WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Przede wszystkim, tajemnicza walizka zniknęła. Ojciec Erin czekał na nich już na lotnisku w Nowym Jorku. Jak zwykle, biała koszula, elegancko skrojone – nieco w angielskim stylu – spodnie w kant i kamizelka. Miał nawet kapelusz z rondem, w ciemnobrązowym zamszu. Był uroczym mężczyzną w średnim wieku. Takim, którego kobiety kochają. Elegancki, dostojny, zabawny. Zupełnie nic nie wskazywało, że miał krew na rękach. Walizkę odebrał ktoś inny, a ojciec nawet nie poruszał jej talentu. Przywitał Erin uściskami, zaproponował jej nawet kolację i bilety do opery.
Dwa dni później, wraz z Alexem, Georgem i kilkoma ochroniarzami – wyruszyli na ważny bankiet do Chin. Na bankiecie mieli spotkać się z – marszandami sztuki. Była to aukcja kradzionych zabytków i dzieł sztuki, o łącznej wartości miliardów dolarów. Ojciec Erin nie miał co robić z pieniędzmi, podobnie jak ona. Sztuka nie była pewnie najbardziej opłacalną inwestycją, szczególnie ta kradziona. Ale, kto bogatemu zabroni?
<img src="https://cdn-na.mynilead.com/96731bbaae8 ... grande.jpg" width=400> Erin wciąż przygotowywała się do wieczornego bankietu. W apartamencie, na środku przestronnego salonu, leżała całkiem nago na łóżku do masażu. Jej opalone, nagie ciało połyskiwało lekko od olejków eterycznych. Wokół było mnóstwo świec. Jedna Chinka siedziała kilka metrów dalej, grając na wiolonczeli. Druga, ubrana w biały mundurek, masowała ciało Erin. Obecnie skupiając się na udach. Co ciekawe, Erin leżała na plecach, a gorące kamienie były ułożone po jej bokach. Czuła tylko promieniujące ciepło i miękkie, choćdość stanowcze dłonie masażystki.
-
Parę dni potem kolejny wyjazd, kolejna wizyta na drugim końcu świata. Czy ja dobrze rozumiem, że poza falangą przyudpasów jest tam też ojciec Erin? Chociaż z drugiej strony, jak by się taki DOn Ojciec zapatrywał na częste wizyty Jacksona w pokoju jego córki? Bo to sie własnie zdarzyło. Alex, ubrany w czarny smoking i białą koszulę czuł się... dziwnie. Chodził w garniturach, też czarnych, z dodatkiem czarnej koszuli, ale bez muchy... niby różnica była niewielka, ale dla Jacksona jednak zauważalna, była lekko krępująca. Wkroczył do pokoju jak gdyby nigdy nic.
- Nie przeskoczymy tego smokingu? - rzucił gdy tylko znalazł się we właściwym pomieszczeniu zagłuszając grę wiolonczeli. Jego spojrzenie mimowolnie spoczęło na nagiej Erin - opaliłaś się - stwierdzil krótko zerkając to tu, to tam - Poprawiłaś piersi? - jej biust zdawał się jakby nieco większy choć podejrzewał, że ona gardziła chirurgami plastycznymi. Nigdy o tym nie rozmawiali tak w sumie - Wracając... czy nie będzie tam czasem jakiś ekscentryków? Dziwnie krępuje ten smoking, a z drugiej strony... w zwykłym garniturze będę wyglądać jak byle leszcz - skierował się ku barkowi. Zaklął. Koniaki, brandy, whisky. Tequili nie uświadczysz. Wybrał koniak. Do szklaneczki i ze szklanką w ręcę siadł na fotelu nieopodal stołu do masażu tak, by widzieć wszystko dokładnie i wyraźnie. Musiał stwierdzić, że to naoliwione kobiece ciało... lada moment smoking będzie go 'dusił' z jeszcze jednego powodu.
