WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#41

Dla Nathaniela początek roku należał do czasu związanego z intensywną pracą. Poprzez przesiadywanie w biurze do późnych godzin wieczornych mimowolnie coraz częściej odpływał myślami do zimowych szaleństw, z których słynął. W tym okresie pozwalały mu odreagować stres i jednocześnie dawały nowy zastrzyk energii do działania. Kiedy więc podczas kolejnego wieczoru z rzędu spędzanego w konferencyjnej wśród papierów niespodziewanie otrzymał smsa od Siriusa, wpadł na genialny plan, do którego wykonania momentalnie się zapalił.
Spontaniczny wypad za miasto w męskim towarzystwie był czymś, czego mu ostatnio brakowało. Wyjazd przed siebie, bez kobiet, dostępności telefonu, problemów i jakiegokolwiek konkretnego kierunku zapowiadał się na wielką przygodę. Bo kto właściwie by się przejmował noclegiem, skoro obaj wychodzili z założenia, że wszystko dało się załatwić od ręki? A jak nie, to zostawało przecież jeszcze auto! Dlatego bez szczególnej organizacji udało im się ogarnąć wszystkie swoje sprawy w ciągu dnia, by na weekend zapakować cały niezbędny bagaż w Audi Q8 quattro Nate’a i ruszyć w drogę.
W trakcie jazdy chłopaki gadali o różnych głupotach bardzo ważnych męskich sprawach, w międzyczasie decyzje odnośnie kierunku podejmując w przypływie impulsu. Covingtona z każdą zmianą trasy nawiedzał przyjemny dreszczyk emocji, czego nie czuł już od dawna. Wraz z kolejnymi przemierzanymi milami czuł narastającą satysfakcję z faktu, że udało mu się wygrzebać z tych papierów i w końcu spędzić weekend z dala od miasta i problemów. Wśród śmiechów i wygłupów, nie mógł oprzeć się coraz większemu wrażeniu, jak bardzo potrzebował takiej wolności.
Czas płynął, a mężczyźni nawet nie zauważyli, jak pogoda zaczęła się zmieniać. Z każdą chwilą stawało się coraz ciemniej, a niebo zasnuło się bałwaniastymi chmurami, z których zaczął padać śnieg. W parze ze śniegiem pojawił się silny wiatr, którego podmuchy uderzały w auto, starając się usilnie zepchnąć je z drogi. W otoczeniu pól było to znacznie łatwiejsze, niż w lesie, dlatego Nate musiał utrzymać czujność. Niestety, wiatr porywał płatki śniegu, które szalały na zewnątrz, momentalnie zasypując drogę. Nagle całe otoczenie stało się białe, co bardzo utrudniło widoczność i nakazywało jechać na czuja.
- Zajebiście - zaklął Nate pod nosem z wyraźnym niezadowoleniem i przechylił się do przodu, starając się skupić wzrok na drodze i próbując nie złapać pobocza. Nie tego spodziewał się na wyjeździe. - Że też musiała nam się trafić burza śnieżna - mruknął z dezaprobatą. - Może powinniśmy znaleźć jakieś miejsce do przeczekania? - zarzucił pomysłem, choć wątpił, czy cokolwiek przy tej widoczności uda im się znaleźć.
Ostatnio zmieniony 2022-09-11, 19:10 przez Nathaniel Covington, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Lyn [ona]

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#67

Sirius nie słynął z roztropności, dlatego ochoczo zgodził się na propozycję Nathaniela, dotyczącą wyjazdu za miasto. To nic, że ich podstawowy bagaż składał się ze skrzynki alkoholu, dwóch zgrzewek napoi i paru suchych produktów, które winny starczyć im na cały weekend. Poza szamponem, szczoteczką do zębów i pastą Sirius zapakował dodatkową parę ubrań - chociaż zapomniał o bieliźnie, dlatego przed zatrzaśnięciem bagażnika Audi podkradł dwie pary bokserek z torby kuzyna.
Podróż minęła im w miłej atmosferze, sporadycznie przerywanej przez śpiew młodszego mężczyzny, który ciągle majstrował coś przy radiu. Ostatecznie podłączył Bluetooth i uruchomił pyliste na spotifach. od ich ostatniego spotkania w barze naprawdę wiele się zmieniło, o czym poinformował jeszcze zanim zdążyli opuścić granice znanego i bezpiecznego Seattle. Zapewne Nathaniel kilkukrotnie wybuchł śmiechem, gdy Sirius kolejno opowiadał mu o swoim związku z domniemaną wariatką. Melusine czekała na niego w mieszkaniu, kiedy wrócił z pijackiego spotkania z kuzynem, pokłócili się i uprawiali seks. Potem zaprosił ją na randkę w swoim rodzinnym domu na obrzeżach miasta i zaproponował związek, który posypał się w momencie, w którym Maya Bosworth, matka Siriusa, przyłapała ich na współżyciu. Kobieta nie akceptowała Melusine, ponieważ wciąż żyła w przeświadczeniu, że syn spotykał się z Jackie. Sirius nie powiedział prawdy ze względu na jej stan zdrowia. po śmierci Ursuli wciąż chorowała na depresję.
Otworzył okno i wystawił rękę na zewnątrz. Płatki śniegu roztapiały się na jego rozgrzanej skórze. Gdy pierwszy mocniejszy podmuch uderzył w auto natychmiast zamknął szybę i z trwogą spojrzał na kuzyna, który mocno zaciskał palce na kierownicy. Otoczenie prędko zaszło bielą i stanowczo ograniczyło widoczność. Sirius również postanowił skupić się na drodze, aby uprzedzić, gdyby zauważył coś, co wzbudziłoby jego wątpliwości.
- Tu raczej nic nie ma - odpowiedział. Na moment oderwał się od obserwacji otoczenia i wyciągnął telefon. Ikona wskazywała brak zasięgu. - Fantastycznie - prychnął i w chwili, w której ponownie poderwał głowę jego wzrok natrafił na dach chaty, skryty gdzieś pomiędzy drzewami. - Zatrzymaj się! - wrzasnął niespodziewanie, po czym sam zdziwił się swoją gwałtowną reakcją.
Ogromne koła po raz ostatni zatoczyły się po ośnieżonej drodze. Sirius po raz kolejny otworzył okno, wpuszczając do środka zimne powietrze oraz wirujące płatki. Przymrużył powieki. Próbował upewnić się, że to, co zobaczył w trakcie drogi nie było obłudnym przywidzeniem. W końcu wychylił głowę na zewnątrz, po czym ponownie zwrócił się do Nathaniela. Tym razem jego twarz wyrażała satysfakcjonujący uśmiech. Wytknął palec w północno-wschodnim kierunku.
- Tam jest jakiś dom. Może powinniśmy zapytać, czy możemy się u nich zatrzymać? - zaproponował, choć nie był na tyle cierpliwy, aby poczekać na odpowiedź. Wyszedł z samochodu, uprzednio zabierając kurtkę i ruszył w kierunku chaty. Mocno naciągnął na głowę kaptur, aby uchronić się przed zimnym powietrzem.
Dom w samym centrum lasu kojarzył się Siriusowi jedynie ze scenariuszem horroru. Z drugiej strony - tu spojrzał na Audi kuzyna - dalsza jazda była równie niebezpieczna.
- No chodź! - zawołał Nathaniela, po czym przyśpieszył. Jego nogi skrzypiały pod śniegiem i sporadycznie natrafiały na przeszkody w postaci kamieni i gałęzi. Po przejściu około dwudziestu metrów dotarł do parterowego domku. Niestety w żadnych z okien nie paliło się światło.

