WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
programista
narzeczony jordany
columbia city
To była niecodzienna sytuacja dla Chestera Callaghana. Do tej pory za wszystkie zniszczenia w jego życiu odpowiadał on sam - przywykł do takiego stanu rzeczy, i wiedział wówczas, że ilekroć coś się psuło, mógł mieć o to pretensje wyłącznie do siebie. Nie przywykł natomiast do tego, aby inna osoba posiadała taką władzę nad jego losem - aby cudze błędy wpływały w tak znaczącym stopniu na jego życie, że w jednej chwili mógł stracić wszystko, na czym mu zależało, i nie potrafił zrobić nic, by to powstrzymać. Ale tego przecież chciał - chciał dzielić życie z Jordaną, a to oznaczało również dzielenie oraz, co najważniejsze, wspólne rozwiązywanie problemów, jakie prędzej czy później po prostu musiały się pojawić. To było nieuniknione; to było bardziej niż pewne. Tym razem jednak te trudności pojawiły się znacznie szybciej, niż brunet się spodziewał. Nie był na nie przygotowany. Być może gdyby zauważył wcześniej jakieś symptomy - zdołałby zareagować inaczej. Lepiej. Nie tak impulsywnie; nie ubiegając się do werbalnych ataków, wybuchów złości i ciskania przypadkowymi przedmiotami. Ale - choć to żadne usprawiedliwienie - w taki właśnie sposób się bronił. W chwili obecnej bowiem jedyną winą, jaką był skłonny w sobie wskazać, było właśnie to, że - nie zauważył. Niczego. Nie zauważył, że Jordie najwidoczniej nie była tak szczęśliwa, jak chciał w to wierzyć; że będąc jego narzeczoną, czuła się przez niego zaniedbana. Że ciąża, dodatkowe kilogramy, hormony, zaokrąglony brzuch - odbierały jej rozum pewność siebie, której przytulanie się do ciążowego brzuszka widocznie nie przywracało. Że czegoś jej brakowało - mimo że Chet starał się dawać jej wszystko, czego mogła pragnąć. Jak się okazało - poza wystarczającą uwagą, poza wsparciem i zrozumieniem. To chyba próbowała mu powiedzieć. Z drugiej jednak strony - Callaghan był tylko mężczyzną i niektóre rzeczy należało mu wyłożyć wprost, żeby zdał sobie z nich sprawę. Jakże inaczej wyglądałaby aktualnie ich sytuacja, gdyby Jordie choć spróbowała z nim o tym porozmawiać, zamiast od razu obrzucać go bezpodstawnymi oskarżeniami. Chociaż w chwili obecnej już nawet to nie miało większego znaczenia. Paradoksalnie bowiem, podczas tych kłótni - mimo że wszystko zaczęło się od zarzutów Jordie co do jego zażyłości z innymi kobietami - prawdę Chet powiedział tylko raz: wtedy, gdy wypomniał ciemnowłosej brak zaufania oraz to, że zamiast jego starań, widziała tylko błędy, nawet te, których on sam nie dostrzegał lub których nie był świadomy. Że widziała w nim to, co najgorsze. Wszystko inne, co jej wtedy powiedział - a powiedział wiele - było dyktowane gniewem, chociaż, jak na ironię, w ostatecznym rozrachunku potwierdziło jedynie, że Jordie słusznie miała o nim tak niskie mniemanie. A mimo to brunet nie potrafił wyzbyć się poczucia, że osądziła go niesprawiedliwie; że po prostu go nie doceniała. Że niezależnie od tego, co robił - to nigdy nie było dla niej wystarczające. I doprawdy nie potrafił zrozumieć, czemu Halsworth w ogóle z nim była, skoro wciąż tylko ją rozczarowywał - i skoro jedyne, czego się po nim spodziewała, to kolejny zawód. Jak mogła kochać kogoś takiego? Ale nie zapytał jej o to; nie chciał znać odpowiedzi. I