WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak do tej pory Jeffrey najczęściej wpadał właśnie w nastrój na odsuwanie się, chociaż czy to był nastrój? Bardziej było tak, że po prostu uważał, że tak trzeba. Powinien się od niego odsuwać i nie pozwalać mu na przekroczenie żadnej granicy, mimo tego, że może i chciał się poddać i wrzucić na luz. Coś mu na to nie pozwalało, a jak długo nie będzie mu pozwalało, to się dopiero okaże. Cas bardzo dobrze sobie z nim radził.
-Póki co nie planuję szukać innego ciebie.- puścił mu oczko. -Jeden niemożliwy, bardzo skromny ty wystarczasz mi w zupełności.- zaśmiał się. Zdecydowanie jeden Casper, który znalazł się sam mu wystarczał, z dwójką na pewno by sobie nie poradził i nie wyszedłby ze stanu zawstydzenia. -Jasne, będę Ci przynosił śniadania do łóżka.- nie, nie planował tego robić i to zapewne będą kolejne słowa, których pożałuje. Nie był też fanatykiem zdrowego odżywiania, do tego było mu bardzo daleko ale wiedział, że papieros na śniadanie jest średnim pomysłem.
Przewrócił oczami i odwrócił się w drugą stronę, kiedy te słowa wywołały małe zmieszanie. Casper ciągle mu to robił i pewnie w końcu się do tego przyzwyczai ale to jeszcze nie był ten moment. -Pozbycie się ciebie będzie trudniejsze niż myślałem.- szczególnie, że nie chciał się go pozbywać. Mógł mówić jedno ale przez cały czas robił dugie i tak, stanowcze nie wciąż nie wyszło z jego ust i na to się nie zanosiło. Przyjął do wiadomości to, że wszystko robią tak jak trzeba, nie był mistrzem w kuchni. Oczywiście potrafił zrobić jakieś podstawowe potrawy i nawet lubił gotować ale zawsze robił to z przepisem krok po kroku. Przebrnęli przez najtrudniejszą część mieszania wszystkiego razem, więc mieli teraz moment zanim sos i makaron będą gotowe.
Jeśli liczył na to, że Casper przez najbliższe pięć minut nie zawstydzi go po raz kolejny to bardzo się mylił. Plus był taki, że powoli się na to uodparniał ale jeszcze nie do końca. Zmarszczył brwi i otworzył usta aby coś powiedzieć ale szybko je zamknął i napił się piwa. -Okej.- zgodził się na spacer i już w pełni zajął się dokończeniem sosu.
Wziął od niego przyprawę i zmarszczył zabawnie brwi, kiedy Casper obsmarował mu nos sosem i oczywiście miał zamiar mu się za to odwdzięczyć, ale brunet szybko się ewakuował. Crawford wpadł więc na inny (bardzo) głupi pomysł ale uprzednio zajął się doprawieniem sosu. Był przekonany, że Casper zajęty rozkładaniem talerzy nie spodziewał się jego nagłej bliskości, tym bardziej że nie wyruszył za nim od razu w pogoń po kuchni. Podszedł do niego od tyłu i położył ręce na jego biodrach przyciągając go w swoją stronę. -Dlaczego przede mną uciekasz?- zapytał nachylając się nad jego uchem, co ułatwiał mu fakt, że był wyższy. Nie miał pojęcia skąd ten nagły przypływ pewności siebie. Otarł się nosem o jego policzek, wycierając w niego sos i ze śmiechem szybko sie od niego odsunął. Głównie dlatego, że znów zrobiło mu się bardziej gorąco niż powinno i zbliżanie się do Casa było nie na miejscu. Zdecydowanie, nie powinien tego robić, więc podjął się odcedzenia makaronu, a kiedy wszystko było gotowe poszedł za Casem do salonu i usiadł na kanapie.
-Nie zacznę się rumienić.- zmarszczył brwi i odstawił piwo na stolik, spaghetti miał zamiar zjeść i miał zamiar zrobić to faktycznie na kanapie, więc usiadł wygodniej i zaczął nawijać makaron na widelec. -Skoro koniecznie chcesz mi jeszcze coś zaśpiewać, to możemy obejrzeć później.- uśmiechnął się ale nie wiedział jak dużo miłosnych piosenek jest w stanie znieść. -Jeśli zaczniemy teraz to nie sądzę, że wybierzemy się na spacer, a w sumie chciałbym zobaczyć okolicę.- przyznał, szczególnie o zachodzie słońca, był przekonany, że jeśli włączyliby teraz jakiś film czy musical to nie chciałoby im się już podnosić z kanapy. -Jaki jest twój ulubiony musical?- zapytał z ciekawości i zabrał się w końcu za jedzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śniadania do łóżka brzmiały całkiem nieźle, chętnie skorzystałby z okazji, ale w tym momencie nadmierne poruszanie tematów porannych posiłków było bynajmniej zbędne. Chociaż... Skoro Jeffie proponował.
- Trzymam za słowo - poinformował go, nie do końca pewny ile z rzucanych na wiatr obietnic tak właściwie zapamięta. Nie było to szczególnie istotne, możliwe, że całkowicie uleci mu z głowy, w odróżnieniu od nieprzerwanej chęci zaciągnięcia go do łóżka. Mogli spać, mogli też robić coś całkowicie odmiennego, byle w jednym pokoju. Musiał to z nim ugrać, jak na razie miał wrażenie, że jest na przegranej pozycji i nie mógł na to pozwolić.
- Dopiero teraz się zorientowałeś? - prychnął na komentarz co do pozbywania się jego osoby, nieco współczując mu przekonania, że może go jakkolwiek zniechęcić. Jeśli było to szczere, w co właściwie wątpił. Normalny człowiek w takiej sytuacji spróbowałby zainicjować szczerą rozmowę o uczuciach i spróbowałby wyciągnąć z zainteresowanych więcej faktów, zanim zdążą okryć je szczelną warstwą kitu. Cas natomiast świetnie bawił się ze swoimi własnym obrazem świata, nie zamierzał niczego rozgadywać, święcie przekonany, że w końcu napięcie zrobi swoje. Jeffie pęknie. Nie miał tylko pewności czy w ciągu tego weekendu, czy jednak później.
Pośród swoich przekonań, pewności siebie i dyrygowania atmosferą nie spodziewał się odwetu ze strony Crawforda. Dał się wziąć z zaskoczenia, wręcz wzdrygnął się na niespodziewany dotyk, chociaż dezorientacja na twarzy szybko przeszła w zadowolony uśmiech i na chwilę grzecznie przyległ do ciała swojego towarzysza, prychając z niezadowoleniem dopiero kiedy poczuł sos na policzku. Starł go ze śmiechem i zlizał z palców, zawiedziony utratą kontaktu, wyczuwając pod żebrami rosnącą satysfakcję z tak odważnej zaczepki. Jeffie zaczynał podążać w interesującym kierunku.
- Hm? Czy to wyzwanie? - zainteresował się, podnosząc wzrok znad swojego talerza. Skoro zamierzali odpuścić sobie oglądanie, a przynajmniej na razie, trzeba było zająć sobie czas w inny sposób. Przekręcił się na kanapie, aby oprzeć się o róg i siedzieć przodem do swojego gościa. Dał sobie moment na przesunięcie wzrokiem po jego profilu, rysach twarzy, sposobie układania się do wygodnej pozycji z talerzem spaghetti. Kiedy przez myśl przeszło mu, że mógłby się do takiego widoku przyzwyczaić, odepchnął to w najdalszą czeluść swojej świadomości. Nie ma mowy.