autor

P o l a

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Spontaniczny wyjazd w nieznane to doskonały pretekst na ucieczkę z miasta. Wbrew pozorom, ze strony Nathaniela wcale nie był to tak zupełnie niewinnie rzucony pomysł. Ostatnie wydarzenia ciążyły mu na głowie, a od ciągłego zastanawiania się nad pewnymi kwestiami bez jakiegokolwiek planu działania, jedyne, na co miał ochotę to odpocząć i choć przez chwilę poudawać, że wszystko było w jak najlepszym porządku. Zdawał sobie sprawę, że uciekanie od problemów nie było w jego naturze i w żadnym razie nie rozwiązywało sytuacji, ale potrzebował chwili wytchnienia i być może liczył przy tym, że dzięki temu uda mu się znaleźć inną perspektywę.
Jak przewidywał, Sirius bez zbędnych pytań ruszy z nim w trasę w poszukiwaniu przygód. Zabranie go ze sobą było strzałem w dziesiątkę, bo w trakcie drogi Nate skupiał się na opowieściach kuzyna, mrucząc coś co chwila w odpowiedzi, parskając śmiechem albo zadając z zainteresowaniem pytania, by pociągnąć dalej temat. Skrzętnie pilnował, by ciągle zajmować czymś swoje myśli i nie pozwolić sobie na to, by wkradły się do nich problemy pozostawione w Seattle. Na szczęście, idealnie dobrane towarzystwo dawało odpowiednią swobodę i rzucane raz po raz żarciki przyprawiały go o lepsze samopoczucie, co w niedługim czasie sprawiło, że kompletnie się wyłączył na wszelkie troski, uznając tylko to, co działo się teraz.
A teraz burza śnieżna znacznie utrudniała im dalszą drogę. Podczas niej nie było sensu przemieszczać się autem, a czekanie w aucie aż przejdzie, wydawało się marnym pomysłem. Wrzask Siriusa spowodował gwałtowne wdepnięcie na hamulec i pomimo ostrożnej, wolnej jazdy włączenie ABS. Było ślisko. Na szczęście jednak na drogę ani nic nie wyskoczyło, ani nie spadło drzewo.
- Ja pierdole, Sirius, wiesz, że nie straszy się kierowcy? - zarzucił mu zszokowany Nate, próbując uspokoić łomot serca, po czym zaśmiał się nerwowo i zaciągnął hamulec ręczny, by przyjrzeć się, co też kuzyn wyczyniał przez to okno. - Uważaj, bo zaraz ci łeb urwie - mimowolnie się skrzywił, widząc wpadające do audi płatki i czując chłodne podmuchy wiatru. To się nazywało braterskie okazywanie troski.
- Jesteś w stanie cokolwiek dowidzieć w tą śnieżycę? - zawołał za nim powątpiewająco, bo jego, mimo mrużenia powiek, oczy zawodziły. Z miejsca odepchnął od siebie myśli, że chyba przemawiała za tym starość. Ale zanim jego słowa zdążyły dotrzeć do kuzyna, ten już znajdował się na zewnątrz. Pozostało mu więc zawierzyć słowom Siriusa, zamknąć okno i sięgnąć po swoją kurtkę, by po chwili ruszyć w pośpiechu za nim, pozostawiając w razie czego auto na włączonych światłach. Rzeczywiście po wyjściu na dwór między drzewami widać było zarys zabudowań. Czując przedzierający się przez poły kurtki nieprzyjemny chłód wiatru, opatulił się po szyję i poszedł w ślady Siriusa. Niestety, niepozornie wyglądający drewniany domek z werandą wyglądał na pusty. Na pierwszy rzut oka nie miał żadnych konkretnych zabezpieczeń typu kamery czy choćby alarm. Nate, w celu upewnienia się na wszelki wypadek zapukał - bez odzewu. Przetarł rękawem szybę i zajrzał przez nią do środka.
- Wygląda na domek leśniczego - przyznał, widząc kominek i w gruncie rzeczy bardzo skromny zestaw mebli, jak i kilka wypchanych zwierzaków na ścianach wraz z mapą pobliskich terenów. Przypominał mu kryjówkę w typie filmów akcji, które lubił oglądać. Na zupełnym pustkowiu, gdzie był problem z zasięgiem, nie wspominając już o internecie. Wyprostował się i spojrzał na szalejącą burzę, a później z dozą niepewności na Siriusa. Jakie mieli wyjście? - Może nie obraziliby się, gdyby udało nam się dostać do środka? - zaproponował ostrożnie, zaglądając pod wycieraczkę, pod którą nic się nie znalazło. Obok niej i na parapetach były również doniczki, które zaczął przeszukiwać, aż jego palce trafiły na coś niewielkiego i metalicznego. - Bingo - uśmiechnął się na widok oczekiwanego kluczyka, po czym spróbował włożyć go do zamka w drzwiach i w napięciu, delikatnie pociągnął za klamkę w obawie przed alarmem. Drzwi ustąpiły i cicho skrzypnęły, jednak nic się nie stało. - Halo? - zawołał, rozglądając się po pomieszczeniu, ale echo i ziąb w domku upewnił ich, że nikogo w nim nie zastali.

autor

Lyn [ona]

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie powinien straszyć kierowcy, jednak zadziałał pod wpływem impulsu. Domniemana chatka w tej ciemnej i zewsząd ośnieżonej okolicy mogła stanowić dla nich jedyną formę schronienia. Chciał się upewnić, zanim ruszą w dalszą, wątpliwą drogę, która stawała się problemem nawet dla tak potężnego auta, jakim było audi Nathaniela. Nie śpieszyło im się a przynajmniej do grobu, żeby nadgorliwie pędzili dalej naprzód.
- Nic, a nic - odpowiedział zgodnie z prawdą, ale pomimo tego zdecydował się wyjść na zewnątrz. Wkrótce okazało się, że była to słuszna decyzja, bo im oczom ukazała się stary, opuszczony domek. Wiatr nabierał siły, dlatego Sirius musiał ciągle trzymać kaptur. W dodatku przysłaniał twarz ręką, aby uchronić się przed lawirującymi w powietrzu płatkami śniegu. Zapewne nie oddalili się od Seattle nawet o sto kilometrów, a temperatura wydawała się dorównywać klimatowi Antarktyki. Chłód ogarnął jego dłonie i stopy, przez co zaczął odczuwać nieprzyjemne mrowienie. Nie przywykł do takich warunków.
- Na pewno właściciel wolałby nas zobaczyć żywych w środku, niż martwych na wycieraczce - bąknął Sirius, a jego głos przez panujący wiatr był mocno uniesiony. Chwilę przyglądał się, jak kuzyn poszukiwał klucza do chaty w najbardziej oczywistych kryjówkach, po czym sam zniknął gdzieś na tyłach. Wpierw przedostał się przez rozłożyste krzaki, minął kilka pojedynczych pieńków i stanął przed obszernym, aczkolwiek lichym oknem. Potem parokrotnie pchnął ramę, a kiedy nie odpuściła, chwycił za drewienko i wybił nim szybę. Ostrożnie pozbył się kawałków szkła z parapetu i wślizgnął się do środka, gdzie panował okropny zaduch. Chłodne powietrze z nowej wnęki owiało plecy Siriusa, deski chrzęściły pod naporem jego kroków, a wiatr przerażająco gwizdał w kominie, jakby właśnie usiłował pozbyć się nieproszonego gościa. Właśnie szedł w kierunku frontowych drzwi, kiedy te delikatnie zaskrzypiały i uchyliły się, jednocześnie wpuszczając nieprzyjemny przeciąg. Zatrzymał się, schował zmarznięte dłonie do kieszeni i mimowolnie spojrzał na Nathaniela, który z trwogą wszedł do wnętrza.
- Halo - odpowiedział mu, brzmiąc ochryple i złowieszczo. W tamtym momencie zdał sobie sprawę, że po raz kolejny postąpił nazbyt impulsywnie. - Wybiłem szybę - poinformował, jednocześnie wskazując kciukiem na tylną ścianę. Przypuszczał, że kuzyn już wszystkiego się domyślił, dlatego ostatecznie wzruszył ramionami. Zapalił latarkę w telefonie i rozglądnął się za czymś, czym mógłby zatkać dziurę. Gdy nie natrafił wzrokiem na nic przydatnego, postanowił przesunąć lichy regał z kilkoma otłuczonymi filiżankami.
- No kuzynie, to nie wygląda jak Miami Beach - zażartował, po czym zasiadł w obszernym, dziurawym fotelu.