chociaż nie była to jedyna kwestia, jakiej Chet nie rozumiał - to nie pytał już o nic. Nie próbował już z nią rozmawiać, nie starał się tego naprawić. Nie umiał tego naprawić - nie, kiedy wszystkie jego argumenty odbijały się niczym od ściany, i nie, kiedy Jordie z każdą minutą coraz bardziej wymykała mu się z rąk, a jego nieustannie paraliżowała ta cholerna bezradność. Bywał więc w domu tak mało, jak tylko było to możliwe; okazał się on natomiast na tyle przestronny, że Chet mógł mieszkać tam z Jordie i niemal się na nią nie natykać - zwłaszcza śpiąc w innym pomieszczeniu. Właściwie, gdy po walentynkowej awanturze dotarło do niego, że jednak nie zażegna tego kryzysu tak łatwo, jak wcześniej sądził, uznał, że najlepszym posunięciem będzie przeniesienie się wraz ze swoimi rzeczami do sypialni gościnnej. Mimo że wcale nie chciał - obawiał się tego kroku, bo wydawał się on zbyt definitywny; ale nie mógł wiecznie koczować na kanapie w salonie. Nie mając na dłuższą metę swojego miejsca, czuł się rozmontowany gdzieś w środku. Dlatego kiedy po powrocie z pracy - nieco wcześniej niż miało to zwykle miejsce w ostatnich dniach, gdy wieczory wolał spędzać gdziekolwiek, byle nie w domu, który i tak stał się dziwnie obcy i milczący - Chet zauważył, że Jordany jeszcze nie było, uznał to za dobry moment, aby pod jej nieobecność zabrać część swoich ubrań z ich garderoby. Tak miało być łatwiej - bez zbędnych dyskusji, ukradkiem i po cichu. Mimo że zaledwie parę tygodni temu razem te rzeczy rozpakowywali. I zaledwie parę tygodni temu, w tym samym miejscu deklarowali sobie miłość, kiedy to brunet wkładał jej na palec pierścionek zaręczynowy. A teraz mieszkali pod jednym dachem, chyba tylko dlatego, że nie posiadali innych opcji, i że wciąż łączyło ich to dziecko, jakie Jordie nosiła pod sercem; nawet ze sobą nie rozmawiając i prawie się nie widując. I nic nie wskazywało na to, aby ten stan miał w najbliższym czasie ulec zmianie, skoro żadne z nich nic w tym kierunku nie robiło. Chet robił wręcz coś odwrotnego, choć zdążył zaledwie wyjąć parę swoich koszul, i rzucić je na łóżko w momencie, jak jego uszu doszło ciche trzaśnięcie drzwi wejściowych, a towarzyszący mu w pokoju Aldo, szczekając radośnie, zbiegł po schodach, by przywitać się z Jordie, która po kilku minutach wkroczyła do sypialni, zastając bruneta w trakcie tej małej wyprowadzki. A tym samym ciche załatwienie owej sprawy przestało właśnie być realną opcją. - Myślałem, że zdążę, zanim wrócisz... Daj mi chwilę, zabiorę tylko swoje rzeczy i nie będziesz musiała mnie tu więcej oglądać. Przeniosę je do drugiej sypialni, nie będę wiecznie spać na kanapie w salonie - wyjaśnił ze wzruszeniem ramion, tonem sugerującym już wyłącznie kapitulację. Zresztą może zupełnie niepotrzebnie strzępił język, bo Jordany pewnie i tak nie obchodziło to, gdzie spał, tak długo jak nie próbował spierać się z nią o miejsce w ich łóżku; bo dzielenie go nie wchodziło już w grę. Ona tego nie chciała, a on - niezależnie od tego, jak bardzo za nią tęsknił, i jak bardzo pragnął jej dotknąć, ilekroć tylko ją widział - wciąż miał w głowie to, jak zareagowała, kiedy ostatnim razem próbował to zrobić: jak strąciła jego dłonie ze swojego ciała, widząc w nim najzwyklejszego, pierdolonego śmiecia. I czuł się z tym po prostu parszywie.