- Później, czyli po jakoś dwóch kolejnych piwach? Szykuj jakiś mikrofon, wyśpiewam ci wszystko co poleci w tym pudle - poinformował go, nawet jeśli nie był do końca pewny jakich pozycji może spodziewać się w szafce na płyty. Klasyki, oczywiście, jednak nie miał wątpliwości, że odnalazłby się nawet w nieco nowszych produkcjach. - Cats - odpowiedział bez zawahania, ani nawet chwili na przemyślenie. - Stąd imię Misto. Mister Mistoffelees w pełni, ale nazywam go tak tylko jak próbuje sparingować się z moją paprotką - wyjaśnił pochodzenie imienia, po czym spojrzał na mężczyznę uważnie. - Oglądałeś to kiedyś? Wersję z 1998 roku? - zainteresował się, nawlekając makaron na widelec. - Dzieło sztuki, przeszli samych siebie, chciałbym... Jakby wiem, że to brzmi banalnie, ale chciałbym móc się tak po prostu cofnąć i zobaczyć to na żywo, doświadczyć energii tych czasów, a za kulisami sprawdzić jak ciężko ściąga się te kocie kostiumy - dodał, uśmiechając się w eter, jakby uprzejmie witał się z kantem szafki upchniętej w róg pomieszczenia. - Interesujesz się tym jakkolwiek? Grease chociażby? Lala-land? - odbił piłeczkę, usilnie próbując nie krzywić się na ostatni tytuł, zainteresowany z kim ma do czynienia. Dla niego musicale stanowiły większość dzieciństwa i dorosłego życia, a dla Jeffa? Na czym się tak właściwie wychował?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Póki co Jeffrey nie miał zamiaru zgadzać się na spanie w jednym łóżku i miał zamiar się tego trzymać. Nie będzie łatwo przekonać go do zmiany zdania ale Casper nie wydawał się być zniechęcony tym, że przez cały czas mu odmawiał i uciekał od bliższych kontaktów. Poza tymi chwilami, kiedy sam mu się podstawiał. Zdawał sobie sprawę też z tego, jakie chęci kierowały brunetem ale pójście z nim do łóżka było ostatnią rzeczą jaką zrobiłby na tym wyjeździe. Chyba, ciężko było mieć jakąkolwiek pewność będąc w jego towarzystwie, odporność Jeffa spadała z każdą chwilą ale na szczęście nieco rosła jego pewność siebie, która być może pomoże mu wyjść z tego cało. Ewentualnie mógłby w końcu odpuścić, poddać się temu wszystkiemu i wyjść z tego szczęśliwy, a nie sfrustrowany z jednym wielkim bałaganem w głowie. Poczuł nie małą satysfakcję, kiedy Casper przylgnął do jego ciała i bez większego problemu się temu poddał, to oznaczało, że gdyby tylko się na to odważył pewnie nawet mógłby chociaż na chwilę zdobyć nad nim przewagę i doprowadzić go do takiego stanu, do jakiego Casper mógłby doprowadzić jego. To, że działał na kogoś w taki sposób przyjemnie połechtało jego ego. Jednak to byłoby na razie na tyle, bo nie mógł się tak zachowywać, więc grzecznie przenieśli się na kanapę.
-Może.- uśmiechnął się pod nosem, czuł na sobie jego spojrzenie i doskonale wiedział, że nie podołałby temu wyzwaniu, bo wpatrywanie się w Casa trochę go przerastało na ten moment. Czuł między nimi napięcie i to wcale nie było nic niekomfortowego, po prostu było to coś, przed czym bronił się jak tylko mógł. Początkowo starał się ignorować fakt, że brunet się w niego wpatrywał ale oczywiste było to, że na dłuższą metę nie mógł tego znieść. Nie był w stanie nawinąć normalnie makaronu na widelec, więc zmarszczył brwi i w końcu odwrócił się przodem do niego, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. -Trzymam cię za słowo.- odpowiedział i dopiero po chwili odwrócił wzrok, kiedy uznał, że długość kontaktu wzrokowego była już i tak zbyt długa. W końcu udało mu się nabrać spaghetti jak należy i mógł zająć się jedzeniem.
Zaśmiał się słysząc o Misto i paprotce, właśnie stało się też dla niego jasne, skąd pochodzi jego imię. -Nie oglądałem całości. Widziałem tylko urywki.- przyznał pewnie trochę rozczarowując przy tym Casa. -Oglądałem Grease, kiedyś, dawno, a później pamiętam tylko to jaką wielką fanką Glee była moja siostra i jak tam próbowali podrabiać chyba te wszystkie musicale, bo co chwilę coś mi pokazywała.- stwierdził, nie miał zamiaru mu przecież ściemniać jak to doskonale zna wszystkie wymienione przez niego tytuły. - Ale muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś, nie spodziewałem się, że jesteś takim fanem musicali.- uśmiechnął się, to akurat było bardzo miłe zaskoczenie. -Tytuły znam, wiem o co chodzi ale nigdy nie miałem okazji zrobić sobie maratonu i pooglądać całości, więc może dam Ci się na to później namówić.- dodał jeszcze. Na czym Jeffie się wychował... Grease znał pewnie każdy, Cats kojarzył, Lala-land nie oglądał, a innymi tytułami nie zarzuci bo akurat nie był w tym dobry. Wychował się w basenie, nie na musicalach, a wcześniej pewnie łaził po drzewach i przeszkadzał starszemu bratu w randkach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubił wyzwania. Był to dość oczywisty wniosek po obserwacji jego zachowania w otoczeniu Jeffa, niestrudzonych prób przyciągnięcia jego uwagi i zatrzymania jej na dłużej, nawet jeśli próbował coś udowodnić wyłącznie samemu sobie. Chociaż może jeszcze odrobinę brał satysfakcję z tych malutkich wyskoków odwagi Crawforda, mając je za swoje własne zwycięstwo. Wychodził z założenia, że to jego zasługa, a z każdym kolejnym spotkaniem mężczyzna się do niego ocieplał, brał inicjatywę, wychodził naprzeciw tego, co tak uparcie próbował mu wmówić. W tym temacie bezsprzecznie do siebie pasowali. Dwa osły zaciekle stojące przy swoich założeniach, prowadzące swoją małą przepychankę bez konkretnych efektów. Wszystko małymi kroczkami. Zwykle Cas nie był szczególnie cierpliwy, ale tym razem zrobił wyjątek, Jeffie był tego wart. Po utrzymaniu kontaktu wzrokowego przez kilka sekund, posłał mu szeroki uśmiech.
- Możesz mnie trzymać za cokolwiek ci się żywnie podoba - zapewnił, jak gdyby nigdy nic wracając do jedzenia. Chili przyjemnie szczypało go w język, co w połączeniu z gazowanym napojem wywołało jednak minimalny dyskomfort, więc skrzywił się odstawiając butelkę na stół. Z niecierpliwością czekał na moment, w którym przestanie odczuwać takie małe niedogodności.
Powoli pokiwał głową na nową informację, chociaż przy tym spojrzał na swojego towarzysza jak na kosmitę. Klasyk klasyków, nie wiedział jak można było do tego nie przysiąść w całości, oraz nie doprowadzić się do zdolności wyśpiewania całego musicalu po niespodziewanym wybudzeniu w środku nocy. To była podstawa. Jednak potrafił zaakceptować różnice w zainteresowaniach, to jest dopóki Jeff był chętny się w to odrobinę wkręcić.
- Oczywiście, że dasz mi się namówić. Nie potrafisz mi odmówić - przypomniał mu i zaśmiał się cicho, skupiając wzrok na makaronie. - Mogę cię zaskoczyć jeszcze wieloma rzeczami, jak dasz mi na szansę, złotko - zapewnił, chociaż po chwili spojrzał na niego z zaciekawieniem. - W sumie to myślałeś, że co robię w wolne wieczory? Że codziennie ląduję w jakimś klubie i zbieram bluzy od nieznajomych? - zainteresował się i oblizał widelec z sosu. Zbędnie, bo za chwilę znowu wylądował on w potrawie i skończył w dokładnie takim samym, przybrudzonym na czerwono stanie. - A co do Glee... yhh, to akurat bardzo chwiejny temat, mój drogi, nie powiem, że tego nie oglądałem, niektóre interpretacje były niezłe, ale momentami nachodziła człowieka przemożna chęć oblania się benzyną i zakończenia tego cierpienia - przyznał z teatralnie grobową miną przed wepchnięciem sobie ust kolejnego zapełnionego makaronem widelca. - Ooh, a Grease wtedy musimy odświeżyć, koniecznie. Upiór z opery? Nędznicy... Mmmm, czeka nas długa i ekscytująca noc, skarbie - zapewnił go z entuzjazmem, puścił mu oczko i przyssał się do swojej ukochanej butelki ze słabym alkoholem. Tak na wstęp, w lodówce mieli cośki do porządniejszego rozkręcenia imprezy. - No, to skoro nie wyjesz do ekranu jak porządni ludzie to jak zabijasz czas po robocie? - odbił piłeczkę, bo skoro mieli ustalony repertuar na rozrywkę po powrocie ze spaceru to mogli się po prostu nieco lepiej poznać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zgodził się na ten wyjazd, zrobił to, więc musiał mieć świadomość tego, że będzie musiał wykazać się bardzo dużą odpornością na wdzięki Caspera... o ile oczywiście nie będzie chciał aby wydarzyło się coś, co wydarzyć się nie powinno. Jeffrey miał przez niego w głowie totalny mętlik. Odkąd się poznali nie potrafił logicznie wytłumaczyć sobie tego, dlaczego czuje się w taki sposób, kiedy brunet pojawia się gdzieś blisko niego. Jego związek posypał się jak domek z kart w przeciągu chwili, a teraz pod wpływem emocji zgodził się na weekend za miastem i nie wyglądał aby jakoś intensywnie myślał nad swoim złamanym sercem, oprócz przerzucania piosenek w samochodzie.
