WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

edgar — bennie

Zablokowany
Awatar użytkownika
28
150

pisarka

northwest press

portage bay

Post

  • — 001
Nienawidziła tych wszystkich imprez branżowych, na które była wysyłana przez wydawnictwo, z którym od niedawna współpracowała. Niby podpisała umowę na trzy książki, ale co to zmieniało, skoro pierwsze wysłane przez Bennie rozdziały zostały odrzucone z komentarzem, że mają już zbyt wiele tego typu książek i nie wypuszczą kolejnej w podobnym tonie? To, jak przykro zrobiło jej się wtedy było nie do opisania. Wiedzieli doskonale jakiego rodzaju książki pisze, podpisali z nią umowę, a teraz narzekali? Trudno przez to wszystko było nazwać jej noce przespanymi, głównie zamartwiała się, płakała i zastanawiała, co powinna robić w tej sytuacji? Zerwanie umowy wiązało się z płaceniem kary, dalsze zostanie wiązało się z pisaniem książek, których nie czuła i nie miała zapewne uważać za swoje. Nie mogła sobie pozwolić na bezrobocie, ale pisanie czegoś, co nie była pewna, czy potrafiła pisać? Była przerażona i ciagle zestresowana, przekonana, że nie ma z tej sytuacji dobrego wyjścia.
Rozważała, czy miała iść na wydawniczą imprezę, czy też ją olać i prawie porzuciła swój plan wybrania się tam, jednak w ostatniej chwili doszła do wniosku, że co jeśli pozna tam innego wydawcę? Takiego, który będzie fanem książek pisanych przez Bennie i zachce ją zatrudnić? Być może było to tylko marzenie na jawie, ale nie mogła odpuścić takiej ewentualności, zebrała się więc, zmusiła do zrobienia makijażu i ułożenia włosów i pojechała uberem na miejsce. Czy wyglądała dobrze? Wyglądała dobrze. Czy czuła się pewnie siebie? Wyglądała dobrze. I tego zamierzała się trzymać. Na dzień dobry wypiła dwie lampki szampana, tak w ramach podbicia pewności siebie, a potem z wysoko uniesioną głową zaczęła krążyć między ludźmi. Tu z kimś porozmawiała, tam udało jej się wymienić z inną osobą kilka myśli i żartów, aż w końcu dostrzegła tego, którego wewnętrznie oskarżała o odrzucenie jej rozdziałów. Tego, który ją zatrudniał samodzielnie, a potem jawnie mówił, jak to gardzi romansami, które były specjalizacją Bennie.
Nie wiedziała, co w nią wstąpiło. Zbyt wielka pewność siebie, zbyt wielka pycha? Cokolwiek to nie było, wzięła kolejny kieliszek szampana i podeszła do mężczyzny, trochę nie zważając na to, że jacyś inni mężczyźni próbowali właśnie do niego zagadywać. — Dlaczego mnie pan zatrudnił? — spytała. Zadzierała wysoko głowę, chcąc wyglądać pewnie i dumnie, jednak było to naprawdę trudne przy jej wzroście i tym, że w zasadzie mało kto postrzegał ją poważnie przez te niewiele ponad 150 centymetrów wzrostu.

edgar lanaghan

autor

-

I am doing my best to not become a museum of myself. I am doing my best to breathe in and out.
Awatar użytkownika
34
196

wydawca

northwest press

the highlands

Post

Wszyscy sądzili, że naprawdę chciał tam być.

Ekipa eventowa od samego rana nie dawała jego agentce chwili spokoju, zasypując biedną dziewczynę dziesiątkami pytań, na które ta nawet nie mogła znać odpowiedzi, bez zapytania jego o zdanie w pierwszej kolejności. Od ustawienia stolików, przez czas, który chce przeznaczyć na jakieś dziwne występy muzyczne, choć tych nawet nie chciał widzieć na branżowym bankiecie, po alkohol i pory serwowania przekąsek. Uparli się na luźną elegancję, Martini i zimny poczęstunek. Po tej imprezie zamierzał ich zwolnić i nigdy więcej nie zgadzać się na to, by pajace z zewnątrz maczali palce w tym, co dla wydawnictwa mogło okazać się ważne.