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
Ledwie kilkanaście minut później rozległ się dzwonek u drzwi, a zaraz po nim - szczekanie psa, jakie również ucichło, zastąpione gwarem powitań już od progu, gdy przetoczyli się przezeń kolejno: Heather, jej mąż Jeremy, oraz Boyd. Wszystkich ich panna Halsworth z pewnością kojarzyła z opowieści - podobnie jak i oni ją. Dwaj ostatni, wraz z Chesterem byli swego czasu niczym muszkieterowie - do momentu aż między nimi - a konkretniej: u boku Jeremy'ego - pojawiła się Heather. Dla ich małej sfory utrata przyjaciela była bez wątpienia tragedią, ale kobieta, ku ich zdumieniu, okazała się również całkiem dobrą kumpelą, i obecnie to już nie ona - a Boyd sprawiał wrażenie, że znalazł się tu niejako na doczepkę. W rzeczywistości, z całego ich grona, to on był ostatnim, samotnym wilkiem. Zatwardziałym kawalerem - takim, jakim był i Chet, dopóki nie poznał Jordie. Zerknął na nią kontrolnie, gdy ta dołączyła do nich po krótkiej chwili w salonie, jakby upewniając się, że zamierzają odegrać to przedstawienie.
- Nie mówiłeś, że umawiasz się z modelką, warto było tłuc się z tamtego wybrzeża - Boyd klepnął bruneta w ramię, rzuciwszy jakże niewybrednym komplementem pod adresem Jordie, i otaksował ją niedyskretnie spojrzeniem, zanim uściskał jej dłoń, ewidentnie będąc pod wrażeniem jej urody. Bywał niereformowalny, a przyjaciele wytrzymywali z nim chyba tylko dlatego, że znali go na tyle długo, by wiedzieć, że nie odpuściłby żadnej kobiecie. Chet również to o nim wiedział. Niestety.
- Uważaj, stary, z tymi komplementami, nie jestem tak cierpliwy jak inni - pogroził mu paluchem, coby ukrócić nieco zapędy Boyda. Wcale nie dlatego, że Jordie była jego i żaden inny facet nie miał prawa z nią flirtować - bo to nie było obecnie takie oczywiste. Chociaż on sam był chyba równie zaborczy, co zawsze. I najwyraźniej mylił się, twierdząc, że faceci nie patrzyli już na Jordie w taki sposób, kiedy pod jej ubraniem odznaczał się ciążowy brzuszek. - Czego się napijecie? Nie obrazicie się, jeśli zamówimy coś do jedzenia?
- Oczywiście, nie przyjechaliśmy tu dla jedzenia, tylko żeby się spotkać i poznać w końcu twoją narzeczoną, żebyśmy nie musieli jej poznawać dopiero na waszym ślubie! - wypomniała mu Heather, po tym jak przywitała się z Jordaną. - Macie piękny dom! Ale widać, że urządzała go kobieta - zaświergotała, by zaraz klasnąć w dłonie, przypominając sobie, że przecież nie przyjechali z pustymi rękami. - Mamy coś dla was! Kochanie, wziąłeś... O! Coś dla dzidziusia, który to już miesiąc? - zwróciła się do ciemnowłosej, wręczając jej niewielką torebkę z upominkiem w postaci maleńkich śpioszków i maskotki. - Chet, jestem taka dumna, że w końcu się ustatkowałeś, masz nagrodę - zaśmiała się, odbierając od Jeremy'ego - który ewidentnie był tym bardziej milczącym - butelkę whisky, jaką wcisnęła w dłonie bruneta. A o tym, że długo nie potrafił się ustatkować, wiedziała akurat bardzo dobrze - sama nie potrafiłaby zliczyć, ile swoich koleżanek usiłowała z nim wyswatać, umawiając na randki w ciemno, zanim dotarło do niej, że to bezcelowe. Trzeba przyznać, że w matkowaniu dorównywała jej... tylko matka Callaghana.
