WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

#2
Pierwsza zima w liceum.


Josephine nienawidziła mrozu i pomstowała na chłód do czasu pojawienia się pierwszego śniegu. Wówczas znacznie potulniała, a grymas który towarzyszył jej po początku jesieni łagodniał, ustępując miejsca radosnemu spojrzeniu.
Śnieg był magiczny; śnieg był definicją i symbolem czegoś wielkiego, dlatego na przełomie grudnia bez wahania zadzwoniła w środku nocy do Gabriela. Rozkazała, aby opuścił przytulne pielesze.
Gdy zegar wybił północ, oboje mknęli ośnieżonymi ulicami ostatnim autobusem do National parku. Josie wsparła głowę o ramię przyjaciela, zaś on oparł swoją o szybę. Pod nogami leżały drewniane, mocno wysłużone sanki. Godzinę później na tych samych sankach zjeżdżali ze wzgórz rezerwatu, budząc śmiechem zwierzęta, które jeszcze nie zdążyły zapaść w zimowy sen.
Czasami myślę, że to dziecinne – oznajmiła, gdy po raz kolejny wspinali się na szczyt. Policzki Josie były czerwone, nos szczypał od mrozu, a z włosów zwisały śnieżne kule. Sapała z wysiłku, ciągnąc za sobą sanki. – A potem patrzę na ciebie – zatrzymała się – i zaczynam uważać, że każdy bałwan powinien wrócić do swojego naturalnego środowiska – z powagą przytaknęła własnym słowom, po czym zebrała śnieg spod stóp i cisnęła nim w stronę Gabriela. Trafiła w jego ramiona, ale kiedy ponowiła rzut, oberwał już w brodę. – Ha! – zaśmiała się triumfalnie, jednocześnie omyłkowo wypuszczając z drugiej ręki sznurek od sanek. Drewniany pojazd, do którego wcześniej przymocowali latarkę, zjechał w dół, pozostawiając ich gdzieś po środku ciemnego i wysokiego wzgórza.
Tym razem mina Josephine wyrażała trwogę. Zamknęła usta, które otworzyła w akcie dezorientacji i zdumienia, po czym spoglądnęła w kierunku Gabriela – zawsze to robiła, kiedy liczyła na jego ratunek. Sanki pochłonął mrok.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

