WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie przestanę – powiedział stanowczo, przyglądając się jej. – Nie przestanę, bo dobrze wiesz, że w końcu się wszystko ułoży, tylko musisz mi zaufać. Jestem coraz bliżej tego, żeby całkiem zostawić w pizdą tą pracę. Praktycznie się niczym już nie zajmuje, nie zdradzam Cię nawet jeśli ostatnio mogło to tak wyglądać i po prostu kocham Cię nad życie, Meg... – złapał ja pewnie lekko za ndgarstek, ale zaraz puścił bo widział jej nastawienie i nie chciał jej jakoś napastować zbytnio inaczej niż słowami. Potem już tylko na nią patrzył i uważn ie słuchał, wbrew temu co uważała. To nie tak że ją ignorował albo coś, po prostu nie mógł czasem zrozumieć jej nastawienia i tego, że wiecznie była uparta jak totalny osioł. Nic nie dała sobie wytłum aczyć i tylko wiecznie go od siebie odpychała, nawet jeśli tym razem serio w niczym nie zawinił.
– Zrobię wszystko, żebyś była zdrowa – powiedział całkowicie poważnie, mierząc ją wzrokiem. To już nie była tylko obietnica, to już było poważne wyzwanie, którego się podjął i nie zamierzał zawalić, serio. Cały świat był gotów postawić na nogi jeśli będzie trzeba, a potem skinął głową i czy tego chciała czy nie – musnął wargami jej policzek i wyszedł. Jeszcze znajdzie sposób żeby ją do siebie przekonać!

|ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ po grach

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, czy kolorowe maziaje na szpitalnej podłodze tworzą jakiś konkretny wzór? Być może to tylko przypadkowy układ kropek, kresek oraz innych plamek, ale gdyby tak przyjrzeć im się nieco dokładniej... Może ten układ wcale nie jest przypadkowy? Może ktoś celowo umieścił go w takim miejscu, by zająć czymś myśli osób czekających na korytarzu i sprawić, by nie myśleli o najgorszym? Czy to miało jakiś sens? Czy personel znał rozwiązanie tej zagadki? Czy dlatego...
Tak. Prawdopodobnie właśnie dlatego personel nie zaczepiał już blondynki siedzącej na korytarzu. Wiedzieli, kim jest. Wiedzieli, że to dziewczyna tego pobitego mężczyzny, którego właśnie operowano. Wiedzieli też, że jest z nim źle i nikt nie miał serca jej stąd wyganiać, chociaż prawdopodobnie nie powinno jej tu być, a już na pewno nie powinna tu siedzieć razem z jego rzeczami. Skąd je miała? Kogo przekupiła? Czy to ważne? Ważne było tylko to, że wyciągnęłaby jego rzeczy nawet spod ziemi, bo nie powinny leżeć teraz niczym szmaty na podłodze na oddziale ratunkowym, na który najpierw trafił Abe. To prawdopodobnie tam, ktoś doskonale wiedzący, że Russellowie zawsze hojnie odwdzięczają się za wyświadczenie im drobnych przysług, sięgnął po jego telefon i do niej zadzwonił. Prawdopodobnie to ta sama osoba wyciągnęła dla niej zakrwawione ubrania O'Donella, których blondynka w żaden sposób nie zamierzała odłożyć nawet na moment. Siedziała z nimi na jednym z krzeseł i wpatrywała się w podłogę, kompletnie nie zwracając uwagi na nikogo innego. Cały świat mógłby zapłonąć, wszystko mogłoby się zawalić, a dla niej i tak nie miałoby to żadnego znaczenia. Kochała Abla. Kochała jego uśmiech, uwielbiała jego charakter, a jego zapach... Znów chciała go poczuć, skryła więc twarz w jego obraniach, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że krew mężczyzny była już nie tylko na jej dłoniach, ale również na policzku. To nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Jej facet został skatowany i prawdopodobnie walczył teraz o życie, a ona...
