WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Alice Carter & Jayden Hemsworth

ODPOWIEDZ
livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

#15 | + outfit
Muzyka. To dzięki niej przetrwała ostatnie dni. Choć na własną twarz przywdziewała pogodny uśmiech, nie dając po sobie poznać, że coś się stało, to kiedy zaszywała się we własnym pokoju, zakładała słuchawki i odcinała się od świata. Kompilacja piosenek ze specjalnej playlisty pozwalała jej skutecznie zająć myśli przed powrotem wspomnieniami do nieszczęsnej kolacji z mamą i jej następstwami. Wybraną playlistę odtwarzała w kółko nawet w drodze do pracy czy na zakupach, wykorzystując fakt, że i tak praktycznie nigdy nie rozstawała się ze słuchawkami. Nie wzbudzała więc żadnych podejrzeń.
Kiedy więc wracała do mieszkania, w jej uszach również dyskretnie dźwięczały dobrze znane jej nuty, w trakcie których, w swoim zwyczaju, pozwoliła myślom odpłynąć w nieznane rejony. W papierowej torbie pełnej zakupów delikatnie pobrzękiwało szkło.
To był ostatni wieczór z Jaydenem pod jej dachem, postanowiła więc po raz ostatni pokazać mu, jak dobrze traktowała swoich gości. To była też dobra okazja, żeby skosztować wysoko procentowego alkoholu, dzięki któremu spożycie go w dużej ilości, jak miała nadzieję, nie poda w wątpliwość jej samopoczucia, które tak skrzętnie przed mężczyzną ukrywała od kilku dni.
Weszła do mieszkania, ściągając po drodze buty i płaszcz, po czym ruszyła z torbą w kierunku kuchni. Na widok Jaydena rozłożonego wygodnie na sofie z laptopem na kolanach, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Będzie mi tego brakować, przemknęło jej przez myśl.
- Heej - przywitała się i odłożyła zakupy na blat wyspy kuchennej. Przez te trzy tygodnie zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że nie wracała do pustego domu i nie spodziewała się, jak przyjemne było to uczucie. Obecność Jaydena w mieszkaniu, czy choćby sama świadomość, że miał się wieczorem pojawić, wpływała na nią dziwnie kojąco. Szalona propozycja, jaką było wspólne mieszkanie na czas remontu u Jaydena, została rzucona przez nią pod wpływem impulsu. Nic więc dziwnego, że w głowie Alice na początku pojawiły się pewne wątpliwości, powstałe głównie za sprawą Rosalie, jednak czas pokazał, że całkiem dobrze potrafili ze sobą funkcjonować. I mimo niezbitych dowodów, że Carter miała się z tym wszystkim bardzo dobrze, przyjaciółka nie omieszkała nazywać ją masochistką. Najlepszym na to komentarzem pozostało przewrócenie oczami, gdyż jasnowłosa w życiu by nie przyznała, że może rzeczywiście odrobinę coś w tym było?
- Nie mów, że jeszcze pracujesz? - zapytała z udawanym niedowierzaniem, po czym wyciągnęła z lodówki miskę z przygotowanym poprzedniego dnia ciastem na pizzę i zaraz sięgnęła po szklanki. - Panie Hemsworth, jestem pod ogromnym wrażeniem pana pracowitości. Mam nadzieję, że zostanie to należycie docenione. - Niższy ton dźwięcznego głosu i nieco wolniejsze tempo wypowiadanych słów niż zwykle, dawały wrażenie szczerego uznania i szacunku względem współwłaściciela poważanej firmy. I tylko filuterny uśmiech, który ozdobił jej twarz, przeczył powadze jej wypowiedzi. W międzyczasie włożyła do szklanek kostki lodu, które zalała brunatnym płynem.
- Myślę jednak, że powinien pan już odłożyć obowiązki na dziś. - Mówiąc to, zabrała ze sobą szkło i podeszła do kanapy, a widząc, że mężczyzna jeszcze w skupieniu coś pisał, odłożyła jedną ze szklanek bliżej bruneta na stoliku kawowym, po czym usiadła na kanapie i bezceremonialnie wyciągnęła na niej swoje długie nogi tak, by palcami sięgnąć klapy laptopa, którą pod wpływem nacisku zaczęła zamykać. - Chyba wyraziłam się jasno? - Uniosła zaczepnie brew, kiedy ich spojrzenia się spotkały, a w jej oczach rozbłysły zawadiackie iskierki. Jej włosy beztrosko opadły na jej policzki, ramiona i poduszkę. Uniosła szklankę na znak, że przyniosła coś dobrego.

Jayden Hemsworth

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

#5 | outfit


To był ostatni wieczór z Alice, co wywoływało u młodego Hemsworth'a mieszane uczucia. Z jednej strony było mu niezmiernie głupio, że musiał mieszkać z nią dłużej niż zakładał z powodu drobnego opóźnienia, natomiast z drugiej - odczuł pewnego rodzaju smutek związany z wyprowadzką. Skłaniałby mówiąc, że nie przywiązał się do takiego stanu rzeczy, jakim były powroty do mieszkania, w którym nie panowała pustka, gdzie myślom odpowiadała głucha cisza, a wokół unosił się jedynie zapach mebli. Obecność panny Carter działa na niego kojąco, a wspólne poranki przy kawie, pozwalały przetrwać kolejne godziny, w czasie których zmuszony był udawać kogoś, kim nie był.
Ciszę westchnienie opuściło usta Jayden'a, dokładnie w momencie, kiedy blondynka weszła do mieszkania. Zamek drzwi wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, a przez ciało chłopaka przeszedł przyjemny dreszcz, wywołując na twarzy uśmiech, nawet jeśli nie podniósł głowy znad ekranu laptopa.
- Cześć, piękna - odpowiedział, jednocześnie dopisując ostatnie linijki raportu, który miał być gotowy na środę, jednak chciał mieć to już z głowy. Administracyjna strona bycia wspólnikiem firmy była dla niego ogromnym utrapieniem, przykrym obowiązkiem od którego niestety nie mógł uciec. To była jego pokuta.
- Kończę ostatni raport - odparł, naciskając ikonę "zapisz". - Ojciec wymaga, żebym się przed nim spowiadał - mruknął, wyraźnie niezadowolony z tego faktu, wciąż nie patrząc na Alice. Spojrzeniem jasnych tęczówkach mknął po kolejnych akapitach doszukując się ewentualnych błędów, które mógł jeszcze poprawić. Ilość obowiązków jakie zostały na niego nałożone była ogromna, jednak wydawały się niczym w porównaniu z ciężarem, jaki Jayden czuł za każdym razem, kiedy myślał o swojej ucieczce przed chorobą matki. Był głupi, zbyt impulsywny i cholernie egoistyczny. Podobnie - poniekąd - było również teraz. Zbyt mocno angażując się w sprawy służbowe i spotkanie z Willow, nie dostrzegał tego, że w zachowaniu byłej dziewczyny coś się zmieniło. Nie widział tego, jak ucieka w świat muzyki, w którym czuła się pewnie, jego uwadze umknęło to, że gdy się uśmiechała, to rzadko kiedy radość sięgała jej oczu, nie dostrzegał także tego, jak czasami wyłącza się z rzeczywistości, pogrążając we własnych myślach i negatywnych emocjach. Był dupkiem.
- Jeśli nie będzie żadnych uwag, to będę mógł uznać to za sukces - zaśmiał się, chociaż wątpił, by ojciec zgadzał się z nim w pełni. Jakimś cudem, niezależnie od tego, jak bardzo dopracowany był raport Hemsworth Senior zawsze znalazł jakiś błąd, traktując go jako niewybaczalny. Zdaniem Jayden'a czepliwość rodziciela miała swoje podłoże zupełnie gdzie indziej, jednak nie miał odwagi, aby powiedzieć mu to prosto w twarz, tym samym wymagając otwartości, jakiej mu brakowało, a która była wadą również samego szatyna.
- Niemniej zawsze ty możesz mnie w jakiś sposób docenić - nie umknął mu ten charakterystyczny uśmieszek, jakim obdarzyła go Alice, nawet jeśli głos zabrał dopiero wtedy, gdy pojawiła się na kanapie w dłoniach trzymając dwie szklanki z brunatnym płynem.
Nie byłby sobą, gdyby wypowiadając własne słowa nie nadał im dwuznacznego wydźwięku, który potęgowała głębsza barwa jaydenowego głosu.
- Zamierzasz mi dziś rozkazywać? - zapytał, kiedy spomiędzy ust jasnowłosej padły kolejne słowa, a klapka o laptopa zamknęła się pod naporem jej siły. Odłożył urządzenie, chwytając szkło. Od razu upił dwa łyki.
- Tego mi dziś potrzeba - stwierdził, uśmiechając się przy tym szeroko, a następnie niebieskie tęczówki utkwił w postaci dziewczyny.
Alice Carter była naprawdę wspaniałą kobietą. Posiadała wiele zalet, o których wcześniej nie miał pojęcia lub był zbyt płytki i egoistyczny, aby je dostrzec. Była dobra, życzliwa, współczująca, a przy tym niezależna i silna. W taki właśnie sposób ją postrzegał, w duchu dziękując wszystkim bogom świata, że to, w jaki sposób ją potraktował nie zniszczyło jej, chociaż niewątpliwie miało na nią wpływ. Skłaniałby mówiąc, że nie wstydzi się tego, jak w przeszłości z nią postąpił, jednak czy nie zrobił dobrze? W gruncie rzeczy nie zasługiwał na kogoś takiego, jak ona, a dziewczyna nie powinna męczyć się u boku kogoś takiego jak on. Wszechświat wiedział, co robi.
- Jak ci minął dzisiejszy dzień? - skierował do niej proste pytanie. To ciągnęło się na jego usta od dawna, jednak zawsze był zbyt zajęty, by poświęcić czas na zwykłą rozmowę, nieświadomy, że było to coś, czego Al potrzebowała. W ostatnich tygodniach nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu, chociaż mieszkali razem. Prawie zawsze mijali się, kawę pili w pośpiechu mówiąc o swoich planach na dany dzień, ale wieczorem nie opowiadali sobie, czy te zostały zrealizowane, bo zwyczajnie brakowało na to doby. Dziś chciał to zmienić. Powiesić się całkowicie pannie Carter, nie tylko fizycznie, ale także skupić na niej swoją uwagę i myśli. Miał ku temu powody, poniekąd także te egoistyczne, nie chcąc myśleć o Willow.
Był dupkiem przez wielkie D.