-
– Chirurg tylko poprawił nieco umiejscowienie sutków. Dlatego optycznie wydają się większe. – powiedziała spokojnie, z zamkniętymi oczami. Pewnie była zbyt leniwa, aby je otworzyć miała białą, miękką bawełnianą opaskę, podtrzymującą jej włosy. Na oczach pewnie miała jakieś nawilżające płatki. Mówiła poważnie o ingerencji chirurga? Pewnie nie, Alex zauważyłby wcześniej jakiekolwiek opatrunki czy opuchlizny. Ale żart był – poważny. Jej usta nawet nie drgnęły w cieniu uśmiechu. Mimo, że masażystka wyraźnie skupiała się teraz właśnie na jej piersiach. Masowała je, rozcierając na nich przyjemnie pachnący olejek. Masowała powoli sutki, a potem całe piersi. To chyba nikogo nie gorszy, szczególnie po głośnej akcji uwalniania sutków. Erin w końcu zdjęła nawilżające płatki z oczu, by spojrzeć na Alexa. Przekręciła tylko głowę, bo na razie nie zamierzała ruszać swojego zgrabnego ciała z wygodnego łóżka. Zresztą, masaż jeszcze trwał.
– Chcesz być jednym z ekscentryków? Możemy Ci wcisnąć pawie piórko w tyłek. – zaśmiała się cicho, kręcąc głową.
– Nie musisz. Ale w garniturze będziesz wyglądał jak prostacki ochroniarz. Z drugiej strony, wolałabym żebyś nie czuł się jak pingwin. – wzruszyła lekko ramionami. – Wyglądasz dziwnie. – chyba nie była przyzwyczajona do widoku Alexa w smokingu. Jedwabne odszycie klap, kryte guziki i biała koszula z charakterystycznym kołnierzykiem. Mucha? Jedwabna, matowa. Smoking był pewnie poprawiany dzisiaj rano, przez reprezentantów firmy Dunhill. Ewentualnie Ermenegildo Zegna. Zależy, wolimy angielskie czy włoskie krawiectwo? Ja osobiście wolę angielskie. Włosi mają tendencję do nieco tandetnych, efekciarskich kontrastowych zdobień. I co gorsza, wydaje im się, że to styl!
– Jak stoimy z czasem? Powinnam się pewnie zacząć przygotowywać? – mruknęła, nieco nawet rozczarowana, że musi skończyć masaż.
-
- Że co?! - nie, nie był teraz jak pelikan, nie łyknął tego. W jego męskiej głowie po prostu nie było miejsca na informację, że korekta umiejscowienia sutków może wpłynąć na optyczne postrzeganie piersi. Aż z zainteresowaniem podszedł do tego stołu, na którym leżała Erin i przyglądał się jej z zaciekawieniem. Podejrzewam, że z takim zainteresowaniem oglądałbym truposza na stole w prosektorium (jeżeli pominiemy prawdopodobnie ostry zapach). Wyobrażał sobie, czy gdyby rzeczone sutki były w innym miejscu wyglądałoby to wszystko inaczej - Niekoniecznie chcę. Lubię nie rzucać się w oczy, ale pośród ludzi w smokingach, w którym ja się czuję średnio, nici z tego. Może łatwiej będzie się wtopić jako jeden z kilku, kilkunastu ekscentryków? - zapytał, szczególnie akcentując swoje przypuszczenia co do ilości potencjalnych świrusów modowych. W rzeczywistości całkowicie zgadywał - Cieszę się, że to dostrzegłaś i doskonale wyczułem różnicę między smokingiem, a garniturem - przynajmniej jakąś świadomość posiadał. Już z alkoholem, w wygodnym fotelu, przyjrzał się swemu strojowi.
- Jest mega delikatny i wygodny, ale i tak się czuję sztywno - stwierdził ni to do Erin, ni to do siebie, ni to do podsłuchu, który podejrzewał, że tu był. Pytanie jednakowoż wyrwało go z tej lekkiej zadumy dotyczącej ubioru - Myślę, że jak najbardziej. Tylko nie szalej bo istnieje spore prawdopodobieństwo... wróć, to pewne, że skorzystam z tego opalonego ciała - wypił jednym haustem to co w szklance było i już zapobiegawczo pozbył się górnej części smokingu (to też nazywa się marynarka?).
