WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

34.

Gdyby po tych kilku tygodniach od narodzin małego Reggie'ego Callaghana, Chester miał jednym słowem opisać doświadczenie, jakim było dla niego rodzicielstwo, bez wątpienia byłoby to słowo: wspaniałe. Gdyby jednak miał być w pełni szczery, musiałby zapewne dodać - mniejszym drukiem? w nawiasie? - słowo: męczące. Nie: męczące w sensie takim, że miał już dosyć i wolałby wrócić do tego, jak życie jego oraz Jordie (bo właściwie nie istniało już coś takiego jak jego własne życie, a panna Halsworth stała się na tyle nieodłącznym elementem, iż nie wyobrażał sobie obecnie żadnej innej rzeczywistości) wyglądało dawniej. Ale: męczące, bo pełne nieprzespanych nocy, skutkujących chronicznym zmęczeniem, a przez to - większym rozdrażnieniem, które udzielało się już chyba nawet nie tylko jemu i Jordanie, ale także samemu bobasowi, który momentami istotnie dawał młodym (stażem, niekoniecznie wiekiem) rodzicom w kość. A jednocześnie cudownie męczące, bowiem możliwość wzięcia w ramiona tego chłopczyka, którego Chet i Jordana wspólnie powołali do życia i który był bez wątpienia najlepszym, co mogło im się przydarzyć - zdecydowanie wynagradzały całą resztę, sprawiając, że brunet, mając u swego boku ukochaną kobietę, oraz malutkiego, choć rosnącego nieuchronnie (powoli, acz w jego odczuciu strasznie szybko) synka, jacy byli obecnie całym jego światem - czuł się po prostu szczęśliwy. Szczęśliwy tak, jak - w swojej opinii - nigdy na to nie zasługiwał; szczęśliwy jako tata i ustatkowany mężczyzna; szczęśliwy, mogąc cieszyć się tą (pozorną?) sielanką, rodzinnymi spacerkami z wózkiem oraz z psem, i każdym tym dniem, kiedy budził się obok Jordie ze świadomością, że ma wszystko, o czym wiele osób mogło jedynie marzyć. Czy czegoś mu zatem brakowało? Nie. Ale też: tak. Choć on sam nawet nie zdawał sobie z tego sprawy - i zapewne właśnie dlatego był szczęśliwy. Trudno jednak powiedzieć, z czego ów brak wynikał; może z tęsknoty za tym, co utracił, rezygnując ze swojego dawnego życia - lub raczej: całkowicie je przewartościowując. Z tęsknoty za adrenaliną i ryzykiem, które kiedyś przecież były dla niego wszystkim; które napędzały go do działania i sprawiały, że oddychał. Obecnie zaś - czuł się tak już tylko za kierownicą swojego wysłużonego Dodge'a, za którą i tak siadał rzadko, od kiedy urodził się Reggie, a on przesiadł się za kółko nowiutkiego, rodzinnego suva, jakim, z dziecięcym fotelikiem na tylnym siedzeniu, zawsze jeździł aż do bólu przepisowo. I choć nigdy, od kiedy był z Jordie, ani przez moment nie czuł, że nie było to dla niego wystarczające, to od jakiegoś czasu te noce, które powinien spędzać w ich wspólnym łóżku, wybudzany kilka razy przez rozkrzyczanego niemowlaka, zaczynał spędzać poza domem, pod pretekstem obowiązków, jakie miał w Crocodile, co było prawdą tylko za pierwszym razem, gdy faktycznie w lokalu miał miejsce incydent z podchmielonym i odrobinę kłopotliwym klientem, którym Chet, jako jedyny zainteresowany (współ)właściciel musiał się zająć w środku weekendowej nocy. Od tamtej pory znikał kilka razy. Kilka razy, które z łatwością można by zliczyć na palcach jednej ręki. Nie po to, aby uciec - bo nic nie było w stanie zmienić faktu, że kochał Jordanę oraz ich synka, i nie zamieniłby tego życia na żadne inne. Ale w tym wszystkim... miał momentami wrażenie, że zatracił gdzieś samego siebie; że nie był do końca sobą. Że był już tylko tatą Reggie'ego i narzeczonym Jordie; a jedynym, o czym ludzie - w pracy czy w sklepie, gdzie kupował pieluchy - chcieli z nim rozmawiać, było to, jak się ma maluszek i jak on sam radzi sobie jako rodzic. Nie było w tym jego: Chestera Callaghana, i znalezienie sobie miejsca, w którym mógł nim - to jest: sobą - być, okazało się dziwnie orzeźwiające; choćby owym miejscem miały być opustoszałe ulice Seattle, które na tych kilka nocy rozbrzmiewały rykiem samochodowych silników, stanowiącym najpiękniejszą muzykę dla podobnych brunetowi entuzjastów szybkich aut oraz niekoniecznie legalnych rozrywek, jakimi były nocne wyścigi. Nie robił wszak nic złego - poza tym, że zostawiał narzeczoną samą w łóżku, by móc zaspokoić swój egoizm i posmakować odrobiny ryzyka, nim znów przyjdzie mu wrócić do tej monotonnej - cudownej, ale mimo wszystko monotonnej - codzienności. Tak jak dzisiaj, gdy skradając się niczym złodziej w środku nocy, uciszył psa, by ten nie zaczął szczekać i nie obudził przy tym Jordie - i przede wszystkim Reggie'ego, który wyrwany ze snu, urządziłby im małe piekło, a doprawdy ostatnim, na co Chet miał aktualnie ochotę, było wysłuchiwanie jego płaczu. Miał bowiem ochotę na coś zupełnie innego - i tak naprawdę owa ochota towarzyszyła mu już od dłuższego czasu; duszona gdzieś w środku i wciąż nie odnajdująca zaspokojenia ani w wyczerpujących nadmiar energii treningach na siłowni, ani w brawurowej jeździe i podświadomym gonieniu za dreszczem ryzyka, które wydawało się przynosić wręcz odwrotny skutek. Pomimo panującej więc w domu ciszy i bezszelestnych kroków stawianych ostrożnie bosymi stopami na drewnianej podłodze, gdy mężczyzna dotarł w końcu do otulonej bezpieczną ciemnością sypialni - nie czuł się on wyciszony, lecz raczej pobudzony, przeczuwając już, że nie zdoła zbyt szybko usnąć. Trochę egoistycznie licząc więc na to, że jego obecność wytrąci Jordanę ze snu, wślizgnął się do łóżka i ułożył tuż za jej plecami, nachylony nad nią nieco, by dosięgnąć wargami jej policzka, tuż przy uchu, co istotnie sprawiło, iż dwudziestotrzylatka poruszyła się - być może przez sen, być może nawet nieświadomie, a może sama dopiero co położyła się do łóżka po pobudce zafundowanej jej przez Reggie'ego, który sam jednak spał w najlepsze, o czym Chet przekonał się, zaglądając do dziecięcego łóżeczka po drodze z łazienki, gdzie wstąpił, aby zdjąć z siebie ubrania, pozostając obecnie w samych bokserkach. - Nie śpisz? - ni to zapytał, ni stwierdził, obniżonym nieco głosem wprost do ucha Jordany. Jej skóra pachniała kojąco; włosy znajomo połaskotały go po nosie, nim odgarnął je dłonią, odsłaniając kobiecą szyję, na której złożył pojedynczy pocałunek, i kolejny na jej ramieniu, dłonią sunąc zaś po materiale koszulki wzdłuż jej boku w kierunku brzucha, by, przylegając niemal do jej pleców, zapuścić się palcami przez podbrzusze aż pomiędzy jej złączone uda. - Stęskniłem się za tobą.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

26. Kiedy wcześniej myślała, że wydarzenia w jej życiu można było określić mianem istnego rollercoastera, tak chyba dopiero teraz tak naprawdę przekonała się o tym, z czym to się wiązało. Ostatnich kilka tygodni bowiem – w roli młodej mamy, serwowało jej niezliczoną ilość wzlotów i upadków, które mimo wszystko określiłaby w dwóch słowach: bezgraniczna miłość. Było to również mocnym zderzeniem z rzeczywistością, bowiem mogli się wraz z brunetem bez końca przygotowywać na to co miało nadejść, ale fakt jest taki, że to dopiero w praktyce zdołali się o tym najlepiej przekonać, często musząc po prostu improwizować. A to, poza nieustannym zmęczeniem i brakiem snu, powodowało również dodatkowe wyczerpanie energetyczne i mimo wszechogarniającej radości, chyba czasami również powodowało lekką niechęć. Ale wówczas wystarczyło jedno spojrzenie na małego Reggie’ego, by to wszystko odchodziło w niepamięć: Jordie była bowiem zapatrzona w niego jak w obrazek i mimo tego, że nie do końca jeszcze radziła sobie z tą poporodową rzeczywistością, to i tak kochała synka ponad wszystko. Gorzej było względem samej siebie – nie czuła się bowiem tak jak wcześniej, jak ta beztroska dwudziestotrzylatka, która zawsze miała mnóstwo energii, która dbała o siebie na każdym kroku i która pragnęła – więcej. Dzisiaj była po prostu po ludzku zmęczona, nie zawsze idealnie uczesana, wybierająca raczej wygodne dresy w trakcie połogu zamiast obcisłych komplecików czy seksownej bielizny, więc… nie czuła się do końca sobą w tej nowej, nieco czasami monotonnej rzeczywistości. W tym jednym więc chyba – mogli się zgodzić, nie zawsze bowiem czuli się sobą. Tyle, że Chester miał coś poza tym: miał pracę, miał bar, miał nawet to o czym obecnie Jordie nie miała pojęcia, a co pozwalało mu odetchnąć i nabrać wiatru w żagle. A jej tego chyba brakowało, bo nie potrafiła się teraz odnaleźć w roli tej kobiety, dla której brunet kiedyś stracił głowę. I chyba nadal nie czuła się zbyt komfortowo w swoim ciele, które nadal było przecież tak bardzo zmienione po ciąży – i szczerze nie miała pojęcia jak inne kobiety po kilku dniach od porodu z niemowlakiem w ramionach były w stanie pozować do zdjęć, cieszyć się życiem i jeszcze na przykład relacjonować każdą minutę swojego szczęścia w sieci. Czy to z nią w związku z tym coś było nie tak? Czasami niestety dopadały ją takie myśli i chyba to skutkowało tym, że nadal utrzymywała pewien dystans względem Chestera, chociaż paradoksalnie z drugiej strony sama cholernie za nim tęskniła. I znalazła się obecnie w takim impasie, z którego nie potrafiła znaleźć wyjścia. Może więc czasami było jej na rękę to, iż się mijali, że wychodził do pracy, że wracał gdy na przykład już spała, a ostatnio zaledwie kilka razy – ale jednak, znikał również na niemal całą noc. I to także wzbudzało w niej jakieś pytania, ale póki co wierzyła chyba po prostu w to, że musiał ten czas spędzić w barze i nie miała mu tego za złe, chociaż samotne noce z noworodkiem nie należały do najlżejszych. Tak jak i ta dzisiejsza, gdy mały Reggie spał dość niespokojnie i niestety również serwując sobie naprawdę krótkie drzemki, które wybudzały go niespodziewanie, co chyba i jego w jakiś sposób męczyło, bo wówczas zanosił się niekończącym się płaczem. Tulili się wtedy z Jordie bez końca, starała się go uspokoić, zapewnić o swojej obecności – także go karmiła, przewijała i od nowa tuliła w swoich ramionach, pragnąc jedynie by ten ciągły płacz go nie męczył. Lekarz zapewniał, że mogą go po prostu czasami męczyć kolki, więc musieli się z tym liczyć. Gdy w końcu jednak udało mu się zasnąć, z niemałą obawą odłożyła go do łóżeczka, ze szczerą nadzieją, że prześpi dłuższą chwilę, po czym sama też wślizgnęła się pod kołdrę i przyłożyła głowę go mięciutkiej poduszki, która przyciągała ją niczym magnes. Chet nadal nie wrócił do domu, ale nie próbowała się z nim kontaktować, nie chcąc mu jednocześnie przeszkadzać w pracy. Skoro nadal był poza domem, wierzyła, że musiało dziać się coś ważnego. A może to zaś z jej strony było nieco egoistycznym podejściem, czy raczej niesprawiedliwym, bo ostatnio Jordana istotnie całą uwagę skupiała na dziecku, unikając odrobinę Chestera i jego prób nawiązania większej bliskości. Zawsze pretekstem okazywał się być ich synek, ale… jak długo jeszcze mogła to robić? I to nie tak, że nie chciała z nim być: że też nie tęskniła za tym napięciem, które zawsze między nimi było, za chwilami, w których tracili dla siebie głowę i pragnęli więcej… bo naprawdę chciała tego samego. Ale musiał też zrozumieć, że obecnie wiele się zmieniło – przede wszystkim w niej, więc powrót do tego wcale nie był taki prosty jak mogło mu się wydawać. Nawet jeżeli minęło już kilka tygodni i ten okres poporodowy istotnie zaczął nieco mijać, a Jordie chociażby po samej operacji czuła się już naprawdę lepiej. Ale zmęczenie brało górę – zmęczenie i niepewność, które towarzyszyły jej wraz z każdą myślą o zbliżeniu, mimo wewnętrznego pragnienia. Wiedziała jednak, że Chet nadal tej bliskości będzie szukał, bo okazywał jej to właściwie od pierwszego dnia, gdy wróciła wraz z synkiem do domu. I pomijając to, że pragnęła go całować i przytulać… chyba nie była w stanie na razie poradzić sobie z samą sobą na tyle, by dać mu więcej. Może więc i odpowiadało jej – niestety – to, że obecnie w tym łóżku była sama, bo znużona i kompletnie zmęczona przymknęła zaledwie oczy, by niemal od razu przysnąć błogim, chociaż czujnym snem. Dlatego wówczas, gdy półprzytomnie wyczuła za sobą czyjąś obecność, a tuż po tym miękkie usta na swoim policzku, poruszyła się niespokojnie, nie do końca wiedząc jeszcze czy to jawa czy może sen. Męskie ciało jednak przylgnęło do tego jej nieco szczelniej, więc chyba nieświadomie otworzyła oczy i zamrugała nimi, by złapać ostrość, a wtem te niemal od razu zderzyły się z zegarkiem stojącym na szafce tuż obok, który świadczył o tym, że drzemała zaledwie jakieś dwadzieścia minut. Miała już jednak pewność, że Chester wrócił do domu i że leży tuż za nią, więc to nic innego jak właśnie on, wybudził ją ze snu. – Niedawno się położyłam i chyba lekko przysnęłam, sama nawet nie wiem kiedy – odparła nieco sennie, ale po chwili mimo wszystko odetchnęła cicho, gdy jego ciepłe wargi znowu zetknęły się z jej skórą na szyi, a jego zarost jak zwykle przyjemnie drażnił jej delikatną skórę, gdy sam jego zapach – tak przez nią uwielbiany, znowu znajomo wypełniał jej nozdrza i bynajmniej pobudzał zmysły. Pobudzał, ale nie zachęcał do czegoś więcej, bo znowu odrobinę się spięła, gdy jego dłoń zsunęła się wzdłuż jej biodra, aż na brzuch – który oprócz oczywistej blizny także nie był nadal idealne płaski, by następnie zapuścić się jeszcze niżej, na co niemal od razu zareagowała. Wówczas złapała jego dłoń swoją i rozbudziła się nieco bardziej. – Kochanie, jest środek nocy. I przecież widzieliśmy zaledwie dzisiaj rano, aż tak stęskniłeś się w ciągu kilkunastu godzin? – zagadnęła odrobinę żartobliwie, chociaż jednocześnie w ten niebanalny sposób próbując nieco udać, iż nie rozumie o co tak właściwie mu chodzi. A rozumiała przecież doskonale. Unikała jednak nie tylko jego bliskości, ale również i tego tematu, jak widać nadal próbując trochę odwrócić kota ogonem. - Reggie niewiele śpi, pewnie niedługo znowu się obudzi i będzie głodny. Chcę się chociaż chwile przespać… - dodała niepewnie, ale i cicho – zarówno z uwagi na to, że ich synek spał nieopodal, ale również dlatego, że wiedziała, iż kolejny raz przed nim uciekała. Że kolejny raz odtrącała jego chęć bliskości – chociaż istotnie sama też za nim tęskniła. Gdy więc cofnęła jego dłoń w nieco bezpieczniejsze miejsce, ostrożnie obróciła się na plecy, tym samym niwelując łączącą ich bliskości, bo dotychczas Chet faktycznie niemal całym ciałem przylegał do tego jej. Wówczas dzięki półmrokowi, który panował w sypialni, spojrzała na niego i sięgnęła dłonią do jego twarzy, gdzie od policzka delikatnie przesunęła palcami wyżej aż do jego ciemnych włosów, które lekko przeczesała. – Znowu coś działo się w barze, dlatego tak późno wracasz? – spytała, chyba kolejny raz próbując nieco zmienić temat, a jednocześnie – z czystej ciekawości, mimo wszystko jednak po chwili, by być może trochę go udobruchać, dosięgła jego ust swoimi. I również mimo wszystko chętnie złączyła je w krótkim, ale czułym pocałunku, kończąc go jednak zapewne zbyt szybko niż życzyłby sobie tego sam Chester, bo gdy oderwała się od jego warg, dostrzegła lekkie niezadowolenie na jego przystojnej twarzy. I nie czuła się z tym dobrze, ale… nie potrafiła inaczej.