WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie oderwał wzroku od jej sylwetki. Zawsze robiła na nim spore wrażenie. I nie chodziło tylko o atrakcyjność i pewność siebie, bo zdecydowanie ta przyciągała spojrzenia nie tylko Jony, ale także innych mężczyzn. Mogli udawać ważne persony, nosić się pod krawatem i pić drogie whisky rozprawiając o ważnych kwestiach, ale ich samcza natura zdecydowanie musiała docenić aparycję Russell. Poza tym Kylie miała w sobie to coś, smykałkę do prowadzenia interesujących konwersacji, błysk w oku nakazujący rozmówcy koncentrować na niej swoją uwagę i poczucie humoru, które wyjątkowo nie działało na nerwy Wainwrightowi. Niestety, ale Jona był dość nudnym człowiekiem i niekiedy nie tyle, co nie starał się podłapać żartów, a nawet nie umiał ich do końca zrozumieć przez to swoje sztywne zachowanie.
- Tańczą dla mnie? - Powtórzył rozbawiony doskonale wiedząc o tym co kryło się za tymi słowami. - Chyba wyrosłem z takich rozrywek... W sensie nie mam nic przeciwko, ale może nieobecnie - podjął lekko, bo nie chciał wychodzić na takiego, którego gorsza tego typu przybytki, kiedy samemu będąc młodym potrafił zaszaleć. W każdym razie w ostatnich latach raczej nie po drodze mu było ku tego typu miejsc, więc wolał uciąć temat i skupić się na innym.
Tylko, że mówienie o Marianne wcale nie było prostsze, a raczej nie dla Jony, który peszył się wspominając imię rudowłosej. Po prostu... Była to dla niego trudna sytuacja. Z jednej strony był zainteresowany Chambers, bo z jakiś powodów nie opuszczała jego myśli, a z drugiej patrzył na ich relację przez pryzmat osób trzecich i obawiał się, że jeden zły ruch może nie tylko jemu zaszkodzić, ale także zostać źle odebranym przez Fitza, Rae, czy kogokolwiek z kim i on i Marianne mają styczność.
- Ja? Nie no skąd... - Spiął się i poprawił na kanapie, a przy tym jego palce nerwowo przesunęły się po krawędzi marynarki. - Nie znam jej prawie wcale. Po prostu wiem, że jest i miałem okazję z nią rozmawiać kilka razy, wiesz.. Tak, tylko mówię, bo no.. O! Jak Gabe! Ostatnio często pojawia się w moim otoczeniu i tak jakoś pomyślałem, że może ty coś wiesz, bo z nimi pracujesz. - Jakby składał zeznania w sądzie pewnie szybko wyszedłby na mało wiarygodnego świadka, a fakt, że co chwila ukradkowo spoglądał w stronę drzwi, jakby szukał drogi ucieczki - pewnie wcale nie pomagały. - W każdym razie nie przyszedłem tutaj mówić o Marianne, a o tym... - Zgubił słowo po tym jak wypowiedział na głos imię rudowłosej. - Ubezpieczeniu! Mam nadzieję, że lada moment wszystko się wyjaśni - dokończył zmieniając temat, a na sam koniec uniósł ponownie szkło do ust, aby powstrzymać się przed powiedzeniem jeszcze czegoś, co mogłoby zdradzić jak bardzo czuł się niepewnie w tej konwersacji.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzeczywiście, Jonathan bywał sztywny i chociaż prawdopodobnie byłby dla niej nieco zbyt sztywny, gdyby chodziło, dajmy na to, o wspólne życie, ale w żaden sposób nie przeszkadzało to w ich przyjaźni. Wręcz przeciwnie. Miał klasę, której często brakowało jej rozmówcom. Dzięki temu Russell nie czuła się przy nim jak zwierzyna w czasie polowania, tylko równorzędny partner w rozmowie. Przy nim właśnie tak było, a to tylko dodawało jej jeszcze więcej pewności siebie.