-
– Byłeś u fryzjera? A może to ten smoking. – mruknęła, odkładając płatek z powrotem.
Marynarka smokingowa, tak. Dokładnie tak się nazywa. Jak wspominałam wcześniej, powinna być uszyta z wełny, z kołnierzem szalowym, jedwabną (pełną podszewką) i jedwabnym odszyciem klap. Guziki powinny być obciągnięte tkaniną – zapewne tą samą, która zdobiła kołnierz.
– To bardzo delikatna wełna, zmieszana z jedwabiem. Wyprodukowana w Japonii. Trzyma formę, ale jest lekka niczym najdroższy jedwab. – wyjaśniła. Uwielbiam tę technologię z Dalekiego Wschodu. Nie mam pojęcia jak oni to robią, ale czynią cuda. Odetchnęła głęboko, wciąż z zamkniętymi oczami. Nie miała najmniejszej ochoty rezygnować z dalszego masażu, ale nie było rady. Czas uciekał, nieubłaganie. Nie wypadało się spóźnić, szczególnie, że sama polowała na kilka ciekawych obiektów z aukcji. Katalog leżał na niewielkim stoliku, przy fotelu obok Alexa.
W końcu podniosła się z łóżka, przeczesując między palcami swoje długie, jasno brązowe włosy. Oswobodziła je z ucisku bawełnianej, białej opaski i ruszyła do łazienki. Nie było jej parę minut, gdy brała gorący prysznic by pozbyć się resztek olejku do masażu. Wróciła owinięta ręcznikiem, podchodząc do okna. Odchyliła lekko ciężką, pewnie aksamitną kotarę. Uśmiechnęła się lekko. Ledwo kącik jej ust drgnął ku górze, po czym zniknął.
– No dobrze. – klasnęła w dłonie. Masażystka zdążyła już przygotować jej sukienkę. Pomogła jej nawet z jej założeniem, a potem zapięciem zamka. Erin dobrała tylko diamentowe kolczyki, które lekko połyskiwały w ciepłym świetle lamp. Nie wyglądały skromnie, ale z prostą, czarną sukienką prezentowały się nienagannie. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jeden profil, drugi. Było bardzo dobrze. Makijaż? Prosty. Nic nadzwyczajnego. Ledwo podkreślał oczy.
– Możemy ruszać. Jesteś gotów? – zapytała Alexa, podchodząc jeszcze do telefonu. – George, możesz już przyjść. – odłożyła słuchawkę, zanim nawet pewnie usłyszała odpowiedź. George? Miał ich eskortować?
-
- Skoro tak twierdzisz... - darował sobie wzruszenie ramion, aczkolwiek na temat materiałów to był kiepskim partnerem do rozmowy. Odprowadził półnagą Erin do łazienki, ale bynajmniej nie nudził się podczas jej nieobecności. Gdyby na moment przestała lecieć woda pod prysznicem to Erin usłyszałaby, że wiolonczela przestała grać, a dźwięki muzyki zastąpiły inne odgłosy. Gdy już wróciła, Alex poprawiał swój strój. Możliwe, że tu i tam pojawiły się drobne zagniecenia, obyło się jednakowoż bez plam. Wiolonczelistki nie było, a masazystka jakby odrobinę zmieszana wypełniła swoje obowiązki.
- Wiesz jak zepsuć zabawę - na pewno wykrzesałby z siebie nieco czasu na rozrywkę, ale perspektywa spotkania ze swoim nemezis, że tak nazwiemy pana pierwszego ochroniarza koloru hebanu, kiepsko działało na jego libido. Prawdziwy cockblocker. - Aczkolwiek chodźmy, może się czegoś ciekawego dowiem na temat największych szych tego przestępczego świata... - jeszcze ostatnia korekta stroju i podsunął Erin swoje ramię. Kiedyś w końcu miał żonę - Udaję się tam jako kto? Twój partner? Wspólnik? Ochroniarz? Klasyczny przydupas? - zagadnął i jeszcze przesunął dłonią po zaroście. Od jakiegoś czasu ograniczył golenie i miał na twarzy pardoniowy zarost właśnie.
