WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak to jaka? Znała na pewno jakąś Terry, może ze studiów, medycynę studiowało dużo ludzi z dziwnymi imionami, ona sama miała imię po jakiejś bogini która miała dziecko z własnym bratem czy innym członkiem rodziny. Jeśli chciał ją naprowadzić, to w ten sposób mu całkowicie nie wyszło.
– Siódmy kwietnia – powiedziała, gotując się cała w środku ale nie pozwoliła sobie na wybuch agresji. Jeszcze nie. – Ślub miał być wczoraj. – dodała, powstrzymując też jeszcze patrzenie na niego, bo obawiała się że gdy zetkną się spojrzeniami to albo zacznie krzyczeć jak nienormalna albo płakać jak histeryczka. W obu wypadkach mogliby zaserwować jej końską dawkę leków na uspokojenie a jednak na takowe nadal była zbyt pijana. Zignorowała jego kolejne słowa, bo brzmiało to tak kretyńsko że postanowiła oszczędzić i sobie i jemu tej dyskusji. Dopiero gdy ponownie nazwał ją skarbem – nie wytrzymała.
– Terry. – odwróciła się powoli do niego. – Ta kurwa ma na imię Terry. A ty zostawiłeś mnie w trakcie przygotowań do ślubu! Musiałam wszystko odwołać, wstydzić się… CZY TY W OGÓLE WIESZ JAK SIĘ CZUŁAM?! – wydarła się. Ba, rzuciła w niego kluczykami od samochodu, może nie potrzebnie, bo jednak był cały pokiereszowany ale w chuju to miała. – Przestań wciskać mi te głodne kawałki jakbym była jakaś upośledzona. Mogłeś mi powiedzieć. Normalnie, jak człowiek, pozwoliłabym Ci odejść. Ale to jak mnie potraktowałeś… nienawidzę Cię. – teraz jeszcze rzuciła w niego telefonem. Jednak nie cieszyło jej to, ze żył. Dla niej umarł trzy miesiące temu i szkoda, że nie wydarzyło się to naprawdę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W głowie Josepha wcale nie było to normalne imię i wówczas uznał, że będzie najlepszym. Cóż, może powinien dać imię Darwi? Może wtedy by zrozumiała, że coś jest nie tak. Był w niej strasznie, szaleńczo wręcz zakochany, jak mogła tak łatwo uwierzyć, że zerwałby zaręczyny bukietem róż i nabazgranym na szybko liścikiem? Inna sprawa, że w sumie w podobny sposób potraktował Suzie, ale jak wszyscy wiemy, Suzie była popierdolona.
– Sió-dmy? O nie, nie, kurwaaa – jęknął, mając ochotę pacnąć się w czoło, ale jednak się powstrzymał, bo mimo wszystko wiedział, że będzie przez to cierpiał jeszcze bardziej. – Ale to można zorganizować. Zawołaj Nicka, niech zrobi uprawnienia na pastorwminute, Connie przywiezie ci bukiet, będzie fantastycznie, serio skarbie! Damy radę! – oświadczył spokojnie, bo on naprawdę wierzył, że to jeszcze dało się zorganizować. Kompletnie nie brał pod uwagę, że Tee mu nie wierzyła i że nie chciała już z nim brać ślubu.
– Ale żadna Terry nie istnieje, na chuj mi Terry, jak mam Theę? T – H – E – A – przeliterował jeszcze, udowadniając, że jego umiejętności literowania i wiedza z podstawówki nie poszła na marne. – Nie zostawiłem cię, czemu nie rozumiesz? Nigdy bym cię kurwa przecież nie zostawił, Tee! – krzyknął aż desperacko, naiwnie wierząc, że Johnson naprawdę mu uwierzy i nie będzie w tym widziała jakichś głodnych kawałków wciskanych komuś na siłę. Kiedy rzuciła w niego kluczykami, jęknął cicho, ale przyjął to na klatę. Trochę mu się należało.
