WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 23 — Opisując irracjonalne decyzje podejmowane tego dnia przez Judaha, śmiało można było użyć słów działał pod wpływem chwili. Pod wpływem chwili przecież przystał na propozycję Ariel, pod wpływem chwili sięgnął po kluczyki do auta znacznie wcześniej niż zapowiadał, że się u niej pojawi, a także pod wpływem chwili do kieszeni wpakował ten sam fartuch, który dostał od swojej byłej żony w prezencie, gdy tylko nawinął mu się pod rękę, kiedy jedną nogą był już prawie poza swoim mieszkaniem. Na żadną z tych decyzji nie było przecież innego, logicznego wyjaśnienia - podejmował je nagle, nie myśląc o czekających go konsekwencjach, zupełnie tak, jak nagle podczas ich ostatniego spotkania rzucił to słynne nie uwierzę dopóki nie zobaczę. No więc miałeś co chciałeś, Judah. Przyszedł ten czas, żebyś wreszcie zobaczył.
Tym oto sposobem, gdy pod ostatnią wiadomością wysłaną do Ariel pojawił się standardowy napis dostarczono, nie pozostało mu już nic innego niż wsunąć telefon do kieszeni płaszcza, a dla pewności zapukać do drzwi pod numerem 1, pod którym rzekomo mieszkała Darling. Rzekomo, bo jednak mając na uwadze wspólną przeszłość, głupotą byłoby nie brać poprawki na jej słowa i wierzyć w nie bezgranicznie, nie mając żadnego dowodu na ich prawdziwość. Tak jak Judah nie miał teraz ani dowodu, ani pewności, że pod jedynką mieszka akurat Ariel - równie dobrze zza drzwi mógł wychylić się jej sąsiad w podeszłym wieku czy upierdliwa sąsiadka, która wszystkich zapraszała na herbatę, a sama Darling przez lornetkę obserwowałaby wszystko z drugiego końca Portage Bay. Hej, na takie podejrzenia akurat zapracowała sobie sama.
Ale kiedy te się uchyliły, a wszelkie wątpliwości rozwiała promienna twarz byłej żony Judaha (tej drugiej oczywiście, chociaż teraz sobie uświadomiłam, że ta pierwsza też mieszka w Portage Bay...), z ulgą przywitał ją szerokim uśmiechem, tak bardzo niepodobnym do tego, który zwykł przybierać na twarz na siłę jeszcze kilka miesięcy temu na widok Ariel. – Czyli jednak podałaś mi dobry adres, a nie jakiegoś biednego staruszka, który musiałby mi tłumaczyć, że tu wcale nie mieszka żadna Ariel Darling – wypalił prosto z mostu, wręczając blondynce do ręki torbę z zakupami, na które pod wpływem chwili zatrzymał się pod pierwszym lepszym sklepem spożywczym po drodze. – Skoro Ty wykorzystasz dziś swój prezent, ja postanowiłem wykorzystać swój – mówiąc to sięgnął do kieszeni, żeby wyciągnąć z niej fartuszek, który sam dostał od Ariel. – To co, skoro podałaś mi dobry adres bez żadnych obaw, a ja już tu jestem i wkupiłem się w twoje łaski jedzeniem, może zaprosisz mnie do środka?tej łódki pływającej na wodzie, bo przecież nie domu, prawda? Czy wolisz żeby sąsiedzi gadali, że do tej nowej spod jedynki przychodzą strasznie przystojni goście? Tak by było, nie zmyślam!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post



Och Darling, coś ty sobie myślała?
Pukanie do drzwi rozległo się po domu potwierdzając, że Judah wcale sobie z niej nie kpił. Jeśli miała być szczera, nawet po tej wymianie wiadomości - pisanych przy akompaniamencie kojących świątecznych nut i likieru kawowego - nie spodziewała się, że faktycznie się u niej pojawi. Zeszła z kanapy nie mogąc wyzbyć się zdziwionego wyrazu twarzy, poprawiła swoje skarpety i getrowe spodenki, na koniec strzepując ze sweterka okruszki ciastka, które właśnie przeżuwała.
Jeśli nie dostanę wiadomości spodziewaj się mnie maks za czterdzieści minut.
Spodziewaj się mnie - pisał Judasz - pewnie dlatego nie spodziewała się wcale. Przecież dała mu wystarczająco wiele powodów, by przesiewał jej słowa przez niezliczoną ilość sitek i wciąż miał wątpliwość, co do traktowania ich poważnie. Wbrew pozorom nie musiał zbyt długo marznąć przed drzwiami, do których podeszła uchylając je niepewnie. Może to wcale nie był on? Może sąsiad, który nawiasem mówiąc - był Grinchem do potęgi, wpadł upomnieć ją, by dała już sobie spokój ze świąteczną playlistą. Zamiast stwora zzieleniałego od świątecznej gorączki stał tam Hirsh we własnej osobie. — To naprawdę ty — odparła w chwili, gdy zakupy wylądowały w jej rękach i jeszcze przez chwilę wpatrywała się w niego, jakby nie wierzyła, że naprawdę ją odwiedził.
