WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

  • 10) Bad news
    • ~ it's true that it kicks you in the teeth when you are least expecting
Ostatni raz widział się z Laną przy okazji tego felernego spaceru, który był jednocześnie początkiem – i, jak należało przewidywać – końcem „noworocznych zmian”, jakie u pierwszych dni stycznia zawsze postanawiał realizować. Czy kiedykolwiek udało mu się spełnić własne założenia? Oczywiście, że nie. Prawdopodobnie na palcach jednej ręki mógłby wymienić te punkty, które w perspektywie długoterminowej udało mu się wcielić w życie. Lubił jednak przez jakiś czas żyć tą ulotną nadzieją. Ale nadzieja ta nie miała większego związku z wiarą i, tak naprawdę, pełniła raczej rolę tymczasowej fanaberii, z której odejściem godził się lekką ręką – i z równie lekkim sumieniem.
Ale to nie jest randka, nie? Mogę przyjść w dresach? No, no tak. No wedle mnie to byś nawet mogła w piżamie zostać. Dobra, to zaraz będę – wysapał do słuchawki utkwionej ciasno między ramieniem a policzkiem; wciągając na tyłek te nieszczęsne dresy. Zapowiedziawszy już swoją wizytę rozłączył się, wcisnął telefon do kieszeni, zgarnął co miał do zgarnięcia, założył jakieś smutne, przeżute przez Rufusa crocsy i… wyszedł.
Bez wątpienia jedną z zalet mieszkania (niemal) „drzwi w drzwi” (biedny, nieświadom rychłej zmiany stanu rzeczy!) z Ortegą były te minimalne przygotowania, jakie czynić należało przed wyjściem. Oczywiście, jak to się zwykło mówić, każdy medal miał dwie strony; a i w tym przypadku sprawy wcale nie miały się inaczej. Na marne szły zatem wszelkie próby wykręcenia się ze spotkania czy wciśnięcia jakiegoś kitu ułaskawiającego ewentualne spóźnienie (bo na schodach nie było korków – ale popołudniowa drzemka się wydłużyła).
Kolejnym plusem pozostawało to miłe poczucie, które towarzyszyło dzieciakom chadzającymi z pokoju do pokoju na wycieczce szkolnej, obozie czy innej kolonii. W podobny obrazek wpasowywał się sam Bastian; człapiąc przez korytarze klatki schodowej, owinięty kocem, z naręczem dobroci i psem kroczącym u boku.
Ani myślał zaprzątać sobie głowę pukaniem. Zawsze wchodził do niej, jak do siebie – choć, musiał przyznać, zdarzało mu się przed wielkim wejściem przystawić ucho do szczeliny w drzwiach; na wypadek, gdyby okazało się, że przyjaciółka jest jakoś… szczególnie zajęta. Przecież ostatnie, na czym mu zależało, to popsucie wieczoru albo odstręczenie potencjalnych zalotników, adoratorów i innych absztyfikantów.
Jestem już, przybyłem! Przyniosłem naczosy, butelkę najtańszego sikacza i kolegę Legionowi! – oznajmił u progu, rzucając wszystko na kanapę – albo wręczając samej Lanie; w zależności od tego, gdzie ją tam wywiało. Potem ściągnął z siebie koc, który wcisnął pod pachę i uśmiechnął się szeroko.
To co dzisiaj oglądamy? Standardowo, maraton Harry’ego Pottera? – W międzyczasie nachylił się, by podrapać za uchem nadbiegające nie-swoje-psisko. – W ogóle, à propos filmów! Nie uwierzysz. Kojarzysz Ruthie-Ray? Tę aktorkę, którą tak obsmarowali w mediach już jakiś czas temu? Wiesz, że przychodzi tutaj, do kawiarni niedaleko? Ostatnio miałem nawet okazję zamienić słówko – oznajmił na wstępie, ot, już na dzień dobry wytoczywszy działa pod tytułem „co słychać”.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 26 — ..........Wreszcie nadszedł ten czas; kiedyś musiał on nadejść.
..........Czas, gdy w końcu powie Bastianowi tę łamiącą serce wiadomość — że, najprawdopodobniej, już nie długo nie będzie dzielił ich tylko korytarz; że musi pożegnać się ze świeżo upieczonymi babeczkami, nagłymi odwiedzinami w środku nocy, pożyczaniem cukru i wszystkimi rzeczami, które łączą się z byciem sąsiadami. Bo już za kilka miesięcy, a może nawet tygodni, nimi nie będą — sąsiadami.