Ona nie mogła w żaden sposób mu pomóc. Mogła tylko czekać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| po wszystkim

Czas spędzony na Bali był naprawdę wspaniały. Wylatywał wkurwiony, wrócił niemal jako żonaty mężczyzna. Niestety pożar domku i spalone dekoracje skutecznie powstrzymały Joe i Thee przed zawarciem związku małżeńskiego. Do kraju wrócił więc niezaobrączkowany, za to z zapchaną pocztą głosową od Kylie. Właściwie kiedy wysiadł tylko z prywatnego samolotu i zobaczył wiadomości od siostry (której zapewne nie mówił, że wyjeżdża służbowo, bo miały być to jedynie trzy dni i cały czas był pod telefonem z wyjątkiem lotu), natychmiast kazał odwieźć Tee do domu, a sam popędził do szpitala, do którego przewieziono Abe’a.
Z pewnością ktoś pokierował go na odpowiedni korytarz podczas gdy O’Donell był operowany. Właśnie tam siedziała jego siostra z zakrwawionymi ubraniami mężczyzny. Kiedy zobaczył krew na jej policzku, trochę się przeraził, że i blondynce się coś stało. Mimo to, na razie nie panikował, przykucnął przy niej i ujął jej twarz w dłonie.
– Hej, dopiero dostałem twoje wiadomości. Byłem w podróży służbowej. Co się stało? Wszystko z tobą okej? Nikt nic ci nie zrobił? – dopytywał, patrząc na nią, ale nie zobaczywszy żadnej rany, odetchnął głęboko, rozumiejąc powoli, że to raczej nie jej krew była widoczna na policzku.
– Co z Abem? – spytał, patrząc w oczy Kylie. Naprawdę się martwił, Abel nie był tylko pracownikiem czy kumplem, ale skoro umawiał się z Kylie, był też częścią rodziny, a Joe miał nadzieję, że mężczyzna z tego wyjdzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blondynka odpłynęła. Krążyła myślami gdzieś daleko stąd, do tego stopnia, że kompletnie nie zwróciła uwagi na to, że w szpitalu pojawił się jej starszy brat. Nie zareagowała również, kiedy Joe przed nią kucnął i ujął jej twarz. Cały czas mocno ściskała w dłoniach ubrania Abla, trochę tak, jakby bała się, że gdy tylko poluźni uścisk, ktoś je jej odbierze, a wtedy...
- Dzwoniłam do ciebie - odezwała się po chwili. - Dzwoniłam kilka razy. Nie odbierałeś, a oni... - dopiero teraz spojrzała na Josepha. - Wyszliśmy tylko potańczyć, bo dawno nie byliśmy na takiej prawdziwej randce. Oni też tam byli. Nie znam ich, Abe ich znał, kazał mi jechać do domu i czekać, więc pojechałam, a on nie wrócił.
Całej reszty można się domyślać. Zadzwonili do niej ze szpitala, więc przyjechała. Ha! Tylko czym? Jeśli taksówką, to być może kierowca wciąż czeka gdzieś na podjeździe, aż ktoś mu zapłaci. Jeśli wybrała własne auto, to prawdopodobnie zostawiła je na środku drogi i auto blokuje teraz przejazd. Nie miała pojęcia, jak tu dotarła. To biała plama w jej głowie.
- Nie wiem. Operują go. Ma obrażenia wewnętrzne, bo kiedy już leżał, zaczęli go kopać. Jeden z nich kopnął go w głowę - zaczęła gestykulować dłonią gdzieś obok swojej własnej głowy. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, jak musiało to boleć, Nie chciała o tym myśleć. Nie chciała teraz o niczym myśleć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Joseph nie wyobrażał sobie przez co przechodziła Kylie. Mógł jedynie sobie wyobrazić, jak bardzo bała się o życie ukochanego i miał szczerą nadzieję, że nie będzie musiał przez to przechodzić. Oczywistym było, że z ich nazwiskiem nie było to takie proste. Zupełnie szczerze odrobinę przerażał go stan, w którym znajdowała się blondynka. Jej oczy były opanowane strachem i… Cóż, Joe miał nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze. Słysząc jej głos, pokiwał głową.
