WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Noah uwielbiał Belltown - była to bez wątpienia jego ulubiona dzielnica w Seattle - przede wszystkim dzięki pobliskiemu parkowi, który oprócz rzeźb posiadał również alejki z widokiem na ocean. To tutaj najczęściej zabierał swojego olbrzymiego psa, którego imienia nie pamiętam, a nie chce mi się sprawdzać go w kp na spacery. Dzisiejszy poranek nie różnił się szczególnie. Pewnie pocałował Julie na do widzenia i ruszył na jogging razem ze swoim olbrzymim towarzyszem ( i nie mam na myśli jego towarzysza w spodniach, hehe). Tak czy siak, mężczyzna właśnie sobie biegł z czarnym sierściuchem u boku, kiedy nagle jego pies dostał pierdolca, wyrwał mu się i rzucił radośnie na kobietę, która biegła z przodu. Nie było to jednak groźne rzucenie się, bo po prostu chciał się przywitać i zaczął lizać ją po twarzy.
- Chryste, przepraszam, zwykle taki nie jest - stwierdził, zdejmując siłą swojego psa z kobiety i dopiero teraz zauważył, że to Allie. Uśmiechnął się delikatnie. - Widzę, że twój zwierzęcy magnetyzm działa nie tylko na mężczyzn - rzucił z lekką ironią i rozbawieniem, by wyciągnąć dłoń. Chciał jej pomóc, taki z niego gentleman!
-
Ona najbardziej lubiła miejsca gdzie wiecznie było słońce, więc w Seattle takowego znaleźć nie mogła. Od kilku dni w ogóle tez mało opuszczała dom, właściwie to ciągnęła świąteczne upojenie alkoholowe ze znajomymi (bo kto jej zabroni nie trzeźwieć?). Wytrzeźwiała tylko po imprezie u Russellow, co było podwójnie okropne bo obudziła się obok Noah i zdecydowanie nie był to jej najlepszy poranek w 2020 roku, dlatego gdy wyszedł, zaprosiła grupę znajomych i imprezowała tak aż do 2 w nocy dnia dzisiejszego. Wstała o 7 rano, wykąpała się, wypiła jakiegoś pożywnego szejka albo smoothie i teraz sobie zrobiła poranny jogging żeby trochę ożywić wymęczony organizm. Zapuściła sobie nową płytę Taylor Swift i spokojnie biegła po opustoszałym parku aż nagle... wyładowała na tyłku a na niej znalazł się jakiś wielki bydlak - i nie, nie było to nic co lubiła, bowiem tym bydlakiem był okropnie wielki i ziejący ogniem pies.
- ZŁAŹ ZE MNIE! - wydarła się, bo pies ważył pewnie więcej niż ona. W końcu jego właściciel go z niej zdjął i wtedy zobaczyła... Noah. Ugh. Usiadła patrząc na niego z niedowierzaniem. - Skąd ty to wytrzasnąłeś? - przewróciła oczami, ale zaraz przybiła mu w dłoń piątkę i sama się podniosła z ziemi. Nie była jakaś upośledzona żeby potrzebować pomocy, ot co.
- Zajebiscie - syknęła, zaczynajac otrzepywać pośladki z piachu, a o kurtce nie chciała nawet myśleć. - Może powinieneś bardziej go pilnować, huh? - zatrzymała playlistę i wyjęła słuchawki z uszu. Będzie ją teraz prześladował czy jak?
-
– Z hodowli. Zawsze chciałem mieć psa, ty nie chciałaś, jak się rozwidliśmy, to sobie adoptowałem – wzruszył ramionami, bo mimo generalnego podobnego światopoglądu, czasami mieli odmienne zdania. Allie na przykład chyba po prostu nigdy nie chciała na siebie brać odpowiedzialności za żywe stworzenia, które nie są samowystarczalne i którym nie wystarczy tylko zmienić żwirku w kuwecie. Tak czy siak, Noah wzruszył ramionami gdy tak przybiła mu piątkę i westchnął cicho. Szczerze widać było, że była trochę wymęczona.
– Jesteś po jakimś balecie? – doskonale znał widok Allie na kacu (niekoniecznie moralnym), więc doskonale wiedział, że kobieta jakąś grubą imprezkę zaliczyła dnia poprzedniego. Uniósł brwi i wzruszył ramionami.