-
– Nikogo właściwie nie będzie obchodzić Twoja rola. – taka była okrutna prawda. W tym świecie raczej – przynajmniej Ci najważniejsi – wszyscy się znali. Nawet gdyby przedstawiła go jako swojego wspólnika, nikt nie uwierzy. Nikt nie pojawia się znikąd, szczególnie w interesach na tak dużą skalę. Mąż? Narzeczony? Mógłby być i mąż. Przecież nie ma takiego wagonu, którego nie da się odczepić. Zawsze mogła zostać rozwódką, albo nawet wdową. Kto wie, ilu już mężów pochowała?
– Mogę przedstawiać Cię jako partnera. Ale nie boisz się reakcji nowego teścia? – zapytała z lekkim przebłyskiem uśmiechu. Zastanawiała się czy Alex kiedyś miał okazję porozmawiać sam na sam z jej ojcem? Pewnie nie. Kto wie, może niebawem nadarzy się taka okazja. Szczególnie, że zbliżał się do Erin w niecodziennie niebezpiecznym stylu. George zjawił się tuż po tym, jak Erin z Alexem opuścili jej apartament. Spotkali się w windzie. Dziewczyna nie odzywała się ani słowem. Wina zatrzymała się na jednym z pięter
– Szykuje się szampańska... – ale nie zdążyła nawet dokończyć. Rozległy się strzały. Z daleka widzieli jak paru zamaskowanych mężczyzn z karabinami, strzela w stronę ochroniarzy przy podwójnych drzwiach. Alex lub George pewien pociągnęli Erin z najbliższy filar. Kilka strzałów świsnęło nad ich głowami.
– Cholera. – burknęła. Szturchnęła nawet Georga.
– Masz mój pistolet? – zapytała, a mężczyzna skinął głową. Podał jej go, a ona z niezwykłą wprawą sprawdziła magazynek i odbezpieczyła pistolet. George wyciągnął też swój pistolet, wychylając się. Zerwał się na równe nogi i przeskoczył za kolejny filar, oddając parę strzałów.
– George! – zawołała. Gdy mężczyzna się obrócił, Erin strzeliła do niego cztery razy. W klatkę piersiową. Z szeroko otworzonymi oczami osunął się na kolana, upuszczając swój pistolet.
-
- Myślę, że rozwiałaś moje wątpliwości. Przeżyję jakoś w tym smokingu... - i tym pozytywnym akcentem mogli opuścić jej apartament. Ot, jeszcze nie tak lekki klaps w tyłek nim pojawił się George a atmosfera stała się cokolwiek średnia. Alex ustawił się z tyłu wpatrzony w pośladki Erin, których widok znaczaco umilał tę podróż. Czy odgłos strzałów i widok zamaskowanych typów go zaskoczył? Już chyba nie. Zareagował instynktownie, ale przez ten smoking trochę mu zajęło nim broń znalazła się w jego ręce. Erin swoją już miała, a George... cóż, właśnie obrywał w klatkę piersiową.
- Nieźle. To nasi... twoi ludzie? - mruknął Alex i sam odbezpieczył własny pistolet. Cel leżał, a Jackson był przekonany, że zrozumiał to, co się tutaj dzieje. Złapał broń pewnie w obie dłonie, przymierzył i trafił prosto w głowę murzyna - Mógł mieć kamizelkę, którą pewnie miał. Cóż, wypadek. - Strzelił jeszcze na oślep zza filaru i rzucił pytanie do Erin - Oni znikną, czy mamy posprzątać? - zagadnął i teraz już wystawił broń, a zaraz za tym nieco głowę by zorientować się w sytuacji. Póki co, nie wiedział kto jest z kim, dlatego trafił w jednego z tych zamaskowanych. Ochrona raczej miała większe wsparcie i usunięcie ich otwarcie mogłoby stanowić problem.