Godzinę przed rozpoczęciem wydarzenia zadzwonił jego ojciec, z pytaniem jak się czuje i chociaż rozczarowywanie bliskich było ostatnim, na co Ed miałby ochotę, szczerze powiedział o wszystkich swoich wątpliwościach, prosząc też, by może nie zjawiali się z matką i nie oglądali tego zamieszania. Mężczyzna nie tylko się zgodził, ale również — jak to miał w zwyczaju — był gotów zaoferować mu kilka słów otuchy, co właściwie pomogło mu. Poczuł się odrobinę lepiej i na miejsce jechał z czystą głową, a nawet korki na drodze do Downtown nie popsuły mu nastroju. Ale nie chciał tam być. Kochał swoją pracę, ale spotkania z tymi wszystkimi ludźmi, którzy na co dzień byli gotowi wbić mu metaforyczny nóż w plecy, byle cokolwiek ugrać, przyprawiały go o mdłości. Ale nie mógł udawać, że się rozchorował lub że wypadło mu coś ważnego — to, co działo się dzisiejszego wieczoru w wydawnictwie było tym czymś ważnym, dla którego odwoływało się inne plany.

To były urodziny wydawnictwa. Sądził, że będzie to wyglądało zgoła inaczej i nawet prędka zmiana planów co do serwowanego jedzenia (kazał się zabierać firmie od eventów i po piętnastym telefonie w ciągu godziny zamówił ciepłe posiłki, które miały zostać podane później) nie uratowała całego przedsięwzięcia, ale o tym, że wszystko prezentowało się inaczej, niż on widział to oczami wyobraźni, wiedział tylko sam Lanaghan. Goście zdawali się nie mieć zastrzeżeń, gratulacje oczywiście sypały się zewsząd i może nawet bawiłby się nieźle, gdyby nie dostrzegał całej gamy otaczającej go nieszczerości. Umiał czytać ludzi, czasem zdawało mu się, że robił to tak prędko, jak czytał książki. I momentami żałował, że pewne rzeczy widział tak bardzo czarno na białym, że aż robiło się niedobrze.

Przepraszam — zwrócił się do dwójki mężczyzn, którzy nawiązali z nim rozmowę przed momentem i nienachalnie zabrał kobietę nieco na bok. Zdawało mu się, że widzi ją po raz pierwszy na oczy i gdyby miał wytypować ją wśród tłumu innych jako jedną z tych, z którymi wiązała go umowa wydawnicza, nie byłby w stanie. — Dlaczego panią... proszę wybaczyć, ale kim właściwie pani jest? — spytał cicho. Nie chciał wyjść na buca, mówił grzecznie. Ale wolał wiedzieć, z kim w ogóle ma do czynienia, nim podejmie się udzielenia jej odpowiedzi. O ile w ogóle ją znał; pewne procesy w wydawnictwie naturalnie działy się poza jego kontrolą i nawet nie chciał wiedzieć pewnych rzeczy, z czego część osób chyba nie zdawała sobie sprawy.


