WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

02.

Nic nie zwiastowało katastrofy. Nie z perspektywy Chestera, który zaślepiony tym, jak doskonale wszystko się układało, kiedy miał u swego boku Jordanę, dopuścił do tego, co zawsze wiedział, że będzie musiało w podobnej sytuacji nastąpić, a czego dotąd starał się z całych sił uniknąć. Stracił czujność - zachłysnął się tym całym szczęściem; pozwolił, by ogarnęła go krótkowzroczność bańki mydlanej, w jakiej razem z Jordie istnieli już od pewnego czasu, nie dostrzegając świata poza sobą, i w jakiej pragnęli istnieć jak najdłużej. Może zatem Chet nie był ślepy, a zwyczajnie ignorował to, co nie było mu na rękę; nie spodziewając się, że tym boleśniejsza okaże się konfrontacja z rzeczywistością, jaka miała uderzyć go w twarz, otrzeźwić i ściągnąć na ziemię. Rzadko zdarza się, aby człowiek mógł z dokładnością niemal co do sekundy określić moment, w jakim tej ułudnej bańce mydlanej przyjdzie w końcu prysnąć. Dla nich - było to właśnie teraz.
W przeciągu ostatnich miesięcy wiele nocy spędzał u Jordie; i równie wiele nocy ona spędzała u niego. Ta miniona nie miała być jedną z takowych, ale wystarczyło kilka wiadomości, jakie wymienili ze sobą na dobranoc, aby oboje zgodnie uznali, iż woleliby być w łóżku razem. I tak też się stało - nic wszak nie powstrzymywało bruneta przed tym, aby przyjechać do panny Halsworth nawet o tak późnej porze, choćby tylko po to, by mogli po prostu usnąć obok siebie, a o poranku obudzić się w jednym łóżku, zanim znów będą musieli wrócić do swojej codzienności, jaką nie zawsze mogli ze sobą dzielić, gdy Chet wstawał wcześnie rano do pracy, a w momencie jak ją kończył - Jordie zaczynała swoją zmianę w barze. Albo po prostu mieli odmienne plany i pragnęli wykorzystać choćby tę okazję, by poprzytulać się przed snem i zjeść razem śniadanie. Dzisiaj Chet obudził się kilka minut przed alarmem w telefonie. Nie chcąc budzić tak wcześnie Jordany, ostrożnie wymknął się do łazienki, po drodze zgarniając bieliznę z szuflady, którą ciemnowłosa odstąpiła mu, aby mógł trzymać tu swoje rzeczy. Po tych kilku miesiącach czuł się w jej mieszkaniu praktycznie jak u siebie, toteż bez skrępowania wziął szybki prysznic. Właściwie liczył nawet na to, że po porannej toalecie zdąży jeszcze zaskoczyć pannę Halsworth śniadankiem do łóżka, zanim będzie musiał wyjść do pracy; z tą też myślą wycisnął na szczoteczkę odrobinę pasty i zaczął szorować zęby, kiedy nagle jego spojrzenie padło na stojący nieopodal kosz na śmieci - a raczej to, co się w nim znajdowało. W niemal pustym pojemniku, na kilku wacikach do demakijażu i tekturowym pudełeczku leżał też niewielki, plastikowy przedmiot, na widok którego Callaghana dosłownie oblał pot. Nie zastanawiając się ani chwili, wypluł do umywalki mieszankę pasty i śliny, która spłynęła wraz z wodą, po czym sięgnął po ów podłużny, biały kawałek plastiku z niezrozumiałym dla niego oznaczeniem (zapewne znalazłby wyjaśnienie na opakowaniu, ale w tym momencie nawet nie przyszło mu to do głowy), nie posiadając jednak złudzeń co do tego, czym on właściwie był. Ale może się jednak mylił? Tak cholernie chciał się mylić; nie widział wszak w swoim życiu wielu testów ciążowych, więc... było to możliwe. Prawda? Albo, skoro Jordie o niczym mu nie powiedziała, to najwidoczniej nie było o czym mówić - tak?! Zdenerwowany, zdezorientowany, i chyba zwyczajnie przerażony; ubrany tylko w bokserki, Chet wypadł z łazienki, gdzie w jednej chwili zrobiło się dziwnie duszno i nieprzyjemnie, lecz nie zastając już Jordany w sypialni (jednak nie będzie miłej niespodzianki), skierował swoje kroki do kuchni. Tam odnalazł brunetkę przygotowującą kawę, pewnie nawet dla niego, bo przecież ona... - Co to jest?! - wypalił natychmiast, wymachując trzymanym w dłoni testem, z desperackim błaganiem w spojrzeniu: aby to wszystko to była tylko pomyłka, tylko fałszywy alarm. Żadne z nich nie było gotowe na taki wypadek, i w tej chwili Chet Callaghan niczego nie pragnął bardziej niż zaprzeczenia. Nie chciał nawet myśleć, że mogłoby być inaczej.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

2. Poddanie się temu wszechogarniającemu szczęściu było niczym wybawienie – dla nich obojga, ale może nawet i bardziej dla niej, bo przecież zdołała na nowo mu zaufać i tym razem niemalże czuła, że to był naprawdę dobry wybór. Prawdopodobnie nie sądziła nawet, że to wszystko może funkcjonować tak dobrze, że będą w stanie zaangażować się w to w stu procentach i że ich związek naprawdę będzie miał prawo bytu. Absolutnie nic nie zwiastowało tego, że ta ich cudowna mydlana bańka niedługo pęknie, a Jordie nie przypuszczała, że nagle spadnie na nią coś, na co kompletnie nie była gotowa – rzeczywiście straciła czujność, tuż po tym jak się wtedy rozstali, a ona sama z nikim innym nie była, prawdopodobnie zapomniała raz czy dwa wziąć tabletke, o czym chyba kompletnie nie pomyślała, gdy już wpadła na nowo w ramiona Chestera – była nim tak pochłonięta, tak spragniona i zahipnotyzowana, że pewne przyziemne sprawy i coś w rodzaju odpowiedzialności, jakby zeszło nagle na dalszy plan. Zbyt daleki jak się okazuje, bo nagle przyszło się zmierzyć z konsekwencjami tego niedopatrzenia, które można by zrzucić całkowicie na jej barki. Ona zaś kiepskie samopoczucie w ostatnim czasie zrzucała na przemęczenie, ewentualne żołądkowe dolegliwości na nieregularne posiłki i potencjalne zatrucie, ale… na pewno nie na to, co zwiastował test ciążowy, a czego kompletnie nie brała pod uwagę. Co więcej – absolutnie nikomu o tym nie powiedziała, nie tylko o swoich podejrzeniach, ale również o tym, że nienajlepiej się ostatnio czuła, a przecież w istocie najtrudniej było udawać przed głównym zainteresowanym – czyli przed Chet’em, którego reakcji obawiała się chyba równie mocno, jak samego wyniku testu. Mimo, że czuła, że ich relacja dojrzała i że oni sami znajdowali się obecnie w innym punkcie, to jednocześnie doskonale wiedziała jakie jest jego podejście do tego typu spraw – ale może miała cień nadziej, że łączące ich uczucie zdoła przetrwać wszystko? Że sobie poradzą? Że jej nie zostawi samej? Tak wiele pytań kłębiło się w jej głowie, że zwyczajnie nie chciała być sama, dlatego utrzymując grę pozorów, pragnęła, by brunet do niej dołączył i po prostu był z nią w nocy; tak uwielbiała wtulać się w jego ciało i czuć, że jest obok, że tym bardziej doceniała to, że był skłonny przyjechać do niej w środku nocy. Naprawdę doceniali każdy wspólnie spędzony moment, nawet jeżeli mieli jedynie spędzić razem noc – grzecznie, by potem zjeść razem śniadanie i wrócić do codzienności. Ich relacja wbrew pozorom nie opierała się już tylko na seksie. Kilka poprzednich nocy, jak i ta – dla Jordie jednak były kompletnie inne, nienajlepiej bowiem spała, nawet w ramionach mężczyzny swojego życia, bo wątpliwości, strach i osłabienie, nadal nie pozwalały jej na wewnętrzny spokój. Miała wrażenie, że traci część swojego życia, na samą myśl o tym, że miałaby zostać matką w tak młodym wieku, niemalże czuła, że traci oddech, a niestety póki co nie mogła liczyć na żadne wsparcie. Nie miała pojęcia jak w ogóle powiedzieć o tym Chesterowi, a na pewno nie liczyła bowiem na swoje małe niedopatrzenie, które objawiało się pozostawieniem testu w koszu na śmieci, o którym chyba z tego wszystkiego po prostu zapomniała, a kilka ostatnich nocy, jeżeli już spędzali wspólnie, to akurat w jego domu. Dopiero dziś pojawił się u niej, a ona całkiem rozkojarzona nie pomyślała o tym, że mógłby tutaj coś znaleźć… co więcej, miała nadzieje, że nie dostrzegł jej nieco odmiennego zachowania w ostatnim czasie, jak i czasami podkrążonych oczu, będących efektem łez, które wylała po tym, jak poznała prawdę - trudno było jej jednak ukryć zmęczenie. Teraz, gdy zasnęła dopiero gdzieś koło trzeciej, rano spała w najlepsze i nawet to, że Chet wstał, nie wybudziło jej. Dopiero po jakimś czasie udało jej się opuścić krainę Morfeusza, po czym przeciągnęła się leniwie i rozejrzała się po sypialni. Żałowała trochę, że nie mogła się obudzić w jego ramionach, ale słysząc odgłosy z łazienki, domyśliła się, że tam właśnie jest – więc sama wstała niespiesznie, upiła kilka łyków wody, która znajdowała się na szafce przy łóżku i powędrowała na boso do kuchni. Sama chętnie napiłaby się kawy po nieprzespanej do końca nocy, ale na ten moment jeszcze nie mogła sobie na to pozwolić, bo żołądek nadal odmawiał współpracy. Chciała jednak przygotować ją dla Chet’a, chociaż sam zapach sprawiał, że nieco skręcało ją od środka, musiała jednak zachować pozory, prawda? Słysząc, jak zamknęły się drzwi łazienki, następnie nasłuchując kroków, pozwoliła, by kąciki jej ust