WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
..........— Nie była zła. Przez długi czas nawet mi się podobało, ale ostatnio… Cóż, powiedzmy, że szef i ja mieliśmy nieco inne zdanie na temat pewnych spraw — odpowiada, odrobinę wymijająco, bo nie chce jednak mówić mu całej prawdy. Nie są ze sobą aż tak blisko, są tylko znajomymi, a zwykłym znajomym nie spowiada się ze swojego życia i problemów, które spotyka się na swojej drodze. — Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że się rozumiemy, ale najwidoczniej się myliłam. Trudno. Trzeba żyć dalej, tak? — Wzrusza ramionami, zerkając za siebie na budynek, w którym mieści się kawiarnia. Zaraz jednak śmieje się cicho i kręci przecząco głową. — Nie wracam, nie ma mowy! Nawet jeśli jakaś część mnie by chciała, moja duma na to nie pozwoli — mówi z rozbawieniem i macha ręką, jakby utrata pracy, to nie było nic takiego. I cóż, nie jest. Znajdzie sobie przecież coś nowego, tak? — Szczerze? Nie ograniczam się do gastronomii. Przyjmę każdą posadę, o ile tylko się na nią nadaję — odpowiada, choć na ten moment nie wie, co takiego innego mogłaby robić. Być czyjąś asystentką? Sekretarką? Panną z biura, która bite osiem godzin spędza nad papierami? Cóż, wbrew pozorom, nie wydaje się to wcale taką złą opcją.
..........Zerka na zegarek w telefonie, gdy znajdują się już na przystanku. Za dziesięć minut powinien przyjechać kolejny autobus — czyli już niedługo. I dobrze, bo chociaż nie pada, na zewnątrz jest dość chłodno i chętnie znalazłaby się już we własnym mieszkaniu.
..........Zerka na Dallasa, gdy ten zaczyna mówić, po czym unosi brwi do góry w oczekiwaniu, kiedy na moment przerywa. Jeśli ma jakikolwiek pomysł, niewątpliwie przyjmie go z wdzięcznością.
..........— Och, to… Brzmi ciekawie, naprawdę — odzywa się po chwili, gdy już nieco udaje jej się przetworzyć tę informację. Dyspozytorka w straży? Nigdy o tym nie pomyślała, choć wiedziała, że taki zawód istnieje, że ktoś te wszystkie telefony do straży odbiera. Ale czy będzie się nadawać? Cóż, chyba nie pozostaje jej nic innego, jak to sprawdzić. — Myślisz, że mogłabym wpaść do remizy jakoś na tygodniu w sprawie rozmowy o pracę? A może najpierw powinnam zadzwonić do komendanta i się z nim umówić? Na pewno powinnam przygotować CV. Ach, tak dawno tego nie robiłam! Odkąd przyjechałam do Seattle, siedziałam cały czas w jednej pracy — mówi, zaczynając odrobinę paplać, jak najęta, ale czasem, gdy uczepi się jakiegoś pomysłu, trudno ją od niego odciągnąć.
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene
-
— Jakkolwiek nie było, postawiłaś sprawę jasno i odeszłaś. Musiało wydarzyć się coś, co sprowokowało cię do podjęcia takiej decyzji. To nic złego — rzucił, wzruszając ramionami. Nic nie działo się bez przyczyny. Nie zamierzał dociekać konkretnego powodu. Znał granice prywatności i szczerze mówiąc, nawet w relacjach z przyjaciółmi nie naciskał, czekając, aż sami zdecydują odkryć przed nim szczegóły danych wydarzeń. Taki miał charakter; nie wybijał się przed szereg, nie wymuszał szczerości i przede wszystkim nie wchodził z butami w życia innych osób. — Nie zamierzasz ograniczać się do gastronomii, tym lepiej dla ciebie! — zaopiniował. To oznaczało również, że nie bała się wyzwań, jakie mogła postawić przed nią zmiana. Może więc okazałaby się odpowiednią kandydatką do pracy w remizie?
Podejście dziewczyny uważał za słuszne. Gdyby – nie mając samemu sobie nic do zarzucenia – odwrócił się na pięcie i wyszedł, powrót i błagalne spojrzenia byłyby poniżej jego godności. Dobrze, że miała swoją dumę. Szanowała siebie i potrafiła postawić wyraźne granice.
Zamilkł, przez chwilę skupiając się jedynie na krokach niosących go ku przystankowi oraz powolnym zaciąganiu się papierosem. Nie miał nic przeciwko komunikacji miejskiej, szczególnie że Seattle wiecznie borykało się ze zbyt małą liczbą miejsc postojowych, przez co korzystanie z własnego samochodu było nieco uciążliwe.
