WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To ostatnie, do czego chciał doprowadzić – hotelowa afera tuż przed szóstą rano. Hirsch podnosi się z łóżka z ociąganiem, mimo że Posy wyrzuca w jego stronę wszystkie oskarżenia z prędkością światła. Wie jednak, że kiedy wstanie i znajdzie się naprzeciwko niej, to będzie to już prawdziwa konfrontacja. Powinien unieść ręce? Zamachać białą flagą? Zamiast tego po prostu dopina spodnie.
Przecież nie powiedziałem nic o milczeniu czy unikaniu się. Nie chcę tego Josephine, tak nie da się funkcjonować. Ale… – zacina się na moment, bo nawet to, że próbował wejść jej w zdanie, nie uchroniło go przed kolejnymi wycelowanymi w niego cierpkimi zdaniami. Rozumie. Nie podnosi głosu, mówi do niej spokojnie, z lekko uniesionymi dłońmi, jakby właśnie był torreadorem na korridzie. Przygląda się jej, a jego wzrok miękko omiata zaspaną jeszcze, choć niewątpliwie pełną irytacji twarz.
Wiesz dobrze, że nie jesteś tylko rezydentką. I to wszystko generuje poważny problem Josephine. Nie chcę tych wszystkich awantur, rozumiesz? Nie chcę, żebyś spotykała się z innymi, nie chcę tych TYGODNI milczenia i niemej agresji. A tak to się skończy. Wiem, jak się czuję. I wiem CO czuje Posy, ale nie jestem ci w stanie zaoferować niczego innego… – mówi jeszcze ze spokojem, chociaż czasem głos łamie mu się przy końcówkach zdań. Przeklina więc kilkukrotnie, chowa twarz w dłoniach, jakby tym samym chciał sobie zapewnić kilka chwil więcej. Może liczy na to, że wyraz twarzy dziewczyny się zmieni? Ale kiedy zabiera ręce i patrzy na nią ponownie – wciąż pełna jest pytającego niezrozumienia. Naprawdę mi tego nie ułatwiasz – mamrocze trochę pod nosem, zanim nie będzie gotowy do prawdziwej odpowiedzi.
Posy, ja nie chcę skomplikować ci życia. Nie możesz sypiać z przełożonym. Masz zbyt wiele do stracenia w tym układzie i jesteś na to za mądra. A udowodniliśmy sobie, że to WYCHODZI poza sypialnię. Z wszystkimi emocjami i pretensjami wypełnia szpitalne korytarze czy SALE OPERACYJNE. Nie chcę, żeby skończyło się to tragicznie… – mówi to, ale jest już nieco poirytowany. Czy ona naprawdę tego nie widzi? Albo nie rozumie?
Chciałbym tego wszystkiego, rozumiesz? Codziennie. Ciebie chciałbym mieć codziennie obok. Chcę WSZYSTKIEGO, więc nie dam rady zadowolić się skrawkiem. Nie dam rady się dzielić. Ale nie mogę dać ci niczego więcej ponadto – wściekły pokazuje na przestrzeń hotelowego pokoju – Więc nie mam prawa też niczego wymagać. To najlepsze rozwiązanie – chwyta za swoją kurtkę i jest gotowy do wyjścia, kiedy czuje na sobie dotyk jej ręki. Odwraca się momentalnie, a na jego twarzy widać dziesiątki sprzecznych emocji, które marszczą czoło, przymykają powieki i zaciskają usta.
Ja jestem inny, niż ci się wydaje. I żonaty. Albo nie. Nie wiem, czy moja żona żyje, rozumiesz? Ale jeśli jej ciało nie spoczywa kilka metrów pod ziemią to naprawdę, naprawdę lepiej, żebyś trzymała się z daleka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego tłumaczenia wcale nie pomagały. Rozumiała, ale nie pojmowała… bo wbrew pozorom, wbrew temu, że ciągle nieświadomie komplikowała sobie życie – Josephine Alderidge była prostą dziewczyną. Ba! Była też całkiem prosta w obsłudze. Jeśli coś miała do zrobienia to to robiła, jeśli czegoś chciała to stawała na głowie by to osiągnąć. Dlatego może właśnie najtrudniej było w relacjach damsko-męskich, bo nie zawsze to czego chciała było tym, co powinno się wydarzyć, ale teraz…
Tak, pracowali razem.
Tak, był jej przełożonym.
Ale przecież w szpitalu nie brakowało par, związków i relacji. Na boga… byli dorosłymi ludźmi, mimo że była rezydentką to zdążyła już rozpocząć swoją karierę, nie robiła jej przez łóżko Hirscha. Nikogo nie ranili, nie byli w związkach i właściwie nic nie stało na przeszkodzie.
