WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
– I co byś zrobił? Co najwyżej mogłaby postrzelić też ciebie – stwierdziła, zaciskając mocno dłoń na jego dłoni i starając się uspokoić. – Wiem, że i tak musielibyśmy zaraz to zrobić, ale… Nie wiem, chyba jakaś część mnie miała nadzieję, że mój organizm sobie poradzi i że to wszystko… Że to nie będzie tak – przygryzła dolną wargę, bo nie zamierzała owijać w bawełnę. Wolną dłoń ułożyła na kołdrze w okolicach podbrzusza, które było teraz naprawdę obolałe. Odetchnęła głęboko.
– Mamy jakiś plan? Ona naprawdę jest niebezpieczna, Alex. Poza tym boję się, co może zrobić, jeśli dowie się, gdzie są dzieciaki – przygryzła dolną wargę. Na pewno pan Clarence i Russell zadbali o to, by kobieta nie miała jak ich namierzyć, nawet Alex i Meg nie znali dokładnego położenia łodzi w tym momencie, ale szatynka się tym naprawdę mocno stresowała.
– Kiedy mogę stąd wyjść? I gdzie jest Sarah? – przygryzła dolną wargę, bo jakoś dziwny wydał jej się fakt, że jej siostry tutaj nie ma. Może nie wiedziała? – Wszystko z nią okej? W sensie… Jej nic się nie stało? – skoro sama Meggy została zaatakowana, to kto wie? Może Sarah również?
-
- Nie wiem, nie umiem Cię nawet obronić, ale może chociaż bym był obok, ja... nie wiem - w jego głosie mogła wyczuć rozpacz, po mimo ze tak mocno starał się z nią walczyć. Ucałował czule jej blade czoło, wzdychając cicho. - Może tak miało być, Meggy? Twoje ciało i tak odmawiało Ci coraz bardziej posłuszeństwa i może tak... może tak będzie lepiej - szepnął, w ogóle nie brzmiac przekonująco. Kochał ją i tak samo kochał to dziecko które żyło w jej łonie do momentu postrzału, ale jeśli miał wybierać... wybierał ją. Nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla Jasona i tez trochę dla Katie. To dla nich musiała żyć, nie?
- Nie skrzywdzi ich. Zajmowała się obojgiem z czułością i myśle, że tego nie zrobi - Gdyby chciała to zrobić to już by to zrobiła, prawda? Chociaż tęsknił za nimi okropnie i nie mógł doczekać się dnia w którym wszystko wróci do normalności. - Musimy użyć planu b i ściągnąć ją dzięki mnie. Wystawie się i wtedy sukę dopadniemy. - zadecydował stanowczo, siadając tak na łóżku by moc ją przytulić do siebie. Na zadane przez nią pytania westchnął cicho.
- Kilka dni musisz zostać na obserwacji, a Sarah w porządku. Przywieźli mnie tu z Jackiem, teraz pojechali do domu po rzeczy dla Ciebie. - odgarnal kilka kosmyków jej włosów z twarzy, zaraz gładząc czule jej policzek.
-
– Ale wtedy to była nasza decyzja, Alex. Nasza, nie jej. Wiem, że to był ostatni dzwonek, właściwie jechałam do domu z myślą, żeby ci powiedzieć, że mój organizm się powoli poddaje, ale jednocześnie… To nie miało tak wyglądać. Nie w ten sposób – mamrotała pod nosem, zaciskając drobne dłonie na jego dłoniach i wzdychając ciężko. Z drugiej strony faktycznie nie potrafiła podjąć tej decyzji i może to, że Grace jej to prawo odebrała było darem, a nie przekleństwem? Może miał rację? Odetchnęła cicho i zagryzła policzki do środka.
– Sama nie wiem. Po prostu chciałabym już wrócić do normalności. Mieć obok dzieciaki, mieszkać w naszym domu… Nie możemy ciągle żyć w strachu – odetchnęła ciężko i zupełnie szczerze, w tym momencie choćby miała zajebać sukę własnymi rękami to miała zamiar pozbyć się Grace.
– I co, myślisz, że ona uwierzy, że mnie zostawiłeś po poronieniu? Alex, ona jest psychiczna, ale nie jest głupia – przygryzła dolną wargę. Czego jak czego ale inteligencji nie mogła odmówić psychopatycznej eks Alexa. Była beznadziejna, ale zawsze krok przed nimi.
