WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
– No wiem, wiem, że tęskniłeś ze swoim chłopakiem – zaśmiała się pod nosem i delikatnie musnęła palcami jego nos z rozbawieniem, bo wiedziała doskonale, jak bardzo wewnętrznie Alex potrzebował się wygadać ze spraw, z których jej wygadać się nie mógł – dlatego chyba Cons była tak wdzięczna niebiosom za Sarah. Odetchnęła głęboko i spojrzała na niego. – Będzie potrzebował twojej pomocy. Wydaje mi się, że coś odjebał przy pokerze, ale nie jestem pewna, co – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Na pewno się zaraz dowiemy – dodała, spoglądając na Alexa z czułością.
– Naprawdę? – na pulchnej buzi Cons pojawił się teraz słodki uśmiech. – I tak Juls wraca głównie na noce, a i to czasami nie, a dom jest na tyle duży, że będziemy mieć na pewno dużo – dodała z uśmiechem i już chciała go znów pocałować, ale weszła Sarah i zaczęła pewnie wyjaśniać, co takiego się stało. I chociaż Cons i Alex na bank się od siebie odsunęli, to mimo wszystko nie puszczała jego dłoni. Nie chciała jej puszczać.
ztx2
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
Zapewne dla niejednej osoby, zwłaszcza takiej o romantycznym usposobieniu, zaskoczeniem okazałby się fakt, że trwałego i stabilnego związku nie dało zbudować się jedynie na miłości - a to, że się kogoś kochało, najwidoczniej nie było dostatecznie silną motywacją, aby o ów związek zawalczyć. Nie motywowało ich też to dziecko, jakie już za parę miesięcy miało przyjść na świat - a jeśli nie to, to czy cokolwiek było jeszcze w stanie sprawić, by otrząsnęli się z tego letargu i zaczęli działać, zanim będzie za późno - czy może już było za późno? Jeśli nie uczucia - i jeśli nawet nie obawa oto, jak wiele mogli stracić - to może realna groźba tej straty; realny strach, niepewność, lodowaty dreszcz na karku i pchające się niepowstrzymanie do głowy czarne scenariusze, miały wreszcie uzmysłowić brunetowi, do czego dopuścił? Do czego oboje dopuścili, lecz czego konsekwencje ponosiła obecnie Jordana - oraz ich dziecko, które było przecież całkowicie bezbronne i uzależnione od niej, a jego życie - nierozerwalnie związane z tym jej. Ale w pewnym momencie oboje chyba o tym zapomnieli. Chet - zapomniał o tym, kiedy mniej lub bardziej świadomie krzywdził ją, nie panując nad własnym gniewem i nad własną siłą. Kiedy wraz z każdą kłótnią dokładał jej stresu. A ona - zapominała, gdy brała na siebie więcej, niż była w stanie udźwignąć; gdy nie dbała należycie o swoje zdrowie, gdy zbyt dużo pracowała i zbyt mało jadła. I można by winę za to wszystko zepchnąć na Chestera - to on był jej szefem w barze, ale równocześnie człowiekiem, który miał zapewnić jej odpowiednie warunki życia, aby nigdy nie musiała się martwić ani o siebie, ani o swoje dziecko. I starał się jej to zapewnić; starał się z całych sił. Do czasu. Nie mógł przecież trzymać Jordie zamkniętej w domu - który oboje chyba zaczynali nienawidzić - niczym w złotej klatce. Nie mógł o nią dbać, jeśli ona sama tego nie chciała i jeśli mu na to nie pozwalała. Nie mógł zabronić jej pracować, jeśli poczucie niezależności było tym, czego potrzebowała. Była wszak dużą dziewczynką, która sama wiedziała najlepiej, co było dla niej dobre. A w każdym razie tak twierdziła. Tak naprawdę jednak Chet nawet nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, jak wiele Jordana na siebie w ostatnim czasie wzięła. Znał jej grafik w barze, gdzie chcąc nie chcąc i tak była uprzywilejowana i pracowała w godzinach najmniejszego lub zerowego ruchu, nawet jeśli oznaczało to mniej napiwków - ale i lżejszą robotę. Jednak nie wiedział, o której wychodziła z domu, ile godzin spędzała na uczelni bądź innych zajęciach, i o której wracała - chyba że zdarzyło mu się wrócić przed nią, lecz przykra prawda była taka, że Chet również wolał spędzać popołudnia i wieczory poza czterema ścianami, w których witała go jedynie pustka i ta okropna cisza, jakie nieustannie przypominały mu o tym, jak jałowym stało się jego życie. Chociaż powinien być do tego przyzwyczajony - podobnie wszak wyglądało ono, gdy brunet mieszkał jeszcze w Nowym Jorku i gdy poza pracą nie miał nic. Gdy wracał każdego dnia do pustego mieszkania, a przed całym światem stwarzał pozory szczęśliwego i spełnionego człowieka. Ale, mimo iż trwało to wiele lat, to od tamtej pory mężczyzna zdążył przywyknąć do zupełnie innego stanu. Do budzenia się obok Jordany, i do tego, że każdego dnia wychodząc do pracy nie mógł się doczekać, kiedy znów ją zobaczy. Do tego, że miał z kim porozmawiać, choćby na te najbardziej błahe tematy. Do tego, że nie był sam. Obecnie zaś oboje byli sami: pod jednym dachem, ale w dwóch łóżkach, w oddzielnych sypialniach. I to była najgorsza rzeczywistość z dotychczasowych - rzeczywistość, do której nie chciał się przyzwyczajać. A jednak kolejne popołudnie przyszło mu spędzać na siłowni, wyładowując frustrację na worku treningowym - chociaż może powinien raczej pomyśleć o jakichś ćwiczeniach relaksacyjnych? Jak dotąd ograniczał się co najwyżej do patrzenia, jak Jordie ćwiczyła jogę, ale nie można powiedzieć, aby to go uspokajało - raczej jeszcze bardziej pobudzało. Dlatego wolał wyładować i wypocić napięcie, niż je w sobie dusić. Po intensywnym treningu poszedł pod prysznic, i zdążył się akurat przebrać, kiedy rozdzwoniła się jego komórka, a na wyświetlaczu ukazał się nieznany numer. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać - ale z drugiej strony, człowiek nigdy nie spodziewa się złych wieści. Zaś po tym, co usłyszał, trudno było oczekiwać dobrych - bo chociaż Jordana podała w szpitalu jego numer do kontaktu głównie z myślą o tym, żeby w razie konieczności powiadomili go, jako ojca jej dziecka, gdyby miała rodzić, to na to było jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie. Pani po drugiej stronie, jakże uprzejmym tonem powiadomiła go jednak tylko o tym, że Jordana Halsworth trafiła do szpitala - dodając, że więcej będzie mógł dowiedzieć się na miejscu, a ona przez telefon nie mogła podać żadnych informacji o stanie zdrowia brunetki ani o okolicznościach, w jakich w ogóle się tam znalazła. A to spowodowało tylko, że mężczyzna kompletnie nie wiedział, co myśleć. Pospiesznie wrzucił przepocone ciuchy do torby i zbyt pochłonięty narastającymi w nim obawami o stan Jordie, nie odpowiedział nawet na pożegnanie dziewczyny na recepcji, gdy opuścił budynek siłowni i dopadł do swojego samochodu, wrzucając torbę na tylne siedzenie. Odpalając silnik, mimowolnie przyłapał się na tym, jak mocno drżały dłonie. Można to tłumaczyć zmęczeniem mięśni - był jednak przyzwyczajony do stresujących sytuacji: w dawnej pracy były one jego codziennością, i niezależnie od poziomu adrenaliny, ręce mu nie drżały, kiedy trzymał broń, gotowy, by w razie konieczności móc strzelić - celnie. A teraz trzęsły się tak, że z trudem trzymał kierownicę, a później - dudnił bezmyślnie palcami w chłodny blat, czekając niecierpliwie, aż młoda kobieta poinstruuje go, w jakiej sali umieszczono Jordanę. Gdy tylko podała mu numer oraz kierunek - bo bez tego błądziłby tylko po tych cholernych korytarzach i jeszcze bardziej się wkurwiał - ruszył tam energicznym krokiem, rozglądając się w poszukiwaniu drzwi o odpowiednim numerze. I dopiero odnajdując te właściwe, zatrzymał się nagle i odetchnął głęboko, jakby przygotowując się na to, co tam zastanie. Na konfrontację z Jordie. Nacisnął w końcu klamkę i wszedł do środka, nie siląc