WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Ciężko mi to obiektywnie ocenić, wiesz było w sumie super, ale kilka rzeczy bym poprawiła. Wiadomo nic mu nie mówiłam, bo wiesz jak to z facetami, zrazi się i już nigdy nie zrobi mi niespodzianki. – Astrid do niedawna narzekała na nudę w związku i fakt, że praktycznie nigdzie nie wychodzą, a każdy wolny wieczór spędzają przed telewizorem, więc gdyby teraz jeszcze marudziła, że wyjazd zupełnie nie spełnił jej oczekiwań, to z pewnością spontaniczność między Hesterem a Ortegą umarłaby na dobre. A Astrid była jaka była, zosia samosia, zawsze wszystko zrobi sama i oczywiście lepiej, nie dało jej się przekonać w żaden sposób, że nie jest we wszystkim najlepsza, czasem jeżeli ktoś by zrobił coś za nią, to wcale nie byłoby to gorsze.
- Oni chyba z natury nie dorastają ? Zawsze trzymałam się od takich facetów z dala. – przyznała. W liceum może było kilku sportowców, którzy ja interesowali, ze wzajemnością oczywiście, ale Astrid nie chciała nigdy skończyć ze złamanym sercem i bawić się w randki z chłopakami, którzy mieli nienajlepszą opinie. Potem pojawić się Hester i tak już zostało i zapewne zostanie do końca życia, skoro już złożyli sobie pewne deklaracje na wyjeździe.
- Wiesz wydaje mi się, że to nie brzmi wcale aż tak źle. Może powinnaś pozwolić wam na nowo się poznać. Kiedy ostatnio go widziałaś ? Wiesz ludzie dorastają, może teraz moglibyście się doszlifować. – Astrid ogólnie wychodziła z założenia, że ludzie się nie zmieniają i nie warto wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, ale Janette mówiła o tym mężczyźnie w taki sposób, że Ortedze nie do końca chciało się wierzyć, że faktycznie nic do siebie nie czuli, a cały ten ślub był tylko po to, by utrzeć nosa matce Janette. Jakoś na kilometr śmierdziała jej ta cała sytuacja i twarda postawa Janette, która z ogromną pewnością mówi, że nic między nimi nie ma i nie było, ani nie ma. Miałą wrażenie, że oszukuje samą siebie.
- Czemu o to pytasz? – zapytała po chwili milczenia i zmarszczyła brwi. Sięgnęła po kieliszek i dopiła do końca drinka jakby to był shot i poprosiła barmana o jakieś dwa drinki, które poleca. Jednym słowem chciała, żeby mężczyzna ja zaskoczył swoimi umiejętnościami barmańskimi.
- Wiesz co jakieś to wszystko popieprzone, ale czasem jest ci po prostu za wygodnie żeby coś zmieniać i bierzesz od życia to co ci daje oczywistego. – wetchnęła pod nosem. Jakoś nie wyobrażała sobie żeby teraz nagle kończyć związek z Ryśkiem i szukać czegoś, czego nawet nie da się określić. Jakoś przywykła do tej całej rutyny i stabilności w swoim życiu. W tej kwestii byłą po prostu wygodnicka, poza tym z niego jest naprawdę dobry mężczyzna. Nigdy w życiu by jej nie skrzywdził, ani zdradził. Czy warto było dla kilku emocji przekreślać wszystko co było między nimi od tylu lat? Astrid wiedziała, że po latach żałowałaby tego, więc wolała wybrać bezpieczeństwo.
-
- Uraziłabyś jego ego i byłoby potem "nie planuję dla nas niczego bo i tak jest źle, a ty wszystko planujesz najlepiej". - mówiąc te słowa zaczęła parodiować jakiegoś mężczyznę z kabaretu, przypominając sobie scenkę gdy żona prosiła męża by posprzątał, czy przygotował dom na przyjazd gości. A czego on by nie zrobił to i tak było źle i ona to poprawiała, więc szanowny małżonek w końcu się obraził i usiadł w fotelu, nie robiąc nic. Każdy mężczyzna jest taki sam, duże dziecko po prostu, które szybko się poddaje pod wpływem krytyki.
