WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/originals/d0/80/38 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[E05] Akt oskarżenia powstawał w nieskończoność.
W gruncie rzeczy nie było w tym nic dziwnego - FBI zebrało ogromną ilość materiału i mimo metodycznej pracy wykonywanej przez prokuraturę podczas trwania operacji "Flea Flicker", tak czy siak trzeba było po kolei prześledzić wszystko krok po kroku, aby nie zaliczyć choćby najmniejszej wpadki. Czegokolwiek by bowiem o Mongols nie powiedzieć, byli profesjonalistami i oprócz armii uzbrojonych po zęby bandytów, mieli jeszcze całkiem niezłe zaplecze prawników (najpewniej żydowskich - najlepszych) i kupę kasy, żeby wzorem federalnych... prześledzić wszystko krok po kroku i znaleźć choćby najmniejszą wpadkę, aby podważyć wiarygodność materiału dowodowego i wyrzucić trzy lata pracy do kosza. Brzmi zabawnie, ale nawet przyłapany na gorącym uczynku morderca wyjdzie wolno, jeśli policjanci nie przedstawią mu praw Mirandy. A tu przecież stawką nie była wolność tylko jednego degenerata, tylko wielomilionowe, kryminalne przedsiębiorstwo, terroryzujące zachodnie wybrzeże USA. Byłoby szkoda to zepsuć. To dlatego Grayson - choć, uczciwie mówiąc, wcale nie musiał (miał urlop) - aktywnie uczestniczył w analizie danych. Nie spędzał może w biurze całych dni, tak jak jego najbardziej oddani koledzy, ale był tam częściej niż rzadziej. Po pierwsze - dlatego, żeby oczywiście pomóc, bo przecież zależało mu na tym, aby ostatecznie ich przyskrzynić, a po drugie - bo tak mógł trzymać rękę na pulsie w kwestii... własnych grzeszków. Niestety - Pritchard miał swoje za uszami i to nie ulegało wątpliwości, a kto wie, czy niektóre z nich nie byłyby dla tego śledztwa jak strzał w kolano, a dla niego - jak wyrok; najpierw sądowy, a potem wymierzony z rąk bandziorów, już za murami więzienia.
Dzięki Bogu jednak - na razie wszystko układało się po jego myśli i właśnie dlatego w dobrym humorze wracał z przerwy na fajkę. Po drodze do war-roomu (znacznie większego niż ten, ale utrzymanego w podobnym klimacie), kupił w automacie dwie kawy i bardzo ostrożnie wtańczył z nimi do środka, ostatecznie stawiając jeden z kubków obok pochylonej nad jakimś zdjęciem Zary. - To Jednooki Mike z oddziału Albuquerque i jego dwaj kuzyni, ale nie pamiętam jak się nazywali. Mieli na nazwisko Papasyan, więc mówiliśmy na nich mały Popsi duży Pops. Obaj przygłupi - wyjaśnił krótko, nachylając się nieznacznie nad jej ramieniem, a potem przycupnął na najbliższym wolnym krześle albo ewentualnie pustym skrawku stołu i siorbnął z kubka. - Czerwiec 2019, krótko po tym, jak Estevez poszedł siedzieć za alimenty - dokończył opowieść, zerkając na zegarek, a potem przesunął spojrzenie na młodą prokurator i nieznacznie zmrużył oczy. - Idź do domu. Oni poradzą sobie bez Ciebie, a Tobie przyda się trochę odpoczynku. Jutro też jest dzień - rzucił wyjątkowo nie-obojętnym tonem, jak przystało na ich krótkie, służbowe i przepełnione chłodem rozmowy i nawet uśmiechnął się zachęcająco, wyglądając drzwi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#13

Obracała pióro w rękach i zastanawiała się nad czymś. Została sama, wszyscy poszli na przerwę, a ona krążyła od tablicy po dokumenty, zupełnie jakby zależało od tego jej życie. Nie lubiła dostawać takiego burdelu po kimś i naprawiać wszystko na ostatnią chwilę. Pracowała nad tym dobre kilka tygodni i nie mogła dojść do ładu z niektórymi rzeczami. Chcąc nie chcąc, potrzebowała Graysona. A on potrzebował jej. Z zamyślenia wyrwał ją głos mężczyzny, nawet nie wiedziała kiedy się pojawił w sali, ale podziękowała niemo za kubek kawy. Potrzebowała teraz chwili odpoczynku, regeneracji i dawki energii, dlatego chwyciła napój i upiła niewielki łyk, by stwierdzić czy nadawał się do picia, czy nie. - Anton i Alex - pokazała mu na zdjęcie, które wysunęła spod sterty kartek - lubili striptizerki, jedna z nich wygadała to i owo - uśmiechnęła się, zerkając na moment na ciemne zdjęcie z klubu przedstawiające kuzynów Mike'a z jakimiś tancerkami.
