WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Odkąd problemy z Nicolette ostatnio zaczęły się nasilać, coraz mniej bywał w domu. Większość dnia spędzał w pracy, potem po kłótni chodził po mieście, próbując uporządkować myśli, a potem albo wracał do niej z przeprosinami i wielkim bukietem kwiatów, albo nocował u starszej siostry na kanapie. Już i tak było mu głupio, że ma aż takie problemy z matką swojego dziecka i musiał szukać pomocy u siostry. Na początku nie chciał jej tym denerwować mając nadzieję, że to tylko chwilowa sytuacja i wszystko będzie jak dawniej. Ale ta sytuacja trwa i trwa już jakiś czas, a końca nie widać. Odkąd na świecie pojawiła się ich córeczka… Nie, nie chciał zwalać winy na nią. Tak po prostu wyszło, ale nie żałował ani trochę. Miał może małe wątpliwości, które rozwiały się kiedy tylko zobaczył tą małą kruszynkę w ramionach Nicolette. Z miejsca się w niej zakochał i nie chciał wypuszczać z rąk. Szkoda tylko, że między rodzicami jest coraz gorzej i zamiast myśleć o ślubie wiecznie się kłócą.
Sam już nie wiedział co ma z tym zrobić. Dodatkowo w jego życiu pojawiła się inna. Ostatnie o czym kiedykolwiek by pomyślał to zdrada, bo pomimo kłótni chciał zostać z dziewczyną i córeczką. Ale po prostu się stało. I póki co trzymał to wszystko w tajemnicy, nie chcąc jeszcze bardziej zepsuć atmosfery w domu, która była już wystarczająco napięta.
Musiał jednak trochę wyluzować, bo ze zdenerwowania całą sytuacją zmieni się we wrak człowieka, bo nie sprzyja jego pracy. Dlatego umówił się na kawę ze swoją siostrą. Neutralny grunt sprzyjał luźnej rozmowie, bo jej mieszkanie kojarzyło mu się już chyba tylko z kłótniami przez które nie wracał na noc do domu. A tego dnia nie chciał myśleć o tym wszystkim, tylko spotkać się z siostrą tak jak kiedyś przy kawie, pośmiać i powspominać dawne lata. I dowiedzieć się jak jej się układa, bo może chociaż ona ma większe szczęście w życiu.
I tak siedział w kawiarni, zajmując im stolik na zewnątrz, bo było przyjemnie ciepło, a nie jakiś ukrop czy coś. Dla siebie od razu zamówił kawę mrożoną, żeby umilić sobie oczekiwanie na siostrę, która powinna dotrzeć tam lada moment.
-
Bernie była tym typem wyrozumiałej siostry, która lata temu kryła swoje rodzeństwo, gdy to wracało pijane do domu, a koniecznie chciało ukryć to przed rodzicami. Teraz może i dorośli, więc nie musiała kryć ich w ten sposób, ale okazywało się, że czasami nadal potrzebowali schronienia właśnie u niej. A konkretnie Morty, który ostatnio częściej zaprzyjaźniał się z jej kanapą, niż ona sama. Nie była też na tyle głupia, by nie zauważyć, że coś jest nie tak między nim, a jego dziewczyną, skoro tak często u niej nocował. Bo przecież nie chodziło o tęsknotę za siostrą i chęć spędzenia z nią czasu. Albo o to, że wyszedł z kolegami i przesadził z alkoholem, bo na tej kanapie najczęściej wędrował całkiem trzeźwy. No, ale nie wypytywała. Potrzebował pomocy, choćby takiej, to ją dostawał. A była pewna, że jak będzie chciał z nią porozmawiać, to po prostu to zrobi.
- Jeszcze raz to samo - poprosiła kelnerkę, która właśnie przyniosła do stolika mrożoną kawę, gdy Bernie akurat do niego podeszła. A raczej odnalazła, bo ostatnie kilka minut spędziła na poszukiwaniu brata, ale wewnątrz lokalu, gdzie zazwyczaj siadali. Dorzuciła do tego całkiem przyjazny uśmiech, po czym, w końcu, zajęła miejsce przy stoliku, od razu zdejmując okulary przeciwsłoneczne, by móc spojrzeć na młodszego przedstawiciela rodziny Lillard.
