WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

Do grobu zawsze jest blisko.
  • Co?
Tak. Do grobu zawsze jest blisko, myśli Phoenix - choć myśl jest to niewyraźna, rozlana, pozbawiona konkretnej formy, niemożliwa, by ją zamknąć w zbornych i sensownych słowach. Jest to taka myśl, która przenika tkanki ciała i duszy jednocześnie, jest wszędzie, będąc przy tym nigdzie, krzyczy i milczy w jednakim momencie.
  • Do grobu zawsze jest blisko; właśnie z niego wróciłam.
Z martwej strefy, w której ów upragniony święty spokój - często wspominany w rozmowach, często przyzywany jak magicznym zaklęciem (w "A dajcie wy mi wszyscy święty spokój!", chociażby, rzuconym przez ramię w stronę najbliższych, gdy się znowu w życiu coś nie uda) - otula jak gruby, wełniany koc. Z objęć siostry, pochowanej przez sześcioma laty: ciasnych, zimnych kleszczy nicośmierci.
  • Wróciłam, myśli.
I myśl ta nabiera formy. Zaczyna się krystalizować, przedzierać przez zgęstniały mrok. Phoenix walczy o oddech. Pamięta. Pamięta jak to się robi. Nie, zaraz. Pamięta, jak to robiła. Jak walczyła o oddech. Pod wodą? Czy to było...? Czy to było pod wodą? Było zimno. Tyle wie. Wie, że było zimno. I ciemno. I jego ręce... Pamięta jego ręce i...

- Pora na pobudkę - tak mówiła babcia.
W chłodnym błękicie poranka. Stojąc we framudze drzwi, wciąż na sekundę przed przekroczeniem progu dziewczęcej sypialni. Wyprostowana, spokojna, w jednej ze swoich wzorzystych spódnic i z grubym, z każdym rokiem coraz bardziej siwym warkoczem przerzuconym raz przez lewe, raz przez prawe ramię.
  • Pora na...
Budziła ją gorącą czekoladą podaną w metalowym kubku. Nie, nie "kubku". W garnuszku; tak go nazywała. W żeliwnym naczyniu zdobionym w piórka i liście. Phoenix pamięta jej zapach. Słodki. Podbity pomarańczą i goździkami. Pamięta jej smak.
  • Ale pamięta też inny smak. Metaliczny, sączący się z rany w zagryzionym policzku. Pamięta...
Skarpetki na kaloryferze. Nagie stopy w pędzie z łóżka, przez chłód surowej posadzki. Pamięta, jak babcia pomagała jej się ubrać. Codziennie rano, przez kilka ładnych lat. Jak mała musiała wtedy być? Bardzo mała. To musiało być przed...
To musiało być przed...

Boże, myśli. Bastian, myśli. I Miles, myśli.
Gdzie ja jestem?
Gdzie On jest?
Boże.
Może jej się udało.
Może umarła.
(I jak odróżnić jedno, od drugiego?)

Próbuje przełknąć. Boli.
Teraz już pamięta wcześniej? wcześniej - zapomniała czuje ból.
Ból. Czuje ból. Czyli...
- Jestem... - stwierdza, głos mozolnie przeciskając przez śniedź chrypki. Samą siebie tworzy tym jednym słowem. Samej sobie nadaje sens. Jestem. I nie jest sama. Wie, że nie jest sama. Ktoś ściska ją za dłoń, i prosi, by odpowiedziała tym samym, więc robi to. Nieśmiało; ten jeden ruch kosztuje ją niemal wszystkie siły, jakie aktualnie ma. Grzeczna dziewczynka. Roześmiałaby się - gorzko gorzko! gorzko! gdyby była w stanie. Ale nie potrafi.
Zaraz za to marszczy brwi, nadludzki wysiłek wkładając w uniesienie powieki (wybranej losowo - dwóch jednocześnie póki co jakoś nie daje rady) - J-stem...w szp-talu? Czy jestem w... - I dopiero (już?) wtedy ogarnia ją nagła fala paniki. Pamięta. Chryste. Zapomniała, ale już pamięta - Czy on... Cz-czy...

autor

harper (on/ona/oni)

sometimes all you can do is lie in bed and hope to fall asleep before you fall apart
Awatar użytkownika
30
162

przelewam siebie na płótno

prowadzę antykwariat

elm hall

Post

Wszystko jest na opak. Wszystko poszło nie tak. Tak czuje. Czuje, że czuje, że żyje i czuje, i czuć by nie chciała, a zamienić się w głaz. Duży, zimny. W Maggie wykutą z kamienia w posąg. I w zasadzie to wcale nie musi chcieć, bo jest tym posągiem. Twarz jej stężała. Blada, pozbawiona wyrazu, tylko warga zagryziona drży lekko i zdradza emocje. Poniżej zęba wbitego w spierzchniętą skórę pojawiła się czerwona posoka. Kilka kropli krwi w gotowości.
Upuściła by własnej żeby wybudzić ze snu Phoenix Grace Farrell.
Nie krew z krwi. Żadne więzy ich cielesne nie łączą poza tą, która scaliła ich umysły lat temu tak wiele, że przestały już liczyć. Jakby to wszystko było od zawsze. Od zawsze razem. Od zawsze jedna drugiej myślą słowa z ust wyjmuje.

Nawet nie zauważa momentu, w którym kurczowo chwyta za kołdrę okrywającą nieprzytomną siostrę przyjaciółkę. Trzyma ją w mocnym chwycie i nie ma pojęcia jak długo. Wydaje się, że zawsze. Że urodziła się w tej pozie, a jej unikalną umiejętnością jest chwyt, z którym się nie potrafi rozstać.
Nie mogą się rozstać. Nie teraz. Nie tutaj. Kiedy obie na rozstaju dróg.
I choć powieki ciężkie, a podstępem wtargnęła do sali, ręcząc że to Maggie siostrą , a nie Meriolly, ona wszak nigdy nią wprawdzie nie była, i choć pielęgniarka przyrzekła, że stan stabilny, tonem fachowym i spokojnym, to Margaret Hartwood z domu Palmer, oczu na dłużej niż ułamek sekundy by nie przymknęła, wyczekując tej chwili.
Zeby zaś dotrzymać obietnicy, musiała wyjść. Obiecała sobie, że to zajmie tylko chwilkę, ale ciężkie, kute żelazem skutki alkoholu, sprawiały, że zaczynała zasypiać na stojąco. Udała się więc do pobliskiego automatu z rozpuszczalną kawą, a kiedy wróciła w sali już ktoś był.
- Pani... Baxby? - zapytała, wyczytując imię z plakietki. - Mam nadzieję... Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku - wypowiada te słowa do siebie, do rezydentki, do całego wszechświata i znów jej palce zmieniają się w kurczowy chwyt na skrawku białej kołdry.

- Pora na pobudkę - usta jej mimowolnie szepczą, jakby ciało zsynchronizowało się z tym leżącym wśród szpitalnych pieleszy i jeden, niewielki ruch zasygnalizował, że już czas.
Już czas, Phoenix. Wróć do mnie nas.
Choć styl inny, czas nie zawsze ten, drogi prowadzą w inne strony to razem raźniej, Phoenix. Razem przez to przejdziemy.

Świst. Wiatru napierającego na domknięte szczelnie okiennice.
Świst. I haust powietrza nabrany głęboko w płuca.
Zaraz pękną. Zaraz głowa jej eksploduje, ale trzyma to powietrze. WYtrzyma.

