WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
-
A skoro już czekała ich randka to dlaczego nie wykorzystać do tego świątecznego klimatu? Było to chyba jedno z najpopularniejszych miejsc w całym Seattle, może nawet trochę romantyczne… ale przede wszystkim – nie można się było nudzić! Grzane wino, grzane piwo… burgery z foodtrucków – okej, to może nie było szczególnie romantyczne, ale lamki na drzewach dookoła już tak!
- Lodowisko! – rzuciła radośnie, gdy właśnie przemierzali alejki jarmarku i przed nimi ukazały się barierki tego przybytku – Po latach życia spędzonych na pustyni… prawdopodobnie połamię sobie nogi przy pierwszym okrążeniu, aleeee… po pierwszej umiesz postępować ze złamaniami, a po drugie będzie zabawnie. Co ty na to?! – zaproponowała, stając przed Dallasem, zagradzając mu dalszą drogę – czyli drogę jakiejkolwiek ucieczki – zacisnęła palce na jego kurtce i uśmiechnęła się do niego promiennie i z tym charakterystycznym błyskiem w oku. Czy mógł jej odmówić? No chyba, że nie potrafił jeździć na łyżwach? Ale no… wyglądał na aktywnego, wysportowanego człowieka. I nie spędził ostatnich kilku lat w wielkiej piaskownicy bez grama śniegu – Później możemy wrócić do picia grzanego wina. – zaśmiała się, mając nadzieję, że w ten sposób chociaż trochę go namówi na to, by wypożyczyć łyżwy i zrobić chociaż kilka kółek.
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">006.
<div class="ds-tem4">Dallas & Posy</div></div>
</div></div></div></table>
Stwierdzenie, że Dallas nie osiągnął mistrzowskiego stopnia w trudnej sztuce chodzenia na randki, było iście kuriozalnym niedomówieniem; na jego niekorzyść działało również to, że współpracownicy, czyli strażacy, z którymi spędzał większość życia, doskonale o tym wiedzieli. Nie wahali się też wykorzystać tego przeciwko niemu. Plusem tej sytuacji było to, że jego randkową partnerką była Posy. Darzyli się wzajemną sympatią i dlatego zdecydowali się sprostać wyzwaniu, które rzucili im pozostali strażacy. Spędzenia wieczora w jej towarzystwie było miłą alternatywą dla wypicia kilku piw i obejrzenia meczu koszykarskiego w telewizji. <br>
Spojrzał na nią z niemałym rozbawieniem, gdy zagrodziła mu przejście. Czy sądziła, że swoją niewielką posturą, byłaby w stanie naprawdę go zatrzymać? — Niech będzie lodowisko. Ostrzegam, że nieźle radzę sobie na łyżwach. W młodości grałem trochę w hokeja, może nie wyszedłem z wprawy – oznajmił, nie bojąc się wejścia na lód. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo, oderwał jej dłonie od swojej kurtki i zrównał się z nią krokiem. <br>
Podeszli do okienka, za którym stała starsza, bardzo szeroko uśmiechnięta kobieta. Simmons – jako dżentelmen, potrafiący odpowiednio zachować się na randce – zapłacił za wypożyczenie łyżew oraz wstęp na lodowisko. Usiedli na ławce i zaczęli sznurować łyżwy (Dallas oczywiście zdecydował się na sportową wersję, nigdy nie rozumiejąc, jak można było korzystać z łyżew służących do jazdy figurowej). <br>
— Doceniam, że się zgodziłaś na to wyjście. Gdybyś odmówiła, chłopaki z remizy nie daliby mi żyć — wyznał z wyraźną ulgą. Strażacy stanowili rodzinę i jak w przypadku każdej rodziny wiecznie grali sobie na nerwach, szydzili z siebie i żartowali. — Zasznurowałaś wystarczająco mocno, czy dociągnąć je za ciebie? Musisz mieć sztywną kostkę, ale na tyle, by nie tamować przepływu krwi — rzucił pół żartem pół serio.