#2 | + look

Gabriel zimę witał z uśmiechem na ustach. Ta pora roku wydawała mu się niezwykła, bo wiązała się z zimowymi widokami, które całkowicie odmieniały Seattle. Biały, miękki puch otulał całe miasto, dzięki czemu nabierało niesamowitego uroku.
Ale nie tylko ze względu na zimową aurę chłopak tak bardzo lubił zimę. Zima to także masa wspomnień, które tworzył ze swoją najlepszą (a właściwie jedyną) przyjaciółką. Dlatego przerwanie snu telefonem Josie wcale nie spowodowało w nim rozdrażnienia, wręcz przeciwnie. Zaspanie wraz z każdą sekundą zamieniało się w rosnącą ekscytację. Szybko więc ubrał się na wyjście i wymknął cichaczem z domu, by nie obudzić rodziców i wraz z towarzyszką zbrodni ruszyć ku przygodzie.
Z rozsądnego punktu widzenia, zjeżdżanie nocą sankami pod wieloma względami nie było zbyt mądre i chyba właśnie dlatego sprawiało im to tak wiele frajdy. W końcu mieli sprawdzone górki, obsypane świeżym śniegiem, i to wyłącznie dla siebie. Zmęczenie drogi pod górę powoli dawało mu się we znaki, dlatego słysząc kąśliwą uwagę przyjaciółki, skrzywił się.
- No tak, to też jedyna pora roku, która odkrywa twoje prawdziwe oblicze- jelenia z czerwonym nosem - stwierdził, również przystając, żeby złapać oddech, który w formie pary unosił się wokół niego. I wtedy dostał zbitą kulką. Zszokowany, spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem i nie zdążył uchylić się przed następną śnieżką. - A więc to tak, Rudolfie? - Szybko uformował kulę i rzucił w Josie, na jej ramieniu pozostawiając biały ślad. Niestety, w tym czasie ich sanki zsunęły się z górki, kształtując na jego twarzy równie struchlałe spojrzenie.
- Cholera - wymknęło mu się z ust. W mroku dostrzegł spojrzenie Josie. - To twoja wina, teraz po nie schodź. Ja z chęcią na ciebie tu poczekam - oznajmił z teatralną urazą, ostentacyjnie zakładając ręce na biodrach, jakby jego ten problem nie dotyczył, ale pod wpływem wzroku dziewczyny westchnął ciężko. - Dobra, chodź, Rudolfie, poszukamy ich. - Ruszył powoli z powrotem z górki. Nie schodziło się już z niej na nogach zbyt przyjemnie, a ze względu na słabo widoczne wgłębienia w pewnym momencie poślizgnął się i przewrócił, tworząc kilka osobliwych fikołków, zanim się zatrzymał, ciężko oddychając. Cały w śniegu, przez chwilę leżał nieruchomo, szczęśliwy, że ciepłe, grube ubrania trochę go amortyzowały.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Josephine była w tym okresie, że notorycznie miewała głupie pomysły i popadała w równie irracjonalne ideę inicjowane przez Gabriela. Niedawno rozpoczęli liceum i ich młodzieńczy bunt stopniowo ustępował miejsca dorosłości; dorosłości z którą na poczet swojej przyjaźni dzielnie walczyli.
Z rozsądnego punktu widzenia to była jedna z ostatnich zim, jaką mogli spędzić w podobny sposób.
Bardzo śmieszne! – bąknęła, krzywiąc usta. W rzeczywistości uwaga Gabriela, choć bezwątpienia złośliwa, rozbawiła Josie. Mimo tego była zbyt dumna, aby się uśmiechnąć, dlatego w odwecie obrzuciła towarzysza śniegiem. – Ha! – ponownie zaniosła się triumfem, lecz niemal w tym samym momencie sama oberwała kulką w ramię. Złapała się za naznaczone bielą miejsce, po czym poprawiła czapkę, która niesfornie zsunęła się na jej lewe oko. Sanek już nie było.