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

on repeat
Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu na charakterystyczne powitanie Jaydena. Choć zdawała sobie sprawę, że w ten sposób mówił do wielu kobiet, to odnajdywała w tym pewną przyjemność i pokrzepienie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, ile to dla niej ostatnio znaczyło. Na wzmiankę o wymaganiach stawianych przez pana Hemswortha na moment zwinęła usta w linijkę, co powstrzymało ją przed wydaniem z siebie westchnięcia. Nikt inny nie potrafił tego zrozumieć tak dobrze, jak ona.
- Rodzice potrafią być strasznymi wrzodami na tyłku - przytaknęła, siląc się na możliwie najbardziej neutralny ton, by ukryć czającą się w jej słowach zgorzkniałość. Celowo krzątała się po kuchni, żeby żadne z jej niekontrolowanych drgnięć na twarzy, jakie prowokowały jej myśli, nie zostało dostrzeżone przez mężczyznę. Doskonale znała temat, który zdawała się nieustannie przerabiać we własnych doświadczeniach. Jej mama ostatnio zbyt często ingerowała we wszystko, co dotyczyło Alice, jakby miała do tego pełne prawo. Wysłuchiwanie uwag dotyczących życia córki stawało się coraz trudniejsze do zniesienia, aż ostatnio czara goryczy została przelana, a w samej dziewczynie coś pękło. Wolała jednak pozostawić własne rozterki dla siebie i nie angażować w nie Jaydena, który miał własne sprawy na głowie. Musiała być silna i radzić sobie ze swoimi problemami sama. I mimo posiadania przyjaciół, a nawet siostry, nie mogła pozbyć się tego wrażenia.
Brak uwag czasem był najlepszą nagrodą, cisnęło się jej na usta, lecz nie wypowiedziała ich na głos. Zawsze znajdywał się jakiś powód do tworzenia przytyków. Miała wrażenie, że w ich świecie nie istniało coś takiego, jak ideał, jak również ciężko było uzyskać choćby słowo szczerej aprobaty. Wystarczyło jedno słowo - to tak niewiele, ale dla niektórych wyglądało na zbyt dużo. Te właśnie myśli na moment zmąciły jej umysł, dlatego zabrakło jej siły na jakąkolwiek pogodną zaczepkę, która mogłaby dorównać wesołości szatyna. Zamiast odpowiedniego komentarza, skwitowała więc jego uwagę skinięciem głowy i uśmiechem, którego nie potrafiła tym razem bezpośrednio posłać mężczyźnie. Za chwilę jednak podążyła w jego kierunku z całą pewnością siebie, na jaką potrafiła się zdobyć.
- Może być poprzez whisky? Jest ono w pełni zasłużone - przyznała, mrużąc przy tym zadziornie oczy. - Na więcej trzeba sobie u mnie naprawdę dobrze zasłużyć - dodała, wzruszając przy tym nonszalancko ramieniem, jakby doskonale znała swoją wartość i stawiała poprzeczkę wystarczająco wysoko, by nie wszyscy mogli jej dosięgnąć. Tak naprawdę jej oczekiwania nie były wygórowane, ale patrząc z perspektywy własnych doświadczeń z wielu dziedzin życia, w tych czasach i tak stawały się coraz mniej osiągalne.
- Jeśli zajdzie taka potrzeba - oznajmiła bez żadnego skrępowania i zamrugała zalotnie długimi rzęsami, żeby ukazać swój czar i urok, któremu nie sposób było się oprzeć, chociaż przecież zdążyli już ustalić, że tylko stwarzała pozory grzecznej dziewczynki. Fakt był taki, że rządzenie się sprawiało jej przyjemność nawet, jeśli nie robiła tego na własnym terytorium.
Gdy Jayden odkładał swój laptop, na moment delikatnie cofnęła swoje nogi, po czym ponownie je wyciągnęła i skrzyżowała, pozostawiając na jego piszczelu. W tym bezpośrednim geście nie widziała niczego złego. Kolejny dowód na to, że lubiła się panoszyć. A może właśnie tego potrzebowała? Instynktownie odrobiny bliskości, na którą naprawdę mogła sobie pozwolić. Tylko tyle, albo AŻ tyle.
- Mmm, widzisz, jak dobrze cię znam? - mruknęła, unosząc zawadiacko kąciki ust, po czym sama skosztowała przygotowanego przez nią trunku. Brunatna ciecz przyjemnie rozlała się po jej gardle, wywołując przyjemne uczucie ciepła. W tym samym momencie uświadomiła sobie, że ona i Jay mieli podobne wymagania co do tego wieczoru, chociaż nie była pewna, czy ona nie potrzebowała tego bardziej. Znów mimowolnie uległa zamyśleniu, z którego wyrwał ją głos mężczyzny. Jego pytanie, tak proste w formie i jednocześnie tak niespodziewane, przysporzyło jej trudności. Kilka sekund, zbyt długich jak dla niej, zastanawiała się nad odpowiedzią, wpatrując się w zawartość swojej szklanki, zanim z jej ust padło:
- Przeżyłam - ściągnęła nieco brwi, uśmiechając się przy tym nieco krzywo. Od razu zrozumiała, jak dziwnie mogło to zabrzmieć, dlatego dodała pospiesznie: - A to idealny powód do świętowania - uśmiechnęła się szerzej i jak gdyby nigdy nic upiła łyk whisky. Nagle zdała sobie sprawę, że siadanie z nim twarzą w twarz nie było dobrym pomysłem. Udawanie przed kimś dobrego humoru okazywało się znacznie trudniejsze, kiedy ten wpatrywał się w nią z zainteresowaniem. Aż zaczęło ją zastanawiać, czy nie lepiej było pozwolić mu skupić się na pracy, zamiast na niej. - A ty? Czym dzisiaj podbiłeś świat? - zapytała zaraz, odwracając uwagę od siebie na niego. Skoro był ostatnio taki zapracowany to znaczyło, że pracował nad czymś ważnym. Małe sukcesy również się w to wliczały, jak chociażby namówienie klienta do współpracy. Kto jak kto, ale Jayden posiadał charyzmę, którą mógł dobrze wykorzystać w rodzinnej firmie.