– Przecież gdybym chciał, to bym zerwał z tobą twarzą w twarz. To nie była moja wina, wzięli mnie siłą, z lotniska! – mamrotał trochę jak potłuczony, ponownie jęknowszy z bólu, gdy jebnęła w nim telefonem. Pewnie go uderzył w twarz i jeszcze rozwalił mu lekko szwy na łuku brwiowym, ale dzielnie to przeżył, nie zamierzając pozwalać, by odeszła. – A ja cię kocham – oświadczył, patrząc na nią teraz z zaciętą miną. Czym rzuci w niego następnym? Krzesłem? Szczerze, trochę by się nie zdziwił, ale miał jednak nadzieję, że nie. :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A jak mogła nie uwierzyć? Nie miała już kilku lat, nie wierzyła w miłość po grób, nawet jeśli miłość do niego sprawiła, że lekko zwariowała biorąc pod uwagę wszystkie decyzje które podjęła. Mimo tego, nie potrafiła znaleźć powodu dla której w tej sytuacji miałaby mu uwierzyć. Mógł napisać coś szyfrem, ale na boga, nie używać zwykłego imienia!
– Daj spokój, Joey – pierwszy raz od trzech miesięcy użyła jego imienia; pierwszy raz od trzech miesięcy była w stanie to zrobić, ale koniec końców zaraz poczuła okropny ścisk w gardle. – Nie będzie żadnego ślubu. – jak było wspomniane, w tamtej chwili Thea próbowała zachować klasę i nie pokazywać jak bardzo wiele emocji nią targa. Było też jej okropnie przykro przez to, że w tak okropny sposób sobie z niej żartował, bo tak widziała te słowa.
– Wiem jak mam kurwa na imię. Nie musisz tego literować – klasa poszła w niepamięć, a kluczyki poszły w ruch. – Ale zostawiłeś, do cholery! Przysłałeś bukiet pierdolonych, czerwonych róż z jakąś tandetną karteczką i myślisz, że takim głupim gadaniem coś zmienisz? – podeszła bliżej niego, zupełnie się nie przejmując że przed chwilą omal nie połamała mu nosa swoim iphone’em. – Widziałam wasze wspólne zdjęcie. To też jest oszukane? I niby kto chciałby Cię porwać? – krzyczała na niego, ze łzami i okropnym żalem w oczach. Istotnie, zacisnęła dłonie na oparciu krzesła stojącego nieopodal, ale nie zamierzała w niego nim rzucać. Nie miała ochoty go zabić i potem spędzić życia za kratkami, chociaż nie – zabić go chciała, ale perspektywa więzienia była po prostu do bani. – Nie mów tego! – wymierzyła w niego palcem chcąc nadać grozy swoim słowom. – Nie mów słów, których znaczenia nie znasz – zacisnęła mocno usta, zaraz lekko je przygryzając. A jednak mogła wyjść nim zaczął zasypywać ją serią kłamstw.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No… Tak samo jak uwierzyła, tylko na odwrót, right? Joe też nie wierzył w miłość aż po grób, kobiety zmieniał jak rękawiczki i pierdolnięta Suzie utwierdzała go w przekonaniu, że związki nie są dla niego. A potem poznał Tee – była zupełnie inna, strzała Amora totalnie go trafiła i już wiedział, że z tą kobietą chciał spędzić resztę życia. Nie było z jego strony pustych obietnic, on naprawdę zamierzał je wszystkie spełnić, na czele z tą, w której mówił, że uczyni z niej najszczęśliwszą kobietę na świecie.
– Ale co? – spojrzał na nią zaskoczony, jakby kompletnie nie chciał przyjąć do wiadomości, że ona ślubu już brać nie chciała i że w ogóle wszystko stracone. Nie zamierzał się na to godzić, przecież to musiałaby być ich wspólna decyzja, a on zdecydowanie się na to nie zgadzał! – Jak to nie będzie? Oczywiście, że będzie – stwierdził stanowczo, a gdy stwierdziła, że wie, jak ma na imię, westchnął ciężko, bo pewnie zdawał sobie z tego sprawę.
