WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

brooke & dima | seattle opera house

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Próbował sobie to wyobrazić; zamknąwszy oczy, przeniósł się do samotnego i dziwnego kraju, w którym nie było IKEI, stacji Shell i H&M. Choć zazwyczaj nie korzystał z ostatniego (a w pierwszym, w przeciwieństwie do ogółu, nie bywał po to, by napchać się klopsikami z groszkiem i borówką), rozumiał, że utrata sklepów znacząco wpływała na społeczeństwo. Mimo zrozumienia, nie do końca potrafił wyobrazić sobie świat pozbawiony podstawowych usług; wychowując się w kraju, w którym wszystko było na wyciągnięcie ręki, trudno było mu sobie zwizualizować, że z dnia na dzień przestają istnieć sklepy i nastaje... Pustka? — To musiało być dziwne. — przyznał, otwierając oczy. Wlepiwszy spojrzenie w Dimę, westchnął. — Nie do końca umiem to sobie wyobrazić. — dodał ciszej, świadomie narażając się na niemiłe sformułowanie, które mogło wydostać się z demetrowych ust. Postanowił jednak zaryzykować, bo pytania, nie dawały mu spokoju i potrzebował wiedzieć. — Zostały puste przestrzenie? Powstało w nich coś nowego? — spytał. Był ciekawy; chciał lepiej poznać tak bliski, a zarazem tak odległy świat. Chciał poznać świat, w którym żył Dima.
Gula w gardle, która pojawiła się tuż po tym, gdy Orlov powiedział, że miał tylko dwanaście miesięcy, uniemożliwiła mu swobodne oddychanie. Przed oczami Brooklyna pojawiły się mroczki, a serce ścisnął nieprzyjemny skurcz, który później rozlał się na całe ciało. — Dwanaście miesięcy? — w ustach Livingsonte’a słowa brzmiały jak odgórnie wydany wyrok, który przekreślał ich znajomość na zawsze.
Dwanaście miesięcy. Trzysta sześćdziesiąt sześć dni (jak nigdy cieszył się, że 2024 był rokiem przestępnym. Choć może wiza uwzględniała i odpowiednio korygowała prezent od losu?). Nieco ponad osiem tysięcy siedemset sześćdziesiąt godzin. Jakby nie patrzeć, za każdym razem za mało. Za krótko, by jakkolwiek przygotować się na ponowną utratę Dimy.
Coś wymyślimy. — stanowcze, pewne. Livingstone NIE mógł pozwolić, by Dima zniknął; nie chciał, by przykry scenariusz się powtórzył — być może była to najbardziej samolubna i egoistyczna rzecz w jego życiu, ale nie zgadzał się na to wszystko. Niestety, problemem Brooklyna było to, że, przynajmniej na razie, do głowy nie przychodził mu żaden sposób, dzięki któremu mógłby powstrzymać wyjazd. Wiedział jednak, że nie mógł na niego pozwolić.
W jego głowie mimowolnie zadomowiła się wizja Orlova w Europie, wyobraził sobie, że czasami mógłby go odwiedzać. Naprawdę lubił Paryż, więc może kiedyś, gdyby było im to dane, mogliby się przespacerować po Polach Elizejskich? — Chciałbyś zostać? — zapytał, uświadamiając sobie, że w tym całym egoizmie nie pomyślał o tym, czego chciał blondyn.
Nie planuję znikać, Dima. — tym razem słowa sformułował cicho i niepewnie. I chciałbym, żebyś ty też nie zniknął. — Zostaję w Seattle i nadal będę tak samo nudny, jak do tej pory. — zapewnił w sensie bardziej ogólnym niż pytał tancerz. Jego życie nie obfitowało w mnogie atrakcje — żył, pracował, od czasu do czasu wychodził na miasto, by nie zapomnieć, jak rozmawiało się z ludźmi, ale poza tym było całkiem monotonnie (a nawet nudno.)