się nawet na to, by ukryć zmartwienie, jakie z pewnością malowało się na jego twarzy, zanim w jednej chwili ustąpiło miejsca realnemu niepokojowi, kiedy brunet zatrzymał się w pół kroku, widząc jej łzy, mogące sugerować, że ich dziecku coś się stało. Bo niby z jakiego innego powodu Jordana miałaby płakać? Dlatego, że była tu zupełnie sama? Że nie mogła na niego liczyć? Że popełniła największy błąd w swoim życiu pozwalając, aby ojcem jej dziecka był ktoś taki jak on? Zmarszczył brwi i rozchylił pytająco usta, i chociaż chciał podejść bliżej, przytulić ją, pocałować - to nie mógł. Stał więc po prostu, przyglądając jej w oczekiwaniu, ale nim zdążył wydusić z siebie jakiekolwiek pytanie, ciemnowłosa ubiegła go informacją o tym, że z dzieckiem wszystko było w porządku, na co Chet finalnie odetchnął z wyraźną ulgą i skinąwszy lekko głową, przełknął z trudem ślinę. - To dobrze - uznał, robiąc kolejny krok w jej stronę. Oczywiście, że obawiał się o ich dziecko - nie tylko dlatego, że było ono ostatnim ogniwem, jakie ich jeszcze łączyło i gdyby istotnie coś z nim się stało, z nich samych nie byłoby już czego zbierać. - A ty, jak się czujesz? Co się w ogóle stało? - zapytał, bo tego w dalszym ciągu nie wiedział. Mógł pomówić z lekarzem za jej plecami, o ile ten cokolwiek by mu powiedział, ale najpierw musiał ją zobaczyć. Musiał się upewnić, że była zdrowa i bezpieczna, nawet jeśli ona sama nie wierzyła w to, że jego troska była szczera. Do tego również powinien już przywyknąć.
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
/ zt x2
-
To, co przez ostatni rok się działo z Jacksonem dla wszystkich było owiane tajemnicą, pewnie się martwili, że był torturowany, tymczasem sam zainteresowany wcale nie był niczyim więźniem - a przynajmniej tak mu się wydawało, bo wiódł sobie spokojne życie na jakiejś farmie w Tennesee czy innym Texasie. Ogarniał ranczo, ogarniał życie, miał Judy, w której naprawdę się zakochał... I nie pamiętał zupełnie swojego poprzedniego życia. Nie pamiętał interesów w Dragonie, nie pamiętał, że miał syna, córkę, nie pamiętał o cudownej Sarah. Po prostu przyjął, że ludzie go otaczający mówili prawdę - że nazywał się Robert Finley, że od dawna prowadził to ranczo, na które go przewieźli... Pewnie dali mu do zrozumienia, że nic złego się nie dzieje, wmówili, że miał jakiś wypadek samochodowy i tak sobie żył spokojnie, może nawet się Judy oświadczył? Tak więc, kiedy na ranczo wpadli Alex i kilku innych facetów, zrobili rozpierdol i okazało się, że jego kumple - pomagierzy nosili ze sobą broń - trochę się zdziwił i poczuł się jednak dość mocno oszukany, co nie. W każdym razie, mężczyzna teraz siedział w szpitalu, pewnie przywieziony prosto z jakiegoś rezonansu i czekał na Alexa - bo tak przedstawił się facet, który podawał się za jego najlepszego kumpla. Nie spodziewał się jednak, że do sali przyjdzie ktoś inny - śliczna, filigranowa kobieta. Uśmiechnął się delikatnie, nie wyglądała pewnie na kogoś z personelu więc przyglądał się jej z lekkim zainteresowaniem.
- Hej - rzucił nieco skonsternowany. Była młodziutka. Może była jego siostrą? W końcu Alex pewnie wspominał, że miał trochę rodzeństwa, gdy lecieli do domu. Dom. Dziwne. To na ranczo czuł się jak w domu i teraz, w ostrym świetle jarzeniówek wcale nie czuł się swojsko. Nie rozpoznał kobiety.
- Lekarze mówią, że wszystko jest w porządku, tylko... Nie wiedzą, kiedy pamięć mi wróci. I czy w ogóle - zacisnął usta, sądząc że kobieta została już o jego amnezji poinformowana. Dziwnie mu było ze świadomością, że tak naprawdę nazywał się Jackson Russell. Nie był pewien, jak się do tego przyzwyczai, bo wszystko, absolutnie wszystko związane z tą osobą - z osobą Jacksona było mu kompletnie obce.