..........Decyzja o przeprowadzce wcale nie była nagła, bo zmiana miejsca zamieszkania chodziła za nią już od dłuższego czasu, aczkolwiek ze świętami i nowym rokiem za pasem — oraz innymi rzeczami, o których też zamierza przyjacielowi wspomnieć — postanowiła przełożyć to na później. Rok dwa tysiące dwudziesty jednak minął, wszystko się uspokoiło, więc wreszcie mogła przysiąść do tego, co wcześniej odłożyła.
..........Nie od razu jednak chciała chwalić się tą decyzją, szczególnie że wciąż nie znalazła jeszcze odpowiedniego mieszkania. Na razie tylko przejrzała kilka w internecie, ale wie, że w pewnym momencie, gdy znajdzie coś, co jej się naprawdę spodoba, od razu powinna umówić się na jego oglądanie. Sęk w tym, że nie chciała iść tam sama; liczyła na to, że ktoś będzie jej w tym towarzyszył — a tym kimś będzie Bastian. I to właśnie jest powód, dla którego wreszcie postanowiła mu o wszystkim powiedzieć.
..........Zdaje sobie sprawę, że nie będzie to proste. Ale to przecież nie koniec świata, prawda? Wciąż będą przyjaciółmi, wciąż będą mogli się spotykać i chodzić razem ze swoimi pupilami na spacery. Po prostu… Będą mieszkać od siebie nieco dalej. Już nie przyjdzie do niej w dresach, owinięty jedynie w koc, a ona nie przybiegnie do niego w klapkach i szlafroku, by zwinąć się u jego boku i wypłakać mu się w ramię po niezwykle wzruszającym filmie, który postanowiła obejrzeć. Tym jednak będą martwić się później, dzisiaj jeszcze nie muszą.
..........Dzisiaj znowu przycupną razem na kanapie, pod jednym kocem, z psami u boku i miskami pełnymi przekąsek, aby po raz setny obejrzeć Star Warsy, Władcę Pierścieni czy Harry’ego Pottera.
..........A potem… Potem mu powie.
..........A może powie mu od razu? Zanim wygodnie usiądą w salonie, zanim włączą film i zanurzą się w świecie, w którym nie ma miejsca na przykre wiadomości. Zerwie ten plaster szybko i bezboleśnie, by potem oboje mogli się zrelaksować.
..........O ile w ogóle będzie to możliwe po takiej niespodziance.
..........Kiedy jednak słyszy w korytarzu jego wesoły głos, zaczyna mieć wątpliwości. Nie lubi, gdy Bastian robi się smutny albo niezadowolony, zdecydowanie bardziej woli, gdy ma dobry humor i naprawdę nie chce mu go psuć — ale musi; nie ma innego wyjścia.
..........Może później?
..........Ja przygotowałam karmelowy popcorn, a na później mini kanapki, aby nie zapychać się tylko śmieciowym żarciem! — odpowiada, kierując się z ogromną miską popcornu do salonu, którą stawia na przygotowanym już stoliku. Zaraz potem przechodzi do przedpokoju, aby cmoknąć Bastiana w policzek na przywitanie i podrapać Rufusa za uchem. — Mi pasuje. Zaraz odpalę pierwszą część, a ty możesz przygotować to, co przyniosłeś. Wiesz, co i jak — dodaje po chwili, machając w kierunku kuchni, w której Bastian zapewne czuje się już, jak w swojej. Sama kieruje się z powrotem do salonu, aby włączyć HBO GO, na którym dostępne są wszystkie części Pottera.
..........Naprawdę? Nigdy jej tam nie widziałam, a często zachodzę tam w drodze do pracy — mówi z odrobiną zaskoczenia, ale najwidoczniej nie miała tyle szczęścia, co Bastian. Choć z drugiej strony sama nie wie, czy można tu mówić o szczęściu, bo choć aktorkę kojarzy, nie jest jakąś wielką fanką, by skakać z podniecenia na jej widok. — O czym rozmawialiście? — pyta z ciekawością, kątem oka zerkając na przyjaciela i zastanawiając się, kiedy będzie dobra okazja, aby wspomnieć mu o tej nieszczęsnej przeprowadzce.