— Ciekawie? Moim zdaniem to nudna praca. Wymaga umiejętności logistycznych i szybkiego reagowania. Poza tym musiałabyś pewnie przejść jakieś szkolenie pomagające wykrywać oszustów. Gnojki często alarmują o nieistniejących pożarach, co jest cholernie frustrujące – powiedział, jednocześnie dogaszając papierosa, którego przydepnął ciężką podeszwą topornego buta. — Ja, nie ukrywając, jestem uzależniony od adrenaliny. Nie mógłbym przez całą dobę odbierać telefonów. Ale może tobie uda się w tym odnaleźć — dodał. Dallas lubił pracę pod presją. Odczuwał ogromną satysfakcję z każdej udanej akcji, którą wraz z zespołem udało mu się przeprowadzić. Uratował wiele osób, ale nie miał w zwyczaju chwalić się swoimi dokonaniami. Za to po nieudanych wyjazdach często zamykał się w sobie, dławiąc negatywne emocje związane z porażką. — Myślę, że powinnaś się umówić. Ale zadzwoń do jego sekretarki, wyślę ci jej numer sms’em. To kobieta koło pięćdziesiątki. Bardzo sympatyczna, w dodatku ma wpływ na grafik komendanta. Szepnę jej dobre słowo i z pewnością cię wciśnie — zapewnił. Skoro miał możliwość pomocy, dlaczego miałby jej nie zaproponować? Sage wydawała się być porządną dziewczyną, więc miał nadzieję, że nie pożałuje danej jej rekomendacji.
-
..........Uśmiecha się do niego lekko, kiwając przy tym głową. Oczywiście, że musiało coś się wydarzyć, bez powodu zapewne jeszcze długo by z kawiarni nie odeszła. Wie jednak, że nie musi mu niczego tłumaczyć — nie dodaje już więc nic więcej. Nie tylko dlatego, że oduczyła się otwierać przed osobami, które ledwo co poznała, ale też i dla jego własnego komfortu psychicznego. Bo dlaczego miałaby zrzucać na niego bombę w postaci informacji, co musiała zrobić, aby nadal przechadzać się po ulicach Seattle? Już i tak raz popełniła ten błąd, nie zamierza go powtarzać. Szczególnie że im mniej osób wie, tym lepiej.
..........— W gastronomii zapewne najszybciej i najłatwiej znalazłabym jakąś pracę, ale… Czasem warto spróbować czegoś nowego — stwierdza po chwili namysłu. Nigdy nie była osobą, która unika wyzwań i chociaż teraz wiele oddałaby za spokojne życie, nie ma nic przeciwko tym drobnym zawirowaniom w związku z pracą. Może nawet przyda jej się coś, co będzie wymagało od niej więcej wysiłku i myślenia, bo obsługiwanie klientów w kawiarni stało się z czasem dość… Monotonne. Dlatego uważa, że taka posada w straży jako dyspozytorka może być ciekawsza, niż posada przynieś, wynieś pozamiataj, bo kelnerka w zasadzie do tego się często sprowadza.
..........— To i tak brzmi lepiej, niż obsługiwanie klientów przez osiem godzin. Nie dość, że można trafić na naprawdę dziwnych ludzi czasem, to jeszcze w kółko tylko szykujesz zamówienia i zanosisz je do odpowiedniego stolika — mówi, niby z niezadowoleniem, ale i z lekkim rozbawieniem jednocześnie, bo wreszcie ma to za sobą. A przynajmniej taką ma nadzieję. — A co do użerania się z gówniakami, jakoś sobie poradzę, cierpliwości mam dużo. W kawiarni też parę razy trafiłam na kilku żartownisiów, więc to nic nowego. — Wzrusza ramionami, bo uważa, że w niemal każdej pracy znajdzie się ktoś, z kim trzeba się męczyć; czy są to klienci, czy współpracownicy, czy nawet szef. Ludzie są, jacy są i, niestety, nic nie da się z tym zrobić. Lepiej po prostu ich ignorować, jeśli się da, skupiając się wyłącznie na pracy, którą ma się do wykonania. — Tak zrobię, dzięki. Nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna. — Posyła mu szeroki uśmiech, bo naprawdę cieszy się z tej okazji, która jej się trafiła. Oczywiście to jeszcze nie oznacza, że ma już pracę, ale to zawsze jakiś krok do przodu.
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene
-
— Zgadzam się. Aczkolwiek osobiście nie miałem takich doświadczeń. Zaraz po szkole średniej poszedłem do akademii pożarniczej i tak już zostało — odparł. Nie każdy miał tyle szczęścia co on. Jednym szybko udawało się znaleźć odpowiednią dla siebie ścieżkę, a inni musieli szukać jej przez większą część życia; zdecydowanie nie tego życzył dziewczynie. Stabilizacja, jaką dawało stałe zatrudnienie, była cholernie wygodna. Poza tym ludzie poświęcali na pracę tak wiele czasu, że nie warto było zajmować się czymś, co nie dawało satysfakcji. Choć Simmons wierzył w to wszystko, ponad pół roku temu podjął decyzję, która niekoniecznie była zgodna z jego przekonaniami. Mianowicie otrzymał propozycję awansu. Mimo że był żywo zainteresowany oferowanym mu stanowiskiem, odmówił, bo wiązało się z przeniesieniem do innej remizy. Zrezygnował z rozwoju własnej kariery na rzecz ludzi, z którymi współpracował. Mniej oficjalnie – obawiał się również zbyt dużej liczby obowiązków oraz cholernie wysokiej odpowiedzialności. W pracy nigdy nie był lekkoduchem, jednak wydawanie rozkazów, które miały zadecydować o czyimś życiu, odrobinę go przerastało. Głównie z tego względu wolał pozostać pod czyimś dowództwem niżeli samemu tym dowódcą zostać.