- U mnie też mogliśmy wypić kawę - rzuciła, wzruszając lekko ramionami, bo trochę ją zdziwiło to zaproszenie, a konkretniej informacja o miejscu i czasie ich spotkania. Skoro i tak ciągle do niej wpadał po nocach, to nie spodziewała się, że i w dzień będzie chciał ją uraczyć swoim towarzystwem. - Stało się coś? Czy zaprosiłeś mnie, by zaraz poprosić o zostanie opiekunką dla małej? - Uniosła jedną brew niego ku górze, rozsiadając się nieco wygodniej na krześle. I pewnie, gdyby rzeczywiście chciał się do niej zwrócić z taką prośbą, to nie miałaby nic przeciwko. W końcu, od czego były ciotki?
-
— Nie mogę już pogadać z kochaną siostrą bez żadnych ukrytych motywów? — zapytał, unosząc brwi do góry. Naprawdę chciał pogadać z nią o czymś innym niż jego problemy w domu. Już wystarczająco się o nich musiała nasłuchać kiedy u niej nocował. Zajmował jej ulubioną kanapę przez co nie mogła sobie posiedzieć i pooglądać telewizji. Nie był typem, który lubi opowiadać o swoich problemach, ale siostrze chyba musiał zaufać. Czy przenocowałaby go tak po prostu bez powodu, kiedy miał swój własny dom? Pewnie wygoniłaby go do siebie, więc musiał wyznać jej prawdę. Wyszedł przez to pewnie na słabeusza, który nie potrafi poradzić sobie z dorosłym życiem, ale ilu poradziłoby sobie w takiej sytuacji?
— Opowiadaj jak tam w pracy. Miałaś już jakąś wpadkę i wylądujesz w tych śmiesznych filmikach w internecie? — zagadał, próbując trochę odciągnąć swoje myśli od problemów, a zająć się czymś bardziej rozrywkowym.
-
Ten dzień nie zaczął się dobrze. Początki tygodnia zawsze były trudne do zniesienia, ale dzisiaj jak na złość, mało brakowało i Madison skończyłaby ze złamanym nosem i wybitymi jedynkami. Poranek z pewnością zapisze się w jej pamięci na długo, w końcu takie sytuacje nie zdarzały się zbyt często. A przynajmniej w jej przypadku. Dobrze, że wtedy na jej drodze pojawił się mężczyzna, który ostatecznie uratował ją przed upadkiem stulecia. Cóż, teoretycznie to miał on mało do powiedzenia, ale mimo wszystko pomógł jej, za co była mu bardzo wdzięczna. Niestety nie mogła się za to odwdzięczyć; blondynka bowiem śpieszyła się do pracy, a żadne spóźnienie nie wchodziło w grę. Dlatego też ładnie mu podziękowała, szybko zgarnęła swoje rzeczy i popędziła dalej przed siebie.
Szkoda tylko, że nie zauważyła braku najważniejszego. Jej notes. Miejsca, gdzie przechowywała wszystkie istotne dla jej stażu informacje. Od zadań, które miała wykonać, przez daty ważnych spotkań aż po jej własne pomysły, których jak na razie nikt nie brał na poważnie. Jasne, jeśli miała coś do powiedzenia to mogła śmiało to zrobić, ale zazwyczaj kończyło się to dobrą radą i głupim tekstem 'nie jest źle, ale nie tego szukamy'. I co ona mogła na to poradzić? Życie stażystów, niezależnie od zawodu, takie już było. Dobrze, że jej chociaż za to płacili (niewiele, ale jednak!) – nie wszyscy mieli takie szczęście.