– Nie chcę tu być – mruknęła naburmuszona i przytuliła się delikatnie do niego. – Opracujmy ten plan B. Chociaż trochę mnie martwi wystawianie cię na linię frontu – przygryzła dolną wargę, zerkając mu w oczy.
-
- Wiem - nie wiedział co powiedzieć, miała racje bo to nie była decyzja którą powinien podejmować ktoś za nich i jeśli Grace ostatecznie chciała sprawić, żeby ja znienawidził, to w końcu jej się to udało. Myślał ze po wcześniejszych sytuacjach przestał ją szanować, ale aktualnie wszedł na nowy Level negatywnych emocji wobec swojej byłej żony.
- Dlatego musimy się jej pozbyć - zadecydował, z miną tak śmiertelnie poważną, że mógł wyglądać wręcz strasznie. - Źle się za to wszystko zabieraliśmy. Musimy ją gdzieś zwabić i po prostu kurwę załatwić. Trzeba udać, że się ze sobą rozstajemy, nawet podpisać fikcyjne papiery rozwodowe, żeby tylko ją zachęcić. - zmarszczył czoło. Takie było jego stanowisko i zamierzał się za to na dniach zabrać. Już dziś jak zamieni się z Sarah wróci do domu i coś z Jacksonem wymyśli. To jedyne słuszne rozwiązanie. Jeśli ona nie zginie to ich życie nigdy nie wróci do normalności.
-
– Po prostu mam dość tego, że nawet kiedy przestała się do ciebie przystawiać, to ciągle jest w naszym życiu i robi nam pod górkę – zacisnęła usta, wzdychając ciężko. Nie miała zielonego pojęcia, jak to rozwiązać, ale nienawidziła Grace z całego serca. Odkąd kobieta niemal ją zabiła, zdecydowanie Megan miała serdecznie dosyć. Pokiwała powoli głową. Wiedziała, że miał rację, ale jednocześnie nie podobała jej się perspektywa zostawienia go sam na sam z Grace w jakimkolwiek scenariuszu.
– Wiem, że musimy, ale nie chciałbym żeby się do ciebie przystawiała. Poza tym, co jeśli coś jebnie? Co jeśli się domyśli i znów będzie dramat, bo postanowi coś zrobić tobie albo mnie? Co jeśli coś pójdzie nie tak, Alex? – uniosła brwi i odetchnęła ciężko, obejmując twarz ukochanego dłonią i głaszcząc delikatnie kciukiem.
– Nie chcę, żebyś musiał się narażać. Poza tym, co jeśli i tak będzie chciała mnie zabić, żeby mieć pewność? Alex, sama nie wiem. Poza tym myślisz, że by kupiła nasz rozwód tuż po tym jak zabiła nasze dziecko? – uniosła brwi, bo nadal – Grace była dość inteligentna i chyba znała Alexa na tyle, że wiedziała, że by nie zostawił swojej kobiety tuż po takim wydarzeniu w ich życiu. A potem pewnie jeszcze pogadali, ona została na obserwacji w szpitalu i potem po jakimś czasie wyszła.
/ztx2
-
Zacznijmy od tego, że gdy Cedrick i Arleene wyszli, Mike faktycznie zaczął zajmować się Reagan. Dziewczynka była cudowna - mądra i urocza, wiadomo że po nim udziedziczyła mądrość, a urodę po matce, nawet jeśli mała przypominała Arlee bardziej jego. Tak czy siak, po powrocie do domu, Cedrick nadal był nabuzowany i mężczyźni trochę się pokiereszowali. Reyes miał odbite oko, zapuchnięty policzek i znów wyglądał jak po jakiejś walce w klatce w Dragonie. Oczywiście nie chciał tak się pokazywać Arlee, ale z drugiej strony... Reyes słyszał pewnie od Alexa albo od samej Connie, że niestety poród był odrobinę skomplikowany, a maluszek osłabiony, w związku z czym Arleene musiała zostać nieco dłużej w szpitalu. Zmartwił się tym oczywiście i stwierdził, że naprawdę MUSI ją zobaczyć. Tak więc w szpitalu pojawił się z jej ulubionymi kwiatami i z małym misiem dla maluszka, który na razie leżał sobie na obserwacji. Zapukał do sali i kiedy usłyszał proszę, uśmiechnął się delikatnie, chociaż twarz go dość mocno bolała po całej bójce z Cedrickiem.