- Rozumiem - przytaknęła. To w zasadzie było godne podziwu, a Kylie... Kylie chyba rzadko spotykała się z taką odpowiedzią. Większa część jej rodziny miała jakieś powiązania z klubem, jej facet był tam managerem, sama często zaglądała do Dragona, ale doceniała to, że Jona był inny. To dlatego przytaknęła.
Jeśli właśnie tego się obawiał, jeśli nie chciał zostać osądzony przez innych, to powinien pamiętać o jednym: grono przyjaciół, a Russell uważała, że właśnie tym byli, nikogo nie odtrąca, nie osądza, a już na pewno nie odbiera nikogo źle. Nerwowa reakcja mężczyzny dała jej powody, by przypuszczać, że coś kręcił. Pytanie tylko - jak bardzo?
- Gabe? - spytała nieco zaskoczona. - To chyba dobrze, co? Gabe naprawdę jest w porządku i gdybym miała mieć kogoś w swoim otoczeniu, to chciałabym, żeby to był on. No i Marianne, bo chociaż na co dzień pracuje właśnie z nim, to czasem ją sobie podkradam. Ostatnio całkiem przyjemnie nam się gawędziło.
Bo to prawda. Kylie nieźle się bawiła i chętnie to powtórzy. Wcześniej jednak zajmie się sprawami Jonathana i zadba o nie najlepiej, jak tylko potrafi.
- Daj mi kilka dni. Popracuję nad tym i się odezwę - puściła mu oczko. Mógł być spokojny o pomyślne zakończenie sprawy. Russell trzyma rękę na pulsie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie zarumieniłby się mogąc poznać myśli Kylie. I może jak na zwierzynę na nią nie patrzył, bo faktycznie miał klasę, a przynajmniej takową starał się prezentować. Jednakże uznawał Russell za niezwykle atrakcyjną kobietę. Chociaż dla niego zbyt silną i autorytarną, bo co tu dużo mówić, Wainwright miał słabość do kobiet o zupełnie innej naturze. Pewnie dlatego, radosna, dobroduszna i urocza Marianne tak zaprzątała jego myśli. Nie żeby Kylie nie była radosna i urocza, po prostu była zupełnie innym typem osobowości.
- Bazuję tylko na opiniach i wspomnieniach innych osób, w których przewija się jego sylwetka. Niby staram się być obiektywny, ale.... - Wzruszył ramionami, bo z natury raczej był niezbyt przyjacielsko nastawiony do ludzi. Wolał się przyjemnie rozczarować niż zawieść swoje nadzieje. - Tobie ufam jak nikomu innemu, więc wezmę twoje słowa pod wgląd - odpowiedział, oczywiście mając na myśli pozycję Kylie jako przyjaciółkę i prawnika, który wiedział o Jonie wszystko. Jakże więc mógł nie rozmyślać nad tym jak ona sama oceniała Gabe'a. Może faktycznie Jona uprzedził się kompletnie bezpodstawnie. - Cieszę się... W sensie, że no... Wiesz ważna jest dobra atmosfera w pracy, a ona nie jest z miasta i pewnie się obawiała i... A z resztą nie ważne. - Przerwał, bo zdecydowanie temat Marianne za mocno mu wchodził, a nie po to przyszedł do Russell.
Ostatecznie więc zaprzestali dalszemu plotkowaniu i skupili się na sprawie Jonathana, a potem na dopiciu jeszcze odrobiny wybornego alkoholu, po czym Wainwright wyszedł z biura Kylie, jak zwykle w stanie nietrzeźwym, ale cóż... Pewnie podpisując z nią pierwszą umowę nie doczytał drobnych druczków na bank zawierających jakąś wzmiankę o konieczności spożywania procentów przy każdej prawniczej konsultacji.