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Zapytany co ceni w stałych – i długotrwałych relacjach – Bastian uśmiechnąłby się tylko i powiedział (prawdopodobnie bez choćby chwili uporczywego namysłu): „to, że znamy się na wylot; że na tym etapie nie trzeba słów, żeby wiedzieć, co drugiemu chodzi po głowie”. Oczywiście, że słowa te poddawały rzeczywisty stan rzeczy lekkiej koloryzacji. Wszakże gdyby było dokładnie tak, jak mówił – wtedy już u progu zarzuciłby Lanie podejrzane zmartwienie, dające wychwycić się gdzieś w kąciku czmychającego na bok spojrzenia. Byle nie patrzeć w oczy – byle nie dopuścić do przedwczesnej konfrontacji. Do tych wieści, co to pewnie niejedni nazwaliby je hiobowymi.
Ale teraz – teraz Everett uśmiechał się, podchwytując rzuconą mu informację.
Jezu, Ortega, ty to jednak wiesz jak mi zrobić dobrze – rzucił żartobliwie, w odpowiedzi ukierunkowanej na wzmiankę o popcornie. I tylko gdzieś u tyłu głowy wadziła mu myśl, że gdyby była tu Phoe, tak powarkiwałaby teraz coś na temat istnej profanacji; że tego nie da się jeść, że obrzydliwe, że proszę to zabrać spod jej nosa! I musieliby, chcąc nie chcąc, przygotować drugą – klasyczną porcję. Westchnął, na samego siebie kręcąc głową w sentymentalnym pobłażaniu; i na tego muskającego jego policzek ducha przeszłości, również.
Nie; to tylko ten ekspresowy buziak sprzedany mu na powitanie.
A o czym można rozmawiać z celebrytką? Oczywiście, że o niej. – Usta jego rozciągnęły się w kolejnym uśmiechu; tym razem wyszytym aksamitną nicią o barwie ujmującej niedorzeczności. Ruszył w kierunku kuchni, ale gęba w zasadzie mu się nie zamykała. – Właściwie to przez przypadek zostawiłem w środku – w sensie, w tej kawiarni – swój szkicownik, a ona go znalazła i… wiesz, że ja kawy nie wypiję bez ołówka w ręce, no i było tam kilka jej szybkich portretów, i w ogóle. A to z frontu, a to z profilu, a to tak – i siak. Ale w porządku, równa babka, nie uznała mnie za żadnego prześladowcę – wyjaśnił pobieżnie, streszczając wszystko w formie pigułki, do której upchnął brutalnie skondensowany (okrojony wręcz) przebieg zdarzeń.
Zza ściany, poza brzdękiem sprawnie zlokalizowanych kieliszków, Lana wciąż mogła nastawiać uszu na dalsze relacje, z jakimi zanosił się mężczyzna:
Ale wiesz, wydaje mi się, że jej to nawet trochę połechtało ego! Dla kogoś takiego to i tak pewnie chleb powszedni! – Mówił tonem donośnym, ale nie krzykliwym. Dopiero potem wyłonił się zza rogu, stawiając szkło na stole; razem z odkorkowaną butelką. Naczosy czekały – przygotowane już – w kuchni (i tylko jedna z mini-kanapek zaginęła gdzieś w akcji pod tytułem „rządzącego się w kuchni Bastiana”). Za chwilę pójdzie po nie – i tym oto sposobem etap przygotowań zostanie zamknięty.
No ale dobra, a jak tam u ciebie? – zagaił, przeżuwając ten skradziony przed momentem kęs. – Coś marnie dzisiaj wyglądasz. Przeziębiłaś się? Boże, a ja ci zawsze powtarzam – zawsze, że za dużo pracujesz. Powinnaś trochę przystopować. Jesteś pewna, że przez następne kilka godzin dasz radę znosić moje towarzystwo? – Przymrużył ślepia. – Jezu, ale chyba nie jesteś w ciąży, co? To znaczy, to byłoby nawet super, bo skoro Cosmo jest teraz wujkiem, to ja też mógłbym być, tak połowicznie.