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
- Patrz, ledwo przekroczyłem próg, a on już jest taki zaborczy – zaśmiał się Boyd – Wcale się jednak nie dziwię, takiej kobiety warto pilnować – poklepał znowu bruneta po ramieniu, mimo wszystko pewnie sobie jedynie żartując, ale jednakże pewnie i tak mając chrapkę na jego wybrankę. Oczywiście najpewniej ich przyjaźń negowała szansę na cokolwiek, tym bardziej, iż Jordie obecnie jest w ciąży, niemniej jednak któż zabroniłby mu podziwiać chociaż wzrokowo. I to czynił bynajmniej bez skrępowania.
- No właśnie, cudownie, że przyjechaliście, chociaż nie mieliśmy zbyt wiele czasu i właściwie trochę nie jesteśmy przygotowani. Ale zaraz coś zamówimy, rozgośćcie się – zaproponowała, wtórując słowom Chestera, a następnie zaśmiała się znowu cicho, gdy Heather przygarnęła ją do siebie i ochoczo uścisnęła, witając się tym razem jak należy – Nie masz pojęcia jak się cieszę, że skradłaś to jego lodowate serce. I że możemy się wreszcie poznać, bo strasznie chciałam poznać dziewczynę, która tego dokonała – zażartowała, posyłając brunetowi jednoznaczne, wyraźnie porozumiewawcze spojrzenie, co znowu nieco rozbawiło Jordie. Nieco spięła się jednak na wspomnienie o ślubie i niemal automatycznie zerknęła na swój pierścionek, który zaraz dojrzała również druga kobieta. – Oh, jest przepiękny! Nie wiedziałam, że masz taki dobry gust, Chet – szturchnęła go lekko, oglądając błyskotkę na palcu Jordie, jednocześnie pokazując ją nieco małomównemu, ale chyba równie rozbawionemu mężowi. Gdy jednak przypomniała sobie o prezentach, Jordie pokręciła głową z uśmiechem, przyjmując jednak oczywiście od niej torebkę z upominkiem. – Ojej dziękuję, ale naprawdę nie musieliście nic kupować. A my już rośniemy piąty miesiąc, prawie szósty – oznajmiła, zdając sobie niemal sprawę z tego, że faktycznie jej ciąża trwała już tak długo, a to oznaczało, iż coraz bardziej zbliżała się do rozwiązania. Być może dopiero powiedzenie tego na głos, uzmysłowiło jej to, jak niewiele pozostawało już czasu. Pogładziła więc znowu instynktownie brzuszek i odstawiła torebkę na szafkę.
- No i właśnie, w sumie nie pochwaliłeś się nam przecież czy będziecie mieli syna czy córkę? Wiecie już, czy może czekacie do rozwiązania? – zapytała z pełnym przejęciem tuż po tym, jak wręczyła brunetowi butelkę z whisky, a Jordie zaprosiła ich dalej, by wreszcie usiedli i nieco odpoczęli – Aż nie mogę uwierzyć, że naprawdę doczekałeś się dziecka i to szybciej niż my – zaśmiała się szczerze, trwając właśnie w objęciach męża, gdy usiedli wspólnie na kanapie, a on objął ją z uczuciem, tak jak Chet nie obejmował Jordie już nazbyt długo. Niemal z tęsknotą obserwowała ten obrazek, szczęśliwej i zakochanej pary – małżeństwa, gdy jej własny związek nieco wisiał już na włosku. Robiła jednak nadal dobrą minę do złej gry i uśmiechnęła się lekko, zbierając jeszcze tylko zamówienia na coś do picia, ale wszyscy zdecydowali się na kawę. – To ja pójdę zrobić kawę – oznajmiła krótko, chcąc zostawić ich na razie samych, by mogli w spokoju powspominać i porozmawiać, ale jednak… - A ja chętnie Ci pomogę – zaoferował nagle Boyd, podrywając się z fotela, co nawet lekko rozbawiło ciemnowłosą, ale tylko pokiwała głową i skinęła nią w stronę kuchni – To chodź, przy okazji pokażę Ci naszą kuchnie – nie oponowała, a za to wręcz sama go tam zaprosiła, nie czując się bynajmniej źle w jego towarzystwie. Chociaż istotnie nie mógł oderwać od niej wzroku, ale chyba w jakimś stopniu nawet jej to schlebiało. Wyczuła także na sobie wzrok Chestera, ale udała się już wraz z jego przyjacielem do kuchni, po drodze jednocześnie opowiadając mu co nieco o sobie, by gdy tylko znaleźli się w odpowiednim pomieszczeniu móc przygotować wreszcie kawę dla całego towarzystwa, pod jego czujną obserwacją. Poniekąd była nawet chyba ciekawa reakcji bruneta, który póki został z pozostałą dwójką w salonie, pozwalając Jordie na przebywanie sam na sam z Boyd’em, który nawet nie krył się z tym, iż próbował z nią flirtować – a może jedynie taki miał już styl bycia, że każda rozmowa z nim – nawet ta o kawie, była niczym flirt, a że Jordie dawno nie flirtowała, to chyba również i to stanowiło dla niej poniekąd ciekawą odmianę. Chociaż wcale tego nie oczekiwała.
