowieka, z którym chciała spędzić życie, mieć dzieci i u boku którego chciała po prostu czuć się pewnie i bezpiecznie. Żeby zaś mogła się tak czuć, musiała wiedzieć o wszystkich wadach i pozytywnych cechach, bo inaczej ten obraz będzie niepełny – tak jak dotychczas, a to spowoduje potem niemiłe zaskoczenie, którego przecież ponownie doświadczać nie chcieli. – Czyli ktoś próbował Cię w to wrobić… to okropne – westchnęła cicho, mogąc jedynie spróbować sobie wyobrazić to co brunet wtedy przechodził, jak wiele go to kosztowało – przede wszystkim zdrowia. Ona jednak mogła się jedynie cieszyć, że mimo wszystko ten etap miał już za sobą, bo pewnie musiałaby się o niego nieustannie martwić. Zamilkła na moment, po czym ponownie skierowała na niego swoje nieco zaciekawione spojrzenie. – Myślę, że brakuje Ci tego, nawet jeżeli nie chcesz mówić o tym głośno – zaczęła nieco niepewnie, nie mając pewności czy ten temat jest dla niego bardzo trudny, czy chce w ogóle o tym mówić, chociaż ona ewidentnie chciała go jeszcze troszkę rozwinąć – Nie wybrałeś tego zawodu przypadkowo, jestem pewna, że to właśnie było to co lubiłeś robić, co chciałeś robić. Co dawało Ci poczucie spełnienia. Na pewno nie jest tym bar czy siedzenie za biurkiem, nie dla kogoś kto pracował w FBI i tyle przeszedł… ale z drugiej strony mogę się jedynie cieszyć, że to już za Tobą, bo chociaż chciałabym, abyś się realizował w tym co kochasz, to pewnie teraz umierałabym ze strachu o Ciebie – zauważyła, zgodnie z prawdą zresztą i zgodnie z jego przypuszczeniami dotyczącymi związków. Każda inna kobieta na jej miejscu martwiłaby się o swojego mężczyznę, gdyby ten na co dzień ryzykował swoje życie. I chociaż ryzyko czyha na nas wszędzie, to jednak w takiej pracy naraża siebie sto razy bardziej. Dlatego właściwie czuła ulgę, bo istotnie dlatego teraz mogła tulić się do niego i nie martwić o to, że jutro mogłoby go już zabraknąć (nawet jeśli dopiero się pogodzili, ale to inna bajka). – Myślisz, że kiedyś może Ci się to znudzić? – spytała jeszcze ni stąd ni zowąd, chociaż właściwie nie pytając wprost. Czy znudzi się swoją obecną pracą? Siedzeniem za biurkiem i dbaniem o bar? Czy znudzi się życiem u jej boku? Trwaniem w rodzinie, przy jednej kobiecie i dziecku? Ale w żaden sposób nie mogła oczekiwać jasnej odpowiedzi, takiego zapewnienia – bo on po prostu nie mógł tego wiedzieć. Tak jak i ona nie mogła być pewna tego czy to życie będzie jej odpowiadało tak na dłuższą metę. Dlatego właściwie chętnie przyjęła odbitą piłeczkę i to pytanie, które dotyczyło teraz jej własnych planów. Westchnęła nawet cicho, zastanawiając się nad tym i wsparła się lekko brodą o jego tors. – Jeszcze nie wiem – przyznała szczerze – Dużo o tym myślę, chociaż ostatnio moje myśli były rozproszone przez inne rzeczy. Nie chciałabym tak całkowicie ze wszystkiego rezygnować, ostatnio czuje się nieco lepiej, więc może uda mi się zrealizować jeszcze te projekty, na które podpisałam kontrakty, póki ciąża nie jest widoczna. Zgodzili się przesunąć mi trochę terminy. Studia… chciałabym kontynuować, a nie wiem czy zdołam to wszystko pogodzić, trochę się tego boje. Może lepiej byłoby po prostu zrobić sobie przerwę, biorę to pod uwagę – stwierdziła, odchylając lekko głowę, by znowu podzielić z nim spojrzenie – Chciałabym też wrócić do baru, znowu wyjść do