Mówiąc krótko, zwięźle i na temat – ten notes naprawdę był jej potrzebny. Może nie na tyle, że bez niego nie wiedziała, co ma robić, ale z nim czuła się zdecydowanie pewniej. I kiedy już powoli traciła nadzieję na odnalezienie swojej własności, dostała wiadomość, która wywołała uśmiech na jej twarzy. Po ustaleniu szczegółów spotkania dziewczyna siedziała niecierpliwie i co chwilę spoglądała na zegarek.
Zaszła do kawiarni znajdującej się niedaleko biura dosłownie chwilę przed wyznaczoną godziną. Na wstępnie rzuciła życzliwe 'cześć' do dziewczyn, które miały akurat zmianę (stali klienci mają ten przywilej) i rozejrzała się po lokalu. -Mam nadzieję, że dobrze trafiłam – i nie pomyliłam osób, dodała w myślach blondynka. Mężczyzna z pewnością wyróżniał się z tłumu, ale Maddie nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała. Wolała się upewnić. Wystarczy wtop jak na jeden dzień. -Ethan, prawda? Jestem Madison – przywitała się z uśmiechem na twarzy i wyciągnęła w jego stronę rękę. Cóż, musiała chociaż raz zrobić dobre wrażenie.
-
Z jednej strony cieszył się z wolnych dni, a z drugiej zawsze czuł się samotny, gdy wypadały one na tygodniu, kiedy musiał odprowadzać Lottie do przedszkola. Zazwyczaj ciasne jednopokojowe mieszkanie stawało się wówczas niewyobrażalnie wielkie, kolorowe plakaty rozwieszone nad łóżkiem małej przybierały odcienie szarości, a cisza, która go otaczała, stawała się nieznośna. A Ethan bardzo nie lubił ciszy, gdyż wówczas nawiedzały go najgorsze z myśli.
Zagubiony notes był dla niego swego rodzaju błogosławieństwem. Po pierwsze, miał powód, aby nie leżeć bezczynnie w łóżku do popołudnia. Po drugie, jego właścicielka wpadła mu w oko. Wprawdzie nie nastawiał się na nic poważnego, nie wiedząc nawet, czy dziewczyna kogoś ma, ale spędzenie pory obiadowej z kimś o takiej aparycji, wydawało się być całkiem miłym sposobem na zabicie czasu.
Wrócił do domu dosłownie na chwilę, gdzie wziął prysznic i przebrał się w wygodne jeansy i bluzę. I nawet użył wody kolońskiej, którą dostał od siostry na święta i spróbował ułożyć wiecznie potargane włosy. Na miejsce spotkania przybył kilka minut wcześniej niż Madison i usiadł przy oknie. Nie miał pojęcia, czy i co powinien zamówić, dlatego postanowił poczekać na nią. Jeszcze kilka razy sprawdził adres, który mu wysłała, żeby upewnić się, że dobrze trafił.
Swoją drogą, ma całkiem ładne pismo, pomyślał obracając notes w dłoniach. Cudze sekrety były kuszące, ale on nie upadł na tyle nisko, by się do nich dobierać.
Kiedy zobaczył jej drobną postać przekraczającą próg kawiarni, poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Dobrze, że niczego nie zamawiał, bowiem podnosząc się uderzył biodrem w stół. Gdyby była na nim kawa, notes Madison uległby zniszczeniu.
W ostatniej chwili ugryzł się w język, by nie odpowiedzieć stalkersko brzmiącego "wiem, mam też Twój adres, lol".
— Um, tak. Miło Cię znów widzieć, Madison! — dlaczego właściwie to powiedział? Cóż, naprawdę ucieszył się na jej widok, choć nie miał jeszcze pojęcia dlaczego. Ładna dziewczyna była dla niego miła, to wszystko. — Usiądziesz? — odsunął jej krzesło przy stoliku, niczym prawdziwy dżentelmen — Napijesz się czegoś?