- Szczerze mówiąc nie wiem, z żadnym nie umawiałam się na tyle długo by zaobserwować tę ewolucję czy tam proces dojrzewania. - zaśmiała się i przy tym zdaniu, pewnie trochę była już wstawiona. Ale to jeszcze nie jest tak źle, jeszcze może i będzie pić. Ogółem Janette często zmieniała partnerów, dlatego nie przyzwyczajała się do żadnego i nie mogła zdążyć zaobserwować jakichś zmian z jego strony. Pewnie to było kierowane tym, że jeśli by mu zaczynało zależeć, to uciekała nie chcąc się bawić w żadne zobowiązania. A mówią że to kobiety pierwsze się zakochują. Na pytanie o swojego pożal się boże męża musiała policzyć ile to lat się nie widzieli?
- Wydaje mi się że będzie 8 lat od naszego miesiąca miodowego, po którego zakończeniu każde z nas wróciło do swojego życia. - ona serio nie widziała tutaj jakiejś mega historii miłosnej, którą można by wnukom opowiadać czy romans na jej podstawie napisać. Po prostu świetna zabawa z fajnym facetem i tyle. Może i się okłamywała, kto ją tam wie?
- Wiesz, małżeństwo to jest taki stan, że ty jesteś jego, a on twój. A skoro jesteś już jego to nie będzie musiał się o ciebie starać, aż uczucie powoli zgaśnie. Nie lepiej zostawić tego tak jak jest obecnie? Przynajmniej tylko z nim zerwiesz, a nie tak jak ja musisz go szukać by podpisał papiery rozwodowe. Są przecież tacy co nie dają go łatwo, nie chcą uwolnić od siebie kobiety. - wyraziła zatem swoje zdanie na temat małżeństwa, czując się przecież ekspertem, była w końcu żoną, nieprawdaż? Jednakże jej małżeństwa nie dosięgła rutyna, nie miała kiedy odkąd małżonkowie po upojnym miesiącu miodowym najzwyczajniej w świecie rozstali się. Trochę zatem bazowała na ogólnych stereotypach, wiedząc jedno, sama drugi raz nie zdecydowałaby się na ślub, bo z rozwodem jest za dużo zachodu.
-
- No i chyba tego ci zazdroszczę. – przyznała upijając drinka. Astrid była już wcięta, więc język jej się plątał i byłą naprawdę wyjątkowo szczera. Zazwyczaj tłumiła to co miała w sobie, a miała coś w rodzaju frustracji ty, że czuje jakąś pustkę w swoim życiu czy też poczucie niespełnienia. Zazdrościła Janette, że jest taka niezależna i sama rozdaje karty w swoim życiu, a Ortega to miękka dupa i nie potrafi żadnych zmian wprowadzić w swoim życiu.
- Jestem chyba pijana, ale to nadawałoby się na jakąś książkę z tanim romansem w tle. – zaśmiała się melodycznie. Czy ta historia była jakaś szczególnie wyjątkowa i romantyczna? Chyba nie, ale Astrid była pijana i spragniona jakiejkolwiek akcji w swoim życiu.
- Nie wiem szczerze jak ma to wyglądać. Nie jestem jakoś specjalnie podekscytowana, jestem z nim już jakieś 8 lat i wszystko zrobiło się jakieś takie zwyczajne, a ja mam dopiero 25 lat. – przyznała przyjaciółce. Kiedy przyjmowała oświadczyny, byłą szczęśliwa, ale w momencie kiedy emocje opadły zaczęła mieć jakieś chore wątpliwości. Gdyby byli sobie pisani i kochali się na zabój to chyba nie tak to powinno wyglądać ?
