WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Gdyby Chet wierzył w przeznaczenie lub oddziałującą na ludzkie życie, inną siłę wyższą, musiałby uznać, że to właśnie ona sprowadziła owego wieczoru pannę Halsworth do tego samego baru, pozwalając im się spotkać, zupełnie jakby byli sobie pisani; jakby ta beztroska, roześmiana i ewidentnie podchmielona wówczas dziewczyna miała całkowicie odmienić los mężczyzny, stając na jego drodze w prawdopodobnie najtrudniejszym momencie jego życia: kiedy stracił to, na co pracował od wielu lat, i kiedy przyszło mu zacząć wszystko od nowa, w rodzinnym mieście, z którego niegdyś, jako nastolatek, nie mógł się doczekać, aby wreszcie uciec. I ani przez moment nie przypuszczał, że ta początkowo niezobowiązująca znajomość, wobec której nie posiadał absolutnie żadnych oczekiwań, okaże się być dokładnie tym, czego potrzebował - nie tylko w tamtym momencie, ale: od tamtej chwili. Potrzebował Jordany nieustannie, bo to ona w jakiś przedziwny sposób go ocaliła i nadała jego wykolejonemu życiu sens, przywracając je na właściwe tory - dlatego znaczyła dla Chestera znacznie więcej, niż zapewne mogłaby przypuszczać i dlatego nie wyobrażał już sobie tego życia bez niej. - Dla mnie też - przyznał w potwierdzeniu, że dla niego był to nie mniej istotny moment. - Więc cieszę się, że to pamiętasz. Że przyjęłaś wtedy to wyzwanie i... że znajomi z pracy, z którymi byłem w tym barze, musieli tak szybko wracać do domu, a ja zostałem tam sam. Chociaż wtedy... pomyślałem, że nie chciałbym takiego życia - takiego uwiązania do drugiej osoby, które nie pozwalałoby mi wyjść spokojnie ze znajomymi na drinka, kiedy w domu czekałaby na mnie kobieta i dziecko. Ale później podeszłaś do mnie ty, i wszystko zmieniłaś - przyznał z uśmiechem, bynajmniej nie kryjąc tego, że dopiero znajomość z nią, choć również dopiero po pewnym czasie, całkowicie odmieniła sposób, w jaki postrzegał kwestie dotyczące posiadania rodziny i zobowiązań, o czym zresztą Jordie doskonale przecież wiedziała. - A teraz nie wyobrażam już sobie żadnej innej rzeczywistości. Ty i Reggie jesteście najlepszym, co mnie kiedykolwiek spotkało i codziennie chcę wracać tylko do was - dodał gwoli wyjaśnienia, że obecnie nie potrzebował już przesiadywać w barach. Bo to było tylko zapełnieniem pewnej pustki - jakiej już nie odczuwał, kiedy ta mała rodzina, jaką tworzył wspólnie z Jordie, stała się dla niego wszystkim. Na potwierdzenie skradł jej więc krótki pocałunek, obejmując ją w talii i kołysząc się wraz z nią w rytm muzyki. Słysząc jednak pytanie ciemnowłosej o jego własne odczucia odnośnie tamtego wieczoru, zawahał się na sekundę - tylko dlatego jednak, że nigdy tak naprawdę nie rozpamiętywał nadmiernie tego spotkania i nie zastanawiał się nad tym, jaka była jego pierwsza myśl względem panny Halsworth. - A sprawiałem wrażenie, jakbym chciał, żebyś się odczepiła? - spytał odrobinę zaskoczony, bo choć był wówczas nieco rozczarowany tym, jak potoczył się dla niego tamten wieczór - zanim podeszła do niego Jordie - to spotkanie z nią okazało się być najjaśniejszym punktem owej wizyty w barze. Nie tylko dlatego, że zainteresowanie ślicznej i już na oko młodszej o kilka lat dziewczyny skutecznie połechtało męskie ego, ale również dlatego, że ciemnowłosa zwyczajnie zaintrygowała go swoją osobą, nawet jeśli wówczas owo zaintrygowanie objawiało się głównie tym, iż miał ochotę dobrać się do jej majtek. Więc chyba dobrze, że zamiast dzielić się tą informacją, podzielił się z nią tylko swoim numerem telefonu, dając im tym samym szansę na kolejne spotkanie. - Trudno było nie zwrócić na ciebie uwagi, kiedy tak uroczo i głośno się śmiałaś, a twój tyłek wyglądał tak nieziemsko w tej sukience, którą na sobie wtedy miałaś - stwierdził z rozbawieniem, prześlizgując jednocześnie dłońmi w dół, by ścisnąć nimi lekko jej krągłe pośladki, które, jak się okazało, nieziemsko wyglądały nie tylko w tej jednej sukience, i tak samo jak tamtego wieczoru, tak i dzisiejszego, Chet zapewne od samego początku nie mógł się doczekać, by położyć wreszcie na nich swoje łapy, równocześnie po raz kolejny odnajdując jej usta swoimi, by wpić się w nie w soczystym pocałunku. Zaraz jednak jego rączki powróciły grzecznie na wysokość talii panny Halsworth, a spojrzenie ponownie spotkało się z tym jej, zaś myśli - skupiły się raczej na przyszłości oraz tym, co było przed, a nie za nimi (nie tylko w tym dosłownym sensie i fantazjowaniu o tylnych partiach kobiecego ciała). A Chet - chyba po prostu chciał wiedzieć, że ich wspólne plany pozostały niezmienione i że nadal pragnęli tego samego. Odetchnął więc z ulgą w odpowiedzi na jej słowa, i zaśmiał się bezgłośnie, kiwając głową. - Faktycznie przydałoby nam się parę lekcji. A raczej: mi - zaznaczył, choć gdyby rzeczywiście mieli zdecydować się na jakieś lekcje, aby ich pierwszy taniec wypadł idealnie, to i tak zrobiliby to wspólnie. Nieco swobodniej zatem odjął dłonie od jej ciała, tylko po to, by trzymając ją za rękę, pozwolić, aby obróciła się w tańcu, gdy sam ani na moment nie odrywał od niej wzroku, niezmiennie zauroczony tym, jak zgrabnie się poruszała i jak ślicznie i delikatnie przy tym wyglądała. Kiedy jednak przylgnęła plecami do jego ciała, objął ją ponownie, i choć zwlekał sekundę z odpowiedzią, nie chcąc jej się z niczym narzucać, to zaraz potrząsnął jednak głową w zaprzeczeniu. - Nie mam żadnych wątpliwości. Kocham cię, i nie chcę czekać - odrzekł, wtulając na moment twarz w jej włosy. Tak naprawdę jednak, bardziej niż tego, że usłyszy odpowiedź odmowną, brunet obawiał się tego, że Jordie zgodzi się na coś, na co znowu nie byłaby gotowa; że znowu ją to przytłoczy i że znowu coś pójdzie nie tak. Ale z drugiej strony, nie chciał też, aby odebrała jego niepewność jako sygnał, że to on nie był gotowy. - Chyba będę musiał się przekonać - zauważył więc, wypuszczając ją ze swoich objęć, a kiedy obróciła się do niego przodem, sięgnął do kieszeni, by wyjąć zeń pierścionek, który nosił wciąż przy sobie, czekając na właściwą okazję, by - znów - wręczyć go Jordanie, bo skoro nie udzieliła mu teraz jednoznacznej odpowiedzi, to najwidoczniej na to właśnie czekała. - Chociaż nie sądziłem, że będę to robił drugi raz. Więc... co powiesz? - nie odrywając spojrzenia od jej oczu, cofnął się o pół kroku i zszedł na jedno kolano. - Nadal chcesz zostać moją żoną? - istotnie nie spodziewał się, że przyjdzie mu dwukrotnie oświadczać się tej samej kobiecie - dlatego chyba nie postrzegał tego pytania jako ponowne oświadczyny, a raczej: upewnienie się, że te pierwsze nadal były w mocy. Nawet jeśli tamten moment, kiedy brunet po raz pierwszy poprosił ją o rękę, był zapewne daleki od tego, co Jordie być może sobie wymarzyła, to był przynajmniej niespodzianką - na swój nieidealny sposób będąc całkiem w ich stylu - i Chet wolał, aby właśnie tak zostało to zapamiętane. Bo choć dostał nieczęstą szansę poproszenia ją o rękę po raz drugi (i miał nadzieję, że ostatni), to - wiedział, że niezależnie od okoliczności, i tak nie zrobi tego lepiej. Nie zaskoczy jej bardziej, niż wtedy. Dlatego równie dobrze mógł to zrobić właśnie tu i teraz, nie siląc się na żadne kwieciste wyznania, bo wydawało mu się, że powiedział jej już wszystko. Teraz już tylko ona musiała powiedzieć to jedno słowo, aby naprawdę wszystko wróciło na swoje miejsce - a pierścionek zaręczynowy na jej palec.