WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Ale była wkurzona, och żebyście wiedzieli jaka Janette była wkurzona, wściekła to nawet za małe słowo w stosunku do jej odczuć w tamtej chwili. To nie była osoba, która przyjmowała werdykt mówiący o chorobie z akceptacją, czy bez walki. Początkowo nie chciała przyjąć do świadomości tego, że ma jakiegoś tam raka i to "tam". Potem jednak jak już nieco bardziej ochłonęła to poszła do lekarza i dowiedziała się, że powodem powstałego nowotworu jest infekcja HPV, wirus brodawczaka ludzkiego, którym to mogła zarazić się podczas stosunku. I znów nie wysłuchała do końca zalecanej terapii i leczenia, bo znów się wściekła i wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami. No cóż, jej lekarz będzie musiał się przyzwyczaić do jej nerwowej natury. Na korytarzu jeszcze raz przeczytała ten wynik, potem drugi i trzeci, a z każdym kolejnym czytaniem złość w niej narastała. To oczywiste że nie będzie obwiniała siebie, kochanków swoich też nie mogła sprawdzić, bo co będzie dzwoniła do każdego by się zbadał? Zbankrutowałaby na wykonywanych połączeniach, poza tym wielu z nich to jednonocne przygody i nawet nie miała do nich kontaktu. A na kimś swoją złość musiała wyładować, nie chciała na Taylorze, bo z kim potem się będzie pieprzyć? A były mąż był idealnym kandydatem to wyżycia się na nim. Zatem wsiadła w swój sportowy samochód i w parę minut, pomijając wszelkie znaki ostrzegające przed przekraczaniem prędkości, dojechała na miejsce i zaparkowała w swoim ulubionym miejscu, tam gdzie parkowała niegdyś często. Wysiadła, rzuciła kluczyki do torebki, założyła okulary przeciwsłoneczne na oczy i weszła pewnym krokiem do środka.
- Ja nie muszę się z nim umawiać, przecież wiesz słodziutka. - zwróciła się do dziewczyny, pewnie pracownicy tego klubu, a może zwyczajnej kelnerki, która chciała ją zatrzymać przed wparowaniem do gabinetu jej szefa, który był przecież zajęty, jak to on. Ale dziewczyna się jej bała, bo kiedyś już kobieta zrobiła jej taką aferę i tak ją zwyzywała, że młoda uciekła aż do łazienki, pewnie by sobie popłakać. Gdy weszła zatem jak burza do gabinetu mężczyzny, oprócz Theo siedział jeszcze jakiś mężczyzna, którego nie znała.
- Spotkanie zakończone, do widzenia. Jestem jego żoną i tak, mam prawo cię stąd wygonić. Pogadacie później. - jako że mężczyzna wydawał się ochroniarzem Cartera to nie przejmowała się wyrzuceniem go, nie niszczyła tym samym interesu byłego mężulka. Ale żeby wciąż okazywać władzę musiała mówić inaczej. Nieznajomy wyszedł, a ona podeszła do biurka, za którym spoczywał oczywiście nie kto inny jak jej były mąż.
- Wiem że bzykałeś wszystko co się tylko ruszało na ulicy, ale zaraziłeś mnie jakimś syfem gnoju i zapłacisz za to. - rzuciła mu jeszcze wynikiem badania, który potwierdzał u niej zakażenie i powiedziała mu takie typowe "dzień dobry" byłej żony.
-
Zanim światła miasta rozpalały się na dobre i Fallen zaczynało tętnić życiem należało zająć się bardziej przyziemnymi sprawami związanymi z prowadzeniem działalności, co… szczerze mówiąc było najmniej lubianą rzeczą Cartera. Faktury, zamówienia, realizacje planów, setki telefonów. Dobrze, że zatrudniał kompetentnego menagera, który większość spraw miał ogarnięte, zanim jeszcze Theodore wypalił drugiego papierosa do śniadania. Niestety, czasem też zdarzały się przykre sprawy, jak pijana awanturnica, która rozbiła komuś szkocką na głowie i zgłosiła na policję napaść na tle seksualnym, bo ochroniarz ją wyprosił. Właśnie był w trakcie omawiania szczegółów tej sprawy, myślami uciekając do zupełnie innej osoby i zaczynał się na tym przyłapywać. Maniakalne zachowania stawały się u niego bardziej niż normą i powinien dwukrotnie się zastanowić, zanim wpisze sobie coś na listę. Starał się jednak skupić na zorganizowania planu działania, bo ochroniarz – czy chciał czy nie, zeznania musiał złożyć.