- Jesteś - powtarza z wydechem. Powtarza to tylko raz, choć tak naprawdę powtarzała całe życie. Resztki alkoholu wypitego na imprezie buzują w żyłach, wyczerpane nadmiarem adrenaliny zaaplikowanym za szybko, za mocno, za bardzo.

Jesteś. Jasne, że kurwa jesteś. Zawsze tu byłaś. Przy mnie kiedy wylewałam łzy z twarzą przytuloną do zarzyganej deski klozetowej. Ze mną ubraną w czerń, kiedy w głębokim otworze w ziemi niknęła mała trumienka z ciemnego orzecha. Przede mną zawsze o krok, pierdoląc swoje mądrości, których nie chciałam słuchać i wiesz co? Zawsze miałaś rację. Zawsze kurwa miałaś rację i nigdy tego nie powiedziałaś. Dziękuję Phoenix. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś tak wielkiego. Za mną w ogień byś weszła i ja za Tobą też.

- Ćśśśś... - przykłada do ust palec wskazujący. Tak samo przykładała go, kiedy pijane jak skurwysyn skradały się do domu państwa Farrell, spóźnione, grubo po godzinie policyjnej, bo Bastiana ratować musiały na balu, na którym partnerka wystawiła go do wiatru. I to nic, że rodzice na górze snem niespokojnym otuleni, że Molly z Maxem Milesem za ścianą. To wszystko nic. Wystarczyło być Ćśśśicho.
- Jesteś w szpitalu, Phoe - kiwa głową dla jasności i to nie Maggie się odzywa, a ktoś inny. Ktoś głęboko skryty w jej ciele, gotowy na takie okazje. Maggie w tym czasie wszystko przeżywa. Maggie płacze. Maggie tłucze pięścią o ścianę i Bastiana, którego tu nie ma. Maggie jest w rozsypce. - On... On-n.... - głos jej grzęźnie w gardle. Sobowtór Maggie nie był na to przygotowany. Poległ. Rozsypał się na kawałki nawet nie próbując.
Teraz Twoja kolej Margaret.
- Jego tu nie ma. Podobno uciekł i... I... I przysięgam, Phoe. Zajebię skurwysyna. ZAJEBIĘ przysięgam, okej? Kurwa, obiecuję Ci to, że go kurwa zabiję - nie potrzeba krwi do tej przysięgi. Już została rozlana.

Dopiero po chwili jej wzrok przytomnieje i przypomina sobie coś jeszcze. A, tak, że nie jest tutaj sama. Przeczesuje salę wzrokiem pełnym konsternacji aż wreszcie natrafia na Morgan.
- Um, kurwa, to jest, przepraszam, będę już cicho .
There used to be a time you took all my light
Like nothing was left to find ☾ ☾ ☾

autor

lena

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

50

Roger nie mógł wręcz usiedzieć w biurze gdy dowiedział się czegoś co mogło kompletnie zmienić sytuację Artemis i Adayi. Wiedział o możliwym rozwodzie dziewczyn i chciał temu jakoś zapobiec, jednakże do tej pory nie miał pojęcia jak to zrobić. Wpadał częściej do Adayi aby posiedzieć z dzieciakami a przy okazji porozmawiać z kumpelą, która nie czuła się najlepiej. Zresztą o czym my tu mówimy – ten okres kiedy Artemis była nielegalnie przetrzymywana w więzieniu odbił się na zdrowiu psychicznym trenerki. Nawet głupie zapewnienia, że jej żona wróci do niej nie miały tej mocy przebicia. To nie była Australia. Teraz starsza Fisher miała dużo więcej do stracenia i się doigrała.
Wracając jednak do informacji która mogła kompletnie zmienić postrzeganie tego co się stało w oczach Adayi – jeden z dyrektorów sypnął w rozmowie z zarządem, że toczy się postępowanie wobec niejakiej koleżanki Charlotte. Została ona wyrzucona po aferze z postrzeleniem Artemis, jednakże jej sprawa sądowa dalej trwała. Mówiono o tym iż w odwecie chciała zniszczyć wszystko co ma brytyjka – poczynając na pracy, przechodząc przez rodzinę aż kończąc na najwyższym wymiarze kary w meksykańskim więzieniu. Dobrze, że Roger miał gumowe ucho, tak samo jak jego asystentka która doniosła mu o tej rozmowie i już chwilę później dzwonił do Adayi nie wadząc na konsekwencje jakie może tym na siebie ściągnąć.
- No dzień dobry Fisher, co Ty taki zaspany głos jeszcze masz, czyżby dzisiaj wolne od pracy a babcia zabrała maluchy? – uśmiechnął się, choć wiedział, ze za chwilę najprawdopodobniej wszystko zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. - Słuchaj jest bardzo ważna sprawa i wiem, że nie powinienem przez telefon o tym mówić, ale to pilne. Proszę tylko nie świruj. – bo jeśli sama będzie chciała interweniować, to on ją osobiście zatłucze. Nie może tego zrobić – on ostudzi jej zapał, ale do rzeczy. - Podsłuchałem rozmowę „na szczycie” i… to nie był zbieg okoliczności, że złapali Artemis. Nie miała żadnej pluskwy, nie była niczego świadoma, włącznie z tym że była przekonana że zatarła każdy ślad by tylko nie powiązali jej z tą sprawą – dodatkowo zapewnienie dostała od CIA. – musiał ją na początek lekko wprowadzić w sprawę by dopiero za chwilę gruchnąć najgorszą informacją. - Art została wsypana przez Charlotte. Jej sprawa jest dalej na wokandzie. Jeszcze nie poszła siedzieć. Włamała się do starej bazy danych i sprawdziła co robiła i gdzie Art była. Chciała mieć pewność, że ją popamięta – zadzwoniła z anonimowym donosem o możliwym działaniu terrorystycznym przez jednostkę znajdującą się na ich terenie. Mogli wtedy robić co chcą – CIA nie mogło jej pomóc w Meksyku. Charlotte doskonale zna zasady jakie tu panują i wykorzystała je na swoją korzyść, chcąc pokazać że z nią się nie zadziera. – powiedział wszystko spokojnie, ale wewnętrznie aż się w nim gotowała. Ta baba napsuła im tyle krwi i dalej to robiła – teraz o mało nie doprowadziła do rozwodu – może ta informacja chociaż delikatnie pokaże, że Art kompletnie nie była świadoma iż to morderstwo ją dosięgnie. Jeśli chodziło o spędzanie czasu na misjach to Fisher oswajała się z myślą, że to była jej ostatnia – co ostatnio powiedziała nawet Rogerowi gdy byli w pubie na piwie. On nie powie tego Adayi, ponieważ Artemis chciała to sama zakomunikować żonie. Pokazać, że dla rodziny jest w stanie wiele zmienić.
- Hej… jesteś tam? Ani mi się waż cokolwiek robić, ja się tym zajmę. Zresztą zaraz zadzwonię do pani z kijem w dupie i załatwimy tą sprawę stosownie. – powiedział, ale miał wrażenie, że to jednak nie usatysfakcjonuje trenerki – która nomen omen przestała się odzywać po drugiej stronie.