Otrząśnij się Darling, wypiłaś tylko cztery kieliszki likieru. Nie masz halucynacji, on naprawdę tu jest. Mówi do ciebie, a ty nawet nie potrafisz sklecić sensownej odpowiedzi.
Na jej twarz wkradł się rozbawiony uśmiech, kiedy tylko zobaczyła fartuszek. — Nie pozwól mi żałować, że dałam ci swój adres — pogroziła żartobliwie, nogą uchylając szerzej drzwi, by bez problemu mógł wejść do środka. Musiała być naprawdę zaskoczona skoro nawet nie dorzuciła jakiejś uszczypliwości, po tym jak określił się mianem pana przystojnego. — Zapraszam do skromnych progów mojego domu, który z całą pewnością do łódek się nie zalicza — cholera, przecież był na zewnątrz i stał przed nim: czy takie coś pływa po rzekach, morzach i oceanach? Nie, bo domy nie pływają, o! Jeśli jednak to nie rozwiało jego wątpliwości, może chociaż wnętrze przekona go, że ma całkiem przytulny domek. Nie była to willa, ale nie liczy się ilość metrów kwadratowych, a jakość.
Dźwięk zamykanych drzwi rozbrzmiał informując jednocześnie, że właśnie dobrowolnie skazali się na seans z Kevinem i co dziwniejsze - żadne z nich nie wydawało się zdruzgotane tym pomysłem. Czy to nie w takich gestach zaklęta jest magia świąt?
Kochała święta… problem w tym, że te spędzane w Nowym Jorku. Na swoim koncie miała tylko jedne spędzane poza domem i to na własne życzenie, kiedy uciekając przed światem zaszyła się w Finlandii. W tym roku została pozbawiona wyboru, a wszystko za sprawą śnieżycy. Nastawiała się na spędzenie tych kilku dni w samotności, ale na ratunek przybyła Sao wraz ze swoją świąteczną kolacją. Spodziewała się kameralnej kolacji, a wbiła na imprezę, gdzie nie tylko uderzyła w nią brutalna prawda o samotności, ale też nacięła się na kłamstwo, które nieco sponiewierało jej świąteczny nastrój. Teraz próbowała go ratować piernikami i piosenkami, zakrapiając to wszystko świątecznym likierem i chyba ostatnie czego się spodziewała to fakt, że będzie współdzielić ten stan z byłym mężem.
Przecież sama go zapraszałaś!
Akt desperacji, przerażająca samotność, czy może naiwna wiara w to, że faktycznie uda się im zacząć od nowa znajomość, która jeszcze przed spotkaniem na lodowisku wydawała się zakończona? Nie znała odpowiedzi, ale wiedziała, że właśnie w salonie stał Judasz gotowy zakończyć jej samotne obżeranie się piernikami, i choć pewnie za żadne skarby tego świata nie przyzna się do tego - była wdzięczna, że przyszedł.
— Rozgość się… czuj się jak u siebie w D O M U — powiedziała ciepło, ale nie byłaby sobą, gdyby nie podkreśliła faktu, że wcale nie znajdują się na łódce — tam jest kuchnia. Nie jest z prawdziwego zdarzenia, ale spokojnie się tam zmieścimy we dwójkę. Chyba, że nie chcesz bym ci pomogła z czymkolwiek co tu zaplanowałeś… — powiedziała zerkając do torby trzymanej w rękach, jakby próbowała odgadnąć co im zgotuje. Po chwili już przystanęła przy meblach odkładając torbę na blat. — Napijesz się czegoś?
No nie patrz się tak Hirsh. To wcale nie świąteczny cud. To tylko miła Ariel.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie takiego przywitania się spodziewał. Pomijając fakt, że przez kilka pierwszych sekund od wciśnięcia dzwonka pod uwagę brał, że po drugiej stronie drzwi chodzi osiemdziesięcioletni sąsiad Ariel albo jakaś wścibska, niewiele od niego młodsza sąsiadka (tak, tak właśnie wyobrażał sobie ludzi mieszkających w Portage Bay pomimo co najmniej dwóch normalnych osób, które znał i które też właśnie tam odnalazły swoje miejsce na ziemi), a nie Darling we własnej osobie, zupełnie nie takiego przywitania się spodziewał. Nie sądził, że jego oczom ukaże się roześmiana, promienna twarz blondynki, nie sądził, że z jej ust usłyszy to naprawdę Ty, jak gdyby nie dowierzała, że ma przed sobą Judaha Hirscha we własnej osobie, a, uwaga, już tym bardziej nie sądził, że z taką lekkością i swobodą otworzy szerzej drzwi wejściowe, wpuszczając go do swojego małego, pływającego na wodzie świata. Tego samego, z którego po miesiącach nierównej i niepotrzebnej walki wykopała go praktycznie siłą, jednym podpisem finalizując rozwód i kończąc małżeństwo, którego żadne z nich zdawało się nie wspominać dobrze. Cokolwiek to dobrze w kontekście tego co pijani zrobili w Vegas mogło oznaczać.