- Materiał z kamer będzie dowodem, nie przejmuj się. – mruknął, odpalając papierosa i sięgając po szklankę bursztynowego alkoholu, zanim bezczelnie im przerwano. Wywrócił oczami słyszą słodki głosik swojej byłej żonki, kobiety której oglądać na co dzień już nie musiał, ale jednak zawsze znalazła jakiś sposób, aby wślizgnąć się do jego gabinetu. Żmije tak mają i nie spodziewał się, że będzie inaczej. Z drugiej strony zastanawiające i w pewnym stopniu satysfakcjonujący był widok wzburzonej do granic możliwości Janette. W zasadzie kiedyś za to ją pokochał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Teraz jej lamenty pozostawały dla niego niewzruszające i nie zamierzał się przejmować, choć był niezmiernie ciekaw jaki tym razem hit ma dla niego.
- Byłą żoną. Działaj, w razie problemów dzwoń. – dopowiedział, widząc, ze ochroniarz i tak musi się już zbierać. Rozsiadł się wygodnie na krześle i czekał na słowotok z jej strony, kiedy to już uraczy go samymi hitami sezonu. Oby było warto tym razem! I proszę bardzo, prawdziwa bomba! Parsknął śmiechem zaciągając się papierosem, a później po prostu wziął świstek, który przedstawiała mu jako dowód numer jeden w sprawie.
- Zaraziłaś się jakimś syfem? – bawiło go to. Był dupkiem, ale z jakiegoś powodu wcale jej nie współczuł. Wręcz przeciwnie. – Rozkładasz nogi i przynosisz niespodzianki, nikt Ci nie mówił nigdy o gumkach? Zdawało mi się, że zamawialiśmy je swego czasu na kartony. – dodał złośliwie. Theo rozwiązły był, owszem, ale nie był idiotą. – Rozczaruję się, kochanie… Ja jestem czysty, szukaj winnego wśród tych włóczęg, którym dajesz na lewo i prawo. – mruknął, przesuwając karteczkę w jej stronę. Badał się regularnie i nie był chory na nic, zdrów jak ryba, czego o niej nie można powiedzieć. I nie, nie miał problemu, żeby się tak do niej zwracać. Jan nie była lepsza.
-
- Może i byłą, ale przypominam ci o wkładzie, jaki dałam w twój interes, o jego wystroju. Nie przypominam sobie byś oddał mi za to kiedyś pieniądze, więc to też i mój klub. - mimo tego że nie miała na to żadnego papierku własnościowego, bo od razu spisali intercyzę, to gdy była jeszcze w nim szaleńczo zakochana to sama zaproponowała że pomoże mu z wystrojem, w końcu była kobietą, znała się na dobrym guście. Czy wspomniałam już że ona miała gust doskonały? To też dzięki jej wyborom mebli i minimalistycznych dekoracji nadających klubowi nocnemu tajemniczości tak sporo kobiet lubiło się tutaj bawić. Ona sama uwielbiała przychodzić tutaj z koleżankami i wyrywać mięśniaków na oczach męża, chcąc wzbudzić w nim zazdrość. Czy jej się to udawało? Czekam tutaj na Twoją opinię, ale wiedziała jedno, najlepszy seks był ten na zgodę po niezwykle ostrej kłótni. Pewnie ze względu na swoje wspomnienia wciąż przytykała mu swój wkład w klub i to, że jej za tę usługę nie spłacił. Poza tym jej nie były potrzebne jego pieniądze, sama była bogata, nawet by gardziła jego pieniędzmi, ale skoro mogła mieć do niego jakiś przytyk to czemu nie?
- Oj nie skarbie, to nie jakiś syf, tylko nowotwór powstały przez takiego uśpionego wirusa, którego mi sprzedałeś. Na pewno nigdy się na niego nie badałeś, bo u was ta infekcja przechodzi bezobjawowo, ale skoro taki jesteś przebadany to proszę pokazać mi tu i teraz papiery. - najpierw pomachała mu palcem przed nosem. Myślał że przyjdzie do niego z jakąś kiłą czy HIV-em? Nie, ona musiała przemyśleć sprawę i poczytać o tym wirusie trochę zanim zebrało jej się na konfrontację w byłym małżonkiem. Postanowiła więc te informacje wykorzystywać przeciwko niemu.
- Poza tym nie pamiętam byś miał na swoje usta nałożoną gumkę, gdy robiłeś mi dobrze językiem, a jeśli miałeś w tym czasie opryszczkę na twarzy to mnie zaraziłeś i wierz mi, nie daruję ci tego. - ha, kolejny przytyk w jego stronę, tym razem kobieta zabrała papierek z biurka i schowała go do torebki, usadawiając się na kanapie, zakładając jedną ze swoich długich i smukłych nóg, na drugą nogę.