Every wall that I knock down is just a wall that I replace
-
-Tym razem widzimy się w nieco lepszych okolicznościach. Chociaż z drugiej strony znowu sprawiłam Ci problem, wybacz, gapa ze mnie – zaśmiała się i zajęła krzesło naprzeciwko. Mężczyzna, mimo licznych tatuaży wyglądał naprawdę sympatycznie (oczywiście nie mówię, że tatuaże to coś złego!). I był przystojny. Chwila.. skąd w jej głowie takie myśli? Madison momentalnie skarciła się w duchu, ale uśmiech z jej twarzy nie zszedł nawet na chwilę. -Kawa. Potrzebuję kawy- westchnęła rozmarzona na samą wzmiankę o tym cudownym napoju. Rano przed pracą nie zdążyła kupić kolejnej, więc pytanie jak do tej pory nadal funkcjonowała byłoby jak najbardziej właściwe. -Polecam też ich ciastka, są naprawdę przepyszne – pozwoliła sobie na tę delikatną rekomendację – w końcu odwiedzała tą kawiarnię prawie codziennie, więc wiedziała co mówi.
-Zazwyczaj nie jestem taka roztrzepana, naprawdę – poczuła jakąś dziwną potrzebę wytłumaczenia się; nie chciała wyjść na największego nieudacznika na tej ziemi. Już i tak wystarczająco się przed nim zbłaźniła. -Dzisiaj mam jakiś pechowy dzień – przyznała z cichym westchnięciem i oparła twarz na dłoniach. Trudno było jej zacząć rozmowę, ale się starała!
-
Tak, więc pakując manatki nie oglądał się za siebie, pozwalając sobie przy tym na tylko kilka nic nieznaczących westchnień. Kilka dni później popijając mocne espresso w jednej z ulubionych kawiarni nie potrafił myśleć o wszystkim co go spotkało jak o zwykłym śnie. Zupełnie jakby przez minione tygodnie śnił na jawie, ot co odskocznia od codzienności. Poła ulubionej marynarki układały się na torsie bruneta jak gdyby wspomniane palto było szytym na miarę cackiem a nie czymś za co dał kilkanaście dolców na jednej z przecen w sieciowe. Już dawno powinien się jej pozbyć. Cholerny sentymentalista.
-
Przy ladzie zamówiła sałatkę i rozejrzała się po lokalu, licząc na to, ze jednak znajdzie jakiś wolny stolik albo chociaż mini-stoliczek. Niestety, przeliczyła się, choć miejsc kilka dostrzegła. Była jednak na tyle zdesperowana (o ile to dobre określenie), że mogła się nawet do kogoś dosiąść; nie miała z tym nigdy problemów, bo jakoś wybitnie nieśmiała nie była, choć wyjątkowo przebojowa i pewna siebie również nie.
Zabrała plastikowe opakowanie z sałatką i podążyła do pierwszego stolika z wolnymi krzesłami, choć istniała możliwość, że będą zajęte, tylko po prostu zajmujące je osoby akurat wyszły d o toalety lub po prostu jeszcze nie dotarły na miejsce, aby zaszczycić swą obecnością osobę, która samotnie na ten moment zajmowała mały stolik.
- Można? – spytała Vexile, wskazując na puste krzesło, a spojrzenie kierując na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie stolika. Liczyła się z tym, że usłyszy, że nie można, że zajęte i tak dalej, ale chyba nie do końca przyjmowała to do wiadomości i już, już sobie krzesełko odsunęła, jakby miała zamiar usiąść.