– Wiem, przepraszam. Byłem w samolocie, przyjechałem tutaj prosto z lotniska – powiedział cicho, czułym gestem odgarniając jej włosy z twarzy i zakładając je za ucho. – Głupie chuje. Nie rozumiem, czemu przypierdolili się do Abe’a, ewidentnie o niego im chodziło, skoro nie ruszyli za tobą – stwierdził cicho, bo chociaż Abe był prawą ręką Jacksona i teraz również samego Josepha, to jednak nie nazywał się Russell. Zwykle porachunku tego typu załatwiało się atakami na członków rodziny. Chyba że był to jakiś prywatny zatarg.
– Dobrze, że pojechałaś do domu – westchnął cicho, w tym momencie podnosząc się z kucków i siadając obok niej. Nie chcąc przeszkadzać jej w trzymaniu zakrwawionych ubrań, objął ją mocno ramieniem i przygarnął do siebie, by mogła oprzeć na nim głowę. Ucałował też jej skroń. Może i był tym narwanym, popierdolonym bratem, ale kochał swoją rodzinę i zawsze mogli na niego liczyć. Wszyscy, bez wyjątków.
– Chryste… Znajdziemy ich Kylie. Znajdziemy i zabijemy, obiecuję. Nie zostawimy tak tego. Abe na pewno ich rozpoznał, skoro kazał ci jechać do domu – powiedział, głaszcząc jej ramię. – Jak się czujesz? – zapytał cicho, chociaż domyślał się, że raczej – delikatnie mówiąc – nienajlepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy brat przyznał, że przybył tu prosto z podróży. Właśnie tak powinny wyglądać rodzinne relacje. Pewnie, wolałaby, żeby Joseph był w Seattle wtedy, kiedy bito Abla, mógłby wtedy każdemu wpierdolić, ale doskonale wiedziała, że teraz będzie ją mocno wspierał i na pewno zrobi wszystko, żeby jakoś jej pomóc.
Tyle tylko, że teraz pomóc może jej tylko poprawa stanu O'Donella, jego uśmiech i dotyk.
- Nie wiem, kto to był i mnie to nie obchodzi - wiadomo, obchodziło ją to, ale teraz miała w głowie coś zupełnie innego. - Nikt nic mi nie mówi. Wchodzą tam i wychodzą i nikt nie chce mi niczego powiedzieć, a na nawet nie wiem, czy on żyje.
No i się rozpłakała. Nigdy wcześniej nie znała uczucia tak wielkiej bezsilności i sama już nie wiedziała, czy ma tu siedzieć, czy wejść na salę operacyjną i opieprzyć cały personel. Bała się. Bała się, że może stracić Abla, na którym zależało jej tak, jak nigdy wcześniej, a ci, którzy mu to zrobili, byli gdzieś tam, na wolności.
- Obiecujesz? - mimo wszystko wolała się jeszcze upewnić, chociaż i tak wiedziała, że jeśli brat mówi, że coś zrobi, to właśnie tak się stanie. - Zanim ich zabijesz, zrób im to samo, co zrobili Ablowi - wyratła łzy. - Chcę, żeby przeszli przez to samo, a jeśli mają własne rodziny, chcę, żeby one przeszły przez to samo, przez co przechodzę teraz ja.
Może i do tej pory nic na to nie wskazywało, bo przez całe życie Kylie zachowywała się jak rasowa blondynka, ale nazywała się Russell. RUSSELL. Była córką swojego ojca i siostrą swoich braci. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie wszystkie negatywne uczucia, jakie kłębiły się w jej głowie, musiały w końcu znaleźć sobie jakieś ujście.
- A jak myślisz?