- 25 lat i bzykałam się z jednym facetem. – dodała po chwili zażenowana sącząc powoli drinka przez słomkę. Czy powinna brać w takiej sytuacji ślub, skoro nie ma pojęcia jak to jest być, żyć i sypiać z kimś innym? Podobna każda dziewczyna powinna na studiach być trochę zdzirą, żeby potem nie żałować, że czegoś nie przezyła.
-
- Już ja bym sobie z nim porozmawiała, gdyby nagle zaczął ci wszystkiego zabraniać. - powiedziała poważnie, bo nie ma nic gorszego od ograniczania kobiety, która powinna być wolna, niezależna, wtedy dopiero czuje się naprawdę szczęśliwa. Astrid też tego właśnie potrzebowała, tylko nie umiała o to jeszcze właściwie zawalczyć.
- Nie musisz mi zazdrościć, możesz wcielić w swoje życie to samo. - stwierdziła jakby to było tak banalnie proste i klarowne. Dla Janette było, dla Ortegi pewnie niekoniecznie.
- To co cię wciąż przy nim trzyma, jeśli on cię ogranicza? Młoda jesteś, zaszalej, możesz poznać kogoś nawet tutaj w barze, zobacz jak to jest z innym, spróbuj się zabawić, przecież on się o niczym nie dowie, chyba że sama mu powiesz co by było głupie. - Janette prawie się udławiła słysząc o sypianiu przez tyle lat z jednym mężczyzną. Kobieta powinna poznawać swoje upodobania z różnymi mężczyznami, dopiero wtedy odkryje, czego chce w łóżku i przede wszystkim od życia. Inaczej będzie żyła w takiej niepewności, a później jak zasmakuje zakazanego owocu to będzie żałować, że nie zrobiła tego wcześniej. I żadna miłość nie powinna jej tego zabraniać, kobieta musi się wyszaleć dopóki jest singielką.
-
- Nie wątpię. - zaśmiała się. Dobrze jest mieć przyjaciółkę, która w razie czego zawsze strzeli jej przysłownego plaskacza i opamięta ją, kiedy zacznie robić jakieś głupoty. Tacy ludzie są cholernie ważni w naszym życiu.
- To co mam, rzucić w pizdu ten związek i poszukać wrażeń ? - uniosła jedną brew ku górze. W sumie jakby nie patrzeć mężczyzna tylko stopuje w życiu, Astrid zawsze byłą cholernie ambitna, a ten związek nieco ją przystopował, to było cholernie smutne. Zaczynała się bać, że któregoś razu obudzi się tak znudzona życiem, że z dnia na dzień zniknie z Seattle i tyle ją ludzie widzieli. Gorzej gdyby odbiło jej, kiedy miała by już dzieci, wtedy ktoś niewinny, by przez nią cierpiał. Może warto być właśnie teraz egoistom, a nie później ?
- Nie no, on mnie nie ogranicza, ale związek sam z siebie sprawia, że ograniczony jest seks z innymi mężczyznami czy też randka. Nie jestem jakoś za zdradą, wolałabym już się rozejść niż flirtować z kimś na boku. - przyznała. Rysiek sam z siebie jej nie ograniczał, po prostu związek był monotonny, ale chyba to normlane, że po latach tak się dzieje?
- No nic, pieprzyć związki, zdrowie. - uniosła drinka do góry i posłała przyjaciółce szeroki uśmiech,
-
- To ty musisz zdecydować czego chcesz. Chcesz monotonii to bądź dłużej w tym związku, weźcie ślub i doczekajcie się tuzina dzieci. Jeśli jednak chcesz wrażeń to rzuć go dopóki nie wiąże was nic oprócz dobrego seksu i jak mówisz, miłości. - trudno jest przecież zostawić kogoś gdy łączy was wspólny kredyt, czy dzieci. Jeśli Astrid już źle się czuje w tej relacji to powinna ją czym szybciej zakończyć dopóki nie będzie za późno. Zasada Janette, zerwij jak jedna ze stron zacznie się angażować. Tak jest najlepiej.