- Hej, mogę? Przepraszam, że bez zapowiedzi. Jak się czujesz? - zlustrował blondynkę troskliwym spojrzeniem i dał jej kwiaty i maskotkę, bo nie bardzo wiedział, co może jeszcze zrobić. Naprawdę się o nią martwił.
-
- Hej - uśmiechnęła się do niego delikatnie, próbując udawać ze jego widok to nic nadzwyczajnego ale ekran monitora ją zdradzał, gdy tętno nagle przyspieszyło. Zarumieniła się przez to lekko, ale przyjęła prezenty. - Bywało lepiej, ale... jak ty się czujesz? To oko wyglada nieciekawie - przesunęła się nieco na łóżku, robiąc mu miejsce by mógł usiąść a gdy to zrobił bo zakładam ze tak, ułożyła dłoń na jego udzie.
- Przepraszam za niego, nigdy się tak nie zachowywał i... po prostu przepraszam - zlustrowała go wzrokiem. Poczuła silną potrzebę bliskości z nim ale jednocześnie ta potrzeba okropnie ją przytłaczała; nie łatwo było jej w ogóle o nim myśleć po tym, co ostatnio się wydarzyło.
-
– Widzę, że to nie na mój widok liczyłaś? – uniósł brwi, bo może z kimś się umówiła? Do głowy mu nie przyszło, że Cedrick strzelił focha i nie odwiedził jeszcze swojej żony ani ich dziecka. Było to dziwne i najzwyczajniej w świecie chujowe zachowanie. Tak czy siak, widząc przyspieszone tętno, uśmiechnął się pod nosem. Miał w sobie jeszcze „to coś”. Gdy przyjęła prezenty, spojrzał na nią, machnąwszy ręką.
– Biorąc pod uwagę, że nie tak dawno wypchnęłaś z siebie dziecko, myślę, że o mnie nie ma co mówić. To nic w porównaniu do tego, co musiałaś przejść. Connie wspominała, że było ciężko? – uniósł brwi Zorską i usiadł na skraju łóżka kobiety, nakrywając jej dłoń swoją. W pierwszym odruchu chciał pogłaskać jej policzek, jednak wiedział, że powinien się wstrzymać z tego typu czułostkami. Nie była jego żoną czy narzeczoną, ale jednak te nawyki gdzieś tam w nim pozostały.
– Nie masz za co przepraszać, Arlee, to nie twoja wina. Po prostu… Skoro mówisz, że nigdy taki nie był, to ci wierzę. Po prostu się martwię – odpowiedział cicho, lekko zaciskając palce na jej dłoni i wzdychając cicho. Martwił się przede wszystkim o nią. Nadal ją kochał i nie chciał, żeby była w związku z jakimś popierdolonym agresorem. Serio, Cedrick mu zaczynał przypominać jakiegoś wkurwionego pitbulla który ujadał o chuj wie co.
właścicielka siłowni
własna siłka
broadmoor
To nie tak miało wszystko wyglądać.
Adaya miała tyle planów na czas wyjazdu Artemis. Miała poświęcić się treningom, bo tylko to tak naprawdę potrafiło utrzymać ją we względnym spokoju. Przez pierwsze dni po wyjeździe Fisher praktycznie nie wychodziła z mieszkania, ale potem wróciła do normalnego trybu życia. Nikły kontakt to jednak jakiś kontakt i nie narzekała na to, że nie mogła godzinami rozmawiać ze swoją kobietą. Musiała się uzbroić w cierpliwość i wyczekiwać tej jednej wiadomości, która potwierdzi powrót Arti do domu.
Nic, ale to nic nie zwiastowało tragedii, która się rozegra. Castellano wiodła sobie spokojne życie i naprawdę nie zawadzała nikomu. Nawet nie imprezowała, bo jakoś nie miała ochoty. Znajomi drwili z Ady, że znalazła się pod pantoflem starszej kobiety i przestała być rozrywkową laską, z którą można było przetańczyć całą noc i upić sie do nieprzytomności. A Adaya po prostu nie miała ochoty. Nie po to przechodziła przez odwyk by ponownie skończyć w tym bagnie, a wiedziała, że tak właśnie się stanie jeśli wróci do starych nawyków.