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Stwierdzenie, jakoby Chet Callaghan nie czuł się sobą - jakkolwiek prawdziwe - zakrawało jednocześnie na paradoks, bowiem od dłuższego czasu miał wrażenie, że tylko przy Jordie mógł być tak naprawdę sobą; że przeszli już razem tak wiele, i jeśli była ona w stanie zaakceptować go wraz ze wszystkimi, licznymi wadami - tymi, których nie udało mu się pozbyć lub zmienić, bo przecież dla niej zmienił już tak wiele - to nic nie było w stanie tego zniszczyć. Najwidoczniej jednak brunet był bardziej naiwny, niż jemu samemu się wydawało, skoro uległ mylnemu przeświadczeniu, jakoby Jordie postrzegała ich relacje w taki sam sposób - wiedząc, że mogła być przy nim sobą, i że dla niego wcale nie miało aż tak wielkiego znaczenia to, czy była sobą jako roześmiana i beztroska dziewczyna o idealnej figurze modelki i w kusej sukience, czy jako mama jego syna, z rozstępami, pooperacyjną blizną i poszarzałą ze zmęczenia cerą. Chciał, aby o tym wiedziała: przypominał jej na każdym kroku, nieustannie zabiegając o jej bliskość, ale prawda była taka, że nawet w przypadku najbardziej wytrwałego i upartego człowieka - a Chet nieskromnie się za takiego uważał - jego entuzjazm musiałby ostygnąć, kiedy raz za razem odbijał się od ściany, uderzając w nią głową i nie będąc w stanie przebić się na drugą stronę, by spotkać tam Jordie. Bo tak się momentami czuł - jakby dzieliła ich niewidzialna ściana i jakby nagle... wszystko inne stało się ważniejsze od nich - od ich związku, od bycia razem, od wzajemnej bliskości. I z jednej strony było to w pełni zrozumiałe - wszak w pierwszej kolejności ich uwagę pochłaniał mały Reggie, wymagający ciągłej opieki i miłości obojga swych rodziców, i Jordana oraz Chet zgodnie mu je zapewniali, a mężczyzna rzecz jasna ani przez chwilę nie obwiniał dziecka za taki stan rzeczy. Problem tkwił jednak w tym, że chyba... zaczynało im tego samego brakować dla siebie nawzajem; że miłości wystarczało im tylko na krótkie buziaki, na trzymanie się za ręce w czasie spacerów i przytulanie w łóżku jedynie tak długo, dopóki oboje nie zasną, w tym - przerywanym kilkakrotnie podczas jednej nocy - śnie oddalając się od siebie i tłumacząc to potrzebą komfortowego odpoczynku: z dala od siebie. I chociaż Callaghan chciał wierzyć, że był to przejściowy stan, to zdawał sobie jednocześnie sprawę, że aby mógł on minąć - lub przynajmniej w jakimś stopniu ulec zmianie - potrzebny był im jakiś impuls; że choć jedno z nich musiało sprzeciwiać się tej monotonii, aby nie dopuścić do tego, by stała się ona częścią ich codzienności już na dobre. Bo Chet wolał, gdy ich codzienność - a w każdym razie niektóre jej aspekty - wyglądała inaczej; gdy każda godzina rozłąki oznaczała irracjonalną tęsknotę, a nie ulgę i możliwość odpoczęcia od siebie nawzajem; i gdy leżąc obok siebie w łóżku, nie musieli szukać wymówek, by nie dopuścić do zbliżenia. Dlatego gdy już znalazł się pod pościelą razem z Jordie, i przylgnął swym ciałem do jej pleców, nie zamierzał słuchać argumentów, którymi mogłaby chcieć po raz kolejny go zbyć - lub raczej: zamierzał ich słuchać, ale kiedy już faktycznie padły one z jej ust, okazały się brzmieć nie dość przekonująco, by skłonić Chestera do wycofania się i zaprzestania tej małej presji, jaką ewidentnie wywierał teraz na swojej narzeczonej, nie bacząc chyba nawet na to, jak niekomfortowo czuła się ona z jego ręką między swoimi nogami. Ani na to, że właściwie tuż obok spało ich dziecko. - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo zdążyłem się stęsknić - odparł, z niewidocznym z perspektywy Jordie, grymasem niezadowolenia, jaki na moment wykrzywił jego twarz, kiedy dwudziestotrzylatka złapała jego dłoń i wycofała ją spomiędzy swoich ud. Nie tęsknił bowiem za jej widokiem; nie tak, jak Halsworth wydawała się to teraz żartobliwie sugerować. Ale tęsknił za nią codziennie, może nawet tym bardziej właśnie wtedy, gdy była tak blisko - a tak odległa i zdystansowana. Tęsknił za jej dotykiem, ciepłem jej ciała, fakturą jej skóry i jej smakiem na języku. Tęsknił za tym wszystkim, czego już od niej nie dostawał, i wprost skręcało go w trzewiach, ilekroć miał ją na wyciągnięcie ręki, a mimo to nie mógł sięgnąć po to, czego tak cholernie pragnął. - Odeśpisz to w ciągu dnia, ja się nim zajmę - zasugerował, nie chcąc wyjść na skończonego egoistę, ale tego trudno było uniknąć, skoro istotnie musiał ubiegać się do takich środków, aby zbliżyć się do własnej narzeczonej. W tym momencie nie myślał więc też chyba do końca racjonalnie, najwidoczniej uznając za odpowiednie pogłębianie jej zmęczenia tylko po to, by zaspokoić własne potrzeby. Ale z drugiej strony - Reggie równie często spał w ciągu dnia, co w nocy, więc właściwie co stało na przeszkodzie temu, aby Jordie dostosowała się do jego trybu i spała wówczas razem z nim? Nic. W tym momencie Chet nie widział żadnych przeciwwskazań ani problemów w swoim zachowaniu. Albo zwyczajnie świadomie je ignorował, zamiast tego kąsając lekko płatek jej ucha, zanim sama Halsworth obróciła się na plecy, tym samym wymuszając na brunecie odsunięcie się o tych parę centymetrów. Nie przewidziała jednak tego, że Chet ową zmianę pozycji i znalezienie się z nią twarzą w twarz, odczyta jako zachętę ku dalszym czułościom, zwłaszcza gdy, po tym, jak podparł się na łokciu i zawisł tuż nad Jordaną, ta przeczesała paluszkami jego włosy, dając sygnał, iż wcale nie chciała, aby zbyt mocno się od niej oddalał. - Tak... wiesz, jak jest, tam zawsze coś się dzieje - stwierdził odnośnie baru, w półmroku zezując jednak spojrzeniem na jej usta; niezbyt skory do kłamania ciągnięcia tematu - podobnie jak Jordie, która nieopatrznie, sama zainicjowała po chwili pocałunek, rozbudzając w mężczyźnie ochotę na zdecydowanie więcej. Nagłe przerwanie przez nią pieszczoty skwitował więc pomrukiem dezaprobaty, układając jedną z dłoni - tą, którą nie podpierał się na materacu - na wysokości jej biodra, z którego począł sunąć niespiesznie opuszkami palców w kierunku jej uda, w tym samym czasie nachylając się, by przylgnąć wargami do jej pachnącej przyjemnie szyi. - Nie zbywaj mnie dłużej, Jordie, zwariuję przez ciebie - wymamrotał, łaskocząc ją swym zarostem i owiewając rozgrzanym oddechem jej skórę, gdy prześlizgnął po chwili drobnymi pocałunkami w górę, przez jej żuchwę, z powrotem do ust, w które wpił się znacznie namiętniej, napierając śmiało na jej miękkie wargi swoimi i własnym ciężarem dociskając mocniej jej ciało do materaca.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Paradoksalnie, jeżeli Jordie miałaby wskazać jedną jedyną osobę, przy której mogła naprawdę czuć się sobą, to bez wątpienia byłby nią właśnie Chet – pod każdym względem. W końcu tak wiele już razem przeszli i tak wiele razem doświadczyli, że niepewność czy wstyd były zdecydowanie czymś zbędnym w ich relacji. Przynajmniej tak jej się właśnie wydawało, aż na momentu zaawansowanego etapu ciąży i bynajmniej niesprawiedliwym było posądzanie jej o to, że nie podchodziła do ich związku tak sam jak on – że nie oddawała mu siebie całej, że mu nie ufała. Bo w istocie oddała mu wszystko co miała, ale… no właśnie, pozostawało to jedno – ale – które nieco ją przytłoczyło, na tyle mocno, że sama nie potrafiła sobie z tym poradzić. I oczywiście bezgranicznie doceniała fakt, iż Chet tak bardzo się starał, że był przy niej przez cały ten czas, wspierał, dawał poczucie bezpieczeństwa i co więcej – również starał się, aby w jego oczach nadal była tą samą piękną kobietą, dla której stracił głowę. I tak, zdawała sobie z tego sprawa, za to kochała go jeszcze bardziej, problem polegał jednak na tym, że najpierw musiała uporać się sama ze sobą, by potem móc znowu być jego Jordie. Wydawało jej się, że to będzie proste – ale rzeczywistość okazała się nieco inna niż ówczesna przypuszczenia i mimo, iż minęło już kilka trudnych – chociaż cudownych – tygodni, to ciemnowłosa nadal nie potrafiła odnaleźć dawnej siebie, ani też stworzyć nowej wersji siebie, która być może przełamałaby te obawy w jej głowie. Niemniej boleśnie czuła to, że oddalają się od siebie – że istotnie to Reggie wszedł na pierwszy plan i chociaż było to oczywiste i oboje pragnęli poświęcać mu każdą chwilę, to jednak nie mogli w tym zapominać również o sobie. Jordie niestety zapominała, pragnąc być jak najlepszą matką dla synka – zapomniała o tym, że przecież obiecywali sobie, że nigdy się nie zmienią i zawsze będą mieć dla siebie czas. I chciała tego – ale Chet musiał również zrozumieć, iż to jej ciało i jej organizm przeszedł tak długą i wyczerpującą drogę, że obecnie powrót do normalności musiał jej zając nieco więcej czasu. Niemniej ona też wierzyła, że to kiedyś minie… Póki co niechętnie i w zasadzie z coraz większym trudem unikała bruneta, a właściwie nie jego sama, a raczej jego prób nawiązania nieco bliższego kontaktu niż ten, na który pozwalali sobie dotychczas. Wiedziała, że nie będzie mogła robić tego wiecznie: że w końcu krótkie pocałunki, trzymanie się za ręce na rodzinnym spacerze czy przytulanie się przed tym, aż zapadną w upragniony sen – przestanie być wystarczające. Jednocześnie nie chciała, by tak wyglądała ich nowa codzienność – pusta monotonia, w której oddalają się od siebie coraz bardziej, skupiając się jedynie na dziecku i szukając wymówek, które pozwoliłby im zejść sobie z drogi. Nadal jednak była zaślepioną ślepą wiarą w to, że nic się nie dzieje: że brunet ją rozumie, że poczeka i że być może za jeszcze jakiś czas to w końcu minie. W końcu nie na próżno mówili: kocham, nie na próżno pragnęli być razem i w przyszłości wziąć ślub, który przecież coraz częściej przywoływany był na tapetę. Tyle, że w tym duecie póki co tylko on jeden próbował pokonać ten mur, który to Jordie między nimi stworzyła, a ona nie pozwalała mu się przez niego przebić i do siebie dotrzeć, uparcie tkwiąc w swojej niepewności. Podobnie jak dziś, gdy początkowo ostrożnie, ale jednak wywierał na nią lekką presję, próbując kolejny raz w przeciągu tych kilku tygodni doprowadzić do zbliżenia. O ile wcześniej istotnie nie mogła, będąc niedługo po porodzie, tak obecnie minęła już odpowiednia ilość czasu i właściwie nic nie stało na przeszkodzie – nic, oprócz głowy Jordie, która przywoływała to skrępowanie, gdy tylko Chester jej dotykał. Ale przecież on czekał, cierpliwie od niemal kilku miesięcy, gdy w zaawansowanej ciąży te zbliżenia nie były możliwe i rozumiał to wszystko, będąc przy niej i dając tyle, ile mógł. A teraz ona chyba nie potrafiła dać mu tego, na co tak bardzo czekał i czego paradoksalnie oboje pragnęli, bo przecież gdy tylko jego miękkie wargi zetknęły się z jej skórą, czuła znowu ten przyjemny dreszcz podniecenia, za którym sama zdążyła się stęsknić. Tak samo mocno jak za bliskością Chestera, jego zachłannym dotykiem, gorącym pocałunkami na jej gładkiej skórze i niepohamowanym pragnieniem. – Kochanie, jutro czeka nas długi dzień. Reggie ostatnio bardzo krótko śpi, jutro też mamy z nim wizytę kontrolną i jemy obiad u Twojej mamy, zapomniałeś? – mruknęła cicho, przywołując niemal wszystkie możliwe argumenty, niemal skutecznie zbijając