uniosły się ku górze. – Dzień dobry – odparła – jakże mylnie – co do nastroju, który za moment miał gwałtownie ulec zmianie. Chciała jednak by ten poranek zaczął się miło, więc zamierzała równie miło przywitać swojego chłopaka, ale gdy tylko obróciła głowę w jego stronę, niemal zderzyła się brutalnie z jego zdenerwowanym i przerażonym spojrzeniem, przenosząc zaraz swoje własne na trzymany przez niego w dłoni przedmiot. – Skąd… - niemal zamarła na moment w bezruchu, czując jak krew nagle odpłynęła jej z mózgu, ale w tym kompletnym bezruchu pozwoliła, by łyżeczka wypadła jej z dłoni wprost na blat. W pierwszej chwili sama była przerażona i zdezorientowana, bo nie była gotowa na tę konfrontację, a sama reakcja Chestera szybko sprowadziła ją na ziemie. – Myśle, że dobrze wiesz co to jest – burknęła, spoglądając znowu na niego, jakby pragnąc odczytać cokolwiek z wyrazu jego twarzy… ale było to teraz trudne. Był zły, niemalże czuła to od niego i nie musiała chyba nawet pytać, bo najlepszy tego obraz miała tuż przed sobą. A więc jednak ten mały happy end nie mógł się udać, a fakt, że nie chciał dziecka, które już było jej częścią, naprawdę cholernie ją zabolał – poczuła się niemalże sparaliżowana strachem o to co będzie dalej. Niemalże błagał ją wzrokiem o zaprzeczenie, jak więc miała mu powiedzieć, że wynik jest pozytywny? – Test ciążowy, musiałam sprawdzić… miałam ostatnio kilka gorszych dni, a być może zdarzyło mi się zapomnieć o jednej czy dwóch tabletkach, więc... - tłumaczyła się nieco bez składu i ładu, póki co oscylując wokół tematu i ostatecznego werdyktu, który nadal nie padł z jej ust. Nadal się bowiem wahała co zrobić. Oczywistym było, że nie byli gotowi na to co nadeszło, ale to już się stało i nie było odwrotu, więc pytaniem pozostawało czy poradzą sobie z tym – razem. I jak Chet w ostateczności zachowa się w tej chwili, bo od tego chyba zależała cała reszta, ale przerażone spojrzenie Jordie chyba nie było póki co dla niego zbyt pokrzepiające.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Niewiele było rzeczy, które Chet znosił gorzej niż niepewne lub niejasne sytuacje; nie znosił niewiadomych, czuł wtedy, że traci kontrolę oraz grunt pod stopami, reagował nerwowo, i nie zastanawiał się zbyt wiele nad tego konsekwencjami. Do tego rodzaju sytuacji bez wątpienia zaliczała się ta obecna, a Chet był zwyczajnie zdezorientowany, bo nie wiedział, co oznaczał ten wynik na teście - wbrew pozorom wcale nie był ekspertem w tym temacie, a każdy producent i tak stosował różne oznaczenia, przez co prostemu mężczyźnie trudno było się w tym połapać bez pomocy jakiejś instrukcji, i odgadnąć, czy powinien już zacząć panikować, czy też nie. Chet - chyba zaczął, może nieco na wyrost, ale w tym momencie to właśnie niewiedza paraliżowała go najbardziej. W jego głowie, obok samej kwestii wyniku testu, natychmiast zrodziła się co najmniej setka kolejnych pytań - głównie o to, dlaczego, do cholery, Jordie nie zająknęła się choćby słowem, skoro miała podejrzenia, że mogła być w ciąży? Obawiała się jego reakcji? Nie ufała mu? Uważała, że nie stanie on na wysokości zadania; że stchórzy, wycofa się, ucieknie? I, co gorsze, czy miała rację? Sam już nie wiedział, czy to właśnie ta niepewność, czy też sama myśl o tym, że to się działo naprawdę i że naprawdę dopuścili do tego, by w brzuchu brunetki zalęgło się dziecko, napawała go paraliżującym lękiem, ale czuł się teraz niczym w pierdolonym śnie, z jakiego z całych sił pragnął się obudzić. Nie obudził się z niego jednak, gdy Jordie wypuściła z dłoni łyżeczkę, która z brzękiem uderzyła o blat; wzdrygnął się tylko na ten dźwięk, nieprzerwanie wwiercając się w nią uważnym spojrzeniem spod ściągniętych brwi, jakby miał w ten sposób wyczytać z niej jakąkolwiek odpowiedź. Najlepiej tę, którą tak mocno chciał usłyszeć. Prawda była jednak taka, że w tym momencie nie miało najmniejszego znaczenia to, czy chcieliby mieć dziecko - rezultat testu nie zależał od tego, zajście w ciążę nie zależało od tego. Gdyby tak było, ta rozmowa w ogóle nie musiałaby mieć miejsca - oboje bowiem doskonale zdawali sobie sprawę, że to absolutnie nie był dobry moment na zakładanie rodziny; byli razem zaledwie od paru miesięcy, nie snuli żadnych dalekosiężnych planów, a Jordie była przecież jeszcze młoda, nie skończyła nawet studiów, chciała popracować jako modelka, a taka wpadka wszystko by teraz przekreśliła. Na dobrą sprawę Chet sam jednak nie umiałby jednoznacznie stwierdzić, czy faktycznie nie chciał dziecka - czy po prostu nie chciał go teraz; chociaż z całą pewnością też nie ośmieliłby się twierdzić, iż w ogóle nadawał się na rodzica. Wciąż miał problemy z samym sobą, jakie nie do końca udało mu się rozwiązać; niemal na każdym kroku popełniał błędy, jakich musiał później żałować; ktoś taki nie powinien być odpowiedzialny za inną istotę ludzką. Zwyczajnie lepiej dla wszystkich byłoby, gdyby okazało się to pomyłką, a żadnej ciąży by nie było. I to właśnie chciał usłyszeć z ust Jordany; o to właśnie błagał w ten niemy sposób, wpatrując się w jej oczy bez cienia uśmiechu, bez cienia radości z ewentualnej dobrej nowiny. Tylko czy miała ona jakiś wybór? Odpowiedź mogła być tylko jedna. Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę, czując niepokojący skok ciśnienia i ucisk pod czaszką, kiedy Halsworth wspomniała o pominięciu tabletek, co w oczywisty sposób - z perspektywy Chestera - czyniło ją winną całego zajścia, nawet jeśli w chwili obecnej nie miało już najmniejszego znaczenia i niczego nie zmieniało. Możliwe jednak, że Chet byłby wręcz gotów jej to wygarnąć, ale w chwili obecnej chciał jeszcze wierzyć, że nie ma o czym mówić. - Więc co? Może zdarzyło ci się zapomnieć? Co to niby znaczy? - potrząsnął z niedowierzaniem głową, rozkładając z bezradności ręce. W tym wszystkim ani przez chwilę nie pomyślał jednak o tym, jak Jordie się z tym czuła - lub jak czuła się, zanim poznała wynik, jeśli ten był jednak pomyślny dla nich - że zapewne sama była przerażona; że potrzebowała jego wsparcia, potrzebowała wiedzieć, że Chet będzie przy niej niezależnie od rezultatu, bo przecież odpowiadał za to w takim samym stopniu jak ona skoro był tak naiwny, że uwierzył, iż Jordie będzie na tyle odpowiedzialna, by regularnie przyjmować tabletki pozwolił, by to na jej barkach spoczął ciężar antykoncepcji, żeby oboje mogli cieszyć się pełnymi doznaniami i uprawiać seks bez ograniczeń i bez gumki, kiedy tylko najdzie ich na to ochota. - Co to znaczy?! - powtórzył niemal rozpaczliwie, podniesionym nieznacznie głosem, ściskając w garści ten cholerny kawałek plastiku i domyślając się chyba odpowiedzi, a mimo to - do ostatniej chwili karmiąc się nadzieją, że ta jednak będzie inna. Nie umiał natomiast zapytać wprost o to, czy Jordana była w ciąży - to słowo prawdopodobnie nie przeszłoby mu teraz przez gardło.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Dziwny spokój, który mógł obecnie emanować od ciemnowłosej, był jedynie zdradliwym złudzeniem, tak naprawdę w żaden sposób nie pogodziła się nawet z sytuacją ani z tym co zobaczyła na teście ciążowym kilka dni temu; tak, kilka dni temu, bo dokładnie od takiego czasu wiedziała już o tym, że pod sercem nosi nowe życie. Zaskakującym więc mógł być fakt jak dobrze ukrywała to przed innymi, mimo swojego względnie nienajlepszego samopoczucia – zarówno fizycznego jak i psychicznego. W pierwszej chwili przeżyła szok, który przeplatał się z paraliżującym wręcz strachem, potem niepewność i obawy o to, co będzie dalej – jak zareaguje Chet, jak w ogóle ma mu o tym powiedzieć, ale także o to co będzie dalej z jej zawodowymi planami. Wszystko, dosłownie wszystko w jednej chwili wywróciło się do góry nogami. Dlaczego nie podzieliła się tym wszystkim z brunetem? Właśnie dlatego, że nie mogła mieć pewności co do tego jak zareaguje, a przecież oczywistym było to, że nie planowali dziecka, nie chcieli go w tym momencie i nie wiedziała nawet czy Chester w ogóle chce mieć dzieci. Oczywiście wynik testu w tym momencie nie zależał od tego czego chcieli oni, to już były fakty, na które nikt nie miał wpływu i jeżeli się stało… to nie było odwrotu. Być może teraz udawała dlatego, że pragnęła jeszcze czuć obok siebie jego bliskość, pragnęła na moment zatrzymać te chwile beztroski, które przeżywali, bez piętrzących się problemów. A może chciała po prostu zatrzymać jak najdłużej bruneta u swojego boku, bo jakaś nieprzyjemna myśl podpowiadała jej, że gdy tylko się dowie, to odejdzie? Że ucieknie? Że faktycznie nie stanie na wysokości zadania? Może było to okropne, ale w istocie takie właśnie miała wątpliwości i chyba w zasadzie nie znała go na tyle dobrze, by być go w tym