Czas dzieliła między pracą, a rodzeństwem. Po prostu.
Wracała z jednego z bardzo późnych treningów. Ze słuchawkami w uszach i telefonem w dłoni dzielnie szła pod 23 przez jeden z ciemnych parków. Zawsze tak wracała i nic się nie wydarzyło... aż do tej pory.
Państwo Castellano dostali telefon grupo po północy, że ich najstarsza córka wylądowała w bardzo ciężkim stanie w szpitalu i jest możliwość, że może nie przeżyć nocy. Znalazła ją grupka imprezowiczów ledwo żywą w parku. Z ich zeznań wynikało, ze chwilę wcześniej widzieli uciekających czterech rosłych facetów. Nic więcej. Jedynie Adaya wiedziała co się tej nocy wydarzyło, chociaż obrażenia wskazywały na gwałt, a w jej organizmie wykryto bardzo dużą dawkę narkotyków. Czyżby ich córka wróciła do starych nawyków i znalazła się w złym towarzystwie? Do takich wniosków doszli... widocznie była jeszcze za słaba. Jednak prawda była zupełnie inna, a Adaya miała bliskie spotkanie z człowiekiem, którego nie chciała widzieć więcej na oczy. Przed którym ostatnim razem obroniła ją Artemis wymachując bronią przed jego twarzą. Biologiczny ojciec postanowił ją odnaleźć i ukarać za to, że zabrała mu Chrisa. Stracił kolejne dziecko, bo przecież Alice uciekła z jego życia. Ada nie miała szans z czterema rosłymi facetami, w których organizmie pewnie krążyła amfa albo inne gówno.
Pani Castellano kilka dni biła się z myślami czy poinformować Artemis o tym co się wydarzyło. Adaya już tydzień była w śpiączce, a lekarze bali się ją z niej wybudzić, bo nie do końca wiedzieli jak się zachowa organizm trenerki po tym wszystkim. Dawka narkotyków była wręcz zabójcza i dziwili się, że dziewczyna przeżyła.
Ostatecznie kobieta nagrała się na pocztę głosową Fisher. 'Artemis. Wybacz, że odrywam Cię od... od pracy, ale to nie może dłużej czekać *pociągnięcie nosem* Ady... moja kochana Adaya, w sumie nasza. Jest w szpitalu w ciężkim stanie. Została zaatakowana w parku. Ellie mówiła by nie zawracać Ci głowy, ale wiem, że chciałabyś wiedzieć co się dzieje'. Wyrazy, zdania były w kompletnym chaosie, bo jak dać znać w delikatny sposób ukochanej córki, że jej partnerka jest na granicy śmierci?
Agentka CIA
Oddział CIA
broadmoor
Na spotkaniu stawiło się kilka osób. Poinformowała ich o dostosowaniu treningu i ograniczeniu godzin spędzanych na salce. Sporo osób jej przytakło, ponieważ wiedzieli, że jeśli się nie zgodzą będzie robić im pod górkę. Pracowała dla nich od kilkunastu lat i szacunek obejmował wszystkie strefy, dlatego mimo wielkich oporów przyznała, że ma partnerkę w Ameryce i chciałaby zmniejszenia wymiaru misji. Argumentowali, że to zależy od niej i jej szybkości wykonywania powierzonych zadań, ale nie do końca tak jest. Nierzadko wstrzymywali ją w krajach ponieważ musieli mieć pewność, że wszystko zostało załatwione, co widać chociażby po Australii. Zbyt szybko chciała wyjechać i trafiła na większe towarzystwo niż myśleli.
Ostatecznie po kilku dniach zrobiło się luźniej, a ona mogła wysyłać bardziej pozytywne wiadomości do Castellano, potwierdzając, że już wszystko jest w porządku. Szefostwo dodatkowo stwierdziło, że przetrzymają ją na przygotowaniach do odbycia kolejnej misji, ale zadzwonią do niej kiedy będzie potrzebna. Także jeśli przemęczy jeszcze te kilka tygodni, będzie mogła wrócić do Seattle i czekać na telefon z konkretnymi instrukcjami. Nie będzie musiała siedzieć w Londynie do usranej śmierci, aż w końcu wybiorą gdzie ma się udać. Powrót do Ady wydawał się być bliższy.
