WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Lily & Ron

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Domyślał się, że w tym momencie tego wszystkiego było dla niej za dużo i wcale się nie dziwił. Nie wiedział co prawda, na jakim etapie była z Jayem, ale chyba domyślić się było łatwo, że na tę chwilę nie za specjalnie byli razem, skoro była tutaj z Josephem, prawda?
– Wiem, a ja chciałem do ciebie iś. W zasadzie ciągle jeden z nas miał takie zawahania, żeby się do was odezwać, ale nie mogliśmy, Lily – chcieliśmy, ale nie mogliśmy – westchnął ciężko i spojrzał jej w oczy, bo dla niego to też było ciężkie. – To dobrze, że jej nie powiedziałaś – westchnął mimochodem i spojrzał na nią ze smutkiem, bo wiedział, że Nessie by dostała pewnie pierdolca, gdyby się o tym dowiedziała.
– Mogę mieć tylko nadzieję, że będę mógł ją lepiej poznać. Na pewno jest wspaniałym dzieckiem – przyznał cicho i spojrzał jej w oczy. – Możemy. Śpimy w jednym motelu, żadne luksusy, bo jednak… Po prostu nas nie było na to stać- nie nocowali w miejscach, do których Lily przywykła, eh. Nawet w takich do których oni sami przywykli.
– Możemy zejść do hotelowego baru albo coś – powiedział cicho, kiwając głową, bo nie chciał po prostu jej brać do tamtej rudery, eh.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Rozumiem. Chyba - w każdym razie bardzo chciała rozumieć, ale milion myśli na sekundę przelatywał w tym momencie przez jej głowę i w zasadzie nie była całkowicie pewna czy rozumiała to, co miał jej do przekazania. - I tak świrowała, a ja... jakoś sobie z tym poradziłam. Powiedziałam tylko Charliemu - stwierdziła cicho, chociaż prawda była taka, że radziła sobie z tym tylko pozornie. W środku, nie radziła sobie od jakiegoś czasu z niczym - dobra, w miarę sobie radziła gdy wszystko się ułożyło z Jayem, ale odkąd odjebał to już wszystko było po chuju. Znowu. Okropnie nie lubiła tego uczucia, eh.
- Nadal o tobie pamięta. Zabierałyśmy ją i bliźniaki na wasze groby - przymknęła powieki mówiąc to. Nie, żeby w pewnym sensie to wszystko nie dawało ulgi jej sercu - bo jednak żyli i to teoretycznie było najważniejsze ale też wiadomo, pokomplikował ten ich powrót jeszcze bardziej wszystko. Odsunęła się, lustrując go wzrokiem z wyraźnym niezrozumieniem gdy powiedział, że zatrzymują się w motelu i to żadne luksusy. Naprawdę? To miałby być dla niej największy problem obecnie? - To daj mi adres. Nie będę z tobą rozmawiać o tym wszystkim w jakimś barze. W chuju mam to czy tam jest luksusowo czy nie, Ron. Ty... żyjesz. Naprawdę standard miejsca w którym śpisz ma dla nas jakiekolwiek znaczenie? - ujęła jego twarz w dłonie, delikatnie palcami sunąc po jego zarośniętych policzkach. - To pojedziemy razem. Potrzebuję dziesięć minut, okej? - zacisnęła usta, wpatrując się w jego błękitne oczy teraz z uwagą, mając jednocześnie ochotę go po prostu pocałować, ale nie zrobiła tego - dłonie zabrała i odsunęła się, żeby faktycznie się ubrać. Zmyła pewnie mocny makijaż po kolacji i imprezowaniu, poprawiła na szybko włosy i wyszła na balkon, żeby powiedzieć Joe, że wychodzi, ale dodała: Wrócę niedługo. Zabrała kluczyki od auta które wynajęli i zaraz zapakowała się razem z Ronem do auta. Przez chwilę jechała po prostu pod podany przez niego adres w ciszy, ale w końcu, kiedy odpaliła sobie papierosa dała radę cokolwiek mówić.