<koniec> <3
Obrazek

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

#48

Nathaniel Covington

Lavender miała tego dnia zaplanowaną naprawdę trudną rozprawę i to był chyba pierwszy raz, jak kobieta czuła się niepewna wygranej, a zawsze była bardzo pewna siebie przed rozprawą i w trakcie jej trwania. Co prawda jej klient nie raz już ją okłamał, bądź zwyczajnie "zapominał" powiedzieć jej o ważnych faktach, które potem wychodziły na sali sądowej ze strony przeciwnej i kobieta musiała się nieźle natrudzić, by wymusić odroczenie rozprawy. Ostatnim razem chciała już wypowiedzieć powództwo temu klientowi i niech radzi sobie sam, albo szuka innego prawnika, skoro nie zamierza być z nią szczery, ale tym razem zapewnił ją o tym, że naprawdę kobieta wie już wszystko i to dosłownie. Problem polegał na tym, że Specter już nie ufała swojemu klientowi i siedziała w swoim gabinecie po raz kolejny przeglądając jego akta, by sprawdzić czy aby na pewno niczego nie pominęła. Nie wiedziała dlaczego była ostatnio tak rozproszona. Gdy tak się działo poprzednim razem to z powodu jej przystojnego sąsiada, z którym sypiała, ale tym razem przespała się z przyjacielem tylko raz i powinna już dawno o tym zapomnieć, skoro to miała być jednorazowa przygoda. Najwidoczniej tamta noc odcisnęła na niej pewne piętno, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Covington postarał się by o nim nie zapomniała po prostu. Zaszyła się w swoim gabinecie, ostrzegając swoją sekretarkę, że ta pod żadnym pozorem nie ma wpuszczać nikogo do gabinetu Specter, jednak najwidoczniej tamta nie posłuchała bo w pewnym momencie szatynka usłyszała otwierające się drzwi.
- Marianne, mówiłam ci żeby mi nie przeszkadzać... - odparła bardzo złowrogim tonem, sądząc że to jej sekretarka, ale widząc w drzwiach sylwetkę i twarz Nate'a, jej twarz od razu złagodniała i stała się jakby potulniejsza.
- Cześć Nate, siadaj. Napijesz się czegoś? - udawała profesjonalistkę, choć w jej głowie krążyło pytanie "stęskniłeś się za mną tak jak ja za tobą?" i "nigdy nie robiłam tego w pracy, a jestem potwornie zestresowana, może szybki numerek na odstresowanie przed trudną sprawą?", ale póki co nie wypowiedziała żadnego z nich na głos.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#64 Lavender Specter

Sytuacja w firmie Nathaniela ostatnio stała się napięta. A to wszystko za sprawą przetargu, w którym Covington Constructions miało wystąpić z ofertą, która, jak się okazało, została skradziona. Nadal z trudem przychodziło mu przyswojenie sobie, że jeden z jego najlepszych współpracowników, którego miał również za przyjazną duszę w branży, okazał się zwykłą szują. Wystarczyło pomachać przed jego oczami forsą, żeby wbił przyjacielowi nóż w plecy. To tylko dowodziło temu, jak w tych czasach ludzie bywali płytcy.
Covington był wściekły za to, co się stało. Mulligan nie tylko w jedną chwilę zniweczył ich przyjaźń, ale też dopuścił się narażenia firmy na ogromne straty. Co więcej, ten rok nie był jedynym, kiedy maczał palce w przetargach, działając na niekorzyść firmy, w której pracował. A to wszystko działo się pod nosem niczego nieświadomego prezesa. I to zabolało go najbardziej. Richard musiał zasłużyć na porządną karę.
Ze względów bezpieczeństwa, Nathaniel nie mógł dać się ponieść emocjom, dlatego zamiast zareagować od razu po dotarciu do niego informacji o przekrętach, musiał ochłonąć i opracować plan działania. Na pewno chciał, by mężczyzna poniósł konsekwencje, ale nie mogło się to odbyć kosztem przetargu lub firmy. Sprawę dostarczenia konkurencyjnej oferty musiał doprowadzić do końca, w kompletnej poufności przed niemal wszystkimi. A teraz, gdy ogłoszono zwycięstwo i można było ruszać z pracą dotyczącą budowy, wreszcie mógł zająć się dwulicowym draniem.
Znalazłszy się na dobrze znanym mu piętrze kancelarii, bez wahania skierował swoje kroki do biura Lavender. Jej sekretarka, podniósłszy na niego wzrok, już chciała zaoponować, że prawniczce nie wolno przeszkadzać, jednak ubiegł ją, uśmiechając się do niej z daleka.
- Dzień dobry, Marianne. Pięknie wyglądasz. Czyżbyś zrobiła coś ostatnio z fryzurą? Muszę przyznać, że do twarzy ci w blond włosach. - Uśmiechnął się do niej tym swoim uśmiechem, któremu nie sposób było się oprzeć, na co na twarzy kobiety wyskoczyły rumieńce. - Lavender jest u siebie, tak? Spokojnie, wezmę to na siebie, dobrze? - Na koniec puścił jej zawadiacko oczko i, nie dając kobiecie dojść do słowa, przystanął przed drzwiami gabinetu przyjaciółki i pociągnął delikatnie za klamkę.
Powitanie go nie należało do najmilszych, toteż ściągnął nieco brwi.
- Czyli mam sobie iść? - zapytał z delikatnym rozbawieniem, zanim prawniczka obdarzyła go spojrzeniem. Nie zraziła go swoim humorem, co więcej, biła od niego pewność siebie, która nie raz zawiodła go do celu. Był również pewien, że Lavender nie była w stanie nic mu zrobić, a przynajmniej nic, czym powinien się martwić. Uśmiechnął się szerzej widząc, że momentalnie złagodniała.
- Nie, dzięki. I przepraszam, że wpadłem bez zapowiedzi. Nie wiń Marianne za to, że nie udało jej się mnie zatrzymać. Bywam po prostu zbyt stanowczy i sprytny - przyznał z czającym się w kącikach ust uśmiechem rozbawienia. Na moment się zawahał, przypominając sobie, że ostatnim razem, kiedy byli sami, skończyło się to czymś, co nie do końca przemyśleli. To była jednak jednorazowa akcja, upomniał się w myślach, po czym pomachał trzymaną w dłoni teczką. - Ja właściwie… przyszedłem w służbowej sprawie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - zapytał, przystając nieopodal wejścia, gotów wyjść w razie, gdyby nie była to dla niej najlepsza pora.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Nathaniel Covington