autor

P o l a

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

- I tu możesz mieć rację - przytaknął, bo sam wolałby wybrać mniejsze zło, jakim było drobne włamanie do leśniczówki, niż marznąć na dworze. Spanie w samochodzie również odpadało, bo, pomijając brak wygody w porządnym wyciągnięciu się na fotelu, konstrukcja samochodu nie pozwalała na zbyt długie przebywanie w obniżonych temperaturach. A właczone przez noc ogrzewanie wraz z niską temperaturą mogło spowodować poranne, niemiłe zaskoczenie podczas odpalania do dalszej drogi. Stanowczo nie chciał w najbliższym czasie wylądować w gazecie na stronie z nekrologami.
Poszukiwanie klucza nie zajęło mu zbyt wiele czasu, ledwo zwrócił więc uwagę na nieobecność Siriusa, który, jak uznał, może przeszedł się w poszukiwaniu tylnego wejścia… albo się odlać. Szalejąca pogoda skutecznie zagłuszyła wszelkie odgłosy wydobywające się z drugiej części domu. Dlatego też widok Siriusa w środku wprawił Nate’a w zdumienie, które okazał otwartą buzią i zastygnięciem w bezruchu. Jego oddech w połączeniu z mroźnym powietrzem przedostającym się przez otwarte drzwi wywołał parę. Poruszył nerwowo szczęką i odetchnął. - Nie mogłeś chwilę poczekać? - zapytał czysto retorycznie, bo mógł domyśleć się, że kuzyn wpadnie na tak nieprzemyślany pomysł. Pierwsze, o czym pomyślał w tej chwili, to zostawienie zapłaty za szkody i nocleg, kiedy jutro postanowią wyruszyć w dalszą drogę. Pomógł jednak chłopakowi przeciągnął regał, by zaślepić powstałą w oknie dziurę, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu, który, jak się okazało, posiadał też malutki aneks kuchenny.
- Jakoś ujdzie - westchnął zrezygnowany. Warunki nie były najlepsze i typowe standardy, do jakich przywykł, nijak miały się z tym, co tu zastali, ale nie mogli narzekać. - Trzeba będzie tu napalić - stwierdził, ściągając brwi. Na trzeźwo jednak chyba to wszystko nie przejdzie. - Chodźmy lepiej po rzeczy do naszego nowego królestwa. - Zostawił otwarte drzwi, żeby się przewietrzyło i ruszył w drogę powrotną do auta. Mroźny, porywisty wiatr i zacinające wokół śnieżynki nie ułatwiały mu sprawy, ale kierowany myślą o zasiądnięciu przy kominku z whisky w ręku brnął w zaparte. Najpierw przeparkował auto jak najgłębiej w stronę domku, ale wąskie dojście i połamane drzewa udaremniały dalszą drogę. Wysiadłszy z auta, zabrał wszystkie niezbędne elementy ekwipunku i zamknął za Siriusem klapę, by w zacinający śnieg wrócić z powrotem do domku. Postawił wszystko przy wejściu, po czym wyciągnął butelkę złotawego trunku i zaczął szperać po szafeczkach w poszukiwaniu jakiegokolwiek szkła. Znajdując jakieś kubki, postawił je na blacie.
- Trudne warunki wymagają odpowiedniego zaadaptowania się - stwierdził z teatralną powagą, uzupełniając kubki, nie pieprząc się z ilością tak, jak robił to w większym gronie albo w barze. Tu trzeba było się porządnie rozgrzać! - No, bracie. Za przygodę! - Stuknął kubkiem z Siriusem, po czym upił spory łyk, czując, jak paląca ciecz rozlewa się po jego gardle, by zaraz poczuć przyjemne ciepło w klatce.

autor

Lyn [ona]

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Ich sytuacja była naprawdę patowa, a w dodatku los obdarzył ich wyłacznie dwiema opcjami. Mogli albo przeczekać zawieruchę w samochodzie albo w opuszczonej leśniczówce - i obaj w pełni zgadzali się z tym, co należało wybrać. Byli na tyle doświadczeni oraz skłonni do myślenia przyczynowo-skutkowego, aby wiedzieć, że grzeczne pozostanie w audi mogło wiązać się z nieprzyjemnymi konsekwencjami.
- Myślałem, że tylko w filmach ktoś zostawia klucze pod doniczką - bąknął, nieco urażony faktem, że pomysł Nathaniela okazał się bardziej słuszny, aniżeli jego wybicie okna. Z drugiej strony rzeczywiście mógł wstrzymać się przynajmniej o kilka minut, bo sam wielokrotnie ukrywał klucz na klatce schodowej. Robił to wtedy, kiedy prosił sąsiada o pomoc w wyprowadzeniu psa. Sirius studiował i pracował, dlatego bywały dni, że wracał do mieszkania dopiero późnym wieczorem. Wstrzymywanie potrzeb fizjologicznych przez tak długi okres czasu było fizycznie niemożliwe. W dodatku Coco domagał się towarzystwa.
Kiedy Nathaniel wspomniał o paleniu, mimowolnie rozglądnął się w poszukiwaniu drewna lub innego tworzywa, które nadawało do ogrzania pomieszczenia. Mieli ogromne szczęście, bo tuż obok zakurzonego kominka znajdowała się sterta porąbanych pieńków. Sirius miał zapalniczkę, więc gdy przynieśli do środka swoje rzeczy, zajął się ogniem. W międzyczasie kuzyn zaczął krzątać się po kuchennej części leśniczówki.
Podpalił paczkę chusteczek z kieszeni i położył ją na wcześnie przygotowanej stercie drwa. Płomienie nie odrazu liznęły pieńki, dlatego zaczął im pomagać pogrzebaczem. Siedząc przed kominkiem, nerwowo wpychał pomiędzy drewno metalowy, osmolony kij, a pojedyńcze iskry wznosiły się w powietrze, po czym bezpowrotnie zniknały. Gdy w końcu powstało duże, a przede wszystkim trwałe palenisko, wziął od Nathaniela swojego drinka. Alkohol winien ich ogrzać o wiele szybciej, bo przy obecnej pogodzie kominek potrzebował czasu, aby podnieść temperaturę w pomieszczeniu.
- Za przygodę! - zawołał wesoło i w identyczny sposób jak kuzyn wlał sobie do ust a pół zawartości kubka. Zrobił to zbyt pochopnie, ponieważ prędko poczuł, jak paląca ciecz odbija się w jego żołądku i wraca do gardła. Odchrząknął i odwróciwszy się do Nathaniela plecami, nakazał mu się poklepać. Po chwili odetchnął, choć miniona sytuacja niczego go nie nauczyła. Zaraz ponownie z równą zachłannością skosztował drinka.
- Właściwie, co ci strzeliło do głowy z tym wyjazdem? - zapytał znienacka, chcąc poznać powód ich nagłej surviwalowej wyprawy, która była daleka od czasów, kiedy ukrywali się w szopie wujka i nielegalnie popijali whisky z jego arsenału. - Nie mam nic przeciwko, ale moje lędźwia mówią, że coś sie stało - kontynuował, patrząc przenikliwie na Nathaniela. Znali sie, byli rodziną, więc uwadze Siriusa nie umknął ten błysk żałości w oczach mężczyzny.