bennie salinger

autor

miénteme

Awatar użytkownika
28
150

pisarka

northwest press

portage bay

Post

Nie podejrzewała, że może czuć się jeszcze bardziej głupio, jeszcze bardziej ośmieszona, poniżona i doprowadzona do takiego poziomu, gdzie w rzeczywistości nie będzie chciała nawet istnieć. Skąd mogła wiedzieć, że nie będzie jej pamiętał? W końcu ją zatrudniał, miała jakiś pieprzony zaszczyt rozmowy z nim, kiedy chodziło o jej zatrudnienie, a jednak najwyraźniej była niczym wspomnienie, którego nie należy zatrzymywać na dłużej. Po prostu pozbyć się zaraz po pierwszym dostrzeżeniu i ruszyć dalej. Sądziła, że jest chociaż trochę zauważalna, chyba każdy marzył o tym, żeby być choć odrobinę wyjątkowym, ale Bennie najwyraźniej taka nie była. A to bolało. Bardzo mocno bolało i zakuło gdzieś głęboko w środku, gdzie już dawno ukłuć nie czuła.
Przecież wiele razy została skrzywdzona. Potraktowana w sposób, w który nikt by nie chciał być potraktowany, ale jednak Edgar sprawił, że aż prawie się skuliła pod wpływem jego pytania. Ramiona jej opadły, a ona sama objęła się sama mocno, jak gdyby chcąc ochronić się przed kolejnym ciosem, który mógł jej zadać.
Kim ja jestem — zaśmiała się smutno, z całych sił powstrzymując łzy, które napływały jej właśnie do oczu. — Zatrudnił mnie pan, dwa miesiące temu. Bennie Salinger. Ale oczywiście, że mnie pan nie pamięta — prychnęła, dłonią na moment zakrywając usta. Pewnie by się rozpłakała, wśród tych wszystkich ludzi, jak na największą drama queen przystało. Przechodzący jednak obok mężczyzna z kieliszkami szampana oderwał na moment jej uwagę od rozklejenia się. Zamiast tego złapała za jeden z nich i wypiła na raz cały alkohol, który swoimi bąbelkami łaskotał ją po gardle i sprawił, że tym razem inna fala łez zaczęła nachodzić do jej oczu.
Przepraszam, już nie będę panu przeszkadzała i odrywała od poważnych rozmów — pokiwała głową, jak gdyby samą siebie chcąc co do tego pomysłu przekonać. Nie było sensu produkować się tutaj, skoro nawet nie wiedział, kim Bennie była. Powinna się skupić na pisaniu książki wedle wytycznych przesłanych jej po przeczytaniu pięciu rozdziałów, a nie szukać winnego, który ją zatrudnił wiedząc, co pisze, a który teraz kręcił nosem na przesyłane przez nią propozycje. Może powinna się przebranżowić? Może pisanie książek wcale nie było dla niej?

edgar lanaghan

autor

-

I am doing my best to not become a museum of myself. I am doing my best to breathe in and out.
Awatar użytkownika
34
196

wydawca

northwest press

the highlands

Post

Dziesiątki twarzy przemykały mu przed oczami każdego dnia i choć próbował, naprawdę próbował, nie był w stanie zapamiętać ich wszystkich. Kiedy mijał pracowników na korytarzu, a oni zadawali mu pytania, nigdy nie zwracał się po imieniu; większość ich wylatywała mu z głowy kilka minut po tym, jak je powtórzyli, więc jaki miałoby to sens? Delikatnie ubierał w słowa prośby o przypomnienie mu ostatniej rozmowy albo prosił, by dali mu znać na czym stanęło... a kiedy odwiedzali go w gabinecie, z gotowymi projektami, niosąc nowe pomysły albo z zamiarem zadania pytań, błądził wzrokiem po ich twarzy, próbując wyczytać z nich jakby ten zlepek liter. Siedem, osiem, dziesięć. Czasem nawet trzy, przecież niektóre imiona były tak banalnie proste.

Próbował zrobić to samo z nią, ale wyczekujące spojrzenie dużych, miodowych oczu nie układało się w odpowiedź. Nie wiedział. Nie pamiętał. Nawet gdyby próbował zgadnąć, w życiu nie wpadłby na Bennie. B e n n i e. Kiedy się przedstawiła, wszystko poukładało się w ścisłą całość. Jednym z błędów, które właśnie mógł sobie dopisać do listy, było najwyraźniej niedostatecznie dokładne oglądanie obwoluty czytanych książek, skoro nie poznał tych oczu pomimo stosu woluminów opatrzonych jej nazwiskiem na jego półce. Ukłucie wstydu było szybkie i ostre.

Tak, tak, przypominam sobie — skinął głową, przywołując delikatny uśmiech na usta. Nie wiedział, co robił. Nie znał też odpowiedzi na pytanie, z którym podeszła, a które nadal wisiało w powietrzu między nimi, jak nierozwiązana zagadka. — Proszę mi wybaczyć, nie rozpoznałem pani w pierwszej chwili. — Całkowicie obrócił się ku niej, by nie sądziła, że chce ją zbyć i uciąć tę rozmowę, nawet jeśli w rzeczywistości najchętniej nie przeprowadzałby tu żadnych rozmów. Otoczony tłumem ludzi, czuł się niekomfortowo jak już dawno nie. Nie potrafił z tym wygrać albo skupić się na czymś innym, ten dyskomfort przebywania wśród większej ilości osób, podsycany stresem, który niosła organizacja całego przedsięwzięcia, nie znikał.