- Polejesz mi, czy sama mam się obsłużyć? - zapytała jakby co najmniej była u siebie, wskazując na szklaneczkę z bursztynowym alkoholem w jego dłoni. Położyła rękę na zagłówku kanapy, przejeżdżając po niej smukłym palcem.
- Pamiętam jak wybierałam tę kanapę, a potem jak ją wypróbowaliśmy. - mruknęła do siebie, wspominając czasy sprzed choroby, która może pozbawić ją kobiecości, a jeśli to zbagatelizuje to też i życia.
-
Wywrócił oczami, nie zamierzając wdawać się z nią bardziej w dyskusję, zaciągnął się papierosem i obserwował ją. Nie sądził, aby celowo wpadała tu do niego i naprawdę uważała, że Theodore jest winien całej sytuacji i nieszczęściu, które ją spotkało, ale musiała się na kimś wyżyć za własną głupotę i padło właśnie na niego. Znał jej zagrywki, wiedział w jaki sposób postępuje i jak upierdliwa w tym wszystkim być potrafi. Na słowo nowotwór postanowił jej nieco odpuścić, w końcu to już nie były przelewki. Skoro to nie kiła, nie rzeżączka, ani HIV… odchrząknął nieco i sięgnął po szklankę.
- Przede wszystkim, weź się uspokój. – mruknął, dogaszając papierosa w srebrnej popielnicy. Przekręcił lekko głowę w bok i otworzył szufladę biurka, z której wyjął wyniki, akurat te sprzed miesiąca. – Badam się na wszystko, łącznie z opryszczką, nie miałem jej nigdy, nie jestem też nosicielem. – stwierdził, przekazując jej dokument opatrzony stosowną pieczątką. – Przyjmij do wiadomości, że sama jesteś sobie winna, Janette. – wzruszył ramionami, nie będzie się zastanawiał i choć porażającą satysfakcję sprawiało mu oglądanie jej frustracji, wiedział, że to nauczka od losu. On ZAWSZE uważał i pilnował się, z resztą, z obcymi babami zawsze się zabezpieczał, nie było możliwości złapania czegoś… czegokolwiek tak w zasadzie, mało ważne.
Podniósł się w końcu i polał jej alkoholu, na który tak nalegała. Wręczył jej szkło do ręki i spojrzał na kanapę. Dawne czasy, stare dzieje. – A Ty nadal jesteś tak samo wyuzdana jak wtedy. – skomentował z satysfakcją w głosie, doskonale wiedział do czego jego ex była zdolna i niejednokrotnie potrafiła go zaszokować, tyle, że ciągle było jej mało. – Z uwagi na okoliczności muszę odmówić powtórki z rozrywki… Wolałbym się nie zarazić… – dodał złośliwie i zastukał palcami o szklankę z whisky, z której moment później upił solidnego łyka.
-
- Ale ja jestem przecież pierdoloną oazą spokoju. Ciekawe jaki ty byłbyś spokojny gdyby to tobie zamierzali wycinać twój interes i pozbawiać cię męskości, albo miałbyś do wyboru chemię, po której by wypadały ci włosy i ogółem wyglądałbyś niczym wrak człowieka. - łatwo mu było mówić, ale sam nie byłby spokojny gdyby znalazł się w takiej sytuacji w której to właśnie znalazła się ona sama. Dlaczego nawiązała do utraty włosów? Bo mężczyźni podobnie jak kobiety obawiające się zmarszczek oznaczających starość, obawiali się łysienia i siwienia, które oznaczało to samo. Stąd obecnie te częste decyzje o przeszczepie włosów czy preparaty hamujące na jakiś czas łysienie i to wmawianie sobie, że wcale upływ czasu nas nie dosięga. Gdy zaklęła to uderzyła podłokietnik kanapy tak jakby dawała w tym momencie komuś klapsa. Oj dałaby klapsa temu niewdzięcznemu byłemu mężulkowi za niedocenianie jej przez tyle lat i nie trzymanie jej w centrum uwagi, czego od niego oczekiwała. Podniosła się po chwili i wzięła kartkę z jego badaniami, zaczęła wertować ją, głównie skupiając się na słowach "negatywny", po czym zaklęła pod nosem.