autor

P o l a

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Dobrze więc, że oboje mieli głowę na karku, a przynajmniej tak można było o nich sądzić w danej chwili. Chociaż oboje w mniejszym lub większym stopniu, czasem potrafili odwalać niestworzone rzeczy, godne zajebistych wspomnień, ale niezbyt napawających dumą w towarzystwie.
- W filmach zawsze zostawało jeszcze manipulowanie wsuwką czy czymś w podobie - parsknął śmiechem z powodu komizmu całej tej sytuacji. Nawet, gdyby chciał, nie potrafił gniewać się na Siriusa, Jego pomysły, jak wybijanie szyby z drugiej strony domku, bywały tak nieprzemyślane, że aż rozbrajające. Swoją drogą, w tej sytuacji czuł się trochę jak tajny agent. Taaak, sam też czasem mimowolnie puszczał wodze swoich fantazji.
Widząc usilne próby rozpalenia paleniska, trochę się skrzywił, po czym usiadł na niewygodnej kanapie obok kuzyna. Jednak dobrze, że wyciągnął ten alkohol. Najwyraźniej musiał wpłynąć na znacznie więcej aspektów, niż oczekiwali, kiedy pakowali się do auta, wszak nie tylko był w stanie poprawić im humor, ale również i rozgrzać, zanim kominek pozwoli na to zziębniętym towarzyszom. Dobrze więc, że zaopatrzyli się w odpowiednie ilości przyjmowanych procentów, w końcu jakoś trzeba było przeżyć tę fatalną niepogodę.
Zaśmiał się na reakcję kuzyna, gdy ten po wypiciu zbyt dużej ilości whisky na raz, kazał mu się poklepać, co zrobił z ogromną przyjemnością, uderzając w odpowiednie miejsce tak od serca. Przecież zawsze brał sobie dobro najbliższych za najważniejsze! - No, bo zaraz pomyślę, że alkohol ci szkodzi, ale masz w sobie krew Covingtonów, więc byłoby to ujmą na honorze - zażartował, kiedy w końcu mógł powrócić do swojego trunku, po raz kolejny upijając spory łyk. Rozpostarł się wygodniej, próbując znaleźć odpowiedniejszą pozycję dla kanapy z popsutymi gdzieniegdzie sprężynami.
- Zawsze lubiłem takie spontany - odparł ze wzruszeniem ramion, jakby nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Mimo to poczuł nagłe napięcie i choćby nie wiem jak chciałby to ukryć, nagle zaciśnięta szczęka i odwracanie wzroku w stronę zawartości kubka na niewiele się zdało. Sirius i tak coś przeczuwał. Opróżnił więc do końca swój napój, mając nadzieję, że zaleje to jego nagle, skądinąd powstały, napływ emocji i sięgnął po butelkę, by ponownie ją zapełnić i spojrzał znacząco na mężczyznę, sugerując, że bez tego nie dało się inaczej. Kiedy polał mu następną partię i upił ze swojej spory łyk, w końcu westchnął. - Myślę, że mogę być ojcem ponad rocznego dzieciaka - przyznał wprost, czując, jak alkohol go rozluźniał. Na trzeźwo pewnie nie poradziłby sobie aż tak z wypowiedzeniem prawdy na głos. A trzeba przyznać, że Sirius był pierwszy, który to usłyszał. - Wyobrażasz to sobie? Bo ja nie bardzo - i tu był problem. Który wypadało ponownie zalać dawką whisky.

autor

Lyn [ona]

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Właściwie to ich obecna sytuacja przypominała sceny z czarnej komedii. Z jednej strony cieszyli się swoim towarzystwem, a z drugiej utknęli gdzieś poza miastem w opuszczonej, starej leśniczówce. Wiatr prześlizgiwał się przez szpary pomiędzy deskami, gwizdał i huczał.
Z nich dwóch, to Sirius charakteryzował się lekkomyślnością i brakiem cierpliwości. Nathaniel jako wysoko postawiony, szanowany prezes zdążył wyrobić pewne nawyki związane z prawidłowym zachowaniem. Młodszy kuzyn, nieogarnięty student sztuki, niekoniecznie. Byli do siebie niepodobni, a pomimo tego gdy się spotykali znikały pomiędzy nimi wszelkie bariery - społeczne i komunikacyjne.
Głośno i gardłowo kaszlnął, kiedy silna ręka Nathaniela uderzyła w jego plecy. Potem poczuł ból. Mimowolnie ściągnął do tyłu łopatki, wypchnął klatkę piersiową i zacisnął usta w wąską kreskę.
- Kurwa, Nate - jęknął żałośnie, jednocześnie próbując zaczerpnąć powietrza, co przez krótką chwilę było wręcz niemożliwe. Potem ponownie odchrząknął i po raz kolejny zanurzając usta w alkoholu, wysłuchał kuzyna. Zaśmiał się i pokręcił głową. - Spokojnie. Dostatecznie wprawiłeś mnie w picie, gdy byłem młodszy - powiedział, przy czym teatralnie złapał się za pierś. Sirius wcześnie zaczął przygodę z alkoholem. Jeszcze przed rozpoczęciem liceum spotykał się ze znajomymi, aby wypić jedno albo trzy piwa, ale mocniejszych trunków po raz pierwszy skosztował w towarzystwie Nathaniela. Z sentymentem wracał do tamtych wspomnień. Przypomniał sobie, jak wtedy potrafił prędko się upodlić i zapaść w alkoholowy sen.
Usiadł w wysłużonym fotelu, którego sprężyna wbiła mu się w biodro. Natychmiast zmienił pozycję i umieścił jedną z nóg na podłokietniku. Łokieć oparł z drugiej strony.
Sirius bacznie obserwował reakcje kuzyna, a jednocześnie na bieżąco zwilżał gardło alkoholem. Jego zaciśnięta szczęka i rozbiegany wzrok świadczył o tym, że chodziło o coś więcej, a odpoczynek w plenerze stanowił jedynie formę odskoczni. Kolejne gesty Nathaniela, tęga mina i nerwowe dopełnienie kubków, wywołało u Siriusa zdenerwowanie. Niespokojnie poruszył się w fotelu i ściągnąwszy nogę z podłokietnika, rozciągnął obie wzdłuż podłogi. Przyłożył szkło do ust, lecz nie zdążył przełknąć alkoholu, bo słowa Nathaniela wywołały u niego taki szok, że mechanicznie wypluł cały trunek z powrotem do kubka. Spiął ramiona i usiadł prosto.
- Masz dziecko? - zapytał, jakby w pierwszym momencie nie zrozumiał tego, co kuzyn próbował mu przekazać. Mimowolnie spojrzał na drinka, który przez jego ślinę wyglądał o wiele mniej apetycznie, po czym wlał połowę zawartości do gardła. - Wiesz Nathaniel, takie rzeczy się zdarzają - podjął pierwszą próbę pocieszenia kuzyna, ale sam nie bardzo wiedział, jakie zdania powinien złożyć. Powiedzenie, że mu przykro było nie na miejscu. Dziecko nie stanowiło końca świata, choć niewątpliwie burzyło dotychczas poukładaną, rutynową codzienność. - To wynik przygody? - wymierzył kolejne pytanie.