— Spójrzmy prawdzie w oczy, Sage. Bycie kelnerką to niewielkie wyzwanie. To praca dobra w okresie studiów bądź jako zajęcie dorywcze, dla tych którzy potrzebują dorobić do głównej pensji. Nie chcę ci poprzez to ubliżyć, ale sądzę, że dobrze się stało. Nawet jeśli komendant cię nie przyjmie, myślę, że warto zmienić kierunek — przyznał, samemu będąc zaskoczonym tak szczerą opinią, która zdecydowanie mogła nie spodobać się dziewczynie, której nie znał dobrze. Pieniądze i praca to śliskie tematy. Nawet bliscy przyjaciele rzadko rozmawiali o zarobkach, a co dopiero prawie obcy sobie ludzie.
— Wdzięczna będziesz, jeśli komendant cię przyjmie. Póki co, chyba nadjechała nasza karoca — rzucił, gdy jeden z autobusów zatrzymał się przy przystanku. Dallas nie miał nic przeciwko komunikacji miejskiej, o ile tylko gdzieś się nie spieszył. Od czasu do czasu dobrze sobie przypomnieć, po co w ogóle ma się samochód, będąc bezdenną skarbonką.
-
..........Jej bańka pękła, gdy zmarła jej matka; gdy straciła najważniejszą (i niemalże jedyną) osobę w swoim życiu. Bez niej już nic nie było takie samo; bez niej wszystko było bezbarwne. I chociaż po jej śmierci teoretycznie nie została sama, bo pod swój dach przygarnęło ją jej wujostwo, po tym wszystkim nie była już taka sama. Coś się w niej zmieniło — jej podejście do życia, jej myślenie o innych.
..........— To chyba można powiedzieć, że miałeś szczęście. Życie byłoby o wiele prostsze, gdyby każdy tak szybko odnajdywał własną ścieżkę. Z drugiej strony życie poniekąd właśnie na tym polega, na szukaniu — własnej drogi, bratniej duszy, siebie — mówi w zamyśleniu, wciskając dłonie do kieszeni kurtki. Co by to było za życie, gdyby każdy wiedział, co ma robić? Gdyby każdy miał z góry określoną drogę i ślepo nią podążał?
..........Przez długi czas myślała, że jej ścieżka związana jest ze sztuką, że nie ma innej opcji, aby jej praca nie była związana właśnie z tym tematem. A co jeśli to nieprawda? Co jeśli ta szeroko pojęta sztuka powinna zostać jedynie jej hobby? Czymś, co będzie jej chwilą relaksu, a nie obowiązkiem — zupełnie, jak teraz. Bo przecież teraz wcale nie jest źle. Wciąż robi to, co lubi, jednocześnie na życie zarabiając w inny sposób. I może lepiej będzie, jak tak pozostanie?
..........— No cóż, skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie masz racji. Prawdę mówiąc, to ta praca miała być tylko chwilowa, ale nawet nie wiem kiedy minęły cztery lata. Czas leci zdecydowanie zbyt szybko. — Ostatnie zdanie wypowiada nieco ciszej, jakby mówiła bardziej do siebie, niże do niego. — Więc tak, chyba dobrze, że tak się stało — dodaje zaraz nieco pewniej, kiwając z uśmiechem głową. Nie wszystkie nieprzemyślane i nagłe decyzje okazują się być tymi złymi. Ta jedna akurat może wyjść jej na dobre, nawet jeśli nie zostanie zatrudnia w straży, a znajdzie coś innego. O ile znowu nie będzie to jakaś kawiarnia.
..........— Zadziwiająco na czas — rzuca z rozbawieniem, bo dość często korzysta z komunikacji miejskiej i doskonale wie, że autobusy często lubią się spóźniać (albo w ogóle nie przyjeżdżać). Dzisiaj jednak najwidoczniej mają szczęście, więc czym prędzej wskakuje do środka, aby wraz z Dallasem podjechać pod swój dom, gdzie może mu oddać to, co przy ostatniej wizycie u niej zostawił.