Nie chciała zabrzmieć nieprzyjemnie, ale chyba widać było po niej, że jest kiepsko. Raz płacze, raz pała chęcią mordu, aż strach pomyśleć, co będzie dalej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywistym było, że Joe zamierzał zrobić absolutnie wszystko, by wesprzeć Kylie. Ogólnie chyba całe rodzeństwo Russell ostatnimi czasy mocno się do siebie zbliżyło, szczególnie teraz, gdy Jackson zaginął. To on był zwykle tym spoiwem rodziny, on wszystko ogarniał i on urządzał wielkie uroczystości. Teraz Joseph czuł się niejako w obowiązku wstąpić na jego miejsce i wszystkimi się zająć. W końcu był drugim najstarszym w kolejności, nie?
– Rozumiem – skinął głową i westchnął mimowolnie, przecierając twarz dłońmi. Domyślał się, że teraz ostatnie, o czym myślała jego siostra to to, kim byli tamci ludzie. Pogłaskał ją czule po włosach i odetchnął ciężko, gdy się rozpłakała, przygarniając ją mocno do siebie.
– Skoro operują, to na pewno ma zapewnioną najlepszą opiekę. Wiedzą, że jest od nas – powiedział spokojnie, głaszcząc kobietę po włosach cały czas i oddychając głęboko. Miał nadzieję, że naprawdę wszystko będzie dobrze i chociaż chciał ją o tym zapewnić, to niestety nie był w stanie.
– Oczywiście, że obiecuję. Abe jest jak rodzina – powiedział, patrząc jej w oczy. Naprawdę tak uważał. Oczywiście mieli swoje różne zdania na różne tematy, ale jednocześnie Abel pomógł ich rodzinie tyle razy… W dodatku był teraz z Kylie. Nie mogli tolerować tego typu zachwań w żadnym wypadku.
– Och skarbie, oni będą marzyć o tym, żebym zrobił im tylko to samo co oni zrobili Ablowi – kąciki ust mężczyzny delikatnie drgnęły w półuśmiechu. Nie żeby jakoś szczególnie lubił przemoc, ale właściwie… Należało im się, nie? – Tak będzie – powiedział cicho, delikatnie pocierając jej ramię. Odetchnął głęboko.
– Widzę, że chujowo, ale chodziło mi fizycznie. Nic ci się nie stało? – zapytał ostrożnie, klepiąc ją lekko po kolanie wolną dłonią.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak. Jemu Kylie zaufa. Jeśli Joseph powie, że teraz to on dowodzi, blondynka zdecydowanie za nim stanie i będzie go wspierała, bez względu na to, co na to wszystko powie ojciec. Jego zdanie już się dla niej nie liczyło. To do brata odezwała się, kiedy go potrzebowała. To brat był teraz przy niej. To na jego pomocy najbardziej jej teraz zależało. Nie dlatego, że był szefem Abla. Pewnie. To też. Przede wszystkim był Russellem, a Joseph Russell na pewno nie pozwoli na to, żeby ktoś bez żadnych konsekwencji mógł obijać twarz faceta jego siostry.
- Nic, kurwa, nie rozumiesz - odparła. - Nigdy nie byłeś w takiej sytuacji. Cholera, ja też nigdy nie błam. Joe, cholera, ja nie wiem, co mam teraz robić. A jeśli coś mu się stanie...
Chyba pierwszy raz w życiu blondynka naprawdę nie wiedziała, co ma robić. Dawniej było łatwiej. Na nikim szczególnie jej nie zależało. Nawet jeśli jakiś facet nie zachowywał się fair w stosunku do niej, to Kylie go rozjeżdżała lub biła (to były chyba naprawdę niewiele znaczące dla niej epizody, skoro nawet nie uruchamiała auta), a teraz? Teraz naprawdę zależało jej na Ablu i cholernie bała się tego, że może go stracić.
- Na pewno wiedzą? - zerknęła na brata. Chyba nie do końca potrafiła teraz powiązać jedno z drugim i zrozumieć to, że skoro mogła tu siedzieć i przekupiony pan dał jej jego rzeczy, to prawdopodobnie powiedział również innym, że zajmują się facetem córki pana Russella.