autor

P o l a

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Ale trzeba przyznać, że klimat był w dechę. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że dosłownie, bo wichura spowodowana niespodziewaną zmianą klimatu co chwilę uderzała w drewniane deski budynku, przedostając się przez wszystkie możliwe szczeliny i złowieszczo wyjąc niczym nad potępionymi duszami. Chłopaki ruszyli z Seattle na poszukiwanie przygód i jak na razie całkiem dobrze im się to spełniało.
Zostanie prezesem dużo w Covingtonie zmieniło - rzeczywiście wykazywał się większą odpowiedzialnością, opanowaniem i zaczął zwracać uwagę na to, co sobą reprezentował, gdyż poniekąd stał się osobą publiczną. Do czasu wypadku na budowie jego życie wyglądało o wiele inaczej i znacznie mniej odpowiedzialnie. Dlatego powrót do spontanicznych akcji, takich jak ta, powodował u niego przyjemny dreszczyk emocji. Doskonale rozumiał młodość i brak większych ograniczeń, którymi Sirius mógł się poszczycić, dlatego też dobrze czuł się w jego towarzystwie.
- Co? Chyba miało szybko przejść? - zapytał, udając, że nie wiedział, o co kuzynowi chodziło, ale mimowolne uniesienie kącika ust zdradzało rozbawienie. Nieważne jak, najważniejsze, że przeszło i zapobiegł dalszej męczarni Siriusa. - Czułem się do tego zobowiązany. Przeszedłeś wszystkie możliwe testy, jestem z ciebie dumny - uśmiechnął się szeroko w stronę chłopaka i pokiwał głową, jak stary, doświadczony człowiek, wiedzący o życiu zbyt wiele, ale w jego oczach migotały wesołe iskierki, wskazujące na zgrywanie się. Ba, to on pewnie kupował Siriusowi poważniejszy alkohol na jakieś imprezy czy coś, musiał więc dopilnować, żeby umiał z niego odpowiednio korzystać. Zakupione procenty nie mogły się przecież pójść na marne. Zaraz później podświadomie przyszło mu na myśl, czy posiadając dziecko, nadal tak łatwo przychodziłoby mu akceptowanie rozpijania młodszych, czy jednak nie chciałby tego dla swojego potomka? Skrzywił się i pokręcił głową, nie chcąc teraz zaprzątać sobie tym myśli.
Pytanie znów wywołało grymas na twarzy Nathaniela. Pochylił się do przodu, wspierając się łokciami na kolanach. - Mogę mieć. Nie wiem jeszcze. Muszę zrobić test. - To było najlogiczniejsze wyjście z sytuacji, które mogło rozwiać wątpliwości, ale czy dzięki temu na pewno wszystkie znikną czy tylko się nasilą? Tego nie był wcale pewien. Z resztą, ostatnio nie miał już pewności do wielu rzeczy. - Wiem, ale nie przypuszczałem, że może to się zdarzyć właśnie mi - ściągnął brwi, wpatrując się w ogień. Nadal przetrawiał tę sytuację, która nagle stała się jakby bardziej realna, bo została po raz pierwszy wypowiedziana na głos. Bycie ojcem całkiem zmieniało postać rzeczy.
- Na pewno tego nie planowałem - stanowczo zaprzeczył, po czym westchnął: - Pamiętasz, jak dwa lata temu w lato zrobiliśmy sobie rundkę po barach? Mieliśmy w każdym zrobić po kilka szotów i iść do następnego. W ostatnim, jaki pamiętam, jakoś sobie zaginęliśmy - ściągnął brwi, wspominając tamten wieczór. Wtedy naprawdę dużo się działo. Rundka po barach nieźle dała im w kość, niektóre rzeczy pamiętał jak przez mgłę. Maddie ostatnio sama pomogła mu się przypomnieć. - Poznałem wtedy dziewczynę i coś zaiskrzyło. To była jednorazowa akcja, nie zapamiętałem jej dokładnie - wytłumaczył, chcąc się jakoś usprawiedliwić, głównie przed samym sobą. - Opowiadałem ci, że niedawno byłem świadkiem stłuczki i pomogłem dziewczynie ogarnąć sytuację na jej korzyść? Okazało się, że to ona. Powiedziała mi o tym podczas spotkania w kawiarni, które miało być w ramach podziękowania za pomoc. - Z którego wyskoczył jak poparzony, kiedy ta niespodziewana wiadomość go przytłoczyła. Na szczęście, nie spodziewała się od razu jakichś konkretów i dała czas na przemyślenie sprawy. Który mimowolnie uciekał.

autor

Lyn [ona]

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius stanowczo inaczej wyobrażał sobie ten wyjazd. Nawet wiadomość kuzyna, dotycząca poszukiwania przygód, wywołała w nim sprzeczne myśli. Sądził, że spróbują je odnaleźć w jakimś wygodnym hotelu i przyzwoitym barze z kolorowymi drinkami z palemką oraz kobietami, na które mogliby zarzucić oko – tylko oko, bo odkąd Sirius związał się z Melusine był bardziej stateczny. Tymczasem skończyli w przydrożnej leśniczówce, podczas trwającej śnieżnej zamieci. Warunki były polowe.
Kiedy w końcu zasiedli wygodnie na miejscach mogli trochę odetchnąć. Wichura wdzierała się do wnętrza przez każdą szczelinę, gwałtownie popychając płomienie do dzikiego tańca. Raz za razem języki ognia wyciągały się ku nim tylko po to, aby ponownie schować się w granicach kominka. Ich blask osiadł na sylwetach mężczyzn i rozświetlił część leśniczówki, choć mrok nadal był obecny w najdalszych kątach.
To zrób – powiedział, jakby właśnie próbował go ponaglić. W obecnej sytuacji było to głupie i niemożliwe, ale po prostu to pierwsze, co przyszło Siriusowi na myśl. Sytuacja wydawała się być trudna, ale test był jedyną opcją, która mogłaby rozwiać wszelkie niewiadome starszego kuzyna.
Spojrzał na szkło, w którym delikatnie kołysał się alkohol. Przełknąwszy ślinę natychmiast upił większą zawartość. Doskonale pamiętał strach, zdenerwowanie i niepewność, jaka mu dokuczała, gdy Melusine zakomunikowała, że mogła być w ciąży. Jego początkowe przerażenie prędko przekształciło się w poczucie zobowiązania. Pomimo że nie był gotów na dziecko, to był gotów pogodzić się z konsekwencjami. W końcu zawinił brak zabezpieczenia, decyzja dorosłych ludzi, a nie niewinny, mały człowiek. Westchnął, zastanawiając się, czy Nathaniel uważał tak samo.
Przemawia przez ciebie arogancja kuzynie – powiedział żartobliwie, jednocześnie kręcąc głową. – Jesteś takim samym człowiekiem, jak wszyscy i masz prawo popełnić błąd. Nawet niejednokrotnie – nachylił się, aby następnie pokrzepiająco klepnąć mężczyznę w ramię.
Mimowolnie zmarszczył brwi. Oparł się o oparcie i położywszy szklankę na podłokietniku, skrzyżował ramiona. Przez chwilę próbował sobie przypomnieć tamten dzień, a gdy mu się udało nerwowo przytaknął na słowa kuzyna. Rzeczywiście był taki moment, kiedy rozeszli się w inne strony. Sirius wpierw utknął przy barze. Pijany nie kontrolował już własnych ruchów i zaangażował się w rozmowę z barmanką. Potem zasnął na krześle z głową i ramionami na stole. Kilka godzin później obudziła go kelnerka, która zakomunikowała, że zamykają lokal. Nathaniela nigdzie nie było. Skontaktowali się ze sobą dopiero późnym popołudniem, kiedy oboje doszli do względnego porządku.
Z uwagą słuchał opowieści kuzyna, jednocześnie składając wszystkie niewiadome w całość. To co mówił było pełne nieprawdopodobieństwa, a pomimo tego Sirius wierzył w każde słowo. Sporadycznie otwierał i zamykał usta, jakby chciał coś wtrącić.
Lava wie? – To pierwsze pytanie, które przyszło mu do głowy. Wprawdzie Nathaniel nie funkcjonował już jako pojedyncza jednostka, która miała prawo robić to, na co tylko miała ochotę. Żył w bardziej lub mniej formalnej relacji, ale nie dało się ukryć, że pomiędzy tą dwójką iskrzyło. Lgnęli do siebie, a wizja dziecka mogła skruszyć mury ich stabilizacji. – Powinienem lepiej cię pilnować – powiedział, brzmiąc nienaturalnie ponuro i żałośnie. Wszystko skazywało na to, że gdyby nie rozdzielili się tamtego dnia, to Nathaniel nie borykałby się z problemem domniemanego ojcostwa. Z drugiej strony był dorosły i winien bardziej uważać na to, co robił.
Ta kobieta wymaga od ciebie deklaracji? – następne trudne pytanie opuściło usta Siriusa. – Chce żebyś wychowywał z nią dziecko?