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Najzabawniejsze i chyba najbardziej zaskakujące w tym wszystkim było to, że tak naprawdę w trakcie tego pierwszego spotkania – na pierwszy rzut oka – właściwie w ogóle do siebie nie pasowali. Niemal pod każdym aspektem się różnili i taka relacja tak naprawdę nie powinna mieć prawa bytu – co innego, jeżeli w grę wchodziła dobra zabawa i niezobowiązujący seks, ale jeżeli chodziło o tworzenie pary i budowanie wspólnie rodziny, to zapewne każdy spisałby ich na straty. I może istotnie nie mieli oni łatwej drogi do przebycia, może to co ich różniło czasami powodowało kłopoty i niedomówienia, ale jednak oboje równie mocno o ten związek walczyli, więc ostatecznie przeznaczenie wygrało. Bo Jordie niemal od początku była przekonana, że to nie mógł być przypadek, iż tego samego dnia znaleźli się w dokładnie tym samym miejscu, co pozwoliło im się spotkać i w ten nietypowy sposób zacząć tę znajomość: to po prostu musiało się wydarzyć dokładnie tamtego dnia. W momencie, w którym Jordie beztrosko kroczyła przez życia, czerpiąc z niego garściami, a Chet znajdował się na życiowym zakręcie, poszukując w tym życiu jakiegokolwiek sensu – i chyba właśnie to pozwoliło im wejść w coś tak szalonego, być może nieodpowiedniego, ale i jednocześnie tak im potrzebnego. I jakby na to nie spojrzeć, początkowo to właśnie głównie Jordana walczyła o tę znajomość i o to, by mogło z niej wyniknąć coś więcej niż zabawa i korzyści czysto fizyczne, dlatego, by w przyrodzie została zachowana równowaga, teraz najpewniej to właśnie brunet musiał wykazać się inicjatywą i udowodnić, że zależało mu równie mocno – chociaż oczywiście udowadniał jej to już wcześniej, ale być może na wszystko przychodzi po prostu odpowiedni moment. I bez wątpienia to był ten moment, w którym Jordie po prostu była już pewna swoich uczuć, jak i jego uczuć, dlatego mogła się poczuć w pełni swobodnie, nawet pomimo tego co Chet nie tak dawno zrobił – bo chociaż to zaufanie do niego może nie było jeszcze odbudowane w stu procentach, to i tak chciała wierzyć jemu i wierzyć w niego, kierując się już tylko i wyłącznie miłością do niego. – Ja też się cieszę, że to pamiętam. I cieszę się, że jednak byłeś wtedy sam przy tym barze, bo gdybyś zapewne był nadal w towarzystwie znajomych, to nie zdecydowałabym się podejść, nawet jeżeli dziewczyny by naciskały – zaśmiała się cicho, wzruszając lekko ramionami – Więc chyba tak po prostu miało być. Bo przecież równie dobrze mogłeś wyjść razem z nimi, a my mogłyśmy wybrać inne miejsce na ten wieczór… to chyba było jednak przeznaczenie, co? – uśmiechnęła się, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Poniekąd uzewnętrzniając swój punkt widzenia co do tamtego pamiętnego wieczoru, ale jednocześnie będąc ciekawą jego zdania na ten temat. Bo raczej była przekonana, że brunet nie wierzył w coś takiego jak przeznaczenie, ale jak wówczas nazwałby ich spotkanie? Kąciki jej ust ostatecznie uniosły się bardziej ku górze, gdy zapewnił, że to właśnie pojawienie się jej w jego życiu spowodowało, że tak zmienił podejście do związków i że teraz naprawdę chciał wracać do domu: do niej i do ich synka. – Wtedy posiadanie dziecka, męża i własnej rodziny było dla mnie czymś kompletnie niepojętym; w ogóle o tym nie myślałam, nie ma co ukrywać, że chciałam się głównie dobrze bawić. Można więc powiedzieć, że byliśmy i nadal jesteśmy na podobnych etapach: wtedy chcieliśmy się razem bawić, a teraz chcemy razem mieć rodzinę. I to właśnie Ty spowodowałeś, że moje życie tak cudownie rozkwitło – pogładziła jego ramiona, ze szczerym uśmiechem wymalowanym na twarzy i z przepełnionym uczuciem spojrzeniem, którym go obdarowała, nadal kołysząc się wraz z nim w rytm melodii. Tym chętniej więc oddała krótki pocałunek, który stał się zwieńczeniem ich słów i deklaracji – równie mocno doceniała więc w obecnej chwili to, że mogli szczerze porozmawiać i raz jeszcze zapewnić się wzajemnie o swoich uczuciach. I jednocześnie powspominać to co było. – Nie, zdecydowanie nie sprawiałeś wrażenie, jakbyś chciał żebym się odczepiła. Wręcz przeciwnie… chyba od razu zaiskrzyło. I nie ma co ukrywać, że oboje najpewniej mieliśmy wtedy ochotę na to samo… - uniosła sugestywnie brew ku górze, bynajmniej nie mając mu nawet za złe tego czego nie powiedział teraz na głos. Ale o czym zapewne też pomyślał – teraz i wtedy, bo przecież Jordie kierowała się dokładnie takimi samymi pragnieniami. W końcu jednak roześmiała się w odpowiedzi na jego słowa i szturchnęła go lekko w ramię, dokładnie wtedy, gdy przesunął swoje dłonie na jej pośladki, przez co jeszcze bardziej przylgnęła do jego ciała. – Wiedziałam, że dokładnie to zapamiętałeś – zdążyła jedynie powiedzieć, gdy ponownie poczuła jego usta na swoich, więc chętnie odwzajemniła ten lekko zachłanny i soczysty pocałunek, który trwał dłuższą chwilę. Jeszcze mocniej go objęła, przeczesując palcami jego ciemne włosy, do momentu w którym w końcu oderwali się od siebie i odetchnęła lekko, wpatrując się znowu w jego oczy. – I co prawda nie wiem co Ci wtedy mówiłam, bo tego nie pamiętam, ale może to i lepiej… - zaśmiała się znowu cicho – Najważniejsze, że dałeś mi swój numer i że mam go aż do dzisiaj – trąciła jego nos swoim, uśmiechając się. Finał tej historii był bowiem doprawdy pozytywny i miała nadzieję, że będzie jeszcze piękniejszy, gdy wspólnie będą mogli zatańczyć – ale już na własnym ślubie. I to właśnie temat tego wydarzenia pochłonął teraz jej myśli i całą uwagę, przeszłość bowiem pozostawała przeszłością i można było wspominać ją z uśmiechem na ustach, ale jednak to przyszłość stanowiła ten najważniejszy aspekt. Jordie również chciała wiedzieć na czym stoją i pragnęła jedynie utwierdzić się w tym, iż faktycznie ich plany nadal były takie same – że nic w tej kwestii się nie zmieniło. Kiedy więc już przylgnęła plecami do jego torsu, po tym jak wypróbowali już pewien znany krok taneczny, który spokojnie mogliby wykorzystać podczas pierwszego tańca, uśmiechnęła się znowu szeroko, zerkając na niego przez ramie. – O, mi na pewno też przydałoby się kilka lekcji. Jeżeli to miałby być nasz pierwszy taniec, chciałabym żeby był idealny – odparła, wspominając właściwie o tym pierwszy raz, bo chyba wcześniej pominęli ten szczegół i ostatecznie go nie omawiali, ale najpewniej i na to przyszłaby pora – a póki co musieli w ogóle ustalić czy do owego ślubu dojdzie. Dlatego lekko niepewnie wyczekiwała odpowiedzi z jego strony, bo gdyby pojawiły się jakieś wątpliwości… to zapewne wiele by zmieniło. Ale słysząc zapewnienie z jego strony, mogła jedynie odetchnąć z ulgą i czując wewnętrzną radość, znowu skwitowała to wszystko szczerym uśmiechem. Przymknęła na moment oczy, gdy wtulił twarz w jej włosy i nim zdążyła właściwie coś powiedzieć, wypuścił ją ze swoich objęć, więc obróciła się do niego przodem i najpierw spojrzała na niego, a potem na jego rękę, którą sięgnął do kieszeni. – Niemożliwe… - zaśmiała się – Cały czas miałeś go przy sobie? – pokręciła z niedowierzaniem głową, jednocześnie wyraźnie rozczulona tym faktem, iż faktycznie miał przy sobie pierścionek i że jedynie czekał na odpowiedni moment, najpewniej wierząc, że on nadejdzie. Tym bardziej zaskoczona była, gdy cofnął się lekko i przyklęknął, zadając jej dokładnie to samo pytanie co wtedy. I tak, ona też nie spodziewała się, że usłyszy to pytanie drugi raz, ale faktycznie tamte oświadczyny na zawsze pozostaną w jej sercu – były wyjątkowe, bo pierwsze i zaskakujące, nawet jeżeli miały miejsce w pokoju, pośrodku kartonów i ubrań. Były idealnie nieidealne, bo tylko ich i naprawdę w ich stylu – spontaniczne i prawdziwe. Ale bynajmniej nie mniej rozczulona i szczęśliwa była teraz, gdy wreszcie wracali na właściwie tory – i do siebie. Nieświadomie milczała więc przez krótką chwilę, po czym znowu uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową, nie chcąc trzymać go dłużej w niepewności. – Tak, oczywiście, że tak – powiedziała pewnie, śmiejąc się przy tym radośnie i wyciągając do niego dłoń, by mógł wsunąć znowu na jej palec pierścionek, za którym strasznie już tęskniła. Znowu więc był tam, gdzie jego miejsce i nie zamierzała się już z nim rozstawać. – Niczego nie pragnę bardziej, nie mogę się już doczekać kiedy zostanę Twoją żoną. I naprawdę jestem już na to gotowa – zapewniła szczerze, również utwierdzając i siebie i jego w przekonaniu, że nie robiła nic wbrew sobie. Że była w stu procentach pewna i że nic nie mogło jej już przytłoczyć – a na pewno nie jego miłość. – Chodź tu do mnie – złapała jego dłoń w swoją i pociągnęła go lekko ku sobie, zachęcając do wstania, a gdy to uczynił, ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go czule, delektując się znowu jego bliskością. Po chwili objęła go znowu rękami za szyję i przylgnęła do niego na dłuższą chwilę, do momentu, w którym jednak brakło im tchu i musieli się od siebie oderwać. Spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się radośnie. – Bardzo Cię kocham.