Rozpędził się. Jak zwykle.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Czasem można czytać z niej, jak z otwartej książki. Dzisiaj jednak dokłada wszelkich starań, aby wyglądać jak najnaturalniej, jak najbardziej normalnie — jakby wcale nie miała do przekazania złych wieści. W końcu nie chce przyprawić go o palpitacje serca już od progu; chce dać mu szansę na złapanie kilku smakołyków, rozwalenie się na kanapie i wygodne ułożenie się na leżących na niej poduszkach. Tak, żeby był w ciut lepszym humorze, gdy wreszcie postanowi powiedzieć mu to, co powiedzieć powinna mu od razu. Stchórzyła? Poniekąd tak. Z drugiej strony chciała po prostu się upewnić w swojej decyzji — rozważyć za i przeciw, rozeznać się w dostępnych opcjach i zobaczyć, czy w ogóle istnieje dla niej jakaś realna szansa przeprowadzki do nieco lepszej dzielnicy. Musiała w końcu wziąć pod uwagę to, czy będzie ją w ogóle stać na większe, odrobinę droższe mieszkanie, bo nie chciała podejmować nieprzemyślanej decyzji. I nie chciała nikogo o niej informować, dopóki nie będzie pewna.
..........Ale teraz już jest. Przekalkulowała wszystko, co się dało, rozważyła wszystkie minusy i plusy (których okazało się być zdecydowanie więcej) i podjęła decyzję — a wraz z nią decyzję o poinformowaniu o wszystkim Bastiana. I nie tylko jego, oczywiście, ale jego postanowiła wziąć na pierwszy ogień, bo wiedziała, że z nim będzie najtrudniej. W końcu przez ostatnie lata zdążyła się do niego przywiązać; tak mocno, że traktuje go, jak członka swojej rodziny, a myśl, że teraz będą dzielić ich kilometry, a nie metry, wywołuje w niej głęboki żal.
..........Źle by to o mnie świadczyło, gdybym nie wiedziała — stwierdza z rozbawieniem, bo co z niej byłaby za przyjaciółka, gdyby nie wiedziała, co lubi? Ale to nie tak, że kieruje się tylko jego gustem, siebie też ma zawsze na względzie, ale jeśli o to chodzi, w ich przypadku większość po prostu się pokrywa. A przynajmniej jeśli chodzi o jedzenie. No i filmy, bo tutaj też zazwyczaj się zgadzają i niemal nigdy nie kłócą, gdy przychodzi czas na wybranie tego, co będą oglądać. I wcale nie przeszkadza im to, że tytuły bardzo często się powtarzają. Wydawać by się nawet mogło, że teraz, kiedy mogą recytować kwestie z niektórych filmów z pamięci, zaczęli bawić się jeszcze lepiej.
..........Nie wiem, nigdy żadnego celebryty nie spotkałam. A gdybym spotkała, zapewne mogłoby się wydarzyć na milion różnych sposobów, w zależności kogo miałabym przyjemność poznać. Wiesz, czy jakąś aktorkę, której pracę podziwiam, czy może przystojnego aktora, do którego potajemnie wzdycham — śmieje się, choć domyśla się, że zarówno przy jednym, jak i drugim, bardzo łatwo mogłaby zapomnieć języka w gębie. Albo jedynie wydukałaby prośbę o autograf, dodając, jak bardzo tę osobę uwielbia. Może i dobrze, że nie miała jeszcze okazji kogoś takiego spotkać, bo tylko by się wygłupiła. — To dobrze, wolałabym nie odwiedzać w więzieniu. Ale myślę, że na pewno mile połechtało to jej ego, bo przecież widziałam twoje szkice i wiem, że są niczego sobie. Gorzej, gdyby były to jakieś dziwne fan arty. Wiem, że ty raczej niczego takiego nie rysujesz, ale wiem też, że są ludzie, którzy mają… Specyficzną wyobraźnię — mówi niepewnie, marszcząc przy tym brwi. Och, tak, parę razy trafiła na kilka dzieł, które najchętniej wymazałaby ze swojej pamięci.
..........Kiedy wszystko jest już na stole, a film zostaje przygotowany, opada wreszcie na kanapę, by nalać do szklanek soku pomarańczowego, który wyjęła nie tak dawno temu z lodówki. Zaraz potem chwyta jedną z nich, by móc się z niej napić, ale szybko okazuje się to błędem — bo kiedy z ust Bastiana pada słowo ciąża, krztusi się pomarańczowym płynem, który omal nie wychodzi jej nosem.
