WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Minęły miesiące.
Nie dni - och, to by jeszcze było względnie zrozumiałe, korzystne nawet, jeśliby pomyśleć z perspektywy dbania o zdrowe i stałe granice w relacjach z byłymi małżonkami; nie tygodnie - gorzej już, ale i taki okres milczenia wytłumaczyć jakimś sposobem by można: anginą na przykład, albo niezapłaconymi rachunkami za telefon i okresowe odcięcie linii (w przypadku Elijah? bardzo prawdopodobne), a...
Miesiące. Dokładnie? Dwa i pół.
Wlekące się - tak żałośnie, jak żałośnie Elijah po wieczorze spędzanym w towarzystwie litrowej butelki whiskey dnia następnego - wlókł się do łazienki.
Spuchnięte ciszą, niczym oczy podpuchnięte od insomnii, nadmiaru kawy, niedoboru magnezu i godzin całych, spędzanych na batalii z zimnym, zbyt jasnym światłem bijącym z ekranu komputera.
Wypełnione wahaniem, towarzyszącym spojrzeniom w wyświetlacz iphone’a - spękany po upadkach wielu (telefon upodabniał się chyba tą drogą do swojego właściciela) - wwiercanym wściekle i nieustępliwie.

W głowie? Klincz. Dysputa na śmierć i życie z samym sobą prowadzona:
Zadzwonić? - a więc uniżyć się, ukorzyć, do umizgów poniżej jakiegokolwiek poziomu dumy posunąć w desperacji…
Czy też…
...nie zadzwonić? - czyli: na samotność się skazać, na myśli w głowie migrenami targanej analizowane obsesyjnie, na czynniki pierwsze rozbierane raz po raz i składane w całość tylko po to, by je zaraz w umysłowej wiwisekcji rozczłonkować na nowo.
Kurwa, szybciej by zdecydował, jakby monetą rzucał. Albo kością.
(A może... - myśl słodko-gorzka, i nie na serio, a jednak scenariusz jakoś tak niepokojąco kuszący - może nie kością rzucić powinien, albo centem jakimś, tylko sobą, raczej? Z okna na przykład. Albo z mostu!).

Męczył się. W sumie nic nowego, bo Martinez był jednym z tych, co męczyli się w życiu od dziecka, i męczyć się mieli pewnie aż do usranej śmierci... - ale limit jakiś zaczynał osiągać. Dziwne; z wiekiem chyba stawał się coraz mniej wytrzymały. Coraz bardziej miękki, na wzruszenia podatny.
I po cholerę mu było zdjęcia małej Stelli oglądać, co? Po jakiego chuja, Eli, tyś to sobie robił?
Bo od albumu z zakurzonego szczytu regału w biurze stojącego, prosta droga była już do całego seansu (spirytystycznego może, bo faktycznie przecież - Elijah wywoływał teraz duchy przeszłości...) prosta, i krótka była już droga do wielogodzinnej sesji wspominek. I robienia sobie wyrzutów. I robienia sobie drinków kolejnych - ale dziś, o dziwo, ani jednego z nich nie wypił.
Siedział więc w mieszkaniu na trzeźwo. Ze zdjęciami oznaczonymi datami 2007 - 2012. Z rządkiem nieopróżnionych kieliszków pełnych trunków wszelakich po swojej lewicy. Z tęsknotą żrącą serce jak kwas.

A kurwa, niech stracę!
Palec brutalnie wciśnięty w symbol wybierania połączenia.
Claribel Martinez Hannigan.
Jego Clari.
Beep, beep, beep.
Beep, kurwa.
Beep.
Przysiągł sobie, że jeszcze trzy takie - i się rozłączy.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

bolą mnie spojrzenia mężczyzn
którzy nie są tobą
boli mnie moje ciało
bez twojego ciała
wtulonego we mnie
tak dawno tak dawno
ty moje wszystko
całe moje niebo
zakopane głęboko w ziemi
ja zakopuje we niej
najcenniejszy skarb




Od ponad dwóch miesięcy (dwóch i pół) księżniczka
została przymocowana do łóżka,
blada, mniejsza, lżejsza - wycieńczona, wyczerpana
wymęczona - kątem oka, zerka w stronę - jedynego okna -
tuż na pole - nic nie widzi, bo nic nie ma
takie życie Clari - teraz nie ma spełnienia.
Dzień za dniem, takie samo
Słońce, deszcz - multum badań się zachciało.
Siedzi w łożu, patrzy w sufit i dociera do niej, że jest krucha.
Bo choć serce, duże i mocno kocha - nie wytrzyma dłużej
i wyniosą je na noszach.
Co to będzie jak bić przestanie?
Jak będzie wyglądało na nowe oczekiwanie?
Czy doczeka?
Czy wytrzyma?
Czy w poduszkę zacznie szlochać?

Zniewolona przez swój własny los - po raz pierwszy nie miała siły dalej walczyć.
Claribel Mirtha Hannigan
Claribel Mirtha Martinez
Claribel Mirtha Crane.
Mogłaby być każdą z trzech, na pstryknięcie palca - na odwrócenie głowy (w dobrą lub złą ) stronę, lecz przerażała ją narastająca i tak samo uciążliwa myśl, co jeśli nie starczy czasu aby być choć jedną z nich?
Prawdę poznała cztery miesiące temu - kiedy zemdlała podczas sprawy sądowej, broniła wtedy Marcusa O'Connell - dewelopera, który sfałszował (mniemano - nie udowodniono) ponad trzy tysiące podpisów swoich klientów na książeczkach czekowych, wyciągając z banków kwotę na ponad cztery miliony dolarów. Miała wtedy tak dobrą passę, mogła wygrać to sprawę - gdyby nie to, że obudziła się sześć godzin później w szpitalnej (oczywiście prywatnej) sali i nie usłyszała skazującego na siebie wyroku : „Pani Hannigan to nie wydolność serca, potrzebuję Pani przeszczepu jak najszybciej.”