A przynajmniej tak jej się wydawało.
Bo trzymając palce na jego ramieniu usłyszała coś, czego się nie spodziewała. Więc mógł poczuć jak uścisk puszcza, a ona wpatruje się w niego z kompletnym niezrozumieniem. Jeszcze większym niż przed chwilą – Co to w ogóle znaczy? – no chyba musiał się spodziewać, że odbije piłeczkę. Nie była to informacja, którą mogłaby skwitować wzruszeniem ramion i życzeniem miłej podróży do Seattle – Jak to nie wiesz? I dlaczego miałabym się trzymać z daleka? Na boga, Hirsch… z tego, co mówiłeś to twoja żona była puszczalską ćpunką, a nie szefem włoskiej mafii. – więc dlaczego to ona miała być powodem, dla którego miałaby się trzymać od niego z daleka – I jeśli faktycznie żyje to dlaczego tego nie załatwisz? Dlaczego się z nią nie rozwiedziesz? Dlaczego tego nie skończysz? – zwłaszcza popadaniu w paranoję. Przed oczami stanęło jej teraz spotkanie w parku, gdy Jacob wpadł w panikę z powodu głupiej wiadomości – wtedy wydawało jej się, że żartu. Teraz? Już nic nie wiedziała – Bo jeśli tego chcesz… jeśli mnie chcesz. Nas. Nie odpuszczaj z tego powodu. W ogóle nie odpuszczaj… Chociaż ty ze mnie nie rezygnuj, Jake. Wiem, że jestem problematyczna, wiem że jestem irytująca i działam ci na nerwy, że czasami najchętniej byś mnie udusił. Ale większość związków w moim życiu to pasmo porażek, zawsze wszystko psułam. ZAWSZE. – niewiele wiedział na ten temat. Właściwie Hirsch w ogóle niewiele wiedział na temat jej życia, ale chyba odpowiadało jej to, bo przynajmniej nie mógł jej znienawidzić za wszystkie głupoty, które zrobiła – Potrzebuję tego… być potrzebną. - głos jej zadrżał, ale nawet na moment nie odwróciła od niego wzroku. Nie było jej łatw t. z siebie wydusić, ale... nie chciała żeby wychodził. Nie chciała, żeby tak wyglądał koniec czegoś, co jeszcze na dobrą sprawę się nie zaczęło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hirsch kręci przecząco głową. Nie. Nie. Nie. To nie jest dobry pomysł. Stara się patrzeć gdzieś ponad Posy, jakby to miało mu ułatwić całą sprawę. Kładzie dłoń na jej nagim ramieniu. Trochę po to, żeby w ogóle jej dotknąć, a trochę dlatego, że tym samym kontrolował zachowanie dystansu.
Myślisz, że nie próbowałem się z nią rozwieźć? To nie jest takie proste, jeśli druga strona tego nie chce. I jest nienormalna. Posy, moja żona jest wariatką, rozumiesz? Nie jest niegroźną puszczalską ćpunką. Nie wiem, co jej przyjdzie do głowy. Nie mam bladego pojęcia – Hirsch mówi dużo i szybko, ale nie podnosi głosu. Nie jest zły, jest po prostu przejęty. Podwija swoją koszulkę, żeby pokazać jej wyraźną bliznę na żebrach.
Co ci to przypomina, hm? Przecież to jest cięcie. Wiesz, kto jest jego autorem? Wbiła mi nóż w żebra prawie po rękojeść. Tak właśnie próbowaliśmy się rozwieźć! – wolną dłonią zakrywa swoje usta. To wszystko jest tak obłędnie syfiaste, że Jacob wolałby się tym nie zajmować. Nigdy.
Skąd mam wiedzieć, jak zareaguje, kiedy dowie się o tobie? Albo o synku Kaylee? –mężczyzna przeklina pod nosem i wznosi oczy do sufitu, przypominając sobie o tym istotnym i jakże komplikującym sytuację aspekcie – Rozumiem, że nie chcesz rozmawiać o swojej przyjaciółce. Ale co jeśli to dziecko jest moje? Nie wiem, co robić Posy. Nie wiem. Naprawdę nie wiem… – mówi, a jego głos załamuje się w niektórych momentach. Dotyka dłonią twarzy dziewczyny, przesuwa kciukiem po jej policzku, a następnie mocno wtula ją w siebie. Oczywiście, że nie chce wyjść. I nie chce niczego kończyć.