ten jego. Ale fakt był taki, że tak naprawdę i tak już niewiele spali i byli zmęczeni niemal cały czas, więc bycie zmęczonym jeszcze odrobinę bardziej, ale w zamian za chwilę przyjemności tylko we dwoje, w zasadzie powinno być zawsze lepszym wyborem. Chet jednak zdawał się dziś w ogóle nie przejmować jej słowami, co oczywiście tłumaczyła sobie tym, iż naprawdę jej pragnął i to w jakimś stopniu i ją pobudzało, ale z drugiej strony nie sprawiało, że mogłaby się przełamać. Nieświadomie więc wyłożyła mu siebie niemal na złotej tacy, gdy obróciła się przodem do niego i w zasadzie sama zainicjowała drobne czułości – chociaż we własnym zamiarze jedynie po to, by „coś” mu zaoferować i go udobruchać, tak jak zwykle. Tyle, że tym razem to chyba okazywało się niewystarczające. – Ostatnio jakoś częściej coś się dzieje w barze, na pewno wszystko tam w porządku? Ale w związku z tym Ty na pewno też jesteś wyczerpany, przecież cały dzień i niemal całą noc byłeś na nogach… - zasugerowała, odwołując się tym razem do jego znużenia, co w istocie miało go nakłonić do snu, ale chyba brunet wcale nie był dziś zmęczony. Raczej wyraźnie pobudzony i skutecznie zbywał wszystkie jej słowa, co jasno wywnioskowała z jego czułych gestów, gdy mimo jej sugestii o zmęczeniu opuszki jego palców zetknęły się z jej skórą. Niekontrolowanie zadrżała, gdy sunął nimi delikatnie na jej udo, pobudzając te uśpione w niej nieco pragnienia i nie pozwalając jej nawet zorientować się w sytuacji, gdy jego rozgrzane wargi znowu zetknęły się ze skórą na jej szyi. Westchnęła cicho, przesuwając dłoń z jego ramienia na kark, jednocześnie kolejny raz spinając się nieco, gdy Chet naparł na jej ciało nieco bardziej i wyczuła na udzie znaczące wybrzuszenie w jego bokserkach, co z kolei zbiegło się w czasie z jego słowami, a to w połączeniu jakby nagle nieco ją otrzeźwiło. – Chet… - mruknęła cicho, niemal błagalnie – błagalnie, ale o to, by jednak przerwał to co właśnie robił, co z kolei mógł nieco opacznie odczytać w tym momencie, w którym sunął z drobnymi pocałunkami ku jej wargom, w które po chwili wpił się zachłannie, nie pozwalając jej już nic więcej powiedzieć. Nie myśląc wiele, oddała namiętny pocałunek, podczas którego mocniej naparł swoim ciałem na to jej, a jej oddech niekontrolowanie przyspieszył, w momencie, w którym jego palce zacisnęły się mocniej na jej udzie. Jęknęła cicho, gdy przygryzł jej dolną wargę, wykorzystując ten moment, w którym oderwał swoje usta od tych jej, mimo tego, że momentami z trudem łapała oddech. – Chet, kochanie, proszę Cię… - mruknęła, czując jak jego zwinne palce zaczynając śmielszą wędrówkę pod jej koszulkę, najpewniej dając mu tymi słowami jakąś nadzieję - …powinniśmy trochę odpocząć – dodała półszeptem, jakby niechętnie przerywając to co się działo, bo wbrew pozorom Chester i tak skutecznie ją rozpalił, ale… nadal pozostawało to ale. Gdy znowu muskał ustami jej żuchwę, powracając wilgotną ścieżką ku jej szyi, na której składał soczyste pocałunki, zasysając przy tym lekko jej skórę, znowu westchnęła niekontrolowanie, nagle jednak… coś słysząc. – Chet, to chyba Reggie! – powiedziała nagle, układając dłoń na jego ramieniu – Kochanie, muszę sprawdzić, chyba się wybudza – powtórzyła, próbując przerwać niekończące się czułości z jego strony, niemal wprost próbując go od siebie odsunąć, chociaż nie było to łatwym zadaniem. I sama nie wiedziała już czy faktycznie coś słyszała, czy jedynie było to wytworem jej wyobraźni, który podsunął jej pomysł na to, jak przerwać naciski ze strony narzeczonego, ale… nastrój zdecydowanie prysł. Nawet jeżeli Jordie i tak nie zamierzała doprowadzić do zbliżenia, być może dając mu chwilami mylne sygnały. Ale Chet dopiero po chwili zorientował się w sytuacji i najpewniej bardzo niechętnie, puścił jej drobne ciało, być może będąc jeszcze w chwilowej konsternacji, ale wówczas Jordana wykorzystała ten jego moment zawieszenia i wyślizgnęła się z jego objęć, a następnie zsunęła się z łóżka. Podeszła do łóżeczka i zajrzała do środka, ale… Reggie nadal słodko spał. Westchnęła cicho w duchu, jednocześnie ciesząc się, że jednak spał, jak i martwiąc się o to, że być może miała już jakąś małą paranoje. Wyczuła na sobie jednak spojrzenie męskich oczu, więc przeczesała dłonią włosy i spojrzała w kierunku łóżka. – Nie, to fałszywy alarm. Albo po prostu mruknął coś przez sen – wyjaśniła cicho, trochę niepewnie co do tego, iż w ten sposób przerwała to co się między nimi działo. Chyba nawinie wierzyła, że Chet znowu puści to w niepamięć i że odpuści. Ale nadzieja matką głupich, czyż nie? Podeszła więc do łóżka i wślizgnęła się znowu pod kołdrę, ostrożnie sięgając dłonią do męskiego torsu, który pogładziła jakby w przepraszającym geście. – Naprawdę powinniśmy się teraz przespać.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Dla obojga istniało jakieś ale - co nie oznaczało, że przez to mniej cieszyli się każdym z tych dni, które przeżywali wspólnie jako świeżo upieczeni rodzice. Dlatego Chet nie mówił jej całej prawdy - bo nie chciał, aby opacznie go zrozumiałą, dochodząc do wniosku, iż czegoś mu brakowało, a rodzinne życie u boku jej oraz ich synka, nie było dla niego wystarczające. Bo było. Po prostu... chciał również w tym wszystkim mieć coś swojego - coś tylko swojego - bo przecież to, że tworzyli udany oraz zgrany związek, nie zmieniało faktu, iż nadal byli sobą. I oboje mieli pełne prawo chcieć czuć się sobą; cokolwiek miałoby to oznaczać. Problem polegał jednak na tym, że - po raz kolejny już - momentami brakowało między nimi komunikacji; że Jordana nie dzieliła się z nim swoimi wątpliwościami czy obawami, być może nawet z tego samego powodu, co on: aby nie dawać mu poczucia, że nie uszczęśliwiał jej tak, jak by tego chciał. Niemniej zdecydowanie łatwiej byłoby mu zrozumieć jej sytuację oraz jej położenie, gdyby choć spróbowała mu je wyjaśnić; gdyby zasygnalizowała, iż coś było nie tak; gdyby wprost oznajmiła, że nie była gotowa na tę bliskość, o którą on tak zabiegał. I że nie czuła się do końca dobrze we własnym ciele, co z jednej strony, było zupełnie logiczne, choć dla samego Chestera pozostawało trudne do uwierzenia, skoro Jordie przyzwyczaiła go już do swej pewności siebie i do tego, że czuła się doskonale w swoim ciele. A on, widząc przecież, jak to się zmieniało podczas ciąży, za każdym razem starał się przypominać jej, że te zmiany nie miały dla niego znaczenia - ba, nie było przecież nic bardziej kobiecego niż ciążowe krągłości - i że niezależnie od wszystkiego, wciąż uważał ją za piękną i zmysłową, i wciąż pożądał jej całym sobą. I kompletnie nie rozumiał, czemu to jej nie wystarczało. Aczkolwiek to akurat nie powinno dziwić: prawdopodobnie żaden mężczyzna nie rozumiał tego, że kobieta mogła chcieć wyglądać dobrze dla siebie samej, a nie tylko dla niego - po to właśnie, aby móc czuć się pewnie w swojej skórze, zanim zdecydowałaby się pokazać również jemu. Prawda była bowiem taka, że brunet niemal już nie widywał jej nago, i cholernie tęsknił za tą swobodą, jaką niegdyś Jordie odczuwała w jego towarzystwie. Co i tak nie zmieniało faktu, że nawet jeżeli nie była gotowa, aby pokazać mu się bez ubrań - to wciąż mogli znaleźć jakiś złoty środek, choćby pozostając przy zgaszonym świetle, pod kołdrą; albo... mogła zadowolić go w inny sposób. Mogła dać mu znacznie więcej niż niewinny buziak - ale jej problem wydawał się leżeć nie w jej ciele, lecz w głowie. Mimo wszystko jednak Chester skrupulatnie ignorował to, że Jordie nie reagowała już na niego tak jak dawniej; to, jak spinały się jej mięśnie, ilekroć tylko znajdował się zbyt blisko, tak jak teraz w łóżku, gdy bynajmniej nie zamierzał poprzestać na przytulaniu; zamiast tego narzucając jej się odrobinę z pocałunkami i czułościami, które kiedyś tak mocno na nią oddziaływały. - Zapomniałem - przyznał, jednak bez większego zainteresowania, bowiem prawda była taka, iż w ostatnim czasie większość ich dni wyglądała do bólu podobnie - a przez to łatwo było się pogubić, zapominając o planach takich jak rutynowa wizyta u pediatry czy obiad u pani Callaghan, który pewnie i tak odwlekali już w czasie aż do momentu, w którym nie mogli dłużej zbywać jego matki. Tak jak dzisiejszej nocy Jordana nie mogła dłużej zbywać swojego narzeczonego, którego żadne z jej argumentów - skądinąd trafnych - nie były w stanie odwieść od oczywistych zamiarów. Mimo iż nie spierał się z nią dłużej - bo sam nie miał więcej argumentów. Albo po prostu nie były one istotne. - Spokojnie, nie dzieje się tam nic, czy powinnaś się martwić. A ja... mam jeszcze trochę sił - odrzekł, coraz śmielej obłapiając jej ciało; wbrew jej intencjom chyba odbierając owe słowa jako małe wyzwanie: aby udowodnić, że nadal mógł i nie był na to zbyt zmęczony. Przerwanie tego, co zaczął, było więc ostatnim, na co miałby w chwili obecnej ochotę; przynajmniej do momentu, w którym Halsworth nie wymieniła imienia ich dziecka, na co brunet oderwał niechętnie wargi od jej miękkiej skóry, mimo wszystko nasłuchując, czy rzeczywiście mały Reggie postanowił im przeszkodzić, ale zanim zdążył zaprzeczyć, jakoby coś takiego miało miejsce - bo on żadnych niepokojących odgłosów z dziecięcego łóżeczka nie słyszał, i właściwie był skłonny sądzić, że Jordie, jak to mama, była zwyczajnie przewrażliwiona na punkcie bobasa - ta sprytnie wykorzystała okazję, aby wyswobodzić się z jego objęć - a właściwie: spod niego - i czmychnąć z łóżka, aby zajrzeć do synka. Zaś Chet - rozczarowany takim obrotem spraw, obrócił się nieco i powiódł za nią wzrokiem, mimowolnie przyłapując się na myśli, że w tym półmroku i delikatnej poświacie zza okna, odsłonięte uda Jordany prezentowały się doprawdy kusząco i... to tylko zwiększyło jego pragnienie, aby znaleźć się między nimi. - To dobrze. Wracaj do łóżka - poklepał dłonią puste miejsce obok siebie, sygnalizując, iż jej mała ucieczka to było za mało, aby brunet zdążył ochłonąć - acz nieco go to otrzeźwiło, bo przy dziecku zawsze należało zachować choćby tę minimalną trzeźwość umysłu. Co nie oznaczało, że zamierzał wstrzymywać się tak długo, aż nie będą musieli krępować się obecnością czy możliwością zbudzenia niemowlaka, bo wówczas to oczekiwanie trwałoby miesiące, a jego doprawdy roznosiło już od środka i zwyczajnie nie był w stanie czekać. Nie docierało do niego tylko, że Jordie najwyraźniej wcale nie podzielała jego chęci co do zbliżenia - ale z drugiej strony, nie usłyszał też od niej jednoznacznej odmowy, więc i nie miał powodu, aby tak sądzić. Próżne były zatem jej nadzieje na to, że mężczyzna tak łatwo sobie odpuści i po prostu pójdzie spać. - Nie mów mi, co powinniśmy - odparł, a kiedy wróciła do łóżka i wślizgnęła się pod kołdrę - chwycił po chwili dłoń, którą sięgnęła do jego torsu, i naparł na ciemnowłosą tak, aby ponownie wylądowała na plecach, podczas gdy on sam znalazł się tuż nad nią, przygważdżając jej nadgarstek do materaca i robiąc sobie miejsce pomiędzy jej nóżkami. - Powiedz, czego chcesz - zajrzał jej na moment w oczy, nim złożył na jej ustach soczysty, choć krótki pocałunek, następnie sunąc swymi wargami dalej przez jej policzek i schodząc w dół aż do momentu, w którym niemal przyssał się do jej szyi, wolną dłonią prześlizgując po kobiecym ciele przez materiał tej cholernej koszulki, którą pragnął wreszcie z niej zdjąć; muskając zaledwie po drodze jej pierś i kierując się w dół, przez jej bok, a później biodro, aż na udo, na którym zacisnął mocniej swoje palce, odchylając jej nóżkę, aby zrobić sobie więcej miejsca i, wypychając ku niej biodra, otrzeć się jednocześnie o jej ciało; pozwalając pannie Halsworth jeszcze wyraźniej wyczuć tę narastającą wypukłość w jego bokserkach. Wówczas zapuścił się palcami pod jej koszulkę, opuszkami palców badając jej gładką skórę i podsuwając materiał ku górze. Jakże naiwny był jednak, sądząc, że Jordana pragnęła jego - równie mocno, co on jej. Mimo że przecież... już kiedyś spotkał się z jej odmową. I bynajmniej nie nauczył się znosić jej z twarzą. Ale z drugiej strony - jak miałby z twarzą znieść świadomość, że własna narzeczona nie chciała pozwolić mu się tknąć? Że jego chciwy dotyk, zamiast rozpalać do czerwoności - tylko ją parzył?