//ztx2
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene
-
Już w szkole średniej wiedział, że albo osiągnie wiele, albo stoczy się na dno. Nie było mowy o czymś pomiędzy, o byle posadce za kasą bądź znajdowaniem się na samym dole hierarchi firmy, w której nie mógłby się rozwijać. Konsekwentnie poruszał się w zgodzie z obranymi wartościami i obmyślonym planem od jednego celu do każdego następnego, goniąc za spełnieniem marzenia, by dbać o lepsze jutro - nie tylko dla siebie, ale też innych. Chęć zostania detektywem, nie była więc żadnym młodzieńczym kaprysem, o który z góry posądzili jego rodzice. Drażniło go wyrażane przez nich z tą samą pewnością przekonanie, że jest to tylko strata czasu i zarazem wielkie ryzyko utraty życia, bo nie uratuje przecież całego świata, a tylko się narazi na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Mieli trochę racji, jednak chęć pomocy ludziom przeważyła i wybrał takie, a nie inne zajęcie, które wymagało od niego naprawdę wiele cierpliwości oraz trzymaniu nerwów na wodzy. Ostatnie dni, tylko bardziej mu o tym przypominały, gdy sprawa nad jaką obecnie siedział, doprowadzała go do szaleństwa. Brak rozwiązań, śladów, był bezwzględnie niepokojący, gdy na szali leżało kolejne życie dziecka, które prawdopodobnie mogliby znaleźć martwe, jeżeli nie zrobią postępów w prowadzonym śledztwie.
Wyjazd najlepszego przyjaciela, problemy rodzinne, spotkanie z byłą żoną po tak długim czasie - powodowało, że powoli tracił pozytywne nastawienie. Jednak w tym całym chaosie znajdowała się ta jedna dziewczyna, która pojedyńczą głupią wiadomością potrafiła poprawić mu humor. Nie spodziewał się, że przypadkowa znajomość z portalu randkowego może przerodzić się w coś o wiele lepszego, niż jakiś tam romans z pierwszą lepszą dziewczyną z baru. Nie spodziewał się też, że po kilku miesiącach pisania o wszystkim i zarazem niczym, sprawi, że zacznie mu zależeć. Że się zaprzyjaźni, a nawet i poflirtuje, nie widząc jej nigdy na oczy. Znał jej imię, mógł ją wyśledzić dzięki policyjnym kontaktom, a jednak podobała mu się ta cała aura tajemniczości. Dzisiaj miało się to jednak zmienić, bo skoro mieszkali w tym samym mieście i dobrze im się pisało, to czemu nie przenieść owej relacji na wyższy level?
Do kawiarnii przyszedł trochę wcześniej, by wybadać czy mieli jakąkolwiek szansę na załapanie wolnego stolika w godzinach szczytu. Ludzi znajdowało się tu niewiele, dlatego oparł się o witrynę przed wejściem, by poczekać na przyjście dziewczyny. Miał jeszcze trochę czasu, więc gdy zauważył znajomą mu twarz osoby, która zbliżała się do wejścia, postanowił ją zaczepić. - Leslie, o ile się nie mylę? Dalej mam na oku twoją sprawę. - Odparł, dając w ten sposób znać, że cały czas pracuje nad złapaniem psychola, który ją nęka. Robił to głównie dlatego, że znał jej siostrę, ale też nie mógł pozwolić, by jakiś drań napastował bezbronną kobietę. Gdyby do tego jeszcze dotarła świadomość, że jest ona tą, z którą tak długo wymieniał wiadomości to z pewnością wszystko by się zmieniło. I właśnie w tym momencie powoli zaczęło do niego to docierać. - To z tobą się tu umówiłem, prawda? - Zapytał, bardzo chcąc potwierdzić swoje przypuszczenia. Bazował tylko na jej imieniu i na tym, że przypadkowo znalazła się w tym samym miejscu, w którym był właśnie umówiony z jej domniemaną imienniczką.
-
Tym samym jedyną problematyczną kwestią, z którą musiała się wciąż mierzyć, była nieudolność policji w jej sprawie. Ciągłe wizyty na komisariacie, zgłaszanie kolejnych wiadomości i głuchych telefonów, które odbierała od swojego byłego, dawały jej w kość, bo nie przynosiły żadnego skutku. W pewnym momencie zaczynała się czuć jak paranoiczka, na którą wszyscy spoglądają z przymrużeniem oka i była skłonna odpuścić dalsze wizyty na komisariacie, ale wtedy pojawiła się Lottie i wystosowała propozycję, której Leslie nie potrafiła puścić mimo uszu. Wielu gliniarzy mogło patrzeć na nią ze znudzeniem, gdy prosiła i błagała, żeby coś zrobili i znaleźli Marcusa, a ona mogła żyć w przeświadczeniu, że to wszystko jest bez sensu, ale kiedy chodziło o znajomego starszej siostry, uwierzyła, że to może być to i postanowiła zaryzykować raz jeszcze.
Nie sądziła wówczas, że detektyw, o którym wspominała jej siostra, jest facetem, z którym niegdyś zaczęła pisać, z którym zdążyła nieco poflirtować i z jakim na swój sposób się zaprzyjaźniła, choć do tej pory nie miała okazji poznać go osobiście. Nie łączyła imion z konkretnymi osobami, bo nie jeden Will chodził po tym świecie.