Jeśli kiedykolwiek blondynka miałaby naprawdę cieszyć się z tego, że jest córką swojego ojca, to dokładnie teraz. Doskonale wiedziała, co to oznacza i z czym to się wiąże. Jeśli do tej pory miała jakiekolwiek wątpliwością związane z ewentualnym przejściem na "ciemną stronę mocy", to teraz całkowicie się ich pozbyła.
- Abel jest moim facetem. Zrób dla niego to, co zrobiłbyś dla Thei - spoważniała. Oboje wiedzieli, co to oznacza. Może to bitwa, może to wojna, ale to nie oni ją wypowiedzieli. Wkurwili Kylie, a gniew blondynki był czymś, z czym nikt jeszcze się nie mierzył i z czym lepiej jednak jest nie walczyć.
- Nic mi nie jest. Abe kazał mi jechać do domu, więc pojechałam. Może gdybym została...
Może wtedy nic nie stałoby się O'Donellowi?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Joe sam dopiero się wdrażał, ale wiedział, co robi. Mniej więcej. Wszyscy wiedzieli, jaki był ojciec – wszyscy wiedzieli, jak bardzo na dobrą sprawę ich wszystkich dręczył – każde na inny sposób. Dlatego całe rodzeństwo musiało się trzymać razem. Szczerze, do tej pory Joseph zastanawiał się, jakim cudem matka wytrzymała z ojcem tyle lat bez rozwodu. A może to nie był kwestia jej własnej, nieprzymuszonej woli? Kto wie!
– Nie wiem, czy chcesz pocieszenia, czy szczerej odpowiedzi – westchnął ciężko i spojrzał jej w oczy. – Faktycznie, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale ostatnio Thei podłożono bombę pod samochód. Bombę, która wybuchła na naszych oczach. To nie to samo, jasne, ale nadal wiem, jak to jest martwić się o życie kogoś bliskiego i tutaj… Jedyne co możesz zrobić, to zaufać lekarzom i czekać. Wiedzą, że jest z Russellami. Będzie miał najlepszą opiekę – obiecał, zaciskając palce na siostrzanej dłoni. Odetchnął głęboko i pokiwał głową.
– Na pewno – z pewnością znajomi w szpitalu mieli wykaz nazwisk osób z rodziny Russell i na pewno wiedzieli, że mają wszystko co najlepsze tym osobom zapewnić. Uśmiechnął się blado, ale pokrzepiająco. Ich nazwisko było olbrzymim ciężarem, ale niosło czasami za sobą pewne… Benefity. Jak dzisiaj.
– To mój kumpel. Nawet bez twojej prośby bym to zrobił – powiedział cicho, westchnąwszy mimowolnie. – Ale ty się w to nie mieszaj, okej? Żadnych śledztw na własną rękę. Widzisz, co zrobili Abe’owi. Nie chcę myśleć, co mogliby zrobić tobie – poprosił cicho, bo wiedział, że Kylie wpadały do głowy czasami różne, niekoniecznie mądre czy racjonalne pomysły. Szczególnie, że mężczyźni strasznie załatwili jej faceta.
– Gdybyś została, to leżałabyś na Sali operacyjnej obok niego. Dla nich nie ma znaczenia, czy jesteś kobietą – powiedział cicho, wzdychając mimowolnie. Dobrze, że posłuchała O’Donella, dobrze że pojechała do domu, bo uniknęła jeszcze większej tragedii.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sama nie wiedziała, co chciałaby teraz usłyszeć. Słowa pocieszenia byłyby teraz chyba najbardziej odpowiednie, bo na niczym innym nie potrafiła się skupić, ale akurat od brata przyjmie wszystko.
- Bombę? - spytała z niedowierzaniem. - Boże, to się w głowie nie mieści - ukryła na moment twarz w dłoniach. - Powiedz, że wszystko będzie dobrze.