- Cholera, więc to nie ty ani żadna z twoich kochanic. - i jak mogła go tutaj obwiniać, skoro miał niezbite dowody swojej niewinności? Ale nie bój nic, zawsze się coś znajdzie by mogła się do niego przyczepić, nie potrafiłaby żyć bez wiecznego wbijania mu szpili, nawet jeśli go to nie ruszało. Odłożyła zatem jego wyniki badań na stół.
- I tu się skarbie mylisz, to nie ja jestem winna tylko ten dupek, który doskonale wiedział co w sobie nosi, ale był na tyle bezczelny że mi to sprzedał. I niech się teraz ma na baczności, bo jak go znajdę to mu jajka powyrywam wraz z całym sprzętem. - dodała uśmiechając się przy tym diabelsko, bo to taka diablica z niej była, czy nie to właśnie Carter w niej pokochał? I chociaż pewnie by nie pokaleczyła żadnego mężczyzny, to mogła sobie powrzeszczeć czy podać jegomościa do sądu, a do tego to już była zdolna. Na szczęście chwilę potem dostała alkohol o który prosiła, upiła od razu spory łyk, który przyjemnie palił ją w gardle. Wywróciła zaś teatralnie oczami na jego kolejne słowa.
- Z tego co pamiętam zawsze uważałeś to za moją zaletę, czyż nie? Poza tym zawsze masz szufladę pełną gumek, więc niczym się nie zarazisz. - nie musiała go nigdy zapraszać, ani nakłaniać do seksu, zatem nie zamierzała tego robić także obecnie. I tak prędzej czy później się na nią skusi, tego była prawie pewna.
-
- Będziesz się wściekać i coś to zmieni? – spytał, podnosząc lekko głos. – Może Ci ulży jak się na mnie po wyżywasz, Jan, ale na ile? Godzinę? Dwie? Trudno, stało się, staw temu czoła, a nie zachowuj się jak bezradna nastolatka, której wyszło dwie kreski. – dodał ponownie tym samym tonem, ostrym i nieco agresywnym. Theo potrafił diametralnie zmienić swoje zachowanie w przeciągu sekundy, a Janette wiedziała doskonale z czym przychodziło jej się mierzyć. Nigdy nie był łagodny jak baranek, ani tym bardziej nie był pierwszym, lepszym, dla którego takie starcia były nowością. Lepiej nie wyprowadzać go z równowagi, ale o tym przecież też wiedziała. Musiał jej przemówić do rozsądku, bo chyba o to właśnie jej chodziło. Miał krzyknąć? Warknąć? Wściec się? Dała dupy, dosłownie i w przenośni, a on nie miał z tym nic wspólnego. Jedyna osoba, jaką powinna winić to ona sama.
- Oh nie bądź hipokrytką, Janette i przyjmij do wiadomości, że to też Twoja wina. – wywrócił oczami opróżniając szklankę. Tak czy siak, mleko się rozlało i raczej już nic z tym faktem nie zrobią. Musiała wziąć się w garść i iść na przód, a nie przejmować tym komu wyrwie jaja jak go znajdzie. To na szczęście nie były klejnoty Theodora, więc nie musiał się tym przejmować. Odstawił kartkę do biurka i spojrzał na nią, nalał sobie spokojnie whisky i odpalił kolejnego papierosa. – Nie po to się rozwodziliśmy, żebym Cię teraz brał na kanapie. – dodał. Owszem, nie potrafił jej się oprzeć kiedyś, ale po tym niezwykle przyjemnym ataku, który zaserwowała mu na dzień dobry, nie miał ochoty na grzeszne baraszkowanie. Usiadł na fotelu i spojrzał na nią.
- Pójdziesz się leczyć, wypadną Ci włosy to trudne, zorganizuję Ci jakąś perukę. Jak będziesz chodzić, wrzeszczeć i szukać winnych to nic Ci to nie da, ogarnij się. – zaciągnął się papierosem ponownie i strzepnął nadmiar popiołu do popielniczki. Dlaczego akurat jemu przyszło doprowadzanie jej do porządku?
-
- Szczerze? Wolałabym już chyba bachora, nawet gdybyś ty miał być jego ojcem. Przynajmniej miałabym gwarancję dalszego życia, a nie zastanawiać się ile czasu mi zostało. - odparła naburmuszona, bo owszem, znała go nie od dziś i wiedziała czego się po nim spodziewać, więc może to właśnie dlatego wybrała się do niego bo wiedziała doskonale, że on jedyny nie będzie się nad nią użalał i odpowiednio kopnie ją w tyłek do działania i zebrania się w sobie na tyle by podjąć się leczenia? Sama z siebie by się takowego nie podjęła, a gdyby Theo powiedział jej "nie rób tego, nie lecz się, czekaj na zbawienie" to wtedy nawet by się tego podjęła byleby zrobić mu na złość. Może i było to nieco dziecinne zachowanie, ale pomagało szatynce wziąć się w garść. I ona wcale nie uważała że ma swój udział w winie i w tym, że jest obecnie chora.