Jayden Hemsworth

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Alice zdecydowanie nie była jedną z wiele, nawet jeśli miała pewne podstawy, aby myśleć właśnie w taki sposób. Bo rzeczywiście, Jayden dość często podobnym powitaniem, jakie rozbrzmiało każdego dnia, gdy blondynka przekraczała próg mieszkania, witał inne kobiety. Spomiędzy jego warg wychodziło to mimowolnie, często wręcz bezmyślnie; był to jeden ze sposobów w jaki doceniał urodę przedstawicielek płci przeciwnej, za co były mu wdzięczne. Widział to w ich powiększającym się uśmiechu, iskrzących tęczówkach oraz zmniejszającym się dystansie, jaki czuły wobec niego na początku - naturalny odruch obronny. Tyle tylko, że w przypadku panny Carter jego jedynym celem była poprawa jej samopoczucia. Nie wiedział przez co obecnie przechodziła, nie zdawał sobie sprawy z problemów z matką, ani wewnętrznych rozterek, jednak podświadomie jakby czuł, że coś było nie w porządku.
Fakt, że w ostatnich miesiącach para zbliżyła się do siebie sprawił, iż zaczęło mu zależeć na Al bardziej niż podejrzewał. Kiedyś była jego dziewczyną; wywodziła się z dobrego domu, jej aparycja zwracała uwagę innych facetów oraz wywoływała zazdrość dziewczyn. W okresie liceum były to wystarczające powody, aby uznać, że jest się zakochanym, chociaż w rzeczywistości nie miało to nic wspólnego z wielkimi uczuciami, stanowiąc jedynie odzwierciedlenie procesów chemicznych zachodzących w organizmie nastolatków. Teraz była dla niego ważna, stała się jego przyjaciółką, powierniczką.
- Powiedzmy, że z grzeczności nie zaprzeczę - zaśmiał się, głupio nabierając się na zagrywki młodej kobiety. Pochłonięty własnymi sprawami, ignorował subtelne sygnały.
- Ostatecznie mogę wyrazić na to zgodę - rzucił, odbierając szklankę wypełnioną bursztynowym płynem. Zakołysał nim, sprawiając, że pojedyncze krople osadziły się wyżej na szkle; jedną zgarnął koniuszkiem języka, zanim upił potężniejszy łyk alkoholu. - Na więcej? - zapytał, a w tonie jaydenoweyo głosu, rozbrzmiało wyraźnie zaintrygowanie. Spojrzał w jasne oczy, skupiając się na nich przez chwilę, zanim przesunął wzrokiem niżej, na ponętne, kształtne usta swojej rozmówczyni - Rozwiń - powiedział w taki sposób, że ciężko było ocenić czy jest to prośba czy jednak rozkaz. Lubił, gdy kobiety droczyły się z nim w podobny sposób, wymuszając interakcje. Mimochodem niebieskie tęczówki nieco pociemniały, a na wargi mężczyzny wstąpił zawadiacki uśmieszek.
- Nie mogę się w takim razie doczekać - wypowiadając te słowa, najpierw zbliżył się znacznie w kierunku Alice, minimalizując dzielący ich twarze dystans. Mimo, iż nie traktował jej jako obiekt pożądania, skłamałby mówiąc, że młoda kobieta nie wywołuje w nim tego uczucia. Może był to cień łączącej ich dawniej relacji, a może odzywały się fizyczne potrzeby, jakie jako mężczyzna odczuwał, niemniej mógłby przysiąc, że w jednej chwili powietrze wypełniło wyraźne napięcie, objawiające się gęsią skórką na ciele. Czując przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa oraz ciepły, słodki alicowi oddech rozbijający się na jego ustach, automatycznie odsunął się, upijając kolejną porcję whiskey.
- Chyba zacznę się ciebie bać - zaśmiał się. W gruncie rzeczy była to prawda, chociaż nie był pewny, czy Alice do końca zdawała sobie sprawę z tego, jak dobrze go znała. Nigdy jej nie powiedział, ile dla niego znaczyło to, że nie wycofała się, kiedy traktował ją tak okropnie i zachowywał gorzej niż rozwydrzone dziecko i dupek w jednym. Dziękował, lecz nigdy nie powiedział za co, a przecież był jej wdzięczny za każdą wiadomość, za każdą rozmowę, za każdą chwilę.
- Przeżyłaś - powtórzył, jakby w zamyśleniu. Słowa te chociaż brzmiały naturalnie i lekko, spotęgowane przez uśmiech, to jednak tym razem uwadze Jayden'a nie umknęła ta fałszywa nuta, jaką dostrzegł w lekko drżących kącikach ust. Przez dłuższą chwilę milczał, wzdychając dwa razy głośniej niż wypadało, ignorując pytania skierowane w jego stronę. Dopił resztkę alkoholu, na nowo napełniając szkło.
- To powiesz mi, co się dzieje? - zabrał w końcu głos, zadając niebywale ważne pytanie, choć nie wiedział jeszcze, jakie konsekwencje to za sobą pociągnie.

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Zależało mu na Alice, ale niewystarczająco, żeby zwrócić uwagę, co ostatnio się z nią działo. I najbardziej zadziwiające było to, że dziewczyna wcale nie miała mu tego za złe, a przynajmniej nie świadomie. To tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że Hemsworth był zbyt pochłonięty innymi sprawami i nie należało mu się narzucać. Potrafiła zrobić dla niego wiele, ale nie liczyła na to, że on kiedykolwiek odwdzięczy się tym samym. Wolała sama mierzyć się z własnymi demonami, nie angażując w to najbliższych, w tym również Jaydena.
- Och, jakież to dobroduszne z Twojej strony - ściągnęła brwi w udawanej powadze. - Zupełnie tak, jakbyś tę duszę miał. - Filuterny uśmiech przebiegł przez jej twarz, zanim schowała go za szkłem. Chcąc nie chcąc, trzeba było przyznać, że oboje potrafili dobrze grać w celu uzyskania własnych celów. Jayden jako nieosiągalny, wyrafinowany dupek, a ona jako posłuszna panna z dobrego domu z pogodnym uśmiechem przylepionym do twarzy bez względu na stan ducha. Karmili innych złudzeniami, niekiedy stwarzając pozory nawet wobec siebie samych. Posiadłszy uwagę mężczyzny, kącik jej ust nieznacznie drgnął do góry. Następnie westchnęła teatralnie. - Podobno mam w sobie tajemne moce, dzięki którym spełniam najskrytsze pragnienia - przyznała, obniżając przy tym odrobinę głos, jakby wyjawiała tajemnicę. - A jakie? To już zależy wyłącznie od wyobraźni tego, który chce zostać doceniony. - Mówiąc to, wpatrywała się w mężczyznę bystrym spojrzeniem, w którym zatańczyły iskierki. W końcu ograniczała ich tylko wyobraźnia, którą oboje posiadali. I ona właśnie podpowiadała Alice, że nie chodziło tu jedynie o kolację czy załatwienie wejściówek na mecz.