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Brak komunikacji okazywał się niestety nadal stanowić ten nieodłączny element ich relacji. Nawet jeżeli ostatecznie byli ze sobą cholernie szczęśliwi, a wręcz nawet ich relacja ostatnimi czasy układała się naprawdę wspaniale – to jednak nadal pozostawało to, czego chyba nie potrafili ostatecznie zmienić. Brak rozmowy na tematy nieco trudniejsze i nieco bardzo intymne – bo chociaż zdawać by się mogło, że od dawna nie było już tylko Chestera i tylko Jordany, a raczej funkcjonowali jako jedna całość, tak ostatecznie ciągle pragnęli w tym układzie pozostawać także po prostu sobą i nadal nie do końca potrafili wzajemnie sobie o tym mówić. O tych odczuciach nieco negatywny, z tył głowy niestety mając nieodzownie obawę o to, że zostaną źle zrozumiani przez drugą stronę. A oczywistym jest przecież, że mimo wszelakich ‘ale’, oni naprawdę czerpali z każdego dnia maksimum, ciesząc się tym nowym życiem we troje. Poza tym w jakimś stopniu Jordana sygnalizowała mu swoje obawy jeszcze nosząc ich synka pod sercem, gdy ten ostatni etap ciąży zaczynał robić się trudniejszy, gdy i to jej funkcjonowanie było ograniczone, a wówczas nawet doszło do ostrzejszego spięcia o „inne kobiety”. Których jak wierzyła oczywiście wcale nie było w jego życiu, ale niestety te obawy w niej pozostawały – obawy o to, że będą inne, które będą mogły dać mu to czego ona nie mogła. Wtedy – nie mogła, teraz właściwie nic nie stało na przeszkodzie: nic oprócz jej głowy. Bo to najwyraźniej tam zakotwiczył się problem, na który nie potrafiła znaleźć dobrego rozwiązania. Istotnie bowiem mimo tego, że mogła nie czuć się póki co komfortowo we własnym ciele, a przecież Chester nie widział jej nago tak naprawdę od dłuższego czasu – kiedy to jej ciało to znacząco się zmieniło, to przecież mogli znaleźć inne rozwiązanie tej sytuacji i nie szukać ucieczki od bliskości, a zaserwować ją sobie wzajemnie w nieco inny sposób. Jordie jednak najwyraźniej nie potrafiła się przełamać mentalnie, bo fizycznie jak najbardziej jej ciało nadal reagowało na niego tak samo i chociaż spinało się czasami pod wpływem jego bliskości – za co nadal winiła to co tkwiło w jej głowie, to i tak Chet potrafił ją rozpalić do czerwoności. Choć tak naprawdę robił to dopiero dzisiaj, pozwalając sobie na więcej niż kiedykolwiek wcześniej w przeciągu ostatnich kilku tygodni. I najpewniej na jej miejscu każda kobieta oszalałby ze szczęścia na myśl o tym, że jej mężczyzna nadal tak bardzo jej pożądał – że mimo wszystko nadal chciał z nią być i pragnął jej całej. Ale obecnie ciemnowłosa nie reagowała na niego tak jak dawniej, czego on istotnie zdawał się nie dostrzegać – albo czego nie chciał dostrzegać, bo była niemal pewna, że znał ją na tyle dobrze, iż zorientowałby się kiedy czuła się nieswojo. Być może jednak dawała mu nieco mylne sygnały, kiedy jej ciało i tak instynktownie reagowało na te drobne pieszczoty, które jej serwował, a brak stanowczego – nie – z jej strony, także nie wyrażało jasnego stanowiska z jej strony. Póki co więc pozwalała mu się całować, chociaż zaczynała czuć się coraz bardziej przytłoczona jego działaniami, kiedy jej ciało wyraźnie pragnęło więcej, a jej głowa tak mocno się wycofywała i blokowała wszelką przyjemność. Kiedyś takie intensywne działania z jego strony przyjęłaby z wszelkim zadowoleniem, najpewniej w ciemno pisząc się na całonocny niemal seks, który zwieńczyliby spaniem do południa – bo i tak w ich przypadku przecież bywało. Ale teraz w tej całej układance znajdował się jeszcze mały Reggie, pod którego chcąc czy nie, musieli podporządkować swój harmonogram. I w jakimś stopniu Jordie chyba nie czuła się równie komfortowo co wcześniej, wiedząc, że ich synek spał tuż obok – chociaż tak naprawdę był tak maleńki, że przecież niczego nie rozumiał. W jej głowie jednak istniało tak wiele tych blokad i niepewności, że istotnie nie potrafiła ruszyć dalej, w tej chwili pragnąc uparcie wyłącznie snu i chwili odpoczynku. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie mogła wiecznie go tak zbywać, że wytrzymał i tak bardzo długo i bynajmniej był w tym oczekiwaniu cierpliwy, a ona teraz jego cierpliwość wystawiała na wielką próbę. Gdy więc ostatecznie wymknęła się spod jego ciała i powędrowała do dziecięcego łóżeczka, naiwnie wierzyła, że to ostudzi jego zapał i że tym razem zdołają po prostu razem zasnąć, by zyskać nieco sił do następnej pobudki. Jednakże już sama zachęta z jego strony do powrotu do łóżka sprawiła, że jakaś lampka ostrzegawcza zapaliła się w jej głowie. Mimo to po tym jak wślizgnęła się znowu pod kołdrę, kolejny raz naiwnie próbowała ostudzić jego zapał i… kolejny raz zawiodła w sowich działaniach. Najwyraźniej nie chciała po prostu serwować mu tej odmowy wprost, tym bardziej, gdy był tak bardzo chętny na więcej – a wiedziała już przecież, że takowej odmowy nie znosił zbyt dobrze, bo już raz się z nią spotkał. Może w kompletnie innej sytuacji, ale jednak. Gdy więc złapał jej dłoń, która ułożona dotychczas na jego torsie przyniosła najwyraźniej odwrotny skutek od zamierzonego, bo wówczas nim się zorientowała, brunet znowu naparł na jej ciało i przez to wylądowała ponownie na plecach. W sekundzie znalazł się tuż nad nią, śmiało pozwalając sobie ułożyć się pomiędzy jej nóżkami, które sam sobie nieco rozsunął. – Chet… - mruknęła w międzyczasie, jak zwykle nie do końca jasno wyrażając swoje intencje. Odetchnęła głęboko, gdy napotkała jego spojrzenie i już chciała jasno odpowiedzieć na jego pytanie – chociaż na pewno nie tak jak na to liczył, ale nie pozwolił jej na to, bowiem wpił się w jej usta i złączył je w krótkim, ale soczystym pocałunku. Oddała go chętnie, bo tej czułości nigdy mu nie szczędziła, ale gdy jego usta przyssały się do skóry na jej szyi, a jego dłoń zaczęła śmielej sunąć po jej ciele ukrytym wyłącznie pod koszulką, westchnęła cicho. – Kochanie… chcę spać – powiedziała – w odpowiedzi na jego ówczesne pytanie, przesuwając dłoń z jego karku na plecy, nie podejmując zbytniej interakcji w jego pieszczotach. Co prawda jej ciało niekontrolowanie zadrżało, gdy jego dłoń na sekundę musnęła jej pierś, potem sunąc coraz niżej aż na udo, na którym zacisnął mocniej swoje palce, co przecież tak bardzo uwielbiała – ale gdy zaś odsunął nieco bardziej jej nóżkę, by ulokować się bardziej pomiędzy jej udami, zagryzła lekko wargę, walcząc sama ze sobą. A właściwie to wpatrywała się uparcie w sufit, czując się strasznie przytłoczona zaistniałą sytuacją, w której Chester tak bardzo na nią naciskał. Gdy otarł się o jej krocze wyraźnym wybrzuszeniem w swoich bokserkach, chyba istotnie zdała sobie sprawę z tego do czego to zmierza i jak bardzo brunet był już gotowy do działania, a ona… kompletnie nie. - Chet, proszę Cię – powtórzyła to, co dzisiejszej nocy mówiła mu już kilkakrotnie, a co nie przynosiło zamierzonego efektu – Jestem naprawdę strasznie zmęczona i marzę tylko o tym, by zasnąć chociaż na dwie, trzy godziny. Reggie na pewno zaraz się obudzi, jego drzemki są ostatnio bardzo krótkie. Byłam z nim sama cały dzień… poza tym on naprawdę śpi tuż obok nas i nie chcielibyśmy go przecież zaraz obudzić, prawda kochanie? – mówiła cicho, ale niemal na jednym wydechu, czując wzbierającą w niej niepewność i nieumiejętność poradzenia sobie z tą sytuacją – I nie czuję się do końca komfortowo z tym, że nasz syn śpi tuż obok, nawet jeżeli jest jeszcze malutki… - mówiła nadal, chociaż męskie ciało nadal napierało na to jej, a jego usta ciągle stykały się z jej, mimo wszystko całkiem rozgrzaną skórą, jednocześnie omijając skrupulatnie główny powód swojego zachowania, a jedynie szukając w głowie tych pobieżnych argumentów, które najwyraźniej i tak do niego nie docierały. Gdy więc zaczął muskać opuszkami palców jej nagą skórę pod koszulką, którą jednocześnie podwijał w górę, niemal instynktownie złapała jego dłoń swoją. – Chet, nie – powiedziała w końcu stanowczo, dopiero wtedy napotykając spojrzenie jego ciemnych oczu, gdy najwyraźniej wyrwała go z tego chwilowego transu, gdy przepełniało go wyłącznie pragnienie. I wiedziała już, że nie będzie odwrotu, powiedziała to i zatrzymała jego poczynania, ale jego wzrok bynajmniej nie przyniósł jej ulgi. Teraz musiała chyba zmierzyć się z konsekwencjami swojego działania, chociaż nadal naiwnie wierzyła w zrozumienie z jego strony. Ale ileż jeszcze mógł być wyrozumiały i cierpliwy? – Przepraszam… nie chce, nie mogę… - powiedziała cicho, kręcąc przy tym leciutko głową, w obawie o to jak brunet zareaguje. I nie do końca potrafiąc się właściwie wytłumaczyć ze swojego zachowania. – Wywierasz na mnie za dużą presję… - dodała, nim właściwie zastanowiła się nad tym co powiedziała, obawiając się znowu, że brunet źle odczyta jej słowa. Albo, że te słowa będą stanowiły dla niego największy cios, bo przecież on jedynie wyrażał wobec niej swoją miłość i pragnienie – pożądał jej, a ona to okrutnie odtrąciła. Dlatego te obawy teraz przeszyły ją na wskroś – bo nie miała pojęcia czego się właściwie spodziewać, ale te złudne nadzieje nadal się w niej tliły. Ale nadzieją matką głupich.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Nawet jeżeli nie była tego do końca świadoma, Jordana nieustannie wysyłała mu mylne i sprzeczne sygnały, w których Chet... chyba się w pewnym momencie pogubił. O ile bowiem rozumiał, a w każdym razie akceptował, to, że będąc jeszcze w zaawansowanej ciąży, ciemnowłosa nie zawsze miała ochotę - lub siłę, bo przecież przez całą dobę musiała dźwigać tych kilka dodatkowych kilogramów w postaci ciążowego brzucha - na fizyczne zbliżenie - a raczej: w pewnym momencie kompletnie chyba przestała je mieć, mimo iż sama wówczas wydawała się twierdzić, że chęci miała, tylko sił już nie; tak trudno było mu pogodzić się z faktem, iż rzeczywistość okazała się zgoła odmienna od jego oczekiwań, i jej ochota na seks wcale nie wróciła ani po narodzinach dziecka, ani po tych kilku tygodniach, których jej organizm potrzebował na zregenerowanie się po operacji, jaką musiała wówczas przejść, aby wydać ich syna na świat. Najwidoczniej jednak obawa o to, że ich ewentualne wątpliwości mogłyby zostać przez tę drugą stronę błędnie odczytane, była w jakimś stopniu uzasadniona, skoro Chet - wiedząc i pamiętając o tym, co Jordie mówiła na temat innych, otaczających go, chociażby w pracy czy w sąsiedztwie, kobiet, i jak martwiła się tym, że ona sama nie była już w jego oczach tak piękna, jak dawniej - tak bardzo pragnął udowodnić jej się myliła, i że w istocie nadal pociągała go równie mocno, co zawsze - że koniec końców osiągnął odwrotny skutek od zamierzonego, kompletnie ją swymi staraniami przytłaczając i powodując, że Halsworth bliższa była zamknięcia się, aniżeli otwarcia na dalsze pieszczoty. I tylko on uparcie nie chciał tego dostrzec, naciskając na nią dalej, pomimo kolejnych argumentów, jakie wysuwała w jego stronę - a przecież ostatnim, co chciałby osiągnąć, było zniechęcenie jej do tej wzajemnej bliskości, skrępowanie jej czy sprawienie, by czuła się przy nim niekomfortowo. I doprawdy nie spodziewał się, że po roku bycia razem może jeszcze dojść między nimi do takiej sytuacji. - Pójdziemy spać... po tym, jak wezmę to, czego chcę - odrzekł niezrażony, nieustannie napierając na jej ciało własnym i przygważdżając ją swym ciężarem do materaca; chyba opacznie dochodząc do wniosku, że Jordie zwyczajnie z nim igrała - tak jak niegdyś uwielbiała to robić. Widocznie zmieniło się w niej więcej niż przypuszczał i w związku tym jedyne, co mógłby zrobić, to znów zapytać tylko: co się z tobą stało? Mimo to jedyną reakcją na jej prośbę, okazał się być krótki pomruk, jaki uciekł z jego gardła, gdy wargi badały w tym czasie gładką skórę kobiecej szyi. Trzeba jednak przyznać, że wzmianka o śpiącym tuż obok niemowlaku trochę go... ostudziła. To jasne, że brunet też wolałby, aby odbywało się to w nieco innych okolicznościach, gdzie nic by ich nie krępowało i nie musieliby się w żaden sposób ograniczać ani martwić tym, że obudzą Reggie'ego albo zafundują mu traumę na całe życie - chociaż jakie było prawdopodobieństwo tego, że cokolwiek z tego okresu niemowlęcego pozostanie w jego pamięci? A może... Chet nie przejmował się tym aż tak bardzo, bo sam przyłapał rodziców na tym, jak majstrowali któregoś z jego młodszych braci? I wyrósł na całkiem normalnego, dorosłego mężczyznę. Chyba. - Nie myśl o tym, Jordie, nie chcę tego słuchać - pokręcił lekko głową, starając się wyrzucić te niepotrzebne myśli ze swojej głowy, by móc w pełni skupić się na swojej kobiecie. Kobiecie, której obawy świadomie teraz ignorował, sądząc, iż te same w końcu znikną, tak jak wszystkie inne, kiedy robili coś razem - bo przecież razem poradzą sobie ze wszystkim, tak? Na to pytanie, odpowiedź przyszła jednak całkiem szybko, gdy nieoczekiwanie dla samego bruneta, z ust panny Halsworth padło słowo: nie - którego brzmienie, przebijając się przez szum narastającego w nim podniecenia, aż zadźwięczało mu w uszach - dziwnie, nieznajomo, bo choć doznał już kiedyś przykrej porażki i odrzucenia, to nigdy nie miało to miejsca w takiej chwili jak ta. Uniósł więc zaskoczone spojrzenie na wysokość jej oczu, zaprzestając odruchowo wędrówki swej dłoni pod koszulką Jordany - ale nie cofając jej, lecz zatrzymując bieg swych palców gdzieś pod jej żebrami. - Co: nie? - zapytał, nie do końca rozumiejąc, co to miało znaczyć - lub wypierając to ze swojej świadomości, ale kiedy usłyszał jej kolejne słowa... nie był już w stanie dłużej udawać, że nic do niego nie dociera. Zaskoczenie w jego oczach ustąpiło zatem miejsca dezorientacji, gdy ściągnął lekko brwi, podnosząc się nieco wyżej na rękach, by zawisnąć nad nią - dosłownie i w przenośni, bo znalazł się w jakimś takim zawieszeniu, że sam nie wiedział, czy powinien zupełnie się odsunąć, czy właściwie, co. Utkwił więc spojrzenie w jej oczach, to w nich szukając teraz odpowiedzi. - Nie chcesz - powtórzył po niej machinalnie, bo ów dobór