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Kobiety zawsze widzą, co chcą, nie? - zwrócił się do Jeremy'ego, który jednak, jako grzeczny mąż Heather, nie poparł go zbyt otwarcie w tym stwierdzeniu. Może Chet powinien zatem wziąć z niego przykład, jeśli chciał, aby jego związek z Jordie był równie udany, i po prostu częściej kierować się zasadą, iż milczenie jest złotem, zamiast przy każdej sprzeczce dolewać jeszcze oliwy do ognia swoimi uwagami. Ale czy nadal byłby sobą, gdyby we wszystkim tylko jej przytakiwał i nie miał nigdy własnego zdania? To już inna kwestia. Tymczasem jednak, pomimo początkowego zaprzeczenia, ostatecznie zdecydował się skorzystać z owego kiepskiego pretekstu, aby dołączyć do Jordany i Boyd'a w kuchni. I miał ku temu przynajmniej kilka powodów. Nie był bowiem zachwycony zainteresowaniem, jakie jego przyjaciel okazywał jego kobiecie, ale fakt, że Halsworth zdawała się to zainteresowanie odwzajemniać - wręcz go zirytował. Z dwojga złego zatem wolał wyjść na zazdrośnika niż na frajera, któremu narzeczona przyprawia rogi - a w każdym razie: flirtuje z innym facetem. I to z jego kumplem. I to praktycznie na jego oczach. Mimo że sama miała czelność oskarżać go o zdrady i nazbyt zażyłe relacje z innymi kobietami! Callaghan sam już zatem nie wiedział, czy miała to być jakaś wyrafinowana zemsta z jej strony, ale z całą pewnością nie zamierzał biernie się temu przyglądać - choć nie mógł też otwarcie się z nią na ten temat skonfrontować, żeby nie wszcząć przypadkiem kolejnej awantury, tym razem przy świadkach. - Heather jednak chce kawę z mlekiem - oznajmił, wtrącając się w beztroską pogawędkę pomiędzy Jordie i Boyd'em, który zamilkł w pół słowa, zerkając na przybyłego bruneta, gdy ten popatrzył po nich kolejno z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Wcześniej też chciała.
- Więc to podtrzymuje - wzruszył ramionami, opierając się biodrem o front kuchennej szafki i nieustannie balansując wzrokiem pomiędzy obojgiem. - Pomóc wam, skoro już tu jestem?
- Chyba do wciśnięcia paru przycisków w ekspresie nie potrzeba aż tylu rąk - Boyd zauważył z rozbawieniem.
- No nie wiem, to skomplikowany ekspres - stwierdził, gdy pomiędzy nimi ponownie rozległ się niezbyt głośny szum urządzenia. - W ogóle, co u ciebie? Podobno miałeś przyjechać z dziewczyną, żebyśmy też mogli ją poznać, i co się stało? - zmienił temat, woląc skupić się na osobie przyjaciela, który w odpowiedzi machnął lekceważąco ręką.
- Zerwaliśmy parę dni temu. Nie ma o czym mówić. Większą niespodzianką jest to, że z tobą jeszcze kobieta jakoś wytrzymuje, nie spodziewałbym się, że to możliwe - zażartował, następnie zwracając się do Jordie: - Poważnie, zastanów się dobrze, w co się pakujesz, Chet może i ma fajnych kolegów, ale sam jest nieznośny.