autor

P o l a

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Biorąc pod uwagę wiele scenariuszy podróży, ten okazał się najmniej spodziewanym. Nate, przyzwyczajony do wszelkiego rodzaju wygód, musiał jakoś odnaleźć się w całkiem nowej przestrzeni i warunkach, które nie wydawały się zbyt przyjazne, dlatego z pomocą przyszedł im wysokoprocentowy trunek. Na szczęście, posiadali odpowiednie zaopatrzenie, by móc spokojnie przeczekać panującą na dworze wichurę w towarzystwie trzasku płomieni, tańczących na pobliskich ścianach i w ich oczach.
- Nie mam wyjścia. - Tylko w ten sposób mógł poznać prawdę i uspokoić myśli… albo postanowić, co dalej. Łatwiej było jednak powiedzieć, niż wykonać. Na samą myśl mimowolnie przejmowały go dreszcze. Nigdy nie miał styczności z czymś takim i nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać. Kiedy już myślał, że udało mu się pokonać wszelkie przeciwności losu i może odetchnąć, przybyły następne, z którymi musiał się zmierzyć. W jego żyłach płynęła krew Covingtonów, którzy nie byli tchórzami. Czuł więc coraz większe zobowiązanie, by przyjąć jedyną słuszną postawę, której podszepty sumienia mu podpowiadały.
- Jeśli to wszystko okaże się prawdą i Nadia jest moją córką, to mam nadzieję, że to jednorazowa… - tu zatrzymał się na moment, próbując dobrać ostatnie słowo - …wpadka - dokończył, mimowolnie się krzywiąc, bo cokolwiek by nie powiedział, i tak nie potrafił określić tego łagodniej i jednocześnie dosadniej. W głębi siebie czuł w tym momencie, że nie mógł nazwać tego błędem. Dziecko nie było błędem, bo samo wydarzenie nie wzbudzało w nim poczucia winy i żalu, by pluć sobie w brodę za to, że mogło być inaczej. To bardziej wypadek przy pracy, nieoczekiwany splot wydarzeń, ale nie błąd, za który mała Nadia miałaby płacić.
Dla niego również nadal była to nowość, dlatego rozumiał nagłą ciszę, która na moment nastała między mężczyznami. Taka wiadomośc wymagała przetworzenia, z czym Nate sam jeszcze niekoniecznie sobie radził. Pytanie kuzyna zawisło w powietrzu, aż zacisnął mocniej szczęki.
- Jeszcze nie. Jesteś pierwszą osobą, z którą o tym rozmawiam - przyznał, po czym ściągnął usta w prostą linię. Każdy, kto znał Nate’a, przyzwyczaił się do tego, że czasem ciężko było wydobyć z niego informacje o nim samym, bo kiedy coś na niego spadało, pod powłoką otwartości, zwyczajnie zamykał się w sobie. A odkąd zrozumiał, że zaczął darzyć Lavę niezwykle poważnymi uczuciami, tym bardziej obawiał się postawić ją przed całkiem nowym wyzwaniem. - Powiem jej, kiedy zyskam pewność, wtedy też pewnie zdecyduje, co dalej z nami. Ale nie spodziewam się wiele. Nie do końca przepada za dziećmi. - Z trudem przełknął narastającą w jego gardle gulę. Miał pięćdziesiąt procent szans, że Nadia była jego córką, więc było pięćdziesiąt procent szans na powodzenie związku z Lavą. Cholernie się bał, co kobieta powie, jeśli okaże się, że miał dziecko. Czemu to wszystko było takie trudne?
- Daj spokój, to nie Twoja wina. To ja dałem się ponieść chwili - westchnął z nutą złości w głosie. Na samego siebie, że myślał tym, co miał w spodniach, a nie głową. Chociaż ten one night stand nie był zwykłą, przypadkową akcją. Wtedy dostrzegł w Maddie coś, co nie każda kobieta posiadała i przede wszystkim to właśnie sprawiło, że wylądowali w łóżku, nie bacząc na konsekwencje.
- Ma na imię Maddie - wtrącił cicho, po czym nabrał głębiej powietrza w płuca. - Nie stawiała żadnych wymagań. Po prostu też chce poznać prawdę - zaprzeczył, wzruszając przy tym ramionami. - Tamtej nocy zerwała ze swoim byłym, więc nie ma pewności, czy to na pewno ja. Wydaje mi się, że mówiła szczerze. - Na początku też przeszło mu przez myśl, że mogła to być zwykła naciągaczka, ale coś w jej głosie i sposobie, w jaki mówiła, dawało mu dziwną wiarę w jej słowa. Nie widział powodów, dla których mógłby jej nie zawierzyć.

autor

Lyn [ona]

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

W gruncie rzeczy ucieszył się i odetchnął, gdy Nathaniel poinformował go, że musi wykonać test na ojcostwo. Sirius w obecnej, niemal patowej sytuacji uważał to za najlepsze i przede wszystkim jedyne wyjście.
Puściłeś się więcej razy? – zapytał wprost i chociaż pytanie miało zabawny wydźwięk, to w słowach wciąż skryta była powaga.
Sirius nie był święty; nie trzymał penisa zawsze w spodniach i zdarzyło mu się skończyć z obca kobietą w łóżku, jednak wątpił, aby kiedykolwiek któraś z nich oświadczyła mu, że został ojcem. Za każdym razem kontrolował sytuację, dbał o zabezpieczenie i przede wszystkim pamiętał rozwój minionych nocy - dlatego tym bardziej kręcił głową, gdy pomyślał o tym, w jakim stanie znajdował się Nathaniel, kiedy uprawiał seks z Maddie.
Rozumiem – nie rozumiał, ale uznał te słowa za właściwe. Napił się drinka i przez dłuższą chwilę bawił się trunkiem w ustach. Następnie głośno przełknął i syknął. – Chyba się kochacie – powiedział, uważając to za najważniejszy argument w tej zawiłej i trudnej sytuacji. W prawdzie w takim wypadku Sirius nie był nawet pewny, jak zachowałaby się Melusine. Spotykali się niewiele ponad miesiąc i wciąż odnosił wrażenie, że doskonale dogadywali się jedynie w łóżku. Podczas rozmów i kłótni na wierzch notorycznie wychodziły niedomówienia i tajemnice, które niszczyły ich rutynę. Nathaniel i Lava byli bardziej dojrzali, odpowiedzialni i stabilni - a przynajmniej tak uważał Sirius. Na korzyść tej relacji przemawiał staż znajomości oraz związku. Z drugiej strony... mała Nadia mogła być mechanizmem, jaki przyczyniłby się do ich upadku.
Myśląc o tym wszystkim bacznie przyglądał się kuzynowi, jednocześnie mocno zaciskając palce na szkle. Nathaniel dopiero opuścił emocjonalny dołek. Ledwo sięgnął beztroski, ponownie zasmakował swobody, a ponownie musiał się mierzyć z egzystencjonalnymi problemami. W tym czasie Sirius jedynie zastanawiał się na jaki kolor pomalować ściany galerii. Dzielili jedno miasto i identyczną grupę krwi, a pomimo tego wydawało się, że znajdowali się w różnych rzeczywistościach.
No tak – przytaknął, uprzednio ponownie mocząc usta w alkoholu. – Dzięki tobie rodzina zdejmie ze mnie tytuł czarnej owcy - pokusił się o dowcip. Wyjechali z Seattle po to, aby się odstresować, aby zapomnieć o problemach i troskach. Kiedy Sirius zrozumiał intencje, jakimi kierował się kuzyn, postanowił go po prostu rozweselić. W tym zaniedbanym, wychłodzonym i ponurym domku Nate nie musiał przejmować się Lavą, Maddie czy Nadią. Mógł popijać whisky, spoglądać w kominkowy płomień i drwić z głupoty młodszego kuzyna. tym razem o problemach miał prawo pomyśleć trochę później - jutro albo po weekendzie.
Upewnij się przy kolejnym spotkaniu – poradził, chociaż jego słowa brzmiały bardziej jak rozkaz. Nie znał Maddie osobiście, więc nie pokładał wiary w jej słowa. Nathaniel był młody, przystojny i przede wszystkim miał sporo pieniędzy, którymi nie dysponowała połowa społeczeństwa Seattle.
Dopił drinka, po czym wstał i rozciągnął się, jakby właśnie szykował się do olimpiady. Następnie podszedł do okna, aby sprawdzić, czy zawierucha ustała. Niestety dalej niespokojnie poruszała drzewami i szarpała płatkami śniegu. Gwizd pomiędzy rozszczelnionymi dechami chaty również nie ustał. Momentami wydawał się nawet upiorniejeszy, niż wcześniej. Niespodziewanie usłyszał skrobanie w okolicy stóp. Nieco płochliwie spoglądnął na dół. W podłogowej szparze dojrzał paciorkowe oko, które prędko zniknęło. Wrzasnął i nerwowo wskoczył na kolana kuzyna, jednocześnie otaczając go ramionami.
Tam coś jest! – wytknął palce w stronę dziury. Sirius zdążył wypić cztery drinki. Czuł się nieco podchmielony, jednak nadal kontaktował z rzeczywistością. Mocniej zaparł się na kuzynie, niemal przytykając policzek do policzka meżczyzny i chwyciwszy go za podbródek, skierował jego twarz naprzód. – To szczur! Mówię ci to szczur! – wydarł się, a w tym samym momencie podejrzane chrobotanie rozbrzmiało się spod kanapy. Sirius przeskoczył na fotel.