Z Casperem było mu po prostu... po drodze, wszystko wydawało się być łatwiejsze, mógł zapomnieć o codzienności i pomimo tego, że różnili się od siebie chyba na każdym kroku to przy tym idealnie się uzupełniali. Jeffrey potrzebował wrzucić na luz i pozwolić samemu sobie na rzeczy, na które nigdy sobie nie pozwalał. Zawsze chciał być odpowiedzialny i robić wszystko jak należy. Nie potrafił przestać analizować konsekwencji swoich wyborów i wszystko musiał mieć zawsze poukładane.
Casper pozwalał mu na małe kroki, wykazując się przy tym dużą cierpliwością, a to że Jeffie próbował się przez cały czas opierać wywoływało spore napięcie, które było dość niebezpieczne... ale działające na korzyść bruneta. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę i tylko przewrócił oczami na jego słowa, chociaż w swojej własnej głowie nie potrafił przemówić sobie samemu do rozsądku, że wcale nie chciałby trzymać Casa... Był przystojny, cholernie przystojny i tak naprawdę mógł mieć go całego na wyciągnięcie ręki. Nie mógł jednak tego zrobić, bo nie był typem godzącym się na jednorazowe przygody i miał zamiar sobie to powtarzać aż całkowicie w to nie uwierzy. -Chciałbyś.- prychnął pod nosem, jak oburzony kociak i wsadził sobie spaghetti do buzi. Może powinien się cały ufajdać przy jedzeniu? Może w taki sposób zniechęciłby do siebie bruneta. Mógłby zacząć nawijać o polityce albo o pogodzie. Tyle że dał mu się tutaj wywieźć i nie zachowywał się tak jakby faktycznie chciał go do siebie zniechęcić. Próbował ale z każdą minutą był coraz mniej odporny.
Nie miał nic przeciwko temu, aby trochę wkręcić się w musicale, nigdy z góry nie zakładał, że czegoś nie lubi skoro nie miał możliwości tego sprawdzić. Po prostu z tym jakoś nigdy nie było mu po drodze i nie ciągnęło go w tą stronę, coś tam kojarzył ale nie do końca. -A jednak wciąż czegoś Ci odmawiam.- uśmiechnął, się, chociaż poniekąd Casper miał rację, bo Jeff nie do końca uwierzył w swoje własne słowa. -Dlaczego miałbym dać Ci szansę?- zainteresował się, decydując się w końcu na jakieś konkretniejsze pytanie. Może warto było w końcu takie zadać.
Uniósł brwi posyłając mu pytające spojrzenie. -A nie lądujesz?- udał zdziwienie. -Byłem przekonany, że tak właśnie spędzasz cały swój wolny czas. Szukasz ofiary w klubach, inicjujesz wypadek z jakimś wylanym alkoholem i masz super wymówkę do ściągnięcia koszulki.- dodał poważnie, jednak zaraz na jego usta wkradł się mały uśmiech. Co prawda tak, początkowo myślał, że Casper jest jedynie typem imprezowicza, ale z każdą chwilą przekonywał się, że wcale tak nie jest, może w małym stopniu ale cały czas faktycznie czymś go zaskakiwał. Sięgnął w końcu do stolika aby wziąć z niego swoje piwo, po czym upił większy łyk, a po chwili znów wrócił do jedzenia.
-Wow, dobra, obraz imprezowicza robi się zamazany.- zaśmiał się, słysząc, że do tego wszystkiego dochodziło jeszcze Glee. -Oglądałem tylko kilka odcinków i milion pojedynczych scen, więc dlatego od razu mi się skojarzyło z podrabianiem musicali.- zgadzał się z opinią Caspera, że niektóre momenty było dobre, ale były też takie nad którymi zachwytu nie rozumiał i chyba nawet nie próbował zrozumieć, bo oglądając tylko urywki, do których został namówiony przez siostrę nie mógł mieć obiektywnego zdania. -Oby ekscytująca.- uśmiechnął się, nie mówił nie, mogli zrobić sobie maraton musicali, a może akurat Cas zarazi go swoim zamiłowaniem do wycia do ekranu.
-Jak mniej porządni ludzie.- zaśmiał się. -Nie wyje do telewizora, na śpiewanie daje się jedynie namówić na karaoke ale już po alkoholu i... pod prysznicem. Nie sądzę, że ktoś chciałby tego słuchać.- zdecydowanie, nie uważał, żeby jego śpiew był niezbędny światu. -Robię raczej normalne rzeczy, oprócz przynoszenia pracy od czasu do czasu do domu, to jakiś film, serial, czy spotkanie z przyjaciółmi, spacer, czasami też wylewam alkohol na nieznajomych w klubach, a później daje im się namówić na wywiezienie mnie w nieznane. - lepsze poznanie się było oczywiście bardzo dobry pomysłem bo tak właściwie niewiele o sobie wiedzieli, skupiając się do tej pory na innych rzeczach. W końcu Jeff dokończył spaghetti i odstawił pusty talerz na stolik z zamiarem odniesienia go zaraz do zlewu. -To co, idziemy zaraz na ten spacer?- zapytał, dając mu jeszcze dokończyć jedzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tutaj jego weekendowy towarzysz trafił w sedno i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie było w tej chwili nic, do czego Cas dążyłby z takim uporem, żaden inny cel majaczący na horyzoncie, stale oddalający się z jego pola widzenia, aby za chwilę wrócić i zbliżyć się niemalże na wyciągnięcie ręki. Zabawa w kotka i myszkę, odrobinę frustrująca, ale w tym pozytywnym sensie, dającym zapał do dalszego pchania w swoją stronę, skakania przy Jeffie jak przy ósmym cudzie świata, aby tylko dał mu szansę się wykazać i odpowiednio się nim zająć. Wygodnie ignorował swój własny egoizm w całej tej sytuacji.
- Oh, nawet nie wiesz jak bardzo - zgodził się z nieporuszonym uśmiechem, bezczelnie lustrując go wzrokiem. W końcu wszystko zaczęło się od pierwszego spojrzenia. I nie, nie ma mowy o miłości od pierwszego wejrzenia, żadne uczucia nie wchodzą tu w rachubę, było to czyste zainteresowanie, przyciąganie, z początku całkowicie puste, zawalone alkoholem i rozbawieniem poplamioną colą koszulką. Przecież nie wziąłby go ze sobą do prowizorycznej pralni, gdyby nie przypadł mu do gustu. I tu historia by się zakończyła, poszliby w swoje strony, gdyby nie jego późniejsza nieśmiałość, na tyle ujmująca by Cas przykleił się do niego jak rzep do psiego ogona. Z początku brał to za zwykłą rozrywkę, ale od rozmowy w kwiaciarni do głosu doszła ambicja, przekonanie, że może do niego jakoś dotrzeć. Teraz? Chciał go i sam wyjazd wziął za potwierdzenie, że jest to odwzajemnione. Nie zamierzał się hamować.
- Tak bardzo stanowczo mi odmawiasz, że dałeś się wywieźć w środek lasu - uprzejmie przypomniał mu w jakiej sytuacji się znajdowali. Odmowy miały miejsce, owszem, ale nie trzeba było szczególnie długo czekać na zmianę zdania. - Bo jestem niesamowicie czarujący i interesujesz się mną na tyle, by chcieć poznać mnie lepiej. W każdym tego słowa znaczeniu - wyłożył mu to bez zawahania i oparł pusty widelec o dolną wargę. - Tak działamy, co nie? Ciągle dajesz mi jakieś szanse i jak dobrze kojarzę to ani razu nie zawiodłem. Nie masz powodu, aby nie dać mi kolejnej - wzruszył ramionami, wracając wzrokiem do powoli kończącego się makaronu. Danie mu numeru było szansą i nie zaczął wydzwaniać do niego po nocach, ani stalkować połączonych z numerem kont w internecie, pójście z nim do domu podczas ulewy było oznaką zaufania, że we własnych czterech ścianach nie poderżnie mu gardła, ani nie zmaca go w środku nocy bez pozwolenia, kolejna szansa - wyjazd. Bezpieczny dojazd na miejsce i grzeczniutkie gotowanie obiadu, uznawał to za sukces w pokazywaniu mu, że pomimo małych wyskoków potrafią funkcjonować w jednej przestrzeni bez problemów. Potrzebował jeszcze kilku takich szans, aby w pełni pokazać mu kim tak właściwie jest i na co go stać, kiedy mu na czymś zależy.
- Ja inicjuję? - powtórzył po nim, z niedowierzaniem wskazując na siebie palcem. - To ty wpadłeś na mnie, jak ktokolwiek ma tu niecne plany to szybciej byłbym w stanie uwierzyć, że to twoja metoda na sprawne wyciąganie ludzi z ciuchów - prychnął w odpowiedzi, unosząc brwi, jakby nie zamierzał przyjmować żadnego innego wyjaśnienia. - Bo wiesz, tak się składa, że nie potrzebuję wymówki do zdjęcia koszulki - dodał jeszcze, tak dla wyklarowania sytuacji. Jakby naprawdę chciał zaryzykować, że jego gość zaraz się czymś zadławi, pozbyłby się warstw materiału tu i teraz. Wyszczerzył zęby na informację o zamazywanym obrazie. I dobrze, taka osobowość byłaby zbyt dwuwymiarowa.