Zaniepokoił ją brak odpowiedzi po którejś kolejnej wiadomości. Chciała zadzwonić, ale wiedziała, że to nie wchodzi w grę, dlatego jedynie próbowała dobić się smsami do kobiety. Nie spodziewała się, że może być to niemożliwe. Nie miała żadnych złych przeczuć. Myślała, że blondynka po prostu miała sporo na głowie. Praca nie wybiera. Dodatkowo zapewne Chris zajmował jej większość czasu.
Gdy odebrała telefon, akurat wychodziła z łazienki. Poczuła ścisk w żołądku kiedy usłyszała panią Castellano. Pierwsze słowa już zapaliły czerwoną lampkę w jej głowie. Coś jest nie tak. Kobieta brzmiała jakby była roztrzęsiona czymś co się stało. Dlaczego Adaya nie zadzwoniła do niej?
Słowa docierały do niej jak w zwolnionym tempie. Nawet się nie przywitała z kobietą po prostu słuchała, ale tak jakby wszystko natychmiast wylatywało z jej głowy. Ręką podparła się o ścianę, czując że jeszcze chwila i osunie się na ziemię. W końcu oparła się o nią plecami i zjechała na podłogę. Cała siła aby choćby stać uleciała z niej w jednym momencie, gdy usłyszała, że trenerka jest w ciężkim stanie. Gula w gardle uniemożliwiała jej powiedzenie choćby pojedynczego słowa. Nawet nie poczuła, że po policzkach lecą jej łzy.
Zaatakowana w parku
Nie chciała wiedzieć więcej. Miałą wrażenie, że gdyby usłyszała kolejne słowa to po prostu nie wytrzymałaby tego emocjonalnie. Spojrzała na zegarek który miała na nadgarstku. Loty do Seattle były o jednej godzinie. Miała trzy godziny. Może zdąży kupić bilet. Nie ważne jak drogi będzie. Rozłączyła się. Wiedziała, że nie powinna tak robić ale czym prędzej powrzucała kilka najważniejszych rzeczy do walizki i wyszukała lot. Zadzwoniła do MI6, że wraca do Stanów co spotkało się z wielkim sprzeciwem z ich strony, lecz ona na to nie zważała. Lata pracy się nie liczyły i doskonale wiedziała co się wiąże że złamaniem zasad. Jednak musiała lecieć.
Cały lot siedziała jak na szpilkach nie mogąc skupić na niczym myśli. Czuła się okropnie z tym co mówiła przez telefon do szefa, ale Adaya jest ważniejsza niż kolejna misja. Straciła już jedną miłość życia, nie straci kolejnej.
Adrenalina buzowała w jej żyłach. W szpitalu pojawiła się najszybciej jak mogła, nie jadąc nawet do mieszkania. Wparowała z walizką do rejestracji mówiąc o partnerce. Niestety nie chciano jej udzielić informacji ponieważ nie jest nikim z rodziny. Wkurwiona postanowiła poszukać jej na swoją rękę, na szczęście na jednym z korytarzy zobaczyła Panią Castellano.
- Gdzie ona jest? – kiedy weszły do sali, Art o mało nie upadła na podłogę. To jak wyglądała kobieta nie było najgorsze. Najgorszy był widok tych wszystkich rurek jakie pod nią podłączyli. Ciekawe czy Ady przeżywała to samo, kiedy widziała ją w londyńskim szpitalu. Podeszła bliżej do łóżka i usiadła na krześle, które podstawił jej Pan Castellano.
- Co się dokładnie stało? – musiała znać szczegóły. Poruszy niebo i ziemię aby znaleźć tych gnoi.
właścicielka siłowni
własna siłka
broadmoor
Wszyscy czuwali w szpitalnym korytarzu gdy lekarze próbowali w jak najszybszym tempie pozbyć się narkotyków z systemu trenerki. Wprowadzili ją w stan śpiączki i od tamtej pory rodzice na zmianę czuwali przy najstarszym dziecku. Chris bywał w szpitalu po szkole, a Ellie praktycznie odchodziła od zmysłów siedząc w domu, a przy łóżku siostry bywała tylko raz na kilka dni, bo jej własne zdrowie nie pozwalało na zbyt częste wyjścia.