Bez skrępowania wszedł do środka i swobodnie, jakby nie był tu po raz pierwszy, rozejrzał się po niewielkim holu, zsuwając już z ramion płaszcz. – Przychodzę z jedzeniem, własnym fartuchem, zamierzam Cię nawet nakarmić, a Ty jeszcze mówisz coś o żałowaniu? Masz tupet, Darling – przez poważny ton głosu przebił się wreszcie cień śmiechu, żartu, którym poniekąd miały być jego słowa. Nie bez powodu zresztą specjalnie zmiękczył jej nazwisko, podkreślając jego dwuznaczność - z jednej strony w końcu odzywał się do niej tak, jakby była tylko jakąś znajomą, koleżanką, która została na święta sama w Seattle, a z drugiej poniekąd powiedział właśnie kochanie. Ciekawe, czy w rzeczywistości w której ich znajomość rozpoczęłaby się w nieco inny sposób niż od wielkiej kłótni i pomyłki w formie wziętego w Vegaś ślubu mógłby mówić tak do niej bez towarzyszącej temu ironii. – Podkreślasz, że to dom, bo tak bardzo chcesz mi udowodnić swoją rację? ZNOWU? – powinien to mówić czy lepiej by było, gdyby tym razem odpuścił? Nawet jeśli tak, Judah cierpiał na okropną przypadłość - nie potrafił trzymać języka za zębami. – Wiem! Zaprosiłaś mnie tu nie dlatego, że potrzebowałaś zmusić kogoś do wspólnego oglądania Kevina po raz setny, ale żeby natrafić na idealną okazję pokazania, że te pływające na wodzie łodzie to też domy. Wiedziałem, że jak już dajesz mi swój adres coś musi być na rzeczy – roześmiał się, robiąc pierwsze kroki wgłąb niewielkiego domku, którego rozmiar zdecydowanie nie wskazywał, by była to zwykła łódź. Ale na szczęście tego na głos mówić nie musiał - to prawie jak jawne przyznanie Ariel racji, prawda?
Ariel Darling, czy Ty potrafisz gotować? – hej, to całkiem poważne pytanie! Biorąc pod uwagę kilka suchych faktów, które o niej wiedział, określenie dobra kucharka niespecjalnie do nich pasowało - w głowie Hirscha prędzej pojawiało się wyobrażenie niezależnej, ale i wiecznie zabieganej blondynki, która nie tyle co nie lubi, a nie ma czasu stać w kuchni. Nie spodziewał się więc, że teraz będzie chciała mu pomagać zamiast zająć się włączaniem filmu czy argumentowaniem dlaczego jej dom jest faktycznie domem. – Dodatkowa para rąk zawsze się przyda – a jednak postanowił z tej pomocy skorzystać. Sam siebie też nie poznawał, zaczynając od tego, że po pierwszym spotkaniu na lodowisku w jego głowie powoli zacierała się już wizja okropnej, uprzykrzającej mu życie Ariel, a kończąc na tym, że z własnej, absolutnie nieprzymuszonej woli, sobotnie popołudnie spędzał właśnie... u niej. Patrząc na to jak zaczęli ten rok, chyba żadne z nich nie pomyślałoby, że skończą go w zupełnie inny sposób. – Tak, chętnie. Ale na pewno nie herbaty – jeśli nie zrozumiała tak od razu aluzji, w torbie z zakupami prędzej czy później musiała znaleźć wino, w które również zaopatrzył się po drodze. Z czystego przyzwyczajenia, że niegrzecznie jest przychodzić do kogoś z pustymi rękoma - bo przecież nie dlatego, że być może po alkoholu jeszcze łatwiej będzie im ze sobą rozmawiać. I jakoś przetrwać te kilka godzin.
Dlaczego tak właściwie nie wróciłaś do domu? Nie mów, że aż tak pokochałaś Seattle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał prawo być zdezorientowany postawą Darling. Nawet ona sama nie wiedziała, co się z nią dzieje.
— Nie nazwałabym tego tupetem — oznajmiła, dodając pospiesznie — biorąc pod uwagę naszą przeszłość określiłabym to rozsądną ostrożnością — odpowiedziała z całkowitą powagą - nieco naciąganą, w końcu udzielił się jej ten żartobliwy ton wypowiedzi nadany przez Judasza. Niestety skąpane było to w gorzkiej prawdzie, którą odważyła się wyznać mu wprost, chyba w przypływie świątecznej słabości. — Ludzie w ostatnim czasie lubią mnie rozczarowywać, wolę mieć się na baczności nim zdążą to zrobić — szybko zdała sobie sprawę z tego, że powiedziała zbyt wiele, ale nim zdążył to skomentować w jakikolwiek sposób, profilaktycznie posłała mu wymowne spojrzenie mówiące: nieważne! Ostatnie co chciałaby robić tego wieczoru, to uzewnętrzniać się przed ex-mężem.