- To Glee też trzeba nadrobić, ale musimy zrobić sobie do tego jakąś gierkę z piciem na konkretne słowo czy coś podobnego, bo na trzeźwo nie zdzierżymy - ostrzegł, powoli tworząc im ładną, obszerną listę tytułów do wspólnego obejrzenia. Nie teraz, oczywiście, kiedy indziej będą mieli okazję na przeleżenie na kanapie sześciu sezonów serialu dla nastolatków. Spojrzał na niego ze spokojem pomimo cisnącego się na usta rozbawienia.
- Czy próbujesz w bardzo pokrętny sposób zaprosić mnie pod prysznic? - upewnił się, dokładnie tak rozumiejąc przekazaną mu informacje. Chciał go posłuchać, no to najwidoczniej nie było innego wyjścia, skoro w pobliżu nie było żadnego baru karaoke. Bardzo chętnie zrobi mu za widownię do dowolnego występu jaki miałby ochotę odstawić. Parsknął śmiechem na krótki opis jego życia poza robotą i pokiwał głową na zgodę. Ciekawe hobby z tym wywożeniem w nieznane, skoro tak to lubił to mogli to jeszcze później powtórzyć. - Tylko mi nie uciekaj szukać kolejnego frajera, który da się złapać na zlanie cuba libre - upomniał go i wepchnął do ust ostatki spaghetti. Przeżuwając pokiwał głową i odstawił naczynie na stolik, wolną dłonią przecierając sobie usta. - Jasne, jasne, tylko daj mi sekundę - mruknął, podnosząc opróżnioną do połowy butelkę i sprawnie ją zerując. Nie było czasu do stracenia, jeśli chcieli mieć dobry widok na zachód słońca. Odstawił szkło na stolik, cicho wypuścił ustami nadmiar gazu i wstał z kanapy. - Dobra, chodź, przejdziemy tyłem, zaczniemy od ogrodu - zapowiedział, wygrzebując z kieszeni pęk kluczy i kierując się długim korytarzem na tyły domku. Poczekał na Jeffa i wyszli na patio, gdzie po wyminięciu bujanych foteli mogli zejść na powoli odzyskujący kolory trawnik. Przy całej długości płotu rosły krzewy róż, a na środku otwartego terenu znajdował się owalny klomb z mieszaniną różnokolorowych kwiatów. Automatycznie ruszył w jego stronę, aby sprawdzić czy ogrodnik radził sobie z pielęgnacją roślinek. Przesunął palcami po główce przekwitającego tulipana i sięgnął niżej, do nieśmiało wychylającej się zza łodyżki stokrotki. Delikatnie ją wyrwał i wraz ze swoim znaleziskiem wrócił do Jeffa. - Muszę tu kiedyś wpaść na dłużej i zrobić porządek z roślinnością - zdecydował, podnosząc kwiatek wyżej, kiedy znalazł się wystarczająco blisko mężczyzny. - Nie ruszaj się - polecił i wsunął mu łodyżkę stokrotki za ucho. Trącił palcami białe płatki i zrobił krok w tył. - Idealnie. Okej, teraz patrz tam - odwrócił się do niego plecami, aby wskazać palcem koronę jednego z drzew otaczających działkę. - Tam idziemy, po drodze do głównej atrakcji - wyjaśnił i lekko złapał go za nadgarstek, aby pociągnąć za sobą w stronę ukrytej między krzakami furtki. Po minięciu kilku pni zatrzymał się obok jednego z nich, ozdobionego wyrytymi w korze inicjałami, symbolami i słowami. Jego uśmiech zadrżał i z radosnego przeszedł w nostalgiczny, tęskny, kiedy powoli podnosił dłoń do nierównych kreseczek układających się w imię "Ivy". Wypuścił nieświadomie wstrzymywane powietrze, oderwał palce od zagłębień w pniu i wrócił do rzeczywistości. - Uh... um, z drugiej strony powinna być drabina - zapowiedział, wskazując głową w górę, na upchniętą między gałęziami konstrukcję z drewna. Niewielki domek na drzewie, zbity z pomocą sąsiada mieszkającego w jednym z otaczających domów, wciąż trzymał się całkiem nieźle, chociaż znajdowały się na nim wyraźne znaki opuszczenia i wieku. - Chcesz wejść? Nie mam najmniejszej pewności czy to coś nas utrzyma - przyznał, wracając do entuzjastycznego nastroju, zachowując się jakby możliwość przebicia się przez przeżarte wiekiem deski była najlepszą możliwą rozrywką.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Głównym powodem dla którego Jeffrey nie chciał się temu wszystkiemu poddać było właśnie to, że wiedział, że żadne uczucia nie wchodziły tutaj w grę. Z jego strony też nie było tutaj miłości od pierwszego wejrzenia, takiej akurat nawet nigdy nie przeżył ale to wszystko po prostu nie było w jego stylu. Nie chciał dać się wciągnąć w sytuację, kiedy będzie dla kogoś jednorazową przygodą, a później zostanie kopnięty w dupę, mimo że Casperowi z każdą chwilą ulegał coraz bardziej. Ich znajomości właściwie od samego początku towarzyszyło pożądanie, coś czego nie czuł już jakiś czas i nie potrafił sobie z tym poradzić. Teraz czuł go aż za dużo i nie miał pojęcia jak ma się go pozbyć. Casper wciąż był obok, wciąż lustrował go spojrzeniem i potrzebował bardzo dużo samokontroli aby w końcu się na niego nie rzucić... Nie no, spaliłby się wtedy ze wstydu. Tylko czy takie ciągłe odpychanie go od siebie miało jakikolwiek sens, czy powolne budowanie relacji miało jakikolwiek sens... Próbował zbudować coś przez ostatni rok i ostatecznie nic z tego nie wyszło. Może powinien przestać budować, a zacząć żyć chwilą i czerpać z tego przyjemność, schować zasady do najgłębszej szufladki w swojej głowie i nie przejmować się jeśli coś pójdzie nie po jego myśli.
Między nimi było przyciąganie, gdyby go nie było nie zgodziłby się pójść z nim do toalety w klubie, nawet jeśli to on spowodował plamę na jego koszulce. Nie spędziłby z nim tam tyle czasu i nie dałby mu swojego numeru telefonu.
-Dałem się wywieźć w środek lasu bo tego potrzebowałem.- zdecydował, odsuwając od siebie zarzuty co do tego, że wcale nie jest taki stanowczy. Casper miał oczywiście rację, Jeffie nie potrafił być stanowczy w jego towarzystwie. Starał się taki być ale ostatecznie i tak nic z tego nie wychodziło, bo tak... również go chciał, tylko jeszcze nie potrafił się do tego przyznać. -Chciałbym poznać cię lepiej, pytanie tylko czy ty chcesz poznać mnie.- popatrzył na niego pytająco, utrzymując z nim przez chwilę kontakt wzrokowy i wcale nie miał tutaj na myśli lepszego poznawania się nago. Nie oczekiwał od niego oczywiście żadnych deklaracji ale oczekiwał po prostu, że Casowi nie zależy tylko na jednym i nie kopnie go w dupę zaraz po tym, jak to dostanie. -Prawda, twoją kolejną szansą będzie nasza wspólna noc tutaj.- mógł go wystawiać na takie próby, właściwie miał przy tym całkiem dobrą zabawę. Jeśli do tej pory wszystko wytrzymywał i nadal miał chęci na zdobywanie go, to zbierał u Jeffa coraz więcej plusików. -Nie wiem czy jeszcze nie zauważyłeś, ale nie próbuję wyciągać ludzi z ciuchów.- dodał i tylko zmarszczył już brwi. Wiedział, że Casper nie miałby problemu ze ściągnięciem koszulki ale w tym momencie był mu wdzięczny za to, że tego nie zrobił.
-Planujesz spędzać ze mną aż tyle czasu? Zaplanowałeś nam własnie długie godziny przed telewizorem.- nie żeby miał coś przeciwko akurat na to zgodzi sie bez najmniejszego problemu. W końcu głównie o to mu chodziło, chciał go lepiej poznać i właśnie dostawał na to szansę.
-Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy.- przewrócił oczami, oczywiście, że nie próbował zaprosić go pod prysznic, to nie byłoby w ogóle w jego stylu. Zasłonił sobie twarz dłonią nie chcąc w tej sekundzie na niego patrzeć i wyobrażać sobie wspólnego prysznica.