-
Dawno…
- Świetnie! – rzuciła pogodnie, gdy zgodził się na jej odrobinę szalony pomysł. Bo huh… łyżwy? Co ty miałaś w głowie Alderidge? Już w momencie gdy usiadła na ławce, żeby je założyć zdała sobie sprawę, że to nie był najlepszy pomysł, bo naprawdę bardzo, ale to bardzo dawno nie miała nic takiego na nogach. Właściwie mróz, śnieg i tym podobne klimaty spotkały ją w tym roku po raz pierwszy… po latach, długich latach. Więc z czym do ludzi?
- No daj spokój, naprawdę dobrze się bawię. Wieki nie byłam na żadnej randce… i nawet nie wiem czy nie bezpieczniej byłoby unikać słowa „randka” bo zazwyczaj wszystkie psuje, a wolałabym nie psuć spotkania z tobą to… nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość! – uśmiechnęła się promiennie i mocniej zasznurowała łyżwy, szczerząc kły w pogodnym uśmiechu, gdy ją poinstruował – Co jak co… ale usztywniać kończyny umiem. – zaśmiała się – Nie no, chyba powinno być dobrze. – zdecydowała i podniosła tyłek z ławki, niebezpiecznie się przy tym chwiejąc – To jest ten moment, w którym uświadamiam sobie, że to nie był najlepszy moment. – zażartowała i wyciągnęła dłoń w kierunku Dallasa, mając nadzieję, że asekuruje ją chociaż do wejścia na taflę lodu – A tak a propos spotkań… moja przyjaciółka po świętach organizuje przyjęcie. Dość duże, ale myślę, że bez zbędnego nadęcia… przynajmniej kiedyś takie były, ale dawno nie uczestniczyłam. Masz może ochotę się wybrać? Totalnie przyjacielska i bez podtekstów propozycja. Nie skończyliśmy nawet jednej to nie odważę się tego nazwać drugą randką, ale wiesz… – możliwe, że dużo gadała, ale czuła się w jego towarzystwie zaskakująco swobodnie. No i trochę w ten sposób chciała ukryć zdenerwowanie tym, że niezbyt pewnie czuła się na własnych nogach.
-
Nie bał się łyżew, bał się, że zrobi z siebie błazna na oczach Posy. Wydawała się sympatyczną i bardzo wyrozumiałą osobą, ale gdyby sprzedała pozostałym strażakom z sześćdziesiątki jedynki, że Dallas obił sobie kość guziczną lądując tyłkiem na lodzie, nie daliby mu spokoju przez następny rok.
— Wyglądają dobrze — rzucił odnośnie wiązań. Zaraz też wyciągnął rękę, by podtrzymać chwiejącą się kobietę. Nie zamierzał pozwolić jej upaść ani teraz, ani podczas jazdy; prawdziwy z niego bohater, nawet kiedy nie był na służbie. — Nic się nie bój, szybko złapiesz rytm. Ojciec mi powtarzał, że to jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina — dodał, uśmiechając się lekko w jej kierunku. Powoli wprowadził ją na taflę, jednocześnie słuchając zaproszenia, które przedstawiła mu w małozwięzły sposób.
— Umówmy się tak, że jeśli do końca tego wieczoru się nie pokłócimy, nie uznasz mnie za idiotę i nie wydarzy się nic, co spowodowałoby obustronną niechęć, to z tobą pójdę — zaproponował. Nie sądził, by cokolwiek z tej listy miało się wydarzyć, ale lepiej się ubezpieczyć, czyż nie? — Jako przyjaciel oczywiście — zaznaczył. Był przekonany, że rozmawiało im się tak swobodnie właśnie dlatego, że żadne z nich nie traktowało tego spotkania jako prawdziwej randki. Nie było kwiatów, przesadnej elegancji i sztucznie romantycznej atmosfery, która zupełnie do Dallasa nie pasowała.