Gdy Jayden nieoczekiwanie zmniejszył dzielący ich dystans, instynktownie złapała głębszy oddech. Po nim nigdy nie mogła się niczego spodziewać. Miała wrażenie, że jego słowa naelektryzowały powietrze, którym oddychała, co w połączeniu z tak uwielbianym przez nią zapachem piżma drażniącym jej nozdrza, tworzyło niezwykłą, przyprawiającą o zawrót głowy, mieszankę. Znalazłszy się w tak niewielkiej od niego odległości, z trudem zachowała spokój. - W takim razie ostrzegam, że jakikolwiek opór nie jest wskazany - odparła, zdobywając się na pewny siebie ton. Nie potrafiła jednak opanować przyspieszonego bicia serca, które dudniło jej w uszach. Mimo to spoglądała na niego z pewnym wyzwaniem, nie wychodząc z gry. Dzięki takiej bliskości jej uwadze nie uszła zmiana w jego tęczówkach. Na moment pojawiło się w nich coś, czego nie potrafiła nie chciała określić. Pod wpływem tego intensywnego spojrzenia wydawało jej się, że wspomniany przez nią opór mimowolnie również zaczynał topnieć. Kilka długich sekund upłynęło, zanim mężczyzna w końcu się od niego odsunął, na skutek czego zdusiła w sobie westchnięcie i również zatopiła usta w alkoholu.
- Taak, powinieneś uważać, bo wszystko mogę jeszcze wykorzystać przeciwko tobie - zauważyła ze śmiechem, wskazując na niego ostrzegawczo palcem. Pytanie tylko, czy była do tego zdolna? Najprędzej mogłaby spróbować popsuć mu tak skrupulatnie budowany wizerunek oschłego egoisty, ale czy wyjawienie prawdy, że zdarzało mu się być kimś zupełnie innym - kimś, kto zdawał sobie sprawę, jak wiele błędów popełnił i że w gruncie rzeczy nie chciał taki być - sprawiłoby, że ktoś by jej uwierzył?
- Zawsze mogłam zginąć w jakimś wypadku - mruknęła, próbując w jakiś sposób się usprawiedliwić, jednocześnie zdając sobie sprawę, do jak idiotycznych wymówek się posuwała. Nie potrafiła nad tym zapanować, gdyż myślami bezwiednie powróciła do śmierci rodziców, o której wiedziała tylko tyle, że nastąpiła w wyniku w wypadku samochodowego. Sama mogła doprowadzić do podobnej sytuacji, wybierając się do Portland w nocy tuż po kłótni w rezydencji Carterów. Zamyślenie w ostatnim czasie stało się jej domeną, ale to widoczne na twarzy Jaydena przyprawiało ją o niepokój. Przedłużająca się cisza sprawiała, że mimowolnie zaczęła spinać swoje ciało w obawie przed najgorszym. W tamtej chwili modliła się w duchu, żeby chłopak uśmiechnął się i podjął się tematu, który zarzuciła jako fortel, ale zamiast tego usłyszała pytanie, którego ostatnio za wszelką cenę starała się unikać. Opuściła wzrok na zawartość trzymanego w ręku szkła i zacisnęła mocniej szczęki. Czując na sobie jego spojrzenie, pokręciła głową.
- Nie chcę o tym rozmawiać - stwierdziła cicho, po czym jednym haustem opróżniła zawartość szkła, jakby ciesz paląca jej gardło miała jej pomóc w wypaleniu goryczy związanej z tematem rozmowy. W jej głowie pobrzmiewało zaś złowieszcze przedrzeźnianie jej własnych słów - boję się o tym rozmawiać. Żeby to jakkolwiek zniwelować, postanowiła wykrzesać z siebie resztkę dobrego humoru. Dlatego, nie czekając na reakcję Jaydena, podniosła się z miejsca i rzuciła: - Robimy dziś pizzę. Tak, to znaczy, że mi pomagasz, Jay. I to czynnie. - W jej głosie pobrzmiewały nuty poprzedniej beztroski, ale tym razem wykorzystała okazję, że odwróciła się do niego tyłem, byle tylko uchylić się przed jego wzrokiem. - Oczekuję poważnego zaangażowania. Już, już. Wstajemy - popędziła go, zabierając po drodze butelkę whisky i kierując się z nią do kuchni.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Fakt, że Jayden był pochłonięty innymi sprawami, w dużej mierze stanowiącymi część jego nowej rzeczywistości, nie zwalniał go z obowiązków przyjaciela, które zwyczajnie zaniechał. Na swoje usprawiedliwienie mógł jedynie powiedzieć, iż rozmowy nigdy nie były jego mocną stroną, dlatego tak świetnie dogadywał się z Sirisuem. Jeśli coś leżało im na sercu, rzucali się na siebie z pięściami i sprawa była załatwiona. Niemniej z Alice nie mógł tak postępować, była kobietą - z definicji nietykalną w tak fizycznie brutalny sposób, delikatniejszą i bardziej uczuciową. Tu należało wykazać się odpowiednim podejściem, subtelnością jakiej mu brakowało, a przede wszystkim wybrać odpowiedni moment. Nie chciał, aby ważne dla kogoś z nich rozmowy, odbywały się w pośpiechu, pomiędzy codziennymi sprawami w wir których rzucali się każdego dnia. Nie na to zasługiwała.
- Śmiesz wątpić, że posiadam serce? - zapytał, z teatralnym niedowierzaniem w głosie, jednocześnie układając otwartą dłoń w miejscu, gdzie ten mięsień pracował. Bił. - Ze zwojami w mózgu mam czasami problem, bo do głosu dochodzi inny - wypowiadając te zdanie poruszył sugestywnie brwiami, nie przestając się szeroko uśmiechać - aczkolwiek serce wciąż bije w mojej piersi - zauważył, chociaż rzeczywiście czasami można było w to wątpić. Jayden Hemsworth wielokrotnie próbował udowadniać swoim zachowaniem, podejściem do niektórych spraw oraz problemami z wyrażaniem uczuć, że nie posiada organu zwanego sercem.
- Alice, nie możesz mówić mi takich rzeczy! - udał obruszenie, biorąc w dłonie niewielkiego jaśka, którym rzucił w młodą kobietę. - Pamiętaj, że nadal jestem tylko samcem - oznajmił, puszczając jej oczko, zaraz pozwalając sobie na głośniejszy śmiech, który wypełnił wnętrze pomieszczenia. Przy Carter czuł się niebywale swobodnie i spokojnie, chociaż słowa jakie chwilę później opuściły różowe usta, wywołały napięcie mięśni mężczyzny. Na jaydenowej twarzy pojawił się grymas, a spomiędzy jego warg wydobył się groźny pomruk.
- To brzmi naprawdę źle - stwierdził, nie potrafiąc znaleźć innych słów. Nigdy nie był dobry w słowa, łatwiej przychodziło mu bezmyślne działanie.
Nie miał też pojęcia o tym, że za Alice Carter kryje się historia pełna smutku, żalu i bólu. Dla niego zawsze była Alice Carter.
- Dlaczego nie chcesz? - zapytał, udając się za nią do części kuchennej. Oparł się o blat, ponownie przytykając szkło do ust. Niebieskie tęczówki lustrowały sylwetkę kobiety, ostatecznie zatrzymując się na jej jasnych oczach.
- Musimy o tym porozmawiać - oznajmił po dłuższej chwili, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Minę miał tęgą, a przy tym łagodną, co było czymś niezwykłym. Opuścił ramiona - Alice - miękko, z uczuciem wypowiedział imię jasnowłosej, wkładając w nie wszystko to, co chciał powiedzieć, ale nie potrafił; znała go na tyle, by dojrzeć to ukryte znaczenie.