ludzi, bo brakuje mi pracy. Ostatnio ciągle siedziałam w mieszkaniu i już mam tego trochę dość – dodała, nie przypadkowo, bo przecież mówiła to swojego byłemu szefowi, a może i nadal przyszłemu. A chciała pracować, chciała coś robić i nie chciała, by ciąża całkowicie wykluczyła ją ze wszystkiego co dotąd miała. – Oprócz sesji zdjęciowych i baru, największe wyzwanie będą chyba stanowiły właśnie studia. A jak Ty myślisz, co powinnam z nimi zrobić? – spytała wprost, będąc ciekawą jego zdania, chociaż nie przypuszczała, by Chet jakoś intensywnie się nad tym zastanawiał do tej pory. Ale może akurat był gotowy jej doradzić albo chociaż wesprzeć w której z tych wersji, które zaproponowała. I naprawdę miło było wreszcie z kimś o tym porozmawiać, podzielić się tymi wątpliwościami i poprosić o jakieś wsparcie – wreszcie czuła, że nie jest sama. Zmarszczyła w końcu lekko nos i pokręciła głową. – Już Cię znacznie lepiej poznałam, dowiedziałam się wielu rzeczy o których nie miałam dotąd pojęcia i… to wcale nie sprawiło, że lubię Cię mniej. Chyba, że skrywasz jeszcze jakieś tajemnice… - przyjrzała mu się z zaciekawieniem – Czy powiedziałeś mi już wszystko co powinnam wiedzieć? – spytała jeszcze wprost, dając mu szansę na powiedzenie o tym czego być może nie zdążył jeszcze dodać. Właśnie tego co świadomie bądź nie – zataił, a co mogło mieć istotne znaczenie dla ich relacji. Jej ciężko było sobie wyobrazić, by cokolwiek jeszcze mogło ją tak zaskoczyć jak to co już zobaczyła i usłyszała teraz, ale człowiek to zawsze chodząca zagadka. Niemniej jednak wreszcie poczuła spokój, w jego ramionach przecież zawsze czuła się najlepiej. Zaśmiała się więc znowu, słysząc jego pytanie i kiwnęła nieznacznie głową. – Nigdy – potwierdziła – Zraziłam się jako dziecko i potem już nikt mnie nie namawiał do jazdy na rowerze. A potem jakoś sama nie miałam takiej potrzeby… wybierałam raczej hulajnogę albo rolki. Więc… jeżeli nasze dziecko będzie chciało jeździć na rowerze, to Ty będziesz musiał je tego nauczyć – zauważyła, nadal przy tym uśmiechając się z lekkim rozbawieniem, mówiąc to zaś z zadziwiającym luzem i spokojem. Jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie – to, że będą mieli to dziecko. I chyba pierwszy raz wspomniała o tym w taki właśnie sposób. Ostatecznie jednak wtuliła się w męskie ciało i szerzej się uśmiechnęła, słysząc jego szczere wyznanie. – To urocze – odparła szybko i mimowolnie, nie myśląc nad tym wiele, musnęła ustami jego szyję – Ale prawdziwe, bo ja też mogę być szczęśliwa tylko z Tobą – dodała, tak w gwoli ścisłości, by było jasne, że podzielała jego uczucia. W końcu mieli mówić sobie o wszystkim. – A teraz powinniśmy odpocząć, zwłaszcza Ty. Spróbuj się trochę przespać – ścisnęła nieco mocniej jego dłoń i chwilowo po prostu zamilkła, pozwalając by jej ciało się całkowicie odprężyło, wsłuchane w jego spokojny oddech i w bicie jego serca. Nie trzeba było dużo, by w końcu Jordie zaczęła nieco odpływać, aż w końcu faktycznie zasnęła, mając podświadomie nadzieję, że Chet także zdoła to zrobić. Ale zmęczenie w jej przypadku szybko dało o sobie znać, ostatnio straszny z niej bowiem śpioch, więc nikt nie mógł ją za to winić. A przecież gdzie ten sen mógłby być przyjemniejszy, jak nie w jego ramionach?