Państwo Castellano tego dnia byli wspólnie w szpitalu. Kobieta wyszła na chwilę na korytarz by się przejść do tutejszej kafeterii by zaopatrzyć się w kawę dla siebie i męża. Z tej wesołej kobiety został wrak człowieka. Już nie pamiętała kiedy spała w nocy dłużej niż trzy godziny. Siedząc w domu martwiła się, że dostanie tej najgorszy telefon w swoim życiu. Każda wibracja małego urządzenia przyprawiała ją praktycznie o zawał serca.
Była w drodze do sali gdy zauważyła Artemis. Uśmiechnęła się słabo i przytuliła na krótki moment by zaraz ją poprowadzić do sali, w której leżała Adaya. Gdyby nie reakcja ojca trenerki to prawdopodobnie oboje zbieraliby Fisher z podłogi. To on pomógł Art utrzymać się na nogach i podsunął krzesło jak najbliżej łóżka blondynki.
-Ady miała ten swój nieszczęsny skrót przez park. Ten co to wiecznie narzekałam, żeby przestała chodzić po nocy przez ten park, bo coś jej się stanie - kobiecie na moment załamał się głos. -Znalazła ją banda młodych ludzi, którzy wybierali się na imprezę - swój wzrok utkwiła w córce i na moment zamilkła. To było naprawdę ciężkie. Chyba nigdy się nie przyzwyczaić do widoku własnego dziecka w szpitalnym łóżku czy to chodziło o Adayę czy też Ellie. -Czterech dorosłych mężczyzn ją zaatakowało. Nie wiem czy to ona przedawkowała czy to wina tych mężczyzn... ale lekarze mówią, że gdyby przeleżała w tym parku jeszcze godzinę to chowalibyśmy córkę. Artemis... oni ją zgwałcili... - dodała ciszej. Tego chyba nikt nie mógł przeżyć. jak tacy zwyrodnialcy mogli łazić po mieście wiedząc co zrobili niewinnej kobiecie. Adaya tyle w przeszłości przeżyła nieprzyjemności, że dokładanie jej jeszcze traumatycznych przeżyć mogłoby się naprawdę źle skończyć. Na szczęście pani Castellano wiedziała, że jedyną osobą dla której Ady będzie zawsze walczyć to była właśnie Brytyjka. Właśnie dlatego mimo wszystko do niej zadzwoniła.
Agentka CIA
Oddział CIA
broadmoor
Chciała wiedzieć. Nie ważne jak bolesne będzie to co powie Pani Castellano, ona to wytrzyma tak jak wszystko inne, nawet jeśli będzie musiała się powstrzymywać od płaczu. Odezwanie się, też przyszło jej z trudem, a patrzenie na kobietę którą kocha w takim stanie bolało w sercu.
Doskonale wiedziała o którym skrócie mówi matka partnerki. Sama nie lubiła tamtego miejsca, lecz ona miała broń. Wiedziała dokładnie co robić i na pewno nie zapuszczałaby się tam bez większej potrzeby. Nie znała Seattle długo, ale niektóre miejsca lepiej omijać szerokim łukiem, nawet jeśli są skrótami dzięki którym zaoszczędza się czasu.
Moment w którym dowiedziała się, że Adayę dzieliła godzina od śmierci wstrząsnął nią na tyle, że przyłożyła dłoń do ust. Czuła jak robi jej się słabo. Pobladła, lecz dopiero w momencie usłyszenia ostatniej części poczuła jak jej się żołądek przewraca. Nie doświadczyła tego w Australii na całe szczęście, choć sam dotyk pojawił się. Jednak to nie to samo. Ktoś zgwałcił jej kobietę. Naruszył jej przestrzeń osobistą.
W tym momencie przestała kompletnie myśleć i kontaktować. Nawet jeśli rodzice Ady coś mówili to Art myślami była gdzieś daleko, gdzie nikt nie był w stanie jej złapać. Z jednej w skrajności popadała w drugą. Od smutku poprzez niewyobrażalny ból aż do wściekłości. Musiała działać… znaleźć tych padalców i wymierzyć sprawiedliwość. Broń którą miała schowaną na łydce świerzbiła i to na tyle mocno, aby wyjść i po prostu uruchomić swoje kontakty, lecz nie mogła. Z powrotem spojrzała na trenerkę i przygryzła wargę.