aspekcie pewną w stu procentach. Różowe okulary zostały jej więc brutalnie zdjęte z nosa, tym brutalniej w momencie, w którym zobaczyła owy test ciążowy w dłoni Chestera – jak mogła być tak nierozważna i zostawić go w koszu? Przeklęła w duchu samą siebie i swoją wyraźną głupotę, ale naprawdę chciała spędzić z nim tę noc i po prostu nie chciała być sama, nie pomyślała więc o tak późnej porze, by zatrzeć ewentualne ślady, a to nagle gwałtownie odwróciło się przeciwko niej. Znowu była sama sobie winna: najpierw dlatego, że to ona najpewniej zapomniała o regularnym przyjmowaniu tabletek, a teraz dlatego, że nie schowała dobrze testu. Niemal dostrzegła to co malowało się w jego wyrazie twarzy, gdy wspomniała o pominiętej antykoncepcji: chciał ją o to obwinić i była niemal pewna, że to właśnie zrobi, nawet jeżeli nie teraz – to kiedyś. Poczuła nagłą suchość w gardle, w akompaniamencie tak szybko bijącego serca, iż miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Czuła się odrobinę osaczona, postawiona wręcz pod ścianą, a przy tak intensywnym natłoku myśli, nie miała pojęcia co powinna teraz zrobić. Wzdrygnęła się lekko, gdy uniósł głos i poczuła jak mimowolnie chciały załzawić się jej oczy: zrozumiała, że jego przerażenie i złość świadczyły o tym, że nie chce dziecka. A w niej szalało dosłownie wszystko: strach, wzbierająca złość i nadmiar hormonów, miała ochotę krzyczeć i płakać, ale… pokręciła jedynie głową. – Nie unoś na mnie głosu – mruknęła w odpowiedzi, próbując panować nad drżeniem głosu. Jeszcze początkowo chciała mu powiedzieć prawdę, nim w ogóle znalazł test, myślała o tym jak ubrać to w słowa, pewnie łudząc się ślepo, że być może brunet będzie szczęśliwy – chociaż trochę – gdy usłyszy nowinę. Ale przede wszystkim – najbardziej naiwnie – liczyła na to, że co by się nie działo, okaże jej wsparcie, a jak widać, na takowe liczyć nie mogła i to chyba zabolało ją najbardziej. Myślał znowu tylko o sobie, ogarnięty przerażeniem i niepewnością, zapominając w tym wszystkim o tym, jak mogła czuć się ona. – Nie jestem w ciąży – powiedziała cicho, jakby te słowa samoistnie wypadły z jej ust, jakby skłamała nieco wbrew sobie, ale nagle poczuła, że musi to zrobić, bo ostatnim czego by chciała, to to, aby był z nią teraz z obowiązku. Bo tak powinien. Skoro nie umiał okazać jej wsparcia przed poznaniem werdyktu, to nie chciała tego wsparcia po fakcie – bo poradzi sobie sama, prawda? Zamrugała oczami, powstrzymując potencjalnie pragnące spłynąć po jej twarzy łzy, chociaż kompletnie nie umiała jeszcze zapanować nad hormonami, które dosłownie sprawiały, że jej organizm i emocje były tak rozchwiane. – Co, poczułeś ulgę? Oddaj mi to – zbliżyła się i zabrała z jego ręki test, po czym wrzuciła go do kosza, tym razem tutaj w kuchni i z nieco głośniejszym niż zamierzała trzaśnięciem, zamknęła pokrywę. Na ten krótki moment odwróciła się do niego plecami, więc miała ułamek sekundy, aby odetchnąć, zaraz jednak ponownie stanęła z nim twarzą w twarz i mógł na niej zobaczyć to, co chyba już dobrze znał: rozczarowanie i smutek. – Myślałam, że mogę na Ciebie liczyć w każdej sytuacji, ale chyba nadal byłam po prostu naiwnie zaślepiona. Przy pierwszej okazji mnie atakujesz, zamiast wesprzeć… co jeżeli byłabym jednak w ciąży? Byłeś już gotowy do ucieczki? – wskazała ruchem ręki drzwi i sama teraz uniosła nieznacznie głos, pozwalając by te wszystkie emocje chyba wzięły nad nią górę – No to idź! Bo może zaraz zrobię kolejny test i jednak wyjdzie pozytywny…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Zabawne, że Jordie nie dostrzegała, iż trzymając Chestera w tej bańce nieświadomości, popełniała chyba dokładnie ten sam błąd, który on popełnił wtedy, gdy okłamał ją, wierząc, że robi to dla jej dobra. Oczywiście sytuacja diametralnie różniła się od tej z ich niechlubnej przeszłości i Halsworth nie musiałaby się wahać przed wyznaniem mu, że była w ciąży, gdyby Chet istotnie zapewnił jej to poczucie bezpieczeństwa, jakiego potrzebowała, i gdyby nie musiała obawiać się, że mężczyzna od niej ucieknie, bo przecież nie pisał się na dziecko. O to wszystko Chester mógł jednak mieć pretensje już wyłącznie do samego siebie. I bez wątpienia miałby nie tylko pretensje, ale przede wszystkim wyrzuty sumienia - gdyby tylko posiadał pełny obraz sytuacji, i gdyby poznał prawdę. Uwierzył jednak w to, co usłyszał z ust Jordie, z dwóch powodów - bo po pierwsze, nie podejrzewał, że mogłaby go w tej kwestii okłamać. Że wolałaby pozostać z tym problemem sama, niż z nim. A po drugie - bo chciał w to uwierzyć; tak samo jak wcześniej, w tych ostatnich dniach, chciał wierzyć, że to, iż Jordie nie jest tak szczęśliwa, jak przedtem, i że nie uśmiecha się do końca tak promiennie i tak szczerze, jak przedtem, to tylko jego mylne wrażenie. Umiał przecież rozczytywać ludzi, a Jordanę znał całkiem dobrze. Ale tak było łatwiej, to właśnie pragnął usłyszeć i przyjął to bez najmniejszego zająknięcia. Kiedy zatem Halsworth oznajmiła, że nie była w ciąży, mężczyzna odetchnął głęboko, unosząc jedną rękę do swojej głowy, którą potarł czoło. - Na pewno? - zapytał, choć mogło to zabrzmieć niepokojąco mocno jak zapewnienie - samego siebie - że na pewno nie była w ciąży. Że im się upiekło. Spojrzał na nią jednak nieco zaskoczony, słysząc jej kolejne słowa. - Dziwisz mi się? - odparł, pozwalając, by Jordana niemal wyrwała mu z ręki test ciążowy, w czym nawet nie starał się jej powstrzymać, bo szczerze pragnął, by wylądował on już na dnie śmietnika, a tym samym by i on mógł wyrzucić to wszystko ze swojej głowy. Ten strach, niepokój, niepewność. Chciał jak najszybciej o tym zapomnieć; żeby ewentualnie w przyszłości móc sobie co najwyżej z tego żartować: z jego głupiej miny, która z perspektywy Jordie musiała być iście komiczna, skoro od początku znała ona wynik testu - prawda? I może nawet by tak było, gdyby nie jeden drobny szczegół, o którym Chet nie miał najmniejszego pojęcia. Ściągnął znów zdezorientowany brwi, i w pierwszej chwili nieomal zdobył się na przeprosiny, które jednak szybko odeszły niepamięć, gdy Jordie przeszła od razu do zarzutów pod jego adresem. - Ja cię atakuję? - zmarszczył gniewnie nos, bo jeszcze nawet nie zaczął obrzucać jej oskarżeniami, ale skoro sama się o to prosiła, to chyba się doczekała... - Nie musielibyśmy w ogóle o tym rozmawiać, gdybyś umiała być odpowiedzialna. Myślałaś, że możesz sobie parę razy zapomnieć o tabletkach, bo pewnie i tak nic się nie stanie? - warknął, nim zamilkł jednak, starając się uspokoić oddech i rozszalałe dudnienie w klatce piersiowej. - Zresztą, nieważne, to bez znaczenia, skoro test jest negatywny. I ciesz się, że nie jesteś w.. - urwał, machnięciem ręki ucinając temat, bo nie chciał nawet mówić tego na głos - żeby nie wywołać wilka z lasu? Nie wiedział tylko, że na to było już za późno, i że tylko z jego perspektywy sytuacja wydawała się taka prosta - żadnej ciąży nie było, temat zamknięty, można wracać do swoich wcześniejszych spraw. Słowa Jordany nie sprawiły jednak, by brunet poczuł się mniej skołowany, niż jeszcze przed chwilą, zanim zdecydowała się rozjaśnić sytuację. - Nigdzie nie idę, Jordie... O co ci chodzi? - rozłożył ręce w pytającym geście, wciąż jej się przyglądając. W żaden sposób nie rozwiał jednak jej wątpliwości - jedyne, co był w stanie teraz zrobić, to odetchnąć z ulgą i cieszyć się z tego, że jego życzenie się spełniło - że to w istocie był tylko fałszywy alarm. Nie chciał myśleć o tym, jak by się zachował, gdyby było inaczej - czy rzeczywiście by stchórzył i uciekł, skoro już teraz cały był spięty, jakby w gotowości do szybkiej ewakuacji, którą mógł jednak odwołać, usłyszawszy, że nie ma powodu do tego, by panikować. Bynajmniej jednak nie był z siebie dumny; gdzieś tam z tyłu głowy - zwłaszcza teraz, kiedy opadły nieco nerwy, przynajmniej po jego stronie - miał mimo wszystko świadomość, że jego reakcja pozostawiała wiele do życzenia i że mógł to rozwiązać lepiej. I nie usprawiedliwiało go to, że nie był na to wszystko przygotowany; że przemawiały przez niego emocje, a nie rozsądek. To przecież on powinien być w tym związku rozsądkiem, spokojem. Był starszy, teoretycznie dojrzalszy; w znacznie trudniejszych sytuacjach zachowywał już zimną krew i trzeźwość umysłu, a ten jeden, cholerny test ciążowy, kompletnie mu ją odebrał. I znów wrócili do punktu wyjścia - tego, w którym Chet okazywał się samolubnym dupkiem, na którym nie można było polegać, a Jordie - niedojrzałą i nieodpowiedzialną dziewczynką, która nie myślała o konsekwencjach swej lekkomyślności. Oboje byli przekonani, że dawno już zostawili to za sobą - ale jak widać, nie dość daleko, aby nie mogło ich to dopaść...