– Wybacz, zwykle się na nikogo nie rzuca. Musiał zobaczyć twój tyłek i pomyśleć że jest apetyczny – poruszył brwiami, śmiejąc się cicho. No kto mu zabroni lekką szyderę pocisnąć!
-
- Szkoda, że nie adoptowałeś sobie mózgu - wymamrotała pod nosem, nadal potwornie zirytowana całym zajściem. Wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę papierosów i jednego fajka wsunęła do ust. Zaczęła się klepać po kieszeniach szukając zapalniczki. - Masz ognia? - uniosła lekko brew w górę. Wiedziała, że się z blantem pewnie nie rozstawał wiec moze szansa na zapalniczkę była? Swoją drogą kozak z niej sportowiec I nie do końca chodziło o odpowiedzialność, po prostu lubiła swoje życie. Nie miała ochoty przewijać dziecięcego tylka, ani sprzątać sików po szczeniakach. Wolała w tym czasie zrobić sobie maseczkę albo poćwiczyć jogę.
- Tak, świąteczne spotkanie ze znajomymi - wzruszyła ramionami, a ze zakładam ze jej odpalił tego papierosa to teraz się nim zaciągnęła. - Zostawiłeś u mnie zegarek. - powiedziała spokojnym tonem, jak gdyby nie było to nic nadzwyczajnego, ale jednocześnie przeszedł ją nie przyjemny dreszcz. Była kochanką, nawet jeśli na jedną noc i nie czuła się z tym najlepiej. Zaśmiała się mimowolnie na jego słowa.
- Będziesz teraz komentował mój tyłek za każdym razem gdy się spotkamy? - przewróciła oczami z rozbawieniem. - Co tam u Julie? - uśmiechnęła się do niego jednym z najsłodszych i najbardziej niewinnych uśmiechów jakimi dysponowała, co chyba wynikało z tego, że mu okropnie podrapała plecy i narobiła masę śladów. Niewinna istotka!
-
– Mózgu nie musiałem adoptować, mój jest całkiem sprawny – stwierdził spokojnie, a gdy spytała, czy ma ognia, posłusznie jej podsunął zapalniczkę pod nos i odpalił. Oczywiście, że z blantami się nie rozstawał, a czymże był blant, jeśli nie miało się czym go odpalić, nie? – Widzę, że zawodowy z ciebie sportowiec – rzucił z lekką ironią, spoglądając znacząco na papierosa, którego dzierżyła w dłoni. Tak czy siak, spojrzał na nią i pokiwał głową.
– Widać, że bawiłaś się świetnie – zaśmiał się cicho i spojrzał na nią znacząco, bo jednak widać było, że była skacowana. Co nie umniejszało oczywiście jej urodzie, była piękna jak zawsze!. – Już go rozjebałaś, czy jednak mogę go odebrać, Allie? – uniósł brwi, bo jednak rozpierdolenie zegarka młotkiem brzmiało całkiem jak jego była żona.
– Och, oboje wiemy, że lubisz komplementy, Als – zaśmiał się cicho i wzruszył nieznacznie ramionami. – W porządku, jest w pracy. Odprowadziła Juniora do szkoły, a ja zabrałem psa na spacer – powiedział, tym razem mocno i pewnie smycz trzymając, żeby jego pieseł się znów na nią nie rzucił, chociaż teraz pewnie zaczął ją obwąchiwać, czy coś!
-
- Zdenerwowałam się, więc muszę zapalić. Po za tym, przyganiał kocioł garnkowi. Ty zawsze paliłeś zielsko, nawet jak coś trenowałeś także No! - przewróciła oczami, bo przecież marihuana tez nie była dobra dla osób które ćwiczą. Uśmiechnęła się na jego słowa o tym, że się świetnie bawiła. Trochę tak, trochę nie, ale przecież nie będzie mu o tym zbyt mocno opowiadać, tak? Wyraźnie było widać, że na trzeźwo zachowywała się do niego ostrożniej niż kilka wieczór wcześniej.