Nie mów tak brzydko – upomniała, bo chociaż sama czasami wypowiadała się w mało dystyngowany sposób, to nie lubiła, gdy robił to Gabriel. Ostatecznie zrzuciła to na najniższy piedestał wartości i skupiła się na braku transportu i szarej okolicy. – Chyba nie mówisz poważnie! – kolejne struchlałe spojrzenie wymknęło się spod kontroli Josephine. Obarczyła nim sylwetę chłopaka, jakby potrzebowała się upewnić, że mówił poważnie. Rozwarła usta i przystąpiła naprzód z zamiarem potrząśnięcia jego ramieniem, jednak w porę odezwał się ponownie. Wówczas odetchnęła. Nie lubiła ciemności, dlatego ochoczo ruszyła za Gabrielem, który zaczął maszerować w stronę sanek.
Przez cały czas była blisko – niemal dotykała nosem pleców chłopaka, co rusz rozglądając się dookoła. Akurat patrzyła za siebie, kiedy niespodziewanie jej opoka runęła i z zatrważającą prędkością przeturlała się w dół.
Gabriel! – wrzasnęła, po czym zaczęła biec. Nogi po same kolana zatapiały się w śnieżnych pagórkach, czapka notorycznie zsuwała się jej na twarz, a dłońmi amortyzowała każdy upadek. Gdy dotarła do chłopaka, leżał już wyłożony na ziemi. Upadła na kolana i natychmiast odgarnęła sprzed jego twarzy, głowy i ramion śnieg. – Nic ci nie jest? – nachyliła się bardziej – chyba zboczyliśmy z trasy.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Przejście do liceum to był kolejny krok ku dorosłości, ale z obawy przed nudnymi prozaicznymi obowiązkami, Gabriel wcale nie chciał dorastać. No dobra, zdawał sobie sprawę z tego, że nie miał wyjścia, więc skłaniało go to do łapania chwili i korzystania z beztroski, póki jeszcze miał taką możliwość. Nie miał pojęcia, co go czekało w przyszłości, ale na razie myśli na ten temat odkładał daleko na bok.
- A ty nie zachowuj się jak moja mama, dobrze? Pamiętaj, że jestem od ciebie starszy prawie o rok - rzucił ostrzegawczo, windując do góry brew. Zawsze w takich sytuacjach używał wieku jako linii własnej obrony. Argument był nie do podważenia, nie miała więc prawa zwracać mu uwagi. Tylko błąkający się w kącikach ust uśmieszek, niezbyt widoczny w takich okolicznościach dla Josie, zdradzał jego zaczepną formę wypowiedzi. Tak na dobrą sprawę, zamiast się przekomarzać, powinni zająć się poszukiwaniem zaginionych w mroku sanek, na co ostatecznie skierowali swoją uwagę.
- Przecież nie miałem w to żadnego wkładu - zdziwił się i ostentacyjnie schował zziębnięte ręce do kurtki na znak protestu. - Poza tym jestem poważnym człowiekiem. I brzydzę się kłamstwem! - wzruszył ramionami. Tak bardzo lubił ją drażnić, że przez chwilę z satysfakcją przyglądał się jej reakcji na jego wygłupy, a ujrzawszy jej nietęgą minę, w końcu postanowił się nad nią zlitować i ruszył w kierunku dołu. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że bała się ciemności, więc przecież i tak sama by nie zeszła. Niestety, jak się miało miękkie serce to należało mieć twardą dupę, na której po chwili wylądował dobre kilka metrów dalej.
Leżenie w bezruchu pozwoliło mu oswoić się z nową sytuacją. Kilka sekund zajęło mu, zanim zrozumiał, że na szczęście obyło się bez większej kontuzji, ale leżenie na tym śniegu wydawało mu się zbyt wygodne (i bezpieczne!), żeby od razu się podnosić. Gdy więc Josie dopadła do niego i w pośpiechu odgarnęła z niego śnieg, westchnął ciężko.
- Nie wiem. Pomóż mi wstać - odparł ochrypłym głosem, bezbłędnie udając obolałego i wyciągnął do niej rękę w oczekiwaniu. Gdy tylko poczuł zaciskającą się na jego palcach dłoń, impulsywnie pociągnął ją do siebie tak, że dziewczyna wylądowała na śniegu obok niego. Po parku poniósł się śmiech Gabriela. Uniósł się na łokciach i obdarzył Josie zawadiackim spojrzeniem.
- Chyba jednak wszystko ze mną w porządku - zaśmiał się, całkiem z siebie zadowolony. - A ty? Żyjesz jeszcze?