autor

P o l a

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Choć zadane pytanie mogło zabrzmieć dwuznacznie, to Nate wiedział, do czego chłopak zmierzał. Od czasu rozstania z Zarą nie wskakiwał w żaden poważniejszy związek, a jedynie utrzymywał przelotne znajomości. Kontakty fizyczne z kobietami traktował odpowiedzialnie, z należytą uwagą, upewniając się, że każda ze stron miała te same oczekiwania, a właściwie… brak oczekiwań i prostolinijne poddanie się przyjemności. Po katastrofie budowlanej udawanie, że się trzymał, wchodziło mu w krew tak, jak alkohol. Tamto wydarzenie to moment, w którym chcąc nie chcąc, zaczęło mu wszystko umykać spod kontroli. Małe zaniki pamięci nie gwarantowały bezpieczeństwa, ale gdyby coś było nie tak, instynkt samozachowawczy chyba dałby o sobie znać? Nie mógł tego wiedzieć po takim czasie.
- Tak, żeby nie do końca wszystko pamiętać? Nie sądzę - pokręcił przecząco głową. Jeszcze tego brakowało, żeby po świecie chodziło więcej potomków jego krwi, chociaż… ale nie. Nigdy nie był tak zdesperowany, żeby oddać swoją spermę do banku za kasę. Na to też teoretycznie można było zrobić badania, z tym, że match mógłby nastąpić dopiero, jeśli druga strona będzie chciała poznać geny, ale… chyba jak na razie miał dość wrażeń. - Zawsze mam przy sobie gumkę. A i one czasem pękają - westchnął zrezygnowany. Próbował niejako stanąć w swojej obronie, ale to i tak nie miało sensu w obliczu zaników pamięci. Nie miał pojęcia, czy w ogóle jej użył, czy nie i w tym momencie nie miało to już żadnego znaczenia. Nawarzył piwo i musiał teraz je wypić.
- Czasem to nie wystarcza - znów na jego twarzy wymalował się grymas. Kochał Lavę, o czym uświadomił sobie dopiero niedawno i nie był pewien, czy na pewno to odwzajemniała. Dlatego tak bardzo obawiał się tego, w jaki sposób zareaguje, jeśli wszystko okaże się prawdą. Bańka, w której żyli do tej pory, w zderzeniu z rzeczywistością, samoczynnie zaczynała pękać, ale czy ich uczucie było w stanie przetrwać kataklizmy? - Też ostatnio nie ma łatwo - przypomniał, powracając myślami do problemów jej przyjaciółki, Charlotte oraz coraz gorszym stanie Rhysa, które się na niej odbijały. Musiał o tym niedawno wspomnieć Siriusowi. Oczywiście, w obu sytuacjach odczuwał zrozumienie i empatię, ale co do Rhysa miał wrażenie, że trochę za bardzo się nim przejmowała, jak na współlokatorkę. Nie miał pojęcia, czego mógł się spodziewać po jego wyznaniu i chyba na ten moment nie chciał już o tym myśleć. To świetnie zgrało się z próbą rozładowania napięcia Siriusa, na co Nate nawet uniósł kącik ust w czymś przypominającym uśmiech.
- Znając życie, ten tytuł powróci do ciebie jak bumerang. Pozwolę sobie więc nie zmieniać twojej nazwy w moim telefonie - powiedział już bardziej żartobliwie. Wyczytał między wierszami wszystko to, czego Sirius nie objął słowami. Doceniał chęć rozchmurzenia go. Po to przecież wyjechał z miasta. I tego właśnie zamierzał się trzymać.
Nie żałował sobie wysoko gatunkowego alkoholu do wątpliwej jakości kubka. Kiedy po raz kolejny ujrzał dno naczynia, odstawił go i odetchnął tak, jakby był na najlepszych wakacjach ever. Dlatego na nieoczekiwany wrzask aż podskoczył z wrażenia. Kto wie, co tam ujrzał Sirius? Może jakiegoś seryjnego mordercę, który zaraz potnie ich na kawałki? Ten dom od początku wydawał się podejrzany!
- Co, co?! - krzyknął, bo adrenalina automatycznie uderzyła mu do krwi, znacznie bardziej niż alkohol i automatycznie objął ramionami Siriusa, zaciskając nerwowo palce na jego plecach. Omójborze, co tam mogło się kryć? Borze, zaraz umrą! Aż zachrypiał z wrażenia na słowa kuzyna. - Co? Szczur? - wydusił z siebie. Już spokojniej, w głębokim niedowierzaniu rozejrzał się dookoła, po czym obrzucił chłopaka spojrzeniem, zastanawiając się, czy opierdzielić go czy zacząć się śmiać. - Serio? - padło w końcu, a po pomieszczeniu poniósł się jego śmiech. - Pewnie zeżre nas żywcem? - obrócił sytuację w żart, strząsając tym z siebie resztki strachu na karku. Naprawdę przez chwilę miał same czarne myśli. - Może wlejmy alkoholu do miski, upije się i nie będzie mógł do nas trafić - teraz już szczerze się śmiał. Chociaż idea była dobra to mimo wszystko trochę szkoda byłoby mu whisky. Może tak spróbować z piwem? - Albo po prostu zapaliłeś beze mnie... - Tym razem rzucił mu z miną mówiącą samą za siebie.

autor

Lyn [ona]