- Próbuje pobudzić się do życia tym bieganiem, ale z mokrymi plecami i tyłkiem to co najwyżej złapie zapalenie płuc w taką pogodę. Także dzięki... jak się ten olbrzym nazywa? - zmrużyła lekko oczy, ale już nie była aż tak wrogo do zwierzęcia nastawiona; papieros faktycznie pomógł się jej wyluzować. - Tamten zegarek był paskudny i powinieneś być mi wdzięczny za to, że go potłukłam - wycelowała w nieco palcem wskazującym lekko rozbawiona. - A ten możesz odebrać, nawet dzisiaj jak chcesz, o ile masz po drodze. - wzruszyła ramionami. Wtedy ją wkurwial podczas rozwodu, także nie powinien się dziwić.
- Uwielbiam, ale dziwnie się czuję słysząc je od mojego byłego męża, który mnie zdradził, a teraz zdradził swoją nową dupe ze mną. W ogóle to Cię stawia w okropnym świetle, Charlstone. - dopalila fajka, rzuciła gdzieś w bok i odsunęła się trochę gdy pies próbował nawiązać z nią jakikolwiek kontakt cielesny.
- A więc chłopiec mieszka z tobą? - przechyliła lekko głowę na bok. No proszę. Odsunęła lekko ogromny pysk psa kolanem, bo zaczął jej pewnie ślinić udo. - Boże, co on ode mnie chce - jęknęła, patrząc na Noah z miną skrzywdzonego dziecka. Nie miała okresu, pachniała proszkiem do prania i kokosowym balsamem i nie przenosiła tez w spodniach mięsa wiec come on!
-
– Wyglądasz na całkiem pobudzoną, może jednak to całkiem dobrze, że na siebie wpadliśmy? – zaśmiał się pod nosem. – Ma na imię Ted, ale reaguje też na Puszek – wzruszył ramionami, bo do puszka to jednak daleko było temu olbrzymowi, ale w gurncie rzeczy to pieseł był olbrzymią, śliniącą się, ale cholernie łagodną kulką miłości. – To był model kolekcjonerski, wart ze dwadzieścia kawałków – stwierdził, wzdychając z nostalgią, bo tęsknił pewnie za tym zegarkiem każdego dnia. – Właściwie to mam po drodze, więc chętnie odbiorę – pokiwał głową, bo jeszcze nie powiedział jej pewnie, że mieszkają w tej samej dzielnicy. No życie, nie chciał chyba jej jeszcze bardzie wkurwiać.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale zawsze miałem do ciebie słabość. Chociaż to chujowy argument – stwierdził cicho, nieco skruszony. Zawsze miał luźne podejście do życia, ale teraz faktycznie troche przeginał. Może dlatego, że przy Allie zawsze czuł się tak… Swojsko? Jakby był na swoim miejscu.
– Większość czasu. Jego matka się nim przestała interesować po tym, jak dowiedziała się, że chcę być w jego życiu, a my bierzemy rozwód – wzruszył ramionami. Czasami kobieta się odzywała, ale dość rzadko. Zaśmiał się cicho. – Polubił cię – wzruszył ramionami. – Możesz go pogłaskać, jeśli chcesz – wzruszył ramionami i powoli zaczął pewnie iść razem z nią.
-
- Bo jest mi w tym momencie kurewsko zimno - mruknęła, obejmując się przy tym lekko ramionami. Mokre ubrania w taką pogodę to średnia opcja, a już po ich wywijaniu na tarasie Russellow złapała katar. - Puszek? Boże, do reszty przejarałeś mózg - zaśmiała się cicho bo w życiu by nie wpadła na to, ze u takie bydlę nazywać tak uroczo, ale nie była tez fanką psów więc ją to tłumaczy. Przewróciła oczami.
- Stać Cię na setki takich zegarków więc nie rozumiem czym się przejmujesz - dla niej rzeczy nie miały wartości sentymentalnych, przynajmniej tak twierdziła, a w praktyce pewnie nadal miała w szafie jakiś jego t-shirt z logiem ich ulubionej drużyny baseballowej.
- W takim razie zerwij z Julie i przeprowadź się z dzieciakiem i psem do mnie - mówiąc to przysunęła się bliżej niego, może nawet dłoń położyła na jego ramieniu, ale zaraz parsknela śmiechem. - Tylko nie używaj tego argumentu jeśli kiedyś postanowisz przyznać się Julie. - pokręciła z rozbawieniem głową, ruszając faktycznie w stronę domu a na słowa o pogłaskaniu psa wzdrygnęła się.