- Nie wmówisz mi że to moja wina, że zawsze lubiłam ryzyko. - i seks bez gumki gdy mężczyzna mówił, że on lubi bez, bo w gumce seks to nie seks. No cóż, akurat Hillówna nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich czynów, wierzyła że jest urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, zatem ma szczęście, to dlatego nigdy nie wpadła, bo jak wiadomo nie zawsze tabletki antykoncepcyjne zadziałają, czasem zawodzą, nigdy wcześniej niczym się nie zaradziła, a tutaj wirus opryszczki, który to spowodował raka. Czyżby szczęśliwa passa się zakończyła u projektantki mody?
- Ja tam uważam że jako obecnie dwójka obcych sobie ludzi możemy się zabawić od czasu do czasu, w końcu nic już nas nie łączy, oprócz wspomnień dobrego wspólnego seksu. - na pewno jako małżeństwo mieli parę dobrych chwil i wątków, nie tylko tych związanych z życiem łóżkowym, ale Janette nie przyszła tutaj na wspominki, dlatego też nie rozumiała toku rozumowania Theo, są obecnie wolnymi ludźmi i mogą sypiać z każdym, dlaczego nie mieliby zrobić tego ze sobą na znak starych dobrych lat? Mogła być trochę zdesperowana, zdając sobie sprawę z tego że niebawem może stracić na atrakcyjności, a wtedy pozostanie jej tylko wibrator. Poza tym jak wiele byłych małżeństw spotyka się na jednonocne bzykanko? I mówią że jest ono o niebo lepsze niż wtedy jak byli w związku.
- Masz jakiś interes w tym że zechcesz mi pomóc? - zapytała wręcz podejrzliwie na jego kolejne słowa, bo skoro Carter był w stanie zapewnić jej perukę podczas leczenia to tak jakby ją wspierał w walce z chorobą. Tyle że ten człowiek nie robił niczego bezinteresownie, zatem chciała znać zasady tej umowy i jaką cenę będzie musiała potem zapłacić. W końcu zawierała pakt z diabłem.
-
- Panikujesz i przesadzasz. – odpowiedział, zanurzając usta w alkoholu. Czy on wyglądał na pomoc psychologiczną? Sam ledwo radził sobie ze swoimi fanaberiami i skrzywieniem psychiki, a co dopiero miałby pomagać komukolwiek się wyprostować? Janette miała rację, on nie będzie się cackał, ani przystawał na jej jęki, powinna zebrać się w sobie, wziąć w garść i iść do przodu z uniesioną głową, a nie mazgaić się jak dziecko.
- Wina zawsze leży po obu stronach, kochanieńka. – skomentował i aż korciło go, żeby znów wywrócić oczętami, ale sobie darował. Lubiła ryzyko, sypiała z facetami bez zabezpieczenia i ot – takie efekty. Miała je na własne życzenie. Owszem, z nią sypiał bez gumki, ale tylko wtedy kiedy była jego żoną. No, przynajmniej do momentu, aż oboje nie zaczęli się łajdaczyć po kątach, bo to zmieniało postać rzeczy. Carter zawsze był przewrażliwiony na punkcie chorób i wolał ich unikać jak ognia. Stąd jego rozwaga i przemyślane posunięcia, w przeciwieństwie do niej.
- A ja tam uważam, że najwyraźniej nikt nie jest w stanie zadowolić Cię tak jak ja. – odpowiedział z lekkim rozbawieniem. Nie to, że uważał się za jakiegoś demona seksu. W łóżku zawsze świetnie się dogadywali, eksperymentowali i było naprawdę fajnie. Pożycie małżeńskie było intensywne i naprawdę fantastyczne, ale najwyraźniej to nie wystarczało. – Twój kochaś nie sprawia Ci przyjemności? – spytał rozbawiony, nachylając się lekko w jej stronę. Janette zawsze brakowało pokory i hamulców, podobnie jak jemu. Pewnie dlatego byli bez szans jeśli chodziło o zbudowanie solidnej relacji.