— Nieźle ci idzie — zachęcił ją. — Jeszcze kilka kółek i urządzimy sobie małe wyścigi. Kto wygra, stawia grzane wino — powiedział w formie żartu, bo wcale nie chciał, by za niego płaciła!
-
- Wiesz, że… nie umiem jeździć na rowerze? – zaśmiała się, naprawdę! Mówiła szczerze – jakoś nigdy nie miała ku temu okazji. Jej ojciec był wiecznie nieobecny (a przynajmniej bardzo często) w związku z aktywną służbą, a z matką prędzej by się pozabijały niż Posy by się czegoś nauczyła. Więc nie umiała! – Ale to moja żenująca tajemnica, więc bardzo cię proszę… niech wszyscy się ze mnie nie śmieją! – rzuciła pogodnie, szczerząc kły w szerokim uśmiechu – Pozostaje mi się wierzyć na słowo. – że z łyżwami jest podobnie, czyli że tego się nie zapomina. Na szczęście była całkiem sprawna fizycznie, więc nie powinna mieć dużego problemu. Chyba…
Za to uśmiechnęła się pogodnie i skinęła, gdy właściwie zgodził się na jej propozycję. Bo również nie zakładała, że miałoby coś z tej listy się wydarzyć… no jakoś… no nie. To byłaby naprawdę zła randka. Przyjacielska.
Na tafli lodu w pierwszej chwili czuła się dość niepewnie, ale faktycznie szybko odzyskała rezon, wyprostowała się i przestała się chwiać.
- Właściwie… dlaczego kumple próbują ci organizować randki? – zapytała, szczerze ciekawa, chyba nie mieli okazji tego wcześniej przegadać, a to interesujące zjawisko. Rozumiała ich przywiązanie, fakt że czuli się jak rodzina – przecież dokładnie to samo czuła na froncie, ale… dlaczego? Co było nie tak, że tak bardzo nie radził sobie z randkami i musieli robić to za niego przyjaciele? - To co? Ścigamy się?
-
Na lodzie czuł się bardzo swobodnie. Wprawdzie nigdy nie nauczył się wykonywania żadnych sztuczek, potrafił tylko jeździć tyłem i całkiem nieźle celował krążkiem do bramki podczas hokejowych meczów.
— Jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, to nie jestem podrywaczem. Wolę dłubać w drewnie albo bawić się narzędziami. Pewnie myśleli, że wpakują mnie w tarapaty, bo nie będę potrafił zachować się przy atrakcyjnej kobiecie. Całe szczęście, że trafiło na ciebie — przyznał otwarcie. Po co miałby kręcić? Jego miłosne doświadczenia były marne, naprawdę marne. Nie potrafił flirtować, często naiwnie dawał się wykorzystywać, a gdy dana kobieta otrzymywała to, czego akurat chciała, odchodziła. A on nie próbował nikogo zatrzymywać przy sobie na siłę. Najwidoczniej człowiek może żyć bez miłości. Jemu udawało się to naprawdę dobrze.
— Tak — zgodził się. Stanęli ramię w ramię, a gdy Dallas ogłosił start, ruszyli przed siebie. Szybko wyszedł na prowadzenie, ale zgubiła go własna pycha. Obrócił się, by sprawdzić, gdzie została Posy i wtedy wjechał w innego mężczyznę, co zakończyło się bolesnym upadkiem.
— Chyba stłukłem sobie tyłek — oświadczył z grymasem na twarzy. No to rzeczywiście się popisał. Na szczęście drugi facet zachował równowagę i nie upadł na Simmonsa, wówczas mogłoby być jeszcze mniej komfortowo.