-
– Ale nie znaleźli się tutaj przypadkiem. I wcale nie twierdzę, że ja ich ściągnęłam. – a przynajmniej nie osobiście. Alex powinien już zauważyć pewne zasady: Erin zawsze była świetnie poinformowana. Zawsze miała informacje, o których jemu często się nawet nie śniło. Myślał, że miała kryształowa kulę? Albo, że wróżyła z tarota? Nie. Wszystko pochodziło od informatorów Organizacji. Jej ojciec był tak samo dobrze, a może nawet lepiej poinformowany od niej. Nic więc dziwnego, że zastrzelenie Georga nastąpiło teraz, w zamieszaniu i w miejscu, gdzie nie ma monitoringu ochrony.
– Powinniśmy się zmywać. – mruknęła, oddając kolejne parę strzałów. Ale dwóch zamaskowanych mężczyzn obstawiło się za dwoma filarami. Rozmawiali miedzy sobą po rosyjsku, albo może jakiś podobny do rosyjskiego język? Z daleka trudno było ich zrozumieć.
Niemniej, nie znaleźli się tu przypadkiem. Erin ich nie zapraszała, ale zadbała by odpowiednie informacje trafiły w świat. Liczyła na jakiś odzew, ale nie zakładała – która ze stron się odezwie. Zwyczajnie, wypuściła informacje o kilku "zamachach" i morderstwach, jakich dopuścili się Chińczycy, a także Organizacja. Ktoś w zemście musiał zareagować. To przecież dość silna motywacja do działania.
– Szlag. Mój telefon jest w kieszeni Georga. – mruknęła. Kolejna kula świsnęła gdzieś blisko nich, odłamują wręcz kawałek tynku, czy kawałek marmuru. To możliwe? Pewnie tak, ale nie będę się wdawać w dogłębny research na temat grubości i wytrzymałości skał.
– Cofamy się do korytarza i klatką schodową spieprzamy. – warknęła. Akurat mieli moment, gdy wpadła ochrona budynku. Niewiele to dało. Tylko odwrócili uwagę i sprzątnęli jednego z napastników. Ale ich uzbrojenie było znacznie lepsze. Padł nawet granat, który rozsadził dobry fragment sali bankietowej. Kolejne krzyki, piski. Kurz unosił się w powietrzu. Zrobiło się znacznie zimnej – większość okien zwyczajnie wyleciała w powietrze, wpuszczając chłodne, nocne powietrze.
-
- No shit sherlock - prychnął jeszcze raz strzelając, z grubsza, w kierunku napastników. Szansa że kogoś trafił? Żadna. Najważniejsze było jednak to, że skoro Erin zakładałą wycofanie się, to znaczy że nie było tutaj przesadnie bezpiecznie. Tą jedną rzecz wyczytał między słowami i prawdę mówiąc nie musiała go dwa razy namawiać. Gdy wpadli ochroniarze hotelu, Jackson czasu nie tracił, mocno i pewnie chwycił Erin za ramię i odciągnął do tyłu korzystając z zamieszania - Skorzystasz z pomocy tego twojego magika, na bank masz tam wgraną jakąś aplikację o samozapłonie czy cholera wie co - Alex wiedzę o wyszukanej technice miał mocno filmową, niemniej nie planował się rzucać by uratować telefon Erin. I tak, tynk odpadnie od byle strzału bo to zwykła siatka i parę milimetrów wapna. Marmur? Trafiony w narożnik również. Ot, granie na PBFach bawi i uczy. Alex z Erin znaleźli się na klatce.
- W dół czy do góry? - zagadnął, ale wyciągnął swój telefon i wręczy go Erin. Odblokował go, a na tapecie... Erin, pewnie naga, w jakiejś ekwilibrystycznej pozie, ot jakaś pamiątka ze wspólnie spędzonego czasu - Mam nadzieję, żę pamiętasz jakiś numer kogoś, kto załatwi nam transport. Nie uśmiecha mi się ryzykować zbiegania w dół, lepiej iść w górę i prysnąć np helikopterem - podzielił się własnym zdaniem i dał kobiecie znać by ruszyła za nim. Chciał ją osłaniać. Dżentelmen.
-
– Zablokowali nas. Idę na górę, na dach. Mam nadzieję, że uda nam się wydostać. – powiedziała do słuchawki.
