- 10) Bad news
- ~ it's true that it kicks you in the teeth when you are least expecting
– Ale to nie jest randka, nie? Mogę przyjść w dresach? No, no tak. No wedle mnie to byś nawet mogła w piżamie zostać. Dobra, to zaraz będę – wysapał do słuchawki utkwionej ciasno między ramieniem a policzkiem; wciągając na tyłek te nieszczęsne dresy. Zapowiedziawszy już swoją wizytę rozłączył się, wcisnął telefon do kieszeni, zgarnął co miał do zgarnięcia, założył jakieś smutne, przeżute przez Rufusa crocsy i… wyszedł.
Bez wątpienia jedną z zalet mieszkania (niemal) „drzwi w drzwi” (biedny, nieświadom rychłej zmiany stanu rzeczy!) z Ortegą były te minimalne przygotowania, jakie czynić należało przed wyjściem. Oczywiście, jak to się zwykło mówić, każdy medal miał dwie strony; a i w tym przypadku sprawy wcale nie miały się inaczej. Na marne szły zatem wszelkie próby wykręcenia się ze spotkania czy wciśnięcia jakiegoś kitu ułaskawiającego ewentualne spóźnienie (bo na schodach nie było korków – ale popołudniowa drzemka się wydłużyła).
Kolejnym plusem pozostawało to miłe poczucie, które towarzyszyło dzieciakom chadzającymi z pokoju do pokoju na wycieczce szkolnej, obozie czy innej kolonii. W podobny obrazek wpasowywał się sam Bastian; człapiąc przez korytarze klatki schodowej, owinięty kocem, z naręczem dobroci i psem kroczącym u boku.
Ani myślał zaprzątać sobie głowę pukaniem. Zawsze wchodził do niej, jak do siebie – choć, musiał przyznać, zdarzało mu się przed wielkim wejściem przystawić ucho do szczeliny w drzwiach; na wypadek, gdyby okazało się, że przyjaciółka jest jakoś… szczególnie zajęta. Przecież ostatnie, na czym mu zależało, to popsucie wieczoru albo odstręczenie potencjalnych zalotników, adoratorów i innych absztyfikantów.
– Jestem już, przybyłem! Przyniosłem naczosy, butelkę najtańszego sikacza i kolegę Legionowi! – oznajmił u progu, rzucając wszystko na kanapę – albo wręczając samej Lanie; w zależności od tego, gdzie ją tam wywiało. Potem ściągnął z siebie koc, który wcisnął pod pachę i uśmiechnął się szeroko.
– To co dzisiaj oglądamy? Standardowo, maraton Harry’ego Pottera? – W międzyczasie nachylił się, by podrapać za uchem nadbiegające nie-swoje-psisko. – W ogóle, à propos filmów! Nie uwierzysz. Kojarzysz Ruthie-Ray? Tę aktorkę, którą tak obsmarowali w mediach już jakiś czas temu? Wiesz, że przychodzi tutaj, do kawiarni niedaleko? Ostatnio miałem nawet okazję zamienić słówko – oznajmił na wstępie, ot, już na dzień dobry wytoczywszy działa pod tytułem „co słychać”.