- Dzięki, mój fajny kolego - skwitował ze śmiechem i klepnął przyjaciela w ramię, niewiele sobie robiąc z jego uwag. Zresztą - może miał on rację, a obecna sytuacja z Jordie tylko tego dowodziła; ale to Callaghan zdecydował się obecnie przemilczeć. Podobnie jak i całą resztę - znając Boyd'a na tyle dobrze, by wiedzieć, że pewnie ani wspomniany związek nie należał do tych poważnych, ani jego zakończenie wcale go nie bolało i nie raz zdążył się już po nim pocieszyć. Ba, Chester w tych okolicznościach zapewne postąpiłby podobnie, gdyby nie to, że jego własna sytuacja z Jordie była co najmniej niejasna i sam nie wiedział, czy są jeszcze razem, czy nie - i gdyby nie to, że nie chciał całkowicie tego przekreślać dla chwili przyjemności z inną panną, nawet jeśli do niej to najwyraźniej nie docierało. Niemniej po chwili ekspres zakończył pracę, kawa była gotowa, a oni mogli wrócić do salonu z pachnącym świeżo zmielonymi ziarnami napojem, by bez przeszkód dać się pochłonąć rozmowom, w międzyczasie ustalając również, co zamówić na kolację - a nim się obejrzeli, ciepłe jedzenie dotarło wprost pod drzwi, a stamtąd na stół.
W czasie kolacji Chet i Jordana, zajęci swymi gośćmi, rozmawiali ze wszystkimi prócz siebie nawzajem - wymieniali uwagi z Heather, wysłuchiwali opowieści Boyd'a, a nawet celnych komentarzy Jeremy'ego, który wraz z napełniającym się pysznym jedzeniem żołądkiem, zaczął też więcej mówić, ujawniając uwielbiane przez jego znajomych poczucie humoru, jakim ewidentnie skradł serce Heather. Spośród trzech muszkieterów uchodził on bowiem za tego najmniej przystojnego - a mimo to istniała przynajmniej jedna osoba, która uznawała go za swojego ulubionego człowieka. Za najważniejszego spośród miliardów innych. Chet nie ośmieliłby się powiedzieć tego samego o sobie, skoro z Jordaną prawie się do siebie nie odzywali - o ile nie było to konieczne - i właściwie nawet na siebie nie patrzyli, chyba że wtedy, gdy to drugie akurat odwracało wzrok; ewentualnie wymieniali w przelocie wyuczone uśmiechy, opowiadając o tym, jak idealne było ich życie, choć z wiadomych względów najchętniej przerzucali temat rozmowy na swoich gości. Ale dopóki pomijali w tych rozmowach siebie nawzajem, przynajmniej szanse na to, że uda im się uniknąć scysji, pozostawały całkiem spore - a o to przecież chodziło. Nawet jeżeli ów dystans nie był dla nich naturalny: w innych okolicznościach, ilekroć siedzieli obok siebie, trzymali się za rączki i spijali sobie z dzióbków, niczym para zakochanych gołąbeczków, a obecnie - w tym najbardziej optymistycznym scenariuszu - wyglądali co najwyżej na parę, która nie zwykła okazywać sobie czułości w obecności osób trzecich. Nawet wtedy bowiem, gdy brunet zarzucił nonszalancko rękę na oparcie za plecami Jordie, niby ją obejmując, ani na sekundę jej przy tym nie dotknął. Ale z drugiej strony, żadne z ich gości nie miało wcześniej okazji widzieć ich w innych warunkach, więc za naturalne musieli przyjąć to, co widzieli teraz.