Wybierając się na spotkanie w kawiarni, również nie myślała o tym, że facet z którym miała spędzić to popołudnie, będzie tym samym, którego nie tak dawno poznała. To zaczęło do niej docierać, gdy pojawiła się na miejscu i już z oddali dostrzegła znajomą sylwetkę McCoy'a, ale wyparła tę myśl z głowy, wmawiając sobie, że to zbieg okoliczności.
– O cześć! Jasne, dzięki – rzuciła, uśmiechając się z wdzięcznością. Nie tak dawno straciła wiarę w to, że ktokolwiek zajmie się jej sprawą i znajdzie Marcusa, ale ostatecznie dzięki temu, że Lottie zapoznała ją z Williamem, nieco tej wiary odzyskała. Miała już wejść do kawiarni i zająć jakikolwiek stolik, ale zatrzymała się w pół kroku, bo i jej imię dało do myślenia, a pytanie Williama, utwierdziło ją w przekonaniu, że coś było na rzeczy.
– Ze mną? – zapytała niezbyt inteligentnie, bo ten zbieg okoliczności, nieco zaćmił jej umysł. – Uhm... O ile to z tobą piszę od kilku miesięcy, to... Tak? – dodała i parsknęła śmiechem na samą myśl o tym, jaki świat był mały. Kilkanaście dni wcześniej, gdy spotkała się z nim na komisariacie, złożyła zeznania i opowiedziała całą historię burzliwego związku z Marcusem, nie zwróciła większej uwagi na personalia przesłuchującego ją gliniarza, a w szczególności nie wpadła na to, że Will, z którym tak dobrze się dogadywała w smsach, był tym samym człowiekiem, któremu zwierzała się z najbardziej traumatycznych doświadczeń. W tym momencie, kiedy już to do niej dotarło, poczuła się trochę zażenowana, ale też nie zamierzała uciekać i udawać, że to wcale się nie wydarzyło. – Cóż, skoro już wiesz o mnie więcej, niż myślałam, że się dowiesz, to chyba możemy wejść do środka? – zagaiła, wskazując ruchem głowy na wejście i nie czekając na męską reakcję, weszła do środka i rozejrzała się za wolnym stolikiem.
-
McCoy może w czasach szkolnych nie był zbyt popularny i towarzyski, ale z czasem coraz łatwiej szło mu nawiązywanie nowych kontaktów. Zwykle były to kobiety w barze, czy kolejni funkcjonariusze, których spotykał na swojej drodze, a nie osoby mające konta na portalach randkowych. Leslie była tak naprawdę pierwsza i o dziwo na tyle podobało mu się pisanie z nią, że nie chciał tego przerywać. Nie przeszkadzała mu nawet tą całą niewiedza związana z tym, kto tak naprawdę krył się za tym imieniem, bo wystarczała czasem jedną jej wiadomość, a na jego buzi pojawiał się uśmiech. Teraz, gdy dojść miało do ich spotkania trochę się denerwował, ale nie na tyle by zrezygnować i pójść nagle do domu. Tym bardziej nie myślał o tym, kiedy już pojawiła się pod kawiarnią i była kimś kogo zdążył już poznać wcześniej.
- Wszystko na to wskazuje. - Odparł, posyłając jej przyjacielski uśmiech. Patrzac na przeszłość związaną z Charlotte i to, że przez kilka miesięcy flirtowal z jej siostrą, nawet o tym nie wiedząc - zdał sobie sprawę, jak paradoksalne to wydawało się w tym momencie. Jeszcze do tego dołączając ostatnie przesłuchania dziewczyny związane z jej psychicznym eks, mogłoby być to trochę odstraszające dla nie jednego mężczyzny, ale i tak dalej tu stał. - Nie spodziewałem się czegoś takiego, ale nie wiem jak ty, ja jestem mile zaskoczony. Życie jest pelne niespodzianek jak widać. - Stwierdził, wchodząc zaraz za nią do środka. Udał się od razu do lady, gdzie zamówił dwie kawy i po jakimś ciastku. Zapłacił jak to na porządnemu mężczyźnie wypadało i postanowił znaleźć dla nich stolik, przy którym mogliby usiąść zdala od innych ludzi.
W trakcie tego wszystkiego nic nie mówił, może tylko upewnił się co do wyboru kawy dla niej, ale oprócz tego mial pustkę w głowie. Dopiero gdy usiedli, zdał sobie sprawę, że czuł się trochę skrępowany co u niego było rzadkością. - Po tylu miesiącach wspólnego pisania, teraz kompletnie nie wiem co powiedzieć. Więc zacznę może i od banalnego pytania, ale jak tam u Ciebie? - Zapytał, choć minął tydzień od ich spotkania i jeden dzień odkąd ostatni raz dłużej ze soba poposali. Mimo wszystko wiele jeszcze o niej nie wiedział, oprócz tego, że jest siostrą Charlotte i ma problemy z ex.