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Prawdopodobnie można było połączyć ze sobą te dwie sytuacje, tyle, że tym razem Jordie nie zachowała prawdy dla siebie dla jego dobra, zrobiła to głównie dlatego, że on nie dał jej wyboru. Poniekąd nie zdecydowała więc za niego, ale to on sam popchnął ją do tego co właśnie zrobiła, jasno dając do zrozumienia, że nie chce dziecka i jedynym czego pragnie, to usłyszeć z jej ust właśnie tych kilka, zaprzeczających słów. I chociaż w tej kwestii absolutnie mogłaby go zrozumieć, bo przecież sama też nie chciała teraz – i w tak młodym wieku – zostawać matką, niemniej jednak takie rzeczy dzieją się czasami przypadkowo, powinien wziąć więc pod uwagę to, że Jodie mogłaby być w ciąży i nie mieliby już na to żadnego wpływu. Jego reakcja nie była więc w żaden sposób uzasadniona, zachował się tak, że ona po prostu nie miała innego wyboru – jeżeli nie było gotowy okazać jej w tym momencie wsparcia, to tym bardziej nie powinien poznać prawdy, którą postanowiła zachować dla siebie. Zważając na jej kiepskie samopoczucie w ostatnim czasie, chyba też zwyczajnie nie chciała serwować sobie kolejnych przykrych doznań, mimo, iż ta nagła – kłótnia – wymiana zdań również nie wpływała na nią zbyt pozytywnie. Ironicznym więc wydawał się fakt, że to właśnie Chester jest od niej starszy, że w istocie powinien być głosem rozsądku w tym związku, niosąc na barkach znacznie większe życiowe doświadczenie. To Jordana miała prawo być wystraszona i zagubiona, bo w wieku dwudziestu dwóch lat nie miała jeszcze tak dużego pojęcia o życiu, nawet nie skończyła jeszcze studiów i nie podjęła pracy w zawodzie – a nagle miała wziąć odpowiedzialność za kogoś innego. Ale zdawać by się mogło, że mimo wszystko to ona w znacznie dojrzalszy sposób potraktowała wiadomość, którą na nią spadła – bo przecież sama ciąża w największym stopniu wpływała właśnie na jej życie, a nie na jego – mimo, że w niedojrzały sposób skłamała, nie mówiąc mu prawdy. I wyraz jego twarzy, pełen nagłej ulgi, która go ogarnęła, jedynie utwierdził ją w przekonaniu, że zrobiła dobrze; właśnie dlatego na to, jak dopytał, aby upewnić się, że dobrze usłyszał, pokiwała głową z wyraźnym i pełnym politowania wyrazem twarzy. – Na pewno – potwierdziła dosadnie, tym razem nie wahając się ani przez sekundę. Bo teraz już wiedziała, że to kłamstwo było uzasadnione, bo Chet nie był gotów na to, by dać jej wsparcie i poczucie bezpieczeństwa, którego potrzebowała. Że gdy tylko pojawił się problem, pełen przerażenia i być może złości, był gotów uciec – bo na to właśnie wskazywało jego zachowanie. – Nie, nie dziwię się, przecież nie chcesz dziecka, tak? – zapytała niemal wprost, chociaż mogło to odrobinę zabrzmieć tak, jakby powiedziała, że – ona chce. Co też nie byłoby prawdą, bo sama wręcz modliła się o to, by na teście nie ukazał się pozytywny wynik, ale gdy jednak jej modlitwy nie zostały wysłuchane, musiała przyjąć to do wiadomości – i mimo, że okupiła to sporą ilością łez, przerażaniem i niepewnością, to po prostu nie było odwrotu. Ona nie mogła od tego uciec, on jak najbardziej mógł. – A może po prostu nie chcesz go ze mną? – dopytała jeszcze, spoglądając na niego z tym samym rozczarowaniem wymalowanym na twarzy; jakby ten temat w ogóle miał jakikolwiek sens, skoro powiedziała chwile temu, że przecież nie jest w ciąży. Może więc nie powinna pytać, ale… chyba chciała usłyszeć coś konkretniejszego z jego strony, nawet jeżeli miałoby ją to zaboleć jeszcze bardziej. Gdyby nie to wszystko, zapewne mogłaby się w pełni śmiać z wyrazu jego twarzy, gdyby to faktycznie był tylko fałszywy alarm, gdyby im się udało. Jej jednak nie było do śmiechu, a to tylko z jego perspektywy wszystko spowite było uczuciem ulgi. Zgromiła go jednak spojrzeniem, gdy tak jak oczywiście sądziła, zrzucił winę na jej barki – jakież to było oczywiste. – Oczywiście, uważaj mnie nadal za nieodpowiedzialną dziewczynkę, bo Ty jesteś taki odpowiedzialny… trzeba było używać gumek, to miałbyś pewność, że nie zaliczysz wpadki – fuknęła w jego stronę, wyraźnie podirytowana tym co właśnie się tutaj działo, jego zachowaniem i słowami, tym, że musiała skłamać i tym, że nadal nie była w stanie nad sobą zapanować - Myślisz, że zapomniałam celowo? Gdybym pamiętała, to bym je wzięła, czasami wbrew pozorom też mam dużo na głowie. Może jeszcze mi powiesz, że chciałam Cię złapać na dziecko? – prychnęła kpiąco, wyrzucając z siebie niemal wszystko to co przyszło jej do głowy. Może Chet nie mówił o tym wprost, ale gdy już zarzucił jej nieodpowiedzialność – w czym miał trochę racji – to sama odczytywała z tego drugie, według niej ukryte dno. Pokręciła z rezygnacją głową, kolejny raz kierując na niego swoje spojrzenie. – Nie, to nie jest bez znaczenia. To jak się zachowałeś nie jest bez znaczenia! Pomyślałeś chociaż przez sekundę o mnie? No powiedz… pomyślałeś?! O tym jak się z tym czułam? O tym, że ja też się bałam poznać wynik, że byłam przerażona i co więcej, nie wiedziałam czy w ogóle mogę Ci o tym powiedzieć? Oczywiście, że nie… jak zwykle pomyślałeś tylko i wyłącznie o sobie – wycelowała w niego palec wskazujący, wyrzucając z siebie wszystko to, co tym razem leżało jej na sercu. I bynajmniej się nie hamowała, naprawdę była na niego zła, a przy tym rozczarowana jego zachowaniem i tym, że po prostu miała racje. A tak bardzo chciała się przecież mylić, chciała zobaczyć, że okaże jej to wsparcie, że tym razem podejdzie do tematu spokojnie. Że w końcu będzie mogła na niego naprawdę liczyć. Ale niemal poczuła jak los wymierza jej policzek, jakby poniekąd miała to nieprzyjemne deja vu, kiedy patrzyła na Chestera, który pełen ulgi pragnął jedynie zamieść ten temat pod dywan i iść dalej, jakby nigdy nic. – No powiedz, co by było gdybym była w ciąży? Uciekłbyś? Zostawiłbyś mnie? Wypominałbyś mi, że to moja wina? Co to za związek, w którym mogę liczyć na Ciebie tylko wtedy, gdy jest dobrze, jeżeli tak to ma wyglądać, to może lepiej się rozstańmy… - zamilkła. Zamilkła, gdy zdała sobie sprawę z tego co właśnie powiedziała, że nie mogła już cofnąć tych słów, które niemal rozdzierały jej serce, ale z drugiej strony miała poczucie, że w innym wypadku to po prostu by się nie udało. Przecież ona zna prawdę – przecież jest w ciąży, co więcej, za jakiś czas nie będzie mogła już tego ukryć, dlatego właśnie nie mogła się tak po prostu wycofać. Tym bardziej, że Chet nawet przez chwilę nie okazał skruchy, że nadal nie dał jej wsparcia, że nadal myślał tylko o sobie. Na tyle więc tylko zdały się jego zapewnienia o tym, że chce z nią być… jak widać tylko na dobre, a nie na złe.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Oczywiście, że nie kłamała dla jego dobra - Chet był zresztą ostatnią osobą, o jakiej dobro należałoby się w tej sytuacji martwić. Ale czy to oznaczało, że to, co Jordie zrobiła - wmawiając brunetowi, że żadnej ciąży nie ma - zrobiła dla własnego dobra? Dla dobra nienarodzonego dziecka? To pozostawało kwestią dyskusyjną; ktoś powiedziałby, że dziecko przede wszystkim powinno mieć rodziców, powinno mieć ojca, nawet jeśli takiego, jakim byłby Chet Callaghan. Z drugiej jednak strony - skoro mężczyzna ewidentnie nie garnął się do zakładania rodziny, Jordie, mówiąc mu prawdę, mogła narazić się na odrzucenie lub - w lepszej wersji, gdyby jednak postanowił wziąć odpowiedzialność za to, co oboje powołali do życia, i zostać, choćby tylko z poczucia obowiązku - to, że ostatecznie, niekoniecznie teraz, może dopiero za kilka lat, znienawidziłby ją za to, że uwiązała go do siebie i zatrzymała w taki sposób; że zrobiła z niego pieska na łańcuchu, który w naturalny sposób pragnął tylko tego, by się wyrwać. Choć w tym wszystkim istniała również szansa, iż znając prawdę i mając tę świadomość, że jednak będą mieli dziecko - że to się stało i nie było już odwrotu - Chet zmieniłby swoje nastawienie i przekonał się do myśli, że zostanie tatą; bo przecież miał to dziecko nie z przypadkową kobietą, a z Jordaną, która była dla niego najważniejsza i z którą pragnął być oraz dzielić życie... Ale najwidoczniej nawet ona zdawała sobie sprawę, że ta szansa - choć była - to była niewielka. Prawda była jednak taka, że - jakkolwiek Chet miałby się zachować - Jordana nie dała mu nawet szansy. Nie dała mu szansy, by uciec albo żeby zostać; po prostu założyła coś z góry, bo najwidoczniej za takiego właśnie człowieka wciąż go uważała. A, wbrew pozorom, myślenie, że test dał negatywny wynik, a myśl, że będą mieli dziecko - zmieniała tutaj wszystko. Również to, jak Chet patrzył teraz na sprawy. Dlatego - zaskoczyło go jej pytanie. W