- Ady sama by nie wzięła… - miała bardzo dużą wiarę w Castellano. Po prostu musieli jej to wstrzyknąć. Od odwyku minął jakiś czas a ona dobrze się trzymała. Artemis nigdy nikt nie wmówi, że jej partnerka dobrowolnie wpierdoliła się znowu w narkotyki. Tyle tygodni na odwyku poszło na marne…
Wzięła dłoń trenerki w swoją i kciukiem delikatnie pogłaskała. Fisher była kompletnie rozbita spoglądając na swoją kobietę. Nie zasłużyła na taki los, ani nikt z rodziny by przeżywać taki horror.
- Mogą Państwo iść, ja z nią zostanę. Odpoczną państwo w domu. - nie opuści jej nawet na krok. Ma ze sobą walizkę to i może nawet spać w szpitalu, a jeśli komuś będzie to przeszkadzać to ma problem. Ona nie wyjdzie. Nie teraz kiedy Adaya ją potrzebuje.
właścicielka siłowni
własna siłka
broadmoor
Tyle razy wszyscy próbowali przekonać Castellano do nie chodzenia skrótem po nocy. "Nic się nie stanie, spokojnie." zbywała ich tym tekstem za każdym razem, aż wreszcie się stało i to był najczarniejszy scenariusz jaki mogli sobie państwo Castellano wyobrazić. Zresztą nie tylko oni, bo przecież Ady słyszała te ostrzeżenia od własnej partnerki... a i tak zbywała je machnięciem ręki. na drugi raz pewnie zastanowi się nad czymś takim, o ile się z tego wyliże.
-Wtedy też byliśmy pewni, że nie weźmie - pan Castellano położył dłoń na ramieniu kobiety. Musieli brać taki scenariusz pod uwagę. Szczególnie, że Adaya zamknęła się w sobie na kilka dni gdy Artemis wyjechała. Nie odzywała się do nikogo i próbowała po prostu przyzwyczaić się do ponownego mieszkania samotnie, ale o tym nikt akurat nie miał pojęcia. Dla nich po prostu zniknęła na te kilka dni. Nikt nie wiedział co się wtedy działo poza Arti do której Adaya pisała co jakiś czas.
Pani Castellano nie bardzo potrafiła się pogodzić z myślą, że jej córka została zgwałcona. Ot tak po prostu... przez myśl jej to nie potrafiło przejść, a wyobraźnia nawet nie dopuszczała do siebie takich wizji. Rodzice trenerki przez chwilę obserwowali w ciszy tą małą interakcję Art z ich córką. Polubili kobietę i naprawdę życzyli im jak najlepiej.
-Gdyby coś się działo, albo lekarz coś powiedział dzwoń o każdej porze. Znasz mój numer - kobieta podeszła do Artemis i pocałowała ją w czubek głowy. Dla niej Fisher była już członkiem rodziny i z pewnością nie omieszka dodać jej na listę osób zaufanych, z którą lekarz mógł swobodnie rozmawiać. Nikt nie miał prawa przepędzić kobiety z sali i tyle. -Przyjedziemy rano byś mogła wrócić do mieszkania i się ogarnąć - dodał jeszcze ojciec Aday i oboje zaraz wyszli z pomieszczenia. Nawet zostawili dla agentki kubek z ciepłą kawą, ten nietknięty przez ojca Adayi. -Jeszcze jedno - kobieta wróciła się -Lekarze boją się ją wybudzić ze śpiączki. Nie są pewni jak jej ciało zareaguje na nagły brak toksyn. Jeśli sama tego nie zrobi to zamierzają ją tak zostawić na dłużej - nie było to pocieszeniem, ale lepiej żeby kobieta wiedziała z czym ma do czynienia.