-
Na szczęście czasami pojawiały się takie dni jak ten, kiedy od rana można było pławić się w błogim spokoju, nastawiać pozytywnie i planować udany dzień w czyimś towarzystwie, żeby wieczorem móc powiedzieć, że to był dobry dzień i zasnąć z nadzieją, że kolejny również będzie do takich należał. To pozwalało się nieco zresetować, spojrzeć na wszystko z boku i odetchnąć. Każdy tego potrzebował, bo inaczej można było zwariować.
To spotkanie miało być właśnie taką odskocznią. Chwilą zapomnienia o tym, co wciąż pozostawało nierozwiązane i czasem dla siebie, kiedy mogła zadbać o swój komfort psychiczny w towarzystwie człowieka, którego poznała na portalu randkowym i którego chciała poznać w rzeczywistości, choć od czasu, kiedy na tych portalach szukała szczęścia, minęło wystarczająco czasu, żeby pod kątem uczuciowym, w końcu sobie wszystko poukładała. A w tym przypadku akurat nie miała na co narzekać. Miała świetnego faceta, który był jej pierwszą i tak naprawdę jedyną miłością, a zarazem najlepszym przyjacielem. Połączenie idealne, którego życzyłaby wszystkim.
– Tak, ja chyba też, chociaż to dość… – urwała. Bo co miała niby powiedzieć? Że to było niezręczne? Nie chciała, by pomyślał, że przez ten zbieg okoliczności uznał, że znajomość dobiegła końca tu i teraz, choć w rzeczywistości miała ochotę wziąć nogi za pas. To, że wiedział, co ją spotkało, było dla niej poniżające. Wolałaby, żeby na jego miejscu był ktoś inny. Ktoś z kim przepisała długie miesiące, ale kto nie wiedział o jej przeszłości i teraźniejszych problemach. Nie czuła się swobodnie mówiąc o takich rzeczach osobom, które nie były jej bliskie. I chociaż mogła powiedzieć, że na swój sposób zaprzyjaźnili się z Williamem, to jednak okoliczności tej przyjaźni robiły swoje. To nie było to samo, co wieloletnie znajomości i spotkania twarzą w twarz.
– Wierz mi, ja też – wtrąciła z delikatnym uśmiechem. Idąc na to spotkanie, była pewna, że będą mieli wiele tematów, które zdołają poruszyć, ale w tym momencie… Wszystko uleciało. A w jej głowie istniała tylko jedna myśl. Był detektywem, któremu zwierzyła się z największych traum. To nie było fair. Kolejna złośliwość losu, która postanowiła ją dopaść. Potrząsnęła nieznacznie głową, by pozbyć się tych natrętnych myśli i skupiła się na tym, że McCoy nie wydawał się być tym wszystkim zrażony i był skłonny oddzielić kwestie zawodowe od tych wszystkich luźnych rozmów. – Całkiem w porządku. Mogę powiedzieć, że jest spokojnie jak nigdy – przyznała. Nie kłamała. Od pewnego czasu w jej życiu gościł wyjątkowy spokój, pozwalający na nowo poczuć, czym było szczęście, szczególnie że dzieliła je z bliską sercu osobom. Miała tylko nadzieję, że nie była to cisza przed burzą i w nadchodzących dniach wszystko nie wywróci się na nowo do góry nogami.
-
Każdy czasem potrzebuje odpoczynku, miłego rozproszenia od tego z czym mierzyło się na codzień. Chwilowego postoju przy natłoku spraw związanych z pracą, rodziną i jeszcze innymi rzeczami. Dlatego naprawdę dobrze było teraz usiąść w tej kawiarnii, napić się kawy oraz porozmawiać z dziewczyną, która jeszcze kilka minut temu była tylko nieznajomą z portalu randkowego, a teraz stała się siostrą Charlotte i bezradną ofiarą prześladowań swojego ex. Postanowił jednak nie za szybko poruszać ten temat, byleby nie psuć i tak napiętej atmosfery, będącej wynikiem stresu. Miał problem z nawiązaniem dłuższego dialektu, ale ostatecznie postanowił to przełamać.
- To dobrze, byleby tak pozostało. Ile sam dałbym za kilka dni świętego spokoju. Praca po woli daje mi w kość. - Odparł szczerze, podsumowując to ruchem ramion. Przydałby mu się tydzień urlopu, byleby odespać tych kilka ciężkich miesięcy i trochę odżyć. - Gdybym wiedział jak bardzo zmieni się moje życie, to rozważyłbym swoją decyzję o wstąpieniu do policji. Z drugiej strony, kto ratowałby piękne damy z opresji? - Dodał, trochę sobie żartując, tak dla rozładowania napięcia. Will starał się nie narzekać na swoją pracę, bo mimo wszystko ją lubił. Podjął taki, a nie inny kierunek w rozwoju kariery, bo chciał coś robić dobrego na tym świecie. Chciał walczyć dla tego miasta oraz pomagać ludziom, którzy sami nie byli wstanie się obronić i choć czasem bywało naprawdę ciężk - to nie zamierzał się poddawać.