-
- 1
Pomocy potrzebował, mimo że bardzo chciałby było inaczej, w końcu co z niego za kreator, skoro nawet ze stworzeniem niepowtarzalnej wizytówki miał problem? No właśnie, nad sensem tej myśli nie ślęczał zbyt długo. Obarczanie się winą za taką pierdołę jakoś mu nie leżało i w drodze do wyznaczonego miejsca spotkania całkowicie zdążył oswoić się z faktem, że po pierwsze doznał nagłej blokady twórczej, a po drugie zwyczajnie mu się nie chciało samemu tym zajmować. Szczęście, że miał znajomych, którzy szybko pomogli mu rozwiązać naglący problem i znaleźć odpowiednią osobę do pracy nad projektem. Chociaż to miało być ich pierwsze spotkanie, Lenny miał przyjemność obejrzeć kilka prac i swoim surrealistycznym gustem stwierdzić, że były one całkiem dobre. I tak odrobinę niecierpliwie przestępując z nogi na nogę, stał przy kawiarnianej ladzie, czekając na swoje zamówienie i kogoś, kto magicznie go zaczepi i uświadomi, że to właśnie oni byli umówieni. Przekręcając ciężko głowę w prawą stronę z pewnością nie spodziewał się widoku, który się przed nim pojawił. Szybko wypełnił płuca powietrzem, po czym mimowolnie wypalił. - Mm-Meadow? - uniósł brwi ku górze, malując na twarzy obraz zdziwienia, bo w tamtej chwili naprawdę zastanawiał się, czy nadal był w Seattle czy może magicznie jego uber podwiózł go z powrotem do Sanibel na Florydzie. - Och wow, co ty… co ty tutaj robisz? Przystanek w Seattle przed dalszą podróżą? - podróżą do domu na przykład? Domu poza Seattle? Wspomnień czar mógłby tak trwać, ale Lenny wspaniałomyślnie uświadomił sobie jedną rzecz. - Strasznie cię przepraszam, ale czekam na kogoś do pomocy przy wizytówkach, także jeśli się złapiemy później to chętnie dokończę rozmowę, ale teraz sama rozumiesz... - uśmiechnął się lekko, przepraszająco, praktycznie gotowy do odwrotu w drugą stronę i to nie tak, że był niemiły. Co to, to nie. Po prostu nie był przygotowany na spotkanie jej, okej?
-
Nic więc dziwnego, że ostatecznie ruszyła na spotkanie ze swoim tajemniczym zleceniodawcą i naprawdę – ani trochę nie przypuszczała, że to może skończyć się źle. TAK źle. Gdy podchodząc do lady jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem kogoś, kogo spotkać się tu nie spodziewała – lekko zamarła. Przygryzła lekko wargę, podrapała się po skroni i rozejrzała po lokalu jakby oczekując, że gdzieś przy jednym ze stolików będzie czekał na nią facet, z którym była umówiona.
Aż do…
- Co? – gdy wspomniał o tym, że czekał na kogoś, kto miał mu pomóc znowu ją ścięło. Spojrzała na niego zaskoczona, zamrugała kilkukrotnie i w końcu parsknęła śmiechem – Czyli jednak świat jest mały. A Seattle na pewno jest za małe dla naszej dwójki. – zażartowała i wyciągnęła do niego dłoń, żeby przywitać się jak należy – Meadow Adler i… obawiam się, że zostaliśmy umówieni przez Thomasa. – dodała głupkowato się przy tym uśmiechając, a na wymowne chrząknięcie chłopaka zza kawiarnianej lady – zwróciła się do niego i zamówił swoją dużą latte na mleku sojowym i z odrobiną syropu karmelowego. Dopiero, gdy zapłaciła za kawę wróciła spojrzeniem do Lennona i pokręciła lekko głową z niedowierzaniem – Jakoś nie przypuszczałam, że jeszcze będziemy mieć okazję się ponownie spotkać, a już na pewno nie, że będziemy razem pracować. No chyba, że… – urwała i ściągnęła mocniej brwi, bo właściwie jeszcze mogli się z tego wycofać. Mogła złapać swój papierowy kubek z kaw i wyjść na zewnątrz, a on jednak poszuka sobie kogoś innego. Kogoś… mniej problematycznego.
-
Nadal ani trochę nie uporządkował swojego życia i już po raz któryś postanowił, że w końcu porozmawia o wszystkim z Polą. Jakiś czas nie widział się też z Felixem ale zanim zdecyduje się na rozmowę z mężczyzną musi wyjść z szafy przynajmniej przed jednym członkiem swojej rodziny, bo jak długo można żyć w ten sposób? Wraz z Nowym Rokiem postanowił w końcu z tym wszystkim coś zrobić, a to z Polą miał najlepszy kontakt.