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Nasze geny są szlachetne – zauważył nieco żartobliwie. – Nie powinieneś dymać się na lewo i prawo, jak królik, Nate – spróbował po raz kolejny rozluźnić atmosferę.
Sirius w prawdzie nie był osobą, która udzielała właściwych rad. Gdyby kuzyn zapytał go o sposoby zabezpieczania się, to odpowiedziałby, że przeważnie liczył na swoje potencjalne partnerki. Nie lubił prezerwatyw, bo w znacznym stopniu ograniczały one sposób doznań, choć nie mógł zaprzeczyć, że sięgał po nie w ostateczności. Jednak przy Melusine nie musiał się nimi forsować. Gdy ginekolog rozwiał ich wątpliwości, dotyczące ciąży dziewczyny, zdecydowała się przyjmować tabletki antykoncepcyjne. Przy częstotliwości ich stosunków był to właściwy wybór. Dzięki temu czuli się bezpiecznie i swobodnie.
Masz racje – przytaknął, choć Sirius znajdował się w takim momencie życia, w którym miłość uważał za najważniejszy argument. Pomimo brawury i arogancji pod względem tego typu uczuć był jeszcze naiwny albo po prostu mało doświadczony. W przeciwieństwie od Nathaniela nigdy nie zmierzył się z zawodem miłosnym.
Raczej nie było na świecie człowieka, który wiódł bezproblemowy żywot. Każdy borykał się z mniejszymi lub większymi troskami, niejednokrotnie zbaczał z prawidłowego kursu i potykał się na prostej drodze, absurdalnie wybierając najtrudniejsze rozwiązania. Sirius sam postawiony przed jakąś decyzją wielokrotnie omyłkowo wybierał trudniejsze rozwiązanie. Troski, zwady i konflikty były elementem ludzkiej natury, dlatego nawet nie zareagował, gdy Nathaniel stwierdził, że w ostatnim czasie Lava nie miała lekko. Zamiast komentarza starszy kuzyn mógł usłyszeć z jaką gorliwością Sirius opróżnił swoją szklankę whisky.
Hej! – zaoponował. – To niesprawiedliwe, Nate. – Udał oburzenie i machnął w powietrzu pustym szkłem. tylko delikatny, ironiczny uśmiech zdradził jego prawdziwe nastawienie.
Na co dzień Sirius nie odbarwiał się wszelkiego rodzaju robactwa oraz gryzoni. Nie obawiał się, o ile te nie wyskakiwały z zaskoczenia z jakiś podejrzanych, ciemnych dziur w chacie znajdującej się pośród niczego! Chociaż nie nadużył whisky, to w tamtym momencie odniósł wrażenie, że przeszkadzała mu w koordynacji ruchowo-słuchowo-wzrokowej.
Mocno objął kark kuzyna, przylgnął policzkiem do jego policzka i z uporem wskazywał miejsce, z którego przybiegł.
Nie śmiej się. – Odsunął twarz od głowy Nathaniela. Z ogromnym wyrzutem spojrzał na mężczyznę. – Słyszałem, że jak szczury są głodne, to potrafią zaatakować nawet człowieka! – powiedział całkowicie poważnie. W głosie Siriusa rozbrzmiało się nienaturalne drżenie, świadczące o tym, że naprawdę lękał się tamtego gryzonia. – Jesteś okropny. Zdziwisz się, jak ci zrobi w dupie gniazdo – obruszył się. Pomimo że nadal obawiał się szczura, to duma nie pozwoliła mu dalej siedzieć na kolanach kuzyna. Ostrożnie przeniósł się na fotel, choć tym razem podciągnął nogi pod klatkę piersiową, jakby w obawie, że nieproszony gość mógłby podgryźć mu kostki. Potem złapał za szklankę i dolał sobie whisky, uprzednio posyłając Nathanielowi złośliwe spojrzenie.
Oczywiście, że zapaliłem bez ciebie. Chwilę przed wyjazdem – przyznał zgodnie z prawdą.

autor

P o l a

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Spojrzał na Siriusa spode łba. Od razu zrozumiał jego szlachetne zamiary, ale na moment zawahał się przed odpowiedzią. A może chciał tylko utrzymać go ciut dłużej w niepewności? - Może właśnie dlatego nie powinny się marnować, hm? - Uniósł w końcu wyżej brew, przywołując na twarz uśmiech. W tej sytuacji rzeczywiście nie pozostawało mu już więcej, jak wyciągnąć pozytywne aspekty. Choć jeszcze w formie żartu, to była w tym pewna prawda.
Pod względem odpowiedniego zabezpieczenia Sirus i Melusine zdawali się być rozsądni. Oboje byli w tak młodym wieku, że praktycznie mieli przed sobą jeszcze całe życie. Mieli możliwość panowania nad własnym losem i spełniania stawianych sobie celów, a przede wszystkim korzystania z życia i otwierania się na to, co nowe. Niespodziewana wpadka mogłaby przekreślić ich marzenia, albo odłożyć je na znacznie później. Poza tym nie spotykali się długo, nie posiadali więc dość dużego stażu, by podjąć się zajęcia dzieckiem. Kto wie, czy byliby w stanie się później dogadać? Oczywiście Nate nie życzył im źle, wręcz przeciwnie. Zastanawiał się czasem nad przyszłością Siriusa, a znając jego, wiedział, że będzie ona kolorowa, jeśli tylko podejmie się właściwych działań. Inżynier nie przewidział skutków swoich, dlatego dla kuzyna stanowił dobrą przestrogę.
- Widzisz, możesz więc uczyć się na mnie, śmiało - stwierdził, a przez jego głos przemawiało rozbawienie, które miało na celu rozluźnienie. Zawsze odznaczał się rozwagą i zdrowym rozsądkiem. To jedno wydarzenie mogło, ot tak, wykreślić te synonimy stawiane przy jego imieniu. Ale czy tym się przejmował? Nie było to takie istotne. Ważne, że Sirius mógł, choć nie musiał, wyciągnąć z tego lekcję.
- Nie, żebym stawiał ci wyzwanie, ale na pewno mnie nie przebijesz - zaśmiał się, machając przy tym lekceważąco ręką na znak, że nie zależało mu na tym tytule. Chociaż lubił wyzwania, to nie wiadomo co musiałby zrobić Bosworth, żeby zapomniano o wpadce Nate’a.
Całe to absurdalne wydarzenie ze szczurem najpierw mocno go wystraszyło, a potem wywołało salwę śmiechu, której nie mógł opanować. To właśnie doszczętnie rozładowało w nim napięcie, odczuwalne dotychczas w tonie głosu i mięśniach, powstałe w wyniku jego wyznania. Śmiał się nie tylko z komicznej reakcji kuzyna, ale też z własnej. Strach podsunął mu tak idiotyczne myśli, że swoją głupotę mógł skwitować tylko jednym, aż zabolał go brzuch. Ostatecznie pozwolił sobie na zapomnienie o problemie, skupiając całą uwagę na teraźniejszości. Na tym, co tu i teraz.
- Jak również zjadają same siebie, kiedy nie mogą znaleźć pożywienia - dodał prześmiewczo. Skoro tutaj żyły to chyba nie miały tak źle, że nie ruszyły w las, w pogoni za jedzeniem. - Chyba naoglądałeś się za dużo horrorów, co? - zapytał żartobliwie, kręcąc głową. Sam z resztą nie był lepszy. To się dorośli chłopcy popisali! Opróżnił swoją szklankę i podał kuzynowi, żeby ten też mu dolał.
- Rozumiem, że jesteś przygotowany na pasożyta o imieniu Nate? - dodał z łobuzerskim uśmieszkiem, upijając spory łyk trunku, po czym spojrzał na niego z miną mówiącą why not?. Ochota na zapalenie trawki stawała się coraz większa, a w końcu wyjechali po to, żeby się pobawić. - Sprawmy, że ta rudera stanie się pięciogwiazdkowym hotelem - zaśmiał się, ogarniając szybko wzrokiem pomieszczenie. Potencjał był, trzeba było jeszcze pobudzić wodze fantazji.

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”