– Możesz już we mnie nie rzucać, proszę? – spytał jękliwie, patrząc na nią z nadzieją, że jednak w tym momencie się nad nim zlituje, albo chociaż morfinę mu zaserwuje zanim zacznie cięższymi rzeczami w niego napierdalać. – Nie przysłałbym ci róż. Przecież kurwa zawsze ci kupuje jebane piwonie – stwierdził, krzywiąc się lekko bo przecież taka prawda! On sam nie przepadał za tymi kwiatami i nigdy by ich nie kupił Tee. Uważał, że róże były okropnie oklepane, a miał zwykle gest. Pewnie parę razy to w ogóle jakieś egzotyczne bukiety jej kupował z mega rzadkimi, specjalnie sprowadzanymi kwiatami. – Jakie wspólne zdjęcie, kurwa? – westchnął ciężko, bo nie miał pojęcia, o czym mówiła. – To chyba czas, żebyś się w końcu dowiedziała – powiedział smutno. Chciał ją przed tym chronić, ale teraz ich związek był ważniejszy. Może dało się to odratować? - Moja rodzina prowadzi nie do końca czyste interesy. Dlatego pewne osoby były zainteresowane zniszczeniem mi życia – powiedział trochę wymijająco, bo wiadomo, że w szpitalu nie mógł o tym mówić szczególnie głośno. Przechylił głowę, słysząc jej krzyk.
– Mówię to, bo to mam na myśli. Kocham cię nad życie, Thea, kurwa! – tym razem to on krzyknął, znów w nerwach próbując się podnieść, ale zawył z bólu i opadł na poduszki, ciężko oddychając, a aparatura, do której był podłączony zaczęła niebezpiecznie głośno pikać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Inna. To słowo pasowało, bo Thea była po prostu cholernie delikatna pod maską tych drogich ubrań, pięknych wnętrz apartamentów i zapierdzielania w lekarskim kitlu; a on złamał ją jednym, prostym ruchem i nie będzie łatwo tego naprawić, przynajmniej póki co tak o tym myślała. Nie rozumiała chyba dlatego jego zaparcia w temacie ślubu – w jej głowie nadal był zdradzieckim chujem, który wolał jakąś rudowłosą dziwkę o imieniu Terry.
– Nie, nie będzie. – trochę zimno to powiedziała i dość dobitnie, nie chcąc więcej się z nim w tym temacie użerać. Z konia spadł, że nie umiał zrozumieć co do niego mówiła? Skinęła głową jedynie na słowa o tym, żeby w niego nie rzucała. Już nie będzie, a przynajmniej się postara. – Nienawidzę i czerwonych róż i tych pierdolonych, wieśniackich piwonii jak dla starej baby! – rzuciła w niego zapalniczką, ale tym razem nie trafiła. Niestety. Nie wiedziała zupełnie jak ma do niego podejść bo jego słowa raniły ją okrutnie, nawet miała wrażenie że coraz bardziej grzebał się w jakichś idiotycznych kłamstwach. Aż parsknęła śmiechem.
– Nie wierzę, mieszasz w to jeszcze swoją rodzinę? Jesteś idiotą, Joseph! – jakieś nie-czyste interesy? O czym on w ogóle do niej mówił, co za imbecyl. Najpierw ją zdradzał, a teraz nagle opowiada o jakichś mrocznych interesach? – Nie chcę słuchać tych wszystkich kłamstw. Naprawdę tylko tyle warty był dla Ciebie nasz związek? Będzie mi serwował takie chujowe teksty? Dorośnij, Russell – próbowała się opanować, ale zaraz znowu powiedział o tym, że ją kocha i nawet miała zacząć na niego krzyczeć jeszcze bardziej ale widząc jego reakcje i dokładając do tego dźwięk aparatury, wzięła głęboki oddech i pchnęła go lekko dłonią w klatkę piersiową, żeby się położył.