słów okazał się doprawdy niefortunny. Zapewne inaczej odebrałby to, gdyby oznajmiła, że nie była gotowa i potrzebowała więcej czasu; gdyby choć spróbowała podzielić się z nim tym, co siedziało w jej głowie. Ale w tym momencie z jego perspektywy fakty były takie, że Jordana - jego narzeczona - po prostu go nie chciała. I musiał w końcu przyjąć to do wiadomości, a gdy tak się stało, parsknął głucho - nieomal zaśmiał nerwowo, z nutką niedowierzania, sam do siebie - i skinął ze zrozumieniem głową, która, choć potrzebowała na to chwili, skoro jego mózg znajdował się obecnie zupełnie gdzie indziej, to zaczęła wreszcie sklejać te wszystkie fakty. Chester odetchnął więc głęboko i odbił się dłońmi od materaca, by, pomimo wyczuwalnej w jego bokserkach erekcji, wycofać się spomiędzy kobiecych ud i wrócić do pozycji siedzącej na swojej stronie łóżka. Ale dopiero to, co ciemnowłosa powiedziała później sprowokowało w nim znacznie silniejszą reakcję - z pewnością nie taką, na jaką oboje mogli liczyć, nawet jeśli ich oczekiwania w tym momencie drastycznie się od siebie różniły. - Jasne... Trzeba było powiedzieć to od razu, zamiast szukać wymówek; nie wiedziałem, że muszę cię zmuszać do tego, żebyś uprawiała ze mną seks. Do tej pory też tak było? Pieprzyłaś się ze mną, bo wywierałem na tobie presję? - warknął nagle, kompletnie nie bacząc na to, by tonować swój głos z uwagi na śpiące w łóżeczku nieopodal dziecko. Wszystko to, co między nimi teraz padło, brzmiało doprawdy desperacko i żałośnie, przez co brunet zwyczajnie poczuł się jak ostatni frajer, z którym własna narzeczona nie chciała uprawiać seksu. Z drugiej jednak strony, nie chciał też przecież, aby stali się jedną z tych par, gdzie kobieta pozwalałaby mu na zbliżenie tylko po to, żeby mieć spokój; gdzie pozwalałaby mu się pieprzyć, gapiąc się w sufit i czekając aż ten skończy, żeby mogła wreszcie pójść spać. Nigdy dotąd jednak nie sądził, że mogłoby to im grozić - wszak do tej pory każdy dotyk rozniecał między nimi najprawdziwszy ogień, a teraz... Jordie była niewzruszona i zimna jak lód. - Nie odpowiadaj, nie chcę tego wiedzieć - pokręcił od niechcenia głową i siedząc wciąż na łóżku, przesunął się na brzeg materaca, by odwróciwszy się plecami do Jordany, opuścić nogi na podłogę, starając się uspokoić nerwowy oddech. Ale nie wstał, tak jakby łudził się, że mimo wszystko nie usłyszy tej najgorszej, najbardziej gorzkiej prawdy. Chociaż w rzeczywistości zupełnie nie wiedział, czego się spodziewać - ani jak się w tych okolicznościach zachować, i jak to wszystko rozumieć: czy naprawdę... coś między nimi po prostu wygasło; czy naprawdę pozostały tam już tylko zgliszcza i popiół?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Rzeczywiście zaskakujące mogło być to, iż po ponad roku znajomości i tak bliskiej relacji, będzie mogło jeszcze dojść między nimi do takiej sytuacji. Przez cały bowiem ten czas byli ze sobą tak blisko, że właściwie bliżej się już chyba nie dało: nie było miejsca na skrępowanie, wstyd czy zastanawianie się nad tym czy aby na pewno wygląda się dobrze. Bo istotnie oboje prezentowali się świetnie, a czując się tak dobrze we własnej skórze, emanowali taką pewnością siebie. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że działo się tak dlatego, że Jordanie faktycznie motywacji dodała jej sylwetka – ta zewnętrzna otoczka, nad którą tak ciężko przecież pracowała i która owocowała tym, iż jej sylwetka prezentowała się tak nienagannie. Dlatego chyba ciężko było jej się nagle pogodzić z tym, że obecnie już tak idealnie nie było – nawet jeżeli wiązało się to z tak cudowną rzeczą jak wydanie na świat dziecka, a przy tym wcale nie musiało oznaczać takiego stanu rzeczy – na zawsze. Potrzeba było tylko odrobiny więcej czasu, a gdy przyjdzie pora, znowu trochę pracy nad sobą, by wrócić do wymarzonej formy: co mogło skutkować również wystarczającą ilością siły przy rosnącym nieustannie dziecku, ale może i przede wszystkim – pewnością siebie, dzięki której znowu mogłaby być tą Jordaną co kiedyś. A naprawdę chciała nią być – chciała znowu się na moment zapomnieć, wpaść w ramiona bruneta i przeżyć z nim kilka upojnych chwil, gdy tak jak zawsze tracili dla siebie głowę, a drobny nawet dotyk rozpalał ich do czerwoności. W tej materii przecież rozumieli się bez słów, a dziś… tych słów padało wiele, a zrozumienie nie było chyba w ogóle. I to poniekąd strasznie ją bolało, to że faktycznie gdzieś się po drodze zagubili, a przynajmniej ona się zagubiła i nie potrafiła wrócić do bruneta. Jednocześnie źle czuła się z tym, że nie doceniała jego zaangażowania – tego jak bardzo chciał jej pokazać, że nadal jest dla niego piękna i że nadal jej pragnie. Przecież nie mógłby jej w tej kwestii okłamywać, brunet naprawdę chciał tylko jej, a ona… wzniosła wokół siebie mur, przez który nie mógł się przebić. W końcu jednak pojęła jak złożoną materią jest ludzki mózg, jak trudno wyzbyć się pewnych myśli i obaw, które tak skrupulatnie nas blokują przed działaniem. Nigdy nie chciała czuć się przy nim niekomfortowo, ba!, ona nigdy się tak nie czuła i chyba pierwszy raz tak naprawdę spinała się pod wpływem jego dotyku, co ją samą niemal raziło. Nie pomyślała również, że Chester mógł ją po prostu źle zrozumieć – że ta komunikacja była znikoma albo niewystarczająca, bo jej reakcje i słowa odbierał jako swoistą grę i prowokacje, a nie jako jasny komunikat świadczący o tym, że obecnie nie była gotowa na więcej. I w normalnej sytuacji jego słowa podziałałaby na nią niczym ogień – uwielbiała przecież, gdy brał to na co miał ochotę i uwielbiała oddawać mu siebie w całości, ale… nagle ta dominacja z jego strony i upór w tym, by sięgnąć po to czego chciał przerodziła się w niepewność i odczuwanie wzmożonej presji z jego strony. Dlatego chyba zareagowała tak gwałtownie i kompletnie nierozsądnie, nie zważając nawet na nieodpowiedni dobór słów. W tym całym amoku jednak chciała po prostu go zatrzymać i gdy zrozumiała wreszcie, że jej prośby tak naprawdę przynoszą odwrotny skutek, słowo – nie – okazywało się być chyba jedynym słusznym rozwiązaniem, bo to właśnie to słowo w końcu dotarło do świadomości bruneta. Może brutalnie i nagle, ale dotarło. I co więcej, wiedziała, że tak właśnie będzie, że gdy powie: nie, to brunet się wycofa i da jej przestrzeń, której obecnie potrzebowała. Napotykając jednak to jego zaskoczone spojrzenie, tak pełne niezrozumienia, poczuła się najzwyczajniej w świecie okropnie… i chociaż kiedyś wściekała się na niego za to, iż zadał jej takie pytanie, to w tej chwili w duchu zadała je sobie sama: co się z Tobą stało? I na to pytanie właśnie chyba pragnęła znaleźć odpowiedź, ale ta nijak nie przychodziła jej do głowy. Zapanowała w niej taka pustka, że nagle z jej ust wypadły kolejny nietrafione słowa, a wzrok bruneta niemalże przeszywał ją na wskroś, sprawiając jeszcze większy ból. Gdy parsknął głucho, nerwowo się śmiejąc, poczuła niemal kłujący ból w klatce piersiowej, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak w tej chwili się poczuł. Przymknęła oczy z wyraźnym rozczarowaniem dla samej siebie, gdy poczuła jak materac tuż obok jej ciała się ugiął, gdy Chet odbił się od niego i opadł na swoją stronę łóżka. – Musiałam dosadnie powiedzieć nie, bo opacznie rozumiałeś moje wcześniejsze słowa. Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało… - pokręciła w końcu leciutko głową, sięgając do koszulki, którą obciągnęła lekko, nakrywając swoje ciało kołdrą. Głowę przekręciła lekko w stronę bruneta, wpatrując się w tym półmroku w jego profil z wyraźnym ukłuciem żalu na duszy. Naprawdę nie miała pojęcia co się z nimi stało – co się z nią stało, ale na pewno nie chciała doprowadzić do takiej sytuacji. – Nie chodziło mi o to, że nie chce Ciebie, tylko o to, że nie chce seksu… teraz. To jeszcze dla mnie za wcześnie, minęło zaledwie kilka tygodni – dodała, nieco błagalnym tonem głosu, którym w zamiarze chciała błagać go o zrozumienie – o jeszcze odrobinę cierpliwości, ale… nie spodziewała się nagłego ataku z jego strony. Aż spięła się nieznacznie, gdy uniósł nieco głos, nie bacząc nawet na to, że tuż obok spał Reggie, którego mógł w ten sposób obudzić. I nagle teraz to ona znalazła się w pewnego rodzaju zawieszeniu, nie do końca wiedząc jak zareagować. Z jednej strony było jej głupio po tym jak się zachowała, z drugiej z niedowierzaniem przyjęła jego zarzuty i insynuacje, które istotnie i ją lekko zirytowały. Z tego transu wyrwał ją dopiero ruch tuż obok, gdy Chet opuścił nogi na podłogę i usiadł w sposób, który sugerował, iż zaraz wstanie i najpewniej wyjdzie, dlatego wbiła wzrok w jego plecy. – Nie musisz mnie do tego zmuszać – mruknęła z lekką irytacją w głosie – Dlaczego mnie atakujesz? – dodała z wyraźnym wyrzutem, po czym sama również usiadła, zgarniając włosy na plecy. Odruchowo zerknęła w stronę łóżeczka, upewniwszy się, że Reggie nadal spokojnie śpi, a potem pokręciła z niedowierzaniem głową. – To właśnie chcesz usłyszeć? Po to te irracjonalne insynuacje? Że pieprzyłam się z Tobą, bo mnie do tego zmuszałeś? Że wcale tego nie chciałam? Tak właśnie myślisz? – sama warknęła niekontrolowanie, bynajmniej jednak tonując nieco swój głos, by ten nie dobiegał zbyt wyraźnie do stojącego nieopodal łóżeczka – Wywierasz na mnie presje teraz, nie rozumiesz? Jeżeli uważasz, że dotychczas seks z Tobą był dla mnie wyłącznie jakimś obowiązkiem albo robiłam to pod przymusem, to ta rozmowa chyba nie ma większego sensu. Ja po prostu nie jestem gotowa w tej chwili, minęło zaledwie kilka tygodni od porodu – nawet jeżeli dla Ciebie to już kilka tygodni – powiedziała dosadnie, z rezygnacją w głosie i chyba znowu z wyrzutem w jego stronę – Myślałam, że w tej kwestii mnie rozumiesz, do tej pory nie naciskałeś i byłeś cierpliwy. Ale lepiej jest rzucać w moją stronę jakieś bezpodstawne oskarżenia, prawda? Poza tym przez wszystkie ostatnie noce nie byłeś taki jak dzisiaj… więc jestem ciekawa co takiego się wydarzyło, że nagle pojawiłeś się taki pobudzony, co? Może miała na to wpływ jakaś kobieta w barze? – mruknęła lekko zirytowana, samej wysnuwając jakieś dziwne sugestie w jego stronę, ale… sama miała już mętlik w głowie. Podobnie zapewne jak i on w swojej. I bez konkretnej, szczerej rozmowy – a przede wszystkim spokojnej, chyba daleko nie zajdą. Dlatego ukryła w końcu twarz w dłoniach i odetchnęła głęboko, kompletnie pogubiona w zaistniałej sytuacji i niemal wyczerpana już całkowicie. Ostatnim bowiem czego chciała, była kłótnia z Chesterem w momencie, w którym tak naprawdę powinni nadal czerpać z każdej chwili wspólnie spędzonej z ich synkiem. Nie zaś tak boleśnie mierzyć się z ich własną relacją, która do dzisiejszej nocy miała się dobrze… a może to były tylko pozory?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Z pewnością żadne z nich nie chciałoby nagle odkryć, że to, jak wyglądała dotychczas ich relacja i jak dobrze im było razem, to były wyłącznie pozory - bo to by oznaczało że popełnili prawdopodobnie największy błąd w swoim życiu, całych siebie oddając dla czegoś, co nie było nawet prawdziwe. Ale przecież było - najprawdziwsze; i to uczucie, jakim brunet darzył Jordanę, było najprawdziwszym, co kiedykolwiek czuł. Co do tego nigdy nie miał wątpliwości i żadna kłótnia nie była w stanie tego zmienić: kochał ją wtedy, kiedy było dobrze, i kiedy było między nimi źle; kiedy ona sama go nienawidziła, kiedy go od siebie odtrącała i kiedy nie pozwalała mu się dotknąć. Właściwie... chyba nie potrafiłby jej już nie kochać, nawet gdyby się kiedyś rozstali i gdyby ich drogi się rozeszły - choć zapewne nie całkowicie, skoro już zawsze będzie ich łączyło dziecko. Może jednak właśnie na tym polegał problem - że kochał ją zbyt mocno; zbyt mocno chciał być przez cały czas przy niej; zbyt mocno narzucał jej się ze swoją bliskością, w konsekwencji jedynie przytłaczając ją swoją osobą; zbyt mocno zabiegał o jej atencję, kiedy ta skupiła się na maleńkim Reggie'm, jakby w jakiś irracjonalny sposób... był zazdrosny o to, że nie był już jedynym mężczyzną w jej życiu. Że najważniejszy dla Jordany był teraz ich syn. I choć brzmiało to niczym kompletny absurd, to faktem pozostawało, iż niezależnie od tego, jak dobrym tatą brunet by nie był - a w każdym razie: jak bardzo by się nie starał, aby być dobrym tatą - to ta więź matki z dzieckiem zawsze wzięłaby górę. Czy zatem do tej pory faktycznie było między nimi tak dobrze, jak im obojgu się wydawało - czy jedynie karmili się tym słodkim złudzeniem, ignorując inne sygnały i unikając trudniejszych rozmów - to chyba pozostawało kwestią dyskusyjną, acz dzisiejsza noc, odrobinę nieoczekiwanie, miała owe wątpliwości zweryfikować. I pozostawało tylko mieć nadzieję, że nie skończy się to źle. - Nie chcesz seksu ze mną, na jedno wychodzi - odparł. Zapewne łatwiej byłoby mu to wszystko przyswoić, gdyby Jordana od razu oznajmiła, że do niczego między nimi dzisiaj nie dojdzie; ale zamiast tego pozwoliła mu się nakręcać, doprowadzając go do stanu, gdzie był już właściwie gotów zerwać z niej bieliznę - chociaż, w gruncie rzeczy, to