- Wyjmij z mojej torebki portfel i weź sobie kartę. Niebieską - powiedziała cicho, z uwagą wlepiając wzrok w drogę. - I mam tam jakąś gotówkę, weź całą - dodała jeszcze, zaciągajac się głęboko papierosem. Cóz, to tak na początek.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Rozumiem. Drążenie Nessie w tym temacie nie byłoby bezpieczne dla nikogo z was – powiedział cicho, patrząc jej w oczy i odetchnął głęboko. Kiedy powiedziała, że mała nadal o nim pamięta, uśmiechnął się całkiem czule, w jego oczach widoczne było wzruszenie, bo… Wiadomo, tęsknił za nimi obiema. Maddie zawsze traktował jak swoją córeczkę.
– W porządku, dam ci adres – uśmiechnął się do niej delikatnie i odetchnął głęboko. – Nie ma. Po prostu wstyd mi, ostatnie dwa lata żyliśmy… Trochę jak żule – przyznał cicho, bo istotnie tak było, niestety. Najtańsze hotele, najtańsze ciuchy. Czasami włamywali się do swoich apartamentów, pamiętając alarmy i wyłamując zamki, ale była to rzadkość.
– W porządku, poczekam – pokiwał głową i westchnął mimochodem, patrząc jej w oczy. Czekał. Wyszli zatem razem i istotnie dał jej adres.
– Lily, nie musisz – powiedział cicho, patrząc na nią ze smutkiem. – Naprawdę, to… Nie jest mi niezbędne, zaraz skontaktujemy się z naszymi ludźmi i będziemy mieć pieniądze – powiedział, bo nie chciał jej o nic prosić. :c

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Cóż, drążyła w innych, zresztą nie tylko ona, z różnym skutkiem - rzuciła tylko cicho. - Dopiero jak podrzucili te rzeczy do maluchów coś do niej dotarło - dodała, ale to też nie tak przecież, że Lily nie chciała w stu procentach wiedzieć. Chciala, tylko po co wiecznie dostawać dowody na to, że twój mąż nie żyje? Nonsens. Ale jednak żył. Kurwa, sama nie wiedziała w tym momencie czy drążenie nie byłoby lepsze...
- Powinno być wstyd, że pozwoliłeś mi myśleć, że nie żyjesz - próbowała nie brzmieć wrednie, ale najprawdopodobniej jednak tak zabrzmiała mimo wszystko. Kochała go i miała gdzieś standard hotelu czy ile kosztowały ich ubrania. Był dla niej całym światem, nawet jeśli ruszyła dalej i... liczyło się to, że żył. Nawet jeśli nie wiedziała w tym momencie co z tą wiedzą zrobić :c Pokręciła głową słysząc jego słowa i nawet wzięła torebkę z tylnego siedzenia na swoje kolana i zaczęła w niej jedną ręką grzebać, by wyjąć portfel.
- A ty nie musiałeś przepisywać wszystkiego na mnie i Maddie, przestań, proszę cię, Ronnie... - powiedziała cicho, papierosa wsuwając w usta i łokciem podtrzymywała kierownicę, a z portfela zgrabnoie wyjęła kartę i banknoty. - Przecież to nasze pieniądze. Nie pracuję już w swojej pracy, zajmuję się twoją firmą. Joe pomaga przy klubach, ale nadal są na mnie, więc teoretycznie... to też twoje pieniądze - wzruszyła ramionami, zerkając na niego kątem oka, ale zaraz znowu wlepiła wzrok w drogę. - Czyli wracacie do... - prawie powiedziała do domu przez pomyłkę. - do LA? - zapytała, torbkę rzucając na tylne siedzenie, papierosa wywaliła przez okno i teraz obie dłonie cholernie mocno zacisnęła na kierownicy.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Och, uwierz mi – za to też jest mi kurewsko wstyd, Lily – powiedział cicho, ale z czułością. Wiedział, że ją zranił. Wiedział dokonale, że nie była materialistką i w nosie miała to, gdzie spał i że jego ubranie nie było od Armaniego tylko z jakiejś marnej sieciówki. Znał ją doskonale i wiedział, że liczył się on, a nie stan jego konta. Odetchnął mimochodem, gdy wzięła torebkę na kolana, a kiedy ona w niej grzebała, on kulturalnie trzymał kierownicę, żeby się nie rozjebali po drodze.