- Chcę być na bieżąco, Pritchard. Poza tym, mam wrażenie, że coraz częściej się tu kręcisz. A to pozostawia wiele pytań. Jedno z nich - dlaczego? Wiem, że byłeś zaangażowany, ale jednocześnie zjawiając się tu co chwila - narażasz siebie, śledztwo, swoich bliskich - spojrzała uważnie na Graysona i westchnęła cicho. - Jeśli chcesz mi o czymś powiedzieć, masz szansę teraz. Lepiej tak, niż bym się dowiedziała w trakcie i nie mogła nic z tym zrobić - wstała z miejsca i podeszła do okna, odwracając się do niego plecami. - Lubię Cię, agencie Pritchard. Wydajesz się być całkiem w porządku gościem i widać, że jesteś ambitny. Ale ten świat wiele razy przerastał takich jak Ty czy ja, więc... zapytam. Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć, zanim wejdę na salę sądową - nie patrzyła na niego, przynajmniej na razie. Wszyscy w tym budynku byli trenowani do opowiadania kłamstw, czasem prawdy nie było za krzty. Ale dzięki temu, że Zara była najlepsza w swoim fachu, że wychowywała się w domu, w którym królowało jedno słowo "fbi", wiedziała, że tak łatwo nie da się oszukać. Była w stanie wykryć kłamstwo podobnie jak agenci. Chciał by drążyła? Proszę bardzo, ale łatwej byłoby się wyspowiadać z grzeszków.
I found myself blindsided
by a feeling that I've never known

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie, nie nadawała się do picia i Zara nie potrzebowała moczyć ust w tej wodnitej lurze, żeby to stwierdzić; wystarczyło zerknąć na twarz zniesmaczonego jej zapachem Graysona, kiedy wchodził na salę. Człowiekiem wysokich standardów był w ogóle - jakby z natury rzeczy - ale kiedy rozbijało się o kawę, po prostu wybrzydzał. Ta nie wchodziła mu więc wcale, natomiast kofeiny na próżno było szukać w herbacie albo zimnych napojach, dlatego w dużym skrócie - automat trzymał ich trochę jak zakładników, zdanych tylko na jego łaskę, stąd też wcale nie dziwili go agenci, którzy ją chwalili, zupełnie jakby zatruł ich syndrom sztokholmski. - Jasne. Anton i Alex. I żeby było jasne, Mike miał jeszcze przynajmniej z piętnastu kuzynów. I dwadzieścia kuzynek. I naprawdę wszystkich rozróżniają i znają z imienia - dodał w ramach ciekawostki, będąc poniekąd pod wrażeniem nawet; wszak było to jednak godne podziwu, tak jak rodzinne relacje Papasyanów i akurat to u nich cenił. No, pod warunkiem, że te liczby nie były wynikiem poczynań a'la Alabama.