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Jednym z powodów, a może nawet najważniejszym, przez który Alice nie chciała otworzyć się przed Jaydenem był fakt, że dziewczyna nie miała pewności, w jaki sposób mężczyzna zareagowałby na to, co w niej tkwiło. Jej rozterki i słabości, które w ostatnim czasie znacznie wzrosły i co do których nie potrafiła się jeszcze ustosunkować, starając się jedynie przeżyć, jak sama to określiła, czyli funkcjonować w pewnym schemacie. Unikała wszelkich bodźców, chcąc dać sobie czas na ułożenie sobie wszystkiego w głowie. Niemniej było to trudne, skoro przed tym wszystkim uciekała, jak mogła. A skoro ona miała problem z poradzeniem sobie z tym, to co będzie, kiedy ta z pozoru poukładana i silna dziewczyna rozpadnie się w oczach chłopaka? Mimo wmawiania sobie, że nie przejmowała się, co myśleli o niej inni, to nie było prawdą. Obawiała się więc, że Jay zmieni o niej zdanie. Poza tym wiedziała, jak potrafił reagować na kłopoty. Tym bardziej, że te jej nie dotyczyły go bezpośrednio. Po co więc miała sobie zadawać cierpienia?
Na znak zwątpienia, o którym wspomniał mężczyzna, pochyliła nieco brodę do dołu i uniosła wyżej brew w oczekiwaniu, co też ciekawego miał jej do powiedzenia. Na wspomnienie o innym głosie przewróciła zaś oczami i prychnęła w rozbawieniu. - Tak, z tym mogę się zgodzić - mruknęła bardziej do siebie, niż do niego i obdarzyła go pobłażliwym spojrzeniem, spod którego kąciki jej ust uniosły się zuchwale ku górze. To nie ulegało najmniejszej wątpliwości, chociaż czasem jej się wydawało, że właśnie tylko tym myślał. - Nie uwierzę, póki nie sprawdzę - przyznała, idąc w zaparte. Nie była tylko pewna, czy dotyczyło to doświadczenia bicia serca za pomocą dotyku czy poprzez wykazanie się w sytuacji. Bowiem która z opcji bardziej wskazywała na posiadanie serca?
- Było nie pytać - rzuciła ze śmiechem, jakby to było dla niej oczywiste i wyciągnęła dłoń, żeby uchronić się przed nadlatującym jaśkiem, który ostatecznie upadł na podłogę. - Wystarczająco zaspokoiłeś swoją ciekawość? - przekrzywiła lekko głowę i zmrużyła figlarnie oczy. - No tak, bo wasza potrzeba zaspokojenia ciekawości wykracza ponad wszelkie normy - westchnęła teatralnie, obracając w dłoni szklankę. - Kiedyś zwiedzie cię to na manowce, zobaczysz. Tak jak w epoce kamienia jaskiniowców. Mógł sobie taki jeden bezpiecznie siedzieć w jaskini, ale przecież tak ciekawy świata wyszedł się przewietrzyć, a tam łup! Napadła go kobieta maczugą, a widząc, jak pada do jej stóp krzyknęła “Mój ci on!”. I tak już zostało - na koniec wzruszyła ramionami, jakby mówiła mu, że nie ma za co. Taka rada była bardzo cenna i powinien ją sobie wziąć do serca, które podobno przecież miał. Powaga na jej twarzy nie trzymała się długo, bo zaraz mimowolnie zachichotała z własnej wypowiedzi. Wszystko, byle nie myśleć o tym, co przynosiło smutek i zwątpienie, prawda?
O tym po chwili przypomniał jej Jayden. W głowie dźwięczało wypowiedziane na głos pytanie: dlaczego nie chciała o tym rozmawiać?
- Po prostu nie mam na to ochoty - burknęła, chcąc jak najszybciej uciąć rozmowę. Z trudem panowała nad rozdrażnieniem, które próbowało przedrzeć się przez zobojętnienie. Odstawiła szklankę na blat kuchenny i napełniła nią whisky w skupieniu, by okiełznać drżenie dłoni. Upiła łyk alkoholu i wyciągnęła ser, do którego dołączyła tarkę i podała je Jaydenowi. - Masz… - powiedziała ułamek sekundy po tym, jak jego usta opuściły słowa, których tak bardzo chciała uniknąć. Na moment zamarła, trzymając wyciągnięte przedmioty przed sobą, a jej serce zabiło mocniej. Wyraz twarzy Jaydena zwiastował nieustępliwość, a jej silna wola zaczynała ją opuszczać, ale i tak postanowiła jeszcze raz stawić opór. - Dlaczego? Chcesz popsuć ten wieczór? - ściągnęła brwi z pretensją i wcisnęła mu trzymane w dłoniach rzeczy, po czym odwróciła się w stronę blatu, stając do bruneta plecami. Niemniej mężczyzna zasiał w niej lęk, którego nie była już w stanie ukryć. Usłyszawszy swoje imię, wypowiedziane tak miękko, oparła się dłońmi o blat i przymknęła na chwilę oczy. Emocje, zawarte w tym krótkim dwusylabowym wyrazie sprawiły, że na murze okalającym ją pojawiły się groźne pęknięcia. Wyczuwalna w głosie troska wydawała się tak oczywista, że trudno było w nią uwierzyć. Zwilżyła wargi i westchnęła ciężko. - Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytała cicho. Mogli zaraz popsuć wszystko, co razem zbudowali, a jej zależało na utrzymaniu ich relacji. Ale może tego właśnie chciał? Może to było rozsądne? Mętlik w jej głowie powodował rozdarcie. Nabrała głośno powietrza w płuca i zabrała się za krojenie szynki.
- Pamiętasz, kiedy kilka dni temu pojechałam na kolację do mamy i nie wróciłam na noc? Tak naprawdę nie spałam tam. - Pozostanie na noc w Queen Anne wydawało się pozornie oczywiste, Jayden nie miał więc wtedy żadnych powodów do obaw. Wzięła kolejny głębszy wdech w celu uspokojenia nerwów. - Pokłóciłam się z nią, więc wsiadłam w samochód i ruszyłam przed siebie. Zatrzymałam się dopiero w Portland. - Na wspomnienie o kłótni i trzygodzinnej podróży w jedną stronę mimowolnie się skrzywiła, a jej oczy nieoczekiwanie się zaszkliły.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Strach jaki odczuwała Alice wydawała się absurdalny, a jednocześnie patrząc na zachowanie Hemsworth'a był całkowicie uzasadniony. Szatyn nie potrafił dobrze radzić sobie w problemami, od których najczęściej uciekał, mając głupią, wręcz dziecinną nadzieję, że te rozwiążą się same. Robił tak zawsze w pierwszym, niekontrolowanym odruchu, gdy do głosu nie dopuszczał jeszcze zdrowego rozsądku, kierując się drzemiącymi w nim emocjami; te przyjmowały postać huraganu targającego jego ciałem. Dopiero kiedy powoli, aczkolwiek sukcesywnie zaczynały się uspokajać, dając początek pierwszym logicznym myślom, wracał.
Niemniej Carter głupio myślała, iż okazanie przez nią słabości zmieni to, w jaki sposób była postrzegana przez Jayden'a. To było wręcz niedorzeczne. On, bardziej niż ktokolwiek inny był świadom tego, że ludzie są tylko ludźmi; istotami posiadającymi skazy - większe lub mniejsze. Ba! Sam był tego doskonałym przykładem. Nie musiała udawać przed nim silnej i poukładanej. Nie chciał oglądać przedstawienia, jakie prezentowała wszystkim wokół, skoro nie była wówczas sobą. Jeśli sądziła, że musi tak postępować w jego towarzystwie, prawdopodobnie jeszcze nie poznała go dobrze. Widocznie jedenaście miesięcy rozmów oraz lata, które minęły odkąd byli w liceum nie było w stanie całkowicie wykazać dawnej postaci Hemsworth'a z myśli jasnowłosej.
Na odpowiedź Al, dotyczącą myślenia innym mózgiem, wzruszył tylko ramionami, z niewinną miną i błąkającym się na ustach uśmiechem. Ten powiększył się wraz z kolejnymi zadaniami, jakie wypowiadała, doprowadzając do tego, że po chwili pomieszczenie wypełnił głośny śmiech szatyna. Chwycił się za brzuch, jednocześnie starając utrzymać szklankę wypełnioną alkoholem w jednej pozycji, aby przypadkiem nie wylać cieczy na kanapę czy dywan.
- A to nie było na odwrót… z tobą maczugą? - zapytał, spoglądając podejrzliwie na jej postać. W umyśle Jayden'a od razu pojawił się obrazem, jaki zobaczył kiedyś gdzieś w odmętach internetu, wskazujący na to, że miał rację.
- Poza tym czy ty właśnie rzuciłaś mi złotą radę w stylu "nie ufaj kobietom?" czy raczej "ciekawość to pierwszy stopień do piekła?" - dopytał chcąc, aby uściśliła swoją wypowiedź, którą można było zintegrować w dwojaki sposób, tak przynajmniej uważał. - Bo wizja piekła i pięknych kobiet tam, jest dla mnie niebywale kusząca - stwierdził, po chwili, którą przeznaczył na urządzenie się alkoholem. Dla podkreślenia własnych słów, przymknął powieki, pozwalając, aby rozmarzenie zagościło na jego twarzy; temu towarzyszył zawadiacki uśmiech. Kiedy na powrót otworzył oczy, po lekkiej atmosferze nie było już śladu. W powietrzu wisiały niezadane pytania oraz odpowiedzi, jakie Jayden nie był pewien czy chce usłyszeć, jednak czuł, że jeśli nie pozna ich teraz, to nie będzie już kolejnej tak dobrej okazji.
Jayden'owi nie podobało się to, że Carter chciała uniknąć tematu, w zasadzie nie rozumiał takiej postawy, biorąc pod uwagę to, jak zbliżyli się do siebie w ostatnich miesiącach. Niemniej nie byłby sobą, jakby potaknął i zamilkł. Dlatego bez krępacji udał się za nią do części kuchennej pomieszczenia, wciąż lustrując ją uważnym spojrzeniem, który miał zmusić kobietę do zwierzeń.
- Chcę, abyśmy oboje coś z niego wynieśli - przyznał, lekko się przy tym uśmiechając, chcąc dodać jej otuchy. W gruncie rzeczy on właśnie czerpał z tego wieczoru najwięcej - mógł się rozluźnić, przestać myśleć o pracy czy wymaganiach ojca, które czasami nie dawały mu spać. I chociaż na ogół był egoistką, to jednak czuł wewnętrzną potrzebę, aby odwdzięczyć się Alice za wszystko, co dla niego zrobiła. - Chcę - oznajmił, ochoczo kiwając głową, po tym, jak upił dwa łyki whiskey. Pochwycił w dłonie tarkę oraz ser, który zaraz zaczął ścierać, zgodnie z niemym poleceniem. Było to zadanie idealne dla niego, bo dzięki temu mógł uważnie wysłuchać słów przyjaciółki.
Mimochodem napiął mięśnie, kiedy pierwsze słowa opuściły usta młodej kobiety. Słysząc pytanie, odruchowo przytaknął przypominając sobie tamten dzień, a nerwowość rozlała się po ciele szatyna wraz z kolejnym mocniejszym uderzeniem serca, gdy uświadomił sobie, co takiego zrobiła.
- To nie było mądre - zauważył oschle, bo wizja, jaka mimowolnie pojawiła się w umyśle Jayden'a napawała go nie tylko strachem, ale przede wszystkim złością.
- Kurwa, Carter! - warknął, sekundę później, nie potrafiąc zapanować nad emocjami, chociaż starał się trzymać je na wodzy. - Przecież to jedna z głupszych rzeczy, jakie zrobiłaś - oznajmił, kręcąc z dezaprobatą głową, tym razem zachowując większy spokój niż w poprzedniej wypowiedzi, bo dostrzegł szklące się w jasnych oczach łzy.
- Kurwa, Alice - powtórzył, zostawiając to czym się zajmował, po czym podszedł do dziewczyny i tak zwyczajnie zamknął ją w swoich ramionach, nawet jeśli próbowała protestować. Nie był najlepszy w słowa, dlatego nie pozwolił, aby jakieś niewłaściwie wydobyło się spomiędzy jego warg. Alice nie potrzebowała kazań, bo prawdopodobnie była teraz bardziej niż świadoma własnej nierozwagi. Potrzebowała wsparcia i poczucia, że nie jest sama. Nie była. Miała przy sobie Hemsworth'a.