- Nie odgryzie mi ręki? - zapytała poważnie, ale zaraz faktycznie zdjęła rękawiczkę i pogłaskała zwierzaka niepewnie, za co w nagrodę została oblizana po dłoni i całym przedramieniu a raczej kurtce. Cute!
-
– Chcesz moją kurtkę? Ja jakoś wytrzymam, zahartowany jestem - wypiął pierś do przodu, co najmniej jakby był jakimś superbohaterem co najmniej, skłonnym podzielić się z nią czymś więcej niż głupią kurtką. – Oj tam. Jest puszysty? Jest – wywrócił oczyma. No przecież był naprawdę grubą kulką i do tego puszystą, więc nie rozumiał, o co ona się przypierdalała. Tak czy siak, wzruszył ramionami.
– Ale tamten był wyjątkowy – westchnął cicho, nie chcąc jej już tego tłumaczyć. W sumie dla niego rzeczy miały dość dużą wartość sentymentalną. Pewnie nadal trzymał nawet obrączkę, bo dziwnie było mu ją wyrzucić czy cokolwiek innego z nią zrobić. Odetchnął cicho i spojrzał na nią, gdy tak mu podszeptywała, żeby zostawić Julie… Cóż, byłby skłonny to zrobić, serio. Zrobiłby to bardzo chętnie, ale wiedział, że sobie żartowała i prędzej by dała się spalić na stosie niż do niego wróciła.
– Oboje wiemy, że byś mnie nie chciała z powrotem. A życie z dzieckiem i gigantycznym psem by ci pewnie przeszkadzało – wywrócił oczyma i westchnął. – Nie powinien – wzruszył niewinnie ramionami. – To łagodne psisko – stwierdził spokojnie i uśmiechnął się, gdy zwierzaka pogłaskała, a potem poszli do jej domu, gdzie odebrał zegarek.
ztx2
-
Wchodząc w rok 2021 kompletnie nie spodziewał się tego, że sprawy przybiorą taki obrót. Wpierw rzucił pracę w pizzerii na rzecz... no właśnie, czego? Milah. Nie oszukujmy się. Może i światła dziennego jeszcze ta informacja nie zaznała, ale on sam przyznał się wreszcie przed sobą, że jego emocje względem byłego szefa, obecnego współwłaściciela(?), to coś co mocno na niego wpłynęło. Nigdy nie miał okazji mu tego powiedzieć wprost, choć przeczuwał, że ten dostrzegał... pewne oznaki. Tak czy siak, Milah już dłużej nie było w jego życiu. Przynajmniej fizycznie, bo co jakiś czas pisali odnośnie spraw technicznych związanych z Liberte. Wciąż do końca nie rozumiał okoliczności w których Milah i jego facet musieli opuścić Seattle. Nie dopytywał też dlaczego odpowiedzialność za knajpę nie spadła na jakiegoś przyjaciela rodziny czy też nawet jego członka. Najwyraźniej musiał się sprawdzić w swojej roli i Khayyam czuł się komfortowo z pozostawieniem autorskiego biznesu w rękach Hirscha.
Knajpa wielka nie była, bo mieściła około dwudziestu pięciu osób, ale jej prowadzenie okazało się znacznie trudniejsze niż przypuszczał. Trzeba było wszystko regularnie zamawiać, sprzątać, nadzorować pracowników, dbać o marketing, księgowość, nie wspominając już o tym, że próbować wprowadzać do oferty różne francuskie przystawki, badając zainteresowanie klientów na poszczególne dania. Spędzał w Liberte całe dnie, a kiedy wracał do domu, to brał szybki prysznic i zasypiał, aby z samego rana znów tam wrócić. Nie dawał sobie czasu na odpoczynek, ale wynikało to z tego, że był właścicielem od niecałych dwóch tygodni. Bał się nawet najmniejszego potknięcia i tego, że zawiedzie Milah. Może i jego tajemnicze uczucia z czasem osłabły, ale to nie oznaczało, że już mu nie zależało na tej znajomości.