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Być może o udanym związku wcale nie świadczył poziom dopasowania czy podobieństwa, a ważniejszym było to, aby obie strony mogły się w takiej relacji rozwijać i aby sobie w tym rozwoju nawzajem pomagały. I bez wątpienia w ich przypadku tak właśnie było - oboje wszak od czasu tego pierwszego spotkania znacznie dojrzeli: do dzielenia ze sobą życia, do posiadania dziecka i do tworzenia razem rodziny - a jednak coś zaczęło szwankować; zaś tę myśl, że Jordie w pewnym momencie poczuła się w tym związku uwięziona, brunet traktował jako swoją własną porażkę. Bo nie tego dla niej pragnął; bo dojrzała relacja oznaczała również posiadanie wspólnych planów i marzeń, i dotyczyło to zarówno ciągłej walki o szczęście tej drugiej osoby, jak i pewnych ustępstw czy poświęceń, które były niezbędne, aby jej to szczęście dać. Dlatego nie miało już znaczenia to, że lekcje tańca były prawdopodobnie ostatnią rzeczą, na jaką Chet Callaghan kiedykolwiek byłby skłonny się zdecydować, gdyby miało to zależeć wyłącznie od niego samego. I nie miało znaczenia to, że wystawne wesele całkowicie mijało się z jego własnymi potrzebami. Jedynym, co miało natomiast dla niego znaczenie, było to, aby uczynić Jordanę najszczęśliwszą, przyszłą panną młodą, a w tym celu Chet byłby skłonny zgodzić się na absolutnie wszystko, czego tylko ciemnowłosa mogłaby sobie zażyczyć - bo skoro ona pragnęła idealnego wesela, to on również. I skoro to mogło ją uszczęśliwić, to Chet zamierzał zrobić wszystko, aby tak się właśnie stało. Aby ich ślub był najpiękniejszym dniem w jej życiu i aby wszystko wyglądało wtedy dokładnie tak, jak to sobie wymarzyła. Zwłaszcza że oświadczyny dalekie były od ideału - zarówno te pierwsze, jak i kolejne - i Chet mógł już tylko cieszyć się, że fakt, iż najwidoczniej nie umiał zrobić tego lepiej, nie wpłynął teraz na decyzję panny Halsworth. Gdy zatem z jej ust padła wreszcie - po raz drugi - ta upragniona odpowiedź, mężczyzna odetchnął z jawną ulgą, nie starając się nawet stłumić szerokiego uśmiechu, wyrażającego najzwyklejszą, szczerą radość, którą teraz odczuwał, wiedząc, że istotnie wszystko było na swoim miejscu, kiedy ujął dłoń Jordany i wsunął lśniący pierścionek na jej serdeczny palec. - Ja też jestem gotowy. Już nigdy nie wypuszczę cię z rąk - bardziej niż zapewnieniem, było to chyba jednak postanowieniem, jakie brunet powziął przed sobą samym, nie wstając jednak od razu, lecz zamiast tego lądując również drugim kolanem na drewnianej podłodze, by objąć stojącą nadal przed nim Jordie rękami i przytulić mocno do siebie, niczym najcenniejszy skarb, na którego utratę mężczyzna nie mógł sobie pozwolić. Dopiero po paru sekundach, kiedy Halsworth zachęciła go do wstania, bez zawahania brunet podniósł się i zrównał z nią, by z nieustannym uśmiechem zajrzeć jeszcze jej w oczy, biorąc ją ponownie w ramiona, zanim ich usta spotkały się wreszcie w czułym, pełnym pasji pocałunku aż do utraty tchu. I to wystarczyło, aby rozbudzić w nim ochotę na więcej, przed czym nie zamierzał się dłużej powstrzymywać, skoro wszystko było wreszcie, jak należy, a oni mogli po prostu puścić całą resztę w niepamięć i dać się ponieść chwili, jakiej trwania nie byli w stanie przewidzieć, więc mogli już tylko mieć nadzieję, że śpiące na piętrze niemowlę pozwoli im spędzić jeszcze trochę czasu tylko we dwoje. Oderwawszy się po dłuższej chwili od swojej narzeczonej, Chet nie odsunął się zatem ani o milimetr, a wręcz naparł śmielej na jej ciało, drobnymi kroczkami ruszając wraz z nią naprzód (a z jej perspektywy: w tył), muskając jeszcze parokrotnie jej wargi, a następnie również policzek i żuchwę. - Pokaż, jak bardzo - wymamrotał wprost w jej usta, prześlizgując dłońmi w dół po jej ciele, skrytym pod opinającym cudowne krągłości sukienką, której krawędzi dosięgnął wreszcie, podsuwając biały materiał ku górze i rozpoczynając tym samym powrotną wędrówkę w górę kobiecego ciała, odsłaniając niespiesznie kolejne centymetry jej skóry. I choć parę chwil wcześniej Jordie oznajmiła, że mógł zrobić wszystko, na co miałby ochotę, to na ułamek sekundy Chet zerknął kontrolnie w jej oczy, zanim pociągnął wreszcie jasny materiał przez jej głowę, z jej oczywistą pomocą, gdy uniosła rączki w górę - całkowicie pozbawiając pannę Halsworth sukienki oraz pozostawiając ją wyłącznie w bieliźnie, gdy odrzucił jej ubranie gdzieś na podłogę i przebiegł zachłannie wzrokiem wzdłuż całej jej sylwetki, nim finalnie wpił się na powrót w jej usta, obejmując ją rękami, które raz jeszcze wylądowały bezceremonialnie na kobiecych pośladkach, po czym naparł znów na Jordanę, która po dwóch kolejnych krokach napotkała już za sobą kanapę, na której mogła teraz wylądować w dogodnej dla niej pozycji (pół)leżącej i z Chesterem ulokowanym wygodnie tuż nad nią. - Tak bardzo cię pragnę, Jordie... - prześlizgując wargami na jej gładką szyję i kąsając delikatnie jej nęcącą łagodnym zapachem perfum skórę, brunet wypchnął nieco biodra w stronę kobiety i zacisnął mocniej palce na jej udzie, czując, jak jej własne, niesforne paluszki majstrowały już przy guzikach jego koszuli, utwierdzając go tym samym w przekonaniu, że istotnie pragnęli teraz tego samego. I pozostawało tylko mieć nadzieję, że tym razem zachowają trzeźwość umysłu na tyle, aby pamiętać o zabezpieczeniu...

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Problem polegał na tym, że na dobrą sprawę Jordie wcale tak do końca nie wiedziała w czym tkwił problem i czy takowy w ogóle istniał – bardzo prawdopodobnym jest bowiem fakt, że to ona sama pogubiła się w tym wszystkim co nagle przyniosło jej życie i że sama nie potrafiła dać z siebie wystarczająco dużo, aby móc sobie z tym poradzić. Bo z jednej strony to wszystko było absolutnie cudownym doświadczeniem i wszystkim czego kiedykolwiek mogłaby pragnąć od życia, a jednocześnie pojawiło się tak nagle, wyrywając ją z beztroskiej młodości, że istotnie mogło ją to trochę przytłoczyć, ale bynajmniej nie w złym tego słowa znaczeniu. Nie chciała też, by Chester obwiniał o ten stan siebie, bo absolutnie nie zrobił nic, co mogłoby świadczyć o tym, że Jordana została nagle uwięziona: w domu, w nowym ciele, w roli matki. To nigdy nie było dla niej przykrym więzieniem, ale czymś z czym musiała nauczyć się żyć – a trudy ciąży, porodu i okresu tuż po nim, po prostu nie były łatwe dla żadnej kobiety, więc nałożenie się tak wiele aspektów doprowadziło do pewnej kolizji jej uczuć, niemniej nigdy nie wpłynęło to na jej uczucia względem bruneta. I nie chciała, aby on w jakikolwiek sposób się zmieniał, bo naprawdę doceniała to ile dla niej robił i jak bardzo ją wspierał, jednocześnie otwierając się na te wszystkie uczucia i czułe gesty, których pragnęła. I najpewniej potrzebowała, jak to każda kobieta. Ale być może potrzebowała nieco więcej czasu, aby naprawdę to docenić, więc to nie tak, że sam Chet musiał powziąć pewne postanowienie i przemyślenia względem swoich poczynań – ale Jordana również. I to wszystko co się wydarzyło pozostało dla nich na tyle cenną lekcją, że teraz mogli ze spokojną głową ruszyć dalej – razem – doceniając to co dał im los, jak i to jak wiele dla siebie znaczą. Związek to bowiem gonitwa kompromisów i ustępstw, których oni musieli się oczywiście najpierw nauczyć, bowiem dwa tak mocne charaktery nie mogły tak po prostu odpuścić już na starcie. Tym bardziej cieszyło ją to, że brunet na tak wiele jej pozwalał w kwestii ślubu, że był gotów zgodzić się na wiele, a być może i na wszystko co wpadłoby jej do głowy, byle tylko zrealizować ten ślub jej marzeń. Co prawda Jordie wcale nie zależało na wielkiej uroczystości i jakimkolwiek przepychu, niemniej jednak chciała ten dzień spędzić z najbliższymi, a że jej rodzina i przyjaciele liczą sobie trochę osób, to