Nie przeszkadza mi pani. Może wejdziemy do gabinetu? — zaproponował. Tak, zatrudnił ją. A później, prawdopodobnie, nigdy więcej nie widział. Może miała jakieś problemy albo trudności, z których nie zdawał sobie sprawy? Kto przejął ją, kto za nią odpowiadał? Czy wszystko szło tak, jak zaplanowała? Czuł, że nie. Nie mógł tak po prostu odesłać jej z kwitkiem, nawet jeśli był skrępowany tym wszystkim, a najbardziej faktem, że jej nie rozpoznał.

Właśnie w takich chwilach ani trochę nie czuł się skrojony na to stanowisko, wbrew temu, co od pewnego czasu powtarzano mu w rozmowach. Czuł, że to były tylko słowa, bezsensowne i puste, które od czasu do czasu miały sprawić, że poczuje się lepiej. I które teraz nie działały.


bennie salinger

autor

miénteme

Awatar użytkownika
28
150

pisarka

northwest press

portage bay

Post

SKĄD brała się ta próżność i przekonanie, że jest się kimś wyjątkowym? Skąd u Bennie wzięła się ta pewność, że skoro Lanaghan ją zatrudnił, to doskonale ją pamiętał? Nie miał konieczności jej pamiętać, dziennie spotykał dziesiątki ludzi, tygodniowo prawdopdobonie setki i szczytem arogancji i próżności z jej strony była myśl, że skoro ją zatrudniał, to będzie w stanie ją wciąż pamiętać. Może wcale nie była wyjątkowa? Może Edgar tak naprawdę przeprowadzał rozmowy z każdą zatrudnianą przez siebie osobą, a Bennie jak najbardziej żałosna osoba na świecie przypisywała sobie coś, czego wcale nie miała? Pierwiastek wyjątkowości nie był czymś powszechnym, a biorąc pod uwagę jej dość żałosną historię, czy to miłosną, czy też zawodową, nie powinna uważać się za osobę, która coś znaczy. Nie znaczyła nic, umówmy się. Znaczyła tak koszmarnie niewiele, że to aż było przykre. Może właśnie strach przed przyznaniem się do tego przed samą sobą sprawiał, że nieustannie tego nie akceptowała i dodawała sobie plusów. Bała się bycia nijaką. Bała się bycia tym, kim była w rzeczywistości. I to było chyba najgorsze ze wszystkiego, co ją kiedykolwiek spotkało.
Czuła, że kłamie, tak przynajmniej podpowiadała Bennie każda komórka w jej ciele. Gdyby ją pamiętał, nie byłoby całej tej nieszczęsnej i niesamowicie krępującej sytuacji, która sprawiała, że ciało jej zdrętwiało i oczekiwało na kolejny cios, tak celny i bolesny, jak zadać mogło tylko słowo. Uśmiechnęła się jednak smutno, a od przechodzącego kelnera przejęła kolejny kieliszek, tym razem jednak upijając parę łyków szampana, zamiast na raz zerować cały alkohol. Była pewna, że po wypiciu tego w normalnym tempie będzie lekko pijana, a co by się działo, gdyby wlała go na raz? Tego wolała nawet nie wyobrażać sobie, bo zapewne zrobiłaby z siebie przekoszmarne pośmiewisko.
Nie musimy, przecież oderwałam pana od rozmowy, nie chcę przeszkadzać — zapewniła. To, że go zaczepiła było efektem emocji, które nią rządziły, szalejących hormonów i strachu o to, jak będzie wyglądała jej przyszłość. Jak dalej miała wyglądać jej kariera? Jak bardzo traciła coraz więcej, zamiast budować coraz bardziej swoje umiejętności? Nie była pewna, czy cokolwiek, co teraz robiła miało pozytywnie wpływać na jej dobre imię i rozpoznawalność. — Po prostu… Naprawdę nie rozumiem, dlaczego mnie pan zatrudnił, skoro teraz okazuje się, że macie już za dużo książek takich, jak ja piszę i nie chcecie tego, co potrafię. Jeśli chcieliście więcej kryminałów czy czegokolwiek innego, to po co zatrudniał pan osobę od romansów, którymi pan tak bardzo gardzi? — powinna ugryźć się w język. Poczekać nawet na to cholerne przejście do gabinetu. Ale nie zrobiła tego, pozwoliła, żeby wszystko to, co chodziło jej po głowie od spotkania ze swoim opiekunem zostało wypowiedziane, choć nawet nie podejrzewała, że otrzyma jakąkolwiek odpowiedź.