Przyjaciół trzeba było sobie dobierać z rozwagą, by później się nie sparzyć tak, jak stało się to z Covingtonem. Lavender zawsze traktowała ludzi z ograniczonym zaufaniem i to doprowadziło ją do tego, że może nie miała tłumu przyjaciół, ale miała grono najszczerszych i najbliższych jej ludzi, a nawet przed nimi miała swoje małe tajemnice, których nie zdradziła nikomu zapewne przez to, że sama ich ze sobą nie przetrawiła do końca. A trzeba było przyznać Covingtonowi że miał swój urok i czar, oraz charyzmę, dlatego pewnie każda kobieta mu ulegała, w tym też Marianne, która obiecała Lavender że będzie strzegła niczym lwica, czy cerber u bram hadesu, gabinetu prawniczki i nie wpuści do środka nikogo, z kim wcześniej kobieta nie była umówiona. I normalnie panna Specter byłaby wściekła na swoją asystentkę i na pewno skończyłoby się to dla niej solidną i nieprzyjemną reprymendą. Jednak widząc mężczyznę w drzwiach, kobieta wyraźnie złagodniała i mentalnie odpuściła swojej asystentce ten potworny błąd. Bądź co bądź tego klienta mogłaby przyjąć o każdej porze, niezależnie od tego jak bardzo byłaby zajęta.
- Nie, zostań, myślałam że to jakiś nachalny klient. - jeszcze pewnie mu nie opowiadała, ale podejrzewała pewnego człowieka, który bardzo chciał się do niej dostać jako nowy klient, że jest jej stalkerem, bo polecano mu naprawdę wielu innych specjalistów w dziedzinie związanej z jego problemem, a on nadal uparcie chciał dostać się do panny Specter. Mimo tych podejrzeń kobieta nie opowiadała o tej niekomfortowej sytuacji przyjaciołom, uważając że doskonale sobie z tym sama poradzi.
- Masz rację, stanowczo bywasz zbyt sprytny i pewny siebie, kobiety to lubią. - odparła filuternie do swojego przyjaciela, oblizawszy przy tym wargi. Nawet u niej w domu pokazał on jak bardzo sprytnie potrafi podejść kobietę, która potrzebuje rozkoszy, a jego stanowczość wtedy jeszcze bardziej ją podkręcała i podniecała. Nie mogła jednak o tym obecnie myśleć, bo tym razem przyszedł on do niej w sprawach służbowych, niestety.
- Jasne, przyda mi się trochę przerwy od tej sprawy. W czym mogę zatem ci pomóc? - nagle jak oparzona kobieta odsunęła się od mężczyzny i zmieniła ton na bardziej profesjonalny, jednak nie usiadła na swoim fotelu za biurkiem, tylko na rogu biurka i spoglądała na mężczyznę zaciekawiona. Jej długie nogi było doskonale widać pod tą ołówkową spódnicą, a szpilki prezentowały się idealnie na nogach prawniczki.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Przyjaźń w obecnych czasach była na wagę złota, równie podobnie jak lojalność i możliwość polegania na sobie. Nic dziwnego, że oboje te cechy bardzo cenili i je w sobie odnajdywali. Dobrze było wiedzieć, że posiadało się kogoś, do kogo w razie kryzysu można było się odezwać, nawet, jeśli czasem chodziło tylko o spędzenie razem wieczoru na drinku przy filmie. I Nate nadal myślał o Lavender w tych właśnie kategoriach, ich ostatnią wspólną noc uznając za zgodne poddanie się słabości. Uznali przecież, że oboje tego wtedy potrzebowali - odreagowania od codzienności, zaznania bliskości i pozbycia się rozsądku, którym oboje odznaczali się na co dzień. Rosnące w nich napięcie należało okiełznać i zaspokoić własną ciekawość. Mimo to ich przyjaźń była zbyt ważna, żeby odważyć się brnąć w to dalej.