jednak sama uroczystość do najskromniejszych należeć nie mogła. Niemniej ten dzień zawsze jawił jej się jako coś niezwykle wyjątkowego i teraz już wiedziała dlaczego – nie dlatego, że mogła wyglądać tego dnia jak prawdziwa księżniczka i że wszystko tak naprawdę kręciło się wokół niej, ale dlatego, że mogła ten dzień spędzać z ukochanym mężczyzną, jednocześnie zostając jego żoną i rozpoczynając wraz z nim zupełnie nowe życie (nawet jeżeli niektórzy powiedzieliby, że ślub to tylko niepotrzebny papierek). Jednak dla panny Halsworth znaczyło to o wiele więcej i nie było jak słowa rzucane na wiatr, bowiem naprawdę wierzyła w słowa przysięgi i chciała wierzyć, że jej małżeństwo będzie trwało już do końca. A podobna nadzieja towarzyszyła jej również teraz, gdy z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy obserwowała, jak brunet wsuwał jej pierścionek na palec – kolejny zresztą raz i tym razem chciała wierzyć, że już ostatni. Że to najtrudniejsze mają za sobą, a teraz bez zbędnego balastu będą mogli się cieszyć sobą i swoją małą rodziną. – Nie wypuszczaj – szepnęła niemal prosząco w odpowiedzi na jego słowa i zaśmiała się cicho, aczkolwiek radośnie, gdy uklęknął na obu kolanach i objął ją mocno, przytulając się do jej drobne ciała. Przeczesała wówczas palcami jego ciemne włosy, spoglądając na niego z góry i niezmiernie ją ten gest rozczulił – takiego Chet’a kochała chyba najbardziej, chociaż oczywiście kochała wszystkie jego oblicza. Gdy jednak już wstał i znowu nad nią górowała, odchyliła głowę i uśmiechając się nadal promiennie, poddała się całkowicie tej chwili i pocałunkowi, w którym złączyły się ich stęsknione siebie usta. Każda kolejna pieszczota wyzwalała w niej coraz większe pragnienie, dokładnie takie samo jak zawsze, gdy brunet znajdował się w pobliżu, a między nimi przeskakiwały te niewidzialne iskierki, wzniecające ogień. Znowu pragnęła go czuć, znowu pragnęła doświadczać z nim nowych rzeczy – znowu była na to wszystko gotowa. Gdy więc oderwali się od siebie, normując z trudem przyspieszony już oddechy, zagryzła lekko dolną wargę i uśmiechnęła się zaczepnie, gdy w jego oczach dostrzegła dokładnie ten sam głód, który sama odczuwała. Kolejny raz więc rozumieli się bez zbędnych słów, dlatego niemal instynktownie poddała się mu, gdy naparł na jej ciało i zmusił ją do tego, by zaczęła się powoli cofać. Wplotła ponownie palce w jego włosy i oddała kolejne krótkie, soczyste muśnięcie, aż do momentu, w którym brunet przeniósł je na jej policzek i żuchwę, przez co wówczas odchyliła lekko głowę, delektując się każdym jego gestem. W momencie w którym ich usta znowu się ze sobą zetknęły, kolejny uśmiech błysnął na jej buźce i zaczepiła zębami o jego dolną wargę, skradając mu po chwili jeden, bardzo krótki pocałunek. – Nie wiem tylko czy mamy aż tyle czasu – rzuciła żartobliwie, czując jak jego niesforne paluszki przesuwały się już wzdłuż całej jej sylwetki, aż zahaczyły o materiał białej sukienki. Nim w ogóle się zorientowała, zaczął podciągać ją ku górze, odsłaniając kolejne partie jej ciała i wówczas wystarczyło tylko jedno spojrzenie w jej oczy, by brunet miał pewność, że dokładnie tego teraz chciała – i potrzebowała. Uniosła niemal od razu ręce ku górze, pozwalając mu zdjąć sukienkę całkowicie, w efekcie czego jej ciemne, długie włosy po chwili rozsypały się kusząco na jej ramionach, gdy niemal przeszył ją dreszcz podniecenia pod wypływem wzorku Chester, którym zlustrował jej sylwetkę. Niemal od razu odnaleźli na powrót swoje usta, oddając się kolejnym namiętnym i gorącym pocałunkom, pod wpływem których Jordie zamruczała kusząco, czując jednocześnie jak jego palce zacisnęły się na jej pośladkach, do których znowu miał świetny dostęp za sprawą kusej bielizny. Może jeszcze nie takiej jaką zwykła nosić wcześniej, ale chyba równie kuszącej. Cofając się jeszcze o zaledwie kilka kroków, wyczuła w końcu za sobą kanapę, na której po chwili wylądowała pod naporem męskiego ciała. Gdy Chet znalazł się już tuż nad nią, objęła go lekko nogami i westchnęła cicho, gdy wypchnął ku niej biodra, przez co śmiało mogła wyczuć to jak faktycznie bardzo jej pragnął, kiedy jednocześnie drażnił jej delikatną skórę w okolicy szyi. – Pokaż jak bardzo – mruknęła z wyzywającym uśmieszkiem na ustach, posługując się jego własnym sformułowaniem, gdy jej niecierpliwe dłonie dobrały się już do guzików jego koszuli, które całkowicie się jej poddawały i bardzo sprawnie się z nimi uporała. I zsuwając już materiał z jego ramion, naprawdę miała nadzieję, że dzisiaj Chet pokaże jej jak bardzo jej pragnął i przypomni to za czym oboje najpewniej tak bardzo tęsknili.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Nigdy nie obawiała się tego, że Chet zrobiłby jej celowo krzywdę – bo chociaż niestety zdarzały się sytuacje, w których ta krzywda jej się działa z jego powodu, pośrednio lub bezpośrednio, to jednak wiedziała, że nigdy nie robił tego z premedytacją. Działanie w nerwach było czymś kompletnie innym i może oczywiście nie powinna była tego w żaden sposób usprawiedliwiać, ale jednak znała Callaghana na tyle, że po prostu mogła mu wybaczyć. I co więcej, chciała mu wybaczyć, bo to co miało miejsce kiedyś, nigdy więcej się już nie powtarzało – wiedziała więc, że brunet wyciągał wnioski ze swoich niechlubnych działań i co najważniejsze, naprawdę o nią teraz dbał i niemal miała poczucie, iż nie pozwalał, by spadł jej choć jeden włos z głowy. Nawet jeżeli sam dopiero co okrutnie ją skrzywdził, ale podłoże całej tej historii także było odrobinę bardziej skomplikowane i sama panna Halsworth również miała w tym swój udział. Oboje więc musieli jeszcze wiele rzeczy wspólnie wypracować – życie istotnie rzuciło ich w nieco bardziej skomplikowaną role, którą było nie tylko rodzicielstwo, ale konieczność zmierzenia się z życiem we dwoje – jako para. I chociaż oczywiście wcześniej również tworzyli już zgrany duet, to na pewno nie zdecydowaliby się tak szybko na wspólne zamieszkanie, na ślub i na posiadanie dziecka. Los więc poniekąd wymusił na nich tą konieczność do przystosowania się do nowej rzeczywistości, więc po prostu mieli prawo nieco się w niej pogubić i być może nie do końca znać realia tej gry. Ale należy przyznać, że jednak radzili sobie z tym wszystkim coraz lepiej, ale przede wszystkim – wreszcie razem, dostrzegając swoje własne błędy i wybaczając drugiej stronie te jej, więc wypracowany wówczas kompromis gwarantował sukces i szczęście. Dlatego leżąc teraz w jego ramionach, kiedy była tak zmęczona, lekko spocona, kompletnie rozgrzana, z fryzurą w nieładzie i z zarumienionymi policzkami – czuła się tak naprawdę najbardziej szczęśliwa na całym świecie. Znowu miała poczucie, że wszystko wróciło na swoje miejsce, dokładnie tak jak tego zawsze pragnęła. I bynajmniej nie chciała, by Chet sądził, że nie była na to wszystko gotowa, że tego nie chciała, że nie radziła sobie z tymi zmianami – bo może to co nowe nieco ją przytłoczyło, ale to nie zmieniało faktu, że naprawdę chciała z nim być. I nie wyobrażała sobie tego życia bez niego. Z wszelkim więc uwielbieniem przesunęła opuszkami palców po jego policzki i uśmiechnęła się błogo, śledząc wzrokiem każdy milimetr jego przystojnej twarzy, ostatecznie jednak zatrzymując spojrzenie na jego ciemnych oczach. – Mogłabym zapytać o to samo – rzuciła z rozbawieniem, w nawiązaniu do jego najpewniej nieco retorycznego pytania, ale jednakże ciemnowłosa chciała podjąć ów temat – Ale uwielbiam kiedy tracisz kontrolę, za tym też tęskniłam – przyznała z tym charakterystycznym błyskiem oku, tuż przed tym jak ich usta znowu spotkały się w czułym, pełny żaru pocałunku, który wyrażał zdecydowanie więcej niż słowa. I jakże cudownie smakował po tym niemal zwierzęcym stosunku, którego tak dawno ze sobą nie doświadczali. Najpewniej dlatego Jordie czuła się teraz odrobinę tak, jakby cofnęła się w czasie – znowu bowiem była tą jego Jordie, przez którą i dla której tracił kontrolę, mogąc pozwolić sobie na puszczenie hamulców. A przecież wiadomym było nie od dziś, że oboje uwielbiali wspólnie