edgar lanaghan

autor

-

I am doing my best to not become a museum of myself. I am doing my best to breathe in and out.
Awatar użytkownika
34
196

wydawca

northwest press

the highlands

Post

Żeby nie było, nie myślał o niej źle. Chyba w ogóle nie myślał o niej w żaden oceniający sposób, mówiąc szczerze — jego uwaga dzieliła się pomiędzy to okropnie poczucie przytłoczenia, a śledzenie jej słów, ciagnięcie dalej tej rozmowy, zgodnie z oczekiwaniami kobiety. Nad tym, co o tym wszystkim sądził, miał się tak naprawdę zastanowić dopiero później; kto wie, do jakich właściwie dojdzie wniosków? Czy będzie zmieszany, wściekły czy może koniec końców zadowolony? Po tym ostatnim raczej nie miało być śladu, biorąc pod uwagę to wszystko. Słuchał jej w pełni spokojnie, a przynajmniej do czasu.

Niczego tak bardzo nie lubił jak tłumów i robienia scen. A zwłaszcza razem.

Oglądał, jak wymienia kieliszki i gdyby nie to, że tak naprawdę nie znał jej i nie miał prawa mówić jej co ma robić — nawet na swojej imprezie, w swoim wydawnictwie, bo nie był przecież skończonym chamem — pewnie zabrałby jej z ręki szampana i oddał kolejnemu przechodzącemu kelnerowi. Tak jak ona węszyła kłamstwo, tak on z całym przekonaniem mógłby przyznać, że wypiła już wystarczająco, a może nawet trochę za dużo. Przeszło mu przez myśl, że musi to skończyć. Pomysł z kontynuowaniem rozmowy, jakkolwiek kulturalny i mający okazać pewną empatię, nie wydawał mu się już tak dobry i wspaniałomyślny, jak jeszcze przed chwilą.

Nie sądzi pani, że skoro panią zatrudniłem, to nie po to, by pisała pani kryminały? Wiem doskonale, czym się pani zajmuje — odparł nieco ostrzej, niż poprzednio, jakby zniecierpliwionym tonem, choć nie miał pierwotnie takiego zamiaru. Wiedział co pisała, aż za dobrze. Wiedział co najwyraźniej sprawiało jej przyjemność albo co było dla niej terapeutyczne do wyrzucenia z siebie; to były historie, które — choć jawnie opowiadał się przeciwko większości z nich — sam czytał wieczorami, kiedy po raz kolejny przychodziło mu położyć się do pustego, zimnego łóżka. Nie wiedział nawet co tak naprawdę w nich lubi, ale być może w jakiś sposób zapełniał sobie braki podobnych przeżyć, kiedy o nich czytał? Wolał tego nawet nie roztrząsać. Na pewno nie tu, a najlepiej nigdy, nigdzie. — Moje personalne preferencje nie mają tu żadnego znaczenia, pani Salinger. Czy ktoś tego nie uszanował? Bo chyba nie do końca rozumiem sytuacji — dodał, obserwując ją. Nie miał pojęcia o oczekiwaniach, które próbowano jej narzucić. Nie mógł kontrolować wszystkiego, ba! już dawno porzucił myśl, że kiedykolwiek będzie do tego zdolny. Na całe szczęście, nawet nie miał żadnej wrodzonej potrzeby kontroli i był pogodzony z faktem, że na pewnym etapie niektóre sprawy rozstrzygane są przez inne osoby, bez jego wiedzy. Być może zbyt wiele spraw, pomyślał. A być może po prostu Bennie Salinger była tak naprawdę pretensjonalną i oczekującą zdecydowanie zbyt wiele kobietą, której Northwest Press nigdy nie miało zadowolić? Ale tych słów nie miał zamiaru nigdy wypowiadać na głos.