– Jasne, że musiałem. Nie wyobrażałem sobie nic innego, doskonale wiesz, że chociaż Maddie nie jest biologicznie moja, to zawsze kochałem ją jak swoje dziecko – odparł spokojnie, wzdychając ciężko. – Oh. I jak ci idzie deweloperka? – spytał z delikatnym uśmiechem. Pokiwał jednak głową.
– Chcieliśmy to zrobic nieco później, ale skoro ty wiesz i zamierzasz powiedzieć Ness, to chyba wracamy od razu – przyznał cicho, zaciskając usta. Bo co innego miał jej powiedzieć?

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Tylko za to powinno - dodała. Jasne, Lilianne kochała ten przepych, kochała piękne auta, drogie hotele, bajeczne ciuchy i jedzenie w najdroższych restauracjach ale w tym momencie to wszystko nie miało w jej głowie większego znaczenia.
- Nie, nie musiałeś. Chciałeś. I dlatego, że chcę, daję ci kartę i pieniądze - odparła łagodnym tonem, bo to nie tak, że robiła to z poczucia obowiązku czy coś, po prostu... nie chciała, żeby mu czegokolwiek brakowało. Długo szukała określenie jak nazwać Ronniego w kontekście uczuć - Charliego nazywała pierwszą miłością, Jasona wielką, a Ron... gdy teraz miała go obok, gdy tak ciężko było jej trzymać się w ryzach, żeby go nie dotknąć, nie napawać się zapachem jego skóry, znalazła określenie. Był po prostu miłością jej życia - zupełnie nieoczekiwanie, zupełnie nie tak, jak zakładałaby że mogłaby określić ich relacje po pierwszym razie gdy byli razem. Bardzo nie podobało jej się to uczucie, bo gniotło jej duszę jeszcze bardziej. Przełknęła ślinę. - No, teraz już całkiem dobrze. Na początku było mi ciężko, nie wiedziałam co jest do czego i coś tam Nessie, Jay i Charlie pomagali, ale faktycznie załapałam wszystkiego dopiero jak Nottingham wrócił z tego swojego dryfowania egzystencjalnego z mnichami w Tybecie - wywróciła oczami, lekko drgnął jej kącik ust nawet bo nadal perspektywa medytacji ją bawiła :lol: - Z burdelami szło mi gorzej, ale pozwalaniałam wszystkie nieletnie, słuchaj - przekręciła na chwilę głowę, wymownie na niego patrząc, zaraz wzrok znowu zabierając.
- Och, to... okej. To dobrze - pokiwała tylko głową, bo nie wiedziała co mu powiedzieć. Zaraz pewnie zatrzymali się przed adresem pod którym mieszkali i rozejrzała się. - Nie jest tak źle - posłała mu smutny uśmiech. No, było chujowo, ale cóż.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– I jest, cholernie – przyznał cicho, wiedział jednak, że po prostu Lilianne lubiła żyć w pewnym standardzie. On również, dlatego było mu trochę wstyd, no.
– Nie wyobrażałem sobie przepisać tgo na kogokolwiek innego. Byłaś… Moją żoną, poza tym jak mówiłem, kocham was obie – no oczywistym było, że chciał o nie obie zadbać jak najlepiej, nie? Przynajmniej jemu się to wydawało oczywiste, ah. Może… Może Ron w kontekście miłości był tą właściwą miłością? Bo wielkie i pierwsze miłości często się kończyły cholernie złamanym sercem. Ich trochę też, chociaż on nadal ją kochał, nie?
– Bardzo mnie cieszy, że się wdrożyłaś – przyznał z lekkim uśmiechem, chociaż parsknął z lekkim rozbawieniem, gdy wspomniała o Tybecie. – Ten Tybet to był jego najbardziej pokurwiony pomysł – oprócz rzecz jasna ruchania wdowy po swoim zmarłym rzekomo przyjacielu. :lol: Nie skomentował, że pozwalniała nieletnie, bo niczego innego się nie spodziewał. Zajechali istotnie pod adresem, pewnie w jakichś slumsach LA.