Nie miał zamiaru mu uciekać ale nie miał zamiaru także mówić tego na głos. Cas z każdą chwilą przekonywał go do siebie coraz bardziej i pewnie miał tego świadomość. Jeffie czuł się też już dużo swobodniej ale teraz tylko przewrócił oczami.
-Prowadź w takim razie.- w między czasie dokończył także swoje piwo, a biorąc pod uwagę to, że było to już drugie, to pewnie też zadziałało na korzyść tego, że wyciągnął trochę kij z tyłka i potrafił od czasu do czasu zbudować jakieś odważniejsze zdanie. Wziął po drodze kurtkę i wyszedł za nim z domku. Niemal od razu zachwycił się ogrodem. -Pięknie tutaj.- powiedział na głos i rozejrzał się dookoła dokładnie skanując każdy element ogrodu... łącznie z Casem, który właśnie ruszył w jego stronę. -Nikt nie zajmuje się tym ogrodem?- dopytał, nie wyglądał na zaniedbany, jednak wiedział, że Casper jako miłośnik kwiatów, może mieć na ten temat inne zdanie. Spełnił jego prośbę i stanął przez chwilę nieruchomo, uśmiechając się na ten uroczy gest z jego strony... oj, wciąż zbierał te plusiki. Powędrował wzrokiem we wskazanym kierunku. -Do głównej atrakcji?- zainteresował się, kiedy brunet ciągnął go za sobą w nieznanym mu kierunku
Kiedy nagle się zatrzymali zauważył, że cała radość Casa niebezpiecznie próbuje się stąd ulotnić. Nie chciał zadawać pytań, było na to zbyt wcześnie, jednak domyślał się, że osoba o imieniu Ivy wzbudzała w nim silne uczucia, a w oczach pojawiał się smutek. Wspomnienia wróciły pewnie przez wizytę w tym miejscu, może to ze względu na nią Casper nie pojawiał się tutaj zbyt często. Jeff mógł się jedynie domyślać, nie chciał dopytywać. Sam stracił kogoś bliskiego i nie chciał o tym mówić, więc rozumiał, jeśli ktoś też wolał milczeć. Jednak nie mógł zostawić tego tak całkowicie bez żadnej reakcji. Uwolnił swój nadgarstek z jego uścisku, tylko po to aby wsunąć dłoń, w tą należącą do Casa i spleść razem ich palce. Ścisnął lekko jego dłoń, chcąc dodać mu trochę otuchy, choć nie miał pewności czy była mu ona potrzebna.
-Więc to tutaj spędzałeś swoje dzieciństwo?- zrobił krok do przodu stając przed brunetem i podniósł głowę do góry przyglądając sie konstrukcji nad ich głowami. Zmarszczył lekko brwi na jego propozycję. -Nie to, żebym uważał, że na pewno nas nie utrzyma ale nie wiem czy w razie czego chce się o tym przekonać.- zaśmiał się ale mimo tego obszedł drzewo dookoła, ciągnąc za sobą przy okazji Caspera, którego wciąż trzymał za rękę, a drugą złapał się drabinki, na której postawił zaraz jedną nogę. -Sam go zbudowałeś? zapytał, chociaż tak pewnie nie było, nie miał zamiaru jednak zgadywać kto mu w tym pomagał, bo pewnie i tak by nie trafił. -To co, Caspi, jakie masz wspomnienia z tym domkiem, pierwsze randki, pierwszy pocałunek, czy jakieś buntownicze ucieczki z domu?- podpytał szczerząc zęby w uśmiechu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pośród żartów, niekończących się podrywów i związanego z nimi egoizmu do spełnienia swoich celów, łatwo dało się zapomnieć dlaczego tak właściwie tam byli. Casper sam nie był do końca pewny co skusiło Jeffa do zmiany decyzji, był święcie przekonany tylko tego, że chodziło o problemy związkowe. Znał go już wystarczająco dobrze, aby rozumieć że podchodził do związków i lojalności w nieco odmienny sposób, jego kompas moralny wskazywał w kompletnie inną stronę niż ten należący do Casa, z rozszalałą wskazówką nie potrafiącą usiedzieć w miejscu. Nie zamierzał go naciskać, trudności życiowe innych ludzi rzadko kiedy stanowiły dla niego priorytet - jeśli chcieli się wygadać to w każdej chwili mogli się odezwać. Jego rolą w tym wszystkim było odciąganie myśli, zapewnianie rozrywki, pomoc w rozerwaniu się i zapomnieniu o hamulcach.
- Myślałem, że wyjaśniliśmy to sobie już w klubie, kotku - odparł, reagując rozbawieniem na jego pytające spojrzenie. Oczywiście, że chciał go lepiej poznać. Na kilka różnych sposobów. O dziwo w jego głowie było miejsce też na bardziej platoniczny typ zainteresowania, przykładowo widział ich jako całkiem niezłych kumpli. Z korzyściami. Wyszczerzył zęby w uśmiechu na wspomnienie o wspólnej nocy, wyczytując między wierszami coś kompletnie odmiennego niż było to zapewne zamierzone. - Stanę na wysokości zadania - obiecał, potrzebując naprawdę wiele samokontroli, aby nie śmiać się z własnych żartów. Jeffie powinien to w końcu docenić, razem tworzyli cudowny duet komediowy. W jego oczach mogli spędzać w swoim towarzystwie wiele czasu, zarówno przed serialem, gotując obiady, rozmawiając nad świeczkami przy akompaniamencie rozszalałego deszczu, jak i szorując koszulki w klubowych łazienkach. No i w łóżku. Tak. Dlaczego nie przyszło mu to do głowy jako pierwsze? Nie no, na pewno przyszło, musiał to po prostu uznać za oczywistość i... tak. Wcale nie zaczynał przyzwyczajać się do jego obecności w codziennych sytuacjach bez podtekstów. To nie byłoby w jego stylu.
Ogród za domem nie był tak właściwie zaniedbany, wręcz przeciwnie, wyglądał jakby posiadłość wcale nie stała opuszczona przez większą część roku, jednak nie można było oczekiwać cudów od starszego człowieka mieszkającego po sąsiedzku, bez porządnego przeszkolenia w temacie pielęgnowania roślin. Nie potrzebował go, dla niedoświadczonego oka miejsce wyglądało jak powinno, ale Cas miał swoje małe skrzywienia.
- Zajmuje, tylko dość... powierzchownie. Nic w tym złego, ale to tutaj pierwszy raz oberwałem po łapach za grzebanie przy roślinach, chcę przywrócić to miejsce do stanu świetności - wyjaśnił swoją motywację do grzebania w ziemi, spoglądając na krzaki róż, które swego czasu ogołocił, aby zrobić swój pierwszy bukiecik. Miał do ogrodu sentyment i czuł się odpowiedzialny za przejęcie porządnej opieki nad roślinkami, skoro jego babcia nie była już na siłach, aby zajmować się tym sama. Będzie musiał przemyśleć czym zapełnić rabatę po przekopaniu. Właśnie... - Masz jakieś ulubione kwiaty? - zainteresował się, poszukując inspiracji i przy okazji zaskakując samego siebie, że jeszcze o to nie spytał. Najwidoczniej nie było dobrej okazji. Nie mówił już więcej o wspomnianej atrakcji, posyłając mu jedynie tajemniczy uśmiech. Była to kolejna rzecz, która wymagała wcześniejszego przygotowania przez sąsiada i był mężczyźnie wdzięczny za chęć pomocy. Oczywiście nie robił tego za darmo, ale doceniał jego zaangażowanie.
Nie przewidział do końca, że drzewo wspomnień będzie w stanie tak na niego zadziałać. Powinien był, ale pozwolił sobie na fałszywą pewność, że po tak długim czasie będzie już nieco bardziej znieczulony. Zupełnie jakby wciąż maniakalnie nie odwiedzał grobu siostry, aby prowadzić z nią przydługie rozmowy o życiu, jakby wcale nigdzie nie odeszła. Kolejną rzeczą, której się nie spodziewał, była dłoń wślizgująca się w jego i znajdująca sobie wygodne miejsce dla palców. Bezwiednie ją ścisnął i podniósł zaskoczony wzrok na Jeffa. Był mu wdzięczny, podobnie jak za okazanie entuzjazmu starym domkiem ze spróchniałych desek.