Miał wolne popołudnie, więc umówił się na kawę z siostrą, która na szczęście przystała na jego propozycje. Podjechał nawet bliżej jej okolic, wcześniej dając jej znać, że będzie czekał w The London Plane. Był na miejscu kilka minut przed czasem i zajął dla nich wolny stolik.
Uśmiechnął się widząc Pole wchodzącą do kawiarni i pomachał do niej, coby łatwiej go zlokalizowała. -Cześć.- odezwał się i dał jej buziaka w policzek na powitanie.
-Czego się napijesz? Ja chyba potrzebuje mocnej kawy i zastrzyku cukru, czasami te nocne dyżury w szpitalu mnie wykańczają.- a takie akurat ostatnio miał i dzisiejszej nocy czekał go kolejny. Jako rezydent neurochirurgii miał sporo pracy i wcale nie była ona łatwa. Po nockach w szpitalu odsypiał do południa, żeby później z trzeźwym umysłem przetrwać kolejną zmianę, którą też kończył o różnych godzinach, bo ludzkie życie miało dla niego większą wartość niż szybsze wyjście do domu.
-
Rany julek, kurka wodna, psia mać! Ile śniegu w tym roku nawaliło, to się przecież w głowie nie mieściło. Apollonia wędrowała w zaparte chodnikiem próbując przedrzeć się przez białe zaspy, by koniec końców dotrzeć do kawiarni, w której to czekał na nią Theo. Nie było to łatwe zadanie, ba! Miała wrażenie, że los sobie robi z niej jaja, a tam w górze, ktoś właśnie ogląda ją i ma z tego niezły ubaw. Niestety jej nie było do śmiechu, kiedy jakiś typ z psem wybrał się na poranny jogging i zasuwał tak, że zaplątała się w smycz zwierzaka lądując twarzą w śnieżnej zaspie. Okej, pozbierała się, otrzepała ze śniegu i nie była ranna, więc ruszyła dalej z przekonaniem, że limit wpadek na dzień dzisiejszy zostawiła w tamtej zaspie. Fuck, nie powinna tak myśleć i szybko się o tym przekonała, kiedy to nagle pod jej nogami zamiast śniegu pojawiła się mała ślizgawka na której podjechała lądując z impetem na plecach, na domiar złego uderzając głową o wydeptaną ścieżkę. Chwilę niebo wirowało, więc leżała, a ludzie przechodzili obok niej jak w jakimś transie. Jeden do tego stopnia, że prawie by na nią nadepnął. Zrobiła akcję pod tytułem ”co ty u licha wyprawiasz po czym w złości zerwała się z ziemi, a raczej trzykrotnie próbowała, aż w końcu odzyskała równowagę i już nieco ostrożniej wędrowała dalej. Stojąc przed drzwiami kawiarni nie mogła uwierzyć, że wciąż żyje. Co prawda nadgarstek bolał ją okrutnie i chyba jej kolano ucierpiało, ale stwierdziła, że poczeka do wieczora, ewentualnie jutro skonsultuje to z jakimś lekarzem. Wchodząc do kawiarni nie przypuszczała, że spotka ją jeszcze cokolwiek nieciekawego, ale była w błędzie. Stojąc przy stoliku przywitała się z Theo, zrzuciła z siebie zimową kurtkę, aż tu nagle poczuła jak coś zatrzymało się na jej pośladkach. Dziecko nie patrząc przed siebie maszerowało z ciastem, aż zatrzymało się na jej tyłach, które teraz skąpane były w kremowej masie i czekoladzie, a nawet i jakaś malina przyozdobiła jej prawy pośladek. Nim zdążyła zareagować - zabrakło jej po prostu słów - ojciec dzieciaka porwał chusteczki i zaczął jej wycierać, co już było szczytem niezręczności. Orientując się, że przygląda się im cała kawiarnia z zażenowaniem odparła. — Poradzę sobie — i odsunęła się od zawstydzonego typka z dzieckiem próbując doprowadzić swoje tyły do porządku nim usiądzie na krześle. — O w mordeczkę, co za podły dzień. S e r i o! Boję się stąd wyjść, czuję się jak jakiś frajer, wywróciłam się dwa razy, ktoś prawie mnie zdeptał swoimi butami trekkingowymi, a teraz jeszcze to?! Chryste — uśmiechnęła się do brata trochę niezręcznie, dopadło ją chyba zmęczenie spowodowane całą wyprawą. — Ja wezmę dużą kawę, z ogromną ilością mleka, z cukrem i bitą śmietaną, a zapcham się jakimś ciastem… może takim jakie przyozdobiło mi tyłek. Masa jest całkiem smaczna — stwierdziła oblizując palec, na którym pozostała odrobina kremu — och, co za dzień.