Ujrzawszy Lavender, w białej koszuli i ołówkowej spódnicy, opinającej jej drobne ciało, nie mógł pozbyć się z głowy myśli, czego potrafiła dokonać, i tu oczywiście wcale nie miał na myśli sali sądowej. Nigdy nie potrafił patrzeć na nią neutralnie, niemniej teraz w jej obecności, sam na sam, czuł się inaczej niż zwykle. Te myśli zachował jednak dla siebie, nie dając po sobie niczego poznać i skupił się na tym, po co właściwie do niej przyszedł.
- No tak, zapomniałem, że pani Specter jest teraz nadzwyczaj rozchwytywana. Nie męczy cię ta sława? - zapytał, spoglądając na nią łobuzersko. Odnosił się zapewne do wielu prowadzonych przez nią spraw i czasu, jaki poświęcała ostatnio pracy, rzucając się w wir pędzącej kariery. Zawsze wierzył, że uda jej się w końcu zabłysnąć i zdobyć to, o czym zawsze marzyła i pomagał jej, kiedy tylko mógł, nie raz wynajmując ją jako nieodzowna pomoc w wyciągnięciu jego firmy z kłopotów. Jakkolwiek mówił o niej wśród przyjaciół i jej dogryzał, tak publicznie dbał o jej dobrą renomę w każdy możliwy sposób.
- Cóż mogę na to poradzić? Nie bez powodu nazywam się Covington - wzruszył nonszalancko ramieniem i na kilka sekund pochwycił jej spojrzenie. Pewność siebie i spryt zwyczajnie miał w genach, tego nie dało się ukryć. Jako ostatni z Covingtonów, musiał się odpowiednio prezentować. Zaraz jednak przeszedł do najważniejszej sprawy, dlatego też zbliżył się do jej biurka i zajął miejsce przeznaczone do klientów.
- Mam problem i potrzebuję twojej pomocy - powiedział, przesuwając wzrokiem po jej smukłych nogach, które tak niewinnie postanowiła przed nim wyciągnąć, opierając się o biurko. Znów upomniał się w myślach i podał jej teczkę z potrzebnymi informacjami odnośnie sprawy i możliwe, że jeśli nie dowodami, to na pewno poszlakami. - Chodzi o Richarda Mulligana, mojego… współpracownika. Wiesz, że z ludźmi w firmie staram się trzymać w dobrych stosunkach i wydawało mi się, że tworzymy naprawdę fajne teamy, ale okazuje się, że nie wszyscy czują tę lojalność - westchnął nieco i oparł łokcie o własne kolana, po czym splótł własne dłonie. Nieświadomie tym sposobem znalazł się bliżej siedzącej na rogu biurka Lavender. - Przez lata sabotował Covington Constructions, między innymi dzieląc się naszymi projektami z konkurencją za pieniądze. Odkryła to Vivian, moja asystentka, tuż przed oddaniem wersji finalnej projektu do przetargu, przez co mieliśmy niewiele czasu na poprawę sytuacji. - Dzięki tamtemu dwulicowemu kutasowi spędzili wtedy naprawdę wiele dodatkowych godzin w biurze. - Postanowiłem nikomu na razie nie mówić o tym, ani tym bardziej przyznawać się Richardowi, że wiem o jego byciu kretem, zwłaszcza do czasu werdyktu o wygranej. Teraz, kiedy udało nam się zdobyć kontrakt, mogę wreszcie zacząć działać. Jeśli to możliwe, z tobą u boku - przyznał, spoglądając na nią z nadzieją. W końcu Lavender była najlepsza.

