WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Świadomość, że Dima z niego nie zrezygnował (a przynajmniej nie z własnej woli) była budująca; od spotkania w teatrze była motorem napędzającym bujną wyobraźnię Brooklyna. Późnymi wieczorami Livingstone zasiadał w zaciszu swojego pokoju, wlepiał wzrok w bliżej nieokreślony punkt za oknem i rozmyślał. Kreował mniej lub bardziej skomplikowane scenariusze, zastanawiając się, jak to będzie, gdy Dima na nowo zagości w jego życiu (na stałe?).
Słodko-gorzka perspektywa wywoływała mieszankę uczuć — z jednej strony przyjemnie łechtała i wywoływała przyjemny ścisk, ale z drugiej niosła za sobą setki obaw, których nie odczuwał przy nikim innym. Ostatecznie Brooke nie umiał zdefiniować, która strona przechylała szalę, więc codziennie zasypiał bez odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Kiedy zatęsknię — z perspektywy Brooklyna — zamykało się w sztywnym przedziale od dwóch do maksymalnie czternastu dni. Czterdzieści osiem godzin było wystarczającym buforem, by przetrawić spotkanie w teatrze, wyciągnąć z niego to, co najważniejsze i ruszyć naprzód. Czternaście dni, wyznaczające górną granicę, było czasem odpowiednim, by zatęsknić.
Ale Brooklyn tęsknił już teraz; choć minęło zaledwie parę dni, ukojenie zszarganych myśli odnajdywał jedynie w kawiarni Laury, gdzie głośny mętlik milkł i zatracał się w przyjemnej atmosferze i w smaku jesiennego specjału.
Niestety, gdy tylko zostawał sam wątpliwości atakowały ze zdwojoną siłą. Dni płynęły pod znakiem niepewności, czy się spotkają, aż wreszcie wybiła szósta doba.
Zgodnie ze zwyczajem, Brooklyn wyskoczył rankiem po świeże pieczywo. Po śniadaniu wybrał się krótki spacer; aż wreszcie, wracając do domu, natknął się na Orlova. Chciał wierzyć, że to nie przypadek i że Dima zmierzał do niego. Rozpromienił się i wykonał krok naprzód; nie potrafił oderwać spojrzenia od blondyna. — Sześć dni. — powiedział na przywitanie. Iskierki mieniły się w jego oczach, wyrażając czystą, dziecięca radość. — Dobrze, że nie kazałeś czekać na siebie dłużej. — dodał lekko, nie dopuszczając do siebie scenariusza, w którym spotkanie mogło być zwykłym zrządzeniem losu. — Wejdziesz? — Nieczęsto bywali u niego, bo nie mieszkał sam, ale gdy już lądowali w jego pokoju, Brooke wspominał to dobrze. — Nikogo nie ma w domu. — zapewnił. Nie to, żeby musieli tłumaczyć się przed Beirą, ale słowami chciał zapewnić Dimę, że mogli robić to, co chcieli.

demeter orlov

autor

ania

you see me down on my knees, but you don't own me
Awatar użytkownika
23
181

baletmistrz i dziwka

pacific northwest ballet

fremont

Post

Skoro obecność Orlova (obietnica obecności, raczej, złożona bez słów, między marnymi namiastkami pocałunków i przypieczętowana dotykiem zbyt lekkim, zbyt niewinnym jak na dimowe gusta) napawała Brooklyna takim niepokojem, jakiego nie odczuwał w żadnym innym kontekście, to tylko dobrze. No, przynajmniej dla Dimitra. Przecież blondyn zawsze potrzebował czuć się wyjątkowy.

Tęsknota - choć nie przyznałby się do tego i przed samym sobą - także w jego własnej perspektywie nie była hipotezą do sprawdzenia. Była pewnikiem. Już odprowadzając Livingstone'a wzrokiem tamtego dnia, wiedział, że coś się w nim zepsuło zmieniło. Mówili, że co z oczu, to z serca, a teraz widział przecież Brooklyna jakby wyraźniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Chryste. Łatwo było dojść do wniosku, że to tylko kwestia czasu, zanim myśl o dwudziestosześciolatku zagnieździ się w jego sercu uparcie, i na stałe.
Jak chwast, myślał Dima. Jak chwast.
Ostatnim razem pozbycie się jej kosztowało go prawie rok czasu, zmianę strefy czasowej, i osiem i pół tysiąca kilometrów.
Z jakiegoś względu czuł, że tym razem, jeśli przepadnie tak mocno jak poprzednio, wynieść się będzie musiał pewnie na sam Księżyc.

To, co Brooklyn napotkał niemalże na swoim progu - to znaczy: sto osiemdziesiąt jeden centymetrów jasnego ciała (dwoje rąk, dwoje nóg, jeden skonfundowany mózg i jedno głupawe serce) owinięte szczelnie w warstwę jeansu, szarego swetra, i płowego trenczu przewiązanego niedbale aksamitnym paskiem - faktycznie nie było wynikiem czystego zbiegu okoliczności, co raczej dwóch czynników.
Po pierwsze: Demeter miał wolny poranek i serdecznie dość myśli obsesyjnie krążących wokół sylwetki bruneta.
Po drugie: Demeter miał wolny poranek i nie wiedział, gdzie indziej miałby się podziać.
Mięśnie bolały go jeszcze po dzisiejszym, wczesnym treningu, i po nocy spędzonej z klientem. Skroń pulsowała mu zapowiedzią migreny - o ile w ciągu najbliższych dwudziestu minut nie wypije mocnej kawy. Wargi zadrżały mu w samych kącikach nim przypomniał sobie, że dziecięcą radość - tę samą, której Brooklyn ewidentnie się nie wstydził - zostawił w Moskwie jakieś dwadzieścia lat wcześniej.
- Ze mną to nigdy nie wiadomo, co? - Puścił do chłopaka oko - Czasem sześć dni, czasem sześć lat... - Mógł żartować, lub mówić kompletnie poważnie. Zrobił parę kroków, aż znalazł się niemal na wycieraczce i poczekał, aż Brooklyn wsunie klucz do zamka.
- Nie, nie wejdę. Postoję sobie o, tutaj - Przestąpił z nogi na nogę, filuternie przekrzywiwszy głowę. Pomyślał, że jeśli nie pocałuje Livingstone'a w ciągu najbliższych sześćdziesięciu sekund, zabraknie mu powietrza - Och, nie boisz się tak ze mną zostać... Sam na sam? Kompletnie bez nadzoru?
Dopiero teraz uległ i pęk, zaszczycając rozmówcę najładniejszym ze swoich uśmiechów.

Brooklyn Livingstone

autor

harper (on/ona/oni)

ODPOWIEDZ

Wróć do „2137”