– George nie żyje. Trafili go parę razy. – dodała od razu. Zdaje się, że to ważna informacja. George był niejako najbardziej zaufanym człowiekiem jej ojca. Nawet ośmieliłaby się nazwać go jego przyjacielem.
– Na którym? – zapytała nagle, zatrzymując się.
– Jesteś pewien? – pokiwała głową. Otworzyła nagle drzwi prowadzące na piętro. Biegło w ich kierunku paru mężczyzn, ale Erin pokręciła głową do Alexa. To byli jej ochroniarze. A może ochroniarze ojca.
– Napastnicy są też na dachu. Ale jest ich ledwie paru. Część zdejmie ojciec. – powiedziała spokojnie. Rozłączyła się zaraz i podała telefon Alexowi. Przecież do majtek go sobie nie wsadzi– nie miała ich, ani kieszeni w sukience. Jeden z ochroniarzy podał jej strzelbę. Zdaje się, że w tych warunkach wszystko było użyteczne. Jakaś nowoczesna strzelba w typie pump-action. Erin skinęła na ochroniarzy, ale w tym momencie padł za nimi strzał. Ktoś ich ewidentnie ścigał na klatce schodowej.
– Nie ma czasu, szybko. – weszła pierwsza. Oczywiście, że ochroniarze ją osłaniali, ale Erin też przeładowała strzelbę. Jej broń całkiem dużo huku i brudu narobiła! Za drugim strzałem trafiła w filar, który niemalże eksplodował.
– Alex, nie zostawaj w tyle. – mruknęła. Ochroniarze ich osłaniali, ale Erin w końcu zrzuciła wysokie szpilki. Nie było czasu, musiała wbiegać po schodach. Innym razem będzie martwić się wybiegiem. Dotarli na górę, ale zanim otworzyła drzwi, spojrzała na Alexa. Pewnie jeden z ochroniarzy poległ, ale dwóch cały czas im towarzyszyło.
– Śmigłowiec krąży nad hotelem. – słychać było zresztą strzały. Ojciec, pewnie z jednego śmigłowca, bronią maszynową ostrzeliwał napastników. Niektórzy jednak chowali się za skrzynkami, za filarami i wszystkim co tylko możliwe.
-
- Tak czy inaczej musimy się spieszyć. Wątpię, aby powtórka z Wietnamu w takim mieście była tolerowana długo... - pewnie i tak po wybuchu w hotelu na jednym z niższych pięter, po dziesiątkach o ile nie setkach wystrzelonych pocisków ten budynek znajdzie się w centrum zainteresowania sił porządkowych. Wojska? Raczej nie, chociaż jeżeli w helikopterze znajdowała się jakaś grubsza broń... wszystko jest możliwe.
- Krzywdę sobie tym zrobisz - rzucił Jackson, ale widząc, żę Erin wie jak obsłużyć taką strzelbę... zmienił zdanie dopiero, gdy widział, że jej drobne ciało przegrywa z odrzutem - Dawaj to, lepiej strzelasz z pistoletu - szybko oddał jej swoją krótką broń, wziął strzelbę, sprawdził magazynek, dołożył dwa pociski od jednego z żywych ochroniarzy. Drzwi na dach były zamknięte.
- Powiedzcie mi, że macie jakiś granat czy cokolwiek... - rzucił do ochroniarzy. Stali parę stopni od drzwi prowadzących na dach, słychać było strzały z broni automatycznej dużego kalibru, do tego hałas generowany przez silnik helikoptera, łopaty wirnika. Granat się znalazł. - Przestrzel zamek - polecenie wydał jednemu z ochroniarzy, a gdy ten wykonał polecenie, granat został odbezpieczony, wyrzucony, chwilę potem był huk. - Jazda! - wrzasnął Alex i dwaj ochroniarze ruszyli do przodu, za nimi Alex i Erin. Parę kroków od wyjścia znajdowała się metalowa konstrukcja wentylacji za którą się schowali przed serią strzałów. Jeden z ochroniarzy był ranny w nogę. Ostrzał intensywny, nad nimi helikopter. Alex dłonią starał się dać znać pilotowi maszyny, aby ten zmienił kierunek lotu bo i tak dopóki nie zlikwidują reszty ludzi z dachu nie będzie jak się stąd ruszyć. Adrenalina zapieprzała po organizmie Alexa.