bennie salinger

autor

miénteme

Awatar użytkownika
28
150

pisarka

northwest press

portage bay

Post

Ona zdecydowanie zbyt wiele myślała. O życiu swoim i ludzi ją otaczających. O historiach, które miały miejsce, mogły mieć miejsce i tych, które nigdy nie miały się wydarzyć. Myślała o bliskich jej osobach, tych dalszych, tych, których znała i nigdy nie miała poznać. Myślała też o Edgarze i jego jawnej niechęci do książek, które pisała. No, może nie wprost. Ale do gatunku, w którym się specjalizowała i który był jej najbliższy. Nigdy nie krył się ze swoimi mało pochlebnymi komentarzami o rzeczach, które dla niej były niczym tlen, a dla niego najwyraźniej niczym zaraza. Było to przykre, bo Bennie naprawdę lubiła pisać, a rodzina sprawiała, że wierzyła, że potrafi być w to całkiem niezła. Ale nie potrafiła najwyraźniej. Ani nie zarabiała na tym jakoś zaskakująco dobrze, nie dostawała nagród, nie była tym powszechnym numerem jeden na listach New York Times’a. Miała wrażenie, że nigdy na żadnej liście nie była i nie sądziła, żeby kiedyś miała się pojawić, a to sprawiało, że jakieś ukłucie odzywało się w jej sercu. Przecież potrafiła pisać, prawda?
Prawda?
Zaciskała palce na kieliszku, który trzymała i na całe szczęście nie miała nadprzyrodzonej mocy, bo gdyby tak było, to kieliszek już dawno zamieniłby się w proch u ich stóp, a Bennie nawet nie dostrzegłaby momentu, w którym zmieniła go w pył. Zamiast tego zadzierając głowę spoglądała na mężczyznę przed nią stojącego i na żyłkę, która najwyraźniej odrobinę mu zaczynała wychodzić pod wpływem zirytowania czy też złości. Czy aż tak nienawidził romansów, żeby teraz wkurzać się za to, że Bennie w ogóle zdecydowała się do niego odezwać?
To ciekawe, bo wczoraj dostałam informacje, że wydajecie za dużo romansów i nie możecie pozwolić sobie na kolejną autorkę piszącą takie książki — przytoczyła słowa kobiety, która z zimną precyzją wycelowała te słowa prosto w twarz Bennie, a następnie obserwowała, jak ta blednie. Uśmiechała się przy tym. U ś m i e c h a ł a. Dlaczego ludzie żywili się przykrością i bólem innych tak często, że musiało to dopadać Bennie praktycznie za każdym zakrętem jej życia? — Zawsze pan tak jawnie mówi o tym, że nie lubi gatunku, w którym pisze, to po co zatrudniać kolejnych autorów powieści romantycznych, a potem oczekiwać od nich pisania czegoś innego? — nie rozumiała tego i nie była w stanie zrozumieć. Potrzebowała jasnych komunikatów, niczym dla dziecka, którym w tym momencie się czuła. Zagubionym dzieckiem gdzieś w mglistym pokoju pełnym niedopowiedzeń i nieporozumień, które namiętnie plątały się w jakąś szaloną siatkę nie do rozwikłania. — Dlaczego mnie pan zatrudnił? — powtórzyła swoje pytanie, choć już bez tego wielkiego zaangażowania i ognia w głosie. A ze strachem i niepewnością. Bo bała się mężczyzny, który przed nią stał i odpowiedzi, której miał jej udzielić.

edgar lanaghan

autor

-

Zablokowany

Wróć do „Gry”