pewnym sensie uzasadnione, nawet jeśli nigdy przedtem nie rozmawiali o tym, czy chcieliby mieć dzieci i jeszcze do dzisiejszego poranka brunet nie spodziewał się, że taki temat może między nimi wypłynąć. Oboje byli skupieni na innych kwestiach i z całą pewnością nie planowali nawet myśleć o zakładaniu rodziny - razem czy też osobno - pewnie jeszcze przez parę lat. Chociaż w przypadku Chestera pewnie głównym powodem takiego stanu rzeczy była nie tyle niechęć do takowego zobowiązania, co właśnie fakt, iż w tym momencie potencjalną matką dla jego dziecka byłaby właśnie Jordana, która, ani emocjonalnie, ani życiowo, nie była jeszcze na etapie pieluszek, smoczków i becików. On miał przecież trzydzieści trzy lata - jeśli więc nie teraz był dlań odpowiedni moment na zostanie rodzicem, to kiedy? I jeśli nie miałby być rodzicem razem z Jordaną - to z kim? Spojrzał na nią zdziwiony, przesuwając dłoń z czoła, po swoich wilgotnych jeszcze nieco po prysznicu włosach. - Co to za pytanie...? A ty chcesz? - zmarszczył w konsternacji brwi, tak chyba właśnie to odbierając: bo właściwie mogło być tak, że znajdując się w tej sytuacji, Jordana odczuła niespodziewanie jakiś instynkt macierzyński; że siedząc wtedy i czekając na wyrok wynik, pomyślała sobie, że może wcale nie byłoby to najgorsze, gdyby jednak okazało się, że jest w ciąży. - Przestań, Jordie, nie o to chodzi - potrząsnął przecząco głową - lecz mimo to nie odpowiedział, czy chciał mieć (z nią) dziecko. W tym momencie chyba nie umiał jednoznacznie odpowiedzieć. Może umiałby, gdyby wiedział, że Halsworth nie pytała czysto hipotetycznie; że nie mówili o tym, co miałoby miejsce w sytuacji gdyby była w ciąży - lecz skoro była w ciąży... Prychnął pod nosem, nie komentując jej dalszych uwag, bo zarówno ta zarzucająca mu, że nie używał gumek, była równie dziecinna co jego własna, przerzucająca ciężar winy na Jordie; jak i ta odnośnie próby złapania go na dziecko, była w jego odczuciu zwykłą nadinterpretacją. Jeśli już, to sugerował co najwyżej, że... taka nieodpowiedzialna dziewczynka nie był dobrym materiałem na matkę. Co również nie było do końca racją, ale w chwili obecnej nad wszystkim innym górę brały emocje - te negatywne, które, zamiast przyjąć to z pokorą, przeprosić za swoje zachowanie i zapewnić, że chciał być przy niej - bo przecież chciał - kazały brunetowi atakować bezpodstawnie, byle tylko nie przyznać przed samym sobą, że miała co do niego rację. - A jak miałem zareagować? Sądziłaś, że się ucieszę? I że miałem czas o tym myśleć, kiedy dowiedziałem się przypadkiem, skoro w ogóle nie zamierzałaś mi o niczym mówić..? Ale jeśli już pytasz, to tak, pomyślałem o tobie - o tym, że to przede wszystkim samej sobie spierdoliłabyś życie taką lekkomyślnością, Jordie - wycedził w nerwach, mimo wszystko jednak czując pewne podskórne ukłucie na myśl, że Jordie istotnie nie miała pewności co do tego, czy mogła mu o czymś takim powiedzieć, czy mogła szukać w nim oparcia, które przecież powinna mieć zawsze. Tymczasem okazywało się, że te wszystkie jego starania - by stać się człowiekiem, na jakiego by zasługiwała i przy którym mogłaby czuć się bezpiecznie - nic tak naprawdę nie znaczyły. Że w ostatecznym rozrachunku nic się nie zmieniło. Rozłożył bezradnie ręce i uciekł na sekundę spojrzeniem gdzieś w dół, by, kiedy wrócił nim ponownie do oczu Jordany, popatrzeć na nią z pewnym zgorzknieniem. - Znasz mnie najlepiej... I skoro tak o mnie myślisz, to pewnie tak bym właśnie zrobił - odparł z nieznacznym wzruszeniem ramion. Taka była właśnie prawda: Jordana Halsworth znała go najlepiej. I nawet ona uważała go za tchórza - ku czemu zresztą dał jej wszelkie powody. Zawiódł ją o jeden raz za dużo. Słysząc jednak to, co zasugerowała po chwili, brunet rozchylił w niedowierzaniu usta, by po chwili powtórzyć za nią głucho: - Rozstańmy? Bo co, bo nie skakałem z radości na widok pieprzonego testu ciążowego? - dodał, by zaraz potem pokręcić głową, z głuchym parsknięciem na ustach, sugerującym, że ewidentnie nie traktował jej słów poważnie. Bo przecież, w jego opinii, to, co tu zaszło, to nie był powód do rozstania, co zasygnalizował lekceważącym nieco machnięciem ręki. - Nie mam teraz na to czasu. Porozmawiamy jak ochłoniesz - uciął, po czym już tylko odwrócił się na pięcie i ruszył do sypialni Jordany, gdzie zamierzał najwidoczniej ubrać się i... iść do pracy. Pozostawiając tę sytuację za sobą, jakby ignorowanie problemów to był dla niego chleb powszedni.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Możliwe, że powieliła właśnie jeden do jednego jego własne zachowanie, że zdecydowała za niego i nie pomyślała o konsekwencjach – że nie powinna odbierać mu szansy na podjęcie decyzji, bo przecież jakiś czas temu jeszcze sama miała o te pretensje. Bo gdy on zdecydował za nią, to niemalże ją stracił, a przecież w obecnej sytuacji jej reakcja, jej słowa i decyzją, którą podjęła, prowadziły dokładnie do tego samego, do nieuchronnego rozstania, na które nie miałaby wpływu. Bo jeżeli już skłamała na temat ciąży – która w istocie jest i nie była jedynie fałszywym alarmem – to przecież nie jest to stan, który mogłaby w nieskończoność ukrywać, chociaż na pewno udałoby się jej to jeszcze przez jakiś najbliższy czas. To nie było jednak żadne rozwiązanie w tej sytuacji, może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby po prostu wprost powiedziała mu o swoich podejrzeniach, gdyby ten test zrobiła za jego wiedzą i gdyby wynik poznali wspólnie, tymczasem przypadkowy zbieg wydarzeń spowodował lawinę nieuchronnych, negatywnych zdarzeń, wobec których ich reakcje były po prostu zbyt gwałtowne. I zbyt nieprzemyślane. Jordie niemal od razu pomyślała, że Chet zareagowałby na te wieści źle, że nie mogłaby na niego liczyć i chyba obawiała się, że po prostu by ją zostawił – w końcu dopiero co unikał zobowiązań i zaledwie uczył się dopiero dzielić z nią życie, do którego wpuścił ją raptem kilka miesięcy temu. Czy zdołałby to samo zrobić teraz z dzieckiem? Chyba po prostu odruchowo pomyślała, że to byłoby dla niego zbyt wiele, a ona zwyczajnie bała się odrzucenia, dlatego, gdy już los sprawił, że znalazł test, a jego reakcja w istocie pozostawiała wiele do życzenia, to wyjście pozostawało tylko jedno – zataić prawdę. Łudziła się do tej pory, że być może miałaby miejsca ta sytuacja, w której brunet jednak zareagowałby ze spokojem na zaistniałą sytuację, że dałby jej wsparcie i zapewnił, że będzie przy niej… ale pozostało to jedynie jej życzeniem, którego nikt nie wysłuchał. A Chet kolejny raz ją zawiódł, więc pytaniem pozostawało jak wiele razy jeszcze będzie mógł to zrobić, a może to właśnie był ten ostatni raz – tyle, że on chyba nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy. I tak jak zwykle, tak i teraz unikał jasnej i klarownej odpowiedzi, mimo wyraźnego zaskoczenia jej pytaniem, bo rzeczywiście absolutnie nigdy nie poruszyli tematu posiadania dzieci, więc jej pytanie teraz mogło jawić się jako nietypowe – niepotrzebne. Sama nawet nie myślała o tym, by być matką, ale w tej chwili jej chęci nie miały już żadnego znaczenia, musiała się z tym zmierzyć – i chociaż jej uczucia względem Chet’a były na tyle silne, że w normalnej sytuacji tylko i wyłącznie jego widziałaby w roli ojca swoich ewentualnych dzieci, tak w tym momencie zdecydowanie obraz tej sytuacji w jej głowie się zmienił. – Nie rozmawiamy teraz o mnie, tylko o Tobie. A Ty nadal unikasz odpowiedzi… skoro więc czysto hipotetycznie możesz powiedzieć czy chcesz czy nie, a nie jesteś w stanie tego zrobić, to odpowiedź jest oczywista – rozłożyła bezradnie ręce, wzruszając przy tym lekko ramionami – Nie chcesz mieć dzieci i nie chcesz ich mieć ze mną, stąd Twoja reakcja, strach i złość na widok głupiego testu ciążowego. A nawet nie znałeś jeszcze wtedy wyniku – wytknęła mu, nawiązując kolejny raz do tego jak wparował tutaj z tym kawałkiem plastiku, błagając ją niemo o to, by zaprzeczyła. By na pewno powiedziała, że to nie ciąża – a ulga, która ogarnęła go, gdy tylko to właśnie powiedziała, zabolała ją chyba jeszcze bardziej. Nie chciała więc nawet myśleć o tym jak zareagowałby, gdyby powiedziała mu prawdę – prawdopodobnie już by go tutaj nie było. I chociaż jej serce chyba już w tej chwili było złamane, to naprawdę nie chciała poczuć się jeszcze bardziej odrzucona, bo w tym układzie odrzuciłby już nie tylko ją – ale i ich dziecko. – No to powiedz mi o co chodzi! O to, że nie chcesz mieć dziecka z nieodpowiedzialną dziewczynką? Że nie nadaje się do tego? Bo nadaje się tylko do tego, by dobrze się ze mną bawić? – mruknęła z rozgoryczeniem w