Przejęła się. Przejęła się zarówno stanem swojego faceta, jak i tym, że kobieta jej brata również była zagrożona. Kiedy do tego wszystkiego doszło? W jaki sposób oni się w to wszystko wplątali? Zawsze tak było? Czy właśnie tak wyglądało życie ich ojca? Może faktycznie byłoby prościej, gdyby ze wszystkiego się wycofała i żyła sobie swoim dawnym życiem?
Nie. Kylie Russell nie mogła chować głowy w piasek. Tak nie postępuje Russell. Tak nie postępuje dziewczyna Abla O'Donella.
- Przyjęliśmy kilka ciosów, ale teraz czas na rewanż. To my powinniśmy zaatakować, żeby nikt nie pomyślał sobie, że można bez żadnych konsekwencji krzywdzić naszych bliskich. Joe, musisz coś z tym zrobić - tak to widziała. Jeśli będzie trzeba, to oni powinni kogoś skatować i podłużyć bombę pod samochodem kobiety swojego rywala. To ich powinni bać się ludzie. Nawet jej! Nawet naszej blondyneczki! - Obiecuję, że będę trzymała się z daleka - delikatnie się uśmiechnęła. Tak będzie. Jeśli chodziło im o to, żeby ją przestraszyć, to im się udało. Była przerażona, całkowicie bezsilna i ten stan ani trochę jej się nie podobał. Nie podobało jej się przede wszystkim to, że musiała tu siedzieć, że nie mogła wejść na salę i chociażby potrzymać Abla za rękę lub powiedzieć mu, że ma walczyć. Chociaż... On wiedział. Musiał czuć, że Kylie na niego czeka.
- Nie masz przy sobie jakiejś piersiówki? - spytała po chwili.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niestety, każde pocieszenie zdawało się być niewystarczające – ta sytuacja nie była dobra, ciężko więc było szukać w niej na siłę jakichkolwiek pozytywów. Jej facet był w szpitalu, mocno pobity i nie wiadomo było, kiedy skończą go operować. Nie umiał znaleźć więc odpowiednich słów na tę sytuację.
– Wszystko na pewno będzie dobrze. Ma doskonałą opiekę – odparł cicho, nie chcąc się za bardzo wdawać w szczegóły dotyczące bomby i całego stresu związanego ze wszystkim. Objął ją ramieniem mocniej, lekko pocierając je dłonią w pocieszającym geście. Odetchnął głęboko, próbując sobie jakoś wszystko wewnętrznie poukładać, żeby w miarę otrząsnąć się z pierwszego szoku. Uniósł jedną brew. Podobało mu się waleczne podejście siostry, serio!
– Tak, zdecydowanie czas na rewanż – pokiwał głową z entuzjazmem i spojrzał jej w oczy. Generalnie nie sądził, żeby to wszystko musiało jakoś długo trwać – wierzył, że dość szybko znajdą i zidentyfikują napastników. – Skoro Abe kazał ci jechać do domu to znaczy, że wie, kto go zaatakował. Zresztą, wyciągniemy nagrania z monitoringu i szybko ich znajdziemy. Nie musisz się obawiać – uśmiechnął się pokrzepiająco, bo przecież oczywiście, że zamierzał im dać nauczkę. Może był w tym wszystkim nowy, ale zdecydowanie nie należał do głupich.
– Dobrze. Nie chcę, żebyś się w to mieszała głębiej. Abe i Jackson też by tego nie chcieli –stwierdził spokojnie, wzdychając cicho, a gdy spytała o piersiówkę, uśmiechnął się nieznacznie, bo pewnie w prywatnym odrzutowcu Russellów trochę sobie popili. Wyjął więc piersiówkę, w której pewnie był jakiś fancy rum albo coś.
– Proszę bardzo, co prawda sądziłem, że napijemy się w innych okolicznościach, bo przywiozłem kilka butelek, ale tutaj też możemy zacząć – uśmiechnął się pokrzepiająco, nie wypuszczając siostry z objęć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przytaknęła. Na pewno wszystko będzie dobrze. Musiało być! Przecież nie mogła go teraz stracić. Ha! Teraz! W ogóle nie mogła go stracić! Za bardzo zależało jej na Ablu i nie wyobrażała sobie nawet, że ich związek miałby się teraz skończyć, w dodatku w taki sposób. Jej brat musiał to rozumieć. On też kochał i blondynka wiedziała, że Joseph zajebałby każdego, kto skrzywdziłby jego kobietę. I słusznie. W razie czego Kylie zawsze ze wszystkiego go wybroni.