- Ortega, czy ty wiesz czego chcesz właściwie? Z jednej strony chcesz wrażeń, z drugiej chcesz stabilizacji. Musisz wybrać tylko jedną opcję. - dodała, bo serio brunetka wydawała się potwornie niezdecydowana, tak jakby sama nie wiedziała czego chce. A nawet Hillówna wiedziała, że w życiu nie da się mieć wszystkiego.
- Zdrowie, za silne i niezależne od nikogo kobiety. - wzniosła też i swój toast, by mogły się napić kolejnego drinka, tudzież kolejeczkę. Aż się cieplutko w brzuszku od nich robiło, dobrze, dobrze.
-
Trochę się spóźnił. To przez te reklamy, które są przed filmem, ok? Źle wyliczył ile mu to zajmie i... Nieważne, Jacob raczej nie będzie się przejmował spóźnieniem. Młodszy Hirsch wszedł do środka, rozejrzał się szybko po wnętrzu i cóż... Po jednej rundce nie był pewien, ale po drugiej już w stu procentach wiedział, że to jednak jemu udało się dotrzeć pierwszemu. Huh, nieźle. Znalazł więc wolny stolik, który dla nich zajął i czekał grzecznie. A jak zauważył Jacoba, to mu pomachał, żeby ten szybciej przywlókł tu swój tyłek. Lód im się w alkoholu rozpuszczał, a to nie wróżyło dobrze.
-Co cię zatrzymało staruszku? Ból w krzyżu czy może jakiś niespodziewany prezencik? - zagaił na powitanie, po tym jak oczywiście urodzinowo poklepał brata po plecach. Nie mógł sobie tego odmówić. Jak i głupiego komentarza. Za to hej Joachim pominął całkowiciie, ale kto, by się tym przejmował? Tym bardziej, ze bądź co bąź trochę się Jo stresował... Dawno nigdzie z Jacobem sam nie wychodził. Nie byli też takimi bff jak Judah z Jacobem... Nie wiedział więc czy uda im się spędzić ten wieczór/noc dobrze, przyjemnie, a co jak co, ale czterdziestych urodzin bratu rozwalać to on nie chciał.
-
Wszedł do baru spóźniony, nieogolony, ale z delikatnym uśmiechem wykrzywiającym jego usta.
– Nieco ponad kwadrans akademicki spóźnienia a ty już pijesz sam? – żartuje, poklepując Jo po plecach. Zajmuje miejsce obok niego ze starczym westchnięciem.
– Śmiejesz się, a jako najmłodszy z braci będziesz nas jeszcze na starość wysadzał na nocniki, jako że najwyraźniej żadnej z nas nie może specjalnie liczyć na pomoc Ż O N Y. Chociaż, kto wie, Judah na swojej słabości do młodszych kobiet może jeszcze wyjść całkiem dobrze – Jacob macha ręką do barmana, żeby go przywołać. Zamawia dla siebie i brata od razu całą butelkę. Nie będą się rozmieniać na drobne.
–Prezencik… – mamrocze z rozbawieniem, kiedy przypominają mu się słowa brata – Jeśli myślimy o tym samym, to nie… Ale nie oponowałbym jakoś specjalnie. Może powinienem jednak porozglądać się za rezydentkami kardiochirurgii. Widziałeś ten cały nowy napływ? Jezus, może to nie brzmi za profesjonalnie, ale jako że JESTEŚMY PO SŁUŻBIE, to przyznam najzupełniej szczerze, że pracuje tam taka blondynka… – Jacob podnosi kieliszek do góry w geście toastu, ściąga brwi, marszczy nos i kręci głową w ramach pełnego uznania dla walorów zewnętrznych wspomnianej dziewczyny.