autor

Arti

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

Ady zamknęła się jeszcze bardziej na wszystko co się działo. Wieczór, który spędziły z Art, zapewnienia starszej były na tyle mocne, że faktycznie chciała jej zakomunikować, że nie chce rozwodu i chce ją w domu. Jednak nagłe wyjście o poranku agentki, bo chcieli ją tu i teraz na tyle ją wkurzyła, że podpisanie papierów rozwodowych przyszło jej łatwo. Trudniej było z dostarczeniem jej żonie, ale wiedziała, że wreszcie to musi zrobić. Nie Art zostanie na nowo pracoholikiem i przestanie zwracać uwagę na wszystko. Może i nawet na misjach będzie mogła się skupić!
Prze jakiś czas chodziła rozdrażniona i nawet Mary to widziała ostatecznie ją wieczorem maglując pytaniami o to co się stało i Ady skapitulowała i się wygadała. Przynajmniej na sercu zrobiło jej się nieco lżej.
Dzień planowała spędzić samotnie, bo jej rodzice zabrali wnuki na małą wycieczkę i mieli odstawić gnomy dopiero późnym wieczorem. Normalnie namówiłaby Art na wyjazd gdzieś i kompletny relaks, ale była sama, więc zamierzała ten dzień spędzić w domu i nawet przespać, bo ostatnio była wiecznie zmęczona.
-Jezu Roger odpoczywam w najlepszy sposób. Śpiąc. Co Ci się urodziło znowu - mruknęła przecierając zaspane jeszcze oczy. Przysnęła na kanapie, bo wstała wcześnie z racji porannego ptaszka zwanego Ellie.
W momencie gdy Roger zaczął coś mamrotać o akcji z Meksykiem szybko usiadła, a spać to już jej się ode chciało i była w pełni świadoma co się dzieje. Słuchała w kompletnej ciszy nie przerywając ani na moment, a z każdym kolejnym słowem wkurwienie rosło do kosmicznych rozmiarów. Mówiła jej ostatnim razem by się odwaliła od niej i Art, bo inaczej naprawdę popamięta. Wstała z kanapy przechadzając się po salonie w towarzystwie trójki psiaków, które również wstały ze swoich miejsc z nadzieją, że pańcia pójdzie z nimi na spacer. -Ta suka. Zabije ją - i tyle Roger usłyszał po drugiej stronie. TO nie była całkiem wina Charlotte, że one chciały się rozwieść, a raczej praca Art o którą się kłóciły. Jednak gdyby nie cała akcja w Meksyku może faktycznie inaczej by to wszystko rozwiązały. Trenerka nie myślała teraz ani odrobinkę, zgarnęła klucze do auta i swoje dokumenty wraz z telefonem by pojechać do mieszkania Charlotte. Zamierzała zrobić jej krzywdę. Miała gdzieś, że Roger i Art chcieli się tym zająć. Miała wszystko gdzieś, bo w tym momencie złość brała nad nią górę.
Nie odbierała dzwoniącego telefonu. Był to Roger albo Art, a nie chciała z nimi teraz rozmawiać. Wsiadła do auta i z piskiem opon ruszyła.
To co pamięta to było niewiele. Wiedziała, że jedzie nieco szybciej, jej maszyna potrafiła się rozpędzić. Jednak przede wszystkim Adaya nie była zbyt uważna i nie ogarniała co dzieje się wokół. Zderzenie z vanem było mocne, bolesne i trenerka nie pamiętała tego co się stało. Wiedziała, ze praktycznie została wgnieciona, a już po tym miała jedynie krótkie przebłyski świadomości. Ktoś krzyczał, że już wzywa pogotowie i straż, kazali jej nie zamykać oczu a gdy otworzyła je drugi raz widziała ratowników medycznych. I tyle. Stan obrażeń Ady był poważny i szybko zabrali ją do szpitala w międzyczasie informując osobę kontaktową, którą była właśnie Artemis. Ratownicy mieli nadzieję, że kobieta nie ma uszkodzonego kręgosłupa bo to wiązałoby się niestety z wózkiem. Przewieźli ją na sygnale do szpitala i tak już ekipa czekała by się zająć poszkodowaną. Ostatecznie gdy ją ustabilizowali i wyciągnęli fragmenty wystającego metalu z ciała przewieźli ją na salę i monitorowali.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

look

Kiedy mężczyzna nie uzyskał odpowiedzi, zrozumiał że popełnił błąd dzwoniąc najpierw do Adayi. Powinien to przemyśleć i ruszyć głową, a tak miał wrażenie, że kobieta po drugiej stronie sama wymierzy sprawiedliwość Charlotte. Gdy się rozłączyła wykrzyczał kilka niecenzuralnych słów. Nie był chyba świadom, że Adaya nienawidzi byłej agentki i przy ostatnim spotkaniu w ich domu była gotowa ją udusić. Może gdyby Roger znał ten fakt sam zacząłby działać dopiero po fakcie informując trenerkę co ma miejsce. Szybko wybrał numer do Artemis, wiedząc że jest gdzieś w agencji. Nie chciał jej szukać, bo zapewne nie siedzi w swoim gabinecie. Mogła być wszędzie – chociażby na salce treningowej gdzie wyładowywała ostatnio swoją frustrację życiową sytuację na bogu ducha winnych manekinach ćwiczeniowych, albo na strzelnicy – to też jedno z jej ulubionych miejsc. Wszystko byle nie biuro i papierki.
- Fisher mamy problem. Ogółem w skrócie rzecz biorąc podsłuchałem co nieco szefa i mówił iż Charlotte wsypała cię w Meksyku, chcąc zniszczyć Ci życie do reszty… no i tak jakby… powiedziałem o tym Adayi. – już wiedział, że czeka go bura jak stąd do Europy jednak musiał zawiadomić agentkę.
Odebrała telefon na strzelnicy, ponieważ wibrował w kieszeni niemiłosiernie przeszkadzając w spokojnym strzelaniu do celów. Z początku chciała coś powiedzieć, rzucić żartem że Roger co rusz ma problem, ale gdy usłyszała o co chodzi zamarła. - Czy ty masz świadomość co żeś zrobił? Adaya szczerze jej nienawidzi i jest zdolna do wszystkiego. Roger czy Ciebie do końca popierdoliło?! Czemu nie zadzwoniłeś najpierw do mnie?! - podniesionym głosem skupiła na sobie uwagę mniejszych rangą agentów, dlatego przeszła do oddzielnego pokoju, z którego można było kontrolować jak adepci strzelają. - Dzwoń do niej. Natychmiast! Ja zaraz się ubiorę i podjadę do domu, może jeszcze nie wyszła. Zobaczysz jak tylko Cię zobaczę to nie przeżyjesz tego. – warknęła do telefonu i czym prędzej udała się do swojego gabinetu, aby zabrać wszystkie graty. Niech Bóg ma go w opiece, bo jeśli faktycznie Adaya zrobi coś czego później będzie żałować to będzie to jego wina. Kobieta w amoku może być tak samo niebezpieczna jak ona gdy rozprawiała się z gwałcicielami. Kto wie czy nie strzeliłaby do nich gdyby nie właśnie amerykanka która wparowała do sali przesłuchań. Teraz Fisher powinna się odwdzięczyć tym samym.
Wsiadła do samochodu zdenerwowana, czując że realnie może zdarzyć się coś złego. Miała nadzieję, że dzieci są w domu, dzięki temu zatrzymają Ady w mieszkaniu. Sama próbowała kilka razy dodzwonić się do żony, ale ta nie odbierała – zupełnie jakby już postanowiła się w pojedynkę policzyć z Charlotte.
Nie zdążyła dojechać do domu gdy dostała telefon. Nieznany numer dlatego czym prędzej go odebrała.
- Pani Artemis Fisher? – potwierdziła krótkim tak i słuchała dalej o co chodzi. - Pani żona… miała poważny wypadek, w tej chwili jest operowana. Czy mogłaby się Pani pojawić w szpitalu? – nie docierały do niej słowa, które mówił lekarz. Czy to było pokaranie za to, że Artemis wybrała pracę ponad rodzinę, czy to ten moment w którym bóg sobie gdzieś tam w niebie śmieje się z niej? Otrzeźwił ją klakson kierowcy za nim, ponieważ sygnalizacja zdążyła zmienić się na zielone. Spytała o adres i czym prędzej podjechała pod szpital. Miała nogi jak z galarety a serce waliło tak mocno jakby chciało wyskoczyć z piersi. Czuła w kościach, że to się źle skończy, ale podejrzewała iż dla Charlotte nie samej Adayi. Przy rejestracji nie potrafiła sklecić jednego porządnego zdania, dlatego kobieta która ją obsługiwała kazała usiąść na krzesełku i zaczęła powoli pytać o wszystko. Gdy Arti faktycznie powiedziała o co chodzi, została skierowana pod salę operacyjną. Czekała tam będąc roztrzęsioną. Nie uzewnętrzniała tego ale w środku wręcz krzyczała z bólu i niesprawiedliwości iż jej partnerkę mogło spotkać coś podobnego. Gdy lekarz do niej wyszedł zadała kilka najważniejszych pytań, a gdy już jej pozwolono znalazła się przy szpitalnym łóżku żony.
- Ady… w co Ty się wpakowałaś… - szepnęła ocierając swoje łzy. Nie była gotowa aby widzieć trenerkę w takim stanie. Siniaki, rozcięcia, ręka w gipsie… najgorsze, że nie wiedziała jak to będzie z chodzeniem. Czy nie będzie potrzebna rehabilitacja tak jak jej przed kilkoma laty. Wyjęła telefon i zadzwoniła do Rogera, który… zaczął jej płakać do telefonu i obiecał pojawić się w szpitalu gdy tylko wyjdzie z pracy. Kolejne numery to rodzice żony oraz jej matka. Słyszała szalejące dzieciaki gdzieś w tle i poczuła się jeszcze gorzej. Jak ma im powiedzieć co stało się z mamą? Jak powiedzieć, że to wszystko jej wina…? Gdyby nie była agentką, gdyby była zwykłą osobą żadna krzywda by ich nigdy nie spotkała… Pocałowała Ady w czoło i ujęła jej dłoń, również składając na niej delikatny pocałunek. Teraz to ona musi być silna dla wszystkich – dla rodziców partnerki, dla dzieci… dla siebie samej. Nie mogła się teraz załamać, musiała stanąć na wysokości zadania i zająć się odpowiednio każdą najmniejszą rzeczą, tak jak robiła to Ady.