– Powinieneś odpoczywać – powiedziała, już znacznie spokojniej, poprawiając jakiś kabelek który sobie prawie wyrwał. Ze złości przeszła w troskę. Ah.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Joe o tym wiedział. Doskonale ją znał, mimo, że wcale długo się nie znali. Rozumiał ją bez słów i widział prawdziwą ją, którą tak naprawdę dostrzegali tylko nieliczni i którą tylko nielicznym pokazywała. Nigdy nie chciał jej zranić, ani tym bardziej czegokolwiek złego zrobić. Wiedział doskonale, że ich relacja nie była idealna, ale chciał się dla niej zmienić, odciął się od panienek, nie zwracał nawet uwagi na inne, a ona myślała, że ją zdradził!
– Ależ oczywiście że będzie. Jeśli nie dziś, to w przyszłości – odparł z naciskiem, wierząc szczerze, że dadzą radę, że sobie to wyjaśnią i że wszystko będzie jeszcze w porządku. Odetchnął ciężko, gdy powiedziała, że nienawidzi czerwonych róż i piwonii. Cóż, o piwoniach nie wiedział. – Mogłaś powiedzieć, to przynosiłbym ci inne kwiaty, serio! Jakie tylko chcesz, Tee – powiedział cicho, chociaż pewnie częściej niż kwiaty dostawała od niego jakąś super bieliznę, perfumy, czy biżuterię. Sam uważał, że kwiaty były niby ładne, ale szybko więdły i na co to komu. Gdy rzuciła w niego zapalniczką, to pewnie chciał się uchylić, ale tak czy siak nie trafiła. Po chwili jednak usłyszał jej śmiech. Był to jednak śmiech godny disnejowskiej czarownicy, a nie jego uroczej kobiety.
– Ale naprawdę tak jest, myślisz, że skąd mamy tyle kasy? Nie wiem, chcesz zadzwonić do Kylie i zapytać? Albo najlepiej zapytaj Darwina, jemu będziesz bardziej ufała niż mnie – stwierdził, wzruszając ramionami, bo przecież Darwi też z powietrza narkotyków nie brał, right? Joe na pewno wiedział, że od czasu do czasu jego kobieta sobie wciągała, ale pewnie wciągał czasami razem z nią, więc mu to nie przeszkadzało zupełnie.
– Ale jakich kłamstw, jak to wszystko kurwa prawda. Przecież nie zmyślałbym tego. Już naprawdę wolałbym cię zdradzić niż trzy pierdolone miesiące dostawać po mordzie i innych częściach ciała – rzucił naburmuszony, chociaż ten tekst wcale nie był szczęśliwy. – Chociaż nie wolałbym cię zdradzić, bo bym tego nigdy nie zrobił – dodał, próbując w jakikolwiek sposób wybrnąć z sytuacji. Posłusznie się położył pewnie, gdy go tak lekko pchnęła.
– W chuju mam odpoczynek. Wyjdę na żądanie, ale nie chcę cię tracić – stwierdził zrozpaczony, patrząc w jej oczy, bo naprawdę nie mógł jej tracić. Nie chciał. Po prostu nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmroziła go wzrokiem. Śmiertelnie poważnym wzrokiem, który gdyby miał moc zabijania to pewnie odłączyłby kabelki i zabił Josepha krzesłem. Jego zachowanie było idiotyczne w jej odczuciu, bo próbowała mu wyjaśnić że wszystko koncertowo spierdolił, ale on dalej toczył boje o jakiś ślub, na którym się nie pojawił i złamał jej serce. Naprawdę sądził, że da się na to ponownie narazić?
– Jedyne czego chciałam to spędzić z tobą całe życie i nie wyjść na pieprzoną idiotkę przed setkami ludzi gdy postanowisz mnie porzucić. Nieodpowiednie kwiaty to chyba najmniejszy z naszych problemów – zauważyła, słusznie zresztą, bo ona tu umierała od trzech miesięcy a ten o jakichś głupich kwiatach gada. Sama zaraz zachowała się głupio, bo uszy zasłoniła gdy dalej się kretyńsko tłumaczył.