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
- Zgaduje, że kobiety szybko łapią się na te pochlebne komentarze, co? – zażartowała swobodnie, zerkając na niego, dokładnie w momencie, w którym w kuchni pojawił się brunet, co jednak nieco ją zaskoczyło. Ale znała go na tyle dobrze – lepiej niż pewnie przypuszczał, że bez problemu odczytała ten wzrok wycelowany w przyjaciela: ostrzegawczy i czujny. Przeszyło ją zdziwienie, ale z drugiej strony przecież musiał zachowywać pozory, tak? Przysłuchując się więc ich nieco dziwnej wymianie zdanie, w której chyba obaj próbowali oznaczyć teren i wybadać grunt, uruchomiła ekspres, którego odgłos rozniósł się po pomieszczeniu. – No właśnie, Heather już mówiła, że woli kawę z mlekiem. Nie powinieneś zostawiać naszych pozostałych gości samych… - zauważyła, zwracając uwagę na to, że mógł po prostu wrócić do salonu i dotrzymać towarzystwa pozostałym, ale najwyraźniej nie zamierzał tego robić. Dlatego zajęła się robieniem kawy, z trudem powstrzymując rozbawienie po słowach Boyd’a, który skutecznie zgasił chęć Chestera do pomocy w robieniu kawy. Odstawiając jedną z filiżanek, już wypełnioną pachnącą kawą, zaśmiała się i spojrzała na ich gościa, kiwając głową. – Tak spokojnie mówisz o tym, że dopiero co zerwałeś z dziewczyną? – uniosła pytająco brew, przyglądając mu się – I nie martw się, zastanowiłam się dobrze aż zbyt wiele razy. Chociaż faktycznie ma strasznie ciężki charakter – zażartowała, spoglądając znacząco na Callaghana, co bynajmniej miało być w tej kwestii wymowne i zrozumiałe tylko dla nich. Dla postronnych zaś jedynie formą żartu. – Czarna, tak? – spytała jeszcze Boyd'a dla pewności, a gdy przygotowali pozostałe napoje, udali się wspólnie ze wszystkim z powrotem do salonu, gdzie przeprosiła pozostałych, że tak ich zostawili samych na dłuższą chwile.
- Daj spokój, chętnie zajęliśmy się sobą – skwitowała wesoło Heather, na co Jordie także cicho się zaśmiała, kiwając głową – A Chet tak pożerał Cię wzrokiem, że nie miałam serca go tutaj zatrzymywać – mrugnęła do niej porozumiewawczo, co oczywiście wewnętrznie Jordanę znowu zdziwiło, ale zachowując dobrą minę do złej gry, znowu skwitowała to rozbawieniem i usiadła obok Chestera, bliżej pewnie niż powinna, ale tylko na tyle pozwalało jej miejsce na kanapie. Wzmocnienie się kawą dało im czas na to, by spokojnie wyczekiwać na przyjazd zamówionej kolacji, na której bynajmniej nie oszczędzali. Gdy więc wszystko dotarło, nakryli do stołu i wspólnie do niego zasiedli: i chyba dopiero wówczas Jordie poczuła się nieco bardziej swobodnie. Szczerze śmiała się z żartów Jeremiego, z zainteresowanie wysłuchiwała opowieści Heather i oczywiście z wyraźnym zadowoleniem przyjmowała kolejne komplementy Boyd’a, których chyba nie zamierzał jej dzisiaj szczędzić. I zdawać by się mogło, że tylko oni oboje zdawali sobie sprawę z tego, że utrzymują teraz kontakt ze wszystkimi, tylko nie ze sobą wzajemnie – właściwie nie odezwali się do siebie ani razu, a na poszczególne pytania odpowiadali osobno. Czasem jedynie posyłając sobie wystudiowane uśmiechy, gdy wymagała tego sytuacja, która miała pokazać jak idealnie żyje się im tutaj – razem. Gdy Chet zarzucił rękę na oparcie jej krzesła, niemal przeszył ją dreszcz, bo spodziewała się nagłego kontaktu fizycznego, ale… ten nie nadszedł. Czuła się dziwnie spięta, chociaż nadal próbowała zachowywać pozory i wydawało się im, że to działa, ale…
- Słuchajcie, wyglądacie razem cudownie – uśmiechnęła się szeroko Heather, mimo wszystko obserwując ich nazbyt uważnie – Chet pewnie zaraz powie, że jestem wścibska – posłała mu sugestywne spojrzenie – Ale to wręcz niemożliwe, żeby świeżo zakochani, zaręczeni, przyszli rodzice mogli wysiedzieć obok siebie tak… grzecznie – zażartowała, kręcąc głową – My już jesteśmy tyle po ślubie, a nie możemy się od siebie odkleić. Chet, jakbym Cię nie znała to może i bym uwierzyła, ale przyjechałam tutaj zobaczyć na własne oczy jak wygląda zakochany Chet – zaśmiała się, machając ręką na wymowne spojrzenie męża, który najpewniej nie chciał, by ta wymuszała na nich cokolwiek. Jordie zaśmiała się tylko krótko, nie bardzo wiedząc co począć i powiedzieć, ale pokręciła jedynie głową i zmuszona słowami kobiety, mimowolnie sięgnęła dłonią do męskiego uda, które pogładziła – co prawda pod stołem, ale jednak nawiązując pierwszy dzisiejszego wieczora kontakt fizyczny.