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Sęk w tym, że człowieka nie dało się poznać podczas jednej rozmowy - zawsze pozostawało coś na później, i jak dotąd w ich relacji to właśnie było tym elementem, który powodował w nich ekscytację - możliwość wzajemnego odkrywania się nawzajem. Wydawało się, że Chet mimo wszystko znał Jordie nieco lepiej, niż ona jego, ale to także nie zmieniało faktu, że brunetka wciąż potrafiła go zaskoczyć - swoimi pomysłami, młodzieńczą beztroską, ale w ostatnich dniach także dojrzałością, którą - paradoksalnie, jeśli wziąć pod uwagę ich różnicę wieku - Callaghan chciał jej dorównać. Chciał zacząć wreszcie zachowywać się jak przyszły ojciec, bo jak dotąd pakowanie się w kłopoty i wszczynanie bójek dalekie było od tego, co można by nazwać odpowiedzialnością. I chciał też chyba wreszcie, choć raz, zaskoczyć ją czymś pozytywnym. Ale równocześnie sam nie był pewien, czy istniało w nim jeszcze coś dobrego, czy też wszystko, co dobre, Jordie już o nim wiedziała - i od tej pory będzie w stanie sprawiać jej już tylko rozczarowanie. Pomijając już nawet to, jak owe niemiłe niespodzianki musiała znosić sama Halsworth, dla Chestera również nie było to niczym przyjemnym, gdy nieustannie musiał oglądać w jej oczach zawód, który powodował będąc sobą... - Może. Trochę. Ale to nie znaczy, że chciałbym do tego wrócić - powtórzył krótko odnośnie swej dawnej pracy, bo sam chyba nie ubrałby tego w słowa lepiej, niż zrobiła to Jordana. Nie ulegało wątpliwości, że tamta robota była dla niego cholernie ważna i gdyby nie miał ku temu ważnego powodu, to nigdy by nie odszedł - nie wróciłby do Seattle, a oni w ogóle by się nie poznali. Ale obecnie pozostawił już tamto za sobą i nie chciał myśleć o tym, czy i jak bardzo mu tego brakowało. Dlatego pytanie Jordie wprawiło go w lekką konsternację - bo wolałby, aby nie padło. I by nie musiał na nie odpowiadać. - Nie wiem - odrzekł po chwili zawahania, by zaraz odbić piłeczkę na jej stronę. - A ty wiesz, czy też się nie znudzisz? - wzruszył leciutko ramieniem, mając na myśli to, że nikt tak do końca nie mógł tego zagwarantować - chociaż fakt, iż ludzie zwykli jednak ślubować sobie miłość oraz wierność na zawsze, sugerował, iż oni posiadali taką pewność. Ale Chet niczego jej nie ślubował. Lecz nawet jeśli momentami brakowało mu tego, co miał kiedyś, a posada informatyka czy doglądanie rodzinnego baru nie spełniały jego ambicji, to miał teraz również cudowną kobietę u swego boku oraz dziecko w drodze, czego być może nigdy by się nie doczekał, gdyby został w FBI. I tego nie żałował. Wysłuchał jej z zainteresowaniem, i potarł pokrzepiająco dłonią jej ramię. - Też myślę, że nie powinnaś rezygnować z całego dotychczasowego życia; jeśli będziesz dobrze się czuła, to nie ma sensu zaszywać się w domu - przyznał, bardziej jednak w kontekście spotkań ze znajomymi i innych codziennych zajęć, aniżeli pracy, gdzie podczas sesji zdjęciowych musiałaby być przez cały dzień na nogach, pewnie nie mogąc nawet porządnie się w międzyczasie posilić. Ale jeśli to właśnie było coś, co sprawiało Jordanie przyjemność i satysfakcję, to nie chciał jej tego odbierać - a raczej: odradzać, bo co on mógł? - zwłaszcza gdy jej przyszłość w branży znów stawała pod znakiem zapytania. Wiedział, że Halsworth lubiła żyć aktywnie i inny tryb zwyczajnie by ją unieszczęśliwiał. - Mówiłem ci już, że możesz