- Po części. Wakacje, albo ten czas, kiedy akurat rodzice bardzo chcieli mieć od nas spokój - przyznał z lekkim uśmiechem, podążając za mężczyzną do drabiny. - Oh, tak, oczywiście. Byłem wyjątkowo uzdolnionym i umięśnionym dzieciakiem. Zniosłem tu wszystkie te deski z drzewa, które powaliłem własnymi rękami - odparł z silną dozą ironii, spoglądając na swojego gościa z rozbawieniem. - Sąsiad, ten sam który teraz zajmuje się tym miejscem, z jakiegoś powodu zawsze nas lubił. Wykonał większość roboty, ja pomagałem wycinać okna - wyjaśnił już szczerze, spoglądając w górę. - Zabawa w chowanego z siostrami - odparł na jego pytania, wywracając oczami na sugestie wielce buntowniczego dzieciństwa. Swoje pierwsze podrywy zaliczał z dala od tego miejsca. Co, tak zaraz pod nosem dziadków? - Ale to nie znaczy, że nie możemy stworzyć nowych. Mógłbyś być moim pierwszym pocałunkiem w tym domku - zarzucił mu ofertę nie do odrzucenia, zbliżając się nieco bardziej i opierając wolną dłoń o pień drzewa z sugestywnym uśmiechem. Zawsze warto próbować, czyż nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pacnął go w ramię na żart o stawaniu na wysokości zadania. Nie miał wątpliwości, że tak własnie będzie i nie stanowiłoby to dla bruneta większego problemu, wystarczyło jedno słowo. Jeśli Jeff zgodziłby się chociaż na jeden krok więcej nie musiałby go o to prosić... i mogliby się przy tym naprawdę dobrze bawić... ale nie miał zamiaru godzić się na nic więcej, przynajmniej nie tym razem. Może następnym? Tfu, absolutnie! Szybko wybił sobie te myśli z głowy oblewając się przy tym lekkim rumieńcem. Nie zgodzi się na nic więcej, nawet jeśli Casper miał na swoim koncie już sporo plusików i widział, że faktycznie chce z nim spędzać czas też w inny sposób. To bardzo dużo dla niego znaczyło, Jeffrey podświadomie chyba chciał go właśnie przekonać do tego, że wspólne spędzanie czasu na innych aktywnościach, też może być przyjemne... Nawet jeśli był na granicy wytrzymałości i każde kolejne małe zbliżenie kończyło się odmową, ale z mniejszą stanowczością niż poprzednie.
-Rozumiem.- nie było nic dziwnego w tym, że Casper chciał zająć się ogrodem, było widać, że to miejsce jest dla niego bardzo ważne i nawet jeśli Jeff uważał ogród za piękny i zadbany, Cas jako miłośnik kwiatów, na pewno widział dużo więcej i znalazłby sporo rzeczy które wymagały tutaj poprawki. Nic w tym dziwnego, każdy miał jakiegoś swojego bzika, hobby czy coś w czym był po prostu dobry.
-Hmm..- zastanowił się na głos. Czy miał ulubione kwiaty? W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiał jakoś szczególnie. -Chyba słoneczniki, może frezje..- róże były zbyt banalne, chociaż też były piękne, ale czy jego ulubione? Zależy na jaką okazję. Myślał, że to pytanie było najczęściej skierowane w stronę kobiet ale brunet był najlepszym przykładem na to, że wcale tak nie jest. -A no i stokrotki.- uśmiechnął się i wskazał na tą za swoim uchem, wciąż uważając ten gest za uroczy. Nie dopytywał już o główną atrakcję, wiedząc że i tak niczego więcej się nie dowie, wiedział, że właśnie do niej zmierzają i tyle, reszty dowie się później.
Nie znał jego historii, nie wiedział co spotkało go w przeszłości ale z jakiegoś powodu chciał być dla niego wsparciem, kiedy tylko zobaczył, że coś jest nie tak. Widocznie Cas potrzebował ręki którą mógł ścisnąć, skoro wcale jej nie odrzucił i sam też się nie odsunął. Jeffie wiedział, że czasami wystarczył mały gest aby okazać komuś wsparcie nawet jeśli nie miał pojęcia jakie wspomnienia kryją się na drzewem i za tym miejscem.
-Tak właśnie myślałem.- zaśmiał się, wiedział, że to mało prawdopodobne aby dzieciak wybudował domek na drzewie ale teraz znał przynajmniej historię jego powstania.
Jeffrey naprawdę od samego początku miał jakieś dziwne wyobrażenie w głowie na temat Caspera, tego co robił w wolnym czasie i tego jakie mógł mieć dzieciństwo. Nie spodziewał się po nim po pierwsze pracy w kwiaciarni i wielkiej miłości do kwiatów, po drugie spędzania wolnego czasu na oglądaniu musicali, a po trzecie spędzania wakacji w domku na drzewie i bawienia się z siostrami w chowanego. Wykreował sobie początkowo obraz, który z każdą kolejną chwilą w ogóle do bruneta nie pasował. Wcale nie imprezował każdego wieczoru i nie spędzał każdej nocy z inną osobą, nie był buntownikiem jako dzieciak, nie uciekał z domu, miał świetny kontakt z siostrami i z tego co wywnioskował wolał siedzieć w ogródku niż wpadać na głupie pomysły z rówieśnikami. Chociaż takie pewnie też były, jak to w życiu każdego. Jednak Casper którego poznał w klubie, nie pasował do obrazu jaki miał właśnie przed sobą. Miał szczęście poznać go z całkowicie innej strony, tej która coraz bardziej mu się podobała i to było nieco niepokojące. Do tego wszystkiego wyglądało na to, że potrafił gotować i naprawdę postarał się o to aby przekonać do siebie Jeffa. Istniało też ryzyko, że robił to wszystko po to aby zaciągnąć go do łóżka, a później cały czar pryśnie. Tylko po co miałby się aż tak starać? W końcu mógł mieć każdego, a z jakiegoś powodu wybrał własnie Jeffa.
Spoglądał do góry słuchając całej historii i popatrzył na niego znowu, dopiero kiedy usłyszał słowa o pierwszym pocałunku. Momentalnie zrobiło mu się gorąco, żadna nowość, reagował tak na każde tego typu słowa wypowiadane przez Casa. Obserwował go uważnie, kiedy ten się do niego zbliżył, wciąż stojąc jedną nogą na pierwszym szczeblu drabiny. Przeniósł kilka razy spojrzenie z jego oczu na usta i nieświadomie przygryzł lekko swoją wargę. Czuł się tak, jakby świat naokoło nie istniał i nie miał pojęcia, że takim chwilom jak ta, mogą towarzyszyć tak silne emocje. To było jakieś nienormalne, nienormalne było to w jaki sposób Casper na niego działał. -Mógłbym...- powiedział cicho i zszedł z drabinki, przez co przybliżył się do niego jeszcze bardziej, na dosyć niebezpieczną odległość. -Ale nie jesteśmy w domku.- nagle znalazł w sobie resztki rozumu, odsuwając się od niego chyba już w ostatnim momencie, kiedy ich usta dzieliły dosłownie milimetry. Jego policzki były jeszcze bardziej czerwone niż wcześniej i nie chciał wiedzieć jak bardzo podskoczyło mu tętno. -I wciąż czekam na główną atrakcję.- odchrząknął i resztkami sił, wciąż trzymając go za rękę pociągnął go w totalnie nieznanym sobie kierunku, pewnie nawet złym, ale to nie miało teraz znaczenia. Brakowało mu oddechu, oczywiście, że chciał go pocałować, głupek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pytanie o ulubiony gatunek kwiatów nie było dla niego ani nietypowe, ani zarezerwowane dla konkretnej płci. Ludzie mieli naprawdę przeciwny zwyczaj przypisywania naturalnych i całkowicie neutralnych elementów świata do konkretnych grup ludzi i później pluć się o przekraczanie niewidzialnych granic. Cas ich nie widział. Nie widział też wielu innych absurdalnych problemów cywilizowanego świata, ale za to potrafił wyobrazić sobie kilka złocistych słoneczników pośród nieskładnej masy kolorów na środku ogrodu. Szukał inspiracji i najwidoczniej udało mu się ją otrzymać.
Nigdy nie uważał się za romantyka - i słusznie. Przepełnione miłością i troską gesty nie były tak do końca w jego stylu, zarzekał się wręcz, że nie mają one najmniejszego sensu, a jednak przyozdobił Jeffa kwiatkiem bez zdaje się żadnego konkretnego powodu. To nie był pusty podryw z użyciem najbardziej kiczowatego tekstu o urodzie i kwiatach jaki wpadłby mu do głowy, a po prostu naturalny odruch, którego wolał nie kwestionować. Kto wie do jakich wniosków by przypadkowo doszedł.
Reakcja na propozycję nie umknęła jego uwadze. Ciężko by było, skoro cały czas wbijał w niego wesołe, ciekawskie spojrzenie. Spodziewał się wycofania, odepchnięcia, śmiechu i rumieńca, a zamiast tego pomknął wzrokiem na jego zagryzioną wargę, pozwalając by ten jeden gest wprowadził między nimi niemalże namacalne napięcie. Przez chwilę zbliżenia pozwolił sobie na naiwną myśl, że Jeff nareszcie zdecydował się iść za głosem... no, może nie serca, ale któregoś organu, w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń rozluźnił mięśnie twarzy, nieświadomie wstrzymał oddech i... I wypuścił go z podszytą śmiechem frustracją, kiedy wrócili do zabawy w kotka i myszkę.