— Przecież ja zawsze mam rację! Nie muszę jej udowadniać — odpowiedziała posyłając mu zadziorny uśmiech. — Próbuje być miła, jednocześnie wyprowadzając cię z błędu, w którym tkwisz - bóg jeden wie - jak długo — Darling, z resztą podobnie jak on, nie potrafiła ugryźć się w język.
Nie musiał nic więcej mówić. Ba! Nie oczekiwała wcale przyznania jej racji, wystarczyła ta krótka scena, która właśnie rozgrywała się na jej oczach. Niezłomna pewność siebie i cwany uśmiech, to dominowało po stronie Ariel, kiedy on kierował się w głąb jej skromnego domu śmiejąc się i słowotokiem zawierającym teorię dzisiejszego zaproszenia próbował wyminąć przyznanie jej racji. — Masz mnie — przytaknęła teatralnie, bo to nie on ją miał, a ona jego.
Zawsze była taka pewna siebie? Tak, z pozoru.
— Gdybym potrafiła to nie wyszłabym za kucharza — skoro on sobie mógł żartować (czyt. “znowu?”), to czemu ona nie miałaby? — Jestem beznadziejną kucharką. Powinieneś wiedzieć, że przez pomoc miałam na myśli prędzej spełnianie się w roli kuchennego pomagiera: podaj nóż, obierz coś, podaj ścierkę. Więcej spartolę niż zrobię, więc zastanów się czy potrzebujesz mojej pomocy. Mogę też przysiąść na blacie z kieliszkiem wina i rozpraszać cię kąśliwymi uwagami dotyczącymi naszego fatalnego małżeństwa — zasugerowała dostrzegając butelkę wina w torbie z zakupami, którą powoli rozpakowywała. Czy ktoś mógłby wyjaśnić, co właściwie się z nią dzieje? To nie pierwsze obnażenie swoich prawd przy Hirshu, a był w jej domu mniej niż kwadrans. Powinna napić się tego wina i zamknąć, bo jak tak dalej pójdzie to będzie pierwszą osobą, która zrozumie, że za radosną samowystarczalną pogodynką, kryje się niepewna i samotna dziewczyna zagubiona w Szmaragdowym Mieście.
Trzeba było słuchać mamy kiedy zapewniała, że te poszukiwania ojca źle się dla niej skończą.
— Jasne — przytaknęła wyciągając wino z torby, a już kilkanaście sekund później towarzyszył im dźwięk alkoholu przelewanego do kieliszków. Potrzebowała go teraz, bardziej niż kiedykolwiek! Posiadała złudną nadzieję, że wino neutralizuje negatywne skutki wypitego wcześniej likieru, który obwiniała za swoją niedorzeczną paplaninę.
I kiedy już miała zarzucić jakiś ironiczny temat, by podroczyć się z nim otwierając sobie furtkę na kilka kąśliwych uwag, kierowanych w jego stronę jak za starych dobrych czasów, on wypalił z pytaniem.
Trudnym pytaniem.
Roześmiała się, może nazbyt nerwowo. — Co, już chcesz się mnie stąd pozbyć? — nagle jakby zdjęto z niej czar, już nie była tak wylewna jak wcześniej. Przynajmniej przez moment. — Sama zastanawiam się jakim cudem kilkudniowy pobyt zamienił się w kupno domu, stałą pracę i psa — o, no właśnie! O wilku mowa. Nagle schody zaskrzypiały, a z góry stoczył się niemały zaspany bernardyn, najwyraźniej zdezorientowany nowym towarzystwem, które pospiesznie obwąchał trącając tym samym nogi Judasza. — To jest Lao, Lao to mężczyzna, który wmanewrował mnie w ślub, więc jak będzie niemiły możesz śmiało uskubać sobie coś z jego — niczego sobie — pośladków — droczyła się, w końcu szkoda byłoby je uszkodzić. Co nieco pamiętała z nocy w Vegas, ale tego przyznać nie zamierzała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet jeśli Ariel stworzyła wręcz idealną okazję do tego, by zapytać o coś więcej (jeszcze zanim jej spojrzenie wymownie mówiło Judahowi, by tego nie robił), Hirsch nie miał najmniejszego zamiaru próbować. Nie przywykł w końcu do ciągnięcia ludzi za język, nie tylko wtedy, gdy jasno pokazywali, że tego nie chcą - znacznie bardziej wolał zmienić temat i zagadać o coś innego, niż wprawiać w zakłopotanie zarówno siebie jak i tą drugą osobę, tym samym niszcząc atmosferę już na starcie. Szczególnie, gdy ta w przypadku spotkań z Ariel balansowała na cienkiej linii pomiędzy czymś znośnym (duma Hirscha nie pozwalała mu nazwać tego inaczej) a kompletną porażką, jaką można określić trzy czwarte ich dotychczasowych spotkań.
Rozsądna ostrożność to spotkanie na mieście. Mogliśmy iść drugi raz na lodowisko, jeśli aż tak bardzo zastanawiałaś się czy to dobry moment, by wreszcie podać mi swój adres – odrzucił w żartobliwym tonie, niejako właśnie robiąc to, w czym był najlepszy - zmieniając temat. Z jednej strony nawiązał do jej słów, z drugiej już oscylował wokół czegoś, co na samo wspomnienie przywoływało uśmiech na jego twarzy. W końcu wypad na lodowisko i to jak dobrze radzili sobie będąc już na lodzie pozostawiał wiele do życzenia.