on sam się do tego stanu doprowadził - tylko po to, by nagle powiedzieć: nie. - Nie atakuję cię, ani niczego nie insynuuję. To było proste pytanie, a ty nie umiesz na nie odpowiedzieć - zauważył, gdy siedząc na brzegu łóżka, pochylił się nieco w przód i wsparł łokcie na kolanach, pocierając jednocześnie dłonią swoje czoło, jakby chciał uporządkować to wszystko w swojej głowie; bo nawet jeżeli ta odpowiedź powinna być - i była, do cholery - oczywista, to ostatecznie nie padła, prowokując tylko jeszcze więcej zbędnych niedopowiedzeń. - Rozumiem to - nie rozumiał. - A ty? Ile mam jeszcze czekać, co cię powstrzymuje? Kiedy będziesz gotowa? - spojrzał na nią przez ramię, znów wywierając na nią niepotrzebną presję swym oczekiwaniem odnośnie konkretów tam, gdzie miejsca na konkrety zwyczajnie nie było. I podświadomie nawet chyba wiedział, że nie ma prawa oczekiwać od niej odpowiedzi, ale cała ta sytuacja wytrąciła go z tej pielęgnowanej tak długo równowagi na tyle, że przestało to aktualnie mieć znaczenie. - W ogóle będziesz, czy już zawsze będziemy zasypiać obok siebie, jakbyśmy byli sobą znudzeni? Minęło kilka tygodni, a ty... nic mi nie dajesz i dostaję już pierdolca, nie mogąc się do ciebie zbliżyć, bo zachowujesz się, jakbym był obcym człowiekiem. Myślisz, kurwa, że tego nie widzę? - warknął, podnosząc się nerwowo z łóżka, co tym razem wybudziło śpiącego nieopodal Reggie'ego, który poruszył się niespokojnie w swoim łóżeczku i zakwilił cichutko, bynajmniej jednak nie skłaniając tym swoich rodziców do zaprzestania owej wymiany zdań o tak absurdalnej porze. A w każdym razie: nie skłoniło Chestera, który był zwyczajnie sfrustrowany tym, jak Halsworth reagowała na jego bliskość, i jak się spinała przy każdym dłuższym dotyku - co starał się ignorować i się tym nie zrażać, ale po dzisiejszej nocy... chyba nie będzie to dłużej możliwe. Słysząc jednak sugestię panny Halsworth odnośnie innej kobiety, brunet nie zdołał już zareagować inaczej, jak tylko parskając z niedowierzaniem. W owej chwili nie pokusił się jednak o to, aby po raz kolejny zaprzeczyć tym domysłom - bo zaprzeczał już tak wiele razy, że zwyczajnie nie widział w tym dłużej sensu. Ostatecznie wzruszył więc tylko ramionami, wyrzucając bezradnie ręce w górę, z ustami wykrzywionymi w cierpkim uśmiechu. - Może. Może jakaś kobieta w barze poświęcała mi więcej uwagi niż własna narzeczona - wypalił, być może nieopatrznie znów zasiewając w ten sposób wątpliwości w głowie Jordany, mimo iż w rzeczywistości chciał jedynie uzmysłowić jej, że w pewnych kwestiach momentami po prostu czuł się przez nią ignorowany; a to była jego własna interpretacja dziecinnego tupania nóżkami dla zaskarbienia sobie cudzej uwagi - uwagi, którą raz jeszcze postanowił teraz skraść mały Reggie, coraz głośniej popłakując, pomimo tego, że Jordie pewnie od razu znalazła się przy jego łóżeczku, wobec czego Chet nie kwapił się już, by również tam podejść, zamiast tego stojąc bezradnie w miejscu i skrupulatnie ignorując świadomość, że oto właśnie dopuścili do tego, czego tak cholernie się obawiał i czego tak bardzo chciał uniknąć: kłótni, których musiałby wysłuchiwać ich syn, nawet jeśli był jeszcze zbyt malutki, by cokolwiek z tego zrozumieć. Ale nawet jeżeli nie konkretne słowa, to pewnie rozróżniał i rozpoznawał przynajmniej ton głosu - wszak kiedy mówili do niego tym karykaturalnie wysokim głosem albo wydawali zabawne dźwięki, zdarzyło mu się nawet roześmiać - choćby nie do końca świadomie - i bezapelacyjnie był to najpiękniejszy dźwięk, jaki Chet kiedykolwiek słyszał. Tymczasem zaś dziecięcy płacz... nagle drażnił go, jak jeszcze nigdy dotąd. Nigdy, odkąd sam został ojcem, bo płacz obcych dzieci drażnił go właściwie zawsze.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Doprawdy zabawnym mógłby się wydać fakt, że osoba taka jak Jordana Halsworth – raczej otwarta, przebojowa i pewna siebie, mogłaby mieć jakiekolwiek problemy z komunikacją z drugim człowiekiem. Pozornie – nigdy nie miała, ale chyba dopiero będąc w tak zażyłej i prawdziwej relacji jak ta z Chesterem zrozumiała, że nie zawsze mówienie o uczuciach i problemach było dla niej łatwe. Że nie do końca potrafiła się dzielić tym, co sprawiało jej trudność, jedynie powodując w ten sposób kolejne problemy, które narastały lawino. A Chet? W całym tym układzie okazał się być o wiele lepszy od niej – chociaż jak na ironię, to przecież on tak naprawdę nigdy nie pragnął stałego związku, rodziny i zaangażowania; nie wspominając nawet o tym, by wcześniej w ogóle chciał z nią tak szczerze rozmawiać. Nie wiedząc więc jak i kiedy – nagle role się odwróciły, nagle to Jordie przestała być tą pewną siebie dwudziestotrzylatką, która z sercem na dłoni pragnęła mieć go cały czas przy sobie, którą szczerze mówiła o swoich uczuciach i pragnieniach… jednocześnie nie obawiając się mówić o tym co leżało jej na sercu. Kolejny raz z niezrozumiałego nawet dla niej samej powodu zamykała się gdzieś po drugiej stronie, nie dopuszczając go do siebie, chociaż on jedynie okazywał jej swoje wsparcie i miłość – tak wiele miłości, że tak naprawdę nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie w stanie ją od niego dostać. Kiedyś bowiem nie pragnęła niczego więcej, a dzisiaj? A dzisiaj nie potrafiła tej miłości docenić, chociaż oczywistym było to, że i ona oddała mu swoje serce i nie wyobrażała sobie, że mógłby kiedyś nadejść dzień, w którym mogłaby przestać go kochać. Jej serce biło dla niego nawet wtedy, gdy ją ranił, gdy oskarżał, atakował, nawet wtedy, gdy zdarzyło mu się sprawić jej fizyczny ból. Co więcej, ufała mu jak nikomu innemu wcześniej, a mimo to… nie potrafiła mu chyba tego wystarczająco okazać. Najprościej byłoby więc po prostu użyć słów – powiedzieć: kocham cię, odpowiedzieć wprost na zadane przez niego pytanie, zapewnić, że nic nigdy nie było tylko iluzją czy pozorami, że pragnęła go i pragnie zawsze tak jak tego pierwszego dnia, gdy wzniecił się między nimi ogień. Najprościej byłoby właśnie tak, ale… okazuje się, że łatwiej jednak wzajemnie się ranić i oskarżać, niż podjąć szczerą rozmowę. Pokręciła więc ze zrezygnowaniem głową i przetarła dłońmi twarz, z której wręcz biło to cholerne zmęczenie, bo środek nocy z pewnością nie był odpowiednim momentem na tego typu rozmowy. Na tak ważne rozmowy. – Chet, nie… to nie tak. Próbujesz teraz odwrócić moje słowa przeciwko mnie. Tutaj naprawdę nie chodzi o Ciebie, nawet nie o seks z Tobą, tylko… o sam seks. I o mnie. Moje ciało przeszło kompletną rewolucję, nie rozumiesz? – westchnęła z rezygnacją w głosie, naprawdę nie mając pojęcia jak mu to wytłumaczyć. Czy w ogóle był sens mówić o szczegółach: o tym, że nie czuła się dobrze sama ze sobą, że szwy ledwo się dopiero wchłonęły, że przeszła przez połóg, który nie był przyjemnym doświadczeniem, że… jest wiele aspektów, z którymi musi nauczyć się żyć, aby potem ewentualnie spróbować je zmienić i wrócić do tego co było kiedyś – jaka ona była kiedyś. Ale naciski z jego strony nie mogły tego niestety zmienić, a miała poczucie, że w tej chwili nie chciał jej nawet zrozumieć, jedynie obarczając winą za to, że go nie chciała. A to nie było prawdą. – I nie, to nie było proste pytanie, to nadal irracjonalna insynuacja. Nie wierzę, że w ogóle musisz o to pytać, Chet. Że podważasz to jak było nam razem dobrze i że to czego razem doświadczaliśmy było z mojej strony jakąś grą pozorów. Więc nie, nie pieprzyłam się z Tobą bo wywierałeś na mnie presje, pieprzyłam się z Tobą bo tego chciałam – mruknęła w końcu cicho, nieco się tym wszystkim irytując, ale i tak starając się zachować nerwy na wodzy. Chociażby z uwagi na śpiącego tuż obok synka, no i na dość absurdalną porę – jeżeli patrzeć już na takie aspekty, chociaż najpewniej sąsiedzi i tak nie mogliby ich usłyszeć. – Ale nie byłam wtedy po ciąży, operacji i połogu, więc wyobraź sobie, że teraz nie jest tak jak kiedyś – dodała jeszcze, kręcąc głową. Ukryła na moment twarz w dłoniach, starając się opanować rozszalałe wręcz myśli w swojej głowie. Jednocześnie z trudem już walcząc z własnym zmęczeniem, bo brunet chyba i z tego nie zdawał sobie jednak sprawy – a ona naprawdę była wyczerpana tym dniem. – Widzisz? Znowu to robisz, znowu na mnie naciskasz. A ja naprawdę nie wiem – rozłożyła bezradnie ręce, odrobinę przy tym unosząc ton głosu, bo przemawiała już przez nią lekka frustracja, gdy napotkała przy tym w półmroku jego wzroku, gdy spojrzał na nią przez ramie – Nie wiem. Nie potrafię Ci nawet wyjaśnić z czego to wynika, bo sama tego nie rozumiem… - stwierdziła cicho, odwracając na moment wzrok, jednocześnie znowu z bólem przyjmując jego kolejne słowa. Spojrzała więc na niego, a właściwie tym razem na jego plecy, bo on sam już na nią nie patrzył i westchnęła w duchu. – Kochanie, to nie tak… - zaczęła, starając się wejść mu między słowa, jednocześnie pragnąc dosięgnąć ręką jego ciała, bo próbowała ułożyć ją na jego plecach, ale wówczas Chester znowu uniósł głos, tym samym podnosząc się z łóżka, przez co jedynie opuszki jej palców przesunęły się po fragmencie jego skóry. Jej dłoń zaś opadła na łóżko, dokładnie w tym momencie, w którym Reggie zakwilił cichutko w swoim łóżeczku, przez co niemal miała ochotę sama się rozpłakać. Tak długo bowiem go wcześniej usypiała, że na samą myśl o tym, iż znowu przyjdzie jej to robić, kompletnie opadła z sił. – Proszę Cię Chet, mów ciszej. Reggie dzisiaj naprawdę niespokojnie śpi – mruknęła niemal błagalnie, podnosząc się tym samym z łóżka, bo skoro mały już się rozbudzał, to chyba nie miała innego wyboru. Mimo wszystko zatrzymała się w miejscu i spojrzała na bruneta, gdy machnął rękami, przybierając na twarz ten cierpki uśmiech, który na pewno nie wróżył nic dobrego. Niemal przeszył ją od tego dreszcz, gdy z jego ust padły słowa, których na pewno nie chciałaby teraz usłyszeć. Ani nigdy. Wpatrywała się więc w niego przez chwile beznamiętnym wzrokiem, gdy do jej uszu zaczął niestety docierać coraz głośniejszy i wyraźniejszy płacz dziecka. Po krótkiej chwili zawieszenia, podeszła więc czym prędzej do dziecięcego łóżeczka i wzięła ostrożnie zapłakanego niemowlaka na ręce, tuląc do siebie i starając się go uspokoić. Mimo to, ponownie skierowała wzrok na Chestera, kołysząc synka w ramionach. – Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony. Usypiałam go niemal godzinę i naprawdę pragnęłam chociaż przez chwilę się przespać nim znowu się obudzi – zwróciła się do niego nieco nieprzyjemnym tonem głosu, na co na pewno wpływało nie tylko zdenerwowanie, ale i właśnie to wszechogarniające zmęczenie i brak snu. Własnego snu, przy jednoczesnym nieustającym płaczu ich synka, który mimo wszelkiej miłości do małego Reggie’ego, czasami bywał nie do zniesienia – a na pewno trudno było go znieść w środku nocy. – I wybacz, że jestem taką okropną narzeczoną. Całujemy się, przytulamy, śpimy razem co noc, spędzamy razem czas w ciągu dnia, ale jeżeli inna kobieta daje Ci więcej uwagi, to może do niej powinieneś iść – rzuciła bezmyślnie, jeszcze przez chwile wpatrując się w niego bez okazywania jakichkolwiek emocji, po czym po prostu pokręciła ze zrezygnowaniem głową i odwróciła się do niego plecami, skupiając już w całości uwagę na dziecku. Jego płacz niemal przeszywał ją na wskroś, bo nie dość, że sama była wyczerpana, to pragnęła również, by i on nieco odpoczął, bo w ciągu dnia również niewiele spał. Ale najwyraźniej nie było im to dane – więc po prostu tuliła go do siebie, nucąc cicho pod nosem jedną z piosenek, które cicho mu śpiewała, starając się ukoić w ten sposób jego zdenerwowanie. Teraz jednak trudno było jej wykrzesać z siebie te ciepłe uczucia, może więc ich maleńki synek po prostu wyczuł atmosferę, która panowała w sypialni – wyczuł to, jak jego mama była zdenerwowana, jak szybko biło jej serce, tym trudniej więc było go uspokoić.