- Po tylu miesiącach pisania, nie miałem okazji podziękować Ci, że nie zablokowałaś mojego numeru. Twoje rady były pomocne, żarty czasem śmieszne, a nieudolne próby flirtu nawet urocze. - Naprawdę doceniał to co udało im się stworzyć przez te kilka miesięcy. Poznali się na portalu randkowym, a jednak żadne z nich nie próbowało na siłę stworzyć z tego relacji miłosnej. Nie naciskali na siebie, nie czuli się zobowiązani w żaden sposób, po prostu na luzie pisali o wszystkim, żartowali, droczyli się ze sobą i poznawali zupelnie odmienne postrzeganie tej drugiej osoby na dany temat.
-
– Daj spokój, nie ma za co dziękować – odparła, uśmiechając się wymownie. Nie miał za co dziękować. – Myślę, że nam obojgu dobrze te rozmowy robiły. Ty masz swoje problemy, ja swoje. Te wiadomości pozwalały mi się odciąć od tego związku. Poczuć, że… mimo wszystko istnieje jeszcze jakaś normalność i powody do uśmiechu – dodała. To działało w dwie strony i oboje mieli swój udział w tym, że druga osoba czuła się lepiej, kiedy każdego dnia mierzyła się z własnymi demonami. Czy musieli sobie dziękować? Uważała, że nie, bo byli sobą i robili to wszystko nieświadomi tego, że życie drugiej osoby nie było wcale sielanką.
– Przyznam jednak, że kiedy dotarło do mnie, że to ty… – Wskazała na drzwi wejściowe kawiarni. – To przez myśl przeszło mi, że rozejdziemy się w swoje strony – przyznała. Był to naturalny odruch, związany ze świadomością, że nikt nie chciał się pakować w kłopoty. Znajomość z nią była zaś magnesem na nie, kiedy gdzieś tam kręcił się Marcus i nikt nie wiedział, w którym momencie przyjdzie im się zderzyć z jego chorobliwą zazdrością, żądzą zemsty i psychozą, którą się wykazywał. Will mógł więc kontaktować się z nią czysto zawodowo i na tym poprzestać, a jednak został, a Leslie czuła się tak, jakby jedno życie oddzielali od drugiego. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej to nie pasowało.
-
- Może jestem. Z moich obliczeń wychodzi, że mam do wykorzystania miesiąc urlopu, coś koło tego, ale chcę najpierw otrzymać awans. - To prawda, mógł wziąć urlop i w końcu odpocząć. Wyjechać gdzieś daleko, by podziwiać piękne widoki, poznać nowa kulturę, ludzi. Mógł tak wiele zrobić, a jednak wraz z kolejnym rokiem wzrastała mu ilość nie wykorzystanych dni urlopu. Nie zamierzał zostawić nie pozamykanych spraw na rzecz zabawy, podróży i jeszcze czegoś innego. Chciał zostać kapitanem swojego oddziału, chciał osiągnąć coś więcej, być kimś i marzenie to było tak silne, że narażał przy tym swoje zdrowie. - Co by one beze mnie zrobily... A tak na serio, jeżeli domknę parę spraw to chętnie gdzieś pojadę poza miasto. Znasz kogoś, kto mógłby mi potowarzyszyć? - Mógłby zapytać wprost, czy za jakiś czas nie chciałaby z nim gdzieś pojechać, bo w końcu pisali ze sobą bardzo długi czas, ale dopiero dzisiaj w pewnym sensie mieli okazję zobaczyć się po raz pierwszy.
Nie miał za co dziękować, a jednak czuł swego rodzaju wdzięczność i chciał żeby po prostu o tym wiedziała. - Jest wiele powodów do uśmiechu, choć dosyć częto człowiek o tym zapomina. Jeżeli nie raz udało mi się głupią wiadomością wywołać na twojej buzi uśmiech to mnie to cieszy. - Odparł, uśmiechając się w tym momencie szeroko. Powoli przestawał czuć przy niej skrępowanie, a wręcz zaczynał zachowywać się swobodnie. Miał nadzieje, że tak pozostanie, bo przyda mu się bliską osobą w jego życiu, która mogłaby wyciągnąć go z najgorszego dołka.
- Pomyślałaś o tym dlatego, że zajmuje się sprawą twojego ex? Widziałem dużo więcej gorszych rzeczy i czyjaś przeszłość nie jest w stanie rzutować na postrzeganie przez mnie danej osoby. - Było to szczere wyznanie, choć gdyby ona poznała jego przeszłość to mogłaby wtedy sam odejść i zostawić go na pastwę losu pod kawiarnią. W końcu zdradził swoją żonę z jej siostrą, co było chyba wierzchołkiem góry lodowej, ukrywającej jeszcze inne z jego tajemnic. Za to bycie prześladowaną ze strony byłego chłopaka, nie była tak naprawdę jej winą. - Jeżeli już mowa o tym, to odezwał się od naszej ostatniej rozmowy? - Zapytał, chcąc się upewnić, że naprawdę na ten moment trzymał się od niej zdala.