głosie, zarzucając go kolejnymi oskarżeniami, których owszem – nie powiedział wprost, ale pozostawiał jej zbyt wiele pola do domysłów. A jak wiemy, domysły są chyba jeszcze gorsze, tym bardziej, gdy dochodzi do nich w tak silnym wzburzeniu. Negatywne emocje jednak nie pozwalały im odpuścić, nie pozwalały jej odpuścić, przez co napierała coraz bardziej, próbując wyładować to wszystko co się w niej kłębiło – rozczarowanie i złość. Zamilkła chwilowo w momencie, w którym oznajmił, że to ona spierdoliłaby sobie życie i prychnęła cicho, bo w ten sposób potwierdzał kolejny raz jej domysły. – Oczywiście, spierdoliłabym swoje życie, nie Twoje – bo Ty przecież mógłbyś się zawinąć i zniknąć, czego ja nie mogłabym zrobić. I pomyślałeś tylko o tym, nie o tym jak się z tym czułam, nie o tym, że chciałam Twojego wsparcia, na które jak widać i tak nie mogłabym liczyć. Więc nie dziw się teraz, że nic Ci nie powiedziałam! – uniosła znowu nieznacznie głos i wypuściła głośno powietrze z ust – Nie liczyłam, że się ucieszysz, właściwie na nic nie liczyłam. Raczej byłam przekonana, że dokładnie tak zareagujesz, jak zareagowałeś… może łudziłam się jedynie, że podejdziesz chociaż raz do czegoś ze spokojem, że ze mną porozmawiasz, że będziesz przy mnie – tak po prostu, ale lepiej było błagać mnie wzrokiem o zaprzeczenie, jakby to rzeczywiście miała być dla Ciebie najgorsza wiadomość na świecie – prychnęła kpiąco, uciekając na moment wzrokiem – Wyobraź sobie, że ja też nie chce teraz dziecka, kosztowało mnie to wiele nerwów i łez, ale co z tego, prawda? – uniosła wzrok, by posłać mu to kolejne, pełne smutku i rozczarowania spojrzenie, ale też chyba by ukazać ten zmęczony wyraz twarzy. Bo była już tym wszystkim cholernie zmęczona: rozchwianymi emocjami, strachem, złością, bezradnością i samopoczuciem, które jedynie pogarszało wszystko jeszcze bardziej. – Być może jednak wcale Cię nie znam – odparła cicho, kręcąc przy tym nieznacznie głową, gdy przez krótką chwilę podzieliła z nim spojrzenie. Jeszcze chwile temu mogłaby w ciemno zapewnić, że zna go doskonale, ale problem polegał na tym, że znała go doskonale w tym dobrych kwestiach, a gdy pojawiała się jakaś przeszkoda na ich drodze – nigdy nie mogła mieć pewności jak Chet zareaguje. I to chyba stanowiło największy problem. Jednakże nawiązanie do rozstania zaskoczyło chyba i ją samą, chociaż z drugiej strony… czy miała inne wyjście? Jak miałaby ukrywać ciąże, będąc jednocześnie z nim? Mimo, że jej serce niemal rozpadło się na tysiące kawałeczków, to rozum podpowiadał, że to jedyne wyjście, chociaż sam wyraz twarzy bruneta zwiastował, że wcale nie potraktował jej słów na poważnie. – Bo nie ma Cię przy mnie kiedy tego potrzebuje. Bo nie traktujesz mnie poważnie, bo nadal uważasz mnie za nieodpowiedzialną dziewczynkę, z którą można się tylko zabawić. Bo niby chcesz ze mną być, ale jak pojawia się problem, nie myślisz o mnie… tylko o sobie – popatrzyła na niego, niemal czując jak jej oczy robią się coraz bardziej mokre – W ciągu całej tej rozmowy nie zapytałeś ani raz o to jak się z tym czułam, czy wszystko okej… najważniejsza jest tylko ta cholerna ulga, że nie ma dziecka, tak? – machnęła ręką i przeczesała dłońmi włosy w nerwowym, typowym dla siebie geście. Popatrzyła jednak na niego z pewnym politowaniem, gdy kompletnie olał jej słowa, wręcz ignorując to co do niego mówiła – nawet nawiązanie do rozstania – i tak po prostu się nagle odwrócił. Bo nie ma czasu. Jeszcze nawet lekceważysz to co do Ciebie mówię. Naprawdę sądzisz, że nie mówię poważnie? Uciekaj… przecież w tym jesteś najlepszy – mruknęła i podparła się dłońmi o blat, pochylając nieco głowę w dół – Nie mamy już o czym rozmawiać, Chet – dodała jeszcze, nim ten zniknął w sypialni, by tam zapewne się ubrać przed wyjściem do pracy. Oczywiście, że wiedziała, że ma obowiązki i musi do tej pracy iść, ale w trakcie takiej rozmowy nie potraktował jej nawet poważnie. Zlekceważył jej słowa i uczucia, po prostu sobie wyszedł, jakby rzeczywiście żaden problem nie istniał – bo w jego mniemaniu może i nie istniał, ale to co się tutaj wydarzyło trudno było puścić tak po prostu w niepamięć. Odetchnęła głęboko, próbując jakoś opanować nerwy i stres, ale w ogóle jej się to nie udawało – chociaż wiedziała, że stres jej teraz nie służy. Nagle jednak było jej już wszystko jedno, niemal czuła jak grunt usuwa jej się spod nóg i naprawdę nie chciała się tak czuć. Otarła łzę, która znalazła się w kąciku jej oka i wyprostowała się po bliżej nieokreślonym czasie, gdy brunet nagle wyszedł z pokoju, już w pełni ubrany i najwyraźniej gotowy - do wyjścia.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Na dobrą sprawę nawet to, jak Chet zachował się na widok testu ciążowego - to, że spanikował, nie chcąc, aby to było prawdą - nie musiało jeszcze oznaczać, że na wieść o tym, iż jednak zaliczyli wpadkę, uciekłby. Ta chwilowa panika to była jego pierwsza reakcja, impulsywna i dyktowana silnymi emocjami; do jakiej - jak uważał - miał prawo. Niezależnie jednak od tego, co by z ową wiedzą zrobił, zasługiwał na to, by znać prawdę - co zapewne zmieniłoby obraz obecnej sytuacji w jego oczach. Tymczasem ta rozmowa odbywała się niejako na dwóch różnych płaszczyznach i każde z nich posiadało zupełnie odmienną perspektywę, co rodziło tylko i wyłącznie kolejne nieporozumienia, czyniąc z całej tej konfrontacji przedziwną komedię pomyłek - z tym tylko, że ani Chesterowi, ani Jordanie nie było zbytnio do śmiechu. Głównie jednak Chet był zwyczajnie zdezorientowany i kompletnie nie rozumiał, czego właściwie Halsworth od niego oczekiwała i skąd to wszystko się w niej brało; zwłaszcza że jeszcze wczoraj - zaledwie kilka godzin wcześniej - wszystko między nimi wydawało się być w jak najlepszym porządku. Momentami odnosił wręcz wrażenie, że brunetka sama szukała problemu i tylko czekała na to, aż Chet znowu coś spierdoli, bo przecież to musiało prędzej czy później nastąpić, a najwyraźniej zbyt długo już było między nimi dobrze; że celowo chciała sprowokować tę niezbyt przyjemną wymianę, która w jego odczuciu nie miała najmniejszego sensu, skoro wynik testu był negatywny, a oni nie musieli już w najbliższym czasie martwić się niechcianym dzieckiem. A Jordie - pozwalała mu trwać w tymże przekonaniu, wobec czego jakiekolwiek pretensje o to, że mężczyzna nie zareagował tak, jak by sobie tego życzyła, były z jej strony zwykłą hipokryzją... Choć i to było z całą pewnością łatwiejsze do zniesienia niż ewentualne odrzucenie, gdyby tak właśnie miała wyglądać jego odpowiedź - a tego istotnie wiedzieć nie mogła. - Nie jest oczywista, i nie unikam odpowiedzi, tylko nie rozumiem, czemu tak ci na niej teraz zależy. Nie... mam potrzeby posiadania dziecka, okej? - wzruszył ramionami, opuszczając z rezygnacją ręce wzdłuż ciała. Czy to jednak oznaczało, że z całym przekonaniem nie chciał mieć dzieci - trudno powiedzieć (mogło to oznaczać coś jeszcze gorszego, bo przecież chęci zawsze mogą się jeszcze pojawić - ale potrzeba?), chociaż najwidoczniej Jordie znała już odpowiedź. Callaghan aż złapał się za głowę, słysząc jej domysły. - O czym ty, kurwa, mówisz? Niczego takiego nie powiedziałem! - odparł znów podniesionym głosem, nie kwapiąc się jednak, aby jaśniej wytłumaczyć to, co faktycznie chciał powiedzieć - bo w tym momencie uważał, że nie zrobił nic, z czego musiałby się tłumaczyć. A może jednak czuł, że w jej domysłach było mimo wszystko ziarenko prawdy - niewielkie. Na pewno potomstwo nie było nigdy dla niego priorytetem. Teraz, gdy był z Jordie - również. I istotnie nigdy nie upatrywał w niej potencjalnej matki dla swojego dziecka, a w jego oczach znacznie bliżej było jej do dziewczyny, z którą dobrze się bawił; lecz wynikało to głównie z faktu, że zwyczajnie się nad tym nie zastanawiał i nie spodziewał się, iż przyjdzie im poruszyć ten temat tak wcześnie. Przerażała go myśl, że mieliby stracić to, co mieli - nie wiedział tylko, że tego również chyba już nie było - i zamienić to na cuchnące pieluchy, nieprzespane noce, a w dalszej perspektywie: na nudne życie rodzinne. Na wizyty na placu zabaw, spotkania z innymi, młodymi rodzicami, dylematy co do wyboru przedszkola i rodzinne wycieczki za miasto. W zupełności odpowiadało mu to, jak obecnie - a w każdym razie: do wczoraj - wyglądały ich relacje, i chciał, by tak wyglądały nadal. Nie docierało jeszcze do niego, że to nie było już możliwe; że nie mógł już być tylko z Jordie, bo od tej pory występowała ona w pakiecie z tym, co zasiał w jej brzuchu; i że ten jeden pieprzony poranek zmienił wszystko, a on, jeśli o to teraz nie zawalczy - mógł