autor

Arti

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

Adaya jechała do Charlotte w jednym celu by zrobić jej krzywdę. Taki miała zamiar i nie cofnęłaby się przed niczym. Roger spuścił z łańcucha rozwścieczone bydlę, które miało mord w oczach. Nikt nie będzie wpierdzielał się w jej rodzinę, a już nie osoba, która kiedyś rozdzieliła je na długie miesiące. Dlatego była nieuważna, nie patrzyła co się dzieje na drodze. Wpakowała się prosto pod koła rozpędzonego vana i tak naprawdę cudem uszła z życiem.
Nikt nie był pewny jak poważne obrażenia otrzymała. Świadkowie zgodnie twierdzili, że jej auto nawet przekoziołkowało odrobinę. Jednym słowem... cudem uszła z życiem tak naprawdę. Lekarz przekazał żonie poszkodowanej stan faktyczny obrażeń i możliwość skończenia na wózku oraz to, że Ady jest obecnie w śpiączce. Na jak długo? Nie byli pewni, ale lepiej by tak było niż by cierpiała z bólu tak naprawdę.
Kiedy ojciec Ady odebrał telefon i usłyszał złe wieści musiał usiąść z wrażenia na krześle. Obiecał, że pojawią się jak najszybciej i jeszcze zanim się rozłączył poinformował wszystkich o zwijaniu manatek. Byli poza Seattle, więc z pewnością trochę im zajmie jeśli chodziło o powrót do miasta.
-Pani Fisher - do sali wszedł lekarz, który przyszedł jeszcze raz sprawdzić czy wszystko w porządku -Pani żona cudem uszła z życiem. Mam nadzieję, że ze śpiączki wybudzi się dość szybko. W karetce nastąpiło zatrzymanie akcji serca, więc jeśli raz udało się ją uratować to z pewnością jeszcze nas zaskoczy - uśmiechnął się lekko i poklepał kobietę po ramieniu w ramach otuchy. Ostatecznie zamilkł i zajął się swoimi sprawami.
Minęła godzina gdy w sali pojawili się państwo Castellano z wnukami. -MAMA! - mała Ellie najpierw uśmiechnęła się na widok Artemis, a potem biegiem wyrwała się by wspiąć się na łóżko do drugiej mamy. Axel niepewnie stał za nogą dziadka i dopiero gdy zobaczył mamę Art podbiegł do niej by się przytulić. Może i był jeszcze mały, ale wiedział co oznaczają wizyty w szpitalu. Jeszcze nie tak dawno sam był w takim miejscu na prześwietlenie nogi, bo wściekał się w domu i źle na nią skoczył. Mama Art była na misji i nawet nie pisnął jej o tej całej akcji słówkiem, bo nie chciał by była na niego zła.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Powiadomienie najbliższych było jej obowiązkiem w tej sytuacji. Chciała mieć to z głowy, aby móc po prostu trwać przy żonie. Nieważne czy mają problemy w małżeństwie. Dalej są dla siebie wszystkim i to teraz wyraźnie widać. Artemis w ciągu kilku sekund nie tłumacząc się nikomu wyszła z pracy. Rzuciła to w cholerę, jadąc na złamanie karku by powstrzymać trenerkę przed popełnieniem największej głupoty w jej życiu. Nie zdążyła bo los okrutnie z nich zakpił. Teraz siedziała przy szpitalnym łóżku z wielką odpowiedzialnością jaka spoczywa na jej barkach. Musiała teraz walczyć sama ze sobą i… z głupimi wyrzutami sumienia, których zazwyczaj nie ma. W tym wypadku pojawiły się nagle i zaatakowały ją na tyle mocno aby otumanić i pogrążyć w prawdziwym przygnębieniu. Jak miała to znieść? Jasne, dziękowała lekarzom za ratunek, bo bez nich zapewne mogłaby zostać… wdową. Chichot losu? Po raz kolejny mogłaby się pochwalić utratą partnera życiowego. Na szczęście czarne myśli rozwiewały maszyny które pracowały wokół trenerki. Najważniejsze, że żyła, ze wszystkim innym sobie poradzi.
Słowa lekarza wleciały jednym uchem, wyleciały drugim. Zatrzymanie serca to jej brożka! Adaya powinna to już wiedzieć i nie robić takich cyrków w karetce. Pokiwała delikatnie głową, a gdy poklepał ją po ramieniu, cicho podziękowała za pomoc udzieloną żonie.
Nie zarejestrowała ile czasu tutaj spędziła, ale w momencie usłyszenia córki od razu oprzytomniała. Wzięła Ellie na kolana a później usadziła na kancie łóżka, tak aby miała widok na drugą mamę. Chwilę poczekała na Axa i przytuliła go mocno do siebie. Posadziła go sobie na kolana i ucałowała w główkę. Nie chciała kłócić się z rodzicami partnerki, ale widziała po ich minach, że sami nie mają na to siły.
- Na razie nie wiadomo kiedy się wybudzi. – powiedziała do rodziców i otarła kolejną łzę, która poleciała po policzku. Zepsuła dzieciakom wyjazd… ale musiała poinformować wszystkich. Chris zapewne był gdzieś daleko ze swoją drużyną piłkarską na zawodach i nie mógł przyjechać.
Wzięła głębszy wdech i spojrzała na dzieci.
- A mamusie bardzo boli?
Serce krajało się Arti na takie pytania od młodszej pociechy. Pogłaskała ją delikatnie po głowie i uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Teraz mama odpoczywa słonko, nie czuje bólu. Zdarzył się wypadek na drodze i… karetka przywiozła ją tu. Pan doktor zajmie się mamą, nie martwcie się. Wyjdzie z tego. – w końcu nie ma silniejszej osoby na świecie niż Adaya. - Dziękuję, że przyjechaliście. – powiedziała do teściów i niespodziewanie poczuła dłoń Avery na swoim ramieniu. - Nie zostawimy was teraz samych. Wiem, że dużo się wyprawia u was, ale Ady to nasza córka, będziemy przy niej trwać. – to też oznaczało, że gdy Artemis będzie zmęczona rodzice partnerki zostaną czuwać przy niej.
- Mogę dać buziaka mamie? Może się lepiej poczuje… - Axel zarzucił propozycją, której Artemis nie mogła zignorować. - Jasne. – wstała z krzesła, trzymając smyka i pochyliła się nad żoną, tak aby mały pocałował mamę w głowę. Nie podziałało, nie obudziła się…