Lavender Specter

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Nathaniel Covington

- Wiesz, teraz, z własnym gabinetem i nazwiskiem na ścianie czuję się jak ryba w wodzie. I zdradzę ci pewien sekret, odniosłam wrażenie podczas ostatniej rodzinnej kolacji że mój tata jest zazdrosny o moją sławę. - w końcu u nich to też było rodzinne, ta żądza sławy i chęć bycia najlepszym w swojej dziedzinie z całej palestry. Lavender patrzyła na ojca z uznaniem, wiedząc że udało się to jemu zarówno w Nowym Jorku, gdzie zaczynał pan Specter, jak i zasłynął w Toronto, gdzie współpracował z kolegą ze studiów, nie przyjacielem, a potem niestety konkurentem, więc wybrał Stany Zjednoczone i swoje rodzinne miasto, Seattle. To tutaj stał się królem palestry, a jego ambitna córka ewidentnie poszła w jego ślady. Tutaj dochodzimy do momentu gdy uczeń przerasta mistrza, ot co.
- Już tak mnie nie czaruj, to że podziałał on na mnie raz nie oznacza wcale że będzie działał zawsze. Mam to do siebie że szybko się uodparniam. - powiedziała bardzo pewnym siebie tonem, ale tym razem skłamała, bo nie, w ogóle się nie uodparniała na mężczyznę, wręcz przeciwnie, uległa mu raz i chętnie by to powtórzyło. Bądź co bądź pozwalając przejąć kontrolę mężczyzny wcale nie czuła dyskomfortu, wręcz jej się to podobało, więc może to zależało od tego z kim się tę kontrolę traci? Jednak zamiast flirtu dostała teczkę, niezbyt interesujący deal, jednak otworzyła ją szybko i zajrzała do środka, by dowiedzieć się, co tam Covington miał zebrane. Jednocześnie go słuchała i zaklęła pod nosem.
- Mówiłam ci jak zaczynałeś z nim współpracę że ten człowiek mi śmierdzi. - skomentowała odnośnie Mulligana i wcale nie chodziło o to, że mężczyzna nie potrafił zachować właściwej higieny, tylko prawniczka zawsze odnosiła wrażenie że był on sztuczny w swoim zachowaniu, a zatem grał. Poza tym za bardzo się do niej przymilał, czyli chciał mieć prawniczkę po swojej stronie i to także wydawało się jej wtedy podejrzane. Ale Nate mu ufał, więc i ona podarowała mężczyźnie kredyt zaufania, niepotrzebnie jak widać.
- Vivian dobrze się spisała, należy się jej dobra premia. I oczywiście wchodzę w to, zmiażdżymy gnoja niczym muchę na asfalcie. Kto zadziera z moim przyjacielem to zadziera także ze mną. Ale oczywiście rozumiem że mamy zrobić to po cichu, czy to co znajduje się w teczce to wszystko co na niego mamy? - po chwili zamknęła teczkę i pomachała nią w powietrzu. Dowód tam się znajdujący był mocny, ale prawniczka chciałaby znaleźć coś jeszcze, by przybić Mulliganowi gwóźdź do trumny, którą sam sobie przygotował, ot co.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