przekraczać te wszystkie granice i najpewniej obojgu im tego teraz brakowało. Uśmiechnęła się więc szerzej, gdy ujął jej dłoń w swoją i musnął ustami jej wewnętrzną część, znowu jakże skutecznie roztapiając tym drobnym gestem jej serce. Uwielbiała w nim taką sprzeczność: pożądanie i dzikość w trakcie seksu, które tak idealnie kontrastowało z jego spokojem i czułością w życiu. Oddała więc chętnie kolejny krótki pocałunek i objęła go, wtulając się odrobinę bardziej w jego ciało, niemniej jednak nadal nie odrywając wzroku od jego twarzy. – Wiem, naprawdę w to wierzę, kochanie. To dla nas całkowicie nowy początek i chcę żebyśmy to wszystko zostawili już za sobą. Teraz musi być już tylko lepiej. I wiem, że będzie, bo teraz już oboje jesteśmy na to gotowi – uśmiechnęła się ciepło i trąciła nosem jego brodę, po czym jeszcze na moment wtuliła się w niego, a właściwie to wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi i delektowała się jego bliskością oraz ciepłem jego ciała. To było dokładnie to miejsce na świecie, w którym czuła się najlepiej – jego ramiona. Więc jej usta rozciągnęły się w jeszcze większym uśmiechu, gdy brunet mocniej ją objął i dosłownie ukrył w swoim niedźwiedzim uścisku. – Jutro zdecydowanie będę obolała – rzuciła żartobliwie, czując już te lekkie otarcia i nieco piekące miejsca na pośladku, ale cóż – zdecydowanie to wszystko było tego warte. I jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, naprawdę za tym tęskniła – za tym poczuciem, że należała tylko do niego i że znowu ta bliskość fizyczna była tym czego oboje pragnęli. Nie było już barier, które oddalałyby ich od siebie i pozostawało im jedynie cieszyć się tym wszystkim bez końca, wierząc, że nic nie będzie już w stanie tego zniszczyć. Po pewnej chwili, którą spędzili więc w ciszy w swoich ramionach, odchyliła w końcu lekko głowę i spojrzała na niego znowu. – Pójdę wziąć prysznic i powinniśmy się położyć, nie wiadomo, kiedy Reggie zafunduje nam pobudkę – powiedziała, być może odrobinkę powodując tym mały powrót do rzeczywistości, z tej cudownej bańki, w której znowu się wspólnie znaleźli, ale nie mogli niestety całkowicie zapomnieć o codzienność, a na pewno nie o tym małym człowieku, który spał na górze. Bowiem w każdej chwili mógł się obudzić, a nawet jeżeli nie już teraz, to najpewniej za jakiś czas, więc także nie pozwoli im zbyt długo pospać. Musnęła więc raz jeszcze jego usta i zaśmiała się cicho, czując jak męska dłoń niesfornie znowu zawędrowała na jej jędrny pośladek. – Ale prysznic bierzemy oddzielnie – zaśmiała się, niemal bez problemu odczytując jego drobne sugestie, bo chociaż istotnie chętnie powędrowałaby do tej łazienki razem z nim i o ile nie prosto pod prysznic, to na nawet po to, by poleżeć z nim we wannie, co kiedyś wręcz uwielbiali razem robić, to niestety póki co nie mogli sobie na to pozwolić. Nadal więc z tym pełnym zadowolenia uśmiechem wymalowanym na buźce, podniosła się powoli i wstała, narzucając na siebie koszulę bruneta, którą wcześniej lekko ją okrył. Zapięła zaledwie jeden guzik, a potem podeszła tylko do stołu, by zgasić znajdujące się na nim świece, które zapaliła im do kolacji, a potem zebrała pozostałe części swojej garderoby i wraz z brunetem udała się na górę. Gdy on zajrzał do dziecięcego pokoju, ona poszła do łazienki i wzięła szybki, odświeżający prysznic, po którym ubrała wygodną, aczkolwiek całkiem kusą koszulkę do spania i powędrowała do Reggie’ego, by upewnić się, że śpi. Ponieważ nie chciała przenosić go do łóżeczka w ich sypialni, okryła go tylko nieco lepiej i upewniła się również, że elektroniczna niania jest odpowiednio ustawiona. Słysząc, iż brunet poszedł już do łazienki, przygotowała sobie jeszcze wszystko co najpotrzebniejszej do nocnej pobudki, by mogła malca przebrać i nakarmić, a potem przeszła już do pokoju obok, akurat w momencie, w którym znalazł się tam już Chet. Uśmiechnęła się i podeszła do niego żwawym krokiem, by następnie wskoczyć na niego – objęła go nóżkami w pasie i rękami za szyje, po czym znowu wpiła się w jego cudownie miękkie usta, łącząc je ze swoimi w namiętnym, soczystym pocałunku. Zaśmiała się cicho, gdy obrócił się tak, iż wraz z nią opadł na miękki materac, nie odrywając się jednak od jej ust nawet na sekundę. Serce biło jej niemiłosiernie szybko, przepełnione miłością i szczęściem, które odczuwała pod wpływem samej obecności bruneta, nie tylko w domu, ale i w ich łóżku, które znowu było tym cudownym miejscem, nie zaś tak okropnie pustym. Oderwawszy się więc od jego warg, uśmiechnęła się znowu szeroko i ujęła jego twarz w swoje dłonie. – Kocham Cię – mruknęła cicho i raz jeszcze musnęła jego usta: raz, drugi i trzeci, wieńcząc to kolejnym, krótkim pocałunkiem – Bardzo, bardzo, bardzo – dodała z lekkim rozbawieniem, czując się znowu tak beztrosko i spokojnie, jak już dawno chyba się nie czuła. Po chwili puściła więc bruneta i pozwoliła mu przejść na drugą stronę łóżka, gdy sama wślizgnęła się pod ciepłą kołdrę. – Nie lubię spać bez Ciebie – oznajmiła jeszcze, wtulając się równie szybko w męskie ciało, gdy tylko przysunęła się do niego na tyle blisko pod kołdrą – Dobranoc – musnęła wargami jego szyję, będąc już całkowicie w niego wtuloną i przymknęła spokojnie oczy, pozwalając sobie na sen. Ten przyszedł zaś niezwykle szybko, nawet pomimo nadmiaru wrażeń, których dzisiaj doświadczyła. Była jednak zmęczona nie tylko przez wrażenia i jakże intensywny seks, ale również przez pobudki serwowane jej poprzedniej nocy przez Reggie’ego. Pierwszy raz od dawna jednak tej nocy spało się jej tak dobrze i być może nawet sam maluch wyczuł ten wszechogarniający spokój i obecność taty, bo także zaserwował im tylko jedną pobudkę tej nocy, a druga miała miejsca tuż przed szóstą rano. Ponieważ Chet się nie obudził, wyłączyła elektroniczną nianie i nie budząc go, przeszła do pokoju chłopca. Utuliła go na tyle, iż na moment jeszcze się zdrzemnął, ale ponieważ wiedziała, że to nie potrwa długo, to jedynie skorzystała szybko z łazienki i ubrała czarne body, jednak nie decydując się jeszcze na ubranie pozostałych części garderoby. W końcu obiecywała kiedyś Chesterowi, że będzie po ich nowym domu chodzić w seksownej bieliźnie i chociaż może to jeszcze nie były te kuse kompleciki, które tak uwielbiał, to chyba był to całkiem dobry początek. Kilka minut później więc płacz Reggie’ego był już bardziej nerwowy, więc tym razem utuliła go w swoich ramionach i nakarmiła. Z napełnionym już brzuszkiem malec był znacznie bardziej zadowolony i tym razem skory do zabawy, więc zeszła z nim na rękach na dół do kuchni, gdzie zrobiła sobie bezkofeinową kawę, która była ratunkiem w trudnych chwilach i chociaż dawała jej umysłowi poczucie i posmak kawy, które odrobinę stawiały ją na nogi. Odłożyła w końcu Reggie’ego do wózka, który przetransportowała sobie tutaj do kuchni, by mieć go pod ręką i wsparła się o kuchenny blat, trzymając kubek w dłoni i uśmiechając się do malca, mówiła do niego tym typowo dziecięcym głosem, wywołując u niego radosne uśmiechy. Nie spostrzegła się więc nawet kiedy właściwie wstał Chet, bo nawet nie słyszała go na górze, natomiast dopiero, gdy uniosła wzrok, dostrzegła go w drzwiach wejściowych do kuchni, co mimowolnie spowodowało, iż szeroko się uśmiechnęła. Może nieco zaspana, nieuczesana, nieumalowana i prawie półnaga, ale jakże szczęśliwa na jego widok. Za takimi porankami tęskniła równie mocno. – Dzień dobry.