wrócić do pracy, kiedy będziesz chciała - przypomniał, bo jego stanowisko w tej kwestii się nie zmieniło i jeśli Jordana czuła, że może sobie pozwolić na powrót do Crocodile, to nie zamierzał jej w tym przeszkadzać - tak samo jak nie zamierzał układać jej życia ani niczego jej zabraniać. - Ale nie musisz. To znaczy: nie chcę, żebyś martwiła się pieniędzmi. Po prostu... nie przemęczaj się, tak? - dodał po raz kolejny, z przemawiającą przez niego troską dając do zrozumienia, że mogła liczyć na jego wsparcie. Nawet jeśli nie byli małżeństwem, to Chet czuł się w obowiązku, by zadbać o nią i o dziecko - właśnie w sensie finansowym. Niemniej Jordie sama wiedziała najlepiej, czy powrót do baru to był dobry pomysł, czy nie - niektóre kobiety pozostawały w pracy niemal do samego rozwiązania, inne brały wolne już na początku, więc nie istniała chyba żadna zasada - a nawet jeśli, to Chet jej nie znał, bo i nigdy nie miał powodu, by interesować się owym tematem. Zerknął na nią ponownie, gdy spytała o jego zdanie, i zastanowił się chwilę. - Sam nie wiem. Nawet jeśli teraz czujesz się na siłach i nie chciałabyś rezygnować ze swoich normalnych zajęć, to nie wiem, czy powinnaś tyle na siebie brać, i czy za tych parę miesięcy będziesz miała głowę do tego, żeby uczyć się do egzaminów. Pewnie będziesz wolała skupić na innych rzeczach... Ale z drugiej strony, ciąża to nie choroba, i nie powinna chyba przeszkadzać ci w chodzeniu na wykłady... - wzruszył ramieniem, nie będąc teraz chyba zbyt przydatnym, jeśli chodzi o rady - mimo że chciał powiedzieć coś sensownego, ale ta kwestia z pewnością wymagała jeszcze przemyślenia. Tylko że nowy semestr za pasem, więc na to również nie było wiele czasu. Odchrząknął, słysząc znów jej pytanie i pokręcił nieznacznie głową. - Nie wiem, czy da się powiedzieć o sobie wszystko... Ale chyba nie mam nic więcej - zawyrokował ostatecznie ucinając temat i pozwalając, by ich myśli podążyły teraz w nieco przyjemniejszym kierunku. Bo choć istotnie poczuł się nieco dziwnie, gdy Jordana wspomniała o ich dziecku - jako o małym człowieku, którego Chet miałby nauczyć jeździć na rowerze - to było to miło-dziwne. Przyjemnie-dziwne. - Nauczę - uśmiechnął się pod nosem, przechylając nieco głowę, by złożyć krótki, przelotny pocałunek gdzieś na jej włosach, gdy leżała wciąż z głową wspartą o jego ramię. I szczerze - miał chyba cichą nadzieję, że sprawy pomiędzy nimi znów się nie popsują i że faktycznie będzie miał szansę zobaczyć, jak ich synek lub córka pedałuje na swoim małym rowerku. Aczkolwiek to wciąż pozostawało dość odległą przyszłością, od jakiej dzieliło ich jeszcze kilka lat - co nie zmieniało faktu, że całkiem miło było móc snuć wspólnie takie wizje. I to chyba na chwilę pozwoliło im odsunąć na bok wszystko inne, by móc po prostu poleżeć razem w milczeniu, a wkrótce usnąć w końcu w swych ramionach, gdy zmęczenie wzięło górę nad całą resztą. Nawet jeśli w przypadku Chestera nie był to głęboki sen, to pierwszy raz od wielu dni był spokojny - mimo iż wciąż nie wszystko między nimi było jasne i oczywiste; i mimo iż nadal czekały na nich niezbyt przyjemne sprawy, to ów spokój, jaki oboje teraz odczuwali, pozwalał mieć nadzieję na to, że gdy już się z tym wszystkim uporają - nareszcie będzie dobrze.

/ zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „17”