- Chet po prostu jest nieśmiały – zażartowała, wywołując śmiech u zebranych.
- To zdecydowanie jedna z tych cech, której Chet na pewno nie ma – zakomunikował pewnie Boyd – Stary, gdybym miał taką kobietę u boku, nie mógł oderwać od niej rąk – skwitował, poruszając zabawnie brwiami, kolejny raz dając wyraz swojemu zachwytowi nad ciemnowłosą, na co zarobił kuksańca w bok od Heather.
- Dobra, to może zostawimy ich teraz na chwile, co? Tak dawno nie widzieli się we trzech – spojrzała porozumiewawczo na Jordie, na co ta kiwnęła głową, powoli wstając od stołu.
- Jasne, chętnie pokaże Ci resztę domu – zaproponowała, czekając na Heather, wraz z którą udała się na piętro, pozwalając przyjaciołom pogadać w spokoju – i w samotności. Zapewne mieli trochę do nadrobienia i zapewne chcieli to uczynić tylko w swoim towarzystwie, co więc im umożliwiły. W tym czasie Jordana oprowadziła kobietę po piętrze, pokazując między innymi łazienki, pokój, który przygotowywali dla dziecka oraz ich główną sypialnię wraz z garderobą. Pominęła jedynie pokój gościnny, bo nie była pewna czy Chet na pewno zamaskował wszystkie ślady swojej obecności w nim. W międzyczasie szczerze sobie porozmawiały, a Jordana pod mały atakiem pytań Heather musiała się mocno skupić, by z niczym się nie wsypać, ale polubiła ją na tyle, że ta rozmowa i tak całkiem luźno i swobodnie się układała. Sama też chętnie podpytała ją o kilka kwestii związanych z brunetem, mając wreszcie ku temu okazję i w ten sposób także podtrzymując ich linię obrony – uwiarygodniając ją. Gdy w końcu zdecydowały się wrócić na dół, ukróciły poniekąd męskie pogawędki, przyglądając się im uważnie.
- Już nas obgadaliście? – zaśmiała się szczerze Heather, stając tuż za swoim mężem, którego objęła od tył, całując w policzek.
- Wcale o Was nie rozmawialiśmy – zaparł się Jeremy, wywołując kolejny raz śmiech u swojej małżonki.
- W ogóle – wsparła głowę o tę jego, spoglądając przed siebie – czyli właśnie na Chestera i Jordanę, która to przystanęła za mężczyzną i… chcąc czy nie, musiała wykonać jakiś ruch. Jeremy i Heather wyglądali na bardziej zakochanych niż oni – okazywali sobie to niemal każdym kroku, a oni? Zdawali się być kompletnie nieobecni i wycofani. Dlatego położyła powoli dłonie na męskich ramionach, wysilając się na ciepły uśmiech, który i tak sam wpełzł na jej twarz na widok tej dwójki. Cholernie im zazdrościła.
- Oczywiście zostajecie u nas na noc?
programista
narzeczony jordany
columbia city
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
/ zt x2