- Myślę, że to niezbyt taktowne pytanie, pani prokurator - odparł, mocno gryząc się w język. Niezbyt to było eleganckie - on jej kawę, a ona mu jakieś insynuacje; odnotowane, do zapamiętania. - Ale niech będzie, zgoda. To proste - nie poświęciłem ostatnich trzech lat życia, żeby ktoś spieprzył tę robotę przy biurku. Wolę patrzyć wam na ręce - wzruszył ramionami i siorbnął głośno z kubka, odwracając się przez ramię. To wcale nie był przytyk, naprawdę; kłamstwo zresztą też chyba nie - w końcu nie ulegało wątpliwości, że to Pritchard dysponował największą wiedzą na te tematy i mógł spokojnie uzupełniać materiał, choćby w formie przypomnienia przed przesłuchaniem. - A swoich bliskich naraziłem tylko się na to godząc, także nie mydl mi oczu tą "troską" - dodał jeszcze chłodno i obrócił w dłoniach kubek. Szachowanie go rodziną nie miało sensu - po pierwsze, tu w Seattle był naprawdę pewny siebie, a po drugie - Zara dobrze wiedziała, jak bardzo dziurawy był ten system i akurat teraz, kiedy był na miejscu - ryzyko znacznie zmalało. - Słucham? - dzięki Bogu, powtórzyła. Aktorstwo? Tylko w części, w drugiej było autentyczne zaskoczenie, że mogłaby przewidzieć taki rozwój sytuacji. Co prawda na ten moment należało zakładać, że to była tylko procedura, ale i tak poczuł dziwny skurcz w żołądku. - Powinnaś wiedzieć, że nie masz prawa przegrać tej sprawy - odpowiedział jej całkiem dyplomatycznie, uderzając w dowcipny ton i przechylił głowę do boku, maskując zaniepokojenie drwiącym uśmieszkiem. - A łatwo nie będzie. Oni walczą do ostatniego dolara, a tych akurat mają pod dostatkiem. Prawnicy, prasa, prywatni detektywi... Cholera, to jest naprawdę duża rzecz. Historia, po prostu - dokończył i znów siorbnął z kubka. Nie, żeby lekceważył Zarę, bo bez powodu przecież nie zajmowała swojego stanowiska, ale wydawała mu się młodziutka, a w tej branży wiek to po prostu doświadczenie. Bał się, że jej go zabraknie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Okropna lura - syknęła cicho, spoglądając na Graysona - powinniśmy wyjść z biura, niedaleko jest całkiem dobra kawiarnia. Po co się tym truć - odsunęła od siebie kubek, bo jakoś przestało jej się chcieć pić tej obrzydliwej kawy. Sam zapach pobudził przynajmniej na moment, by stwierdzić, że przyda się też spacer. - No cóż, chyba naprawdę się lubią - zaśmiała się na jego komentarz o kuzynostwie. Zara w swojej pracy też musiała być pamiętliwa i dopasowywać szybko twarze do nazwisk, więc rozumiała to w pełni, ale są ludzie, którzy kompletnie nie pamiętają imion, nawet jeśli kilka razy im się przedstawisz. Z różnych względów.
- Myślałam, że po prostu lubisz szczerość - nie zamierzała mu tu słodzić ani dopuszczać go do sprawy tak łatwo. Mógł obserwować, ale też jego za duży wgląd mógł wiele zepsuć i Zara nie zamierzała do tego dopuścić. Musiała mieć na niego oko, bo przecież sobie nie ufali. - Zaufanie ma cienkie granice, agencie Pritchard, na pewno to rozumiesz - stuknęła paznokciami w blat stołu - powiedzmy, że nie zyskałeś mojego ani przez moment, więc tak naprawdę to czysta uprzejmość z mojej strony, że pozwalam Ci tu być. A nuż przypomnisz sobie coś, czym będziesz chciał się podzielić - uśmiechnęła się, choć odrobinę zjadliwie. Nie chciała przecież wierzyć w jego rycerskość i takie oddanie sprawie. Nie mogła powstrzymać się od śmiechu. - Po pierwsze, jakbyś spojrzał kiedyś w moje akta - nie przegrywam. Nigdy. Nie bez powodu tak bardzo mnie nie lubią - to akurat była święta prawda - a po drugie, nie zapominaj, że mam nad Tobą władzę i mój ojciec również. Nie lubię się nim wysługiwać, ale jeśli chodzi o Twoją karierę, mogę bardzo szybko go przekonać, że nie jesteś zbyt dobry dla biura. I że poddaje w wątpliwość Twoją osobę, a wiesz... on mi bardzo ufa - spojrzała Graysonowi w oczy. - Dlatego radzę uważać na słowa i to, jak je dobierasz formułując jakiekolwiek zdania w moją stronę - nie przerywała kontaktu wzrokowego. Nie bała się, była pewna siebie, wręcz chłodna, jak na sali sądowej. Miała przeczucie, że Pritchard coś ukrywa i nie zamierzała być milutka, skoro on też nie. Szczerość ponad wszystko, tak? - Nie powinieneś we mnie też wątpić - podeszła do stołu i zgarnęła wszystkie akta. Zamknęła je w szafce, przekręciła kluczyk i zabrała go ze sobą.