..........Jezu, nie! Nie jestem w ciąży — zaprzecza niemal od razu, wycierając się papierem, który też na wszelki wypadek przyniosła. — I nie jestem chora. Wszystko ze mną w porządku — dodaje po chwili, nawiązując do jego poprzednich słów, na które wcześniej nie zdążyła zareagować, bo wie, że jak Bastian się rozgada, to trudno jest mu przerwać. Wolała więc zaczekać, aż skończy swój wywód — nie wiedziała tylko, że zrobi to w tak spektakularny i zdecydowanie niespodziewany sposób. — Po prostu… Mam pewne wieści — wzdycha po chwili, opierając się plecami o oparcie kanapy. Klepie też miejsce obok siebie, tym samym zachęcając go do tego, aby usiadł obok niej, bo może lepiej będzie, jak będzie siedział.
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Och, do cholery – to prawda. Ludzie nie z sympatii, a z fanatyzmu raczej, potrafili tworzyć rzeczy tak pokrzywione, że nawet Bastian, uznający siebie (i przez wielu) za niespełna rozumu, zbierać musiał szczękę z podłogi. Dla sprostowania – nie w zachwycie. Bynajmniej. Patrząc na to z podobnej perspektywy – wydawało mu się zatem, że te szkice sporządzane po kryjomu, faktycznie nie robiły z niego żadnego prześladowcy (a jeśli już – to tego z kategorii „nieszkodliwych”; na których wypadało raczej machnąć ręką). Prędzej zainspirowanego urokiem osobistym fana, czy… coś.
Nieważne! Kto by zresztą przejmował się teraz jakimiś gwiazdkami, szkicami, spotkaniem w kawiarni, kiedy rozgrywały się sceny dużo ważniejsze; wieści jakieś, przekazywane na podobieństwo odczytywanego uroczyście dekretu (to budowane napięcie, ten nastrój, ta rozwaga w dobieranych słowach!).
Bastian uniósł tylko palec w prośbie, by zaczekała jeszcze moment. Skoczy tylko po te nieszczęsne naczosy (skoro dogadali się już, że nie jest to żadna ciąża, ni śmiertelne choróbsko – i że te kilka sekund nie przybliży ich do jakiejś niechybnej zguby [tak mu się wtedy wydawało]). Wrócił więc zaraz, przemknął przez pokój, do kanapy, zahaczył łydkami o materac i cupnął tam, jak długi – wpychając się w jeden z narożników; wciskając nogi na górę, z ugiętymi kolanami – pozostawiając towarzyszce spory kawał przestrzeni.
Ale na pewno? Może zbadaj się, tak na wszelki wypadek. Nie, że jakieś rentgeny czy inne rezonanse i tomografy. Po prostu trochę już się nakręciłem na to bycie wujkiem. – Zaśmiał się.
Może poznała kogoś? Może jakiś desperat śmiałek zdecydował się wreszcie przyklęknąć przed nią – na to jedno kolano (i to nie w ramach żartu, wieńcząc wszystko potrzebą poprawienia rozwiązanego buta)? Tylko po co w takim razie cała ta atmosfera?
Cholera, no mów wreszcie! – Aż złapał za koc, przerzucając go sobie przez ramiona jak jaką pelerynę; wpychając się głębiej pod tę miękką powłokę, jak pod tarczę (ktoś zmarł? zamknęli ich ulubioną pizzernię? karmel w popcornie okazał się nie do przełknięcia?).
Boże, ale chyba nic nie jest Legionowi, co? Jak będziesz potrzebować pieniędzy, czy coś, to ja przecież… (nie wiem, ukradnę chyba?) – zamilkł, dopiero teraz rozumiejąc najwidoczniej, że nie pomaga. Że jeśli ma mu zdradzić tę „wielką tajemnicę”; tak powinien dać jej dojść do głosu. Uporządkować myśli – dostosować głos tak, jak stroi się instrument. Odpowiedni ton, odpowiednie słowa, odpowiedni moment.
Mów wreszcie i bierzmy się za oglądanie!; tak by sobie tego życzył (och, płonna nadziejo!).