stracić wszystko. Tylko - czy Jordie chciała w ogóle, aby o nią walczył? Nie mógł przecież zatrzymać jej przy sobie na siłę... Otworzył jednak usta, by jeszcze zaprzeczyć - ale finalnie zaniechał tego zamiaru. Halsworth każde jego słowo odczytywała tak, jak było jej obecnie wygodniej - czyli na jego niekorzyść - a on nie mógł wiecznie się bronić i tłumaczyć; nie mógł wiecznie udowadniać, że był czymś więcej, niż to, co Jordana znowu w nim teraz widziała. W ostatecznym rozrachunku żadne jego zapewnienia nie przynosiły skutku. - Więc o co do cholery chodzi, skoro ty też go nie chcesz? - zapytał ponownie, tak jakby tylko tyle wyniósł z całej jej wypowiedzi; bo skoro mieli zgodność i oboje nie chcieli dziecka (co więcej, Chet był przekonany, że Jordana zapewne zareagowała w dokładnie ten sam sposób i z taką samą ulgą przyjęła wiadomość, że jednak nie była w ciąży - little did he know...) - to w czym problem? Po co ta rozmowa? Nie wiedział, nie rozumiał, a Jordie nie dawała mu szansy zrozumieć. A tym samym nie dawała im szansy dojść do jakiegokolwiek porozumienia. - Jesteś cholerną hipokrytką, więc nie udawaj teraz rozczarowanej, skoro od początku spodziewałaś się po mnie najgorszego, a ja zachowałem się dokładnie tak, jak oczekiwałaś. Po to to wszystko? Po to wszczynasz jakąś bezsensowną kłótnię - żeby móc powiedzieć, że miałaś rację, że jestem egoistycznym chujem? Po tym, kurwa, wszystkim, co dla ciebie zrobiłem? - wypalił, dając dość jasno do zrozumienia, że z jego perspektywy cała ta wymiana była pozbawiona sensu, i nie zastanawiając się nawet chwili nad tym, jak żenującym było wypominanie pannie Halsworth tego, co dla niej zrobił - od zaoferowania jej pracy w barze po uratowanie życia. Ale chyba gdzieś tam w środku miał jej za złe, że pomimo tego, Jordie nadal uważała go za egoistę i nadal próbowała mu wmówić, że nie dbał o nią tak, jak powinien. Robił przecież wszystko, by być dla niej lepszym. By była szczęśliwa, i by wiedziała, że może na niego liczyć. A to wszystko - na nic. Może jednak problem polegał właśnie na tym, że brunetka znała go zbyt dobrze - z tej lepszej strony, ale także, przede wszystkim, z tej złej. I to ta druga przeważyła w jej ocenie. Dopiero po chwili - gdy ich spojrzenia ponownie się spotkały, zanim to jego ponownie uciekło gdzieś w dół - dotarło do niego, że zawiódł. Nie dzisiaj - nie tylko dzisiaj - bo Jordie zaczęła mieć jakieś obawy już wcześniej; bo test zrobiła wcześniej i najwidoczniej już wtedy wcale nie była szczęśliwa, nie czuła w nim oparcia i nie czuła, że może się tym z nim podzielić. A on był tak zaślepiony, że nawet się w niczym nie zorientował. - Co mam ci powiedzieć? Masz rację - wzruszył ramionami z nieznacznym kiwnięciem głową i nutą rezygnacji w głosie; nawet już się z nią nie spierając. - Ale to ty nie pozwoliłaś mi, żebym przy tobie wtedy był. Widocznie mnie jednak nie potrzebowałaś - dodał, chociaż trudno powiedzieć, w której dokładnie kwestii miała rację. Nie w tym, że jego niepożądana ewidentnie reakcja na test ciążowy, była powodem do rozstania - dlatego nie sądził, że Jordana naprawdę tak myślała i że naprawdę chciała zakończyć ten związek tu i teraz. Propozycja przełożenia tej rozmowy na później, gdy oboje ochłoną i spojrzą na sprawy trzeźwym okiem, wydawała mu się rozsądna i uzasadniona. Nie zdawał sobie tylko sprawy z tego, jak grząski stał się grunt pod ich stopami i że Jordie nie widziała dla nich żadnego "później". Po tym, jak się odwrócił, zatrzymał się jednak w pół kroku i odwrócił głowę, by raz jeszcze spojrzeć na ciemnowłosą. - A mówisz poważnie? - dopytał, bo w stwierdzeniu "może się rozstańmy" nie było przekonania i szczerze? Był niemal pewien, że Halsworth sama zaraz się z tego wycofa, ale - to nie nastąpiło. W końcu jednak ruszył dalej, do pokoju, gdzie drżącymi nieco dłońmi, z pewną wewnętrzną nerwowością ubrał na siebie spodnie i koszulę, by po niedługiej chwili wrócić do kuchni, gdzie stanął ponownie przed Jordaną. Kompletnie nie wiedząc, co miał teraz zrobić. - Czego ty właściwie chcesz? - odezwał się w końcu. Do tej pory wydawało mu się, że wiedział, czego chciała i czego od niego oczekiwała, ale dzisiaj nie wiedział już nic. Nie rozumiał, co takiego zrobił lub czego nie zrobił, że przestał być facetem, z jakim Jordana pragnęła być, ale jeśli rzeczywiście tak było i chciała, aby odszedł - to Chet musiał to od niej usłyszeć. Jednoznacznie; mimo że on sam na wiele kwestii nie umiał jej tak samo odpowiedzieć.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Poniekąd Jordie po prostu sama pogubiła się w całej tej sytuacji, bo nawet jeżeli ostatecznie wydawać by się mogło, że w jakimś stopniu przyjęła to lepiej niż on – to wcale nie było to prawdą. I chyba była na tyle przerażona tym wszystkim, że oceniła go z góry, jakby w ogóle nie zważając na to jakim był dla niej partnerem przez ostatnie miesiące; a przecież starał się nieustannie, był przy niej i traktował ją lepiej niż kiedykolwiek – nie mogła o tym zapomnieć. A nagle jakby zapomniała, wracając myślami właśnie do tego co było złe, do tego jak Chester zachowywał się na początku i do tego jak odpychał ją do siebie, nie będąc gotowym na zaangażowanie. Coś w głowie podpowiadało jej, że on nie jest gotowy na takie zobowiązanie – w istocie ona też nie jest – ale jednak obawa co do tego, że zostanie odrzucona i to nagle teraz w pakiecie z dzieckiem, napawała ją tak dużym strachem, że w połączeniu z jego dzisiejszą reakcją, nagle pozostanie z tym problemem w pojedynkę jawiło się jej jako lepsze. A może jako jedyne rozwiązanie, jedyne sensowne. Tym samym zabrała mu to prawo do podjęcia decyzji, zgubiła się we własnych domysłach i doprowadziła do sytuacji, z której zbytnio nie miała już odwrotu. Poza tym – nadal czuła się urażona jego reakcją i słowami, które padały właśnie pod jej adresem, tym Chet jedynie potwierdzał, że zachowałby się dokładnie tak jak przypuszczała i fakt, że teraz tutaj został, był związany jedynie z tym, że według niego – nie ma problemu. I naprawdę zasiał w jej głowie tak mocne wątpliwości, że w tej konkretnej chwili, niesiona również emocjami i złością, po prostu nie była w stanie racjonalnie podejść do tematu i takie rozwiązanie wydawało się jej być najlepszym. Mimo, że niemalże pękało jej serce na samą myśl, że miałaby go stracić, a było to ostatnią rzecz jakiej by chciała. Skoro jednak nie mogła na niego liczyć w trudnych sytuacjach, to jaki sens miał ten związek? Możliwe, że jej zachowanie także mogło wydawać się nieco irracjonalne, zwłaszcza z tej drugiej strony, tym bardziej też Chester niewiele rozumiał, ale Jordana była tak pogubiona, przerażona i chyba zdesperowana, że naprawdę nie potrafiła inaczej. A jeżeli to te szalejące hormony, to ona chyba przez całą ciąże dosłownie oszaleje.Nie masz potrzeby… - powtórzyła po nim cicho, po czym kiwnęła jedynie lekko głową, czując jak te słowa niemalże rozdzierały ją od środka. Miała rację. Mimo, iż nie powiedział wprost, że nie chce – w ogóle – to tymi słowami także sprawił, że sądziła tylko jedno – nie chce mieć dzieci. I chociaż domysły kłębiły się w jej głowie, podsuwając coraz to gorsze wizje, nie zdecydowała się już na ich uzewnętrznienie. Poniekąd też odebrała jego nagłe wzburzenie jako to, iż mógł czuć, że w jej słowach był cień prawdy, a jedynie nie chciał, bądź nie był w stanie się do tego przyznać, nie tylko przed nią, ale i przed samym sobą. Póki co Chet kompletnie zaprzepaścił szansę na cokolwiek, a na pewno na polubowne załatwienie sytuacji, bo na ten moment Jordana była rozczarowana i zła, a każde jego kolejne słowo jedynie pobudzało ten stan. Miała ochotę płakać i krzyczeć, nie tylko z powodu tego, że najpewniej właśnie traciła bruneta, ale również z uwagi na to, że traciła to co razem mieli, że kończyła się ta cudowna bańka mydlana, w której trwali – i w którą tak beztrosko uwierzyli. Tak bardzo nie chciała tego tracić, że nagle sama spowodowała, że to stawało się przeszłością, a na pewno przekreślała to teraz ciąża, która wywróciła wszystko do góry nogami. Nawet jeżeli Chet o tym nie miał pojęcia, to już mimo tej niewiedzy, wszystko stanęła na głowie, głównie właśnie między nimi. Pieluchy, nieprzespane noce, ciąga odpowiedzialność za drugiego człowieka, spotkania z innymi rodzicami, przedszkola, szkoły… cała masa obowiązków, na które na pewno tak młoda dziewczyna nie była gotowa, coś o czym do tej pory wręcz w ogóle nie myślała. Nie mógł jej więc winić za takie reakcje, bo to napawało ją tak dużym strachem, że jeszcze zwłaszcza na myśl o tym, że będzie to robić w pojedynkę, miała ochotę uciec jak