Jeśli ona żyje, to spodziewam się, że to będzie syf, z którym muszę się sam uporać. Ale jeśli nie żyje, a mój umysł zaczyna mnie oszukiwać, to te wszystkie zdjęcia, ci dziwni ludzie… Ktoś wie, ktoś wie, że Rebbeka nie żyje przeze mnie – całuje Josephine w czubek głowy i powoli odsuwa ją od siebie.
W innym życiu nigdy bym z ciebie nie zrezygnował Josie. Nigdy. Ale naprawdę zasługujesz na coś lepszego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy dlatego nigdy nie chciał o niej rozmawiać? Nie była trupem. Była wariatką. Niebezpieczną? Nie chciała poruszać tutaj tych wyświechtanych farmazonów, że nie zamierza się bać jego żony, że przecież umie o siebie zadbać. Nie wiedziała tego. Nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. Z kim i czym. Bo wszystko, co właśnie wyrzucał z siebie Hirsch nie miało najmniejszego sensu… przynajmniej w konfrontacji z tym, co wiedziała do tej pory. Żona. Kaylee. Dziecko. Tego wszystkiego faktycznie było dużo i w tym momencie poczuła jakby coś cholernie ciężkiego spadło na jej klatkę piersiową. Coraz ciężej jej się oddychało i czuła się zagubiona.
Spojrzała na niego z wyrzutem, bo naprawdę zasługiwała na coś lepszego? Nie. Zasługiwała na wieczne potępienie. Skrupulatnie przez większą część swojego życia krzywdziła bliskich jej ludzi. Zwłaszcza mężczyzn. Jordan, Logan, Mark i Carter… nie była wcale kimś, kto zasługiwał na coś lepszego. Zresztą, czy właśnie zarzucał jej, że sama nie wie, co jest dla niej dobre? Skoro tego właśnie chciała – jego – to znaczy, że uważała go za wystarczająco dobrego. Najlepszego.
Odsunęła się od niego o krok, albo nawet i dwa. Przyciskając palce do skroni, irytująco pulsującej skroni, próbowała zebrać myśli i powiedzieć coś sensownego – Nie mamy innego życia. Mamy tylko to… i sami decydujemy jak będzie wyglądało. – a on rezygnował, nie dało się tego inaczej nazwać – Nie chciałam rozmawiać o Kaylee, bo nie wiem, co o tym myśleć. Nie miałam pojęcia, że się znacie… wyjechałam z Seattle wieki temu, wiele rzeczy mnie ominęło. Jak widać także problemy małżeńskie moich przyjaciółek. Nie mogę mieć pretensji do ciebie albo do niej… tak samo jak ona nie może mieć pretensji do mnie. – bo żadna świadomie nie podbierała sobie faceta. Teraz jedynie Posy dawała dupy, że nie wykreśliła Jacoba na stałe ze swojego życia, gdy już wiedziała. Ale było może po prostu za późno? – I jeśli to twój syn to po prostu staniesz na wysokości zadania, Hirsch. I teraz mówię to jako przyjaciółka Butler. Zostaniesz ojcem, na którego ten dzieciak zasługuje… – i będziesz trzymał ręce przy sobie jeśli chodzi o jego matkę. Tego jednak na głos już powiedzieć nie mogła, ale bała się tej komplikacji. Nie chciała być zazdrosna o Kay. Dlatego nie chciała o tym rozmawiać – nie umiała – Boże, nie wiem… – mruknęła żałośnie, siadając na brzegu hotelowego łóżka i na moment ukryła twarz w dłoniach – Jak chcesz, żeby to wyglądało. Jak to twoim zdaniem ma funkcjonować. Nie jestem dzieckiem, nie będę tupać nóżką ani stawać na głowie, żeby cię uwieść i udowodnić, że nie jesteś w stanie trzymać rąk przy sobie… Ale powiedz mi jak to ma funkcjonować. Nie uciekaj o świcie. – podniosła wzrok na mężczyznę i przynajmniej przestała krzyczeć i się unosić. Zaczynała się z tym godzić? Chociaż nie wyglądała na zadowoloną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nienawidził skomplikowanych sytuacji. Trudnych decyzji. Nie był dobry w emocjonalne rozgrywki. Miał wrażenie, że to z góry stawiało go na przegranej pozycji. Nie podjął też wyrachowanej decyzji, że zostawi ją tu nad ranem. Samą w pokoju hotelowym. Po prostu nie miał innego pomysłu. I wiedział, i gdzieś wgłębi Posy też na pewno wiedziała, że to nie było najgłupsze rozwiązanie. W zasadzie, gdyby nie s p o s ó b jego przeprowadzenia, to byłoby całkiem sensowne. Może nawet jedyne możliwe. Przynajmniej na obecny czas.