I found myself blindsided
by a feeling that I've never known

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odrobinę go zaskoczyła, bo wydawało mu się, że rękami i nogami będzie się trzymać miejsca przy biurku, tymczasem bardzo ochoczo podeszła do tematu zmiany lokalu i bardzo łatwo było odnaleźć na jego twarzy zdziwienie. Nie protestował jednak, ani nie komentował, w myśl zasady, że nie warto być przez całe życie krnąbrnym. Nawet jeśli jest się przekonanym o swojej racji. W sumie to chyba nie ma takiej zasady, ale to nic takiego.
- Lubię szczerość, ale nie lubię sztywniactwa i cynizmu. Nigdy nie musiałaś spędzić paru lat z dala od domu, udając dzikie zwierzę, więc mnie nie osądzaj - wzruszył ramionami, przechylając głowę w bok. Urzędnicy go denerwowali - nigdy nie doceniali pracy na ulicach i wszystko brali za pewniak, więc sam im nie ufał, ale wydawało mu się, że za ostatni okres kredyt zaufania akurat jemu przysługiwał, stąd też zachowanie Zary nie do końca mu się podobało. Gdyby była bardziej ludzka w swoim podejściu i okręciła go sobie wokół palca gadką, pewnie więcej uszło by jej na sucho. - To dzięki mnie w ogóle tu jesteś, więc zacznij mnie traktować jako partnera, a nie wroga - uciął, niezbyt siląc się na uśmiech; czym by się zajmowali, gdyby nie robota Pritcharda? Gangiem złodziei torebek? Podziw może mu się nie należał, ale szacunek już tak i byłoby dobrze, gdyby wreszcie zaczął okazywać go ktoś więcej, niż tylko kumple po fachu. - "Władzę nade mną" - parsknął rozkosznie - to ma dyrekcja w Waszyngtonie, a nie dyrektor Sherwood - rozłożył ręce. - Po tych trzech latach wezmą mnie z pocałowaniem ręki wszędzie. I może to wcale nie byłoby takie najgorsze - urwał enigmatycznie, zawieszając głos. Było coś interesującego w wojowniczym nastawieniu Zary i ta pewność siebie była urocza, natomiast ona nadal nie doceniała Graysona i jego roboty, dlatego nie mógł brać tego do końca na poważnie. Zwłaszcza, że w obecnych okolicznościach, zmiana miejsca może i by mu się przydała? W domu przecież tak do końca się nie układało, a Nowy Jork czy Chicago na pewno też pełne były roboty i może nowy start pomógłby wszystko naprawić? Kto wie.- Myślałem, że po prostu lubisz szczerość - uśmiechnął się odrobinę złośliwie, ale bardziej czarująco - w końcu nie mogła się na niego obrazić, skoro sama próbowała urosnąć w jego oczach do pozycji Boga. - Postawię Ci tę kawę, chodź - zaproponował, przyglądając się pracom sprzątającym biurko, a potem faktycznie zaatakowali tę kawiarnię niedaleko.

/zt2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Dreszcz wędrujący wzdłuż kręgosłupa - uczucie tak znajome, ściągające go wspomnieniami do tego jednego upalnego dnia lata, kiedy po raz pierwszy pochylali się nad papierami najnowszej sprawy. Tych parę lat temu, gdy wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Oni - to słowo, które z kolejnymi letnimi tygodniami zanikało na kartach ich żyć... aż w końcu przestało istnieć. Przez następne miesiące przeradzające się w lata bezskutecznie starał się zapełnić tę pustkę znajdującą się po lewej stronie pod żebrami - pozostała mu tylko nicość, niekiedy skrywana za desperacką próbą wypełnienia własnego istnienia kolejnymi zagadkami.
Zamrugał kilkukrotnie, wybudzając się z tej nieumyślnej podróży w czasie. Ciążące wspomnienia dopadały go w najmniej oczekiwanych momentach, lecz nad tym dniem już dawno zebrały się chmury przeszłości... choć Caleb nadal nie w pełni świadomy tego, zrzucał winę za ten niepokój na ponowne pojawienie się jego - człowieka odpowiedzialnego nie tylko za brutalne przestępstwa, lecz również za rozpad najważniejszej rzeczy w dawnym życiu Nightingale'a. I tym razem zamierzał go dorwać - za wszelką cenę. Przetarł dłonią szorstki od zarostu policzek; od ponownego otwarcia sprawy zupełnie zapominał o tak trywialnych i przyziemnych rzeczach. Kiedy tylko drzwi widny rozsunęły się, od razu ruszył przed siebie, ledwo wymijając innych pracowników biura. Nie tylko on był pochłonięty własnymi problemami, lecz skutecznie ignorował ten fakt.