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ta zamiana ról istotnie wydawała się niespodziewana, i bez wątpienia Chet przebył długą drogę, aby znaleźć się w tym miejscu oraz stać się tym człowiekiem, jakim był obecnie - w czym fundamentalną zasługę miała właśnie Jordie, bo to tylko i wyłącznie dla niej zdecydował się całkowicie przewartościować swoje życie i swoje priorytety, by ze skupionego na własnym rozwoju pracoholika i zatwardziałego kawalera, stać się narzeczonym i ojcem, dla którego tym nadrzędnym priorytetem była aktualnie rodzina: ukochana kobieta oraz maleńki synek; zaś praca - była już tylko narzędziem, dzięki któremu Chet mógł zadbać o to, aby niczego im nigdy nie brakowało. Ale istniały takie kwestie, których pieniądze nie rozwiązywały - bo ich rozwiązanie było dużo prostsze, a jednocześnie... o tyle trudniejsze. - Rozumiem. Staram się rozumieć. Ale myślałem, że doszłaś już do siebie, mówiłaś, że nic cię już nie boli, że dobrze się czujesz. Więc w czym problem: w twoim ciele, czy w głowie? - zapytał w końcu, bo szczerze... sam już nie wiedział, czy rzeczywiście dał jej zbyt mało czasu, mimo że od porodu tak bardzo starał się pilnować i dbać o to, aby Jordana nie musiała się w żaden sposób przeciążać ani żeby nic nie zakłóciło jej powrotu do zdrowia - zwłaszcza że sama podkreślała, jak pragnęła się znów usamodzielnić i wrócić do sił. Nasuwał się zatem wniosek, iż opory, jakie wciąż posiadała, przed ewentualnym zbliżeniem, wynikały z psychiki i tego, że zwyczajnie... się na niego zamknęła, a z tym zdecydowanie trudniej było mu się pogodzić. Bo to nie oznaczało, ze nie mogła - tylko nie chciała. Z drugiej jednak strony, jeżeli istotnie istniał w niej taki problem, to Chet nie chciał go ignorować, i chociaż nie chciał też wyciągać pochopnych wniosków, to słyszał niejednokrotnie o tym, że kobiety po urodzeniu dziecka nie do końca radziły sobie z tym wszystkim i być może... należałoby poświęcić tej kwestii trochę więcej uwagi, zamiast jedynie obrażać się o to, że Halsworth odmawiając seksu, nie dała mu tego, czego chciał. Odpowiedź na zadane wcześniej pytanie pozostawił więc już bez komentarza, bo prawda była taka, że po pierwsze - znał przecież ową odpowiedź jeszcze zanim padła ona z ust Jordany, i jeszcze zanim w ogóle sam o to zapytał. A mimo to: zapytał. Zaś po drugie - możliwe, że nie był już zainteresowany usłyszeniem jej, skoro i tak jego entuzjazm (i nie tylko) skutecznie opadł i pozostał tylko niesmak. - Wiem, że nie jest tak, jak kiedyś - warknął, niemal wchodząc jej w słowo, ewidentnie tym faktem zawiedziony i sfrustrowany - nie dlatego, że nie lubił swojego życia, odkąd razem z Jordaną doczekali się dziecka - bo nie chciał żadnego innego życia - ale dlatego, że między nimi tak wiele się przez to zmieniło, mimo że przecież obiecywali sobie coś zupełnie innego. I dlatego, że Halsworth wydawała się uważać go za całkowicie odrealnionego, skoro nie pojmował tak podstawowej rzeczy jak to, że ciąża i dziecko... zmieniają wszystko. - Nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Ale to, jak będzie, zależy tylko od nas - dodał ze wzruszeniem ramion, chyba i tak zdając sobie sprawę z tego, że te słowa niewiele teraz znaczyły - bo to były tylko słowa. I niezależnie od tego, jak oboje sobie swoje wspólne życie wyobrażali, rzeczywistość musiała owe plany zweryfikować. Kiedy więc po chwili w pomieszczeniu rozległ się, początkowo jeszcze cichy, dziecięcy płacz, ich rozdrażnienie, frustracja oraz poczucie bezradności prawdopodobnie sięgnęły zenitu - choć z zupełnie innych powodów. - Oczywiście, bo to moja wina, tak? I to, że musiałaś go usypiać, i że cały dzień zajmowałaś się nim sama, też? Przykro mi, że muszę pracować, żebyś ty mogła siedzieć z dzieckiem w domu - odparł, zanim zdążyłby przemyśleć dwa razy to, co próbował powiedzieć. Wszak nigdy - ani przez sekundę - nie miał Jordanie za złe tego, że poświęcała się opiece nad dzieckiem i że od pewnego czasu to on był jedynym żywicielem tej rodziny. Odpowiadał mu taki stan rzeczy i rozumiał doskonale to, że zajmowanie się niemowlęciem było nie mniej męczące niż praca na pełny etat. Ale znów musiał to zrobić - ukłuć tam, gdzie to ukłucie będzie najboleśniejsze. I sam nie wiedział, po co. To było silniejsze od niego. Obserwując więc, jak Halsworth wyjęła dziecko z łóżeczka i zaczęła kołysać je na rękach, starając się je uspokoić, brunet zacisnął tylko gniewnie szczęki, mierząc się z nią przez moment takim pasywno-agresywnym spojrzeniem. - Może powinienem. A może to ty wolałabyś, żebym pieprzył na boku jakąś inną pannę? Mogłabyś mnie w końcu o wszystko obwinić i nie musiałabyś się więcej martwić tym, że w środku nocy zacznę się do ciebie dobierać, jakby to była najgorsza rzecz na świecie. Tak byłoby prościej, nie? Ulżyć sobie na innej, a później wrócić do domu i udawać idealnego narzeczonego, a nie roszczeniowego egoistę, który oczekuje, że własna kobieta nie będzie się wzdrygała za każdym razem, jak próbuję jej dotknąć - wypalił gorzko, bezwiednie unosząc głos coraz bardziej wraz z każdym kolejnym słowem, czy to z narastających nerwów czy po prostu aby zagłuszyć rozwrzeszczane niemowlę - czy jedno i drugie. A gdy wyrzucił z siebie już wszystko - zamilkł, z niespokojnym oddechem kręcąc po chwili z rezygnacją głową. - Widocznie jestem cholernym idiotą, chcąc tylko ciebie - skwitował normalnym tonem, nie mając żadnej pewności, że jego słowa dotrą do ciemnowłosej przez tę barierę dziecięcego płaczu, powodującego nieprzyjemne pulsowanie pod czaszką, od której odbijało się irytującym echem, uderzając w ten punkt świadomości, jakiego mężczyzna nie mógł dłużej ignorować. Musiał uzmysłowić sobie, że to, jak potoczyła się dzisiejsza noc, to istotnie była jego wina - ale nawet to, że zdał sobie z tego sprawę, niczego nie było w stanie już zmienić, zaś rozmowa - a raczej: przekrzykiwanie się z rozhisteryzowanym niemowlakiem - nie miało teraz najmniejszego sensu. Wypuścił więc tylko finalnie powietrze z płuc i zmierzwił dłonią swoje ciemne włosy w odrobinę nerwowym geście, robiąc następnie krok ku Jordanie, by wyciągnąć do niej ręce po dziecko. - Daj mi go, ty już wystarczająco się z nim dzisiaj namęczyłaś - dodał łagodniejszym tonem, bez wyrzutu. Wbrew obecnej sytuacji, wcale nie miał bowiem na myśli tego, że opieka nad dzieckiem była przykrym obowiązkiem - bo nawet jeśli w istocie była obowiązkiem, to należącym do nich obojga: do niego, tak samo jak do niej. Wszak to, że Chet Callaghan był chujowym narzeczonym, nie zmieniało faktu, że wciąż był też ojcem Reggie'ego, i nie zamierzał umywać od tego teraz rąk. Podobnie jak fakt, że istotnie ów obowiązek czasem bywał męczący, nie zmieniał tego, jak wielką dawał satysfakcję, ilekroć malutki Reggie za wszelkie trudy odpłacał rodzicom swoim bezwarunkowym zaufaniem, miłością oraz przywiązaniem. I tym, że po prostu był - i był ich. - Jordie... - powtórzył ciszej, widząc, że chyba nie była przekonana do tego, aby oddać mu niemowlę.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Jordie śmiało mogłaby się chyba zastanowić nad tym, skąd właściwie w brunecie było tak dużo pokładów cierpliwości do niej samej. Bo owszem, wcześniej to ona wykazywała się ogromnym zrozumieniem i to uczucie, którym go darzyła, pozwalało jej wybaczyć mu właściwie wszystko i tym samym dawać za każdym razem kolejną szansę. Ale im bardziej rozwijała się ich relacji i im więcej mijało czasu, zdawać by się mogło, że to odwrócenie ról stawało się aż nazbyt wyraźne – niemal więc jasno wysuwał się więc wniosek, że Chet naprawdę musiał ją bardzo kochać, skoro istotnie znosił wszystkie jej humory, oskarżenia i zachowania, których być może nie rozumiał bądź nie akceptował. I co więcej – ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę, czasami wręcz boleśnie dochodząc do wniosku, że chyba tak naprawdę na niego nie zasługiwała, skoro nie potrafiła docenić tego co dla niej robił. Z drugiej zaś strony bezsprzecznie sama również kochała go tak mocno, że zwyczajnie nie potrafiła się wycofać – nie chciała się wycofać, przecież jedynym czego pragnęła, było życie u jego boku i tworzenie wraz z nim tej ich małej, cudownej rodzinki. Tym bardziej teraz, gdy mieli dziecko, a możliwość obserwowania Chestera w roli ojca jedynie utwierdzała ją w przekonaniu, że wybrała dobrze i wręcz z dnia na dzień zakochiwała się w nim jeszcze bardziej. Faktycznie jednak nie wszystkie problemy można rozwiązać miłością – czasem ona też po prostu nie wystarcza, gdy w grę wchodzi życie codzienne i te przyziemne sprawy nad którymi czasem trudno przejść obojętnie. Westchnęła więc jedynie z rezygnacją, czując się całkowicie przytłoczoną tym co właśnie się działo. A jednocześnie cholernie zagubioną – bo sama tak naprawdę nie znała odpowiedzi na nurtujące go pytania, nie rozumiała co się działo i nie wiedziała jak temu zaradzić. Jak więc mogła coś zmienić? Chyba uparcie wierzyła, że to minie samo – że jest nadal za wcześnie. Ale czy na pewno? – Nie wiem, Chet. Naprawdę nie wiem… i nie wiem co mam Ci właściwie powiedzieć. Myślałam, że problemem jest moje ciało, w jakimś stopniu nadal jest, ale to chyba także głowa. Nie umiem sobie z tym tak po prostu poradzić, coś mnie blokuje, całkowicie skupiam się na Reggie’m, a przy tym bardzo chciałabym być znowu tamtą Jordaną… ale nie potrafię – powiedziała z rezygnacją w głosie, mówiąc to co pierwsze przyszło jej do głowy, chociaż tak naprawdę to także chyba nie miało większe ładu i składu. Może więc faktycznie było to tym poporodowym problemem, o którym dotychczas nie miała pojęcia. Może objawiało się właśnie w taki sposób, że blokowała ją głowa, bo tliło się w niej zbyt wiele sprzecznych emocji. Mogła jednak próbować tłumaczyć nadal, tłumaczyć siebie i próbować mu wyjaśnić, ale nie uważała, by to przyniosło jakikolwiek skutek, skoro ich wymiana zdań i tak powędrowała już w te najgorsze rejony. – Wiem, że obiecywaliśmy sobie coś innego i wiem, że to ja zawiodłam… ale tak naprawdę nie miałam chyba pojęcia co mnie czeka. Staram się, naprawdę się staram… pogodzić to wszystko… ale chyba nie potrafię… - dodała, odczuwając znowu to wszechogarniające rozczarowanie – ale tym razem samą sobą. Tym bardziej, że dopiero dziś zdała sobie sprawę z tego, że nie tylko ona jest sobą rozczarowana, ale że i Chet jest nią rozczarowany. Bo przecież obiecywali sobie, że dziecko niczego między nimi nie zmieni – że będzie jak dawniej, że nie stracą tego co mieli, a… nagle w niej się coś zablokowało. I nawet jeżeli bardzo chciała, to nie potrafiła tego zmienić. Tuliła więc z przejęciem synka w ramionach, niemal czując jak jego przeraźliwy już teraz płacz niemal wnikał w najgłębsze rejony jej ciała, jeszcze bardziej wzmagając zmęczenie i niestety również – irytację. Wcale nie na małego Reggie’ego, ale na to wszystko wokół. W końcu jednak znowu zadał jej skuteczny cios – niemal poczuła to ukłucie żalu, które wzmogło się w niej, gdy dotarł do niej sens jego ostatnich słów. Nie dość bowiem, że najwyraźniej nie radziła sobie wystarczająco dobrze z byciem mamą i narzeczoną, to najwyraźniej także stała się całkowicie zależna od niego – czego przecież wcale nie chciała i doskonale wiedział jak wielki to wcześniej stanowiło dla niej problem. Tymczasem świadomie rozgrzebał starą ranę, ponownie zakorzeniając w niej to poczucie bezużyteczności – bo nie mogła pracować, nie mogła dać z siebie więcej, jedynie siedząc całymi dniami w domu – w jego domu, bo przecież tak długo zajęło jej przywyknięcie do tego, że to jest naprawdę ich wspólny dom. I chyba w końcu naprawdę to poczuła, ale… dziś znowu zasiał w niej ziarno niepewności. Spojrzała więc na niego z wyraźnym rozczarowaniem wymalowanym na twarzy, właściwie doskonale wiedząc, że już samo to spojrzenie uświadomi mu co zrobił, ale też podświadomie czuła, że wcale nie miał nic złego na myśli. Że wcale nie chciał tego powiedzieć… ale niestety to zrobił, więc tak czy inaczej poczuła się z tym źle. Przez chwilę więc po prostu milczała, na tyle skołowana tym co jej powiedział, że chyba zwyczajnie zabrakło jej słów. – Przykro mi, że moje siedzenie w domu jest dla Ciebie takim ciężarem. Gdybym mogła, uwierz, że poszłabym do pracy. I niczego Ci nie wypominałam, po prostu stwierdziłam fakt – że jestem zmęczona, bo Reggie miał dzisiaj ciężki dzień, przez co ja również jestem wyczerpana. I wyobraź sobie, że wiem, że musisz pracować żeby ja mogła sobie siedzieć w domu, więc na pewno nie wypominałabym Ci tego, że Cię w tym domu nie ma. Zdaje sobie z tego sprawę – stwierdziła z lekką irytacją, nie będąc w stanie uspokoić samej siebie, a co dopiero zapłakanego niemowlaka, który najpewniej skutecznie wyczuwał emocje swoich rodziców. Więc tak brutalnie wyrwany ze snu, najpewniej również zmęczony, a teraz równie sfrustrowany tym napięciem – płakał w niebogłosy, ani myśląc się uspokoić. Jednak przelał czarę goryczy nawiązaniem do potencjalnej, innej kobiety. Aż spojrzała na niego z niedowierzaniem, jakby pragnąc się przekonać, czy zainsynuował to naprawdę czy tylko wyobraźnia płatała jej figle. – Może powinieneś? – prychnęła kpiąco, powtarzając jego słowa, po czym pokręciła głową – Tak, wyobraź sobie, że o niczym innym nie marzę jak o tym, żebyś pieprzył na boku inną – stwierdziła z wyraźną ironią w głosie – Ta rozmowa jest naprawdę niedorzeczna. Ale jeżeli chcesz mi jeszcze coś wyrzucić, to śmiało, nie krępuj się – zakomunikowała gorzko, również mówiąc na tyle głośno, by gniewnie przebić się przez narastający płacz ich dziecka. Odwróciła się więc znowu do niego plecami, niemal czując już jak z tego wyczerpania, frustracji i nerwów załzawiły się jej oczy. Dodatkowo nadal Reggie nie mógł się uspokoić, a to także wytrącało ją z równowagi i jedynym czego chyba teraz chciała, to żeby ta noc się wreszcie skończyła. Oczywiście w tym całym chaosie zdołały do niej dotrzeć jego słowa, ale w tym wszystkim chyba zabolały ją równie mocno – znowu poczuła się jako ta zła w tym układzie. On się starał, robił wszystko by czuła się dobrze, był przy niej i co więcej naprawdę chciał tylko jej – a ona nie potrafiła tego docenić. – Możesz więc też śmiało dodać, że w ogóle żałujesz, że mi się oświadczyłeś – mruknęła, pomiędzy kolejnym falami płaczu Reggie’ego, którego usilnie tuliła i kołysała w ramionach, powoli przechadzając się po sypialni, ale