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Tego samego argumentu używała większość dzieciaków w ich wieku, które za wszelką cenę chciały zdominować, przytłoczyć lub wygrać zażartą słowną potyczkę z drugą osobą. W takich chwilach Josie zawsze odpowiadała w ten sam sposób – urażona krzyżowała ramiona, mrużyła powieki i przygryzała wewnętrzną stronę policzka, aby nie pozwolić frustracji wyjść poza świadomość. I nawet jego uroczy, zawadiacki uśmieszek nie mógł okiełznać ferworu, z którym przez krótką chwilę borykała się Josephine. Odpuściła z racji okoliczności.
Gabriel był starszy, ale według dziewczyny sposób jego rozumowania pozostawał wiele do życzenia. Jednak właśnie w takich patowych sytuacjach polegała na nim najbardziej. Był przede wszystkim mężczyzną, a ona pomimo swoich feministycznych zapędów lubiła czasami czuć się uległa i słaba; lubiła czuć się zaopiekowania i bezpieczna.
Jesteś paskudny! – wyrzuciła w powietrze ręce, po czym dźgnęła go palcem w sam środek klatki piersiowej. – Lepiej mnie nie prowokuj – ostrzegła, czując w głębi tę samą negatywną wolę, która nawiedziła ją raptem cztery minuty wcześniej. Problem w tym, że Josephine miała uroczą twarz i kiedy zaczynała się złościć wyglądała bardziej jak napuszony chomik, aniżeli obraz grozy.
Napięcie zeszło z niej dopiero w momencie, w którym Gabriel ruszył po sanki. Jednak już po chwili zamiast gniewać z iranizacji chłopaka, to zaczęła obawiać się o jego zdrowie. Zewsząd było ciemno, a pod śniegiem mogły kryć się ostre gałęzie i kamienie. National Park skrywał wiele niebezpieczeństw, o jakich nie przyszło im pomyśleć pod wpływem magii spadającego śniegu.
Natychmiast złapała Gabriela za rękę, jednak napotkała nagły opór. Zadarła w zdumieniu brwi i zanim zdążyła połapać się w sytuacji, leżała już obok chłopaka. Dreszcz obiegł skórę Josie, bo jej plecy szczelnie przywarły do lodowatego podłoża. Tymczasem Clarke wsparł się na łokciach, a jego głowa niesfornie zawisła nad jej twarzą. Dominował z triumfalnym uśmiechem i zawadiackim spojrzeniem, wyglądając przy tym niesamowicie pewnie oraz dumnie.
Martw się o siebie! – krzyknęła, po czym odepchnęła się i naprawszy na sylwetę chłopaka, przewróciła go na plecy. Następnie wykorzystując chwilę dezorientacji, przysiadła okrakiem na biodrach Gabriela. Oboje byli doszczętnie pokryci warstwą śniegu, ale pomimo tego Josephine pochwyciła w prawą rękę garść puchu i spróbowała wsmarować ją w policzki towarzysza. Bezskutecznie, dlatego ponowiła tę czynność drugą dłonią, lecz i tym razem nie mogła przebić się przez obronę Gabriela. Był silniejszy.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Mężczyzna to w tamtym okresie było trochę za duże słowo, gdyż Gabe kompletnie nie uważał siebie wtedy za mężczyznę. Żył marzeniami i zdecydowanie nie w głowie było mu dorosłe życie i wiążące się z tym dojrzałe decyzje. Niemniej jednak, gdyby spotkało ich w parku jakieś zagrożenie, to pewnie nie poddałby się bez walki. Josie więc słusznie zakładała, że w tej kwestii można mu było ufać.
- Tylko na tyle cię stać? - prychnął, całkowicie bagatelizując jej gniewne zachowanie, które wyraźnie odznaczało się na jej twarzy. Niestety, zamiast odczuwać strach pod jej wpływem, to jedynie przyprawiała Gabe’a o rozbawienie. W jego mniemaniu nie miała z nim szans, ale patrząc na jej zmagania odnajdował niezwykłą przyjemność w podżeganiu jej.
Dlatego też swój własny podstęp uznał za mistrzowskie posunięcie. Oczywiście wcale przy tym nie pomyślał o niebezpieczeństwach z tym związanych, kierując się własnymi, beztroskimi pobudkami, więc w gruncie rzeczy mieli wiele szczęścia, że nie stało im się nic poważniejszego.
Niespodziewany atak Josie na chłopaka sprawił, że Gabe stracił chwilowo kontrolę nad sytuacją. Ponownie spotykając się głową z białym podłożem, został częściowo unieruchomiony, ale na szczęście w porę zrozumiał, że jego ręce pozostały na wolności, a co za tym idzie, kierowane w kierunku jego twarzy pełne śniegu dłonie dziewczyny mógł z powodzeniem powstrzymać przed natarciem. Dziękując sobie w duchu za refleks, zaśmiał się z dumą, czym miał nadzieję jeszcze bardziej rozdrażnić ciemnowłosą. Fakt faktem, kiedy próbował odciągnąć jej ręce na bezpieczną od siebie odległość, przez szybkie ruchy część śniegu znowu spadła na jego twarz, a zimny puch przywołał na jego chłopięcej buźce skrzywienie. - Super, teraz się doigrałaś! - rzucił groźnie, po czym wypchnął własne biodra i bez problemu zachwiał jej równowagę na nim. Wykorzystał tę chwilę, by przekręcić ją z powrotem na plecy, po czym sam zamknął jej wątłe ciało między swoimi biodrami, w międzyczasie łapiąc za jej nadgarstki, które również zamknął w mocnym uścisku. - Jeszcze wiele musisz nauczyć się o samoobronie - przyznał, a na jego twarzy ponownie zaigrał łobuzerski uśmieszek. Trzeba było przyznać, że nie na marne poszły lekcje samoobrony, na które przez jakiś czas uczęszczał. No i oczywiście trzymanie formy. Bo przyszły kucharz wcale nie musiał mieć ogromnego brzucha.
- Dobra, chyba czas znaleźć te sanki, co? - rzucił i rozejrzał się po okolicy. Rzeczywiście musieli trochę zboczyć z kursu. - I pamiętaj: jak nie będziesz grzeczna to zostawię cię tu z wilkami - rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie i wypuścił jej ręce, żeby zaraz podnieść się na nogi.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Uwierz mi, że nie chcesz, abym pokazała ci na co mnie stać! – bąknęła złośliwie, przy czym machnęła ręką. W rzeczywistości Josephine nie miała żadnych szans w starciu z nie tylko większym, ale przede wszystkim silniejszym Gabrielem. Mimo tego usiłowała wznieść złudną nadzieję, w którą - niestety - tylko ona pokładała wiarę.
Zachowywali się jak małe dzieci, które wypuszczono z domu po kilkudniowej odsiadce. Nie przejmowali się tym, że ich przekomarzanie mogło spłoszyć okoliczną zwierzynę albo zwrócić uwagę innych turystów - chociaż z drugiej strony kto byłby na tyle szalony, aby wałęsać się w środku nocy po National Parku.
Tylko się nie popłacz! – wrzasnęła, kiedy na twarzy przyjaciela ostał się śnieg. Nie mogła jednak zbyt długo cieszyć się triumfem, bo chwilę potem Gabriel ponownie zrównał jej plecy z lodowatą nawierzchnią. – Och! – Przycisnął nadgarstki Josephine, ostatecznie pozbawiając ją dalszej szansy na wygraną. Mimo tego na twarzy dziewczyny widniał szeroki uśmiech, który na swój dziwny, podejrzany sposób oznaczał uznanie.
Może ty dałeś mi radę, ale wilki na pewno pokonam – zażartowała, uprzednio podnosząc się z ziemi. Następnie otrzepała z kurtki śnieg i ruszyła za Gabrielem w głąb ciemności.
Sanki odnaleźli po niespełna dziesięciu minutach. Podczas przeprawy zdążyli również jeszcze dwukrotnie się pokłócić, choć towarzyszyło temu więcej dowcipu, aniżeli uszczypliwości. Potem skupili się wyłącznie na zjeżdżaniu z górek.

zt. x2

Gabriel Clarke

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”