Ale nie powiedział jej wtedy, że nigdy by tego nie powtórzył. Na dobrą sprawę nawet dzisiaj dałby się zaprosić po raz drugi.
Mam Cię? – powtórzył, kolejne jej słowa odbierając z pewnym niedowierzaniem. Ale kiedy to minęło, na jego miejscu pojawiła się dzika, ale jakże naiwna satysfakcja wynikająca ze świadomości, że ma rację - w końcu nie to właśnie chciała mu powiedzieć Ariel, nawet jeśli na myśli miała coś zupełnie innego? – A więc to dlatego powiedziałaś wtedy tak? – dużo brakowało do tego, by określić to pytanie zadanym na poważnie, ale mimo wszystko ciekawość w tym wypadku wzięła nad Judahem górę, dając swoje odzwierciedlenie na jego twarzy w postaci wysoko uniesionych brwi. Poza wlanym w siebie alkoholem coś musiało w końcu sprawić, że ta dwójka niemal rok wcześniej w Vegas powiedziała sobie tak przed wątpliwej jakości ołtarzem stworzonym tylko po to, by przyciągać ludzi takich jak oni - pijanych, lekkomyślnych i działających pod wpływem chwili. W przypadku Judaha odpowiedź nie była taka prosta, szczególnie, gdy każda myśl zmierzająca w tym kierunku kończyła się wyparciem. Nie wiedział więc dlaczego i po co mu to było - albo wiedział, ale wcale wiedzieć nie chciał. Może z Ariel było nieco inaczej i już dawno odpowiedziała sobie na te pytania? – Zastanawiałaś się nad tym dlaczego to zrobiliśmy? Musiałaś, przyznaj – nawet on był skłonny odpowiedzieć twierdząco, gdyby zapytała o to samo - ale tylko na to. Nie planował w inny sposób uzewnętrzniać się przed Darling, gdy jej szło to aż tak dobrze. Do tego stopnia, by chwilowa konsternacja nagłym wyznaniem sprawiła, że to przykryte zostało przez Hirscha pytaniem o powód (tak, powód - przecież jakiś musiał być) wątpliwej jakości małżeństwa na jakie wtedy się zdecydowali. – W takim razie podaj nóż. Albo nie podawaj, po prostu pokaż gdzie co masz – dorzucił wreszcie, obserwując jak radzi sobie z rozpakowywaniem torby, którą wręczył jej już na wejściu, w ten sposób próbując wkupić się w jej łaski ułatwić im to spotkanie. Jaki sposób byłby lepszy, jeśli nie jedzenie i wino?
Lao – powtórzył po Ariel, marszcząc nieznacznie brwi, gdy większą część kuchni zajął pełen futra bernardyn. Można powiedzieć, że w idealnym momencie, zanim zapadła między nimi niezręczna cisza - gdy ona zbyła jego pytanie, odpowiadając tylko na tą drugą, niewymagającą kolejnych wyznań część, a on i o to nie chciał na siłę dopytywać. – Cześć Lao. Nie słuchaj swojej pani, opowiada same głupoty – mówiąc to podrapał zwierzaka za uchem, na moment przygotowywanie jedzenia odsuwając na bok. Patrząc na to, że jak dotąd było między nimi znośnie, chyba i tak nigdzie im się nie śpieszyło, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Może coś w tym jest — przyznała, ukrywając między słowami przyznanie mu racji. — Rozsądna ostrożność przegrała z chęcią zobaczenia cię w tym fartuszku — dodała już żartobliwie, śmiejąc się lekko pod nosem. Zmierzyła go szybko, jakby chciała doszukać się minusów tej części garderoby, ale niestety - leżał idealnie. — Z resztą stwierdziłam, że… skoro ja znam twój, czemu nie miałabym ci podać własnego — skoro on jej zaufał sugerując, że w razie problematycznych powrotów może pojawić się u niego, czemu i ona nie mogła mu tego zaoferować? Czemu miała w mniejszym stopniu przykładać się do zniwelowania tarć jakie zawsze gdzieś istniały między nimi? Powinni razem nad tym pracować, prawda? Wystarczy, że nie przyłoży się za wiele się do wspólnego (to za wiele powiedziane) gotowania.
— Tylko nie potraktuj tego zbyt dosłownie — ostrzegła śmiejąc się lekko. Prawda była taka, że za wszelką cenę chciała, by na koniec odwiedzin przyznał, że opuszcza dom, a nie jakąś łódkę. — A niby dlaczego? Fajnie jest mieć kogoś, kto potrafi przyrządzić posiłek na każdą porę dnia. Szczególnie jeśli jest się takim beztalenciem kulinarnym jak ja. Pewnie przy pierwszej większej próbie zaimponowania komuś poprzez gotowanie, spaliłabym swój dom — i nawet fakt, że znajdował się on na wodzie w niczym by jej nie pomógł.