-
– Prawdę mówiąc, często ci się to zdarzało – zauważyła i wcale nie ściemniała. Kiedy pisali, uśmiech mimowolnie pojawiał się na jej ustach. Pamiętała doskonale, jak ciężko było jej się przekonać do takich portali, a po kilku tygodniach, śmiało przyznawała przed samą sobą, że byli tam normalni faceci, których można było obdarzyć sympatią, nie odnosząc wrażenia, że chodziło im tylko o zaliczenie nowej zdobyczy, która trafiłaby na jakąś dziwną listę.
– Chyba tak. Wiem, że takie komplikacje potrafią odstraszyć i lepiej trzymać się ich pod kątem zawodowym, ale unikać prywatnie – przyznała, po czym lekko się uśmiechnęła. Cieszyła się, że tak to postrzegał i że jej problemy, oraz to, iż było to jego zawodowe zobowiązanie, którego się dobrowolnie podejmował, nie wpływało na ich znajomość. Nie chciałaby, żeby nagle uznał, że powinni utrzymywać znajomość tylko na komisariacie w trakcie kolejnych przesłuchań. Znalazła w nim przez te wszystkie miesiące naprawdę dobrego kumpla. A takich osób nie lubiła tracić, bo ceniła sobie wszelkie zawarte w życiu relacje.
– Nie. Chwilowo odpuścił, ale jeśli coś się zmieni, to dam ci znać. To nigdy nie trwa długo. Tydzień, dwa ciszy i zaczyna się zabawiać od nowa – odparła. Jutro było czymś, o czym nie chciała myśleć. Mogło przynieść wszystko. Od głuchych telefonów, przez maile i smsy, po spotkanie z Marcusem twarzą w twarz. Tego ostatniego bała się najbardziej, ale nie chciała popaść w paranoję. – A tobie udało się coś zdziałać? Namierzyć, któryś z numerów albo coś? – dopytała, bo skoro już zeszli siłą rzeczy na ten temat, to chciała wiedzieć, czy w ostatnich dniach cokolwiek się zmieniło i czy istniał cień szansy na to, że niedługo cały ten koszmar, w którym tkwiła, dobiegnie końca.
-
- To dobrze, czyli nie jestem chyba tak zły w pisaniu wiadomości. Przywyklem raczej do długich rozmów twarzą w twarz, więc była to dla mnie miła odmienność. - Było to zarazem szczere wyznanie z jego strony, bo nigdy wcześniej nie poznawał nikogo na portalu randkowym i pisał przez tyle czasu smsy. W sumie nawet nie spotkał się z żadną laską z tindera, więc Laslie była tą pierwszą. Wolał poznawać kobiety na mieście, w barze lub na siłowni, a tamtą aplikację traktował za chwilową potrzebę zabicia nudy oraz sprawdzenie co ludzie w tym widzą. Gdyby nie założył spontanicznie konta to nie miałby okazji jej tak poznać i umilić sobie ciężkie wieczory na pisaniu o głupotach.
- Cóż, jak widzisz to mnie takie komplikacje nie odstraszyły. Dalej tu siedzę i chętnie pogadam o wszystkim, co chcesz. Dopóki nagle nie dostanę jakiegoś wezwania, że potrzebują mnie w pracy. - Siedział wygodnie oparty o krzesło, pił
kawę I skubał ciastko, o którym zdążył na chwilę zapomnieć w trakcie ich rozmowy. Gdy jednak smak mu nie podszedł, podsunął talerzyk pod nos dziewczyny, licząc, że może chociaż jej przypadnie do gustu. - Tacy ludzie zazwyczaj wyrabiają sobie pewien schemat działania, więc nie dziwi mnie, że nadal nie odpuścił. - Czasem odradzał niektórym wnoszenie zakazu zbliżania przy takich sprawach, bo wiedział, że i tak nic to nie da, a tylko wzbudzi większą manię prześladowczą u takich psycholi. Wiedząc, że ich ofiary bardziej się boją i czują bezbronne, byli gotowi wyrządzić większe szkody w ich życiu, czy tym bardziej na ich psychice. Mówił więc te słowa z wyrobionego już przez tyle lat doświadczenia. - Mam pewien trop, który obecnie sprawdza mój informator. Obecnie prowadzimy jedną z większych spraw, ale staram się by złapać szybko tego psychola. Jak będziesz chciała to zawsze mogę wysłać pod twój dom patrol w nieoznakowanym aucie lub możesz wpaść do mnie, gdy będzie taka potrzeba. Mam dwie wolne sypialnie. - Rzucił takie propozycje, bo czego się nie robi dla bezpieczeństwa przyjaciół. Starał się chronić nawet tych, którzy czasem o to nie prosili, a widział w ich oczach, że potrzebują bardzo tej pomocy.