Agentka CIA
Oddział CIA
broadmoor
Słowa o gwałcie dalej dudniły w jej głowie jakby odbijając się okropnym echem. Nie mogła sobie kompletnie wyobrazić sytuacji w której znalazła się trenerka... jak ktoś ją dotyka... na samą myśl robiło jej się niedobrze. To było zarezerwowane tylko i wyłącznie dla niej. Tamte padalce bezprawnie zabawili się kosztem niewinnej kobiety, która ostatnio jest swoją najlepszą wersją.
Pokiwała głową nawet nie zdobywając się na żadne słowa. Miała numer do Pani Castellano na kartce, co by w razie potrzeby z zastrzeżonego numeru do niej zadzwonić. Na razie nikomu to nie było potrzebne, ale jeśli tylko lekarz pojawi się z nowymi informacjami, nie omieszka powiadomić jej rodziców.
Znów przytaknięcie jedynie skinięciem głowy. Najważniejsze że Adaya ma odpowiednie wsparcie w postaci rodziny. Bez nich Fisher nawet by nie wiedziała gdzie znalazła się Castellano.
Pożegnała się z rodzicami kobiety i bez żadnych oporów wyjęła telefon aby zadzwonić do Rogera.
- Pożałują... - szepnęła zanim agent się odezwał. Wisiał jej przysługę dlatego chciała to wykorzystać. Może dzięki CIA dotrze kto stoi za tym wszystkim i jakie korrzyści się z tym wiążą dla tych ludzi. Ona po prostu im poucina jajca.
- Tak, czterech typów. - podała dokładmy adres i się rozłączyła. - Znajde ich Ady... odpowiedzą za to co Ci zrobili. - stwierdziła, głaszcząc trenerkę po głowie. Nie upiecze im się. Każdego postawi na przesłuchaniu i osobiścię się nimi zajmie.
Minęły dwa tygodni, lecz nie było widać żadnych zmian... już nie mówiąc o poprawie. Artemis przesiadywała w szpitalu każdy dzień. Raz na jakiś czas wracając do domu aby wziąć prysznic.
Położyła głowę na kołdrze, wzrokiem wodząc po lini żuchwy Adayi.
- Brakuje mi Ciebie... - szepnęła głaszcząc kciukiem dłoń. - Otwórz oczy proszę... dla mnie. - lecz nawet takie słowa nic nie zdziałały.
Do sali wszedł lekarz który mówił o ewentualnych powikłaniach i problemach jakie mogą zię pojawić gdy się już wybudzi. Agentka słuchała mając na uwadze że będzie musiała pomóc przyswoić informacje o tym co się stało, samej Castellano. To będzie ciężke, ale Art nie traciła wiary, że partnerka znów się uśmiechnie.
właścicielka siłowni
własna siłka
broadmoor
Przychodzące pielęgniarki nawet litowały się nad starszą kobietą i przynosiły jej jedzenie ze stołówki. Radziły by po prostu wróciła do domu i odpoczęła chociaż kilka dni, ale jak widać Artemis Fisher była upartą dupą. Nawet Roger wpadł na chwilę by zobaczyć jak się miewa agentka, oprócz tego, że przynosił dość kiepskie wieści na temat mężczyzn, którzy tak urządzili Adayę. Jedynie trenerka wiedziała co się tak naprawdę stało, ale niestety milczała. Musieli uzbroić się w cierpliwość.
Castellano nie była pewna kiedy dokładnie zaczęła w miarę kontaktować. Nie otwierała oczu bo tak było łatwiej. Wszelkie dźwięki działających obok maszyn drażniły jej uszy, a światło nawet teraz przy zamkniętych oczach dokuczała niemiłosiernie. Nie ruszyła sie, bo... co chwilę zasypiała. Dopiero głos partnerki wyrwał ja z tego letargu i zmarszczyła brwi. Wszystko ją bolało.
I chociaż kompletnie nie rozumiała lekarza to ogarnęła, że znajduje się w szpitalu. Tylko dlaczego? Jej pamięć mocno szwankowała, bo za cholerę nie mogła sobie przypomnieć co się działo. Organizm wiedział doskonale, że jeśli puści tą całą falę wspomnień to Adaya może sobie z taką ilością nie poradzić i wywoła to nieprzewidywane skutki.
-Arti- wychrypiała i powoli przekręciła głowę w stronę swojej partnerki. Było jej cholernie niedobrze, a ciało zaczynało domagać się dragów. Znała to uczucie zbyt dobrze...