autor

Arti

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

To już kolejny raz kiedy Ady trafia w tak poważnym stanie do szpitala. Jak widać kobieta miała po prostu pecha i gdyby była świadoma tego co się wyprawia to z pewnością w tym momencie wszystkich by wykopała z pomieszczenia. No ale nie była świadoma tego jak i również obrażeń. Jej organizm postanowił się wstrzymać z każdym odczuwaniem, bo tak było łatwiej dla niej. Państwo Castellano nie chcieli widzieć córki w szpitalu kolejny raz. Już ostatni dał im nieźle psychicznie popalić, ale teraz przynajmniej inne czynniki nie były brane pod uwagę. A jeszcze Avery mówiła pod nosem, że to zły pomysł dawać córce takie drogie i szybkie auto, bo zaraz rozbije się na drzewie. Oby nie dowiedzieli się dlaczego pędziła ulicami Seattle na złamanie karku, bo jeszcze bardziej by popukali ją w czoło.
-A kiedy się obudzi? - spytała mała przesuwając się tak by być jeszcze bliżej mamy i by nie spać z łóżka. Była zafascynowana tymi wszystkimi kabelkami, chociaż nie rozumiała nawet tego w jak złym stanie jest jej biologiczna mama. Chciała się do niej przytulić, ale wszystkie kabelki przeszkadzały jej w tym bardzo mocno. Jednak jeśli mama Art mówi, że mam z tego wyjdzie to tak musi być! No przecież nie okłamałaby jej.
-Jeśli będziesz potrzebować czegokolwiek to nie miej oporów przed zadzwonieniem. Wiem, że nie mam dobrych kontaktów z Ady, ale to nadal moja córka - głos Avery odrobinę się załamał i musiała opuścić pomieszczenie by się uspokoić. Zawsze widok którejkolwiek z dziewczyn w szpitalu łamał ją. Była naprawdę dumna z Adsyi, że zmieniła swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Z imprezowej ćpunki zamieniła się w kochającą żonę i matkę dwójki smyków. To było coś czego nikt sobie nie wyobrażał tak naprawdę. Ojciec Ady stał w milczeniu. Były lekarz z pewnością zaraz wypyta tego prowadzącego o wszelkie szczegóły i faktyczny stan jego córki. Musiał wiedzieć z czym przyjdzie im walczyć, bo to, że może być ciężko to nic. -Ady to twardzielka. Wyjdzie z tego i zaraz będzie z wami brykać po parku. A teraz zbierajcie się maluchy. Pojedziemy do McDonalda coś zjeść i do domu - jednak nawet propozycja fast foodów nie sprawiła, że dzieciaki ruszyły się z miejsca. Axel był przytulony do Art i wręcz wpatrzony w śpiącą mamę. Ellie... mimo tych wszystkich kabelków wmanewrowała się tak, że udało się jej przytulić do Ady.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Widziała jak dzieci mocno przeżywają widok mamy w tym stanie – i może jest złym rodzicem, że pozwoliła im na to, ale w drugą stronę, nie mieli żadnej konkretnej informacji kiedy się obudzi. Nie mogła ich trzymać w nieskończoność na odległość. Obraziliby się i jeszcze dali jej popalić w domu. Pytanie małej po raz kolejny mocno zabolało nieistniejące serce Artemis. Chciała to wiedzieć i powiedzieć córce, że już niedługo stąd wyjdą, jednakże ta niemożność określenia dokładnej daty była irytująca. - Nie wiem kochanie, musimy być cierpliwi… - szepnęła do Els i pogłaskała ją po głowie. Co miała więcej zrobić? Co powiedzieć dzieciom… Czuła, że mimo obecności rodziców partnerki jest w tym sama. Musi stanąć na wysokości zadania jako matka – pokazać, że jest nią i potrafi porozmawiać z maluchami.
Artemis pokiwała głową na słowa Avery i nikle uśmiechnęła się w jej kierunku. Doceniała teraz każdy nawet najmniejszy gest. Jeśli zajdzie taka potrzeba to po raz chyba drugi bądź trzeci poprosi o pomoc. Spojrzała kątem oka na ojca trenerki widząc iż sam jest przepełniony emocjami i również tak jak ona nie chce ich uzewnętrznić. Pod tym względem są podobni – nie ulegają skrajnym uczuciom, woląc je zachować dla siebie.
Normalnie dzieci już dawno rzuciłyby się do wyjścia a teraz? Oboje byli wpatrzeni w mamę, która dalej się do nich nie odezwała, nie przytuliła i nie powiedziała, że zaraz sobie stąd pójdą. Artemis nie miała siły na skarcenie Ellie za to gramolenie się pomiędzy kabelki. Jeśli niczego nie urwała, mogła to robić – i agentka nie pozwoli interweniować pielęgniarce jeśli jej się to nie spodoba. Mała miała prawo do przytulenia mamy i nikt nie powinien jej tego zabraniać, zwłaszcza Fisher.
- Ale mama nie umrze, prawda? – to pytanie kompletnie rozbiło Arti. Czuła jak młody mocniej ją przytula, chcąc w ten sposób dostać więcej ciepła. Objęła go szczelniej i ucałowała raz jeszcze w głowę. Miała mętlik w głowie, ale pokazała teraz, że ona również odczuwa więź z dziećmi. Kocha je tak samo mocno jak Adaya i gdzieś tam pod płaszczem jej ego i bitchy strony ma instynkt macierzyński, który uaktywniał się gdy działa się komuś krzywda. - No pewnie, że nie Ax. Mama musi nas zabrać na ten basen ze zjeżdżalniami co to tak opowiadacie zawzięcie o nim. – i nie ma zmiłuj! Mówili jej o tym kiedy byli u niej na weekend – włącznie z tym, że mieli wstępną zgodę, tylko brakło czasu i terminu.
Ellie dalej była mocno wtulona w mamę, zupełnie jak koala, albo mała małpka. Fisher spoglądała to na dzieci to na żonę i… bała się, że zostanie sama na te kilka kolejnych dni… może miesięcy. Z Adayą było łatwiej opiekować się maluchami, to ona miała więcej tej matczynej miłości do nich i przede wszystkim potrafiła się nimi zająć. Art… pod tym względem była ułomna, nie potrafiła okazać aż tak wiele uczuć, była bardziej zimna i stonowana. Dodatkowo nie przebywała z nimi tyle ile powinna. Myśli zeszły na temat pracy ale już wiedziała, że weźmie wolne. Nie wyobrażała sobie momentu iż miałaby zostawić trenerkę bądź dzieciaki w takiej sytuacji. Jakoś to załatwi.
- Wiecie co… pojedziemy do domu. Robi się późno, babcia Mary z wami zostanie, a ja przyjadę pilnować mamy, dobra?
Już widziała ten sprzeciw po minie Axa, ale… chłopiec okazał się dużo bardziej dojrzały niż myślała.
- Dobrze, ale obiecaj mamuś, że zostaniesz z nami i nigdzie nie wyjedziesz. – widać, że małemu zależało na tym aby Fisher została i nie opuściła ich w tak smutnym momencie.
- Obiecuję Ax. - powiedziała to z pełnym przekonaniem. - Zostaniecie z Adayą, ja podjadę z maluchami do domu? – zaproponowała teściowi, który od razu się zgodził. Uśmiechnęła się delikatnie i podziękowała. Delikatnie wyplątała Ellie ze wszystkich kabelków i wzięła Axela za rękę, aby już chwilę później zapakować ich do fotelików i pojechać do domu. Tam czekała na nią niemiła niespodzianka, która jeszcze bardziej dobiła Fisher.
Położyła maluchy do łóżek, przeczytała im bajkę, tym razem nie o agentach a jakąś pierwszą lepszą, randomową i gdy faktycznie usnęli, poczekała na matkę. Ta oczywiście wypytała ją o stan Adayi i wszystkie rzeczy związane z wypadkiem, nie mówiąc o tym co czeka na nią w sypialni. Weszła tam niczego nie świadoma, zanim spojrzała na dokument wzięła prysznic i przebrała się w świeże ubrania, aby móc pojechać do szpitala. Zadrukowana kartka przywołała ją do siebie w momencie gdy zaczęła szukać chusteczek. Wzięła ją w dłoń i nie wierzyła… Adaya faktycznie podpisała papiery rozwodowe. Nie chciała się rozwodzić a jednak to zrobiła. Serce Arti pękło na pół. Drżącą ręką sięgnęła po paczkę chusteczek aby wyjąć z nich jedną i otrzeć łzy. Nie mogła uwierzyć, że tak to ma się skończyć. Zawaliła na pełnej linii…
Długo siedziała wpatrując się na dokument, nie zauważając nawet swojej matki, która stanęła w drzwiach. - Wiedziałaś o tym? – spytała łamiącym się głosem. - Wiedziałaś, że je podpisała?
Mary weszła do pokoju i usiadła koło córki obejmując ją ramieniem. Nie chciała tego dla Artemis, ale kobieta sama musiała zrozumieć swoje błędy i je naprawić.
- Tak, Adaya kilka dni temu je podpisała… ale nie mogła ich wysłać. Nie potrafiła i zwlekała z tym, wierząc że w końcu zrozumiesz iż praca nie może być ważniejsza od nich. Kochanie… ona kocha Cię tak samo mocno i nie przestała, ale to Ty musisz podjąć decyzję.
- Mamo, ale jeśli je podpisała… to chce się uwolnić.
- Słonko… tak nie jest, nie interpretuj tego w złą stronę. bo starsza Fisher już widziała, że może tutaj stać się coś złego. Nie chciała aby Artemis podjęła głupią decyzję o podpisaniu tego papierka. Rozwód to nie jest coś dla nich – nie jest rozwiązanie. Rozwiązaniem jest pomyślenie o swojej przyszłości, o pracy która nie daje Artemis żadnych perspektyw. Po tych słowach agentka poprosiła matkę aby zostawiła ją samą. Gdy tak się stało brytyjka wyciągnęła długopis z szafki i podpisała papiery. Była zbyt zmęczona aby racjonalnie myśleć. Jedyne co chciała zrobić to znaleźć się koło żony.
Wróciła do szpitala i podziękowała rodzicom partnerki za nie zostawienie jej samej. Teraz kolej Artemis na czuwanie. Gdy wyszli z sali otarła po raz kolejny łzy. - Nie zostawiaj mnie… nie zostawiaj maluchów… kocham Cię.