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Nigdy nie była fanka komiksów — nie zaczytywała się w nie z wypiekami na twarzy, nie mogąc się doczekać kolejnych przygód swoich ulubionych bohaterów. Jeśli już sięgała po coś do czytania, wolała zwykłą książkę — ot, typowe kobiece romansidło spisane przez nikogo innego, jak samego Nicholsa Sparksa. Musi jednak przyznać, że z przyjemnością przegląda prace Bastiana, nie tylko nakreślone na szybko portrety czy szkice przypadkowych rzeczy, ale również wspomniane komiksy. Wszystko bowiem dlatego, że są… Dojrzałe? Sama nie wie, czy to odpowiednie słowo, ale inne, które ciśnie jej się na myśl — normalne — wydaje jej się zbyt mdłe i brzmi nie jako komplement, a zwykła obelga. A przecież nie ma zamiaru krytykować jego prac, skądże znowu!
..........Ale faktycznie — kto by się tym teraz przejmował? Na pewno nie ona, mając mu do przekazania te nieszczęsne wieści o przeprowadzce. I chyba już faktycznie wolałaby mu powiedzieć, że jest w ciąży, z tego przynajmniej by się cieszył! A tak? Wie, że nie będzie zadowolony; że będzie jojczył i marudził i nawet smakołyki, które przygotowało, nie zasklepią dziury w jego sercu, która się wytworzy, gdy dowie się o jej zdradzie — bo nawet ona poniekąd tak to odbiera.
..........Wzdycha cicho, zaciskając usta w cienką linię, gdy na moment zostaje w salonie sama. Ale tylko na moment, bo już po chwili Bastian jest już z powrotem, kładąc na stole nachosy, które sam zresztą przyniósł. Aż zaczyna żałować, że jej mieszkanie jest tak mikroskopijne, w innym wypadku miałaby odrobinę więcej czasu na przygotowanie się. Ale czy nie miała go już wystarczająco dużo?
..........No mów wreszcie! Mów, mów, mów!
..........Na bycie wujkiem musisz jeszcze poczekać. — Aż wywraca oczami, bo chociaż ostatnio faktycznie wylądowała w łóżku z mężczyzną, istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo na to, że cokolwiek z tego będzie. Jak małe, nawet ona sama nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy. To znaczy, przynajmniej jeśli chodzi o nieplanowane konsekwencje w postaci dziecka, bo sama relacja między nią a Ryanem… Cóż, ma nadzieję, że to jednak nie był jednorazowy wyskok i że jednak coś z tego będzie; coś więcej niż jedna wspólna noc.
..........Ale nie, o to też jej nie chodzi. Bo chociaż ma zamiar i o tym Bastianowi wspomnieć, ta pierwsza wiadomość jest zdecydowanie ważniejsza. Dlatego kiedy Everett wreszcie się zamyka, Lana bierze głęboki wdech.
..........Przeprowadzam się — wypala w końcu, przygryzając niepewnie zębami dolną wargę. — Jeszcze nie wiem gdzie, nie wiem kiedy, aleee… Już od jakiegoś czasu o tym myślę. Zaczęłam nawet oglądać ogłoszenia w internecie, więc to… To nie jest po prostu gadanie. Umówiłam się nawet już z agentką nieruchomości, aby obejrzeć kilka mieszkań, no i właśnie… Mówię ci o tym nie tylko dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi i powinieneś wiedzieć, ale też dlatego, że chciałabym, abyś mi w tym towarzyszył. To jest, w oglądaniu tych mieszkań i wybraniu tego najlepszego — zaczyna paplać, korzystając z tego, że Bastian wciąż nie zdążył jeszcze się odezwać. Potem zerka na niego odrobinę przepraszającym wzrokiem, w którym niewątpliwie można odnaleźć tam nieme błaganie i cichą nadzieję na to, że się zgodzi.
Ostatnio zmieniony 2021-02-27, 15:50 przez Lana Ortega, łącznie zmieniany 1 raz.
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Koc, chyba jak ta płachta na byka (a bykiem; tragiczne wieści!), dociśnięty mocniej do łuku ramion. Spojrzenie takie pilne, uważne, ostrożne. I po co diagnostyka – skoro sam zdawał się przeprowadzać teraz badanie rentgenowskie. No, dalej, może wyczyta coś – uszczknie zawczasu odrobiny sensu czy kontekstu, żeby przygotować się i stawić wszystkiemu czoła ze stoickim spokojem? Ale nie; niestety – nie tym razem.