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

constant replay
Do tej pory to Alice określano jako opokę, kogoś, na kim można się wesprzeć. Zawsze starała się dawać z siebie wiele, a kiedy słowa zawodziły, wystarczyło być. Nie oczekiwała przy tym niczego w zamian. Dlatego tym dziwniej czuła się z myślą, że tym razem to ona potrzebowała wsparcia. A jeszcze bardziej abstrakcyjne było dla niej to, że mogła je otrzymać od Jaydena. Biorąc pod uwagę nawiązanie między nimi więzi wydawało się logiczne, że poleganie na sobie powinno działać w dwie strony. Gdzieś w głębi siebie chciała być dla mężczyzny ważna, z drugiej strony chorobliwie bała się odrzucenia. Jej potrzeby i obawy znacznie się nasiliły, kiedy zrozumiała, że jej starsza Carter nie traktowała jej tak, jak oczekuje się tego po matce. Odkrycie tego było jak policzek w twarz, co zachwiało grunt pod jej nogami. Nie chciała więc w przeciągu tak krótkiego czasu znowu się zawieść.
Wbrew temu, co mówiła, wiedziała, że pod skorupą egoisty, lekkoducha i kobieciarza, na jakiego zwykle pozował Jayden, kryło się coś więcej, co rzadko kiedy okazywał, a co pozwalał doświadczać Alice. Mimo to w przypływie skrajnych emocji, jakie panowały ostatnio nad dziewczyną, zaczęła podawać w wątpliwość wszystko, co do tej pory znała. Wśród wielu pytań powstałych w jej głowie pojawiły się także te, czy brunet naprawdę poważnie traktował ich przyjaźń i czy mogła mu zaufać? W poczuciu istnego chaosu mącącego jej umysł, ostatecznie wolała się od tego odciąć, niż poddawać to analizie.
Śmiech Hemswortha potrafił zarażać, toteż kiedy zadźwięczał w jej uszach, również nie mogła się powstrzymać przed szerokim uśmiechem, który zamalował się na jej twarzy, a następnie zawtórowaniem. Chwila beztroski wydawała się dla niej zbawienna. Na jego pytanie przygryzła dolną wargę i oparła szklankę o swój policzek.
- Raczej nie sądzę - zamyśliła się na moment. - Mężczyznom tylko się wydaje, że to oni rządzą światem. I może niech tak pozostanie - ściągnęła nieco brwi, by za chwilę pokiwać głową z wyraźnym rozbawieniem, po czym zanurzyła usta w brunatnej cieczy. Maczuga oznaczała co prawda siłę i wielkość, ale według niej to kobiety były bardziej stanowcze i ostatecznie to mężczyźni im ulegali.
- W sumie to dotyczy jednego i drugiego. Jesteśmy nieprzewidywalne, więc ta ciekawość może okazać się zdradliwa - przyznała, uznając obie wersje za właściwe, choć na ich połączenie wpadła dopiero po pytaniu Jaydena. Nie było to dla niej odkrywcze, niemniej czuła się, jak skarbnica wiedzy własnej płci. Następne stwierdzenie przyjaciela skwitowała wesołym prychnięciem. - O ile odpowiada ci poddanie się wszystkiemu, co chciałyby tobie zrobić. - Uniosła wyżej brew, a w jej oczach czaiło się rozbawienie. Na pewno pomyślał właśnie o czymś zgoła innym od niej. - Wiesz, wszelkie nacinanie skóry, kąpiel w palącym smarze, może przypalanie? - mruknęła w udawanej powadze, ale w jej oczach pojawił się figlarny błysk. Taka wizja piekła nie była zbyt przyjemna, ale bardziej realna od skórzanego kostiumu, pejczy i wiązania do krzesła. Mimo wszystko sama też bardziej skłaniała się ku pełnemu wykorzystaniu potencjału kryjącego się za władzą w królestwie ciemności.
Znalezienie się w kuchni nieodwracalnie wiązało się ze zmianą atmosfery. Na jego odpowiedź mimowolnie zacisnęła nerwowo szczęki. Wynieśli, hm? Nie była co do tego przekonana, postanowiła jednak tego nie skomentować na głos. Przeszło jej również przez myśl, że byłoby jej znacznie łatwiej, gdyby Jay nie był tak uparty i przestał okazywać zainteresowanie tematem, ale zaraz uświadomiła sobie, że nie miała na to żadnego wpływu. Nie pozostało jej nic innego, jak się poddać.
- Wiem - westchnęła ciężko, bo doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo nierozsądnie się zachowała. Cóż, czasem też i ona ulegała brakowi odpowiedzialności. Dobrze przynajmniej, że w porę się opamiętała, zanim postanowiła przekroczyć kolejny stan. Ostre przekleństwo ze strony bruneta nie zwiastowało jednak niczego dobrego, dlatego zacisnęła usta w linijkę. Mogła się spodziewać tego, że się wkurzy. Z perspektywy czasu sama była na siebie zła, że tak lekkomyślnie postanowiła uciec, ale musiała wtedy coś ze sobą zrobić. Na czyjeś podobieństwo. - Miałam dobry wzór do naśladowania - przyznała słabo, poniekąd tak właśnie się czując - jak uciekinier przed problemami, których nie miała siły rozwiązać. Powinna wyciągnąć wnioski z doświadczeń przyjaciela, jej również wtedy towarzyszyła złość wywołana tchórzostwem i brakiem zaufania do niej. Tymczasem, po niespełna roku sama zachowała się egoistycznie i tym samym weszła w jego buty. Tak, była cholernie głupia.
Wraz z tym wnioskiem łzy napłynęły jej do oczu. Wzbraniała się przed nimi ostatkiem sił i uparcie próbowała kroić dalej wędlinę, nie chcąc się przecież rozklejać. Kiedy dostrzegła zbliżającego się do niej Jaydena, zdążyła tylko odłożyć nóż i rzucić krótkie - Nie... - zanim znalazła się w jego ramionach.
Instynktownie wtuliła się w jego pierś, czując się niezwykle małą i bezbronną. Zapach Jaya i bijące od niego ciepło, które ją otoczyło, dało jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo w ostatnich dniach łaknęła. Powstrzymywane dotąd emocje, które kłębiły się w niej, znalazły ujście we łzach, spływając falami po jej policzkach. - Nigdy nie byłam dla nich wystarczająca - wyznała, nadal wtulając się w jego sweter i pociągnęła nosem. Mimo słów, które sprawiały jej przykrość, wraz z upływającym czasem i każdym głębszym oddechem stawała się spokojniejsza.
- Cokolwiek bym nie robiła, i tak będę sprawiać im zawód. Myślałam, że kiedyś to się zmieni, ale po śmierci Jamesa jest tylko gorzej. - Kiedy przymknęła na chwilę oczy, po jej policzku spłynęło jeszcze parę łez. To dla swojego przybranego taty chciała się starać. Zawsze był dla niej dobry i wydawało jej się, że dobrze się ze sobą dogadywali. A później po jego śmierci rodzinną restaurację zamiast niej, przejął przyjaciel, którego starsi Carterowie traktowali jak syna. To, a następnie sączony jad ze strony mamy ostatecznie doprowadziły do stanu, w jakim Alice się znajdowała. - Chciałam rzucić wszystko i ruszyć do LA. Myślałam o zaczęciu od nowa, z nową kartą, rozwinąć karierę. - Sama myśl o tym łamała jej serce, bo wiedziała, co to oznaczało. Przełknęła głośno ślinę. - A potem pomyślałam, że w ucieczce przed mamą zostawiłabym tu znacznie więcej - mimowolnie westchnęła.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Alice była dla niego ważna. Był to fakt, którego nie można było poddawać w wątpliwość. Chociaż ich przeszłość nie malowała się w zbyt kolorowych barwach, to przyszłość jaką przed sobą mieli, mogła wyglądać zupełnie inaczej, patrząc na więź która się między nimi zrodziła. Niedorzecznym była więc myśl, że mógłby ją odrzucić, chociaż po Hemsworth'ie można było spodziewać się wiele; był impulsywny, nierozważny, brawurowy. Posiadł tak dużo cech, które poddawały w zwątpienie nie tylko fakt, że posiadał serce, ale również to, czy potrafi być bezinteresowny, a jednak dostrzegając u Carter pewne oznaki frasobliwości, podjął temat, zamiast uciekać, jak miał to w zwyczaju.
Opinia na temat średniego Hemsworth'a krążąca wśród towarzystwa była mocno przesadzona, a część jego zasług w gruncie rzeczy, tak naprawdę była przewinieniami Siriusa, lecz jakoś nigdy nie miał ochoty tego prostować, bo kto by mu uwierzył? Z drugiej strony w szkole, wciąż powtarzali, że on i Bosworth są siebie warci i to mimo lat - nie uległo zmianie. Zmieniło się za to podejście Jayden'a do Alice, która obecnie jawiła się mu nie jako była dziewczyna, ale przyjaciółka. Chciał żeby to odczuwała, nieświadomie próbując rozwiać każdą z wątpliwości, jaka rodziła się nie tylko w umyśle blondynki, ale przede wszystkim sercu.
Podejmując się cięższego tematu, odrzucił na bok dobry nastrój w jaki wprowadziła ich wcześniejsza rozmowa, nawet jeśli wydawało się, że oboje potrzebowali takiego oderwania od codziennych spraw. Niestety przed pewnymi rzeczami nie dało się uciec. Jayden wiedział to z autopsji, bo chociaż od jego spotkania z Willow minęły dwa tygodnie, wciąż w męskim umyśle pojawiała się jej postać i absurdalne pragnienie, aby ponownie się z nią spotkać.
Irracjonalna była również złość, skierowana w Alice za chwilę słabości, jakiej uległa tamtego wieczoru, czego nie omieszkała mu wytknąć, używając niezwykle prostych słów, jednak idealnych, aby poruszyć serce Hemsworth'a. Był winien.
- Najgorszy z możliwych - skomentował drobną uszczypliwość, lekko się przy tym uśmiechając, by w ten sposób zamaskować to dziwne ukłucie w klatce piersiowej, której nie pozwoliło mu nabrać pełnego oddechu. Zabolało, bo chociaż był świadom własnych win, przewinień i tego, że musi ponieść konsekwencje własnych decyzji to jednak ciężko było słyszeć tego typu zdanie wypowiedziane przez przyjaciółkę. Nie chciał by brała z niego przykład, bo wcale nie była taka jak on - była dobra, bezinteresowna, a nie egoistyczna i zbyt dumna.
Nie był pewny czy śmiały gest jest odpowiednią reakcją, lecz ta pojawiła się u niego mimowolnie. Napięte mięśnie i złość w jednej sekundzie uleciały z Hemsworth'a, ustępując miejsca wyrozumiałości za którą podążyła czułość, jaką obdarzył jasnowłosą. Bez trudu i sprzeciwu, na jaki był gotów z jej strony, zamknął drobne ciało we własnych ramionach. Oparł brodę o głowę Alice, przymykając powieki.
Kiedy kobieta ponownie zabrała głos, ten drżał od nadmiaru emocji, stłamszony przez płynące łzy. Wówczas, odruchowo jeszcze mocniej przytulił ją do siebie, całując w czoło. Prostymi gestami chciał okazać jej wsparcie, powiedzieć, że na niego zawsze może liczyć, niezależnie od sytuacji w jakiej będzie się znajdowała. Przełknął gule w gardle, nabierając w płuca powietrza.
- Nie musisz - stwierdził, zabierając w końcu głos, jednak nie spojrzał na zapłakaną twarz. Wiedział, że wówczas wezbrałaby to nim złość, która nie była wskazana. - Jesteś już dorosłą, mądrą, dobrą i bardzo wartościową kobietą. Nie musisz spełniać niczyich oczekiwań. Możesz mieć własne cele, marzenia i do nich dążyć, ale musisz w końcu przestać patrzeć na innych i szukać u nich aprobaty. Ludzie zawsze znajdą coś do czego będą mogli się przyczepić niezależnie od tego, jak wiele innych, właściwych rzeczy zrobisz. - ton głosu Jayden'a chociaż był łagodny i ciepły, to niósł za sobą dziwną moc. Nie ulegało wątpliwości, iż mężczyzna miał rację.
Odsunął się nieznacznie od Carter, układając lewą dłoń na jej ramieniu, natomiast prawą odarł pojedyncze łzy sunące w dół po delikatnym policzku. Uśmiechnął się.
- Musisz postępować tak, żebyś Ty czuła się szczęśliwa, a przy tym nie miała sobie nic do zarzucenia, bo każdy wokół nie tylko zawsze będzie cię oceniał, ale też nigdy nie doceni wszystkiego co robisz, więc zacznij to robić dla siebie, nie dla innych - dodał jeszcze, tym samym zakańczając swoją wypowiedzieć. Wpatrywał się w jasne tęczówki, które wciąż błyszczały od smutku. Był to naprawdę okropny widok, dlatego skrzywił się nieznacznie. Jayden Hemsworth nie był dobry w słowa, nie potrafił odpowiednio ich dobierać, ani tym bardziej właściwie wyrażać to, co w danym momencie czuł, jednak co do tych, które wypowiedział w kierunku przyjaciółki nie miał żadnych wątpliwości. Sam postępował w bardzo podobny sposób od liceum, dzięki czemu osiągnął własne cele, z których był szalenie dumny i nie potrzebował,by ktoś inny go oklaskiwał. Sam określał swoją wartość. Alice też powinna.