Hirsch obserwuje siedzącą na łóżku dziewczynę, ale sam opiera się plecami o ścianę. Poniekąd czuje się, jakby został pod nią postawiony, chociaż Alderidge nie naciska. Jest jednak zagubiony. Nie wie, co powinien mówić.
Nie wiem – odpowiada więc całkowicie szczerze. Dopiero teraz spuszcza wzrok i przez chwilę kontempluje wzór na wykładzinie. – Potrzebuję czasu, żeby to wszystko poukładać. Posy ja… Ja chcę tego w s z y s t k i e g o, a nie pieprzenia po kątach i szaleństwa z zazdrości, nad którą nie mogę potem zapanować. Ale na razie, na razie mogę dać ci niczego więcej. Nie wiem, czy mam dziecko. Nie wiem, czy mam żonę. Nie wiem, czy mam chorą głowę. I i tak nie mówię ci o wszystkim. Nie masz, nie masz pojęcia, jak przez ostatni rok wyglądało moje życie. Naprawdę chciałbym zostać, ale… – w tej krótkiej wypowiedzi jest tyle zaprzeczeń, że Hirsch musiałby się mocno postarać, żeby na papierze wybrnąć z tej chorej ilości powtórzeń (i początków jąkania), żeby zabrzmieć jak prawdziwie dojrzały i rozsądny człowiek. Zamiast tego urywa i wpatruje się w nią w ciszy. Po chwili kręci głową i prycha cichym śmiechem, chociaż zupełnie nie jest to ani czas, ani miejsce. Przysuwa zaciśniętą w pięść dłoń do ust i mamrocze pod nosem ciche przepraszam.
Przypomniała mi się debilna scena z Casablanki. Widzisz, może na stare lata robię się romantyczny. Pamiętasz? – pyta i w chwili całkowicie irracjonalnej cytuje całą wypowiedź Ricka Blaine’a do Ilsy Lund. “I’ve got a job to do, too. Where I’m going, you can’t follow. What I’ve got to do, you can’t be any part of. Ilsa, I’m no good at being noble, but it doesn’t take much to see that the problems of three little people don’t amount to a hill of beans in this crazy world. Someday you’ll understand that”.
Za godzinę mam samolot – dodaje po chwili. Naprawdę musi wyjść, korki w Nowym Jorku to nie przelewki. – Nie zwiedzaj miasta sama, dobrze? Możesz to dla mnie zrobić? Znajdź na wykładach kogoś, kto ci potowarzyszy.
Naprawdę się martwi. Ba, on zaczyna być przerażony tym, co wydaje się, że dzieje się w jego życiu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Casablanca.
Nie spuszczając wzroku z Jacoba pokręciła lekko głową. Nie chciała być postacią z filmu. Z melodramatu. Wstała z łóżka i podeszła do niego. Nie zamierzała go zatrzymywać. Jeśli miał samolot, jeśli był pewny, że to najlepsze rozwiązanie z możliwych – nie zamierzała naciskać. Zamierzała dać mu odejść i uszanować jego decyzję. Nie wiedziała, czy będzie potrafiła funkcjonować w jego towarzystwie normalnie, ale muszą to sprawdzić. Muszą chociaż spróbować.
Podeszła za blisko. Palce jednej dłoni zacisnęła na koszuli Jacoba, drugą przeniosła na jego policzek. Zmusiła by na nią spojrzał, by kolejny raz ich spojrzenia się spotkały. Nie miał gdzie uciec – Wydaje ci się, że chcesz wszystkiego… ale nie masz pojęcia jak to jest. – bo to ich łączyło. Ona faktycznie nie wiedziała wiele o jego życiu, ale on o jej nie wiedział praktycznie nic. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że była marnym materiałem na dziewczynę. Na wszystko. Nie dała mu jednak dojść do słowa. Nie pozwoliła w tym momencie już nic więcej wtrącić. Pocałowała go. Mocno i z uczuciem, do którego nie przyznałaby się na torturach. Z tą potrzebą bycia chcianą, o której mówiła. Z tęsknotą i smutkiem, który nierozerwalnie wiązał się z rozstaniem, a tym właśnie było to spotkanie.
- Do zobaczenia w pracy, doktorze Hirsch. – wymamrotała prosto w jego wargi, wzięła głębszy oddech i odsunęła się. O krok, później o następny. Mógł wyjść, więcej go nie zatrzymywała. Jeszcze raz spojrzała w zamykające się za nim drzwi, przeklęła w myślach własną głupotę i bardzo mocno starała się o tym zapomnieć przez cały czas, który pozostał jej w Nowym Jorku.


/zt

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”