Na jego szczęście, choć ku ewidentnemu niezadowoleniu, pracownicy dostrzegali ogrom pracy ze strony Lauriego i postanowili się zmówić, aby mógł mieć wolną sobotę. Stawiał opór, bo jak to tak... miałby zostawić Liberte samo? Skąd miał mieć pewność, że ktoś czegoś nie sknoci? Przez godzinę musieli go przekonywać, ale w końcu przekroczył próg kawiarni i powoli zaciągnął się świeżym marcowym powietrzem. Co teraz?
Był wytrzymały, bo swego czasu spędzał na siłowni całe dnie, ale przepracowanie zdecydowanie dało się dostrzec gołym okiem. Jechał na ostatkach sił, co przejawiało się między innymi w okazjonalnym zachwianiu równowagi i na wpół przymkniętych powiekach. Fioletowe półkola pod oczami zaczynały wyglądać jak nieudany makijaż, a włosy prosiły się o wizytę u fryzjera. Mimo tego postanowił się przejść. Zahaczył o okoliczną knajpę, aby po cichu wybadać konkurencję i napić się kawy. Nie była jakaś wyjątkowa, ale pijał gorsze rzeczy. Nogi poniosły go same w stronę parku i nim się zorientował, stał przy barierce tępo wpatrując się w fale oceanu. Wiatr smagał mu długie (na jego standardy) czarne włosy, raz delikatnie i przyjemnie, aby potem zaskoczyć mocniejszym podmuchem. Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy, ale potrzebował się odciąć i odmóżdżyć. Z tego wszystkiego stracił rachubę czasu, ale słońce poruszyło się na horyzoncie jedynie odrobinę, więc nie mogło być tak źle. Powoli oderwał się od chłodnego metalu i odruchowo zerknął w bok, gdzie dostrzegł... własną matkę? Zmarszczył mocno brwi. Przez chwilę pomyślał nawet, że to wyobraźnia płata mu figla ze zmęczenia, ale kobieta zbliżała się coraz bardziej, aż w końcu miał ją na wyciągnięcie ręki. Odchrząknął mocno, bo głos mu z tego wszystkiego ugrzązł w gardle i uśmiechnął się blado. - Hej - przywitał ją cicho. Na ten moment nie był nawet w stanie jej tak bardzo demonizować, bo zwyczajnie nie miał na to siły.
-
- Hej?- zapytała zdziwiona, zdjęła z nosa okulary i umieściła je na czubku głowy, tak by utrzymały jej włosy w jednym miejscu, jak opaska. Mimo to oczy migotały jej wesoło i natychmiast przytuliła się do syna, obejmując jego muskularne ciało ramionami.
- Przynajmniej mam pewność, że dobrze się odżywiasz- odsunęła się, ale tylko na odległość wyciągniętych rąk bo dłonie ułożyła na przedramionach synusia.
Zmierzyła go też uważnym spojrzeniem jakby upewniała się, że z nim wszystko w porządku. Nie wyglądał dobrze. Ona z resztą też, ale perfekcyjny makijaż krył wszystko tak doskonale, że wyglądała wręcz kwitnąco. Dobrze być kobietą. Czasami.
- Wyglądasz na wykończonego, wszystko w porządku?
-
Pozwolił jej się objąć, ale sam nie zareagował. Wciąż dzierżył w dłoni kubek z resztą kawy, więc skupił się na tym, aby jej nie upuścić. Nie pamiętał kiedy ktoś go ostatni raz przytulił. Zabawne, że całymi dniami miał styczność z tyloma osobami, ale praktycznie zerowy kontakt fizyczny z kimkolwiek. - O to nie musisz się nigdy martwić - wzruszył ramionami, wciąż z tym bladym zmęczonym półuśmiechem. Lubił jeść i raczej nie wytrzymywał bez strawy więcej niż ośmiu godzin. W pracy faktycznie te posiłki były mniejsze, ale zawsze coś człowiek podjadł podczas przygotowywania. Kuchnia na zapleczu niestety wielka nie była, ale świetnie się w niej sam odnajdował, bo póki co tylko on tworzył jedzenie w Liberte.