– Nie chcę tego słuchać. – zaczęła przestępować z nogi na nogę jakby w ten sposób chcąc odegnać od siebie jego słowa. – Nie będę dzwonić do Kylie i pytać o jakiejś głupoty a już na pewno nie będę rozmawiać o tym z moim bratem. Przestań go w ogóle do tego mieszać – złapała w dłonie troczek od bluzy i zaczęła go intensywnie miętosić w palcach. Czuła, że zejście narkotykowe jest coraz mocniejsze i miała ochotę się rozpłakać. Coś w tym było, w sumie narkotyki Darwin sprzedawał na większą skale, ale mimo to… – Joey, naprawdę musisz to robić? Przestań to wszystko pogarszać, ja… naprawdę odchorowałam swoje, okej? Próbuję wrócić do normalności a ty teraz sobie wracasz i zamierzasz mieszać mi w głowie? Jesteś niesamowity – zasłoniła twarz dłońmi, biorąc kilka głębszych oddechów żeby się uspokoić. – ALE ZDRADZIŁEŚ, KURWA! – wydarła się znowu, nie mogąc już dłużej tego znieść. – Widziałam to zdjęcie na którym ją całujesz! – po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą zaraz starła wierzchem dłoni. Nie mogła płakać, nie przy nim. Złapała głęboki oddech.
– To Twoja sprawa. Darwin ma w Little Darlings klucze do twojego domu – podniosła się z łozka i zaczęła zbierać rzeczy, którymi wcześniej w niego rzuciła. Miała dość. Totalnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Joe doskonale wiedział, że jego zachowanie nie było racjonalne, ale jednocześnie był w niej cholernie zakochany. Domyślał się, że jego wcześniejsza reputacja nie była najlepsza i nie przemawiała teraz na jego korzyść, ba! Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale jednocześnie naprawdę sobie nie wyobrażał życia bez niej i zamierzał ją przekonać, że to złamane przez niego samego serce da się posklejać i że on sam to zrobi najlepiej jak będzie umiał.
– Posłuchaj, nie rzuciłem cię, naprawdę. Nigdy tego nie chciałem, Tee. Wiem, że to wszystko źle wygląda, ale przysięgam, że to naprawię. Powiedz mi, co mogę zrobić, żeby to naprawić? – spytał z rozpaczą w oczach. Miał ochotę się tutaj rozpłakać i to bynajmniej nie z bólu fizycznego. Najbardziej chyba łamiące serce było to, że on sam był sobie poniekąd winien tej sytuacji.
– To zadzwoń do Connie. Niech ona to sprawdzi – rzucił, patrząc jej w oczy. Constance miała dojścia, doskonale o tym wiedział. Dla przyjaciółki mogła by sprawdzić to i owo, a przecież domyślał się, że stała po stronie Johnson, bo się przyjaźniły i prędzej by mu jaja urwała niż przyznała rację, gdyby chciał Tee okłamać. – Poza tym Darwin jest w to zamieszany od dawna – westchnął mimowolnie, bo przecież z powietrza narkotyków nie brał, right? – Ale ja nie chcę pogarszać, chcę to naprawić, Thea – odparł, oddychając głęboko i patrząc na nią wzrokiem biednego szczeniaczka. Nie chciał jej rujnować życia, chciał naprawić to, co spierdolił.
– NO WŁAŚNIE NIE ZDRADZIŁEM – też się wydarł – Ja nikogo nie pocałowałem. Jakaś typiara podbiegła do mnie na lotnisku i mnie pocałowała. Od razu ją odsunąłem, mówiła o jakiejś ukrytej kamerze czy ki chuj. Przecież nigdy bym ci tego nie zrobił – spojrzał na nią, a słowa te wypowiedział spokojnie, niemal szepcząc. Miał nadzieję, że go posłucha.
– Thea, proszę, zostań – poprosił, a gdy jej dloń znalazła się w zasięgu jego ręki, przyciągnął ją do siebie, używając całej siły, jaką miał. – Będę o ciebie walczył, Thee – spojrzał głęboko w oczy kobiety, mając nadzieję, że wiedziała, że nie żartował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oj, jego reputacja robiła tu sporą robotę, ale najbardziej ubolewała nad tym, że odbiła go Suzie, a teraz jakaś szmata w ten sam sposób ukradła go jej… chociaż nie, nie ukradł. Sam do niej polazł, skuszonym pewnie jakimś pięknym biustem, którego u Thei ciężko było się doszukać gdy nie miała biustonosza z push up’em.