-
-Do tego absurdalne fantazje... Czy powinienem już ci sprawdzić temperaturę? - zapytał z uniesioną brwią, po czym wyzerował swojego skromnego drinka, którego sączył w oczekiwaniu na braciszka. Oczywiście, że się zgrywał. Faktycznie jednak mogłaby się słabość Judaha do młodszych panien na coś przydać, bo marzeniem Jo nie było usługiwanie któremukolwiek z rodzeństwa. No zwyczajnie nie. Prędzej opłaci im jakąś pielęgniarkę. I nie ma co ukrywać - każdy z nich będzie zadowolone z takiego rozwiązania, może tylko ta biedna kobieta, która trafi na takiego starca Hirsch niekoniecznie, ale... To jeszcze daleko, na szczęście. I cóż z uznaniem patrzy na rozrzut Jacoba, kiedy ten decyduje się na całą butlę, ale w sumie... To Jo tu płaci, nie ma co podziwiać. Portfel zapłacze, ale później. Jakiś plus, zawsze.
-Blondynka? Nie widziałem. Ale chyba ty widziałeś sporo, mów więcej - zaśmiał się, za bardzo nie wiedząc, skąd tu u Jacoba takie zainteresowanie rezydentkami, stażystkami... Z drugiej strony był tylko facetem, to nic dziwnego, że zwracał uwagę na kobiece piękno, którego w sumie u nich w szpitalu nie brakowało. Może lepiej na współpracownice niż pacjentki? Cholera wie, co bardziej nieetyczne! -A i prezencik... Możesz zawsze jeszcze mieć, choć nie wiem czy są tu jakieś blondynki, stażystki, z kardiochirurgii = mruknął rozbawiony, ale nie zmieniało to faktu, że rozejrzał się po wnętrzu baru czy może nie ma tu kogoś interesującego. Albo znajomego ze szpitalnych korytarzy. Świat jest mały więc kto wie? Może Jacob dostanie swoją gwiazdkę z nieba, tfu, wróć kardiochirurgii.
-
Kiedy ją odczytał, zmarszczył lekko czoło. Nie rozumiał, co było aż tak ważne, by zaczęła go ciągać po knajpach, ale zaciekawienie wzięło górę. Opcje były dwie. Albo coś nie tak w poprzednim miejscu pracy, albo po prostu chciała wiedzieć co mu odbiło, że zostawił dotychczasowego szefa samego sobie, nie zwracając w ogóle uwagi na to, że terminarz szlag trafił, a Owen został z rękami pełnymi roboty i bez odpowiedniego zastępstwa za utraconego pracownika. Czy czuł z tego powodu wyrzuty sumienia? Nie. Z szefem miał dość neutralną relację. Nie można było powiedzieć, by byli ze sobą zaprzyjaźnieni, nie plotkowali jak dwie emerytki o wszystkim i niczym, nie urządzali sobie regularnych męskich spotkań po pracy, a ich dyskusje w głównej mierze ograniczały się do spraw zawodowych.
Po zamknięciu lokalu, w którym spędził cały ranek i sporą część popołudnia, wrócił do domu tylko po to, by szybko wziąć prysznic i przebrać w ciuchy bardziej wyjściowe niż te, w których przeprowadzał remont. Był zmęczony jednak nie wpadł na to, by cokolwiek odwoływać.
W umówionym miejscu pojawił się punktualnie. Nie było dla niego problemem wypatrzenie wśród klientów baru znajomej blond czupryny. Podszedł do baru, by zamówić coś mocniejszego i chwilę później przystanął przy stoliku zajętym przez Kirę.
— Chciałem zacząć od pytania, czy coś się stało i widzę, że chyba trafiłem w dziesiątkę. Cześć — rzucił, dostrzegając jej niewyraźną minę, która jasno wskazywała na to, że nie mieli prowadzić radosnych dyskusji. Za długo się znali. Wiedział gdy chodziło o coś poważnego, dlatego przysiadł na wolnym krześle — Dajesz, co jest grane? Owen jednak cofnął wypowiedzenie? Studio poszło z dymem? Ktoś umarł i o tym nie wiem? — zapytał, chcąc od razu przejść do rzeczy, by mogli obgadać coś niewiadomego co wisiało w powietrzu, by ostatecznie móc się skupić na przyjemniejszych tematach.