nadal będąc tyłem do bruneta. Ale przekrzykiwanie się teraz zdecydowanie nie miało żadnego sensu, bo rozmowa chociaż sama w sobie zboczyła na najgorsze możliwe rejony, teraz stawała się wręcz niemożliwą do kontynuowania. A ona naprawdę nie miała już siły krzyczeć. W tym wszystkim nie zorientowała się więc nawet, kiedy brunet do niej podszedł – była raczej pewna, że wyszedł z sypialni, ale w momencie, w którym się obróciła, napotkała go tuż przed sobą, gdy wyciągnął ręce po dziecko. I w pierwszym odruchu faktycznie nie była przekonana co do tego, by mu go oddać, więc pokręciła jedynie głową, gdy ją ponaglił. – Dam sobie radę, już i tak nie zdołam zasnąć – stwierdziła krótko, raczej chłodno, odchodząc gdzieś na bok, by nadal móc skupić się w całości na synku. Mimo to czuła się tak bardzo rozchwiana emocjonalnie w tej chwili, że mimo, iż dokładałaby największych starań, na pewno i tak nie zdołałaby go uspokoić. I niemal żal było jej już dziecka, bo zrozumiała, że nie zdoła go uśpić, kiedy sama będzie taka zdenerwowana. Warto więc było, by spróbował tego Chet, bo być może on w tej chwili – na tyle na ile to możliwe – był spokojniejszy. Spojrzała więc na niego znowu, gdy stał nadal w tym samym miejscu i ze zrezygnowaniem podeszła bliżej, po czym ostrożnie jednak oddała mu niemowlaka. Gdy przejął go więc w swoje ramiona, cofnęła się o krok i przetarła dłońmi zmęczoną twarz, dyskretnie ocierając w ten sposób mokre kąciki oczu. Miała dość. I mimo wszelkiego zmęczenia, w głowie toczyła się tak chaotyczna gonitwa myśli, że najpewniej i tak nie udałoby się jej zmrużyć teraz oka, więc Chet chyba skutecznie pozbawił ją resztki szans na odpoczynek. Nadzieją pozostawało tylko to, że uda mu się uspokoić ich synka, by chociaż on mógł spokojnie zasnąć tej nocy. Objęła się więc rękami i stojąc nadal w tym samym miejscu, z przejęciem obserwowała jak brunet starał się zapanować nad jego płaczem, pragnąc się upewnić, że to w ogóle przyniesie jakieś efekty. Nie zamierzając już jednak mówić nic, co miałoby wzburzyć ich na nowo – bo przecież ostatecznie to jednak Chet doprowadził do tego, że się obudził, więc…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet nie musiał się nad niczym zastanawiać: doskonale wiedział, że te niewyczerpane - acz, jak się okazało, również tylko do czasu - pokłady zrozumienia oraz cierpliwości, które obudziły się w nim dość nieoczekiwanie, bo nigdy przedtem zdecydowanie do cierpliwych osób nie należał - wynikały właśnie z tego, że kochał Jordie niezależnie od wszystkiego i łącznie z tymi drobnymi wadami, jakie ujawniły się w trakcie ich związku, kiedy to ciemnowłosa pod wpływem ciąży zaczęła zachowywać się tak irracjonalnie, w każdej kobiecie, jaka tylko pojawiała się w pobliżu jej narzeczonego, upatrując potencjalnej konkurencji, co w gruncie rzeczy - w poczuciu Callaghana - było chyba dość typowe dla kobiet będących w związkach, które zwyczajnie... nie lubiły singielek, bo obawiały się, że te ukradną im faceta? Aczkolwiek to ostatnie wynikało już wyłącznie z jego obserwacji, co i tak nie zmieniało faktu, że nie sądził, aby kiedykolwiek w ogóle dał jej powód do zazdrości czy nieufności, jaką wciąż z jej strony wyczuwał, nawet jeśli Jordie twierdziła, że ufała mu bezgranicznie. I w pewnych kwestiach - pewnie tak było; lecz w innych - wciąż nie wierzyła w jego zapewnienia, i wszystkie te wątpliwości po jej stronie brunet odbierał jako zwyczajnie krzywdzące. Bo doprawdy nie wiedział, co jeszcze mógłby zrobić, aby udowodnić jej, że mogła czuć się bezpiecznie i nie musiała martwić się tym, co przyniesie przyszłość. Z drugiej jednak strony - ta zawsze, w ich przypadku, wydawała się odrobinę niepewna, skoro czasami wystarczyła zaledwie jedna, niepozorna kłótnia, aby wszystko, co tak długo i skrzętnie razem budowali, w jednej chwili runęło niczym domek z kart. I Chet naprawdę nie chciał, aby tak też się stało tym razem - choć zarówno sama ich rozmowa, jak i cała ta noc, zdołała potoczyć się w naprawdę niebezpiecznym kierunku - zwłaszcza że obecnie musieli w tym wszystkim myśleć również o swoim dziecku, któremu pragnęli przecież zapewnić najlepsze dzieciństwo, jakie tylko mogli mu dać, a nocne kłótnie zdecydowanie się w tym nie zawierały. Mimo to, mężczyzna istotnie poczuł pewne podskórne ukłucie, słysząc jej wyjaśnienia, z których - z jego perspektywy - wynikało dokładnie tyle, że... to ona była zawiedziona ich wspólnym życiem; że nie spotkało się ono z jej oczekiwaniami. A to, w pewnym sensie, było również - a może: przede wszystkim - jego porażką, i w tym momencie sam już nie wiedział, czy bardziej czuł się winny - tego, że zamknął Jordie razem z dzieckiem w tej pierdolonej, złotej klatce - czy wściekły na nią za to, że go w to poczucie winy wpędziła. Znowu. Jeśli zatem on sam był czymś - nią - rozczarowany, to tylko dlatego, że nie był w stanie zapewnić Jordanie dostatecznego poczucia bezpieczeństwa, aby mogła się z nim tymi wątpliwościami podzielić - sama z siebie, a nie dopiero przyparta przez niego do ściany. I dlatego, że w ogóle śmiała czuć się niespełniona czy nie do końca szczęśliwa, kiedy on robił dla niej wszystko - a tymczasem wszelkie starania oraz całe to wsparcie, jakie starał się jej okazywać, nagle przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. Widząc jednak to spojrzenie, jakim Jordana go obdarzyła, szybko pożałował swoich słów - lub raczej sposobu, w jaki wybrzmiały w jego ustach, jawnie sugerując, że z nich dwojga to on musiał pracować i utrzymywać tę rodzinę, podczas gdy Halsworth siedziała w domu i nic nie robiła, co oczywiście nie było prawdą i Chet doskonale o tym wiedział. Dlatego nic nie usprawiedliwiało podobnych komentarzy. - Wiem. Wiem, że jesteś zmęczona, ja... nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało - zreflektował się zaraz i potrząsnął głową, nagle samemu odczuwając jakieś takie zmęczenie, które sprawiało chyba, że mówił rzeczy, których wcale powiedzieć nie chciał - a w każdym razie tak chciał to tłumaczyć. Zmęczeniem, oraz ogłuszającym, dziecięcym płaczem, jakie odbierały mu jasność umysłu - a nie tym, że był po prostu chujem. Wciąż jednak to temat rzekomej innej kobiety pozostawał tym najbardziej irytującym kamykiem w bucie ich związku - tym, którego nie potrafili wyrzucić, przez co nieustannie uwierał, na krótkie momenty tylko znikając gdzieś w zakamarku tylko po to, by - kiedy wydawało się, że już udało się go pozbyć - znów wrócić i zacząć uwierać na nowo. - Owszem, jest niedorzeczna. Ile jeszcze razy zamierzasz oskarżać mnie o coś, czego nie ma i nigdy nie było? - rozłożył bezradnie ręce, bo prawdopodobnie żadna inna sytuacja i żaden inny temat nie powodował, że Chet czuł się równie besilny co wtedy, gdy po raz kolejny musiał tłumaczyć Jordanie, że w jego życiu nie było żadne innej kobiety - wszak dla niego było to oczywiste. A mimo to znowu usiłował dać jej do zrozumienia, że pragnął tylko jej - nawet jeżeli było to niemądre z jego strony, skoro Jordie już tego nie odwzajemniała - a ona tymczasem sugerowała, że żałował tego, iż z nią był, i w tym momencie chyba boleśniej niż kiedykolwiek odczuł to zderzenie z owym emocjonalnym murem, jakim Halsworth się otoczyła, kompletnie od niego odgradzając - i najwidoczniej przez ten mur zupełnie nie dostrzegając niczego, co robił dla tej rodziny i dla niej. Pozwalając więc jedynie, aby jego głowa drgnęła lekko - acz bardziej niż skinieniem, było to chyba reakcją na emocjonalny policzek, którym były jej słowa - utkwił tępo wzrok w jednym punkcie, milcząc przez parę sekund. - Mam wrażenie, że z nas dwojga to nie ja tego żałuję - skwitował jakby osowiale, po raz pierwszy, odkąd Jordana nosiła na palcu pierścionek zaręczynowy, faktycznie zaczynając się zastanawiać, czy aby na pewno tego właśnie chciała - czy może swymi nie do końca zaplanowanymi oświadczynami brunet zaskoczył ją na tyle, że odruchowo powiedziała "tak" i nigdy później nie umiała się już z tego wycofać... I teraz uzmysłowił sobie, jak od pewnego czasu - od narodzin Reggie'ego, kiedy to znów zaczęły się coraz częstsze pytania pod tytułem: to kiedy ślub? - Jordie zbywała zainteresowanych, ucinając temat i wcale nie spiesząc się do tego, by rzucić się w wir ślubnych przygotowań, co z jednej strony wydawało się logiczne, skoro miała teraz na głowie maleńkie dziecko i to opieka nad nim była dla niej priorytetem, ale z drugiej... jeśli było w tym coś więcej? Mimo wszystko Chet nie zdecydował się teraz na zadanie jej tego pytania - czy nadal chciała za niego wyjść - po części być może obawiając się odpowiedzi, lecz głównie dlatego, że nie był to temat na teraz, gdy oboje - a nawet: wszyscy troje, łącznie z Reggie'm, który wciąż nie przestawał histerycznie płakać - nie czuli się na siłach, by dyskutować o swoich wyborach i (wspólnej) przyszłości. Słysząc jednak jej odpowiedź, sugerującą niejako, że Halsworth nie potrzebowała jego pomocy - ani jego samego - w uspokojeniu i uśpieniu niemowlaka, brunet wypuścił już tylko powietrze z płuc, po raz kolejny opuszczając bezradnie ręce wzdłuż swojego ciała. - Wiem, że dasz sobie radę - odrzekł mimo wszystko, nie chcąc zabrzmieć, jakby kwestionował jej metody rodzicielskie czy to, że była dobrą matką, skoro nie potrafiła ukołysać własnego dziecka do snu. Zwłaszcza, że nie musiałaby tego teraz robić, gdyby Chet go nie obudził, bo to, iż było to jego winą, nie ulegało wątpliwości i mężczyzna również zdawał sobie z tego sprawę. A mimo to znowu czuł się odsunięty na bok, kiedy Jordie odeszła razem z dzieckiem na rękach, odwracając się do Callaghana plecami i znów tworząc między nimi dystans. On sam jednak nie ruszył się z miejsca - mimo że zdecydowanie łatwiej byłoby po prostu wyjść, byle nie musieć dłużej słuchać tego przeraźliwego wrzasku. Ale byli w tym razem, czy tego chcieli, czy nie. A raczej: czy Jordana tego chciała, czy też nie. Ponownie wyciągnął więc ręce, kiedy Halsworth odwróciła się, pozwalając, by ich spojrzenia się spotkały, po czym w milczeniu przyjął od niej rozhisteryzowane niemowlę, skupiając już w pełni swoją uwagę na Reggie'm i we wciąż wątłym świetle nie dostrzegając nawet tych pojedynczych łez w kącikach jej oczu. Albo świadomie je ignorując, by nie pogłębiać własnych wyrzutów sumienia, które i tak odczuwał, ale zwyczajnie nie potrafił teraz się do tego przyznać, ani tym bardziej, przeprosić. Zamiast tego kołysał spokojnie synka w swoich ramionach, przechadzając się po pokoju i łagodnym głosem usiłując jakoś go uciszyć, ale żadna z tych rzeczy nie przynosiła pożądanego skutku, a maluszek wcale się w magiczny sposób nie uspokoił. Przeciwnie - płakał dalej, i płakał długo. Tak długo, aż w pewnym momencie chyba zwyczajnie zabrakło mu sił, co sprawiło wreszcie, że ów głośny wrzask nieco ucichł, ustępując miejsca niespokojnemu i urywanemu szlochowi, kiedy chłopiec okazał się zbyt wyczerpany płaczem, a jednocześnie zbyt rozdygotany, by móc spokojnie usnąć. Wówczas Chet ułożył go sobie na rękach bardziej w pionie, pozwalając, by Reggie podkulił nieco nóżki i oparł głowę na jego ramieniu, gdy sam gładził go w kojącym geście dłonią po plecach i po tych mięciutkich włoskach na głowie, wreszcie też decydując się na to, by razem z maluszkiem usiąść na łóżku, a następnie ułożyć się w pozycji pół- i finalnie: leżącej na wznak, w jakiej - po upływie kolejnych, długich minut, gdy za oknem zaczynało już świtać, Reggie wreszcie uspokoił się i przysnął na jego klatce piersiowej, z buzią przytuloną do jego ciała. A Chet - przymknął powieki i na krótką chwilę chyba usnął razem z nim, zaraz potem wyczuwając jednak, jak Jordie spróbowała odebrać od niego śpiące niemowlę. - Nie śpię - odezwał się półprzytomnym szeptem, napotykając spojrzenie jej ciemnych oczu. - Ja go położę. Spróbuj się przespać - dodał, uznając, że po prostu łatwiej będzie, jeśli to on zaniesie Reggie'ego do łóżeczka, aniżeli gdyby miał go znowu przekazywać na ręce Jordie, ryzykując tym, że maluch ponownie się wybudzi. Ostrożnie podniósł się więc z łóżka, przytrzymując niemowlę w swoich ramionach, po czym podszedł wraz z nim do dziecięcego łóżeczka i ułożył go w środku. Następnie zaś wrócił - choć z pewnym zawahaniem - do łóżka swojego i Jordie, gdzie wślizgnął się pod kołdrę na swojej połowie, nie naruszając już więcej przestrzeni panny Halsworth. A ponieważ leżała odwrócona do niego plecami, to nie wiedział też, czy udało jej się usnąć, czy też na to nie było już szans. On w każdym razie, zdołał jeszcze się przespać, aż do kolejnej pobudki, zafundowanej im rano przez Reggie'ego, ale jako iż mieli ten dzień - teoretycznie - wolny, i dopiero przed południem czekała ich wizyta kontrolna u pediatry, to mogli sobie pozwolić na nieco dłuższe lenistwo i odespanie tej zarwanej nocy. Zwłaszcza że Chesterowi wcale nie spieszyło się do wstawania, skoro domyślał się, że atmosfera między nim i Jordaną, po tym wszystkim, co powiedzieli sobie w nocy, wcale nie będzie należała do najprzyjemniejszych. I ani trochę się w tej kwestii nie pomylił.

/ zt x 2+1

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „17”