- Mam interes we wszystkim, pamiętaj. – odpowiedział uśmiechając się cwanie pod nosem. Byli kiedyś ze sobą nawet szczęśliwi, rozeszli się dość burzliwie, ale to w niczym nie przeszkadzało. Westchnął cicho znów sięgając po alkohol. – Ale nie powiem Ci jaki… – dodał. Testował ją, sprawdzał. Robił to zawsze, od zawsze… nie zamierzał się tłumaczyć, a to tylko jej wolna wola czy zechce podpisać pakt, czy nie.
-
- Może, ale wiedziałam że ty tego nie zrozumiesz. Nawet nie wiem po co tutaj jestem. - tak, złość powoli opadała i wtem całe to ich spotkanie wydało się szatynce kompletnie bezsensowne. Bo czego ona niby oczekiwała? Że mężczyzna weźmie winę za jej poczynania? Głupia była, więc po upiciu kolejnego łyka alkoholu skrzywiła się do tej myśli.
- W takim razie może przypomnisz mi dlaczego ci nie wystarczałam i zacząłeś się łajdaczyć z innymi babkami? - bo skoro wina jest po obu stronach to znów postanowiła odwrócić kota ogonem i o coś obwinić swojego byłego męża, a ich nieudane małżeństwo było idealnym powodem, czyż nie? Prychnęła na jego kolejne słowa.
- Zapomniałam już jaki potrafisz być pewny siebie... ale ja również nie widzę obok ciebie żadnej innej, więc śmiem twierdzić, że żadna nie potrafi cię zadowolić tak jak ja. - Janette uważała po prostu że przez to iż była odważna w łóżku i nie sprzeciwiała się nowościom, które miały im tylko urozmaicić zabawę, a wiedziała że są kobiety, które broniły się przed tym jakby to uwłaczało w ich godność. Ale co ona może mieć do innych kobiet, nie interesowało jej to, przynajmniej mogła uważać się za lepszą od innych.
- Mój kochaś wyjechał ze swoją drużyną na jakieś mistrzostwa, dlatego nie ma kto mnie obecnie zaspokoić. - przecież nie przyznałaby się przed nim że sypia obecnie z 19-to latkiem, bo Theo by ją wyśmiał. Sprzedała mu zatem tę samą bajeczkę o tym, że Taylor jest trenerem drużyny sportowej, co Mays sprzedał jej zanim znaleźli się w łóżku. Przyjrzała się za to badawczo Carterowi, ale nie byłaby sobą gdyby nie zaryzykowała.
- Nie oddam ci ani mojego apartamentu, ani mojej firmy, a o potomku jeśli cię na niego wzięło możesz sobie pomarzyć. - zwróciła się, ale skoro już do tego się odniosła to oznaczało że jednak rozważa jego propozycję.
-
I po co on się tak właściwie odzywał? Wywrócił oczami, kiedy zaczęła wypominki odnośnie ich małżeństwa. Nie wytłumaczyli sobie tego wystarczająco dobitnie podczas tak wielu kłótni? Janette nie musiała ponownie poruszać tego tematu, bo nic nowego się od niego nie dowie.
- Nic się nie zmieniło w tym temacie od ostatniej rozmowy, Janette. – mruknął poważniejąc. Po co po raz kolejny rozgrzebywać stare śmieci. Oboje byli winni, popełniali błąd za błędem, napędzając całą karuzelę. Niby wszystko było w porządku, ale miarka zaczęła się przebierać i nie było odwrotu w tak wielu kwestiach. Westchnął cicho. – Z takiego samego powodu, z jakiego Ty zaczęłaś sypiać z innymi. Najwyraźniej się sobie znudziliśmy. Co już dawno zostało ustalone i nie widzę sensu wracania do tego tematu. – odparł, choć jego głos był wyraźnie ostrzejszy i nieprzyjemny. Nie chciał do tego wracać. Przespał się z jakąś napaloną panienką i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jej zemsta, której aktem było przespanie się z jakimś typem. I po co to komu było. Okey, on był winien, był wtedy pijany, pokłócili się wcześniej. Mówi się trudno. Rozwiedli się i tyle.
- Nie widzisz, bo nie ma potrzeby noszenia drewna do lasu. – odparł tym razem rozbawiony. Byli w nocnym klubie, tutaj mógł mieć każdą. – Poza tym, nie potrzebuję nikogo. – dodał. Miał okazję się bawić i to robił, nie chciał związków, ani głębokich relacji, nie było mu to do niczego potrzebne. Działało w zupełnie inny sposób niż każdy sądził. A on wolał sobie ułatwiać życie, a nie utrudniać.