- Więc kto tak bardzo Cię nie lubi? ryknął w stronę Erin chcąc się jakoś zebrać, ale pomógł mu w tym jeden z nieprzyjaciół. Przypuścił jakiś straczeńczy atak i po prostu wyskoczył wprost pod broń Jacksona. ALex wcisnął spust, odrzut, napastnik oberwał i aż się wywrócił ale musiał być czymś zdrowo naćpany: próbował wstać. Strzał zdrowego ochroniarza w głowe rozwiązał problem. Z tym już żadne prochy nie wygrają - Psychopaci - wysunął głowę, ale pocisk śmignął mu kilkanaście centymetrów od twarzy - Czy twój ojciec specjalnie się ociąga z likwidacją?
-
– Ojciec lubi mieć dramatyczne wejścia. – powiedziała spokojnie. I faktycznie, nie trwało to długi, nim dwa kolejne śmigłowce wisiały nad dachem hotelu. W jednym z nich siedział właśnie ojciec Erin. W swoich okularach przeciwsłonecznych – brązowych awiatorach, pewnie wyprodukowanych przez firmę Alfred Dunhill. Miał białą, nieskazitelną koszulę. Rękawy podwinięte i kraciastą, bardzo angielską kamizelkę. Siedział za "karabinem" maszynowym. Duża maszyna, na trójnogu. Jeden z ochroniarzy otworzył drzwi, a jej ojciec założył słuchawki. Dbał o zdrowie. Po chwili, seria za serią. Ze wszystkich trzech śmigłowców. Napastnicy nie mieli szans, podobnie jak śmigłowiec, który wcześniej ich wspierał. Ten został zestrzelony jako pierwszy.
– Wysłał bym pisemne zaproszenie, ale mój gołąb zaginął w Brazylii. – rzucił ojciec Erin, krzycząc do nich. Śmigłowiec zawisł nieco niżej i spuścili drabinkę linową. Ostrzał stanowczo trwał, ale skutecznie ich osłaniał. Erin chwyciła za pierwsze szczeble, wspinając się kilka metrów w górę. Pewnie ktoś pomógł jej na końcu, wciągając ją na pokład helikoptera. Był znacznie większy niż te, którymi latali wcześniej. Pewnie wojskowy. Robił wiele hałasu, ale był też odporniejszy na wszelkie "zarysowania".
– Długo kazałeś na siebie czekać. – rzuciła tylko, zapinając pas.
– Spadajmy stąd, zanim Czerwoni się totalnie zdenerwują. – komuniści. To oni byli napastnikami? Czyżby zaatakował ich osobiście rząd chiński? A raczej ludzie, których wynajęli. Chyba jednak Erin doskonale wiedziała o co rozgrywa się cała ta chryja.
– Myślę, że czas nas goni. – skinęła lekko głową. – Będzie lepiej wrócić do Ameryki. Zresztą, to chyba potwierdza sensowność mojego spotkania z Sekretarzem Stanu. – uśmiechnęła się, niemal z dumą. Widocznie pracowała nad jakąś akcją, która miała umocnić też jej akcje w Organizacji. Ojciec zaśmiał się uroczo, kręcąc głową i twierdząc tylko, że jest "niemożliwa".
-
- Wierzę, że przy jego możliwościach to nie problem, wolałbym jednak ten dramatyzm obserwować, niż być jego bohaterem - odpowiedział z przekąsem Alex, a korzystając z tego że ostrzał zaprzyjaźnionych śmigłowców ewidentnie się wzmógł wykorzystał ten czas na przeładunek broni. Tutaj tylko ciekawostka: broń na śmigłowcach raczej jest podwieszana, zwiększa to pole rażenia no i ogólną stabilność. Trójnóg postawiony na środku pokładu byłby jak słoń w składzie porcelany (czy byk, jeżeli korzystamy z brytyjskich idiomów).