– Możesz cofnąć czas i do tego wszystkiego nie dopuścić. Ale tak się nie da, więc pozostaje Ci po prostu się odpieprzyć – rozłożyła ręce, bezradnie, jakby mówili o tym, ze nie ma w sklepie ich ulubionej kawy do ekspresu. – Nie będę o nic nikogo pytać – ale zapyta, na pewno, tylko przy nim chciała udawać, że ma to wszystko w czterech literach, żeby nie robił sobie jakiejś nadzwyczajnej nadziei bo uważała że i tak nic z tego nie będzie. Posłała mu pełne politowania spojrzenie.
– Ale tu nie ma co naprawiać! POCAŁOWAŁEŚ JĄ – warknęła, nawet jeśli to był tylko jeden raz to o jeden za dużo. Nie zamierzała mu na to pozwalać, nie była pierwszą lepszą, której mógł takie kity wciskać. O nie! Spojrzała na jego rękę, gdy złapał ją za jej dłoń. – Puść – powiedziała cicho, nagle miększa i słabsza bo jego dotyk nie pomagał. Powoli wyswobodziła nadgarstek i ponownie ruszyła w kierunku drzwi. Pokręciła głową zatrzymując się na progu.
– Nie potrzebnie, Joey. To koniec – wymamrotała ledwie słyszalnie, po czym wyszła, nawet nie odwracając się za siebie.

| ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Młody ksiądz nie był pewny, czy w jednym ze swoich smsów do Autumn skłamał, czy może jednak powiedział prawdę. W istocie, w ostatnich dniach faktycznie trudno mu było znaleźć chwilę, aby zerknąć do telefonu, jednakże nie działo się to przez nadmiar pracy. Chyba, że nad sobą samym. Wziął urlop, ponieważ nie czuł się najlepiej ze względu na jego ostatnią rozmowę z Durantem, ale i przede wszystkim z powodu niedawnej ceremonii pogrzebowej, której nie dał rady zbyć na kolegę po fachu. Z jednej strony był z siebie szalenie dumny, iż jednak stawił się na miejscu i wykonał wtedy swoje obowiązki, aczkolwiek już pod wieczór, przypomniawszy sobie wszystkie, widziane twarze w tłumie, poczuł, jak jego żołądek nieprzyjemnie się zaciskał. Nie mógł jednoznacznie stwierdzić, czy z tej paniki ubzdurała mu się twarz kolegi ojca pośród żałobników, czy też może faktycznie ją widział. W zasadzie nie chciał odpowiadać sobie na to pytanie, bo już i tak zdawało się ono nawiedzać go do tego stopnia, aby nie obyło się bez wizyty u lekarza.
Diagnoza? Zatrucie. Choć Baskerville dobrze wiedział, że to nerwica wycięła go z życia na parę dni, ograniczając aktywności jedynie do przechodzenia z pokoju do pokoju w jego domu na Phinney Ridge. Ale to nic nowego. Czasem łapie i przechodzi, ażeby potem znów dręczyć. Szczęście w nieszczęściu, że wszystko zaczynało powoli wracać do normy, gdyż przecież nie mógł wylegiwać się pod pierzyną całą wieczność, a już szczególnie nie wtedy, kiedy wierni go potrzebowali. Bo przecież wciąż miał gdzieś w głowie między innymi sprawę Autumn, z którą umówił się zaraz po tym, jak poczuł się odrobinę lepiej. Choć nadal na twarzy pozostawał nieco bardziej bledszy, niż zwykle.
- Jesteśmy na miejscu - oświadczył niemrawo, gasząc silnik swojego Forda tuż przed Swedish Hospital. Jeszcze przed wyjęciem kluczyków ze stacyjki zerknął wątpliwie na swoją towarzyszkę, zastanawiając się, czy przez te kilka minut jazdy nie zdążyła zmienić zdania i dalej chciała udać się z nim na oddział intensywnej terapii.