Do dziś nie wiedziała, co skłoniło ją tamtego dnia do powiedzenia tak przed prowizorycznym ołtarzem i podrabianym Elvisem. Chyba dlatego dość nieudolnie próbowała wybrnąć żartem z zadanego przez Judasza pytania. Naiwnie liczyła, że odpuści, ale nie...
Zastanawiałaś się nad tym dlaczego to zrobiliśmy? Musiałaś, przyznaj.
Lekki uśmiech ozdobił jej twarz, ale kryła się w nim cząstka smutku. Szczerego, jakby próbowała powiedzieć mu przepraszam. — Zmarnowałam większość czasu na irytację i złość wymierzoną w ciebie, ale też w siebie - że w ogóle dałam się w to wciągnąć. Skupiłam się na tym jak to odkręcić, zamiast przystanąć i zastanowić się czemu do tego doszło. Obwiniałam alkohol i ciebie, bo tak było najłatwiej… nie dałam sobie szansy na takie refleksje, a po wszystkim świętowałam — naprawdę to zrobiła. Czuła się tak, jakby odzyskała wolność i ignorowała fakt, że okupione to było lekkim zawodem wymierzonym w nią samą. Dobrze wiedziała, że niekiedy dawała się ponieść złym emocjom wbijając niejedną szpilkę w Hirsha - chyba stąd to przepraszające spojrzenie. — A ty, dlaczego to zrobiłeś? Zastanawiałeś się nad tym? Nie martwiło cię, że możesz mieć jakieś masochistyczne ciągotki? Przecież wiedziałeś, że jestem najgorszą możliwą kandydatką na żonę — znów przeszyta żartem i docinkami ciekawość wydobywała się z Darling. W jej głowie te pytania brzmiały inaczej, składały się w jedno: Coś ty we mnie widział, Judasz? Czy nie zdawał sobie sprawy z tego, że to istne szaleństwo? Ona też powinna, więc czemu…
... przez te oczy, czy może uśmiech? Ugh, irytująco dobrze wyglądał, to ją zwiodło na manowce, ale przecież strach przyznac to przed samą sobą, a co dopiero przed nim.
— Może faktycznie skupię się na pokazywaniu co gdzie mam — przytaknęła tym samym wskakując na wolny blat i rozsiadając się wygodniej. — Noże są za tobą — komplet w drewnianym stojaku raził po oczach nowością. Choć kupiony dawno, widać było, że nie używała go zbyt często. — Mam jeszcze jakieś w drugiej szufladzie — po cholerę jej tyle noży!?
Nieważne, zjawiła się jej kudłata pociecha, a szerszy uśmiech od razu rozpromienił jej twarz. — Głupoty?! Zważaj na słowa Judah — pogroziła, pół żartem pół serio. — Za bezpodstawne oskarżenia wobec mnie też kazałam mu skubać tyłek gościom — nie mówiła poważnie, ale i tak dobrze się bawiła. Widząc jak Lao łasi się do Judasza przekręciła wymownie oczami. — No pewnie, dałeś się przekupić skrobaniem za uchem. Łatwy jesteś, musimy nad tym popracować — ponownie, zgrywała się. To najlepiej wychodziło jej, bez względu na t, czy znajdował się obok niej Judasz, czy ktokolwiek inny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A on niemal od razu je wyłapał. To ukryte za innymi słowami i niewypowiedziane na głos przyznanie mu racji, przed którym Ariel wzbraniała się do tego stopnia, że... Judaha to rozbawiło. Dźwięczny śmiech wypełnił w pewnym momencie niewielką kuchnię na jeszcze łodzi, ale zanim nie podsumował jej słów krótkim zdaniem, miała pełne prawo sądzić, że śmieje się z tego samego co ona. Komentarza o fartuszku, w którym jeszcze nie miał okazji przejrzeć się w lustrze.
Niestety nie tym razem.
Darling nie potrafi powiedzieć wprost, że ktoś ma rację. Zanotowane – w końcu wypowiedział swoje myśli na głos, cały czas spoglądając na blondynkę z błąkającym się na twarzy uśmiechem. W tak krótkim odstępie czasu zrobiła to dwa razy - wypowiedziane wcześniej masz mnie też przecież nie było długo wyczekiwanym z jej ust masz RACJĘ, które tak naiwnie wierzył, że kiedyś będzie miał okazję jeszcze usłyszeć. – Dlaczego w ogóle coś takiego jeszcze mnie dziwi? – dorzucił zaraz, kręcąc głową na boki tak, jakby właśnie zdał sobie sprawę z własnej głupoty. Bo czy nie tym była wiara (czy raczej nadzieja?) w to, że kiedykolwiek jak na tacy poda mu zdanie, które każdym słowem zaprzeczy pierwszej i najważniejszej zasadzie, według której Ariel sukcesywnie zrażała do siebie Judaha? Nie pozwól mu poczuć, że wygrał?