– Nie lukruj, jest chujowo- powiedział z lekkim rozbawieniem, ale wysiadł z auta, zaraz obiegając je dookoła i otwierając przed nią drzwi. Po chwili już znaleźli się w hotelu, w pokoju był pewnie pierdolnik z mapą myśli, ale no w każdym z Elim rozkładali coś takiego, próbując dorwać tych chujów.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Skoro żyjesz to wychodzi na to, że nadal nią jestem - stwierdziła tylko cicho. O ironio, znowu wracali do punktu w którym pozostawała jego żoną przez ponad dwa lata nie wiedząc o tym. Może nawet wydawałoby się jej to zabawne, gdyby nie to, że do śmiechu zdecydowanie jej nie było. - Nie mów, że mnie albo nas kochasz. Proszę, nie teraz - wyszeptała niemal błagalnie. Chyba nie mogła sobie pozwolić na nazywanie tego więcej w żaden sposób - nie, bo też nadal go kochała a to wszystko było na ten moment zbyt pokurwione żeby o tej miłości myśleć.
- Jeśli się to wszystko jakoś ułoży i będziesz chciał swoje firmy z powrotem, to... są twoje - nie potrzebowała tych firm ani nic, mogła mu to bez problemu oddać jak będzie na to gotowy. - Wcale nie wrócił nawrócony, także wiesz - powiedziała sama z rozbawieniem, chociaż jakoś ją ta normalność rozmowy ukuła. Nie zliczyłaby ile razy w ostatnich latach potrzebowała po prostu z nim porozmawiać, o czymkolwiek, serio.
- Nie lukruję, spodziewałam się chyba czegoś gorszego po twoim tonie - wzruszyła ramionami. Rzuciła torebkę na jakąś kanapę, rozglądając się po pomieszczeniu, skupiając wzrok na tej mapce myśli którą widziała pewnie na samym środku. Objęła się ramionami, przez chwilę patrząc na to co mieli tam rozpisane i jednocześnie próbując w swojej głowie to wszystko jakoś racjonalnie poukładać. - Mark i Jason też ich szukają. Właściwie był moment w którym wszyscy ich szukali, zbastowali dopiero w momencie jak wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli - powiedziała szeptem, przenosząc na niego wzrok i nawet wyciągnęła w jego kierunku dłoń. - Jak to będzie wyglądało po waszym powrocie? Będzie jak z Benem? - przechyliła głowę na bok, bo musiała to wszystko wiedzieć - to, czy będą kiedykolwiek mogli brać pod uwagę... siebie. Kurwa, ciężko :/

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Na to wychodzi, ale jeśli ruszyłaś dalej i już nie chcesz nią być… Zrozumiałbym- powiedział z delikatnym uśmiechem, bo tym razem nie chciał jej w żaden sposób wstrzymywać. Skinął jednak głową, gdy poprosiła, żeby nie mówił, że ją albo ich kochal. Kochał cholernie, ale nie zamierzał bombardować ją miłością w tym momencie.
– Nie, spokojnie. Mogę zdjąć z ciebie ciężar burdeli, ale deweloperka… Zawsze sądziłem, że powinnaś w to pójść i chciałem nawet ci wszystko oddać, kiedy będziesz gotowa i Maddie podrośnie – przyznał z delikatnym uśmiechem, patrząc jej w oczy. – No bo to zjeb nad zjeby – mruknął, wywracając oczyma teatralnie. No tak trochę swojego kumpla widział, szczególnie teraz, kiedy wiedział, co odpierdalał z jego żoną, nie? :lol:
– Okej – uśmiechnął się delikatnie ze smutkiem. Westchnął mimochodem, gdy wspomniała, że duet zjebów też ich szuka. – Pytasz, czy zamierzamy znowu znikać? Nie, nie zamierzamy. Tym bardziej skoro – jak sama powiedziałaś, dostawaliście groźby i w ogóle. Nie zostawimy was bez opieki i ochrony. I nie będziemy nigdzie wyjeżdżać – powiedział cicho, patrząc na nią ze smutkiem. – Musisz mieć mnóstwo pytań – dodał cicho, bo znał ją – na pewno miała.