- Jerry, daj znać jeśli dostarczą kopie nagrań z kamer - rzucił mimochodem, prawie w biegu pochylając się nad biurkiem współpracownika. Tylko kątem oka dostrzegając, jak barczysty mężczyzna odpowiada mu twierdząco skinieniem głowy. Nie potrzebował wiele, by znów wpaść w tę destrukcyjną obsesję - wręcz czuł, jak dawno zabliźniona rana pulsowała pod śnieżnobiałą koszulą. Z impetem otworzył drzwi pokoju narad, święcie przekonany, iż zjawił się na miejscu jako pierwszy. Powędrował wzrokiem do intruza zajmującego jedno z wielu krzeseł; powoli przenosząc spojrzenie z kaskady jasnych włosów opadających na ramiona... na cholernie znajomą twarz.
Prue - usta poruszające się, niemo wypowiadając jej imię.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1.

Nie rozpakowała się.
Czyżby efekt podświadomego traktowania powrotu jako czegoś tymczasowego, niewartego nawet wyciągnięcia ubrań z licznych walizek, które ze sobą przywiozła, o ironio, w myśl zostania w Seattle na dłużej?
Może, choć nic z tego nie było w jej stylu. Szybkie rezerwowanie lotu, szybkie zamykanie całego dobytku w równie szybko kupionych bagażach, aż wreszcie szybkie zburzenie wszystkiego, co zbudowała przez kilka lat w obcym mieście i powrót. Do domu.
Seattle już dawno nie było domem; było raczej smutnym reliktem przeszłości, gołymi fundamentami po rozbiórce, której dokonała własnymi rękami. Nie wróciłaby. Gdyby nie zaistniałe okoliczności, gdyby parę dni temu nie otrzymała tej parszywej wiadomości, nie wróciłaby. Trzymałaby się z daleka, tkwiąc sobie w bezpiecznym kokonie, jakim była nużąca praca za biurkiem, składająca się głównie z niekończącego przemierzania przez morze dokumentacji. Tak byłoby lepiej. Prościej.
... ale wylądowała w Seattle. I siedząc samotnie w pokoju narad, potrafiła myśleć jedynie o nierealności całej tej sytuacji. Była tu, miała przed sobą otworzone akta starej sprawy i spoglądała w milczeniu na nowe zdjęcia, które zostały do nich dołączone; znów czuła tą palącą bezsilność co przed laty, znów budziło się w niej pragnienie dopadnięcia tego cholernego psychopaty. I znów...
Prue instynktownie poderwała głowę, gdy uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, już mając przygotowaną na końcu języka ciętą uwagę na temat traktowania siedziby FBI jak pierwszego lepszego baru, ale słowa stanęły jej w gardle, gdy wzrok zawiesiła na dobrze sobie znanej twarzy. Przez chwilę obserwowała go milcząco, jakby odnotowując w głowie zmiany, jakie w nim zaszły, aż wreszcie kiwnęła znacząco głową w stronę krzesła naprzeciwko, wyraźnie chcąc odłożyć wszelkie łzawe sentymenty na bok. - Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć, a co z jakiegoś powodu nie zostało uwzględnione w aktach? - spytała wprost, przesuwając w jego kierunku wspomnianą dokumentację, dając mu tym samym jeszcze możliwość sprawdzenia. Prostując się, złożyła ręce na blacie stołu i przeniosła wzrok z akt na byłego męża, całe pokłady sił wkładając w zachowanie obojętnego wyrazu twarzy. - Popraw mnie, jeśli się mylę. Znaleziono zwłoki dwóch ofiar, a modus operandi pokrywa się z naszym sprawcą - uzupełniła, jedną z brwi przy tym unosząc, domagając się od mężczyzny zdecydowanego potwierdzenia i zdając się przy tym ignorować oczywistą rzecz, od której powinni tę rozmowę zacząć. Klasyczny mechanizm obronny w jej wykonaniu, opierający się na bezpośrednim przejściu do rzeczy.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Federal Bureau of Investigation”