- Wiem, że zrobisz wszystko, co będzie trzeba - odparła. Próbowała delikatnie się uśmiechnąć, ale niekoniecznie jej się to udało. - Kiedy tylko dojdzie do siebie, to z nim porozmawiaj. Ale dopiero wtedy, kiedy oboje będziemy pewni, że najgorsze jest już za nami.
Joe był Russellem. Jeśli mówił siostrze, że to załatwi, to właśnie tak będzie. Jack właśnie tak by zrobił, a młodszy brat wcale nie był od niego gorszy. Wszedł w jego role i doskonale dawał sobie ze wszystkim radę.
- Nic nie zrobię. Daję słowo - obiecała. No i... No musiała się napić. To nic, że w szpitalu, to nic, że z piersiówki, ważne, żeby klepało. Tylko nie za bardzo! Kylie musiała zachować trzeźwość umysłu. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy skończy się operacja i przewiozą Abla do sali, a wtedy Russell musiała przy nim być.
- I napijemy się. Kiedy Abe dojdzie do siebie, musicie do nas wpaść - zapowiedziała. Wolała, żeby to oni przyszli, niż żeby miała targać swojego faceta przez pół miasta. Boże, czy ona sobie z tym wszystkim poradzi? Czy ona odpowiednio o niego zadba? Musi. Jeśli będzie trzeba, to sama nauczy się robienia zastrzyków i zajmie się O'Donellem najlepiej, jak tylko potrafi.
- Boję się, Joe - szepnęła po chwili.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze, Joseph naprawdę miał olbrzymią nadzieję, że faktycznie wszystko będzie dobrze. Wiedział doskonale, że nie było jej łatwo – sam na pewno odchodziłby od zmysłów, gdyby chodziło teraz o Theę. Nie dziwił się w najmniejszym nawet calu siostrze, że cholernie się bała o Abe’a. Westchnął cicho, nadal obejmując ją ramieniem i przytulając do siebie.
– To dobrze, że wiesz. Wszystko będzie dobrze, obiecuję – powiedział cicho, muskając jej skroń ustami opiekuńczo. Naprawdę chciał być teraz dla niej oparciem. Miał wrażenie, że ostatnio wszystko, co się działo wokół nich, było zaplanowane i wymierzone tak, żeby jak najbardziej uderzyć w rodzinę. Było to o tyle przerażające, że nadal błądzili trochę jak dzieci we mgle, nie mając zielonego pojęcia kto za tym wszystkim stoi. Mieli wrogów, owszem, jednak nikt nie ośmielił się do tej pory podnieść na nich ręki. Teraz musieli być silni. Twardzi. A przede wszystkim musieli się trzymać razem, jak zawsze. Jak rodzina. Pokiwał głową.
– Dobrze, to męskie sprawy, serio lepiej, żebyś się w to nie mieszała – wcale tu nie chodziło o to, że Joseph nie był feministą! Miał siostry, wspierał je zawsze. Po prostu nie chciał, żeby sprowadzały na siebie niebezpieczeństwo, bo ludzie z którymi mieli do czynienia… Nie oszczędzali nikogo. Niestety. Odetchnął głęboko i spojrzał na blondynkę.
– Jasne. Albo wy do nas. Zapraszamy. I myślę, że wpadniecie też na nasz ślub za jakiś czas. Byle tylko Abe doszedł do siebie – powiedział z uśmiechem, puszczając jej oczko. Na pewno do siebie dojdzie. Nie miał innego wyjścia. Pokiwał powoli głową ze zrozumieniem.