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Ruszyłam - powiedziała wprost, ale jakby z gulą w gardle. Co z tego, że ruszyła dalej skoro z tego ruszenia finalnie i tak nic nie wyszło? Nie, żeby cokolwiek wychodziło jej w życiu oprócz jej córek, eh. Westchnęła ciężko, gdy powiedział, że zawsze chciał jej dać deweloperkę. Och, no połowę przepisał na nią jeszcze jak żył, nie konsultując z nią, więc mogła ws to uwierzyć w zasadzie :lol: - Pomyślimy nad tym później - rzuciła jedynie, bo nie był to temat który chciała omawiać. Część niej w ogóle nie chciała rozmawiać - chciała, żeby zniknął, nie wracał i nie mącił jej w głowie, ale ta druga część... potrzebowała wiedzieć, mieć go obok, chociażby dzisiaj. - Trochę tak, ale... nie bądź na niego zły. - poprosiła, patrząc na niego tyci wymownie bo to nie była wina ani jej ani Joe że tak wyszło. Gdyby wiedziała, że Ronnie żyje nigdy by do tego nie doszło między nimi i podejrzewała, że Joe miał podobne myslenie, no. Ale kiedy powiedział, że nie zamierzają uciekać, pokiwała głową. Podeszła finalnie bliżej, ale nie dotykała go. - Zostaniecie jako wy czy jako ktoś inny? - przechyliła głowę na bok i lustrowała wzrokiem jego twarz uważnie, chcąc zapamiętać każdy nowy szczegół który się na niej pojawił - bliznę, zmarszczkę, wszystko.
- Nie będę pytać jak uciekliście, co wam zrobili i dlaczego - odetchnęła głęboko. Nie chciała tego rozdrapywać, ani wobec siebie ani wobec jego. - Chcę tylko wiedzieć jak się czujesz, co mogę zrobić żeby było ci lepiej, jak bardzo niebezpieczne jest to, żebyś wrócił.... kurwa, nie wiem o co mam pytać. Powiedz mi wszystko, po prostu - powiedziała to nawet z rozbawieniem, nosem muskając jego nos i przymknęła oczy. - Musiałyśmy sprzedać domy, bo nie byłyśmy w stanie w nich mieszkać, nie mogłam spać w domu w którym mieliśmy spędzić razem życie. Nawet Los Angeles bez ciebie przestało być takie idealne, a ja... nigdy w życiu tak za nikim nie tęskniłam - wymamrotała, palcami nadal muskając jego policzek. Zupełnie nie wiedziała jakie pytania zadawać, bo przez te lata nazbierała ich mało i dużo jednocześnie. Tak naprawdę to nie potrzebowała nawet rozmawiać - wystarczyłoby jej to, żeby ją przytulił i żeby zatrzymali czas tak długo, jak nie trzeba było wracać do codzienności.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Nie jestem na niego zły – no był, jasne, że był, odparł to trochę mechanicznie. Na nią zły nie miał być prawa, ale kurwa, zaopiekować się żoną kumpla tak, żeby ją przeruchać? No kurwa, zajebałby typa, gdyby to było opcją i gdyby nie był jemu i Eliasowi potrzebny. Inna sprawa, że wiedział, że i Ellie by zajebał Joe, gdyby ten cokolwiek próbował z Ness. Cóż. :lol: – Jako my – powiedział cicho, bo nie chciał nie móc być sobą. Zbyt wiele się wydarzyło, żeby to wszystko spychać gdzieś na drugi plan. Zamierzali być sobą, ogarniać biznes i poszukać tych chujów z pełnymi zasobami.
– Nie pytaj – przyznał, bo nie chciała wiedzieć, na pewno nie chciała, a on nie chciał jej tego opowiadać, tak po prostu. – Teraz lepiej, jakbym mógł w końcu oddychać – przyznał cicho, patrząc jej w oczy. – Jest dość niebezpieczne, ale skoro i tak was szantażują, to prościej będzie ich złapać mając pełne zasoby a nie będąc tylko we dwóch. Zrobić… Nie możesz chyba nic, chyba że chcesz przy mnie być, ale nie będę cię winił, jeśli nie będziesz chciała – odparł cicho, patrząc jej w oczy. - Rozumiem, Lily. Ja też za tobą kurewsko tęskniłem. Za wami. Każdego cholernego dnia obaj z Eliasem się nakręcaliśmy, żeby wrócić, bo to wszystko, cała ta sytuacja była strasznie chujowa – przyznał cicho. Była. Kurewsko chujowa. – Ale dobrze cię widzieć, nprawdę – powiedział cicho, przygarniając ją do siebie. No tęsknił maksymalnie.