- I ty twierdzisz, że to ja jestem niemożliwy? Ja pierdolę, Jeffie, mógłbym cię tam nawet wnieść, ale i tak znalazłbyś jakieś "ale". I wiesz co? Możemy grać dalej - zgodził się, pomimo chwilowego spięcia nawet zadowolony z rozwoju wydarzeń. Nie tak jakby już skończyli podchody, ale nic straconego. Potrafił się dostosować i powoli dociskać go coraz bardziej. Bo z czasem mężczyzna sam zaczynał podchodzić coraz bliżej. Lekko ścisnął trzymaną dłoń i pokręcił głową z niedowierzaniem. - Czego tylko sobie życzysz, Tylko... dokąd idziemy? - upewnił się po kilku krokach w obranych przez niego kierunku, nie protestując, a z lekkim rozbawieniem rozglądając się wkoło, kiedy szedł za nim. W końcu jednak postanowił poprawić ich błąd, zatrzymał się w miejscu i szarpnął go w swoją stronę, zmuszając do obrócenia się. - Jak chcemy zdążyć na czas to niestety muszę prowadzić, ale naprawdę podobało mi się jak przejąłeś inicjatywę - pochwalił z szerokim uśmiechem, ponownie pochodząc bliżej i lekko trącając go palcem w podbródek. - I jeszcze coś - mruknął, sięgając do tylnej kieszeni po przygotowaną wcześniej chustę. Złożył ją w podłużny pas i spojrzał wymownie na swojego gościa. - Główna atrakcja wymaga przygotowań, odwróć się i, mam nadzieję, że nie będę musiał się powtarzać, nie podglądaj - wyrecytował instrukcję, nie czekając aż ten wykona polecenie, tylko łapiąc go za ramiona, aby odwrócić go do siebie tyłem i zabrać się za przesłanianie mu oczu skonstruowaną naprędce opaską. Dopiero kiedy skończył ponownie złapał go za rękę i pociągnął w odpowiednim kierunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było już bardzo blisko tego aby się poddał i pocałował Caspera. Było bliżej niż kiedykolwiek ale Jeff wciąż był Jeffem i musiał opamiętać się w ostatnim momencie. Początkowo nie wiedział czy brunet był na niego zły, sfrustrowany czy rozbawiony jego głupim zachowaniem. W sumie na rozbawionego nie wyglądał, bardziej miał wrażenie, że go tutaj zostawi i po prostu sobie w końcu odpuści. -Tak, jesteś bardziej niemożliwy niż ja.- odpowiedział i nie dodał już nic więcej. Pewnie znalazłby kolejne ale gdyby Cas wniósł go do domku, a z drugiej strony powoli kończyły mu się argumenty przeciw ich zbliżeniom, więc mogłoby być tak, że wtedy poddałby się już całkowicie. Przecież chciał go pocałować i próbował wybić sobie to z głowy kiedy ciągnął go za sobą w nieznanym kierunku. -Nie wiem? Przed siebie.- bo nie wiedział, nie znał okolicy więc skąd mógł wiedzieć, że wcale nie kierują się w stronę niespodzianki, po prostu chciał jak najszybciej oddalić sie od domku i od Casa (na długość ich rąk), żeby czasami nie zmienić zdania. Zatrzymał sie nagle, kiedy Casper zrobił to samo i pociągnął go w swoją stronę. Popatrzył na niego pytająco, a ponowne zbliżenie nastąpiło zbyt szybko, nie zdążył jeszcze ochłonąć po tamtym. Uniósł brwi pytająco. -Na czas? To mogą nam tutaj coś zamknąć?- zapytał zaskoczony, nie miał pojęcia, że znajduje się tutaj coś, gdzie trzeba być na czas. Miał wrażenie, że znajdują się w środku niczego, gdzie nigdzie nie trzeba się śpieszyć, a główną i jedyną atrakcją jest natura, cisza i spokój. -Czasami lubię przejmować inicjatywę.- dodał po chwili, ledwo łapiąc oddech, kiedy chłopak trącił go palcem w podbródek. Szybko jednak wrócił na ziemię widząc, co ten miał zamiar dalej zrobić. Zmarszczył brwi, patrząc na niego podejrzliwie. Chyba nie chciał wiedzieć co to jest za atrakcja, czy ufał mu aż tak aby dać sobie zasłonić oczy? Już wywiózł go na jakieś zadupie, nie wiadomo co będzie dalej. -Żartujesz sobie chyba...- w sumie nie miał zamiaru się odwracać ale jak widać niewiele miał do powiedzenia w tym temacie. -To wygląda coraz gorzej, najpierw wieziesz mnie do domu na odludziu, a teraz zasłaniasz oczy. Wyprowadzisz mnie w jakieś pola, albo nie wiadomo gdzie... panikował, jak zwykle. Może niepotrzebnie, teraz przynajmniej nie będzie się odsuwał, kiedy Casper będzie się do niego przybliżał, bo po prostu tego nie zobaczy. Westchnął, kiedy chusta zasłoniła mu oczy i ścisnął jego dłoń, próbując nie panikować jeszcze bardziej. Podążył za nim, teraz już nie miał pojęcia gdzie, a po przejściu kilku kroków potknął się o jakąś wystającą gałąź i o mało co nie wywinął orła. -Ty Romeo, jak już mnie prowadzisz to przynajmniej mnie ostrzegaj zanim wybije sobie zęby.- pewnie przewróciłby oczami, gdyby tylko nie miał ich zasłoniętych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Polemizowałby. Owszem, obaj byli w swój sposób "niemożliwi", ale Casper przynajmniej pokazywał wprost czego chce, stale ciągnął w jedną stronę i wychodził z założenia, że z czasem da się przyzwyczaić do jego sposobu bycia. Tymczasem Jeffie wykazywał się większą nieprzewidywalnością, szedł równocześnie w kilku kierunkach, niby cały czas coraz bliżej, a jednak odskakiwał jak spłoszony króliczek. Nie był na niego zły, co najwyżej trochę frustrowany, ale nie miało go to zniechęcić.
- Zamknąć? Nie, coś ty, chodzi o widoczki - poprawił jego niepewność, jako że miał rację - znajdowali się w środku niczego, nie wybierali się do żadnego baru, kina czy parku rozrywki, to nie był ten typ randki. Lub w ogóle nie była to randka. A może jednak? Nie znał się na tej terminologii, ale kilkudniowy wyjazd być może dało się nazwać randkowaniem. Chociaż to, bo Cas nie należał do osób zapraszających na kawkę w przytulnej restauracji, aby potrzymać się za rączki. - Oh? W takim razie się nie krępuj, jak dojdziemy na miejsce to możesz poprowadzić - zapewnił go, nie mając zamiaru dopełniać myśli o to, co mógł tak właściwie prowadzić. Nie bez powodu zawiązywał mu oczy, wywracając własnymi na narzekanie.
- Znowu zaczynasz? Jakbyś tak bardzo się mnie bał to nie wsiadłbyś do mojego samochodu. A może jednak? Lubisz ten zastrzyk adrenaliny jak ciągnę cię w nieznane, Jeffie? - upewnił się zniżonym tonem, nieznacznie wznosząc się na palce, aby móc odezwać się tuż przy jego uchu. Odsunął się z uśmiechem i myślał, że dadzą radę przejść chociaż dziesięć metrów bez tragedii, ale nie było im to dane. Parsknął śmiechem, przytrzymując jego bok, aby na pewno złapał równowagę. - Dramatyzujesz, nic ci nie będzie - poinformował go i ponownie ruszył z miejsca, tym razem spokojniej. - Kamień z prawej, a za jakoś pięć kroków dziura, w której zamierzam cię przetrzymywać - zapowiedział wedle polecenia, oczywiście nie potrafiąc brać niczego na serio. Nie kłamał, a przynajmniej nie w temacie istnienia dziury, sam swego czasu do niej wpadł, jednak od tamtego czasu urósł wystarczająco, aby utknięcie w wyrwie nie było zagrożeniem. Wydając mu komendy typu "większy krok" albo "bliżej mnie, bo skręcisz kostkę" przeprowadził go przez lasek bez dalszych kryzysów, wyprowadzając bliżej wody. - Już kawałek, czekaj, schodzimy z trawy - poinformował go, kiedy wchodzili na drewniany pomost, przy którym oczekiwała na nich niewielka żaglówka. Zatrzymał się przed nią, nie chcąc ryzykować wprowadzaniem go na pokład na ślepo. - Okej, stój, już ci to ściągam - rzucił, puszczając jego dłoń, aby zsunąć mu z twarzy chustkę. - Mamy dobry czas - zawyrokował, spoglądając na chylące się ku horyzontowi słońce. Wieczór zapowiadał się nieźle, zwłaszcza że wedle ustaleń na pokładzie powinna znajdować się butelka wina.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skoro chodziło o widoki to był dobry powód dla którego faktycznie powinni się pośpieszyć, widoczki zawsze były ważne, nawet jeśli nie miał pojęcia na co będzie patrzył za kilka minut. Gdyby tylko wiedział już by go tutaj nie było. O tym, czy była to randka czy nie mogli porozmawiać później, chociaż Jeff zakładał po prostu, że Casper nie chodzi na żadne randki... ale jeśli tylko zacznie, Crawford już zadba o to aby poszli też na taką do przytulnej restauracji, za rączki już się trzymali, więc ten punkt mieli już w jakimś stopniu odhaczony.