autor

Arti

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

Dzieci po prostu bardzo chciały wrócić do domu z obiema mamami i spędzić wieczór na oglądaniu lub bawieniu się aż przyjdzie pora spania. Ellie przede wszystkim była bardzo przywiązana do Ady i będzie miała niespokojną noc wiedząc, że mamy nie ma w domu. Trochę wina trenerki, ale kiedy Art była na misjach to mała najczęściej spała z mamą w łóżku no i z psiakami. Nic dziwnego, że teraz chciała koniecznie być blisko kobiety. Dziadek również nie powiedział ani słowa tylko przyglądał się zarówno interakcji Ellie z jego córką jak i Axa z Artemis, która była równie dobrą mamą co Adaya. Nie bardzo rozumiał dlaczego między nimi się zepsuło, ale nikogo nie wypytywał. Nie jego interes a jego najstarsza córka nigdy nie była osobą, która lubiła rozmawiać o własnych problemach.
Axel bał się, naprawdę bał się, ze mama się już nie obudzi, a nie chciałby którejkolwiek z jego rodzicielek stała się krzywda. Nie chciał zostawać tylko z Ellie. - Tak. Pojedziemy tam jak tylko mama wyzdrowieje - rzucił posyłając mamie Art nikły uśmiech. Naprawdę chciał wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Zresztą mama mówiła, że właśnie tak będzie. A, że był nieco zmęczony to grzecznie opuścił szpital wraz siostrą i mamą. Oboje praktycznie zasnęli w aucie w drodze do domu, chociaż próbował się trzymać nie jak jego mała siostra, która padła w momencie gdy samochód ruszył z parkingu. W domu ucałowali babcię i praktycznie zaraz poszli spać gdy mama czytała im bajki. Może jak prześpią noc to jutro obudzą się i wszyscy będą już w domu?
Adaya podpisała papiery. Jednak kiedy na nie spoglądała robiło jej się źle i pół nocy przepłakiwała w poduszkę. Nie chciała rozwodu, ale nie widziała też innego wyjścia. Nie wysłała ich, bo po prostu gdzieś tam jeszcze wierzyła, że jej partnerka ogarnie się życiowo i ostatecznie zrozumie, że praca nie jest wszystkim. Niestety nie zdążyła tego przedyskutować ponownie z Art ani z nikim innym. Teraz leżała na szpitalnym łóżku walcząc praktycznie o swoje życie.
...

Month later.