- Ty i Joseph to coś na poważnie? - spytał cicho, ale nie oceniająco, bardziej z ciekawością.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Nie bądź - powtórzyła, bo ten mechaniczny ton znała i wcale jej się to nie podobało. Mógłby być zły, gdyby wyjechał w delegację i do czegoś doszło, ale w tej sytuacji... po prostu nie mógł, przynajmniej jej zdaniem. Uśmiechnęła się delikatnie gdy powiedział, że wrócą jako oni. Okej, to było całkiem pocieszające, bo gdyby chciała... nie, nie mogła chcieć. Skinęła głową gdy powiedział, żeby nie pytała. Nie zamierzała łamać sobie i jemu serca takimi pytaniami bo wiedziała, że przeszli o wiele więcej niż powinni, eh.
- Mam podobnie - powiedziała na słowa o oddychaniu, kiwając głową gdy mówił dalej. - A co jeśli w ten sposób szybciej was znajdą? Nie chcę, żeby znowu ci się coś stało - zacisnęła usta, bo groźby przecież ustały, co prawda nie wiedziała jeszcze wtedy o pożarze, ale wiadomo. - Chcę być przy tobie, to oczywiste, że chcę, tylko nie wiem jeszcze... jak - nie powiedziała tego wprost, ale musiał rozumieć co miała na myśli. Nie zamierzała urywać z nim kontaktu, chciała go w swoim życiu ale nie była w stanie sprecyzować jako kto. - Ja próbowałam się nie nakręcać, próbowałam o tym wszystkim nie myśleć, bo dostawałam szału, a jednocześnie... nie potrafię o tobie nie myśleć. Nawet jak bardzo się staram to ciągle wisisz w mojej głowie. Ty i to co mogliśmy mieć - przyznała, pierwszy raz od dawna, bo głównie z Charliem rozmawiała o takich rzeczach. Przy Nessie próbowała być twarda, nie lamentować żeby nie pogarszać jej nastroju.
- Joseph i coś na poważnie? No przestań - zażartowała delikatnie, ale wzięła głębszy oddech. - Byliśmy na kilku randkach, przyjechaliśmy tutaj, żeby wyzerować głowy i... bum, pojawiliście się wy - wzruszyła delikatnie ramionami, nie odsuwając się od niego nawet na milimetr, nawet objęła go teraz ramionami za szyję, minimalizując odległość między nimi jeszcze bardziej. - Poważnie było z Jasonem, ale już nie jest od kilku miesięcy. Joe zaprosił mnie na randkę w ramach poprawy humoru, bardziej w żartach i jakoś tak wyszło, że poszliśmy na kolejne - wyjaśniła delikatnie, bo warto było jej zdaniem pominąć szczegół o tym, kiedy pierwszy raz ze sobą uprawiali seks :lol:

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Jasne, że mógł – złamał kodeks przyjaźni. Nie wierzył, że Lilianne nie byłaby wkurwiona na Ness, gdyby ta nagle zaczęła się ruchać z nim, Jayem czy Charlesem gdyby Lily rzekomo zmarła. Inna sprawa, że Nesta nie była ludzką kurwą w przeciwieństwie do Joe i by w życiu tego nie zrobiła, nie? :lol:
– Cieszę się – uśmiechnął się smutno. – Może to i lepiej, jeśli nas znajdą, bo będziemy na to przygotowani. Nie można wiecznie żyć w ukryciu. I ja i Elias mieliśmy tego dosyć – powiedział cicho, patrząc na nią znacząco, ale skinął głową, gdy powiedziała, że nie jest pewna jeszcze, w jaki sposób chce być przy nim. Rozumiał to doskonale i nie zamierzał w żaden sposób kwestionować, nie? Odetchnął głęboko i pokiwał powoli głową, gdy wspomniała, że próbowała się nie nakręcać i o tym nie myśleć, bo dostawała szału. No… Rozumiał to totalnie, aż za dobrze nawet.