- Wreszcie się doczekałaś - przyznał z uśmiechem. Patrzył na nią i widział w niej kobietę sukcesu. Zapracowała sobie na ten sukces. - Nie ma to jak dobre wsparcie - prychnął w rozbawieniu, odnosząc się do zazdrości taty Lavender. Znał go mniej więcej tyle, co przyjaciółkę i wiedział, że Lav od zawsze zmagała się z problemem zadowolenia go, niemniej gdzieś tam w głębi duszy cieszyły go sukcesy córki. Była prawniczką, i to jedną z najlepszych w mieście, w dodatku teraz już z własną kancelarią. Tymczasem czas Spectera powoli przemijał, mężczyzna się starzał i uświadomienie sobie tego mogło być mu nie w smak, co na razie mogło odrobinę przyćmiewać tę dumę.
Na kilka sekund bacznie się jej przyjrzał w celu zweryfikowania, czy mówiła prawdę, zmrużył więc oczy. - Jasne. Na mnie nie da się uodpornić. Mam w zanadrzu zbyt wiele argumentów, które są do tego wystarczająco przekonujące - odparł w końcu z typową dla siebie arogancją w głosie, świadczącą o przekonaniu do własnej racji. Dopiero po chwili zauważył, jak łatwo przychodziło mu droczenie się z nią. Wystarczyło, że go sprowokowała, by z przyjemnością poddał się zaczepce. Cholera, Nate, mruknął w myślach w irytacji na samego siebie, tuż zanim podał jej teczkę.
- Wiesz, że nie darzę zaufaniem kogo popadnie. Rick kilkukrotnie mi pomógł, jeszcze na długo przed przejęciem firmy. Był bardzo w porządku. Dlatego nie rozumiem, co i właściwie kiedy się to zmieniło - westchnął i poruszył się niespokojnie na krześle. Oczywiście, za jego zdradę Mulligan otrzymywał pieniądze, ale Nate nie potrafił znaleźć powodu, dlaczego stanął przeciwko firmie, skoro na początku był jej wierny. Czuł więc usilną potrzebę odkrycia prawdy.
- Jestem pod wrażeniem twojej stanowczości i woli walki. To oznacza, że naprawdę jestem w dobrym miejscu - zauważył z uznaniem, opierając łokieć o podłokietnik i podsuwając dłoń pod brodę, żeby ukryć nią rozbawienie na twarzy wywołane reakcją kobiety. Wiedział, że z wielu powodów nie powinien, ale pozwolił sobie zboczyć na moment z tematu. Jej złość na Mulligana wydała mu się po prostu urocza. Po chwili jednak się zreflektował. - To, co jest w teczce, to najważniejsze informacje, jakie Vivian udało się wyciągnąć, ale i tak musimy się do ataku dobrze przygotować - powiedział poważnie, po czym jego wzrok uciekł gdzieś dalej. - Chciałbym to z nim skonfrontować, poznać jego prawdziwy motyw, czy istniało coś poza pieniędzmi? Najchętniej bym go podpuścił, sprawdził, jak zareaguje, a następnie pomachał mu pozwem przed nosem i kazał spakować rzeczy. - Znowu westchnął, bo mógł zrobić to tylko wtedy, kiedy Lavender będzie gotowa.

Lavender Specter

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Nathaniel Covington

Miał prawo widzieć w niej kobietę sukcesu, bo nią przecież była. I tym bardziej była z siebie dumna, bo doszła do wszystkiego sama, a nie po nazwisku tatusia czy po łatwej drodze przez kancelarię rodziców.
- Czasami mistrzowi ciężko pogodzić się z tym, gdy uczeń go przerośnie. - stwierdziła beztrosko, bo wiedziała doskonale że jej ojciec był z niej dumny, ale z racji tego że on nigdy nie okazywał zanadto emocji i uczuć, był zawsze stonowanym człowiekiem, wydawałoby się że wypranym z emocji, to jego córka słyszała, jak opowiada on o niej swoim klientom, czy znajomym i ewidentnie w jego tonie głosu było słychać dumę. Tę cechę charakteru ona odziedziczyła ewidentnie po swoim tatusiu, bo i jej niezwykle ciężko było wyrażać uczucia a słowa "kocham cię" wręcz nie potrafiły przejść jej przez gardło.
- Nie uwierzę dopóki tych argumentów nie zaznam na własnej skórze. - ewidentnie go prowokowała, nie tylko zaczepiała. Gotowa była sprawdzić argumenty przyjaciela nawet choćby teraz w swoim gabinecie. W przeciwieństwie do mężczyzny nie miała przeszklonych ścian, więc nikt by ich nie zobaczył, no może jedynie usłyszał.
- Myślę że w tym przypadku każdy ma swoją cenę i została mu przedstawiona bardzo korzystna oferta, z której skorzystał bo liczyła się bardziej niż lojalność wobec ciebie. - ile to razy na sali sądowej spotkała się z tym, że dla pieniędzy ludzie byli gotowi zrobić wszystko i to dosłownie, nawet zdradzić bliskich i przyjaciół czy podpalić swoją firmę? Najwidoczniej Rick należał do tego typu ludzi, albo konkurencja podsunęła go by najpierw zdobył zaufanie Covingtona, a potem go zdradził. Wielu tak robiło, niestety.
- Hm, musimy zatem znaleźć przynętę, przydałoby się stworzyć wiarygodną fikcyjną firmę i ten ktoś musiałby go przekupić... bardziej w tej roli widzisz Jamesa czy Bruce'a? - ją już znał mężczyzna, więc nie mogła być przynętą dla jego pracownika, przed Vivian też się zapewne nie wyda. Ale gdyby złożyć mu dobrą ofertę by sprzedał wręcz plany Covingtona to się może schwyta rybka na haczyk? Tylko tutaj przydałby się ktoś z wyglądem biznesmena i ci dwaj mężczyźni wpadli jej do głowy.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Law Group Inc.”