-
Blondynka w zamyśleniu popijałą whisky z lodem. Miała od razu zamówioną butelkę, przez co na stoliku, gdy mężczyzna przyszedł, stała butelka Jacka Danielsa, miseczka z lodem i dwie szklaneczki, choć nie była pewna, czy Rhys skusi się akurat na ten trunek. Kira uniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się nieco krzywo. Poprawiła się na siedzisku i upiła kolejny łyk alkoholu.
- Hej. Studio jest zamknięte. Owen wyjechał. Urwał kontakt - przyznała bawiąc się szklanką. - Nie wiedziałeś, że wyjechał? - zapytała. Właściwie było to pytanie retoryczne. Gdyby wiedział, to przecież nie pytałby się, czy studio poszło z dymem, lub czy Owen nie cofnął wypowiedzenia. Westchnęła cicho.
- Podobno wyjechał chcąc zacząć "świeży start" - palcami obu dłoni zaznaczyła cudzysłów, dla podkreślenia swoich słów. Upiła kolejny łyk whisky dokańczają to, co miała w szklance. Odkręciła butelkę i nalała sobie trunku. Odstawiła butelkę ze zbyt głośnym stuknięciem. Znów spojrzała na niego.
- Wiem, że nie trzymaliście się jakoś blisko ale... Wiesz cokolwiek, co mogło to spowodować? nie licząc Twojego odejścia. Znaczy ja wiem, że on chciał rozwodu z żoną, a ona robiła problemy. Podobno przez nią wyjechał ale.... Nawet nie dał znaku, dowiedziałam się właściwie przypadkiem. Nie umiem jakoś tego poskładać. Jeszcze nie tak dawno pomagałam mu szukać mieszkania, a teraz...Eh...
-
— Świeży start? A jaki on mógł mieć świeży start? — zapytał, upijając nieco alkoholu. Nie negował tego, jakie życie wiódł jego dotychczasowy szef, ale nie dało się ukryć, że nie dostrzegł by w jego życiu działo się cokolwiek ciekawego. Żadna kobieta nie przewijała się przez studio. Czasem odwiedził go jakiś kumpel, ale na tym się kończyło. Rhys śmiał twierdzić, że życie Owena było równie nudne, co jego własne — To Owen miał żonę? — zapytał, bo o tym nie wiedział. Pojęcia nie miał, że życie szefa jednak było odrobinę ciekawsze, ale zarazem skomplikowane — Nie wiem, Kira. Nie mam pojęcia co się stało. Cholera, nawet nie wiedziałem, że kogoś ma i że chce rozwodu. My naprawdę gadaliśmy tylko o pracy — skrzywił się. Chciałby jej pomóc w odkryciu tego, co się stało i gdzie zapodział się Owen, ale nie był w stanie tego zrobić — Z drugiej strony, jak tak myślę, ostatnio chyba faktycznie był jakiś bardziej nieobecny... — dodał po chwili, przypominając sobie ostatnie tygodnie, gdzie Owen zapisywał na sesję dużo mniejszą ilość klientów.
— Dzwoniłaś do niego? Pisałaś? — zagaił jeszcze, bo to też było dość istotne. Czasami najprostsze opcje, przynosiły najlepsze efekty.
-
- Owen miał nie tylko żonę, ale i dzieci. Niestety od kilku miesięcy nie układało im się. Chciał się rozwieźć. Dlatego spał na zapleczu studia. Jego żona jednak wciąż utrudniała sprawę. Unikała podpisania papierów rozwodowych. Ogólnie była łasa na kasę. - Blondynka założyła nogę na nogę. Z nadgarstka zdjęła gumkę do włosów i spięła je w wysoki kucyk. Zaczęła bawić się szklanką z whisky.