I jeśli przez chwilę większe zainteresowanie okazywał produktom, które zaledwie pół godziny wcześniej wrzucał jedno po drugim do koszyka, dość szybko zmieniła to odpowiedź blondynki na zadane pół żartem, pół serio pytanie. Ale skoro w dalszym ciągu w połowie to był tylko żart, bez większych oporów Judah mógł się znowu roześmiać. – Tak, to całkiem dobry powód, żeby brać ślub z kimś, kogo nawet nie lubisz – przytaknął, niemal odruchowo odkładając na blat trzymane w dłoni awokado zaraz po zadaniu tego kolejnego bezsensownego i nietaktownego pytania, na które najwyraźniej m u s i a ł nagle poznać odpowiedź. Bo dlaczego inaczej by pytał? Z braku innych, ciekawszych tematów? Tak jakby najlepszym z tych możliwych było pociągnięcie akurat rozmowy o nieudanym małżeństwie, wiele miesięcy określanym mianem błędu?
Jedno było pewne - ten wieczór zapowiadał się ciekawie. Szczególnie, gdy w powietrzu zawisła cisza zwiastująca ten moment, w którym piłeczka została odbita i do tego wszystkiego brakowało jeszcze jedynie odpowiedzi Hirscha.
A ty, dlaczego to zrobiłeś?
Nie wiem – nie tego się po nim spodziewała, prawda? Może czekała na odpowiedź podobną do tej własnej? Że najpierw skupiał się na rozwiązaniu powstałego problemu, a później już tylko świętował? I przez chwilę może faktycznie tak właśnie wyglądało też jego życie - ale to zatrzymał już tylko dla siebie. – Chyba najlepiej będzie, jeśli zostaniemy przy wersji, że to wszystko wina alkoholu – dodał wymijająco, trwając w tym być może błędnym przekonaniu, że lepiej jeśli nie tylko nie będą się zastanawiać nad tym dlaczego przed kiczowatym ołtarzem powiedzieli sobie tak, ale i przestaną się przed sobą uzewnętrzniać, zanim będzie już za późno. – A naczynia? Czy resztę mam znaleźć sam, grzebiąc po wszystkich szafkach? – może i daleko było mu do wścibskiego człowieka, którego korci, by zajrzeć w każdy kąt będąc w czyimś domu, ale hej, jeśli mu nie powie? Sam sobie poradzi! Dokładnie tak, jak z wielką czarną kulką futra, zajmującą połowę tej niewielkich rozmiarów kuchni. – Tak? I jak mu poszło? Odstraszył wszystkich czy nawet nie zdążył warknąć, zanim dał się przekupić głaskaniem? – skoro Ariel wybrała drogę omijającą niewygodny dla nich temat, nie miał zamiaru po raz kolejny do niego powracać. Już i tak zdążył sparzyć się na swoim własnym pytaniu, na które finalnie też musiał odpowiedzieć - i, choć może nie powinien, bo jak to wyglądało, miał nadzieję, że dobrze z tego wybrnął. – Możesz iść włączyć film i nalać nam wina. Dam sobie radę, naprawdę – rzucił jeszcze, kątem oka zerkając w stronę Darling, by zaledwie pół godziny później dołączyć już do niej w salonie, z miską nachosów w jednej ręce i zrobionym przez siebie guacamole w drugiej. – Jeśli oglądanie tego filmu będzie tak samo znośne jak te pół godziny, które już u Ciebie jestem, to rozważę nawet zaproszenie na drugą część. Teoretycznie pierwszą, ale będziemy oglądać jako drugą, więc powiedzmy, że drugą. No, o ile w ogóle mnie na nią zaprosisz, bo jeśli nie... chyba będę musiał obejrzeć sam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Roześmiała się lekko, pomimo wytknięcia pewnego mankamentu jaki posiadała. — Powinieneś się przyzwyczaić — oczywiście o ile w dalszym ciągu będą chcieli kontynuować tą pokręconą znajomość. Poniekąd był w błędzie, potrafiła przyznać rację, ale jak na złość nie jemu. Wciąż coś nią kierowało, by robić wszystko na przekór Judaszowi; jakby zachodzenie mu za skórę należało do jej hobby, z którego ciężko było jej zrezygnować w świetle tych prób regeneracji ich relacji.
Dobrze wyglądał, jak się złościł.
— Nie znam chyba nikogo, kto wziąłby ślub z miłości. Zawsze jest jakiś powód, a umiejętność gotowania z całą pewnością jest lepsza niż ślub dla pieniędzy na przykład, nie sądzisz? — zapytała wciąż żartobliwie, choć akurat w tym stwierdzeniu było wiele prawdy. Nie znała małżeństw zbudowanych na uczuciach, zawsze przemawiało za tym niby uczuciowym uniesieniem coś więcej - strach przed samotnością, desperackie pragnienie założenia rodziny, pieniądze, interes, wygoda. Za tym wszystkim zawsze czaił się też rozwód, wydawał się nieunikniony. Błędne koło, strata czasu i pieniędzy. Co nimi kierowało, że posunęli się do czegoś takiego?