najdalej. Ale dla niej ucieczki nie było. Zmarszczyła brwi, posyłając mu gniewne spojrzenie, gdy wprost nazwał ją hipokrytką, czym jedynie rozsierdził ją jeszcze bardziej, ale potem… jedynie wypuściła nieco głośniej powietrze z płuc, nie do końca wierząc, że naprawdę to powiedział. Że wypomniał jej to wszystko co dla niej zrobił i to teraz, po tym jak sam się przed chwilą zachował, niemal gotowy do ucieczki, gdy na tapecie pojawiły się jakieś problemy i zobowiązania. – Spodziewałam się najgorszego, ale głupia łudziłam się naiwnie, że jednak postąpisz inaczej. Że może ten jeden, cholerny raz zrobisz coś tak jak należy! Ale pojawił się problem i od razu Cię przy mnie nie ma. I to nie dlatego, że Ci nie powiedziałam, tylko właśnie dlatego, że nie wiedziałam czy mogę. Bo nigdy nie wiem jak zareagujesz, bo nigdy nie wiem czy mogę na Ciebie liczyć w stu procentach. Więc możesz poczuć ulgę, nie musisz mnie już więcej ratować, nie musisz dawać mi tej pieprzonej pracy, co więcej cieszę się, że to jednak fałszywy alarm, bo każdy byłby lepszym ojcem od Ciebie! – wypaliła uniesionym głosem, całkowicie niesiona negatywnymi emocjami, przez co dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę z tego co właśnie powiedziała. I cholernie tego pożałowała. W żaden sposób tak nie myślała, a sam fakt, że naprawdę powiedziała to głośno, niemal złamał jej serce, podobnie jak wyraz twarzy Chestera, gdy patrzył na nią teraz tak pustym i nieobecnym wzrokiem, chociaż zaledwie przez chwile. Jakby chciał to ukryć. – Ja… - mruknęła cicho, jakby chcąc przeprosić, wycofać te słowa, powiedzieć, że wcale tak nie myśli – ale w istocie nie zrobiła nic. Po prostu zakryła dłońmi twarz, pragnąc cofnąć czas, nie tylko o kilka godzin, nie o jeden dzień, ale o kilka tygodni, podczas których to mogłoby się nie wydarzyć, a oni dalej mogliby być tak słodko beztroscy. Dalsza część tej rozmowy nie mogła się chyba potoczyć gorzej, wszystko co najgorsze chyba już padło, łącznie z nawiązaniem do rozstania, które dla niej było teraz jedyną rzeczą, którą mogła zrobić. Nie mogła z nim zostać, wiedząc, że tego kłamstwa nie zdoła ukrywać w nieskończoność, poza tym po tym co tu zaszło, chyba oboje nie byli póki co w stanie tak po prostu ze sobą być. Przełknęła ślinę, czując nagłą suchość w gardle i spojrzała na niego smutno, nie wiedząc co właściwie powiedzieć. – Tak, mówię poważnie – mruknęła tylko, jakby bez przekonania, ale jednak potwierdzając swoje wcześniejsze słowa. Gdy jednak zniknął jej z pola widzenia, potrzebowała chwili by złapać oddech, by się uspokoić – chociaż odrobinę i przygotować na kolejną konfrontację. Czuła się jednak cholernie źle z tym co tu dzisiaj mówiła, bolało ją to i czuła, że nie zachowała się tak jak należy, ale według niej, to Chet zapoczątkował bieg tych niefortunnych zdarzeń, bo przecież mógł zachować się kompletnie inaczej. Mógł dać jej wsparcie i ze spokojem zapytać co oznaczał test, który znalazł… nie zaś z niechęcią do posiadania dziecka. Wyprostowała się, zabierając dłonie z blatu, gdy wrócił tutaj do niej, więc odwróciła się powoli przodem do niego i kolejny raz na niego spojrzała, tym razem już chyba wyraźnie mokrymi oczami, bo nie była w stanie tych łez ukryć. Wiedziała, że jeszcze teraz mogłaby się z tego wszystkiego wycofać, ale zamiast tego… - Chcę… żebyś wyszedł – powiedziała z trudem, uciekając wzrokiem, gdy padły te dwa ostanie słowa, bo niemal z bolesnym trudem przeszły jej przez gardło. Chciała rzucić się w jego ramiona i chciała, by przy niej był, ale zamiast tego nadal brnęła w to kłamstwo, łamiąc nie jedno, a dwa serca. - To koniec, Chet. Idź… po prostu idź – niemalże błagała, by wreszcie wyszedł, bo im dłużej tutaj był, tak blisko, tym bardziej miała ochotę ze wszystkiego się wycofać. Przy okazji także chciała po prostu wybuchnąć płaczem i zapomnieć o tym co się zdarzyło. Nie była w stanie nawet na niego spojrzeć, bo chyba nie chciała widzieć wyrazu jego twarzy, ale… mimo, iż tak bardzo ją to bolało, to jeszcze bardziej bolało ją to co zrobił – to co mówił, to że nie chciał dziecka, które ona już nosiła pod sercem. Właściwie to on podjął za nich tę decyzję, a ona jedynie musiała zostać posłańcem tej złej nowiny, bo on póki co o niczym nie miał pojęcia. I chyba nawet zazdrościła mu tej nieświadomości.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Może gdyby w porę dotarło do niej, że to kłamstwo i jej obecne postępowanie, niczym nie różniły się od tego, jak Chester zachował się niegdyś wobec niej - kiedy z obawy przed zrujnowaniem ich relacji, tak jak robił to ze swymi relacjami z każdą inną kobietą przed Jordie, odepchnął ją od siebie, zanim zdążyłaby się zaangażować, wierząc przy tym, że chronił ją w ten sposób przed samym sobą; zrozumiałaby także, że popełniała być może największy błąd w swoim życiu, którego pożałuje tak samo, jak Chet żałował swojego błędu - że bojąc się odrzucenia i postanawiając samej dać mu odejść, by tego odrzucenia uniknąć, doprowadziła właśnie do tego, że mogła zostać sama. Osiągnęła zatem swój cel - odepchnęła go od siebie zanim on by to zrobił - tylko że tym razem była sama z dzieckiem; z ogromną odpowiedzialnością, na którą nie była gotowa - na którą oboje nie byli gotowi, ale na tym przecież polegał związek, a oni wszelkie trudności i problemy powinni przechodzić razem. A w każdym razie: tak miało być. Dopóki te trudności faktycznie się nie pojawiły. - Ten jeden raz...? - powtórzył głucho, z gorzkim uśmiechem - grymasem? - na ustach, bo w swoim przekonaniu, starał się robić wszystko, aby było jak należy, ale to okazało się niewystarczające - i pewnie niezależnie od tego, co by teraz zrobił czy powiedział, niczego by to już nie zmieniło. Kolejny jej komentarz ukłuł jednak dokładnie tam, gdzie powinien, żeby zabolało, a brunet z milczącym, pustym spojrzeniem utkwionym wciąż w twarzy Jordany zacisnął szczęki i przełknął tylko ślinę, mając wrażenie, jakby w gardle utknęła mu gula, kiedy pokiwał powoli głową. - No jasne. Już rozumiem. Trzeba było od razu to powiedzieć - odrzekł, nie spierając się już z żadnym z jej słów, które rzuciły w tym momencie nowe światło na to, czego Chester wcześniej nie pojmował. Widocznie Jordana postanowiła to zakończyć właśnie teraz, bo zagrożenie ciążą otworzyło jej oczy; bo dotarło do niej, że było z nim miło, ale ten związek nie miał przed sobą przyszłości; że w dalszej perspektywie Chet nie był mężczyzną, z jakim chciałaby mieć dzieci. I nie mógł jej za to winić; miała prawo tak właśnie myśleć. Zresztą... może słusznie. I tak zadziwiająco dużo czasu zdążyło minąć, zanim dotarło do niej, że bez Callaghana będzie jej lepiej. A nie wierzyła, kiedy on mówił jej to samo... Gdy więc po jego powrocie z pokoju, gdzie ubrał się i zgarnął do kieszeni swój telefon, Jordana oznajmiła, że chciała już tylko, aby sobie poszedł - nie oponował. Nie próbował jej przekonywać. Z posępnym spojrzeniem, które ześlizgnęło się z oczu Jordany gdzieś w dół; ignorując nieprzyjemny, wręcz fizycznie odczuwalny w okolicy mostka ucisk, gdy usłyszał z jej ust, że to koniec, brunet skinął tylko nieznacznie głową w niemej zgodzie i przestąpił jeszcze w miejscu, nim ruszył wreszcie, by wyminąć powoli Jordie. Po paru krokach zatrzymał się na moment, ale odwrócił tylko lekko głowę w jej stronę, nie patrząc już w jej oczy. - Długo ci to zajęło, zanim zrozumiałaś, że tylko marnujesz na mnie czas - rzucił całkowicie zgaszonym tonem, po czym skierował się już prosto do drzwi. Zabawne, że naprawdę sądził, iż tym razem będzie to jednak trwało dłużej - chciał, aby trwało dłużej - a tymczasem skończyło się równie szybko, co poprzednie jego związki. Ale nie żałował tej znajomości; nawet jeśli miało się to skończyć w taki sposób - którego kompletnie się nie spodziewał. Kiedyś był przyzwyczajony do tego, że prędzej czy później wszystko psuł, i na pewnym etapie znajomości już tylko czekał, aż ten moment znowu nastąpi. Teraz - stracił tę czujność. Uwierzył, że tym razem mogło być inaczej; że to mogło się udać. Ale nawet jeśli był tylko naiwnym głupcem, to przez tych kilka ostatnich miesięcy, jakie spędził z Jordaną, był najszczęśliwszym głupcem na tym pieprzonym świecie, i tego nie mógł żałować. Żałował jedynie tego, że najwidoczniej Jordie nie była równie szczęśliwa przy nim. I z tą świadomością, z którą czuł się doprawdy podle, opuścił jej mieszkanie - wciąż chyba tkwiąc w zbyt wielkim szoku tym, co właśnie zaszło, aby spróbować o nią zawalczyć, mimo że była przecież tym, co najbardziej obawiał się stracić. A teraz ją stracił.

/ zt x2 💔

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „17”