-MAMA! - Axel wbiegł do pokoju i był obrażony na cały świat -Ellie mnie ugryzła! - wpakował się Artemis na kolana a Ellie z piskiem wbiegła zaraz za nim próbując się wdrapać na łóżko, na którym nadal leżała Adaya pogrążona w śpiączce. Lekarze obawiali się, że mogłaby się wcale nie wybudzić. Chcieli poczekać jeszcze trochę i spróbować po prostu ją wybudzić. Rany na ciele się zagoiły, ale nie mieli jeszcze pewności co z kręgosłupem. Jak tak dalej pójdzie to będzie miała ogólny problem z powrotem do pełnej motoryki. -Ciale nie!! - zrezygnowana krzyknęła i poleciała do wujka Rogera na ręce, który właśnie wszedł do pokoju. -Potrzebujesz przerwy Fisher? - spytał uśmiechając się lekko. On sam również mocno to przeżywał. Winił siebie i swoją głupotę, że to Ady pierwszą poinformował i jeśli faktycznie coś się stanie Ady to sobie tego nie wybaczy. Była dla niego jak młodsza siostra i nigdy nie chciał by stała się jej krzywda.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Dni ciągnęły się niemiłosiernie, a spędzanie tego czasu w rozjazdach pomiędzy domem a szpitalem było istnym horrorem. Już nie chodziło o fakt, że wszystko było na głowie Art, bardziej martwiła się sytuacją żony, bo w głowie kołatała się jedna myśl – a co jeśli się nie wybudzi? Z tym okropnym przeczuciem budziła się i zasypiała, bawiła się z dziećmi i siedziała przed telewizorem. Miała wrażenie, że nie myśli o niczym innym. Oczywiście nikomu się z tego nie zwierzała, ani matce ani tym bardziej Rogerowi – choć oboje widzieli, że coś gnębi agentkę.
Sprawy siłowni przeszły na jej głowę, dlatego co jakiś czas jeździła tam, robiła opłaty, doglądała trenerów a także sama wyładowywała się na worku. Musiała jakoś wypuścić nagromadzone emocje, a to był najlepszy i najbardziej sensowny sposób. Nie potrafiła rozmawiać, zamykała się w sobie, wiedząc że w tym momencie musi być silna, choć rano ledwo co wstawała z łóżka. Nie wiedziała, że Ellie przychodziła o siódmej rano i budziła ją, tak samo jak drugą mamę. Śpiewka, że słonko wstało i czas się budzić wzięła chyba z jakiejś bajki bo normalne dzieci nie robiły takich pobudek! Albo tak przynajmniej zdawało się Fisher.
Rodzice Adayi stanęli na wysokości zadania i pomagali Artemis jak tylko mogli – zabierali maluchy na dzień czy dwa, aby mogła w spokoju mogła posiedzieć w szpitalu bez krzyków i hałasu dzieci. Upewniali się też, że ma co jeść i nie siedzi tam cały dzień. To też nie jest zdrowe dla organizmu. Co by nie mówić, mimo iż są w konflikcie z Art i samą Ady, to teraz pokazywali, że można na nich liczyć. Chyba będzie trzeba zakopać topór wojenny.
Jeśli chodzi o pracę to Fisher wzięła wolne. Szefostwo na początku kręciło nosem, ale gdy powiedziała im iż nie upilnowali sprawy Charlotte to z pocałowaniem ręki postanowili dać jej tyle czasu ile potrzebuje. Zapowiedziała też, że rezygnuje z czynnej służby i nie zamierza wracać w teren. Z tym musi się jeszcze sama zmierzyć, bo dalej wydawało się to nierealne, jednakże… była gotowa na zmianę, na zmianę dla dobra rodziny i swoje małżeństwa.
Kolejny nudny dzień w szpitalu, gdzie Fisher modliła się o cud. Chciała aby Adaya w końcu wróciła do nich. Widać, że dzieciakom brakowało mamy, która zazwyczaj była zawsze przy nich. Teraz role się odwróciły i szczerze powiedziawszy to agentka coraz bardziej doceniała żonę i jej pokłady cierpliwości do smyków.
- Czy ja wam mówiłam abyście nie szaleli i się grzecznie, podkreślam grzecznie bawili? – spytała spokojnie, już nie mając siły do ich wybryków. - Potrzebuje Adayi, nie przerwy. – powiedziała z przekąsem do Rogera. Nie był winny, ale jednak czasem powinien ruszyć tym łbem. Gdyby Artemis pierwsza dowiedziałaby się o działaniu Charlotte to coś by zaradziła… a tak…
- Ciale nie? A to co? – pokazała ramię Axela, na którym widać było odbite ząbki. - Złota rybka go ugryzła? – uniosła brew a potem usłyszała, krótkie pasiam od Ellie, która poprosiła wujka aby ją postawił na ziemi. Podeszła do Axa i spytała się czy dalej mogą się bawić, młody zwlekał z odpowiedzią ale chwile później wybiegli do sali niedaleko tej w której siedzieli, ponieważ tam był kącik dla dzieci z mnóstwem zabawek, gdzie buszowali. Dobrze, że tam była Pani opiekunka, która w miarę pilnowała dzieciaki, bo gdyby Artemis musiała mieć na nich cały czas oko to by zwariowała.
- Podpisałam papiery rozwodowe. – powiedziała po chwili ciszy jaka nastała w sali. Rzuciła to tak, jakby było oczywiste iż to zrobi. Jednak domyślała się, że agent będzie sam miał na ten temat sporo do powiedzenia.

autor

Arti

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

Każdy pomagał najlepiej jak potrafił by samej Artemis było chociaż odrobinę lżej. Mary, Roger czy właśnie państwo Castellano starali się zabierać dzieciaki na cały dzień by Art mogła być w szpitalu i nie użerać się dodatkowo z maluchami. Nawet jeśli to miało być zaledwie kilka godzin gdzie to zazwyczaj wujek Roger zabierał młodziaki do parku by się mogły wyszaleć i potem mieć mniej energii na walkę z mamą. A trzeba było przyznać, że noce Ellie przesypiała jednak z mamą Art i potrafiła przepłakać połowę nocy, bo przecież chciała do drugiej mamy.
Ellie wyglądała niczym niewiniątko będąc na rękach u wujka, a ten jedynie powstrzymywał śmiech -Mama to Shadow - rzuciła jeszcze zanim jednak ostatecznie przeprosiła cicho i zaraz wraz z Axem uciekli się bawić.
-Że co? - nie zdążył nawet usiąść na fotelu obok gdy kobieta wyskoczyła z takimi nowościami. -Znaczy... czekaj. Naprawdę chcecie się rozwieść? To jest kompletnie niepoważne. Weź się stuknij w łeb Fisher - no podniosła mu teraz ciśnienie jak nic. Zestresował się chłopak, bo uważał, że te dwie świata poza sobą nie widziały i pasują do siebie idealnie. On sam chciałby kiedyś taką relację. -Kiedy? I jakim cudem miałaś papiery? - musiał wiedzieć wszystko od początku.
Jednak zanim zaczęli porządnie rozmawiać do pokoju wbiegła Ellie, bo przez to wszystko zapomniała się przywitać z mamą! Podbiegła do Artemis i dała jej soczystego buziaka w policzek -Możesz mi? Mama też musi buzi - wyciągnęła łapki by jej pomóc z dostaniem się na łózko do mamy Ady. Kiedy już przywitanie się zakończyło i mała wróciła do brata to Roger przybliżył się do Art uprzednio sprawdzając czy dzieciaki są poza zasięgiem wzroku i słuchu. -Więc? - spytał wyczekując tej konkretnej odpowiedzi. I tak uważał, że obie postradały zmysły.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Bujaj las a nie nas, chciałoby się rzec na słowa Ellie, ale Artemis nie zamierzała dochodzić kto ugryzł brata. Kilka razy już się popisała swoimi ząbkami dlatego agetnka wierzyła, że raczej obcy dzieciak nie zaatakował syna, a tym bardziej pies, którego tu nie było. No nic, trzeba będzie jakoś oduczyć małą tych niewinnych kłamstewek, ale w tym momencie brytyjka skupiała się na czymś zupełnie innym.
Słowa uleciały bardzo szybko, zanim zdążyła pomyśleć. W końcu Roger bardzo często i gęsto lubił wyrażać swoje zdanie, mogła się spodziewać pytań i... niezrozumienia.
- Nie chcemy. Ja nie chce. - zaakcentowała tutaj część o sobie, ponieważ teraz nie miała nawet możliwości porozmawiać na poważnie z żoną. Powinny to zrobić już dawno temu - postawić sprawę jasno, a nie bawić się w kotka i myszkę. Jeśli coś leżało na wątrobie i Artemis miała dostać ultimatum, to powinno się to wydarzyć, a nie, teraz sama nie wie na czym stoi. Znaczy poniekąd wie. Podpisała papiery - rozwód ma już swoją moc urzędową, ale dokumenty jeszcze nie dotarły do prawnika - dlatego w praktyce dalej może mówić iż ma żonę.
Już otworzyła buzię, ale wystarczyła chwila by ją zamknęła. Mały szkrab wleciał do pokoju jak burza i nie pozostało jej nic innego jak delikatnie się uśmiechnąć. Przyjęła buziaka, który ewidentnie był zaadresowany do niej, a po pytaniu córki, podniosła ją i pomogła z rozdysponowaniem kolejnego całusa. Czasem zastanawiała się czym sobie zasłużyła na tą miłość od dzieci. Adaya jest dużo lepszą mamą pod każdym wręcz względem. Ciężko zaakceptować obraz siebie jako matki, co powoli starała się przemóc na przestrzeni lat.
Gdy zostali sami przetarła dłonią oczy.
- Znalazłam papiery w sypialni. Podpisane już przez Adayę... co miałam innego zrobić? Skoro chce się ode mnie uwolnić, to przecież dając jej to co chce chyba jej pomogę... - sama już nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Dużo prościej byłoby porozmawiać, ale cóż... teraz to ona mogła co najwyżej prowadzić monolog, który i tak nie wniesie niczego nowego. - Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. Nie słyszeć dzieciaków w salonie, nie budzić się koło niej, ale Roger... jeśli ona tego chce. - serce miała pęknięte i nie wiedziała jak je naprawić. Jedynym pewnikiem była kość niezgody - czyli praca Art. Agentka rozumiała, że przez nią straciła rodzinę i coraz bardziej chciała się od tego uwolnić. - No nie patrz tak na mnie. Kocham ją... walczyłam, ale jeśli to za mało... - spuściła wzrok na obrączke delikatnie obracając ją na palcu. -... to powinnam się odsunąć.