Nie wiem; ta odpowiedź często była niewystarczająco, bo jak można nie wiedzieć? Robić coś zarazem nie wiedząc dlaczego to robi, a jednak w ich przypadku to się sprawdzało. Ciche wyminięcie, ale jakże prawdziwe… bo było takie, prawda? Nie uciekali przed odpowiedzią - właściwszą, prawdziwą, straszniejszą - takiej przecież nie było; czyż nie? — Myhym, tak będzie — chyba najłatwiej — najlepiej — przytaknęła, nie próbując nawet wyciągać z tej wymijającej odpowiedzi czegoś więcej, co mogło stać się nie tylko jego, ale i jej zgubą. Podobno czasami lepiej nie wiedzieć wszystkiego...
— Nie mam nic do ukrycia — odparła zawadiacko się uśmiechając. Biorąc pod uwagę fakt, że w kuchni nie spędza zbyt wiele czasu, sama do końca nie wiedziała gdzie co ma. — Tamta górna i ta dolna — po chwili namysłu wskazała, ale prawdę mówiąc nie była pewna czy się nie pomyliła. Może powinna zgłosić się do jakiś programów emitowanych w stacjach typu TLC, kto wie - może wyremontują lub zorganizują jej kuchnię?
— Jeszcze nikt mi się nie naraził podczas odwiedzin, więc jeśli chcesz to możesz przetestować jego zdolności obronne. Co jak co, ale ty niekiedy potrafiłeś mi zaleźć za skórę nawet się nie odzywając — śmiała więc twierdzić, że jest materiałem idealnym. Z drugiej strony tym głaskaniem już wkupił się w łaski Lao, więc chyba była na przegranej pozycji. I nie, wcale nie mówiła tego, by wkurzyć Judasza - o czym zresztą świadczy jej żartobliwy ton - tylko się droczyła, bo pewnych przyzwyczajeń trudno się wyzbyć. Nawet jeśli czas przemawiał za ociepleniem relacji, którą zbyt długo utrzymywali w chłodnych stosunkach.
— Chryste, chyba właśnie zostałam wyrzucona z własnej kuchni — rzuciła do psa nie kryjąc zdziwienia. — Żądny władzy jesteś w tym fartuszku — dodała przez śmiech do Judasza, lecz nie protestując polała im wina, a resztę butelkę zabrała do saloniku, gdzie skupiła się na włączeniu filmu.
Nowy Jork
Kevin sam w Nowym Jorku.
Ariel sam-otn-a w Seattle.
Zagubiona bardziej niż mały chłopiec w centrum miasta, które nie zna ciszy. Nowy Jork wypełniały klaksony niecierpliwych kierowców unieruchomionych w korkach, niepokojące syreny straży pożarnej, piskliwy ton wydawany przez czytniki biletów w metrze, poranny stukot koszy na śmieci opróżnianych przez śmieciarzy. Seattle w porównaniu do miejsca, w którym się wychowała, było cichym miastem, a spowite mgłą potrafiło się zatrzymać. I choć dla wielu ta betonowa dżungla oddalona o prawie trzy tysiące mil jest epicentrum samotności, to paradoksalnie dopiero tutaj w Szmaragdowym Mieście, Ariel najdotkliwiej odczuła czym jest uczucie samotności.
— Kevina nie ogląda się w pojedynkę — jak inaczej wytłumaczyć to, że go zaprosiła? Pewnie znalazłyby się inne, ale ten był łatwy (podobnie jak tłumaczenie, że pewnego dnia w Vegas wypili zbyt wiele). — Może zabrzmię teraz jak niepoprawna optymistka, ale wydaje mi się, że jakoś wytrzymamy razem przez dwa filmy — a niewątpliwie mogliby zaliczyć to do sukcesu ich znajomości. Ostatni raz wytrzymali tyle bez zwady pamiętnego dnia, kiedy poprzysięgli sobie (ups, nie pamiętała co - chyba nie miłość? na pewno wymyślili coś na poczekaniu) coś przed Elvisem.
— Przekonajmy się — oznajmiła odpalając film i rozsiadając się na kanapie, jednocześnie pozostawiając też miejsce dla Judasza. Rzuciła mu tylko wymowne spojrzenie, by zagrzał miejsce obok niej i nawet wysunęła w jego stronę dłoń z kocem, którym częściowo się przykryła. Był na tyle duży, że mogła się nim podzielić.
Pierwsze kilkanaście przeminęło, czasami roześmiała się lub rzuciła jakimś komentarzem, aż w końcu akcja na lotnisku zagęściła się. Chwilę później zamilkła i z tęsknotą przyglądała się widokowi, jaki rozpościerał się za wielką szybą przy której stał Kevin. Nowy Jork… och, chętnie wsiadłaby do znajomej żółtej taksówki i przemknęła ulicami miasta.
— Chyba tam wrócę — powiedziała po dłuższej chwili, nie zastanawiając się nawet nad tym co plecie. Ba! Nie zdając sobie sprawy z tego, że wyrzuciła to z siebie na głos.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”