Finalnie jednak nie usłyszał żadnego słowa sprzeciwu od Blossom, przez co parę minut później znaleźli się na sterylnie czystych, jasnych korytarzach amerykańskiego OIOMu, szukając odpowiedniej sali. Gabriel odliczał w głowie numery, aż wreszcie trafili na ten, którego poszukiwali. Tyle tylko, że najwyraźniej nie oni jedyni zechcieli wtedy odwiedzić salę 802, ponieważ niewyraźne głosy zza drzwi sugerowały jednoznacznie, iż ranny mężczyzna miał wówczas inne towarzystwo.
- Nie wiem, czy powinniśmy tam teraz wchodzić - zagaił, nie znajdując odwagi, aby przemieścić się bliżej i zerknąć przez korytarzową szybę do wnętrza salki. Niby tym gestem mógł się upewnić, czy w pokoju znajdował się sam personel medyczny, czy też wcześniej zastana kobieta, jednakże... Okna działały przecież w dwie strony i osoby w pomieszczeniu bez trudu mogłyby wtedy zobaczyć również ich. - A jak to ktoś z jego rodziny? Wiesz już może, co im powiesz...? Bo z Jackie dalej nic się nie ruszyło, prawda...?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#10

To księża kłamią? Autumn by się zdziwiła gdyby o tym kiedykolwiek usłyszała, bo sądziła że księża to osoby, które bardzo trzymają się zasad i przykazań stawianych przez Boga, zatem są jego wzorem i powiernikami wśród grzesznych ludzi. Jednak gdy przyszła do parafii, a dokładniej na plebanię to zmartwiła się widokiem Gabriela, który jakby zbladł i się delikatnie postarzał. Wyszła zatem z założenia, że jest on chory, albo ma mnóstwo zmartwień na głowie. Czy ona mogła być powodem tych zmartwień? Czy jej grzechy go wręcz przerastały? Wsiadła z nim do samochodu i przez długi czas jechali w ciszy, tak jakby blondynka układała sobie wszystko na nowo w głowie, wyglądając za szybę samochodu.
- Proszę księdza, czy ksiądz jest śmiertelnie chory? Ostatnio ksiądz gorzej wygląda, a ja się martwię... - zagaiła, nie mówiąc o powodzie z jakim jadą do szpitala, tak jakby jechali by jakiś lekarz zobaczył Baskervilla, a nie zobaczyć się z umierającym człowiekiem na oddziale intensywnej terapii. Pewnie chwilę porozmawiali na temat jego zdrowia, a potem dojechali na miejsce. Westchnęła, patrząc na budynek szpitala.
- Jestem gotowa. - posłała mężczyźnie wymuszony uśmiech, bo wcale gotowa nie była. I prawdopodobnie nigdy gotowa nie będzie na konfrontację z bliskimi mężczyzny w śpiączce. Bo na pewno słyszeli oni o nastolatce, która spowodowała wypadek, choć tak naprawdę to przecież nie ona to zrobiła, ona tylko wzięła na siebie winę bo była szantażowana przez prawdziwego sprawcę. Ale kto by jej w to uwierzył... Doszli tak pod odpowiednią salę, skąd było słychać głosy. Sama się na chwilę zawahała.
- A co jeśli on się jednak obudził? - przerażenie pojawiło się w jej oczach, bo to by mogło oznaczać, że prawda wyjdzie na jaw. A wtedy wyjdzie cała prawda, nawet ta o tym, że Autumn straciła dziewictwo z ówczesnym chłopakiem swojej siostry, tym samym, co spowodował wtedy ten ferelny wypadek.
- Myślałam o tym, co im powiem, a teraz wszystko wyparowało mi z głowy. A z siostrą zwyczajnie nie potrafię rozmawiać. - odparła naprawdę przerażona. Sądziła że mężczyzna będzie tam sam, ale gdy okazało się że tak nie jest to blondynka spanikowała. Okazało się że w ogóle nie była gotowa na tę konfrontację z nim, czy z jego najbliższymi.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”