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Wspólny prysznic brzmiał jak idealne zwieńczenie tego doprawdy udanego wieczoru - a tym samym scenariusz, jaki bez wątpienia chętnie by zrealizowali, i nie chodziło tu nawet o jego seksualny wydźwięk, bo niemal równie mocno Chet lubił po prostu dbać o swoją ukochaną, choćby miało się to sprowadzać do relaksującego masażu i jednoczesnego umycia jej plecków, bowiem każda forma bliskości była przez nich jak najbardziej mile widziana, zwłaszcza po tak intensywnych ekscesach jak te, na które pozwolili sobie tego dnia. Niemniej w realizacji tej jakże kuszącej wizji przeszkadzał im obecnie fakt, iż w dowolnej chwili Reggie mógł wybudzić się ze snu, skoro do tej pory jeszcze tego nie zrobił; ostatecznie pozwalając jednak Chesterowi oraz Jordie na tych kilka przyjemnych chwil, po których zalegli na kanapie w salonie zmęczeni, ale jednocześnie spełnieni, a przede wszystkim: szczęśliwi. Bo wszystko, co złe, było już za nimi - a przed sobą mieli natomiast całe życie, jakie pragnęli spędzić razem i co do tego żadne z nich nie miało już nawet najmniejszych wątpliwości. Chet niechętnie zatem wypuścił pannę Halsworth ze swoich objęć, pozwalając, by ubrała na siebie jego koszulę, w której prezentowała się cholernie seksownie, będąc w istocie cała jego. Po tym więc, jak posprzątali po kolacji i po deserze, skierowali swoje kroki na piętro, chyba po prostu nie mogąc już doczekać się momentu, w którym znów będą mogli razem położyć się w jednym łóżku, za czym oboje bez wątpienia zdążyli zatęsknić, i do czego nawet Chester, który przez tak wiele lat wiódł przecież samotny żywot, przywykł znacznie łatwiej niż do tych powrotów do pustego łóżka. Zwłaszcza gdy po tych zaledwie kilku minutach, jakie zajęło mu teraz wzięcie prysznica, Jordie niemal od progu ich wspólnej sypialni wpadła mu w objęcia, witając go tak słodkim pocałunkiem; co chyba najdosadniej uzmysłowiło mu, że to właśnie było wszystko, czego pragnął i czego potrzebował; że już nigdy nie chciał wracać do pustego, cichego pokoju, w którym nikt by na niego nie czekał. I już nigdy nie chciał zasypiać bez niej - bo tylko ona sprawiała, że czuł się najszczęśliwszy na świecie i że nawet kiedy ją całował, nie umiał przestać się uśmiechać, niosąc ją w ramionach wprost do łóżka, i dopiero gdy wylądował tam wraz z Jordaną, oderwał się od jej warg, odnajdując ponownie spojrzeniem jej oczy, i zaśmiał się wprost w jej usta pomiędzy kolejnymi, drobnymi muśnięciami. - Ja ciebie jeszcze bardziej - i choć wydawało się to niemożliwe, to prawda była taka, że z każdym dniem kochał ją coraz bardziej. Dlatego nie obawiał się tej wspólnej przyszłości, w której każdy z tych dni jawił się jako coś oczekiwanego i ekscytującego. I choć tak duża ilość wrażeń mogła spowodować, że sen tej nocy wcale nie nadejdzie szybko, to jednocześnie ów spokój, jaki ogarnął ich w momencie, kiedy Chet ułożył się już po swojej stronie łóżka, tuląc do siebie Jordie - sprawił, że oboje usnęli całkiem szybko. Jednak te ostatnie noce, spędzone przez bruneta bez dziecka w pokoju obok, zdążyły przestawić nieco jego tryb z ciągłego czuwania na swobodny, głęboki sen, przez co nad ranem mężczyzna najwidoczniej przespał pobudkę, jaka wyciągnęła Jordanę z łóżka; a w chwili, gdy wreszcie się przebudził, był już w ich wspólnym łóżku sam. A to bynajmniej nie był wymarzony początek dnia, bo znacznie chętniej obudziłby się obok Jordie i jeszcze z nią trochę poprzytulał, zanim przyszłoby im wrócić do rzeczywistości. Tym razem jednak ów powrót wcale nie jawił się jako coś nieprzyjemnego - a wprost przeciwnie. Wypoczęty i przepełniony pozytywną energią, Chet wstał więc z łóżka, by w pierwszej kolejności skierować swoje kroki do pokoju dziecięcego, gdzie nie zastał jednak ani Jordany, ani ich synka. Słysząc natomiast docierające z parteru głosy, zszedł bezszelestnie po schodach i w samych bokserkach wkroczył po chwili do kuchni, zawieszając wzrok na kobiecej sylwetce, gdy aż otworzył z wrażenia usta i dopiero po chwili odetchnął głęboko, nie starając się nawet stłumić uśmiechu, jaki widok ciemnowłosej w tej kuszącej bieliźnie, wywołał na jego twarzy. - Bardzo dobry - potwierdził, podchodząc bliżej i ani na sekundę nie zdejmując spojrzenia swych ciemnych oczu z jej osoby. Zupełnie nie przeszkadzał mu także fakt, że to, co Jordie miała na sobie, to nie był ten całkowicie kusy komplecik - bo w tym wyglądała równie seksownie. Zatrzymując się zatem tuż przed nią, brunet złączył ich usta w soczystym pocałunku, dłonią sięgając jednocześnie do jej jędrnego pośladka, który uszczypnął figlarnie, i uśmiechnął się pod nosem. - Chociaż spodziewałem się obudzić obok ciebie. Ale za powitanie w takim wdzianku jestem skłonny wybaczyć ci to, że zostawiłaś mnie w łóżku samego - mruknął wprost w jej usta, od których prześlizgnął po chwili wargami w kierunku jej żuchwy i nieco dalej, aż na szyję; najwidoczniej niewiele sobie robiąc z faktu, że przyglądał im się ich syn, bo... nic nie umiał poradzić na to, że był po uszy zakochany w tej diablicy. A okazywanie sobie przez rodziców uczuć generowało zasadniczo pozytywny wzorzec, więc może przynajmniej mały Reginald nie wyrośnie dzięki temu na nieczułego robota. - Uwielbiam cię, mała - oznajmił, kąsając delikatnie jej skórę, jakby na pożegnanie, bo chociaż miał ogromną ochotę po prostu pchnąć ją na ten kuchenny blat i skonsumować na śniadanie, to jednak - patrzyło na nich dziecko. Cofnąwszy się więc o pół kroku, Chet raz jeszcze skradł narzeczonej dłuższego buziaka, zanim zwrócił w końcu swoje spojrzenie na synka, i nachylił się w jego stronę. - A to kto? Reggie? Cześć, krasnalu - przywitał go tym wysokim, przesadnie entuzjastycznym głosem, jakim mówi się do dzieci, i połaskotał go po brzuszku, by następnie wziąć go na ręce i z głośnym cmoknięciem ucałować pulchny, dziecięcy policzek. Trzymając malucha w ramionach, spojrzał z uśmiechem na Jordie. - Jak się spało? Zrobisz mi też kawę? Wprawdzie te widoki pobudzają skuteczniej niż kofeina, ale chętnie się z tobą napiję - dodał, raz jeszcze przebiegając niedyskretnym spojrzeniem wzdłuż jej sylwetki, od której ewidentnie nie był w stanie oderwać wzroku. - A ja za to przygotuję śniadanie, może być? Na co masz ochotę?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Przedłużanie wspólnych przyjemności brzmiało jak plan idealny, tym bardziej jeżeli miało to mieć miejsce w trakcie tak ważnego i uroczego wieczora, który mogliby wspólnie spędzać w nieskończoność. I naprawdę Jordie pragnęła w tej chwili zatrzymać czas – by nie tylko móc leżeć nadal w jego ramionach i tulić się do niego, ale także po tym, by mogli wziąć wspólnie przyjemny prysznic albo poleżeć we wannie, tak jak to mieli kiedyś w zwyczaju – aby mogli jeszcze odrobinę dłużej pobyć tylko we dwoje i nacieszyć się sobą. Mogliby co prawda, ale nadal wisiało nad nimi widmo rzeczywistości, o której brutalnie przypomniałbym im Reggie w trakcie pobudki, a ta wówczas nie jawiłaby się już tak przyjemnie, po na przykład zaledwie dwóch czy trzech godzinach snu. Dlatego uczona przykładem z ostatniego czasu Jordana wiedziała już, że lepiej jednak położyć się wcześniej, by potem tak nie cierpieć – niemniej jednak możliwość położenia się wraz z brunetem w ich wspólnym łóżku i spędzenia razem nocy brzmiała równie dobrze. W końcu za tym również mocno tęskniła, a to łóżko bynajmniej nie było tak cudowne, gdy spało się w nim w pojedynkę, tym bardziej wiedząc o ile przyjemniej było w nim spać z Chesterem. Najpewniej dlatego tak dobrze się jej spało, pierwszy raz od dłuższego czasu, a nawet i te pobudki ich synka nie były tak brutalne jak mogłoby się wydawać. Nie miała więc też serca budzić bruneta nad ranem, skoro tak słodko spał, zapewne równie mocno zmęczony, ale i szczęśliwy, że wreszcie mógł spokojnie spać we własnym łóżku. Najbezpieczniejszą opcją było więc zabranie Reggie’ego na dół do kuchni, gdzie mogli sobie gaworzyć do woli, a ciemnowłosa wówczas mogła delektować się chociaż zapachopodobnym do kawy trunkiem, który miał ją skutecznie rozbudzić. Okazało się jednak szybko, że nijak ta podróbka kawy nie miała się do widoku Chet’a z rana, bo gdy tylko jej spojrzenie spoczęło wreszcie na męskiej sylwetce odzianej wyłącznie w bokserki, niemal zapomniała, że w ogóle trzyma w dłoni kubek. Och, cholernie tęskniła: za jego uśmiechem, umięśnionym ciałem, tym zawadiackim spojrzeniem i w ogóle za nim całym. A najbardziej chyba za tym poczuciem niedosytu i pragnienia, które towarzyszyły im nieustannie na początku znajomości, a dokładnie tak się właśnie czuła od wczoraj – znowu jak ta obrzydliwie zakochana nastolatka, która każdego dnia traciła dla niego głowę. I