- Mógł Ci zostawić wibrator albo coś. – wzruszył ramionami. Tak nadal bawiły go idiotyczne szczeniackie teksty. – Nie myślisz o nim na poważnie, potrzebny Ci tylko bolec… – stwierdził po chwili, przekręcając głowę w bok. Przecież Janette mogła śmiało ułożyć sobie życie, pytanie tylko – dlaczego nie chciała.
- Nie potrzebuję ani apartamentu, ani firmy, ani potomka. – stwierdził rozbawiony. Niech się głowi, będzie wesoło. Przynajmniej jego to bawiło. – Dług można spłacić w późniejszym terminie… Będzie fajnie. – dodał rozbawiony. Ach ta Janette, zawsze się obawiała tych małych paktów.
-
- Owszem, jednak za każdym razem miałeś zupełnie inną wymówkę dotyczącą rozpadu tego małżeństwa, zawsze zastanawiało mnie czy wymyślasz je na poczekaniu czy jednak masz już swoją stałą pulę i za każdym razem losowałeś inne zdanie? - i znów próbowała go sprowokować do kolejnej kłótni, wytykając mu to, co się jej w nim nie podobało. Jaki to miało sens? Prawdę mówiąc żaden, ale przynajmniej będzie miała chwilową satysfakcję z tego, że znów się z nim pożarła i będzie mogła upajać się myślą jak to bardzo go nienawidzi. Udała też że kompletnie nie słyszy ani tonu, jakim wyrażał się do niej były mąż, ani słów które do niej powiedział.
- Nigdy nikogo nie potrzebowałeś, a jednak gumowa lala oraz ręka ci nie wystarczały. - i kolejny pocisk godny gimnazjalistki, czy może już licealistki. Była pewna, że jej mężulek, znaczy się były mąż szybko znajdzie sobie nową kobietę, która to nie będzie chciała być w centrum uwagi, nawet nie będą jej przeszkadzały liczne jego zdrady, tylko jak taki potulny baranek będzie zawsze na niego czekała i rozkładała nogi na zawołanie. Typowa nudziara, przeciwieństwo Janette. Ale mężczyźni takie lubili, bo zawsze dzięki nim mieli ugotowany posiłek, posprzątany dom i wyprane oraz wyprasowane gacie.
- I wiesz doskonale że z wibratorem nigdy nie jest tak samo. - w końcu wibrator nie popieści kobiecych sutków, nie pozostawi na ciele malinek czy śladów po mokrych pocałunkach, następnych słów bruneta jednak nie skomentowała, tylko wzruszyła ramionami. Przecież nie kochała Taylora, ona kochała tylko samą siebie.
- Jednak fajnie będzie tylko dla ciebie czy dla mnie również? - w końcu ona też chciała czerpać przyjemność z tego układu, a jeśli to tylko jednostronna przyjemność to po co miałaby zawierać pakt z diabłem?
-
- Mogę sobie darować wyciąganie tanich wymówek z puli, skarbie, ale wtedy wyjdziesz stąd z płaczem. – warknął do niej nieprzyjemnym głosem. Był wściekły, nie znosił prowokacji i durnowatych gierek słownych, za to ona była w tym mistrzyniom. A on jak durny dzieciak wiecznie dawał jej się sprowokować. A po kolejnym tekście godnym nastolatki z PMS wywrócił jedynie oczami, żałosna, po prostu była żałosna.
- Porozmawiamy, jak dorośniesz. – stwierdził, odwracając się od niej i z drinkiem ruszając w stronę okna, gdzie z góry spojrzał na miasto. – Za rozpad małżeństwa jesteś odpowiedzialna Ty, to nie przystoi, żeby czterdziestoletni mężczyzna umawiał się z kimś kto zachowuje się jakby właśnie skończył szkołę średnią. Chciałaś być w centrum uwagi i byłaś, a teraz narzekasz, bo mi przejadły się Twoje durne gierki? Może jakbyś zachowywała się bardziej dojrzale byłoby inaczej, a teraz zbierasz żniwa swojej głupoty i przychodzisz do mnie… – na końcu wypowiedzi podniósł już głos. Chyba oferta na pomoc właśnie wygasła. Janette nie powinna prowokować go, bo kto jak kto, ale ona powinna wiedzieć, że Carter ma bardzo ograniczone możliwości, jeśli chodziło o kontrolowanie samego siebie. Lepiej go nie wyprowadzać z równowagi.
- Czas minął, skarbie. Niech Twój kochaś Ci pomoże albo ten, który sprzedał Ci tego syfa. – stwierdził, rozkładając bezradnie ręce. Prowokowanie Theodora nigdy nie kończyło się zbyt dobrze.