- Ostatnio pomagałam Owenowi znaleźć mieszkanie. Nie mógł przecież wiecznie spać na zapleczu. Potem ty położyłeś wypowiedzenie. A niedługo później on wyjechał. Zerwał kontakt. Nie mam jak do niego zadzwonić czy też napisać. - westchnęła cicho. Dopiła na raz zawartość szklanki. Odstawiła ją z głośnym stuknięciem. - Jego brat wie jedynie, że z powodu ex-żony wyjechał zacząć "świeży start" -To było właściwie wszystko, co była w stanie mu powiedzieć, aby rozjaśnić sytuację. Martwiła się o Owena. Nie rozumiała tej nagłej decyzji. O tyle dobrze, że w tym niezrozumieniu nie była sama. Jego rodzeństwo też tego nie rozumiało. A na pewno Henry. Jednak ją to wciąż bolało, wciąż kuło wewnątrz, aby mimo wszystko spróbować się czegokolwiek więcej dowiedzieć. Niestety Rhys nic nie wiedział. A szkoda. Miała nadzieję, że coś się rozjaśni, a teraz oboje pozostaną w sferze domysłów i gdybań. Chyba faktycznie czas było wywiesić białą flagę i zaprzestać poszukiwania informacji. Nic to nie dawało, a tylko gorzej się z tym wszystkim czuła.
-
— Szukał mieszkania? Znalazł coś? — zapytał. Jeśli nie to może właśnie to było powodem tej nagłej decyzji. Owen mógł mieć dość życia w takich, a nie innych warunkach, a jeśli Seattle nie dawało mu szans na coś lepszego, mógł zechcieć szukać szczęścia gdzie indziej. Miał nadzieję, że o to chodziło, a nie o... Nie chciał tego do siebie dopuszczać. Była to myśl zła, która nie powinna mieć miejsca, a już na pewno nie powinna padać na głos w obecności Kiry.
— Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałaś? Nie mówił ci nigdy, że chciałby gdzieś pojechać? Nie podsunął żadnego miasta? — pytania pojawiały się jedno za drugim, ale każdy nawet najbardziej banalny trop, mógłby ich doprowadzić do celu, a Rhys nie zastanawiałby się dwa razy nad tym, czy wsiąść w samochód i jechać na poszukiwania. Zrobiłby to, bo cała ta niespodziewana sytuacja autentycznie go zmartwiła i wolałby wiedzieć, że wszystko z Owenem było w jak najlepszym porządku.
-
- Wysłałam mu kilkanaście adresów i numerów telefonów. Wszystko to były świetne okazje. Ładne kawalerki z niskim czynszem. Wszystko w okolicy salonu, dzięki czemu miałby blisko. Nie wiem jednak, czy je sprawdził. Nie chcę już wydzwaniać do tych ludzi, bo i tak mogą nie udzielić mi żadnych informacji. Niektórzy, to znajomi, więc od nich wiem, iż nie dzwonił ani nie oglądał tych mieszkań. Nie znam jednak wszystkich. - przyznała ponuro. Zastanawiała się jednak, czy to może nie była jedynie podpucha, aby ją czymś zająć, a w tym czasie planować własny wyjazd. To też było możliwe. Ona się wkręciła, aby mu pomóc, a on nie powiedział jej po prostu prawdy.
- Teraz już będzie kilka tygodni, chyba ze trzy. Nie wiem. Przestałam liczyć dni. Niestety nic mi takiego nigdy nie mówił.... Myślisz.... Może... Może ja byłam zbyt nachalna chcąc mu pomóc? Może chciał odpocząć od kobiet, a ja wciąż do niego pisałam i dzwoniłam pytając się, jak się miewa? Może uciekł nie tylko przez żonę.... Ale i przeze mnie? - spojrzała na niego nieco przerażona tą myślą. Nalała sobie whisky i upiła łyk alkoholu wzdychając ciężko. Nerwowo podrapała się po głowie.