– Wiem. Rozumiem, Lily. Naprawdę – westchnął mimochodem i spojrzał jej w oczy. – Koszmarnie tęskniłem, Lils – dodał, delikatnie zamykając jej drobną rączkę w swojej dłoni.
– No nie wiem, może mu się odmieniła wizja na życie czy coś – rzucił z rozbawieniem i spojrzał jej w oczy. – Okej, rozumiem – westchnął cicho i pokiwał głową. Chociaż tyle.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

Może i by była, ale chyba... umiałaby to zrozumieć, bo ludzie czasami po prostu szli w jakimś kierunku i tak się działo i nie miało się na to wpływu. Nie wybaczyłaby Nessie gdyby ruchnęła któregoś z panów tak po prostu, ale gdyby rzekomo umarła... raczej umiałaby to zrozumieć - a przynajmniej na tyle, żeby jej nie zajebać :lol:
- Ja trochę mniej, bo nie wiem jak mam z tym oddechem teraz żyć, bo to naprawdę nie jest najlepszy moment w moim życiu - przyznała cicho, bo wiedziała, że teraz będzie jeszcze trudniej. Nie skreśliła całkowicie w swojej głowie Jasona, jeszcze coś do niego czuła, jeszcze przeżywała to co odjebał, do tego wpuszczała do swojej głowy coraz bardziej Joe i matko... jak ona miała w tej małej główce to wszystko pomieścić? Dlaczego wszechświat jej to robił? - Okej, ale błagam cię, uważaj na siebie. Nie chcę przechodzić przez to samo drugi raz. - powiedziała, bo i tak ją triggerowało emocjonalnie to, że ktoś mógł im znowu coś zrobić. A kiedy złapał ją za dłoń, Lils splotła jego palce ze swoimi, unosząc je do swoich ust i zaczęła czule muskać ustami wierzch jego dłoni. - Gdybyś mi powiedział, czekałabym tak długo jak byłoby trzeba. Ruszyłam na przód, bo wiedziałam, że muszę, że jeśli tego nie zrobię, to utonę we własnej głowie... - wyszeptała, palcami drugiej dłoni gładząc delikatnie jego kark. - Tak bardzo mi cię brakowało, Ronnie. Pod każdym względem - dodała, wtulając się ciałem w niego bardziej. Bardzo chciałaby na niego nakrzyczeć, chciałaby się złości ale po prostu nie potrafiła. Jego obecność zupełnie zawładnęła jej głową, duszą i ciałem i im dłużej był obok, tym bardziej nie mogła się odsunąć. :c

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

No z liścia zajebać by jej mogła, a Ronnie zamierzał zajebać Joe z pięści. Tak w imię zasad. :lol: W każdym razie na jej słowa, westchnął mimochodem i pokiwał głową ze zrozumieniem, gdy powiedziała, że to nie jest najlepszy moment w jej życiu. Rozumiał to.
– Mogę się tylko domyślać, skoro pokomplikowało się z Jasonem – powiedział cicho, chociaż chyba nie chciał znać szczegółów. Odetchnął głęboko i spojrzał jej w oczy, gdy poprosiła, żeby na siebie uważał. Pokiwał głową.
– Jasne, że będę uważał. Nie zamierzam pozwolić na to, żebyś drugi raz przez to przechodziła, Lily odparł cicho, patrząc jej w oczy. Odetchnął mimochodem, gdy tak muskała czule ustami wierzch jego dłoni.
– Wiem, ale nie wiedziałem, kiedy będziemy mogli wrócić, nie wiedziałem, czy w ogóle. Dlatego się nie odzywaliśmy. Nie chcieliśmy, żebyście czekały. Chcielismy, żebyście były szczęśliwe, jakkolwiek to szczęście miałoby wyglądać – odparł cicho, patrząc jej w oczy. – Poza tym, gdybyście wiedziały, nie wiem, czy byśmy wytrzymali tak długo z daleka od was, a to by was naraziło – westchnął cicho, zamykając ją znów w uścisku. – Mi ciebie też, cholernie – pokiwał głową ze smutkiem i spojrzał jej w oczy. – Chciałbym być blisko was. Będę mógł zobaczyć Maddie? – spytał nieśmiało, bo za nią też kurewsko tęsknił. :c

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „444”