Najpierw brwi zbiegają się ze sobą; jak w jakimś Stworzeniu Adama – że tak, o – o tyle tylko brakuje, żeby zetknęły się we wspólnym punkcie. Potem szczęka – jakiś mięsień jej składny napina się jak cięciwa, za którą ciągną te nowości mu sprzedane, rzucone w twarz, dosłownie! I nagle następuje rozchmurzenie. Taki stan nieważkości, co sprawia, że spojrzenie jaśniejsze się staje, choć wciąż skołowane nieco i podejrzliwe.
Taaa, jasne. Długo ten monolog kułaś na pamięć? – burczy pod nosem, unosząc nawet kąciki ust w uśmiechu pokracznym. – Lana, przypominam ci, że do Prima Aprilis jeszcze daleko. Jak chciałaś mnie nabrać, to już naprawdę lepiej było wcisnąć mi kit, że w tej ciąży, czy coś… – I poprawia się pod tym kocem swoim, i owija się nim jeszcze szczelniej; o ile to w ogóle jeszcze możliwe. I niby taki naleśnik; i on, ten farsz zatroskany, niepewny, zafrapowany. I drażni go ta myśl – i coraz bardziej realna się staje; że o, proszę, jej wcale do śmiechu nie jest! Poważnie mówi! Też sobie wymyśliła!
Nie... n i e. Żartujesz sobie? Lana, no. Żartujesz, prawda? Powiedz, że żartujesz? I co ja mam niby sam tutaj robić? Ja nie wiem, naprawdę chcesz, żebym jakąś petycję napisał? I, cholera, od drzwi do drzwi będę łaził, jak Jehowy jakiś. – Zestresował się, ewidentnie – bo to przecież proporcjonalnie się mierzyło do tych głupot przezeń plecionych.
Zastanów się jeszcze, co? Przemyśl. Albo... albo, no, nie wiem... – Westchnął, unosząc się aż trochę; i myk, do siadu skrzyżnego, i spojrzeniem gna po okolicy, i o psiska zahacza, i do Lany wraca zaraz. I gapi się tak, ale żadne „prima aprilis!” nie nadchodzi. Żadna odsiecz, żaden plaster na zdarte kolano. Oj, chciałby się zezłościć! Chciałby wyperswadować jej, że to najgłupszy pomysł na jaki mogła wpaść – że trzeba było przyjść, przegadać, a nie tak za plecami! Ale potem; tak dosłownie, zaraz, dociera do niego, że to dobrze przecież. Że to zmiana z pokroju tych „dorosłych” – że na lepsze jej to przecież wyjdzie i ile zresztą można się dusić w tej zatęchłej klitce. Trzeba więc przełknąć goryczkę i na nowo wleźć w skórę przyjaciela, prawda? Tego, co to cieszy się ze szczęścia i dopinguje z pierwszego rzędu; choćby i sam miał na tych trybunach siedzieć – jak ostatni z niedobitków.
I patrzy tak na nią, i ten uśmiech krzywy, co zlazł z ust, pojawia się znowu – przykry trochę, smutnawy, ale szczery.
To… może wytarguję chociaż jakiś pokój, co? Zrobisz mi taki kącik, jak Monica z Chandlerem, Joeyowi, we Friendsach. – Zaśmiał się (spróbował). Chwila ciszy. Odchrząknięcie (żeby zagłuszyć pękające serce). – Pewnie, że pomogę ci coś wybrać. Ale pod jednym warunkiem.
I patrzy na nią, i trąca dłonią jej kolano; taki gest pokrzepiający, ale chyba bardziej – wbrew pozorom – wymierzony w samego siebie, niż w nią.
Że już teraz mogę czuć się zaproszony na parapetówkę. Jednorazowa oferta, tylko teraz – na twoim miejscu brałbym, póki aktualna! – I znowu śmiech; ciepły, pogodny, ale taki z gatunku, co to zerka się w niebo i mówi „na deszcz się zanosi”.

autor

rezz

Zablokowany

Wróć do „Domy”