I wtedy się wszystko zaczęło.
Wciąż słyszała słowa Harrisona.
„Clari znam tego...”, „Clari znam tamego... ”, „Clari, znam dobrą klinikę...w Niemczech, Azji, Indii, Włoszech, Turcji, Hiszpanii i Kanadzie.”

Zostali przy Kanadzie. Ale co powiemy, Stelli?
Jeszcze nie teraz.
Jeszcze będzie na to czas.
Za tydzień.
Za miesiąc.
Za półtora miesiąca.
Minęły ponad dwa.
A biedna, mała, kruszynka- przesiadywała w Seattle pod opieką tej nieszczęsnej Dakoty i chrystepanieboże swoje ojca. Czy podołają?
Boże, Stella tak bardzo Cię przepraszam.


Klinika znajdowała się w Vancouver - praktycznie nieopodal centrum,
Harrison był przy Clari codziennie, w międzyczasie pilnował ich spraw prywatnych oraz zawodowych. Czasem latał do Nowego Jorku, czasem do Chicago, a niekiedy do Seattle. Poświęcał wszystko (to on płacił), aby się udało - ale czekanie na śmierć kogoś, aby samemu przeżyć jest najgorszym chujostwem jakie może Ci się trafić.

O chorobie Claribel wiedzieli: Harris, Dakota i partner zarządzający kancelarią. Nikt więcej; dziś zamierzała powiedzieć swoim braciom - ale telefon był szybszy. ​
Rozpoczął wibrowanie.


Zerknęła na ekran
Elijah
Pierwszy sygnał.
Po co dzwoni?
Drugi sygnał.
O tej porze?
Trzeci sygnał.
Co się stało ze Stellą?



- Halo? - cichy, jedwabny głos - wyszła z sali, wolnym krokiem kierując się w stronę dworu - zapragnęła świeżego powietrza. - Jest trzecia rano, Eli. - to znaczy, że piłeś - ale chcę usłyszeć Twój głos. - Gdzie jesteś? - bo gdzie ja jestem na pewno Ci nie powiem, choć powinnam - to mój pieprzony obowiązek. - Powiedz, że nie prowadzisz.... - przysięgnij na nas wszystkich

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Raz...
  • Dwa...
    • Trz...
- Halo? - jedwabisty głos na drugim krańcu telefonicznej linii. Znajome brzmienie drażniące wnętrze ucha przez dzielącą ich przepaść przestrzeń, przez odległość całych setek mil.

Cholera.
Co Ty wyprawiasz, Martinez?

Dosłownie w chwili, w której usłyszał w telefonie cichy trzask, a potem wytęskniony głos byłej małżonki, Elijah skonstatował, że to wszystko, cała ta zasrana szopka, to był, kurwa, ogromny błąd.
Jak zawsze - gdy snu za mało, lęku i pracy za dużo, i w efekcie ciężar samotności jakoś tak jakby trudniej przychodziło mu nieść. Jak zawsze, gdy nie radził sobie z własnymi emocjami. Z myślą, że ma czterdzieści pięć lat i życie, które mogło być wystarczająco dobre, na własne życzenie zamienił sobie w koszmar.

Nie powinien był tęsknić dzwonić. Nie o trzeciej nad ranem przynajmniej. Jeśli chciał porozmawiać - odzywał się w nim teraz nagle rzadki, rozsądny głos - należało wybrać bardziej cywilizowaną porę i mniej dramatyczne okoliczności. Poranek jakiś - wolny od spotkań, albo potencjału rodzinnych brunchy z Dakotą, czy rodziną Harrisona. Wczesne popołudnie z nadzieją, że złapie Claribel już po mnogości zawodowych obowiązków. Któryś wieczór nawet, od biedy, ryzykując przerwanie brunetce randki z Crane'm (ach, straszliwa strata, doprawdy!). Ale nie, do diaska, sam środek nocy.

Ale było za późno. Jak zawsze, Martinez. Jak, cholera, za każdym-jebanym-razem.
Za późno na krok w tył. Za późno na udawanie, że to pomyłka.
Pomyłką - żywą i względnie żwawą - był co najwyżej on sam.

- Wiem. Wiem, ja... - zmarszczył brwi. Wszystkie wytłumaczenia, które miałyby w tym momencie jakikolwiek sens, zdawały się wyparowywać z jego skołtunionego samotnością umysłu jak alkohol wyparowuje z organizmu przez skórę na następny dzień. Co miał jej powiedzieć?
  • I po cholerę dzwonił!?
Nerwowo zadudnił palcami w ugięte kolano, wpatrzywszy się w malującą się przed nim pustkę łysej ściany. Miał na niej powiesić zdjęcia. Planował to zrobić... od jakichś dwóch, może trzech, lat. - Clari? Nie piłem, okay? - prędkie, odruchowe zapewnienie, pierwsze co było ważne co przyszło mu na myśl - Przysięgam, jestem trzeźwy. I n-nic się nie stało. To znaczy, stało się, ale nie... - ciężkie westchnienie. Wstał. Podszedł do okna. Opadł na parapet. Znowu wstał - Nie w tym sensie. Nie prowadzę, i ze Stellą wszystko w porządku. Ja... - a potem nagle jakiś przebłysk niepokoju, elektryzujący ciało niczym zimny prąd. Przeczucie? Muskający potylicę szmer zmartwienia - A ty? Gdzie ty jesteś?

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”