-
Naprawdę starała się wygrać, chociaż nie miała najmniejszych szans… zwłaszcza, gdy już w ostatniej chwili widziała, co się święci i aż na sekundę zamknęła oczy. Pokręciła głową i podjechała bliżej Dallasa – To całkiem seksowny tyłek, będzie to więc ogromna strata dla ludzkości… i sporej części żeńskiej społeczności Seattle. I twoje ego. – zaśmiała się i wyciągnęła dłoń w kierunku Simmonsa – Pomóc?
-
— Na początek poproszę masaż stóp, półgodzinne wachlowanie liściem palmy kokosowej i szklankę dwudziestoletniej whisky z jedną kostką lodu — wymienił, starając się zachować powagę, która w takich sytuacjach była wręcz wskazana. Być może z czasem wymyśliłby o wiele lepsze wynagrodzenie, ale na obecną chwilę nic poza tymi niewielkimi prośbami nie przychodziło mu do głowy.
Skopał. Całe szczęście, że nie byli na prawdziwej randce, bo od innej kobiety dostałby w twarz za taką wypowiedź. — Hej, hej, ja naprawdę nie to miałem na myśli — powiedział, czując, że miała prawo opacznie zrozumieć jego słowa. — Posy, jesteś cholernie seksowa. Połowa kretynów z mojego oddziału dałaby się pokroić za spotkania z tobą, ale większość nie miałaby odwagi choćby podejść i się przywitać — zaczął, by powoli wygrzebać się z dołka, który samodzielnie pod sobą wykopał. Czy on kiedykolwiek nauczy się rozmawiać z kobietami w prawidłowy sposób? — Żaden z nich nie wiedział, że mieliśmy okazje poznać się wcześniej w szpitalu. Dlatego to powiedziałem — dodał. Może nawet trochę spłoną czerwienią (choć mógł zrzucić to na panujący na zewnątrz chłód oraz zmęczenie łyżwami).
Próbował podnieść się samodzielnie, ale w końcu skorzystał z pomocy kobiety i chwycił ją za dłoń. Początkowo miał ochotę pociągnąć ją za sobą, by również poznała smak upadku, ale zrezygnował z tego pomysłu, nie chcąc wyjść na jeszcze większego palanta. — Moje ego z pewnością ucierpi najbardziej.
-
- Od razu zerwaniem… mielibyśmy przerwę. No wiesz We were on a break! – zażartowała, szczerząc kły w szerokim uśmiechu – I z całą sympatią, Simmons… życzę ci jak najmniej spotkań ze mną. – zaśmiała się i rozłożyła bezradnie łapska, ale mówiła prawdę! Biorąc pod uwagę, że najczęściej spotykali się na izbie przyjęć, gdzie opatrywała jego albo któregokolwiek jego kolegę z zespołu to naprawdę życzyła im jak najrzadszych wizyt u siebie. Heh… siebie. Ale miał jej numer telefonu, wiedział, gdzie w razie czego jej szukać. Bo poza pracą naprawdę dobrze bawiła się w jego towarzystwie. Dawno nie śmiała się tyle, co dzisiejszego wieczoru. Było jakoś tak… bezproblemowo. Może dlatego, że właśnie żadne z nich nie wiązało z tym spotkaniem nadziei? Oboje doskonale wiedzieli, że nie będzie z tego nic więcej poza przyjaźnią, ale i to dobre, prawda? Właściwie to chyba najlepsze, co mogło ich spotkać bez większego komplikowania sobie nawzajem życia. Lubiła go chyba za bardzo, żeby wejść mu do codzienności z buciorami i chcieć czegoś więcej niż przyjaźni. To w jej przypadku zawsze oznaczało kłopoty.
- Męskie ego to bardzo krucha sprawa, ale nie martw się… jakby ktoś pytał to wygrałeś! – zapewniła, uśmiechając się do niego promiennie. On znał jej tajemnicę, a ona zamierzała zachować dla siebie to jak spektakularny upadek zaliczył – A teraz chodźmy na to wino. – pociągnęła go w stronę zejścia z lodu by mogli dokończyć ten wieczór w bardziej komfortowych warunkach.
/zt x2