autor

Arti

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

No co przynajmniej młoda probowała prawda? Trzeba najpierw spróbować zanim ostatecznie się przyzna się do popełnionych czynów. Zresztą sam się o to prosił! Drażnił ją więc nic dizwnego iż go udziabała, ale o tym to nikt nie wiedział. Nawet sam Roger, który przecież miał na oku szkraby.
-Ona pewnie też nie. - rzucił marszcząc brwi i wskazał paluchem na Adayę, kóra w tym momencie nawet nie była świadoma tego co się tu wyprawia. W sumie to przecież ona była tą, która pierwsza zostawiła autograf na papierach rozwodowych. -Tak łatwo zamierzasz się poddać? - no nie mógł uwierzyć, że Artemis Fisher była taką fają! Najtwardsza babka jaką znał i od tak podpisała te nieszczęsne papiery rozwodowe. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że obie mogą tego nie przeżyć. Były od siebie praktycznie uzależnone. Jednak potrzebowała drugiej, a dzielenie się dzieciakami też i na nie wpłynie niekorzystnie. No on po prostu był na nie z tym całym cyrkiem. Musiał powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś więcej, bo Ellie postanowiła wpaść rozdać buziaki. Nawet ugryzł się w policzek by tylko nie zacząć paplać w towarzystwie małej. Art nie potrzebowała potem jeszcze dodatkowych pytań od dzieci.
-A co jeśli podpisałą je w gniewie i tak naprawdę tego nie chce? Ja was nie rozumiem. Zamiast naprawdę usiąść i pogadać to obie zamykacie się w sobie tocząc tą głupią wojenkę. Jesteście gorsze niż dzieciaki - przewrócił teatralnie oczami. Jak będzie trzeba to wreszcie sam interweniuje i tyle będzie. Nawrzuca im prawd i może obie ostatecznie ogarną tyłki na tyle by zrozumieć, że robią największą głupotę w swoich życiach -Art, Adaya nie widzi świata poza Tobą, ale mam wrażenie, że po prostu nie chce walczyć z Twoją pracą i dlatego chce postraszyć Cię rozwodem. Pomyśl nad tym może co? Może faktycznie musisz sama pokazać, że ona i maluchy są najważniejsze? - nie chciał się wtrącać, ale chyba wreszcie dorósł do tego by wyrazić swoje zdanie.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Westchnęła i spojrzała swoim zimnym spojrzeniem na Rogera. - Uwierz mi, nie poddałam się. - bo chyba mężczyzna nie był świadom jakie wyrzeczenie zrobiła te kilka lat temu. Nikt nie wiedział o stołku szefa MI6 poza Adayą oraz matką. Nie było czym się chwalić. Takich propozycji po prostu się nie odrzuca. Jednak ona postawiła wszystko na jedną kartę. Spakowała manatki, zaczynała od nowa w innej agencji, w innym kraju, dobrze wiedząc że chce zmienić się na lepsze... dla Adayi. Miała wrażenie, że scenariusz się powtarza, tylko w troszkę innym wymiarze - teraz musiała skończyć z pracą już całkowicie. Biurko nie jest opcją, bo doskonale wiedziała iż nie wysiedzi za nim. Musiała oddać tą cząstkę siebie, aby nie stracić najważniejszej osoby w swoim życiu.
- Och znalazł się mądrala. Dobrze wiesz, że ciężko się ze mną rozmawia i trudno mnie do czegoś przekonać. - co chyba nie raz udowodniła w pracy a tym bardziej prywatnie. - Zrobiłybyśmy obie burde w domu i tyle by było. - bo czasem nie potrafiły powstrzymać tych gorzkich slów i emocji jakie nimi targały. Artemis po Meksyku faktycznie uzmysłowiła sobie, że przeszłość może ją dosięgnąć wszędzie i jeśli nie przestanie to sprowadzi na siebie i swoją rodzinę nieszczęście nawet jeśli za wszystkim stała Charlotte. Już każdy wie, że żyje a lipny pogrzeb nie wiele wniósł, poza tymi miesiącami rozłąki.
- Postraszenie mnie nie jest dobrym sposobem Roger. Nie lubie mieć ultimatum. - zawsze wtedy czuła, że musi odpuścić. Nawet jeśli nie była to dobra decyzja.
- Bloody Hell... są najważniejszi. Tyle że kim ja będę jeśli stracę tę cząstke siebie co? Jeśli zrezygnuje z bycia agentką kim będę? Roger przez ponad dwadzieścia dwa lata nie robiłam niczego innego. - zabrzmiała jak dinozaur ale taka prawda. Wmawiała sobie że nie nadaję się do bycia kimś innym. Przerażało ją widmo znalezienia normalnej pracy... co miała wpisać w CV? Morderstwa na zawołanie? Szanujmy się!
- Ja wiem, że jeśli pozwole na rozwód to koniec. Koniec tego co tworzyłyśmy i co przeżyłyśmy przez te kilka lat. Ja... - znów spojrzała na obrączke i przymknęła oczy które zaszły jej łzami. Nie bedzie płakać przy kumplu - nie i koniec. - Ja jestem zmęczona... pracą, wyjazdami ale jednocześnie jeśli to stracę... pracowałam na to tyle czasu...- wewnetrzna walka w Fisher dalej trwała i jeszcze nie wyciągnęła odpowiednich wniosków. Spojrzała na śpiącą żonę i westchnęła. Tymi papierami Adaya zrobiła prawdziwy mętlik w głowie brytyjki.

autor

Arti

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”