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Zmuszenie Alice do wtulenia się w Jaydena w pierwszej chwili wydało jej się najgorszym posunięciem z możliwych. Udawanie, że nic się nie stało, zaczęło wchodzić jej w nawyk, dlatego strasznie obawiała się emocji czających się w zakamarkach jej umysłu, które do tej pory starała się utrzymywać w ryzach. Nie chciała pokazać przed mężczyzną roztrzęsienia, jakie za sobą niosło wyzwolenie wszystkiego, co w niej siedziało. Bólu, rozczarowania, skołowania, a przede wszystkim przerażającego smutku i samotności.
Jego bliskość i czułość, jaką jej okazywał poprzez drobne, ale niezwykle wymowne gesty, sprawiła, że jej obawy w jedną chwilę odeszły w zapomnienie. Nie musiał nic mówić, bo to ją wystarczająco przekonało, że była niemądra myśląc, iż brunet postąpiłby tak, jak kiedyś miał w swoim zwyczaju. Zmienił się, to stało się nad wyraz wyczuwalne.
Wraz z napływającymi do jej oczu łzami wylało się z niej to, co tłamsiła przez ostatnie parę dni, pozwalając zalać jej policzki i niepostrzeżenie również sweter Jaydena. Dopiero po chwili zabrała głos, drżący pod wpływem emocji, chcąc wyznać mężczyźnie to, co mimowolnie krążyło po jej głowie. Dzielenie się z nim swoimi doświadczeniami i skrytymi dotychczas przemyśleniami okazało się prostsze, niż na początku myślała, co po raz kolejny uświadomiło jej swoją głupotę. Przy nim już się tak nie bała, mając wrażenie, że jego ramiona potrafiły ją ochronić przed złem tego świata.
Na jego słowa kąciki jej ust delikatnie drgnęły. Wszystko to w ustach Hemswortha brzmiało niewiarygodnie prosto i łatwo, tworząc idealny obraz jej i świata, w jakim mogłaby funkcjonować. Chciała wierzyć w te dodające jej otuchy słowa, mimo to poczuła ucisk w piersi. Ten wyidealizowany świat był piękny i byłaby najszczęśliwszą osobą na ziemi, gdyby jej rzeczywistość tak właśnie wyglądała, ale w tej wizji coś jej nie pasowało, dlatego na jej twarzy pojawił się nieznaczny grymas. Mimo najszczerszych chęci i uzyskania chwilowej nadziei, nie mogła się z nim zgodzić.
- Ostatnio coraz mniej jest w stanie powstrzymać mnie przed postawieniem na swoim i robieniem tego, co chciałabym robić, ale zawsze, kiedy w grę wchodzą Carterowie… - wypuściła powietrze z ust - …dopadają mnie wyrzuty sumienia - wyjaśniła, po raz pierwszy nazywając uczucie, które kierowało nią za każdym razem, gdy miała wrażenie, że jej zachowanie będzie miało wpływ na rodzinę. W większości przypadków nie odczuwała najmniejszej potrzeby, by przejmować się tym, co ktokolwiek powie cokolwiek na jej temat - o ile nie były to osoby z podobnego środowiska, co Carterowie. Nie chodziło tu więc o jakichś ludzi, a o rodziców, którzy przez cały okres dorastania byli najważniejszymi osobami w życiu Alice, wspierali swoje dziecko w jej marzeniach i celach, o których wspominał Jayden. Robienie czegoś wbrew im wydawało jej się sprawiać im przykrość.
Kiedy oderwała się od ramienia mężczyzny i podniosła na niego wzrok, w jego tęczówkach ujrzała ciepło, które przeniknęło w głąb jej ciała, przynosząc jej falę ukojenia. Delikatne muśnięcie na policzkach uświadomiło jej, jak tragicznie musiała wyglądać z poczerwieniałym od łez licem, ale tym razem to nie wprawiło ją w zakłopotanie. Stała przed nim, całkowicie obnażając swoje uczucia, a jednak czuła, że ją akceptował. Taką, jaka była, również ze swoimi wadami i troskami. Odpowiedziała na jego uśmiech nieznacznym uniesieniem kącików ust, po czym pokiwała głową i pociągnęła nosem.
- Wiem, ale to trudne, kiedy czuję, że powinnam okazać im wdzięczność za to, że dali mi dom, nazwisko, wychowali mnie, pozwolili na rozwijanie pasji i na wymarzone studia - mówiła cicho w obawie przed załamaniem głosu, próbując się przy tym nie skrzywić. Jak dla adoptowanego dziecka to znaczyło naprawdę bardzo dużo. Można powiedzieć, że była szczęściarą, a nie każdy doceniał to, co miał. - Patrząc na to z perspektywy czasu, mam wrażenie, że zawsze oczekiwali czegoś w zamian. A przynajmniej Esther. Ostatnio dała to dość dosadnie odczuć. - Odwróciła wzrok i potarła rękawem niesforne łzy z kącików oczu, które jeszcze próbowały wydostać się na zewnątrz. Nadal bolało ją to, co powiedziała jej mama, ale już nie bała się o tym mówić.
- Najgorsze jest to, że tak mnie to uderzyło, że nie byłam w stanie się odezwać - przyznała, przygryzając przy tym wargę. Nawet nie potrafiła dobrze się postawić, bo zwyczajnie nie spodziewała się po starszej Carter oczekiwań, jakie postawiła przed Alice. - Inaczej wyobrażałam sobie posiadanie rodziny i relacje z rodzicami, i choć dostałam to, na co czekałam, to czy w ogóle mam prawo chcieć więcej? - rzuciła, wzruszając przy tym ramionami na refleksję, która przyszła jej na myśl. Sama nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Dotychczas wydawało jej się, że powinna po prostu się przystosować.
Jej spojrzenie nagle napotkało ciemną plamę na bordowym swetrze mężczyzny, w którą przez kilka sekund się wpatrywała, co ostatecznie skwitowała westchnięciem. - Widzisz, co narobiłam? - Instynktownie uniosła dłoń i potarła nią wilgotne miejsce na klatce Jaydena. - Dlatego nie chciałam zaczynać tego tematu - stwierdziła, ściągając przy tym nieco brwi. Łzy na materiale okazały się przenośnią dla spraw, którymi obciążyła bruneta. Nie chciała, żeby się martwił, a teraz znalazł się w samym centrum wydarzeń.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Nie przeszkadzały mu łzy Alice, które właśnie plamiły jego ubranie, chociaż widząc je czuł jednocześnie smutek oraz złość. Fakt, że w końcu pozbyła się maski, jaką zakładała na co dzień, czynił tę chwilę niezwykle intymną, pozwalając mu spojrzeć na kobietę zupełnie inaczej. Zawsze uważał, że jest niebywale silna i chociaż tej opinii nie zmienił to obecnie zrozumiał, iż za ową siłą kryje się bardzo wrażliwa i pełna niepewności dziewczynka. Poniekąd odkrycie to było zaskakujące. Mimochodem zacisnął ramiona mocniej wokół drobnego ciała, chcąc w ten sposób okazać nie tylko wsparcie, jakie w nim miała - musiała być go świadoma - ale poniekąd chciał ochronić ją przed wszystkim co złe. Potrzeba ta zrodziła się nagle i była równie irracjonalna, jak uczucia, którymi darzył Willow.
Kiedy Carter ponownie zabrała głos, odsunął ją tak, by móc spojrzeć w pełne łez oczy. Otarł te dwie pojedyncze, które spływały po czerwonym policzku, pochylając lekko głowę w bok. - Wyrzuty sumienia - potworzył, jednocześnie analizując wypowiedziane zdanie. Zmarszczył nos, a na gładkim czole pojawiły się trzy poziome zmarszczki. - Skłaniałbym mówiąc, że rozumiem - wyznał po dłuższej chwili, chociaż Alice zapewne była tego świadoma. Niezależnie od tego, jakie decyzje podejmował Hemsworth i z jakimi konsekwencjami później musiał się zmierzyć, to rzadko kiedy dopadało go poczucie winy. Często bywał egoistką, nie mając w sobie nawet odrobiny altruizmu, jakim odznaczała się blondynka. - Ale jesteś już dorosła. Powinnaś zacząć myśleć o sobie, własnym życiu, zamiast wciąż próbować odwdzięczyć się za to, co Carterowie ci dali, bo ty dałaś im równie dużo - dodał, wplątując dłonie w jasne kosmyki, by następnie ująć w nich kobiecą twarz.
Ta rozmowa była niebywale trudna dla kogoś takiego jak Jayden. On posiadał wszystko od samego początku, nigdy nie poznał czym jest brak wsparcia, poczucie bezpieczeństwa. Nie wiedział, jak bardzo wypaczony obraz rodziny może stworzyć sobie dziecko zabrane z sierocińca, które pamięta swoje poprzednie życie. Z tego powodu ciężko było mu postawić się w sytuacji Alice, niemniej jednego był pewien - ciągle odczuwanie wdzięczności wobec Carterów ostatecznie może doprawić do tego, że jego przyjaciółka nigdy nie zazna prawdziwego szczęścia na jakie zasługiwała. Nie mógł na to pozwolić.
- Dałaś im już wystarczająco. Zacznij myśleć o sobie, a jeśli będziesz potrzebowała pomocy, to zawsze możesz przyjść do mnie - powiedział. Był gotowy na poświęcenie, co dostrzec można było w jego spojrzeniu. W pewnym sensie miał wobec Alice dług, który chciał spłacić.
- Weź, dobrze wiemy, że zrobiłaś to specjalnie, żeby zobaczyć mnie półnagiego - zaśmiał się, patrząc na plamę zdobiącą jego sweter. Słowa te mimochodem rozładowały nieprzyjemne napięcie, jakie wcześniej towarzyszyło ich rozmowie, a powaga w tonie ich głosów ustąpiła miejsca rozbawieniu.
Jayden zabrał dłonie z twarzy Al, od razu kierując je do materiału ubrania; zdjął je sprawnym ruchem, prezentując dziewczynie półnagie ciało.
- Trzeba było powiedzieć, jak mam się dziś zaprezentować, zamiast używać podstępu - rzucił jeszcze, chcąc świadomie wprowadzić Alice w zakłopotanie. Uśmiechnął się zawadiacko, całując ją ponownie w czoło. - Jestem głodny - dodał, chwilę później, kiedy wrócili do przygotowywania półproduktów do pizzy. - Łatwiej byłoby coś zamówić - oznajmił, chociaż wiedział, iż blondynka nie lubiła iść na łatwiznę, a jej pizza była przepyszna.