- Ano, nie wyspałem się - machnął wolną dłonią, kłamiąc jak z nut, ale przecież nie przyzna się, że prowadzenie knajpy doprowadza go na skraj wytrzymałości. Czerpał z tego wiele psychicznej przyjemności, ale cierpiało jego ciało, którego możliwości przewyższał w swej głowie. - Nie wiedziałem, że jesteś typem spacerowiczki - przyznał, mierząc niedyskretnie jej strój. W ogóle nie wyglądała jakby była gotowa na przechadzkę po parku, no ale on też na ogół nie robił takich rzeczy.
-
Ją naprawdę obchodziło co u niego słychać, może Laurence odbierał to inaczej, ale tego to już nie przeskoczy. W zasadzie to nigdy nie udało jej się dowiedzieć dlaczego syn jest aż tak bardzo przeciwko niej i zawsze staje okoniem czego by nie powiedziała i nie zrobiła. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowie... Kurczę, może była w stosunku do niego zbyt wymagająca.... W końcu był najstarszy, może miała względem niego zbyt duże oczekiwania? Cholera wie... W zasadzie to chciała tylko by był szczęśliwy ale i odpowiedzialny i to wszystko. A już w to co i kto sprawi, że będzie szczęśliwy już jej nie obchodziło.
Doskonale wiedziała kiedy jej dzieci kłamały, ot taka matczyna super moc! Oczami wyobraźni widziała jak synowi rośnie nos, jak Pinokiowi.
- Kręcisz aż ci się z uszu dymi. Nie chcesz to nie mów, ale wiesz, że czasami łatwiej jest zrzucić z wątroby ciężar niż dźwigać go samemu? Może mogłabym ci jakoś pomóc? Trochę dłużej żyję na tym świecie i na wiele spraw patrzę inaczej niż wy młodziaki.- uśmiechnęła się szeroko i wreszcie puściła chłopaka, także nie mieli już ze sobą kontaktu fizycznego. A szkoda, bo podobno przytulanie wyzwala w organizmie gigantyczny wyrzut endorfin, a chyba obojgu by się przydało.
- Och, to chyba mnie w ogóle nie znasz skarbie. Uwielbiam spacery, choć nie w szpilkach. Jestem po wielogodzinnej konsultacji z klientem, potrzebowałam się zresetować. Gdyby nie to, to wcale byśmy się nie zobaczyli do następnych świąt, nie pamiętasz o istnieniu starej matki.
Zaśmiała się i odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów. Nie żeby robiła mu wyrzuty, ani troszkę....
-
Nabrał powoli powietrza do płuc i wywrócił oczami. No nie dało się z nią normalnie porozmawiać, bo od razu włączał się jej tryb matki. Intencje na pewno były wspaniałe, ale Laurence nie potrzebował mieć wierconej dziury w brzuchu i porad w stylu wyjdź na zewnątrz i pobiegaj, a tak właśnie postrzegał jej słowa. - Doceniam, ale nie mam żadnego ciężaru. Wyluzuj mamo - kłamał dalej i nawet nic sobie nie robił z tego, że kobieta prawdopodobnie to dalej dostrzegała. Swego czasu był bardziej wylewnym człowiekiem, ale im więcej pojawiało się w jego życiu niewiadomych, tym coraz mocniej się zamykał. Kolejna rzecz której przyczyn nie znał bo był zbyt młody i głupi.
Po raz kolejny wywrócił na nią oczami, teraz o wiele bardziej teatralnie. - Pamiętam, ciężko zapomnieć jak tyle do mnie piszesz - mruknął z wyrzutem i upił łyka kawy, która była już w zasadzie letnia, no trudno. Zaraz jednak uderzyły go lekkie wyrzuty, co tylko dodatkowo go poirytowało. Nienawidził przyłapywać się na przesadzaniu, bo od razu się poczuwał jak kretyn. - Dostałem wiadomość na walentynki. Dzięki - wygiął usta w lekkim uśmiechu. Nie było to wiele, ale na nic więcej nie było go w tej chwili stać. Wstyd się przyznać, ale walentynka od mamy była jego jedyną w tym roku. Może gdyby nie był zajęty pieczeniem babeczek dla Milah (które potem bezczelnie dał swojej rodzinie, a sam nawet nie posmakował...), to miałby z kim spędzić ten dzień. No cóż, było minęło. - Też musiałem się zresetować po pracy - dodał, nie zamierzając wchodzić w szczegóły.