demeter orlov

autor

ania

you see me down on my knees, but you don't own me
Awatar użytkownika
23
181

baletmistrz i dziwka

pacific northwest ballet

fremont

Post

Kraj, który wychował Orlova, cechowała przedziwna, oksymoroniczna dychotomia: Rosja była pełna pustki, roiło się w niej od niedoborów, ludzi zbliżała do siebie samotność, a oddalała - bliskość. Dokądkolwiek chłopak nie sięgał pamięcią (choć szczerze powiedziawszy, wolałby nie sięgać nią nigdzie), w jego rosyjskiej przeszłości kłębiły się stłoczone ciasno ciała pełne nicości - propagandą, wódką i papierosami bez filtra wyjałowione z marzeń, głębszych emocji, nadziei; zawsze się po coś stało, w kolejkach, choć na końcu całego tego oczekiwania i tak natykało się na puste, lub przynajmniej przebrane półki. Podobnie było z kulturą, przez lata wielokrotnie przetrzepaną przez cenzurę, obraną z rzeczy, których Władza nie uznała za stosowne dla narodu, świecącą wyrwami jak szczerby w dziecięcych buziach, albo dziury w niedoglądanym przez gospodarza płocie.
Wojna, gdyby Dima miał się nad tym głębiej zastanowić, nie zmieniła aż tak dużo - pogłębiając tylko ogólny nastrój beznadziei, i zdzierając z billboardów kleksy zachodniego koloru, tak czy siak przytłumione wszechobecnym w Moskwie smogiem.
- Hmm... - Zadumał się na chwilę. Wbrew temu, do czego wolał przyznawać się choćby przed samym sobą, Demeter zawsze cenił sobie szczerość Livingstone'a; tę niewinną, naiwną, czasem chyba zupełnie nieplanowaną, więc spontaniczną bardziej jak potknięcie w tańcu, niż celowo powzięta, magiczna sztuczka, manierę, z jaką Brooke mówił prawdę, choć równie dobrze mógłby przecież skłamać. Podobało mu się, że brunet tak otwarcie przyznaje czego nie mógł sobie wyobrazić - zamiast mącić Dimie w głowie zapewnieniami, że wie jak to jest, albo chociażby o czym mówi. W ten sposób Brooklyn poddawał Dimie swoją bezbronność - a zatem i ciutkę potrzebnej blondynowi kontroli.
- Tak, to było dziwne - Gdyby jego słowa zawisły o oktawę wyżej, zabrzmiałyby jak kpina; jeśli o parę tonów niżej - zabarwiłby je dogłębny, mroczny smutek, taki, który wprawia płomyki woskowych świec w drżenie, a małe dzieci w niekontrolowany płacz. Dimie udało się jednak niemal perfekcyjnie wyoscylować pomiędzy jednym i drugim skrajem spektrum, tak więc, że wypadło to poważnie, ale neutralnie, bez przesadnego dramatyzmu lub sugestii, że robi sobie z Brooklyna żarty - Chyba jeszcze nie. Prawdę mówiąc, nie wiem, Brooke. Nie za bardzo wychodziłem z domu - Przyznał, wzruszywszy ramionami - Ale jestem pewien, że to kwestia czasu. W Rosji zawsze świetnie sobie radziliśmy z tworzeniem erzaców dla rzeczy z zachodu.
Dima z przerażającą łatwością mógł sobie nagle wyobrazić, że gdyby dano im więcej czasu, albo jeśliby podjęli decyzję, że chcą mieć siebie na wyłączność, byłby skłonny opowiedzieć Brooklynowi więcej. Nauczyć go o swoim pochodzeniu, ba, nawet o tych zakamarkach własnej historii w które sam nie wybiegał choćby myślą, wszystkiego, co Livingstone chciał chłonąć, i o co pytał go tak gorliwie, z taką empatią. Póki co instynktownie wolał zachować jednak przesadną ostrożność, zaczątek szczerego uśmiechu pokrywając natychmiast emalią ironii.
- Daj spokój, przecież dwanaście miesięcy to wystarczająco dużo, żeby jeden z nas zdążył się tym drugim zmęczyć, albo znudzić - Zapewnił, i tylko króciutkie drżenie palców mogło zdradzić, że nie do końca w to zawierza - Na razie po prostu pocieszmy się tym, co mamy, okay? Potem zobaczymy - Skinął głową do własnego odbicia, i uśmiechnął się półgębkiem. Nie przywykł do pytań o to, czego sam chciał i potrzebował, co planował, czego pragnął - no, a już na pewno nie w kontekście, który wybiegał poza krawędzie jakiegoś łóżka albo próg czyjejś sypialni (ewentualnie: klubowych łazienek albo jakiegoś VIP-roomu okrytego rdzawą, neonową mgłą typową dla szemranych lokali) - Zadajesz trudne pytania, Brooke. Daj mi się trochę rozgrzać, co? Mieliśmy długą przerwę - Wypchnął powietrze przez nos, równocześnie uchylając się od odpowiedzi - Poza tym nie przesadzaj. Jesteś stabilny, nie nudny - Stwierdził, choć z samym sobą zgadzał się tylko połowicznie. Owszem, istniała taka część Orlova, którą brunet szybko nużył - ta część, uściślając, jaka każdej nocy miała ochotę na spotkanie z czymś kimś nowym, monotonii bojąc się niby diabeł wody święconej. Ale w kontrze do niej, niby drzazga, tkwiła w dimowej duszy potrzeba przewidywalności, której w zasadzie nie zaznał nigdy przed poznaniem Livingstone'a - Plus jest taki, że będę wiedział gdzie cię szukać. Jeśli... - Uniósł brew, a potem uśmiechnął się szerzej, pewniej - Kiedy zatęsknię. Daj mi parę dni.

[/zt x2]

Brooklyn Livingstone

autor

harper (on/ona/oni)

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”