-
Przy stole znalazła się po chwili kelnerka, aby przyjąć ich zamówienie, spojrzała podejrzliwie na brudną podłogę, na której zostało trochę śladów niezręcznej sytuacji. -Mały wypadek.- uśmiechnął się patrząc niewinnie na dziewczynę, która od razu poinformowała, że nic się nie stało i zaraz wszystko uprzątnie. -Poprosimy dwie duże kawy, jedną czarną, mocną, taką, która postawi mnie na nogi, a drugą z ogromną ilością mleka i bitą śmietaną.- poinformował dziewczynę przyjmującą zamówienie. -I ciasto, może takie jak na podłodze, tylko w całości, dwa razy.- faktycznie wyglądało całkiem dobrze, zanim nie wylądowało na Poli, więc teraz pozostało mu wierzyć jej na słowo, że ta masa była smaczna, a jeśli nie, to zawsze mogła jeszcze skorygować zamówienie. Spojrzał na siostrę, kiedy kelnerka już odeszła od stolika.
-Więc nowy rok zaczęłaś od upadków na śniegu? Może ja Cię potem odprowadzę do domu.- bardziej zdecydował niż zapytał, chyba będzie się bał puścić ją samą.
-
Kątem oka spojrzała na śmiejącego się pod nosem brata w pierwszej chwili posyłając mu karcące spojrzenie. Jednak szybko nastąpiła zmiana i sama poddała się rozbawieniu śmiejąc cicho pod nosem. — Widziałeś jego minę? — mężczyzna wyraźnie skołowany odszedł z synem na bok, oczywiście po tym jak kupił mu kolejne ciastko. Nie miała mu tego za złe, więc w celu załagodzenia sytuacji posłała mu lekki uśmiech, gdy zajmował stolik i już całkowicie skupiła się na Theo. — Na pewno obiłam sobie porządnie nadgarstek, boli niemiłosiernie. Na dodatek chyba mam coś z kostką, ale do wesela się zagoi — czyjego? Uciekający sprzed ołtarza duet właśnie ze sobą rozmawiał, siostra była już po ślubie (kto by pomyślał, że lada moment zostanie wdową), jedynym ratunkiem był Creed, ale Pola nie miała pojęcia czy w ogóle istnieje jakaś poważniejsza dziewczyna w jego życiu. — Zrobię jakiś okład w domu, założę opaskę uciskową i jakoś to będzie — nie na rękę było jej chodzenie po lekarzach, bo nie była to tania sprawa. Ubezpieczenie miała świetne, ale wolała z niego nie korzystać.
Kiedy Theo skupił się na złożeniu zamówienia, ona wykorzystała chwilę, by wystukać krótką wiadomość na telefonie, który później schowała w swojej torebce, by nie zakłócał tego spotkania. — W tej chwili poważnie zastanawiam się czy powinnam w ogóle ryzykować i stąd wychodzić — zażartowała przytakując jednocześnie na jego pierwsze pytanie. — Dwa soczyste upadki - jeden z twarzą w zaspie śnieżnej, a drugi plecami na lodem — najwyraźniej tyłek sobie też obiła, bo coś niewygodnie się jej siedziało. — Lepiej powiedz mi co u ciebie? — odbiła piłeczkę spoglądając na brata z zaciekawieniem. Nie zamierzała zrzucać już na wstępie bomby o tym, że wpadła ostatnio na Clover.