– Wiem, ale damy radę. Zawsze dajemy radę. Jesteśmy Russellami – powiedział, patrząc w oczy kobiety i uśmiechając się ciepło. Niestety razem z przywilejami tego nazwiska, niosło się za nim wielkie brzemię.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wierzyła mu. Skoro Joe mówił, że wszystko będzie dobrze, to znaczy, że będzie, a te wszystkie niepowodzenia i przykre sytuacje, jakie czasem ich spotykały, tylko ich wzmocnią i wyjdą z tego znacznie silniejsi.
- Nie będę - przytaknęła. Pewnie, chciała, była tak zdenerwowana, że gdyby teraz stanęli przed nią ci, którzy skrzywdzili Abla, to blondynka wydrapałaby im oczy, ale zaraz przyszłoby opamiętanie. Skoro mężczyźni skatowali O'Donella, to co zrobiliby jej? Nawet nie chciała tego sprawdzać. Zresztą, teraz i tak najważniejsze było dla niej to, żeby jej facet przeszedł zabieg, obudził się i do niej wrócił. Nic więcej nie miało znaczenia.
- Jeśli tylko Abe dojdzie do siebie, to przyjdziemy. Nie chciałabym psuć wam nastrojów swoją skwaszona miną - chyba nawet właśnie ją zademonstrowała, bo z jednej strony chciała się uśmiechnąć, ale z drugiej... Wyszło jej to naprawdę kiepsko i wyglądała teraz dziwnie. - Chciałbys czasem nazywać się inaczej? Wiesz, nie mieć tego wszystkiego, być zwyczajnym facetem, bez problemów, kłopotów, pieniędzy ojca... Wiesz, tylko ty, Thea i normalne życie?
Może tak byłoby łatwiej? Wtedy O'Donell na pewno nie leżałby w szpitalu, ale... Ha, czy wtedy Abel Kylie mieliby szansę, żeby kiedykolwiek na siebie wpaść? Prawdopodobnie nie. Byli z dwóch różnych światów, a jednak z jakiegoś powodu ich rzeczywistości się spotkały i Russell była z nim szalenie szczęśliwa. To nie mogło tak po prostu się zakończyć. Nie dziś.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Joseph naprawdę wierzył, że wszystko będzie dobrze – nie składał obietnic i nie wypowiadał jakichś kliszowych frazesów, żeby poczuła się lepiej. Sądził, że cała rodzina z tego całego gówna wyjdzie silniejsza i że musieli tylko znaleźć Jacka – wtedy wszystko przecież musiało się naprawić, prawda? Tak będzie. Musi tak być.
– Tak będzie najlepiej – mruknął pod nosem, składając lekkiego buziaka na skroni siostry. Naprawdę nie chciał, żeby stała jej się krzywda. Poza tym, oczywiście zamierzał osobiście zająć się tą sprawą i nie dawać Kylie pola do popisu w tej kwestii. Odetchnął sobie cicho i pokiwał powoli głową.
– Spokojnie, na razie to dopiero plany, chcemy dopiąć wszystko na ostatni guzik, a to potrwa, poza tym mimo wszystko, chciałbym, żebyś ze mną była w tym dniu – wzruszył ramionami. Była jego siostrą i raczej naturalne, że chciał tego dnia czuć jej wsparcie, tym bardziej że raczej drugiego ślubu nie planował. Na jej pytanie, pokiwał powoli głową.
– Chciałbym – westchnął ciężko – Z naszym nazwiskiem przychodzi olbrzymie brzemię i musimy się z tym pogodzić. My dźwigamy je przez całe życie, znacznie gorzej, że cierpią na tym ci, których kochamy – zacisnął lekko usta, bo jednak było to okropne uczucie i szczerze tego nienawidził. Musiał z tym jednak niestety żyć. Ona również. Podniósł się powoli i spojrzał n nią z troską. – Przyniosę ci coś do jedzenia i picia, co? – uśmiechnął się lekko, a potem zapytał faktycznie, czego chciała no i na pewno jej właśnie potem przyniósł, to, czego potrzebowała.

ztx2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”