-Okej?- popatrzył na niego ale wiedział że nie ma co oczekiwać odpowiedzi na temat tego, co może poprowadzić, więc nie dopytywał o szczegóły.
-Nic nie zaczynam... - a jednak zaczynał, jak zwykle, lubił dramatyzować. Wstrzymał na chwilę oddech słysząc jego zniżony głos tuż przy swoim uchu. -Nie boję się ciebie ale może lubię jak ciągniesz mnie w nieznane.- i lubił też, kiedy zwracał się do niego zdrobnieniem imienia. Nie miał zamiaru jednak mówić tego na głos, dałby mu przy tym kolejny znak, że jednak go lubi.. a to przeciez była tajemnica. Wystarczyło, że bardzo trudno było mu ukryć to, jak Casper na niego działał.
-Tak chyba mówią psychopaci swoim ofiarom, nie?- na pewno tak było. Był mu jednak wdzięczny za to, że przytrzymał go i poprowadził bez większych wypadków. -Dzięki, że dajesz mi znać wcześniej.- szczególnie o tej dziurze. Wiedział, że to tylko żarty i przecież się go nie bał, chociaz zawsze istniało jakieś ryzyko, w końcu się nie znali, nie wiadomo co Casowi może przyjść do głowy.
Mógł zacząć coś podejrzewać, kiedy usłyszał wskazówkę o tym, że schodzą z trawy ale chyba w swoich najgorszych wyobrażeniach, nie przewidział tego, co miał zaraz zobaczyć. -Gdzie my jesteśmy...- zapytał niepewnie, czując pod nogami jakiś podest. To już nie wróżyło niczego dobrego. Co prawda mogli być na jakiejś ścieżce po prostu ale był jakiś powód dla którego nie lubił niespodzianek. Zatrzymał się i powinien się ucieszyć z tego, że w końcu może otworzyć oczy i zobaczyć gdzie są. Powinien ucieszyć się z tej niespodzianki i ogólnie z tego, co Casper dla niego robi odkąd tylko wsiedli razem do samochodu. To wszystko było urocze, chociaż miał wrażenie, ze właśnie odkrywa jakąś głęboko skrywaną stronę bruneta. Jednak w tym momencie, kiedy otworzył oczy oddech utknął mu gdzieś w płucach, a nogi ledwo utrzymywały cały ciężar jego ciała. Zachód słońca wyglądał wspaniale ale nie potrafił się na nim skupić. Może jeszcze jakoś by to przełknął gdyby nie żaglówka, którą od razu zobaczył i domyślił się tego, co miało być tą całą atrakcją. Zbladł. Zrobił automatycznie kilka kroków do tyłu. -Nie chciałbyś jednak wnieść mnie do tego domku na drzewie? Stamtąd pewnie są jeszcze ładniejsze widoki.- powiedział ledwie słyszalnie, kiedy starał się całkowicie nie spanikować i nie rozkleić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skoro lubił być ciągnięty w nieznane to Casper zamierzał mu to zapewnić. I zapewnił, chociaż bez dwóch zdań spodziewał się odmiennej reakcji od tej, którą otrzymał. Nie robił zwykle takich niespodzianek, a dzwoniąc do mężczyzny zajmującego się domem, aby pożyczył i przygotował mu łódkę, podjął spontaniczną decyzję zrobienia z tego weekendu coś więcej niż upijanie się do nieprzytomności na kanapie przed telewizorem. W założeniu mieli wesoło wypłynąć sobie na zbiornik wodny, znaleźć dobre miejsce kawałek od brzegu i odetchnąć od świata pijąc wino przy zachodzącym słońcu.
Panika nie była przewidziana w tym planie.
Nietrudno było zorientować się, co właśnie miało miejsce, kiedy Jeff niemalże uciekał na widok niegroźnej łódki, jakby obawiał się, że ta siłą wciągnie go na pokład i... co? Co mogłoby się na niej stać? Spojrzał zdezorientowany to na Jeffa, to na swoją "atrakcję", po czym skupił się już wyłącznie na towarzyszu wyjazdu, pospiesznie niwelując dzielący ich dystans.
- Heej, nie wciągnę cię tam siłą, spokojnie - zapewnił, łapiąc go za ramiona w nadziei, że to starczy, aby skupił uwagę na nim, a nie na kołyszącej się na delikatnych falach żaglówce. - Nie lubisz pływać? Choroba morska? - zainteresował się, biorąc to za najbardziej oczywisty problem, którego nie przewidział. - Czy boisz się, że nas wyjebię? Chyba jeszcze pamiętam jak się to prowadziło... - spróbował zażartować, wodząc wzrokiem po jego twarzy i próbując zorientować się, czy jest w stanie go jakoś uspokoić. - Ale nie musimy tam włazić, luz. Tylko daj znać czy nie będziesz mdlał, bo wyglądasz jak kartka papieru i wolę wiedzieć czy faktycznie będę musiał cię nosić - dodał z lekkim rozbawieniem, przede wszystkim chcąc odciągnąć jego myśli od jakichkolwiek czarnych scenariuszy jakie miał, nawet jeśli zakładałyby wyłącznie rzyganie za burtę przy najmniejszym zakołysaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciężko byłoby przewidzieć taką reakcję, tym bardziej, że plan Casa był naprawdę obiecujący i mogli spędzić wspaniały, a nawet romantyczny wieczór. Jeffrey doceniał takie gesty i to bardzo. Nie mógł jednak nic zrobić ze swoją reakcją, była ona automatyczna i niezależna od niego. Miał swoje fobie, a woda była największą z nich. Jeśli dołożymy do tego łódkę.. mamy już katastrofę i nie potrzeba nic więcej. Miał bardzo złe wspomnienia z tym związane, a strach który go dosłownie paraliżował był przez lata nie do przeskoczenia.
Robił do tyłu krok za krokiem i był w stanie zatrzymać się dopiero wtedy, kiedy Casper znalazł się przed nim i złapał go za ramiona. Patrzył na żaglówkę, która naprawdę wyglądała niewinnie i ryzyko tego, że się przewróci było bardzo małe... jednak już raz się wydarzyło, to było najgorsze doświadczenie w cały jego życiu. Nie udało mu się pokonać fobii przed wodą, więc tym bardziej nie był w stanie zrobić ani kroku więcej w kierunku kołyszącej się łódki. Przeniósł wzrok na bruneta i wrócił na ziemię, dopiero kiedy ten zasypał go pytaniami. Przez lata nie znalazł się w takiej sytuacji jak ta, jego największym wyczynem było odwiedzanie plaży i ewentualne patrzenie na wodę. Przez lata nie zmierzył się z tym, co zabrało mu jedną z najważniejszych osób w jego życiu. Ta sytuacja była aż za bardzo podobna do tej sprzed lat. Wpatrywał się w Casa, a jego oczy zaszły łzami, chociaż bardzo starał się aby żadna z nich nie wypłynęła. Nie potrafił mu wytłumaczyć swojej reakcji, nikomu nigdy nie opowiedział tej historii, a wiedzieli o niej tylko ci, którzy po prostu byli w tamtym czasie w jego życiu. -Nie... Nie wejdę tam.- wydukał w końcu, nie potrafiąc nawet wytłumaczyć powodu dla którego tak się zachowywał. -Nie mam choroby morskiej, to... coś innego.- wziął głęboki oddech, jeden, potem drugi, aż zdołał się trochę uspokoić. Jednak jeszcze nie do końca. -Przepraszam... Przygotowałeś to, a ja... nie mogę... Chciałbym, ale nie dam rady...- odsłonił przed nim właśnie swoją najbardziej skrywaną część i nie wiedział jak ma się teraz zachować. Zamrugał kilka razy aby pozbyć się łez. -Możemy zostać tutaj? Albo na brzegu? Obiecuję nie panikować...- zapytał, czuł się jak idiota zachowując się w ten sposób. Nie chciał żeby Cas widział go w takim stanie.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”