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Słuchała wszystkiego, co Jayden miał jej do powiedzenia i jego zapewnienia wreszcie zaczynały do niej docierać. Słowa mężczyzny były znacznie bardziej dosadne niż ciche głosy w jej głowie, których do tej pory starała się do siebie nie dopuszczać. Zaślepiona potrzebą dogodzenia rodzicom, zapominała o sobie i własnym szczęściu. Uważała, że na nie nie zasługiwała, jednak on myślał zupełnie inaczej, nie bojąc się powiedzieć tego na głos.
Przerażały ją zmiany, jakimi było odzyskanie siebie i własnego zdania, ale jego słowa połączone z ciepłym spojrzeniem, jakim ją obdarzył, mimowolnie dały jej promyk nadziei, że będzie dobrze. Wlepiwszy w niego błyszczące oczy, teraz zyskiwała pewność, że nie była w tym sama. Jego deklaracja wiele dla niej znaczyła, dlatego pokiwała głową.
- Dziękuję, Jay. Doceniam to - szepnęła, unosząc przy tym nieznacznie kąciki ust. Jak na kogoś, kogo niemal wszyscy uważali za dupka, takie zobowiązanie, wypowiedziane z zupełną szczerością, było tak niespotykane, że aż imponowało. Ten gest również utwierdzał ją w przekonaniu, że mężczyzna naprawdę się zmieniał, a możliwość doświadczania tego na własnej skórze w duchu ją cieszyła.
Na jego uwagę prychnęła śmiechem.
- Tak, bo to jest to, na co czekałam od samego rana - stwierdziła nieco ironicznie, przekrzywiając przy tym głowę w bok, ale na jej twarz mimowolnie zawitał uśmiech rozbawienia. Tylko on potrafił przechodzić tak płynnie z ciężkich tematów i rozładować atmosferę żartem, w którym manifestował swoją nadmierną pewność siebie. Było to całkowicie niedorzeczne i całkiem typowe dla starego Hemswortha, ale ważne, że podziałało.
Kiedy Jayden odsunął swoje dłonie z jej twarzy, ona automatycznie zabrała własne z jego klatki piersiowej, którą chłopak postanowił zaraz zaprezentować w całej okazałości. Na ten zuchwały odruch uniosła wysoko brwi i obdarzyła wyrzeźbione mięśnie dłuższym spojrzeniem. Kilka sekund trwało jej zaskoczenie, podczas których poddała się pocałunkowi w czoło, a potem wzruszyła ramionami w poddańczym geście.
- Przyłapałeś mnie. Mój plan był genialny i absolutnie bezbłędny - zaśmiała się, nie potrafiąc się powstrzymać przed tym absurdem, jakim było udawanie, że właśnie uzyskała efekt swojej ciężkiej pracy. W tym samym momencie przypomniały jej się słowa Rose, która ostrzegała ją przed przyzwyczajeniem się do takich widoków, dlatego Alice pokręciła głową. - Ty to potrafisz poprawić kobiecie nastrój - przyznała z udawanym uznaniem. Fakt był taki, że potrzebowała tego rozładowania napięcia i rozproszenia, dzięki którym mogła wreszcie względnie dojść do siebie i odetchnąć. Niemniej, w jej głowie nadal kołatały słowa przyjaciółki, toteż na słowa o byciu głodnym sięgnęła po fartuch i rzuciła nim w Jaydena.
- Nie marudź, tylko krój tam ładnie. I lepiej załóż, bo jeszcze się przeziębisz - wyszczerzyła się do niego jako wyraz nadmiernej troski. To pewnie jednak w żaden sposób nie pomogło, bo w fartuchu też wyglądał dobrze. Ponownie wróciła więc wzrokiem do przygotowywanego sosu. - Nie idziemy na łatwiznę, Jay. Czasem opłaca się czekać - powiedziała z przekonaniem, skupiając się na pizzy, która niedługo potem była już gotowa.
Reszta wieczoru przebiegła w luźnej atmosferze. Z pizzą i whisky rozsiedli się na kanapie i włączyli film, w trakcie którego, nie wiedzieć kiedy, Alice oparła bezwiednie głowę na ramieniu Jaydena i odpłynęła, pogrążając się w głębokim śnie.

//ztx2

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „217”