Ostrzałz agrażająćy zdrowiu i życiu Erin, Alexa i dwóch ochroniarzy jednak nie nadszedł. Pęd powietrza z wiszącego bardzo nisko śmigłowca lekko przygniatał, hałas był straszliwy, tym bardziej że wciąż dookoła śmigały pociski. Kolejni wrodzy się nie pojawili. Można było się ewakuować. Najpierw, nautralnie, Erin, Alex wszedł trzeci próbując przytrzymać tego rannego ochroniarza. Chłop się spisał.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale czy dobrze rozumiem, że jesteśmy pośrodku Chin i wisi nad nami igranie z ich armią? - zwrócił sie do Erin, bo jej ojciec tylko uśmiechał się pod nosem mówił niewiele, a właściwie nic. - Osobiście jestem jak najbardziej za - pozwolił sobie jeszcze na jeden komentarz, ale właśnie chwytał się za porzuconą przez ojca Erin broń i po przeładowaniu posłał serię na dach. Śmigłowiec poderwał się do lotu - Lotnisko? Jakiś statek na bezpańskich wodach? - rzucił przez ramię wypatrując przy tym czy gdzieś, skądś nie nadlatują myśliwce, z którymi ich helikopter nie miałby najmniejszych szans.
-
– Czekają na nas na wodzie? – zapytała spokojnie, zerkając na ojca. Ten tylko pokiwał głową, drapiąc się jednocześnie po podbródku. Rozsiadł się wygodnie, a nawet uśmiechał. Nie trwał to długo, gdy śmigłowiec opuścił wysokie drapacze chmur i znalazł się nad zatoką.
– Rozdzielimy się dopiero na okręcie? – padło kolejne pytanie, ale jej ojciec tylko pokiwał głową. Wyjaśnił po ułamku sekundy, że Erin zostanie odebrana z lotniskowca i polecą prosto do Australii, na spotkanie negocjacyjne. Właściwie nie tyle polecą, co odpłynął. Niespodzianka czekała tuż za rogiem. Dodał również, że osobiście spotka się z przedstawicielami Chin by wyjaśnić to nieporozumienie. Oznaczało to jedno – zamierzał pewnie wyciągnąć jakiegoś asa z rękawa, by przypomnieć im jak wiele mogą stracić na niepotrzebnych nieporozumieniach z Organizacją.
Nie trwało to długo, gdy lecieli nad czarną tonią morskiej otchłani. W pewnym momencie z daleka widać było czerwone małe światła, rosnąca i nabierające kształtu z każdą kolejną minutą, gdy zbliżali się do obiektu. Ogromny, metalowy moloch, wojskowy – wojenny lotniskowiec US Navy. Jasno wskazywała na to flaga Stanów Zjednoczonych powiewająca na kilku masztach.
– Wy, Amerykanie macie jakąś manię wielkości. – mruknęła. Choć trudno powiedzieć czy była to uwaga do ojca, czy Alexa. Niemniej, śmigłowiec wylądował. Wiało niesamowicie, co nie przypadło do gustu Erin. Zniszczy sobie fryzurę, to napewno! Przywitało ich kilku mężczyzn w mundurach marynarki wojennej, z którymi ochoczo przywitał się jej ojciec. Zwracał się do jednego – pewnie najwyższego rangą – po imieniu. Uściskali się, a potem jeden z mężczyzn wskazał im drogę do zamkniętych pomieszczeń. Czuła się jak w metalowej puszce, choć nie było wcale ciasno.
– Czym mam się dostać do Australii? – zapytała w końcu, może nawet nieco znudzona?
– Za godzinę zjawi się śmigłowiec wojskowy. W Sydney wszystko jest już gotowe. – odparł jeden z wojskowych. Wskazał jej nawet pomieszczenie, gdzie mogła swobodnie przeczekać godzinę. Pożegnała się z ojcem, życzyła mu powodzenia i poprosiła, by odnalazł winnych śmierci Georga. Uściskał ją mocno, a potem z uśmiechem dodał otuchy. Jak taki czuły i miły starszy pan mógł kierować organizacją przestępczą?
– Alex. Mam do Ciebie parę spraw. – skinęła w kierunku korytarza, gdzie mogli znaleźć owe wypoczynkowe pomieszczenie.