-
- Wiesz doskonale że nigdy nie płakałam przez żadnego mężczyznę i płakać przez żadnego nie będę i ty również się zaliczasz do tej puli. - mówiła to z dużą dozą pewności siebie, choć Carter nie mógł wiedzieć tego, że gdy pokłócili się po dowiedzeniu się przez Janette o kochance bądź kochankach męża i po tym jak Theo wyszedł z ich apartamentu trzaskając drzwiami to ona zamknęła się w łazience i się popłakała, zdając sobie sprawę z tego że nie jest dla niego najważniejszą, nawet w ogóle nie będąc dla niego ważną i nie będąc dla niego atrakcyjną. Dla niej ważne było to by być atrakcyjną dla innych i znajdować się w centrum uwagi. Nigdy mu o tym nie powiedziała i zamierzała zabrać swoją tajemnicę do grobu. Dlatego słuchając jego słów, mimo tego że potwornie bolały to zachowała kamienną twarz, nie pokazując żadnej emocji.
- Aha, czyli nie zauważałeś biorąc ze mną ślub że żenisz się z kobietą z którą dzieli cię różnica dziesięciu lat? - to wydawało się jej niedorzeczne, ale może też spróbowała na swój sposób przekazać mu znane powiedzenie: "widziały gały co brały"? Następnie dopiła swojego drinka do końca i wstała z kanapy, z gracją jak zawsze.
- Na pewno nie pozwolę mu sobie pomóc, o czym wiesz doskonale. Nie potrzebuję nikogo, kto będzie się nade mną użalał i będzie mnie trzymał za rękę podczas chemii czy czuwał przy mnie gdy będę pod wpływem narkozy po operacji. Potrzebuję ciebie, bo ty jako jedyny kopniesz mnie wystarczająco mocno w tyłek i postawisz do pionu gdy zacznę się łamać i poddawać chorobie. Poza tym znasz mnie doskonale i jako jedyny jesteś w stanie znieść moje fochy. - dodała, podając mu pustą szklaneczkę po trunku, nawet nie patrząc mu w oczy. Doskonale musiał zdawać sobie sprawę z tego, jak ciężko przeszły jej przez gardło słowa "potrzebuję cię", bo zawsze mówiła "chcesz to sobie odchodź do innej, nie potrzebuję cię, a wiesz dlaczego? bo ja mogę mieć każdego i każdy mnie pragnie". Czy to nie było tylko zażegnanie sprawy spowodowane tą jego szczerością, albo samym faktem że była chora i bała się utraty tego co kocha w sobie najbardziej? A może to tylko zwykła manipulacja mająca sprawić by mężczyzna jednak zechciał udzielić jej pomocy, bo wiedziała że w jego towarzystwie naprawdę zacznie walczyć choćby nie wiem co? To wszystko zależy od interpretacji Cartera, znał ją doskonale więc wiedział że tym razem go nie okłamała, ba, niepotrzebnie się otworzyła, czego na pewno będzie wkrótce żałować.
-
Szczerze nie chciał wierzyć w jej słowa, ale granie twardej babki wychodziło jej nader dobrze. Janette nie okazywała słabości i to się w zasadzie ceniło, ale nadmierne zakładanie masek… no cóż. Nie przynosiło dobrych efektów, nawet jeśli wydawało się, że za nimi jesteśmy zupełnie bezpieczni. Nic bardziej mylnego.
- Zauważyłem. Tak samo jak zauważyłem, że dla Ciebie w tym małżeństwie najważniejsza byłaś Ty. Nie dziw się, że znudziło mi się być elementem ozdoby. – stwierdził. To nie było w jego stylu. Nie był breloczkiem, ani łańcuszkiem, a już o złotej kolii nie wspominając. Egocentryzm to jego broszka i to on powinien być w centrum uwagi. Janette zapędziła się z tym wszystkim i bardzo łatwo wypadł jej z rąk, nawet się tego nie spodziewała. Ale czy naprawdę wiedziała jaki jest? Czego potrzebuje? Czego oczekuje? Wszystko było maską, on od lat je nosił i to ciągle się mściło.
- Skoro tak bardzo mnie potrzebujesz… – mruknął po jej wywodzie. Może ją stawiać do pionu, mówić jej, że jest słaba, że się poddaje, jak nie ona. A skoro to miała być odpowiednia motywacja… chociaż nie, z pewnością chodziło o sam fakt robienia mu na złość, bo to od bardzo dawna wychodziło jej najlepiej. Może właśnie tego potrzebowała… Kogoś kompletnie złośliwego, kto nie będzie posiadał żadnych hamulców.