to uczucie było chyba istnym błogosławieństwem, bo miała wrażenie, że na tym etapie już tego nie zaznają – a jednak. Tym bardziej jej oczka rozbłysnęły znajomo, gdy z wyraźnie zaskoczonym wyrazem twarzy, Chet tak zawzięcie świdrował wzrokiem jej sylwetkę, gdy przybrała ni mniej ni więcej – całkiem seksowną pozę, mimo, iż jedynie opierała się o blat, trzymając w dłoni kubek. Uśmiechnęła się więc zaczepnie, również wodząc za nimi wzrokiem, aż do momentu, w którym do niej podszedł. Uwielbiała, gdy tak na nią patrzył – z pożądaniem, które wręcz wzniecało między nimi te charakterystyczne iskierki. Chciała mu zrobić miłą niespodziankę z rana i najwyraźniej jej się to udało. Zagryzła lekko dolną wargę, tłumiąc lekkie rozbawienie, ale nie zdołała się nawet odezwać słowem, bo brunet, gdy tylko zetknął się z jej ciałem, właściwie od razu wpił się w jej usta. Mruknęła cicho i chętnie odwzajemniła ten nieco zachłanny, soczysty pocałunek, obejmując go wolną ręką w pasie, z zadowoleniem orientując się, że jego niesforna dłoń właśnie zsunęła się na jej jędrny tyłeczek, który ku najpewniej jego zadowoleniu, był dość odkryty, za sprawą kusej budowy bielizny w tej partii ciała. Zaśmiała się w momencie, w którym uszczypnął lekko jej pośladek i wówczas oderwała się niechętnie od jego warg. – Podoba Ci się? – mruknęła przekornie, właściwie pytając chyba czysto retorycznie, bo przecież jego reakcja mówiła już sama za siebie – Mmm… ja też chętnie obudziłabym się obok Ciebie i jeszcze troszkę poleżała w Twoich objęciach, ale niestety kochanie, musisz pamiętać, że Reggie ma zarezerwowane poranki ze mną w najbliższej… długiej przyszłości – stwierdziła z lekkim rozbawieniem – Musisz się z nim w tej kwestii dogadać – dodała jeszcze i niekontrolowanie mruknęła znowu z wyraźnym zadowoleniem, gdy jego wargi znaczyły wilgotną ścieżkę od jej żuchwy aż po szyję, na której skupił się na dłużej. Znowu szeroko się uśmiechnęła i wczepiła palce wolnej dłoni w jego ciemne włosy, jednocześnie odsuwając nieco w bok rękę, w której trzymała kubek z kawą. Niemożliwym aż było to, jak szybko potrafiła rozpalić w niej to samo pożądanie, bo wystarczyła zaledwie odrobina jego bliskości, by zapominała o wszystkim dookoła. Również i o tym, że tuż obok leżał ich synek, który – co prawda nieświadomie – ale wszystko obserwował. Dotychczas raczej czuła się odrobinę niekomfortowo w jego obecności, nawet jeżeli ten wówczas słodko sobie spał w łóżeczku obok, ale teraz… kompletnie się temu poddawała. I cudownie było czuć tę znajomą swobodę, którą odczuwała w towarzystwie Chestera. - I celowo się jeszcze nie ubierałam, pomyślałam, że zrobię Ci niespodziankę z rana w ramach rekompensaty za ucieczkę z łóżka. W końcu obiecałam Ci kiedyś, że będę chodziła po naszym nowym domu w samej bieliźnie… - zaśmiała się, wspominając ich ówczesną rozmowę, zresztą w równie intymnej i namiętnej sytuacji, gdy to mógł podziwiać ją w jednym z takich kusych, seksownych komplecików, wyraźnie zachwycony i chętny na więcej – na więcej w ich nowym domu. A ten moment chyba właśnie nadszedł. Aż pisnęła cicho przez śmiech, gdy brunet kąsając delikatnie jej skórę, odsunął się odrobinę, a doprawdy niechętnie chciała go teraz puścić. Rozpalił w niej wszystkie zmysły na tyle intensywnie, że sama pragnęła, by po prostu pchnął ją na ten blat, jak kiedyś i wziął tak jak chciał i jak lubił – jak oboje lubili. I już sam zwrot, którym się do niej zwrócił, a którego dawno nie słyszała, trafił wprost do jej serca. Tym chętniej więc oddała kolejny namiętny pocałunek, którym Chet ją uraczył, trochę jednak jakby na pożegnanie, ku jej wielkiemu niezadowoleniu. Oderwała się więc po dłuższej chwili od jego warg z cichym mlaśnięciem i uśmiechnęła się szeroko, kiedy brunet zwrócił swoją uwagę na Reggie’ego, który chyba już się jej trochę domagał. Tym bardziej ciemnowłosa się rozpromieniła, widząc jak radośnie malec zareagował na widok – tudzież głos – taty, ochoczo wymachując rączkami i nóżkami. – Chciałeś na rączki, co? Nie ma jak u taty – skwitowała z uśmiechem, po czym upiła kilka łyków kawy, obserwując swoich dwóch najważniejszych mężczyzn, w wydaniu, które uwielbiała najbardziej. I widoku ich razem brakowało jej równie mocno. W końcu jednak ponownie skupiła wzrok na brunecie, który nieustannie lustrował jej sylwetkę wzrokiem, co nie umknęło jej uwadze i chyba aż zrobiło jej się nieco gorąco pod wpływem intensywności jego spojrzenia. Skwitowała więc jego słowa cichym śmiechem i pokiwała głową. – Od dłuższego czasu tak dobrze nie spałam, nawet pobudki tego małego krasnala nie były aż tak bolesne. Wcale nie kłamałam, mówiąc, że z Tobą śpi mi się najlepiej – przyznała, podchodząc do nich powoli – A Ty się wyspałeś? Nie chciałam Cię rano budzić, skoro sam Reggie tego nie zrobił, bo nie wiedziałam czy dzisiaj pracujesz i na którą właściwie masz do pracy. Więc chciałam żebyś się wyspał – dodała zgodnie z prawdą, po czym pokiwała głową i cofnęła się do blatu – Jasne. Chociaż jestem niemal pewna, że nie chcesz takiej bezkofeinowej jak moja… bo to właściwie koło kawy nawet nie stało. Tęsknie za kofeiną – westchnęła z żalem w głosie, chociaż podszytym jednak odrobiną rozbawienia i wówczas celowo obróciła się do bruneta tyłem, podchodząc do ekspresu. Uruchomiła urządzenie i przygotowała dal niego kawę – taką jak zwykle, niemal wyczuwając znowu jego wzrok na swoim ciele, a widoki na pewno miał przednie, mogąc obserwować ją z tej perspektywy, a właściwie to mogąc obserwować jedną z ulubionych części jej ciała, którą kuse body skrupulatnie odsłaniało. Uśmiechnęła się więc pod nosem, a gdy kawa była gotowa, wypełniając swoim cudownym aromatem niemal całe wnętrze kuchni, obróciła się ponownie i podeszła do bruneta, napotykając jego spojrzenie. – Ale Ty przynajmniej możesz się napić kawy, mnie będzie pobudzać skutecznie widok mojego półnagiego narzeczonego z rana – rzuciła przekornie, wręczając mu do jednej dłoni filiżankę z kawą, upewniając się, iż wystarczająco bezpiecznie trzymał w tej jednej Reggie’ego. Ale gdy tylko brunet się napił, odstawiła jego filiżankę na blat i zbliżyła się do nich, by posłać synkowi szeroki uśmiech i cmoknąć jego pulchny policzek, co znowu wywołało na jego buźce ten najsłodszy na świecie uśmiech. – A ten układ brzmi świetnie, bo umieram z głodu, chociaż… ochotę to mam akurat na Ciebie – mruknęła cicho, wpatrując się w jego oczy i na tyle na ile było to możliwe, z uwagi na drobną przeszkodę w postaci ich synka, którego brunet trzymał, zbliżyła usta do tych jego i skradła mu jeden, krótki pocałunek, nieustannie się uśmiechając – Ale zadowolę się też naleśnikami, Twoje są najlepsze. O ile masz czas, aby je zrobić, bo jeżeli nie, to zdaję się na Ciebie, zjem wszystko.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Zarówno możliwość uśnięcia w ich wspólnym łóżku, z Jordie w jego ramionach, jak i ten późniejszy poranek, a konkretniej jej widok o poranku - po raz kolejny uzmysłowiły brunetowi, jak cholernie za tym tęsknił; i że to, co niegdyś wydawało mu się definicją monotonii, było obecnie wszystkim, czego pragnął i co sprawiało, że był najzwyczajniej w świecie szczęśliwy - bo wiedział już, że się mylił, a proste życie wcale nie oznaczało nudy, kiedy miał u swego boku ukochaną kobietę, która każdego dnia czymś go zaskakiwała, czyniąc tę ich wspólną przygodę równie wspaniałą, co nieprzewidywalną. I to właśnie dzięki niej Callaghan tak bardzo polubił niespodzianki, z ekscytacją spoglądając w przyszłość, gdy wiedział, że ta sama Jordie, która dzisiaj powitała go w tak seksownym wydaniu, wkrótce będzie jego równie seksowną żonką. I doprawdy nie mógł się już doczekać tego dnia. - I za to cię uwielbiam - stwierdził z rozbawieniem, bo mimo że uwielbiał ją właściwie za wszystko, to fakt, iż postanowiła powitać go dzisiaj w samej bieliźnie, był tym, za co mężczyzna uwielbiał ją w tej chwili najbardziej. - W takim razie wiedz, że niespodzianka zdecydowanie się udała. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że przypomniałaś sobie o tej obietnicy, chętnie będę cię oglądał częściej w takim wydaniu - przyznał, nie kryjąc zachwytu, widocznego również w jego spojrzeniu, jakie nieustannie śledziło idealną sylwetkę panny Halsworth, ześlizgując się zeń tylko na moment, gdy brunet zwrócił się do synka, by wziąć go na ręce. I choć na ułamek sekundy jego myśli uciekły w kierunku tego, co mógłby teraz zrobić z Jordaną, gdyby w pobliżu nie było ich dziecka, to - ani trochę nie żałował, że Reggie jednak tu z nimi był; bo to dzięki niemu mogli się obecnie nazywać rodziną, a ich relacje wyglądały dokładnie tak, jak wyglądały. Czyli lepiej niż oboje kiedykolwiek mogliby to sobie wyobrazić i wymarzyć. Kołysząc więc chłopca lekko na rękach, Chet posłał ciemnowłosej swój typowy uśmiech. - Doskonale cię rozumiem, też dawno tak dobrze nie spałem. Jak widać, chyba aż za dobrze. Następnym razem, gdyby znowu zdarzyło mi się przespać pobudkę, to nie martw się moją pracą, tylko po prostu mnie obudź. Wiem, że ostatnio radziłaś sobie z tym sama, ale... już nie musisz - zauważył, wciąż mając ogromne wyrzuty sumienia w związku z tym, że to wyłącznie z jego winy Jordana musiała radzić sobie sama, co nie było przecież wcale łatwe. I chociaż nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie w stanie jej to wszystko wynagrodzić, to chciał przynajmniej spróbować, a w tym momencie nie miał nawet na to szansy. I chyba trochę bolała go ta myśl, że nie był jej ani Reggie'emu potrzebny, i że równie dobrze radzili sobie bez niego. Bo jeśli nie mógł się nimi opiekować, to co innego mu pozostało, jako mężczyźnie, którego nadrzędnym powołaniem stało się bycie ojcem i głową rodziny? Praca; tylko że on nie chciał znowu zacząć uciekać w inne zajęcia, jakie już raz niemal to wszystko zniszczyły, więc w tym momencie, poza domem, Jordaną i ich synem, nie miał nic. Uśmiechnął się współczująco na wzmiankę o kawie bezkofeinowej, która wprawdzie była niezłym substytutem (zwłaszcza gdyby dodać do niej sporo mleka lub innych dodatków, jakie skutecznie zmieniłyby smak), ale nijak nie mogła się równać z prawdziwym napojem, najlepiej takim ze świeżo zmielonych ziaren. - Tu masz rację, bezkofeinową zostawię tobie - kiwnął z rozbawieniem głową. Zapewne któregoś razu zdarzyło mu się siorbnąć nieco z jej kubka na spróbowanie i, mając wybór, którego Jordie niestety obecnie, z racji karmienia piersią, nie posiadała, zdecydowanie preferował wersję z kofeiną. Tym bardziej, kiedy ów napój Jordana zdecydowała się mu doprawić równie kuszącymi obrazkami jak te, które mu aktualnie serwowała, gdy obrócona do niego tyłem zatrzymała się przy ekspresie, pozwalając mu do woli cieszyć oczy widokiem jej krągłego tyłeczka, częściowo tylko zasłoniętego przez delikatny materiał; co mężczyzna czynił bez najmniejszego skrępowania, uśmiechając się pod nosem. - Ten strój chyba wygląda znajomo, czy to nie ja go dla ciebie wybrałem? - zastanowił się i zmrużył lekko oczy, lustrując uważnie jej sylwetkę, oczywiście - for science. - W każdym razie to był cholernie dobry wybór - wyszczerzył się do niej, gdy zerknęła na niego przez ramię, przyłapując go na tym bezczelnym gapieniu się, więc ponownie zakołysał lekko trzymanym na rękach malcem i ucałował jego malutkie czółko. - Mam rację, Reggie? Ładna ta twoja mama, nie? Najładniejsza - zerknął na nią z rozbawieniem, kiedy Jordana napomknęła o widoku jego własnego, półnagiego ciała. - I jak, czujesz się już pobudzona? - uniósł zaintrygowany brew, odbierając od niej kubek świeżo zaparzonej, cudownie aromatycznej kawy, której łyk upił ostrożnie, i aż mruknął z zadowoleniem, delektując się znajomym smakiem. - Pyszna. Dzięki, kochanie - musnął w przelocie jej usta i raz jeszcze napił się ciepłego napoju, zanim oddał kubek pannie Halsworth, pozwalając, aby ta słusznie odstawiła go na blat, bowiem żadne z nich nie chciało ryzykować tym, że mały Reggie, wymachując nieskoordynowanie rączkami i nóżkami tak, jak miał to w zwyczaju, przypadkiem wytrąci naczynie z gorącym napojem z dłoni bruneta, na twarzy którego nieustannie gościł uśmiech w chwili, kiedy Jordana ponownie się zbliżyła, by ucałować najpierw synka, a później i jego samego - i obaj wydawali się tym faktem równie zadowoleni, tym bardziej, że już tak dawno nie mieli okazji spędzać czasu we troje, jak prawdziwa rodzina. - Siebie podam ci później... jak Reggie pójdzie spać - trącił leciutko jej nos swoim, zanim odsunęli się nieco, by nie przyprawić tkwiącego niemal pomiędzy nimi malucha o klaustrofobię. - A póki co naleśniki, mam jeszcze na tyle czasu, spokojnie - posłał jej łagodny uśmiech, chcąc zasygnalizować, że nie musiała nieustannie martwić się tym, czy Chet miał czas, bo - miał. Cały jego czas należał już tylko do niej i do ich dziecka. - To co, synek, idziesz do mamy? Czy posiedzisz w foteliku? - zwrócił się do maluszka, odsuwając go nieco od siebie, ale zanim zdążył cokolwiek zadecydować, Reggie - nie znając nawet sensu pytania - odpowiedział na nie, świadomie lub niekoniecznie, wyciągając swoje małe rączki do Jordany. - Rozumiem, nie było pytania - skwitował ze śmiechem, i raz jeszcze musnął jego pulchny policzek, nim przekazał chłopca w ręce ciemnowłosej, która zapewne szybciej odczuje skutki takiego ciągłego noszenia dziecka na rękach, niż miałoby to miejsce w przypadku Chestera. Dlatego wydali małą fortunę na te wszystkie wózki, nosidełka czy foteliki - również taki bujany, z irytującą muzyczką i zawieszonymi u góry, kolorowymi ozdobami, które zapewne miały działać na maluszka kojąco i usypiająco, a tymczasem Reggie coraz bardziej chciał oglądać świat z wysokości rąk swoich rodziców. Albo po prostu być blisko nich i czuć ich nieustanną obecność. Pozostawiając go więc w bezpiecznych ramionach jego mamy, Chet napił się jeszcze kawy, a następnie zajął się przygotowywaniem śniadania, wyjmując z szafek i lodówki niezbędne do usmażenia naleśników produkty - zapewne tym razem ku satysfakcji Jordany, która nie tylko mogła popatrzeć, jak jej mężczyzna krząta się po kuchni, ale jak robi to w samych bokserkach. - Po pracy będę musiał podjechać do matki po moje rzeczy - zagaił po chwili, zerkając na ciemnowłosą. - Chyba że wpadnę wcześniej po was i pojedziemy do niej razem? Na pewno się ucieszy z odwiedzin i przynajmniej na jakiś czas będziemy mieli z nią spokój - dodał w żartobliwym tonie, ale Jordie doskonale wiedziała przecież, jak Callaghan zapatrywał się na rodzinne wizyty i że czasem po prostu... wolał je odbębnić i mieć za sobą. A to i tak było już znacznie więcej niż to, co jego bliscy dostawali od niego wcześniej - zanim sam taką rodzinę stworzył z Jordaną, zmieniając nieco swoje nastawienie, choć wciąż głównie ze względu na nią oraz to, jak ważne dla niej było utrzymywanie bliskich kontaktów z rodzicami czy rodzeństwem. I mimo wszystko miał nadzieję, że to, co ostatnio zrobił, nie zrujnowało doszczętnie (a tylko częściowo) jego wcześniejszych starań o utrzymanie dobrych relacji z jej siostrami oraz ojcem. Ale to się dopiero okaże. Tymczasem umieścił potrzebne składniki w misce, i choć przyrządzenie ciasta na naleśniki absolutnie nie wymagało od niego brudzenia sobie rąk, to Chet i tak zanurzył palec w mące, by następnie pstryknąć nim lekko malutki nosek Reggie'ego, pozostawiając nań biały ślad. - Mam nadzieję, Reggie, że jak dorośniesz, to będziesz bardziej chętny do pomocy przy gotowaniu, niż twoja mama - stwierdził, zerkając jednak z rozbawieniem na Jordanę, bo nawet jeśli wypominał jej - oczywiście w żartach - fakt, iż nie pierwszy już raz czekała jedynie, aż brunet poda jej pyszne śniadanko pod nos, to ani trochę nie miał jej tego za złe. Przeciwnie - lubił ją rozpieszczać w ten najprostszy znany mu sposób i patrzenie, jak zajadała ze smakiem przygotowane przez niego potrawy, sprawiało mu prawdziwą satysfakcję. Dlatego po chwili zajął się już smażeniem naleśników, by wkrótce mogli wspólnie zjeść śniadanie, zanim znowu przyszło im się na trochę rozstać, kiedy to Chet musiał w końcu iść do pracy, czyniąc to jednak tym razem wyjątkowo niechętnie.

/ zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „17”